Rozdział 1
Minęły już prawie dwa miesiące, od kiedy przywieziono ją do domu dziecka. Dziewięcioletnia Maja co noc miała ten sam koszmarny sen, będący niemal dokładnym odzwierciedleniem rzeczywistości. Budziła się wtedy, nie mogąc w pierwszej chwili przypomnieć sobie, gdzie się znajduje. Za każdym razem bała się, że głośne bicie jej serca może zbudzić pozostałe dzieci i któreś z nich poskarży się wychowawcom. Mocno obejmowała kolana swymi chudziutkimi ramionami, przyciągała je do piersi i siedząc tak na twardym łóżku, cichutko płakała. W swoim przerażającym śnie widziała mamę z białą jak marmur twarzą leżącą na podłodze w kałuży własnej krwi. Widziała też upiorne oczy i wielkie, ohydne łapska swego ojczyma...
Własnego ojca nie pamiętała, znała go wyłącznie ze zdjęć i opowiadań mamy. Zginął w wypadku samochodowym, kiedy dziewczynka miała zaledwie dwa lata. Przypominała sobie tylko, że mama bardzo płakała, a potem jeszcze długo jej oczy były smutne.
Następne pięć lat to najpiękniejszy okres w życiu małej Mai. Mama co rano odprowadzała ją do przedszkola. Wracając, spacerowały po parku. Mama opowiadała jej różne ciekawe historie, co chwilę całując ją i przytulając. W weekendy zawsze spały dłużej, potem sprzątały swe niewielkie mieszkanko, razem wychodziły na zakupy i gotowały smakowity obiad. Właściwie gotowała mama, lecz Majka we wszystkim jej pomagała. Mama miała niezwykłe zdolności zamieniania niemal każdego domowego zajęcia w pasjonującą i wesołą zabawę. Czasem w niedzielę chodziły do ZOO lub do cyrku czy kina. Wtedy mama kupowała jej lody. Obowiązkowo.
---
Później, kiedy skończyła siedem lat i poszła do szkoły, w ich życiu pojawił się zły człowiek, którego jednak mama z jakiegoś powodu kochała. Od samego początku nie podobał się dziewczynce, nawet wówczas, gdy się do niej uśmiechał czy też starał się ją rozśmieszyć, albo kiedy dawał jej zabawki i cukierki, chcąc zyskać jej przychylność.
Mała Majka czuła, że on nie kocha mamy. Często pił i proponował żonie, by piła razem z nim. Kiedy ta odmawiała, krzyczał na nią i obrzucał ordynarnymi wyzwiskami. Nigdzie nie pracował, stale wyłudzał od mamy pieniądze i okłamywał ją. Maja w żaden sposób nie mogła pojąć, do czego potrzebny im tak okrutny człowiek, przecież bez niego było im dobrze i wesoło. W ich maleńkim, przytulnym domku zawsze panowały spokój i miły nastrój.
Potem dziewczynka coraz częściej zauważała, że ojczym jakoś dziwnie na nią patrzy. Zaczęła się go bać. Nie chciała wracać do domu po lekcjach. Szła do mamy, która pracowała w dużym sklepie spożywczym. Tam, czekając, aż skończy pracę, odrabiała lekcje i z ukrycia, by nikomu nie przeszkadzać, obserwowała klientów. Zawsze lubiła patrzeć na ludzi: jak są ubrani, o czym rozmawiają, co kupują. Mama była niezwykle uprzejmą sprzedawczynią, więc i do niej zwracano się grzecznie i z szacunkiem. Co wieczór pani Nina, kierowniczka sklepu, dawała im coś do jedzenia, wracały więc do domu z ciężkimi torbami. Tam już czekał na nie ojczym i cieszył się, jeśli w torbie znajdował też wódkę.
Po jakimś czasie mama również zaczęła pić. Chciała dogodzić wiecznie niezadowolonemu mężowi. Po takiej libacji niemal zawsze dochodziło do kłótni, a wtedy ojczym bił mamę. Kiedy na jej krzyki przybiegały sąsiadki, mama przepraszała je, błagając, by nie wzywały milicji. Nazajutrz ojczym prosił o wybaczenie. Sprawiał wrażenie, że bardzo kocha mamę i żałuje za swoje czyny. Po tygodniu jednak wszystko się powtarzało. W takie dni Majka najchętniej uciekłaby gdzieś daleko, jak najdalej od tego strasznego człowieka, lecz lęk o bezbronną mamę nie pozwalał jej opuścić domu. Bo też gdzie miałaby pójść? Nie miały żadnej rodziny, oboje rodzice wychowali się w domu dziecka. I tak, w nadziei na lepsze życie, Maja przeżyła jeszcze dwa lata...
---
W tamtą straszną sobotę mama powinna była mieć wolne. Już wcześniej obiecała Mai, że pójdą do kina. Ale rano zadzwoniła pani Nina i prosiła mamę, by przyszła do pracy, bo jedna ze sprzedawczyń zachorowała. Mama szybko się ubrała, ucałowała Maję i wyszła.
Leżąc jeszcze w łóżku, dziewczynka słyszała, jak ojczym, niezbyt jeszcze trzeźwy, wstaje i przeklina mamę za to, że poszła do pracy w swój wolny dzień. Słyszała też, jak znów nalewa sobie wódki i pije łapczywie wielkimi łykami. Jej małe serduszko, przeczuwając nieszczęście, ścisnęło się boleśnie. Postanowiła, że nie będzie wychodziła z pokoju, dopóki nie wróci mama.
Ubrała się i stanąwszy przy oknie, zaczęła obserwować ptaki chowające się w zielonym listowiu drzew. W ten sposób starała się odpędzić od siebie narastający niepokój. Nagle drzwi do jej pokoju gwałtownie się otwarły. W progu stał pijany ojczym i patrzył na Maję swym dzikim wzrokiem, którego zawsze tak bardzo się bała. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do dziewczynki. Wstrętny odór wódki, papierosów i niemytego ciała przyprawiał Maję o mdłości. Przywarła do ściany, drżąc ze strachu i obrzydzenia. Ojczym złapał ją za ręce i z całej siły przyciągnął do siebie.
– Jak będziesz się opierać, to cię uduszę – zasyczał, ciskając ją na łóżko. – Od dawna tego chciałem.
Dziewczynka krzyczała i wyrywając się, wzywała pomocy. Po mocnych uderzeniach ogromną pięścią po głowie co chwilę traciła przytomność. Rozrywający ból, rozpacz, bezsilność i nienawiść zlewały się w jedno straszne, nieznośne uczucie... Nagle przez swój własny krzyk usłyszała przerażający wrzask mamy odtrącającej od niej swego partnera.
– Coś ty jej zrobił? Mojej córeczce. – Oszołomiona kobieta, wróciwszy nie wiadomo dlaczego wcześniej do domu, patrzyła teraz na obnażoną i pobitą dziewczynkę. – Zboczony bydlaku, potworze nienasycony! Co jej zrobiłeś? Dzwonię na milicję. Pójdziesz siedzieć!
Złapała słuchawkę, lecz ojczym wyszarpnął przewód z gniazdka i zrzucił telefon na podłogę.
– Do pierdla chcesz mnie posłać?! Nic ci z tego nie przyjdzie! Twoja córka już od dawna szlaja się z chłopakami. Sama się do mnie przystawiała – ryczał, nalewając sobie wódki.
Mama pobladła. Maja widziała, jak jej oczy pociemniały z bólu i gniewu.
– Nie kłam, łajdaku! Złamałeś życie mnie i mojej córce. Przecież ona ma dopiero dziewięć lat! Coś ty jej zrobił, potworze! – łkała. – Pójdę na milicję i powiem wszystko, co wiem o tobie i twoich kolesiach. Twoje miejsce jest w więzieniu!
Szlochając, okryła córkę kołdrą i zdecydowanym krokiem ruszyła ku drzwiom. Ojczym zagrodził jej drogę. Wykrzykując sprośne przekleństwa, powiedział, że sam opuści ich dom. Maja ze swego łóżka widziała, jak mama z nim walczy, próbując otworzyć drzwi. Dziewczynka chciała wstać i uderzyć znienawidzonego mężczyznę czymś ciężkim w głowę, lecz z bólu nie mogła nawet się poruszyć. Pobita i zhańbiona, mogła tylko patrzeć, jak ojczym, powaliwszy mamę na podłogę, kopie ją po całym ciele. Mama bardzo krzyczała, ale sąsiedzi nie reagowali. Przywykli do pijackich awantur w ich domu. W pewnym momencie ojczym zahaczył nogą o krzesło i runął bezwładnie na stojący obok tapczan. Wówczas mama z trudem się podniosła. Trzymając się ścian, weszła do kuchni. Wzięła do ręki nóż. To dodało jej sił. Rzuciła się w stronę mężczyzny, krzycząc z bólu i rozpaczy:
– Zabiję cię!
– Mamo, mamusiu, nie! Niech sobie idzie! – wołała Majka.
Widziała, jak wychodzi z jej pokoju. Słyszała odgłosy szamotaniny. Potem… wszystko umilkło. Owinąwszy się kołdrą, Maja powoli wstała i przezwyciężając straszliwy ból w całym sponiewieranym dziecięcym ciałku, weszła do kuchni. Jej oczom ukazał się potworny widok: mama, jej najmilsza, najukochańsza mamusia, leżała na podłodze z rozrzuconymi rękami. Z nożem utkwionym w piersi. Oczy miała szeroko otwarte. Maja krzyknęła tak głośno, że było ją słychać chyba w całym czteropiętrowym budynku. Spojrzała w kierunku drzwi. Otwarte na oścież. Ojczyma nigdzie już nie było.
– Pomocy! Ludzie! Szybciej! Moja mama umiera! Ratujcie ją! – krzyczała przejmująco.
Kiedy pochyliła się nad leżącą, zauważyła przerażona, że plama krwi pod mamą szybko się powiększa do rozmiarów ogromnej kałuży.
– Mamusiu, nie umieraj! Nie zostawiaj mnie, mamusiu! Nie chcę żyć bez ciebie! – rozpaczała nad martwym już ciałem matki...
Pogotowie i milicja przyjechały niemal jednocześnie. Drżąc niczym liść na wietrze, Maja widziała, jak lekarz bada mamę, nakrywa białym prześcieradłem i gdzieś ją zabierają. Potem zadawano jej mnóstwo pytań, ale nagle wszystko rozpłynęło się przed jej oczami i ogarnęła ją ciemność...
---
W szpitalu odwiedzali Maję sąsiedzi i pani Nina. Kierowniczka cały czas płakała. Miała do siebie żal, że zadzwoniła do nich tamtego ranka. Gdyby mama została wtedy w domu, nie wydarzyłoby się to potworne nieszczęście. Przynosiła Mai soki i owoce, obiecując zabrać ją do siebie.
Kilka razy przychodził też śledczy. Zadawał wiele pytań, jednakże Maja nie chciała z nikim rozmawiać, więc z ciężkim westchnieniem odchodził, by następnego dnia znów się pojawić. Dziewczynka leżała twarzą do ściany i milcząc, bez przerwy płakała. Jej małe serduszko rozdzierał niewypowiedziany ból. Nocami krzyczała przez sen i wołała mamę...
---
Dopiero po tygodniu spędzonym w szpitalu Maja była w stanie odpowiadać na pytania śledczego. Nie było łatwo wracać na nowo do tego, co się zdarzyło owego fatalnego dnia. Mimo to drobiazgowo opowiedziała o wszystkim, co pamiętała, nie kryjąc swej nienawiści do ojczyma. Wtedy też dowiedziała się, że go aresztowano, a mieszkanie zostało opieczętowane. Śledczy wyjaśnił, że zgodnie z prawem ma obowiązek odwieźć ją do domu dziecka znajdującego się w niewielkiej wsi tuż za miastem. Powiedział też, że skoro nie ma już żadnych krewnych, mieszkanie należy teraz do niej. Kiedy skończy szesnaście lat i opuści dom dziecka, będzie mogła prawnie w nim zamieszkać. Klucze od mieszkania może zostawić u kogoś, do kogo ma pełne zaufanie. Dokumenty zaś obiecał przechować u siebie w sejfie.
Trzy dni później prawnik zawiózł ją do domu dziecka. Klucze zostały u pani Niny. Kobieta zobowiązała się opiekować mieszkaniem, a być może nawet wynająć je czasowo jakimś dobrym ludziom, by Maja miała własne pieniądze. Musiała też złożyć oświadczenie o zobowiązaniu się do nadzorowania mieszkania i o zapewnieniu środków materialnych sierocie. Śledczy uprzedził ją, że osobiście będzie wszystko kontrolował. Kobieta nie obraziła się za tę urzędniczą nieufność i na pożegnanie mocno uściskała dziewczynkę, wręczając jej dużą torbę z nowymi ubraniami, zabawkami i słodyczami.
– Będę cię odwiedzała, kochanie, gdy tylko będę mogła. Na Boga, wybacz mi, dziecino – mówiła, płacząc.
---
Dom dziecka – to miejsce, gdzie trafiają dzieci nikomu niepotrzebne i te, które nie mają nikogo, kto by się o nie troszczył. I takim dzieckiem stała się teraz Maja. Jedynym człowiekiem, który ją naprawdę kochał, była matka. Teraz została zupełnie sama...
Przez kilka dni, naznaczonych cierpieniem duchowym i fizycznym, Maja w milczeniu przyglądała się nowemu otoczeniu. Znajdowały się tu dzieci w wieku od pięciu do siedemnastu lat. Prawie wszystkie nosiły brudne i podarte ubrania. Jedzenie było niesmaczne, a gburowaci wychowawcy od rana do wieczora łajali swych podopiecznych. Niektórzy wychowankowie mieli wprawdzie matki i ojców, lecz ci pozbawieni byli praw rodzicielskich. Większość jednak nie miała żadnych krewnych. Wiele dzieci doznało już grozy brudnego, zepsutego i przestępczego świata. Prawie każde miało za sobą okrutną historię napisaną przez życie, więc Maja nie była tu wyjątkiem.
Dziewczynka wtopiła się w nową społeczność, zewnętrznie niczym się w niej nie wyróżniając. Dwa dni później nie miała już żadnych rzeczy osobistych. Nic z tego, co dała jej pani Nina. Wszystko zabrały starsze dziewczyny i po prostu rozdzieliły między siebie.
– Jak się poskarżysz, to oberwiesz – zagroziły.
Maja i tak nie miała zamiaru nikomu się skarżyć. Nie będąc też z natury kłótliwą, bez sprzeciwu robiła wszystko, czego wymagali wychowawcy. Nie odmawiała, kiedy inne, najczęściej starsze dziewczęta żądały, by ścieliła ich łóżka i sprzątała za nie toalety. Uczyła się wzorowo, zwykle więc, odrobiwszy zadanie domowe, przepisywała je do zeszytów innych dzieci. Stopniowo przyzwyczajała się do nowych, trudnych warunków życia i tylko nocami, śniąc koszmar z niedalekiej przeszłości, płakała z żalu, który rozdzierał jej serce.
---
Czas płynął. Mimo uciążliwego życia w domu dziecka i nieodpowiedniego odżywiania Maja była zdrową dziewczyną. Powoli stawała się piękną nastolatką z gęstymi, złocistymi włosami – wierną kopią matki.
Kiedy spodziewano się kontroli czy komisji, posługiwano się Mają jako reprezentantką. Witała gości swym czarującym uśmiechem szczęśliwego dziecka oraz „chlebem i solą”. Pięknie ją wówczas czesano, starannie ubierano i uczono, co i komu ma powiedzieć.
Co drugi tydzień odwiedzała ją pani Nina. Starała się najpierw nakarmić wygłodniałą dziewczynkę, a potem zabierała ją na cmentarz, na grób mamy. Maja zawsze długo wpatrywała się w tę najdroższą istotę, jaką kiedykolwiek znała, w jej fotografię widniejąca na drewnianym krzyżu, do którego mocno się przytulała, ocierając gorzkie, sieroce łzy.
Dziewczynka nigdy nie skarżyła się Ninie na swe nieznośne życie w przytułku. Gorąco jej tylko dziękowała, że o niej nie zapomina.
Dawna szefowa zmarłej mamy gorliwie wypełniała swą obietnicę i wynajmując mieszkanie Majki, pieniądze za czynsz wpłacała na jej konto. W dniu piętnastych urodzin swej podopiecznej pani Nina zaproponowała, że po ukończeniu szkoły może pracować w jej sklepie. Dziewczyna zaczęła odtąd z nadzieją patrzeć w przyszłość. Cieszyła ją perspektywa pracy, którą niegdyś wykonywała jej mama.
---
W soboty dyrektorka sierocińca zabierała Maję do swego domu. Dziewczyna pomagała jej w praniu, sprzątaniu, prasowaniu. Nie otrzymywała oczywiście niczego w zamian: ani dodatkowej porcji, aby mogła najeść się do syta, ani odrobiny macierzyńskiego ciepła, aby zaspokoić dużo bardziej uciążliwy głód.
Mąż dyrektorki, nazywany przez wszystkich Wasyliczem, również pracował w domu dziecka, był tam administratorem. On także nakładał na posłuszną Maję dodatkowe obowiązki: poskładać pościel w magazynie, przeliczyć prześcieradła i poszewki, pilnować porządku w budynku i na podwórzu. Zawsze jednak pamiętał o nagrodzie. Dostawała słodycze, niekiedy kromki chleba z konfiturą, a czasem nawet z kawałkiem kiełbasy. Kilka razy przyniósł jej prawdziwy rarytas – małą konserwę mięsną. Głaskał ją wtedy po głowie, nazywając „biedną sierotką”. Zdarzało się też, że przytulał do siebie, jakby jej współczuł. Później pojawiły się inne drobne prezenty: rajstopy, bluzki, bielizna. To były ich „maleńkie sekrety”. Mężczyzna stopniowo pozwalał sobie na z pozoru niewinne pieszczoty. Ostrożnie oswajał z sobą spragnioną czułości dziewczynę. Maja nikomu się nie zwierzała, a nawet była zadowolona z takiej sytuacji. Podobało jej się, że przynajmniej jeden człowiek w tym bezdusznym domu odnosi się do niej z miłością i troską.
Przez te wszystkie lata spędzone w nędznym sierocińcu zawsze z nienawiścią i obrzydzeniem wspominała swego ojczyma i z pogardą odnosiła się do całej płci przeciwnej. Starała się trzymać najdalej, jak to było możliwe, od chłopców w swoim wieku. Jednakże ten niemłody już mężczyzna potrafił dobrać klucz do jej niewinnego, sierocego serduszka. Niemal codziennie czterdziestopięcioletni administrator dawał Mai różne polecenia, które wiązały się z pobytem w magazynie lub w jego kantorku. Sam na sam. Wasylicz bez przerwy wodził za nią wzrokiem, w którym skrywały się dziwna przenikliwość i pożądanie. Młodziutka, urodziwa dziewczyna pociągała go swą otwartością i szczerością, więc w końcu uległ pokusie. Pozwolił, by drapieżne żądze wbiły się szponami w jego ciało, rozpalając w nim żar namiętności.
Zwykle czekał na sierotę, przygotowawszy wcześniej poczęstunek i prezenty, z których cieszyła się jak małe dziecko. Kiedy Maja wchodziła do pomieszczenia, zamykał drzwi na klucz, sadzał ją sobie na kolanach i ostrożnie, by jej nie spłoszyć, prowadził swą grę. Znając jej historię, wiedział, że nie ma nikogo, kto by się za nią ujął. Dziewczyna jednak nie stawiała oporu pieszczotom mężczyzny, wręcz przeciwnie, sprawiały jej nawet przyjemność. Była skołowana. Czasem wydawało jej się, że polubiła tego człowieka, kiedy indziej pragnęła uciec od niego, schować się przed nim. On zaś z każdym dniem zbliżał się do zamierzonego celu. Przekonywaniem, namowami i prezentami skłonił w końcu dziewczynę, by sama oddała mu swe ciało. Namiętność i żądza rozgorzały w jego sercu wszechogarniającym płomieniem, a Maja, nie będąc tego świadoma, oplotła to serce niczym złota pajęczyna. Tak oto stała się zabawką i rozrywką w jego życiu, skrywanym starannie przed władczą i despotyczną małżonką. Trwało to prawie dwa lata...
Rozdział 2
Wdniu swych siedemnastych urodzin Maja opuściła dom dziecka będący dla niej domem rodzinnym przez osiem lat sierocego życia. Wasylicz nie przyszedł się z nią pożegnać. Schował się w magazynie, by nikt nie widział jego łez. Wymógł na Mai obietnicę dalszych potajemnych spotkań, zapewniając, że zawsze może liczyć na jego pomoc. Tak naprawdę był on przecież jedynym człowiekiem, do którego Maja szczerze się przywiązała. Rozstając się z nim, również po cichu płakała...
---
Pani Nina powoli otwarła drzwi mieszkania. Tego samego, w którym Maja została zupełną sierotą. Dziewczyna nie była tu od tamtego strasznego dnia. Jednak ze wszystkimi okrutnymi szczegółami żyło ono nadal w jej sercu, a bezlitosna pamięć odtwarzała każdą chwilę, scena po scenie, niczego nie pomijając. Stała teraz w drzwiach, nie znajdując dość siły, by przekroczyć próg. Pani Nina, rozumiejąc jej uczucia, wzięła ją za rękę. Starała się ją uspokoić i dodać otuchy. Drżąc ze wzruszenia, Maja weszła w końcu do mieszkania. Wiele się tu zmieniło: tapety na ścianach, meble, firany, zasłony. Wszystko było czyste i gustowne, wszędzie stały kwiaty. W salonie, w ozdobnej ramie, wisiała duża fotografia, z której mama uśmiechała się jak żywa.
Ocierając łzy, Maja w milczeniu objęła Ninę, lecz nie była w stanie wykrztusić ani słowa.
– Tak oto, dziecinko, zaczyna się twoje samodzielne życie. Jesteś już dorosła. Odpocznij dzień, dwa, a potem przyjdź do mnie, do sklepu. Na początek zatrudnię cię jako uczennicę, a później zostaniesz sprzedawczynią. Rozpoczniesz naukę w zaocznym technikum handlowym, a kiedyś, jak Bóg da, zastąpisz mnie na moim stanowisku. Ach, o mało bym zapomniała, tu jest książeczka oszczędnościowa na twoje nazwisko. Masz na niej wszystkie pieniądze za wynajem, co do kopiejki. Remont, meble, pościel i naczynia są ode mnie w prezencie. No, to chyba wszystko, pójdę już. Jutro zadzwonię. W lodówce znajdziesz jedzenie. A tu jest numer twojego domowego telefonu.
Pani Nina pokazała zapłakanej Majce karteczkę, którą przyczepiła magnesem do ścianki nowoczesnej lodówki, i ucałowawszy ją, wyszła.
Maja ze wzruszeniem rozglądała się po swym dawnym, a jednak nowym mieszkaniu. W lodówce znalazła mnóstwo smakołyków i świeże owoce. W szafie leżały starannie poukładane ręczniki i bielizna pościelowa. W sypialni stało wygodne, szerokie łóżko wraz z nocną szafką. Na podłodze pełno było pudeł z modnymi ubraniami, na widok których dziewczyna wpadła w zachwyt. Z minionego życia pozostały jedynie albumy ze zdjęciami – pamiątkami szczęśliwego dzieciństwa. Byli na nich oboje rodzice i ona sama, jeszcze bardzo mała. Fotografii ojczyma nigdzie nie było. Maja domyśliła się, że usunęła je zapobiegliwa pani Nina, by nie przypominały jej okrutnej przeszłości.
Następnego ranka zbudziła się z radosnym uczuciem swobody. Nie słyszała już krzyków, do których codziennie o siódmej rano zdążyła się przyzwyczaić. Nie było długich kolejek do umywalni i ubikacji, skąpego śniadania i przykrego zapachu nieświeżej bielizny. Z prawdziwą rozkoszą stała pod strugą ciepłej wody w swej własnej czystej łazience, a potem, opatulona w puszysty szlafrok, zrobiła sobie kilka kanapek i zaparzyła filiżankę aromatycznej herbaty. Jej serce przepełniały radość i szczęście oraz świadomość tego, że teraz sama jest tu gospodynią. Nikt już nie będzie nią komenderował i krzyczał na nią. Jest wolna! Ma przepiękne mieszkanie i mnóstwo modnych ubrań. Na innej karteczce przyczepionej do lodówki znalazła numer telefonu Niny. Zadzwoniła. Kierowniczka była jeszcze w domu, więc od razu podniosła słuchawkę.
– Dzień dobry, pani Nino. Tu Maja.
– Dzień dobry, moje dziecko. Już wstałaś? Jak sobie radzisz? Odnalazłaś się w nowej rzeczywistości?
– Tak. Chciałam pani gorąco podziękować za wszystko, co pani przez te lata dla mnie robiła. Jest mi pani tak bliska, jak rodzona mama. Ubrania są po prostu super, jak i cała reszta. Wydała pani mnóstwo pieniędzy!
– Pieniądze, dziecko, nie mają tu żadnego znaczenia. Szczerze mówiąc, czuję się winna wobec ciebie i twojej mamy, niech spoczywa w pokoju. Nie dziękuj mi, to mój obowiązek. Pamiętaj, będę nadal troszczyć się o ciebie, jak tylko będę mogła. Przyrzekam. A co postanowiłaś, Majeczko, w sprawie pracy?
– Zrobię tak, jak pani mówiła. Jeśli można, przyszłabym już jutro. Pamiętam drogę do pani sklepu.
– Dobrze, kochanie. Zatem do jutra. Jeszcze jedno. Musimy też pojechać do biura meldunkowego. Przyjadę po ciebie koło jedenastej. Bądź gotowa i nie zapomnij dokumentów ani zaświadczenia z domu dziecka.
– Dobrze. Jeszcze raz dziękuję pani za wszystko.
Maja otwarła swoją torbę, której nie zdążyła wczoraj rozpakować. Zaczęła wyjmować z niej rzeczy i układać w szafie. Nienawistny zapach, prześladujący ją w sierocińcu przez całe osiem lat, uderzył teraz mocno w nozdrza dziewczyny, wywołując mdłości. Pobiegła do toalety. Atak torsji minął równie szybko, jak się pojawił. Maja zamknęła torbę i wystawiła ją na balkon. Potem, włożywszy nowe ubranie, uczesała się i czekała na Ninę, by pojechać z nią do urzędu w celu załatwienia niezbędnych formalności...
---
Podobało jej się to nowe, niezależne od nikogo życie. Już po dwóch tygodniach nauki mogła pracować samodzielnie pod okiem doświadczonego sprzedawcy. Do klientów odnosiła się uprzejmie, a pogodny uśmiech nigdy nie schodził z jej urodziwej twarzy. Coraz rzadziej też myślała o Wasyliczu i ani razu do niego nie zadzwoniła. Na młodą, urodziwą ekspedientkę zwracało przecież uwagę wielu mężczyzn. Niektórzy nawet starali się poznać ją bliżej i umówić się na spotkanie. Schlebiało jej to, choć zawsze z uśmiechem odmawiała.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pewna przypadłość. Coraz częściej męczyły ją mdłości i torsje, zwłaszcza rano. Któregoś dnia Maja upadła za ladą, tracąc przytomność, i choć szybko się ocknęła, zaniepokojona pani Nina poprosiła ją do swego gabinetu.
– Co się z tobą dzieje, Majeczko? – spytała, patrząc badawczo na dziewczynę.
– Sama nie wiem – Maja spuściła wzrok.
Kierowniczka wstała zza biurka, podeszła do drzwi i zamknęła je na klucz. Potem wzięła Maję za rękę i łagodnie, po matczynemu, spojrzała jej w oczy.
– Powiedz mi, dziewczyno, jak ty ostatnio żyłaś w tym domu dziecka? Byłaś może blisko z jakimś chłopakiem? Nie bój się, mnie możesz wszystko powiedzieć.
Przezwyciężając wstyd, Maja zwierzyła jej się ze swych kontaktów z Wasyliczem. Nie winiła go, nie usprawiedliwiała też siebie, po prostu przedstawiła wszystko tak, jak było. Słuchając Mai, Nina z trudem powstrzymywała gniew.
– Stary cap! Takich powinno się stawiać przed sądem – oburzała się. – Dobrze, policzymy się z nim później. A teraz przebierz się, jedziemy do lekarza. Podejrzewam, że jesteś w ciąży, moja droga.
Maja pobladła z przerażenia. Tysiące myśli przelatywały przez jej głowę niczym maleńkie błyskawice. Czy to prawda? Jak mogło się to stać? I co ma teraz zrobić? Czy chciałaby, żeby jej syn albo córka rosły bez ojca? Starczy tego, co sama przeżyła w dzieciństwie. Przecież Wasylicz się z nią nie ożeni, jest też za stary na męża dla niej i ma żonę... Maja złapała się za głowę, próbując znaleźć jakiejś wyjście z tej sytuacji. Pani Nina ponaglała ją, by się pospieszyła i kilka minut później jechały już do przychodni...
---
Podejrzenia się potwierdziły. Maja była w szóstym tygodniu ciąży. Pani Nina odwiozła ją do domu. Poradziła, by dokładnie sobie wszystko przemyślała, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję. Nie nalegała na aborcję, ale dała swej podopiecznej czas na zastanowienie się nad przyszłością.
– Zadzwoń do mnie jutro – powiedziała na pożegnanie. – Jeśli zdecydujesz się na zabieg, umówię cię z lekarzem. A tego administratora tak urządzę, że popamięta.
– Proszę zaczekać. Pani Nino kochana, niech pani jeszcze nie odchodzi. Zaraz do niego zadzwonię. Nie rozmawiałam z nim od dnia, w którym opuściłam dom dziecka. Sama się pani przekona. Jemu pewnie jest bardzo przykro, że nie dzwonię. Boję się aborcji, to straszne. – I rozpłakała się.
Nina spojrzała na nią ze współczuciem. Poszła do sypialni i podniosła drugą słuchawkę. Z trudem powstrzymywała się, by nie dać upustu zalewającej ją fali oburzenia. Postanowiła jednak wziąć się w garść. Chciała bowiem usłyszeć, co mówi Maja, a zwłaszcza co powie w tej sytuacji ów stary zbereźnik.
– Halo... Wasylicz, dzień dobry. To ja, Maja. Co słychać?
– No, w końcu się odezwałaś – szeptał do słuchawki administrator. – Nie mogę mówić głośno, bo ta moja krowa jest w domu. Poczekaj, wyjdę na podwórko zapalić. Nie odkładaj słuchawki.
Było słychać, jak słodkim głosem zwraca się do żony:
– Aneczko, wychodzę na papierosa. Za jednym zamachem kupię też świeży chleb na kolację.
Nie upłynęła minuta, kiedy w słuchawce ponownie rozbrzmiewał dialog:
– Majka, słyszysz mnie? No, co u ciebie, opowiadaj. Strasznie się za tobą stęskniłem. Wiesz, nawet źle sypiam po nocach. Cały czas wspominam te nasze spotkania w magazynie. Dlaczego tak długo nie dzwoniłaś? Podaj mi swój adres. Mieszkasz sama? Majeczko najdroższa, dlaczego nic nie mówisz? Słyszysz mnie?
– Tak, słyszę – rzekła cicho Majka. – Wasylicz, czy ty naprawdę mnie kochasz?
– Co za pytanie, mój ty cukiereczku! Jak sobie przypomnę ciebie, taką nagusieńką, to… nie wiem, co robić. Dyktuj ten adres. Jutro, kiedy ta moja krowa będzie w pracy, przyjadę do ciebie. Nikt się nie dowie.
– Słuchaj, Wasylicz, jestem w ciąży. To szósty tydzień. Dzisiaj byłam u lekarza.
– Co?! Coś ty powiedziała? – Ton głosu w słuchawce momentalnie się zmienił.
– Jestem w ciąży – powtórzyła Maja.
– No, co ja na to poradzę? A z kim ty wpadłaś, koleżanko?
– Oprócz ciebie nie miałam nikogo, dobrze o tym wiesz. – Maja znów się rozpłakała. – Co mam zrobić, Wasylicz? Boję się!
– Dobrze, dobrze, nie becz. – Mężczyzna zaklął ze złością. – Dam ci pieniądze na skrobankę. Podaj adres, jutro je przywiozę. Tylko nikomu ani słowa o mnie. Nikomu, zrozumiałaś? Nie becz, powiedziałem...
Pani Nina podeszła do płaczącej Mai i wziąwszy z jej ręki słuchawkę, odłożyła ją na aparat. Głęboko westchnęła, a potem kontynuowała rozmowę z równoległego połączenia:
– Teraz ty mnie posłuchaj, stary zboczeńcu, i nie przerywaj! Pieniądze przyniesiesz, i nie tylko na aborcję. Jutro czekam na ciebie w centralnym sklepie spożywczym na Gorkiego, przy rynku, w moim gabinecie. Jestem kierowniczką tej placówki i opiekunką Mai. Zapytasz o mnie ochroniarza Żorę, on cię zaprowadzi. Jeśli nie zjawisz się jutro do drugiej, o wszystkim dowie się twoja żona, a o trzeciej składam na ciebie skargę na milicji. Będziesz z całą pewnością pociągnięty do odpowiedzialności karnej za uwiedzenie nieletniej, już możesz się zacząć bać. Dla twojej informacji: w tym mieście mam duże możliwości i mocne powiązania. Zrozumiałeś, panie administratorze? Na bezbronne dziecko, sierotę się połakomił, pedofil jeden! Przyniesiesz wszystko w zielonych...
Pani Nina wymieniła taką sumę, że Mai zakręciło się w głowie.
Pieniądze administrator przyniósł. Trzęsącymi rękoma położył na biurku grubą kopertę i upadł przed Niną na kolana:
– Nie gub mnie, dobrodziejko. Całe życie będę się za ciebie modlił. Czort mnie, durnego, podkusił. A Majkę ja już nigdy, nawet palcem... – skowyczał.
– Żora, wyrzuć stąd tego capa – zarządziła Nina, przeliczywszy pieniądze i patrząc z odrazą na pełzającego po podłodze Wasylicza.
---
Tydzień później zawiozła Majkę do znajomego lekarza, który przeprowadził aborcję. Nie było żadnych komplikacji. Dziewczyna trzy dni leżała w domu, ocierając łzy, a potem poszła do pracy.
– Nawet nie patrz w stronę facetów – ostrzegała ją pani Nina.
Maja sama doskonale to rozumiała. Przestała się nawet uśmiechać do klientów płci męskiej, nie zwracając najmniejszej uwagi na ich komplementy i umizgi. Zaczęła dużo czytać, głównie powieści obyczajowe i historyczne, chodzić na basen i przygotowywać się do egzaminów wstępnych do technikum handlowego.
Nie mając przyjaciółek, radziła się wyłącznie pani Niny i tylko z nią przebywała. Opiekunka kupowała jej drogie, szykowne ubrania, pokazała, jak pielęgnować włosy i paznokcie, by wyglądać zawsze – jak mawiała – „na sto dwa”. Wprowadziła ją też w tajniki zachowywania się w dystyngowanym towarzystwie i przy stole. Uczyła swobodnej konwersacji, powstrzymywania emocji i – co najważniejsze – umiejętności poznawania się na ludziach. Maja stopniowo, nie mając wcześniej o tym nawet pojęcia, nabierała manier właściwych tak zwanym panienkom z dobrych rodzin.
---
Do technikum dostała się bez problemów, wystarczył jeden telefon jej dobrodziejki. Swoje dwupokojowe mieszkanko z pomocą opiekunki zamieniła na trzypokojowe w innej dzielnicy miasta, gdzie nikt jej nie znał. Pani Nina, uruchamiając swe koneksje, załatwiła to mieszkanie jako darowiznę dla Mai, by nikt się na nie w przyszłości nie połakomił.
Od kiedy dziewczyna ukończyła dwadzieścia lat, opiekunka dawała jej czasem do zrozumienia, że teraz pora się już rozejrzeć za jakimś przyzwoitym narzeczonym. Gdy jednak Maja nie przejawiała w tej dziedzinie żadnej inicjatywy, sama zdecydowała wziąć sprawy w swoje ręce…
---
Pięćdziesiąte urodziny pani Nina postanowiła świętować w najlepszej restauracji w mieście. Tam też zamierzała poznać Maję z Wadimem, pracownikiem urzędu skarbowego. Od dawna znała tego młodego mężczyznę z doskonałymi perspektywami i uważała, że wspaniale nadaje się na kandydata do ręki jej ślicznej podopiecznej.
Gości zaproszono na obiad, który miał płynnie przejść w kolację. Maja wraz ze swą opiekunką przyjechały wcześniej, by dopilnować ustawienia stołów oraz rozłożenia dekoracji i przystawek. Około drugiej powoli zaczęli schodzić się goście, zajmując wyznaczone im miejsca. Zgromadziła się cała handlowa elita miasta. Maja siedziała po prawej stronie pani Niny na środku długiego, odświętnie udekorowanego stołu. Miała na sobie złocistobeżową wieczorową suknię z dekoltem. Mężczyźni zatrzymywali na niej wzrok o wiele dłużej, niż wymagała tego przyzwoitość. Kobiety zaś reagowały różnie: jedne uśmiechały się do niej, a inne starały się w ogóle nie patrzeć w jej kierunku. Oprócz Wadima byli już wszyscy, więc jubilatka zarządziła rozpoczęcie przyjęcia.
Urzędnik poważnej instytucji, dwudziestopięcioletni przystojniak Wadim, przybył nieco później. Ofiarował jubilatce ogromny kosz pąsowych róż i przy burzliwych oklaskach wręczył jej także niebanalny prezent – vou-cher na dwutygodniowy pobyt w Rzymie. Pani Nina serdecznie podziękowała młodemu przyjacielowi i szepnąwszy mu ukradkiem coś na ucho, posadziła go naprzeciw Mai.
Przyjęcie przebiegało w miłej, swobodnej atmosferze. Goście żartowali, śmiali się, wznosili toasty, życząc „winowajczyni” tej uroczystości zdrowia, szczęścia i długiego życia...
Wadim w milczeniu dyskretnie przyglądał się Mai. Promień słońca, przebiwszy się przez koronkową firankę, dotknął swym ciepłem jej policzków, rozbłysnął na złocistych włosach i rozświetlił kasztanowe oczy dziewczyny. Ta mimowolnie, nie podejrzewając knutej intrygi, spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się do niego. Wadim poczuł, jak żar owego spojrzenia wniknął wprost do jego serca. Zabrakło mu powietrza. Odruchowo rozluźnił krawat, wstał i wyszedł na balkon, dziwiąc się, jak to możliwe, że ta niezwykła dziewczyna nie jest jeszcze w jego, jak to określał, kolekcji. Wprawdzie Nina Iwanowna mówiła mu niedawno, że chce poznać go ze swą podopieczną, ale nie wspomniała, że dziewczyna jest aż tak piękna i delikatna niczym złota róża. Ochłonąwszy nieco, wrócił na salę i usiadł na swoim miejscu. Pani Nina, zauważywszy jego zakłopotanie, rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie, a potem zasugerowała, by poprosił ją do tańca.
– Podoba ci się moja Majeczka? – uśmiechnęła się, kładąc rękę na ramieniu chłopaka.
– Nigdy nie widziałem piękniejszej dziewczyny. Gdzie ją pani dotąd chowała?
– Może być twoja, Wadik, jeśli się z nią ożenisz. Najwyższy czas, byś założył rodzinę, ale ty ciągle uganiasz się za spódniczkami. Widzisz, nikt jej nie prosi do tańca. Zabroniłam. Tylko tobie wolno z nią tańczyć.
– Jest taka poważna. Może odmówić? – spytał Wadim.
– Zrobi wszystko, co jej powiem. Tylko ty masz się jej podobać. Maja to mądra i rozsądna dziewczyna. Wiele już w życiu przeszła. Niech cię Bóg broni, jeśli ją skrzywdzisz. Jest dla mnie jak córka. Nie ma nikogo oprócz mnie. Zatańcz z nią, porozmawiajcie, ale na nic więcej sobie nie pozwalaj. Jeśli zechce, możesz odprowadzić ją do domu, lecz tylko do drzwi. Ach, pora ci się wreszcie ożenić, Wadik, najwyższy czas.
– Niech pani mnie jej przedstawi – poprosił Wadim.
Nigdy, przez całe dwadzieścia lat, Maja nie czuła się tak szczęśliwa i radosna. Pierwsza miłość wyzwoliła w niej najlepsze cechy charakteru. Wadim był jak książę z bajki, którą w dzieciństwie czytała jej mama. Zjawiał się u niej co wieczór. Jeździli wtedy po mieście, jadali kolacje w drogich restauracjach, chodzili na koncerty i spacerowali po ulicach skąpanych w świetle latarni. Przynosił Mai kwiaty i kosztowne upominki, aż w końcu zawładnął jej sercem. Ta miłość, wzbudzająca jednocześnie łagodność i namiętność, przyprawiała o drżenie również serce Wadima. Wszystko w tej młodej kobiecie go zachwycało: przepiękne, złociste włosy, duże, kasztanowe oczy, cera o barwie miodu, a także łagodny charakter, delikatny głos i czarujący uśmiech, który doprowadzał go czasem do szaleństwa.
Obojga zakochanych łączyło niezłomne pragnienie, by już nigdy się nie rozstawać i złączyć swe losy na zawsze. Po powrocie pani Niny z Rzymu Wadim natychmiast do niej zadzwonił i zapytał, czy mógłby odwiedzić ją wraz z Mają.
– Zapraszam. Czekam na was – ucieszyła się taktowna swatka.
---
Tego wieczoru Wadim oficjalnie oświadczył się swej wybrance w obecności jej opiekunki. Ofiarował ukochanej piękny, drogi pierścionek. Postanowiono, że za dwa miesiące odbędzie się ślub i wesele w tej samej restauracji, gdzie się poznali.
– Niech was Bóg błogosławi, drogie dzieci – mówiła wzruszona pani Nina. – Może jeszcze na stare lata doczekam się wnuków. Całe życie jestem sama. Nie dał mi Pan Bóg dzieci ani dobrego męża. Zawsze grzałam się przy cudzych ogniskach. Teraz, patrząc na was, cieszę się waszym szczęściem. Jeżeli chodzi o ślub, sama załatwię z księdzem co trzeba. Z kierownictwem restauracji też. Wyprawimy wam wesele, jakiego jeszcze świat nie widział. Będziesz, Majeczko, najpiękniejszą panną młodą, jaka kiedykolwiek stanęła na ślubnym kobiercu.
Maja objęła swoją dobrodziejkę. Serce dziewczyny przepełniała wdzięczność do tej dobrej, samotnej kobiety, która przez tyle lat się o nią troszczyła. Ze łzami radości i szczęścia uklękła przed nią.
– Bardzo panią kocham. Jestem wdzięczna za wszystko, co pani dla mnie zrobiła... Za całą pani troskę i dobroć, a zwłaszcza za Wadika... Przez te wszystkie lata była pani dla mnie niczym matka, czuła i kochająca. Nigdy mnie pani nie skarciła, nawet kiedy na to zasługiwałam. Pani nauki i dobre rady przydadzą mi się w życiu. Zawsze będzie pani najdroższym gościem w naszym domu, a jeśli Bóg istnieje, to z pewnością nagrodzi panią za to wszystko. I jeszcze jedno... czy mogłabym zwracać się do pani: mamo Nino? Już od dawna nazywam tak panią w swoim sercu.
Nina Iwanowna podniosła Majkę z kolan i posadziła obok siebie na tapczanie, mocno ją przy tym obejmując i przytulając do siebie.
– Ja też od dawna cię kocham matczyną miłością, córeczko. Bez ciebie moje życie byłoby puste.
Wadim z radosnym uśmiechem przenosił wzrok z jednej kobiety na drugą. Obie stały się jego przeznaczeniem. Były częścią jego życia. Od dnia, w którym poznał Maję, inne kobiety przestały dla niego istnieć. Zmienił numery telefonów, a także wyrzucił z mieszkania i samochodu wszystko, co przypominałoby mu poprzedni styl życia. Teraz liczyła się tylko miłość do tej cudownej dziewczyny.
---
Choć ich życiem zawładnęła przedweselna krzątanina, choć wciąż pojawiały się nowe sprawy do załatwienia, te dwa miesiące były dla młodych zakochanych całą wiecznością. Czasu było coraz mniej, lecz mimo to każdy dzień wydawał się dłuższy od poprzedniego. Suknię ślubną, buty i rękawiczki dla panny młodej mama Nina sprowadziła z samego Paryża. Zaproszono najlepszych śpiewaków i muzyków, a rolę wodzireja weselnej uczty miał pełnić znany aktor i parodysta. Zarówno gości, jak i występujących poproszono, by ubrali się z tej okazji na biało. Przygotowano też specjalny program z udziałem gwiazd estrady. Nina rzeczywiście organizowała takie wesele, że mówiło o nim całe miasto. I wreszcie nadszedł ten dzień.
---
Pan młody, ubrany w biały frak, w towarzystwie przyjaciół przyjechał po narzeczoną paradną karetą, zaprzężoną w trójkę białych koni. Kiedy zobaczył Maję w prześlicznej sukni ślubnej, zaparło mu dech w piersiach. Nie mógł uwierzyć, że ta niezwykła dziewczyna będzie odtąd należeć do niego, będzie jego żoną...
Po weselu nowożeńcy pojechali w poślubny rejs po Morzu Śródziemnym...
Rozdział 3
Maja była tak szczęśliwa, jak tylko szczęśliwa może być młoda kobieta po wyjściu za mąż z wielkiej miłości. Nowożeńcy uwili sobie gniazdko w trzypokojowym mieszkaniu Mai. Ona, ulegając namowom męża, zostawiła pracę towaroznawcy w dziale spożywczym centrum handlowego kierowanego przez Ninę, która w przyszłości widziała ją na swoim miejscu. On tymczasem zawsze po pracy spieszył do swej ukochanej żony. Razem spędzali popołudnia, weekendy i każdą wolną chwilę. Ich wzajemna miłość z każdym dniem rosła i umacniała się. Serca napełniały się radością, jaką dawała im wzajemna bliskość. W soboty zapraszali do siebie mamę Ninę i rodziców Wadima. Czasem sami do nich jeździli. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie jedno: minęły już dwa lata od ślubu, a Maja ciągle nie zachodziła w ciążę. Coraz częściej dręczyło ją sumienie, że kiedyś zabiła już własne dziecko. Może powinna była jeszcze przed ślubem wyznać to Wadimowi? Dokonując aborcji w wieku siedemnastu lat, skazała się prawdopodobnie na bezdzietność. Nie mogła się z tym pogodzić i potajemnie, kiedy mąż był w pracy, biegała od lekarza do lekarza, nie tracąc nadziei na macierzyństwo.
Czas jednak mijał i z każdym dniem było jej trudniej wyjawić ukochanemu tragedię z przeszłości. Wstydziła się i bała, bo wyobrażała sobie, jak może zareagować, gdy dowie się o wszystkim. Wadim patrzył na nią przecież z takim uwielbieniem. Pod tym spojrzeniem jej serce topniało i znikały wszelkie troski. Darzyła go tak mocnym uczuciem, że w każdej chwili gotowa była oddać za niego swe młode życie.
Zamążpójście dodało jej twarzy i figurze jeszcze większego powabu. Wadimowi podobało się, kiedy ubierała sukienki z dekoltem odsłaniającym szyję i ramiona o lekko złocistym odcieniu. Lubił chwalić się żoną przed znajomymi i przyjaciółmi. Cieszył się, widząc, jak mu zazdroszczą. Kochał Maję za jej nieśmiałość i skromność w kontaktach z ludźmi oraz za to bezwarunkowe zaufanie, jakim go darzyła. Ona zaś uważała to za naturalne przymioty prawdziwej i głębokiej miłości. Nie przestawała się jednak dziwić, jak jej, sierotce z bidula, mógł się trafić tak wspaniały mąż. Czasem, nawet nie wiedząc nic o Bogu, w głębi duszy dziękowała Mu za niego.
---
Nieszczęście przyszło znienacka. Któregoś dnia Maja, będąc w domu, odebrała telefon z centrum handlowego. Dzwoniła księgowa z wiadomością, że panią Ninę zabrało pogotowie.
– Co się stało? – spytała przerażona.
– Tego nikt dokładnie nie wie. Nina Iwanowna od kilku dni strasznie sprzeczała się z kimś przez telefon, a dziś rano chyba z dwie godziny kłóciła się ze swoim zastępcą. Krzyczała tak głośno, że było ją słychać na sali sprzedażowej. Nikt nie mógł jej uspokoić. Przypuszczamy, że podejrzewała tego zastępcę o jakieś machinacje. Bardzo się denerwowała. On też na nią wrzeszczał, a nawet jej groził. Wszyscy w księgowości to słyszeli. Nagle ona krzyknęła, a potem… zrobiło się cicho. Kiedy otwarliśmy drzwi do jej gabinetu, zobaczyliśmy, że leży na podłodze. Była nieprzytomna. Wezwaliśmy pogotowie.
– Wie pani, w jakim jest szpitalu?
– Tak, w centralnym.
Maja wezwała taksówkę i zadzwoniła do męża. Ten zaraz podniósł słuchawkę.
– Halo, to ty, słoneczko?
– Wadik, nieszczęście. Mama Nina jest w szpitalu. Jakiś atak, nie wiem dokładnie. Przed chwilą dzwonili ze sklepu. Wezwałam już taksówkę i jadę do niej. Ty też przyjedź jak najprędzej – mówiła łamiącym się głosem.
---
Nie wpuszczono ich do chorej. Cały zespół lekarzy walczył o jej życie. Dopiero na trzeci dzień pani Nina otwarła oczy. Lewą stronę twarzy miała lekko skrzywioną, ale patrzyła jasnym, przytomnym wzrokiem.
Maja przez cały czas nie odchodziła od jej łóżka, nieustannie powtarzając:
– Boże, jeśli istniejesz, nie pozwól jej umrzeć. Błagam Cię...
Wadim nie zostawał z Mają na noc w szpitalu. Codziennie jednak przynosił jedzenie, soki i owoce. Zawoził ją też do domu, by mogła się przebrać i odświeżyć.
Dwa tygodnie później Ninę, na jej usilną prośbę, wypisano ze szpitala. Była jednak bardzo słaba i z niczym sobie nie radziła. Maja czuła, że nie może jej teraz opuścić. Chciała być z nią w dzień i w nocy. Wadim jednak protestował:
– Lepiej wynajmijmy pielęgniarkę, słoneczko.
– Nie, kochanie, ona jest dla mnie jak matka. To ja powinnam się nią zająć i pomagać jej. Może byśmy na jakiś czas przeprowadzili się do niej – prosiła ze łzami w oczach.
– Wątpię, bym czuł się tam komfortowo. Ona potrzebuje zupełnej ciszy, a ja nie mogę obejść się bez komputera czy telewizora. Za tydzień są mistrzostwa świata w piłce nożnej... No dobrze, spróbujmy – zgodził się w końcu, choć z wyraźną nutą niezadowolenia w głosie.
---
Mijały dni wypełnione troską o chorą. Majka nie odstępowała jej na krok. Dniem i nocą. Wadim musiał po pracy robić zakupy i chodzić do apteki. Ich miłość przechodziła trudny okres. Choć mężczyzna nadal bezgranicznie kochał swą żonę, czuł się trochę jednak urażony, że nie zajmuje już pierwszego miejsca w jej życiu.
– To nie tak, Wadik – zapewniała go Maja. – Jesteś dla mnie najdroższym i najukochańszym człowiekiem na świecie, ale teraz jestem po prostu potrzebna mamie Ninie. Może lepiej byłoby zabrać ją do siebie? Nasze mieszkanie jest większe, masz tam swój komputer i telewizor, a ja stale będę przy tobie.
– Lepiej nie. Zapach lekarstw działa mi na nerwy. A poza tym, jak to sobie wyobrażasz, że ja będę oglądał mecze, kiedy ona wymaga całkowitego spokoju? We własnym domu chcę się czuć swobodnie – odparł Wadim.
– Ale to przecież także jej dom – zauważyła Maja.
Nie poznawała swojego ukochanego męża. Czyż przez te trzy lata małżeństwa nie był najlepszym i najtroskliwszym mężczyzną w jej życiu, czyż nie obiecał jej w dniu ślubu dzielić z nią wszystkie radości i smutki? A jeśli coś podobnego przytrafiłoby się jego matce czy ojcu? Jaka byłaby jego reakcja? Może po prostu jest mu przykro, że nie jest z nim zawsze, kiedy tego pragnie, że większość czasu spędza z mamą Niną? – starała się usprawiedliwiać Wadima.
---
Po miesiącu Nina zaczęła powoli wstawać i, opierając się na lasce, poruszać po mieszkaniu. Dłoń lewej ręki pozostawała nadal bezwładna, a na twarzy dało się jeszcze zauważyć ślady po udarze. Kobieta widziała, z jaką miłością i oddaniem Maja się nią opiekuje, nie odstępując jej nawet w nocy. Dostrzegała też niezadowolenie Wadima, nazywając go w duchu „niewdzięcznym draniem”. Z Mają czuła się bezpiecznie i nie chciała, by zajmowali się nią jacyś obcy ludzie. Mając tylko jedną rękę sprawną, nie mogła prawie nic robić samodzielnie. Mimo to często powtarzała Mai:
– Moje dziecko, powinnaś więcej czasu poświęcać mężowi. Możesz nocować w domu, a przyjeżdżać tu rano. Muszę powoli przyzwyczajać się do spania samemu.
Majka zauważyła jednak strach w jej oczach, kiedy to mówiła, i nie przystawała na tę propozycję. Ale któregoś dnia, kiedy pojechała z Wadimem do ich mieszkania po niezbędne rzeczy, ten namówił ją, by została na noc. O szóstej rano z niepokojem w sercu, czując się winna, pojechała do Niny. Zastała ją siedzącą w fotelu.
– Nie miałam siły wstać, by podnieść laskę. Upadła zbyt daleko ode mnie – żaliła się chora.
– Wybacz, mamusiu, już nigdy więcej cię nie zostawię – zapewniała Maja.
---
Wadim zwykle przyjeżdżał na obiad, a wieczorami, po pracy, przywoził zakupy. Potem jadł z nimi kolację i koło jedenastej wracał do domu. Dla Mai nadal był czuły i miły, ale już nie tak jak dawniej. Zauważała to coraz wyraźniej.
Kiedyś nie przyjechał na obiad. Potem zadzwonił i głosem niebudzącym wątpliwości oznajmił:
– Majeczko, słoneczko moje, dziś jestem bardzo zajęty. Nie czekaj na mnie. Mamy szkolenie. Tak jak w ubiegłym roku, pamiętasz? Powinienem wrócić jutro przed siódmą wieczorem. Pozdrów mamę Ninę. Nie siedź zbyt długo. Połóż się wcześniej, musisz więcej wypoczywać, kochanie. No, to na razie, całuję i już tęsknię.
Maja, uśmiechnąwszy się, wróciła do swych zajęć.
– Miło widzieć uśmiech na twojej buzi, dziecinko. Co ci powiedział? – spytała Nina.
Dziewczyna powiedziała jej o wyjeździe Wadima.
---
Koło ósmej wieczorem Nina zapragnęła obejrzeć Przeminęło z wiatrem z jej ulubioną Vivien Leigh. Poprosiła więc swą przybraną córkę, by poszła do wypożyczalni video na sąsiedniej ulicy.
– Nie ma takiej potrzeby. Mamy ten film u siebie. Wezmę taksówkę i zaraz będę z powrotem – obiecała Maja, ubierając pospiesznie płaszcz.
Podjeżdżając do bramy domu, zauważyła, że w oknach sypialni pali się słabe światło nocnej lampki. Zdziwiło ją roztargnienie męża. Poprosiła taksówkarza, by chwilę zaczekał. Szybko wbiegła na pierwsze piętro, wyjęła z torebki klucz i otwarła drzwi. Z sypialni dobiegał śmiech i piosenka Ałły Pugaczowej Trzymaj mnie, słomko, trzymaj. W pierwszej chwili pomyślała, że Wadim dał komuś ze znajomych klucze od ich mieszkania. Lecz to, co zobaczyła, było jak cios w samo serce. Nagi Wadim przy dźwiękach popularnej piosenki baraszkował w ich pościeli z równie nagą blondynką. Ból i obrzydzenie odebrały Mai mowę. Miała wrażenie, że zaraz pęknie jej serce i padnie martwa na progu swej sypialni. Choć nie była w stanie wydać z siebie żadnego głosu, to cała była krzykiem. Zapaliła górne światło, które tylko spotęgowało jej mękę. Śmiech momentalnie umilkł. Wadim patrzył zaskoczony na żonę.
– Wadik, kto to? – spytała blondynka, naciągając na siebie jedwabne prześcieradło, ślubny prezent mamy Niny. – Czego ona tu chce?
– Spadaj! – warknął jej w odpowiedzi Wadim i wyłączył magnetofon.
Maja patrzyła w milczeniu, jak mąż i jego nocna przyjaciółka wciągają na siebie bieliznę. Czuła tak mocne wzburzenie i piekący ból, jakby miała w sobie rozżarzone węgle. Blondynka wyszła, trzaskając drzwiami.
– Maja, słoneczko, wybacz. Zaraz wszystko ci wyjaśnię – Wadim próbował załagodzić sytuację.
– Ty już lepiej nic nie mów – rzuciła, nie patrząc nawet na męża.
Wzięła do ręki pęk jego kluczy i odłączyła ten od swojego mieszkania. Potem, starając się ze wszystkich sił nie okazywać bólu rozdzierającego jej serce, wyjęła z nocnej szafki kasetę z filmem dla Niny. Już w progu rzuciła:
– Zabieraj swoje rzeczy i nie waż się nigdy więcej przekroczyć progu tego domu. Sama złożę wniosek o rozwód.
Pobiegł za nią, próbując się usprawiedliwiać, lecz ciężkie metalowe drzwi zatrzasnęły się przed jego nosem, rozdzielając na zawsze z tą, która pokochała go nad życie...
---
Taksówka wciąż jeszcze stała przed bramą. Kierowca, spojrzawszy na dziewczynę, spytał życzliwie:
– Wszystko w porządku? Może mógłbym w czymś pomóc?
– Nic się nie stało, właśnie umarł mój mąż – odparła Maja. W tym momencie uświadomiła sobie, że gdyby on naprawdę umarł, pewnie nie przeżywałaby jego śmierci tak boleśnie, jak tę podłą zdradę.
---
Miasto za oknami samochodu tętniło swym nocnym życiem. Jadąc główną aleją, zobaczyła niewielką grupę kobiet wymachujących rękami, by zwrócić na siebie uwagę. Ich strój i zachowanie jednoznacznie wskazywały na uprawiane rzemiosło, którym zarabiały na życie. W tej chwili nawet im zazdrościła. Wprawdzie mało wiedziała o profesji prostytutek, ale teraz uważała je wręcz za szczęściary. Nie przywiązują się uczuciowo do tych, z którymi spędzają czas, a na dodatek otrzymują za to pieniądze. Przypomniał jej się ojczym i administrator z domu dziecka. Znów zalała ją fala nienawiści do mężczyzn.
Zapłaciła taksówkarzowi i weszła do bramy. Pragnęła tylko jednego: niech ten przeszywający jej serce ból choć trochę zelżeje. Nie była jeszcze pewna, czy zdoła te wstrząsające wspomnienia wepchnąć w najdalszy kąt swej pamięci i zatrzasnąć za nimi drzwi.
Mama Nina siedziała w swoim fotelu i czekała na Maję. Nękały ją złe przeczucia co do Wadima. Kiedy zadzwonił przed południem, nie miała złudzeń, że kłamie.
Już dawno ją rozczarował, lecz widząc, jak bardzo Maja go kocha, zachowała swe domysły dla siebie. Usłyszawszy odgłos klucza w zamku, odetchnęła z ulgą.
– Wybacz, mamusiu, że tak długo to trwało. Zaraz obejrzymy sobie film.
Maja starała się zachować spokój, by nie zdradzić się ze swoim cierpieniem i nie denerwować chorej. Nina jednak natychmiast dostrzegła, że stało się coś niedobrego. Jeszcze nigdy nie widziała swej ulubienicy tak bladej, z oczami pełnymi bólu, smutku i gniewu jednocześnie. Domyślała się, co mogło się zdarzyć, ale nie chciała wdzierać się brutalnie do duszy dziewczyny.
---
Co wieczór Wadim próbował porozmawiać z Mają, lecz ona nie chciała go widzieć. Nie otwierała mu drzwi, nie odpowiadała na jego telefony, bez czytania darła liściki wrzucane do skrzynki pocztowej. Zakupy przynoszono im z centrum handlowego, którym nadal kierowała Nina. Była jak dawniej wymagająca wobec pracowników. Jej lewa ręka wciąż pozostawała bezwładna, a bez laski nie poruszała się nawet po mieszkaniu. W tej sytuacji zaczęła przygotowywać Maję na swoje miejsce, nie przypuszczając jednak, że jej zastępca dawno już je zajął...
---
Maja długo nie mogła się przemóc, by wrócić do swojego mieszkania. Kiedy znów stanęła w jego progu, scena zdrady Wadima ożyła w jej pamięci, raniąc dotkliwie. Nie zabrał jeszcze swych rzeczy i bałagan w sypialni, pozostawiony tamtego wieczoru, wzbudził nowe cierpienie. Miała wrażenie, jakby Wadim wyrwał jej serce i podeptał je swymi brudnymi nogami. Wydawało jej się, że wszędzie tutaj, w każdym kącie tego przytulnego mieszkanka, poniewierają się odpryski jej rozbitego życia, że cała jej kobieca godność została zdeptana i zhańbiona. Łzy strumieniem płynęły jej z oczu, ani trochę nie uśmierzając bólu. Ileż to razy płakała w ostatnim miesiącu! W ciągu dnia starała się jakoś trzymać przed mamą Niną, lecz co rano musiała zmieniać poszewkę na poduszce przesiąkniętej jej gorzkimi łzami i suszyć ją na balkonie...
Teraz młoda kobieta włożyła gumowe rękawice, ściągnęła jedwabną, zagraniczną pościel z szerokiego, małżeńskiego łoża, wrzuciła w nią butelki, kieliszki i pudełko jej ulubionych czekoladek, które Wadim otworzył dla swego nocnego gościa, oraz walające się po podłodze ręczniki. Cały ten tobół mocno zawiązała i postawiła przy drzwiach. Wzięła też wielką walizkę Wadima, wepchnęła do niej jego ubrania, buty i różne drogie mu rzeczy. Wszystko to wyniosła na podest klatki schodowej. Pozostało jej tylko to najtrudniejsze: zadzwonić do teściowej. Z głębokim westchnieniem wystukała znajomy numer.
– Dzień dobry. Rzeczy pani syna stoją na schodach koło mojego mieszkania. Trzeba je szybko stamtąd zabrać, zanim ktoś się na nie połakomi. Wszystkiego dobrego.
I szybko odłożyła słuchawkę. Nie zamierzała wysłuchiwać teściowej usprawiedliwiającej swego syna. Chwilę później zadzwonił telefon. Matka Wadima chciała widocznie kontynuować rozmowę, lecz Maja odrzuciła połączenie. Wezwała taksówkę, ubrała się i wyszła na ulicę.
---
Mama Nina czekała na nią jak zawsze w swym fotelu. Dopiero kilka tygodni później Maja opowiedziała jej o upokarzającym wydarzeniu, oznajmiając, że pragnie rozwieść się z mężem. Wadim wiele razy dzwonił do Niny i prosił, by wyperswadowała Mai ten pomysł. Ta najczęściej milczała, również czując się mocno urażona i obawiając się, by czegoś niepotrzebnie nie powiedzieć.
– Moja Maja jest mądrą i rozsądną dziewczyną, więc sama wie najlepiej, jak postąpić – mówiła jednak czasem Wadimowi i odkładała słuchawkę...
---
Nina, usłyszawszy, że otwierają się drzwi wejściowe, odetchnęła z ulgą. Nie wyobrażała sobie dalszego życia bez Mai i w głębi duszy cieszyła się nieco egoistycznie, że jej pupilka nie jest już rozdarta między nią a mężem. Maja ucałowała ją na powitanie i poszła do kuchni.
Podczas obiadu mama Nina zauważyła, że dziewczyna znów ma zaczerwienione oczy. Z ciężkim westchnieniem dotknęła jej dłoni i z troską w głosie spytała:
– Jak się czujesz, Majeczko? Jest ci już trochę lżej?
Po policzkach Mai potoczyły się łzy.
– Nawet największy smutek można w końcu wypłakać – pocieszała ją Nina. – Pamiętaj, czas leczy rany. Czas, kochanie, to wielki uzdrowiciel. Mówią też, że miłość wszystko zwycięża.
– Ja już tak nie myślę...
Maja zapatrzyła się gdzieś w dal. Jej blada twarz wyrażała bezdenny smutek. Potem powiedziała cicho:
– Dziwne, że jeszcze nie umarłam.
– Co ty mówisz, dziecinko. Jesteś przecież młoda i całe życie przed tobą. Trzeba myśleć o przyszłości, Majeczko – łagodnie uspokajała ją Nina.
Obawiała się, że Maja znów się rozpłacze, lecz dziewczyna, stojąc przy oknie, powoli odzyskiwała panowanie nad sobą. Ciszę przerwał ostry dzwonek komórki Mai. To Wadim. Dziewczyna nawet nie dotknęła telefonu i znów bez słowa usiadła przy stole. Obiad kończyły w milczeniu przerywanym od czasu do czasu westchnieniami Niny. Kilka minut później rozległ się dzwonek przy drzwiach.
– To znowu on – zdenerwowała się Maja. Na jej twarzy malowała się rozpacz i odraza. – Nie chcę go widzieć. Nie otworzę mu.
– Otwórz, kochanie – poprosiła łagodnie Nina. – Mam mu coś do powiedzenia. Ty możesz pójść do drugiego pokoju.
Maja przekręciła zamek i nie chcąc, by Wadim ją zobaczył, natychmiast się oddaliła. Jej serce uderzało tak mocno, jakby to ona sama się z nim biła. Chłopak wszedł do pokoju, przywitał się z gospodynią i postawił przed nią ogromny kosz kwiatów.
– Co słychać, kochana pani Nino? Jak zdrówko? Dawno się nie widzieliśmy – i nie czekając na odpowiedź, dodał – dobrze pani wygląda... A gdzie Maja?
Nina, milcząc, patrzyła mu prosto w oczy. W jej spojrzeniu było tyle pogardy, że Wadim nagle się speszył. Szybko jednak się opanował i usiadłszy przy stole, objął głowę rękami.
– Niech mi pani pomoże odzyskać Maję, błagam. Jesteśmy małżeństwem od trzech lat. Ja ją kocham! Ona zawsze postępowała tak, jak jej pani radziła. Pani jest przecież mądrą kobietą i rozumie, jak to w życiu bywa. Nie chciała nocować w domu, a ja cały czas byłem sam... Chciałem się tylko trochę odprężyć...
– Zamknij swą kłamliwą gębę, niewdzięczna gadzino. Teraz możesz się już odprężać do woli. Moja Maja to szczere złoto, a ty jesteś podłym śmieciem – ze złością przerwała mu Nina. – Zawiodłam się na tobie. Myślałam, że mam do czynienia z porządnym człowiekiem. Po co przyprowadziłeś do domu tamtą babę? Dlaczego czystą miłość Mai zmieszałeś z błotem? Przyzwoity mężczyzna cieszyłby się i dziękował Bogu za taką żonę. No bo kto siedziałby przy na wpół sparaliżowanej kobiecie, pielęgnując ją w dzień i w nocy? Czyż nie świadczy to o zaletach jej duszy? Teraz rzadko się spotyka tak szlachetnych ludzi. Miała traumatyczne dzieciństwo, a wczesną młodość spędziła w domu dziecka. Wiele tam przeszła, wiele wycierpiała. A teraz nowy cios...
I Nina się rozpłakała. Wadim nerwowo rozluźnił krawat, wstał i podszedł do okna.
– Chcę z nią porozmawiać. Wiem, że jest w domu. Zamknęła się w sypialni. Przecież to ona otwarła mi drzwi. Pani nie mogłaby tak szybko do nich podejść. Proszę na nią wpłynąć, będę pani dozgonnie wdzięczny. Niech sobie pani przypomni, czego razem dokonaliśmy, ile razy pomagałem pani wybrnąć z kłopotliwych sytuacji...
– Dostawałeś za to pieniądze, Wadimie, i to niemałe. Maja była dla ciebie darem losu. Nie chce z tobą rozmawiać, przynajmniej na razie. Ona już w ciebie nie wierzy. Niedługo otrzymacie rozwód, nawet jeśli nie stawisz się w sądzie. Twoje koneksje w niczym ci nie pomogą. Nie mam zamiaru brać na siebie odpowiedzialności za jej przyszłość i namawiać ją, by ci wybaczyła. Ona nienawidzi fałszu, tak jak nienawidzi ludzi, którzy wyrządzili jej zło. Nie wiem, ile powinieneś zebrać punktów, by zechciała cię choćby tylko wysłuchać, i ile czasu potrzeba, by jej cierpienie zelżało. Jak miałaby żyć z tobą po tym, co zobaczyła w swym łóżku? Miałeś wszystko, o czym tylko może zamarzyć normalny facet, ale ty, głupcze, to zniszczyłeś. Widocznie okazywanie wdzięczności nie zalicza się do twoich zalet. Wiesz, Wadim, jest rzeczą niemożliwą utracić prawdziwą miłość, jeśli ma się ją w sercu. Można ją jednak porzucić albo zdradzić... Nie będę ci pomagać. Wyjdź i zabierz z sobą te kwiaty. Maja i tak zaraz je wyrzuci.
Wadim słowem się już nie odezwał. Wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Wówczas Maja opuściła swoją kryjówkę. Wsłuchiwała się w odgłos kroków męża na schodach i myślała o swym nieszczęsnym losie.
---
Dwa tygodnie później, po trzeciej rozprawie rozwodowej, ich małżeństwo przestało istnieć. Z sali sądowej Maja wyszła pierwsza, aby nie być zmuszoną do rozmowy z byłym już mężem. Nie chciała pokazywać mu swych gorzkich łez. Wsiadła do taksówki, zanim Wadim zdążył ją zatrzymać.
---
Minęło siedem miesięcy od pamiętnego wieczoru, kiedy jej życie legło w gruzach. Nie było jednak ani jednego dnia czy nocy, by nie płakała, wiedząc przecież, że łzy nic tu nie pomogą. Ból tkwił w niej tak głęboko, że żadne łzy nie były w stanie go zmyć. Ile jeszcze cierpienia sprawi jej ten człowiek? Pewna znajoma, która przed trzema laty rozwiodła się z mężem, mówiła, że rany duszy nigdy się nie goją.
Maja wynajęła swoje mieszkanie i przeniosła się do Niny, która już nie opuszczała łóżka. Dziewczyna nigdzie nie pracowała i całe dnie spędzała z chorą, poświęcając jej bez reszty czas i swe młode życie. Zakupy nadal przywożono im z centrum handlowego. Codziennie przychodziła też pielęgniarka i masażysta. Nina, czując zbliżający się koniec, przepisała przybranej córce swoje mieszkanie i oszczędności. Mimo znakomitej opieki i drogich leków życie kobiety powoli gasło.
---
Mama Nina zmarła późną jesienią po prawie dwuletniej chorobie. Zarząd przedsiębiorstw handlowych miasta zorganizował jej wspaniały pogrzeb, w czasie którego padło wiele wzniosłych, choć nikomu niepotrzebnych już słów. Maja, chowając swą drugą matkę, uświadamiała sobie, że teraz została już zupełnie sama na świecie.
Rozdział 4
Cały tydzień po pogrzebie mamy Niny Maja przesiedziała samotnie w domu. Nie czuła najmniejszej potrzeby wychodzenia ani spotykania się z kimkolwiek. Codziennie wydzwaniał Wadim, ale nie odbierała jego telefonów. Przychodził też osobiście. Często i długo dzwonił do drzwi. Dziewczyna nie chciała jednak nikogo widzieć, zwłaszcza jego. Niedawne uczucie gorącej miłości do męża powoli zmieniało się w bezgraniczną nienawiść. Pragnęła się na nim zemścić, zadać mu ból, aby męczył się tak jak ona. W jej umyśle, zwłaszcza nocą, rodziły się różne warianty tej zemsty. Wprawdzie nie zawsze podobały jej się myśli wkradające się do głowy niczym nieproszeni goście, lecz czasem, ku swojemu zdziwieniu, godziła się z nimi.
Takie samotne życie szybko zaprosiło do siebie bezsenność, która podstępnie odciskała swe piętno na pięknej, choć smutnej twarzy dziewczyny. Tabletki nasenne, pozostałe jeszcze po Ninie, niezbyt pomagały. Trzeba byłoby chyba niezliczonej ilości tych środków, by zagłuszyć chór głosów rozsadzających jej głowę.
Trwało to jeszcze dobrych kilka dni. Potem nagle Maja zapragnęła wyjść z domu, pooddychać świeżym powietrzem, kupić chleb, owoce. Czesząc się przed lustrem, przyjrzała się swemu odbiciu. Patrzyła na nią obca, trochę podobna do niej kobieta z wymizerowaną twarzą i podkrążonymi oczami. Czyżby to ona sama? Pewnie mama Nina bardzo by się zmartwiła, widząc ją w tym stanie. Gorący prysznic i filiżanka mocnej kawy zrobiły swoje. Na jakiś czas oddaliły smutek i dojmujące uczucie samotności. Zadzwoniła do znajomego fryzjera, a po godzinie już siedziała w fotelu modnego i drogiego salonu, powierzając się zręcznym rękom mistrza.
Robiąc manikiur, Maja poczuła na sobie czyjś wzrok. Przy sąsiednim stoliku siedziała elegancka, zadbana kobieta koło czterdziestki i przyglądała się jej bacznie, z nieskrywanym zachwytem. Kiedy Maja na nią spojrzała, ta uśmiechnęła się do niej życzliwie. Z salonu wyszły jednocześnie. Już na pierwszy rzut oka widać było, że modny strój nieznajomej musiał kosztować majątek. W jej uszach lśniły brylanty.
– Poznajmy się – zwróciła się do Mai. – Mam na imię Ludmiła. Bardzo mi się pani spodobała. Nigdy wcześniej tu pani nie widziałam. Jest pani tutejsza?
Miała w sobie jakiś dziwny czar. Jej łagodne spojrzenie do głębi przenikało umęczoną duszę Mai. Dziewczyna czuła, że poddaje się urokowi nieznajomej i przedstawiła się jej z równie miłym uśmiechem.
– Jakie piękne i rzadkie imię. Niczym świeże tchnienie wiosny – rozpromieniła się Ludmiła. – W oczach jednak widzę smutek i samotność. Zgadłam?
Maja skinęła głową. Pomyślała, że kobieta z pewnością jest psychologiem.
– Ja również przechodziłam to samo w swym życiu. I to nie raz. Mówmy sobie po imieniu – ciągnęła dalej Ludmiła. – Jeśli masz czas, możemy pojechać na obiad do jakiejś dobrej restauracji. Poznamy się bliżej.
Podeszła do zaparkowanego obok salonu porsche. Maja, jak w hipnozie, usiadła obok niej na siedzeniu pasażera.
Ludmiła opowiadała, ile wycierpiała od swych trzech eksmężów. Z ostatnim rozstała się przed siedmioma laty i już za nic w świecie nie wyszłaby za mąż. Ma dorosłego syna z pierwszego małżeństwa, który studiuje teraz w Ameryce. Sama zaś posiada własny biznes przynoszący jej niezły dochód.
Maja zaczęła ją pytać, co to za firma, ale nie otrzymała jednoznacznej odpowiedzi. Była oczarowana tą miłą kobietą, która zwróciła na nią uwagę. Czekając na zamówiony obiad, opowiedziała Ludmile całe swe życie, od wczesnego dzieciństwa po dzień dzisiejszy.
Nowa znajoma słuchała uważnie, a chwilami w jej oczach pojawiały się nawet łzy. Komórka kobiety dzwoniła co pięć minut, lecz za którymś razem wyłączyła ją, by nic im nie przeszkadzało w rozmowie.
– Widzisz, dziecko, miłość rodzi tylko ból i przykre wspomnienia – rzekła, wyjmując z torebki papierosy. Zaciągnąwszy się głęboko, kontynuowała: – Od mężczyzn, Maju, kiedy z nas korzystają, trzeba brać jak najwięcej. Muszą płacić za przyjemności dostarczane im przez kobietę, zwłaszcza tak piękną jak ty. Zapamiętaj raz na zawsze: nie ma wiernych mężczyzn, wszyscy to kłamcy. Ideały spotkasz tylko w powieściach czy serialach. W realnym życiu ich nie ma. Już ja wiem najlepiej... Masz nieziemską urodę i powinnaś znać swą wartość. Mężczyznę należy traktować wyłącznie jak skórzany portfel. Jeśli o mnie chodzi, za żadne skarby nie wejdę już na pole minowe zwane miłością czy małżeństwem.
Maja słuchała jak zaczarowana, chłonąc każde słowo. Odniosła dziwne wrażenie, że Ludmiła ma we wszystkim rację. Czuła, jak ból powoli znika z jej serca, jak rozpływa się w nim gorycz pozostawiona przez fatalne małżeństwo. Cieszyła się, że ma teraz tak mądrą i doświadczoną znajomą, która być może zostanie nawet jej przyjaciółką.
---
Kontakty z tą kobietą zaczęły stopniowo zacierać w Mai jej życiowe zasady. Niemal codziennie jeździły na zakupy i jadały w modnych restauracjach. Wieczorem, po dwudziestej, Ludmiła jechała do pracy, o której Maja nie miała najmniejszego pojęcia. Ludmiła wszędzie miała znajomych, zwłaszcza wśród mężczyzn. Nienaganny wygląd był znakiem rozpoznawczym tej niemłodej już kobiety. Trudno było ją sobie wyobrazić bez idealnie ostrzyżonych i ułożonych włosów oraz starannego makijażu. Każdy problem potrafiła rozwiązać jednym telefonem. Była dumna z Mai, z jej urody i umiejętności zachowania się w towarzystwie. Potajemnie obmyślała, jak zrobić z tego użytek dla własnych celów.
Stopniowo, wywierając na młodą, niedoświadczoną kobietę swój fatalny wpływ, Ludmiła stawała się dla niej bożyszczem. Wpajała jej, że nie trzeba pracować, a pieniądze można zarabiać zupełnie inaczej, na przykład wykorzystując bogatych facetów. Powoli wprowadzała Maję w tajniki swego „biznesu”, opisując w jasnych barwach życie sprzedajnych kobiet. Przyznała w sekrecie, że pracują dla niej dwadzieścia trzy dziewczyny. Wszystkie mieszkają w ogromnym domu z ochroną, w dzień odpoczywają, a nocą spotykają się z mężczyznami pragnącymi miło spędzić czas.
Takie życie zadowala te dziewczyny. Mają tam świetne jedzenie, piękne ubrania, a nawet zapewnioną opiekę lekarską. W każdej chwili mogą zrezygnować z tego zajęcia i odejść. Muszą jednak ją o tym uprzedzić dwa miesiące wcześniej. Regularnie, co tydzień, otrzymują swoje wynagrodzenie, a wiele z nich zgromadziło już pokaźną sumkę. Ochronę i bezpieczeństwo zapewnia Ludmile i jej firmie o wdzięcznej nazwie „Niezapominajka” lokalna mafia. To jej przywódca zorganizował cały ten biznes. Formalnie jest to pensjonat wypoczynkowy za miastem. Znajduje się tam niezła restauracja, sauna i duży basen. Stałymi bywalcami są najczęściej parlamentarzyści, ministrowie, biznesmeni czy wyżsi funkcjonariusze milicji – po prostu bogaci mężczyźni posiadający coś na kształt specjalnego abonamentu. Każda dziewczyna ma osobny pokój. Niektórzy klienci, których w „Niezapominajce” nigdy nie wymienia się z nazwiska, przyjeżdżają już od wielu lat wciąż do jednych i tych samych „panienek”...
– To moja tajna firma i nigdy nie wolno ci o niej nikomu wspominać. Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką, prawda? – Ludmiła mówiła to z czarującym uśmiechem. Doszła do wniosku, że na początek starczy już tego werbunku.
Maja słuchała w milczeniu. Była zdumiona szczerością przyjaciółki. Przypomniała jej się grupka ulicznych prostytutek, które widziała, jadąc taksówką, tamtego nieszczęsnego wieczoru. Tabun myśli przebiegał teraz przez jej głowę. Siedziała bez słowa, kiedy Ludmiła odwoziła ją do domu. Nie odezwała się też, wysiadając z samochodu. Odeszła bez pożegnania.
---
Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Znów zawładnęła nią potworna tęsknota zaciskająca się ciasną obręczą wokół głowy i ściskająca serce. Przed oczami stanął jej ojczym, a potem administrator Wasylicz ze swymi „lekcjami” udzielanymi jej w magazynie sierocińca... Czyżby teraz Ludmiła – jej jedyna przyjaciółka i powierniczka, która pomogła jej wyjść z samotności i przygnębienia – proponowała jej sprzedawanie się mężczyznom? A co z samą Ludmiłą? Jest chyba właścicielką tej „instytucji”. Czyżby ona też...? Nie, to niemożliwe! Maja zadzwoniła na komórkę przyjaciółki.
– Halo – usłyszała jej spokojny i przyjazny głos. – Co się stało, Majeczko?
– Luda, co ty sobie wyobrażasz? Złożyłaś mi propozycję zostania dwudziestą czwartą dziewczyną w twojej „Niezapominajce”? – pytała wzburzona Maja. – Jak mogłaś! Jesteś przecież moją przyjaciółką!
– Opanuj się, moja droga – sarknęła Ludmiła. – Jestem teraz zajęta. Mam dużo pracy. Zaczekaj, oddzwonię za dziesięć minut. Dobrze?
Te dziesięć minut wydały się Mai wiecznością. W końcu komórka zadzwoniła.
– O co chodzi, Majeczko? Tylko proszę cię, spokojnie. Dzwonię z biura. Mam pięć minut.
– Odpowiedz na moje pytanie!
– Jak mogłaś coś takiego o mnie pomyśleć? Nie mogłabym cię przecież zaliczyć do tamtego towarzystwa. Jesteś kimś wyjątkowym. „Niezapominajka” nie jest dla takich jak ty. Majka, zrozum jedno, ty ze swoją urodą nie będziesz długo sama. Jakiś facet w typie twojego byłego na pewno wkrótce się ciebie uczepi. Będziesz mu prała portki i gotowała barszcz, a on zacznie cię zdradzać i jeszcze będzie miał do ciebie pretensje. Tak zawsze było, jest i będzie. Ja tych wstrętnych chłopów po prostu nienawidzę – wyszeptała. – No, dobrze już, uspokój się. Porozmawiamy później. Teraz jestem zajęta. „Niezapominajka” pełna jest napalonych rozpustników. Kładź się spać, musisz przecież dbać o swą urodę. Ty nią góry poruszysz, a raczej my. Do jutra, kochanie.
Maja uspokoiła się trochę po kąpieli z olejkiem lawendowym. Tej nocy przyśniła jej się mama, cała w czerni. Zaplatała jej złociste włosy, jak w dzieciństwie. Uśmiechała się do niej, obejmowała i prosiła, by nikomu nie otwierała drzwi, kiedy zostaje sama w domu.
---
Przez następne trzy dni Ludmiła nie odezwała się ani razu. Maja nie mogła znaleźć sobie miejsca. Sama przed sobą przyznawała, że brakuje jej kontaktu z nową przyjaciółką. Z trudem powstrzymywała się, by do niej nie zadzwonić. Starała się zająć czymś czas, który ciągnął się niemiłosiernie. Nie chciała jednak szukać pracy. Pieniądze, które zostawiła jej mama Nina i te otrzymywane za wynajem mieszkania w zupełności starczały na jej potrzeby. Nie miała żadnego konkretnego życiowego celu, o nikogo nie musiała się troszczyć, nie miała też ochoty na czytanie czy oglądanie telewizji.
Czwartego dnia Ludmiła wreszcie przyjechała, oczywiście nienagannie uczesana i ubrana według najnowszych trendów. Przywiozła mnóstwo pakunków pełnych prezentów i delikatesów z ekskluzywnych sklepów. Maja cieszyła się nimi jak dziecko i nawet nie wypomniała przyjaciółce, że ta nie dotrzymała obietnicy i nie zadzwoniła do niej.
– Ach, Majka, jestem już tym wszystkim zmęczona. Posiedźmy chwilę w milczeniu. Ja będę wyjmowała te eleganckie ciuszki, a ty je przymierzaj. To mój prezent dla ciebie. Masz przecież wkrótce urodziny – gruchała przymilnie Ludmiła.
Maja patrzyła na swe odbicie w lustrze urzeczona własną urodą, podkreśloną prześliczną wieczorową suknią. Ciemnozielony jedwab wspaniale harmonizował z łagodnym blaskiem wielkich, kasztanowych oczu, przylegał do zgrabnej figury i spływał do podłogi miękkimi fałdami. Ludmiła zachwycała się tym widokiem, już sobie wyobrażając, jak pokaże tak ubraną Maję bogatym biznesmenom. Wyjęła ze swej torebki jeszcze dwa pudełeczka i podała dziewczynie.
– Będą pasować do tej kreacji. Co prawda nie są moje, ale przymierz.