Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy za tytułową mątwę należy uznać Ellę, która osacza narzeczonego-artystę swą przytulnością? Co prawda określenie to pada właśnie w odniesieniu do niej, ale równie dobrym kandydatem jest dawny kolega szkolny filozofa i malarza Bezdeki, który roztacza mętne wizje realizacji „absolutyzmu życiowego”, czyli hyrkaniczności. A może mątwiczny charakter ma cała rzeczywistość, co ukazują jałowe rozmowy między cierpiącym na twórcze i ideowe wypalenie ateistą, a zarazem adeptem Sztuk, Bezdeką, a przybyłym z zaświatów papieżem-mecenasem i wojownikiem z XVI w.
Wydaną w 1922 r. sztukę Witkacego można zaliczyć do wczesnych, choć już dojrzałych tekstów, powstałych po publikacji fundamentalnych teoretyczno-estetycznych prac (tj. tomu Nowe formy w malarstwie oraz wstępu do Czystej formy w teatrze). W Mątwie odnajdziemy charakterystyczną dla tego autora swobodę wyrazu artystycznego, śmiałe przekraczanie granic realności i prawdopodobieństwa, wycieczki w sferę groteski i absurdu, a jednocześnie dywagacje na temat zasadniczych kwestii filozoficznych, społecznych i egzystencjalnych. Witkacy przedstawia tu swoje wyklarowane już poglądy w sposób bardziej może bezpośredni i lekki niż w późniejszych utworach.
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Mątwa
Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne Rodzaj: Dramat Gatunek: Dramat współczesny
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 54
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Dziękujemy pani Annie Marii Zowal za sfinansowanie opracowania niniejszej publikacji.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN-978-83-288-5486-4
Motto:
Nie poddać się nawet samemu sobie.
Poświęcone
Pani Zofii Żeleńskiej2
Boże, Boże — nadaremnie wzywam Twoje imię, bo właściwie w Ciebie nie wierzę. A kogoś wezwać muszę. Zmarnowałem życie. Dwie żony, szalona praca — nie wiadomo dlaczego — bo ostatecznie filozofia moja nie jest oficjalnie uznana, a resztki moich obrazów zniszczono wczoraj, z rozkazu naczelnika Syndykatu Wyrobów Ręcznego Paskudztwa. Jestem zupełnie sam.
Masz mnie.
I cóż z tego, że cię mam. Wolałbym nie mieć cię wcale. Przypominasz mi tylko, że coś jest w ogóle. A sama jesteś jedynie nędznym substytutem rzeczy istotnych.
Przypominam ci dalszą drogę, która rozchyla się przed tobą w pustynię. Wszystkie wróżki przepowiedziały ci, że na starość oddasz się Wiedzy Tajemnej.
E! Jestem zupełnie zmanierowany w wypowiadaniu ciągłych pretensji, które mam do biednej ludzkości, a nie mogę znaleźć ani źdźbła lekarstwa. Jestem jak niepotrzebny, bezpłodny wyrzut sumienia, z którego nie może wykwitnąć najskromniejszy bodaj pączek nadziei poprawy.
Jakże dalekim jesteś od prawdziwego tragizmu!
Bo nie mam za silnych namiętności. Życie, które zmarnowałem, ucieka beznadziejnie w szarą dal mojej przeszłości. Czyż jest coś okropniejszego jak szara przeszłość, którą musi się jednak ciągle przetrawiać?
Pomyśl, ile jeszcze mógłbyś mieć kobiet, ile nieznanych poranków, lekkich prześlizgnięć się przez tajemnice południa, ile wreszcie wieczorów mógłbyś spędzić na dziwnych rozmowach z kobietami podziwiającymi twój upadek.
Nie mów mi o tym. Nie rozdzieraj najskrytszego ośrodka dziwności. Wszystko to jest zamknięte — na zawsze zamknięte przez szaloną, nieposkromioną nudę.
Jakże jesteś banalny...
Wskaż mi kogoś niebanalnego, a dam się zarznąć11 w ofierze na jego ołtarzu.
Ja.
Kobieta — raczej wcielenie kobiecych niemożliwości. Niewypełnialne obietnice życia samego w sobie.
Ciesz się, że w ogóle istniejesz. Pomyśl — nawet dożywotni skazańcy cieszą się z darowanego życia.
Cóż mnie to obchodzić może? Czyż mam się cieszyć, że nie siedzę w tej chwili wbity na pal na jakimś samotnym pagórze wśród stepów albo że nie jestem czyścicielem kanałów? Czyż nie wiesz, kim jestem?
To wiem, że jesteś śmieszny. Nie byłbyś nim, gdybyś mógł pokochać mnie. Wtedy pojąłbyś twoją misję na tej planecie, tej właśnie, byłbyś tym jedynym, samym w sobie, nieporównywalnym — tym właśnie, a nie kimś innym...
A więc uznajesz bezwzględną, powtarzam, bezwzględną hierarchię Istnień?
Tak i nie — to zależy.
Powiedz, jakie masz kryteria, zaklinam cię.
Zdradziłeś się. Nie jesteś ani filozofem, ani artystą.
Ach, więc jednak wątpiłaś w to. Tak, nie jestem.
Byłżebyś12 tylko ambitnym nikim? Dla nich jesteś tym, mimo wszystko, geniuszem nowych metafizycznych wstrząsów.
Udaję — udaję z nudów. Wiem, że nie jest to nawet piękne — nie jest pięknym to, że udaję.
Jednak masz w sobie coś, co przekracza miarę moich dotychczasowych kochanków. Ale bez miłości dla mnie ani kroku dalej.
Nie mów nic o tych wiecznych twoich kochankach, którymi tak bardzo lubisz się chwalić. Wiem, że masz wpływy w rzeczywistym życiu i że przez ciebie mógłbym zostać diabli wiedzą kim. Ale kimś rzeczywistym, a nie kimś dla mnie samego...
Przesadzasz, wielkość jest rzeczą względną.
Teraz ja ci powiem: jesteś banalna, gorzej — jesteś mądra, gorzej, stokroć gorzej — ty jesteś w gruncie rzeczy dobra.
Mylisz się... Wcale nie jestem dobra.
Tylko kocham cię!
Co?
To jest prawda i dlatego nic mnie to nie obchodzi. Zagasło dla mnie światło jedynej Tajemnicy... (×)
której niepoznawalność...
Cicho — papież idzie.
Błagam cię, przedstaw mnie papieżowi. To jest jedyne widmo, z którym mam jeszcze ochotę mówić...
Witam cię, córko, i ty, nieznany synu...
Tylko nie mówmy nic o Niebie. Alighieri14 miał najzupełniejszą rację. Każde dziecko nawet wie o tym, tym niemniej muszę powiedzieć, że ludzka fantazja nie jest w stanie objąć tego szczęścia. Dlatego to piekło przedstawił nasz syn Dante z takim talentem. Nawet powiem, że ilustracje Dorégo15 dość dobrze wyrażają niewspółmierność ludzkich pojęć i wyobrażeń z tym rodzajem, że tak powiem...
Nudy...
Cicho, córeczko. Sama nie wiesz, co gadasz.
Szczęśliwości.
A więc, synu: wstań i powiedz, kim jesteś...
To jest wielki artysta i filozof, Ojcze Święty, Paweł Bezdeka.
To ty?! Ty, niedowiarku nędzny, śmiałeś sięgnąć po owoc Najwyższych Tajemnic?
Ja.