Milioner do wzięcia - Miranda Lee - ebook

Milioner do wzięcia ebook

Miranda Lee

4,0
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Właściciel wydawnictwa Jeremy Barker-Whittle poznaje podczas aukcji charytatywnej Alice Waterhouse, psycholog pracującą w fundacji pomagającej kobietom. Znany z podbojów miłosnych Jeremy od pierwszej chwili próbuje oczarować Alice, lecz ona nie lubi playboyów i nie szuka przygód. Odmawia, gdy Jeremy zaprasza ją na kolację. Jej opór tylko podsyca jego zainteresowanie…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 153

Oceny
4,0 (75 ocen)
34
16
18
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Miranda Lee

Milioner do wzięcia

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Powinienem być bardziej szczęśliwy, pomyślał Jeremy, rozsiadając się w biurowym fotelu i opierając stopy o wyłożone skórą biurko. Wiedzie mi się całkiem nieźle. Jestem zadowolonym z życia singlem, zdrowym jak koń i nieprzyzwoicie bogatym. Na dodatek nie pracuję już jako główny doradca od inwestycji w londyńskiej filii imperium bankowego Barker-Whittle’ów. Co za ulga!

Praca u przesadnie ambitnego ojca nie należała do ulubionych zajęć Jeremy’ego. Niestety, był w niej cholernie dobry. Mimo licznych dowodów uznania i sowitych premii, jakie dostawał od lat, wolał pracować na własny rachunek. Kupił więc za część ostatnio zarobionych pieniędzy podupadające wydawnictwo, które właśnie przekształcał w całkiem dochodową firmę. A nabył je dość przypadkowo.

Na początku chciał robić interesy, handlując nieruchomościami. Jego pierwszym nabytkiem był okazały dom przy jednej z najlepszych ulic w dzielnicy Mayfair. Jednakże wydawnictwo wynajmujące ten budynek miało kłopoty z przeprowadzką, a jego właściciel uparł się, by pozostać na miejscu do czasu wygaśnięcia umowy najmu. Jeremy złożył mu więc ofertę, której trudno się było oprzeć, i w ten sposób rozwiązał problem, zamierzając przenieść nowo nabytą firmę w tańsze miejsce, a kupiony, nieco podniszczony budynek odnowić i przekształcić w trzy luksusowe apartamenty.

Stało się jednak inaczej. Polubił ludzi pracujących w wydawnictwie Mayfair Books, którzy bali się utraty pracy. Spodobały mu się też pokoje w takim stanie, w jakim je zastał. Nieco zdewastowane, ale pełne charakteru i uroku z drewnianymi boazeriami i antycznymi meblami. Rozmowy z pracownikami i wyniki sprzedaży utwierdziły go w przekonaniu, że firma rozpaczliwie potrzebuje wsparcia. Jeremy nie znał się prawie zupełnie na branży wydawniczej, ale był inteligentny i miał sporo kontaktów biznesowych, z których jeden prowadził do działu marketingu znanego londyńskiego wydawcy.

Od tego czasu minął niemal rok i Jeremy prowadził teraz wydawnictwo Barker Books, zmieniając poprzednią nazwę wraz z dochodami firmy. W ostatnim kwartale w końcu zaczęła przynosić zyski. Wstawał codziennie rano i z radością szedł do biura, nie tak jak kiedyś, gdy pracował w banku, gdzie większość spraw załatwiał przez telefon.

A więc to nie praca wywoływała w nim dziwne uczucie niezadowolenia.

Wiedział również, że przyczyną nie jest też jego życie miłosne. Układało się dobrze, jak zwykle, chociaż od czasu kupna wydawnictwa bardziej poświęcał się pracy i rzadziej umawiał z kobietami.

Nie narzekał jednak na brak seksu. Nie miał żadnych problemów ze znalezieniem pań chętnych, by mu towarzyszyć podczas różnych spotkań, na które stale go zapraszano. Człowiek o jego pozycji, tak zamożny jak on, zawsze był mile widzianym gościem. Towarzyszki wieczoru często też trafiały do jego łóżka, choć Jeremy zawsze stawiał sprawę jasno i było wiadomo, że umawianie się z nim na randki nigdy nie doprowadzi do ślubu. Na szczęście większość jego przyjaciółek godziła się na to, a on nigdy nie łamał im serc.

Przyczyna niezadowolenia nadal pozostawała więc niejasna, zmuszając go do głębszego zastanowienia się nad sobą, czego zwykle unikał za wszelką cenę. Nie widział żadnego pożytku w analizowaniu własnych przeżyć i poradach psychologicznych. Jego starszym braciom nie przyniosło to nic dobrego. Wiedział dokładnie, dlaczego jest taki, jaki jest. Jego niechęć do miłości i małżeństwa wynikała z faktu, że rodzicie nieustannie się rozwodzili, a następnie pobierali z kolejnymi partnerami. Poza tym wysłali go do szkoły z internatem, kiedy miał zaledwie osiem lat, gdzie znosił nieustanne szykany.

Nie lubił wracać myślami do tamtych czasów, więc tego nie zrobił i zaczął wspominać bardziej szczęśliwe lata. Podobało mu się na studiach w Londynie, gdzie wreszcie mógł w pełni wykorzystać swoje zdolności intelektualne. Jego wyniki w nauce zachwyciły babkę ze strony matki, która natychmiast uczyniła go swoim spadkobiercą pod warunkiem, że Jeremy dostanie się na uniwersytet w Oksfordzie. Udało mu się to, a babka zmarła krótko po rozpoczęciu przez niego studiów w tym mieście i wkrótce potem otrzymał spory majątek, pozwalający na taki styl życia, od którego szybko się uzależnił. Uczył się tyle, by z łatwością zdawać wszystkie egzaminy, ale głównie się zabawiał i to z takim rozmachem, że mogłoby się to stać problemem, gdyby nie miał dwóch nieco bardziej rozsądnych przyjaciół.

Myśląc o Sergiu i Aleksie, zerknął na stojące na biurku zdjęcie przedstawiające ich trójkę. Harriet zrobiła je w dniu ślubu Sergia z jego dawną przybraną siostrą w lipcu poprzedniego roku. Alex i Jeremy byli drużbami, a wesele odbyło się we wspaniałej willi nad jeziorem Como. Jeremy nie martwił się już o to, że Bella, żona Sergia, okaże się tak samo interesowna jak jej matka, ale nie był pewien, czy to małżeństwo przetrwa. Miłość przecież nigdy nie trwa wiecznie. Nic jednak nie mógł na to poradzić. Żałował tylko, że tak rzadko spotyka się teraz z dwoma najlepszymi przyjaciółmi. Widzieli się ostatnio w lutym na ślubie Alexa z Harriet w Australii, ale krótko. Wspominał te czasy, kiedy wszyscy trzej mieszkali w Londynie i często się spotykali jako kawalerowie, przed zarobieniem pierwszych milionów.

Nie mieli jeszcze wtedy trzydziestu pięciu lat – skończyli tyle dopiero w zeszłym roku i wtedy rozjechali się w różne strony po sprzedaniu sieci pubów pewnej amerykańskiej firmie. Nagle wszystko się zmieniło, a Klub Kawalerów, który założyli w czasie studiów w Oksfordzie, stracił sens. Może ich przyjaźń też przestała się liczyć.

Jeremy nie zazdrościł przyjaciołom ożenku, ale mu się nie podobało, że tak rzadko się widują. Obawiał się, że będą teraz poświęcać czas żonom i rodzinie, a nie jemu. Stanie się dla nich tylko wspomnieniem, kimś, o kim będą rozmyślać z rozrzewnieniem, przeglądając co dziesięć lat albumy ze zdjęciami.

Położył fotografię na biurku tak, by jej nie widzieć, i wyciągnął telefon.

– Cholera, nie pozwolę, żeby tak się stało – mruknął pod nosem, szukając numeru Alexa.

Przypomniał sobie jednak, że w Australii jest noc, i zamiast dzwonić wysłał mu wiadomość z propozycją, że może zostać ojcem chrzestnym, jeśli będzie trzeba. Potem postawił ramkę z fotografią z powrotem na honorowym miejscu i rozsiadł się w fotelu, żeby przejrzeć aktualne wyniki sprzedaży. Już miał otworzyć odpowiedni plik na laptopie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

– Wejdź, Madge – powiedział.

Wkroczyła do pokoju energicznie jak zawsze. Miała pięćdziesiąt parę lat, szczupłą sylwetkę, krótkie siwe włosy i przenikliwe niebieskie oczy. Jeremy zatrudnił ją wkrótce po przejęciu wydawnictwa, gdy sekretarka poprzedniego właściciela odeszła urażona, nie mogąc znieść władczych manier nowego szefa. Jeremy bardzo sobie cenił rzeczowe podejście Madge oraz jej wiedzę i darzył ją wielką sympatią, zresztą z wzajemnością.

– Mamy problem – powiedziała prosto z mostu.

– Jaki?

– Kenneth Jacobs nie może być licytatorem na dzisiejszej aukcji charytatywnej. Ma okropny katar. Ledwie rozumiałam, co mówi przez telefon.

– Ach tak – odparł Jeremy, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Znał to nazwisko, ponieważ Kenneth Jacobs był jedynym autorem w wydawnictwie, którego książki świetnie się sprzedawały. Pisał mroczne kryminały i miał sporo fanów, tyle że wcześniej jego dzieła niewłaściwie reklamowano. Mimo to nie opuścił wydawcy, który umożliwił mu debiut. Zatwardziały stary kawaler nie miał głowy do biznesu. Kiedy Jeremy przejął stery, wydał ponownie całą serię jego książek z nowymi okładkami, a także w postaci e-booków.

– Co to za aukcja charytatywna? – spytał, czując, że powinien to wiedzieć.

Madge przewróciła oczami.

– Naprawdę nie wiesz? Trudno pracować z kimś, kto ma taką krótką pamięć.

– Mam pamięć fotograficzną.

– W takim razie w przyszłości będę wszystko fotografować, zamiast ci mówić – odparła żartobliwie.

– Nie rób tego, Madge. Będę wdzięczny, jeśli jeszcze raz mi wyjaśnisz, co to za aukcja, i powiesz, jak mam rozwiązać ten problem z katarem Kennetha.

– Myślałam, że słowa „aukcja charytatywna” mówią same za siebie. Powiedziałeś mi po ostatnim przyjęciu dobroczynnym, żebym nie przyjmowała więcej zaproszeń na takie imprezy. Mówiłeś, że jedzenie było paskudne, a przemówienia strasznie nudne i że możesz dawać pieniądze na różne cele, ale przestałeś być masochistą od czasu, kiedy odszedłeś z banku…

– Tak, tak. Już wiem, o co chodzi. Ale aukcja to coś bardziej interesującego. Powiedz, co to za sprawa i przestań wracać do tego, co było.

– Dobrze. A więc odbędzie się w sali balowej hotelu Chelsea i dotyczy zbierania funduszy na schroniska dla kobiet w trudnej sytuacji. Przed aukcją ma się odbyć wystawna kolacja, która pomoże w zbieraniu pieniędzy, bo opłaty za nią są spore. Przyjdzie tam pewnie cała śmietanka towarzyska Londynu. Kenneth miał być licytatorem, a ostatnia nagroda to jego przyrzeczenie, że nazwie imieniem wygrywającego postać ze swojej następnej książki. Dlatego jest taki załamany, że nie może przyjść, i boi się, że zawiedzie Alice. To dziewczyna, która to wszystko organizuje. Powiedziałam mu, że go zastąpisz.

– Naprawdę to zrobiłaś? – Jeremy udał niezadowolonego.

Madge zafrasowała się na chwilę, po czym zaraz się rozpromieniła.

– Żartujesz, prawda?

Jeremy uśmiechnął się i odetchnęła z ulgą. Uwielbiała go. Może i cieszył się opinią kobieciarza, ale był dobrym człowiekiem i świetnym szefem. Bystrym, rozsądnym i zaskakująco wrażliwym. Nie miała wątpliwości, że Jeremy pewnego dnia się zakocha i ustatkuje.

– Ale mnie nabrałeś. Chcesz, żebym zadzwoniła do Alice, czy sam jej powiesz, że będziesz licytatorem?

– A jak będzie lepiej?

To również w nim lubiła. Często pytał ją o zdanie i zwykle brał je pod uwagę.

– Myślę, że powinieneś sam zadzwonić. To ją uspokoi. Wydawała się zestresowana. Chyba jest nowa w tej pracy.

– Dobrze. Daj mi jej numer.

Madge miała go już na kartce.

– Ale z ciebie przebiegła baba.

– A ty jesteś kochany – uśmiechnęła się z wdzięcznością i wyszła.

Jeremy wybrał podany numer w telefonie.

– Alice Waterhouse, słucham – odezwał się chłodny, rzeczowy głos. Akcent zdradzał osobę z wyższych sfer, kobietę wykształconą w prywatnych szkołach dla dziewcząt, których absolwentki często zajmowały się pracą charytatywną, zanim poślubiły kogoś ze swojego środowiska.

Jeremy nie przepadał zbytnio za kobietami z uprzywilejowanych kręgów, co wydawało się obłudą, biorąc pod uwagę jego pochodzenie. Kiedyś nie zwracał uwagi na takie sprawy. Jeśli dziewczyna była ładna i mu przychylna, nie zastanawiał się nad jej charakterem ani pochodzeniem. Sypiał z różnymi kobietami bez uprzedzeń. Teraz jednak uważał, że dziewczyny z wyższych sfer, z którymi się umawiał, są nudne, zarówno w sypialni, jak i w życiu. Nie lubił ich zamiłowania do tytułów i ciągłej potrzeby słuchania komplementów. Bardziej pociągały go teraz kobiety, które musiały same zapracować na utrzymanie – być może na zasadzie przyciągania się przeciwieństw.

– Mówi Jeremy Barker-Whittle – przedstawił się, wiedząc, że ma głęboki głos, robiący wrażenie. Alex i Sergio twierdzili, że mógłby zrobić karierę w radiu. Ludzie, którzy najpierw usłyszeli go przez telefon, zanim poznali osobiście, często byli zdziwieni jego wyglądem. Wyobrażali sobie, że zobaczą kogoś starszego, bardziej pulchnego i z dużym brzuchem, przypominającego śpiewaka operowego.

Zastanawiał się, czy on też będzie miał błędne wyobrażenie o Alice.

– Jestem wydawcą książek Kennetha Jacobsa. Wygląda na to, że będę go zastępował na dzisiejszej aukcji.

– Och, to wspaniale – odparła z wyraźną ulgą. – Madge powiedziała, że pan się zgodzi. Muszę przyznać, że się niepokoiłam. Bardzo dziękuję.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

Jeremy zawsze trochę lubił zwracać na siebie uwagę i miał zamiar dobrze się bawić tego wieczoru, odgrywając rolę licytatora.

– Może pan przyprowadzić kogoś ze sobą, jeśli pan sobie życzy – zaproponowała Alice. – Przydzieliłam dwa miejsca dla pana Jacobsa przy głównym stole. Mówił, że nie ma nikogo, kogo mógłby wziąć ze sobą, więc miałam siedzieć obok niego.

– Ja również wybieram się sam. – Mógłby zabrać ze sobą Ellen, prawniczkę, z którą się czasem spotykał, ale pojechała akurat do Waszyngtonu. – Jestem zatwardziałym kawalerem – dodał. – A więc, może uczyni mi pani zaszczyt, siedząc dzisiaj obok mnie na kolacji.

– Z przyjemnością.

– Rozumiem, że obowiązują stroje wieczorowe.

– Tak. Czy jest z tym jakiś problem?

– Ani trochę.

Jeśli można by być czegoś pewnym, jeśli chodzi o Jeremy’ego, to tego, że pojawi się na spotkaniu towarzyskim nienagannie ubrany. Uwielbiał modę i szczycił się swoim wyglądem. Miał w garderobie stroje na każdą okazję. Jego garnitury wizytowe były w najlepszym gatunku, a ten, który założył na ślub Sergia, uszył znany krawiec z Mediolanu – właśnie w tym ubraniu zamierzał tego wieczoru wystąpić.

Poprosił Alice o podanie godziny spotkania i adresu, a potem pożegnał się i zawołał Madge. Od razu wsunęła głowę do gabinetu.

– Wszystko ustalone? – spytała.

– Tak. Powiedz mi tylko, czy widziałaś już kiedyś tę Alice?

– Nie. Rozmawiałam z nią jedynie przez telefon.

– Jaką firmę reprezentuje?

Madge spojrzała zdziwiona.

– Żadnej. Nie mówiłam ci? Pracuje jako psycholog w kilku schroniskach dla kobiet.

– Nie wspominałaś o tym.

– Przepraszam. Trochę jestem dziś skołowana. W każdym razie powiedziała mi, kiedy dzwoniła pierwszy raz, że nie stać ich na zawodowych zbieraczy funduszy, więc wszystko robi sama. To niełatwa praca.

– Racja – odparł w zamyśleniu. Nie lubił, kiedy mylił się co do kogoś. Może córki ludzi z bogatych domów też czasem mają ochotę pomagać tym, którym gorzej się wiedzie. Ale zdarza się to rzadko.

Dziewczyna zrobiła na nim wrażenie i postanowił przyłożyć się do tego, żeby wieczorna aukcja się udała. Usiłował ponownie zająć się pracą, lecz wciąż błądził myślami gdzie indziej. Nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy tajemniczą i intrygującą Alice Waterhouse i dowie się o niej wszystkiego.

Tytuł oryginału: The Playboy’s Ruthless Pursuit

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2016

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Anna Jabłońska

© 2016 by Miranda Lee

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3405-4

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.