24,90 zł
Skawiński, polski emigrant polityczny, przybywa w latach 70. XIX wieku do Aspinwall. Ma tu objąć posadę latarnika. Jest zmęczony życiem, które obfitowało w przygody. Walczył w wielu wojnach i powstaniach, m.in. w powstaniu listopadowym w Polsce i wojnie secesyjnej. Podejmował się też wielu zawodów, był m.in. harpunnikiem, poszukiwaczem diamentów, prowadził fabrykę cygar. Wszystkie te stanowiska tracił w tajemniczych okolicznościach, sam sobie tłumaczył to prześladującym go pechem. W końcu zaczął szukać miejsca, gdzie na dobre mógłby się osiedlić. Wybrał Aspinwall i latarnię morską, gdzie rozpoczął ciche, spokojne życie jako latarnik.
Pewnego dnia – oprócz zapasów żywności – otrzymał paczkę z książkami z Polski. Podczas lektury zapomniał o tym, gdzie jest. W końcu zapadł w mocny sen o Polsce. Następnego ranka otrzymał wiadomość, że przez jego zaniedbanie rozbiła się łódź...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 24
Henryk Sienkiewicz
Latarnik
Warszawa 2013
Rozdział I
Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall, niedaleko Panamy, przepadł bez wieści. Ponieważ stało się to wśród burzy, przypuszczano, że nieszczęśliwy musiał podejść nad sam brzeg skalistej wysepki, na której stoi latarnia, i został spłukany przez bałwan. Przypuszczenie to było tym prawdopodobniejsze, że na drugi dzień nie znaleziono jego łódki stojącej w skalistym wrębie. Zawakowało tedy miejsce latarnika, które trzeba było jak najprędzej obsadzić, ponieważ latarnia niemałe ma znaczenie tak dla ruchu miejscowego, jak i dla okrętów idących z New Yorku do Panamy. Zatoka Moskitów obfituje w piaszczyste ławice i zaspy, między którymi droga nawet w dzień jest trudna, w nocy zaś, zwłaszcza wśród mgieł podnoszących się często na tych ogrzewanych podzwrotnikowym słońcem wodach prawie niepodobna. Jedynym wówczas przewodnikiem dla licznych statków bywa światło latarni. Kłopot wynalezienia nowego latarnika spadł na konsula Stanów Zjednoczonych, rezydującego w Panamie, a był to kłopot niemały, raz z tego powodu, że następcę trzeba było znaleźć koniecznie w ciągu dwunastu godzin; po wtóre, następca musiał być nadzwyczaj sumiennym człowiekiem, nie można więc było przyjmować byle kogo; na koniec w ogóle kandydatów na posadę brakło. Życie na wieży jest nadzwyczaj trudne i bynajmniej nie uśmiecha się rozpróżniaczonym i lubiącym swobodną włóczęgę ludziom Południa. Latarnik jest niemal więźniem. Z wyjątkiem niedzieli nie może on wcale opuszczać swej skalistej wysepki. Łódź z Aspinwall przywozi mu raz na dzień zapasy żywności i świeżą wodę, po czym przywożący oddalają się natychmiast, na całej zaś wysepce, mającej morgę rozległości, nie ma nikogo. Latarnik mieszka w latarni, utrzymuje ją w porządku; w dzień daje znaki wywieszaniem różnokolorowych flag wedle wskazówek barometru, w wieczór zaś zapala światło. Nie byłaby to wielka robota, gdyby nie to, że chcąc się dostać z dołu do ognisk na szczyt wieży, trzeba przejść przeszło czterysta schodów krętych i nader wysokich, latarnik zaś musi odbywać tę podróż czasem i kilka razy dziennie. W ogóle jest to życie klasztorne, a nawet więcej niż klasztorne, bo pustelnicze. Nic też dziwnego, że Mr. Izaak Falconbridge był w niemałym kłopocie, gdzie znajdzie stałego następcę po nieboszczyku, i łatwo zrozumieć jego radość, gdy najniespodzianiej następca zgłosił się jeszcze tego samego dnia. Był to człowiek już stary, lat siedmiudziesiąt albo i więcej, ale czerstwy, wyprostowany, mający ruchy i postawę żołnierza. Włosy miał zupełnie białe, płeć spaloną, jak u Kreolów, ale sądząc z niebieskich oczu, nie należał do ludzi Południa. Twarz jego była przygnębiona i smutna, ale uczciwa. Na pierwszy rzut oka podobał się Falconbridge’owi. Pozostało go tylko wyegzaminować, wskutek czego wywiązała się następująca rozmowa:
– Skąd jesteście?
– Jestem Polak.
– Coście robili dotąd?
– Tułałem się.
– Latarnik powinien lubić siedzieć na miejscu.
– Potrzebuję odpoczynku.
– Czy służyliście kiedy? Czy macie świadectwa uczciwej służby rządowej?
Stary człowiek wyciągnął z zanadrza spłowiały jedwabny szmat, podobny do strzępu starej chorągwi. Rozwinął go i rzekł:
– Oto są świadectwa. Ten krzyż dostałem w roku trzydziestym. Ten drugi jest hiszpański z wojny karlistowskiej; trzeci to legia francuska; czwarty otrzymałem na Węgrzech. Potem biłem się w Stanach przeciw południowcom, ale tam nie dają krzyżów – więc oto papier.
Falconbridge wziął papier i zaczął czytać.
– Hm! Skawiński? To jest wasze nazwisko?... Hm!... Dwie chorągwie zdobyte własnoręcznie w ataku na bagnety... Byliście walecznym żołnierzem!
– Potrafię być i sumiennym latarnikiem.
– Trzeba tam co dzień wchodzić kilka razy na wieżę. Czy nogi macie zdrowe?
– Przeszedłem piechotą „pleny”.
– All right! Czy jesteście obeznani ze sztuką morską?
– Trzy lata służyłem na wielorybniku.
– Próbowaliście różnych zawodów?
– Nie zaznałem tylko spokojności.
– Dlaczego?
Stary człowiek ruszył ramionami.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.