Krótsze ramię trójkąta. Tom 2: Dominik - Ada Johnson - ebook

Krótsze ramię trójkąta. Tom 2: Dominik ebook

Johnson Ada

4,8

Opis

Wraz ze śmiercią mamy świat Elki Walewskiej stracił jeden z filarów, na których się opierał. Kobieta ma czasem wrażenie, że uszkodzona konstrukcja niebezpiecznie się chwieje i zaraz runie. Przypomina sobie wtedy, że wie, jak ją ustabilizować: musi po prostu żyć. Rozpacza więc, niecierpliwi się i złości, by za chwilę się śmiać, wzruszać i zachwycać wiosną.

Dominik wspiera ją we wszystkim. Jest nie tylko mężem, ale i najlepszym przyjacielem. Razem mogą przetrwać każdą katastrofę. Oboje są o tym przekonani.

Właśnie wtedy przekorny los stawia na ich ścieżce „tę trzecią”…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 265

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (19 ocen)
15
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mkoston

Nie oderwiesz się od lektury

Super napisana, bardzo ciekawa, akcja toczy się szybko. Historia bardzo sympatycznej rodziny i próba pozbierania się po zdradzie malzenskiej.
00
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia Polecam
00
kdmybooknow

Nie oderwiesz się od lektury

Opowieść pełna emocji, zawirowań i nieoczekiwanych zwrotów akcji, która z pewnością poruszy najgłębsze struny i was zaskoczy. To piękne ujęcie codziennego życia dwójki ludzi, którzy kochają się i są ze sobą od wielu lat. Blaski i cienie takiego związku. Historia nie pędzi; toczy się jak zwyczajna codzienność, ale zawiera mnóstwo emocji i refleksji. Myślę, że niejedna para odnalazła by tu siebie, bądź przynajmniej była w podobnej sytuacji. Każdy ma swój kodeks moralny i życiowy, którym się kieruje, by czuć zarówno to, co Elka, jak i to, co Dominik. Miłość i radość tańczą ze smutkiem, a nadzieja z żalem i rozgoryczeniem. Czy pochwalam zachowania bohaterów? Nie, ale też ich nie potępiam. Ich zachowania, podjęte decyzje, dały mi do myślenia. Jedno jest pewne, ta historia zostanie ze mną na długo w mojej pamięci. 🥰
00
monika_i_ksiazki78

Nie oderwiesz się od lektury

"W głowie jednak pobrzmiewało jej angielskie powiedzenie: two wrongs do not make a right. Jeśli odpowie na coś złego czymś równie złym, nie sprawi, że z dwóch niedobrych czynów powstanie coś dobrego." Świat Elki Walewskiej po śmierci mamy stracił jeden z filarów. Kobieta ma wrażenie, że uszkodzona konstrukcja się chwieje. Przypomina sobie wtedy, że aby ją ustabilizować musi po prostu żyć. Dominik wspiera ją we wszystkim. Jest nie tylko mężem, ale i najlepszym przyjacielem. Oboje są przekonani, że razem przetrwają każdą katastrofę. Tak jest do czasu.... aż na ich ścieżce pojawia się "ta trzecia". Czy Elce i Dominikowi uda się przetrwać kolejny kryzys? Autorka zabiera nas w podróż do świata, w którym królują uczucia - miłość, przyjaźń i zaufanie. Gdzie miłość to stabilny fundament, na którym zbudowane jest małżeństwo. A przynajmniej tak się wydawało... Gdy na scenę wkracza kobieta, która burzy uporządkowany świat Elki i Dominika wszystko się zmienia. Najbardziej boli, gdy osoba, którą...
00
bozenasup

Dobrze spędzony czas

Ciekawa kontynuacja. Pomimo utrzymywania lekkiego tonu, autorka nie uniknęła ciężkich tematów. Miło było spotkać się jeszcze raz z bohaterami. Warto!
00

Popularność




Redakcja

Anna Jeziorska

Projekt okładki

Maksym Leki

Fotografie na okładce

© the stock company|shutterstock.com

© True Touch Lifestyle|shutterstock.com

Redakcja techniczna, skład i przygotwanie wersji elektronicznej

Maksym Leki

Korekta

Urszula Bańcerek

Marketing

Kinga Ucherek

[email protected]

Wydanie I, Siemianowice Śląskie2023

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12

tel. 600 472 609, 664 330 229

[email protected]

www.videograf.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2023

tekst © Ada Johnson

ISBN 978-83-8293-130-3

Nie powinniśmy ufać sobie wzajemnie.

To nasza jedyna obrona przed zdradą.

Tennessee Williams

1. Na dobre i na złe

Był piętnasty dzień marca, a więc miesiąca, który każdy utożsamiał z początkiem wiosny, ale wewnątrz gotyckiego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny panował przenikający do kości zimowy chłód.

Miało się wrażenie, że pomiędzy nawami świątyni, mimo szczelnie pozamykanych drzwi, hulał lodowaty wiatr, jakby wszyscy święci uwiecznieni na płótnach, freskach i cokołach dla zabawy dmuchali na wiernych swoim mroźnym oddechem.

Dominik starał się wsłuchiwać w słowa proboszcza, modlić i śpiewać z resztą zgromadzonych, ale był zbyt rozproszony. Przed chwilą złapał się na tym, że z zadartą głową podziwia kolorowe wzorki na gwiaździstym sklepieniu. Była to chyba reakcja nerwowa, podobna do tej, jakiej doświadczała Elka.

Trzymał dłoń na jej zmarzniętej dłoni, wczepionej w oparcie ławki przed nimi z taką siłą, że zbielały kłykcie. Jego żona trzęsła się na całym ciele tak, że aż dzwoniły jej zęby. Nie mogła tego opanować, pomimo sporej dawki środków uspokajających.

Stała ze spuszczoną głową, między nim a Małgosią, cicho zawodząc. Odrywała ręce od ławki jedynie wtedy, gdy musiała wydmuchać nos, a potem znów się w nią wczepiała, jakby tylko to utrzymywało ją jeszcze w tym miejscu. Miała ochotę uciec, wiedział o tym. Czuła obecność matki w salonie ojca, tam chciała teraz być.

Adam, załatwiając formalności związane z pogrzebem, poprosił o odmówienie różańca w bocznej kaplicy, jeszcze przed mszą. Elka zgadzała się na wszystkie sugestie ojca, między innymi gdzie powiesić klepsydry, w który dzień zamieścić nekrolog w lokalnej gazecie, co zagra trębacz na cmentarzu, gdzie odbędzie się stypa i jakie wybrać menu.

Miała tylko jedno życzenie – chciała, aby trumna była cały czas zamknięta. Do tej pory nie wiedzieli, czy poprosiła o to Lena, czy po prostu taka była decyzja jej córki, która wolała, aby dalsi krewni i znajomi zmarłej nie widzieli jej tak zmienionej. Trumnę otworzono więc jedynie na chwilę, aby ona i Adam mogli uczynić zadość wymogom formalnym i oficjalnie potwierdzić przed pracownikiem zakładu pogrzebowego tożsamość leżącej w niej osoby. Dominik akurat niechcący zerknął w tamtą stronę, ale gdy tylko dojrzał oplecione różańcem dłonie, pospiesznie się odwrócił. Dzieciaki też wolały patrzeć w innym kierunku.

Lena miała duży dystans do tego, co stanie się z jej ciałem po śmierci. Nie miała życzeń co do sposobu pochówku. Powiedziała, żeby zrobili, jak im wygodniej. Jej i tak już nie będzie w tej cielesnej powłoce, więc przekonywała ich, że wszystko jedno, na co się zdecydują. Powiedziała, że oddała energię drzewu i tam mają jej szukać, a nie na cmentarzu pod granitową płytą. Zapewniła też, że jeśli po śmierci cokolwiek pozostanie w jej mocy, to jej duch będzie regularnie wpadał na plotki.

Wpełnej czarnego humoru pogawędce z Patrykiem i Oliverem zakomunikowała, że będzie słuchać uważnie wszystkiego, co mają jej do powiedzenia, ale powstrzyma się od słownych komentarzy, żeby nie narobili w portki ze strachu, bo tak by się pewnie stało, gdyby im nagle odpowiedziała spod sufitu lub z szuflady na sztućce. Mówiła też, by siadali delikatnie na jej fotelu, żeby jej niechcący nie przygnieść.

Uśmiechnął się mimowolnie na to wspomnienie. Siedzieli w drugim rzędzie w głównej nawie, a że nikt nie miał śmiałości usiąść przed nimi, mieli niezakłócony widok na ukrytą pod wieńcamitrumnę, pięknie udekorowany kwiatami ołtarz i ambonę, z której przemawiał ksiądz ubrany w fioletową szatę liturgiczną.

Chociaż Dominik nie uważał się za znawcę w dziedzinie nabożeństw pogrzebowych, to jednak wydało mu się, że akurat to, w którym dziś uczestniczyli, było inne od wszystkich. Lepsze. Bardziej osobiste. Kapłan mówił wprost do nich, przemawiał ze zrozumieniem i współczuciem. Tak jakby znał Lenę, choć to było bardzo wątpliwe.

Kiedy przy wtórze niesamowicie poruszającej muzyki, wydobywającej się z siedemnastowiecznych organów, podążali za trumną wzdłuż głównej nawy, zaskoczyło go, jak wiele osób przyszło do kościoła. Wiedział, że w ciągu ostatnich kilku dni zarówno Elka, jak i Adam pilnieobdzwanialiwszystkich znajomych i krewnych, ale i tak nie spodziewał się takiej frekwencji. Potem okazało się, że na uroczystość przybyło też wielu znajomych Adama iElki, a także kilkuosobowa delegacja z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, gdzie Lena pracowała przed wyjazdem za granicę. Kątem oka dostrzegł nawet swoich sąsiadów, w tym Stasia Walendziaka i Zenka Matuszewskiego. Skinął im lekko głową i pomyślał, że musi im podziękować. Tuż przed wyjściem z kościoła dojrzał Czajkę i Przemasa, ale kiedy później się za nimirozglądał, już nie było po nich śladu. Nie widział ich na cmentarzu, więc zapewne, tak jak większość obecnych w kościele ludzi, chcieli tylko uczestniczyć we mszy iw ten sposób okazać wsparcie i pomodlić się za duszę zmarłej.

Kiedy po stypie, już w węższym gronie, udali się na kawę i wspominki do mieszkania Adama, Dominik tytułem pociechy powiedział Elce, że to miło, iż tak wiele osób przyszło na pożegnalną mszę Leny i że na pewno byłaby zachwycona tą bajeczną muzyką organową. Spojrzała wtedy na niego zaskoczona, bo nie zdawała sobie sprawy z tych tłumów i z tego, że w czasie nabożeństwa grała jakaś muzyka. Była nawet trochę rozgoryczona, że tak mało ludzi pojawiło się na cmentarzu, chociaż prawda była taka, że stała przy świeżym grobie swojej matki i przez kilkanaście minut przyjmowała wraz z Adamem kondolencje. Wyglądało na to, że tego też nie pamięta. Pamiętała natomiast, że tuż przy grobie mamy rosło jakieś duże drzewo, a z cmentarza przegonił ich nagły deszcz. Ze stypy zapamiętała rozgotowany makaron.

***

Elka kroiła ciasto, a pani Kasia układała je na pięknie zdobionych porcelanowych talerzach. Agnieszka rozpytywała gości, komu kawy, komu herbaty. Dominik uzgadniał z Oliverem, jaką muzykę włączyć, a tata wyszedł na balkon, gdzie pokazywał coś swojej siostrze Ewie, która wraz z mężem przyjechała na pogrzeb Leny z Paryża. Patryk był z nimi.

Ich obecność bardzo cieszyła Elkę. Mama też lubiła tę parę. Wujek Antek był malarzem, a przy tym człowiekiem pełnym fantazji. To się odnosiło nawet do jego stroju. Przyszedł na pogrzeb ubrany w czarny prążkowany garnitur z obcisłymi spodniami, których nogawki kończyły się tuż nad kostką, ukazując czerwone skarpetki, harmonizujące z czerwoną różą wpiętą w butonierkę. Nosił też cylinder, a zamiast okularów do czytania używał staroświeckiego monokla.

Krystyna Walewska podeszła do swojej synowej i w sposób nietypowy dla siebie, bo zazwyczaj nie była zbyt wylewna, przytuliła się na moment do jej pleców. Elka odwróciła głowę i leciutko się uśmiechnęła.

– Pamiętaj, że masz nas – powiedziała Krystyna, a jej oddech pachniał ciężkim porto, którym zaczęła się raczyć chyba jeszcze przed pogrzebem. – Podejrzewam, że wiem, jak się dziś czujesz, dziecko. Myślisz, że świat zawalił ci się na głowę. I wiesz co? Może rzeczywiście tak jest. Ale masz nas i my ci pomożemy go dźwignąć. Prawda, Małgosiu? – spytała wnuczkę, która stała w drzwiach, opierając się plecami o framugę.

Dziewczyna skinęła głową, ale jej mina wyrażała rezygnację. Przypatrywała się swojej babce z uwagą, jakby i jej nie umknęło, że Krystyna zachowuje się dziś nieco inaczej niż zwykle. Elce przeszło przez myśl, że może jej córka zastanawia się teraz, czy po śmierci babci Leny babcia Krystyna będzie bardziej aktywnie udzielała się w ich życiu rodzinnym. Tamtego dnia u nich w domu, gdy urządzały babski wieczór, widziała ją po raz pierwszy od Wigilii.

– Już całkiem zgłupiałam! – wyznała Agnieszka, wpadając do kuchni. Zdjęła swoje eleganckie skórzane kozaczki w obawie przed sponiewieraniem słynnych dywanów i parkietów Adama, więc teraz wydawała się maleńka przy swojej wysokiej mamie i przyjaciółce. – Nie wiem już, ile kaw, ile herbat!

– Zaparz herbatę w dzbanku, kochana – doradziła życzliwie pani Kasia, wskazując podbródkiem szafkę, gdzie tata trzymał całą zastawę. – A kawę będziemy serwować wprost z ekspresu, co tam kto będzie sobie życzył. Pan Adam nakupił tyle różnych kapsułek, że jak mu nie pomożemy tego upłynnić, to wszystko się przeterminuje!

– A gorącą czekoladę też kupił? – zainteresowała się Małgosia.

– A czego on nie nakupił! Gdy pani Lena miała chęć na kawę po irlandzku, leciał do sklepu aż się za nim kurzyło. Zasmakowała jej latte z karmelem, to od razu kupił sześć paczek! Oj, ten pan Adam… – Westchnęła z rozrzewnieniem. – Złoty człowiek.

– Tak się przyzwyczaiłam do pani obecności, pani Kasiu, że teraz będzie mi głupio – wyznała Elka, wydymając dolną wargę. – Wiem, że już od poniedziałku zaczyna pani pracę u innego chorego nieboraka, ale może chociaż przyjmie pani u nas fuchę rezerwowej babci?

Starsza pani uśmiechnęła się czule i splotła przed sobą dłonie.

– Mnie też będzie za wami tęskno – przyznała, a potem potrząsnęła głową, jakby z czegoś niezadowolona. – Powiem wam, że człowiek nic się nie uczy na błędach i wciąż taki sam głupi jest, za mocno się do ludzi przywiązuje. A potem cierpi! Gdzie tu logika?!

– Jestem pewna, że niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu po to, by już w nim pozostać – odpowiedziała ciepło złotowłosa ciocia Ewa, która nagle zmaterializowała się w kuchni, powiewając szeroką tuniką z rękawami à la nietoperz.

Odkąd tylko Elka pamiętała, ciocia zawsze ubierała się wyłącznie w jasne kolory i dziś, mimo pogrzebu, nie odstąpiła od swojego zwyczaju. Mama zresztą wiele razy mówiła, że spowijanie się w czerń nie ma nic wspólnego z nieboszczykiem, któremu przecież wszystko jedno, a jedynie może odzwierciedlać aktualny stan duszy żałobnika. Tak chyba było, bo chociaż Elka nie zamierzała obnosić się ze swoją żałobą, wdziewając codziennie czarne ciuchy, to jednak od śmierci Leny podświadomie wybierała ze swojej szafy ciemniejsze swetry, spodnie i sukienki.

Tylko szale nosiła kolorowe, tak jak lubiła mama. Przejęła zresztą jej mięciutką, wełnianą chustę w wielobarwną kratę, którą dzisiaj udrapowała wokół szyi ze szczególnym sentymentem. Wciąż pachniała kwiatowymi perfumami Leny, a to w jakiś sposób pomagało.

– Och, jak się cieszę, że Adam zachował ten stół! – wykrzyknęła nagle z zachwytem Ewa, dopadając drewnianego, zmatowiałego z upływem lat blatu. Czule przesunęła palcami po jego gładkiej powierzchni. – Czy wiesz, kochanie, że to właśnie przy tym stole, w domu naszych rodziców, mój brat powiedział mi, że jest zakochany w twojej mamie? Pamiętam wszystko tak dokładnie, jakby to było wczoraj. Sprzątaliśmy po jakimś wspólnym wieczorku studenckim, który odbywał się w naszym domu. Wiecie, między mną a Adamem jest tylko rok różnicy, chodziliśmy do tego samego ogólniaka, potem na studiach łaziliśmy do tych samych klubów i siłą rzeczy mieliśmy wielu wspólnych znajomych. Lenę znałam od dłuższego czasu, była częścią naszej paczki, ale tej pamiętnej nocy, zgarniając z talerzy resztki jedzenia, dowiedziałam się, że mój brat umiera z miłości!

Elka usiadła, oparła łokcie na stole i objęła twarz dłońmi. Jej rozmarzona mina świadczyła o tym, że uległa czarowi wykreowanego przez ciocię obrazu.

– Szkoda, że mu tak nie zostało na dłużej – mruknęła Krystyna, myśląc zapewne, że zrobiła to wystarczająco cicho, aby nikt nie usłyszał, ale ciotka Ewa natychmiast zareagowała.

– O, przepraszam, ale mylisz się, Krysiu – zaprotestowała uprzejmie, choć z dużym z naciskiem na „mylisz się”. – Adam nigdy nie przestał kochać Leny. Zmieniła się tylko… że tak powiem… paleta sposobów, w jaki jej tę miłość okazywał.

– Tak, nawet bardzo! – przyznała seniorka Walewska ze zgryźliwym rechotem, ku zgrozie swojej córki. – Zmalował całkiem niezły obrazeczek z połową osiedla. Tak, tak, Lena nam opowiadała!

Ciocia Ewa poczerwieniała ze złości, bo chociaż wiedziała, że Krystyna mówi prawdę, to jednak nie o tym chciała dziś rozmawiać, a poza tym ta wredna, podchmielona baba już jej mocno działała na nerwy.

Rzut okiem w głąb salonu uzmysłowił Elce, że ojciec właśnie zakończył wietrzenie się na balkonie. Wyglądało na to, że wkręci się teraz w pogawędkę z Dominikiem i Oliverem, ale wolała nie ryzykować ewentualnej sprzeczki i wtrąciła pojednawczo:

– Obie macie rację. Tata skrzywdził mamę, zdradzając ją z połową osiedla. Wszyscy o tym wiemy, nie ma co zaprzeczać. – Spojrzała na ciocię Ewę i rozłożyła ręce, potwierdzając tym gestem oczywisty fakt. – Na jego obronę powiem, że ten facet urodził się z nadprogramowym urokiem osobistym, jest też przystojny i niegłupi, więc kobiety za nim szaleją, wystawiając go na wieczne pokuszenie. Rację ma też ciocia, twierdząc, że tata okazywał mamie miłość na różne sposoby. To prawda. Udowodnił to, szanując jej wolę, o czym świadczy choćby fakt, że nigdy nie naciskał na rozwód i…

– Jak to nie naciskał na rozwód? – weszła jej w zdanie Małgosia, oglądając się dyskretnie do tyłu, by sprawdzić, czy przypadkiem dziadek nie stoi za jej plecami. – Chcecie powiedzieć, że oni do tej pory byli małżeństwem?!

Elka wzruszyła ramionami.

– Ano byli. Dziadek dopiero teraz uwolnił się z więzów matrymonialnych – przyznała, oglądając paznokcie. Potem jednak odważnie spojrzała na córkę i kontynuowała przerwany wątek. – Prawdą jest też, że tata uszanował życzenie mamy, aby zabrać ją z Cambridge i przywieźć do Torunia. Uszanował też jej wolę, gdy w tym trudnym okresie postanowiła całkiem wykluczyć Olivera, chociaż wiem, że się z tym kompletnie nie zgadzał. Tak naprawdę to właśnie on zasiał we mnie wątpliwość, czy mama postępuje słusznie. Gdyby nie tata, pewnie nie miałabym dość śmiałości, by próbować wpłynąć na zmianę jej decyzji, a przecież wszyscy dobrze wiemy, że sprowadzenie Olivera było dobrym posunięciem.

– No tak, z tym akurat trudno się nie zgodzić – mruknęła Krystyna, sprawdzając kontrolnie dłonią, czy usztywnione żelem włosy nie przyklapły.

– Cokolwiek by o dziadku powiedzieć – odezwała się Małgosia ściszonym głosem – to jednak trzeba obiektywnie przyznać, że całkowicie się wywiązał z obietnicy danej babci, że będzie z nią na dobre i na złe i póki śmierć ich nie rozłączy. Bardzo o nią dbał i spełniał wszystkie jej zachcianki. Choćby ten weekend nad jeziorem… Pięknie tam było, no nie? I dobrze, że byliśmy tam wszyscy razem. Jak prawdziwa rodzina.

– Oj, tak, tak… – przyznała pani Kasia, siedząc przy kaloryferze pod oknem, z dłońmi na podołku i kiwając przy tym głową. – To złoci ludzie. Mogliby przecież się nienawidzić, szkodzić sobie do ostatniego tchnienia, a jednak szanowali się nawzajem do samego końca. Może i była to dziwna miłość, ale przecież nie nam to osądzać.

Starsza pani powędrowała wzrokiem w stronę salonu i wszystkie kobiety zgromadzone w kuchni zrobiły to samo.

Ich spojrzenie spoczęło na pustym fotelu.

Do tej pory nikt nie śmiał na nim usiąść. Koc, którym mama się okrywała, wisiał przewieszony przez wysokie oparcie i część podłokietnika, przez co wydawało się, że opuściła go tylko na chwilę. Że gdziekolwiek poszła, zaraz wróci.