Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorki […] przyglądają się statusowi kobiet w średniowieczu oraz ścieżkom, na które wstępowały one w okresie rewolucji przemysłowej – jako migrantki, robotnice, służące, nauczycielki czy pracownice seksualne. Dotykają kwestii płci kulturowej, pisząc o kształtowania się takich form kobiecej tożsamości jak nowożytna czarownica i kobieta nieheteronormatywna, XIX-wieczna chłopka i nowoczesna dziewczyna. fragment wstępu Większość większej połowy Seria „Ludowa Historia Polski” ma stanowić przyczynek do odzyskania zapomnianych dziejów zwykłych ludzi. Chcemy w niej przedstawiać najciekawsze prace na temat tych, którzy nie kwalifikowali się do narodu Sarmatów, choć byli prawdziwą solą ziem dawnej Rzeczypospolitej. Będą to zatem książki o chłopach pańszczyźnianych, miejskiej biedocie, ludziach luźnych, a wreszcie proletariacie. Przemysław Wielgosz, redaktor merytoryczny serii
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 287
Rok wydania: 2023
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tego dnia na ulicach Kielc nie działo się nic nadzwyczajnego. Podobnie jak dzień wcześniej i dzień później. Prowincjonalna zwyczajność połowy XIX wieku. W mieście kręciło się sporo mieszkańców pobliskich wsi. Wśród nich była samotna chłopka, którą niektórzy przechodnie pozdrawiali. W końcu często widywano ją tu, gdy przyjeżdżała, by sprzedać wypieczony przez siebie chleb. Tym razem jednak kobieta nie miała nic do sprzedania. Pośpiesznie zdążała na spotkanie. Miała się widzieć z pisarzem świadczącym usługi niepiśmiennym mieszkańcom pobliskich wsi. Kilka dni później kobieta wysłała spisaną podczas spotkania w Kielcach skargę do Komisji Województwa Krakowskiego. Nie był to pierwszy punkt zwrotny w życiu Marianny Cioskowej, ale być może najważniejszy.
Marianna przyjechała do Kielc z Kostomłotów, gdzie prowadziła gospodarstwo z trzema innymi kobietami. W pracy pomagały jej dorastające siostry oraz młodsza od nich córka. Cztery kobiety nie tylko krzątały się codziennie po podwórku, ale też przez trzy dni w tygodniu odrabiały pańszczyznę. I właśnie gospodarstwo było źródłem konfliktu, który zmusił Mariannę do napisania skargi. Broniła w niej prawa do zajmowania budynków odziedziczonych po rodzicach. Zamieszkała w nich kilka lat wcześniej, po śmierci męża. Kiedy z kolei zmarli jej rodzice, gospodarstwo stało się łakomym kąskiem, na który ostrzyli sobie zęby ksiądz rejent – bo wieś należała do Kościoła – a także jej żydowski arendarz i większość sąsiadów, tworzących chłopską gromadę. Oni wszyscy chcieli pozbawić Mariannę domu, choć mieli po temu różne powody. Kościół planował podzielić gospodarstwo między dwóch innych chłopów, czym kupił sobie wieś, a wykonawcą woli właściciela został żydowski arendarz. Siła była po stronie przeciwników Marianny. Co prawda ksiądz rejent nie mógł po prostu wyrzucić kobiety, ale imał się nie mniej dokuczliwych metod. Pewnego dnia wynajęci przez niego sąsiedzi po prostu rozebrali zabudowania gospodarstwa Marianny, pozostawiając jej jedynie dom. Kobieta nie dała się złamać i zaczęła zarabiać wyrabianiem chleba, choć i tego usiłowano jej zakazać. Marianna walczyła długo, na koniec kierując sprawę do Komisji. Przez cały ten czas w obliczu instancji sądowniczych i administracji sama reprezentowała siebie i swoje kobiece gospodarstwo. Ostatecznie Komisja przyznała jej rację, ale nie wiemy, czy wyrok został wyegzekwowany.
Odkryta i opisana przez młodego badacza Michała Narożniaka historia Marianny Cioskowej[1] przebija najpopularniejszą w polskiej kulturze opowieść o kobiecie ze wsi, która przeciwstawiła się otoczeniu – czyli historię Jagny z Chłopów Władysława Reymonta. Przede wszystkim dlatego, że Marianna istniała naprawdę. Nie była produktem wyobraźni męskiego autora z klas wyższych. Wkroczyła do historii za pośrednictwem własnego głosu i dokonanego przez siebie wyboru, choć nie stało się to na jej warunkach. Mimo przeszkód, jakie napotkała, była na tyle silna i zdeterminowana, by mówić i występować we własnym imieniu. Wszystko to prawdopodobnie nie zmieściłoby się w głowie przedstawiciela polskiej elity intelektualnej z początku XX wieku, nawet gdyby z empatią pochylał się on nad losem chłopstwa. Świadczy o tym fakt, że Reymontowska buntowniczka Jagna budowała swoją niezależność w oparciu o związki z mężczyznami. Tak jakby autor Chłopów nie umiał sobie wyobrazić scenariusza, w którym młoda kobieta z ludu prowadzi samodzielne życie. Jego Jagna sama z siebie nie miała ani tyle sił, ani determinacji, by postawić na swoim. Tymczasem dla Marianny niechcianym początkiem własnej opowieści była śmierć męża.
Być może jej historia doczeka się osobnego opracowania. Zasługuje na to. Już dziś jednak heroiczna mieszkanka Kostomłotów może być symbolem odzyskiwania przeszłości kobiet z klas ludowych, a także znaczenia, jakie mają badania nad ich losami, nie tylko dla naszej wiedzy o przeszłości, ale też dla sposobów jej poznawania.
Jej historia wydaje się wyjątkowa, ale zarazem bardzo dobrze odzwierciedla dzieje zbiorowości. Kobieta samodzielnie prowadząca gospodarstwo nie była normą na kieleckiej wsi połowy XIX stulecia. Niemniej takie sytuacje zdarzały się wystarczająco często, by odnotowały je statystyki. To samo można powiedzieć o kilku kobietach gospodarzących wspólnie. Według szacunków Narożniaka około 10% gospodarstw w regionie prowadziły owdowiałe kobiety[2]. Ich życie nie należało do najłatwiejszych. Nie tylko ze względu na ogrom ciężkiej pracy w obejściu, przymus odrabiania pańszczyzny i konieczność wykarmienia dzieci. Także dlatego, że mniejszościowy i nieoczywisty status takich kobiet wymagał od nich nieustannego wysiłku. Chcąc nie chcąc, podważały płciowy podział ról społecznych, hierarchię władzy i stosunki własności, a to oznaczało konieczność obrony własnej pozycji. Czasem, jak w przypadku Marianny, także definiowania jej i uzasadniania przed sądem.
Sprawa Marianny Ciosek angażowała Kościół, żydowskiego arendarza, chłopskich sąsiadów, administrację i władze sądowe Imperium Rosyjskiego – wydobywając na powierzchnię skomplikowane linie podziałów, konfliktów i sojuszy między nimi. Jako taka wpisuje się w szerszy kontekst walk społecznych na wsi w Królestwie Polskim w połowie XIX stulecia. Ich stawką była ziemia, a głównym punktem zapalnym kwestia pańszczyzny. Oczywiście przypadek Marianny nie wiąże się bezpośrednio z kontestacją porządku pańszczyźnianego. Ma natomiast swoją specyfikę genderową. Być może z jej powodu stał się katalizatorem egzotycznego sojuszu uprzywilejowanych i podporządkowanych. Przeciw czterem kobietom pozbawionym męskiej opieki i władzy powstała tymczasowa koalicja złożona ze zantagonizowanych wzajemnie aktorów o sprzecznych interesach. Połączyła ich obrona reżimu ról płciowych, który został zakwestionowany przez sfeminizowane gospodarstwo i aspiracje Marianny. Samo jego zaistnienie we wsi podważyło patriarchalną hierarchię; co więcej, ujawniło, że przecina ona w poprzek podziały targające społecznościami wiejskimi. Wszystko to nie oznacza, że je unieważniło.
Sprawy Marianny nie można całkowicie oderwać od społecznego tła. Przeciwnie. Po pierwsze, zapewne żaden indywidualny przypadek konfliktu o ziemię nie da się w stu procentach zredukować do reprezentacji jakiegoś ogólnego wzoru „walki klas”, bo ta w historii właściwie nie występuje w postaci czystej. Po drugie, konflikty społeczne zawsze mają charakter intersekcjonalny, co oznacza, że linie podziału ekonomicznego przecinają się z liniami hierarchii genderowej, a te z liniami innych markerów tożsamości, władzy i podporządkowania.
Marianna Cioskowa nieprzypadkowo pojawia się we wstępie do książki zatytułowanej Ludowa historia kobiet. W jej biografii niczym w soczewce skupiają się najistotniejsze wątki i znaczenia dziejów większości „większej połowy”, o której mowa w tytule niniejszego wstępu[3]. Chodzi tu oczywiście o kobiety z klas ludowych. Plebejuszki stanowiły przygniatającą większość populacji kobiet, będących większością populacji ziem polskich w ogóle. Widzimy los pańszczyźnianej chłopki, istoty znajdującej się najniżej w hierarchii osób dorosłych na ówczesnej polskiej wsi. Jako taka staje się ona przedmiotem eksploatacji zarówno na zewnątrz, jak i w obrębie rodziny. Pozbawiona męskiego opiekuna staje się dodatkowo celem intrygi mającej pozbawić ją środków do życia, obiektem niechęci, pogardy, a być może też fizycznej agresji. Bądź co bądź, przemoc jest doświadczeniem naznaczającym życie wszystkich chłopek – doznawały jej od partnerów, dworskich oficjalistów, czasem (w starszym wieku) od własnych dzieci. Ciało i fizyczność chłopki zdominowane są przez trud biologicznego przetrwania, konieczność sprostania wymogom systemu ekonomicznego oraz roli płciowej. Z jednej strony odrabia ona pańszczyznę, z drugiej – rodzi i wychowuje dzieci. To rzeczywistość ciężkiej pracy, bólu, zmęczenia i cierpienia, wyzysku i poniżenia. Dlatego jest oczywiste, że odzyskanie historii kobiet z ludu polegać musi na oddaniu im sprawiedliwości jako ofiarom społeczeństwa opartego na zniewoleniu, hierarchii, fizycznej eksploatacji i nagiej przemocy. Marianna nie jest jednak tylko ofiarą. Nie znosi biernie wymierzanych jej razów. Jej życie nie trwa uwięzione w jakimś statycznym porządku, a jedynego jej doświadczenia nie stanowi wieczny powrót tego samego – pór roku, głodu na przednówku, rodzenia dzieci, podległości siłom natury i władzy społecznej. Przeżywała zmiany i była ich podmiotem. I także w tym sensie pozostaje postacią emblematyczną. Jej biografia radykalnie zaprzecza stereotypowi pańszczyźnianej chłopki ofiary. Ale nie tylko. Dowodzi, że pańszczyźniane chłopki nie tkwiły w rolach narzuconych im przez system ekonomiczny, patriarchat oraz schematy interpretacyjne historyków. Pokazuje, że częścią ich doświadczenia bywała także mobilność i zmiana, że czasem mogły wywalczyć sobie możliwość negocjowania i podważania swojego statusu. Widzimy, że zwykła kobieta z podkieleckich Kostomłotów potrafiła konsekwentnie prowadzić prawdziwą (mikro)politykę, wykorzystując swoje umiejętności, intelekt, siłę fizyczną i dostępne środki prawne nawet przy niesprzyjającym układzie sił w środowisku społecznym, w którym zmuszona była żyć. Wszystko to mówi, że kobiety z ludu miały swoją historię, która nie jest po prostu dodatkiem do ludowej historii mężczyzn (i historii w ogóle), ale wymusza jej zasadniczą rewizję. Losy Marianny Cioskowej z Kostomłotów zmieniają nasz obraz społeczności wiejskich z połowy XIX wieku. Nie ma w tym nic zaskakującego. Dziś twierdzenie, że historia kobiet i historia genderowa zrewolucjonizowały nauki historyczne i naszą wiedzę o przeszłości, jest już truizmem. Ten rewolucyjny wpływ odnosi się w szczególności do badań nad losem kobiet z klas ludowych. Historia kobiet rozbiła męskocentryczny obraz społeczeństw, uwypuklając znaczenie podziałów płciowych i tego, w jaki sposób się one formują. Ludowa historia kobiet z kolei wskazuje, że nie ma czegoś takiego jak historia wszystkich kobiet, a podziały klasowe uzupełniają podział płci o aspekt ekonomiczny i strukturalny. Niniejsza książka stanowi próbę połączenia obu powyższych perspektyw. Wychodząc od historii kobiet z chłopstwa i klasy robotniczej, w ich różnych rolach i aktywnościach, autorki i autor Ludowej historii kobiet starają się wpisać je w perspektywę genderową (płci kulturowej), ukazując, jak te role historycznie się kształtowały i zmieniały, a zarazem jak wytwarzały się i przekształcały tożsamości genderowe i reżimy podziałów płciowych.
Artykuły zebrane w tym tomie ukazują przekrój szerokiego zjawiska, jakim jest historia kobiet i historia genderowa. Ostatnie dekady były w Polsce czasem dynamicznego rozwoju wszystkich tych nurtów badań. Powstało wiele znakomitych prac naukowych, a badania nad przeszłością kobiet stały się bodaj najlepiej rozwijającym się działem polskiej historiografii. Kilka ostatnich lat przyniosło natomiast wzrost zainteresowania dziejami kobiet z klas ludowych. Choć badania te znalazły swój wyraz w szerszym obiegu publicznym – także za sprawą książek autorek niniejszego zbioru[4] – dotychczas rozwijały się one przede wszystkim w kontekście akademickim. W Ludowej historii kobiet zebrano wyniki najważniejszych badań w możliwie najbardziej przystępnej postaci. Stąd objętość i forma tekstów. Rzecz jasna, wybór i zakres tematów nie wyczerpują tej problematyki. Celem było tu raczej naszkicowanie kilku kluczowych wątków i przedstawienie ogólnego zarysu pola ludowej historii kobiet. Na książkę składają się trzy części: Praca i pozycja społeczna, Tożsamości, Sytuacje i doświadczenia. Każda dotyka innego wymiaru życia dawnych plebejuszek, choć granice między nimi są płynne.
W niniejszym tomie znajdziemy zatem artykuły pokazujące dzieje kobiet z ludu przez pryzmat miejsc, ról i aktywności, które przypadły im w udziale w różnych epokach i okolicznościach historycznych. Dotyczy to nie tylko chłopek, ale także robotnic i przedstawicielek plebsu miejskiego. Autorki i autor ukazują kobiety w sytuacjach skrajnych, choć często bardzo powszechnych – jako migrantki i uchodźczynie, ofiary i sprawczynie przemocy. Przyglądają się statusowi kobiet chłopskich w średniowieczu oraz ścieżkom, na które wstępowały one w okresie rewolucji przemysłowej – jako migrantki, robotnice, służące, nauczycielki, opiekunki czy pracownice seksualne. Dotykają kwestii płci kulturowej w kontekście kształtowania się takich form kobiecej tożsamości jak nowożytna czarownica, kobieta nieheteronormatywna i nowoczesna dziewczyna.
Ludowa historia kobiet ma przywrócić je naszej pamięci i świadomości historycznej. Ale to nie wszystko. Odzyskując wymazywane i marginalizowane przez wieki doświadczenie osób takich jak Marianna Cioskowa i wiele jej wciąż nieznanych z imienia sióstr, przyczynia się do zmiany naszego sposobu myślenia o przeszłości oraz jej badania. Niezależnie od wielu znakomitych osiągnięć na tym polu, które przyniosły ostatnie lata, ciągle jeszcze znajdujemy się na początku fascynującej drogi.
Przemysław Wielgosz
[1] M. Narożniak, Niewolnicy modernizacji. Między pańszczyzną a kapitalizmem, Warszawa 2021.
[2] Tamże, s. 98.
[3] Na ziemiach polskich od wczesnej nowożytności kobiety są większością populacji.
[4] Zob. m.in.: M. Fidelis, Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce, Warszawa 2015; A. Urbanik-Kopeć, Anioł w domu, mrówka w fabryce, Warszawa 2018; A. Urbanik-Kopeć, Instrukcja nadużycia, Katowice 2019; A. Urbanik-Kopeć, Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu, Warszawa 2021; J. Kuciel-Frydryszak, Służące do wszystkiego, Warszawa 2018; J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023; M. Madejska, Aleja Włókniarek, Wołowiec 2018; A. Dobrowolska, Zawodowe dziewczyny. Prostytucja i praca seksualna w PRL, Warszawa 2020.
I
Małgorzata Kołacz-Chmiel
Prowadząc badania nad życiem kobiety chłopskiej, naukowiec może dostrzec w źródłach średniowiecznych wyraźną dysproporcję dotyczącą informacji na temat kobiet i mężczyzn. Dzieje spisywane przez ówczesnych rocznikarzy i kronikarzy to przede wszystkim historia tworzona przez mężczyzn i dla mężczyzn. Jeżeli w ogóle pojawiają się w niej niewiasty, to tylko te z kręgu najwyższych warstw społecznych i w momentach odgrywania przez nie kluczowej roli w losach państwa czy dynastii. W przypadku chłopek te wiadomości są wyjątkowo skąpe, gdyż dotyczą najniższej warstwy społecznej, niebudzącej szczególnego zainteresowania wśród twórców ówczesnej spuścizny źródłowej. Czy wobec powyższego jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak wyglądała codzienność kobiety chłopskiej żyjącej na ziemiach polskich w czasach tak odległych? Wbrew pozorom analiza dostępnego materiału źródłowego pozwala znaleźć odpowiedzi może nie na wszystkie nurtujące czytelnika pytania, ale z pewnością na wiele z nich.
Życie kobiety chłopskiej na przestrzeni kilku stuleci obejmujących polskie średniowiecze toczyło się w ramach patriarchalnego świata, który wyznaczał jej miejsce w ramach zarówno rodziny, jak i grupy społecznej. Kształtowały je przepisy prawa zwyczajowego oraz kościelnego. Zaznaczyć jednak trzeba, że los nie był taki sam dla wszystkich niewiast z tej grupy stanowej – w dużym stopniu zależał bowiem od ich stanu cywilnego oraz pozycji majątkowej i ekonomicznej. Przybierał więc różne formy – od niemalże całkowitego podporządkowania do bardzo dużej swobody.
Panna
Żona
Macierzyństwo
Wdowa
Zajęcia i obowiązki średniowiecznych chłopek
Elwira Wilczyńska
Podległość wobec męża
W tradycyjnej kulturze ludowej powołaniem kobiety wiejskiej było wstąpienie w związek małżeński oraz poświęcenie się dla dobra rodziny i gospodarstwa. Model ten, powielany w społecznościach wiejskich przez wieki, opierał się na nauce Kościoła katolickiego, zasadach obyczajowości wieśniaczej oraz obowiązujących regulacjach prawnych – fundamenty te uzupełniały się, tworząc spójny system wartości[2]. Dopiero po wyjściu za mąż kobieta stawała się pełnoprawnym członkiem społeczności i mogła cieszyć się szacunkiem sąsiadów[3], choć nie oznaczało to wcale, że jej pozycja była równa pozycji jej męża. Zgodnie z obowiązującym porządkiem to mężczyzna reprezentował interesy gospodarstwa jako najważniejsza osoba w rodzinie. Podejmował wszelkie istotne decyzje dotyczące losu gospodarstwa, a jego władza nad pozostałymi członkami rodziny, zwłaszcza nad dziećmi, miała charakter absolutny. W jego kompetencjach leżało rozporządzanie majątkiem, inwestowanie, sprzedaż i zakup ziemi, narzędzi rolniczych lub zwierząt hodowlanych, rozstrzyganie o edukacji dzieci i wyborze dla nich partnera. Od kobiety z kolei oczekiwano posłuszeństwa wobec męża i akceptacji podejmowanych przez niego decyzji.
Podrzędną pozycję kobiety wobec mężczyzny sankcjonował ludowy mit o jej stworzeniu. Bóg powołał ją do życia, by dać Adamowi „jakom zabawkę”, a sam akt kreacji przebiegał odmiennie od tego, co znamy ze Starego Testamentu:
Paniezus […] wyrżnon mu [Adamowi – przyp. aut.] we snie ziobro. Ale to było straśnie brzydźkie i masne, toz to prasnon na brzyzek, coby oskło.
Diascy nadali psa. Zakradła się kanalija, łap ziobro i w uciekaca ś nim do dźwierzy raju. Paniezus łap kija i dalej za nim. Ale pies wartki, a Paniezus stary […]. Dźwierze się na zaporkę zaparły, ucieny psu ogon, ale pies uciók […]. Paniezus wzion ten ogon pote […] i z tego ogona stworzył babe[4].
Żywiono także przekonanie, że posłuszeństwo wobec mężczyzny jest formą kary, jaką Stwórca nałożył na Ewę w konsekwencji grzechu pierworodnego.
Mimo silnie ugruntowanego w ludowym światopoglądzie przekonania o podrzędności kobiety na przełomie XIX i XX wieku zaczęły na wsi zachodzić pewne przemiany w zakresie podziału władzy w rodzinie[5]. Jan Świętek, etnograf amator badający pod koniec XIX wieku zwyczaje górali nadrabskich, zanotował, że „na sto kobiet przynajmniej dziesięć takich znajduje się nad brzegami Raby, co mężów trzymają w karbach i kierują nimi według swej woli”[6]. Wpływ na przełamanie patriarchalnego porządku w obrębie rodziny chłopskiej miały różnorakie czynniki. Na pierwszy plan zdają się jednak wysuwać uwarunkowania ekonomiczne – wielkość wniesionego do gospodarstwa majątku mogła wpływać na późniejszą pozycję w małżeństwie. Panny mające znaczne wiano mogły cieszyć się większym zakresem władzy. Sama instytucja posagu miała zabezpieczać pozycję kobiety i chronić ją przed nadużyciami ze strony znacznie bardziej uprzywilejowanego męża[7]. Trzeba jednak pamiętać, że bogate niewiasty po zawarciu związku małżeńskiego cieszyły się autorytetem wynikającym nie tylko z przewagi majątkowej nad mężem, ale też ze statusu społecznego rodziny, z jakiej się wywodziły. Sama przewaga ekonomiczna kobiety nie gwarantowała jej silniejszej pozycji w gospodarstwie.
Pewne znaczenie w umacnianiu kobiecej władzy w rodzinie mogła mieć także znajomość rzemiosła przynoszącego dodatkowe dochody oraz określone cechy charakteru pozwalające zdominować mężczyznę. Należy jednak podkreślić, że nawet w rodzinach, w których gospodyni cieszyła się ponadstandardowym zakresem władzy, nadal podlegała mężowi na mocy zwyczaju, przepisów prawnych oraz zakorzenionych głęboko wzorców kulturowych.
Gospodarstwo męskie i gospodarstwo babskie
Życie tradycyjnej rodziny chłopskiej koncentrowało się wokół ziemi, która nie tylko stanowiła podstawowe źródło utrzymania, ale także uważana była za najwyższą wartość w wymiarze symbolicznym. Z tej przyczyny troska o rozwój gospodarstwa rolnego wpływała na wszystkie aspekty życia chłopów, również na kształt relacji rodzinnych: przedsiębiorstwo rolne utożsamiano z gospodarstwem domowym, a interes gospodarstwa z interesem rodziny[8]. Wartość każdego domownika określano na podstawie jego przydatności we wspólnym gospodarstwie, a tę mierzono nakładem wykonywanej pracy. Kryterium to także sankcjonowało dominację mężczyzny, jako silniejszego i podejmującego największy wysiłek dla wspólnego dobra rodziny: „[...] baba zawdy od chłopa jes słabsa: to óna i rady se dać ni może i zawdy u niego spórki sie ocekuje. Latego tyz ón powinien mieć zawdy nad babą moc, bo ón ji dospomaga”[9]. Przeświadczenie takie wyrażali nie tylko mieszkańcy XIX-wiecznej wsi, ale również zainteresowani tematyką wiejską badacze. Kazimierz Dobrowolski, socjolog i etnolog, pisał, że „czołową rolę w zespole rodzinnym pełnił ojciec – właściwy gospodarz i rządca. Jego dłoń orała, siała ziarno, zbierała plon, pracowała na życiodajny chleb”[10]. Okazuje się jednak, że ani chłopi, ani naukowcy nie docenili roli kobiety w gospodarstwie.
Podział prac w chłopskiej rodzinie zgodnie z odwieczną tradycją uwzględniał kryterium płci, a to klarowne rozdzielenie obowiązków między gospodarza i gospodynię znalazło odzwierciedlenie w podziale gospodarstwa na męskie oraz babskie. Do zadań męskich należały przede wszystkim prace związane bezpośrednio z uprawą roli: orka, siew, zbiór plonów (choć w okresie żniw w prace na polu angażowali się wszyscy członkowie rodziny), młócenie i wianie zboża (oddzielanie ziarna od plew), a także dbanie o konie, naprawa i konserwacja narzędzi rolniczych, ścinanie drzew, budowa i naprawa zabudowań mieszkalnych i gospodarczych, zarządzanie majątkiem. W zakres obowiązków kobiecych wchodziły natomiast wszelkie prace w domu i obejściu: przygotowywanie posiłków, dbanie o czystość domu i podwórza, szycie, pranie i naprawa odzieży, opieka nad dziećmi i innymi niesamodzielnymi członkami rodziny, karmienie i pojenie zwierząt, dojenie krów, wyrób przetworów mleczarskich na potrzeby własne oraz na sprzedaż, hodowla drobiu, noszenie wody ze studni, uprawa i zbiór warzyw, sadzenie i plewienie roślin okopowych. Do tego dochodziła pomoc mężowi w czasie wzmożonych prac polowych, na przykład przy żniwach lub wykopkach. Kobiety były także odpowiedzialne za sprzedaż jaj i nabiału, a zyskanymi w ten sposób pieniędzmi mogły same zarządzać. Wydawały je zazwyczaj na zakup towarów, których nie można było wyprodukować samodzielnie, na przykład soli, nafty, zapałek, a także odzieży i niektórych sprzętów gospodarstwa domowego[11]. Kompetencje kobiety nie wykraczały zatem w tym względzie poza wyznaczoną jej rolę – pieniądze pochodzące z kobiecej części gospodarstwa były wydawane na jego prowadzenie. Natomiast decyzje dotyczące zakupu lub sprzedaży ziemi, zwierząt, sprzętu rolniczego, a także budowy domu i zabudowań gospodarskich – jako ważne z punktu widzenia całej rodziny – podejmował mężczyzna[12]. Wspomnienia mieszkańców wsi potwierdzają ten stan rzeczy: „ojciec zajmował się rolnictwem starsi bracia mu pomagali. A matka zajmowała się domem i inwentarzem”[13], „nadwyżki jaj sprzedawałam w sklepie i były pieniądze na »kuchnię«”[14].
Zajęcia kobiet uchodziły za lżejsze, a często w ogóle nie przypisywano im statusu pracy, ponieważ na takie miano zasługiwała jedynie aktywność rolnicza, zapewniająca utrzymanie całej rodzinie[15]. Jednak z badań ekonomisty Jana Curzytka przeprowadzonych w latach 30. XX wieku wynika, że kobieta była w gospodarstwie rolnym znacznie bardziej niż mężczyzna obciążona obowiązkami, a na pracę poświęcała średnio 500 godzin więcej w skali roku[16]. Obserwacja ta znajduje potwierdzenie w pamiętnikach kobiet wiejskich:
Doba dzieli się u mnie na krótki sen i godziny pracy, w których gonią się nawzajem: karmienie, gotowanie kleiku, prowadzenie kuchni dla wielu osób, codzienne pranie, sprzątanie. Ciągłe noszenie wiader wody i torfu[17].
Już jako czteroletnia dziewczynka posługiwałam pasąc gęsi potem krowy, a w domu widząc jak biedne matczysko męczy się nie mogąc dać sobie rady z dziećmi, a było ich rzetelnie „co rok to prorok”, pomagałam jej jako że byłam najstarsza, niańczyć ten drobiazg, choć prawdę powiedziawszy samejby mnie się niańka przydała, bo cóż to za piastunka z pięcioletniego berbecia. […] Gdy miałam lat sześć, to czułam się zupełnie jak dorosła osoba, a to z tego powodu, że matka wyjeżdżając do miasta (a jeździła dwa razy w tygodniu) nie brała do domu kobiety tylko ja ją zastępowałam. Pilnowałam już i bawiłam sama dzieci, gotowałam jeść, sprzątałam, zmywałam, a nawet próbowałam doić krowy. […] wyciągając wodę ze studni i przy kuchni posługiwałam się stołkiem[18].
Zgodnie z obowiązującą w kulturze tradycyjnej normą podstawowym obowiązkiem mężczyzny było utrzymanie rodziny. Jeśli jednak z jakiegoś powodu nie był w stanie się z niego wywiązać, kobieta nie miała prawa się skarżyć. Przeciwnie – oczekiwano, że będzie ona pracować jeszcze ciężej, aby nie dopuścić do upadku gospodarstwa[19]. To obiegowe przekonanie wyrażone zostało między innymi w przysłowiach pouczających, że „gospodyni dobra trzy węgły domu utrzymuje, a gospodarz czwarty”[20], zaś „gdzie nierządna [niegospodarna – przyp. aut.] gospodyni, tam praca męża przyspory nie czyni”[21]. Znalazło także potwierdzenie w pamiętnikach mieszkanek polskich wsi z pierwszej połowy XX wieku.
Wiele wspomnień spisanych przez kobiety wiejskie dotyczy funkcjonowania tradycyjnego podziału obowiązków i istnienia dwóch budżetów w obrębie jednego gospodarstwa. Informacje te nie są jednak przekazywane wprost, ale raczej w kontekście naruszenia przez mężczyznę tego porządku lub negatywnej oceny podejmowanych przez niego decyzji finansowych. Gdy rodzina funkcjonowała zgodnie z przyjętym na wsi modelem, kobiety nie dostrzegały potrzeby pisania o sprawach dla nich oczywistych. Dominacja mężczyzny w zakresie zarządzania domowymi finansami nie była postrzegana przez nie jako forma dyskryminacji, dopóki mąż wywiązywał się z przypisanych mu tradycyjnie obowiązków. Dopiero w przypadku niewłaściwego zarządzania budżetem lub naruszenia zasad zwyczajowego podziału ról kobiety bardzo boleśnie odczuwały swoje ograniczenie w sferze decydowania o przyszłości gospodarstwa.
Szczególnie poruszające są relacje dwóch kobiet: urodzonej w 1886 roku emigrantki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych oraz urodzonej w 1904 roku gospodyni z Mazowsza. Ich życiorysy łączy to, że nie mogły liczyć na wsparcie męża; co więcej – to on był główną przyczyną ich kłopotów. Pierwsza ze wspomnianych kobiet wynajmowała robotnikom pokoje, zarabiała również na wyszynku, ale kontrolę nad finansami sprawował jej mąż. Jej zdaniem nie wywiązywał się należycie z tego zadania:
[…] mam już tylko czterech chłopów ale i przy nich można dużo zarobić żeby on mi pozwolił rachować książki. On był bardzo mądry, ale wielki niedołęga i ospały i tylko chłopów słuchał nie mnie. Krzykiem i kłótnią wydzierałam mu te rachunki i pokazuję chłopom gdzie go okradli, piwa wiele flaszek ja zapisywałam a wile oni mu mówili że tylko tyle a tyle nabrali. Sumienniejsi chłopi mówili mu masz dobrą babę tylko ty głupi, zaczęło się wypędzanie chłopów i mnie z niemi bo ja się z niemi trzymam[22].
Fakt, że kobieta uciekała się do „krzyku i kłótni” w dochodzeniu swoich racji, świadczy o jej ogromnej determinacji. W innym fragmencie swojego pamiętnika pisze ona bowiem o zasadach pożycia małżeńskiego, jakie zostały jej wpojone: „[...] na myśl mi przychodzą słowa księdza – bądź posłuszną mężowi, słowa zasłyszane u starych ludzi dziewczęta nigdy nie zaczynajcie kłótni w domu a będzie wam dobrze nie rozpowiadajcie co się w waszem domu dzieje, ja staram się tego trzymać”[23]. Wpojone kobiecie wartości wyznawane w tradycyjnych społecznościach wiejskich przedwojennej Polski niewątpliwie stanowiły dla niej przeszkodę w wyrażaniu sprzeciwu wobec męża. Jego zachowanie (przemoc fizyczna, brak szacunku, nieuwzględnianie zdania żony przy podejmowaniu decyzji, brak miłości do dzieci) doprowadziło jednak do przełamania wzorca dobrej żony i podjęcia walki o byt rodziny.
Druga gospodyni, mieszkanka Mazowsza, zmagała się z podobnymi problemami. W swoich wspomnieniach podkreśla brak zaangażowania ze strony męża:
Moje to tu były tylko dzieci. To wyłącznie ja musiałam się troszczyć o chleb. A mąż czuł się samodzielny, nie miał żadnych obowiązków wobec rodziny założonej przez siebie. Chociaż pracowałam ponad siły, sadziłam, siałam, kopałam – wszystko sama, a pieniądze to zabierał mąż. […] Ja tylko, jak niewolnik pozbawiony wszelkich praw, byłam do roboty. Nawet za moją żmudną pracę, jak za wyhaftowane przeze mnie wieczorami serwetki dla zamożnej sąsiadki, mąż po kryjomu odebrał i stracił pieniądze. […] A niekiedy dowiadywałam się, że sprzedawali moje kury, jedyny do mojej dyspozycji środek utrzymania[24].
Kobieta, mimo że w rzeczywistości jest jedyną żywicielką rodziny (pracuje w polu, buduje dom, wypełnia wszystkie męskie obowiązki), nie ma możliwości wykluczenia męża z zarządzania domowym budżetem. W ramach tradycyjnej kultury chłopskiej takie środki nie zostały przewidziane[25]. Dopiero po wojnie małżonkowie zdecydowali się na separację, co jest sygnałem zachodzących na wsi przemian obyczajowych. Kobieta nie starała się jednak o rozwód, a mąż, odchodząc, zabrał połowę majątku, który został przez nią wypracowany.
Podobnych historii kobiety wiejskie spisały wiele. Nie wszystkie są oczywiście tak drastyczne, ale przemoc fizyczna i brak możliwości decydowania o sprawach rodziny stanowiły codzienność wielu z nich. Niezwykle często pojawiają się także opisy ciężkiej pracy kobiet w gospodarstwie. Trudno znaleźć wspomnienia pozbawione tego wątku.
Jeszcze dziś nasłucham się dość często od matki opowiadań o ojcu – „użyła ja z nim, napracowałam się tylko jak koń on się nie przyłożył do roboty, latał tylko z Walkiem, rozmaitymi Lisami, Durakami […] i innemi głupkami rozbijać monopole rosyjskie i dziwne, że jemu gdzie łba nie urwały […] on dopiero miał dobrze gospodarować? Zapracowałam się”[26].
Kobiety jako menedżerki ubóstwa
Zjawisko przejmowania przez kobietę zarządzania budżetem domowym, gdy jest on zbyt mały, aby swobodnie nim gospodarować, jest typowe nie tylko dla wsi polskiej XIX i pierwszej połowy XX wieku. Fenomen ten, określany jako feminizacja ubóstwa, został zidentyfikowany pod koniec lat 70. XX wieku[27], a w Polsce wzmożone zainteresowanie tym zagadnieniem przypada na koniec lat 90.[28] Wyniki badań socjologicznych i ekonomicznych wskazują, że w przypadku niewystarczających zasobów to głównie kobiety starają się wiązać koniec z końcem[29]. W ten sposób wchodzą one w rolę menedżerek ubóstwa, jak określiła to brytyjska badaczka biedy Ruth Lister[30].
Przejęcie z rąk męża obowiązków związanych z zarządzaniem domowym budżetem nie oznacza jednak uzyskania pozycji głowy rodziny, a trud związany z organizacją skromnych środków stanowi dla kobiet dodatkowe brzemię i nie idzie w parze z poszerzeniem zakresu władzy.
Doświadczenie biedy jest jednym z głównych wątków podejmowanych przez chłopskich pamiętnikarzy, bez względu na płeć. Kobiety jednak – z powodu ograniczających je norm kulturowych – przyjmowały inne niż mężczyźni strategie, by radzić sobie w trudnej sytuacji. Ich zaradność w zarządzaniu skromnym budżetem przejawiała się w oszczędnym gospodarowaniu zasobami: „ojciec lubił popić, lecz matka robiła o to awantury ojcu, a sama była pracowita i oszczędna, przeto jakoś się wyrównywało”[31], „matka jakoś umiała tymi rzeczami gospodarzyć, tak że mleko, jajka były swoje i nie było potrzeby, aby to wszystko sprzedawać”[32]. Zazwyczaj gospodynie w takim położeniu angażowały się w dodatkową pracę zarobkową, której być może nie podejmowałyby w ogóle, gdyby nie zmusiła ich do tego sytuacja materialna:
Co zaniedbał mąż to ja starałam się naprawić. Zaprowadziłam warzywnictwo, które na naszej ziemi niezgorzej się udawało, chowałam cielęta, siałam len i wyrabiałam płótno, słowem pracowałam, jak tylko mogłam[33].
Do częstych strategii oszczędzania skromnych zasobów należało także przedkładanie potrzeb dzieci nad własne:
Rozpacz targa nerwy jak patrzy się na dziecko, blade, mizerne, szczupłe i wątłe, a nie można dać mu tego co potrzebne jest dla pozyskania sił i zdrowia. Już teraz nie dbam wcale o siebie, odmawiam sobie wszystkiego oprócz łez, byle tylko ulżyć doli dziecka[34].
Mam 6 dzieci z tych najstarszy ma 16. Ukończył szkołę 7-klasową z postępem dobrym. Chciałabym go koniecznie posłać do gimnazjum kupieckiego i chłopak ma wielką chęć, ale tak trudno w tych czasach, może w tym roku poślę go chociażbym miała ręce po łokcie sobie urobić i od ust sobie odjąć[35].
Warto zauważyć, że to właśnie dochód z kobiecej części gospodarstwa pozwala pozyskać dodatkowe źródła utrzymania lub przynajmniej produkty spożywcze do konsumpcji własnej. Wejście kobiet w męską rolę jest więc iluzoryczne. Okazuje się bowiem, że gdy męskie dziedziny rolnictwa nie przynoszą wystarczającego zarobku, kobiety wzmagają siły na własnym polu działania. Zarządzanie przez nie domowym budżetem jest konsekwencją tego, że składają się na niego pieniądze, którymi zwyczajowo rozporządza gospodyni, a nie gospodarz. Ze względu na silnie zakorzenione przekonania o odrębności męskich i kobiecych obowiązków przejęcie przez mężczyznę kontroli nad dochodem z ogrodu lub nabiału mogłoby być interpretowane w kategoriach dyshonoru. Powszechne było przekonanie, że wykonywanie kobiecych prac przynosi mężczyźnie ujmę[36].
W domach dysponujących ograniczonymi środkami wszystko wydawano na zaspokojenie podstawowych potrzeb, a więc finansowe decyzje kobiet nadal pozostawały ograniczone do sfery kuchni, domu i obejścia. Stąd prawdopodobnie brak zaangażowania ze strony mężczyzn, którzy jeszcze w badaniach z przełomu XX i XXI wieku wykazywali skłonność do zrzekania się zarządzania budżetem, gdy był on skromny, i chętniej oddawali kobietom dowodzenie w sferach, które uważali za mniej ważne[37].
Znamienne, że w obliczu niedostatku mężczyźni okazują bezradność. Ich wycofywanie się z zarządzania pieniędzmi z gospodarstwa babskiego sankcjonowała tradycja, ale można też przypuszczać, że niepowodzenie ekonomiczne było dla chłopów sytuacją trudną, a w obliczu braku alternatywnych źródeł utrzymania poczucie bezradności mogło rozbudzać chęć oderwania się od rzeczywistości. W warunkach polskiej wsi najczęściej oznaczało to regularne wprowadzanie się w stan upojenia alkoholowego[38]. Problem sprzężenia biedy z alkoholizmem pojawia się w badaniach polskiej wsi jeszcze na przełomie XX i XXI wieku[39], często powraca także w pamiętnikach z okresu PRL. Alkoholizm mężczyzn, który ich żony interpretowały zwykle jako nieodpowiedzialność, niedojrzałość i brak zaangażowania w sprawy domowe, mógł wynikać z głębokiego poczucia bezradności i wstydu spowodowanego niewywiązaniem się z tradycyjnych męskich obowiązków. Ucieczka mężczyzny w nałóg pogłębiała jednak niedolę gospodyni, była dla niej dodatkowym wyzwaniem, zwłaszcza gdy towarzyszyło jej uszczuplanie majątku przez męża.
Władza symboliczna
W XIX i na początku XX wieku sposób postrzegania miejsca kobiety w świecie był ściśle określony. Wprawdzie uwłaszczenie oraz upowszechnienie edukacji (również dla dziewcząt) zapoczątkowało pewne zmiany w tym zakresie, ale postępowały one na tyle wolno, że trudno uchwycić ich wpływ na rzeczywistą pozycję żon i matek w rodzinach wiejskich. W okresie międzywojennym można zaobserwować tworzenie się zrębów modelu, w którym gospodyni zarządza budżetem oraz organizuje pracę w domu i zagrodzie zgodnie z interesem ekonomicznym rodziny. Trudno jednak mówić w tym kontekście o znacznym poszerzeniu pola władzy kobiety. Zarządzanie budżetem stanowiło dla kobiet wiejskich dodatkowe brzemię, za którym nie szło zwiększenie ich autorytetu w rodzinie. Otrzymywały mimo to swego rodzaju rekompensatę w postaci poczucia dobrze wykonanego zadania i moralnej wyższości nad mężczyzną[40], który nie był w stanie spełnić pokładanych w nim oczekiwań.
Autorki pamiętników pisały o całkowitym poświęceniu dla dobra rodziny: „Musiałam zostać [w domu teściów – przyp. aut.] i męczyć się nadal”[41]; „Wyłącznie ja musiałam się troszczyć o chleb”[42]; „musiałam też o wszystkim myśleć”[43]. Pamiętnikarki zdawały sobie doskonale sprawę z własnego położenia i potrafiły rozpoznawać porażki, ale jednocześnie dostrzegały swoją rolę jako najważniejszej (a czasem jedynej) podpory rodziny. Były świadome znaczenia własnej pracy – wbrew opinii mężczyzn, zgodnie z którą miała ona być lekka i nieistotna.
Tradycyjny system wartości w dużej mierze opierał się na nauczaniu rzymskokatolickim, a religia zajmowała ważne miejsce w życiu lokalnych społeczności[44]. Rozpowszechniany przez Kościół model dobrej matki i żony, wzorowany na postaci Matki Boskiej, zawierał pochwałę skromności, oddania i poświęcenia własnych ambicji na ołtarzu rodziny. Kobieta miała także stać na straży moralności, dając przykład dzieciom i w miarę możliwości odwodząc męża od grzechu[45]. Kościół przypisał więc matkom i żonom niezwykle ważną funkcję – przekazicielek i strażniczek tradycji religijnej. Dzięki temu w sferze religijnej zdobyły one samodzielność i uznanie[46], a ich praca i codzienne obowiązki zyskiwały wartość i sens, których na co dzień im odmawiano. Kościół i religia stały się więc dla kobiet obszarem kompensacji niezaspokojonej potrzeby uznania i szacunku. Jak zauważył Andrzej Leder, ta więź kobiet z Kościołem pozwoliła na umocnienie ich pozycji i wykształcenie się „matriarchatu psychologicznego”. Polegało to na oddaniu im władzy nad dziećmi i mężczyznami w zakresie moralności – to żony i matki miały wyłączne prawo do decydowania o tym, co moralnie słuszne, a co nie[47]. Warto pamiętać, że szukanie pocieszenia w religii było dla nich naturalne i oczywiste. Tylko niektóre z autorek zwracały uwagę na funkcję Kościoła w podtrzymywaniu tradycyjnego podziału ról:
[…] kobieta na wsi jest na szukanie swoich praw za religijna i choć taki mąż znęca się w najokrutniejszy sposób nad nią, ona to uważa za dopust Boży, znosi to wszystko z podziwu godną rezygnacją i czeka cierpliwie, aż ją śmierć z tych mąk wyzwoli[48].
Niektóre kobiety miały zatem świadomość roli Kościoła w sankcjonowaniu niesprawiedliwego porządku. Warto dodać, że „matriarchat psychologiczny” był niezależny od pełnionych przez kobietę obowiązków, uwarunkowany jedynie podrzędną pozycją wobec męża oraz skalą cierpienia i poświęcenia dla dobra rodziny.
* * *
Kobiety na wsi przejmowały kontrolę nad finansami domowymi tylko w rodzinach najbiedniejszych. Wynikało to stąd, że dochody z uprawy roli, czyli męskiego sektora gospodarstwa rolnego, były niewystarczające, toteż rodzina utrzymywała się z tradycyjnie kobiecych działów rolnictwa: ogrodnictwa i produkcji nabiału. Kobiety de facto zarządzały więc pieniędzmi, które w zamożnych rodzinach także pozostawały do dyspozycji gospodyń. Ponadto kontrola nad finansami nie niosła ze sobą autorytetu ani umocnienia pozycji w rodzinie, a jedynie stanowiła dodatkowe obciążenie i źródło stresu, zwłaszcza w rodzinach dotkniętych problemem alkoholowym.
W tym niezwykle trudnym położeniu kobiety szukały pocieszenia w nauczaniu Kościoła rzymskokatolickiego, podkreślającym znaczenie ofiarności i poświęcenia. Narracja ta umacniała chłopki w przekonaniu o ich moralnej wyższości nad mężczyznami i nadawała sens ich pracy, pełniąc ważną funkcję kompensacyjną. Niewykluczone, że to właśnie dzięki swoistemu poczuciu misji kobiety były w stanie wykonywać pracę przekraczającą nieraz możliwości jednej osoby. Przekonanie o moralnej dominacji nie przekładało się na poczucie władzy, a „matriarchat psychologiczny” jedynie w niewielkim stopniu równoważył wszechobecny w życiu społecznym patriarchat.
Dopiero w latach 80. XX wieku pozycja kobiet w rodzinach polskich zaczęła się wzmacniać w wyniku upowszechniania się modelu, w którym finansami domowymi zajmowała się żona[49]. W gospodarce niedoboru kobiety okazały się lepszymi organizatorkami i sprawniejszymi planistkami niż mężczyźni, co w połączeniu ze zmianami kulturowymi i tendencjami do wyrównywania praw kobiet i mężczyzn przełożyło się na realny wzrost władzy gospodyń w rodzinach. Jednak obowiązki związane z prowadzeniem gospodarstwa domowego wciąż uchodziły za mało istotne[50], a mężczyźni zrzekali się kontroli nad domowym budżetem, ponieważ uważali to zadanie za zbyt wymagające. Wskazuje to na trwałość wzorców kulturowych, które zmieniają się w sposób mało dynamiczny.
[1] Tekst jest skróconą wersją artykułu: E. Wilczyńska, Household budget management and women’s position in peasant families in the Polish lands in the nineteenth and early twentieth centuries, „Rural History” 2022, no. 33(1), s. 75–91.
[2] D. Markowska, Rodzina wiejska na Podlasiu 1864–1964, Wrocław 1970, s. 149.
[3] M. Trawińska-Kwaśniewska, Sytuacja społeczna kobiety wiejskiej w ziemi krakowskiej w latach 1880–1914, „Prace i Materiały Etnograficzne” 1957, nr 10(2), s. 171.
[4] A. Stopka, Sabała, Stworzenie kobiety, [w:] H. Kapełuś, J. Krzyżanowski (oprac.), Sto baśni ludowych, Warszawa 1957, s. 381–382.
[5] M. Trawińska-Kwaśniewska, dz. cyt., s. 190.
[6] J. Świętek, Zwyczaje i pojęcia prawne ludu nadrabskiego, Kraków 1897, s. 64.
[7] S. Szynkiewicz, Rodzina, [w:] M. Biernacka i in. (red.), Etnografia Polski. Przemiany kultury ludowej, t. 1, Wrocław 1976, s. 487.
[8] D. Markowska, Rodzina w społeczności wiejskiej – ciągłość i zmiana, Warszawa 1976, s. 19.
[9] J. Świętek, dz. cyt., s. 64.
[10] K. Dobrowolski, Studia nad życiem społecznym i kulturą, Wrocław 1966, s. 210.
[11] S. Michalska, Struktura społecznaa zmiany ról społecznych kobiet wiejskich, Warszawa 2020, s. 86.
[12] W. Mędrzecki, Praca kobiety w chłopskim gospodarstwie rodzinnym między uwłaszczeniem a wybuchem II wojny światowej, [w:] A. Żarnowska, A. Szwarc (red.), Kobieta i praca. Wiek XIX i XX, Warszawa 2000, s. 179.
[13] J. Chałasiński, Młode pokoleniechłopów, t. 1, Społeczne podłoże ruchów młodzieży wiejskiej w Polsce, Warszawa 1938, s. 22.
[14] S. Michalska i in. (red.), Sto lat mojego gospodarstwa. Pamiętniki mieszkańców wsi, Warszawa 2018, s. 151.
[15] J. Styk, Chłopski świat wartości. Studium socjologiczne, Włocławek 1993, s. 18–19.
[16] J. Curzytek, Organizacja pracy w gospodarstwach włościańskich. Na podstawie materiałów rachunkowych 5 gospodarstw z województw południowych, Warszawa 1935, s. 123.
[17] F. Jakubczak (oprac.), Być w środku życia, Warszawa 1976, s. 326.
[18]Pamiętniki chłopów, t. 1, nr 1–51, Warszawa 1935, s. 29.
[19] M. Trawińska-Kwaśniewska, dz. cyt., s. 171.
[20] J. Krzyżanowski i in. (oprac.), Nowa księga przysłów i wyrażeń przysłowiowych polskich, t. 1, Warszawa 1969, s. 713.
[21] Tamże.
[22] J. Dziembowska (red.), Pamiętniki emigrantów.Stany Zjednoczone, Warszawa 1977, s. 577.
[23] Tamże, s. 575.
[24] B. Tryfan (oprac.), Czyste wodymoich uczuć, Warszawa 1975, s. 108.
[25] M. Kostrzewska, Posłannictwo czy los? Kobieta w rodzinie chłopskiej w Królestwie Polskim po uwłaszczeniu, [w:] A. Kołodziejczyk, W. Paruch (red.), Dzieje i przyszłość polskiego ruchu ludowego, t. 1, Od zaborów do okupacji (1895–1945), Warszawa 2002, s. 449–450.
[26] J. Chałasiński, Młode pokolenie chłopów, t. 2, Świat życia, pracy i dążeń kół młodzieży wiejskiej, Warszawa 1938, s. 355.
[27] D. Pearce, The Feminization of Poverty: Women, Work, and Welfare, „Urban and Social Change Review” 1978, no. 11, s. 28.
[28] E. Tarkowska, Intra-Household Gender Inequality: Hidden Dimensions of Poverty among Polish Women, „Communist and Post-Communist Studies” 2002, no. 35, s. 412–413.
[29] R. Lister, Bieda, Warszawa 2007, s. 78.
[30] K. Górniak, Wiejskie kobiety w sytuacji ubóstwa – jak je widzą, jak je piszą, „Wieś i Rolnictwo” 2015, nr 1.2, s. 70.
[31] B. Tryfan (oprac.), dz. cyt., s. 53.
[32] F. Jakubczak (oprac.), dz. cyt., s. 47.
[33]Pamiętniki chłopów, t. 1, dz. cyt., s. 38.
[34] Tamże, s. 41.
[35] Archiwum Szkoły Głównej Handlowej, Archiwum Instytutu Gospodarstwa Społecznego, sygn. ZS.AR.446, nr 348, s. 1.
[36] J. Jastrzebska-Szklarska, „She Has Done Me No Work”: Language and Power Asymmetry in Impoverished Families in Poland, „Communist and Post-Communist Studies” 2002, n0. 35, s. 452.
[37] D. Duch-Krzystoszek, Kto rządzi w rodzinie. Socjologiczna analiza relacji w małżeństwie, Warszawa 2007, s. 93–101.
[38] K. Pobłocki, Chamstwo, Wołowiec 2021, s. 260.
[39] E. Tarkowska, dz. cyt., s. 416–417.
[40] Por. A. Titkow, Historyczno-społeczne uwarunkowania tożsamości kobiet w Polsce, „Promocja Zdrowia. Nauki Społeczne i Medycyna” 1999, nr 16, s. 17–18.
[41] B. Tryfan (oprac.), dz. cyt., s. 49.
[42] Tamże, s. 108.
[43] J. Landy-Tołwińska i in. (oprac.), Łaknęliśmy wiedzy jak chleba. Pamiętniki samouków, Warszawa 1968, s. 254.
[44] K. Dobrowolski, Chłopska kultura tradycyjna, „Etnografia Polska” 1958, nr 1, s. 19–50; R. Tomicki, Religijność ludowa, [w:] M. Biernacka i in. (red.), Etnografia Polski. Przemiany kultury ludowej, t. 2, Wrocław 1981, s. 29–70.
[45] T. Stegner, Miejsce kobiety w społeczeństwie w opinii środowisk katolickich i ewangelickich w Królestwie Polskim w drugiej połowie XIX i na początku XX w., [w:] M. Nietyksza i in. (red.), Społeczeństwo w dobie przemian. Wiek XIX i XX. Księga jubileuszowa profesor Anny Żarnowskiej, Warszawa 2003, s. 116.
[46] I. Kuźma, Świat kobiet, „Etnografia Polska” 2003, nr 47, s. 112–113.
[47] A. Leder, Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej, Warszawa 2013, s. 102.
[48]Pamiętniki chłopów, t. 1, dz. cyt., s. 28.
[49] S. Michalska, dz. cyt., s. 57.
[50] D. Duch-Krzystoszek, dz. cyt., s. 55.
Alicja Urbanik-Kopeć
Dla mnie, który w życiuDosyć kobiet znałem, Dla mnie – pokojówkaJest znów ideałem.
Tak wyznawał Chat-Noire w gazecie dla panów w 1904 roku.
Gdy mi kurtyzanaJest za wielką paniąTo z jej pokojówkąZabawię się tanio.[…]
Szampan i ostrygiTrza dla damy wielkiej,A dla niej wystarczy Wódka i serdelki.
Pierwsza – wielkopańskieMa fumy i fochyBatystowe chustkiI długie pończochy!
Druga nieraz nosekW swój fartuszek utrzeGusta ma mniej drogieI pończochy krótsze.
Powyższy utwór, zaprezentowany na łamach galicyjskiego „Bociana”, doskonale obrazuje ówczesne nastawienie do kobiet pracujących fizycznie – zarówno seksualnie, jak i jako służące domowe. Służąca jest tu substytutem pracownicy seksualnej, tym lepszym, że tańszym i szybciej dostępnym. Jej zainteresowanie relacją czy potencjalna zgoda nie są tu istotne – podmiot liryczny nie zakłada w ogóle, że służąca może nie chcieć świadczyć mu usług, a nawet jeśli początkowo nie będzie chętna, na pewno da się łatwo (i tanio!) uwieść za pomocą niewyszukanych środków. Jej brak wyrafinowania, przejawiający się w wycieraniu nosa w fartuch oraz zamiłowaniu do wódki i kiełbasy, jest odstręczający, bo wskazuje na jej chłopskie lub robotnicze pochodzenie, ale odpowiada też mężczyźnie, który nie chce tracić czasu i środków na drogie obiady i luksusowe prezenty dla pracownicy seksualnej, lepiej zorientowanej w możliwościach finansowych mężczyzn z klasy wyższej. Służąca, choć pociągająca, jest jednocześnie mniej niż człowiekiem, bardziej narzędziem do zaspokajania popędu. Prezentowana tu mieszanka lekceważenia, uprzedmiotowienia i seksualnej fascynacji wynikała z połączenia czynników społecznych i kulturowych, które sprawiały, że los służących domowych nadawał się raczej na tragedię, a nie na satyryczny wierszyk w czasopiśmie niskich lotów.
Młode, samotne, niepiśmienne
Wszystko zostaje w rodzinie
Zupełnie normalne stosunki
Małgorzata Fidelis
W 1993 roku brytyjska historyczka Maxine Berg opublikowała artykuł pod intrygującym tytułem Jaki wpływ miała praca kobiet na rewolucję przemysłową?. Na podstawie analiz statystycznych argumentowała, że rola kobiet robotnic była olbrzymia. Znaczący wzrost produkcji w Wielkiej Brytanii nastąpił dopiero wtedy, gdy kobiety i dzieci stały się doniosłą częścią siły roboczej w najintensywniej rozwijających się gałęziach przemysłu, takich jak włókiennictwo. Berg wywoływała z milczenia pracujące kobiety i ich wkład w rozwój gospodarki przemysłowej, która zmieniła oblicze Anglii i świata. Od tego czasu znacząco poszerzono badania nad rolą kobiet w rewolucji przemysłowej. Nowe prace udowodniły, że industrializacja zasadzała się na płci kulturowej – w kontekście kluczowej roli kobiet zarówno w produkcji, jak i w sferze symboli kulturowych oraz nowego porządku społecznego, opartego na gospodarce kapitalistycznej. Nowe warstwy społeczne powstałe na skutek przemian industrialnych – robotnicy i klasa średnia – formowały się w dużym stopniu wokół tożsamości płciowych i rasowych. Jednocześnie hierarchie płciowe i rasowe kształtowały nie tylko doświadczenie pracy, ale też wszystkie aspekty życia codziennego. Kobiety – zwłaszcza te z warstw ludowych – stały w samym centrum przemian globalnych zarówno przez swoją pracę w produkcji, jak i przez pracę reprodukcyjną. Ta druga – rodzenie i wychowywanie dzieci, a także wykonywanie niezbędnych prac w gospodarstwie domowym – umożliwiała przetrwanie rodzin robotniczych i zapewniała dobrostan całego nowoczesnego społeczeństwa.
Rewolucja przemysłowa nie była do końca „rewolucją”, ale raczej długotrwałym procesem prowadzącym do fundamentalnych zmian w organizacji produkcji, które od początku ugruntowane były w powiązaniach globalnych. Opowieść o kobietach i industrializacji powinna zacząć się poza Europą, w krajach skolonizowanych i niewolniczym Głębokim Południu Stanów Zjednoczonych. Bez pracy niewolnic i niewolników, jak również bez eksploatowania zasobów naturalnych w koloniach spektakularny rozwój przemysłowy i technologiczny w Europie nie byłby możliwy. Warto zaznaczyć, że nie tylko klasy posiadające były beneficjentami niewolniczej pracy kobiet i mężczyzn. Byt swój mogli poprawić również europejscy robotnicy. Od drugiej połowy XIX wieku wzrastał standard życia w europejskich miastach. Odzież bawełniana stawała się powszechna wśród klas pracujących, podobnie jak spożywanie cukru w codziennej diecie. Obydwa towary – bawełna i cukier – przybywały na kontynent europejski głównie z Nowego Świata. Obydwa powstawały w dużym stopniu w wyniku niewolniczej i przymusowej pracy.
Reprodukcja produkcji
Podział sfer, podział pracy
Globalne reżimy pracy kobiet
Wyzwolić robotnicę
„To nie była tylko ciężka praca” – w poszukiwaniu głosów robotnic
Anna Dobrowolska, Alicja Urbanik-Kopeć
W 1915 roku anonimowy mieszkaniec Kalisza wysłał do lokalnych władz sanitarnych następujący list:
Mam zaszczyt zawiadomić WPana celem ostrzeżenia sfer wojskowych i cywilnych, że trudniąca się nierządem Jadwiga [nazwisko usunięto] młoda brunetka w wieku lat około 20, mieszkająca przy ul. Piaskowej N 12, chorą jest wenerycznie, przyczem nadal prowadzi swój proceder awanturniczy, zamiast leczyć się.
Powyższe uchodziło dotychczas uwagi władz sanitarnych, przeto poczytuję sobie za obowiązek o fakcie tym zawiadomić WPana Doktora Powiatowego.
Nie podpisuję niniejszego listu, nie chcąc być wtrąconym w ewentualną sprawę prostytutki [nazwisko nieczytelne] choć sam wskutek nieuczciwości ostatniej muszę cierpieć.
Mężczyzna odnosił się do obowiązujących wówczas na ziemiach polskich przepisów. Według rozporządzenia w sprawie nadzoru nad prostytucją miejską w Imperiumz 1903 roku praca seksualna była zawodem reglamentowanym, czyli legalnym, ale objętym ścisłą kontrolą. Pracownice seksualne musiały posiadać książeczki służbowe, miały obowiązek meldunkowy i musiały zgłaszać się na regularne badania ginekologiczne w celu wykluczenia chorób przenoszonych drogą płciową. Wymieniona w anonimowym liście Jadwiga, jeśli faktycznie ukrywała chorobę, mogła być przymusowo odesłana do szpitala, a jeśli uchylała się od wizyty, odesłana do aresztu.
List mieszkańca Kalisza doskonale obrazuje ówczesny stosunek do pracy seksualnej. Jego autor ma niewątpliwie poczucie wyższości i spełnienia obywatelskiego obowiązku. Przekazuje informacje o chorobie, mając nadzieję, że winna zostanie ukarana, i wyraźnie upaja się swoją przewagą. W opisywanym okresie pracownice seksualne zajmowały niską pozycję zarówno pod względem pochodzenia społecznego, jak i wykształcenia. Według spisu powszechnego z 1889 roku 30% zaczynało pracę między 15 a 17 rokiem życia, 60% przed ukończeniem 20 lat. Prawie 80% nie umiało czytać ani pisać, 87% nie miało ani jednego żyjącego rodzica, 48% pochodziło ze wsi, 53% pracowało wcześniej jako służące. Klienci doskonale zdawali sobie sprawę z własnej przewagi i czasem bezlitośnie ją wykorzystywali, jak autor zacytowanego listu z Kalisza. Choć 20-letnia Jadwiga prowadzi według niego „proceder awanturniczy”, autor donosu nie jest tym na tyle oburzony, by zrezygnować z jej usług. Prawdziwy powód złości i pogardy wyjawia ostatni akapit – mężczyzna także zachorował wenerycznie. O ile jednak Jadwidze z powodu donosu groziło więzienie, o tyle klient pozostawał wolny i mógł dalej prowadzić niczym nieograniczone życie erotyczne. Wobec młodych kobiet pracujących seksualnie obowiązywały zupełnie inne zasady niż wobec mężczyzn będących ich klientami.
Między końcem XIX wieku a latami 80. XX wieku tylko pozornie wiele się zmieniło na ziemiach polskich. Rosyjskie imperialne regulacje dotyczące usług seksualnych zastąpiło prawo sanitarne II Rzeczypospolitej, ale nie wpłynęło to znacząco na pozycję klasową kobiet pracujących seksualnie. Również w późnych latach 40., w których władze Polski Ludowej próbowały na nowo określić stosunek państwa do moralności obywateli, podejście do usług seksualnych nie zmieniło się. W PRL, tak jak na początku XX wieku, w pracę seksualną angażowały się przede wszystkim kobiety słabo wykształcone, o pochodzeniu robotniczym lub chłopskim, a rozpoczynały ją w bardzo młodym wieku. Niezależnie od zmieniających się systemów politycznych historia pracy seksualnej w Polsce to historia kobiet z klas ludowych. Kobiet zwykle uciszanych, wymazywanych ze źródeł, orientalizowanych i pozbawianych sprawczości przez instytucje państwowe, a później historyków. To historia klasowej i seksualnej przemocy, ale też opowieść o oporze i solidarności.
Więzienie jako miejsce spotkań
Chrześcijańska troska, uchylanie się od pracy i nieoczywiste formy oporu
Dziewczyny z Dubaju i Buenos Aires
W trosce o zdrowie (męskiego) narodu
Willa i ogródek
Monika Piotrowska-Marchewa
W 1925 roku na łamach „Bluszczu” Helena Ceysingerówna, nauczycielka, feministka i dziennikarka, pisała tak: „U nas wszystkiemu dać musi aprobatę… literatura. Zawód nauczycielki ludowej wyidealizowała »Siłaczka«, wyidealizowały powieści Sewera i innych, więc zawód ten w opinji społeczeństwa stoi wysoko, a kobiety ze sfer np. proletarjatu miejskiego uważają, że zawód nauczycielki ludowej podnosi je na drabinie społecznej o wiele, wiele stopni”. Autorka tych słów uchwyciła rzecz znamienną – ambicje zawodowe kobiet z warstw plebejskich, stosunkowo nowe. Nowe, bo dopiero Polska niepodległa – wraz z powszechnym obowiązkiem szkolnym i poprzez rozbudowę systemu kształcenia kadr dla szkolnictwa powszechnego – stworzyła warunki takiego awansu społecznego, wcześniej trudno dostępnego szczególnie dla wiejskich dziewcząt. Potrzebne były doświadczenia doby rewolucji 1905 roku (do których powrócę w dalszej części tekstu), a przede wszystkim wstrząs I wojny światowej, aby ludowe warstwy społeczeństwa zaczęły dostrzegać w kształceniu córek drogę do ich realnej kariery zawodowej. Proces ten postępował jednak powoli.
Olga Gitkiewicz
Pobielone ściany i tablica z numerem domu, 47. W progu rodzina: dwie dziewczynki w chustkach i dwóch chłopców, w wieku pewnie 4–12 lat. Za nimi stoją rodzice: ojciec w kapeluszu zaciąga się papierosem, matka odwraca głowę w jego stronę.
Z lewej strony kadru ktoś obcy, przyjezdny, mężczyzna w porządnym palcie, patrzy na dzieci. Wygląda, jakby je o coś wypytywał, może żartuje, bo jedna z dziewczynek ma na twarzy cień uśmiechu.
Zdjęcie zrobiono, według opisu, w Bronowicach. Jest podpisane: „Członkowie rodziny chłopskiej podczas oczekiwania w progu na komisarza spisowego”. Jako daty skrajne wykonania fotografii podano lata 1918–1931.
Pierwszy po odzyskaniu niepodległości spis powszechny był przeprowadzony 30 września 1921 roku, ale czy we wrześniu ktoś już by nosił takie palto? Możliwe, choć bardziej prawdopodobną datą jest rok 1931, początek grudnia, Drugi Powszechny Spis Ludności. Wybór Bronowic nie był przejawem chłopomanii – ludność wiejska stanowiła na początku lat 30. XX wieku ponad 70% polskiego społeczeństwa, a z rolnictwa utrzymywało się ponad 60% osób.
Niepodpisany z imienia i nazwiska fotograf uchwycił więc pewną przeciętną: wiejska rodzina dwa plus cztery. Statystyczna mieszkanka polskiej wsi w czasach II Rzeczypospolitej rodziła cztery, pięć razy. Pod jej opieką pozostawało na ogół troje, czworo dzieci, które nie tylko uczyła pracy w gospodarstwie, ale którym również przekazywała wiedzę o najbliższym świecie, o codzienności, o obyczajach i konwenansach. Kiedy się patrzy na osoby na zdjęciu, z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że stojąca w progu kobieta zajmowała się dziećmi, gotowaniem, karmieniem niewidocznego w kadrze inwentarza, praniem i reperowaniem odzieży, sprzątaniem, do tego wykonywała razem z mężem prace w polu i, jeśli starczyło jej sił, zapewniała pozostałym członkom rodziny emocjonalne wsparcie oraz, w razie potrzeby, opiekę medyczną.
Młodsza dziewczynka pewnie pomagała przy sprzątaniu i miała oko na najmłodszego braciszka. Starsza chodziła na pasionkę, prała, szyła, na bieżąco odciążała matkę, a kto wie, może już posyłano ją do pracy w pobliskim majątku. Chłopcy na pewno też mieli swoje obowiązki, zwłaszcza starszy pomagał już ojcu, ale w latach 30. na polskiej wsi kontrakt płci jeszcze nawet nie zaczął się kruszyć, podział ról nie zmienił się szczególnie od początków feudalizmu.
Kiedy się przegląda archiwalne zdjęcia z życia polskiej wsi umieszczone w Narodowym Archiwum Cyfrowym, wiele jest opisanych jako „chłop przy pracy w polu”, „chłop podczas robót”. Wiejskie kobiety zostały sfotografowane na drodze, na łące, jak gdyby nie wykonywały pracy. Tymczasem to dobę mężczyzny cechował wyraźny podział na pracę i odpoczynek, a życie kobiety wiejskiej było wypełnione pracą od świtu do zmierzchu, obowiązki płynnie przechodziły jedne w drugie – przy czym większość z nich była niewidoczna.
Może dlatego, że przychodziły stopniowo, z wiekiem. Dziewczynki kilkuletnie na wsi sprawowały opiekę nad młodszymi dziećmi, często przy okazji pasienia gęsi, a z czasem bydła. Później dochodziły do tego pranie i inne czynności domowe, dbanie o zwierzęta gospodarskie i prace polowe. Potem zamążpójście i rodzenie dzieci – szczęście w nieszczęściu, jeśli córki. Szczęście, bo obowiązki opiekuńcze mogły przechodzić na dziewczęta. Nieszczęście, bo na polskiej wsi lat 30. około 40% córek było zbędnych – stanowiły dla gospodarstwa bardziej ciężar niż wsparcie.
Rzeczywistą pracą była praca na roli, bo wymagała siły i dawała utrzymanie. Wszystkie inne czynności, zwłaszcza wykonywane przez kobiety, uważano za zajęcia lekkie, poboczne, po prostu wydarzające się. Tymczasem żadna „rzeczywista” praca nie mogłaby się odbywać bez reprodukcyjnej i emocjonalnej pracy kobiet, bez zajęć opiekuńczych, rozumianych nie tylko jako zajmowanie się dziećmi, ale także jako dbanie o codzienność wszystkich domowników: o to, żeby byli nakarmieni, odziani, opatrzeni, a nawet odpowiednio odprawieni na tamten świat, bo przecież opieka nad zmarłymi członkami rodziny, ich ubieranie, opłakiwanie, czuwanie przy ciele również stanowiły część doświadczenia kobiet.
Te wszystkie czynności, którymi nie zajmowali się mężczyźni, znajdywały odbicie w statystykach: chłopki pracowały średnio o 500 godzin w roku więcej.
Niezapisana
Okup
II
Magdalena Toboła-Feliks
Tomasz Wiślicz
Katarzyna Stańczak-Wiślicz
„Mam 18 lat i znajduję się w otoczeniu podobnym co każda dziewczyna. Przeżywam prawie to samo i tak samo” – w 1963 roku pisała do redakcji „Filipinki” Alicja, zabierając głos w dyskusji wokół tak zwanego konfliktu pokoleń. Alicja czuła się nowoczesna, a przede wszystkim nie miała najmniejszych wątpliwości, że należy do wyraźnie wyodrębnionej grupy społecznej – była dziewczyną. Już nie dziewczynką, nie podlotkiem, ale jeszcze nie kobietą. Pozostałe uczestniczki debaty prasowej, pochodzące zarówno z miasta, jak i ze wsi, z rodzin inteligenckich i z robotniczych, także podkreślały wspólnotę doświadczeń, przekonań i stylu życia w obrębie grupy rówieśniczej. Dystansowały się od pokolenia rodziców, identyfikowały się, tak jak i chłopcy, z kulturą młodzieżową. Miały swoje rozrywki i swoje pismo – powołaną do życia w 1957 roku „Filipinkę”.
Bycie dziewczyną, dziewczęcość albo dziewczyńskość to konstrukcja historyczna. Chociaż odrębność młodych ludzi widoczna była już znacznie wcześniej, dopiero procesy modernizacyjne zachodzące po II wojnie światowej w Europie i w Stanach Zjednoczonych doprowadziły do rozkwitu „kultury młodości”, a następnie do narodzin dziewczyny jako odrębnej kategorii. Wcześniej młodość traktowana była jako okres przygotowania do wejścia w dorosłość, do objęcia gospodarstwa albo warsztatu pracy i do małżeństwa. Wprawdzie określone zwyczaje, obowiązki i przywileje pozwalały młodzieży odróżnić się od innych grup społecznych, młodość jednak, zwłaszcza w przypadku kobiet, nie była konceptualizowana. Bardzo długo doświadczenie młodości, rozumiane jako korzystanie z osobnych rozrywek i specyficzny styl życia, opisywano w odniesieniu do młodych mężczyzn. Dorastające kobiety pozostawały pod silniejszą niż rówieśnicy kontrolą rodzicielską, ich aktywność miała się koncentrować wokół sfery domowej.
„Nie ma powodu do takiego pośpiechu”
„Dziewczyna i dzień dzisiejszy”
Instytucja „chodzenia” i konflikt pokoleń
III
Jaśmina Korczak-Siedlecka
Anna Sosnowska
Listy
Zofia Nadrowska była w grudniu 1890 roku młodą kobietą – dziewczyną, jak o sobie myślała, która kilka tygodni wcześniej przyjechała do Chicago z Ugoszcza, małej wsi w powiecie rypińskim na północnym Mazowszu, wówczas położonej na zachodnich rubieżach Cesarstwa Rosyjskiego. Z tego samego regionu pochodzą też jej dalsi krewni i dziadkowie, bo Zosia pozdrawia ich „do Ruża” i „na Frankowo” w powiecie golubsko-dobrzyńskim. Zosia zatrzymała się u ciotki, która była ze swoją rodziną w Chicago już dłużej. Pomaga w robotach krawieckich, uczy się, „dostaje dwa i puł dulara na tydzień, a tera dostane wiency”. Jeszcze w grudniu będzie pomocnicą, a „puzni będę na swoju ręnkie szyła”.
W Ugoszczu zostali jej rodzice, liczne „bracy i siostry”, chyba młodsi, bo „całuje im buzie”. Z imienia wspomina Pietrusię, zapewne podobną wiekiem siostrę. Zofia martwi się o Pietrusię, która poszła na służbę w pobliskim Trubiniu [to chyba Trąbin – przyp. aut.] i „tam tylko sobie lata mornuje”. Żałuje dwóch lat swojego życia, które wolałaby spędzić na emigracji w Chicago: „odżałować nie mogie, bym jusz insza była”, bo – zdaje się – jak Pietrusia była na służbie. Prosi i namawia „ojczulka i mateczkę”, żeby Pietrusi pozwolili na emigrację, i obiecuje przysłać dla niej na Wielkanoc szyfkartę, bilet na statek. Mimo tęsknoty, o której Zosia wspomina kilka razy w liście, jest pewna, że w nowym miejscu i jej, i Pietrusi będzie „lepi jak u was”, i „dziekuje za wysłanie do Ameryki”. Przesyła też ślubną fotografię Helenki, chyba kuzynki, która niedawno wyszła za mąż. Młoda para zamieszkała zaraz po ślubie osobno, co Zosi wyraźnie się podoba. Ślubna suknia Helenki też – kosztowała „tszydieści dularów, była jedwabna, kolor miała kanarkowy”. Zosia ma w Chicago nowe ubrania i styl noszenia się. Zapowiada swoje zdjęcia w kolejnym liście, tak odmienionej, że „pewno mie nie poznacie”.
Rolnicza Europa Wschodnia, przemysłowa Ameryka
Aneta Prymaka-Oniszk
Nad kobietami i dziećmi mieli znęcać się szczególnie. „Jak babę złapią, to cycki jej poobcinają; dzieci za ławą posadzą i tak ścisną, że zaduszą” – mówiono po wsiach. Tak miały robić 100 lat wcześniej wojska napoleońskie, a jeszcze dawniej – szwedzkie. Dlaczego „Giermaniec”, który właśnie nadchodził, miałby być inny?
Był 1915 rok. Od blisko roku trwała I wojna światowa. Ofiary bitew liczyły się w setkach tysięcy, ale front pozostawał daleko i ludzie łudzili się, że w swoich domach są bezpieczni. Jednak w maju 1915 roku wojska niemieckie i austriackie pokonały Rosjan pod Gorlicami i ruszyły z ofensywą, której carska armia nie była w stanie zatrzymać. Odbiły utraconą niedawno Galicję, a potem, atakując także z północy, szły w głąb ziem polskich, białoruskich, ukraińskich, litewskich, łotewskich i estońskich, które od ponad 100 lat należały do Imperium Rosyjskiego. Zajęły Lublin, Chełm, Łomżę, Pułtusk, 5 sierpnia weszły do Warszawy, a na północy stały już pod Rygą. Przez pięć miesięcy front przesunął się setki kilometrów na wschód, pędząc przed sobą kilkumilionową falę bieżeńców – tak z rosyjska nazywano uchodźców. Gdy jesienią zatrzymał się na linii Ryga–Dyneburg–Baranowicze–Pińsk–Dubno–Tarnopol–Czerniowce, zaraz za nim, wzdłuż, rozsiane były uchodźcze obozy. Tak ogromnej fali ludzi wygnanych ze swoich domów nowożytna Europa dotychczas nie widziała. Dla samych bieżeńców, a zwłaszcza dla bieżenek, które stanowiły większość uchodźców, było to doświadczenie pod wieloma względami graniczne. Wyznaczało koniec starego, niezmiennego od lat świata.
Barbara Klich-Kluczewska
U progu epoki gierkowskiej, w 1972 roku, Wytwórnia Filmów Oświatowych w Łodzi wyprodukowała film poświęcony zdrowiu kobiet wiejskich. Trwająca 15 minut produkcja dla kobiet planujących ciążę została zamówiona i sfinansowana przez Zakład Oświaty Zdrowotnej Państwowego Zakładu Higieny, od 1918 roku wiodącą w Polsce instytucję ekspercką w tej dziedzinie. Film był wyświetlany podczas publicznych prelekcji organizowanych w szkołach, domach kultury i wiejskich ośrodkach zdrowia. Historia Stanisławy i Heleny, dwóch wiejskich kobiet, które „lekarzy się nie bały”, miała być dowodem triumfu nowoczesnej medycyny na polskiej wsi. Świat wsi i świat profesjonalnej wiedzy medycznej przenikają się, czego symbolicznym niemal znakiem jest scena otwierająca film – na wieś przyjeżdża ambulans. Z winy pacjentki spóźniony, ale ostatecznie ratujący jej życie.
W odróżnieniu od wcześniejszych tego typu filmów oświatowych tu przewodniczkami po wiejskim świecie są jego główne bohaterki. „Negocjatorkami nowoczesności” nie są najmłodsze kobiety, ale doświadczone trzydziestoparoletnie matki, które nie obawiają się kontaktu z profesjonalistami. Same dokonują analizy zmian, które zaszły w okresie PRL na wsi, przede wszystkim dostrzegając większą dostępność lekarzy. Jednocześnie są świadome wciąż obecnych „problemów natury mentalnej”, przede wszystkim tego, że młode kobiety wstydzą się ujawnić ciążę przed wścibskimi sąsiadami.
Szkieletem filmu są biografie dwóch wzor(c)owych matek. Pierwsza, Stanisława, świadomie i samodzielnie podejmuje decyzję o poddaniu się wszystkim niezbędnym procedurom medycznym, regularnym badaniom i pomiarom. Można to odczytać jako bezpośredni efekt i – jednocześnie – wsparcie postępujących bardzo szybko w Polsce procesów medykalizacji ciąży, które w przypadku wsi oznaczały odejście w ciągu 20 lat od porodów domowych na rzecz porodów w izbach porodowych, a następnie w szpitalu. Ta zmiana w świetle przekazu filmowego jest już przez wieś w pełni oswojona. Czas porodów domowych należy do przeszłości, o której opowiadają w filmie już tylko najstarsze mieszkanki jako o dziwactwie czy ciekawostce. Porodową rewolucję wieś ma już zatem za sobą, a przekaz edukacyjny filmu koncentruje się przede wszystkim na etapie drugim, czyli dbałości o zdrowie kobiety w ciąży.
Pułapki powszechnej (nie)wiedzy
Od ciała błogosławionego do ciężarnego
Anna Dobrowolska – historyczka, adiunktka na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Doktorat o rewolucji seksualnej w PRL obroniła w 2021 roku na Uniwersytecie Oksfordzkim. Autorka książki Zawodowe dziewczyny. Prostytucja i praca seksualna w PRL.
Małgorzata Fidelis – profesor na Wydziale Historii Uniwersytetu Illinois w Chicago, gdzie zajmuje się najnowszą historią Polski i Europy Środkowo-Wschodniej oraz badaniami gender. Autorka między innymi książek Imagining the World from Behind the Iron Curtain: Youth and the Global Sixties in Poland oraz Women, Communism and Industrialization in Postwar Poland (polskie wydanie: Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce).
Olga Gitkiewicz – reporterka i autorka wyróżnianych książek Nie hańbi i Nie zdążę oraz eseju biograficznego Krahelska. Krahelskie. Jako socjolożka pracy na Uniwersytecie Wrocławskim zajmuje się badaniem troski.
Barbara Klich-Kluczewska – doktor habilitowana, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, historyczka, badaczka historii społeczno-kulturowej Europy w XX wieku. Zajmuje się historią rodziny, płci kulturowej, przemocy oraz historią dzieciństwa. Autorka między innymi książki Rodzina, tabu i komunizm w Polsce, 1956–1989 oraz współautorka książki Kobiety w Polsce: 1945–1989. Nowoczesność, równouprawnienie, komunizm.
Małgorzata Kołacz-Chmiel – doktor habilitowana, w swoich badaniach koncentruje się na dziejach społeczno-gospodarczych wsi w XV i XVI wieku, ze szczególnym uwzględnieniem miejsca kobiety w rodzinie i społeczności chłopskiej. Autorka między innymi monografii Mulier honesta et laboriosa. Kobieta w rodzinie chłopskiej późnośredniowiecznej Małopolski.
Jaśmina Korczak-Siedlecka – doktor historii specjalizująca się w epoce nowożytnej. Autorka wielokrotnie nagradzanej książki Przemoc i honor w życiu społecznym wsi na Mierzei Wiślanej w XVI–XVII wieku, obecnie pracowniczka naukowa w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie.
Monika Piotrowska-Marchewa – historyczka (Uniwersytet Wrocławski), badaczka dziejów ubóstwa i historii społecznej kobiet (XIX i XX wiek). Autorka monografii Nędzarze i filantropi. Problem ubóstwa w polskiej opinii publicznej w latach 1815–1863 i Potrzebne państwu polskiemu. Nauczycielki w systemie publicznych szkół powszechnych Drugiej Rzeczypospolitej (1918–1939) (książka w druku).
Aneta Prymaka-Oniszk – reporterka i pisarka, autorka między innymi książki Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy. Prowadzi stronę internetową biezenstwo.pl. Na początku 2024 roku ukaże się jej reporterska książka dotycząca wypieranej historii Podlasia.
Anna Sosnowska – socjolożka historyczna. Interesuje się historią gospodarczą Europy Wschodniej i migracjami mieszkańców tego obszaru do przemysłowej i poprzemysłowej Ameryki. Obecnie prowadzi badania nad społecznością polską w Chicago, jej kulturą materialną i relacjami z innymi grupami etnicznymi w mieście. Pracuje w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego.
Katarzyna Stańczak-Wiślicz