Mchy i paprocie będą naszym grobem - Czaban Hania - ebook + audiobook + książka

Mchy i paprocie będą naszym grobem ebook

Czaban Hania

3,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

BĘDZIE DUSZNO…

Niepokojący thriller, który sprawi, że zwątpisz w to, co widzisz.

Pięć lat temu Daria z przyjaciółką pojechały w Bieszczady na koncert Duchów – popularnego zespołu młodego pokolenia. Wdając się w romans z tajemniczym nieznajomym, dziewczyna nie mogła wiedzieć, że wakacyjna miłość gwałtownie się skończy. Tuż przed występem w wypadku zginął gitarzysta zespołu. Koncert odwołano, a Daria straciła kontakt z poznanym chłopakiem. Jednak wspomnienie dramatycznych wakacji pozostało z nią na długo.

Teraz zespół powraca z nową płytą, a przyjaciółki wyruszają na festiwal Pod Gwiazdami posłuchać jego muzyki i stawić czoło przeszłości. Ponownie dochodzi do tragedii – w identycznych okolicznościach jak przed laty ginie wokalista Duchów. Ale jak to możliwe, skoro Daria spotkała się z nim już po wypadku?!

Gdy dziewczyna za wszelką cenę próbuje wyjaśnić okoliczności zdarzenia, granica między prawdą a iluzją zaczyna się zacierać. Daria czuje, że popada w szaleństwo. Ma też powody obawiać się o swoje życie…

Czy bieszczadzkie mchy i paprocie kryją rozwiązanie zagadki? A może chowają kolejny mroczny sekret?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 338

Oceny
3,6 (175 ocen)
50
55
34
28
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewweb

Z braku laku…

no niestety ale była ta cieżkostrawna lektura, ta poetyckość i wynurzenia glównej bohaterki sprawiały że miałam ochotę odlożyć tę książkę na wieczne nigdy
20
emciaczyta

Nie oderwiesz się od lektury

Q: znacie jakieś thrillery młodzieżowe? Dotychczas czytałam chyba tylko trzy książki z tego podgatunku i bardzo mi się podobały. Dziś mam dla was książkę Hani Czaban, która zadebiutowała bardzo młodo i każdą książkę czytam z zapartym tchem, styl pisania jest genialny. To, co autorka w tak krótkiej formie potrafi utkać, jest genialne. Podobnie jak w książce, o której mówiłam wam wcześniej, czyli o „kuszeniu” od Kasi Miszczuk tutaj też mamy Bieszczady, tajemnice i duchy. Opis tej książki jest enigmatyczny, bo mamy tutaj koncert Duchów czy takiego zespołu bardzo popularnego. Mamy też czy taki romans między dziewczyną a jeden członków zespołu i mamy sekrety i tajemnice, bo ci członkowie zespołu giną, niby są to wypadki, ale bardzo podejrzane. My w tej książce dostajemy wszystko, czego ja mogłam oczekiwać od książek gdzie polecajkę ma Marta Bijan, która również pisze dziwne książki. Jest to historia, która mi bardzo namieszała w myślach i nie wiedziałam, jak do końca ją postrzegać. Z j...
10
sylwka1427

Nie oderwiesz się od lektury

"zostały mi po tobie tylko trujące kwiaty..." Bardzo ciekawa książka, nieprzewidywalna, budząca wiele emocji. Mchy i paprocie zmuszają czytelnika do myślenia i analizowania. Super klimat książki i dodatkowo poetycki język. 🌿🌿🌿
10
Mmaja2008

Nie oderwiesz się od lektury

czytając czułam ogromny niepokój i stres. te uczucia jak i książka były wręcz duszące
10
szczocia33

Nie oderwiesz się od lektury

To było cudowne, chyba żadna książka nie wywołała u mnie tak wielu emocji…
10

Popularność




Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Pro­jekt okładki NA­TA­LIA TWARDY
Ilu­stra­cja na okładce© PA­WEŁ SMAR­DZEW­SKI | @PSMAR­DZEW­SKI
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuŁU­KASZ CHMARA
Re­dak­cjaSZTAM­BOOK – Ka­ro­lina Bo­ro­wiec-Pie­niak
Ko­rektaSPRAWA DLA KO­REK­TORA – SAN­DRA PO­PŁAW­SKA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN
Co­py­ri­ght © Hanna Cza­ban, Pu­bli­cat S.A., MMXXIV (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved
ISBN 978-83-271-6784-2
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: ti­me­4ya@pu­bli­cat.pl
.

UWAGA!

Pu­bli­ka­cja za­wiera tre­ści, które mogą po­wo­do­wać dys­kom­fort u nie­któ­rych osób czy­ta­ją­cych – w tek­ście zo­stały po­ru­szone ta­kie te­maty, jak sa­mo­bój­stwo, uza­leż­nie­nie od nar­ko­ty­ków, prze­moc fi­zyczna i psy­chiczna oraz zma­ga­nie się z za­bu­rze­niami lę­ko­wymi.

„Prze­gląd Biesz­czadzki”

Od­kry­cie rzad­sze niż mi­tyczny kwiat pa­proci?

Opu­bli­ko­wano: pią­tek, 21 czerwca 2024

Au­torka: Ka­mila Ka­liń­ska

Wraz z na­dej­ściem wio­sny biesz­czadzcy przy­rod­nicy od­kryli za­ska­ku­jącą ano­ma­lię. Na nie­wiel­kim ob­sza­rze przy dro­dze nu­mer osiem­set dzie­więć­dzie­siąt sześć, w po­bliżu dębu bę­dą­cego po­mni­kiem przy­rody, zna­le­ziono pa­pro­cie z ga­tunku dłu­gosz kró­lew­ski (Osmunda re­ga­lis L.).

Ga­tu­nek ten jest w Pol­sce ob­jęty ści­słą ochroną, po­nadto znaj­duje się na czer­wo­nej li­ście ro­ślin i grzy­bów Pol­ski. Dłu­gosz kró­lew­ski jest rzadko spo­ty­kany na pol­skim niżu, w gó­rach na­to­miast nie wy­stę­puje w ogóle. Z tego po­wodu zna­le­zie­nie wy­jąt­kowo buj­nego sta­no­wi­ska pa­proci tego ga­tunku w Biesz­cza­dach wzbu­dziło ogromne za­in­te­re­so­wa­nie bo­ta­ni­ków z ca­łego kraju, któ­rzy obec­nie ba­dają wa­runki przy­rod­ni­cze w miej­scu wy­stę­po­wa­nia rzad­kiej ro­śliny.

„Do­tych­czas nie udało nam się wy­ja­śnić, skąd w tej oko­licy wziął się dłu­gosz kró­lew­ski” – mówi prof. Na­ta­lia Przy­cho­dzeń z Wy­działu Bio­lo­gii Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego. Za­py­tana, czy ze­spół na­ukowy do­ko­nał in­nych za­ska­ku­ją­cych od­kryć, do­daje: „Ba­da­nia do­piero się roz­po­częły. Na ra­zie je­dy­nym cie­ka­wym zna­le­zi­skiem, któ­rego do­ko­na­li­śmy, zbie­ra­jąc próbki gleby, był na­szyj­nik z za­to­pioną w ży­wicy nie­za­po­mi­najką le­żący pod war­stwą mchu. Po­wstał wtedy żart, że udało nam się zna­leźć kwiat pa­proci, jak w tej le­gen­dzie. To cie­kawe, bo płodne czę­ści dłu­go­sza kró­lew­skiego fak­tycz­nie ko­ja­rzą się z kwia­to­sta­nem, a sta­no­wi­sko tej pa­proci w pol­skich gó­rach jest zja­wi­skiem tak nie­ty­po­wym, że na­prawdę można je po­rów­nać do zna­le­zie­nia mi­tycz­nej ro­śliny”.

Z po­wodu od­kry­cia w oko­licy nie­zwy­kłej pa­proci wła­dze gminy Czarna zmu­szone są od­wo­łać pla­no­waną na ten rok prze­bu­dowę od­cinka drogi nu­mer osiem­set dzie­więć­dzie­siąt sześć.

.

To sen. A może ha­lu­cy­na­cja? Ze­wsząd ota­czają mnie du­chy. Ja je­stem du­chem, ty je­steś du­chem, on jest...

– Mar­twy, ro­zu­miesz? – Zgroza na twa­rzy Niny na uła­mek se­kundy wy­ostrza kra­wę­dzie rze­czy­wi­sto­ści. Cie­nie pod jej oczami i kanty ko­ści po­licz­ko­wych wy­glą­dają jak smugi na­ry­so­wane pa­znok­ciem w czar­nym pia­sku.

Ale prze­cież nie ma żad­nego pia­sku. Nie ma też Niny, nic z tego nie dzieje się na­prawdę. To sen, sen, sen.

– Da­ria, słu­chasz mnie w ogóle?

Kogo mia­ła­bym słu­chać? Je­stem du­chem. Mo­jego du­cha nie ma.

– On nie żyje. Jezu, on na­prawdę nie żyje.

Nie na­prawdę, po­pra­wiam w my­ślach ten głos, który wbija się w moje wnętrz­no­ści jak so­pel lodu, pe­ne­truje mięk­kie tkanki pod­brzu­sza i mrozi czaszkę od środka. Nic z tego nie dzieje się na­prawdę.

Pa­znok­cie w czar­nym pia­sku. Jej głos, dźwięki w mo­jej gło­wie. Zgrzy­ta­nie pa­znokci na po­wierzchni ta­blicy. To sen.

A jed­nak – wszystko dzieje się po raz ko­lejny. Oglą­dam prze­szłość w krzy­wym zwier­cia­dle. Już kie­dyś to prze­ży­łam i wiem, co za­raz się wy­da­rzy. Dla­tego wła­śnie to musi być sen.

Po­słu­chaj mnie. Sły­szysz? Je­śli to sen, to na pewno tak.

W każ­dym ra­zie kie­ruję te słowa do cie­bie, choćby miały już na za­wsze po­zo­stać tylko echem w mo­jej gło­wie. Po­wta­rzam so­bie, że być może kie­dyś od­bę­dziemy te wszyst­kie wy­ima­gi­no­wane roz­mowy w rze­czy­wi­sto­ści, a ja będę wtedy miała przy­go­to­wane sce­na­riu­sze – i wszystko bę­dzie jak w fil­mie, w ja­kimś pie­przo­nym wa­ka­cyj­nym ro­man­sie dla na­sto­lat­ków. Każde słowo pad­nie we wła­ści­wym mo­men­cie, każda kwe­stia bę­dzie do­sko­nale za­pla­no­wana. To nic, że nie bę­dziesz znał swo­jego tek­stu. W wy­obraźni prze­pro­wa­dzi­łam wszyst­kie roz­mowy z tobą tak wiele razy, że pa­mię­tam od­po­wied­nie słowa za nas oboje.

Zresztą te­raz wy­star­czy, że bę­dziesz słu­chać. No więc po­słu­chaj.

Ze­wsząd ota­czają mnie du­chy, a ty je­steś jed­nym z nich. Ist­nie­jesz – tak jak cała reszta – w mo­jej gło­wie. Kie­dyś ist­nia­łeś na­prawdę, a przy­naj­mniej tak mi się wtedy wy­da­wało. Mu­sia­łeś ist­nieć, my­ślę, do­ty­ka­jąc pal­cami szyi w tym miej­scu. Je­śli ja­kiś ele­ment tej hi­sto­rii jest praw­dziwy, to wła­śnie ten ślad, wspo­mnie­nie two­ich ust na mo­jej szyi z wolna wsią­ka­jące w skórę.

Tylko że te­raz nie je­stem już tego taka pewna. Nie wiem, czy mogę ufać temu, co wi­dzę.

Więc może jed­nak ni­gdy nie ist­nia­łeś.

– Da­ria?

W tym śnie Nina wy­daje się taka praw­dziwa. Wy­ciąga w moją stronę drżącą dłoń, w któ­rej ści­ska te­le­fon. Na ekra­nie wid­nieje ja­kiś ar­ty­kuł, pod spodem zdję­cie. Ta twarz na­wie­dza mnie no­cami. To twoja twarz.

– Masz, prze­czy­taj to.

Bre­zen­towa pod­łoga na­miotu sze­le­ści pod mo­imi bo­symi sto­pami. Zry­wam się do biegu.

– Da­ria! Da­ria, stój! – krzy­czysz.

Nie ma już na­miotu ani mięk­kiego po­ma­rań­czo­wego świa­tła, które prze­są­cza się przez ma­te­riał. Bie­gnę, ze wszyst­kich stron ota­czają mnie drzewa. To inne miej­sce, w in­nym cza­sie. Czuję ból w no­dze, który pro­mie­niuje od bio­dra, jakby ktoś wbi­jał mi w staw roz­ża­rzony do bia­ło­ści pręt. Czuję też strach, cho­ciaż nie wiem, czego wła­ści­wie się boję.

– Da­ria!

Ktoś mnie goni. Ktoś chce mnie za­bić. Tym kimś je­steś ty. To ko­lejny po­wód, dla któ­rego nie mo­żesz być praw­dziwy. To prze­cież nie ma naj­mniej­szego sensu.

Uchy­lam się przed twoim cio­sem. O coś się po­ty­kam, w ustach czuję smak krwi. Upa­dam – na le­śne po­szy­cie, na miękką ka­ri­matę roz­po­startą mię­dzy mną a Niną jak la­ta­jący dy­wan. Chcę się na nią rzu­cić, wy­kłuć so­bie oczy i wzle­cieć do nieba. Chcę prze­stać ist­nieć.

– Na mi­łość bo­ską, czy ty coś wczo­raj bra­łaś? Da­lej cię trzyma? Da­ria, bła­gam, spójrz na mnie.

Przy­ci­skam pię­ści do oczu, li­cząc, że być może w ten spo­sób otrzą­snę się ze snu, ale on na­dal spo­wija mnie jak mgła z ro­ze­dr­ga­nych cieni – upior­nych syl­we­tek drzew i za­ry­sów po­staci.

– Da­ria?

– To nie może być prawda – szep­czę.

Je­stem za­sko­czona brzmie­niem wła­snego głosu, który wy­daje się zbyt wie­lo­wy­mia­rowy jak na zwy­czajny sen. Jest ma­towy, szorstki i dziw­nie obcy, cho­ciaż wy­raź­nie do­bywa się z mo­jego wnę­trza, wpra­wia­jąc całe ciało w drże­nie.

– Aż nie chce się wie­rzyć, prawda?

Nina w moim śnie ni­czego nie ro­zu­mie. Jej słowa to zwy­czajny wy­raz zdzi­wie­nia, pod­czas gdy ja mó­wię zu­peł­nie po­waż­nie.

– To się nie dzieje na­prawdę. – Pró­buję wy­rzu­cić z sie­bie ten głos, wy­pluć go jak flegmę. Źró­dło drże­nia po­woli prze­nosi się z głębi klatki pier­sio­wej poza moje ciało. – To jest sen. Nina, to musi być sen.

– Co nie? Zu­peł­nie jak­by­śmy były w ja­kimś se­rialu. – Nie mówi tego z roz­ba­wie­niem, jej głos jest cienki i drżący jak bre­zent na wie­trze. Do­piero po chwili do­ciera do mnie, że jest w szoku, tak samo jak ja. Może na­wet się boi. Tylko czego? – Ta­kie rze­czy nie dzieją się w praw­dzi­wym ży­ciu. To ja­kieś sza­leń­stwo.

– Może to fake news – mó­wię i na­prawdę nie mam po­ję­cia, skąd w mo­jej gło­wie wzięła się tak ra­cjo­nalna myśl. Prze­cież to wszystko musi mi się śnić. Chyba że...

Nina kręci głową.

– Ale prze­cież są zdję­cia. Z miej­sca wy­padku. Nie, le­piej nie patrz. Wy­glą­dasz... Je­steś pewna, że do­brze się czu­jesz?

Pa­trzę na nią, ale nie ro­zu­miem jej py­ta­nia. Za­raz się obu­dzę, za­raz bę­dzie po wszyst­kim.

– Kiedy? – wy­rzu­cam z sie­bie jak bła­ga­nie, cho­ciaż to nie o od­po­wiedź pro­szę.

Tak na­prawdę wcale nie chcę jej po­znać. Za­miast tego pra­gnę usły­szeć, że to wszystko jest okrut­nym kosz­ma­rem, sur­re­ali­styczną wi­zją rze­czy­wi­sto­ści, która nie może być praw­dziwa.

– Wczo­raj, tuż przed dzie­więt­na­stą. Pi­szą, że po­peł­nił sa­mo­bój­stwo. – Nina prze­suwa tekst na ekra­nie, przy­ci­ska­jąc rękę do ust. – Wszystko... Wszystko do­kład­nie tak samo jak wtedy, z Fi­li­pem. Na­wet miej­sce jest to samo. Roz­bił sa­mo­chód o drzewo, bez śla­dów ha­mo­wa­nia. Pi­szą, że był pod wpły­wem. Pi­szą... Da­ria?

Przed dzie­więt­na­stą.

To nie­moż­liwe, nie­moż­liwe, nie­moż­liwe. Coś we mnie krzy­czy, tłu­mione przez na­pie­ra­jącą ze­wsząd dźwię­kosz­czelną ci­szę.

Zrób coś z tym, pro­szę, bła­gam. Upa­dam na le­śne po­szy­cie, ostra świa­do­mość nie­ist­nie­nia prze­cina mi skórę na po­liczku. Czy to ty ude­rzy­łeś? Dla­czego chcesz mi zro­bić krzywdę?

Przed dzie­więt­na­stą oboje jesz­cze ży­li­śmy. Do­tkną­łeś mnie, pa­mię­tasz? Twoje usta wy­pa­liły ślad na mo­jej szyi. Po­wiedz jej, że jest w błę­dzie, że to nie może być prawda. Po­wiedz jej, że to sen.

Tylko że to wcale nie jest sen.

I

nie­za­po­mi­najka

na śnia­da­nie jak zwy­kle

kre­ska, fajki i kawa

już do tego przy­wy­kłem

za­cznę tań­czyć od rana

choć nie czuję pod­łogi

i tak tań­czę od rana

strasz­nie bolą mnie nogi

lecz

będę tań­czył do rana

sam

kie­dyś mi to wy­zna­łaś

za­ko­cha­łaś się w kwia­tach

je­den dla mnie ze­rwa­łaś

wciąż pa­mię­tam ten za­pach

chcia­łem wtedy za­pa­lić

lecz wy­rwa­łaś mi fajki

za­miast pa­pie­ro­sów

da­łaś

nie­za­po­mi­najki

po­wie­dzia­łaś

ko­cham nie­za­po­mi­najki

oni mó­wią, że ro­bią to, bo nie chcą pa­mię­tać

ja wła­śnie dzięki temu pa­mię­tam, wszystko pa­mię­tam

jak­byś tu była

kiedy wą­cham kwiaty

wi­dzę twoją twarz

boję się, że znik­nie

a nie chcę się bać

inni tań­czą, by za­po­mnieć

ale to nie moja bajka

ja wciąż tań­czę walca wspo­mnień

ta­niec, nie­za­po­mi­najka

kie­dyś za­mknąw­szy oczy

rze­kłem: zry­wam z kwia­tami

tam­tej bez­sen­nej nocy

tłum fa­lo­wał przed nami

za­tra­ci­łem się w dźwię­kach

tań­czy­li­śmy z fa­nami

wtedy cię zo­ba­czy­łem

w tłu­mie

nie skoń­czy­łem z kwia­tami

lecz ty i tak

znik­nę­łaś

w tłu­mie

kiedy wą­cham kwiaty

wi­dzę twoją twarz

boję się, że znik­nie

a nie chcę się bać

inni tań­czą, by za­po­mnieć

ale to nie moja bajka

ja wciąż tań­czę walca wspo­mnień

ta­niec, nie­za­po­mi­najka

zo­stały mi po to­bie

tylko tru­jące kwiaty

Te­le­fon pięć po pół­nocy.

Mo­głam się tego spo­dzie­wać. Po­wia­do­mie­nie z czatu już od kilku go­dzin wi­siało nade mną jak po­czu­cie winy spo­wo­do­wane drob­nym kłam­stwem albo sterta brud­nych ubrań rzu­cona nie­dbale na dno szafy. Dwa­na­ście nie­od­czy­ta­nych wia­do­mo­ści. Od­pi­szę wie­czo­rem, po­wie­dzia­łam so­bie wcze­śniej, ale wie­czór prze­szedł w noc, a ja wy­my­śli­łam wy­star­cza­jąco dużo wy­mó­wek, żeby przez ten czas omi­jać myśl o roz­mo­wie z Niną sze­ro­kim łu­kiem.

Te­raz także mo­głam po pro­stu zi­gno­ro­wać dzwo­niący te­le­fon, ale w końcu po­czu­cie winy wzięło górę. Ode­bra­łam.

– Da­ria! – roz­le­gło się w słu­chawce; jej głos jak kap­suła czasu.

– Hej.

Opa­dłam na łóżko, moje plecy bez­wied­nie przy­warły do ściany. Jej po­wierzch­nia była zimna i wbi­jała mi się w krę­go­słup.

– Słu­cha­łaś już?! – za­wo­łała Nina, zu­peł­nie zbi­ja­jąc mnie z tropu.

Uświa­do­mi­łam so­bie, że na­wet nie wiem, skąd do mnie dzwoni. Nie wi­dzia­ły­śmy się od ostat­nich świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia, kiedy obie wró­ci­ły­śmy do Lu­blina w prze­rwie mię­dzy za­ję­ciami. Umó­wi­ły­śmy się wtedy w na­szej ulu­bio­nej ka­wiarni z cza­sów li­ceum. Kiedy to wła­ści­wie było? Szybko po­li­czy­łam, że od spo­tka­nia z Niną mi­nęło pra­wie dzie­sięć mie­sięcy.

Dzie­sięć mie­sięcy, przez które wy­mie­ni­ły­śmy może kil­ka­na­ście wia­do­mo­ści na In­sta­gra­mie.

– Nina – wy­krztu­si­łam. Przy­ci­snę­łam palce do oczu, które pie­kły mnie po dniu spę­dzo­nym przed kom­pu­te­rem. – Nie spo­dzie­wa­łam się, że za­dzwo­nisz.

– Bzdura. Nie wi­dzia­łaś mo­ich wia­do­mo­ści? – Zro­biła pauzę, wy­star­cza­jąco długą, żeby wzbu­dzić we mnie wy­rzuty su­mie­nia, ale ce­lowo zbyt krótką, że­bym nie miała szansy od­po­wie­dzieć. – Niech zgadnę, zi­gno­ro­wa­łaś po­wia­do­mie­nia. To ta­kie w twoim stylu, Di. Wiesz, cza­sami mimo wszystko za tym tę­sk­nię.

Nie sły­sza­łam tego prze­zwi­ska od dawna. Tylko Nina tak na mnie mó­wiła, w cza­sach, które już dawno mi­nęły.

– Dzięki. Se­rio. Dzięki. – Za­śmia­łam się, tro­chę sztywno, ale szcze­rze. Za­sko­czyło mnie to. – Tak, masz ra­cję. Wi­dzia­łam, że na­pi­sa­łaś, ale nie wy­świe­tli­łam, bo mia­łam dzi­siaj urwa­nie głowy.

– Stu­dia? – spy­tała, a ja od­nio­słam wra­że­nie, że w jej gło­sie po­brzmie­wał cień iro­nii.

Za­kry­łam twarz dło­nią i wes­tchnę­łam ciężko.

– Na­wet nic nie mów. Cały dzień szu­ka­łam źró­deł do pracy. Nie wi­dzę już na oczy.

– Ma­gi­sterka?

– Mhm.

– Faj­nie – od­parła Nina, a jej ton ja­sno dał mi do zro­zu­mie­nia, że wcale tak nie uważa. – O czym pi­szesz? Zresztą nie­ważne, opo­wiesz mi, jak się spo­tkamy.

Unio­słam brwi.

– Bę­dziesz w Gdań­sku?

– Nie – po­wie­działa Nina, enig­ma­tycz­nie prze­cią­ga­jąc sa­mo­gło­skę. – Ale mu­simy spo­tkać się w Lu­bli­nie, żeby ob­ga­dać wa­ka­cje. Wra­casz do domu na święta, prawda?

Od­chrząk­nę­łam.

– Wa­ka­cje?

– Jezu, Di! Wie­dzia­ła­byś, gdy­byś prze­czy­tała moje wia­do­mo­ści! Ale prze­cież na pewno już wiesz. Wiesz, prawda? Wszy­scy o tym mó­wią! Słu­cha­łaś jej?

Mia­łam wra­że­nie, jak­bym zna­la­zła się na sce­nie w sa­mym środku gro­te­sko­wego spek­ta­klu, nie zna­jąc na­wet jego ty­tułu. Ośle­piał mnie blask re­flek­to­rów, a ja nie wie­dzia­łam, co mam mó­wić ani ro­bić. By­łam pewna, że ist­nieje ja­kaś kwe­stia, którą po­win­nam te­raz wy­po­wie­dzieć, ale nie mia­łam po­ję­cia, jak brzmiała. Nina mu­siała świet­nie się ba­wić, pa­trząc, jak się mę­czę.

Kiedy przy­jaź­ni­ły­śmy się w li­ceum, czę­sto się tak czu­łam w jej obec­no­ści. To ona była ak­torką gra­jącą główną po­stać we wszyst­kich sy­tu­acjach, re­ży­serką od­gry­wa­nych scen i jed­no­cze­śnie mi­strzy­nią im­pro­wi­za­cji. Po czte­rech la­tach nie­wiele się zmie­niło – oprócz tego, że te­raz Nina na­prawdę uczyła się w szkole ak­tor­skiej i już nie­długo miała do­sta­wać za swoje wy­stępy pie­nią­dze.

– Nie mam po­ję­cia, o czym mó­wisz – po­wie­dzia­łam zgod­nie z prawdą. – Nie wie­dzia­łam, że pla­nu­jemy coś w te wa­ka­cje, i nie słu­cha­łam... Czego wła­ści­wie mia­ła­bym słu­chać?

Po dru­giej stro­nie Nina wy­dała z sie­bie okrzyk, który przy­po­mi­nał coś po­mię­dzy ża­ło­snym ję­kiem za­wia­sów i pi­skiem wście­kłego ja­strzę­bia.

– No­wego sin­gla! Ty masz w ogóle in­ter­net? Wcho­dzi­łaś na In­sta­gram?

– Nie przez ostat­nie... sześć go­dzin?

– Di, czy ty ży­jesz pod ka­mie­niem? – spy­tała z te­atral­nym obu­rze­niem Nina. – Że­bym to ja mu­siała ci o tym mó­wić!

Wes­tchnę­łam ciężko.

– Po pro­stu po­wiedz mi, o co cho­dzi. Jest już późno, lu­dzie w moim wieku cho­dzą o tej po­rze spać.

Po gło­sie Niny po­zna­łam, że na­wet nie mu­siała uda­wać roz­ba­wie­nia.

– Mó­wisz, jak­byś skoń­czyła li­ceum w ubie­głej epoce.

– Może tak wła­śnie było – mruk­nę­łam do słu­chawki, wy­rów­nu­jąc dło­nią nie­wi­dzialną zmarszczkę na koł­drze. – Po­wiesz mi wresz­cie, o co cho­dzi?

Nina za­śmiała się hi­ste­rycz­nie, po czym za­śpie­wała do nie­zna­nej mi me­lo­dii:

– Wy-cho-dzi no-wy al-bum! Di, nowy al­bum! Dzi­siaj wy­pu­ścili pierw­szy sin­giel!

Prze­krzy­wi­łam głowę.

– Czyj al­bum? Kto wy­pu­ścił sin­giel? – Gdy wy­po­wia­da­łam te słowa, po­czu­łam na­gły ucisk w żo­łądku. Przed oczami mi­gnęło mi od­le­głe wspo­mnie­nie, zbyt szybko, bym zdo­łała je uchwy­cić. A może to wcale nie wspo­mnie­nie? Może to było prze­czu­cie albo re­flek­tory prze­jeż­dża­ją­cego za oknem sa­mo­chodu?

Przy­ci­snę­łam pięść do brzu­cha, żeby stłu­mić wy­buch sprzecz­nych emo­cji, któ­rych nie mia­łam siły na­zy­wać.

– Kto wy­pu­ścił sin­giel? – po­wtó­rzy­łam, si­ląc się na bez­tro­ski ton.

Ale w tam­tej chwili ja­kaś część mnie już wie­działa.

Mu­siała wie­dzieć.

– Du­chy! Ze­spół ogło­sił wzno­wie­nie dzia­łal­no­ści. W ta­kim sa­mym skła­dzie, tylko z no­wym gi­ta­rzy­stą, po tym jak... No wiesz, jak to się wy­da­rzyło.

Wie­dzia­łam aż za do­brze.

– Nie wie­rzę, że jesz­cze go nie słu­cha­łaś! Ka­wa­łek na­zywa się nie­za­po­mi­najka i jest po pro­stu ge­nialny! Prze­szli sa­mych sie­bie, a Ad­rian... Jezu, Di, gdy­byś tylko sły­szała emo­cje w jego gło­sie! Są elek­try­zu­jące, a przy tym tak au­ten­tyczne! Zu­peł­nie jakby śpie­wał o praw­dzi­wej oso­bie.

Od­su­nę­łam te­le­fon od po­liczka, który zdą­żył się roz­pa­lić od go­rą­cego apa­ratu. Tylko dla­czego moje czoło także wy­da­wało się roz­pa­lone? Prze­krę­ci­łam głowę i przy­ci­snę­łam twarz do ściany, ale nic to nie dało. Moja twarz pło­nęła, a wraz z nią reszta ciała.

– Ale to nie wszystko! Pre­miera al­bumu bę­dzie w wa­ka­cje, ale za­nim Du­chy wy­pusz­czą płytę, za­grają przed­pre­mie­rowy kon­cert! Sły­szysz? Cały al­bum za­grany przed­pre­mie­rowo na jed­nym kon­cer­cie! Zgad­nij gdzie! – Nina za­wie­siła głos aku­rat na tyle, że­bym zdą­żyła gło­śno wcią­gnąć po­wie­trze, po czym wy­krzy­czała do słu­chawki od­po­wiedź. – Na fe­sti­walu Pod Gwiaz­dami, Di!

Mój krę­go­słup prze­szył prąd, a puls na­tych­miast przy­spie­szył. Po­czu­łam w ustach kwa­śny smak prze­ra­że­nia, które spły­nęło w dół prze­łyku jak tru­ci­zna i stop­niowo wy­peł­niło żo­łą­dek. Ba­łam się, że je­śli spró­buję wy­krztu­sić choćby słowo, zwy­mio­tuję.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki