Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
O książce
Powieść nie całkiem kryminalna, z Paryżem w tle, łącząca elementy różnych gatunków, błyskotliwa i dynamiczna, lekko nasączona humorem. Akcja rozgrywa się w świecie francuskich wydawców, autorów i krytyków. Do przeczytania jednym tchem.
Maszynopis książki wysłanej do wydawnictwa przez tajemniczego autora działa jak przepowiednia. Czy to jedynie zaskakujący zbieg okoliczności?
Czasem fikcja kreuje rzeczywistość…
Życie Violaine Lepage, znanej paryskiej redaktorki, dyrektorki działu prozy francuskiej w dużym wydawnictwie, po wybudzeniu ze śpiączki, w którą zapadła po wypadku lotniczym, przybiera niespodziewany obrót pod wpływem powieści Kwiaty z cukru. Książka, wybrana spośród tysięcy propozycji nadesłanych do redakcji, niedawno ukazała się drukiem, a jej autora otacza aura tajemnicy. Nikt nie wie, kim jest Camille Désencres ani gdzie przebywa, co staje się szczególnie kłopotliwe, gdy tytuł przechodzi do ścisłego finału nagrody Goncourtów. Co więcej, zbrodnie opisane w książce naprawdę mają miejsce.
Motto
Książka żyje własnym życiem. Ci, którzy muszą zginąć, zginą.
O autorze
Antoine Laurain jest powieściopisarzem, scenarzystą, dziennikarzem, reżyserem i kolekcjonerem zabytkowych kluczy. Urodzony (1972) i wychowany w Paryżu, po studiach filmowych rozpoczął karierę, reżyserując filmy krótkometrażowe i pisząc scenariusze. Jego pasja do sztuki doprowadziła go do podjęcia pracy u sprzedawcy antyków w Paryżu. To doświadczenie stało się inspiracją dla jego pierwszej powieści. Z kolei wydana w przeddzień wyborów prezydenckich we Francji w 2012 roku powieść Le Chapeau de Mitterand została doceniona przez krytyków, czytelników i księgarzy, którzy przyznali jej Nagrodę Landerneau Découvertes. Bestsellerem okazało się także jej angielskie tłumaczenie. Ta pełna paryskiego uroku powieść została laureatką Prix Relay des Voyageurs Prix Relay des Voyageurs Lecteurs, nagrody za jakość stylu, oryginalność historii i przyjemność czytania. Ukaże się w polskim przekładzie w serii Collection Nouvelle w styczniu 2024.
Powieści Antoine'a Lauraina zostały przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków, w tym arabski i koreański. Również ta ukazała się w angielskim przekładzie w 2021 roku.
Recenzje
Sprytne, zabawne ... arcydzieło paryskiej perfekcjiHRH Księżna Kornwalii
Kwintesencja francuskiego romansuThe Times
Hymn do la vie Parisienne...The Guardian
Laurain stworzył tutaj fantastycznie skomplikowaną sieć, w której najmniejszy szczegół może być znaczący, i bez względu na to, jak bardzo jesteś pewien, że go zrozumiałeś, jest o krok do przodu.The Herald
Elegancko napisana mała perełka...The Big Issue
To prawdziwe arcydzieło literackiej tajemnicy. Magazyn Mystery Scene
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 167
Kwiaty
z cukru
Tytuł oryginału francuskiego Le Service des manuscrits
Copyright © Flammarion, Paris, 2020
Copyright © Wydawnictwo Nowela, Poznań 2022
Copyright © for the translation by Adriana Celińska
Redaktor serii Emilia Zwoniarska
Opracowanie graficzne i skład JNK Graftekst Justyna Nowaczyk
Grafika na okładce © Pixabay
ISBN 978-83-67029-52-0
Nowela sp. z o. o.
ul. Żmigrodzka 41/49
60-171 Poznań
Dział handlowy (+48 61) 847 40 40
www.nowela.pl
e-mail: zamowienia@nowela.pl
Książka żyje własnym życiem.
Ci, którzy muszą zginąć, zginą.
Marcel Proust ociężale uniósł powieki i popatrzył na nią życzliwym, lekko ironicznym wzrokiem, jakby dokładnie wiedział, dlaczego tam jest. Violaine zatopiła spojrzenie w twarzy autora W poszukiwaniu straconego czasu. Wcieniach pod jego oczami, perfekcyjnie wyszczotkowanych wąsach i kruczoczarnych włosach. Ubrany w futro z wydry siedział na drewnianym krześle tuż przy łóżku. Prawą rękę oparł na lasce z uchwytem ze srebra i kości słoniowej, a lewą miękkimi pociągnięciami gładził lśniące włosie palta. Violaine przekręciła głowę na poduszce i z zaskoczeniem odkryła, że odwiedziło ją kilkoro pogrążonych w milczeniu gości, którzy stali niemal bez ruchu. Mężczyzna w beżowym golfie, z rozczochranymi włosami i dziwaczną kozią bródką, bez wąsów, to nie kto inny jak sam Georges Perec. Głaskał siedzącego na cokole czarnego kota, który z zadowolenia wyginał grzbiet i wyciągał pyszczek w stronę pisarza. Człowiek i zwierzę patrzyli na siebie całkowicie zaabsorbowani prowadzoną telepatycznie rozmową.
Michel Houellebecq w sztruksowych spodniach i wyblakłej dżinsowej koszuli stał przy oknie i z nieobecnym spojrzeniem zawieszonym na linii horyzontu powoli zaciągał się papierosem; gęste spirale dymu w świetle padającym z zewnątrz przypominały niebieskawo-mleczne obłoki. Z profilu przypominał starego czarnoksiężnika z jasnymi, zakrywającymi kark włosami w kolorze lnu i wąskimi ustami.
Jeśli wierzyć sondażom, których wyniki opublikowano w ostatnich latach, dwa miliony Francuzów marzy o wydaniu książki. Większość snuje jednak fantazje o powieści, której nigdy nie napiszą. Do końca życia będą cyzelować w głowie projekt--mrzonkę, dopieszczać go w czasie urlopu. Pod warunkiem oczywiście, że zrezygnują z basenu, kontrolowania temperatury grilla i w półmroku panującym w domu usiądą przy biurku, żeby w blasku ekranu komputera przeredagować napisane dzień wcześniej strony. Często będą rozprawiać o książce, która „w nich” kiełkuje. Ich bliscy, początkowo pełni podziwu, z czasem nie widząc większych rezultatów, zaczną wymieniać porozumiewawcze spojrzenia, kiedy przyszły autor z zachłannym zadufaniem wspomni o swojej twórczości, zarzekając się, że w te wakacje wreszcie się przyłoży. Na próżno jednak. Upłynie kolejne bezproduktywne lato, a potem równie jałowa zima. Widma nienapisanych książek spowijają literaturę niczym warstwa ozonu Ziemię.
Ci, którzy nigdy nie przekroczą progu trzech pierwszych stron i zarysu fabuły w punktach, są w gruncie rzeczy nieszkodliwi. Żadne ich dzieło nie zostanie wysłane na adres redakcji. Lecz niewielki procent aspirujących pisarzy zaprze się i napisze. Naprawdę napisze. Poświęci trzy miesiące lub nawet pięć lat życia, nieważne, liczy się, że skończą z opasłym plikiem białych kartek w dłoni. Kartek zbindowanych plastikową spiralą, z tytułem, ich nazwiskiem i tym najważniejszym słowem „powieść”, dumnie wydrukowanymi na pierwszej stronie, czcionką Times New Roman, wielkości dwudziestu pięciu punktów. Z ich własnym maszynopisem. Z egzemplarzem wydrukowanym kartka po kartce, od pierwszej do ostatniej strony, owocem bezsennych nocy, wczesnych pobudek bladym świtem, pospiesznie bazgranych notatek w metrze czy na lotnisku, pomysłów natrętnych niczym atakujące osy i wpadających niespodziewanie do głowy pod prysznicem lub na biznesowym lunchu, a jednym sposobem, żeby się ich pozbyć, jest zapisanie ich jak najszybciej w czerwonym notatniku Moleskine albo w smartfonie, w aplikacji Notatki. Bo okażą się kluczowe dla fabuły. Albo niekoniecznie.
*
Dla tych, którzy dojdą do słowa „koniec” i niestety nie mają znajomości w środowisku wydawniczym, nadejdzie czas wysyłek. Rankiem lub wieczorem wybiorą się do zakładu poligraficznego, w którym zlecą zrobienie dziesięciu lub dwudziestu kopii maszynopisu z przezroczystą okładką z przodu, niezakrywającą wydrukowanego na pierwszej stronie tytułu, i tekturową czarną lub białą podkładką z tyłu, oczywiście zbindowanego za pomocą plastikowej spirali – czarnej lub białej, co jest zresztą bez większego znaczenia, bo występują tylko w tych dwóch kolorach. Potem wrócą do domu objuczeni ciężką siatą ważącą tyle co truchło osła i nadejdzie uroczysta chwila wsuwania w każdy egzemplarz utrzymanego w rzeczowym tonie listu motywacyjnego, którego celem, poprzez prezentację najlepszych aspektów dzieła, jest wzbudzenie zainteresowania adresatki bądź adresata.
*
Listy, które Violaine zdecydowanie preferuje, charakteryzują się schludną prostotą, lecz niestety są też inne, wręcz naszpikowane megalomanią, która pozwala nieszczęsnym autorom lub autorkom na zrównywanie ich dzieła z twórczością James’a Joyce’a, Maurice’a G. Danteca, Jima Harrisona czy Ernesta Hemingwaya. Są również indywidua, którym ewidentnie brakuje kręgosłupa moralnego, dlatego wspominają – co prawda bez wgłębiania się w szczegóły – o pokrewieństwie lub przyjaźni łączącej ich ze znaną i wpływową osobą, jakby kryła się w tym zawoalowana groźba, zapowiedź gwałtownego protestu ze strony władzy w wypadku odrzucenia tekstu. Violaine zachowuje najpocieszniejsze, najbardziej absurdalne czy najżałośniejsze listy; trzyma je w specjalnym segregatorze w archiwum redakcji. Na jego grzbiecie widnieje napis: „Insekty”, co mylnie sugeruje, jakoby wewnątrz znajdowała się dokumentacja na temat chrząszczy czy innych skarabeuszy. Znajomi Violaine wiedzą jednak, że w jej ustach to z pozoru banalne, zwyczajne słowo jest jedną z najgorszych obelg.
Zazwyczaj uprzejme i życzliwe wypowiedzi szykownej, roztaczającej wokół siebie niekwestionowany urok czterdziestolatki o zielonych oczach i brązowych, rozświetlonych rudymi pasemkami włosach przyciętych równo na wysokości ramion, ubarwiają przykładowo następujące zdania: „Rano przyszedł e-mail od tego insekta…” czy wręcz bezpośrednie zwroty do zainteresowanych: „Czy masz w ogóle pojęcie, z kim rozmawiasz? Insekcie jeden…”.