Mam na imię Marta. Jestem bulimiczką - Ivona Březinová - ebook + audiobook

Mam na imię Marta. Jestem bulimiczką ebook i audiobook

Ivona Brezinova

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Drugi tom trylogii Dziewczyny na smyczy, poświęconej problemom nastolatek.

 

Pamiętaj, żebyś nigdy nie stała się taka jak ja! – te słowa matki towarzyszyły Marcie od najmłodszych lat. Musi być szczupła. To jest jedyny cel jej życia. – Nie jedz tyle czekolady, nie podjadaj cukierków, nie smaruj tak grubo masłem! Czy te zaklęcia zadziałały? I czy szczupłość jest gwarancją szczęścia?

 

Samotna matka pragnie ustrzec córkę Martę przed otyłością, ponieważ to właśnie w tuszy opatruje źródła wszystkich swoich problemów: samotności, bezradności, smutku i lęku. Natomiast Marta miota się między miłością do matki a młodzieńczym buntem. Na przemian głoduje i zatraca się w jedzeniu. W końcu pojawiają się u niej zaburzenia odżywiania, z którymi dziewczyna nie potrafi sobie poradzić. Traci poczucie własnej wartości, gubi sens życia i przestaje wierzyć w to, że kiedykolwiek osiągnie szczęście i że na nie zasługuje. To ostatnia chwila, by ją uratować.

Nie wiem, czy jako dziecko jakieś słowa słyszałam częściej. Ciągle tylko: za dużo jesz, będziesz gruba, spójrz na mnie. Nie chcę, żebyś przez całe życie walczyła z nadwagą tak jak ja. Nie walczyłam z nadwagą, mamo. Walczyłam z tobą.

fragment powieści

 

Ivona Březinová (ur. 1964) – najpopularniejsza czeska autorka książek dla dzieci i młodzieży. W swoich książkach często porusza trudne tematy społeczne, ostrzegając młodych czytelników przed nałogami, oraz ucząc ich radzenia sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Czterokrotnie zdobyła nagrodę Złota Wstęga, pięciokrotnie Nagrodę Bibliotekarzy. W Polsce ukazały się jej powieści Krzycz po cichu, braciszku oraz Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 130

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 48 min

Lektor: Kaja Walden
Oceny
3,9 (55 ocen)
21
15
15
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lost70

Dobrze spędzony czas

Przejmująca
00

Popularność




Tytuł oryginału: Jmenuji se Martina. Jsem bulimička

Seria: Dziewczyny na smyczy

Copyright © Ivona Březinová, 2007

Copyright © for Polish edition by Stara Szkoła Sp. z o.o., 2023

All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, udostępnianie i rozpowszechnianie całości lub fragmentów bez pisemnej zgody wydawnictwa zabronione.

Książka została wydana dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Kultury Republiki Czeskiej.

Tłumaczenie: Mirosław Śmigielski

Redakcja i korekta: Ewa Żak

Projekt okładki: Radosław Bączkowski, Quite Studio

Wydawca:

Stara Szkoła Sp. z o.o.

Rudno 16, 56-100 Wołów

[email protected]

www.stara-szkola.com

ISBN: 978-83-67889-08-7

Opracowanie ebooka: Katarzyna Rek

1. Marta

Mam na imię Marta… i jestem bulimiczką. Ohyda! Na piśmie wygląda to jeszcze gorzej niż wczoraj, kiedy powiedziałam to na terapii grupowej. Wszyscy bili mi brawo, że wreszcie potrafiłam to przyznać, ale zrobiłam to tylko po to, żeby w końcu się ode mnie odczepili. Lekarz stwierdził, że to mój pierwszy duży krok, a drugim krokiem będzie pisanie dziennika. Czyli takich niby wspomnień czy czegoś takiego, więc właśnie zaczynam i mam nadzieję, że wreszcie wszyscy dadzą mi spokój.

Mam pisać o sobie. Wszystko, co przyjdzie mi do głowy. Tyle że do głowy przychodzą mi same bzdury, na przykład to, że piosenkarka, którą widziałam wczoraj w telewizji, ma strasznie duże oczy, a na opakowaniu czekolady Milka jest fioletowa krowa. Przecież to nikogo nie zainteresuje. Zresztą kogo mogłyby interesować moje zapiski? Mówili, że przede wszystkim mnie, ale to bzdura, przecież nie będę pisać o sobie. Aż tak walnięta nie jestem, chociaż leczyłam się w psychiatryku. Pisanie dla lekarzy też wcale mi się nie uśmiecha, choć pewnie będą chcieli to przeczytać. Serio nie potrafię pisać tak bez celu… Muszę pisać do kogoś.

No dobra, powiedzieli, żebym pisała to w formie listu. Zastanawiałam się, komu niby mogłabym go wysłać, ale na tym świecie mam tylko mamę i babcię. Marta ma mamę. Mama ma kota. Mama. Zdradziła mnie, zamykając mnie tutaj. Nienawidzę jej.

Ok, powiedzieli, żebym napisała, dlaczego jej nienawidzę i jak do tego doszło, a mama może to potem przeczyta, bo twierdzi, że nie rozumie całej tej sytuacji. Tak jakby kiedyś coś rozumiała. No trudno, miejmy to za sobą. Zatem:

Kochana mamo,

nie wiem, dlaczego wybrałam akurat ten przygłupi zwrot, skoro wcale jej nie kocham. Ale jak inaczej zacząć list? Szanowna pani… Pozdrawiam serdecznie, córka Marta. Kropka. Po sprawie. Miałabym to z głowy. Ale spokój też by diabli wzięli. Tu jak się na coś uwezmą, to nie odpuszczą. Właściwie dlaczego nie napisać kochana mamo. Tysiąc, a może nawet i milion razy tak do niej mówiłam, a ona do mnie: pączusiu mój złociutki. Ale to było kiedyś, tak dawno, jakby w innym życiu.

– Marta, podwieczorek!

Chryste, znowu. Ledwo zacznę coś robić, a oni już mnie wołają. Ciągle muszę jeść. A potem się ważyć. Nie cierpię wagi. Jedzenia też. Gdybym mogła, to… Lepiej nie jeść wcale niż mało.

– No chodź, dziś jest placek z czereśniami – krzyczy z korytarza Alicja, dziewczyna z zabawnymi dwukolorowymi i zawsze rozczochranymi włosami.

No jasne, ona uwielbia słodycze. Jak wszyscy narkomani. Nawet ci wyleczeni. Ciekawe, kto ma dziś dyżur w stołówce. Jeśli pielęgniarka Ania, to może uda mi się podsunąć swój kawałek placka Alicji. Starej Stożek nic nie umknie, ale też można się z nią jakoś dogadać. Lecz jeśli w stołówce będzie pielęgniarka Włosek, nie pozostanie mi nic innego niż wepchnięcie sobie tego placka do gardła. I nadzieja.

Stołówka ośrodka pęka w szwach. Trzynaścioro chłopaków i dziewczyn w wieku od piętnastu do osiemnastu lat siedzi przy długich stołach ustawionych w kształt podkowy i z zachwytem opycha się kwadratowymi kawałkami placka obficie posypanego kruszonką.

Marta oczami wyobraźni ujrzała, jak wciska sobie ten placek do buzi, a jej brzuch nadyma się od kolejnych nieskończenie dużych kęsów. Zrobiło jej się słabo. Zakryła dłońmi usta i zamierzała wybiec na korytarz.

– A dokąd to? – rozległ się za nią surowy skrzek pielęgniarki Włosek, czyli najsurowszej ze wszystkich. Ta baba ma oczy i uszy dookoła głowy. – Usiądź z pozostałymi i zjedz podwieczorek.

– Nie jestem głodna. – Marta zdobyła się na nieśmiały sprzeciw.

– Głodna może i nie jesteś, lecz apetyt masz z pewnością tak duży, że boisz się stracić nad nim kontrolę, prawda? Musisz stawić mu czoła. Jesteś tu po to, żeby nauczyć się normalnie jeść.

Marta niechętnie podeszła do najbliższego wolnego miejsca i pod nadzorem pielęgniarki ugryzła z cierpiętniczo zaciśniętymi powiekami miniaturowy kęs.

Włosek miała rację. Znów powrócił ten lęk. Paniczny strach przed utratą kontroli. Bała się, że zje wszystkie te placki rozłożone tu na trzech długich stołach. Napcha się jak balon, a potem w bolesnych konwulsjach zwymiotuje całą zawartość żołądka. Tak jak wczoraj. Tak jak przedwczoraj. I jak wiele razy wcześniej.

Biedaczysko – pomyślała pielęgniarka Stożek, która właśnie weszła do stołówki, żeby zmienić koleżankę po fachu. Ujrzała zawahanie Marty nad talerzem i lękliwe napięcie na jej pobladłej twarzy. Natychmiast zrozumiała, z jakimi uczuciami walczy właśnie ta blondyneczka. Jeszcze sporo czasu minie, zanim dobrowolnie opuści ten zaczarowany krąg i nauczy się żyć. Nikt z tej grupy zgromadzonej właśnie w stołówce jeszcze tego nie potrafi. Gdybyśmy wypuścili ich na zewnątrz i pozwolili rozbiec się po świecie bez pomocy…

Pielęgniarce Stożek przelatuje przed oczami straszliwy film. Marta z ciałem wychudzonym niczym wojenni więźniowie w obozach koncentracyjnych odpycha od siebie swoją ostatnią porcję i dotyka nieistniejących fałd tłuszczu na biodrach. Alicja pokryta ropiejącymi wrzodami na próżno próbuje znaleźć na swym ciele miejsce na kolejny zastrzyk. Ester, która przegrała na automatach najpierw majątek rodziców, a później samą siebie, prowadzą do celi więziennej. Piotr przerażony brakiem przestrzeni w zatłoczonym autobusie skacze wprost pod koła przejeżdżającej ciężarówki…

– Czy wszystko w porządku, pani Stożek? – Ktoś troskliwie dotyka jej ramienia. – Cała się pani trzęsie.

– W porządku, panie doktorze. Zna pan te chwile, kiedy przytłaczają nas tragedie, przed którymi próbujemy ich wszystkich uchronić. – Kobieta wskazuje na stołowników.

– Niech pani lepiej zrobi sobie kawę do tego placka – proponuje doktor Bilek serdecznie. – Ja ich tu dopilnuję.

– Dziękuję – odpowiada pielęgniarka. – Proszę uważać szczególnie na Martę. Myślę, że może znów zechcieć wszystko zwymiotować.

No dobra, mamo, znów piszę. Przyłapali mnie w toalecie, kiedy pozbywałam się placka z czereśniami. Nie wiem, co im do tego, co robię z własnym ciałem. Ciągle się wtrącają, tak jakby to było ich ciało, a nie moje.

Nie rozumiem tego miejsca. Nie wiem, dlaczego łamią tu symboliczne gałązki lub urządzają pogrzeby czapek pacjentów. Mówią, że moją czapkę też to może spotkać. Proszę bardzo.

Nienawidzę się za te ohydne wymioty, ale jest to po prostu podatek. Jestem dumna z tego, co osiągnęłam. Tobie nie udało się to nawet po piętnastu latach, mamo, a mnie owszem, i to już po osiemnastu miesiącach. Niby dlaczego teraz miałabym to wszystko zniweczyć? Przecież wiesz, jak wyglądałam wcześniej. Jeszcze trochę i byłabym taka jak ty. A tego nie chcę. Ty też jeszcze niedawno tego nie chciałaś. Ale teraz chcesz. Podobnie jak wszyscy tutejsi lekarze i pielęgniarki. Ale nie uda się wam to, nie utuczycie mnie, jakbym była gęsią. Rozumiesz? Nie macie prawa!

Mówią, że znów to napisałam źle. Że nie powinnam obwiniać tylko swojego otoczenia. I że mam sobie przypomnieć, jak było kiedyś. Tyle że to było tak dawno. Jak to się wszystko zaczęło?

Taty prawie nie pamiętam. Wiem tylko, że był wysokim brunetem. I nosił okulary. Ściągałam mu je z nosa, kiedy trzymał mnie w ramionach. Chyba się o to złościł, ale te błyszczące srebrne obwódki bardzo mi się podobały. Pamiętam też, jak brał mnie na barana, biegał ze mną wokół stołu i śpiewał: Wio, koniku, a jak się postarasz, na kolację zajedziemy akurat. I nic więcej. Potem po prostu zniknął.

Z początku o niego pytałam, ale szybko nas obie to zmęczyło. Ciebie chyba szybciej. Raz zaczęłaś krzyczeć, że skoro tak mi go brakuje, to mogę sobie iść do tego swojego udanego tatusia, a ja nie rozumiałam, co masz na myśli. Rozumiałam, co znaczy zrobić fikołka lub zawiązać sznurówkę, ale udany tatuś?

– Znowu to zrobił!

Na korytarzu rozległy się krzyki i głośny tupot.

– Biegnijcie po Bilka. Migiem. I po Stożek. Niech natychmiast przyjdą na ósemkę.

Marta zamknęła dziennik i zaciekawiona wyjrzała na korytarz.

– Co się stało?

– Zbyszek znów podciął sobie żyły – wyrzuciła z siebie zasapana Magda. – Przez Beatę. Bo przespała się z Mirkiem. Z tym, co ma oczy przejrzyste od wódy.

– Dziwię się im. – Marta zdmuchnęła z czoła kosmyk jasnych włosów. Co oni wszyscy widzą w tej Beacie? Ruda, piegowata, cycata. A, pewnie to. Cycata. Nigdy tego nie zrozumiem.

– Co tak stoisz? – krzyknęła do niej pielęgniarka Ania w białym fartuchu umazanym świeżą krwią. – Leć do gabinetu po bandaże. I czy ktoś wezwał Bilka? Musi mu to zaszyć.

Wczoraj jeden chłopak próbował tu podciąć sobie żyły na nadgarstkach. Rzuciłam coś w stylu, że nie rozumiem, jak człowiek może zrobić coś takiego, i wiesz, co mi powiedzieli? Że robiłam dokładnie to samo. Tylko w inny sposób. Że głodowanie też było tak właściwie próbą samobójczą. Ale to przecież nieprawda. Niby po co miałabym robić coś takiego? Chciałam tylko żyć po swojemu. Tak jak ty. Też zawsze mówiłaś, że sama chcesz decydować o swoim życiu. I że żaden facet już nigdy nie będzie ci mówić, co masz robić.

– Za nic nie możesz być taka jak ja, pamiętaj! – powtarzałaś mi to chyba codziennie. Najgorzej było, kiedy rzekomo z powodu twojej figury opuścił cię już czwarty facet. Płakałaś mi we włosy, a ja myślałam, że coś cię boli. Bo chyba bolało, chociaż inaczej, niż podejrzewałam. I chyba bardziej.

– Nie jedz tyle czekolady, nie podjadaj cukierków, nie smaruj tak grubo masłem…

Nie wiem, czy jako dziecko jakieś słowa słyszałam częściej. Ciągle tylko: za dużo jesz, będziesz gruba, spójrz na mnie. Nie chcę, żebyś przez całe życie walczyła z nadwagą tak jak ja. Nie walczyłam z nadwagą, mamo. Walczyłam z tobą.

2.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział 1. Marta
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14