9,99 zł
Niespełna trzydziestoletnia Cleo Shelton od trzech lat jest sama. Krótkie i nieudane małżeństwo zniechęca ją do myśli o ponownym związku. Gdy na prośbę szefa idzie na służbowe spotkanie z potencjalnym inwestorem Byronem Maddoxem, specjalnie stara się wyglądać niekorzystnie, bo wie, że Byron to znany uwodziciel. On jednak mimo to zaprasza ją na rodzinne przyjęcie. Cleo dla dobra firmy przyjmuje zaproszenie…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 159
Tłumaczenie: Barbara Bryła
Kładąc kwiaty na grobie męża, Cleo nie płakała. Łzami zalała się rano, kiedy uświadomiła sobie, że zapomniała o rocznicy śmierci Martina. Kiedy wyjaśniła zaniepokojonemu szefowi, że zawsze z teściową odwiedzała grób męża w rocznicę jego śmierci, dał jej wolne na resztę dnia, nalegając, by wstąpiła po Doreen i pojechały razem na cmentarz.
Stała tam teraz i oczy miała dziwnie suche, podczas gdy matka Martina zalewała się łzami. Może już się napłakała. Albo może jej rozpacz już minęła. Kochała Martina. Pod koniec. I na początku. Ale pośrodku był ten okropny czas, kiedy nie kochała go wcale. Ciężko kochać mężczyznę, który próbuje kontrolować każdy aspekt twojego życia, począwszy od tego, gdzie pracujesz, a kończąc na tym, w co się ubierasz i z kim przyjaźnisz. Od dnia ich ślubu Martin przejął kontrolę nad pieniędzmi, płacił rachunki i podejmował wszystkie decyzje.
To była oczywiście jej wina. Z początku ta jego dominacja wydawała jej się bardzo męska i przemawiała do jej własnego braku pewności siebie i niedojrzałości. Miała dwadzieścia lat, kiedy się zaręczyła, a wychodząc za mąż – dwadzieścia jeden. Była dzieckiem. Ale wszystkie dzieci w końcu dorastają i zaczęła dostrzegać, jak przytłaczające było życie z mężczyzną, który chciał ją całkowicie od siebie uzależnić. Nie pozwolił jej nawet mieć dziecka, dopóki hipoteka nie zostanie całkowicie spłacona. Wtedy dopiero byłoby go stać na to, by została niepracującą matką. Ta perspektywa nie nęciła Cleo. Lubiła swoją pracę w dziale sprzedaży w Kopalniach McAllistera. Chociaż to Martin ją dla niej wybrał, bo sam tam pracował w dziale księgowości.
Cleo podjęła doniosłą decyzję, by odejść od Martina, dokładnie w dniu, w którym jej powiedział, że zdiagnozowano u niego raka. Szczególnie agresywną odmianę czerniaka. Który, jak ostrzegał lekarz, mógł być nieuleczalny. Jak się okazało, był. Martin umierał przez dwa długie lata, a wtedy Cleo nauczyła się kochać go na nowo. Był bardzo dzielny. Przepraszał ją za to, jak ją wcześniej traktował. Tak, przez cały czas zdawał sobie sprawę ze zła, jakie jej wyrządzał. Ale, jak powiedział, nic nie mógł na to poradzić. Jego ojciec w ten sam sposób traktował matkę i on znał tylko taki model małżeństwa. W oczach Cleo to nie było usprawiedliwienie, ale przynajmniej wyjaśniało jego postępowanie.
Wyniszczająca choroba zmusiła go, by zrezygnował z dominacji, stopniowo pozwalając żonie, by we wszystkim go zastępowała. Zmiana równowagi sił wzmocniła wiarę Cleo we własne możliwości po śmierci Martina, która wkrótce stała się nieunikniona, gdy nastąpiły przerzuty do mózgu. Myślała, że po jego odejściu odczuje ulgę i w pewnym sensie tak było. Wkrótce potem wpadła w depresję. Gdyby nie właściciel Kopalń McAllistera, który powierzył jej odpowiedzialne stanowisko swojej asystentki, nie była pewna, co by się z nią stało. Skłonność do depresji miewała od czasu wypadku samochodowego, w którym zginęli jej rodzice, gdy była nastolatką. Wychowywali ją dziadkowie ze strony ojca. Zbyt wiekowi i staromodni, by wiedzieć, czego potrzeba trzynastolatce. Na myśl o pełnym smutku wieku dorastaniu w jej oczach pojawiły się nieobecne dotąd łzy.
Doreen dostrzegła to i podeszła, by ją objąć.
– No już, kochanie – powiedziała, ocierając własne łzy. – Nie powinnyśmy się smucić. On już nie cierpi. Spoczywa w spokoju.
– Tak – szepnęła Cleo. Nie mogła przecież powiedzieć matce Martina, że opłakuje siebie, a nie jego.
– Może nie powinnaś więcej tego robić – dodała Doreen. – Minęły już trzy lata. Rozpamiętywanie przeszłości nie jest dobre. Jesteś jeszcze młoda. Powinnaś być między ludźmi, chodzić na randki.
– Na randki? – Cleo nie zdziwiłaby się bardziej, gdyby Doreen wysyłała ją na ryby. Nienawidziła wędkowania. Martin je uwielbiał i zmuszał ją do tego, nawet w czasie ich miesiąca miodowego.
– Nie musisz się tak oburzać – powiedziała Doreen.
– A niby z kim wyobrażasz mnie sobie na randce?
Doreen wzruszyła ramionami.
– Spotykasz na pewno mnóstwo atrakcyjnych mężczyzn w pracy.
– Tak się składa, że nie. Nawet jeśli bywają choć trochę atrakcyjni, zawsze są żonaci. Poza tym randki mnie nie interesują.
– Dlaczego?
Cleo nie mogła przecież powiedzieć teściowej, że to jej syn zabił w niej jakiekolwiek zainteresowanie seksem. Z początku nawet go lubiła. Ale jej hormony przeszły w stan hibernacji, odkąd zostali małżeństwem i on zaczął jej dyktować, co ma robić i jak, winiąc ją za to, że nie miała orgazmu, i zmuszając, by go dla świętego spokoju udawała. Odczuła ulgę, kiedy chemia zaczęła oddziaływać na poziom testosteronu Martina. Seks był ostatnią rzeczą, o jakiej myślał, walcząc o życie. A wtedy Cleo odkryła, że darzy męża szczerym uczuciem. Kiedy umierał, trzymała go za rękę, mówiąc mu, jak bardzo go kocha. I to była prawda. Kochała go. Ale zło już się dokonało. Nie spoglądała już w stronę mężczyzn ani nie myślała o seksie. Nie miała na to ochoty. Więc nie myślała o randkach ani o ponownym zamążpójściu. Bo małżeństwo oznaczało seks i konieczność podporządkowania się życzeniom mężczyzny.
– Nie chcę się z nikim spotykać – powiedziała w końcu. – Ani wychodzić ponownie za mąż.
Doreen kiwnęła głową. Doskonale ją rozumiała. Musiała widzieć, że jej syn powielał wzorce swego ojca. Jeśli Cleo była emocjonalnie wykorzystywana w małżeństwie, to Doreen tak samo. Obie były psychicznie okaleczone.
Cleo spojrzała na teściową i pomyślała, że to wielka szkoda. Doreen nadal była młoda, ledwo pięćdziesięciodwuletnia, smukła i atrakcyjna. To ona powinna bywać wśród ludzi i umawiać się na randki. Na świecie musieli się przecież uchować jacyś mili mężczyźni.
Tacy jak szef Cleo. Scott był cudownym facetem. Miłym. Opiekuńczym. Dobrym mężem. O ile nie robił głupstw. Cleo nie mogła uwierzyć, jak niewiele brakowało, by on i Sarah się rozstali. Wszystko się w końcu między nimi ułożyło, na szczęście. Ostatni tydzień był koszmarny!
Westchnęła ze znużeniem.
– Powinnyśmy wracać do domu – powiedziała Doreen łagodnie, źle rozumiejąc jej westchnienie.
Cleo się uśmiechnęła. Doreen była dla niej kimś więcej niż teściową. Była jej najlepszą przyjaciółką. Wprowadziła się do niej, by ją wesprzeć pod koniec choroby Martina… I już tam została. Owdowiała na krótko przedtem, jak Cleo poznała Martina, a z mężem nigdy nie posiadali własnego domu. Po śmierci Martina Cleo poprosiła ją, by zamieszkała z nią na stałe. Zgodziła się i żadna z nich nigdy tego nie żałowała.
Dzięki temu, że pieniądze z polisy na życie Martina wystarczyły na spłacenie hipoteki, Cleo stała się właścicielką domu w Leichardt, na zachodnim przedmieściu. Dom był niewielki i lekko podniszczony, ale jednak należał do niej, a to oznaczało niezależność.
– Świetny pomysł. – Cleo zaczęła iść w stronę parkingu. – Co nadają dzisiaj w telewizji?
– Nic ciekawego – odparła Doreen. – Możemy obejrzeć jeden z filmów, które wypożyczyłam.
– Okej. – Cleo zawsze z przyjemnością oglądała filmy. – Mam nadzieję, że nie będzie przygnębiający. Nie znoszę ponurych filmów. – Potrzebowała rozrywki, a nie dodatkowej porcji smutku.
Zanim Doreen mogła coś odpowiedzieć, zadzwonił telefon Cleo. Sięgnęła do torebki, by go wygrzebać. Tak jak podejrzewała, to był Scott. Oprócz niego mało kto do niej dzwonił.
– To mój szef – powiedziała, podnosząc komórkę do ucha jedną ręką, a drugą wręczając Doreen kluczyki. – Muszę odebrać. Wracaj do samochodu. To nie potrwa długo. Cześć, Scott. Co tam?
– Przepraszam, że cię niepokoję w wolne popołudnie – odpowiedział. – Udało ci się kupić kwiaty?
– Tak, piękne. – Poczuła wyrzuty sumienia, że zdążyła już zapomnieć o wizycie na cmentarzu.
– To dobrze. Chciałem cię tylko zawiadomić, że zabieram Sarah do Phiket na drugi miesiąc miodowy.
– Och, to cudowny pomysł. Kiedy?
– Właśnie dlatego dzwonię. Wyjeżdżamy jutro po południu.
– Jutro!
– Tak. I nie będzie nas przez dwa tygodnie.
– Ale miałeś się spotkać z Byronem Maddoxem na lunch w tę środę – przypomniała mu. Wobec spadku cen minerałów i z tą piekielną rafinerią niklu, będącą skarbonką bez dna, firma Kopalnie McAllistera miała problemy finansowe.
Scott poprosił ją o znalezienie potencjalnego wspólnika z odpowiednim kapitałem, by poprawić płynność finansową. Byron Maddox był pierwszym kandydatem, który się nawinął. W zasadzie jedynym, jakiego Cleo udało się znaleźć na poczekaniu, który miał wystarczająco dużo pieniędzy.
– Wiem. – Scott nie wydawał się zmartwiony. – Pomyślałem, że mnie zastąpisz.
– To mu się nie spodoba. Chce się spotkać z tobą, nie ze mną.
– Niekoniecznie. Na tym etapie chce zostać wprowadzony w interesy, a ty wiesz równie dużo o firmie, jak ja.
– To mi pochlebia, ale to nieprawda.
– Przestań się nie doceniać, Cleo. Całkowicie na tobie polegam.
Dobry Boże, zamierzał wyjechać i zrzucić to na nią? Mogła z powodzeniem asystować Scottowi na spotkaniach biznesowych, ale nie najlepiej radziła sobie sam na sam z mężczyznami takimi jak Byron Maddox. Oczekującymi, że każda kobieta będzie z nimi flirtować i im schlebiać.
Cleo nie flirtowała ani nikomu nie schlebiała. Nie była przymilna, skromna czy uległa. Nie stosowała kobiecych sztuczek. To zyskiwało jej sympatię żon, jeśli takowe były, ale nie ich małżonków. A już z pewnością nie kawalerów biznesmenów, z jakimi miała do czynienia.
Skrzywiła się na samą myśl o pójściu samej na lunch z Byronem Maddoxem.
– Zrobię, co w mojej mocy – powiedziała z rezygnacją. – Ale nie oczekuj cudów.
– Tak jak powiedziałem, polegam na tobie całkowicie. Teraz muszę zadzwonić do Harveya i do szefów sekcji i powiedzieć im, że mnie zastępujesz przez dwa tygodnie. A potem wracam do domu. Sarah panikuje, że nie zdążymy na czas. Chyba nie zobaczymy się jutro, więc pożegnam się już teraz.
– Chcesz, żebym do ciebie zadzwoniła po spotkaniu z Maddoxem? – zdążyła go jeszcze zapytać.
– Absolutnie. Muszę kończyć. Powodzenia.
I rozłączył się.
Wciągnęła gwałtownie powietrze i wypuściła je wolno, idąc do samochodu. Życzyła szczęścia Scottowi i mogła go zastępować przez kilka tygodni. Ale nie cieszyła jej myśl o środzie.
– Czego chciał twój szef? – spytała Doreen, kiedy Cleo usiadła za kierownicą. – Wyglądasz na zmartwioną.
Cleo westchnęła, zapalając silnik. Była zmartwiona. Bardzo.
Kto by pomyślał, że znalezienie żony okaże się takie trudne? Byron zastanawiał się nad tym, ćwicząc uderzanie piłki golfowej na dywanie w swoim przestronnym gabinecie. Można by sądzić, że kawaler z jego majątkiem i aparycją bez najmniejszego trudu znajdzie żonę. A jednak nie.
Kiedy pięć lat temu zakończył interesy ze swoim ojcem, magnatem medialnym, powrócił do Sydney z dwiema misjami. Pierwszą było stworzenie odnoszącej sukcesy firmy inwestycyjnej, drugą znalezienie żony i szczęścia rodzinnego, jakie odnalazł w końcu jego ojciec. Swój pierwszy cel osiągnął, ale w drugiej sprawie póki co odnosił same porażki.
Próbował kilka razy. W ciągu ostatnich dwóch lat dwukrotnie się zaręczył. Obie jego narzeczone były wyjątkowo piękne i bardzo chciały poślubić jedynego syna i dziedzica medialnego imperium Maddoxa. Niestety, żaden z tych związków nie przetrwał od zaręczyn do ołtarza. W obu przypadkach to on je zerwał, co nie zmniejszało jego rozczarowania. Sporo kosztowało pozbycie się nader chętnej narzeczonej, kiedy było się tak bogatym jak on. Ale żadnego z tych rozstań nie żałował. Nie mógł spędzić reszty życia z kobietą, której już nie kochał, a może nie kochał nigdy.
Po kilku tygodniach od włożenia im na palec pierścionka spadły mu różowe okulary i ujrzał je takimi, jakimi były naprawdę. Próżnymi, ambitnymi kobietami, pragnącymi przede wszystkim statusu jego żony.
Prawdziwa miłość, uznał, przygotowując się do następnego uderzenia piłki, była rzadkim dobrem. A jednak to szczęście spotkało jego ojca. Odwiedzając go niedawno w Nowym Jorku na chrzcinach swojej nowej siostry przyrodniej, podziwiał oddanie, jakie Alexandra okazywała jego ojcu. Ale może tylko ulegał złudzeniom. Llyod Maddox był w końcu jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Jak mógł mieć pewność, czy kobieta kocha jego, a nie jego pieniądze?
Zaklął, gdy kolejne uderzenie piłki okazało się równie nieudane, jak wszystkie poprzednie. Wściekły podszedł do drzwi i otworzył je na oścież.
– Grace – zawołał asystentkę. – Poświęcisz mi chwilę albo dwie? Potrzebuję twojej rady.
Grace i jej mąż grywali regularnie w golfa.
– Nie zapomniałeś chyba o lunchu, który masz zjeść z Cleo Shelton za piętnaście minut? – przypomniała mu, zerkając groźnie na kij golfowy w jego ręku i podwinięte rękawy koszuli.
Sprawdził na swoim złotym rolexie, że był już kwadrans po dwunastej.
– Jak ten czas dzisiaj ucieka – mruknął.
– Ponoć szybko płynie tym, którzy dobrze się bawią – powiedziała Grace.
– Bawią! Golf to najzwyklejsza tortura. Muszę znieść pełną rundę osiemnastu dołków z właścicielem Fantasy Productions w piątek. Ten facet jest mistrzem. Jeśli nie poprawię uderzenia, pokona mnie.
Irytowało go, że nie był w stanie opanować umiejętności gry w golfa. W szkole celował w krykiecie, tenisie, pływaniu i rugby.
Grace się uśmiechnęła.
– Spójrz na jasną stronę tej sytuacji. Jeśli pozwolisz, by Blake Randall cię upokorzył na polu golfowym, tym łatwiej się zgodzi, żebyś zainwestował w jego najnowszy film. Jego firma odnosi same sukcesy, zwłaszcza odkąd zaangażowali tego przystojniaka z Narodowego Instytutu Sztuk Dramatycznych, robiąc z niego gwiazdę.
Grace miała jak zwykle rację. Zbliżała się do pięćdziesiątki. Wcześniej pracowała jako asystentka dyrektora banku handlowego. Byron pozyskał ją do swojej firmy pięć lat temu.
Rzucił jej zabawne spojrzenie.
– Powiedz mi, proszę, co robię nie tak.
Ustawił się do kolejnego uderzenia. Nie spiesząc się, wycelował i uderzył piłkę. I znowu chybił. Jego pięcioliterowe przekleństwo ani trochę nie speszyło Grace.
– Okej – mruknął. – Jakie błędy popełniam?
– Tylko dwa, sądząc po tak krótkim przykładzie. Po pierwsze nie trzymasz prosto stóp. Lewy palec u nogi masz wysunięty przed prawy. Po drugie poruszasz biodrami. Kiedy uderzasz piłkę, musisz stać spokojnie i obracać tylko wahadłowo ramionami w tył i w przód.
Byron zmarszczył się i podjął kolejną próbę, w idealnym skupieniu podążając za instrukcją Grace. Piłka potoczyła się gładko po dywanie wprost do dołka z plastikowego kubeczka.
– Widzisz? – powiedziała, kiedy uniósł ku niej zdumioną twarz. – Rób tak dalej i możesz w piątek wygrać.
– Boże uchowaj – uśmiechnął się z rozkoszą do tej myśli.
– A teraz odstaw kij. Twój gość pojawi się za chwilę. Cleo nie sprawia wrażenia kogoś, kto się spóźnia. Najlepiej odwiń rękawy i włóż marynarkę. Liczy się pierwsze wrażenie.
Byron prychnął.
– To nie ja mam wywierać dobre wrażenie. Nadal jestem zły, że McAllister wysyła w swoim zastępstwie sekretarkę, a sam wybył na wakacje.
– Cleo Shelton jest kimś o wiele więcej niż sekretarką. Jest zastępczynią Scotta McAllistera, nie tylko jego asystentką. Na twoim miejscu nie oceniałabym jej zbyt nisko ani nie zrażała do siebie, jeśli poważnie myślisz o udziałach w Kopalniach McAllistera.
Tak naprawdę nie był tym zainteresowany. To oni do niego przyszli, a nie na odwrót, i nie był to dobry moment na inwestowanie w przemysł wydobywczy. Zgodził się na to spotkanie głównie z ciekawości.
– Dla twojej informacji – dodała Grace – szef Cleo nie wyjechał na wakacje. Zabrał żonę na drugi miesiąc miodowy po tym, jak przeżyli małżeński kryzys.
Byron był nieustannie zdumiony, jak wiele informacji z pierwszej ręki Grace zdobywała na temat ludzi, z którymi robił interesy.
Poznał McAllistera i jego żonę przelotnie na wyścigach konnych w zeszłym roku. On nie wydał mu się specjalnie interesujący, ale ona była prawdziwą pięknością. Dziewczyną, za którą mężczyźni szaleli, nieważne, czy była mężatką, czy nie. Ta myśl przypomniała Byronowi, że o włos uniknął nieszczęścia, jakim byłby ślub z jedną z jego narzeczonych. One również były piękne. Następnym razem znajdzie dziewczynę, na widok której nie ustaje ruch uliczny. Umiarkowanie atrakcyjną. Inteligentną. Nie mógł znieść myśli, że miałby nieinteligentną żonę. Jego byłe narzeczone nie były idiotkami, ale nie były też zbyt mądre. I w końcu okazały się śmiertelnie nudne. A to było grzechem największym.
– Więc kiedy McAllister wraca? – spytał, odwijając rękawy koszuli i zapinając guziki.
– Podobno za dwa tygodnie. Cleo nie była pewna, kiedy dokładnie. Ten wyjazd był raczej… spontaniczny.
Byron kiwnął głową i przeszedł przez pokój, żeby zdjąć z oparcia fotela marynarkę.
– Postaraj się nie być wobec niej protekcjonalny – zaleciła mu Grace.
Spojrzał na nią krzywo, wkładając marynarkę.
– Nigdy nie bywam protekcjonalny.
– Owszem, bywasz. Kiedy myślisz, że jesteś mądrzejszy od swoich rozmówców.
– Tylko kiedy są głupi. Nie znoszę idiotów.
Uśmiechnęła się.
– Zdążyłam się zorientować. Ale Cleo nie sprawia wrażenia idiotki.
– Pozwól, że ja to ocenię. Czy wiesz, w jakim jest wieku?
– Przypuszczam, że gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką. Miejmy nadzieję, że nie okaże się blondynką ze sztucznymi rzęsami i nadmuchanym biustem.
Byron zrozumiał przytyk. Obie jego byłe narzeczone były blondynkami, a ich rzęsy i biusty przeczyły prawom natury. Westchnął, zażenowany, że dał się na to złapać.
– Istotnie – przyznał jej rację. – Na którą zarezerwowałaś nam stolik?
– Na pierwszą.
– Doskonale.
Tytuł oryginału: The Tycoon’s Outrageous Proposal
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2017
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2017 by Miranda Lee
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327642653
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.