10,90 zł
Latarnik
Po powstaniu listopadowym Skawiński ucieka z Polski, żeby uniknąć represji ze strony rosyjskiego zaborcy. Po wieloletniej tułaczce po świecie, dostaje wreszcie posadę latarnika na samotnej wyspie niedaleko wybrzeża Panamy. Bohaterowi wydaje się, że z czasem przygasa w nim tęsknota za ojczyzną. Lecz do do jego rąk trafia „Pan Tadeusz” emocje powracją…
Janko Muzykant
Nowela Henryka Sienkiewicza o chorowitym wiejskim chłopcu wyróżniającym się talentem muzycznym. Janko zafascynowany skrzypcami należącymi do dziedzica, chce je dotknąć. W tym celu zakrada się do dworu. Przyłapanego na tym uczynku chłopca, oskarżają o próbę kradzieży – dostaje karę zbyt surową nie tylko za to, czego nie uczynił, lecz także z powodu słabowitego zdrowia. Wyrok zostaje wykonany, a wymęczony chłopiec umiera.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 36
Henryk Sienkiewicz
Henryk Adam Aleksander Pius Sienkiewicz herbu Oszyk, kryptonim „Litwos”, „Musagetes”, pseudonim „Juliusz Polkowski”, „K. Dobrzyński” (ur. 5 maja 1846 w Woli Okrzejskiej, zm. 15 listopada 1916 r. Vevey) – polski nowelista, powieściopisarz i publicysta; laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1905 r.) za całokształt twórczości, jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy przełomu XIX i XX w.
(źródło: pl.wikipedia.org)
Redaktor prowadzący: Andrzej Gumulak
Redakcja: Donata Cieślik
Korekta: Krystyna Krajewska
Copyright © by Wydawnictwo Czarno na białym, Warszawa 2019
Wydawnictwo Czarno na białym s§p. z o.o.
ul. 1 Sierpnia 28/48; 02-134 Warszawa
www.wydawnictwocnb.pl
Koncepcja graficzna: Donata Cieślik
Skład i łamanie: Dawid Szulik
Warszawa 2020
Zdjęcia:
Caspar David Friedrich
Wędrowiec nad morzem mgły
(Kunsthalle w Hamburgu)
Józef Chełmoński
Owczarek
(Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach
Henryk Sienkiewicz i Kazimierz Pochwalski na statku
Kazimierz Pochwalski
(Muzeum Narodowe w Kielcach)
ISBN (e-book): 978-83-64374-66-1
Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki.
Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall, niedaleko Panamy, przepadł bez wieści. Ponieważ stało się to wśród burzy, przypuszczano, że nieszczęśliwy musiał podejść nad sam brzeg skalistej wysepki, na której stoi latarnia, i został spłukany przez bałwan. Przypuszczenie to było tym prawdopodobniejsze, że na drugi dzień nie znaleziono jego łódki stojącej w skalistym wrębie. Zawakowało tedy miejsce latarnika, które trzeba było jak najprędzej obsadzić, ponieważ latarnia niemałe ma znaczenie tak dla ruchu miejscowego, jak i dla okrętów idących z New Yorku do Panamy. Zatoka Moskitów obfituje w piaszczyste ławice i zaspy, między którymi droga nawet w dzień jest trudna, w nocy zaś, zwłaszcza wśród mgieł podnoszących się często na tych ogrzewanych podzwrotnikowym słońcem wodach prawie niepodobna. Jedynym wówczas przewodnikiem dla licznych statków bywa światło latarni. Kłopot wynalezienia nowego latarnika spadł na konsula Stanów Zjednoczonych, rezydującego w Panamie, a był to kłopot niemały, raz z tego powodu, że następcę trzeba było znaleźć koniecznie w ciągu dwunastu godzin; po wtóre, następca musiał być nadzwyczaj sumiennym człowiekiem, nie można więc było przyjmować byle kogo; na koniec w ogóle kandydatów na posadę brakło. Życie na wieży jest nadzwyczaj trudne i bynajmniej nie uśmiecha się rozpróżniaczonym i lubiącym swobodną włóczęgę ludziom Południa. Latarnik jest niemal więźniem. Z wyjątkiem niedzieli nie może on wcale opuszczać swej skalistej wysepki. Łódź z Aspinwall przywozi mu raz na dzień zapasy żywności i świeżą wodę, po czym przywożący oddalają się natychmiast, na całej zaś wysepce, mającej morgę rozległości, nie ma nikogo. Latarnik mieszka w latarni, utrzymuje ją w porządku; w dzień daje znaki wywieszaniem różnokolorowych flag wedle wskazówek barometru, w wieczór zaś zapala światło. Nie byłaby to wielka robota, gdyby nie to, że chcąc się dostać z dołu do ognisk na szczyt wieży, trzeba przejść przeszło czterysta schodów krętych i nader wysokich, latarnik zaś musi odbywać tę podróż czasem i kilka razy dziennie. W ogóle jest to życie klasztorne, a nawet więcej niż klasztorne, bo pustelnicze. Nic też dziwnego, że Mr. Izaak Falconbridge był w niemałym kłopocie, gdzie znajdzie stałego następcę po nieboszczyku, i łatwo zrozumieć jego radość, gdy najniespodzianiej następca zgłosił się jeszcze tegoż samego dnia. Był to człowiek już stary, lat siedmiudziesiąt albo i więcej, ale czerstwy, wyprostowany, mający ruchy i postawę żołnierza. Włosy miał zupełnie białe, płeć1 spaloną, jak u Kreolów, ale sądząc z niebieskich oczu, nie należał do ludzi Południa. Twarz jego była przygnębiona i smutna, ale uczciwa. Na pierwszy rzut oka podobał się Falconbridge’owi. Pozostało go tylko wyegzaminować, wskutek czego wywiązała się następująca rozmowa:
— Skąd jesteście?
— Jestem Polak.
— Coście robili dotąd?
— Tułałem się.
— Latarnik powinien lubić siedzieć na miejscu.
— Potrzebuję odpoczynku.
— Czy służyliście kiedy? Czy macie świadectwa uczciwej służby rządowej?
Stary człowiek wyciągnął z zanadrza spłowiały jedwabny szmat, podobny do strzępu starej chorągwi. Rozwinął go i rzekł:
— Oto są świadectwa. Ten krzyż dostałem w roku trzydziestym. Ten drugi jest hiszpański z wojny karlistowskiej; trzeci to legia francuska; czwarty otrzymałem na Węgrzech. Potem biłem się w Stanach przeciw południowcom, ale tam nie dają krzyżów — więc oto papier.
Falconbridge wziął papier i zaczął czytać.
— Hm! Skawiński? To jest wasze nazwisko?... Hm!... Dwie chorągwie zdobyte własnoręcznie w ataku na bagnety... Byliście walecznym żołnierzem!
— Potrafię być i sumiennym latarnikiem.
— Trzeba tam co dzień wchodzić po kilka razy na wieżę. Czy nogi macie zdrowe?
— Przeszedłem piechotą „pleny”.
— All right! Czy jesteście obeznani ze służbą morską?
— Trzy lata służyłem na wielorybniku.
— Próbowaliście różnych zawodów?
— Nie zaznałem tylko spokojności.
— Dlaczego?
Stary człowiek ruszył ramionami.
— Taki los...
— Wszelako na latarnika wydajecie mi się za starzy.