Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Mały Książę” to nie tylko książka, to podróż do wnętrza duszy, która uczy, jak znaleźć piękno w prostocie i prawdę w niewinności. Antoine de Saint-Exupéry kreśli historię małego chłopca z dalekiej asteroidy, który przemierza wszechświat, aby odkryć esencję ludzkiego istnienia. Każda postać i każda planeta, z którymi się spotyka, odsłaniają nowe perspektywy na to, co w życiu naprawdę liczy. W tej magicznej opowieści, pełnej ciepła i głębokiej ludzkiej mądrości, Mały Książę przypomina nam o sile miłości, przyjaźni i odpowiedzialności, które łączą wszystkich ludzi, niezależnie od wieku.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
LEONOWI WERTHOWI
Proszę o wybaczenie wszystkie dzieci za to, że śmiałem zadedykować tę książkę dorosłemu. Mam ku temu ważny powód: ten dorosły jest moim najlepszym przyjacielem na świecie. Inny powód: ten dorosły jest w stanie zrozumieć wszystko, nawet książki dla dzieci. Jeszcze inny powód: ta osoba mieszka we Francji, gdzie panuje głód i chłód. Trzeba dodać mu otuchy. Jeśli te wszystkie powody nie wystarczają, chciałbym poświęcić tę książkę temu samemu dorosłemu, ale z czasów, gdy był jeszcze dzieckiem. Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi. Ale niewielu z nich o tym jeszcze pamięta. Zmieniam więc moją dedykację:
LEONOWI WERTHOWI,gdy był małym chłopcem.
Kiedy miałem sześć lat, zobaczyłem pewnego razu wspaniały obrazek w książce opisującej Puszczę Dziewiczą. Książka była zatytułowana Opowieści prawdziwe. Obrazek przedstawiał węża boa pożerającego drapieżne zwierzę. Oto kopia rysunku:
W książce było napisane: „Węże boa pożerają schwytane zwierzęta w całości. Potem nieruchomieją i w takim stanie śpią przez sześć miesięcy, to jest tyle, ile trwa trawienie”.
I to właśnie sprawiło, że zacząłem wiele rozmyślać o życiu dżungli i że kolorową kredką namalowałem mój pierwszy rysunek. Rysunek numer 1. Wyglądał on tak:
Pokazałem moje dzieło sztuki dorosłym i zapytałem, czy ich nie przeraża.
Odpowiedzieli mi: „A dlaczego kapelusz miałby nas przerażać?”.
Mój rysunek wcale nie przedstawiał kapelusza, ale węża boa, który trawił słonia. Następnie narysowałem przekrój węża, aby dorosłym łatwiej było zrozumieć. Zawsze trzeba im wszystko wyjaśniać. Mój rysunek numer 2 wyglądał właśnie tak:
Dorośli poradzili mi, żebym przestał rysować węże boa, otwarte czy zamknięte, i zaczął interesować się geografią, historią, matematyką i gramatyką. W ten właśnie sposób, w wieku sześciu lat porzuciłem wspaniałą karierę malarską. Byłem zniechęcony brakiem zrozumienia dla mojego rysunku numer 1 i numer 2. Dorośli nie potrafią niczego zrozumieć, a dzieci muszą im ciągle wszystko objaśniać aż do znużenia. Musiałem więc wybrać sobie inny zawód i zostałem pilotem. Latałem po różnych zakątkach świata i muszę przyznać, że znajomość geografii bardzo mi się przydała. Byłem w stanie jednym rzutem oka odróżnić Chiny od Arizony. To bardzo przydatne, szczególnie jeżeli człowiek traci orientację nocą.
Mój zawód pozwolił mi na rozległe kontakty z wieloma poważnymi ludźmi. Wiele czasu przebywałem z dorosłymi. Mogłem ich obserwować z bliska. Ale wcale nie zmieniałem zdania na ich temat.
Gdy spotkałem dorosłego człowieka, według mnie trochę mądrzejszego od pozostałych, robiłem na nim doświadczenie z moim rysunkiem numer 1, który zawsze nosiłem przy sobie. Chciałem sprawdzić, czy mam do czynienia z osobą prawdziwie pojętną. Ale za każdym razem słyszałem tę samą odpowiedź: „To jest kapelusz”. Wobec tego nie rozmawiałem z nim ani o wężach boa, ani o puszczach dziewiczych, ani o gwiazdach. Starałem się dostosować do poziomu mojego rozmówcy. Dyskutowałem z nim o brydżu, golfie, polityce i krawatach. A dorosły był niezmiernie zadowolony, że poznał innego rozsądnego człowieka.
W ten oto sposób prowadziłem żywot samotnika, nie znajdując z nikim wspólnego języka, aż do pamiętnej awarii mojego samolotu nad Saharą przed sześcioma laty. Coś się zepsuło w motorze. Nie było ze mną ani mechanika, ani pasażerów, więc sam musiałem podjąć się bardzo trudnej naprawy. To była dla mnie kwestia życia i śmierci. Wody mogło mi wystarczyć tylko na osiem dni.
Pierwszego wieczoru zasnąłem w odległości tysiąca mil od najbliższego domostwa. Byłem jeszcze bardziej osamotniony niż rozbitek na tratwie na samym środku oceanu. Toteż trzeba wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy o bladym świcie obudził mnie czyjś głosik. Usłyszałem:
– Proszę, narysuj mi baranka.
– Co takiego?
– Narysuj mi baranka.
Stanąłem jak wryty. Te słowa były dla mnie jak grom z jasnego nieba. Przetarłem oczy. Wytężyłem wzrok i ujrzałem osobliwego człowieczka, który badawczo mi się przyglądał. Oto jego najlepszy portret, który udało mi się później narysować:
Oczywiście mój rysunek jest o wiele mniej doskonały niż model. To nie moja wina. Gdy miałem sześć lat, dorośli zniechęcili mnie do kariery malarskiej i dlatego umiem rysować tylko węże boa zamknięte i otwarte.
Patrzyłem na tę istotę oczyma wytrzeszczonymi ze zdziwienia. Nie zapominajcie, że znajdowałem się w odległości tysiąca mil od najbliższego domostwa. A tymczasem człowieczek nie wyglądał ani na zagubionego, ani też na umierającego z głodu, z pragnienia czy ze strachu. W niczym nie przypominał dziecka zagubionego w sercu pustyni, o tysiące mil od najbliższego domostwa. Kiedy wreszcie odzyskałem mowę, powiedziałem:
– Ale… co ty tu robisz?
A on powtórzył bardzo powoli, jakby chodziło o sprawę niezwykłej wagi:
– Proszę, narysuj mi baranka…
Z łatwością ulegamy zauroczeniu. Pomimo całej tej absurdalnej sytuacji – byłem przecież na pustyni i to w odległości tysiąca mil od najbliższego domostwa – wyjąłem z kieszeni kartkę papieru i wieczne pióro. Przypomniałem sobie jednak, że uczyłem się przede wszystkim geografii, historii, matematyki oraz gramatyki, więc z żalem przyznałem, że nie umiem rysować. A on powiedział:
– Nie szkodzi. Narysuj mi baranka.
Ponieważ nigdy jeszcze nie rysowałem baranka, pokazałem mu jeden z dwóch rysunków, jakie potrafiłem zrobić: rysunek węża boa zamkniętego. Byłem zdumiony, słysząc odpowiedź człowieczka:
– Nie, nie, nie chcę słonia we wnętrznościach węża. Boa jest niebezpieczny, a słoń zajmuje za dużo miejsca. A u mnie jest ciasno. Potrzebny jest mi baranek. Narysuj mi baranka.
Narysowałem.
Człowieczek przyjrzał mu się uważnie, po czym stwierdził:
– Nie, ten baranek już jest bardzo chory. Narysuj mi innego.
Narysowałem.
Mój mały przyjaciel uśmiechnął się grzecznie, choć z pobłażaniem:
– Przyjrzyj mu się dobrze… To nie jest wcale baranek, ale baran. Ma przecież rogi.
Mój kolejny rysunek również został odrzucony:
– Ten baranek jest stanowczo za stary. Chcę mieć takiego baranka, który by długo żył.
Zacząłem już tracić cierpliwość, chcąc wreszcie zabrać się do naprawy motoru. Nabazgrałem to, co widać na rysunku, i powiedziałem:
– To jest skrzynka. Baranek, którego chciałeś mieć, jest w środku.
Jakże byłem zdziwiony, widząc jaśniejący uśmiech na buzi małego mądrali.
– Czegoś takiego właśnie chciałem! Jak sądzisz, czy mój baranek jada dużo trawy?
– Dlaczego?
– Bo u mnie jest tak ciasno…
– Z pewnością wystarczy. Dałem ci maleńkiego baranka.
Pochylił głowę nad rysunkiem.
– Nie takiego znowu maleńkiego. Zobacz, już zasnął…
Tak oto poznałem Małego Księcia.