37,90 zł
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 234
Poprosiłam, żeby zdjął maskę, ale to wszystko co mam, odpowiedział. Zdejmij ją, rozkazałam. Zdjął. Nie ma sensu nadal cię nie rozpoznaję – załóż maskę z powrotem – no teraz lepiej teraz gdy wiem że cię nie znam możemy porozmawiać swobodniej.
Ann Quin, Passages
Noc w tropikach przychodzi znienacka. Nie ma zmierzchu, nie ma żadnych przygotowań do zniknięcia światła. W jednym momencie trzeba chronić oczy przed bezlitosnym słońcem, a już w następnym wszystkie kształty jakby roztapiały się w nocnej czerni. W Tikal nie mogłam spać. Kiedy tylko zapadła ciemność, psy z całej parafii zaczęły ujadać i szczekały przez calutką noc, aż do pierwszych przebłysków dnia – wtedy przerwały jazgot tak samo nagle, jak go zaczęły. Tego dnia, wcześnie rano, odbyłam turę po ruinach. W grupce turystów, udając, że do nich należę, ale przez cały czas trzymając się trochę na uboczu, gotowa, by na dany sygnał natychmiast się odłączyć. Uważnie słuchałam, co mówi lokalny przewodnik, którego angielszczyzna była zdumiewająco dobra. Czy to jest mój ukochany? Przemieszczałam się razem ze wszystkimi, wyczulona jednak na ewentualne znaki, których nauczyłam się na pamięć z „National Geographic”, rocznik 148, numer 6, zatytułowany „Majowie”.
Coenraad i ja umawiamy się na spotkania przy pomocy szyfru opartego na interpretacji słowa pisanego zgodnie z pewnymi wzorami matematycznymi. Nasze bezpieczeństwo zależy od regularności systemów stron i linijek, następujących po sobie w prostych numerycznych sekwencjach, na przykład „linijka dwa następująca po stronie dwa”, „linijka cztery następująca po stronie cztery”, a czasami w sekwencjach liczb nieparzystych. Te proste ustalenia, w połączeniu z pewnym poziomem wyobraźni, mogą zmylić nawet najwytrawniejszego agenta. Nikt nie jest przygotowany na oczywistości. Dzięki szyfrowi umiem też sprawdzić, czy odpowiedniego dnia jestem w odpowiednim miejscu; a także czy okoliczności sprzyjają naszemu rendez-vous. Oto przykład: dwa lata temu w Waszyngtonie, w hotelu Mayfair, wręczono mi rocznik 144, numer 2 „Geographic”. Z artykułu o kominach termicznych, przeczytawszy między wierszami trzy, pięć i siedem na stronie 246, że „szybowce wznoszą się w nich, krążąc”, wywnioskowałam, że powinnam być świadoma działań „kominternu” w stolicy, a mój ukochany będzie musiał „wznosić się, krążąc”, aby się ze mną spotkać. W większości przypadków ten szyfr się sprawdza.
Uważniej przyjrzałam się przewodnikowi. Wzrostem i sylwetką przypominał mojego kochanka. Fakt, że oczy miał brązowe, podczas gdy oczy Coenraada są stalowoszare, wcale nie zbił mnie z tropu. Kolor włosów, skóry czy oczu można w dzisiejszych czasach zmieniać tak łatwo, że już dawno nie stanowią one klucza do tożsamości. Kiedy dotarliśmy do szczytu szerokich kamiennych schodów Świątyni Wielkiego Jaguara, przewodnik odwrócił się, by przeliczyć grupkę. Powiedział, że jego majańscy przodkowie byli biegli w naukach matematycznych. Wzmogłam czujność.
Przeszłość i przyszłość, dodał, były dla nich nierozróżnialne.
Czy to było do mnie?
Po zejściu, na Wielkim Placu, wycieczka zakończyła się w tym samym miejscu, w którym się rozpoczęła – przy grobowcu potężnego Pakala. Przewodnik wskazał ogromną kamienną płytę przed sarkofagiem. Powiedział: A kiedy cień Kukulkana pada skośnie na ołtarz, arcykapłan zniewala dziewicę. Grupka rozproszyła się w chłodnym cieniu przy barze. Ja pozostałam z tyłu. Ale to jednak nie był Coenraad: ten mężczyzna nie stał w taki sposób, w jaki stoi mój ukochany, prosto, ze stopami zdecydowanie wbitymi w ziemię. Kiedy widzę tę postawę Coenraada, opuszczają mnie wszystkie lęki: dzieci nie umierają, samochody się nie zderzają, samoloty dolatują do celu, cichnie muzyczka w tle, rządzi pewność. W ten sposób rozpoznaję naszą miłość: po jego postawie, po swoim poczuciu.
W nocy ta odwieczna nieznośna tęsknota. Nie mogę jej wytrzymać. Często odwracam się na lewy bok, odkąd odkryłam, że dzięki temu z głowy znikają mi bolesne obrazy. Bezsprzecznie lewa strona pozwala poradzić sobie z tym, co możliwe, polityka lewej strony, gdzie znikają złudzenia, a fakty nabierają niezaprzeczalności. W Tikal ceny były wysokie. Powinnam była przeliczyć pieniądze. Ale moja lewa strona mnie zawiodła. Zewsząd otaczały mnie suche, drapiące odgłosy insektów i zaczęłam rozmyślać o tym razie w Celaya, kiedyśmy szybciutko przechytrzyli karaluchy, przenosząc się do hamaka. Jak tylko poradziliśmy sobie z hamakowymi niebezpieczeństwami, ułożywszy się w nim na skos, noc okazała się jedną z najbardziej satysfakcjonujących nocy w moim życiu. Teraz jednak uświadomiłam sobie jasno, że wiadomość, która kazała mi jechać do Gwatemali, była przedostatnia, a ostatnia dopiero nadejdzie. Kusiło mnie, żeby się obrócić na prawy bok i nie próbować rozwiązywać tego problemu. Ale ostatecznie położyłam się na plecach w nadziei, że ta pozycja okaże się kompromisem między pragnieniami a rzeczywistością. Nasunęła mi się myśl, że czekając na Coenraada, mogłabym wykorzystać czas i zapoznać się z miejscowym rękodziełem.
Natychmiast psy się uciszyły, a owady przerwały chrobotanie. Wiedziały, że coś się wydarzy. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, skoczyłam na równe nogi i pobiegłam otworzyć. Przyszedł po mnie chudy chłopiec. Za młody na nocnego recepcjonistę. Ale jego pełne zrezygnowania ciemne oczy były prastare. W maleńkim holu na dole wskazał na telefon – słuchawka leżała na blacie z laminatu – i wrócił na swoją żelazną pryczę przy drzwiach wejściowych. Zanim zdążyłam powiedzieć do telefonu „sí?” – już spał jak kamień. Najpierw telefonistki miały sobie bardzo dużo do powiedzenia w szalenie rozemocjonowanej hiszpańszczyźnie, a dopiero potem Coenraad i ja zostaliśmy dopuszczeni do rozmowy.
– Słuchaj uważnie, zapomnij tę wiadomość.
– Co się dzieje? Złamali nasz szyfr?
– Nie, chce go dostać mój przełożony.
– Niech sobie stworzy własny, doskonaliliśmy go latami.
– To mój szef, nie mam wyboru.
– Ja go nie oddam.
– Nie mam już nad tym władzy.
– Po co człowiekowi na takim stanowisku szyfr z drugiej ręki?
– Poznał panią z drugiej ręki.
– We are not amused.
– Nie obrażaj się...
– Mieliśmy to opracowane naukowo...
– Zawnioskuję o przeniesienie do „The American Scholar”.
– Zbyt prowincjonalne.
– Jeśli zamierzasz kręcić nosem...
– Nie, nie. Zgoda na cokolwiek drukowanego.
– Znajdziesz instrukcje w kieszeni fotela przed sobą w najbliższym samolocie do Toronto.
– Toronto! Nie mogę tam wrócić.
– To tylko miasto.
– Ale ja tam mieszkam.
– Wóz albo przewóz. To moje kolejne zlecenie.
Książki, które ukazały się nakłademWydawnictwa Drzazgi:
ZYTA ORYSZYN, Najada
BARBARA WOŹNIAK, Niejedno
UNICA ZÜRN, Trąby jerychońskie,przełożyły Małgorzata Łukasiewicz i Maryna Ochab
EVA MEIJER, Zwierzęta mówią,przełożyli Aleksandra Małecka i Miłosz Biedrzycki
ALBERTO MANGUEL, Pożegnanie z biblioteką,przełożył Michał Tabaczyński
OLGA GÓRSKA, Nie wszyscy pójdziemy do raju
ARIANE KOCH, Gość,przełożyła Zofia Sucharska
INGA IWASIÓW, Późne życie
CALEB AZUMAH NELSON, Otwarte wody,przełożył Mariusz Gądek
ANDREA BAJANI, Jeśli zachowasz pamięć o grzechu,przełożył Tomasz Kwiecień
ADANIA SHIBLI, Drobny szczegół,przełożyła Hanna Jankowska
LUCY DELAP, Feminizmy,przełożył Filip Fierek