Magia domowa. Tom 1 - Delemhach - ebook

Magia domowa. Tom 1 ebook

Delemhach

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Ogrzewająca serce historia cozy fantasy w stylu Legend i Latte i Asystentki złoczyńcy!

Pewnego dnia na dwór Króla i Królowej Daxarii przybywa Fin – mężczyzna, który dla wszystkich mieszkańców zamku jest prawdziwą zagadką. Nikt nie wie, skąd się wziął, jak trafił na dwór ani dlaczego właściwie chce pracować jako królewski kucharz. Nowy członek kuchennego personelu stawia reszcie służby niecodzienny warunek: w czasie gdy będzie gotował, nikt inny nie będzie mógł znajdować się w kuchni. Koniec końców podejrzliwi współpracownicy zgadzają się na jego żądania i zaczynają powoli rozsmakowywać się w jego niesamowitych daniach.

Tajemnica przepysznych potraw Fina szybko zostaje wyjaśniona – nowy kucharz to tak naprawdę – uwaga! – domowy czarownik, a jego magia służy do zapewniania otoczeniu rodzinnej atmosfery. Wkrótce kuchnia Fina staje się dla mieszkańców zamku prawdziwym azylem, w którym zagoszczą między innymi mały książę Eryk oraz śliczna wdowa Annika. Z czasem Fin zostaje wplątany w sieć dworskich spisków i angażuje się w życie dworu, ratując damę w opałach, chroniąc brzemienną królową, a nawet pokonując wroga. A to tylko początek, ponieważ za chwilę jego przeszłość powróci do niego w najmniej oczekiwany sposób, a życie miłosne stanie się bardziej skomplikowane…

Delemhach to urodzona i wychowana w Kanadzie osoba autorska, w Internecie działa pod pseudonimem. Stworzyło Magię domową, by podzielić się z czytelnikami ciepłem, radością i miłością do jedzenia. Już w młodym wieku pokochało fantastykę. Obecnie pracuje na różnych stanowiskach, ale największą przyjemność czerpie z udzielania prywatnych lekcji muzyki. Ma dwa koty – Krakena i Piña Coladę. Zdecydowanie za wiele czasu spędza na rozpamiętywaniu niezręcznych sytuacji ze swojego życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 570

Oceny
4,5 (115 ocen)
76
23
9
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gudnajt

Nie oderwiesz się od lektury

Ach.. :) przeurocza, zabawna, lekka książka od której równie trudno było mi się oderwać, co przestać uśmiechać (a nierzadko nieelegancko parskać śmiechem). Definicja czytelniczego comfort food! Już dawno nie czytałam niczego tak.. miłego :) (z braku lepszego określenia). Polecam serdecznie jako odpowiednik jesiennego kocyka i zapachowej świeczki, a może nawet widoku i zapachu ubranej choinki! Osobiście przebieram nóżkami w oczekiwaniu na kolejne części. PS. wielkie gratulacje dla pani Magdaleny Rychlik. Książka jest tak cudownie przetłumaczona, że z miłą chęcią powstrzymam się od czytania oryginalnej wersji kolejnych tomów na rzecz polskiego tłumaczenia!
40
AmandaSays

Nie oderwiesz się od lektury

MAGIA DOMOWA jest idealną definicją cozy fantasy. Urocza, ciepła, pełna humoru i poczucia przyjemnej lektury, która otula lepiej, niż kocyk. Wyobraź sobie dwór królestwa Daxarii, na którym pojawia się specyficzny kucharz. Mrukliwy i zdecydowanie brakuje mu ogłady w kontaktach towarzyskich, ale jak przygotuje jakiś posiłek… mmm, ślinka leci! Osoba autorska swym piórem porusza wszystkie zmysły i w czasie lektury ma się wrażenie, że czuje się zapachy potraw, unoszące się aromaty przypraw – gdy tylko Finlay zaczynał gotować robiłam się głodna! A do tego okazuje się, że Fin to czarownik domowy i jego moce skupiają się na zachowaniu bezpieczeństwa danego domostwa. Co jest takiego w tej powieści? Już tłumaczę.Daxaria jest u progu wojny i jej kontakty z innymi królestwami są jak taniec na rozżarzonych ogniach – szukanie sojuszy, delikatne obchodzenie się z wrogiem, kombinacje ze szpiegami. Pojawiają się polityczne intrygi, w które zostaje również wmieszany Fin. W jego kuchni pojawia się też ni...
31
patrycjapsuj

Nie oderwiesz się od lektury

Urocza bajka, pełna magii, walki o miłość i szacunek, pokazująca, że najważniejsze to być sobą. Słodka i ciepła niczym drożdżówki babci. Na dwór królewski przybywa nowy kucharz, który zmieni dotychczasowy porządek, lecz skrywa pewną tajemnicę…
20
zuzalubipapier

Nie oderwiesz się od lektury

Przeurocza lektura!
10
allkkku

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna
10

Popularność




Tytuł oryginału:

THE HOUSE WITCH 1

Copyright © 2022 by Emilie Nikota

All rights reserved

Projekt okładki

Podium Publishing

Opracowanie okładki

Ewa Wójcik

Redaktor inicjujący

Jadwiga Mik

Wsparcie redakcyjne

Aleksandra Nepelska

Redakcja

Aneta Kanabrodzka

Korekta

Katarzyna Kusojć,

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8352-484-9

Warszawa 2024

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Rozdział 1

Fin

Lojalni obywatele królestwa Daxarii opisywali swą ojczyznę, używając określenia „uroczy galimatias”. Mieszkańcy wrogiego Troivacku, położonego po drugiej stronie morza Alcide, nazywali je natomiast krainą głupców składającą się w dużej mierze z bezsensownej plątaniny dróg i miejscowości porozrzucanych pośród łąk, gdzie zdawały się wyrastać bez żadnego planu. Mimo geograficznego nonsensu, jaki charakteryzował większą część kraju, cztery miasta Daxarii zostały rozmieszczone strategicznie wzdłuż granic: północnej, wschodniej, zachodniej i południowej.

Król i królowa Daxarii przez większość czasu mieszkali w pobliżu zachodniego krańca dobrze strzeżonego miasta Austice położonego przy północnej granicy królestwa. Para sprawująca rządy od blisko piętnastu lat zaskarbiła sobie uwielbienie i szacunek poddanych.

Tego wyjątkowo słonecznego wczesnowiosennego dnia król Norman odbywał właśnie spotkanie ze swoimi doradcami w celu przedyskutowania pogłosek o możliwym ataku ze strony Troivacku. Nie zdawał sobie sprawy z przybycia pierwszego z nowo zatrudnionych na zamku pracowników.

Drewniana furmanka zataczała się w stronę ogrodu na tyłach gmachu. Niski, owłosiony woźnica zsunął się z siedzenia z wyrażającym niezadowolenie stęknięciem i natychmiast zaczął zrzucać na soczystozieloną trawę tobołki pasażera.

– Sam je rozładuję – zawołał wysoki młody mężczyzna, po czym zeskoczył zwinnie z tyłu wozu i złapał w locie jeden z worków.

– Byle szybko. Co za dziwak zabiera ze sobą w podróż miotłę? – Woźnica podciągnął wyżej poplamione beżowe spodnie i ze zniecierpliwieniem oparł się o swojego leciwego osła.

– Nie mieszka pan przypadkiem w zamku? – zapytał młody człowiek.

Woźnica zmrużył oczy w słońcu, próbując odczytać wyraz twarzy pasażera.

– A wyglądam, jakbym mieszkał w tej ekskluzywnej kupie kamieni? – Skrzywił się.

– Moje życie roi się od nieprzyjemnych niespodzianek. Nie chciałem kolejnej – mruknął głośno przybysz bardziej do siebie niż do woźnicy, nie przerywając rozładunku ostatnich toreb.

– Posłuchaj no, ty…! – Wściekła riposta została przerwana pospiesznym nadejściem pulchnej niewiasty w białym fartuchu nałożonym na kremową sukienkę. Zbliżyła się do nich ogrodową ścieżką, ucinając wymianę zdań między mężczyznami.

– Czy to pan Finlay Ashowan, nasz nowy kucharz? – zawołała nieco zdyszana, wycierając ręce o fartuch i mrużąc oczy w słońcu, by dojrzeć twarz nieznajomego.

– Proszę mi mówić Fin. Tak, to ja. A pani jest zapewne ochmistrzynią?

– Przebóg, ależ ma pan młody głos! Tak, jestem Ruby.

Nowy kucharz zarzucił sobie na plecy trzy tobołki, a czwarty z łatwością podniósł prawą ręką, w której trzymał też miotłę. Na ziemi zostało jeszcze parę toreb, ale nie wydawał się nimi zainteresowany, gdy zwrócił się przez ramię do woźnicy.

– Żegnaj, Kip. Obyśmy się więcej nie spotkali.

– Ty popaprańcu, obyś srał cegłami! – warknął ze złością woźnica w stronę pleców byłego pasażera.

Fin uniósł w odpowiedzi środkowy palec.

Woźnica posłał za nim kolejną wiązankę przekleństw, a on tymczasem zniknął pośród błotnistych grządek warzywnych, gdzie na razie tylko kilka zielonych pędów przebiło się na powierzchnię.

Po przekroczeniu progu zamkowej kuchni potrzebował kilku minut, aby jego oczy przywykły do ciemności i objęły chaos, jaki go powitał. Wszyscy mówili jednocześnie i wykonywali swoje zadania w sposób kompletnie niezsynchronizowany z resztą zespołu.

Dwie kobiety w różowych wełnianych sukienkach i błękitnych fartuchach obierały warzywa i wrzucały je do wiadra z wodą, plotkując podczas pracy.

Przy długim drewnianym stole, wyższym od jadalnianego, ustawionym jakieś piętnaście centymetrów od paleniska, siedziała grupka rycerzy. Niemal wszyscy jednocześnie pokrzykiwali na dziewczynę, która drżącymi dłońmi obierała czerwone jabłka.

Giermkowie rycerzy grali w piłkę czymś, co wyglądało bardziej na ziemniaka, robiąc przy tym dużo hałasu.

Trzy kobiety w starszym wieku gawędziły podczas układania worków mąki pod ścianą z jedynym dużym okrągłym oknem oświetlającym przestronne pomieszczenie o kamiennych ścianach. Światło padało na drewniane belki pod wysokim sklepieniem i wydobywało z mroku twarze dziwnych ludzi. Ich wygląd nie miał żadnego znaczenia dla przybysza.

Jego wzrok padł na jedyną nieruchomą postać w całym tym zamieszaniu.

Kobieta w przylegającej do ciała fioletowej sukni spoglądała na niego z kąta obok dużych łukowych drzwi, które, jak mniemał, wiodły na korytarz. Jej gęste czarne włosy były w części spięte, pozostałe spływały miękko na ramiona. W słońcu błysnęły wysadzane klejnotami złote kolczyki, gdy wbiła w niego intensywne spojrzenie ciemnych oczu. Uśmiechnęła się delikatnie i uniosła do góry brew, nie kryjąc zaciekawienia. Jej mina wyrażała rozbawienie i jednocześnie dezaprobatę.

Nowy kuchmistrz upuścił bagaże na podłogę i założył ręce na piersi. Popatrzył na ochmistrzynię, która zamrugała z zaskoczeniem, gdy jej oczy przyzwyczaiły się do półmroku, i uważniej przyjrzała się mężczyźnie.

– Wiedziałam, że brzmisz młodo! – sapnęła z zaskoczeniem.

Po tym okrzyku zapadła cisza i wszystkie oczy zwróciły się w stronę nowo przybyłego. Miał ogniście rude włosy średniej długości, zaczesane na bok. Jego skośne, intensywnie niebieskie oczy ze złotymi refleksami objęły ze spokojem otoczenie. Fin postukiwał palcem wskazującym o piegowate przedramię.

Był wysoki i szczupły, dopiero dobiegał trzydziestki.

– Musiała zajść jakaś pomyłka, nie możesz być… – zająknęła się Ruby, wyraźnie zmieszana faktem, że nadworny kuchmistrz króla Daxarii był taki młody i taki… śliczny.

– Mam przy sobie list podpisany i zapieczętowany przez waszego poprzedniego kucharza. Pokażę. A potem poproszę, aby wszyscy poza ochmistrzynią opuścili moją kuchnię – zagrzmiał, jak gdyby powściągając zdenerwowanie.

Obecni popatrzyli na niego z mieszaniną podziwu i rozbawienia.

Fin chrząknął, po czym wyjął z torby zwój pergaminu.

– Hola, młody człowieku! Nie będziesz mi tu pomiatał personelem ani rycerzami, na litość bogów…

Podsunął zwój pod twarz Ruby, czekając, aż po niego sięgnie.

Zamilkła i rozwinęła go ze złością, a następnie przeczytała treść listu, poruszając przy tym ustami. Zbladła na widok referencji poprzedniego kucharza.

Zwinęła papier i odchrząknęła z zażenowaniem.

– Pani i panowie, oto Finlay Ashowan, nasz nowy kuchmistrz królewski. – Dygnęła przed kobietą siedzącą w pobliżu okna, a następnie przed rycerzami.

– Witaj, kucharzu. Może byś coś zaradził na te siki zwane piwem, co? – Najroślejszy z rycerzy wstał, prezentując szeroką klatkę piersiową zakutą w zbroję. Przechylił kufel i trochę płynu polało się po czarno-siwej brodzie.

Dziewczyna, która z drżeniem siedziała za stołem po jego lewej stronie, dostrzegalnie się skuliła, gdy się podnosił.

Fin zmarszczył brwi, ale skłonił głowę: najpierw przed tajemniczą damą w fiolecie, a później przed rycerzami.

– Poproszę wszystkich o opuszczenie kuchni. Muszę porozmawiać z ochmistrzynią na temat posiłków dla Jego Wysokości – powtórzył rzeczowo, mierząc wzrokiem rycerza. – Ty – wskazał dziewczynę, która była o krok od ucięcia sobie palca przy okazji obierania jabłek – przynieś mi, proszę, z ogrodu trochę mięty, szałwii i rumianku.

Podkuchenna upuściła z brzękiem nóż i jabłko, uciekając zza stołu najszybciej, jak była w stanie. Pobiegła prosto w stronę otwartych drzwi, wymijając nowego kucharza bez jednego spojrzenia.

O tej porze roku rośliny w ogrodzie ledwie zaczynały kiełkować, ale nikt nie zadał sobie trudu, by o tym wspomnieć.

Rycerze parsknęli śmiechem na to wyraźne zdenerwowanie dziewczyny, po czym opuścili pomieszczenie wraz z giermkami, utraciwszy okazję do naśmiewania się. Kobiety również zbierały się do wyjścia, szepcząc nerwowo między sobą i spoglądając na ochmistrzynię.

Tajemnicza dama wstała jako ostatnia. Kiedy zostali już tylko ona, Fin i Ruby, ruszyła posuwistym krokiem w kierunku kuchmistrza. Ten zaś odnotował z zaskoczeniem, że strój damy, która, jak się zorientował, była arystokratką, nie ma w sobie żadnych oznak luksusu, poza biżuterią w postaci kolczyków. Nieskazitelnie gładka skóra o oliwkowym odcieniu, intensywne spojrzenie czarnych oczu, zadziwiający uśmiech – wszystko to pobudziło wrażliwe zmysły Fina i w rezultacie przypomniał sobie, że wypada mu skłonić przed nią głowę, dopiero gdy znaleźli się twarzą w twarz.

– Wicehrabina Annika Jenoure. Miło mi – przedstawiła się z królewskim skinieniem.

Nic nie odpowiedział. Zastanawiał się, dlaczego jeszcze nie wyszła, gdy nagle obdarzyła go zniewalającym uśmiechem. Większość mężczyzn przyjęłaby to z oszołomieniem, bezradna w obliczu takiego piękna, Fin natomiast jedynie zmarszczył czoło.

– Czyżbym czymś pana uraziła? – zapytała wesoło, omiatając spojrzeniem jego miedzianą czuprynę.

– Nie. Nie chciałbym być niegrzeczny, ale jeśli nie zacznę przygotowań w tej chwili, to król nie dostanie dziś kolacji na czas.

Wicehrabina spoważniała, uśmiechnęła się raz jeszcze, ale z o wiele większą rezerwą, i lekko skinęła głową, zanim wyszła.

Ruby zaatakowała go, gdy tylko ucichły jej kroki.

– Co ty sobie wyobrażasz, do licha? – zapytała głośno, w chwili, gdy młoda podkuchenna wpadła do pomieszczenia przez drzwi za plecami Fina.

Stał nieporuszony, wpatrując się w ochmistrzynię zmrużonymi oczami.

– Kucharzu, znalazłam te zioła. Były w tobołkach na trawie! – sapnęła dziewczyna z długimi jasnymi włosami opadającymi na ramiona.

– Dobrze. Uwarz, proszę, naparu z mięty i rumianku. Musimy omówić upodobania żywieniowe króla oraz liczebność dworu, łącznie ze służbą.

Kobiety spojrzały po sobie.

– A… a co z szałwią? – zapytała niepewnie podkuchenna.

– To na później. – Fin jedną z rąk skrzyżowanych do tej pory na piersiach wskazał zagraconą ladę do gotowania. Kobiety usiadły bez słowa, pomimo tysiąca pytań, jakie kłębiły im się w głowach.

Po zakończeniu koniecznego omówienia bieżących spraw ochmistrzyni pospieszyła na powitanie trzech nowych lokajów i nowej pokojówki królowej, którzy przybyli niecałą godzinę później niż Fin.

Młoda służąca o imieniu Hannah, która uczestniczyła w przeprowadzonym przez nowego kuchmistrza szkoleniu, była pierwszą osobą zatrudnioną przez niego do pomocy w kuchni. Na początek zlecił jej wypolerowanie zastawy na kolację, co uczyniła z wielką ochotą, uskrzydlona nieobecnością nękających ją rycerzy.

Finowi też dopisywał humor. Po trwającej niemal pół godziny kłótni zapewnił sobie odpowiednią liczbę pomocników. Gotowanie dla dwustu osób służby oraz stu arystokratów zamieszkujących zamek wymagało nie więcej niż czworga ludzi do pomocy, zgodził się jednak na pięć, zmęczony powątpiewającymi okrzykami Ruby. Nie zamierzał jednakże iść na żadne ustępstwa w kwestii tego, komu przysługuje prawo wstępu do jego kuchni. Ponadto chciał osobiście wybrać wszystkich asystentów. Już zadecydował o przyjęciu Hannah, a do końca tygodnia miał zamiar skompletować resztę obsady.

Kolacja na ten wieczór została w dużej mierze przygotowana przed jego przyjazdem, wobec czego zakomunikował, że dokończy gotowanie w pojedynkę. Ruby wyszła, pomrukując ze złością i przeklinając pod nosem. Zdenerwowana Hannah poszła jej śladem, rzucając Finowi przepraszające spojrzenie.

Kucharz podniósł parę pokrywek i z niezadowoleniem zmarszczył nos na widok potraw. Objął spojrzeniem opustoszałą zabałaganioną kuchnię i westchnął.

Czekało go mnóstwo pracy.

– Do dzieła. Droga wolna! – rzucił polecenie w kierunku bagaży. Miotła zadrżała, wyprostowała się i zaczęła zamiatać przyschnięte błoto naniesione dziesiątkami par butów.

Fin podszedł do drzwi i stanowczo je zamknął. Magia wygaśnie, gdy tylko ktoś ich dotknie od drugiej strony. Dopilnował tego, dotykając palcem klamki z kutego żelaza i wypowiadając zaklęcie.

Obrócił się z powrotem ku brudnej kuchni, ujął się pod boki i zacisnął zęby. Nie przewidywał aż takiego braku profesjonalizmu.

Pstryknął palcami. Wszystkie noże w pomieszczeniu rzuciły się do błyskawicznego obierania porzuconej sterty jabłek. Wyjął z torby pieczołowicie zapakowane suszone zioła. Większość rozłożył na gzymsie biegnącym wokół kuchni, na którym wcześniej przechowywano naczynia. Garnki i talerze uniosły się w powietrze i ustawiły się z brzękiem w szafkach poniżej. Uczyniły to z własnej woli, gdy Fin gniewnie na nie popatrzył.

Rozłożył pozostałe zioła, wybrał z nich dwa rodzaje i obrócił się ku żeliwnemu garnkowi, w którym bulgotał tajemniczy gulasz. Powąchawszy go po raz kolejny, z miną pełną obrzydzenia chwycił drewnianą łyżkę. Zamieszał z wyczuciem zawartość garnka, spojrzał w stronę okna i energicznie pokręcił głową. Zapomniał objąć je zaklęciem. Nie wolno mu być tak nieostrożnym.

Dotknął lekko chłodnej szyby i nakazał jej, by pociemniała, jeśli ktokolwiek spróbuje przez nią zajrzeć w trakcie magicznych czynności.

Pokiwał głową z zadowoleniem, po czym przeniósł wzrok na kuchnię, która w szybkim tempie zaczynała wyglądać dokładnie tak, jak lubił. Końcówki czerwonego sznurka łączącego gałązki miotły uniosły się w powietrzu jak ręce i zebrały bagaże, by przenieść je w róg pomieszczenia przed przystąpieniem do kolejnego zadania.

Wkrótce każdy przedmiot znajdował się na swoim miejscu, a kuchnię wypełniły niebiańskie aromaty kolejnych dań. Mimo że niebo za oknem pociemniało, kuchnia nabrała przytulności. Ogień płonął w palenisku, a kolacja była prawie gotowa.

Kucharz sypnął z gracją ostatnią porcję szczypiorku do zupy, gdy zgodnie z jego przewidywaniami weszły pierwsze osoby z obsługi kelnerskiej.

Tym, co je zadziwiło, nie były naczynia unoszące się w powietrzu ani samobieżne miotły, te bowiem szybko powróciły na swoje miejsca. Zamarły na widok przemiany, jaka zaszła w kuchni. Przez chwilę nie były pewne, czy nie zabłądziły do jakiegoś innego budynku.

Zamiast bałaganu, niezmywalnych plam na podłodze i chmur tajemniczych zapachów nad stołem powitała ich czystość. Pomieszczenie emanowało zapraszającym ciepłem porównywalnym do uczucia, jakie wywołuje przytulenie ukochanej osoby. Ten widok i to uczucie zbijały z tropu, ale jeszcze bardziej zadziwiały wspaniałe aromaty potraw. Nigdy wcześniej nie wdychano tu takich.

Każdy po kolei przekraczał próg, oszołomiony w pierwszej chwili w zetknięciu z kojącą falą zadowolenia, wywołującą natychmiastowe odprężenie. Ogarnęło ich obezwładniające poczucie, że są w domu. Na długą chwilę zapadła cisza. Dopóki Fin nie zdjął zaklęcia.

Klasnął w dłonie i wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Miał na sobie nieskazitelnie biały fartuch, a jego oczy błyszczały zadowoleniem.

– Zacznijmy od pierwszego dania, dobrze?

Rozdział 2

Narzucona pomoc

Król Norman ze znużeniem rozmasował skronie, gdy ostatni z jego doradców opuszczali salę obrad. Poczuł się starszy i bardziej przygnębiony niż kiedykolwiek. Zamknął oczy z powodu bólu, który pulsował mu pod czaszką, i był bliski zaśnięcia na fotelu, kiedy rozległo się znajome pukanie ochmistrzyni.

– Proszę, Ruby – powiedział sennie, prostując się.

Korpulentna kobieta była pełna werwy i deprymująco bezpośrednia. Nie miała sobie równych w dyrygowaniu służbą. Dzięki temu zamek funkcjonował sprawniej niż wcześniej. Może i panował w nim chaos – jak na całym kontynencie – ale przynajmniej wszystko jakoś działało.

Ruby pokłoniła się nisko, po czym splotła dłonie, co oznaczało, że była czymś przygnębiona.

– Czy wszystko w porządku z nową służbą? – zapytał, odgadując przedmiot jej rozterek.

– Lokaje to młodzi nicponie, ale Devon ich szybko wyszkoli. Nowa pokojówka jest straszną niezdarą, pewnie przez stopy, które ciągle jeszcze jej rosną – wyrzuciła z siebie na jednym oddechu, po czym nagle się zawahała.

– A jak tam kucharz? – Król zdławił ziewnięcie. Żywił szczerą nadzieję, że nowy gastronom nie zrobił czegoś głupiego, w rodzaju puszczenia kuchni z dymem.

– Zachowuje się jak pan na włościach! – wyrzuciła z siebie Ruby, poczerwieniawszy na twarzy.

Norman gwałtownie otworzył oczy, a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech rozbawienia.

– Wyjaśnij, proszę, co masz na myśli – poprosił po chwili cicho, nie komentując jej poruszenia. Świetnie sobie radziła z panowaniem nad służbą, ale często nie brała pod uwagę, że można coś robić inaczej niż jej sposobem. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy weszła z kimś w konflikt…

– Już na początku wydawał się pokłócony z woźnicą, który go tutaj przywiózł. Powinnam była odgadnąć, że będą z nim problemy! A potem, zaraz po przekroczeniu progu kuchni, bezceremonialnie wyprosił wszystkich z wyjątkiem mnie i podrzędnej dziewki kuchennej! A byli wówczas obecni panowie Taylor, Lewis i Andrews oraz lady Jenoure. Kazał im wyjść, nie zważając na nic! Nie chce się zgodzić na więcej niż pięcioro pomocników i naciska, że wybierze ich osobiście, bez brania pod uwagę dotychczasowych stanowisk. Poza tym chce decydować o tym, kto będzie miał prawo wstępu do „jego” kuchni.

Ruby była z każdym zdaniem coraz bardziej pobudzona i wyraźnie powstrzymywała się przed nerwowym chodzeniem po komnacie, tak nią targała złość na nowego współpracownika.

Król Norman wsparł czoło na trzech palcach z ręką spoczywającą na podłokietniku fotela.

– Czy to wszystko? – zapytał ze spokojem. Jego uwaga pozostawała skupiona na ochmistrzyni. W orzechowych oczach błyszczały znajome iskierki, a umysł wyzwolił się z mgły zmęczenia.

– Pytał o ograniczenia dietetyczne Waszej Wysokości i zadawał masę innych dziwnych pytań na temat króla, królowej, młodego księcia i…

– Jakich pytań? – Głos Normana przestał być łagodny. Przybrał władcze tony charakterystyczne dla osoby świadomej swoich wpływów.

Ruby wzdrygnęła się na tę zmianę nastroju monarchy i uczyniła nerwowy krok w tył.

– O ulubione potrawy, wina i piwo. Pory spożywania trunków, udawania się na spoczynek i wstawania, a także inne, na które nie chciałam udzielać odpowiedzi, ale on…

Król wstał gwałtownie. Zapięty pod szyją musztardowy płaszcz z jedwabiu miękko opływał jego sylwetkę, która była przeciętnych rozmiarów, ale powagi dodawała władcy spiczasta broda. Szykował się do wypowiedzenia kolejnego zdania, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Roz­kojarzony domysłami na temat nowego kucharza, odruchowo zezwolił na wejście osobie po drugiej stronie. Był to nikt inny jak lady Annika Jenoure, po którą i tak zamierzał posłać.

– Możesz odejść, Ruby – oznajmił, nie odwracając wzroku od damy dworu. Pozostawała tak samo spokojna i niewzruszona jak zawsze. Miała na sobie granatową suknię z obszytym srebrną nicią dekoltem w serek, a na szyi dopasowane do stroju szafiry. Ciemnowłosa piękność uśmiechnęła się ciepło do mijającej ją w drodze do wyjścia ochmistrzyni, wciąż czerwonej na twarzy po swojej tyradzie.

Gdy tylko za gospodynią dworu zamknęły się drzwi, Annika popatrzyła na króla z poważnym wyrazem twarzy.

– Dochodzą mnie niepokojące wieści o nowym kuch­mistrzu – powiedział prosto z mostu niskim głosem, wyprostowany jak struna.

– Nie jest szpiegiem – odparła obojętnie Annika, nieporuszona postawą władcy.

Zaskoczenie króla było ewidentne.

– Nikt z jego aparycją nie przetrwałby w Troivacku. Nawet będąc magiem – wyjaśniła z lekkim wzruszeniem ramion.

– Dobrze pani wie, że mam wrogów także i na tym kontynencie – przypomniał posępnie król Norman, wychodząc zza długiego stołu, przy którym odbywały się spotkania, i podchodząc powoli do damy dworu.

– Żaden z nich nie zadałby sobie trudu podrobienia referencji od poprzedniego kuchmistrza, Luki, aby zyskać dostęp do zamku. Przysłaliby kogoś niższego rangą, pokojówkę albo pazia. Szpieg nie zwracałby na siebie takiej uwagi jak on zaraz po przyjeździe. – Annika skrzyżowała ręce na piersiach i popatrzyła prosto w błyszczące oczy władcy.

Oblicze króla wyrażało teraz zdumienie i zaciekawienie.

– Czy istotnie wygląda i zachowuje się tak dziwacznie?

– Jak na mężczyznę ma niezwykle delikatne rysy. Jest w nim coś… eleganckiego. Nie przypomina brzuchatych kucharzy o czerwonych twarzach, do jakich przywykliśmy. – Kobieta roześmiała się cicho.

– Dobrze, dobrze. Jednakże dla bezpieczeństwa powiem nadwornemu magowi, aby mu się przyjrzał. Całe szczęście, że aż do jutrzejszego wieczoru nie musimy jeść niczego, co przygotuje…

– W zasadzie przejął dowodzenie z chwilą przekroczenia progu kuchni, Wasza Wysokość. Wasza Królewska Mość spróbuje jego potraw już za kilka minut, jeśli nie pomyliłam godziny kolacji. – Uśmiechnęła się uroczo, podczas gdy król westchnął z rezygnacją i zwiesił ramiona.

Po raz trzeci tego wieczoru rozległo się pukanie do drzwi. Annika w pośpiechu, ale z wdziękiem, uniosła suknię i dyg­nęła. Król zezwolił na wejście pomocnikowi kuchennemu.

– Tak, lady Anniko, dopilnuję, aby przygotowano konia na poranną przejażdżkę. Królowa niestety nie dostąpi przyjemności pani towarzystwa, gdyż aktualnie niedomaga.

Annika podziękowała i wyprostowała się, po czym mrug­nęła do lokaja, a ten z wrażenia niemal wylał zawartość niewielkiego naczynia.

– Wasza Wysokość, nowy kuchmistrz przysyła ten oto bulion do wypicia przed posiłkiem razem z tym oto kubkiem mleka z przyprawami.

Król przybrał nieprzenikniony wyraz twarzy, zerknął z ukosa na tacę i zapytał:

– Czy moi testerzy smaku już ich próbowali?

– Tak, Wasza Wysokość, obaj. Mówią, że mleko smakuje dość paskudnie, ale to z powodu jego leczniczych właściwości. Bulion zaś nie przypomina niczego, co kiedykolwiek jedli, i jest wyborny.

Chłopak, na oko szesnastoletni, nosił z dumą strój lokaja składający się z bordowej czapki i kamizelki, o czym zaświadczał ich nienaganny stan.

Król szykował się na przedwczesną śmierć przed wyczekującym obliczem młodziutkiego lokaja.

Mleko smakowało okropnie, tak jak go ostrzegano, ale pochwały na temat bulionu też nie były przesadzone. Nigdy w życiu nie posmakował niczego podobnego. Był przepyszny, chodziło jednak o coś więcej. Wywoływał… głęboką satysfakcję. Król miał wrażenie, że jakieś części jego żołądka nigdy przedtem nie zostały odpowiednio nasycone.

Obserwując, jak chłopiec zbiera naczynia opróżnione w kilka minut, wyczekiwał kolejnego dania z o wiele większym zainteresowaniem niż wcześniej.

Fin wałkował ciasto na ogromnej ladzie w słabym świetle wczesnego poranka wpadającym do kuchni przez duże okrągłe okno.

Ruby stała nad nim z zaciśniętymi po bokach pięściami. Wyglądała, jakby mogła w każdej chwili eksplodować: pulsowała jej żyłka na prawej skroni, a niebieskie oczy ciskały gromy na tle czerwonej twarzy.

– Dlaczego przemeblowałeś kuchnię i na co ci dziesięć wiader wody? – zapytała chrapliwie, z trudem panując nad gniewem.

– Wszystko – każde naczynie, ścierka, garnek, patelnia, sztućce – zostanie wyszorowane i wyprane w mydle, które dodam do wody. Kuchnia została dostosowana do moich potrzeb. Czemu cię to interesuje? – zapytał z opanowaniem, spryskując ciasto roztopionym masłem.

– DLACZEGO? BO JESTEM OCHMISTRZYNIĄ DWORU. DLATEGO, DO WSZYSTKICH DIABŁÓW! – ryknęła, uderzając miarowo otwartymi dłońmi o stół.

Rozluźniony Fin posmarował prostokątny kawałek ciasta grubą warstwą śmietanki, a następnie skroił truskawki i rozłożył je na wierzchu.

– Jeśli posiłki mają być przygotowane na czas, to muszę wiedzieć, gdzie co jest. Przyrządzam większość potraw osobiście od świtu do nocy i lepiej, żebym poruszał się tutaj najszybciej, jak to możliwe. Rozumiesz? – wyjaśnił beznamiętnie. Następnie podważył opuszkami palców brzeg ciasta i zaczął je zwijać w grubą rolkę nadziewaną śmietaną z owocami.

Zapadła cisza. Kuchmistrz zastanawiał się, czy kobieta nie dostała udaru z wściekłości, ale nie odrywał się od pracy. Kiedy nareszcie rzucił spojrzenie w jej kierunku, otworzył szerzej oczy ze zdumienia na widok obłąkanego wyrazu jej twarzy.

Cierpliwie czekał na odpowiedź.

– Ro… zumiem, co mówisz. Jednakowoż – wycedziła, z trudem hamując wybuch wściekłości – gdybyś wziął do pomocy więcej ludzi, nie musiałbyś przeorganizowywać całej kuchni.

– To marnowanie ludzkiej energii. Dzięki mojej reorganizacji masz teraz więcej ludzi do pomocy w innych miejscach. Nie musisz dziękować. – Fin wziął nóż z długim ostrzem i błyskawicznie poszatkował wałek ciasta, odsłaniając estetyczny środek.

Podniósł wzrok na Ruby, która oniemiała na widok jego umiejętności.

– Więc kto wymyje te setki naczyń? – zapytała kwaśno, odzyskawszy mowę.

– Pięciu pomocników, których mi wcisnęłaś, nie będzie się dziś rano nudzić – odparł Fin, układając roladki na blasze i spryskując je resztą masła. Następnie odwrócił się, by włożyć je do pieca. Zaraz potem zdjął z ognia patelnię z czymś, co wyglądało jak złote ciasto jajeczne z zielonymi warzywami liściastymi. Przyprawił je dziwnym brunatnym proszkiem i pokroił placek na osiem równych części. Następnie nalał herbaty do kubka i wyłożył po kawałku placka na dwa talerze, z których jeden wręczył Ruby, razem z kubkiem herbaty. – Jedz. Pij. A potem zapoznaj mnie, proszę, z resztą służby, abym mógł wyselekcjonować pięcioro narzuconych mi pomocników. – Zabrzmiało to bardziej jak rozkaz niż prośba. Ruby z pewnością byłaby oburzona, gdyby nie wpatrywała się ze zdumieniem w talerz.

– Co to jest? – zapytała, powoli biorąc od niego widelec.

Fin przeciągnął dłonią po twarzy i z niejakim znużeniem oparł się łokciami o stół. Miał nadzieję, że nie będzie musiał toczyć z nią bojów każdego ranka. Była bardziej męcząca niż jego matka, a przynajmniej tak samo.

– Zjedz coś dobrego. Smacznego – rzucił, zabierając się do jedzenia i popijając czarny płyn z kubka.

Po kilku kęsach potrawy i wypiciu połowy herbaty Ruby ponownie się odezwała, tym razem ciszej.

– Na kiedy te roladki?

– Na podwieczorek.

– Śniadanie jeszcze niegotowe?! – wyprostowała się nerwowo.

– Zaraz się tym zajmę. Przygotowanie śniadania dla wszystkich zajmuje mi godzinę. Mięso i owoce są łatwe do przyrządzenia. A przy okazji… – Podszedł do worka wspartego o ścianę pod oknem i powrócił z dwiema gruszkami.

Ruby westchnęła, obserwując, jak obiera i kroi owoce w czasie nieprzekraczającym minuty.

– Jak to możliwe, że tyle potrafisz w tak młodym wieku? – powiedziała jakby sama do siebie, podczas gdy on ułożył cząstki owocu w artystyczny wachlarz na jej do połowy opróżnionym talerzu.

Popatrzył na nią z zaskoczeniem. Nie przywykł do takich pytań. Ani do kłamstw w odpowiedzi.

– Moja matka twierdzi, że się z tym urodziłem. Kilka lekcji pomogło mi w dopracowaniu niektórych technik i przepisów, ale jestem w dużej mierze samoukiem. – Wypił spory łyk napoju.

– Co pijesz? – zapytała, kończąc swoją herbatę.

– Coś, czego ty nie powinnaś – mruknął pod nosem, ale tak, aby go nie słyszała, i wypił resztę.

– Słucham?

– Specjalne lekarstwo… na serce – skłamał bez przekonania, nie mając energii na wymyślenie niczego lepszego.

Nie nadawał się do porannych rozmów przed drugą kawą.

– Ruby, czy mógłbym cię prosić, abyś od tej pory mi nie przeszkadzała w godzinach porannych? Bardzo by mi to pomogło w sprawnym przygotowaniu posiłków.

Gospodyni dworu przybrała ponury wyraz twarzy.

– Nie potrzebujesz żadnego towarzystwa?

– Lubię być sam.

Fin wrzucił dwa talerze do jednego z wiader napełnionych wodą. Demonstracyjnie zignorował pełne zniecierpliwienia cmokanie swojego gościa.

– Czy możemy przejść do rozmów ze służbą?

– A co ze śniadaniem? – zapytała ze zdumieniem.

– Zrobię je po tym, jak wybiorę współpracowników. Arystokracja wstanie najprędzej za trzy godziny – wyjaśnił, podchodząc do drzwi, które otworzył, i wskazał gestem, patrząc na Ruby.

Pokręciła głową i wyminęła go statecznym krokiem.

– Nigdy nie spotkałam większego dziwaka.

– Dobrze, że nie gorszego człowieka.

– To się dopiero okaże za jakiś czas.

W sali jadalnej dla służby, w czterech długich rzędach, ustawili się przed Finem dworscy służący: pokojówki i lokaje. Wielu z nich miało jeszcze zaropiałe od snu oczy, niektórzy tłumili ziewanie.

Finowi to zupełnie nie przeszkadzało.

– Poproszę wszystkich o wyciągnięcie dłoni grzbietami do góry – wydał polecenie dźwięcznym głosem.

Służący popatrzyli jeden na drugiego ze zdziwieniem i wykonali niezrozumiały rozkaz, wgapiając się w niezwykłego nowego szefa kuchni, o którym zrobiło się już głośno w całym zamku.

Wnikliwie obejrzał wszystkie dłonie, od czasu do czasu przenosząc wzrok na właściciela.

Pod koniec czwartego rzędu zaczął się cofać do początku. Wskazał trzy kobiety (w tym Hannah, którą wybrał dzień wcześniej) oraz dwóch mężczyzn i dał im znak, aby poszli za nim.

– Chwileczkę! Nie możesz zabrać Claire! To jedna z najlepszych szwaczek w całym zamku! – Ruby odciągnęła służącą za ramię.

– W takim razie zadowolę się tą czwórką. – Fin wzruszył ramionami, odwracając się do wyjścia. Kilka kroków dalej, na końcu korytarza po prawej stronie, miał drzwi do kuchni.

– Specjalnie ją wybrałeś! – zdenerwowała się Ruby i skrzyżowała ramiona na piersi, gotowa do kolejnej konfrontacji.

– Oczywiście, że tak. Przecież wyraźnie ją wskazałem.

– Nie! Wiedziałeś, że jej nie odstąpię, i chciałeś wymusić na mnie zgodę na czterech pomocników zamiast pięciu!

Fin miał dosyć bezsensownych potyczek na jeden poranek. Obrócił się, założył ręce do tyłu i ruszył w stronę Ruby. Spoglądał na nią z góry.

– Wybrałem tych, którzy mają najczystsze paznokcie i wyglądają na takich, którzy się regularnie myją. Nie wiem, kim są ani jakie były ich dotychczasowe obowiązki. Jeśli nie przestaniesz wysuwać absurdalnych żądań i histeryzować, kiedy próbuję pójść na kompromis, nie zdążę z obiadem. Ja nie pouczam ciebie, jak zarządzać służbą, o ile nie wpływa to na moją pracę. Znam się na prowadzeniu kuchni tak samo dobrze jak ty na swojej robocie.

Ruby sapała z oburzeniem, ale nie powiedziała ani słowa. Zadowolony z tego faktu Fin odwrócił się, wyprowadzając pięcioro służących.

– Claire będzie pracować w kuchni w ograniczonym zakresie! W pozostałych godzinach musi asystować królowej…

– Doskonale! – rzucił przez ramię kucharz, zbyt poirytowany, by się odwrócić.

W cieniu zamkowego korytarza stała lady Annika Je­noure. Słuchała wymiany zdań w jadalni dla służby z rosnącym zainteresowaniem. Splotła ręce na piersiach, skrzyżowała stopy, unosząc jedną na palcach, i uśmiechnęła się.

Cóż za arogancki osioł, pomyślała.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI