10,99 zł
Terapeutka Leah Ashbourne musi wyjść za mąż, by spełnić warunek testamentu i dostać spadek. Potrzebuje tych pieniędzy na leczenie mamy. Jednak narzeczony zdradza ją z organizatorką wesela, więc Leah odwołuje ślub. Nie pozostaje jej nic innego, jak szybko znaleźć nowego kandydata na męża.
Dostrzega pewną szansę, gdy włoski milioner Marco De Valle prosi ją, by pojechała z nim na Capri i zajęła się terapią jego pięcioletniego syna. Zdesperowana Leah stawia warunek: zajmie się chłopcem, jeśli Marco zgodzi się na fikcyjne małżeństwo…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 151
Chantelle Shaw
Miłość na Capri
Tłumaczenie: Barbara Bryła
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022
Tytuł oryginału: Her Wedding Night Negotiation
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2020 by Chantelle Shaw
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-7676-4
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Marco De Valle nienawidził ślubów. Nienawidził całego tego zamieszania, stanowiącego nieodłączną część fiaska, kiedy dwie osoby składają sobie publicznie przysięgę, której prawdopodobnie nie dotrzymają. Żałował, że nie mógł opuścić zaślubin swego przyrodniego brata i polecieć dziś wieczorem ze swoim synkiem do ich domu na Capri. Chciał jednak sprawić przyjemność swojej matce – chociaż wiedział, że nie był jej ulubieńcem – więc zgodził się przyjechać na ślub Jamesa i jego ckliwej narzeczonej. Matce Marca zależało na tym tylko dlatego, że jego obecność zawsze wzbudza zainteresowanie mediów i zdjęcie z uroczystości pojawi się w jakimś czasopiśmie dla celebrytów, myślał cynicznie.
Próba ceremonii ślubnej powinna się rozpocząć dwadzieścia minut temu, ale James się spóźniał. Zniecierpliwiony Marco oparł się o kolumnę w zacienionej niszy prywatnej kaplicy w majątku Nancarrow i przyglądał się stojącej przed ołtarzem oblubienicy. Pierwsze wrażenie, jakie odniósł, poznając wcześniej tego dnia Leah Ashbourne, było takie, że nigdy nie widział kobiety o tak bladej cerze i tak fatalnie ubranej. Białą bluzkę miała zapiętą pod samą szyję, a granatowa spódnica sięgała jej kilka cali poniżej kolan. Rudobrązowe włosy zaplotła w warkocz, nadający jej wygląd zakonnicy albo Mary Poppins. Wydawało się, że charakter miała równie bezbarwny jak powierzchowność, chociaż Marca zaintrygował różany rumieniec, jaki przebiegł po jej twarzy, kiedy James ich sobie przedstawiał. Od dawna już nie widział rumieniącej się kobiety. Uznał wtedy, że właściwie jest całkiem ładna, chociaż nie w jego typie. Lubił kobiety pewne siebie, które rozumiały, że nie jest zainteresowany związkiem i nigdy przenigdy nie zaproponuje im małżeństwa. Jeden raz mu wystarczył.
Zerknął na zegarek i zaklął pod nosem. Za godzinę Nicky powinien iść spać, a Marco chciał spędzić jeszcze trochę czasu z synkiem. Miał poczucie winy, że odwołano go w pilną podróż służbową i na cały poprzedni tydzień musiał zostawić go z nianią w Nancrrow Hall. Wyrzuty sumienia zdominowały jego relację z Nickym, przyznał z westchnieniem. Psychoterapeuta, który pracował z chłopczykiem, twierdził, że pięciolatek nie ma emocjonalnej zdolności, by winić Marca za wypadek, w którym zginęła jego mama. Ale Marco obwiniał sam siebie. Zawiódł syna w przeszłości i zawodził go teraz, bo nie potrafił nawiązać z nim więzi.
Gdzie, do diabła, podziewał się James? Marco widział, jak Leah nerwowo sprawdza komórkę. Wydawała się samotna, kiedy tak czekała przed ołtarzem na swojego oblubieńca. Przypomniał sobie jednak, że nie do niego należało wyjaśnianie jej, że James nie jest księciem z bajki, w co najwyraźniej wierzyła.
Wrócił myślami do syna. Kupił mu samochodzik i nie mógł się doczekać, by zobaczyć, jak Nicky otwiera prezent. Nie zamierzał tracić tu więcej czasu i wyszedł z wnęki, stając w głównej części kaplicy.
– Nadal nie ma śladu pana młodego? – Pastor uśmiechnął się do Leah ze współczuciem.
– Nie mam pojęcia, co się stało z Jamesem – odparła, sprawdzając ponownie swój telefon. – Miał coś do załatwienia w Padstow, ale obiecał, że wróci przed szóstą trzydzieści.
Nie miała od niego żadnych wieści, ale uspokajała samą siebie, że gdyby coś mu się stało, zawiadomiono by jego rodziców. Musiał stracić poczucie czasu, co jej nie dziwiło, bo James miał skłonność do marzycielstwa i był totalnie niezorganizowany. Czasami czuła się bardziej jego niańką niż partnerką. Kiedy w Nancarrow Hall poznała jego rodziców, zdała sobie sprawę, że byli wobec niego nadopiekuńczy. Podejrzewała, że przez całe życie go rozpieszczali. Ale był sympatyczny i spokojny, a ich związek nie miał w sobie nic z dramatyzmu i napięcia, jakie Leah pamiętała z dzieciństwa, kiedy jej matka wpadała z jednego katastrofalnego romansu w drugi. Spotykali się dopiero od sześciu miesięcy, ale odsuwała od siebie wątpliwości, czy było to wystarczająco długo, by mieć pewność, że chce spędzić resztę życia z Jamesem Fletcherem. Odkąd przyjechali do gotyckiej rezydencji jego rodziny na obrzeżach Wrzosowiska Bodmin, był w dziwnym nastroju, ale to musiały być przedślubne nerwy.
Dręczyły ją wyrzuty sumienia, bo powinna mu powiedzieć o pieniądzach, jakie zostawiła jej babcia. Ale martwiła się, że zastrzeżenie w testamencie babci Grace, pozwalające jej otrzymać spadek dopiero po wyjściu za mąż, mogło skomplikować jej relację z Jamesem. A ona go kochała. Naprawdę. Odsuwała od siebie myśl, że parła do małżeństwa, bo pragnęła stabilizacji, jakiej nigdy nie zaznała w dzieciństwie.
– Wieczorem jestem umówiony z biskupem – odezwał się pastor. – Będziemy musieli rozpocząć próbę bez Jamesa. Może ktoś mógłby go zastąpić, dopóki się nie pojawi?
Zmierzył wzrokiem grupę ludzi zgromadzonych w kaplicy. To był skromny ślub, przybyło jedynie czterdziestu gości. Trzydziestu dziewięciu z nich to byli przyjaciele i rodzina pana młodego. Leah zaprosiła tylko Amy, swoją najlepszą przyjaciółkę i druhnę, która była dawną koleżanką ze szkoły Jamesa. To ona ich sobie przedstawiła na jakiejś imprezie. Zainteresowanie Jamesa schlebiało Leah. Uważała, że jest najwyżej przeciętnie atrakcyjna, a przystojny, wykształcony w elitarnej szkole James wydawał się należeć do innej ligi. Pociągała ją atmosfera bezpieczeństwa, jaką sobą reprezentował. Po ślubie planowali wynieść się z Londynu i kupić mały domek z różami rosnącymi wokół drzwi wejściowych, a z czasem mieć dwoje dzieci i psa. Inne kobiety tęskniły za bogactwem, markowymi ubraniami i klejnotami, ale Leah marzyła o rodzinie.
W kaplicy zapadła niezręczna cisza.
– James ma na pewno ważny powód, dla którego się spóźnia. – Davina, wyjątkowo sprawna organizatorka ślubów, odezwała się dziwnie ochrypłym głosem. Wyglądała, jak gdyby przed chwilą płakała. – Byłoby dobrze, gdyby ktoś, kto nie pełni znaczącej roli w ceremonii, zastąpił teraz pana młodego.
– Ja zajmę miejsce Jamesa – z tyłu kaplicy dobiegł głęboki głos z seksownym akcentem.
Leah zesztywniała. Ten głos mógł należeć tylko do Marca De Valle’a, przyrodniego brata Jamesa. Wcześniej tego dnia ujrzała wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę, jak wysiadał ze srebrzystego sportowego samochodu. Kiedy nieznajomy wszedł do salonu i James go jej przedstawił, poczuła się przytłoczona magnetyzmem Marca. Jego niezwykła pewność siebie sprawiała, że wszyscy wokoło wydawali się bezbarwni. Spojrzała na niego i szybko spuściła wzrok, niczym nieśmiała nastolatka na widok swojego idola celebryty. Krew szumiała jej w uszach, kiedy mamrotała słowa powitania.
To krótkie spojrzenie wystarczyło, by dostrzegła, że przyrodni bracia nie byli do siebie podobni. James, ze swoimi blond włosami i sympatyczną powierzchownością, był chłopięco przystojny. Zajmował się wcześniej modelingiem i jego zdjęcia pojawiały się na okładkach eleganckich magazynów, poświęconych rezydencjom i wyścigom w Royal Ascot. Fotografie Marca De Valle’a pasowałyby bardziej do pism o tematyce sportów ekstremalnych, pomyślała kwaśno. Było w nim coś nieokiełznanego. Wyczuwała, że żył według własnych zasad i nie przejmował się tym, co myślą o nim inni. To wrażenie spotęgowało się, gdy ujrzała go później z okna swojej sypialni, jak kroczył po wrzosowisku z rozwianymi włosami w czarnym powiewającym na wietrze płaszczu.
James powiedział jej, że poszarpana blizna na twarzy Marca była pozostałością po strasznym wypadku, w którym zginęła jego żona, pozostawiając pięcioletniego syna bez matki. Biedny Nicky. Chłopczyk rzadko się odzywał i uśmiechał. Dla Leah było oczywiste, że po stracie matki powinien spędzać jak najwięcej czasu z ojcem. Ale James powiedział jej, że Marco często zostawia chłopca w Nancarrow Hall, kiedy wyjeżdża za granicę. Leah dorastała w poczuciu, że nigdy nie była dla swojej matki najważniejsza, i jej serce rwało się do chłopczyka. Jego wielkie piwne oczy przypominały jej młodszego brata, który zmarł, gdy był niewiele od niego starszy. Czas, jaki pod nieobecność Jamesa spędziła w ostatnim tygodniu z Nickym, miał słodko-gorzki smak.
Z bijącym sercem patrzyła teraz, jak Marco szedł w jej kierunku środkiem nawy. Jego blizna biegła wzdłuż policzka od prawego oka aż do kącika ust, sprawiając, że górna warga lekko mu się podwijała, nadając jego twarzy lekko cyniczny wyraz. Każdego innego mężczyznę ta blizna szpeciłaby, ale u niego podkreślała jedynie jego surową męską urodę. Określenie „przystojny” nawet w przybliżeniu nie oddawało jego rzeźbionych rysów – ostrych kości policzkowych i kwadratowej, mocnej szczęki pokrytej ciemnym zarostem. Nad seksownymi ustami górował prosty nos, zwieńczony ciemnymi brwiami. Równie ciemne włosy miał rozczochrane, jak gdyby wyszedł właśnie z łóżka kochanki po namiętnej nocy. Leah nie miała pojęcia, skąd wzięła się ta ostatnia myśl, ale wizja nagiego ciała Marca w satynowej pościeli jeszcze bardziej ją roztroiła. Poruszał się z szybkością polującej na ofiarę pantery. Zanim Leah zdążyła wziąć się w garść, stał już obok niej. Usta jej wyschły i zastanawiała się, czy słyszał, jak serce tłukło się w piersi. Nigdy wcześniej nie czuła takiego pożądania. Nawet przy Jamesie
– Nie musisz tego robić – powiedziała sztywno. – Jestem pewna, że James będzie tu lada chwila.
– Twoja wiara w mojego brata jest godna podziwu – wycedził. – Ale James jest tak samo kiepski w pilnowaniu czasu, jak w utrzymywaniu posad.
– To nie jego wina, że wyrzucono go z galerii sztuki – rzuciła się w obronie narzeczonego. – Spóźnił się do pracy tylko kilka razy.
– Nie zamierzam dłużej czekać, aż się pojawi. – Zmrużył oczy. – Jak rozumiem, znasz Jamesa dopiero od kilku miesięcy? Jeśli chcesz mojej rady, to powinnaś przełożyć ślub do czasu, gdy zyskasz pewność, że oboje jesteście gotowi na małżeństwo.
– Nie chcę twojej rady, dziękuję – odparła lodowato.
Szare oczy Marca zalśniły.
– Myszka ma temperament? Może nie jesteś tak mało interesująca, jak myślałem. – Zignorował jej wściekłe sapnięcie i odwrócił się do organizatorki ślubu. – Wielebny Tregarth ma rację, powinniśmy zacząć próbę bez Jamesa. Moja gospodyni planuje podać dziś wieczorem kolację w formie bufetu, by dać personelowi kuchni czas na przygotowania do jutrzejszego wesela.
Davina potulnie przytaknęła. Leah zaskoczyło to, że mówił o swojej gospodyni. Zakładała, że właścicielami Nancarrow Hall są rodzice Jamesa i to oni zatrudniali miejscowy personel. James mówił, że Marco mieszka we Włoszech, gdzie zarządza De Valle Caffè, znaną w świecie firmą produkującą kawę, i siecią kawiarni.
– Zaczniemy bez Jamesa, a ja później wprowadzę go w niezbędne szczegóły – odezwała się Davina. – Proszę, by każdy stanął na swoim miejscu. Pan młody i drużba staną po prawej stronie kaplicy, a druhna i rodzina panny młodej zajmą lewą stronę. Ale… jednak będzie lepiej, jeśli przyjaciele i krewni pana młodego zapełnią ławki po obu stronach nawy – dodała szybko, uświadamiając sobie, że strona Leah byłaby pusta za wyjątkiem Amy. – Panna młoda i pan młody staną twarzą do pastora.
Gdy Leah zajęła swoje miejsce, zerknęła przez ramię z nadzieją, że zobaczy wpadającego przez drzwi Jamesa, dostrzegła jednak tylko pełną satysfakcji minę jego matki. Olivia Fletcher najwyraźniej nie byłaby rozczarowana, gdyby James zmienił zdanie i odwołał ślub. Puszyła się i była bardziej wyniosła niż rodzina królewska, dając do zrozumienia, że jej młodszy syn popełnia mezalians.
– Jaka szkoda, że twoja matka odbywa rejs dookoła świata i nie będzie dzielić z nami twojego wielkiego dnia – powiedziała nieszczerze, gdy Leah wyjaśniła, że jej ojciec nie żyje, a matka nie pojawi się na ślubie. Ten rejs był jawnym, ale koniecznym kłamstwem. Leah drżała na myśl, że mama mogłaby się zjawić w kościele pijana i zachować skandalicznie, tak jak Tori robiła to wiele razy w przeszłości. James spotkał Tori tylko raz. Leah zaprosiła go do domu w sobotni poranek, kiedy jej matka zwykle jeszcze była trzeźwa. Za bardzo się wstydziła, by powiedzieć Jamesowi o jej problemie alkoholowym. Bolały ją wspomnienia o tym, jak przychodziła do jej szkoły pijana, awanturując się, a inne dzieci dokuczały jej z powodu mamy „pijaczki”. Po ślubie wyjawi Jamesowi prawdę. Była pewna, że poprze jej inicjatywę, by przeznaczyć część jej spadku na opłacenie specjalistycznej terapii dla mamy.
Ale gdzie on się podziewał? Zaczęła odwracać głowę w stronę tylnej części kaplicy, z nadzieją, że James już tam dotarł, ale jej wzrok przykuły enigmatyczne szare oczy Marca. Oceniła, że miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, bo musiała odchylić głowę, by na niego spojrzeć. Oddech uwiązł jej w gardle z zachwytu, kiedy mu się przyglądała. Był piękny i nie mogła oderwać od niego oczu. Kiedy uniósł szyderczo ciemną brew, zarumieniona odwróciła wzrok.
– Na początku ceremonii państwo młodzi zwrócą się do siebie twarzami i wezmą się za ręce – odezwał się pastor.
Niechętnie odwróciła się do Marca i serce jej drgnęło, kiedy wziął ją za ręce. Jego dotyk był ciepły i stanowczy. Wpatrywała się w ich złączone dłonie, jego opalona skóra kontrastowała z jej mleczną bladością. Zdradziecki umysł podsunął jej wizję, jak jego palce prześlizgują się po jej nagim ciele i obejmują jej piersi. Przełykając z wysiłkiem, podniosła wzrok i dostrzegła, że kilka górnych guzików jego błękitnej koszuli było rozpiętych, odsłaniając fragment opalonej skóry i kępkę czarnego owłosienia. Egzotyczne nuty bergamotki i drzewa sandałowego jego wody kolońskiej oszołomiły ją.
– Słowa przysięgi na pewno będziesz chciała zachować do prawdziwego ślubu i dla właściwego oblubieńca. – Pastor spojrzał na nią znacząco.
Zaczerwieniła się. Czyżby się domyślił, że miała nieprzyzwoite myśli na temat mężczyzny, który miał jutro zostać jej szwagrem? Próbowała wyswobodzić dłonie z jego rąk, ale zacisnął palce i lekko gładził miejsce na jej nadgarstku, gdzie jej puls bił nieregularnie. Może miał to być gest uspokajający, ale wywołał zgoła przeciwny efekt. Serce zaczęło jej walić tak mocno, że aż się zdziwiła, że nie było tego widać pod bluzką.
– Po złożeniu oświadczeń i przysięgi małżeńskiej oraz wymianie obrączek, kongregacja zajmie miejsca, a nowożeńcy i świadkowie będą mi towarzyszyć do zakrystii – ciągnął pastor. – Po wpisie do księgi nowożeńcy wrócą i staną przed ołtarzem, a ja powiem, że pan młody może pocałować pannę młodą.
Wzrok Leah powędrował ku zmysłowym ustom Marca, a on nagle opuścił głowę. Serce jej drgnęło. Nie zrobiłby tego! Nie mógł jej przecież pocałować! To zapewne szok sprawiał, że stopy miała jak przyspawane do podłogi. Pochylił się nad nią, oczy mu lśniły. Powietrze wokół nich zdawało się drżeć i Leah z trudem mogła oddychać. Stali tak, jak się zdawało, przez całą wieczność, blisko, ale nie dość blisko siebie, chociaż tak naprawę mogło to być tylko kilka sekund.
– Przepraszam za spóźnienie. – Głos, który rozległ się z tyłu kaplicy, sprawił, że Leah się opamiętała. Westchnęła głęboko. Marco już się wyprostował i może tylko sobie wyobraziła, że chciał ją pocałować.
Wyrwała dłonie z jego uścisku i pobiegła środkiem nawy.
– Gdzie byłeś, James? Dlaczego nie odbierałeś telefonu?
– Padła mi bateria. – James unikał jej wzroku. – Wiesz, że zawsze zapominam jej naładować.
Przygryzła wargę.
– Musieliśmy zacząć bez ciebie… Twój brat zaproponował, że cię zastąpi – wyjaśniła, kiedy Marco do nich podszedł.
Już wcześniej wyczuła chłód panujący między braćmi i teraz temperatura w kaplicy także zdawała się obniżyć o kilka stopni, kiedy stanęli twarzą w twarz.
– Ufam, że wyświadczysz swojej pannie młodej tę grzeczność i stawisz się punktualnie na swoim prawdziwym ślubie jutro? – powiedział Marco oschle.
– Ty nie będziesz mi mówił, jak mam postępować z moją oblubienicą – mruknął James. – Twoje małżeństwo trwało zaledwie rok, a żona zginęła, próbując przed tobą uciec.
Leah spojrzała szybko na Marca. Oczekiwała, że powie coś w swojej obronie, ale milczał. Twarz miał jak wykutą z kamienia, a oczy pochmurne niczym zimowe niebo. Był piękny i groźny i Leah nie mogła zrozumieć, dlaczego tak druzgocąco na nią oddziaływał. Zastanawiała się, czy taka sama bezradna fascynacja ogarniała jej matkę za każdym razem, gdy rzucała się w wir nowego romansu. Ale nie zamierzała popełnić takich samych błędów, co jej matka. Dzięki Bogu wychodziła za bezproblemowego Jamesa, pomyślała, patrząc, jak Marco wychodzi z kaplicy.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej