Metafora Współczesności - Międzynarodowa Grupa Literacko-Artystyczna "Kwadrat" - ebook

Opis

„Metafora Współczesności” ma korzenie w „Metaforze”, która znajdowała się pod redakcją Alicji Kuberskiej i Katarzyny Lisowskiej. Pismo jest jednak odrębną publikacją o charakterze międzynarodowym. Niemniej pozostaje otwarte na debiutantów, wspiera początkujących twórców, niezależnie z jakiego są regionu, kraju.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 171

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Międzynarodowa Grupa Literacko-Artystyczna «Kwadrat»

Metafora Współczesności

Tom I/2016

© Międzynarodowa Grupa Literacko-Artystyczna «Kwadrat», 2016

© Istvan Orosz, projekt okładki, 2016

RedaktorAlicja Maria Kuberska

RedaktorKatarzyna Anna Lisowska

„Metafora Współczesności” ma korzenie w „Metaforze”, która znajdowała się pod redakcją Alicji Kuberskiej i Katarzyny Lisowskiej. Pismo jest jednak odrębną publikacją o charakterze międzynarodowym. Niemniej pozostaje otwarte na debiutantów, wspiera początkujących twórców, niezależnie z jakiego są regionu, kraju.

ISBN 978-83-8104-098-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Przygoda z wierszem

Mini antologia wierszy

Józef Baran

ECHOLOGIA LEŚNA

w czarnawskim lesie

wieczność

igra z nicością

pod postacią przezroczystej ważki

początek bawi się

w chowanego

nawołując go zza pni

skutek

pyta o przyczynę

lecz

słyszy tylko

echo

własnego wołania

a wody życia

płyną i płyną

ciemne nabrzmiałe węzły

pod korzeniami dębów i sosen

POMNIK

powiem prawdę

nigdy nie kochałem brudnej

zaślepionej wsi

gdzie urodziłem się w chacie Dedala

ze złością patrzyłem jak

czarny i unurzany

uporczywie przekopywał

labirynty

chcąc dokopać się

do nieba

był ślepym

zapatrzonym w ziemię kretem

nigdy nie podnosił głowy

ku słońcu

a my często

wspinaliśmy się z bratem po schodkach

na wieżę kościelną

aby stamtąd popatrzeć

na połyskujące z dala

dachy miasta

śnił nam się lot

dlatego ojciec całymi dniami

obmyślał dla nas skrzydła

zapożyczał się u sąsiadów

jeszcze głębiej wbijał

czarny ryjek w ziemię

dziś jeszcze

gdy powracam do wsi

z osmalonymi skrzydłami

przystaję czasem gdy ujrzę kreci kopiec

to pomnik usypany

na cześć mojego ojca

Małgorzata Anna Bobak

* * *

Urodziła się za mała na świat

Pojedyncza

Całkiem wesoła i jak cielątko smutne

Płakała kiedy wiał wiatr i nie chciała jeść mięsa

Wywołana do tablicy odpowiadała za cicho

Nie na temat

Wyjeżdżając zostawiała nieobecność

Bardzo podobną do niej samej

Odrazę do pajęczyn i duchów

Potem usłyszała dziwne słowo —

Eksterminacja

Brzmiało elegancko i obco

Kilka znaczeń w encyklopedii

Coraz bardziej niewidoczna

Bała się że wkrótce odbiorą ją matce

* * *

Moje sny są przedziwne

Prują się jak swetry

Przechodzą ciasno przez głowę

Pachną wiatrem

Sny sfilcowane

Grzęzną na dnie mokradła

Płynę po nie łódką

Morze ma kolor niebieski albo zielony

Wolałabym niebieski

Ale najdziwniejsze jest to że nie muszę wiosłować

Sama wie dokąd

Sama odnajduje

I wraca

Mimo że dziurawa utrzymuje się na wodzie

Pierzaste sny ćwierkają o trzeciej nad ranem

Głośniejsze od przejeżdżających trolejbusów

I pociągów

Szczekających psów

Budzików

Niemowlaków

Podcinam im lotki aby nie odfrunęły

A wystarczyłoby nadać im imiona

Karmić o tej samej porze

Dać stary siennik

Może czasem przytulić

Tak

Przytulić

Anna Buchalska

* * *

we własnych dłoniach uwięzić perliste pióra

uwite z pajęczyn i potu

nie mnie decydować

życie poddane losowi czy los poddany

okruchy chleba ze śniadania pozostają na kolację

nieprzespana noc sięga rana

a gdyby odnaleźć w sobie siłę

wznieść się ponad chleb powszedni

w dłoniach ponad pergamin unieść imię swoje

uwięzione w piórze

Michał Janusz Doyniak

NIESZPORY

Za szachownicą pól

ujrzałem nowe Jeruzalem

modliły się kapliczki pakoskie

jezioro błyszczało w słońcu

niebo w dali siwiało ciszą

bez jednego obłoku

nawet wiatr ucichł

śpiewem ptaków

zbliżał się wieczór

i pacierz

* * *

Zaprowadzę cię na wrzosowiska

gdzie cisza i psy szczekają

zobaczysz wszystko w fiolecie

płowym

wspinają się ku niebu wzgórza

a niebo

kłania ziemi…

Usłyszysz szum potoku

tak delikatnie z górami gada

bukowe niebo bukowa trawa

chmury się cienią…

i rozpłyniemy się

w promieniach słońca

tam zatopimy w płowej zadumie

ZWIDY

Żyć

dla pozoru

jak

mak na polu

kiedy opada

kwiatów czerwień

zostaje gorycz

opium

      * * *

Do nieba

idzie się wąską

bramą

może nie zmieścić się

walizka

Ela Galoch

* * *

Kiedy Gośka odchodziła do nieba,

nie mówiła o niczym innym, tylko o naszej rzece.

Chciała pić wódkę ze sklepu przy zakręcie

i zagryzać wujowymi pomidorami.

Tam zawsze jest inaczej,

jakby gasnące okno dotykało ruin pałacu źrenicami

syna, więc nie można myśleć o niczym innym,

jak o kuli powoli przenikającej nurt.

Gdy traci swoją moc,

staje się podobna do czerwonej sukienki,

takiej, która musi być tylko w małym rozmiarze.

Na drewnianym wieszaku fruwa po zagajniku.

Potem jest najtrudniejszy moment, przestrzeń

ogarnia nagły chłód, a ogień żarzy się tylko

we wnętrzach papierosów. Milkną nawet ci,

co dużo widzieli, jakby w widoku zastygł niepokój

o zbyt wielu skrzydłach.

Wtedy już się wie, że najgłębszy odcisk istnienia,

mieszka w łuszczącej się ramie furtki?

Zmierzch — w kruche gałęzie — wczepia rachunek

za życie i różowa Skoda Felka od Janiaczki

sunie po zarośniętych dziurawcem rowach,

rozmywając się w przedwieczornych olszynach.

Pozostają tylko światła,

jakby w środku każdego wiejskiego przystanku

płonęły dwie świece niczym dwa kompasy.

I już nie powinno się bać, tylko dłońmi

obrysować misterną koronkę pelargonii,

by powracać przez świadectwo.

Tyle rzeczy chce się zrobić jeszcze raz:

pogłaskać królicze futro, unieść liliową pomadkę.

Lecz odpłynęła, bo w pokoju — zamiast śmiercią —

zapachniało łęgami. Na spotkanie wybiegły

dwa szare koty z dzieciństwa i śpiewające krowy

przy rosochatej wierzbie.

Tylko my nie wiemy, co zrobić, co powiedzieć?

Może zakląć jak szewc?

Agnieszka Herman

W PROSTOKĄCIE

W prostokącie szpitalnego okna

jak w obciętym kadrze

drzewa — zapałki w równych rzędach

bez korzeni i koron

bez początku i końca

każdy dzień sterylny

jak obojętność.

W prostokącie istnienia

tu i teraz

ważne jest tylko

moje ciało.

Czas — stukot butów pielęgniarek.

Ludzie się rodzą

Ludzie umierają

Jerzy Fryckowski

* * *

To twój ostatni dyżur

poznaję po wysokich obcasach

które wcale nie dodają pewności a tylko odrobinę

wzrostu

okłamujesz mnie że bilet wygrałaś na loterii

szpitalnym fartuchem nie da się zakryć

sylwestrowej kreacji

i koloru paznokci który ukrywasz przed

dezynfekującym spirytusem

Londyn– kojarzę Arsenal, Tottenham, Fulham

żadnej pracy na czarno

Jego matka specjalnie uczesała się w kok

nie robiła tego od ostatniej podróży na cmentarz

gdy rozstawała się z pocałunkami na zawsze

Jeszcze tylko raz zmienisz mi opatrunek

pokażesz jak boli pożegnanie ze skrzepem

z zaschnięta krwią która jak mp3 pamięta twój

oddech

i zapach perfum którego nazwy ciągle nie umiem

Wykrochmaliłaś stary czepek jeszcze z promocji

abym mógł zdjąć go jak koronę królowej moich

bezsennych nocy

wcześniej przemyjesz rany troską

bo nie chcą się zrastać i szwy puszczają

na wszystkich skrzyżowaniach

na których przychodzi mi cię żegnać

* * *

Przydzielono nam najmłodszą siostrę

wyrzuconą z zakonu

bo nie umiała zrezygnować z czekolady

i potajemnie topiła ustami kwiaty szronu na

szybach

Ciężko jej będzie

wszyscy mamy dożywocie

raz na miesiąc brokuły na obiad

mieszanie herbaty w jedną stronę

bo z powrotem nie cofa czasu

Nasza siostra o pięknych ustach

i piersiach tłumionych bandażem

strzela do mnie nabojami

pełnym i zielonego atramentu

często zagląda przez ramię i mówi

że moje listy nie są dla ciebie

że piszę je dla Koryntian

Potem

poprawia mi poduszkę

zmienia pampersa

zabiera zimną herbatę

Parzy dłoń o czoło

Wiesława Barbara Jendrzejewska

ZAMYKANIE

Co dzień umiera jedna

miłość

jeden szept stygnie

jedna się kurczy myśl i uczta życia mija

Krzyczę. Wychodzę. Zamykam.

Za nami niepotrzebna

śmierć      za dużo o jedno słowo      za mało barw i sensu      tyle bez znaczenia

Nie pytam już o ciebie      tu ciebie nie ma      a tam stroisz zaklętą ciszę      w przemijania rzeźbę

Wychodzę.

Wszystko już było      i tylko szare zimne usta      słów szukają daremnie      na strunach ciszy

Lech Kamiński

ROZMOWA Z MATKĄ

Stęskniłem się mamo

nic to, ja też cię kocham synku

Ciężko mi beż ciebie mamo

nic to, dasz radę syneczku, jesteś duży

Brakuje mi ciepła twojego

jeszcze trochę synku, niedługo znowu cię utulę

Szukałem cię mamo, u innych kobiet,

wiem synku, wiem, nie trzeba

I nie znalazłem, ty jesteś jedyna

kocham cię synu

Utul mnie — choć raz jeszcze,

synku, dziś cię we śnie utulę,

Będę — z wiatrem przy tobie,

utulę cię, promykiem słońca,

i poślę ci — gwiazdkę z nieba,

srebrną, wybraną tylko dla ciebie.

Zaśpiewam ci — w pieśni skowronka,

będę kotem do nóg ci się tulić,

pogodę ci ześlę piękną, słoneczną,

uścielę ci — wygodną drogę do nieba.

A w nocy, gdy już zaśniesz w łóżku,

jak kiedyś, znów usiądę przy tobie,

nachylę się, pogłaszcze, pamiętasz…

będę w tej sukience — w kwiaty kolorowe.

Więc synku, nie martw się że boli,

że już ci trudno nadążyć za latem,

że życie staje się okropnie trudne,

my się spotkamy — już niedługo

— razem.

Piotr Kasjas

* * *

Czytałem tak zwanych wielkich

I słuchałem tych o brudnych wargach

Sądziłem, że są lepsi niż ja —

Płód poroniony,

Otwarty na potrzeby innych,

Którzy nie mają nic więcej z istnienia,

Poza samym istnieniem.

Dzieląc nieskończoność,

Dostrzegałem podłość, jak i szlachetność.

Pragnąłem harmonii, jak i porywu tragedii,

Odrobiny podniety i widoku zazdrości w ich oczach.

I dziś wcale nie czuję się słabszy,

Z powodu kruchości mego istnienia.

Wypluwam gorycz

I wspinam się ścieżką ku blaskowi słońca

Mając za nic, kłamstwem podszyte słowa.

Alicja Kuberska

IRENA SENDLER

Mówiła o sobie:

„Nie jestem bohaterką, czyniłam tylko ludzką

powinność.

Podałam rękę, wyciągnęłam na brzeg tonących.”

Czas jak bezwzględny łupieżca ukradł

wspomnienia.

Zatarł ślady, zasypał kurzem minione lata.

Zachował pamięć o prawym człowieku.

W szklanych słojach zakopanych w ogrodzie,

wąskie paski papieru przechowały tożsamość.

Podarowała życie na dwóch tysiącach karteczek.

Zapisała starannym pismem nowe imiona

dla dzieci z warszawskiego getta.

Dała im nazwisko — „Nadzieja na ocalenie.”

Na archiwalnym filmie,

drobna staruszka mówi cichym głosem:

„Wierzę, że dobro zawsze zwycięży zło.”

A zmarszczki wokół oczu stworzyły uśmiech

w aureoli.

Alina Kuberska

ŚLAD NA DUSZY I UMYŚLE

odchodzi tato

zamyka drzwi bez pożegnania

tak będzie lepiej mówi do mamy

krzyczę zostań

będę grzeczna

słyszę oddalające się kroki na schodach

a miał mnie zabrać

do krainy Małego Księcia

walę głową w ścianę

nie bardzo rozumiem

dlaczego już mnie nie kocha

nie ma Boga mówię przez łzy

pozwolił mu odejść

jestem przepełniona nienawiścią

chcę zniknąć

wtedy pierwszy raz wymiotuję

Estera Kudela

KWIAT

Rośnie na łące, jest piękny, pachnący,

jedyny w swoim rodzaju, lecz samotny.

Powoli zanika,

umiera, aby na tym miejscu zagościło

słońce.

* * *

Wieje bez sensu, liście roznosi,

jesienny wiatr w okna uderza.

Snuje się samotnie, okolice przemienia.

Szuka wolności. Znaleźć nie może.

Monika Kusztal

OD ŚMIERCI

Nie pojawiłeś się nawet cieniem

pod oknem

ani pod oczami

Wspomnienia starły się same

jak cyfry na paragonach

za długo trzymane w portfelu

Wczoraj pojawiłeś się pierwszy raz

jakby nic się nie stało

Uśmiechałeś się

piłeś herbatę w kuchni

na swoim stałym miejscu

Sen przechodził w jawę

kontury w rysy twarzy

złudzenia w dotyk

gdy chciałam Cię przytulić

rozpadłeś się na ptaki

Po moim parapecie chodzą gołębie

wysypuję im ziarno

Czekam kiedy wlecisz oknem

i znowu usiądziesz w kuchni

na swoim stałym miejscu

Jolanta Michna

* * *

noc już

dotyka nierównych

chodników

gdzie niezliczone

ślady spoczywają

niczym zimne posągi

gwiazdy ścielą niebo

tańczą wokół księżyca

zastanawiam się która

z nich spadnie pierwsza

i rozpęta wojnę

Anna Musiał

  18’Przyszłaś do mnie po osiemnastej.

      W letniej sukience, w złocistych sierpach.

      Wojenne drumle grały do rytmu uderzeń:

      palcem w ścianę,

      potem już tylko kawałek mięsa.

      Kobiety rodziły na ulicy, na której stały.

      Oddawały dzieci obcym podziemiom;

      synku, spoczywaj w deszczu, w ziemi,

      która cię nie wykarmiła.

      Potem już tylko ciemność.

     Leżeliśmy bezbronni,

     mocniejsi o skórzane zbroje:

     Zostały w spadku po nieobecnych.

     A ty znów przyszłaś do mnie po osiemnastej — jakbyś chciała sprawdzić, czy jestem.

     Przyniosłaś w sobie wyblakłe słońcem łany, wysuszone warkocze, przez które teraz przeplatam palce.

Elżbieta Nowosielska

Erotyk na każdą porę

Dobrze

Że w czterech ścianach ciała

Wiosna od czasu do czasu

Wytęsknione ptaki

Wzbijają się ponad

Rozwiośniają się

Pragnienia

Topią się

Białe śniegi piersi

I ponad

Rozpragnionym niebem

Już tylko

Pogoda

Erotyk z jabłkiem

Niebieski mrok

Ułożył się do snu

Na gałęziach olszyn

Zamilkło

Przewracające się

Z boku na bok

Gopło

Nawet echo

Bijących trwożnie serc

Zatrzymało się

W tatarakach

I wtedy

Podałam ci jabłko

Z obiecanego sadu

Było oczywiste

Że kolejny raz

Narazimy się

Na wygnanie z raju

Adrianna Olejarka

* * *    Bratniej Duszy

jadę w strony rodzinne

już nie w r a c a m

bo bardziej jestem znikąd

przede mną siedzą dwie Ukrainki

łapczywie brudzące palce

tłustymi frytkami zakupionymi na stacji

w tym martwym miasteczku

witają ulice spocone

z podekscytowania kłębiącymi się chmurami

przyjechałam żeby się z tobą pożegnać

bez sentymentów

i nie na zawsze

— jak zawsze —

ładne i różanopalce

przez testowanie promocyjnych szminek

bez celu chodzimy po uliczkach

i to wszystko zdaje się teraz

tak dalekie i nieodkryte

potem mówisz mi jeszcze

nikt tak nie odprowadza jak ty

a ja odpowiadam sobie

że nikogo nie odprowadzam w ten sposób.

ani w ogóle.

/6,9 września 2015/

jesień, piątek, Wisła

powinnam napisać dziś coś o pięknie

zachodzącego słońca w stronach ostatniego hotelu

nad Wisłą, albo dalej, nad Tyńcem,

ale słońca już nie ma,

a to znaczy, że nie powinno mnie tu być.

nie sprawdziłam nawet jak stąd wrócić

(sama sobie zazdroszczę takiej wolności)

zobaczyłam za to pięknie zachodzącego

mężczyznę,

który wcześniej wyminął mnie na rowerze

— zrobił sobie przerwę w Parku Dębnickim:

żywo wymachiwał rękami robiąc przysiady.

przypomniał mi pana dziadka w dżinsach w kant

i innego, który za dzwonek w telefonie miał Celine

Dion z Titanica

i jeszcze jednego, który szeptał mi w tramwaju

a dlaczegóż to panienka taka frasobliwa?

nie wolno się smucić.

ale ja wiem łatwo mówić,

a czasem tak bywa, że nie da się inaczej.

wracając minęłam drugi raz tego samego

nieszczęśliwie pijanego mężczyznę

i pomyślałam, że różnimy się

tylko alkoholem

chyba zawsze myślę że znajdę tu jasny ekwiwalent

życia,

a zastaję starość i rozpacz

/30października 2015/

Stanisława Ossowska

Krzyki, czyli muzyka współczesna stereofoniczna

Krzyk radości i krzyk rozpaczy.

Krzyk szczęścia i krzyk bólu.

Krzyk odrzucenia i krzyk izolacji.

Krzyk zwycięstwa i krzyk przegranej.

Krzyk zachwytu i krzyk obrzydzenia.

Krzyk podniecenia i krzyk beznadziei.

Krzyk buntu i agresji.

Krzyk roszczeń i nienasycenia.

Krzyk świadomy i nieświadomy.

Krzyk prowokujący do zwrócenia uwagi

i krzyk wzywający pomocy.

Krzyk leczony i nieleczony.

Krzyk tłumiony i nietłumiony.

Rzadko utulony, bo gdy utulisz –gaśnie.

Tu niemy krzyk,

tam pijany.

Gdzie indziej uśmierzany inaczej

Taka stereofonia współczesna

zwracająca uwagę

i wzywająca pomocy.

Pełno jej wszędzie.

Kto słyszy te krzyki?

Kto je rozumie?

Jak to możliwe,

aby tak jazgotliwej muzyki krzyku niesłyszeć

lub słyszeć i nie rozumieć?

Czyżby przesyt i znieczulenie?

Kto zechce wsłuchać się w tę muzykę?

Kto zechce pokochać i przytulić krzyczących?

Kto zechce i potrafi im pomóc naprawdę?

Mirosław Pisarkiewicz

Okno Beatrycze

patrzy codziennie pijąc poranną kawę

na okno rozdarte przez czas

koślawy płot z wiecznym cieniem kota

wróble kłócące się na blaszanym parapecie

kawa bez cukru

koniecznie rozpuszczalna

Beatrycze od dawna nie wróży z fusów

niczego dobrego

artefakt obłoku przesuwa się w poprzek

uchylonej okiennicy

napój kończy się

trzeba umyć szyby

myśli dziewczyna

spłukać z nich

widok klucza ptaków

Beatrycze odstawia porcelanową filiżankę

jeszcze pachnącą przebudzeniem

…i na cóż mi ta cała wolna wola

kiedy nie panuję nawet nad snami

mówi cicho

odgarniając z czoła niesforny kosmyk

Kacper Płusa

list do jacka kerouaka

spisujesz kronikę zaburzeń. Solilokwium

z zakończeniem zamkniętym.

twoje piętno w literaturze to fakt, że strona po

stronie wraz z tekstem otwiera się przestrzeń:

ścierniska, żniwiarze, prerie. koszula, którą nosisz

przesiąkła tanim tytoniem i deszczem.

czarny kapelusz przybito ci do skroni jak gwóźdź

do trumny. Przy biurku niczym urzędnik cyzelujesz

perypetie. Dla umysłu słowa są więzieniem

o zaostrzonym rygorze.

kiedy piszę tę depeszę wzdłuż trasy wciąż

przejeżdżają pociągi nabrzmiałe od włóczęgów,

ekstatyczne jak stukot maszyny. czcionka nadaje

kartkom zapach świeżej farby.

wyobraźnia czytelnika rozgrzewa się jak szyny.

iskrzy nad papierem sekwencją wydarzeń:

używek, przyjaciół, podróży. między wierszami

jesteśmy do siebie całkiem niepodobni.

wznieśmy więc toast lurowatym piwem: za tych, co

w drodze.

Zbigniew Roth

Pustka wszędzie!…

dziś kiepski połów choć nadzieja duża

w tej sieci najwięcej jest marzeń złowionych

na pewno nie będzie zachwyconych oczy mamy

ale wyciągamy to co nam natura dziś dała

zbyt wolny widać nurt rzeki

płytka woda połowom nie sprzyja

płotka wije się jak żmija w sieci zaplątana

wyjmę ciebie kochana i wpuszczę do rzeki

hymn pochwalny wyśpiewaj maleńka

tym wodom na przekór naszemu losowi

mama się głowi a ojciec się wścieka

pusta butelka tak jak pusta rzeka

Barbara Rosiek

* * *

Po co to wszystko

moje wielkie małe

pojedyncze cierpienie też

6. rocznica

katastrofy smoleńskiej

jak złapać sens istnienia

wśród tylu cierpień?

Umieram

i nikt w to nie wierzy

* * *

Tak się boję

że zgaśniesz

a ja jeszcze nie wydoroślałam

kto kota nakarmi nocą

kto kupi

przejrzałe brzoskwinie

i kto będzie tak kochał

mamo…

Bogumiła Salmonowicz

      Julka

(Amazonkom)

drażni mnie szekspirowskie

ujęcie dramatu małolatów

wyniesione do pomnika

trudnej miłości

poznałam

współczesną julkę

skąpaną we łzach poślubionego

onkologiczny laurenty

najlepiej jak mógł

dobrał skalpel i chemię

ubrana w świeżą żałobę

cudem rodzi swój ocalony owoc

z ograniczonym prawdopodobieństwem

na jego wykarmienie

w podarowanym jej teraz

trwa w lęku o każdy cień

jutrzejszych mammografii

na wszelki wypadek

dyktafonem

zapisuje miłosne przesłania

także te dla następcy romea

z przewidywalną

przyszłością

we łzach

Eliza Segiet

Spodnie

Jego życie rozpisał na etapy:

rozłożył

jak nuty na pięciolinii.

On urodził się dziesięć lat wcześniej

zanim to się zaczęło.

Nie zdążył zapamiętać dzieciństwa —

już wtedy musiał być dorosły.

Starość go też ominęła —

znienacka wyszła śmierć

przebrana za żandarma.

Śmiała się z małego chłopca

ze spuszczonymi spodniami.

Małgorzata Skałbania

jakże się nudzę płacząc Simonede Beauvoir

zmartwychwstanie napletka (kilku świętych

napletków)

to jest pytanie

i o pępowinę czy należy do wieczności jak ząb

mleczny

ślina w kawałku chleba trzymanego w ustach na

wieczną pamiątkę lub krew która wsiąkła

relikwio

żabę na pół i martwa będzie

speeri sulamitka

Nie wiadomo, kto zasadził ten stary orzech.

J. W. Goethe, Cierpienia młodego Wertera

strategia przetrwania

kolekcjonowanie kilometrów ziaren przenoszonych

z jednej kieszeni do drugiej

architekt niedoszłego architekta wzrusza kiedy

sadzi

orzechowce

To historia związana z naszym domem w Łańcucie, za którym był sad orzechowy. Dalej cmentarz, miejsce egzekucji Żydów. Cień orzecha. Może to brzmiałoby wyraźniej, ale jest zbyt smutne, nawet dla Sulamitki. Drzewa sadzone przez Speera przetrwały, pewnie nikt nie zastanawia się, kto je sadził. Nasz sad wykarczowano.

Dariusz Staniszewski

miś

mam uszy zapchane

trocinami

grudkami ziemi

i niechcianym jedzeniem

nie usłyszę

jedno oko straciłem podczas wojny

z yorkiem sąsiadki

a drugie guzik z pętelką

leży w kuferku mamy

nie zobaczę

ale poczuję

gdy mnie przytulisz

podrzucisz

i porzucisz

ojciec

stillenacht i wojna

mama szykuje dla niego mundur

nieobecny jest

coraz bardziej

szorstki

mówi nie wyglądaj przez okno

dym w nim rozpływa się

nie chcę by ktoś płakał

przeze mnie

mnie pogrzebano

przez pomyłkę

że to przez niego

takie brednie rozgłaszają

wcześniej widziałem

tylko ich szare twarze

teraz siedzę w ławce

z izaakiem obok jest adam

puszczamy papierowe jaskółki

z nieba piekła

ojciec

wciąż go szukam

Maria Szafran

Dzień rozdartego serca

Takich świąt jest kilka w roku

a najbardziej dwudziesty szósty lipca

kiedy tort córeńce

i świeczki

dla Ciebie również płonące

każdego roku zanoszę z szeptaniem

duszy — Mamo jak tam jest

i po stokroć „kocham cię”

obydwom wykrzykuję

lecz żadna z Was nie słyszy mnie

zapalam światło obok kwiecia

tym głosom co wciąż sobie szepczą

dlaczego Babciu czy musiałaś

popsuć mi urodziny

Dzisiejszym chryzantemom

prośbę swą zostawiam — trzymajcie

ciepło jak najdłużej

pomiędzy tym i tamtym światem

Jolanta Sztadhaus

 Z drugiej strony źrenic

Cichnie. Chaos komórek kosi plon.

Zapadają w sobie jedna po drugiej.

Zagubieniem wytrącają lęki.

Wnikasz w świat jak samotne odbicie w lustrze,

a on jeszcze w tobie lśni blaskiem księżyca,

nuci poszumem lasów.

Więc trzymaj, trzymaj kurczowo tę wizję.

Nie płacz — śmiej się,

gdy tajesz niczym wosk, rozszczepiasz

na pojedyncze krople.

Z każdym dniem coraz bardziej

— milknie w tobie promień.

Czas ściera pamięć w pył.

Nie wrócisz na niwy —wysokie myśli

w przykurczu wątłe.

Spowalniają frazy, zacierają ślady,

czepiają o trawy, w liściach plączą,

gmerają w przeszłości.

Widzisz — jeszcze gwiazdy świecą,

gdy sięgniesz głęboko.

Nie płacz, śmiej się, gdy krąg się zacieśnia,

bo nadal Orfeusz wnika w cztery ściany.

Dokarmia, dopieszcza

skronie zabłąkanym słowem.

Jeszcze grają wierzby Chopina natchnieniem.

Chociaż blakną myśli — to ciągle są twoje.

Nie płacz, śmiej się.

Grażyna Winniczuk

smak dzieciństwa

wnuczka odwiedza babcię

w porze dojrzewania jabłek

z rzędów drzew tylko jedno

jest dla nich godne uwagi

to najstarsze, najwyższe, umierające

na najwyższych gałęziach

wciąż rodzące tych kilka

najsłodszych owoców

nieosiągalne

dla staruszki i dziecka

codziennie chodzą pod jabłoń

patrzą z utęsknieniem

na czerwieniejące, doskonałe owoce

rozgarniają rękami

wysokie trawy

rzucają w górę patyki

i próbują strącić

uparte jabłka

aż pewnej nocy, po burzy

stało się

smak dzieciństwa

to widok czerwonych owoców

pośród zielonej trawy

to smak obitych od upadku jabłek

brązowych sińców

pod delikatną skórką

i tylko takie sińce

chciałoby się pamiętać

Henryka Wołoszyk

Odwet

przyszła dziewczyna 

zbudowała mi łóżko

od środka jestem lepka i nie wiem czy warto 

wstać albo lepiej jeszcze zaczepić 

myśl — jak chcesz 

kolejka zdarzeń przebiega opętaniem 

Cogito senny dryf łabędzi na jeziorze 

odczuwam znikomą czerń która drąży 

można przeszczepić cele poćwiartować 

przestrzeń 

dmucham 

latawiec pęka za wzgórzem 

wymyka się koncentracja pośpiesznie 

świerszcz zamyka lato 

Henry — po przejściach tłumimy niesmak 

sznurki nie są analizą chciałam powiedzieć

Ewa Zelenay

Pomiędzy

pomiędzy moją skórą

i twoim oddechem

jest łąka

drżąca od trzmieli

wiatr rozgania dmuchawce

na cztery strony rozkoszy

pomiędzy moją skórą

i twoim oddechem

pas startowy lotniska

po nim, ptaki naszych ramion

wzbijają się w niebo

Dobry żart tynfa wart

Wesołe wiersze, fraszki

Elżbieta Grabosz

      Czarny humor(Pisać sprośne fraszki damie się nie godzi) —

     Jak tu wielką damą być, skoro trzeba z renty żyć?

Agnieszka Jarzębowska

* * *

Ma takie wielkie ego,

że czasem go nie widać zza niego.

* * *

Telegram od strun i klawiszy:

— Nie ma muzyki bez ciszy.

Czasem

Zanim napiszę słowo które,

wolę się ugryźć w klawiaturę.

* * *

W nadmiarze słów dobrze usłyszeć

kilkuwersową ciszę.

Agata Kalinowska-Bouvy

Fraszki na kocie powiedzenia

— Te mądrzejsze i te od nie chcenia:

Koty chadzają swoimi drogami.

— A niby po co mają chodzić z nami?

*

Kot na łapy cztery zawsze spada.

— Ma rację, dowód, że nie łamaga!

*

Drzeć z kimś koty.

— Trzeba być kawał hołoty!

*

Kocia muzyka

— Taka, że każdy wnet zmyka!

*

Na kocią łapę z kimś żyć

— Lepiej niż w sprawie rozwodowej tkwić!

Zbigniew Kurzyński

Przewodniczki

Nieraz i poszlaki

zawiodą do paki.

Metoda

By lud siedział cicho,

władza mami… Michą.

* * *

Zasadniczo żmija

człowieka omija. Traktuje go jadem

tylko w takim razie, gdy ten się okaże

gorszym od niej gadem.

Kategorie grzeszników

Śmiertelny grzech zwykłego śmiertelnika

nawet i po spowiedzi nie zanika,

a temu, kto wysoko siedzi

ulotni się i bez spowiedzi.

Do parlamentarzysty

Będziesz miał w historii miejsce bardzo istotne

za interpelacje swe mało celne.

Zapamiętają cię pokolenia stokrotne,

bo — wiadomo — głupstwa są nieśmiertelne.

Kazimierz Linda

Mysz i żmija (bajka)Rzekła mysz do żmii: — Nie zgrywaj idiotki!Gdy mi jad wstrzykujesz, nie pytaj, czy słodki!

      Droga

      Na drodze po kariery drabinieprzeszkodą są podkładane świnie.

Skutki makijażuByłaś piękna, młoda, zdrowaTeraz jesteś… Kolorowa.

     O różySamotnie się zestarzała,

      bo zbyt ostre kolce miała.

MuzykDo gry na strunachchciał być powołany.

     Strun chciał mieć wiele,

     lecz nie naciąganych.

     RadaWygrasz los gdy wreszcietrudu sobie zadasz. Przestań gadać co wieszAle wiedz co gadasz.

     O piłkarskiej reprezentacjiZamiast goli — dla kibicamają gest Kozakiewicza.

Andrzej Rodys

POLSKIE DROGI

     Karykaturyinfrastruktury…

     POLSKIE DROGI 2

      Automobilemjadą… Promile?!…

GABINET LEKARSKI

Kanciapaeskulapa...PANI BURMISTRZ

Zbigniew Roth

     PijanyKto dobrze zna temat nie będzie definicją zdziwionyjest to po prostu osobnik przestrzennie zagubiony.

Grażyna Winniczuk

Fraszki dwudziestego pierwszego wiekuon posłał jej swój uśmiech szczeryna Blackberrywysłana z I’phona mrugnęła do niegoemotikonamiłość ich trwała ze cztery godzinyaż się skończyłybaterie jeżyny

Miniatury

Tamara Rzuchowska

* * *

zbyt łatwo wybaczamy

zawinione

rozsądek nie nauczył nas

niczego

wracamy do punktu wyjścia.

* * *

W krzywym zwierciadle

prawdy rzeczywistości

jedno pół

i drugie półprawdy odbicie

nie dają pełnego obrazu.

* * *

W oceanie myśli

płotka strawą dla rekina

w potoku słów

płotka pożera olbrzyma

w kałużach nonsensu

brodzimy wszyscy.

* * *

Gdy rywal sięga zbyt wysoko

łatwo go zmienić

w losu ofiarę

wystarczy podciąć mu skrzydła

by stracił do lotu wiarę.

Katarzyna Lisowska

* * *

Za dużo myślimy,

za mało żyjemy.

* * *

Wisława pisze

kolejny wiersz o ciszy —

jak się jest, gdy kogoś tak nie ma.

* * *

W pełnym mieszkaniu

zabrakło kota. Obmyślanie świata

krąży wciąż wokół elementarnych braków

mimo wszechogarniającej pełnoty.

* * *

Oda studenta —

tam sięgaj, gdzie Uczelnia Twoja

Cię nie dosięga.

* * *

Niech już nic się nie dzieje.

Niech księżyce zawisną na niebie

i niech tam będą całą noc.

Obiektyw

Wszystko, co widzisz

jest fikcją.

Rzeczywistość i prawda istnieją

w Twojej wyobraźni.

Kilka słów o Szekspirze

Krystyna Konecka

W SHAKESPEARE CENTRE

Rogerowi Pringle

Kiedy zatem pancerne wierzeje zostały

rozwarte, nie — cynicy tego nie docenią:

w narkotycznej przestrzeni pośród dzieł zetlałych

w napięciu przed spotkaniem drżałam ze wzruszenia.

Dotykam. Nie. W ramionach chronię niby ptaka

First Folio. Hołd pośmiertny aktorów — przyjaciół

Łabędziowi Avonu. Wiem, że Kenneth Branagh

„adopcją” starodruku dług współczesnych spłaca.

To signum wieków. Groźne plamy na stronicach

z wyimaginowaną w miedziorycie twarzą

dość niefortunnie. Jednak nic to wobec błysku

że kart tych dotykali ówcześni drukarze.

Gasną światła. W kołysce z safianowej skóry

powraca do snu mistrz mój. William białopióry.

KSIĄŻKA1879. DOM 1820

Być może, na pchlim targu czekał ten leciwy

„Kupiec wenecki” na mnie. Od jak dawna? Nie wiem…

Słowa na kruchych kartkach nieskończenie żywe.

Rocznik — tysiąc osiemset siedemdziesiąt dziewięć.

Wstęp Williama J. Rolfe’a o dekadę starszy.

Sprofanowane śladem much litery złote

zdobią twardą oprawę. Z exlibrisem z Kansas.

Edycja nowojorska, Franklin Square. A potem

— przegląd anonimowych rycin. Szekspir wcześniej

nie znany. W aksamitach. Dawny Stratford jego.

Dom tylekroć zwiedzany. Bliski. Więc jak we śnie

przygarnęłam staruszka, on — mnie. Czy dlatego

by zderzyć rekonstrukcję współczesną w kolorze

z litografią sprzed blisko dwustu lat? Być może.

STRATFORD. HENLEY STREET

Renesansowy błazen w śmiesznym piruecie

jest wizytówką miejsca co zrodziło Barda.

Włócznia z herbu Szekspirów nad głowami świeci

zachodem słońca. Jeszcze przed chwilą otwarte

pizzerie i przybytki pamiątek kuszących

zatrzaśnięto. Już wiatr się do sprzątania zbiera.

Spływa kurtyna zmroku. Spektakl dobiegł końca.

Scena ulicy Henley do jutra zamiera.

Dom w tej odludnej chwili ma coś z autentyku.

Cień kołyski w przestrzeni zlokalizowanej

aktorską intuicją Davida Garricka.

Odrzucam myśl, że wszystko zrekonstruowane.

Zwłaszcza że most na Londyn w falach średniowiecza

odbity żadnym mitom do dziś nie zaprzecza.

Szekspir — łabędź Avonu

Stratford-upon-Avon to po celtycku „droga nad rzeką”. Rybałt z cokołu u wylotu Henley Street, balansując na jednej nodze, spogląda z zagadkowym uśmiechem w kierunku starego domu o szkieletowej konstrukcji. Czyżby przeniknął wszystkie tajemnice życia, urodzonego i zmarłego w tym miasteczku, Łabędzia Avonu — Williama Szekspira?

Szekspira. Bo dawno spolszczona wersja nazwiska obowiązuje do dzisiaj, chociaż w każdym innym przypadku używamy wersji oryginalnej: Shakespeare.

Z Szekspirem jest tak. Albo poddamy się przeróżnym teoriom spiskowym tzw. „antystratfordczyków” i będziemy śledzić pojawiające się sporadycznie nowe domniemania na temat: kim był i czy w ogóle był taki ktoś jak William Szekspir? Albo pójdziemy drogą wskazaną już w 1623r. w poetyckim wstępie do „First Folio” (z zebranymi utworami Szekspira) pióra aktora i dramatopisarza Bena Jonsona, który umiejscowił osobę zmarłego siedem lat wcześniej przyjaciela słowami: „Słodki Łabędziu Avonu”. Dlatego, z okazji 400, rocznicy jego śmierci, zajrzyjmy do Stratfordu…

Od odejścia największego dramaturga wszechczasów w 1616r. ta średniowieczna angielska miejscowość stanowi dla wielbicieli jego talentu z całego świata literackie sanktuarium i miejsce nieustających pielgrzymek. Nie inaczej jest obecnie: poza jubileuszową kumulacją spektakli, koncertów i wykładów, tradycyjnym pochodem przez miasto uczestników w kostiumach z epoki, z samym Bardem na czele oraz mnóstwem imprez edukacyjnych dla dzieci i młodzieży, będzie tu „gorąco” przez cały rok.

Stratford-upon-Avon usytuowany jest na zachodnim brzegu rzeki Avon w hrabstwie Warwickshire, w sercu Midlands. Do domu przy Henley Street, w którym przyszedł na świat syn rękawicznika Johna Shakespeare i zamożnej ziemianki Mary Arden, łatwo dotrzeć z każdej strony — od obecnego dworca kolejowego, od parkingów samochodowych, od Clopton Bridge, wciąż jedynej przeprawę poprzez rzekę w kierunku Londynu. Sąsiadująca obecnie z „kolebką” Szekspira instytucja The Shakespeare Birthplace Trust dba o to, by wszystkie informacje i miejsca dotyczące Szekspira udostępniać zwiedzającym, oczywiście, za odpowiednią opłatą.

Dzięki temu można zobaczyć m.in. także dom jego matki Mary Arden w niedalekim Wilmcote, któremu przywrócono charakter dawnej, tudoriańskiej farmy. Albo krytą strzechą chatę w Shottery, z której starszą o osiem lat małżonkę, Anne Hathaway zabrał osiemnastoletni Will do domu rodziców. Albo posesję Hall’s Croft, gdzie najstarsza córka autora „Hamleta”, Suzanna, mieszkała z mężem, wziętym medykiem czy budynek Cage, dawnego więzienia, gdzie druga córka Judith (bliźniacza siostra zmarłego w dzieciństwie jedynaka Hamneta) przeżywała w mieszkaniu męża Thomasa Quineya swoje rodzinne dramaty. Jest jeszcze zachowany przy Chapel Street i starannie wyposażony przez Trust w meble i utensylia z epoki tzw. Nash’s House, w którym jedyna wnuczka Szekspira, Elizabeth zamieszkała z mężem o tym nazwisku. Nie ma domu sąsiadującego z nim, New Place, najważniejszego, w którym dramatopisarz zmarł w swoje 52 urodziny w dniu 23 kwietnia 1616 roku. Pustkę po nim wypełnia tudoriański ogród, który latem tego roku, z okazji 400. rocznicy śmierci Szekspira zostanie oddany zwiedzającym w zupełnie nowej szacie.

Oto ekspozycja w Visitors’ Centre, skąd przechodzi się do rodzinnego domu słynnego stratfordczyka. Kiedy znalazłam się tam po raz pierwszy, kilkanaście lat temu, wolno było sfotografować tylko główną ścianę w holu z trzymetrowej wysokości portretem Szekspira. Najwierniejszym, jak się przypuszcza, bo zamieszczonym w 1623r., siedem lat po śmierci autora „Otella”, w pierwszym londyńskim wydaniu dzieł, pt. First Folio. Komedie, historie & tragedie. Publikowane zgodnie z oryginalnymi egzemplarzami”. Inny jego wizerunek (a zagorzali badacze co pewien czas odnajdują kolejne), namalowany w 1681r. przez Gerarda Soesta, można sobie kupić co roku jako okładkę kalendarzyka w jednym z niezliczonych sklepów z pamiątkami. Albo ten pierwszy, stylizowany, na miniaturowym blaszanym pudełeczku z miętowymi cukierkami za 2 funty (tyle samo kosztuje wielkie pudło ciastek z jubileuszową fotografią królowej Elżbiety II). Komercja idzie w parze z dumą lokalnych władz, które od wieków czerpią korzyści z szekspirowskiej legendy.

Miarodajnych źródeł, dotyczących losów dramaturga, jest niewiele. Od XII w. do dzisiaj odbywają się w Stratfordzie cotygodniowe targi. Ojciec Williama, John Shakespeare ze Snitterfield, reprezentant miejscowej klasy średniej, zajmował się handlem wełną, zbożem albo rzeźnictwem, a na parterze swego domu wyrabiał skórzane rękawiczki, które chętnie kupowano na markecie. Był też rajcą miejskim. Według dokumentów, główną część budynku przy Henley Street nabył jeszcze przed swoim ślubem, potem resztę.

Obecny wizerunek rodzinnego domu Williama Szekspira, odkupionego od prywatnego właściciela w 1847r. dzięki zorganizowanym zbiórkom pieniędzy, po rekonstrukcji wiernie odpowiada pierwowzorowi elżbietańskiemu.

Pierwsze dwie córki Mary i Johna Szekspirów zgasły w niemowlęctwie. W roku 1564 urodził się William (a po nim jeszcze dwie córki i trzech synów, z którego to rodzeństwa czwórka zmarła jeszcze za życia Williama, podobnie jak i jego rodzice). Spisany po łacinie dokumentna wystawie oraz nota w księdze parafialnej kościoła Holy Trinity (Świętej Trójcy) potwierdza, iż noworodka Williama Szekspira ochrzczono w dniu 26 kwietnia. Domniemany dzień urodzenia ustalono później na 23, w dniu św. Jerzego.

Aktor David Garrick (organizator pierwszego festiwalu szekspirowskiego w 1769r., który też podarował na fasadę ratusza posąg wielkiego dramaturga), ustalił, że autor „Snu nocy letniej” urodził się w pokoju na pięterku. Z nabożeństwem stąpamy po spróchniałej podłodze, po której podobno biegał kilkuletni William. Okno z małymi szybkami oprawionymi w ołów zdobią autografy literatów, m.in. sir Waltera Scotta.