Miasta pogromów. Nie tylko Jedwabne - Mirosław Tryczyk - ebook

Miasta pogromów. Nie tylko Jedwabne ebook

Mirosław Tryczyk

0,0

Opis

Nowa książka Mirosława Tryczyka. Po wydaniu w 2015 roku Miast śmierci autor dotarł do nowych informacji, poszerzył swoje badania i odnalazł nieznane wcześniej konteksty. Powstała niniejsza pozycja – uzupełniona, zmieniona, poszerzona.

Szczuczyn, Jasionówka, Wąsosz, Radziłów, Jedwabne to tylko niektóre miasteczka i wsie, w których w lecie 1941 roku dochodziło do pogromów ludności żydowskiej – tym tragiczniejszych, że dokonywanych przez sąsiadów.

Autor przebadał wiele akt spraw sądowych wytoczonych sprawcom pogromów po wojnie, zeznania świadków, żydowskie księgi pamięci spisane przez ocalałych, dokumentacje postępowań prowadzonych przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, meldunki i raporty z kraju przygotowywane dla rządu polskiego w Londynie, a także archiwa niemieckie i sowieckie.

Na tej podstawie buduje prawdziwy obraz tragicznych wydarzeń i analizuje związki pomiędzy obecną w prasie i życiu społecznym ideologią narodową, nacjonalistyczną i antysemicką a wystąpieniami antyżydowskimi z roku 1941. Wiele uwagi poświęca procesowi powojennego ukrywania i fałszowania prawdy o polskim udziale w holokauście.

Stanowi to punkt wyjścia do pogłębionych rozważań nad źródłami oraz przejawami postaw antysemickich w Polsce z okresu drugiej wojny światowej, oraz szerzej – nad kondycją ludzką. Wydarzenia przedstawione w tej książce to przerażający przykład tego, do czego zdolni są zwykli ludzie, jeśli uzbroi się ich w odpowiednią ideologię i da – choćby milczące – przyzwolenie na zbrodnię.

Niezwykle ważna książka. Temat, obok którego nie można przejść obojętnie. Wydarzenia, o których nie wolno zapomnieć.

Mirosław Tryczyk (ur. 1977) – doktor nauk humanistycznych, w latach 2015–2017 był pracownikiem naukowym Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. W roku 2019 Muzeum Historii Żydów Polskich Polin wyróżniło go nominacją przyznawaną osobom, organizacjom lub instytucjom działającym na rzecz ochrony pamięci o historii polskich Żydów. Autor m.in. książek Miasta śmierci (Wydawnictwo RM, 2015) i Drzazga (Znak, 2020).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 515

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Od autora

W 2000 r. za sprawą książki Jana To­ma­sza Grossa Są­sie­dzi opi­nia pu­bliczna w Pol­sce do­wie­działa się o po­gro­mach Ży­dów do­ko­na­nych przez ich pol­skich są­sia­dów w let­nich mie­sią­cach 1941 r. Za­re­ago­wała na tę wie­dzę szo­kiem. Po­dobną re­ak­cję wy­wo­łała pu­bli­ka­cja Są­sia­dów w śro­do­wi­sku ba­da­czy Za­głady. Książka pro­fe­sora Grossa oka­zała się tak ważna, że od po­czątku na­rzu­ciła per­spek­tywę mó­wie­nia i my­śle­nia o za­gła­dzie ży­dow­skich miesz­kań­ców mia­ste­czek w któ­rych ro­ze­grał się po­gro­mowy dra­mat z lata 1941 r. Z po­wodu tej książki wszystko, co było zwią­zane z po­peł­nio­nymi wtedy zbrod­niami, zo­stało na dłu­gie lata umiej­sco­wione w per­spek­ty­wie „spraw­stwa są­sia­dów”, któ­rych za­częto w pol­skiej nar­ra­cji hi­sto­rycz­nej przed­sta­wiać jako zwy­kłych oby­wa­teli, nie woj­sko­wych, naj­czę­ściej chło­pów oraz lu­dzi wy­wo­dzą­cych się z ni­zin spo­łecz­nych, wy­ko­le­jeń­ców, któ­rych mo­gli­by­śmy spo­tkać w każ­dym spo­łe­czeń­stwie, w każ­dym kraju.

Uprasz­cza­jąc, można po­wie­dzieć, że po 2000 r. przy­jęto nar­ra­cję, w któ­rej na­le­żało spraw­ców tych po­gro­mów por­tre­to­wać bez ja­kich­kol­wiek em­ble­ma­tów par­tyj­nych, po­glą­dów po­li­tycz­nych oprócz an­ty­se­mic­kich oraz bez żad­nej przy­na­leż­no­ści or­ga­ni­za­cyj­nej, a co naj­waż­niej­sze – bez prze­szło­ści. Kul­tura ma­sowa w Pol­sce za­częła na­to­miast przed­sta­wiać tych lu­dzi naj­czę­ściej w po­staci po­gro­mo­wego mo­tło­chu, któ­rego głów­nym mo­ty­wem miała być nie­po­skro­miona chci­wość, rzą­dza mordu oraz chęć do­ko­na­nia gra­bieży i ze­msty za „ży­dow­ską ko­la­bo­ra­cję” z ko­mu­ni­stami w la­tach 1939–1941 i la­tach wcze­śniej­szych.

De­bata, która prze­to­czyła się przez Pol­skę po książce Grossa, za­częła rów­nież umiej­sca­wiać wszyst­kie naj­waż­niej­sze aspekty po­gro­mów z lata 1941 r. wo­kół sa­mego Je­dwab­nego, z któ­rego uczy­niono swo­iste exem­plum i ar­che­ty­piczny wzo­rzec dla wszyst­kich in­nych po­gro­mów, ja­kie ro­ze­grały się w let­nich mie­sią­cach tam­tego roku. Po­zwo­liło to ba­da­czom zaj­mu­ją­cym się pro­ble­ma­tyką Za­głady na uogól­nia­nie hi­po­tez do­ty­czą­cych po­gromu je­dwa­biń­skiego i czy­nie­nie z nich wzorca do wy­ja­śnie­nia opi­nii pu­blicz­nej nie tylko prze­biegu fali po­gro­mo­wej z lata 1941 r., lecz także do przed­sta­wie­nia cha­rak­te­ry­styki bez­po­śred­nich i po­śred­nich spraw­ców wszyst­kich po­gro­mów Ży­dów z tam­tego okresu.

W efek­cie zbu­do­wano nar­ra­cję, w któ­rej roz­sza­la­łym po­gro­mo­wym mo­tło­chem pra­gną­cym „ze­msty” i „gra­bieży” mu­siał ktoś kie­ro­wać, bo prze­cież był on zbyt pry­mi­tywny, zbyt nie­po­skro­miony, by sa­mo­dziel­nie po­gro­mowe zbrod­nie za­pla­no­wać oraz wy­ko­nać. W efek­cie sfor­mu­ło­wano po­gląd o nie­miec­kim, na­zi­stow­skim spraw­stwie kie­row­ni­czym po­gro­mów z lata 1941 r. W myśl tej nar­ra­cji pry­mi­tyw­nym lu­dziom z Je­dwab­nego i z ca­łego Pod­la­sia po pro­stu mu­siał ktoś prze­wo­dzić! A na­wet zmu­szać ich „pod ka­ra­bi­nami” do za­bi­ja­nia ży­dow­skich są­sia­dów. Oczy­wi­ście po to by wy­ko­rzy­stać sprawę pro­pa­gan­dowo. Dzięki temu pol­ska świa­do­mość hi­sto­ryczna przy­naj­mniej w czę­ści mo­gła się wy­bie­lić i uwol­nić prze­szłość wo­jenną mia­ste­czek i wsi Bia­ło­stoc­czy­zny od nie­zno­śnego cię­żaru winy spo­wo­do­wa­nego książką Grossa.

Tym­cza­sem po­grom w Je­dwab­nem nie był ani naj­więk­szym, ani na­wet naj­bar­dziej istot­nym w fali prze­mocy, która prze­to­czyła się przez bia­ło­stoc­kie miej­sco­wo­ści w le­cie 1941 r. Kon­se­kwen­cje opu­bli­ko­wa­nia w 2000 r. Są­sia­dów oka­zały się jed­nak tak wiel­kie, że przez na­stępne dwa­dzie­ścia cztery lata za­żar­cie spie­ra­li­śmy się w pol­skiej de­ba­cie pu­blicz­nej np. o po­cho­dze­nie łu­sek zna­le­zio­nych w miej­scu tam­tego po­gromu, o wiel­kość sto­doły po­trzeb­nej do spa­le­nia ży­dow­skich są­sia­dów z Je­dwab­nego, a na­wet dys­ku­to­wa­li­śmy, czemu wstrzy­mano tam eks­hu­ma­cję w 2001 r. Mimo że wszyst­kie te sprawy były zu­peł­nie dru­go­rzędne i bez więk­szego zna­cze­nia za­równo dla roz­po­zna­nia tego, kim byli sprawcy, jak i dla wy­ja­śnie­nia przy­czyn i prze­biegu po­gro­mo­wych wy­da­rzeń z lata 1941 r. Co­rocz­nie ob­cho­dzona rocz­nica krwa­wych wy­da­rzeń z 10 lipca 1941 r. uro­sła do rangi pol­skiego ry­tu­ału wy­wo­łu­ją­cego na­ro­dową de­batę (czę­ściej awan­turę), z po­wodu któ­rej grzęź­li­śmy w gę­stej mgle nie­roz­strzy­gal­nych py­tań i wąt­pli­wo­ści. Dys­ku­sje to­czące się wo­kół Je­dwab­nego – a nie wo­kół Szczu­czyna, Ja­sio­nówki, Wą­so­sza czy Ra­dzi­łowa – nie po­zwa­lały na sfor­mu­ło­wa­nie żad­nych kon­klu­dyw­nych wnio­sków choćby w kwe­stii od­po­wie­dzial­no­ści za po­peł­nione w trak­cie po­gro­mów zbrod­nie czy roz­po­zna­nia przy­czyn, dla któ­rych po­gromy Ży­dów w ogóle wy­bu­chły. Ja­kie zna­cze­nie mo­gło mieć po­cho­dze­nie łu­sek zna­le­zio­nych w Je­dwab­nem, skoro w nie­da­le­kim Szczu­czy­nie miej­scowi sprawcy uży­wali sie­kier i kło­nic albo gdy w po­bli­skim Ra­dzi­ło­wie użyli broni pal­nej? Gdyby choć raz po­waż­nie od­po­wie­dziano na te py­ta­nia przez ostat­nie dwa­dzie­ścia cztery lata, wszyst­kie ar­gu­menty osób ne­gu­ją­cych pol­ską od­po­wie­dzial­ność i wska­zu­ją­cych na spraw­stwo nie­miec­kie z po­wodu rze­czo­nych łu­sek od­na­le­zio­nych w Je­dwab­nem stra­ci­łyby ra­cję bytu. Tak się jed­nak nie stało. Za­mknię­cie optyki dys­ku­sji do­ty­czą­cej po­gro­mów z lata 1941 r. je­dy­nie wo­kół Je­dwab­nego nie dało szansy na szczę­śliwe za­koń­cze­nie spo­rów i sfor­mu­ło­wa­nie ja­kich­kol­wiek sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cych wnio­sków, a w efek­cie na upo­ra­nie się z trau­mami wy­nie­sio­nymi przez po­tom­ków i bli­skich ofiar, a także przez po­tom­ków spraw­ców. Oko­licz­ność ta nie po­zwo­liła też na praw­dziwe po­jed­na­nie ży­dow­sko-pol­skie, bo ta­kie moż­liwe było tylko po ujaw­nie­niu peł­nej prawdy. Za­po­mi­na­jąc, że nie tylko Je­dwabne było areną krwa­wych wy­da­rzeń w le­cie 1941 r., stra­cono oka­zję, by po­gromy rze­czowo wy­ja­śnić. Opła­kać. Umie­ścić w pod­ręcz­ni­kach do hi­sto­rii, zbu­do­wać po­mniki dla ich ofiar. Po­zo­sta­wić prze­szło­ści.

Z prze­ko­na­niem, że trzeba temu sta­nowi rze­czy za­ra­dzić i po­in­for­mo­wać opi­nię pu­bliczną o ca­łej zło­żo­nej rze­czy­wi­sto­ści po­gro­mo­wej w ta­kich miej­sco­wo­ściach, jak Szczu­czyn, Go­niądz, Ja­sio­nówka, Ra­dzi­łów, Wą­sosz, Brańsk itd., oraz wyjść dzięki temu z za­klę­tego kręgu nie­roz­strzy­gal­nych wąt­pli­wo­ści ku­mu­lu­ją­cych się „wo­kół Je­dwab­nego”, na­pi­sa­łem książkę Mia­sta śmierci. Są­siedz­kie po­gromy Ży­dów, którą opu­bli­ko­wa­łem w 2015 r. Cena, jaką za tę de­cy­zję przy­szło mi za­pła­cić, była wy­soka. Okres, w ja­kim książka się uka­zała, po­li­tyka hi­sto­ryczna pań­stwa pol­skiego, która w la­tach 2015–2023 była pro­mo­wana w kraju, de­struk­cyjna dzia­łal­ność in­sty­tu­cji po­wo­ła­nych do jej bu­do­wa­nia, wresz­cie chęć wy­ka­za­nia się przed ów­cze­sną wła­dzą lu­dzi usłuż­nych – wszystko to spra­wiło, że wro­gość, z jaką się ze­tkną­łem, prze­kro­czyła wszel­kie ak­cep­to­walne gra­nice. W jej efek­cie by­łem dwa razy wy­rzu­cany z pracy, ze­tkną­łem się wie­lo­krot­nie z po­mó­wie­niami, alie­na­cją śro­do­wi­skową, ostra­cy­zmem, z czymś, co z braku lep­szych okre­śleń można by na­zwać mową nie­na­wi­ści kie­ro­waną pod moim ad­re­sem. Jed­no­cze­śnie jed­nak de­cy­zja o pu­bli­ka­cji książki w 2015 r. spra­wiła, że spo­tka­łem na mo­jej dro­dze wielu lu­dzi do­brych i przy­zwo­itych i z tego po­wodu ni­gdy jej nie ża­ło­wa­łem Nie pod­da­łem się. W 2020 r. opu­bli­ko­wa­łem oso­bi­sty re­por­taż z mo­jej po­dróży po mia­stach po­gro­mo­wych pod ty­tu­łem Drza­zga. Kłam­stwa sil­niej­sze niż śmierć.

Te­raz od­daję w Pań­stwa ręce dru­gie wy­da­nie książki z 2015 r., pod no­wym ty­tu­łem: Mia­sta po­gro­mów. Nie tylko Je­dwabne. Chcę przy jej po­mocy jesz­cze wy­raź­niej, niż miało to miej­sce w wy­da­niu z 2015 r., po­wie­dzieć, że na­leży ze­rwać z prak­tyką opi­sy­wa­nia po­gro­mów z lata 1941 wy­łącz­nie w per­spek­ty­wie Je­dwab­nego. Przy­go­to­wu­jąc to wy­da­nie, chcia­łem spraw­dzić, czego uda mi się do­wie­dzieć, gdy przyj­rzę się z bli­ska po­gro­mom z tam­tego roku w in­nych mia­stecz­kach i wsiach Bia­ło­stoc­czy­zny. Dla­tego książka, którą od­daję w pań­stwa ręce, nie jest je­dy­nie ko­lej­nym wy­da­niem książki sprzed dzie­wię­ciu lat, lecz w za­sa­dzie nową pracą, w któ­rej sta­wiam nowe tezy, za­daję nowe py­ta­nia i udzie­lam na nie in­nych niż w wy­da­niu z 2015 r. od­po­wie­dzi. W mię­dzy­cza­sie bo­wiem bar­dzo wiele się zmie­niło w ro­zu­mie­niu „lo­giki” wy­da­rzeń po­gro­mo­wych z lata 1941 r. Po­zna­łem wiele nie­zna­nych wcze­śniej fak­tów, po­ja­wiły się ko­lejne od­kry­cia i do­ku­menty w obiegu na­uko­wym i pu­bli­cy­stycz­nym. Zbie­ra­jąc ma­te­riał do Miast po­gro­mów. Nie tylko Je­dwabne, szybko zda­łem so­bie sprawę z tego, że pi­szę zu­peł­nie inną książkę.

Mam na­dzieję, że czy­tel­nicy znajdą w niej kom­plek­sowe wy­ja­śnie­nie przy­czyn po­gro­mów Ży­dów z lata 1941 r. Uka­zuję w niej dzie­się­cio­letni okres na­ra­sta­nia prze­mocy w mia­stecz­kach i wsiach Bia­ło­stoc­czy­zny za­koń­czony jej eks­plo­zją w le­cie 1941 r. Czy­tel­nicy znajdą tu zu­peł­nie nową oś czasu na­szki­co­waną po­mię­dzy wy­da­rze­niami, które krok po kroku, od po­czątku lat trzy­dzie­stych ubie­głego wieku, do­pro­wa­dziły do po­gro­mo­wych zbrodni. Zro­zu­mie­nie tej „zbrod­ni­czej lo­giki” wy­da­rzeń wio­dą­cych od spraw bła­hych, przez zna­czące, do ich krwa­wego fi­nału po­zwo­liło w moim prze­ko­na­niu wła­ści­wie wska­zać spraw­ców i od­po­wie­dzial­nych po­śred­nio za zbrod­nie po­peł­nione w czerwcu i lipcu 1941 r. w oma­wia­nych miej­sco­wo­ściach, tj. w Szczu­czy­nie, Ja­sio­nówce, Wą­so­szu, Ra­dzi­ło­wie oraz Je­dwab­nem. W roz­dziale za­ty­tu­ło­wa­nym Her­man Scha­per zo­stała także szcze­gó­łowo omó­wiona kwe­stia od­po­wie­dzial­no­ści na­zi­stow­skiej, nie­miec­kiej w aspek­cie ich tzw. spraw­stwa kie­row­ni­czego.

Nowa jest rów­nież w tej książce szata gra­ficzna. Czy­tel­nicy znajdą w niej zdję­cia z po­gromu w Ja­sio­nówce wy­ko­nane przez nie­miec­kiego ko­re­spon­denta wo­jen­nego Ger­harda Gro­ne­felda, które są je­dy­nym jak do­tąd zna­nym ob­ra­zo­wym świa­dec­twem prze­mocy an­ty­ży­dow­skiej, jaka miała miej­sce na Bia­ło­stoc­czyź­nie w le­cie 1941 r. To­wa­rzy­szą one hi­sto­rii sa­mego po­gromu w Ja­sio­nówce – po­gromu, który zo­stał po­wstrzy­many przez przy­pad­ko­wego nie­miec­kiego do­wódcę We­hr­machtu i lo­kal­nego pro­bosz­cza ks. Cy­priana Ło­zow­skiego, przed­wo­jen­nego zwo­len­nika „na­ro­dówki”. Czy­tel­nicy obej­rzą tu­taj rów­nież zdję­cia z od­na­le­zio­nego przeze mnie al­bumu nie­miec­kiej jed­nostki wspar­cia, która do­ko­nała pa­cy­fi­ka­cji bia­ło­stoc­kiego Szczu­czyna w 1939 r., a także zdję­cia ży­dow­skich miesz­kań­ców tego mia­steczka oraz człon­ków lo­kal­nej „na­ro­dówki” z Gra­jewa roz­sie­wa­ją­cych an­ty­ży­dow­ską prze­moc w okre­sie przed­wo­jen­nym. Po­nie­waż hi­sto­rie po­gro­mów w dwóch mia­stach, Szczu­czy­nie i Je­dwab­nem, sta­no­wią swo­iste klamry fak­to­gra­ficzne i cza­sowe dla pro­wa­dzo­nych w tej książce roz­wa­żań na te­mat po­gro­mów z lata 1941 r., a także wpływ tych miast na prze­bieg fali po­gro­mo­wej był naj­więk­szy, zde­cy­do­wa­łem się nadać książce ty­tuł Mia­sta po­gro­mów. Nie tylko Je­dwabne. Ty­tuł ten sta­nowi też na­wią­za­nie do ty­tułu jej pierw­szego wy­da­nia z roku 2015.

Książka opiera się na ana­li­zie ma­te­riału ze­bra­nego przez pro­ku­ra­to­rów pionu śled­czego Od­działu IPN w Bia­łym­stoku, Ra­do­sława Igna­tiewa i Zbi­gniewa Ku­li­kow­skiego, w czę­ści jest też wy­ni­kiem ba­dań, któ­rym pod­da­łem sa­mo­dziel­nie od­na­le­zione w IPN akta. Nie­które z cy­to­wa­nych do­ku­men­tów zna­leźć można w edy­cji ma­te­ria­łów ar­chi­wal­nych Wo­kół Je­dwab­nego (patrz: Bi­blio­gra­fia), choć w mo­jej pracy ba­daw­czej rzadko ko­rzy­sta­łem z po­mocy tego źró­dła, się­ga­jąc na ogół do akt ory­gi­nal­nych. Ko­rzy­sta­łem na­to­miast ob­szer­nie przy pi­sa­niu za­równo pierw­szego wy­da­nia tej książki w 2015 r., jak i obec­nego z dwóch nie­zwy­kle war­to­ścio­wych źró­deł. Pierw­szym były do­ku­menty i re­la­cje świad­ków ze­brane dla Cen­tral­nej Ży­dow­skiej Ko­mi­sji Hi­sto­rycz­nej przez ży­dow­skiego hi­sto­ryka Szy­mona Dat­nera, który jako pierw­szy do­ku­men­to­wał zbrod­nie po­gro­mowe po­peł­nione w 1941 r. Trudne do prze­ce­nie­nia zna­cze­nie tek­stów Dat­nera dla zro­zu­mie­nia przy­czyn i prze­biegu fali po­gro­mo­wej z tam­tego lata było dla mnie ja­sne od sa­mego po­czątku mo­jego zaj­mo­wa­nia się tą te­ma­tyką. To wy­zna­czo­nym przez Dat­nera kie­run­kiem in­ter­pre­ta­cji fak­tów oraz na­kre­śloną przez niego osią wy­da­rzeń po­dą­ża­łem, za­równo pu­bli­ku­jąc książkę w 2015 r., jak i pi­sząc tę od­da­waną w ręce czy­tel­ni­ków obec­nie.

Dru­gim źró­dłem, które od­ci­snęło piętno na mo­jej pracy, był tekst J.J. Mi­lew­skiego Po­lacy – Ży­dzi w Je­dwab­nem i oko­licy przed 22 czerwca 1941 roku, który znaj­duje się w Wo­kół Je­dwab­nego, choć ja swoją wer­sję za­czerp­ną­łem z akt śledz­twa je­dwa­bień­skiego pro­wa­dzo­nego przez Ra­do­sława Igan­tiewa (J.J. Mi­lew­ski, Po­lacy – Ży­dzi w Je­dwab­nem i oko­licy do 22 czerwca 1941 roku, IPN – OBEP Bia­ły­stok, w: Akta śledz­twa S1/00/Zn [Je­dwabne], t. XI, k. 2031–2049). In­spi­ra­cją do po­wsta­nia tej książki były też inne tek­sty i prace, któ­rych wy­kaz znaj­duje się w za­łą­czo­nej Bi­blio­gra­fii.

Ge­ne­ral­nie mogę po­wie­dzieć, że stan akt, z ja­kimi przy­cho­dziło mi pra­co­wać, był zły, zwłasz­cza gdy cho­dziło o akta pa­pie­rowe, po­szyty, ma­te­riały śled­cze i są­dowe. Cza­sem mia­łem trud­no­ści w od­czy­ta­niu za­pisu po­je­dyn­czych słów czy frag­men­tów zdań, co wy­ni­kało nie tylko ze złej ja­ko­ści ory­gi­na­łów akt są­do­wych, lecz także z ta­kich pro­za­icz­nych oko­licz­no­ści, jak cha­rak­ter pi­sma osoby spi­su­ją­cej akta, a także tego, że osoba ta źle usły­szała ze­zna­nia czy je za­no­to­wała. Ewen­tu­alne błędy w mo­jej trans­kryp­cji mogą być za­tem efek­tem ta­kiego stanu rze­czy.

W dru­gim wy­da­niu książki zre­zy­gno­wa­łem z ano­ni­mi­za­cji ofiar ży­dow­skich, wsłu­chu­jąc się w głosy, pły­nące szcze­gól­nie ze strony śro­do­wisk Oca­lo­nych, by przy­wró­cić toż­sa­mość za­mor­do­wa­nym. Przy­znaję jed­no­cze­śnie, że de­cy­zja o  no­ni­mi­zo­wa­niu na­zwisk ofiar, którą pod­ją­łem, przy­go­to­wu­jąc pierw­sze wy­da­nie książki, była błę­dem i że jej ża­łuję. In­for­muję też, iż wszyst­kie na­zwi­ska ży­dow­skie wy­stę­pu­jące w książce pod­da­łem grun­tow­nemu spraw­dze­niu, tak by ustrzec się ewen­tu­al­nych błę­dów oraz znie­kształ­ceń w ich pi­sowni. Nie­mniej czę­sto mu­sia­łem po­le­gać na ich za­pi­sie obec­nym w ak­tach ar­chi­wal­nych, spi­sy­wa­nych na ogół przez pro­to­ko­lan­tów nie­ma­ją­cych wie­dzy o brzmie­niu ży­dow­skich na­zwisk oraz do­ko­ny­wa­nych ze słu­chu. Chcę przez to po­wie­dzieć, że rów­nież ewen­tu­alne błędy w za­pi­sie tych na­zwisk, je­śli ta­kowe po­ja­wiły się w tek­ście, mo­gły po­wstać na eta­pie spi­sy­wa­nia re­la­cji po woj­nie i w ta­kim wy­padku nie po­no­szę za nie od­po­wie­dzial­no­ści.

W obec­nej książce kon­ty­nu­uję na­to­miast stra­te­gię po­le­ga­jącą na ano­ni­mi­zo­wa­niu na­zwisk spraw­ców po­gro­mów, wy­cho­dząc z za­ło­że­nia, że ich po­tom­ko­wie, osoby, które nie mają z po­peł­nio­nymi w 1941 r. zbrod­niami nic wspól­nego, nie po­winny po­no­sić kon­se­kwen­cji spo­łecz­nych ani sty­kać się z ewen­tu­al­nym ostra­cy­zmem z po­wodu zbrodni przod­ków. Zre­zy­gno­wa­łem je­dy­nie z ano­ni­mi­zo­wa­nia nie­licz­nych na­zwisk tych spraw­ców, któ­rych toż­sa­mość zo­stała już ujaw­niona przeze mnie w pu­bli­ka­cji Mia­sta śmierci z 2015 r. lub w in­nych mo­ich pu­bli­ka­cjach, gdyż ano­ni­mi­zo­wa­nie ich nie mia­łoby żad­nego sensu. Nie do­ko­na­łem rów­nież ano­ni­mi­za­cji na­zwisk po­stron­nych świad­ków, któ­rzy po woj­nie da­wali świa­dec­two zbrod­niom po­peł­nia­nym przez są­sia­dów, czę­sto w sta­nie za­gro­że­nia z ich strony. Uwa­żam, że na­leży się tym dziel­nym lu­dziom sza­cu­nek i pa­mięć.

W książce au­tor po­sta­no­wił do­ko­nać peł­nej ano­ni­mi­za­cji na­zwisk spraw­ców pol­skich. Na­zwi­ska nie­pod­le­ga­jące ano­ni­mi­za­cji to na­zwi­ska po­stron­nych świad­ków skła­da­ją­cych ze­zna­nia, ży­dow­skich ofiar, ży­dow­skich świad­ków oraz tych spraw­ców, któ­rych na­zwi­ska ujaw­nił we wła­snych książ­kach.

Szczuczyn

25 czerwca 1941 r.

In­ter­pre­ta­cja wy­da­rzeń przed­sta­wiona w tym roz­dziale po­wstała na pod­sta­wie re­la­cji Basi Kac­per-Ro­zensz­tejn, Chai Sojki-Gol­ding i Dory Gol­ding, Moj­sze Far­be­ro­wi­cza, Fiszla Mi­kal­skiego, Ru­wena Fin­kelsz­tajna, Ic­chaka Wert­mana oraz ze­znań pol­skich i in­nych ży­dow­skich świad­ków, które są do­stępne w ma­te­ria­łach są­do­wych i śled­czych In­sty­tutu Pa­mięci Na­ro­do­wej, m.in. w ak­tach śledz­twa S 8/12/Zn w spra­wie wzię­cia udziału w za­bój­stwie dwu­dzie­stu ko­biet na­ro­do­wo­ści ży­dow­skiej, o nie­usta­lo­nych per­so­na­liach, do­ko­na­nej w bli­żej nie­okre­ślo­nym cza­sie, w sierp­niu 1941 r., w le­sie w oko­licy wsi Bzury i gminy Szczu­czyn, obec­nie w po­wie­cie gra­jew­skim, wo­je­wódz­twie pod­la­skim, przez spraw­ców na­ro­do­wo­ści pol­skiej, pro­wa­dzący pro­ku­ra­tor Ra­do­sław Igna­tiew, oraz w ak­tach śledz­twa S 36/03/Zn w spra­wie zbrodni po­peł­nio­nych przez żan­dar­mów nie­miec­kich w Szczu­czy­nie, pro­wa­dzący pro­ku­ra­tor Je­rzy Ka­miń­ski, oraz in­nych ma­te­ria­łów z epoki.

Polacy, do Was wołamy

Mia­steczko Szczu­czyn po­wstało na te­re­nie daw­nej wsi Szczuki na mocy aktu nada­nia praw miej­skich wy­da­nego 9 li­sto­pada 1692 r. przez króla Jana III So­bie­skiego na prośbę jego pod­kanc­le­rza i re­fe­ren­da­rza ko­ron­nego Sta­ni­sława An­to­niego Szczuki. Ulo­ko­wane zo­stało na pra­wie mag­de­bur­skim, a jego her­bem zo­stała złota gwiazda na bia­łym polu. Fun­da­tor mia­sta od razu roz­po­czął bu­dowę ko­ścioła i ko­le­gium pi­jar­skiego, które miały być wo­tum dzięk­czyn­nym za wik­to­rię wie­deń­ską. Do prac przy tym pro­jek­cie za­trud­nił wło­skiego ar­chi­tekta Jó­zefa Piolę. Ko­le­gium miało stać się cen­trum oświa­to­wym pro­mie­niu­ją­cym na całe Ma­zow­sze (fot. 1.1.). Układ mia­sta za­pla­no­wany był tak, by jego za­bu­do­wa­nia roz­po­ście­rały się mię­dzy umiesz­czo­nymi na wzgó­rzach dwoma cen­tral­nymi bu­dyn­kami – pa­ła­cem Szczu­ków z jed­nej strony i ko­ścio­łem z ko­le­gium pi­jar­skim z dru­giej. Świad­czy o tym choćby ba­ro­kowy układ ulic miej­skich, wy­ty­czo­nych w taki spo­sób, by z każ­dego miej­sca w Szczu­czy­nie było wi­dać oba ośrodki wła­dzy – świecki i re­li­gijny. W cen­trum mia­steczka znaj­do­wał się duży ry­nek (fot. 1.2.), za­jęty przez skle­piki i warsz­taty w więk­szo­ści pro­wa­dzone przez miesz­kań­ców po­cho­dze­nia ży­dow­skiego. Szczu­czyn był mia­stem pry­wat­nym, co stwa­rzało ko­rzystne wa­runki dla osie­dla­nia się tam Ży­dów już od po­czątku XVIII wieku. Szczu­ko­wie bo­wiem chęt­nie zga­dzali się na ich przy­by­wa­nie, wi­dząc w tym na­dzieję na oży­wie­nie han­dlu i wzrost wpły­wów z po­dat­ków do miej­skiej kasy. Ży­dzi naj­pierw za­jęli tzw. Nowe Mia­sto, roz­ra­sta­jące się w kie­runku pół­noc­nym, a na­stęp­nie stop­niowo osie­dlali się w ko­lej­nych czę­ściach mia­steczka. Wia­domo, że w 1890 r. sta­no­wili po­nad 80 pro­cent lud­no­ści. W tym cza­sie zbu­do­wali dwie sy­na­gogi, drew­nianą i mu­ro­waną (do XX wieku prze­trwała tylko ta mu­ro­wana). W XX wieku oprócz sy­na­gogi mu­ro­wa­nej były w mia­steczku jesz­cze dwa domy mo­dli­twy, je­den przy ul. We­so­łej, a drugi na tzw. No­wym Mie­ście[1]. Ży­dzi za­ło­żyli także dwa cmen­ta­rze, z któ­rych więk­szy le­żał na pół­nocy, przy dro­dze do wsi Skaje.

W XX wieku liczba za­miesz­ku­ją­cych Szczu­czyn Ży­dów nieco spa­dła, ale za­wsze utrzy­my­wała się po­wy­żej 50 pro­cent ogól­nej liczby miesz­kań­ców[2]. Trud­nili się oni przede wszyst­kim han­dlem i usłu­gami, a także wy­twór­stwem – w ich rę­kach po­zo­sta­wała więk­szość miej­skich warsz­ta­tów, mły­nów i gar­barni. We­dług da­nych z 1921 r. Ży­dów było w Szczu­czy­nie 2506, co sta­no­wiło 56 pro­cent lud­no­ści mia­steczka. Wo­bec braku twar­dych da­nych sta­ty­stycz­nych do­ty­czą­cych lud­no­ści ży­dow­skiej po tym okre­sie można tylko sza­co­wać, że ich liczba wzro­sła, po­nie­waż po za­koń­cze­niu I wojny świa­to­wej Szczu­czyn był du­żym – jak na re­gion – mia­stecz­kiem oraz dy­na­micz­nie roz­wi­ja­ją­cym się ośrod­kiem han­dlu przy­gra­nicz­nego. Pod­kre­ślić jed­nak na­leży, że ży­cie w mie­ście od sa­mego po­czątku jego ist­nie­nia nie na­le­żało do spo­koj­nych, a od końca XIX wieku na­ra­stał kon­flikt go­spo­dar­czy i re­li­gijny mię­dzy wspól­notą ży­dow­ską i chrze­ści­jań­ską, pol­ską. Świad­czyć może o tym m.in. tekst, który uka­zał się w ty­go­dniku „Rola”z 1886 r.[3]:

Szczu­czyn (gub. Łomż.). W Szczu­czy­nie mamy już trzy sklepy pol­skie, prze­waż­nie spo­żyw­cze, które na brak po­wo­dze­nia skar­żyć się nie mogą. Pu­blicz­ność na­sza, a na­wet sami ży­dzi wi­dząc su­mien­ność ku­piecką, za­opa­trują się chęt­nie w skle­pach tych w ar­ty­kuły co­dzien­nych swych po­trzeb, i je­dy­nie nie­wiel­kie sto­sun­kowo za­soby fi­nan­sowe wła­ści­cieli skle­pów, ta­mują szer­szy ich roz­wój. Bądź co bądź, jest to rze­czą wi­doczną, że dziś przed­się­bior­stwa chrze­ści­jań­skie ist­nieć mogą i że, by­leby tylko rze­tel­nie a z roz­gar­nię­ciem pro­wa­dzone, kon­ku­ren­cya ży­dow­ska nic im nie zrobi. Czasy mo­no­polu mi­nęły chyba bez­pow­rot­nie, od chwili jak po­czy­namy poj­mo­wać, że ku­pu­jąc w skle­pach ży­dow­skich, po­pie­ramy wła­snym gro­szem naj­więk­szego wroga. Bra­kuje nam tu jed­nak jesz­cze sklepu z to­wa­rami łok­cio­wemi, i gdyby się zna­lazł przed­się­biorca-po­lak, któ­ryby i tę lukę wy­peł­nił, mógłby do­prawdy, być rów­nież pew­nym po­wo­dze­nia. Wy­zysk bo ży­dow­ski dał się nam już tak do­brze we znaki, że pu­blicz­ność, uj­rzaw­szy w Szczu­czy­nie pol­ski skład to­wa­rów bła­wat­nych nie chcia­łaby z pew­no­ścią na­wet spoj­rzeć na sza­chraj­skie, a brudne przy­tem i wstrętne kramy – sta­ro­za­konne. Rze­mio­sła są także pra­wie wy­łącz­nie w ręku dzieci Moj­że­sza, a że nędzne to par­tac­two ni­kogo za­do­wo­lić nie może, tego chyba do­da­wać nie trzeba [pi­sow­nia jak w ory­gi­nale – przyp. M.T.].

Fot. 1.1. Wschodnia elewacja pijarskiego zespołu klasztornego w Szczuczynie. Część środkowa jest wzorowana na kościele Kapucynów w Warszawie. Pocztówka, nakł. B. Zemel w Szczuczynie Białostockim, 1937 r. Zbiory autora.

Fot. 1.2. Rynek w Szczuczynie, 1917 r. Zbiory autora.

W 1931 r. Szczu­czyn li­czył 5200 miesz­kań­ców obu na­ro­do­wo­ści. W mo­men­cie wy­bu­chu II wojny świa­to­wej li­czeb­ność spo­łecz­no­ści ży­dow­skiej wzro­sła do około 3000[4], co po­twier­dziła w zło­żo­nej po woj­nie re­la­cji Ba­sia[5] Kac­per-Ro­zensz­tejn. Ich ży­cie po­li­tyczne sku­pione było wo­kół or­ga­ni­za­cji oraz par­tii sy­jo­ni­stycz­nych. Pręż­nie dzia­łał w Szczu­czy­nie Bnej Sy­jon, który pro­wa­dził ak­tywną dzia­łal­ność kul­tu­ralną, a w jej ra­mach ży­dow­ską bi­blio­tekę, czy­tel­nie, kursy he­braj­skiego dla mło­dzieży i kursy li­te­ra­tury ży­dow­skiej, pa­le­sty­no­gra­fii oraz an­giel­skiego. Or­ga­ni­za­cją kie­ro­wał Ba­ruch Fi­szel Ze­mel. W mia­steczku dzia­łały także sy­jo­ni­styczne or­ga­ni­za­cje mło­dzie­żowe Her­ce­lija, He-Cha­luc, Ha-Szo­mer ha-Cair i He-Cha­luc Mi­zra­chi[6]. Dzia­łal­ność ży­dow­skich or­ga­ni­za­cji po­li­tycz­nych nie wpły­wała na po­prawę sy­tu­acji w mia­steczku i nie zmniej­szała na­pięć po­mię­dzy lud­no­ścią ży­dow­ską i pol­ską. Obie na­cje dzia­łały na sie­bie w spo­sób kon­flik­towy, pod­sy­ca­jąc wza­jem­nie na­pię­cia i ani­mo­zje. Głosy osób o umiar­ko­wa­nych po­glą­dach miały co­raz mniej­szy wpływ na na­stroje spo­łeczne w Szczu­czy­nie, a stan taki po­głę­biał się wraz z nad­cho­dze­niem wo­jen­nej za­wie­ru­chy.

Co istot­niej­sze, do­mi­na­cja de­mo­gra­ficzna Ży­dów w Szczu­czy­nie sprzy­jała ich znacz­nej ak­tyw­no­ści po­li­tycz­nej, z de­cy­du­jącą po­zy­cją ogól­nych sy­jo­ni­stów i sy­jo­ni­stów re­wi­zjo­ni­stów. […] W mię­dzy­wo­jen­nej Pol­sce sy­jo­nizm ozna­czał nie tyle chęć emi­gra­cji do Pa­le­styny (która po­zo­sta­wała ra­czej od­le­głą per­spek­tywą), ile ra­czej wy­raźne za­zna­cze­nie woli Ży­dów, aby po­zo­stać od­ręb­nym na­ro­dem; wy­ra­żał też od­mowę po­par­cia lub uczest­nic­twa w pro­jek­cie bu­dowy sil­nego na­rodu pol­skiego. Sy­jo­ni­ści byli „Ży­dami no­wego typu” – dum­nymi przed­sta­wi­cie­lami wła­snego pro­jektu na­ro­do­wo­twór­czego, sto­ją­cego w opo­zy­cji do in­nych przed­się­wzięć tego ro­dzaju. Chcieli oni par­ty­cy­po­wać we wła­dzy w Pol­sce, ale jako Ży­dzi. Więk­szość Po­la­ków od­rzu­cała taką wi­zję po­li­tyki ży­dow­skiej i uwa­żała sy­jo­ni­stów za ele­ment nie­lo­jalny. Na­wet ską­d­inąd to­le­ran­cyjny Pił­sud­ski uwa­żał ide­olo­gię sy­jo­ni­styczną za skraj­nie roz­ła­mową. […] Ostat­nie wolne i uczciwe wy­bory w przed­wo­jen­nej Pol­sce od­były się w 1928 r. (nie były już zu­peł­nie wolne, ale prze­waż­nie uczciwe). W tych wy­bo­rach, zgod­nie z na­szymi ob­li­cze­niami, sy­jo­ni­ści uzy­skali w Szczu­czy­nie około 85% gło­sów ży­dow­skich (pod­czas gdy w 1922 r. sy­jo­ni­stów po­parło około 88%). Dla po­rów­na­nia ko­mu­ni­ści uzy­skali w 1928 r. za­le­d­wie 2% gło­sów pol­skich i ży­dow­skich ra­zem wzię­tych[7].

Z ży­dow­skich or­ga­ni­za­cji le­wi­co­wych dzia­łały w Szczu­czy­nie so­cja­li­styczny Bund, Po­alej Sy­jon-Le­wica, jed­nak nie miały wiel­kiego wpływu, a ruch ko­mu­ni­styczny był zu­peł­nie zni­komy i w do­datku pro­wa­dzony nie­le­gal­nie[8].

Rów­no­le­gle do ży­cia szte­tlu w Szczu­czy­nie roz­wi­jało się ży­cie chrze­ści­jań­skie[9] pol­skie, czer­piące za­soby z pracy w rol­nic­twie i ho­dowli oraz sprze­daży zwie­rząt go­spo­dar­skich, głów­nie z po­ło­żo­nych wo­kół Szczu­czyna pol­skich za­ścian­ków szla­chec­kich oraz wsi chłop­skich. Po­lacy prze­gry­wali jed­nak kon­ku­ren­cję z han­dla­rzami i przed­się­bior­cami ży­dow­skimi w sa­mym Szczu­czy­nie na nie­mal każ­dym polu, co oczy­wi­ście ro­dziło za­zdrość oraz fru­stra­cję.

Ży­dzi od wie­ków po­sia­da­jący do­świad­cze­nie i kon­takty w han­dlu i wy­twór­stwie, do tego dys­po­nu­jący za­so­bami fi­nan­so­wymi, któ­rych bra­ko­wało lud­no­ści pol­skiej, zwal­czali kon­ku­ren­cję z jej strony bez zbęd­nych sen­ty­men­tów, co było zro­zu­miałe z per­spek­tywy ren­tow­no­ści pro­wa­dzo­nych przez nich przed­się­biorstw i walki o do­bro­byt ich wła­snych ro­dzin, ale psuło re­la­cje mię­dzy obiema spo­łecz­no­ściami w mia­steczku. Szcze­gól­nie mło­dzież pol­ska, licz­nie mi­gru­jąca ze wsi do mia­steczka w wy­niku kry­zysu po I woj­nie świa­to­wej i po­czątku lat dwu­dzie­stych ubie­głego wieku, na­po­ty­kała w nim ba­riery eko­no­miczne, na­ro­dowe i re­li­gijne, któ­rych nie była w sta­nie po­ko­nać. Na wy­raź­nie do­mi­nu­jącą po­zy­cję eko­no­miczną spo­łecz­no­ści ży­dow­skiej w Szczu­czy­nie wska­zuje Księga Ad­re­sowa Pol­ski (wraz z w. m. Gdań­skiem) dla han­dlu, prze­my­słu, rze­miosł i rol­nic­twa; An­nu­aire da la Po­lo­gne (y Com­pris la V.L. de Dant­zig)[10] za rok 1930. Wy­nika z niej, że wspól­nota pol­ska miała w Szczu­czy­nie wła­dzę po­li­tyczną, ale nie­mal po­zba­wiona była wła­dzy eko­no­micz­nej. Po­la­kami byli bur­mistrz mia­steczka Ste­fan Ma­jew­ski i ko­men­dant Ochot­ni­czej Straży Ognio­wej, a także ad­wo­kat, no­ta­riusz i ap­te­ka­rze, ale już den­ty­ści, aku­szerki, bed­na­rze, bla­cha­rze, czap­nicy, wy­twórcy da­chó­wek i skór, wła­ści­ciele tar­taku, gar­barni, wy­twórni farb, przed­się­biorstw prze­wo­zo­wych oraz re­stau­ra­cji byli na­ro­do­wo­ści ży­dow­skiej. Po­dob­nie wła­ści­ciele skle­pów bła­wat­nych, z ma­te­ria­łami bu­dow­la­nymi, z wy­ro­bami ce­men­to­wymi, ga­lan­te­ryj­nymi, ar­ty­ku­łami rol­ni­czymi, ubra­niami go­to­wymi, ar­ty­ku­łami skó­rza­nymi, ry­bami, spi­ry­tu­aliami, ar­ty­ku­łami spo­żyw­czymi. Ży­dami byli rów­nież wła­ści­ciele her­ba­ciarni, in­tro­li­ga­torni, ka­wiarni, owo­carni, pie­karni, dwóch bro­wa­rów, skle­pów z ar­ty­ku­łami ko­lo­nial­nymi i że­la­znymi oraz z kon­fek­cją i z ar­ty­ku­łami ko­sme­tycz­nymi. Do tego wy­znawcy re­li­gii moj­że­szo­wej byli kraw­cami, ko­wa­lami, księ­ga­rzami, me­bla­rzami, mły­na­rzami, mu­ra­rzami, wy­twór­cami my­dła, obu­wia, oleju, a także po­wroź­ni­kami, ry­ma­rzami, rzeź­ni­kami, sto­la­rzami, szew­cami, ślu­sa­rzami i ze­gar­mi­strzami. Ży­dow­ski był także pierw­szy bank w Szczu­czy­nie[11]. Ży­dow­skie były też dwa za­jazdy w mia­steczku, a po­nadto Ży­dzi cał­ko­wi­cie zdo­mi­no­wali lo­kalny ry­nek ob­rotu zbo­żem i zie­mio­pło­dami, co ma się ro­zu­mieć wzbu­dzało gniew pol­skich chło­pów, oskar­ża­ją­cych Ży­dów o za­ni­ża­nie cen skupu zbóż oraz zmowy ce­nowe.

Pol­ski w Szczu­czy­nie był tylko je­den le­karz cho­rób we­wnętrz­nych – Bo­le­sław To­ma­szew­ski, pro­wa­dzący ga­bi­net przy ul. Łom­żyń­skiej. Po­la­kami byli cie­śla i je­den wła­ści­ciel sklepu z de­wo­cjo­na­liami, dwaj fry­zje­rzy, je­den wła­ści­ciel sklepu z ga­lan­te­rią, dwaj wła­ści­ciele gar­barni, je­den garn­carz, dwaj her­ba­cia­rze, je­den wła­ści­ciel biura in­for­ma­cyjno-han­dlo­wego. Po­lak o na­zwi­sku Czar­necki miał ki­ne­ma­to­graf przy ul. Se­na­tor­skiej, ale pro­wa­dził go do spółki z Ży­dem B. Pen­żo­hem. Pol­skie były też cztery sklepy ko­lo­nialne, je­den z kon­fek­cją, je­den był pol­ski ko­ło­dziej, dwóch ko­wali, dwóch kraw­ców, ma­larz oraz rzeź­nik, je­den wła­ści­ciel sklepu z ma­szy­nami rol­ni­czymi i je­den sklepu spo­żyw­czego, do tego pol­skie były dwie pie­kar­nie, dwie pi­wo­war­nie i jedna hur­tow­nia tego trunku oraz trzy karczmy. Było też w Szczu­czy­nie czte­rech szew­ców Po­la­ków, je­den ślu­sarz, zdun i wła­ści­ciel sklepu z ma­te­ria­łami że­la­znymi. W su­mie pol­ski biz­nes sta­no­wił około 20 pro­cent ca­łej dzia­łal­no­ści go­spo­dar­czej pro­wa­dzo­nej w Szczu­czy­nie w roku 1930. Co cie­kawe, w 1938 r. było w Szczu­czy­nie już dwa­dzie­ścia apa­ra­tów te­le­fo­nicz­nych, z czego dzie­więć na­le­żało do kup­ców ży­dow­skich, a je­de­na­ście do Po­la­ków – w tym do bur­mi­strza, ko­men­danta po­li­cji, „Star­szej Sio­stry Mi­ło­sier­dzia Pa­weł­kie­wicz” [pi­sow­nia jak w ory­gi­nale – przyp. M.T.] i szczu­czyń­skiego pro­bosz­cza.

Na tra­dy­cyjny dla pol­skiej rze­czy­wi­sto­ści pro­win­cjo­nal­nej roz­dź­więk eko­no­miczny i kul­tu­rowy mię­dzy mia­stem a wsią na­ło­żył się w la­tach trzy­dzie­stych XX wieku kon­flikt na­ro­do­wo­ściowy i re­li­gijny mię­dzy głów­nie ży­dow­skim mia­stecz­kiem a ota­cza­ją­cymi je pol­skimi wsiami i za­ścian­kami szla­chec­kimi. Sy­tu­ację po­gar­szał jesz­cze brak kom­plek­so­wej re­formy rol­nej, któ­rej II Rzecz­po­spo­lita nie była w sta­nie prze­pro­wa­dzić z po­wodu sta­now­czego oporu pol­skiego zie­miań­stwa oraz Ko­ścioła ka­to­lic­kiego. By od­da­lić widmo re­formy i par­ce­la­cji du­żych ma­jąt­ków ziem­skich, par­tie pra­wi­cowe, ta­kie jak Obóz Wiel­kiej Pol­ski (OWP) czy Stron­nic­two Na­ro­dowe (SN), wspie­rane przez zie­miań­stwo i Ko­ściół ka­to­licki, bez­ce­re­mo­nial­nie stra­szyły oby­wa­teli Pol­ski bol­sze­wi­zmem, szcze­gól­nie po wy­bu­chu wojny do­mo­wej w Hisz­pa­nii, i za­po­wia­dały ry­chły po­nowny kon­flikt Pol­ski z ZSRR, wska­zu­jąc przy tym na Ży­dów jako do­mnie­ma­nych „orę­dow­ni­ków ko­muny”, „szpicli ko­mu­ni­stycz­nych” oraz „czer­wo­nych agi­ta­to­rów”. Umac­niało to szko­dliwą an­ty­se­micką nar­ra­cję w pol­skiej spo­łecz­no­ści Szczu­czyna, Ja­sio­nówki, Wą­so­sza, Ra­dzi­łowa, Je­dwab­nego i in­nych miej­sco­wo­ści w ca­łej Pol­sce[12].

W okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym w oko­licy Szczu­czyna znaj­do­wało się aż dzie­więć wiel­kich ma­jąt­ków ziem­skich: w Nie­ćko­wie Jan Gro­madzki miał ma­ją­tek obej­mu­jący 370 ha; w Ma­ze­wie Sta­ni­sław Sam­pu­łow­ski miał 308 ha; wo­kół wsi Bzury Hen­ryk Ko­złow­ski – 280 ha; w Bęć­ko­wie Raj­mund Skar­żyń­ski – 250 ha; w Choj­no­wie Wik­to­ria Ob­rycka – 213 ha; w Do­łę­gach Jan Lesz­czyń­ski – 108 ha; w Zo­fiówce Ame­lia Li­ne­burg – 100 ha, w Kow­na­ci­nie Bro­ni­sław Mę­ci­kow­ski – rów­nież 100 ha, a w Mię­tu­se­wie Piotr Ko­nopko miał 85 ha. Bio­rąc pod uwagę, że śred­nie go­spo­dar­stwo rolne w Pol­sce w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym miało po­wierzch­nię nieco po­nad 13 ha[13], to na­wet naj­mniej­szy z tych ma­jąt­ków znacz­nie prze­kra­czał areał, któ­rym dys­po­no­wali oko­liczni pol­scy go­spo­da­rze. W la­tach dwu­dzie­stych i trzy­dzie­stych pol­skiej mło­dzieży ze szczu­czyń­skich, gra­jew­skich, je­dwa­bień­skich i łom­żyń­skich wsi i za­ścian­ków w wy­niku du­żego przy­ro­stu na­tu­ral­nego i zwią­za­nych z nim po­stę­pu­ją­cej pau­pe­ry­za­cji i po­gor­sze­nia wa­run­ków ży­cia za­częło bra­ko­wać ziemi, na któ­rej mo­głaby pra­co­wać i która by wy­kar­miła za­kła­dane przez nią ro­dziny. Bra­ko­wało też prze­my­słu, który mógłby tę mło­dzież za­trud­nić i dać za­ple­cze ma­te­rialne dla przy­szłego, god­nego ży­cia, a za­kła­da­nie ko­lej­nych bieda-go­spo­darstw nie miało eko­no­micz­nego sensu. Ziemi nie star­czało dla wszyst­kich, a małe go­spo­dar­stwa nie przy­no­siły do­chodu. Je­dy­nym wyj­ściem była wę­drówka do mia­ste­czek ta­kich jak Szczu­czyn i za­kła­da­nie tam stra­ganu albo warsz­tatu, które w miarę szybko da­wały mi­zerne, ale jed­nak ja­kieś zy­ski. Oczy­wi­ście mi­gru­jąca do mia­steczka pol­ska mło­dzież spo­ty­kała się z ży­ją­cymi tam już od wielu po­ko­leń Ży­dami i od razu wpa­dała w spi­ralę kon­ku­ren­cji i kon­fliktu z nimi.

Po­dej­mu­jąc gwał­towną próbę sta­nia się lud­no­ścią miej­ską, pol­ska mło­dzież ze wsi i za­ścian­ków szla­chec­kich ota­cza­ją­cych Szczu­czyn usi­ło­wała do­ko­nać aktu, który An­drzej Le­der słusz­nie na­zwałby „zro­zu­mia­łym”, ale też „nie­roz­wią­zy­wal­nym i amo­ral­nym”:

[…] bez­względny, a jed­no­cze­śnie hi­ste­ryczny an­ty­se­mi­tyzm en­de­cji był lo­gicz­nie zro­zu­miały – wy­ni­kał z bo­ry­ka­nia się z pro­ble­mem w tam­tej per­spek­ty­wie nie­roz­wią­zy­wal­nym: pro­ble­mem usta­no­wie­nia ko­niecz­nej, po­li­tycz­nej he­ge­mo­nii pol­skiego miesz­czań­stwa, któ­rego nie było, bo jego miej­sce zaj­mo­wało miesz­czań­stwo, uj­mu­jąc to w ka­te­go­riach po­li­tycz­nych Carla Schmitta „obce” i „wro­gie”. Efek­tem było usta­no­wie­nie Ży­dów jako pol­skiego nie-ja. Można tę lo­gikę ro­zu­mieć, nie po­dzie­la­jąc w naj­mniej­szym stop­niu jej prze­sła­nek i wi­dząc jej głę­boko amo­ralny cha­rak­ter. Nic dziw­nego, że „skle­pi­karz Po­lak uważa i świę­cie wie­rzy, że obo­wiąz­kiem pa­trio­tycz­nym każ­dego Po­laka jest po­zwo­lić mu skórę zdzie­rać z sie­bie, ale ni­gdy ży­dow­skiemu skle­pi­ka­rzowi, cho­ciaż u niego by­łoby na­wet tro­chę ta­niej”[14].

Dość szcze­rze wy­ja­wił przy­czyny an­ty­ży­dow­skiej prze­mocy Ka­zi­mierz L., miesz­ka­niec Je­dwab­nego i uczest­nik po­gromu w tym od­le­głym o 37 km od Szczu­czyna mia­steczku, gdzie 10 lipca 1941 r. spa­lono więk­szość ży­dow­skich są­sia­dów: „Ży­dzi byli fi­nan­so­wani, do­to­wani, przez mię­dzy­na­ro­dówkę tak zwaną i my by­śmy nie wy­trzy­mali [kon­ku­ren­cji – przyp. M.T.], ale, pro­szę pani, my­śmy chcieli żyć. My­śmy tego nie ro­bili na­umyśl­nie Ży­dom, tylko, pro­szę pani, my­śmy chcieli żyć. Pani pa­trzy nas trzech [braci L. – przyp. M.T.], my­śmy chcieli żyć, lu­dzie, któ­rzy wcho­dzili w ży­cie”[15]. Po­dob­nie wspo­mnie­nia dziadka zre­la­cjo­no­wała w 2018 r. miesz­kanka wsi Dzię­giele, le­żą­cej 20 km od Szczu­czyna:

Ogól­nie ni­gdy do­brze nie mó­wili. – Pani Ewa kręci głową. – Dzia­dek mi mó­wił tak: „Żyd bo­dajby igieł­kami han­dlo­wał, ale się do ro­boty nie wziął. Aby han­del był!”. Dzia­dek nasz mó­wił, że do­brze, że ich wy­tłu­kli, bo oni by wszystko tu za­jęli! Po­lak to u Żyda był pod pan­to­flem… jak śmieć! Tro­chę do­brze, jak tych Ży­dów po­wy­tłu­ki­wali… Dla Żyda lep­szy mały han­de­lek jak duży szpa­de­lek. Żyd tylko łeb prze­krę­cił i… aby do sie­bie, do sie­bie! Tylko szwin­de­lek i szwin­de­lek! To mój dzia­dek mó­wił… – Uśmie­cha się nie­pew­nie[16].

Przed­wo­jenna prasa ży­dow­ska do­sko­nale zda­wała so­bie sprawę z na­brzmie­wa­ją­cych kon­flik­tów go­spo­dar­czych i kla­so­wych w II Rze­czy­po­spo­li­tej oraz z de­struk­cyj­nej dla Ży­dów ży­ją­cych w Pol­sce roli pol­skiego zie­miań­stwa, kon­ser­wa­tyw­nego i nie­chęt­nego wszel­kim pró­bom mo­der­ni­za­cji oraz re­for­mie rol­nej, co­raz bar­dziej chy­lą­cego się ku an­ty­se­mi­ty­zmowi i fa­szy­zmowi. Umiała ubrać te ob­ser­wa­cje w tak cha­rak­te­ry­styczny dla niej czarny hu­mor (fot. 1.3. i 1.4.).

Fot. 1.3. (po lewej) Mendel Reif, bez tytułu, „Der Mechabel”, 1936. Fot. 1.4. (po prawej) Szaja Fajgenbojm, Kompromis w endeckich szeregach, „Hajnt”, 1937. Oba rysunki były prezentowane na wystawie Der Frajer Fojgl – karykatura z prasy żydowskiej w niepodległej Polsce, 16.11.2018–24.03.2019, ŻIH[17]. Zbiory autora.

O rela­cjach mię­dzy wspól­no­tami pol­ską a ży­dow­ską w Szczu­czy­nie mó­wią także wspo­mnie­nia Ic­chaka Wer­t­mana, ży­dow­skiego miesz­kańca mia­steczka. We­dle jego re­la­cji sto­sunki te oparte były na za­sa­dzie roz­dzie­le­nia obu wspól­not. Za­sada uwi­dacz­niała się np. w tym, że Ży­dzi i Po­lacy wła­ści­wie nie utrzy­my­wali bli­skich kon­tak­tów to­wa­rzy­skich, a od­wie­dzali się je­dy­nie w ce­lach biz­ne­so­wych. Także mło­dzież nie za­wie­rała mię­dzy sobą przy­jaźni, a mię­dzy uczniami pol­skiej szkoły po­wszech­nej nr 1 i wzno­szą­cej się nie­opo­dal tzw. sza­ba­sówki, czyli ży­dow­skiej szkoły wy­zna­nio­wej nr 2[18], pa­no­wała w okre­sie przed­wo­jen­nym wro­gość i ob­cość. Wbrew na­dzie­jom na nor­ma­li­za­cję, jaką miało przy­nieść utwo­rze­nie w Szczu­czy­nie szkół mie­sza­nych na­ro­do­wo­ściowo, nie uzdro­wiło to sy­tu­acji, a tylko po­głę­biło ist­nie­jące po­działy et­niczne i re­li­gijne w mia­steczku. Wi­dać to szcze­gól­nie na za­cho­wa­nych zdję­ciach z okresu przed­wo­jen­nego – nie­mal nie ma ta­kich, na któ­rych sfo­to­gra­fo­wani są wspól­nie mło­dzi Po­lacy i Ży­dzi (fot. 1.10., 1.11., 1.13., 1.18.). Jedna tylko fo­to­gra­fia (1.19.), zro­biona w 1937 r., uka­zuje grupę dziew­cząt ży­dow­skich w pol­skich stro­jach lu­do­wych, co może świad­czyć o pod­ję­ciu próby asy­mi­la­cji mło­dych Ży­dó­wek. Na­leży jed­nak pa­mię­tać, że zdję­cie to zo­stało zro­bione pod­czas jed­nego ze świąt szkol­nych w szkole nr 2.

Wzrost na­pię­cia mię­dzy mło­dzieżą pol­ską i ży­dow­ską w Szczu­czy­nie przy­spie­szyła wdra­żana od końca lat dwu­dzie­stych trans­for­ma­cja szkoły ży­dow­skiej nr 2 w szkołę po­wszechną, w efek­cie czego zna­leźli się w niej na­uczy­ciele i ucznio­wie pol­scy i ży­dow­scy. Szybko do­pro­wa­dziło to do wy­bu­chu fali an­ty­se­mic­kich pro­te­stów w mia­steczku, szcze­gól­nie wśród ro­dzi­ców uczniów szkoły nr 1, w któ­rej na pe­wien czas rów­nież po­ja­wiła się kil­ku­oso­bowa grupka na­uczy­cieli ży­dow­skich prze­nie­sio­nych ze szkoły nr 2. Ich obec­ność wy­wo­łała strajk wy­mie­rzony prze­ciwko za­trud­nia­niu na­uczy­cieli Ży­dów, oskar­ża­nych po­wszech­nie o de­pra­wa­cję pol­skiej mło­dzieży chrze­ści­jań­skiej. Do ta­kich pro­te­stów na­wo­ły­wała w la­tach trzy­dzie­stych prasa ka­to­licka i en­decka:

Fakt, że w wielu szko­łach uczęsz­cza­nych przez dzieci ka­to­lic­kie Mi­ni­ster­stwo Oświe­ce­nia Pu­blicz­nego ob­sa­dza nie­które po­sady na­uczy­ciel­skie przez Ży­dów, za­wsze wy­wo­łuje zgodny pro­test spo­łe­czeń­stwa pol­skiego. Lecz wielu z nas wy­ka­zuje obu­rze­nie z po­bu­dek czy­sto ra­so­wych, nie zda­jąc so­bie sprawy do­kład­nie, jak ta kwe­stia przed­sta­wia się pod ką­tem wi­dze­nia re­li­gij­nym. […] Żyd na­uczy­ciel, a tem­bar­dziej wy­cho­wawca mło­dzieży chrze­ści­jań­skiej, je­śli na­wet bę­dzie na po­zór sza­no­wał re­li­gię uczniów nie po­wstrzyma się jed­nak od po­śred­niego pod­ko­py­wa­nia w nich wiary w au­to­ry­tety, od wy­ol­brzy­mia­nia po­trzeb i in­stynk­tów ciała, oraz po­bła­ża­nia za­chcian­kom. Duch po­świę­ce­nia, re­zy­gna­cji, bo­ha­ter­stwa chrze­ści­jań­skiego, jest dlań znie­na­wi­dzo­nym bo nie­zro­zu­mia­łym; w jego oczach jest to „fa­na­tyzm”, „ciem­nota śre­dnio­wieczna” itp. Wy­star­czy zo­ba­czyć, z jaką na­miętną chci­wo­ścią rzu­cają się pi­sa­rze ży­dow­scy w ro­dzaju U. We­inin­gera i Freuda na kwe­stię płciową, z jaką cy­niczną wprawą i skwa­pli­wo­ścią ją prze­żu­wają, jak mało po­sia­dają de­li­kat­no­ści w sto­sunku do tak in­tym­nych szcze­gó­łów na­tury ludz­kiej, by zro­zu­mieć, że roz­kaz ich jest po­ni­że­nie tej na­tury, ze­pchnię­cie jej po­ni­żej zwie­rzę­co­ści. I nie na­leży dzi­wić się hi­tle­row­com w ich obu­rze­niu prze­ciw na­gro­ma­dzo­nej przez 2 wieki por­no­gra­fii niby to na­uko­wej i zu­peł­nie nie­po­trzeb­nej. Prze­cho­dząc do kwe­stii wy­zna­nia ka­to­lic­kiego mu­simy stwier­dzić, że prze­ciwko niemu przede wszyst­kim wy­ce­lo­wane są ciosy wszyst­kich wro­gów chry­stia­ni­zmu. Ka­to­li­cyzm jest zna­kiem jed­no­ści i sztan­da­rem ca­łego świata chrze­ści­jań­skiego, a upa­dek jego byłby upad­kiem Krzyża na ziemi. Chcą przeto wro­go­wie pod­wa­żyć przede wszyst­kim jego na­kazy i wy­chwa­lać wszystko, co­kol­wiek z jego za­sa­dami się nie zga­dza […] jak ko­edu­ka­cja, wspólne plaże lub ćwi­cze­nia spor­towe po­łą­czone z prze­sadną na­go­ścią, znaj­dują pło­mien­nych obroń­ców przede wszyst­kim w gro­nie „po­stę­po­wych” Ży­dów. […] żyd nie może wy­cho­wy­wać mło­dzieży chrze­ści­jań­skiej![19] [pi­sow­nia i pod­kre­śle­nie jak w ory­gi­nale – przyp. M.T.].

Od­po­wie­dzią na tego ro­dzaju ar­ty­kuły była zde­cy­do­wana re­ak­cja miesz­kań­ców Bia­ło­stoc­czy­zny, o czym z sa­tys­fak­cją do­no­siły ów­cze­sne pra­wi­cowe cza­so­pi­sma:

Bia­ły­stok żąda usu­nię­cia na­uczy­cieli ży­dów [pi­sow­nia i pod­kre­śle­nie jak w ory­gi­nale – przyp. M.T.]. Zo­stała wy­słana prośba z kil­ku­set pod­pi­sami ro­dzi­ców ka­to­li­ków m. Bia­łe­go­stoku do p. Ku­ra­tora w Brze­ściu n. Bu­giem i do In­spek­tora Szkol­nego w Bia­łym­stoku o od­wo­ła­nie na­uczy­cieli Ży­dów ze szkół prze­zna­czo­nych dla dzia­twy ka­to­lic­kiej oraz o roz­dzie­le­nie dzieci ka­to­lic­kich i dzieci ży­dow­skich. Rów­no­cze­śnie ro­dzice zwró­cili się do ks. Ar­cy­bi­skupa Jał­brzy­kow­skiego o po­par­cie u od­no­śnych władz szkol­nych słusz­nych żą­dań ro­dzi­ciel­skich. Po­dobne prośby wy­sy­łają ro­dzice m. Kry­nek i So­kółki[20].

W Szczu­czy­nie w tym cza­sie do­cho­dziło czę­ściej do bó­jek niż do zgod­nej za­bawy dzieci ze szkół po­wszech­nych nr 1 (pol­skiej) i nr 2 (ży­dow­skiej). Nie po­ma­gały roz­pacz­liwe in­ter­wen­cje Wik­tora Le­śnie­wi­cza, in­spek­tora szkol­nego w Szczu­czy­nie Bia­ło­stoc­kim, przy­sła­nego do mia­steczka w grud­niu 1930 r., żeby za­pa­no­wać nad sy­tu­acją i uspo­koić na­stroje. „Gość Nie­dzielny” w ru­bryce „Co sły­chać w świe­cie ka­to­lic­kim?” w ar­ty­kule pt. Za­ży­dza­nie szkół pol­skich po­stę­puje tak pi­sał o tych wy­pad­kach:

Wy­mie­ni­li­śmy mię­dzy in­nemi Ostrów, w po­wie­cie Wło­daw­skim, gdzie wsku­tek nie­ustę­pli­wo­ści po­wstał strajk dzieci, da­lej Kolno, Wy­so­kie Ma­zo­wiec­kie, a ostat­nio szkołę w Szczu­czy­nie. Jak nam obec­nie do­no­szą, wpro­wa­dzono do szkoły pol­skiej w Wy­so­kiem Ma­zo­wiec­kiem, w wo­je­wódz­twie Bia­ło­stoc­kiem, z no­wym ro­kiem szkol­nym znowu kil­ka­dzie­siąt dzieci ży­dow­skich tak, że liczba dzieci ży­dow­skich w szkole pol­skiej wzro­sła do bli­sko 200. W wyż­szych od­dzia­łach sy­mul­tan­nych liczba dzieci ży­dow­skich równa się licz­bie dzieci pol­skich. Na kil­ka­krotne pro­te­sty ro­dzi­ców do władz szkol­nych wy­słane, aby nie łą­czono ich dzieci ra­zem z dziećmi ży­dow­skiemi i nie za­mie­niano szkoły pol­skiej ka­to­lic­kiej na sy­mul­tanną, ro­dzi­cie otrzy­mali od­po­wie­dzi od­mowne[21].

Cztery lata póź­niej, we wrze­śniu 1934 r.[22], wsz­częto po­now­nie strajki szkolne, tym ra­zem w Łomży, Au­gu­sto­wie, Su­wał­kach i na te­re­nie po­wiatu szczu­czyń­skiego. Pra­wi­cowy pe­rio­dyk „Ży­cie i Praca” pi­sał o tych wy­da­rze­niach w tek­ście pt. Nie mo­żemy ustą­pić, twier­dząc, że na­uczy­ciele ży­dow­scy wy­cho­wują mło­dzież „bez cha­rak­teru, lu­dzi ni­ja­kich, któ­rym obcy bę­dzie wy­raz »Oj­czy­zna« i któ­rzy pójdą za tym kto im le­piej za­płaci”[23]. Ga­zeta pod­kre­ślała przy tym, że ta­kie wy­cho­wa­nie jest na rękę Ży­dom. W od­da­lo­nym od Szczu­czyna o około 16 km Gra­je­wie strajk szkolny trwał od po­czątku roku szkol­nego do 14 li­sto­pada 1934 r. Za­koń­czyła go do­piero obiet­nica zło­żona pol­skim ro­dzi­com przez in­spek­tora szkol­nego, że dzieci ży­dow­skie będą się uczyć w tym mia­steczku w osob­nych kla­sach[24]. Echa po­dob­nych pro­te­stów wy­mie­rzo­nych w ży­dow­skich na­uczy­cieli uczą­cych w pol­skich szko­łach po­wszech­nych mo­żemy od­na­leźć rów­nież w wy­po­wie­dziach miesz­kań­ców nie­od­le­głego Je­dwab­nego: „Nie chcieli żeby Ży­dówka uczyła, niech uczy pol­ska ko­bieta. I ucie­kali że­śmy. To oni Ży­dzi wie­dzieli, że to jest tego sta­rego L. ro­bota. Że­śmy tak przed dwa lata ucie­kali, z tej lek­cji jak ona przy­cho­dziła i na końcu ją zwol­nili. To była ich mści­wość za to, że to on, fak­tycz­nie to on, na­ma­wiał »ucie­kamy, dzieci«”(Ja­nina Bie­drzycka, miesz­kanka Je­dwab­nego)[25].

Pewne uspo­ko­je­nie na­stro­jów w sa­mym Szczu­czy­nie na­stą­piło do­piero w dru­giej po­ło­wie lat trzy­dzie­stych, po wdro­że­niu i za­koń­cze­niu tzw. re­formy szkol­nic­twa Ję­drze­je­wi­cza i po tym, jak rząd sa­na­cyjny za­czął bar­dziej zde­cy­do­wa­nie zwal­czać de­struk­cyjne wpływy „na­ro­dówki” w re­jo­nie bia­ło­stoc­kim i łom­żyń­skim. Szcze­gól­nie na­uczy­ciele i ucznio­wie ży­dow­scy sta­rali się ma­ni­fe­sto­wać w tym okre­sie swoje pro­pol­skie na­sta­wie­nie, co to­no­wało do pew­nego stop­nia na­stroje w mia­steczku. Sy­tu­ację nie­stety stale pod­grze­wały par­tie pra­wi­cowe oraz Ko­ściół ka­to­licki. W 1936 r. za­pa­dła uchwała pierw­szego Ple­nar­nego Sy­nodu Bi­sku­pów Pol­skich żą­da­jąca od­dzie­le­nia mło­dzieży ka­to­lic­kiej od ży­dow­skiej w szko­łach. Po­ja­wiła się ona w kon­tek­ście trwa­ją­cego od 1931 r. w ca­łej Pol­sce buntu pra­wi­co­wej mło­dzieży stu­denc­kiej spod znaku Mło­dzieży Wszech­pol­skiej i Obozu Wiel­kiej Pol­ski prze­ciwko wspól­nemu stu­dio­wa­niu na uni­wer­sy­te­tach z mło­dzieżą ży­dow­ską. Za­mieszki an­ty­ży­dow­skie i strajki wy­mie­rzone w Ży­dów ob­jęły główne uczel­nie wyż­sze – w War­sza­wie, Kra­ko­wie, Lu­bli­nie, Wil­nie i we Lwo­wie, gdzie po­wszech­nie żą­dano re­le­go­wa­nia ży­dow­skich stu­den­tów, wpro­wa­dze­nia za­sady nu­me­rus clau­sus i nu­me­rus nul­lus i ogra­ni­cze­nia lub unie­moż­li­wie­nia Ży­dom po­dej­mo­wa­nia na­uki na uczel­niach wyż­szych. Do­ma­gano się rów­nież „getta ław­ko­wego”, czyli wy­dzie­le­nia osob­nych miejsc w sa­lach wy­kła­do­wych prze­zna­czo­nych dla Ży­dów. Wrze­nie an­ty­ży­dow­skie utrzy­my­wało się na uni­wer­sy­te­tach w Pol­sce w za­sa­dzie do końca czerwca 1939 r. i nie prze­ry­wał go na­wet ocze­ki­wany wy­buch wojny. Tak o tym pi­sał pra­wi­cowy „Mały Dzien­nik”w ar­ty­kule pod wy­mow­nym ty­tu­łem Kult bomby i ka­stetu w lu­tym 1939 r.:

W obro­nie mło­dzieży piękne prze­mó­wie­nie wy­gło­sił sen. Rem­bliń­ski, wska­zu­jąc, że nie­po­koje mają głę­bo­kie pod­łoże. Eks­ce­sów nie ma w Po­zna­niu, naj­więk­sze są we Lwo­wie, bo na lwow­skim uni­wer­sy­te­cie są ży­dzi, a na po­znań­skim ich nie ma. Całe ży­cie go­spo­dar­cze we Lwo­wie opa­no­wane jest przez ży­dów, a dla zre­for­mo­wa­nia tego stanu rze­czy zbyt mało się robi, więc mło­dzież roz­wią­zuje ten pro­blem sama na swym te­re­nie, osią­ga­jąc zresztą re­alne wy­niki [pi­sow­nia jak w ory­gi­nale – przyp. M.T.][26].

W Szczu­czy­nie w tym sa­mym cza­sie sta­rano się jed­nak wy­pra­co­wać stra­te­gię współ­ży­cia obu wspól­not po­zwa­la­jącą ogra­ni­czać wy­bu­chy ak­tów agre­sji i de­wa­sta­cji mie­nia itp. Ic­chak Wer­t­man wspo­mi­nał, że ce­re­mo­nie re­li­gijne od­by­wano osobno, nie wcho­dząc so­bie w pa­radę. W nie­dzielę, kiedy Po­lacy uda­wali się na mszę do ko­ścioła, Ży­dzi po­zo­sta­wali w do­mach, tak by swoją obec­no­ścią nie pro­wo­ko­wać chrze­ści­jań­skich są­sia­dów. Po­dobna za­sada była prze­strze­gana na głów­nych uli­cach Szczu­czyna w cza­sie pro­ce­sji Bo­żego Ciała.Mimo to prze­paść mię­dzy Ży­dami a Po­la­kami po­głę­biała się wraz ze zbli­ża­niem się do tych te­re­nów za­wie­ru­chy po­li­tycz­nej po­prze­dza­ją­cej wy­buch II wojny świa­to­wej. Na­pię­cia na­ra­stały. Z ze­znań zło­żo­nych po woj­nie przez Ic­chaka Wer­t­mana, ale także z ze­znań pol­skich miesz­kań­ców mia­sta wia­domo, że wpływ człon­ków Związku Lu­dowo-Na­ro­do­wego, Obozu Wiel­kiej Pol­ski[27], a na­stęp­nie Stron­nic­twa Na­ro­do­wego na ży­cie w przed­wo­jen­nym Szczu­czy­nie oraz po­bli­skim Gra­je­wie i po­gor­sze­nie re­la­cji mię­dzy Po­la­kami i Ży­dami był bar­dzo duży. Do­no­siły o tym także ra­porty Wo­je­wody Bia­ło­stoc­kiego i lo­kalna prasa.

Już w 1927 r. „Spory suk­ces ZLN od­niósł w Szczu­czy­nie, gdzie 19 wrze­śnia jego czło­nek Ma­rian Dy­gna­ro­wicz, z za­wodu ap­te­karz, zo­stał za­stępcą bur­mi­strza”[28]. Gdy w 1928 r. po­wstało SN, świe­tlica tej par­tii zna­la­zła się na rynku, w sa­mym cen­trum Szczu­czyna – przy­po­mniał so­bie o tym Fran­ci­szek K., je­den z oskar­żo­nych po woj­nie o udział w po­gro­mie z 1941 r. Przed wojną na­le­żeli do tej par­tii także inni, póź­niejsi uczest­nicy po­gromu: Wła­dy­sław Ł., Jan P., An­toni G. i Jan W. Ten ostatni po woj­nie zmie­nił barwy po­li­tyczne i zo­stał ak­tyw­nym dzia­ła­czem PZPR w re­gio­nie.

Z ini­cja­tywy po­sła W. Sta­nisz­kisa po utwo­rze­niu struk­tur w paź­dzier­niku 1928 r. SN od razu roz­po­częło dzia­łal­ność na te­re­nie po­wiatu szczu­czyń­skiego. Koła tej par­tii utwo­rzono w Gra­je­wie, Szczu­czy­nie, Raj­gro­dzie, Wą­so­szu i Ra­dzi­ło­wie. Po­cząt­kowo sku­piały one około 200 człon­ków. W Szczu­czy­nie i po­bli­skim Gra­je­wie koło SN re­kru­to­wało się spo­śród człon­ków cha­dec­kiego Pol­skiego Stron­nic­twa Chrze­ści­jań­sko-De­mo­kra­tycz­nego[29]. Tak sy­tu­ację po­li­tyczną na tym te­re­nie opi­sy­wała „Ga­zeta War­szaw­ska” z 1930 r.:

W Gra­je­wie od­było się wiel­kie ze­bra­nie Stron­nic­twa Na­ro­do­wego. Prze­wod­ni­czył ks. Pra­łat Bu­ta­no­wicz. Prze­ma­wiał p. Si­ciń­ski z War­szawy. […] Ze­bra­nie za­koń­czono okrzy­kami na cześć Pol­ski na­ro­do­wej. W Szczu­czy­nie od­był się wiec przed­wy­bor­czy, zor­ga­ni­zo­wany przez Stron­nic­two Na­ro­dowe. Sala była wy­peł­niona po brzegi. Prze­ma­wiali ks. ka­no­nik Kry­siak, pp.: Si­ciń­ski i Przy­by­szew­ski. Uchwa­lono gło­so­wać na li­stę na­ro­dową[30].

23 stycz­nia 1933 r. w Gra­je­wie pięć­dzie­się­cio­oso­bowa grupa człon­ków OWP i SN za­ata­ko­wała wiec PPS, w cza­sie któ­rego prze­ma­wiał de­le­gat par­tii z War­szawy nie­jaki Zwo­liń­ski. W cza­sie ataku dały się sły­szeć okrzyki na cześć gen. Hal­lera i Ro­mana Dmow­skiego. Pię­ciu człon­ków OWP po­biło Żyda Iza­aka Kołka, dwóch z na­past­ni­ków za­trzy­mano. W tym sa­mym cza­sie w Go­nią­dzu (35 km od Szczu­czyna) kol­por­to­wano an­ty­se­mic­kie bro­szury „Tę­pić chwa­sty”[31], a na te­re­nie ca­łego po­wiatu sprze­da­wano „Szczerbca”. Wi­ka­riusz ks. Bia­ło­ko­zie­wicz, czło­nek OWP, w cza­sie ko­lędy na­ma­wiał wier­nych do wstę­po­wa­nia do tej par­tii. W marcu 1933 r. na mu­rze ko­ściel­nym w Gra­je­wie na­pi­sano wiel­kimi li­te­rami „Żyd to wróg Pol­ski”, a dzia­ła­nia po­li­cyjne ujaw­niły ist­nie­nie za­kon­spi­ro­wa­nej bo­jówki OWP, kie­ro­wa­nej przez cze­lad­nika szew­skiego An­to­niego Wy­pry­skę. 19 marca bo­jów­ka­rze OWP za­ata­ko­wali prze­marsz ży­dow­skiej or­ga­ni­za­cji Brith Trum­pel­dor w tym mia­steczku, zor­ga­ni­zo­wany na cześć Jó­zefa Pił­sud­skiego oraz w celu za­ma­ni­fe­sto­wa­nia pro­pol­skiego na­sta­wie­nia Ży­dów. Znisz­czono ży­dow­ski sztan­dar i roz­pę­dzono uczest­ni­ków prze­mar­szu[32]. Po­li­cja aresz­to­wała co prawda kil­ku­na­stu dzia­ła­czy OWP, a sąd ska­zał ich na krót­kie wy­roki aresztu i kary pie­niężne[33], ale nie za­trzy­mało to an­ty­ży­dow­skiej prze­mocy w mie­ście i oko­licy. Już dzień póź­niej, 20 marca, w cza­sie jar­marku w Gra­je­wie bo­jów­ka­rze z OWP pod­bu­rzyli pol­skich miesz­kań­ców, by za­ata­ko­wali ży­dow­skie domy. Wy­bito kil­ka­dzie­siąt szyb oraz znisz­czono miej­scową sy­na­gogę. Po­li­cja pró­bo­wała za­trzy­mać naj­ak­tyw­niej­szego dzia­ła­cza OWP, Fran­ciszka Wój­to­wi­cza, ale lud­ność Gra­jewa od­biła go z rąk funk­cjo­na­riu­szy. Tego sa­mego dnia wy­bito rów­nież szyby w sy­na­go­dze i w domu mo­dli­twy w Szczu­czy­nie, a w Raj­gro­dzie (40 km od Szczu­czyna) znisz­czono sie­dem lo­kali ży­dow­skich. Dwa dni póź­niej, 22 marca, w Raj­gro­dzie grupa 70 bo­jów­ka­rzy „na­ro­dówki” za­ata­ko­wała tam­tej­szych Ży­dów, zo­stała jed­nak roz­pę­dzona przez po­łą­czone siły po­li­cji i straży gra­nicz­nej[34].

Gdy 28 marca 1933 r. sa­na­cyjny mi­ni­ster spraw we­wnętrz­nych Bro­ni­sław Pie­racki po se­rii na­pa­dów na Ży­dów, które zo­stały zor­ga­ni­zo­wane przez OWP na te­re­nie wo­je­wódz­twa lwow­skiego, bia­ło­stoc­kiego i kra­kow­skiego roz­wią­zał tę fa­szy­zu­jącą or­ga­ni­za­cję, część pla­có­wek OWP na te­re­nie po­wiatu szczu­czyń­skiego na­tych­miast prze­kształ­ciła się w koła Ru­chu Mło­dych Stron­nic­twa Na­ro­do­wego, a inne bez­po­śred­nio w koła SN. Dzia­ła­cze OWP ze Szczu­czyna otrzy­mali le­gi­ty­ma­cje SN już 8 lu­tego 1933 r.[35], a dzia­ła­cze OWP z Gra­jewa i Ra­dzi­łowa prze­szli do Stron­nic­twa for­mal­nie 28 maja 1933 r.[36]. W Raj­gro­dzie do SN wstą­piło 150 osób[37]. W paź­dzier­niku tego sa­mego roku za­stępca se­kre­ta­rza po­wia­to­wego SN w Gra­je­wie nie­jaki Hie­ro­nim Do­brze­niew­ski usi­ło­wał za­ku­pić kilka sztuk broni pal­nej ze skła­dek człon­kow­skich. Re­wol­wery miały być prze­my­cone z Nie­miec, ale na szczę­ście po­li­cja uda­rem­niła te za­kupy[38]. 11 li­sto­pada za to wy­wie­szono na słu­pach te­le­fo­nicz­nych w mia­steczku ha­sła „Precz z Ży­dami i ich pa­rob­kami”[39]. W 1933 r. wpływy SN umoc­niły się jesz­cze w po­wie­cie, o czym do­no­siła ów­cze­sna prasa[40]. Nie bez zna­cze­nia dla prze­biegu wy­da­rzeń w Szczu­czy­nie była sy­tu­acja po­li­tyczna w od­le­głej o 50 km Łomży, na­zy­wa­nej przez ów­cze­sną pra­wi­cową prasę „mia­stem nie­usta­ją­cych pro­ce­sów na­ro­dow­ców”[41], po­nie­waż tak wiele ich wy­ta­czano człon­kom naj­pierw OWP, a póź­niej SN i ONR za ich na­pady na ży­dow­skich miesz­kań­ców, po­bi­cia, za­bój­stwa, znisz­cze­nia mie­nia itd. En­dec­kie na­główki pra­sowe krzy­czały już od 1931 r. „Łom­ży­niacy prze­ciwko Ży­dom!”[42]. Na te­re­nie ca­łego po­wiatu szczu­czyń­skiego jak grzyby po desz­czu wy­ra­stały też nowe koła „na­ro­dówki”, na przy­kład w Bia­ło­grą­dach w 1934 r. do Stron­nic­twa za­pi­sało się 30 osób, w Osowcu – 52, w Nie­ćko­wie – 16, w Ob­ryt­kach – 37, w Niedź­wiad­nej – 27[43], a w sa­mym Szczu­czy­nie SN li­czyło około 150 człon­ków[44]. 13 sierp­nia 1934 r. od­było się w tym mia­steczku spo­tka­nie po­sła en­dec­kiego Wi­tolda Sta­nisz­kisa z Za­rzą­dem Po­wia­to­wym Stron­nic­twa Na­ro­do­wego, w trak­cie któ­rego uchwa­lono cał­ko­wity boj­kot han­dlu i przed­się­bior­czo­ści ży­dow­skiej. Kil­ka­na­ście dni póź­niej ten sam po­seł w obec­no­ści 50 na­ro­dow­ców wzy­wał do po­świę­ce­nia wol­no­ści i zdro­wia w walce z Ży­dami oraz z obo­zem rzą­do­wym oraz ape­lo­wał, by nie bać się uwię­zie­nia w Be­re­zie Kar­tu­skiej[45]. 9 wrze­śnia 1934 r. w Raj­gro­dzie na bra­mie ko­ściel­nej oraz w po­bliżu ko­ściel­nego par­kanu roz­pla­ka­to­wano ode­zwy o tre­ści: „Go­spo­da­rzu opa­mię­taj się, wy­do­stań się na­resz­cie na wierzch. Precz z ży­dami”, „Po­lacy, do was wo­łamy, nie gub­cie wła­snych braci, nie ku­puj­cie u ży­dów”, „Po­lacy zro­zum­cie wresz­cie swój obo­wią­zek i nie ku­puj­cie u Ży­dów”[46] [pi­sow­nia jak w ory­gi­nale – przyp. M.T.]. Sześć dni póź­niej po­seł Sta­nisz­kis wy­gło­sił w Szczu­czy­nie od­czyt za­ty­tu­ło­wany „Hi­sto­ria ru­chu na­ro­do­wego w Pol­sce”, a po od­czy­cie in­ter­we­nio­wał u miej­sco­wego przo­dow­nika po­li­cji Li­szew­skiego w spra­wie prze­śla­do­wa­nia przez po­li­cję szczu­czyń­skich na­ro­dow­ców. Li­szew­ski uprzej­mie od­parł po­słowi en­dec­kiemu, że koło SN w Szczu­czy­nie składa się z awan­tur­ni­ków i pi­ja­ków, któ­rzy swoje wy­stępki na­tury ban­dyc­kiej ubie­rają w szaty prze­śla­do­wań po­li­tycz­nych[47], nie wpły­nęło to jed­nak na sto­no­wa­nie na­stro­jów po­li­tycz­nych w mia­steczku.

W 1934 r. li­czeb­ność sze­re­gów SN w po­wie­cie na­dal ro­sła – po­wstało wów­czas 15 no­wych kół li­czą­cych w su­mie 509 no­wych człon­ków. Dużą ak­tyw­ność, co­raz bar­dziej ra­dy­kalną, prze­ja­wiała także sek­cja mło­dych tej par­tii[48]. 2 maja 1936 r. w Gra­je­wie przed lo­ka­lem SN wy­wie­szono por­trety gen. Śmi­głego-Ry­dza, Ro­mana Dmow­skiego i króla Bo­le­sława Chro­brego. Por­tret Dmow­skiego opa­trzono pod­pi­sem „Wódz na­rodu”. Dzień póź­niej 200 na­ro­dow­ców z Gra­jewa prze­ma­sze­ro­wało uli­cami mia­sta. Po­zdra­wiali hi­tle­row­skim po­zdro­wie­niem, tzw. sa­lu­tem rzym­skim, ma­sze­ru­jące także tego dnia uli­cami Gra­jewa od­działy 9 Pułku Strzel­ców Kon­nych[49]. 15 sierp­nia z oka­zji ob­cho­dów „Cudu nad Wi­słą” ks. Kry­siak we­zwał w Gra­je­wie do walki z ży­do­ko­muną[50]. W ca­łym roku 1936 w wo­je­wódz­twie bia­ło­stoc­kim do­szło łącz­nie do aż 348 zor­ga­ni­zo­wa­nych ata­ków na Ży­dów. Zgło­szono 99 przy­pad­ków po­bi­cia, z czego w sied­miu przy­pad­kach były to po­bi­cia cięż­kie, za­no­to­wano także trzy ofiary śmier­telne[51].

O na­pię­tych re­la­cjach pol­sko-ży­dow­skich w po­wie­cie szczu­czyń­skim wy­wo­ła­nych dzia­łal­no­ścią SN mó­wiły ra­porty wo­je­wody bia­ło­stoc­kiego z lat 1933–1939, alar­mo­wała na ten te­mat rów­nież ów­cze­sna lo­kalna, pol­ska prasa. Jak wy­nika z ra­por­tów wo­je­wody bia­ło­stoc­kiego z 1936 r., w tym okre­sie także Ko­ściół ka­to­licki włą­czył się do bar­dziej bez­po­śred­niej walki z Ży­dami. W lu­tym 1936 r. urzęd­nik za­no­to­wał m.in.: „Po­wia­towe wła­dze ad­mi­ni­stra­cji ogól­nej in­for­mują, że kler ka­to­licki jest czyn­ni­kiem kie­ru­ją­cym dzia­łal­no­ścią Stron­nic­twa Na­ro­do­wego, a lo­kale do­mów pa­ra­fial­nych uży­wane są z re­guły jako miej­sca ze­brań człon­ków tego stron­nic­twa. Ak­cja boj­ko­towa Ży­dów jest wy­dat­nie wspie­rana przez du­cho­wień­stwo”[52]. W sierp­niu 1936 r. sy­tu­acja była już na tyle po­ważna, że wo­je­woda bia­ło­stocki alar­mo­wał War­szawę, opi­su­jąc wręcz „psy­chozę za­gra­ża­jącą bar­dzo po­waż­nie po­rząd­kowi i bez­pie­czeń­stwu pu­blicz­nemu”[53], a wznie­coną szcze­gól­nie wśród mło­dzieży „ogar­nię­tej ha­słem »bij Żyda« pro­pa­go­wa­nym na­mięt­nie wszę­dzie i na każ­dym kroku przez Stron­nic­two Na­ro­dowe, a także i z am­bony. Zja­wi­sko jest tym po­waż­niej­sze, że ak­cja an­ty­ży­dow­ska przy­biera co­raz czę­ściej cha­rak­ter wy­stą­pień spon­ta­nicz­nych i sa­mo­rzut­nych, gdzie trudno o za­sto­so­wa­nie od­po­wied­niej pre­wen­cji”[54]. W dal­szej czę­ści ra­portu wo­je­woda wy­mie­niał kil­ka­na­ście miej­sco­wo­ści, w któ­rych do ta­kich wy­stą­pień już do­szło, a także za­wia­da­miał o od­pra­wie kie­row­ni­ków lo­kal­nych pla­có­wek „na­ro­dówki”, w cza­sie któ­rej nie­jaki Przy­godzki, de­le­gat Za­rządu Głów­nego SN, po­le­cił na te­re­nie wo­je­wódz­twa bia­ło­stoc­kiego „utwo­rzyć z ele­mentu pew­nego i zde­cy­do­wa­nego na wszystko spe­cjalne bo­jówki, które po od­po­wied­nim prze­szko­le­niu użyte zo­staną wy­łącz­nie do walki z Ży­dami. Za­zna­czył przy tym bez ogró­dek, że walkę z Ży­dami na­leży pro­wa­dzić wszel­kimi moż­li­wymi środ­kami, nie wy­łą­cza­jąc ter­roru”[55]. Mie­siąc póź­niej było jesz­cze go­rzej, a wo­je­woda w swoim ko­lej­nym ra­por­cie z prze­ra­że­niem do­no­sił, że mło­dzież z SN ma­sowo ata­kuje Ży­dów, bi­jąc ich i nisz­cząc ich mie­nie, bo „łu­dzi się per­spek­tywą za­ję­cia ży­dow­skich pla­có­wek han­dlo­wych”[56] po wy­pę­dze­niu Ży­dów z Pol­ski i stara się ten mo­ment przy­spie­szyć „drogą awan­tur, burd, ter­roru”[57]. Na prze­ło­mie wrze­śnia i paź­dzier­nika du­żych za­mie­szek po­gro­mo­wych po­łą­czo­nych z nisz­cze­niem skle­pów i bi­ciem kup­ców ży­dow­skich było aż 14, a mniej­szych znacz­nie wię­cej. Au­tor ra­portu alar­mo­wał, że co­raz częst­sze ataki bo­jó­wek en­dec­kich na Ży­dów wspie­rają „cał­kiem wy­raź­nie ten­den­cję re­wo­lu­cjo­ni­zo­wa­nia mas, ma­jącą na celu przede wszyst­kim przy­spie­sze­nie chwili ob­ję­cia wła­dzy w pań­stwie”[58] przez zwo­len­ni­ków SN. Dla­tego bo­jów­ka­rze tej par­tii za­częli także ata­ko­wać po­li­cję pań­stwową. Sy­tu­acja była tak zła, że pod ko­niec li­sto­pada 1936 r. na spe­cjalną in­spek­cję za­chod­nich po­wia­tów wo­je­wódz­twa przy­był z War­szawy oso­bi­ście pre­mier Fe­li­cjan Sła­woj Skład­kow­ski.

Ten pe­łen prze­mocy an­ty­ży­dow­skiej okres opi­sał rów­nież ży­dow­ski hi­sto­ryk Szy­mon Dat­ner w swo­jej nie­pu­bli­ko­wa­nej do­tąd pracy Rok 1937[59]:

Jak wspo­mnie­li­śmy po­czą­tek 1937 r. nie sta­nowi żad­nej gra­nicy. Wy­padki wtar­gnęły w ten rok z im­pe­tem ciągu dal­szego roku 1936. Wy­padki – to zna­czy kon­cep­cja i dzia­ła­nia władz sa­na­cyj­nych sta­cza­ją­cych się co­raz bar­dziej i co­raz szyb­ciej w ra­miona en­de­cji, kon­cep­cje i zwłasz­cza dzia­ła­nia tej ostat­niej i jej przy­bu­dó­wek wzy­wa­ją­cej zu­peł­nie jaw­nie i co­raz moc­niej do walki z nie­bez­pie­czeń­stwem ży­dow­skim z za­le­wem ży­dow­skim, dzia­ła­nia wresz­cie to od­zew zor­ga­ni­zo­wa­nych bo­jó­wek en­dec­kich na te­re­nie ca­łego pań­stwa i akty gwałtu i bez­pra­wia pod­bu­rzo­nych mniej­szych i więk­szych grup, szcze­gól­nie ma­ło­mia­stecz­ko­wych, zwłasz­cza na ob­sza­rach bę­dą­cych do­meną dzia­ła­nia en­de­cji et con­sor­tes. Osob­nym wy­dzie­lo­nym ob­sza­rem dzia­ła­nia były uczel­nie wyż­sze. Tym oto dzia­ła­niom w te­re­nie – na­sze roz­wa­ża­nia i… wspo­mnie­nia. Szcze­gól­nie wy­róż­nia­ją­cym się ob­sza­rem była Bia­ło­stoc­czy­zna, ści­ślej jej za­chod­nia i pół­nocna część.

Ak­cja SN wy­wo­łała wśród miej­sco­wych Ży­dów po­wszechną pa­nikę, ucieczkę ze wsi do miast, za­kła­da­nie w mia­stecz­kach spe­cjal­nych fun­du­szy na opła­ce­nie świe­cą­cych pust­kami skle­pów oraz wzrost sym­pa­tii do le­wicy, szcze­gól­nie tej spod znaku PPS i KPP ze względu na to, że zwal­czała ona an­ty­se­mi­tyzm, co od­no­to­wał rów­nież wo­je­woda[60]. Gdy na po­czątku 1937 r. agre­sja an­ty­se­micka nieco przy­ci­chła z po­wodu ostrych re­pre­sji po­li­cji wo­bec „na­ro­dow­ców” i licz­nych aresz­to­wań na te­re­nie wo­je­wódz­twa wśród mło­dych przy­wód­ców Stron­nic­twa, wo­je­woda w ra­por­cie z lu­tego prze­strze­gał przed zbyt ła­twym ogła­sza­niem przez War­szawę zwy­cię­stwa:

Te, o ile ich tak na­zwiemy suk­cesy Rządu i za­ła­ma­nie się roz­ma­chu dzia­łal­no­ści Stron­nic­twa Na­ro­do­wego w po­wia­tach za­chod­nich wo­je­wódz­twa bia­ło­stoc­kiego – przyj­mo­wać trzeba z dużą dozą kry­ty­cy­zmu i wielką ostroż­no­ścią. Styl dzi­siej­szego ży­cia pu­blicz­nego, cięż­kie po­ło­że­nie eko­no­miczne, a po­nadto spe­cjalna wraż­li­wość dzi­siej­szej mło­dzieży na sprawy pu­bliczne – po­wo­dują w su­mie, że stan pod­nie­ce­nia na­stro­jów trwa w per­ma­nen­cji. […] Ha­sła ra­dy­kal­nie na­ro­dowe wnik­nęły już zbyt głę­boko i sze­roko w rze­sze tej mło­dej ge­ne­ra­cji. W szcze­gól­no­ści za­gad­nie­nie ży­dow­skie musi zo­stać skon­kre­ty­zo­wane i ujęte w pro­gram ofi­cjalny. Do­póki bo­wiem sprawa ta nie zo­sta­nie wła­ści­wie po­sta­wiona to kwe­stia ży­dow­ska bę­dzie trwałą od­skocz­nią i na­tchnie­niem do two­rze­nia pro­gra­mów o cha­rak­te­rze od­środ­ko­wym i szko­dli­wym z punktu wi­dze­nia in­te­re­sów pań­stwa[61].

Jed­no­cze­śnie wo­je­woda do­no­sił o po­ja­wie­niu się no­wych form dzia­ła­nia bo­jów­ka­rzy na­ro­dówki, po­le­ga­ją­cych na or­ga­ni­zo­wa­niu w mia­stecz­kach „straży po­rząd­ko­wych”[62], które pró­bo­wały wy­pie­rać i za­stę­po­wać le­galną po­li­cję pań­stwową. En­decy przy­go­to­wy­wali się w ten spo­sób „na dany znak do ob­sa­dze­nia urzę­dów i in­sty­tu­cji pań­stwo­wych i sa­mo­rzą­do­wych i prze­ję­cia wła­dzy w swe ręce”[63].

Od 1936 roku za­ob­ser­wo­wano z jed­nej strony na­pływ do Stron­nic­twa Na­ro­do­wego no­wych człon­ków, re­kru­tu­ją­cych się głów­nie z mło­dzieży, z dru­giej zaś co­raz więk­szą ra­dy­ka­li­za­cję za­cho­wań, w po­staci nisz­cze­nia skle­pów ży­dow­skich, na­pa­dów i ra­bun­ków, ak­tów agre­sji wy­mie­rzo­nych w spo­łecz­ność ży­dow­ską […]. Za­cho­wa­nia te ści­śle wią­zano z po­wo­łaną Strażą Po­rząd­kową, we­dług po­li­cji wy­ko­rzy­sty­waną głów­nie do sze­roko ro­zu­mia­nej walki i dzia­łań wy­mie­rzo­nych w śro­do­wi­ska ży­dow­skie. […] Ra­port Po­li­cji Pań­stwo­wej zo­stał spo­rzą­dzony na pod­sta­wie prze­ję­tej w wy­niku re­wi­zji do­ku­men­ta­cji we­wnętrz­nej par­tii, do­ty­czą­cej po­wiatu wy­so­ko­ma­zo­wiec­kiego. Wy­niki re­wi­zji i prze­słu­chań człon­ków par­tii dały wy­nik w po­staci jed­no­znacz­nego wnio­sku po­li­cji, mó­wią­cego o dzia­ła­niach Straży Po­rząd­ko­wej wska­zu­ją­cych na jej ak­tyw­ność bo­jowo – ter­ro­ry­styczną. Uznano także, że dzia­ła­nia te or­ga­ni­zo­wane były z in­spi­ra­cji i pod ści­słym kie­row­nic­twem osób kie­ru­ją­cych po­wia­to­wymi struk­tu­rami Stron­nic­twa Na­ro­do­wego[64].

Po­ja­wie­nie się pięć lat póź­niej, po 22 czerwca 1941 r., tuż po przej­ściu frontu, w mia­stecz­kach Bia­ło­stoc­czy­zny zor­ga­ni­zo­wa­nych straży i sa­mo­obron, które pod­jęły do­raźną współ­pracę z We­hr­mach­tem, a na­stęp­nie roz­po­częły roz­prawę z ży­dow­skimi są­sia­dami w mia­stecz­kach Szczu­czyn, Ja­sio­nówka, Wą­sosz, Ra­dzi­łów, Je­dwabne i in­nych, z du­żym praw­do­po­do­bień­stwem można łą­czyć z po­wsta­niem en­dec­kich struk­tur straży po­rząd­ko­wych w roku 1936. Sta­no­wiły one zręby struk­tur or­ga­ni­za­cyj­nych, które na po­czątku 1940 r. naj­pierw pod­jęły walkę zbrojną z oku­pan­tami so­wiec­kimi, a na­stęp­nie, w po­cząt­ko­wym okre­sie ofen­sywy Nie­miec na ZSRR w czerwcu 1941 r., wy­ko­rzy­stały po­wstałą po ucieczce So­wie­tów „próż­nię wła­dzy” i prze­jęły za­rzą­dza­nie mia­stecz­kami na Bia­ło­stoc­czyź­nie.

Fot. 1.5. Wiec Stronnictwa Narodowego w Grajewie, pow. szczuczyński, 1937 r. Zbiory autora.

Tym­cza­sem 28 sierp­nia 1936 r. w Ja­błonce Ko­ściel­nej, 85 km od Szczu­czyna, na­ro­dowcy za­ata­ko­wali dziel­nicę ży­dow­ską. Po tych wy­da­rze­niach ko­re­spon­dent „Na­szego Prze­glądu” do­no­sił na ła­mach ga­zety: „Ak­ce­so­ria za­wsze te same, setka chłopa, sama młódź, stan­da­ry­zo­wany strój sztur­mowy, jed­no­lite ko­szulki, jed­na­kowo gra­na­towe be­rety, iden­tyczne pasy z rze­my­kami, a po­nadto na­prędce kre­owany przy­wódca, czyli je­den z dzie­dzi­co­wych syn­ków, któ­remu hu­lają po wy­obraźni my­śle­nic­kie aso­cja­cje”[65].

Przy­wo­ły­wany już hi­sto­ryk ży­dow­ski Szy­mon Dat­ner wtó­ro­wał:

W m. Je­dwabne, pow. Łomża – za­pa­mię­tajmy tę na­zwę – w okre­sie świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia 1936 r. pi­kie­to­wano sklepy ży­dow­skie, w kil­ku­na­stu wy­pad­kach ob­lano naftą to­wary na­le­żące do stra­ga­nia­rzy ży­dow­skich. Do War­szawy wy­je­chała de­le­ga­cja ży­dow­ska z prośbą o in­ter­wen­cję /N.P. 3.I./ Han­dlarz A. Ch. Hart­man ze Szczu­czyna wra­ca­jąc z targu zo­stał na szo­sie Kolno-Szczu­czyn po­bity wraz z han­dla­rzami ży­dow­skimi, w wy­niku po­bi­cia zmarł i zo­stał po­cho­wany w Łomży. Szyby wy­bito w miesz­ka­niach i skle­pach ży­dow­skich w m. Su­raż /pow. Bia­ły­stok/ i Nur /k. Czy­żewa/ /N.P. 28.I./ oraz dwu­krot­nie w Bia­łym­stoku w ki­bucu Tel Chaj /U. Lebn I9.I./[66].

Po­dob­nie opi­sy­wał na­stroje pa­nu­jące rok póź­niej w Szczu­czy­nie oj­ciec Elie­zera Ze­ewa Kaj­mana w li­ście do krew­nych miesz­ka­ją­cych w USA:

Moje dro­gie dzieci na ob­czyź­nie […] Po­bli­skiego sa­dow­nika spot­kał straszny los. Kiedy je­chał na ryby wo­zem wzdłuż rzeki, chrze­ści­ja­nie, któ­rych znał od uro­dze­nia, zła­pali jego syna, zwią­zali go jak pa­tyk i w obec­no­ści ojca wrzu­cili go do wody. Ale nic się nie martw. Ceny cią­gle ro­sną z po­wodu sła­bych opa­dów”[67].

Rok póź­niej, w kwiet­niu 1937 r., sta­ro­sta Biel­ska Pod­la­skiego (150 km od Szczu­czyna) na­pi­sał z ko­lei:

Sym­pa­tie lud­no­ści pol­skiej na wsiach do SN są duże. In­struk­to­rzy stron­nic­twa są ho­no­ro­wani i od­wo­żeni fur­man­kami od wio­ski do wio­ski bez ja­kie­go­kol­wiek przy­musu. […] An­ty­se­mi­tyzm na te­re­nach ob­ję­tych ak­cją SN jest bar­dzo silny. Chłopi mó­wią, że boj­kot go­spo­dar­czy nie zła­mie ży­dów [pi­sow­nia jak w ory­gi­nale – przyp. M.T.], że trzeba ich po­zba­wić praw; je­śli rząd tego nie zrobi, to chłopi sami wy­pę­dzą ich z Pol­ski[68].

Po­now­nie Szy­mon Dat­ner:

W lu­tym 1937 miały miej­sca roz­ru­chy w m. Cie­cha­no­wiec oraz na­pady ban­dyc­kie na Ży­dów w sze­regu miej­sco­wo­ści po­wiatu szczu­czyń­skiego /oba wo­jew. Bia­ło­stoc­kie/ w wy­niku czego za­bito 2 Ży­dów[69].

Ob­chody rocz­nicy uchwa­le­nia Kon­sty­tu­cji 3 maja w 1937 r. zgro­ma­dziły w Gra­je­wie około 300 dzia­ła­czy SN. W sierp­niu, w rocz­nicę „Cudu nad Wi­słą”, która stała się dla na­ro­dow­ców oka­zją do co­rocz­nego ma­ni­fe­sto­wa­nia an­ty­se­mic­kich i an­ty­ko­mu­ni­stycz­nych po­glą­dów oraz do wsz­czy­na­nia burd z Ży­dami, de­fi­lada „na­ro­dówki” w tym mie­ście zgro­ma­dziła już 4000 zwo­len­ni­ków tej par­tii, w tym około 600 umun­du­ro­wa­nych człon­ków SN z oko­licz­nych miej­sco­wo­ści[70]. Po­dobne wiece były or­ga­ni­zo­wane na te­re­nie po­wiatu szczu­czyń­skiego aż do 1939 r. i kres po­ło­żył im do­piero wy­buch II wojny świa­to­wej. W wy­bo­rach do rady gminy Bo­gu­sze pow. szczu­czyń­skiego, które od­były się 27 marca 1939 r., kan­dy­daci SN zdo­byli 22 man­daty, a star­tu­jący z li­sty Obozu Zjed­no­cze­nia Na­ro­do­wego (OZN) o po­nad po­łowę mniej, bo za­le­d­wie 10[71].

Fot. 1.6. Wiec partii Stronnictwa Narodowego w Grajewie, pow. szczuczyński, 1937 r. Zbiory autora.

Tuż przed wy­bu­chem wojny liczbę zor­ga­ni­zo­wa­nych człon­ków SN na te­re­nie re­gionu sza­co­wano na około 15 000[72], w tym w sa­mym po­wie­cie szczu­czyń­skim na 2500, a w łom­żyń­skim na 4000. Stron­nic­two Na­ro­dowe po­zo­sta­wało naj­sil­niej­szym ugru­po­wa­niem po­li­tycz­nym[73]. Lejb Roz­en­thal ze Szczu­czyna w kwiet­niu 1938 r. pi­sał do sio­stry Ze­ldy:„u nas nic no­wego. Sprawy to­czą się co­raz go­rzej i pra­wie nie­moż­liwe jest za­ro­bie­nie ja­kich­kol­wiek pie­nię­dzy. An­ty­se­mi­tyzm jest co­raz do­tkliw­szy. Do­cho­dzimy do sy­tu­acji, w któ­rej za każdą cenę nie można ku­pić mięsa ko­szer­nego.W ostat­nią so­botę par­la­ment uchwa­lił prawo za­ka­zu­jące uboju ry­tu­al­nego. Inne an­ty­ży­dow­skie ustawy rów­nież są uchwa­lane, jak cho­ciażby ode­bra­nie oby­wa­tel­stwa oso­bom prze­by­wa­ją­cym za gra­nicą dłu­żej niż pięć lat”[74].

Bar­dzo cha­rak­te­ry­styczne pod tym wzglę­dem jest ze­zna­nie świadka Eu­ge­niu­sza Bo­row­skiego[75] z 4 kwiet­nia 1971 r., w któ­rym jed­nym tchem był on w sta­nie wy­mie­nić na­zwi­ska trzy­dzie­stu ro­dzin pol­skich za­mor­do­wa­nych przez Niem­ców w Szczu­czy­nie w cza­sie II wojny świa­to­wej, ale już spo­śród ży­dow­skich ro­dzin, któ­rych człon­ko­wie przed wojną sta­no­wili więk­szość miesz­kań­ców mia­sta, znał na­zwi­sko jed­nej. To po­ka­zuje, jak da­leko od sie­bie to­czyło się ży­cie obu spo­łecz­no­ści. Pra­wi­cowi bo­jów­ka­rze przed II wojną świa­tową urzą­dzali w Szczu­czy­nie, po­dob­nie jak w in­nych mia­stecz­kach re­jonu, boj­koty skle­pów ży­dow­skich, wy­bi­jali w nich szyby, bili Ży­dów i Po­la­ków, któ­rzy ko­rzy­stali z ży­dow­skich skle­pów i warsz­ta­tów, ob­le­wali naftą ku­pione od Ży­dów pro­dukty[76]. Za­równo Mie­czy­sław K., jak i An­toni G., główni ini­cja­to­rzy mor­dów w Szczu­czy­nie w pierw­szych ty­go­dniach wojny nie­miecko-ra­dziec­kiej z roku 1941, rów­nież byli po­wią­zani z pra­wi­co­wymi śro­do­wi­skami po­li­tycz­nymi.

Pierwszy Niemiec i Sowiet

W sy­tu­acji ogrom­nego na­pię­cia mię­dzy wspól­notą pol­ską i ży­dow­ską do Szczu­czyna i Gra­jewa z te­renu Prus wkro­czyły w pierw­szych dniach wrze­śnia 1939 r. od­działy nie­miec­kiego We­hr­machtu. Wśród szczu­czyń­skiej lud­no­ści ży­dow­skiej wy­bu­chła pa­nika, po­nie­waż zda­wano so­bie sprawę, jaką nową falę an­ty­se­mi­ty­zmu wy­woła przy­by­cie nie­miec­kiej ar­mii. Część Ży­dów za­częła ucie­kać w stronę Łomży, część w stronę Bia­łe­go­stoku, ale wi­dząc wszę­dzie od­działy nie­miec­kie, na ogół za­wra­cali do mia­sta. W nie­dzielę 3 wrze­śnia 1939 r. około czwar­tej po po­łu­dniu do Szczu­czyna we­szły na krótko na po­wrót pol­skie od­działy, ale w środę 6 wrze­śnia o pół­nocy Niemcy prze­pro­wa­dzili silny kontr­atak i ar­mia pol­ska mu­siała opu­ścić Szczu­czyn, wy­co­fu­jąc się w kie­runku twier­dzy Oso­wiec. W czwar­tek 7 wrze­śnia 1939 r. Niemcy po­now­nie opa­no­wali mia­sto. Tego dnia wy­buchł pierw­szy w cza­sie tej wojny po­ważny kon­flikt po­mię­dzy pol­ską i ży­dow­ską spo­łecz­no­ścią Szczu­czyna. Przy­czyną było za­mknię­cie przez ży­dow­skich skle­pi­ka­rzy – w ob­li­czu nie­uchron­no­ści upadku pań­stwa pol­skiego i de­wa­lu­acji jego wa­luty – swo­ich skle­pów i od­mowa sprze­daży to­wa­rów za pol­skie złote do czasu usta­no­wie­nia no­wej, oku­pa­cyj­nej wa­luty. Po­su­nię­cie było ra­cjo­nalne w ka­te­go­riach eko­no­micz­nych, ale po­sta­wiło w trud­nej sy­tu­acji lud­ność pol­ską, która na­gle zo­stała po­zba­wiona moż­li­wo­ści na­by­wa­nia nie­zbęd­nych jej to­wa­rów. Wy­wo­łało to obu­rze­nie i wście­kłość. Po­lacy udali się do żoł­nie­rzy nie­miec­kich ze skargą na ży­dow­skich han­dla­rzy i z żą­da­niem ich uka­ra­nia. Niemcy, za­jęci wal­kami fron­to­wymi z pol­skim woj­skiem, po­ra­dzili im wziąć sprawy w swoje ręce i roz­pra­wić się z Ży­dami wła­snymi si­łami.

W mia­steczku po­ja­wiły się po raz pierw­szy na­stroje po­gro­mowe. Moj­sze Far­be­ro­wicz w swo­ich po­wo­jen­nych ze­zna­niach oraz w na­pi­sa­nej po woj­nie księ­dze pa­mięci Szczu­czyna[77] opo­wie­dział, że od­była się wów­czas za­mknięta na­rada przed­sta­wi­cieli pol­skiej spo­łecz­no­ści z miej­sco­wym pro­bosz­czem, w trak­cie któ­rej usta­lono, że ze względu na trudne po­ło­że­nie lud­no­ści pol­skiej po­zba­wio­nej do­stępu do po­trzeb­nych to­wa­rów trzeba siłą za­jąć sklepy ży­dow­skie. Po­nie­waż Ży­dzi miesz­kali mię­dzy Po­la­kami, ura­dzono, że aby unik­nąć po­myłki w cza­sie gra­bieży, miesz­ka­nia i sklepy „chrze­ści­jań­skie” zo­staną ozna­czone krzy­żami usta­wio­nymi w oknach, tak by na­past­nicy wie­dzieli, które na­leży omi­jać. Po­grom i ra­bu­nek miał się od­być wie­czo­rem w czwar­tek 7 wrze­śnia 1939 r., ale wsku­tek in­ter­wen­cji nie­miec­kiej jed­nostki ty­ło­wej, w któ­rej znaj­do­wała się m.in. kuch­nia po­lowa i któ­rej ofi­ce­rów, w od­po­wie­dzi na za­gro­że­nie ze strony Po­la­ków, Ży­dzi w porę prze­ku­pili, noc z czwartku na pią­tek mi­nęła spo­koj­nie. W pią­tek 8 wrze­śnia o go­dzi­nie ósmej rano po­ja­wiło się za to na szczu­czyń­skich uli­cach za­rzą­dze­nie wzy­wa­jące wszyst­kich Ży­dów do przy­mu­so­wej pracy na rzecz oku­pa­cyj­nych wojsk nie­miec­kich. Ży­dzi zo­stali za­pę­dzeni do li­kwi­da­cji uszko­dzeń bu­dyn­ków i ulic mia­sta oraz po­bli­skiego mo­stu wy­sa­dzo­nego przez co­fa­jące się od­działy pol­skie. Kto się nie sta­wił do pracy, miał zo­stać roz­strze­lany. W po­lo­wa­niu na Ży­dów i za­ga­nia­niu ich na ro­boty ocho­czo uczest­ni­czyła pol­ska mło­dzież ze Szczu­czyna. Na jed­nej z ulic nie­miecki żoł­nierz za­strze­lił dwu­na­sto­let­niego ży­dow­skiego chłopca, są­dząc, że ten wy­mi­guje się od pracy. To po­zwo­liło „roz­ła­do­wać na­pię­cie” w mie­ście – pol­scy miesz­kańcy po­czuli się uspo­ko­jeni tym, że Ży­dzi zo­stali uka­rani przez Niem­ców. W ko­lej­nych dniach ar­mia nie­miecka po­wo­łała też lo­kalne wła­dze, szczu­czyń­ski ko­mi­tet miej­ski, w któ­rego skład we­szło dwóch Po­la­ków – ogrod­nik Gri­cza i nie­jaki Bo­row­ski – jak twier­dzi Moj­sze Far­be­ro­wicz, obaj znani w Szczu­czy­nie przed­wo­jenni an­ty­se­mici. W ko­mi­te­cie zna­lazł się także przed­sta­wi­ciel spo­łecz­no­ści ży­dow­skiej – Abra­ham Chone Fin­kelsz­tejn[78], bo znał ję­zyk nie­miecki i umiał po­ro­zu­mieć się z wła­dzami oku­pa­cyj­nymi, a w cza­sie I wojny świa­to­wej, gdy w mie­ście sta­cjo­no­wały woj­ska nie­miec­kie, peł­nił obo­wiązki bur­mi­strza Szczu­czyna.

W so­botę 9 wrze­śnia 1939 r. naj­praw­do­po­dob­niej któ­ryś z trzech ofi­ce­rów We­hr­machtu: oblt. Fil­ter, obe­rzahlm. Fi­scher lub oblt. Be­nade, sta­no­wią­cych ka­drę do­wód­czą nie­miec­kiej jed­nostki wspar­cia frontu, która sta­cjo­no­wała od kilku dni w re­jo­nie Szczu­czyna, wy­dał roz­kaz, by wszy­scy Ży­dzi do czter­dzie­stego pią­tego roku ży­cia sta­wili się przed go­dziną je­de­na­stą rano na szczu­czyń­skim rynku. Gdy po­le­ce­nie zo­stało wy­peł­nione, nie­mieccy żoł­nie­rze, wie­dząc, że na mocy paktu Rib­ben­trop-Mo­ło­tow wkrótce będą mu­sieli opu­ścić te te­reny, wy­brali około trzy­stu z nich i umie­ścili w szczu­czyń­skiej sy­na­go­dze.

Za­mknięto tam m.in. Lej­zera Bu­raka, jak rów­nież brata Chai Sojki-Gol­ding o imie­niu Isaak, jej ku­zyna Lipa Cha­ima, syna ra­bina Jo­sele, Za­lmana Roz­en­thala, jej ku­zyna Ga­lanta i wielu in­nych[79]. Na­stęp­nie wy­wie­ziono ich w stronę te­re­nów pol­skich, które na mocy paktu przy­paść miały III Rze­szy. Można so­bie wy­obra­zić, jaki ta ak­cja miała wpływ na ży­dow­skie ro­dziny w Szczu­czy­nie. Na­gle cała spo­łecz­ność zo­stała po­zba­wiona ochrony naj­młod­szych i naj­sil­niej­szych męż­czyzn. Ży­dow­ska spo­łecz­ność ze­brała pie­nią­dze na wy­ku­pie­nie za­bra­nych sy­nów, braci i mę­żów, szu­kano wpły­wo­wych lu­dzi i kon­tak­tów u władz nie­miec­kich, pi­sano li­sty z ape­lami o uwol­nie­nie uwię­zio­nych. Bez skutku. Pew­nego dnia do Szczu­czyna do­tarły dwie kartki od aresz­to­wa­nych i to były je­dyne wia­do­mo­ści od nich.

Fot. 1.7. Wojska niemieckie w Szczuczynie, wrzesień 1939 r.[80]. Zbiory Michała Pandery.

Fot. 1.8. Transport, najprawdopodobniej mężczyzn narodowości żydowskiej uprowadzonych przez Niemców ze Szczuczyna, w trakcie postoju na drodze ze Szczuczyna do Łomży, wrzesień 1939 r. Zbiory autora.

Fot. 1.9. Od lewej oblt. Filter, oberzahlm. Fischer, oblt. Benade – kadra dowódcza niemieckiej jednostki wsparcia tyłów, która najprawdopodobniej uprowadziła żydowskich mężczyzn ze Szczuczyna we wrześniu 1939 r. Zbiory autora.

Zima 1940 r. była wy­jąt­kowo ciężka, tem­pe­ra­tura się­gała mi­nus 40ºC. Mó­wiło się, że „bol­sze­wicy przy­wieźli mróz z Sy­be­rii”[81]. Tam­tej zimy z trzy­stu wy­wie­zio­nych przez Niem­ców ży­dow­skich męż­czyzn wró­ciło do Szczu­czyna trzy­dzie­stu. Po­zo­stali w cza­sie trans­portu zmarli z zimna bądź zgi­nęli, kiedy na ja­kiejś nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­nej sta­cji ko­le­jo­wej Niemcy ostrze­lali z broni ma­szy­no­wej wa­gony, w któ­rych trans­por­to­wani byli Ży­dzi, a po­tem je po­rzu­cili. Ci, któ­rzy prze­żyli eg­ze­ku­cję, wy­ru­szyli w drogę po­wrotną do Szczu­czyna. Kil­ku­na­stu przedarło się w kie­runku Brze­ścia i jesz­cze da­lej w głąb Ro­sji. Do Szczu­czyna wró­cili: Kauf­man, zięć Se­ga­ło­wi­cza, Kal­man Szy­frak, szewc Be­nia­min So­so­now­ski. Drogę po­wrotną z Nie­miec na stronę so­wiecką prze­żyli tylko naj­sil­niejsi. Chaim Lipe, ucie­ka­jąc z nie­miec­kiej nie­woli, za­marzł w dro­dze. Po­dobno przed śmier­cią po­pro­sił, by po­zdro­wić Dorę w jego imie­niu[82]. Jego krewni z pol­skimi prze­myt­ni­kami szu­kali póź­niej ciała, ale na próżno. W cza­sie po­wrotu zgi­nęli także wszy­scy wy­wie­zieni męż­czyźni z ro­dziny Sku­biel­skich. Ar­mia nie­miecka za­częła wy­co­fy­wać się 21 wrze­śnia 1939 r. Na od­chodne Niemcy pod­pa­lili szczu­czyń­ską sy­na­gogę[83], która zo­stała jed­nak uga­szona przez Ży­dów. Do­kład­nie w święto Jom Kip­pur 1939 r.[84], o trze­ciej po po­łu­dniu, woj­ska nie­miec­kie opu­ściły Szczu­czyn.

Wie­czo­rem zaś pierw­szego dnia święta Suk­kot[85] przy­szła wia­do­mość z Gra­jewa, że Ar­mia Czer­wona ob­jęła już wła­dzę nad tym mia­stem i szła z mu­zyką w kie­runku Szczu­czyna. Lud­ność ży­dow­ska, ma­jąc w pa­mięci nie­dawne zbrod­ni­cze rządy na­zi­stów nie­miec­kich oraz eks­cesy an­ty­se­mic­kie lud­no­ści pol­skiej, po­wi­tała Ro­sjan jak wy­zwo­li­cieli, bar­dzo ser­decz­nie, kwia­tami i mu­zyką[86]. Na­stęp­nego wie­czora, dzień po ob­ję­ciu wła­dzy w Szczu­czy­nie, bol­sze­wicy aresz­to­wali pol­skiego bur­mi­strza, kilku bo­ga­tych Po­la­ków oraz przed­sta­wi­cieli in­te­li­gen­cji, a także wszyst­kich pol­skich zie­mian, czyli w ich no­men­kla­tu­rze tzw. ob­szar­ni­ków, z ca­łego mia­sta i oko­lic. Zo­stali oni wy­słani do Gra­jewa, a stam­tąd do wię­zie­nia w Łomży, skąd na­stęp­nie wy­wie­ziono ich na da­leką Sy­be­rię. Roz­po­częła się także stop­niowa par­ce­la­cja ma­jąt­ków ziem­skich, bo so­wiecka wła­dza w ten spo­sób chciała so­bie ku­pić przy­chyl­ność pol­skich chło­pów i zu­bo­ża­łej szlachty.

Te­raz to pol­scy miesz­kańcy, szcze­gól­nie zie­miań­stwo oraz in­te­li­gen­cja mia­sta, byli w nie­bez­pie­czeń­stwie, a strach zro­dził wście­kłość i żą­dzę ze­msty na ży­dow­skich są­sia­dach, któ­rych po­wszech­nie po­są­dzano o współ­pracę z or­ga­nami NKWD. Na­leży jed­nak za­uwa­żyć, że tak jak w in­nych mia­stach tego re­jonu, skład oso­bowy sieci agen­tu­ral­nej NKWD, utwo­rzo­nej w ciągu na­stęp­nych mie­sięcy, był w Szczu­czy­nie et­nicz­nie zróż­ni­co­wany i ra­czej do­mi­no­wali w niej Po­lacy, choć oczy­wi­ście do­no­sili rów­nież Ży­dzi.

Trzeba jed­nak pa­mię­tać, że ogromna więk­szość drob­no­miesz­czań­skiej i bar­dzo re­li­gij­nej lud­no­ści ży­dow­skiej w ogóle nie ko­mu­ni­zo­wała. A na­wet wśród tych ko­mu­ni­zu­ją­cych na­dzieje na upodmio­to­wie­nie sła­bły: sta­li­now­ska wła­dza sku­tecz­nie wplo­tła w swoją dy­na­mikę tra­dy­cje ro­syj­skiego im­pe­rium. W zgo­dzie z prak­tyką ko­lo­nialną znaczną część sta­no­wisk kie­row­ni­czych w ad­mi­ni­stra­cji, go­spo­darce, a także szkol­nic­twie i kul­tu­rze obej­mo­wali przy­by­sze z Ki­jowa, Miń­ska czy na­wet Mo­skwy, a nie „wy­zwo­leni spod pol­skiego pa­no­wa­nia miej­scowi”[87].

Za­cho­wał się do­nos z okresu oku­pa­cji so­wiec­kiej „Do To­wa­rzy­sza STA­LINA”, pod­pi­sany przez „od­da­nych ko­mu­ni­stów z Gra­jewa”, który do­brze od­daje na­stroje spo­łeczne pa­nu­jące w cza­sie so­wiec­kiej oku­pa­cji na te­re­nie po­wiatu szczu­czyń­skiego.

Po­dob­nie wy­gląda sprawa z in­spek­to­rem So­ko­łow­skim z Gra­jewa. Jeź­dzi on po wszyst­kich szko­łach i bie­rze ła­pówki, pije wódkę i za­ba­wia się z ko­chan­kami. Bar­dzo czę­sto pije u kie­row­nika Czaj­kow­skiego w Szczu­czy­nie i przy tym pro­wa­dzi roz­mowy, w któ­rych chwali Niem­ców i byłą Pol­skę, a w ZSRR wszystko oczer­nia. To nie ko­mu­ni­sta, tylko szpieg. W Gra­je­wie za­ba­wia się ze swoją ko­chanką Sze­lą­żek, pije dużo wódki, roz­ma­wia i agi­tuje prze­ciwko ko­mu­nie. […] Tak więc ostrze­gamy to­wa­rzy­sza Sta­lina i rząd, żeby ta­kich lu­dzi aresz­to­wać ra­zem z ich ko­chan­kami, bo to jest gniazdo szpie­gów i oni mogą w każ­dej chwili wy­je­chać za gra­nicę, a nam, ko­mu­ni­stom, bę­dzie wstyd[88].

Sprawę uczest­nic­twa szczu­czyń­skich Ży­dów w ko­mu­ni­stycz­nym apa­ra­cie wła­dzy przed­sta­wia do­ku­ment z 1940 r. do­ty­czący mia­steczka, mia­no­wi­cie li­sta człon­ków miej­sco­wego WKP(b) spo­rzą­dzona na jed­nym z ze­brań.

Po sta­ran­nym za­po­zna­niu się ze wszyst­kimi na­zwi­skami można stwier­dzić, że Ży­dzi sta­no­wili mniej niż 15% człon­ków miej­sco­wego ko­mi­tetu par­tii (z 45 obec­nych – wśród nich szefa miej­sco­wego NKWD, pro­ku­ra­tora i re­dak­tora ga­zety – je­dy­nie sied­miu było Ży­dami, są­dząc z peł­nego za­pisu na­zwisk , imion i imion odoj­cow­skich). […] Oczy­wi­ście tego typu świa­dec­two nie po­zwala w wy­star­cza­ją­cym stop­niu okre­ślić „ży­dow­skich wpły­wów” w krę­gach ko­mu­ni­stycz­nych i nie mówi wiele o na­stro­jach w mia­steczku, ale na pod­sta­wie liczby gło­sów od­da­nych przez Ży­dów na li­sty ko­mu­ni­styczne w wy­bo­rach przed­wo­jen­nych trudno uznać , by ko­mu­nizm choćby w przy­bli­że­niu cie­szył się wśród nich ta­kim po­par­ciem, na ja­kie wska­zy­wały pol­skie koła na­cjo­na­li­styczne[89].

O tym, że nie można w spo­sób prze­są­dza­jący mó­wić o „nad­re­pre­zen­ta­cji ży­dow­skiej” w so­wiec­kim apa­ra­cie prze­mocy, świad­czy także fakt, że z de­por­ta­cji lud­no­ści ze Szczu­czyna w głąb ZSRR, które miały miej­sce 10 lu­tego i 13 kwiet­nia 1940 r. oraz 20 czerwca 1941 r., ta ostat­nia do­ty­czyła 130 osób, w tym 29 ro­dzin ży­dow­skich, bo­ga­tych człon­ków ży­dow­skiej spo­łecz­no­ści mia­steczka, i prze­pro­wa­dzono ją na dwa dni przed wy­bu­chem wojny nie­miecko-ra­dziec­kiej.

Tak wy­wózki szczu­czyń­skich Ży­dów do­ko­ny­wane przez NKWD wspo­mi­nał Moj­sze Far­be­ro­wicz:

Nie­spo­dzie­wa­nie, o pierw­szej w nocy po­ja­wiło się NKWD z li­stą osób, które ko­mu­ni­styczna wła­dza cy­wilna wy­zna­czyła do spraw­dze­nia. NKWD za­żą­dała otwar­cia drzwi w sza­fach, aby można było zre­wi­do­wać, czy nie znaj­duje się tam żadna ukryta broń. A je­śli tak, na­leży ją do­bro­wol­nie od­dać, bo w prze­ciw­nym ra­zie bę­dzie nie­do­brze. Nikt nie ro­zu­miał, co się tak na­gle wy­da­rzyło. Po 15-mi­nu­to­wych re­wi­zjach służby NKWD oznaj­miły ostrym to­nem: „Da­jemy wam 15 mi­nut, że­by­ście się ubrali i spa­ko­wali rze­czy. Bę­dzie­cie wy­słani na Sy­be­rię. Po­jazdy już cze­kają”. Co można zdą­żyć spa­ko­wać w 15 mi­nut? Każdy pa­ko­wał, co było pod ręką, ważne lub nie, tro­chę jak pod­czas po­żaru. O tych waż­niej­szych i po­trzeb­niej­szych rze­czach cał­kiem się wtedy za­po­mina[90].

Pa­ra­dok­sal­nie te wy­wózki szczu­czyń­skich Ży­dów na Sy­bir ura­to­wały im ży­cie. Tak oca­lał m.in. Moj­sze Far­be­ro­wicz, który po trzech ty­go­dniach po­dróży w by­dlę­cym wa­go­nie do­tarł z ro­dziną do bia­łego pie­kła, które ochro­niło go od pie­kła Za­głady. Świad­czy to rów­nież o tym, że bol­sze­wicy trak­to­wali obie wspól­noty w po­dob­nie re­wo­lu­cyj­nie „spra­wie­dliwy” spo­sób, wy­wo­żąc wszyst­kich tych ich przed­sta­wi­cieli, któ­rych uznali za wro­gów kla­so­wych, nie­za­leż­nie od ich et­nicz­nego po­cho­dze­nia. Trzeba też po­wie­dzieć, że z po­wodu prze­lud­nie­nia So­wieci prze­sie­dlili nie­wielką grupę „po­dej­rza­nych kla­sowo” Ży­dów ze Szczu­czyna do Ra­dzi­łowa i Gra­jewa. Zaś sy­tu­acja w oku­po­wa­nym przez So­wie­tów Szczu­czy­nie czy po­bli­skim Gra­je­wie ge­ne­ral­nie była od­zwier­cie­dle­niem ogól­nej sy­tu­acji na wszyst­kich by­łych te­re­nach pol­skich za­ję­tych przez ZSRR po wy­bu­chu II wojny świa­to­wej.

[…] w pierw­szej po­ło­wie 1940 r. do­ko­nano de­por­ta­cji ca­łych ro­dzin i grup spo­łecz­nych, obej­mu­jąc nimi – we­dle da­nych NKWD – co naj­mniej 330 tys. osób. W lu­tym ofiarą pa­dli pol­scy osad­nicy, nie­mal cała służba le­śna i pra­cow­nicy ad­mi­ni­stra­cji; w kwiet­niu ro­dziny jeń­ców, aresz­to­wa­nych i ska­za­nych, w czerwcu zaś ucie­ki­nie­rzy z cen­tral­nej i za­chod­niej Pol­ski (w tej ka­te­go­rii więk­szość sta­no­wili Ży­dzi). W strasz­li­wych wa­run­kach wy­wo­żono de­por­to­wa­nych do Ka­zach­stanu, na Ural i za­chod­nią Sy­be­rię[91]. Po­lacy sta­no­wili ok. 2/3, a Ży­dzi ok. 20%[92].

Przede wszyst­kim to Po­lacy pod­jęli w re­jo­nie Szczu­czyna walkę z So­wie­tami po klę­sce wrze­śnio­wej, na co wpły­nął oczy­wi­ście ra­dy­kalny an­ty­ko­mu­nizm i pra­wi­cowe za­pa­try­wa­nia tu­tej­szej przed­wo­jen­nej, pol­skiej mło­dzieży oraz jej żywy, pol­ski pa­trio­tyzm. Tak się działo nie tylko w Szczu­czy­nie, lecz także na te­re­nach ca­łej Bia­ło­stoc­czy­zny oku­po­wa­nych przez ZSRR po 1939 r. Jesz­cze gdy trwały walki z Niem­cami pro­wa­dzone przez re­gu­larne Woj­sko Pol­skie we wrze­śniu 1939 r., roz­bite od­działy i grupy żoł­nie­rzy roz­po­częły pro­ces prze­cho­dze­nia na Bia­ło­stoc­czyź­nie do dzia­łań par­ty­zanc­kich, wy­ko­rzy­stu­jąc do­godne do ope­ra­cji dy­wer­syj­nych wa­runki te­re­nowe, ba­gna, głę­bo­kie lasy, tor­fo­wi­ska[93]. Zgod­nie z pla­nem przy­go­to­wa­nym przez II Od­dział Sztabu Głów­nego Woj­ska Pol­skiego, czyli za­rząd wy­wiadu i kontr­wy­wiadu Woj­ska Pol­skiego, w cza­sie dzia­łań wo­jen­nych we wrze­śniu 1939 r. wdro­żono przy­go­to­wa­nia do roz­po­czę­cia tzw. dy­wer­sji po­za­fron­to­wej na za­ple­czu wroga, zwłasz­cza w re­jo­nie przy­gra­nicz­nym, czyli m.in. na te­re­nie po­wiatu szczu­czyń­skiego.

Po­czy­na­nia pod­puł­kow­nika Fran­ciszka Ślęczki (póź­niej ps. Krak) wspie­rali ofi­ce­ro­wie Straży Gra­nicz­nej oraz har­ce­rze i dzia­ła­cze strze­leccy. Wkrótce po­wstała or­ga­ni­za­cja pod­ziemna, obej­mu­jąca swym za­się­giem Gro­dzieńsz­czy­znę i Bia­ło­stoc­czy­znę i po­sia­da­jąca kon­takty z po­dob­nymi or­ga­ni­za­cjami w Wil­nie, Bia­łym­stoku, Woł­ko­wy­sku i na Su­walsz­czyź­nie[94]. 

W or­ga­ni­zo­wa­nie tej kon­spi­ra­cji „za­an­ga­żo­wani byli wy­zna­czeni ofi­ce­ro­wie w szta­bach DOK współ­pra­cu­jący ści­śle z In­spek­to­ra­tami Straży Gra­nicz­nej, Po­li­cji i do­wód­cami Kor­pusu Ochrony Po­gra­ni­cza. Przy­go­to­wa­nie tych ze­spo­łów było tak ści­śle za­kon­spi­ro­wane, że na­wet do­wódcy DOK nie znali do­kład­nie tych prac”[95]. W po­wie­cie szczu­czyń­skim i przy­le­głych le­żą­cych na te­re­nie DOK III (Grodno) w in­te­re­su­ją­cym nas okre­sie prze­łomu lat 1939 i 1940 pra­cami nad stwo­rze­niem sieci pol­skiej dy­wer­sji kie­ro­wał oso­bi­ście ppłk Fran­ci­szek Ślęczka[96], który do swo­ich grup dy­wer­syjno-sa­bo­ta­żo­wych wy­bie­rał naj­czę­ściej żoł­nie­rzy re­zerwy re­kru­to­wa­nych ze śro­do­wisk na­ro­do­wych, gdyż te ce­cho­wał szcze­gól­nie „wy­soki pa­trio­tyzm”.

17 wrze­śnia 1939 r. gen. bryg. Ol­szyna-Wil­czyń­ski roz­ka­zał mu roz­po­czę­cie dzia­łań dy­wer­syj­nych prze­ciwko So­wie­tom i ob­ję­cie nimi te­re­nów Bia­ło­stoc­czy­zny i Gro­dzieńsz­czy­zny[97]. To po tej da­cie roz­po­częły dzia­łal­ność na te­re­nie po­wiatu szczu­czyń­skiego i oko­licz­nych liczne, po­cząt­kowo nie­po­wią­zane ści­śle ze sobą, małe grupy sa­bo­ta­żowe i prze­różne mniej­sze bądź więk­sze or­ga­ni­za­cje po­wstań­cze oraz od­działy bo­jowe[98], m.in. w Pusz­czy Au­gu­stow­skiej, na tzw. Czer­wo­nym Ba­gnie koło Raj­grodu, w la­sach Czer­wo­nego Boru pod Łomżą, nie­da­leko Ty­ko­cina na tzw. Zie­lo­nej Wy­spie nad Na­rwią, w re­jo­nie Szczu­czyna, Ra­dzi­łowa, Wą­so­sza, Je­dwab­nego, oraz na ba­gnach nad­bie­brzań­skich na Uro­czy­sku Ko­bielno, gdzie po­wstała duża par­ty­zancka baza pod do­wódz­twem naj­pierw ks. Szu­mow­skiego, a póź­niej Alek­san­dra Bur­skiego, o któ­rej będę jesz­cze pi­sał. Grupy te otrzy­my­wały broń, amu­ni­cję oraz ma­te­riały wy­bu­chowe[99] ze skład­nic Woj­ska Pol­skiego i ma­ga­zy­no­wały je w przy­go­to­wy­wa­nych za­wczasu kry­jów­kach, broń po­zy­ski­wały także od od­dzia­łów Woj­ska Pol­skiego ule­ga­ją­cych sa­mo­roz­wią­za­niu po klę­sce wrze­śnio­wej lub zdo­by­wa­jąc ją na wrogu. O ile na te­re­nach le­śnych dzia­łały więk­sze ugru­po­wa­nia par­ty­zanc­kie, na­wet w sile kom­pa­nii, o tyle na te­re­nach miej­skich, jak w Szczu­czy­nie, Ja­sio­nówce, Wą­so­szu czy Ra­dzi­ło­wie, po­cząt­kowo kon­spi­ra­cja funk­cjo­no­wała ra­czej w opar­ciu o sche­maty kon­spi­ra­cyjne „tró­jek” i „pią­tek” łą­czące się w plu­tony czy kom­pa­nie do­piero przed in­wa­zją Nie­miec na ZSRR w 1941 oraz po­now­nie w 1944 r. w cza­sie trwa­nia ak­cji „Bu­rza”.

W Szczu­czy­nie „kon­spi­ra­cja miała cha­rak­ter wprost ma­sowy”[100], choć za­wią­zana tam na prze­ło­mie wrze­śnia i paź­dzier­nika 1939 r. or­ga­ni­za­cja po­wstań­cza nie miała na­zwy (a przy­naj­mniej nie­bu­dząca wąt­pli­wo­ści in­for­ma­cja o tym, jak się ona na­zy­wała, nie za­cho­wała się do na­szych cza­sów)[101]. Wia­domo jed­nak, że od sa­mego po­czątku or­ga­ni­zo­wa­niem jej struk­tur zaj­mo­wał się Mak­sy­mi­lian J., dy­rek­tor szkoły po­wszech­nej nr 1 im. Mar­szałka Jó­zefa Pił­sud­skiego w Szczu­czy­nie, a w pra­cach nad jej two­rze­niem wspie­rali go inni na­uczy­ciele z tej pol­skiej pla­cówki edu­ka­cyj­nej, jak: ppor. rez. Fran­ci­szek W.[102], póź­niej ofi­cer z cza­sów oku­pa­cji no­szący pseu­do­nim „Wa­wer”, i plut. Bo­le­sław N., któ­rego prawą ręką zo­stał uczest­nik wojny 1939 r. kpr. Jan S. Szcze­gól­nie osoba ppor. Fran­ciszka W. „Wawra” bę­dzie wra­cać w tej książce jesz­cze wie­lo­krot­nie, m.in. w hi­sto­rii ży­dow­skiej ro­dziny Do­ro­goj, za­mor­do­wa­nej w Ra­dzi­ło­wie. Była to osoba bar­dzo zna­cząca dla hi­sto­rii wo­jen­nej ca­łego po­wiatu szczu­czyń­skiego oraz oko­licz­nych, bo od 1940 r. „Wa­wer” za­czął peł­nić sta­no­wi­sko ko­men­danta tego re­jonu, w któ­rego skład wcho­dziły ta­kie miej­sco­wo­ści jak Szczu­czyn czy Wą­sosz, gdzie do­ko­nano po­gromu Ży­dów w lipcu 1941 r. Fran­ci­szek W. „Wa­wer” zo­stał na­stęp­nie za­stępcą ko­men­danta ca­łego ob­wodu gra­jew­skiego.

Kon­spi­ra­cja szybko prze­kro­czyła gra­nice mia­sta znaj­du­jąc licz­nych żoł­nie­rzy pod­zie­mia wśród lud­no­ści wsi i osad. Sa­mo­rzut­nie or­ga­ni­zo­wała się star­sza mło­dzież szkolna[103].

Pod