Kwiaty z cukru - Antoine Laurain - ebook

Kwiaty z cukru ebook

Antoine Laurain

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

O książce

Powieść nie całkiem kryminalna, z Paryżem w tle, łącząca elementy różnych gatunków, błyskotliwa i dynamiczna, lekko nasączona humorem. Akcja rozgrywa się w świecie francuskich wydawców, autorów i krytyków. Do przeczytania jednym tchem.

Maszynopis książki wysłanej do wydawnictwa przez tajemniczego autora działa jak przepowiednia. Czy to jedynie zaskakujący zbieg okoliczności?

Czasem fikcja kreuje rzeczywistość…

Życie Violaine Lepage, znanej paryskiej redaktorki, dyrektorki działu prozy francuskiej w dużym wydawnictwie, po wybudzeniu ze śpiączki, w którą zapadła po wypadku lotniczym, przybiera niespodziewany obrót pod wpływem powieści Kwiaty z cukru. Książka, wybrana spośród tysięcy propozycji nadesłanych do redakcji, niedawno ukazała się drukiem, a jej autora otacza aura tajemnicy. Nikt nie wie, kim jest Camille Désencres ani gdzie przebywa, co staje się szczególnie kłopotliwe, gdy tytuł przechodzi do ścisłego finału nagrody Goncourtów. Co więcej, zbrodnie opisane w książce naprawdę mają miejsce.

Motto

Książka żyje własnym życiem. Ci, którzy muszą zginąć, zginą.

O autorze

Antoine Laurain jest powieściopisarzem, scenarzystą, dziennikarzem, reżyserem i kolekcjonerem zabytkowych kluczy. Urodzony (1972) i wychowany w Paryżu, po studiach filmowych rozpoczął karierę, reżyserując filmy krótkometrażowe i pisząc scenariusze. Jego pasja do sztuki doprowadziła go do podjęcia pracy u sprzedawcy antyków w Paryżu. To doświadczenie stało się inspiracją dla jego pierwszej powieści. Z kolei wydana w przeddzień wyborów prezydenckich we Francji w 2012 roku powieść Le Chapeau de Mitterand została doceniona przez krytyków, czytelników i księgarzy, którzy przyznali jej Nagrodę Landerneau Découvertes. Bestsellerem okazało się także jej angielskie tłumaczenie. Ta pełna paryskiego uroku powieść została laureatką Prix Relay des Voyageurs Prix Relay des Voyageurs Lecteurs, nagrody za jakość stylu, oryginalność historii i przyjemność czytania. Ukaże się w polskim przekładzie w serii Collection Nouvelle w styczniu 2024.

Powieści Antoine'a Lauraina zostały przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków, w tym arabski i koreański. Również ta ukazała się w angielskim przekładzie w 2021 roku.

Recenzje

Sprytne, zabawne ... arcydzieło paryskiej perfekcjiHRH Księżna Kornwalii

Kwintesencja francuskiego romansuThe Times

Hymn do la vie Parisienne...The Guardian

Laurain stworzył tutaj fantastycznie skomplikowaną sieć, w której najmniejszy szczegół może być znaczący, i bez względu na to, jak bardzo jesteś pewien, że go zrozumiałeś, jest o krok do przodu.The Herald

Elegancko napisana mała perełka...The Big Issue

To prawdziwe arcydzieło literackiej tajemnicy. Magazyn Mystery Scene

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 167

Oceny
4,1 (67 ocen)
31
20
11
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malwi68

Dobrze spędzony czas

" Kwiaty z cukru "to pozbawiona kalk i schematów "powieść nie całkiem kryminalna ". Napisana przez nieznanego w Polsce pisarza, scenarzystę, dziennikarza, reżysera i kolekcjonera zabytkowych kluczy. Ciekawa, niebanalna nowelka o poszukiwaniu pisarza wspaniałego dzieła. Autora książki, który być może jest mordercą. Nieuchwytny producent dzieła, o którym nic nie wiadomo, a jego imię i nazwisko pasuje do obydwu płci, a jedyny adres, jaki jest znany wydawnictwu, to adres e-mailowy. Kim jest utalentowany nieznajomy? Policja go poszukuje, dyrekcja redakcji też, sprawa staje się coraz pilniejsza, a ten jakby zapadł się pod ziemię i po podpisaniu umowy nie nawiązuje kontaktu. Lekka lektura osadzona w świecie redakcyjnym ukazuje kuluary i pracę ludzi zatrudnionych w wydawnictwie. Okazuje się, że wcale nie łatwo jest wydać książkę drukiem. Gatunek tego dzieła jest nieoczywisty. Obyczajówka, ale i kryminał, podbarwiona humorem, ale nie komedia, z migawkami paranormalnymi, ale nie fantastyka. ...
20
sniff

Dobrze spędzony czas

Intrygująca, trochę wolno się rozkręca.
00
kasiatylek

Nie oderwiesz się od lektury

Urocza, świeża, rześka - takie słowa przychodzą mi do głowy gdy myślę o skończonej chwilę temu a przeczytanej jednym tchem powieści "Kwiaty z cukru". Książkę przeczytałam, a w zasadzie pochłonęłam, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nowela, które przesłało mi egzemplarz recenzencki. Dziękuję! Literatura francuska i włoska należą do tych po które sięgam najchętniej, których klimat, forma i sposób narracji bardzo mi odpowiada. I tym razem się nie zawiodłam. "Kwiaty z cukru" to powieść, która zawładnęła moimi myślami, sercem i wyobraźnią od pierwszej przeczytanej strony. Krótkie rozdziały popychają fabułę do przodu nie rozwlekając jej, snuje się ona, a ciekawość z każdą stroną coraz bardziej "zjada" czytelnika. Co dalej? Co dalej? Ehh ... perfidna i zgubna dla mojego snu była podczas czytania "Kwiatów z cukru" ta zdolność Autora do zaciekawiania. Bohaterowie - choć żadnego nie można zaliczyć do tych "bohaterskich" - to rzesza niezwykłych, wyrazistych i ciekawych postaci, z których każda, ma...
00
Yanadis
(edytowany)

Z braku laku…

Ze względu na entuzjastyczne recenzje, miałam wysokie oczekiwania wobec "Kwiatów z cukru", które stopniowo malały w trakcie czytania. Niestety, ale nie uwierzyłam w serwowany odbiorcom portret środowiska redakcyjnego. Autor zarzuca nas blichtrem francuskich elit intelektualnych w sposób, który bardziej przypomina marzenia aspiracyjne niż doświadczenia osoby obytej z tematem. Bogactwo, prestiż, nagrody i sławni autorzy (wrzucani jeden po drugim bez większego ładu i składu) ... Całe to pretensjonalne pazłotko góruje nad opisem realiów pracy w wydawnictwie i odchodzi w odległe rejony od całkiem przyzwoitego początku. Potem mamy już coraz większy bałagan. Zapewne miała to być jakaś wielka intertekstualna podróż do wnętrza autora zmagającego się z wewnętrzną, jak i z zewnętrzną presją twórczą, ale nastąpił przerost formy nad treścią. Tyle tu rozmaitych wątków, postaci, tematów, a nawet zmian stylu upchniętych w dość krótkiej formie, że zamiast nawiązania inteligentnej gry na linii twórca-...
00
KisielA

Nie oderwiesz się od lektury

Autorka mi nie znaną, ale warta poznania. Kros kiedyś powiedział, że w powieści najważniejsze są dwa pierwsze zdania. Tu niesamowity jest pierws y obraz tylko ktoś kochający soelką literaturę mógł wpaść na taki pomysł
00

Popularność




Kwiaty

z cukru

Ty­tuł ory­gi­na­łu fran­cu­skie­go Le Se­rvi­ce des ma­nu­scrits

Co­py­ri­ght © Flam­ma­rion, Pa­ris, 2020

Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two No­we­la, Po­znań 2022

Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Ad­ria­na Ce­li­ńska

Re­dak­tor se­rii Emi­lia Zwo­niar­ska

Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne i skład JNK Gra­ftekst Ju­sty­na No­wa­czyk

Gra­fi­ka na okład­ce © Pi­xa­bay

ISBN 978-83-67029-52-0

No­we­la sp. z o. o.

ul. Żmi­grodz­ka 41/49

60-171 Po­znań

Dział han­dlo­wy (+48 61) 847 40 40

www.no­we­la.pl

e-mail: za­mo­wie­nia@no­we­la.pl

Ksi­ążka żyje wła­snym ży­ciem.

Ci, któ­rzy mu­szą zgi­nąć, zgi­ną.

Mar­cel Pro­ust oci­ęża­le uniósł po­wie­ki i po­pa­trzył na nią życz­li­wym, lek­ko iro­nicz­nym wzro­kiem, jak­by do­kład­nie wie­dział, dla­cze­go tam jest. Vio­la­ine za­to­pi­ła spoj­rze­nie w twa­rzy au­to­ra W po­szu­ki­wa­niu stra­co­ne­go cza­su. Wcie­niach pod jego ocza­mi, per­fek­cyj­nie wy­szczot­ko­wa­nych wąsach i kru­czo­czar­nych wło­sach. Ubra­ny w fu­tro z wy­dry sie­dział na drew­nia­nym krze­śle tuż przy łó­żku. Pra­wą rękę opa­rł na la­sce z uchwy­tem ze sre­bra i ko­ści sło­nio­wej, a lewą mi­ęk­ki­mi po­ci­ągni­ęcia­mi gła­dził lśni­ące wło­sie pal­ta. Vio­la­ine prze­kręci­ła gło­wę na po­dusz­ce i z za­sko­cze­niem od­kry­ła, że od­wie­dzi­ło ją kil­ko­ro po­grążo­nych w mil­cze­niu go­ści, któ­rzy sta­li nie­mal bez ru­chu. Mężczy­zna w be­żo­wym gol­fie, z roz­czo­chra­ny­mi wło­sa­mi i dzi­wacz­ną ko­zią bród­ką, bez wąsów, to nie kto inny jak sam Geo­r­ges Pe­rec. Gła­skał sie­dzące­go na co­ko­le czar­ne­go kota, któ­ry z za­do­wo­le­nia wy­gi­nał grzbiet i wy­ci­ągał pysz­czek w stro­nę pi­sa­rza. Czło­wiek i zwie­rzę pa­trzy­li na sie­bie ca­łko­wi­cie za­ab­sor­bo­wa­ni pro­wa­dzo­ną te­le­pa­tycz­nie roz­mo­wą.

Mi­chel Ho­uel­le­be­cq w sztruk­so­wych spodniach i wy­bla­kłej dżin­so­wej ko­szu­li stał przy oknie i z nie­obec­nym spoj­rze­niem za­wie­szo­nym na li­nii ho­ry­zon­tu po­wo­li za­ci­ągał się pa­pie­ro­sem; gęste spi­ra­le dymu w świe­tle pa­da­jącym z ze­wnątrz przy­po­mi­na­ły nie­bie­ska­wo-mlecz­ne obło­ki. Z pro­fi­lu przy­po­mi­nał sta­re­go czar­no­ksi­ężni­ka z ja­sny­mi, za­kry­wa­jący­mi kark wło­sa­mi w ko­lo­rze lnu i wąski­mi usta­mi.

Je­śli wie­rzyć son­da­żom, któ­rych wy­ni­ki opu­bli­ko­wa­no w ostat­nich la­tach, dwa mi­lio­ny Fran­cuzów ma­rzy o wy­da­niu ksi­ążki. Wi­ęk­szo­ść snu­je jed­nak fan­ta­zje o po­wie­ści, któ­rej ni­g­dy nie na­pi­szą. Do ko­ńca ży­cia będą cy­ze­lo­wać w gło­wie pro­jekt--mrzon­kę, do­piesz­czać go w cza­sie urlo­pu. Pod wa­run­kiem oczy­wi­ście, że zre­zy­gnu­ją z ba­se­nu, kon­tro­lo­wa­nia tem­pe­ra­tu­ry gril­la i w pó­łm­ro­ku pa­nu­jącym w domu usi­ądą przy biur­ku, żeby w bla­sku ekra­nu kom­pu­te­ra prze­re­da­go­wać na­pi­sa­ne dzień wcze­śniej stro­ny. Często będą roz­pra­wiać o ksi­ążce, któ­ra „w nich” kie­łku­je. Ich bli­scy, po­cząt­ko­wo pe­łni po­dzi­wu, z cza­sem nie wi­dząc wi­ęk­szych re­zul­ta­tów, za­czną wy­mie­niać po­ro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nia, kie­dy przy­szły au­tor z za­chłan­nym za­du­fa­niem wspo­mni o swo­jej twór­czo­ści, za­rze­ka­jąc się, że w te wa­ka­cje wresz­cie się przy­ło­ży. Na pró­żno jed­nak. Upły­nie ko­lej­ne bez­pro­duk­tyw­ne lato, a po­tem rów­nie ja­ło­wa zima. Wid­ma nie­na­pi­sa­nych ksi­ążek spo­wi­ja­ją li­te­ra­tu­rę ni­czym war­stwa ozo­nu Zie­mię.

Ci, któ­rzy ni­g­dy nie prze­kro­czą pro­gu trzech pierw­szych stron i za­ry­su fa­bu­ły w punk­tach, są w grun­cie rze­czy nie­szko­dli­wi. Żad­ne ich dzie­ło nie zo­sta­nie wy­sła­ne na ad­res re­dak­cji. Lecz nie­wiel­ki pro­cent aspi­ru­jących pi­sa­rzy za­prze się i na­pi­sze. Na­praw­dę na­pi­sze. Po­świ­ęci trzy mie­si­ące lub na­wet pięć lat ży­cia, nie­wa­żne, li­czy się, że sko­ńczą z opa­słym pli­kiem bia­łych kar­tek w dło­ni. Kar­tek zbin­do­wa­nych pla­sti­ko­wą spi­ra­lą, z ty­tu­łem, ich na­zwi­skiem i tym naj­wa­żniej­szym sło­wem „po­wie­ść”, dum­nie wy­dru­ko­wa­ny­mi na pierw­szej stro­nie, czcion­ką Ti­mes New Ro­man, wiel­ko­ści dwu­dzie­stu pi­ęciu punk­tów. Z ich wła­snym ma­szy­no­pi­sem. Z eg­zem­pla­rzem wy­dru­ko­wa­nym kart­ka po kart­ce, od pierw­szej do ostat­niej stro­ny, owo­cem bez­sen­nych nocy, wcze­snych po­bu­dek bla­dym świ­tem, po­spiesz­nie ba­zgra­nych no­ta­tek w me­trze czy na lot­ni­sku, po­my­słów na­tręt­nych ni­czym ata­ku­jące osy i wpa­da­jących nie­spo­dzie­wa­nie do głowy pod prysz­ni­cem lub na biz­ne­so­wym lun­chu, a jed­nym spo­so­bem, żeby się ich po­zbyć, jest za­pi­sa­nie ich jak naj­szyb­ciej w czer­wo­nym no­tat­ni­ku Mo­le­ski­ne albo w smart­fo­nie, w apli­ka­cji No­tat­ki. Bo oka­żą się klu­czo­we dla fa­bu­ły. Albo nie­ko­niecz­nie.

*

Dla tych, któ­rzy doj­dą do sło­wa „ko­niec” i nie­ste­ty nie mają zna­jo­mo­ści w śro­do­wi­sku wy­daw­ni­czym, na­dej­dzie czas wy­sy­łek. Ran­kiem lub wie­czo­rem wy­bio­rą się do za­kła­du po­li­gra­ficz­ne­go, w któ­rym zle­cą zro­bie­nie dzie­si­ęciu lub dwu­dzie­stu ko­pii ma­szy­no­pi­su z prze­zro­czy­stą okład­ką z przo­du, nie­za­kry­wa­jącą wy­dru­ko­wa­ne­go na pierw­szej stro­nie ty­tu­łu, i tek­tu­ro­wą czar­ną lub bia­łą pod­kład­ką z tyłu, oczy­wi­ście zbin­do­wa­ne­go za po­mo­cą pla­sti­ko­wej spi­ra­li – czar­nej lub bia­łej, co jest zresz­tą bez wi­ęk­sze­go zna­cze­nia, bo wy­stępu­ją tyl­ko w tych dwóch ko­lo­rach. Po­tem wró­cą do domu ob­ju­cze­ni ci­ężką sia­tą wa­żącą tyle co tru­chło osła i na­dej­dzie uro­czy­sta chwi­la wsu­wa­nia w ka­żdy eg­zem­plarz utrzy­ma­ne­go w rze­czo­wym to­nie li­stu mo­ty­wa­cyj­ne­go, któ­re­go ce­lem, po­przez pre­zen­ta­cję naj­lep­szych aspek­tów dzie­ła, jest wzbu­dze­nie za­in­te­re­so­wa­nia ad­re­sat­ki bądź ad­re­sa­ta.

*

Li­sty, któ­re Vio­la­ine zde­cy­do­wa­nie pre­fe­ru­je, cha­rak­te­ry­zu­ją się schlud­ną pro­sto­tą, lecz nie­ste­ty są też inne, wręcz na­szpi­ko­wa­ne me­ga­lo­ma­nią, któ­ra po­zwa­la nie­szczęsnym au­to­rom lub au­tor­kom na zrów­ny­wa­nie ich dzie­ła z twór­czo­ścią Ja­mes’a Joy­ce’a, Mau­ri­ce’a G. Dan­te­ca, Jima Har­ri­so­na czy Er­ne­sta He­min­gwaya. Są rów­nież in­dy­wi­dua, któ­rym ewi­dent­nie bra­ku­je kręgo­słu­pa mo­ral­ne­go, dla­te­go wspo­mi­na­ją – co praw­da bez wgłębia­nia się w szcze­gó­ły – o po­kre­wie­ństwie lub przy­ja­źni łączącej ich ze zna­ną i wpły­wo­wą oso­bą, jak­by kry­ła się w tym za­wo­alo­wa­na gro­źba, za­po­wie­dź gwa­łtow­ne­go pro­te­stu ze stro­ny wła­dzy w wy­pad­ku od­rzu­ce­nia tek­stu. Vio­la­ine za­cho­wu­je naj­po­ciesz­niej­sze, naj­bar­dziej ab­sur­dal­ne czy najża­ło­śniej­sze li­sty; trzy­ma je w spe­cjal­nym se­gre­ga­to­rze w ar­chi­wum re­dak­cji. Na jego grzbie­cie wid­nie­je na­pis: „In­sek­ty”, co myl­nie su­ge­ru­je, ja­ko­by we­wnątrz znaj­do­wa­ła się do­ku­men­ta­cja na te­mat chrząsz­czy czy in­nych ska­ra­be­uszy. Zna­jo­mi Vio­la­ine wie­dzą jed­nak, że w jej ustach to z po­zo­ru ba­nal­ne, zwy­czaj­ne sło­wo jest jed­ną z naj­gor­szych obelg.

Za­zwy­czaj uprzej­me i życz­li­we wy­po­wie­dzi szy­kow­nej, roz­ta­cza­jącej wo­kół sie­bie nie­kwe­stio­no­wa­ny urok czter­dzie­sto­lat­ki o zie­lo­nych oczach i brązo­wych, roz­świe­tlo­nych ru­dy­mi pa­sem­ka­mi wło­sach przy­ci­ętych równo na wy­so­ko­ści ra­mion, ubar­wia­ją przy­kła­do­wo na­stępu­jące zda­nia: „Rano przy­sze­dł e-mail od tego in­sek­ta…” czy wręcz bez­po­śred­nie zwro­ty do za­in­te­re­so­wa­nych: „Czy masz w ogó­le po­jęcie, z kim roz­ma­wiasz? In­sek­cie je­den…”.