Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Porywająca ucieczka w świat mrocznej tajemnicy i pikantnego romansu”.
Jonah Steel – inteligentny, bogaty i pracowity –jako najstarszy z rodzeństwa dostał od ojca zadanie ochrony rodziny i poniósł na tym polu sromotną porażkę.
Melanie Carmichael – piękna i znana terapeutka – też nie jest wolna od błędów minionych lat. Chociaż była w stanie pomóc bratu Jonah, zmaga się z niskim poczuciem własnej wartości. Kiedy jednak najstarszy z braci Steelów wchodzi do jej biura w poszukiwaniu wsparcia, nie może odmówić mu pomocy.
Gdy Melanie i Jonah starają się wspólnie rozwiązać swoje problemy, desperacko próbując zignorować rosnące między nimi pożądanie, z całą siłą ujawniają się duchy ich przeszłości… Nadciąga niebezpieczeństwo...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 294
Ostrzeżenie
Ta książka zawiera sytuacje i sceny przeznaczone dla dorosłych, w tym reminiscencje fizycznej i seksualnej przemocy wobec nieletnich, które mogą wywoływać negatywne reakcje. Przeznaczona jest dla czytelników dorosłych, zgodnie z wymogami prawa w kraju, w którym dokonano jej zakupu.
Przechowuj książki i e-booki bezpiecznie, poza zasięgiem młodszych czytelników.
Dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zostawili mi pięciogwiazdkową recenzję – dziękuję! Cieszę się, że podoba się Wam moja twórczość
Prolog
Jonah
– O co chodzi, Tal?
Wszedłem do kuchni głównego domu na ranczu, gdzie Talon, jego dziewczyna Jade i nasza siostra Marjorie siedzieli przy kuchennym stole. Był tam również nasz młodszy brat Ryan.
Talon przeczesał palcami ciemne włosy. Oczy miał podkrążone. Wyglądał, jakby nie spał od tygodni.
– Przyjechałem, gdy tylko dostałem twojego esemesa.
– Dzięki Bogu, że jesteś – powiedział Talon.
– Więc co się dzieje? – zapytałem. – Wyglądasz koszmarnie.
– Spokojnie, Joe – powiedział Ryan. – On jest spanikowany.
Ryan zawsze wspierał Talona. Byli sobie bliscy w sposób, w jaki ja nigdy nie byłem z moimi braćmi. Byłem najstarszy, wydawałem dyktatorskie rozkazy, gdy oni chcieli się bawić. No i oczywiście dochodził do tego fakt, że w dniu porwania to Talon chronił Ryana i to właśnie on wykazał się przyzwoitością, której oczekuje się od starszego brata, a której mnie zabrakło w stosunku do Talona. Wiele czasu spędziłem na rozmyślaniu, że jestem zwykłym dupkiem.
– Chcesz kawy, Jonah? – zapytała Jade.
Skinąłem głową.
– Nie wstawaj. Sam sobie przyniosę. – Sięgnąłem po kubek, nalałem kawy i usiadłem przy stole z pozostałą czwórką.
– Co się dzieje?
Talon krążył wokół stołu, wyraźnie poruszony.
– Ktoś był w naszym domu. W tym domu.
– O czym ty mówisz? – Uniosłem brwi.
Marj skuliła ramiona.
– Jestem przerażona, Joe.
Jade skinęła głową.
– To naprawdę jest straszne.
Poczułem, jakby jakieś zimne palce przebiegły po moim kręgosłupie.
– Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, o co tu, kurwa, chodzi?
Talon spojrzał na Jade.
– Wiecie dobrze, co wydarzyło się między mną a Jade jakiś czas temu. Kiedy poprosiłem ją o opuszczenie domu. – Skrzywił się.
– W porządku. – Jade pogłaskała go po ramieniu.
Potarł dłonie o siebie.
– Najwyraźniej, gdy Jade była pod prysznicem, ktoś dostał się do środka.
– Jeszcze raz proszę, wyjaśnij, o czym mówisz. – Nerwy miałem napięte do ostateczności i stawałem się coraz bardziej niecierpliwy.
Jade odchrząknęła.
– Po wyjściu spod prysznica znalazłam na poduszce to. – Otworzyła coś, co wyglądało na słownik prawniczy i wyciągnęła spomiędzy kartek zasuszoną czerwoną różę. – Nigdy o tym nie mówiłam, bo myślałam, że Talon ją zostawił.
– Tak, Jade powiedziała mi o róży – wtrąciła się Marj. – Na początku pomyślałam, że to dziwne, bo na ranczu nie uprawiamy róż. Ale może Talon pojechał do miasta i kupił ją dla niej. Nie zastanawiałam się nad tym.
– Żadne z nas wtedy o tym nie myślało – dodała Jade.
Talon odchrząknął.
– A dziś rano Jade wspomniała, że zostawiłem czerwoną różę na jej poduszce. Ale… ja tego nie zrobiłem.
Marj zadrżała, przesuwając dłońmi po ramionach.
– Nie czuję się tu bezpiecznie. To… pogwałcenie prywatności.
Talon nerwowo się rozglądał po kuchni.
– Musimy się dowiedzieć, kto to był. Nie mogę narażać Jade i Marj na niebezpieczeństwo.
– Absolutnie się zgadzam – powiedziałem, czując zimne dreszcze. – Zadzwoniłeś już na policję?
– Jeszcze nie. – Talon potrząsnął głową.
– Jedynym dowodem, jaki mamy, jest ta róża – stwierdziła Jade. – I oczywiście już uschła.
– Cieszę się, że ją zatrzymałaś – powiedziałem. – Może gliniarzom uda się zidentyfikować odciski palców.
– Nie wiem, czy im się uda – zastanowiła się Jade. – Jestem pewna, że moje odciski są na całej łodydze. A zdjęcie odcisków z płatków będzie chyba niemożliwe.
– Mimo to – zakończyłem – to wszystko, co mamy.
Talon w końcu usiadł przy stole i uderzył w jego drewnianą powierzchnię.
– Cholera! Właśnie wtedy, gdy wszyscy postanowiliśmy ruszyć naprzód! Właśnie wtedy, gdy zaczynałem czuć, że mogę wieść życie z rodziną i kobietą, którą kocham!
Ryan spojrzał na Talona.
– Nadal możesz to mieć, Tal. To tylko drobne niepowodzenie.
– Drobne niepowodzenie? – Oczy Talona zapłonęły gniewem. – Ktoś był w naszym pieprzonym domu, Ryan. Domu, który teraz dzielę z moją dziewczyną i siostrą, dwiema najważniejszymi kobietami w moim życiu. Nie mogę narażać ich na niebezpieczeństwo.
– Myślisz, że to mógł być Colin? – zapytała Jade, mając na myśli swojego byłego narzeczonego.
– Nie można tego wykluczyć – stwierdził Talon.
– Niestety nikt nie wie, gdzie on jest – powiedział Ryan.
– On nie żyje – odparł Talon. – Larry Wade go zabił.
– Nie jestem pewna, czy to on to zrobił – wtrąciła się Jade. – Nie zrozumcie mnie źle. Nie odczuwam jakiejś zadawnionej życzliwości do Larry’ego Wade’a. Cieszę się, że pójdzie do więzienia na bardzo długi czas. Ale kiedy ostatnio z nim rozmawiałam, przysięgał, że nie miał nic wspólnego ze zniknięciem Colina. Że ktoś podłożył dane osobowe Colina pod jego dane.
– Colin zdecydowanie może być winowajcą – mruknęła Marjorie. – Okazał się czarną owcą. Jak mogłam spędzić z nim cztery lata na studiach i tego nie dostrzec?
Jade potrząsnęła głową.
– Nawet mi o tym nie mów. Byłam z nim siedem lat. Zamierzałam wyjść za tego kretyna.
– Colin – Talon ponownie uderzył ręką w stół – chciał cię odzyskać. W jakiś sposób ten skurwiel dostał się do naszego domu.
– A co z Larrym Wade’em? – zapytałem. – To mógł być też on.
– Dlaczego Larry miałby mi zostawiać różę? – zapytała Jade.
Zaśmiałem się sarkastycznie.
– Dlaczego Larry miałby molestować swojego siostrzeńca?
Cztery pary oczu spotkały się z moimi, wszystkie były szeroko otwarte. Być może nie powinienem był wypowiadać tak dosadnych i niewybrednych słów, ale czas na owijanie w bawełnę tego tematu już dawno minął.
– Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem. Naprawdę. Ale to już nie jest tajemnica. Wszyscy wiedzą, dlaczego Larry siedzi w więzieniu. Sprawa trafiła do publicznej wiadomości, a tym razem taty i Wendy Madigan nie było w pobliżu, by ją zatuszować. Może ja powinienem był ją wyciszyć. Prawdę mówiąc, myślałem o tym, ale co by to teraz dało? – Skupiłem wzrok na jednej parze oczu. Talona. – Czy postąpiłem słusznie, Tal? Czy postąpiłem słusznie, nie kryjąc tego?
Spojrzał mi w oczy, a jego wyraz twarzy złagodniał. Odrobinę.
– Sam bym to zatuszował, gdybym chciał, Joe. To upokarzające, ale wiem, że to nie była moja wina. Może ta historia komuś pomoże. Kto wie. W tej chwili to najmniejsze z moich zmartwień. Teraz chcę wiedzieć, kto, do cholery, włamał się do mojego domu i położył kwiat na poduszce mojej kobiety.
Rozdział pierwszy
Jonah
Wiedziałem, że poczucie winy w końcu mnie zabije. Leżałem na szorstkim chodniku w ciemnej uliczce, a poczucie winy – w postaci kilku bezdomnych włóczęgów obijających mi nerki – skopywało mi tyłek.
Zawsze chroniłem twarz. Nie mogłem ryzykować, że moi bracia zobaczą dowody tego, co robiłem. Wszystko jednak od szyi w dół było dozwolone. Czasami nawet rzucałem chłopakom kilka dolców w podzięce za ich trud.
Ale dzisiejszej nocy… Dziś nie.
Dziś poczucie winy zakończy moje życie.
I przyjmowałem to z zadowoleniem.
***
– Joe! Dzięki Bogu!
Głos mojej siostry. Otworzyłem oczy. Postać Marjorie była rozmazana, ale to była ona. Jej ciemne oczy błyszczały troską. Gdzie ja, do cholery, byłem?
Jęknąłem. Bolały mnie plecy. Wziąłem gwałtowny wdech. Wielki błąd. Kurwa, poczucie winy dobrało się też do kilku moich żeber.
Ale żyłem.
Wciąż żyłem.
– Dzięki Bogu, że się obudziłeś. Pójdę po Ryana. Wyszedł na chwilę, żeby odebrać telefon.
Plama mówiąca głosem Marj została zastąpiona niebieską plamą, której nie mogłem zidentyfikować.
– Jak się pan czuje, panie Steel?
Do dupy, dzięki. Nie byłem pewien, czy powiedziałem to na głos.
– Sprawdzę teraz panu ciśnienie krwi. Może pan poczuć ucisk.
Mało prawdopodobne. Nie czułem nic poza uderzeniami basowego bębna bólu w plecach.
– Nieźle pana poobijali – powiedziała plama.
Najwyraźniej niewystarczająco mocno. Wziąłem kolejny wdech i poczułem, jakby przeszywał mnie nóż. Cholerne złamane żebra. Nie chodzi o to, że nie doświadczyłem tego wcześniej, i to wielokrotnie. To był jednak pierwszy raz, kiedy wylądowałem w szpitalu. Gdy próbowałem załzawionymi oczami skupić się na rozmazanym obrazie, serce zaczęło mi bić szybciej.
Co ja sobie właściwie myślałem? Przecież nie chciałem umierać.
Uświadamiałem to sobie za każdym razem, gdy dawałem się pobić. Za każdym razem miał być to ostatni raz. Przysięgałem to sobie. To już naprawdę po raz ostatni. Choć nie widziałem Marj wyraźnie, słyszałem, jak jej głos łamał się ze strachu. Nie mogłem znieść takiego tonu ani u mojej młodszej siostry, ani u żadnego ze swoich braci.
Odetchnąłem ponownie, krzywiąc się z powodu ostrego, przeszywającego bólu. Nigdy więcej, do cholery. To niebezpieczne pobłażanie sobie musi się skończyć.
– Nieźle nas nastraszyłeś, Joe. Na szczęście udało ci się doczołgać do baru i tam wezwano pomoc. Co robiłeś w tej okolicy? Co się, do cholery, stało?
Głos Ryana. Bar? Ja byłem w barze? Ostatnią rzeczą, jaką pamiętałem, była utrata przytomności w tej ciemnej alejce. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale wydobył się z nich tylko chrapliwy skrzek.
– W porządku, brachu. Nie próbuj nic mówić. Wygląda na to, że będziesz żył.
***
Doktor Melanie Carmichael siedziała naprzeciwko mnie w swoim gabinecie urządzonym w ciemnym drewnie i ciemnej zieleni. Była dokładnie tak piękna, jak to zapamiętałem. Poznałem ją kilka miesięcy temu w hotelowym barze. Oboje zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu, każde na innej konferencji. Siedziała obok mnie, popijając koktajl, a jej złocistoblond włosy opadały delikatnymi falami na ramiona. Dziś miała je spięte w ciasny kok na czubku głowy. Wciąż była zachwycająca, nawet w tej surowej szkolnej fryzurze. Przeszywające zielone oczy pozostały takie same. Nie byłem w stanie oderwać od nich wzroku tamtej nocy w barze i trudno mi było zrobić to teraz.
Jak miałem się zwierzyć tej kobiecie z moich najskrytszych myśli?
Mój brat Talon zrobił to i był teraz na dobrej drodze do wyleczenia się z ciężkiej traumy z dzieciństwa, kiedy to trójka mężczyzn uprowadziła go i przetrzymywała w zamknięciu. Miał wtedy dziesięć lat. Gdy w szpitalu odzyskałem przytomność, Talon błagał mnie, bym też umówił się na spotkanie z jego terapeutką.
Trzy tygodnie później, z wciąż bolącymi żebrami, siedziałem w miękkim skórzanym fotelu. Mój brat bez wątpienia spoczywał w tym samym fotelu i zdradzał tej kobiecie swoje najgłębsze sekrety. Teraz przyszła kolej na mnie.
– Nie jestem pewien, co powiedzieć.
Uśmiechnęła się. Mój Boże, miała piękny uśmiech. Jej usta były pełne i czerwone, w kolorze dojrzałej porzeczki.
– Proszę mówić, co pan chce, panie Steel. To jest pana czas.
– Po pierwsze, żaden pan Steel. Tylko Jonah. Albo Joe. Jak pani woli.
– Dobrze, Jonah. Może zaczniesz od tego, co cię dziś do mnie sprowadziło.
Czułem się jak oszust. Mój brat przeszedł tak wiele, a ja spotykam się z jego terapeutką, kiedy ze mną wszystko jest w porządku – poza wyrzutami sumienia, które żerują na mnie jak pasożyt, stopniowo mnie zabijając.
Rozejrzałem się po pokoju, grając na czas. Na ścianie za jej biurkiem wisiały różne certyfikaty. Byłem zaskoczony, widząc dyplom lekarza.
– Myślałem, że pani jest psychologiem – powiedziałem.
– Tak, jestem.
– Ale poszła pani na studia medyczne? Czy to nie czyni pani psychiatrą?
Odchrząknęła.
– Technicznie rzecz ujmując, tak. Ale mam też tytuł magistra psychoterapii, którą uprawiam. Ponieważ rzadko przepisuję leki, wolę określenie psycholog lub psychoterapeuta.
Potrząsnąłem głową.
– To dużo nauki.
Odchyliła się lekko do tyłu.
– Tak, były chwile, kiedy myślałam, że to się nigdy nie skończy. To, że jestem psychiatrą, ma też swoje zalety. Mam uprawnienia do przyjmowania w szpitalu Valleycrest, gdyby któryś z moich pacjentów potrzebował codziennej opieki. Ale uważam się bardziej za psychologa niż lekarza.
Skinąłem głową, równocześnie dalej przyglądając się jej gabinetowi.
– Czy moje kwalifikacje spełniają twoje oczekiwania? – spytała.
Odwróciłem się do niej gwałtownie.
– Oczywiście. Byłem po prostu ciekawy.
– To znaczy, że desperacko szukałeś czegoś innego do rozmowy niż to, co cię tu dziś sprowadziło – stwierdziła z uśmiechem.
Poczucie winy. Wiedziała o tym tak samo dobrze jak ja. Nie było sensu tego przedłużać.
– Ja… Cóż, zna pani historię mojego brata.
Doktor Carmichael skinęła głową.
– Znam. Twój brat dał mi pozwolenie na omówienie z tobą jego przypadku, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Dreszcz przeszedł mi po karku. Nie byłem pewien, czy chcę wiedzieć, co Talon wyznał tej lekarce. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
– To Talon zasugerował, żebym do pani zadzwonił i umówił się na spotkanie.
– Wiem. Powiedział mi o tym. I rozmawiał też ze mną trochę o tobie.
Chryste. Bóg jeden wie, co on jej nagadał. Wiedział, że zostałem skopany przez kilku zbirów w ciemnej uliczce. Nie wiedział jednak, że poszedłem tam celowo, że specjalnie nie walczyłem z nimi, że tak naprawdę to ja zacząłem bijatykę. Rzecz w tym, że nie byłem tchórzem. Mogłem szybko rozprawić się z włóczęgami, którzy mnie zaatakowali. I na pewno nie chciałem powiedzieć tej pięknej kobiecie naprzeciwko mnie, że pozwoliłem im się stłuc na kwaśne jabłko.
Wtedy z moich ust wyskoczyły dwa słowa.
– Poczucie winy.
– Rozumiem – stwierdziła doktor Carmichael. – Masz silne poczucie winy z powodu tego, co stało się z twoim bratem.
Przełknąłem ślinę i przytaknąłem.
– Porozmawiajmy o tym – powiedziała. – Dlaczego czujesz się temu winny?
– Ponieważ jestem jego starszym bratem. Powinienem był go chronić tamtego dnia. Powinienem chronić go tak, jak on chronił Ryana. Ale mnie tam nie było, a on zapłacił najwyższą cenę za moją porażkę.
– Zdajesz sobie sprawę, że Talon nie obwinia cię za to, co się stało, prawda?
Tak, rozumiałem to. Powiedział mi o tym wszystkim wystarczająco dużo. Ale to nie miało znaczenia. Ja sam wciąż siebie obwiniałem.
– Wiem o tym, Melanie. – Cholera, co za pomyłka. – Przepraszam… pani doktor.
Uśmiechnęła się ponownie, a moje serce wykonało mały taniec. Co za wspaniały uśmiech.
– Jeśli czujesz się bardziej komfortowo, zwracając się do mnie po imieniu, nie krępuj się. W końcu ja mówię do ciebie Jonah.
Z jakiegoś powodu była dla mnie Melanie. Może dlatego, że spotkaliśmy się już wcześniej. Nie bardzo wiedziałem.
– W porządku. Jeśli nie masz nic przeciwko.
– Nie mam.
– W każdym razie… Melanie, wiem, że on mnie nie wini. Ale mam też świadomość, że żywi do mnie urazę za to, co mu się przytrafiło.
– Być może tak było w przeszłości, ale teraz już jej nie odczuwa. A nawet jeśli ją czuł, było to całkowicie podświadome. Długo o tym rozmawialiśmy.
Spojrzałem w dół, na swoje dłonie.
– Boże, to takie dziwne, że rozmawiasz ze mną o tym.
– Jak już mówiłam, Talon dał mi wolną rękę. Bardzo martwi się o ciebie i o to, że wciąż czujesz się winny. Chce, abyś poczuł ulgę, a jeśli jego sesje ze mną mogą ci w tym pomóc, to chce, żeby tak się stało.
– To takie dziwne…
Melanie skinęła głową.
– Rozumiem. Jeśli więc wolisz, żebym nie opowiadała o sesjach i uczuciach Talona, możemy tego nie robić. Tak czy inaczej, jestem tu dla ciebie, Jonah, tak samo jak byłam dla twojego brata. Mogę również polecić innego terapeutę, jeśli wolisz mieć do czynienia z kimś, kto nie zna historii Talona. Mam kilkoro kolegów, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, którzy są świetni, i myślę, że mogliby ci pomóc.
Potrząsnąłem głową.
– Nie, bo wtedy musiałbym im wyjaśnić całą historię. Ty już ją znasz, więc nie musimy do tego wracać. Ale tak, wolałbym nie rozmawiać o Talonie. Przynajmniej nie o jego sesjach z tobą. To wydaje mi się zbyt prywatne. Ale możemy pomówić o nim, jak ja widzę jego problem, z mojej perspektywy. W końcu to przez niego tu jestem.
– Całkowicie to rozumiem. Więc powiedz mi, jak znalazłeś się w tej sytuacji? W ciemnym zaułku, w którym zostałeś pobity.
Poczułem zażenowanie. Naprawdę nie chciałem, by Melanie pomyślała, że nie potrafię o siebie zadbać, gdy natknę się na kilku zbirów. Oczywiście, że potrafię. Mogłem posłać ich obu do diabła. Bóg mi świadkiem, że robiłem to już wcześniej, gdy w grę wchodził ktoś inny.
Tylko nie ja.
Rzecz w tym, że dokładnie wiedziałem, co robię. Karałem samego siebie. Wyglądało na to, że jedynym sposobem na pozbycie się wyrzutów sumienia było zadanie sobie tak wielkiego bólu fizycznego, żebym przestał odczuwać ból emocjonalny. Nie potrzebowałem ani Melanie, ani żadnego innego terapeuty, by mi o tym powiedzieli. Jak dla mnie to była klasyka gatunku.
– Chcesz porozmawiać o czymś innym?
– Nie, przecież właśnie po to tu przyszedłem. Nie sądzisz, mam nadzieję, że nie umiem zadbać o siebie.
– Oczywiście, że tak nie myślę. A nawet gdyby tak było, nie jestem tu po to, by cię osądzać, Jonah. Jestem tu po to, by ci pomóc.
Poczułem w podbrzuszu ból, jakby uderzył mnie nóż. Nie uważała, bym umiał sam zadbać o siebie. Cóż, będę musiał jakoś temu zaradzić. W tej chwili nie wiedziałem, jak to zrobić.
– Chcesz mi opowiedzieć, jak znalazłeś się w tej sytuacji? Albo, tak jak powiedziałam, możemy porozmawiać o czymś innym.
O czymś innym. Gdyby tylko…
– To poczucie winy, Melanie, zżera mnie żywcem.
Przytaknęła, z poważną miną. W jej oczach pojawiło się coś jeszcze.
Współczucie.
Nie chciałem współczucia w żadnej formie. Nie zasługiwałem na niczyje współczucie. Nic złego mi się nie przytrafiło, a przynajmniej nic, w co sam bym się nie wpakował. W przeciwieństwie do Talona.
– Proszę. Nie patrz tak na mnie.
Otworzyła szeroko oczy.
– Co masz na myśli?
– Ze współczuciem. Nie zasługuję na to.
– Myślę, że źle odczytałaś mój wyraz twarzy. Jestem tylko zaniepokojona.
Jasne. Nie wierzyłem jej ani przez chwilę.
– Ale podejdźmy do tego z innej strony – powiedziała. – Jak się czujesz? Fizycznie? Dość mocno oberwałeś, ale dziś wyglądasz świetnie. Na twojej twarzy nie ma w ogóle śladu, że coś ci się przydarzyło.
Oczywiście, że nie. Zawsze chroniłem swoją twarz.
– Czuję się dobrze. Wciąż trochę bolą mnie żebra.
Dostałem też kilka paskudnych kopniaków w plecy, ale na szczęście nie spowodowały one żadnych trwałych uszkodzeń wewnętrznych.
– To dobra wiadomość.
Wydawało mi się, że cisza, która potem zapadła, trwała godzinami. Miałem wrażenie, że ona nie wie, co mi powiedzieć, a ja za cholerę nie wiedziałem, co powiedzieć jej. W końcu wstałem.
– Myślę, że to był błąd. Chyba nie jestem gotów na terapię. I nie jestem pewien, czy jej w ogóle potrzebuję.
– W porządku, ale w każdej chwili możesz zmienić zdanie – odparła. – Mój gabinet jest otwarty dla ciebie cały czas.
Ruszyła w moją stronę, a we mnie zawrzała krew.
Była taka piękna i chciałem uwolnić jej włosy z koka i patrzeć, jak spływają po jej kremowych ramionach.
A skoro nie zamierzałem wrócić na terapię, to co mnie powstrzymywało? Ona nie będzie już moją terapeutką…
Teraz ja podszedłem do niej, jeszcze bardziej zmniejszając dystans między nami, i napotkałem spojrzenie tych szmaragdowych oczu.
Jej usta zadrżały – takie cudowne, stworzone do całowania usta.
Potem się odwróciłem.
Wyszedłem z gabinetu.
Rozdział drugi
Melanie
Stałam na środku gabinetu, czując przebiegające po mnie dreszcze. Całe szczęście, że Jonah Steel mnie nie pocałował, choć przez ułamek sekundy byłam pewna, że to zrobi.
I chciałam tego.
Potrząsnęłam głową, żeby się uspokoić. Prowadziłam psychoterapię od ponad dziesięciu lat i nigdy nie pozwoliłam, by moje uczucia przeszkodziły mi w zachowaniu relacji lekarz–pacjent. Oczywiście niektórzy z moich pacjentów wydawali mi się atrakcyjni – w końcu Talon Steel był nadzwyczaj przystojny – ale nigdy nie dopuściłam do tego, by ich powierzchowność wpłynęła na moją pracę. Nigdy też nie żywiłam do żadnego z nich osobistych uczuć wykraczających poza przyjaźń.
Może będzie lepiej, jeśli Jonah Steel nie wróci na terapię, przynajmniej do mnie. Coś mnie w nim pociągało. Był bardzo podobny do swojego brata – te same ciemne włosy, z wyjątkiem odrobiny siwizny na skroniach. Nosił kilkudniowy zarost, również przyprószony srebrem. Jak to by było poczuć ten zarost na policzkach?
– Przestań – powiedziałam do siebie na głos. – To tylko pacjent, nikt więcej.
Westchnęłam i podeszłam do biurka. Ostatnia sesja tego dnia została odwołana. Zalogowałam się do poczty i sprawdziłam maile, odpowiedziałam na kilka, a następnie wyłączyłam komputer. Od jakiegoś czasu nie miałam wolnego popołudnia, więc postanowiłam zrobić zakupy. Zamknęłam gabinet, przekazałam Randi, mojej asystentce, ostatnie dyspozycje i zjechałam windą na ulicę. Pracowałam w centrum Grand Junction, gdzie było mnóstwo sklepów – do wyboru, do koloru.
Dlaczego więc weszłam do sklepu z bielizną? Nie bardzo rozumiałam samą siebie.
Podeszła do mnie dwudziestokilkuletnia kobieta z rozjaśnionymi blond włosami.
– Czy mogę w czymś pomóc?
Potrząsnęłam głową.
– Dziękuję. Po prostu oglądam.
Co? Nie miałam pojęcia. Nigdy nie byłam w tym sklepie. Nosiłam bawełniane majtki. Nawet moje staniki nie miały koronek ani wstążek. Nie musiałam też podkreślać miseczki w rozmiarze B.
Fiolet. Przyciągnęła mnie wystawa bielizny z fioletowej satyny i koronki. Rzadko nosiłam fioletowe rzeczy, więc nie byłam pewna, dlaczego właśnie ten kolor mnie skusił. Dotknęłam miękkiej i gładkiej tkaniny.
– To nasza nowa kolekcja Midnight Reverie. – Blondynka stanęła za mną. – Jaki rozmiar pani nosi?
Poczułam gorąco na policzkach. Byłam wysoka i szczupła, nosiłam rozmiar S, a stanik w rozmiarze 80 B. Moje ciało nie wyróżniało się niczym specjalnym. Z pewnością nie było na tyle niezwykłe, by pasowało do linii Midnight Reverie. Poza tym cały ten fiolet okropnie kłóciłby się z kolorem moich zielonych oczu.
– Ten kolor bardzo do pani pasuje – powiedziała blondynka.
Odwróciłam się w jej stronę.
– Nigdy nie noszę fioletu. Nie wyglądam w nim dobrze.
– Żartuje pani? Z pani odcieniem skóry i blond włosami wyglądałaby pani świetnie.
Otaksowała mnie z góry i na dół.
– I na pewno pani ciało dobrze wyglądałoby w fiolecie.
Teraz czułam się naprawdę skrępowana. Przyglądała mi się, jakbym była deserem.
Dlaczego w ogóle tu przyszłam?
– Proszę mi wybaczyć, naprawdę muszę już iść.
Blondynki nie dało się tak łatwo zniechęcić.
– Jeśli dzisiaj zrobi pani u nas zakupy, mogę pani dać dwadzieścia procent zniżki. Szczerze mówiąc, ta kolekcja jest dla pani idealna. Mężczyzna pani życia będzie zachwycony.
Powiedziała coś absolutnie niewłaściwego. Spojrzałam jej prosto w oczy.
– Mężczyzna mojego życia nie istnieje.
Szybko wyszłam ze sklepu.
Co ja sobie myślałam, wchodząc tam? Szłam dalej, popatrując na swoje odbicie w witrynach sklepowych, a ono patrzyło na mnie. Włosy miałam w nieładzie. Kilka kosmyków wypadło z koka.
Moje ciało było… w porządku. Ale idealne do fioletowej koronkowej bielizny?
Raczej nie. Blondynka była po prostu dobrą sprzedawczynią. Wiele kobiet prawdopodobnie nabrało się na tę jej gadkę.
Ale nie ja. Nie, nie ma nic specjalnego we mnie ani w moim ciele. Kropka.
Westchnęłam. Dlaczego postanowiłam pójść na zakupy? Dlaczego po prostu nie poszłam do domu i nie poświęciłam wolnego czasu na odpoczynek? Wróciłam do biura, zjechałam windą na parking i pojechałam do siebie.
***
Talon Steel siedział w moim gabinecie, w tym samym co zawsze fotelu, dłonie położył na skórzanych poręczach.
– Upłynęło już kilka tygodni, odkąd widzieliśmy się ostatni raz – powiedziałam.
– Tak, przepraszam, że mnie nie było. Zbiory w sadzie wreszcie się kończą i będę miał więcej czasu. Wiem, że kontynuowanie terapii jest ważne. I wiem, że nie jestem jeszcze całkowicie wyleczony.
Czy komukolwiek kiedykolwiek udało się w pełni wyzdrowieć? Nie byłam tego taka pewna.
– A jak się mają sprawy? – zapytałam.
– Całkiem dobrze. Nadal miewam sny mniej więcej raz w tygodniu, ale już nie wywierają na mnie takiego wpływu. Jade wprowadziła się z powrotem i śpimy razem.
Uśmiechnęłam się.
– Już nie boisz się z nią spać.
Cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy, z czym na początku miał trudności.
– Nie. Teraz patrzę wstecz i zastanawiam się, dlaczego w ogóle tego się bałem. Wiem, że nigdy bym jej nie skrzywdził.
Skinęłam głową.
– Ja też jestem tego pewna.
– Jak poszło wtedy z Joe?
Przygryzłam wargę.
– Nie mogę o tym mówić. Chociaż ty dałeś mi pozwolenie na dzielenie się z nim swoimi sesjami, on takiego pozwolenia mi nie dał.
– Przepraszam. Nie pomyślałem o tym.
– Nie ma powodu, dla którego miałbyś o tym myśleć. Po prostu martwisz się o swojego brata.
– Tak. To nie w jego stylu dać się skopać. Jest dużym, silnym mężczyzną. Powinien sobie z nimi poradzić.
Byłam tego samego zdania. Co mogłam powiedzieć?
– Musi pewne rzeczy przepracować, Talonie. Tak samo jak ty.
– Po prostu nigdy nie udało mi się pojąć, dlaczego moi bracia są tak bardzo poranieni tym, co mi się przydarzyło. Wydaje się, że obaj dźwigają ciężkie brzemię.
– To, przez co przechodzą, nie jest niczym niezwykłym. Ale ty nie możesz brać na siebie procesu ich zdrowienia. To oni muszą podjąć decyzję.
– Myślę, że ma pani rację, ale trudno mi, pani doktor, obserwować ich zmagania.
– Jestem tego pewna. Jestem też pewna, że było im równie trudno, a może nawet jeszcze trudniej, gdy patrzyli, jak ty się zmagasz przez te wszystkie lata.
Talon skinął głową.
– Zawsze o tym zapominam. Zawsze zapominam, że to, co przydarzyło się mnie, dotknęło także ich, choć w inny sposób.
– Masz całkowitą rację. Ale jak już mówiłam, nie możesz ich uzdrowić.
– Wiem. Ale chciałbym im pomóc.
– Możesz im pomóc. Możesz zadbać o siebie.
Zacisnął usta w lekkim grymasie.
– Pani doktor?
– Tak?
– Jak ja sobie radzę? Ale tak na serio.
– Mówiłam to już wcześniej, Talonie. Twoje postępy są niesamowite. Radzisz sobie świetnie.
– Czy myśli pani, że jestem gotowy na…
– Na co?
Wiercił się w fotelu, splatając palce.
– Chciałbym poprosić Jade, żeby została moją żoną.
Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu.
– Myślę, że to wspaniałe.
– Myśli pani, że jestem gotowy? Na takie zobowiązanie?
– Tylko ty możesz sobie na to odpowiedzieć. Sam fakt, że o to pytasz, jest bardzo istotny. Pamiętaj, że kiedy przyszedłeś tu po raz pierwszy, nie byłeś pewien, czy w ogóle uda ci się nawiązać relację z Jade.
– To prawda – przytaknął.
– Jeśli teraz rozważasz małżeństwo, to znaczy, jeśli pozwalasz sobie myśleć o tym, to tak, sądzę, że jesteś gotowy.
Westchnął.
– Naprawdę chciałbym włożyć jej pierścionek na palec. Tak, by świat wiedział, że jest moja. I naprawdę chcę się ożenić. Pragnę, żeby była matką moich dzieci. – Potrząsnął głową. – Dzieci. Kurczę, nigdy nie chciałem sprowadzać dzieci na ten świat. Ale teraz, z Jade, chcę, pani doktor. Chcę mieć dzieci.
– To świetnie. Myślę, że będziesz wspaniałym ojcem.
Na jego przystojnej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Nie wiem. Ale z Jade u boku czuję, że mogę osiągnąć wszystko.
– Możesz osiągnąć wszystko. I nie ma to nic wspólnego z tym, że Jade jest u twojego boku, choć rozumiem, co masz na myśli. Pamiętaj, że możesz zrobić wszystko, na co się zdecydujesz. Zobacz, jak daleko już zaszedłeś.
Spojrzał na zegarek.
– Muszę nieco skrócić naszą dzisiejszą sesję, pani doktor. Jestem umówiony na spotkanie z pewnym facetem. Z tym gościem od tatuaży, o którym wspominałem.
Skinęłam głową.
– Mówi, że znalazł jakąś starą dokumentację. Mam nadzieję, że może uda mi się namierzyć człowieka, któremu zrobił tatuaż feniksa. Muszę udowodnić, że Nico Kostas był jednym z moich porywaczy.
Talon już ustalił, kim byli dwaj z jego oprawców. O dziwo, okazało się, że miał rację co do jednego z nich – swojego przyrodniego wuja Larry’ego Wade’a. Czy są jakieś szanse, że ma rację co do drugiego? Nikłe. Ale Talon znał moje zdanie w tej sprawie.
– Życzę ci wszystkiego najlepszego. Wiem, że odnalezienie sprawców jest dla ciebie ważne.
Patrzyłam, jak wychodzi przez drzwi.
Bez wątpienia Talon Steel był przystojnym mężczyzną. Ale nie przyprawiał mnie o szybsze bicie serca jak jego brat Jonah.
Rozdział trzeci
Jonah
Skończyłem dzień ciężkiej pracy w odległej części farmy, wziąłem szybki prysznic i postanowiłem popływać. Mieszkałem we własnym domu na ranczu. Zbudowałem go jakiś czas temu, zanim zmarł mój ojciec. W głównym budynku zrobiło się całkiem tłoczno. Chociaż liczył pięć tysięcy stóp kwadratowych, gdy mieszkali w nim ojciec, dwóch braci i siostra, trudno było znaleźć miejsce tylko dla siebie.
Bóg jeden wiedział, że potrzebowałem samotności.
Tylko wtedy mogłem myśleć o różnych rzeczach. Takich, o których wolałem nie mówić. Bracia i siostra od razu rozpoznawali to po mojej twarzy. Nie znosiłem, gdy ciągle pytali mnie, co jest nie tak.
Pogłaskałem Lucy, moją golden retrieverkę, a potem zanurzyłem się w chłodnej wodzie. Zawsze uwielbiałem pływać. Prawdę mówiąc, wolałem pływanie od jazdy konnej. Od czasu do czasu wybierałem się na przejażdżki z braćmi i oczywiście jeździłem na koniu prawie codziennie, doglądając rancza, ale tak naprawdę było to ulubione zajęcie bardziej moich braci niż moje. Ja wolałem być otoczony wodą. Wiele razy żałowałem, że mieszkam w Górach Skalistych, a nie nad oceanem. Nie chodziło o to, że chciałbym zamienić swoje życie na jakieś inne. Uwielbiałem pracę na ranczu. Czasami się zastanawiałem, czy w poprzednim życiu nie byłem jakimś ssakiem morskim, ponieważ tak bardzo kochałem wodę. Zdejmowała ze mnie brzemię, nie tylko fizyczne, ale także emocjonalne i psychiczne. Pochłaniające mnie na lądzie poczucie winy roztapiało się w wodzie.
Przepłynąłem dwa okrążenia stylem dowolnym, a następnie przeszedłem do stylu grzbietowego, patrząc na zachód słońca. Nadchodziła jesień i dni stawały się coraz krótsze. Popłynąłem trochę motylkiem, potem stylem bocznym, aż wreszcie odpocząłem, wykonując kilka okrążeń podstawowym stylem grzbietowym. Mógłbym pływać bez końca. I uwielbiałem każdą minutę spędzoną w wodzie.
Kiedy skóra zaczęła już mnie szczypać, wyszedłem z wody i okryłem się ręcznikiem.
Przypomniała mi się Melanie Carmichael.
Chciałem ją znowu ujrzeć. I nie po to, by odbyć u niej terapię. Ale ona wiedziała wszystko o mnie i moim popieprzonym życiu. Nigdy nie byłaby zainteresowana zwykłym spotkaniem z takim typem jak ja. Był więc tylko jeden sposób, by się z nią zobaczyć. Musiałem umówić się na kolejną sesję.
Zadzwonię do niej jutro rano i to zrobię.
Wytarłem się ręcznikiem i wyciągnąłem się na szezlongu. Lucy położyła się obok mnie. Zamknąłem oczy. Co za dzień.
***
– Słuchaj, Joe – powiedział Talon. – Chciałbym po szkole pojechać na ranczo Walkerów, by się rozejrzeć.
– Po co?
– Chcę się dowiedzieć, co się stało z Lukiem. Coś mi tu nie gra. On nie wygląda na kogoś, kto by uciekał.
– Oczywiście, że by uciekł – stwierdziłem. – Te łobuzy zawsze dają mu popalić. Dlaczego miałby tam zostać?
Talon potrząsnął głową.
– Jak już mówiłem, to mi się nie podoba. Jasne, że ciężko jest z łobuzami, ale… on nie jest typem uciekiniera. On się temu poddaje, wiesz?
– Lepiej wracaj do domu. Dostaniesz po dupie, jeśli nie zrobisz tego, co trzeba.
– Zrobię wszystko, kiedy wrócę do domu. Chcę to tylko rozgryźć.
– Nawet nie lubisz Luke’a aż tak bardzo.
– Trochę go lubię. I nie znoszę tego, co robią mu te łobuzy.
– Najlepiej będzie, jak to zostawisz w spokoju – odparłem, kręcąc głową. – On wkrótce wróci do domu.
– Chcę, żebyś poszedł ze mną, Joe.
Potrząsnąłem głową.
– Do licha, po południu mam dużo pracy w domu. I muszę odrobić lekcje. Nie dam rady.
– Ja i tak pójdę.
– Jak sobie chcesz.
Nasz najmłodszy brat Ryan pociągnął Talona za rękę.
– Pójdę z tobą, Tal.
***
Otworzyłem gwałtownie oczy. To nie był pierwszy raz, kiedy ponownie przeżywałem tamten dzień. Bo to nie był sen. To było wspomnienie dnia, w którym porwano Talona. Dnia, w którym zmieniło się całe nasze życie.
Gdybym tylko z nim poszedł…
***
– Zaskoczył mnie twój telefon – powiedziała Melanie.
Wypuściłem powietrze z płuc. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że dotąd wstrzymywałem oddech. Kręciłem się w skórzanym fotelu. Co mam jej powiedzieć? „Chciałem cię znowu zobaczyć, więc umówiłem się na terapię, na którą nie chcę chodzić?”
Nie, to nie zadziała.
Znowu cisza.
– Więc dlaczego zadzwoniłeś? O czym chciałbyś porozmawiać?
Jej włosy były dziś rozpuszczone, opadały jedwabistą kaskadą na zieloną satynową bluzkę, która pasowała do jej oczu.
– Szczerze mówiąc, nie wiem.
Uśmiechnęła się.
– Dobrze. Może więc opowiesz mi o sobie? Jak wygląda twój normalny dzień, Jonah?
Nie byłem pewien, w jaki sposób opowiadanie o normalnym dniu miałoby mi pomóc, ale to ona była lekarzem.
– Mam sporo pracy. Zajmuję się hodowlą bydła. Pewnie wiesz, że Talon prowadzi sady, a Ryan winnicę.
Przytaknęła.
– Właściwie Talon i ja rozmawialiśmy stosunkowo niewiele o jego pracy. Ale tak, wiem, że zajmuje się sadownictwem. Przyniósł mi kilka soczystych brzoskwiń. Były przepyszne.
Soczyste brzoskwinie. Bezwiednie przeniosłem wzrok na jej klatkę piersiową. Jej piersi nie były tak wielkie jak te Jade, ale do cholery, wielkością nie ustępowały tym dużym brzoskwiniom z naszego sadu… Najprawdopodobniej dorównywały im także słodyczą. Jak smakuje Melanie? Soczystą brzoskwinią?
A może nie. Może czymś zupełnie wyjątkowym. Tak, wyjątkowym.
– Myślę, że kiedy Talon przyszedł, wiedziałaś dokładnie, o czym rozmawiać.
Zaśmiała się.
– Właściwie to nie. On też nie bardzo wiedział, o czym mówić. To, czego doświadczasz, jest całkowicie normalne. Więc staram się zacząć od czegoś znajomego, jak twoje codzienne życie. Zwykle kończymy tam, gdzie powinniśmy.
– Ale nie postąpiłaś tak z Talonem.
– Oczywiście, że tak. Po prostu nie zaczęłam od jego codziennej rutyny.
– Więc od czego zaczęliście?
– Na ostatniej sesji powiedziałeś mi, że nie chcesz rozmawiać o moich sesjach z Talonem.
Miała rację. Może więc odpowiem na jej pytanie?
– Moje życie jest dość rutynowe. Wstaję wcześnie, około piątej rano, spotykam się z nadzorcą rancza i kilkoma innymi osobami w biurze i omawiam z nimi plan pracy na dany dzień. Czasami sam jadę na pastwiska. W inne dni zajmuję się tylko papierkową robotą.
– Prowadzicie całkiem rozległą działalność.
– Tak. To najlepiej prosperujące ranczo w Kolorado. Mamy niemal pół miliona akrów i zatrudniamy setki osób, a do tego pracowników sezonowych.
– Więc masz wiele obowiązków.
– Tak. To znaczy, jestem głównie odpowiedzialny za ranczo, ale…
– Ale?
Zesztywniałem. Melanie kontynuowała:
– Ale czujesz się odpowiedzialny za wszystko, prawda?
Miała rację. Tak było. W końcu byłem najstarszy.
– Skoro ty zajmujesz się wołowiną, Talon owocami, a Ryan winem, to co robi twoja siostra?
– Marjorie jest dużo młodsza od nas. W tej chwili pełni różne obowiązki i pomaga tam, gdzie jest potrzebna. Kiedyś prawdopodobnie zdecyduje, czy zostanie na ranczu i będzie nam pomagać, czy odejdzie. Jej prawdziwa miłość to wykwintna kuchnia. Ale jest właścicielką jednej czwartej rancza. Ojciec zostawił je nam wszystkim w równych częściach, więc zawsze będzie miała swoją działkę.
Melanie skinęła głową.
– Powiedz mi, dlaczego ty czujesz się odpowiedzialny za wszystko, skoro twoje rodzeństwo posiada trzy czwarte udziałów i wszyscy jesteście dorośli?
Dlaczego ja?
– Chyba dlatego, że jestem najstarszy.
– Dlatego że jesteś najstarszy. Rozumiem.
Co rozumiała? Otworzyłem usta, by zadać pytanie, ale ona kontynuowała:
– Jonah, nie musisz być odpowiedzialny za wszystko.
– Wiem. Moi bracia robią, co do nich należy. Pracują naprawdę ciężko, a Marj też robi wszystko, o co ją poprosimy. Za każdym razem, gdy pojawia się dodatkowa praca, ona od razu służy pomocą.
– A jednak to ty czujesz się odpowiedzialny.
Miała rację. Tak było. Ponieważ byłem najstarszy. Ojciec powtarzał to wystarczająco często: „Jesteś najstarszy. Musisz się wszystkim zająć. Opiekuj się braćmi i siostrą”. Nie radziłem sobie z tym zbyt dobrze.
– Opowiedz mi o swoim ojcu – powiedziała Melanie.
Czy ta kobieta potrafiła czytać w myślach? Przecież jednak na tym polegała jej praca: wchodzenie do mojej głowy. Nadal nie czułem się z tym zbyt komfortowo.
– Co mój ojciec ma z tym wspólnego? Nie żyje od prawie ośmiu lat.
– Skądś masz to poczucie odpowiedzialności. Twój ojciec jest dobrym punktem, od którego możemy zacząć.
– W porządku. Ojciec był… dość dominujący. Nie zrozum mnie źle, bardzo nas kochał. Był dobrym ojcem. Uczył nas wszystkich od najmłodszych lat, jak prowadzić ranczo, uczył nas odpowiedzialności.
– Ale ciebie uczył odpowiedzialności bardziej niż pozostałych.
Przytaknąłem.
– Byłem najstarszy. To oczywiste, że oczekiwał jej ode mnie w największym zakresie.
– A twój ojciec? Był najstarszy z rodzeństwa?
– Miał tylko jednego brata, ale tak, był starszy.
– To sporo wyjaśnia.
– Jak to?
– Najprawdopodobniej jego uczono odpowiedzialności jako starsze dziecko, więc on uczył ciebie.
Racja.
– Tak.
– Czy kiedykolwiek odczuwałeś niezadowolenie, że powierzono ci tak dużą odpowiedzialność w tak młodym wieku?
– Może trochę. Ale w pewnym sensie to mi się też podobało. Byłem najstarszym bratem. Lubię być najstarszy. Pierwszy nauczyłem się jeździć konno. Pierwszy nauczyłem się jeździć na rowerze. Nauczyłem się prowadzić traktor, samochód. Dostałem własny pokój, podczas gdy Talon i Ryan mieszkali we wspólnym.
– Czy nie dorastałeś w dużym domu na ranczu?
– Tak, ale oni cieszyli się, że są razem. Przynajmniej do czasu… – Odchrząknąłem. – Później Talon też wolał mieć osobny pokój. Ale ja zawsze chciałem mieć własny. Lubię spędzać czas sam.
– Czas tylko dla siebie. Jak myślisz dlaczego? Dlaczego tak bardzo lubisz być sam?
– Nie wiem. Zawsze lubiłem.
– Jak myślisz, czy to dlatego, że czasami pozwalało ci to uciec od roli najstarszego brata?
Poczułem, że swędzą mnie dłonie. Cholera, ta kobieta właziła mi do głowy, a wszystkie moje mechanizmy obronne krzyczały, żebym to zatrzymał. Zacisnąłem ręce na poręczach fotela, przygotowując się do wstania.
– Wybierasz się gdzieś?
– Co masz na myśli?
– Zbierasz się do wyjścia. Język twojego ciała mówi wiele, Jonah.
Była w mojej głowie. Za to właśnie jej płaciłem. Jak miałem wpuścić ją do wnętrza swojej psychiki, skoro myślałem tylko o tym, by zaciągnąć ją do łóżka?
Jakoś udało mi się odprężyć.
– Musiałaś mnie źle zrozumieć. Nie zamierzam nigdzie wychodzić.
Uśmiechnęła się.
– W porządku.
Próbowała mnie tylko uspokoić. Ani przez chwilę nie wierzyła, że źle mnie odczytała.
I oczywiście miała rację.
– Wróćmy więc do ciebie i czasu, który spędzasz sam na sam. Nadal to lubisz?
Przytaknąłem.
– Co wtedy robisz?
– Czasami nic. Czasami pływam. Mam w domu basen pływacki. Zawsze kochałem wodę.
– Rozumiem. A co takiego jest w wodzie, że ją kochasz?
– Nie wiem, naprawdę. Chyba po prostu lubię sposób, w jaki mnie otacza.
– Jak tarcza?
– Nie wiem. Może. Wydaje mi się…
– Co?
– Że… mnie uspokaja. Odciąża.
– Rozumiem. To brzmi sensownie. Co jeszcze robisz, gdy jesteś sam?
Cóż, często waliłem konia. Ale tego na pewno jej nie powiem. Minęło zbyt wiele czasu, odkąd byłem z kobietą. Chociaż w przeszłości miałem dziewczyny, nigdy nie zbudowałem niczego, co można by nazwać poważnym związkiem. Przed Talonem i Jade tylko jeden z nas nawiązał taką relację. Ryan był z kobietą o imieniu Anna przez kilka lat, ale w końcu zerwali ze sobą.
– Czasami czytam o prowadzeniu rancza, rolnictwie.
Zaśmiała się cicho.
– To część twojej pracy. Mówię o twoim wolnym czasie. O czasie spędzanym w samotności. Co robisz poza pływaniem?
Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Jeśli nie pływałem lub nie spałem, robiłem coś związanego z ranczem, czytałem o nowych technologiach, uczestniczyłem w konferencjach albo rozmawiałem z braćmi lub nadzorcą. Boże, czy naprawdę tak bardzo zaangażowałem się w pracę?
– Ja… spędzam czas z braćmi i siostrą.
– A co z przyjaciółmi? Albo z dziewczyną?
– Talon ma grupę chłopaków, z którymi gra w pokera. Ryan czasem do nich dołącza.
– Ale ty nie?
– Nie. Tak naprawdę nie uznaję hazardu.
– Dlaczego?
– Po prostu nie uznaję.
– Jak myślisz dlaczego?
Nie miałem pojęcia, do czego zmierzała w tym pytaniu.
– Czy nie lepiej nie uprawiać hazardu, Melanie? To może prowadzić do uzależnienia, prawda?
– Myślisz, że masz osobowość skłonną do uzależnień?
Zaczynaliśmy zbaczać z tematu.
– Oczywiście, że nie.
– W porządku. W takim razie przejdę dalej. A co z randkami?
Czy to tylko moja wyobraźnia, czy jej policzki zaróżowiły się trochę na wzmiankę o randkach?
– Nie mam na nie czasu. Poza tym nie spotkałem nikogo, kim byłbym zainteresowany.
Aż do teraz.
– Przyjaciele?
– To samo, czasami piję drinka z chłopakami z rancza, czasami z moimi braćmi.
– Z nikim innym?
– Cóż, mój najlepszy kumpel z dzieciństwa właśnie przyjechał z wizytą. Jest kuzynem jednego z dzieci, które zamordowano wtedy, gdy Talon został uprowadzony.
– Rozumiem. Więc spędzasz z nim czasem czas?
– Tak, wciąż tu jest. Ma dziesięciomiesięcznego synka, który jest naprawdę uroczy.
– A ile masz lat, Jonah?
– Trzydzieści osiem. A ty?
Nie powinienem był o to pytać. Nie byłem pewien, dlaczego przyszło mi to do głowy.
– Czterdzieści.
Miałem nadzieję, że szok nie był widoczny na mojej twarzy. Jakoś uznawałem ją za znacznie młodszą, ale te wszystkie lata szkoły… a potem praktyki. To oczywiste, musiała być starsza.
Tymczasem Melanie kontynuowała:
– Ale nie jesteśmy tu, by rozmawiać o mnie, prawda?
– Przepraszam. To było zbyt osobiste pytanie.
– Bez obaw. Nie jestem jedną z tych kobiet, które nerwowo reagują na swój wiek.
– Nie ma powodu. Wyglądasz świetnie. Myślałem, że zbliżasz się do trzydziestki.
Znowu się zarumieniła, tym razem na szyi. Na jej jasnej cerze pojawiły się różowe plamki.
Poczułem ściskanie w kroczu.
– Dziękuję. Wróćmy do przyjaźni. Wspomniałeś, że twój przyjaciel ma małego synka. Czy kiedykolwiek myślałeś o założeniu rodziny?
Spiąłem się.
– Przez długi czas nie. Ale teraz widzę Talona i Jade i zastanawiam się…
– Nad czym?
– Zastanawiam się, czy… czy istnieje dla mnie ktoś taki jak Jade dla Talona. – Zastanawiałem się też, czy ten ktoś nie siedzi naprzeciwko mnie. – To znaczy, myślę, że jeśli Talon, z całą swoją przeszłością, potrafi stworzyć związek, to może jest nadzieja i dla mnie.
– Myślę, że dla ciebie jest jeszcze wiele nadziei. – Spojrzała na zegar na stoliku. – Nasz czas na dziś dobiegł końca. Chcę, żebyś coś przemyślał, zanim znów się spotkamy.
– Jasne. Co takiego?
– Chcę, żebyś pomyślał o tym, jakie naprawdę ciążą na tobie obowiązki, a następnym razem, gdy przyjdziesz, porozmawiamy o tym.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki