Miłość po sąsiedzku - Belle Aurora - ebook + książka
BESTSELLER

Miłość po sąsiedzku ebook

Belle Aurora

4,5

Opis

Asher „Duch” Collins i Natalie Kovac spędzili ze sobą namiętną noc. Noc, o której oboje nie potrafią zapomnieć.

W takim razie dlaczego tak trudno jest im przebywać w swoim towarzystwie?

Nie ma szans na to, że dojdą do porozumienia, postanawiają więc iść każde swoją drogą. I jakimś cudem kończą bliżej siebie niż kiedykolwiek wcześniej.

Czy przyjaźń wystarczy tej dwójce?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 382

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (1666 ocen)
1092
360
149
57
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asiorek71

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10
Ulatam

Dobrze spędzony czas

Polecam. ❤️❤️❤️👍
00
marteX993

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Romantyczna, zabawna ale i trochę wzruszająca. Polecam
00
spioszek

Nie oderwiesz się od lektury

Super wciągająca. Polecam
00
SinRostro87

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna czytałam z uśmiechem na twarzy. Lecę czytać kolejną część. Polecam
00

Popularność




Tytuł oryginału

Love Thy Neighbour

Copyright © 2013 by Belle Aurora

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2019

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Barbara Marszałek, Magdalena Zięba-Stępnik

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-038-4

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

PrologŚlub

Biały Królik jest pełen gości weselnych. Patrzę na parę młodą.

Tyle szczęścia.

Z uśmiechem spoglądam na swoją najlepszą przyjaciółkę, ciężarną Valentinę, która tańczy ze świeżo upieczonym mężem, Nikolaiem. Na pierwszy taniec wybrała piosenkę Amazing Cassie Davis.

Jest idealna.

Nik przyciągnął Tinę do siebie, a teraz delikatnie pociera nosem o jej nos i szepcze coś do ucha. Ona w odpowiedzi uśmiecha się, przymykając powieki. Przewracam oczami.

Co za osły.

Miłość zmienia ludzi w głupców. Bez dwóch zdań.

Poznali się ponad rok temu. Początkowo Tina wypierała uczucia, jakie wobec niego żywiła. Zostali przyjaciółmi, ale gęste napięcie seksualne pomiędzy nimi można było kroić nożem.

Żeby nie przedłużać. Moja kochana, najlepsza przyjaciółka przez dwa tygodnie obserwowała Nika przez okno swojego butiku Safiry, gdy wychodził na papierosa z Białego Królika – klubu, którego jest właścicielem. Na widok jego skrzywionej twarzy Tinie robiło się smutno.

A ta kobieta nie lubi być smutna.

Postanowiła więc anonimowo wysłać Nikowi cukierki wraz z liścikiem. Gdy teraz o tym wspominamy, śmieje się. Wtedy jednak była przerażona, ponieważ Nik wysłał swojego brata, Maksa, by przyprowadził do niego osobę, która napisała liścik. Tina nie zauważyła bowiem, że skreśliła go na firmowym papierze Safiry. Reszta to już historia.

Razem tworzą całość.

Patrząc na Tinę, nigdy nie domyślilibyście się, jak wiele wycierpiała w swoim krótkim życiu. Jej mama i córka zginęły w tym samym wypadku, co na długo pogrążyło ją w żałobie.

Mnie również.

Mieszkałyśmy w Kalifornii. Wspólnie tam dorastałyśmy. Nasi rodzice pochodzą z Chorwacji oraz przyjaźnią się, co jakimś sposobem również nas uczyniło przyjaciółkami. Większość dzieciństwa spędziłam z Tiną, która jest czystym złotem. Kocham ją najbardziej na świecie. Wierzy, że ocaliłam jej życie, kiedy wprowadziłam się do niej po śmierci mamy i córki, ale prawda jest inna. To ona uratowała mnie.

Nic nie łamie serca tak bardzo, jak widok najdroższej przyjaciółki staczającej się na samo dno. Zamknęła się w sobie. Mieszkanie w Kalifornii tylko wszystko pogarszało, zatem przeprowadziła się do Nowego Jorku. Dopiero po dwóch latach spakowałam swoje graty, by za nią pojechać. Nigdy więcej nie chcę doświadczać życia bez Tiny gdzieś w pobliżu. Wykańczało mnie.

Nie jestem kimś, kogo nazwalibyście „miłą osobą”. W najlepszym razie toleruję ludzi.

Nie zrozumcie mnie źle. Jeśli pokonacie mur, którym odgradzam się od przyjaźni, wchodzicie do gry.

Ale Tina jest dla mnie bardzo ważna. Dzięki niej chcę być lepszą osobą. Po tym, co przeszła, powinna być wrakiem człowieka, lecz ona codziennie przypomina mi, że życie toczy się dalej i trzeba za nim nadążać. W przeciwnym razie porwie nas jego zdradliwy nurt.

Rozglądam się po barze. Lola z Trikiem stoją objęci. Nic nowego.

Lola z całego serca kocha Trika. To mądra, lojalna, kochana kobieta. On jednak ma problemy z określeniem się. Nie jestem pewna dlaczego. Straszny z niego osioł, lecz też jest kochany, a do tego zabawny. Trudno nie śmiać się z jego okropnych żartów. Zdecydowanie coś ukrywa, ale dopóki nam tego nie zdradzi, na pewno nie dowiemy się, o co chodzi.

Mój wzrok pada na Maksa i Mimi, którzy siedzą z Ceecee, córką Maksa. Max i Ceecee śmieją się z czegoś, a Mimi marszczy brwi. Z pewnością to właśnie jej dotyczy żart. Uśmiecham się. Max i Ceecee mieszkają z Tiną oraz Nikiem, dlatego często ich widuję.

Kocham wszystkie te osoby.

Max to dobry przyjaciel, a oprócz tego potrafi przywołać ludzi do porządku. Ceecee natomiast jest rozkoszna, aż ma się ochotę ją zjeść. Niestety w dzieciństwie uległa wypadkowi, po którym została sparaliżowana. Oboje są więc świetnym dowodem na to, że życie toczy się dalej i wcale nie musi być złe.

Mimi, znana także jako Meems, od czasu mojej przeprowadzki do Nowego Jorku bardzo się zmieniła. Wcześniej była gburowata. Wiecie, bez kija nie podchodź. Ale odkąd zaczęłyśmy się przyjaźnić z chłopakami, częściej się uśmiecha, a także więcej śmieje.

Chłopaki, o których mowa, to… cóż, chłopaki. Grupa składa się z Nika, jego brata Maksa, ich kuzyna Trika oraz starego przyjaciela z dzieciństwa, Ducha.

Duch.

Niech go diabli.

Tak, do diabła z nim.

Jest do mnie podobny. Też niespecjalnie towarzyski. To oznacza, że nie łączy nas przyjaźń.

Koleś jest wielkim wrzodem na mojej dupie. Wykorzystuje każdą okazję, by wyszeptać mi do ucha coś, przez co tracę nad sobą panowanie.

A wiele mi do tego nie trzeba.

Tak naprawdę ma na imię Asher. W zeszłym roku mieliśmy swój „moment”. Czy można tak nazwać to, że zaciągnął mnie do pustej salki konferencyjnej, zerwał ze mnie majtki, po czym zerżnął na stole, a ja błagałam o więcej? Jeśli tak, to owszem, mieliśmy swój moment. Z tym że ta sytuacja była jednorazowa. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym wydarzeniu. Uwielbiam seks, a z nim uprawiałam zdecydowanie najlepszy w swoim życiu, i nie obawiam się go, o ile nie ma problemu z zabezpieczeniem.

Nie nazwałabym siebie szmatą. Po prostu dobrze dogaduję się ze swoją wewnętrzną zdzirą. A wiecie co? Ona wymiata.

Ale z ciebie głupek.

Nienawidzę się za to, że oglądam się za Duchem. Nawet jeśli robię to ukradkiem.

Facet jest nieznośny. To skończony palant. Nie słyszał o dobrym wychowaniu. Wcale.

Więc dlaczego nie potrafisz przestać myśleć o jego małym?

Boże. Jestem beznadziejna.

Czyjeś ramię obejmuje mnie i ściska. Kiedy podnoszę głowę, widzę swoich rodziców.

– Wspaniałe wesele, prawda? Tak się cieszę z Valentiną. – Mój tata nie mówi najlepiej po angielsku.

Mieszka w Ameryce od trzydziestu lat, a nadal ma mocny akcent. Nie on jeden. W głosie Marka, ojca Tiny, również go słychać. Pracują z Chorwatami, większość ich przyjaciół także pochodzi z Chorwacji, więc zapomnieli o byciu Amerykanami. Choćby troszkę.

Mama szturcha tatę.

– Boris, nie mów przy Natalii o ślubie. Wiesz, jaka ona jest. – Mama z kolei cholernie dobrze posługuje się angielskim. Zachowuje się nieco melodramatycznie. Nie żebym ją winiła. Wychowywanie trzech w gorącej wodzie kąpanych córek musiało przecież pozostawić w niej ślad. Kiedy miałam osiemnaście lat, tata próbował oddać moją rękę miłemu Chorwatowi, więc gdy tylko zaczyna temat małżeństwa, po prostu odchodzę.

Zerka na mamę.

– Ana…

– Boris – przerywa mu.

Tata wydyma wargi, po czym odwraca wzrok.

Mama: 1 – Tata: 0.

– Widzę Ninę przy barze. Chyba pójdę się z nią napić. – Wykorzystuję szansę, by odejść.

Robię może ze dwa kroki, gdy woła:

– Pamet u glavu! Nemoj mi sramotit!

Uśmiecham się pod nosem. Już dawno tego nie słyszałam. Dosłownie oznacza: Myśl głową! Nie przynieś mi wstydu! Każde chorwackie dziecko słyszało to w trakcie dorastania i pewnie nadal tak jest. Ja słyszę ciągle, chociaż mam niemal dwadzieścia dziewięć lat!

Moje siostry stoją przy barze, flirtując dość otwarcie z blondwłosym barmanem.

Jestnaprawdę przystojny, lecz nie w ten zmysłowy sposób. Po prostu wygląda elegancko.

Widziałam go kilka razy, ale nie wiem, jak ma na imię. Co sobotę wszyscy spotykamy się w Białym Króliku. Nik załatwił nam stałe wejściówki VIP, a nawet lożę!

Chichoczę w myślach, gdy postanawiam zachować się jak prawdziwa suka. Zepsuję im zabawę.

Z najlepszym uwodzicielskim uśmiechem na twarzy staję pomiędzy siostrami, po czym nachylam się nad ladą w stronę barmana.

– Cześć. – Przechylam głowę, przyglądając mu się, jakbym naprawdę widziała go pierwszy raz. Zabawę czas zacząć. – Na pewno jesteś tu nowy. Inaczej z pewnością bym cię zapamiętała. – Delikatnie przygryzam mały palec, eksponując swoje naturalnie pełne usta.

Mężczyzna gapi się na moje wargi, przełyka ślinę i odpowiada zduszonym głosem:

– Cześć. – Chrząka, po czym próbuje jeszcze raz: – Cześć. W zasadzie to ja cię znam, Nat. Przychodzisz tu w każdą sobotę z dziewczynami z Safiry.

Przybieram swoją najlepszą, wyrażającą upokorzenie minę. Nachylam się jeszcze bardziej, żeby mógł zobaczyć mój dekolt.

– Wybacz. Może będę mogła ci to jakoś wynagrodzić…

– Stefan. Ale wszyscy mówią na mnie Szeryf. – Całuje moją dłoń.

Ja natomiast całuję koniuszek jego środkowego palca i przesuwam nim leciutko po dolnej wardze. Stefan delikatnie rozchyla usta, po czym się spina. Wygląda, jakby cierpiał.

– Pozwól, że kiedyś ci to wynagrodzę… Szeryfie – szepczę, a potem mrugam i odchodzę, zostawiając za sobą wściekłe siostry.

Haha… i co wy na to, zdziry?

Moje relacje z siostrami są oparte na miłości oraz nienawiści. Kochamy się nienawidzić. Wszystkie wyglądamy podobnie, mamy ten sam charakterek, a także jesteśmy bardzo porywcze. Ale kochamy się na zabój i gdyby ktoś skrzywdził którąś z moich sióstr, musiałby za to odpowiedzieć przede mną. I moją pięścią. Wielokrotnie.

Idę do łazienki. Tam od razu słyszę, że ktoś wymiotuje.

– Wszystko gra? – wołam.

– Tak! Maleństwo nie lubi, jak mama za dużo tańczy.

Biedna Tina.

Chichoczę.

– Albo to, albo po prostu szuka uwagi.

Tina też chichocze.

– Zupełnie jak ciocia Nat!

Wyduszam z siebie najbardziej fałszywy śmiech, na jaki mnie stać. Brzmi trochę jak rechot staruchy. Tina wybucha śmiechem w kabinie, ale zaraz znów zaczyna wymiotować. Biedactwo ma mdłości przez cały dzień. Pamiętam, że miała dokładnie takie same dolegliwości, kiedy była w ciąży z Mią, swoją zmarłą kilka lat temu córeczką.

– Przynieść ci lemoniady? – pytam.

Jęczy.

– Tak, poproszę, skarbie – odpowiada zachrypniętym głosem.

Przed wyjściem przeglądam się kontrolnie w lustrze. Uwielbiam swoje włosy. Są długie i lekko pofalowane. Ostatnio przefarbowałam je z niezwykle ciemnego fioletu na wściekłą czerwień. Dzięki czerwonym wydatnym wargom, zielonym oczom oraz ciału o przyjemnych krzywiznach, łatwo można by mnie pomylić z Jessiką Rabbit. A ja uwielbiałam odgrywać rolę uwodzicielki.

Wychodzę z łazienki, zmierzając w stronę baru, do moich nieszczęśliwych sióstr.

– Co to, do diabła, miało oznaczać, zdziro? – syczy moja starsza siostra, Nina.

– Właśnie, on już tu nie wróci, bo zafiksował się na tobie, małpo – sarknęła młodsza, Helena.

Ach, tyle miłości.

Gdy ktoś widzi nas razem, bez problemu może stwierdzić, że jesteśmy siostrami. Mama rodziła nas rok po roku. Różnimy się tylko kolorem włosów. Nina zafarbowała swoje na blond, a Helena na czarno.

Nina jest fryzjerką i prowadzi własny salon w Kalifornii. Nienawidzę płacić za fryzjera w Nowym Jorku, skoro siostra mogłaby obciąć mnie za darmo. Helena z kolei jeszcze studiuje. Chce zostać fizjoterapeutką.

– Odwalcie się, suki. Jak na dłoni było widać, co usiłujecie osiągnąć. Przestańcie się ośmieszać – mówię półgębkiem.

Gdyby ktoś spojrzał na nas z boku, zobaczyłby trzy rozmawiające, uśmiechnięte siostry. Nikt by się nie domyślił, jak do siebie mówimy. Ale każde przekleństwo czy inwektywa wypowiadane są niemal z czułością. Macie moje słowo.

Nina uśmiecha się, obejmując mnie ramieniem.

– Wpadłam mu w oko bez dwóch zdań. Nie wtrącaj się, wiedźmo.

Helena śmieje się fałszywie, popychając lekko Ninę.

– Och, proszę cię, nikomu nie podobają się dziewczyny z wąsikiem.

Wszystkie wybuchamy śmiechem, po czym obejmujemy się nawzajem w talii. Naprawdę się kochamy, lecz okazujemy to w dziwny sposób.

– Może powinnyśmy zrobić naszą siostrzaną sztuczkę – żartuję. – Wiecie, jeśli chcesz jedną z nas, musisz wziąć wszystkie.

– Jasne, bo jedna zdzira to za mało, musi mieć trzy – odpowiada Nina.

– Pewnie – droczy się Helena. – Możemy zaprosić mamę i tatę, żeby sobie popatrzyli.

Spoglądamy na siebie, krzywiąc się.

– Fuuuj.

Mija nas Stefan, więc krzyczę:

– Szeryfie, potrzebuję lemoniady. Na cito. Panna młoda ma mdłości.

Zatrzymuje się gwałtownie, odwraca, a przede mną w magiczny sposób pojawia się lemoniada.

Odbieram butelkę, całuję siostry w policzki i wracam do łazienki. Przekazuję napój pod drzwiami, a Tina woła:

– Huuura! Koniec z cuchnącym oddechem.

Chichoczę.

– Chcesz, żebym z tobą posiedziała, skarbie?

– Nie – odpowiada natychmiast. – Nie ma nic gorszego, niż słuchanie, jak ktoś wymiotuje. Chociaż nie, jest. Wąchanie czyichś wymiotów!

Poddaję się.

– No dobra. Gdybyś mnie potrzebowała, dzwoń, mam przy sobie telefon.

Wychodząc z łazienki, wpadam na kogoś. Z impetem. Niemal upadam, ale silne ramię łapie mnie w pasie i mocno trzyma.

Głowa mi się kołysze. Nagle czuję się lekka. Zamykam oczy, oddychając głęboko.

O cholera.

Znam ten zapach. Fantazjuję o nim. Unoszę powieki, po czym skupiam wzrok na gnojku przede mną.

Duch patrzy na mnie z troską na twarzy.

– W porządku, ślicznotko?

Nienawidzę tego, że uwielbiam, gdy mnie tak nazywa.

Nadal zamroczona, wypalam głupio:

– Ładnie pachniesz.

Oklaski, proszę. Brawo.

Przyciska mnie do piersi. Jest innej postury niż Nik – szczuplejszy, ale prawnie równie wysoki, a także dobrze zbudowany. Ma smukłe ciało pływaka, a przy tym szerokie bary. Gdy czuję jego mięśnie, moja wagina zaczyna tańczyć. Rozczochrane blond włosy wyglądają na idealnie ułożone, choć przeczesuje je dłonią co jakieś pięć minut. W smokingu i muszce prezentuje się szokująco przystojnie. W ciepłych brązowych oczach dostrzegam iskierki rozbawienia.

– Tak? – odpowiada cichym, chrapliwym głosem, a potem pochyla się, zanurzając nos w moich włosach. Zaciąga się zapachem. – Cóż, muszę przyznać, że ty też, ślicznotko.

Prostuję się szybko i warczę:

– Boże, czemu jesteś takim dupkiem?!

Znikam, zanim będzie miał szansę odpowiedzieć.

To było niestosowne.

Zamknij się, mózgu.

Wesele powoli się kończy, a ludzie rozchodzą. Jest druga w nocy.

Siedzę przy barze i flirtuję z Szeryfem, który szybko się przede mną otworzył.

Łatwo się z nim rozmawia, jest zabawny oraz atrakcyjny. Przez chwilę zastanawiam się, dlaczego nigdy wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi.

A potem przyglądam mu się uważniej. To wysoki, muskularny, brązowooki blondyn.

Duch.

Wygląda jak Duch. Właśnie dlatego.

A ja nie chcę imitacji Ducha. Miałam go prawdziwego, dzięki czemu wiem, jaki jest dobry. Nie da się go podrobić.

Stefan ujmuje moją dłoń.

– Wybacz, Nat. Muszę posprzątać. Wspaniale mi się z tobą rozmawiało. Mam nadzieję, że powtórzymy to w sobotę. – Całuje mnie w rękę, a ja delikatnie się do niego uśmiecham.

– Ja też. Nie udawaj nieznajomego, Szeryfie.

Zamierzam wstać, lecz ktoś nagle obejmuje mnie w talii. Kiedy unoszę wzrok, widzę Ducha spoglądającego na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Rozwiązana mucha wisi mu przy kołnierzyku.

Sexy.

– Tańczymy. Już – rozkazuje.

A potem obejmuje mnie mocniej i zaciąga na parkiet. Znajdujemy się na nim tylko my dwoje. Zarzuca sobie moje ręce na szyję, po czym przysuwa się bliżej. Jedną dłoń kładzie na moich plecach, a drugą niemal na tyłku.

Nie jestem pewna, co robić, więc reaguję w najlepiej znany mi sposób. Gniewem.

– Co z tobą jest nie tak? – syczę.

Mruga. Marszczy brwi, a oczy mu błyszczą.

– Ze mną? Co jest, kurwa, nie tak z tobą?

Auć.

Nie lubię, gdy jest na mnie zły. Co tym razem zrobiłam?

– Ze mną wszystko jest w porządku. Bawię się. – Przewracam oczami, wzdychając. – Będziemy się tak zachowywać za każdym razem?

Duch przestaje się kołysać. Odpowiada ostro:

– To nie ja się tak zachowuję, Nat. To ty. Odkąd… Jesteś dziesięć razy wredniejsza niż zwykle. Dlaczego nie rozumiesz – pochyla się, po czym szepcze: – że to coś dla mnie znaczyło? Sprawiło, że mam ochotę poskromić twoją wewnętrzną bestię. Oprzeć cię o stół i zniewolić, bo to na ciebie działa. – Przesuwa wargami po moim uchu. – Zmieniasz się z tygrysa w mruczącego kociaka. A mnie się taka podobasz. Zresztą, podobasz mi się w każdej odsłonie, ślicznotko. Myślisz, że odstraszysz mnie tym wrednym zachowaniem? Nic z tego. W ten sposób jedynie jeszcze bardziej mnie podniecasz.

Odsuwam się, patrzę mu w oczy, po czym chrypię:

– Sądzę, że powinniśmy się unikać.

Potrząsa powoli głową, uśmiechając się krzywo.

– A ja sądzę, że powinniśmy się pieprzyć. Dzisiaj.

Żołądek mi się zaciska, a w majtkach robi się mokro na samą myśl, że mogłabym znów zrobić to z Duchem.

Uciekaj od niego, idiotko!

Opuszczam głowę i potrząsam nią.

– Nie – szepczę. – To był błąd. Nigdy więcej się nie powtórzy. Muszę iść. Proszę, zostaw mnie w spokoju.

Duch się spina.

– Jeśli właśnie tego chcesz, ślicznotko – odpowiada cicho.

Gdy patrzę mu w oczy, zamieram. Nie wygląda na zdenerwowanego. Raczej na zranionego oraz zrezygnowanego.

Nie rozumiem.

Serce mi się ściska.

– Proszę. Nie pasujemy do siebie. Musimy zacząć się unikać.

Marszczy brwi, kiwając głową. Puszcza mnie, po czym odchodzi.

A ja czuję się samotna i zgorzkniała.

Dlaczego to zrobiłam?

Bo w przeciwnym razie zakochałabyś się w nieodpowiednim mężczyźnie, który i tak by cię zostawił.

Ano tak.

Dzięki, mózgu.

Rozdział 1Mam beznadziejnych sąsiadów

Siedem miesięcy później…

Tatiana mocno ciągnie mnie za włosy.

Au!

Krzywię się z bólu, odciągam jej chciwe łapki i łagodnie ją upominam:

– Hej, brzoskwinko, to włosy teti Nat. Jeśli chcesz mieć swoje, będziesz musiała je sobie wyhodować. – Teta to po chorwacku ciocia. Tina nalega, żebyśmy używały tego słowa.

Mała uśmiecha się, po czym podskakuje w moich ramionach. Mimowolnie odwzajemniam uśmiech.

Jest tak cholernie urocza.

Ma trzy miesiące. Cała nasza ósemka była obecna przy jej narodzinach. Naprawdę trudno nas rozdzielić…

Tatiana jest podobna do Tiny, gdy była niemowlakiem; pulchniutka oraz urocza jak diabli. Jedyna różnica jest taka, że moja kochana dziewczynka ma piwne oczy po tacie, a nie zielone po mamie. Tina jest przeszczęśliwa z tego powodu, ponieważ uwielbia kolor oczu Nika.

Idę do magazynu. Pukam przed wejściem. Tina siedzi za biurkiem, przeglądając papiery. Uśmiecha się, gdy wchodzimy.

– Cześć, ślicznotko – grucha do swojej córeczki. – Bardzo dokuczasz teti Nat? Znowu jesz jej włosy? Moja mała łobuziara. – Odbiera ode mnie Tatianę i sadza ją sobie na kolanach. Uśmiech znika z jej twarzy, gdy na mnie patrzy. – Wszystko w porządku?

Nie.

Za każdym razem, gdy znajduję się w pobliżu Tatiany, boli mnie serce. Nigdy nie będę miała dzieci. Obserwowanie Tiny i Tats sprawia mi tyle samo smutku, co radości.

W ubiegłym roku w trakcie rutynowej wizyty u lekarza dowiedziałam się, że cierpię na zespół policystycznych jajników. Mam torbiele na macicy oraz jajnikach. Jakieś osiemdziesiąt na każdym.

To dużo.

Lekarz poradził mi, bym liczyła się z tym, że mogę nigdy nie mieć dzieci. Moje jajniki i macica są bowiem zbyt pobrużdżone, za bardzo zniszczone, żebym mogła zajść w ciążę.

Zmuszam się do szerokiego uśmiechu.

– Oczywiście. Trochę się tylko denerwuję przeprowadzką, to wszystko.

Tina odwzajemnia uśmiech.

– Nic się nie martw, poprosiłam dziewczyny o pomoc. Chłopaki, co prawda, zaoferowali wsparcie, ale powiedziałam im, że to babski wieczór.

Westchnęłam.

– Co ja bym bez ciebie zrobiła?

Podrapała się po nosie, po czym przechyliła głowę.

– Musiałabyś kupować babeczki. – Mrugnęła. – Właśnie to.

Zaśmiałyśmy się obie.

Babeczki Tiny wymiatają. W zasadzie wszystkie jej wypieki smakują nieziemsko.

Jest właścicielką butiku Safira. To sklep z ciuchami, ale mamy też akcesoria oraz bieliznę. Mimi, Lola i ja pracujemy w nim razem z Tiną. Dokładnie po drugiej stronie ulicy znajduje się Biały Królik, w którym pracują chłopaki. Jesteśmy ze sobą dość blisko, przez co nie tak łatwo unikać Ducha.

Przez siedem miesięcy udawało mi się trzymać od niego z daleka. W tym czasie nasz kontakt ograniczał się głównie do wymiany pozdrowień. Co dziwne, tęsknię za jego głupimi, irytującymi komentarzami, a także za tym, że nazywał mnie ślicznotką. Nie ma z kolei nic dziwnego w tym, iż pragnę złego faceta.

Ale czy nie tak właśnie jest na świecie?

Każda dziewczyna chce złego faceta, dobrego jedynie dla niej.

Wszystkie liczymy, że poskromimy dziką bestię. A Duch jest dziki jak cholera. Nieprzewidywalny, ponury, beznamiętny. Równie dobrze mógłby być dzikim zwierzęciem. Nigdy nie słyszałam nawet, żeby się śmiał.

W moich fantazjach natomiast to kochający, dominujący, zabawny mężczyzna. Ale taki Duch nie istnieje. Żyje tylko w mojej głowie.

Doskonale pamiętam wspólnie spędzoną noc i nasz szalony, pozbawiony zahamowań seks.

Te wspomnienia mnie wręcz prześladują.

Każdej. Cholernej. Nocy.

Czuję napięcie w brzuchu oraz rumienię się za każdym razem, gdy o tym myślę.

Tina przywołuje mnie z powrotem na ziemię, machając mi rękami przed twarzą.

– Haaaaalooo?! Jest tam kto? – woła.

Krzywię się, po czym szturcham ją lekko w żebra. Chichocze. Moja przyjaciółka jest głuptasem, ale to czyni ją tylko jeszcze bardziej uroczą. Nieustannie się rozśmieszamy. Na tym właśnie opiera się nasza przyjaźń.

Wzdycham.

– Proszę, powiedz mi, że coś upiekłaś.

Przestaje się uśmiechać, więc już znam odpowiedź. Tina ma serce na dłoni. Uwielbiam ją za to.

– Och, złotko, obiecuję, że wkrótce upiekę. Po prostu z Tatianą, Ceecee oraz domem na głowie jestem taka zabiegana! – Brzmi na spanikowaną.

Śmieję się cicho i zapewniam ją:

– Skarbie, tylko żartowałam! Ten dzień nie jest jeszcze taki zły, żeby trzeba było ratować go babeczkami.

Nie wygląda na do końca przekonaną.

– Jutro – obiecuje. – Zrobię babeczki.

Hurra! Pycha!

Spoglądam na zegar ścienny. Piętnasta dwadzieścia cztery. Za kilka godzin zamieszkam w nowym domu.

Szaleństwo.

Ciężarówka firmy przeprowadzkowej już się pojawiła i wszystkie znosimy pudła do mojego nowego, wspaniałego mieszkania. Nie bardzo mnie na nie stać, ale ochrona tego nowego miejsca robi wrażenie! Jest kod do drzwi wejściowych, a także inny do windy. Każde mieszkanie ma specjalny system zabezpieczeń, a części wspólne są monitorowane. Z radością zapłacę dodatkowe pięćdziesiąt dolarów miesięcznie, by czuć się bezpiecznie w swoim domu.

Zgodnie z obietnicą panowie od przeprowadzek pomagają nam z meblami. Gdy wszystkie ciężkie przedmioty są już w środku, zabieramy się z dziewczynami do pracy. Lola, Mimi i Tina otwierają pudła, po czym zaczynają krążyć po pomieszczeniach.

Aby kobieta mogła rozpakować się w nowym mieszkaniu, potrzebuje do pomocy dziewczyn. Właśnie dlatego, że wszystkie wiedzą, gdzie co położyć.

W czwórkę udaje nam się skończyć w dwie godziny.

Lola znika na chwilę, a potem wraca z szampanem. Nie jakimś tanim, ale z Dom Perignon.

Za sześć stów! Niech mnie licho!

Pewnie to sprawka Nika. Boże, kocham tego faceta.

Patrzę na Tinę, uśmiechając się szeroko.

– Kocham twojego męża.

W odpowiedzi wzrusza ramionami.

Wiwatujemy, gdy Mimi otwiera butelkę. Nalewa alkohol do kieliszków i wszystkie pijemy z entuzjazmem, oprócz Tiny, która upija jedynie łyczek, bo karmi piersią.

Na koniec dziewczyny przytulają mnie oraz całują. Dziękuję im za pomoc, a potem macham na pożegnanie. Zamykam drzwi i opieram o nie czoło.

W końcu sama.

Uwielbiam swoich przyjaciół, ale cenię też czas spędzany w samotności.

Odwracam się od drzwi, po czym skanuję wzrokiem nowo urządzone mieszkanie. Uśmiecham się.

Wygląda cudownie!

Nie dodałam tu zbyt wiele. To, co miałam, razem z nowo zakupionymi rzeczami, wystarczyło, by całość wyglądała elegancko i szykownie. Tina oddała mi swoją starą kanapę, która jest tak cholernie wygodna, że nie mogę siadać na niej przed wyjściem, jeśli nie chcę się rozmyślić, a potem zasnąć przed telewizorem. Przekazała mi też niektóre rzeczy z naszego starego mieszkania, bo Nik urządził już swoje.

Nieduże, lecz przestronne to moje lokum. Tylko sypialnia oraz łazienka zostały wydzielone.

Uwielbiam je.

Kuchnia była remontowana w zeszłym roku. Mam kozacki, marmuropodobny blat, a do tego nowe, drewniane szafki na naczynia, a także dwukomorowy zlew i lśniące krany. Salon wydaje się odrobinę za mały, żeby zmieścić w nim sześćdziesięciocalowy telewizor, który kupiłam. Panowie od przeprowadzek byli na tyle uprzejmi, że pomogli go wnieść i zamontować. Uwielbiam oglądać telewizję. Nic nie sprawia mi takiej radości, jak zwinięcie się na kanapie oraz obejrzenie filmu.

Okej, możecie nazwać mnie aspołeczną.

Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam wychodzić z domu. W weekendy. Jeśli następnego dnia muszę pracować (a zdarza się to niemal codziennie), nie ma mowy, żeby wyciągnąć mnie z łóżka wcześniej. Tina nazywa mnie zombiakiem. Nie myli się. Kiedy już zasnę, śpię kamiennym snem. Nic nie słyszę, nic nie widzę. Tylko gdy ktoś mną potrząśnie, oprzytomnieję. Nieznacznie. W każdym razie, o ile znajdzie się ktoś na tyle głupi, żeby to zrobić.

Wzdycham, odrywając się od drzwi. Idę do swojej również świeżo wyremontowanej i nieskazitelnie czystej łazienki, po czym wchodzę do kabiny prysznicowej, pozwalając, by gorąca woda zmyła ze mnie wszelkie negatywne uczucia.

Czas na wyciszenie.

Szoruję się niemal do czerwoności, a później zakręcam kran, wychodzę i owijam włosy ręcznikiem. Nawilżam twarz, idę naga do pokoju, zakładam piżamę oraz jedwabne majtki, po czym zmierzam przed telewizor.

Moja piżamka jest niesamowicie wygodna. Dość niechlujna, ale kiedy jesteś singielką, komfort stawiasz na pierwszym miejscu. Czarna koszulka na ramiączkach kończy się tuż nad pępkiem, a czerwone spodenki z Myszką Minnie i kapcie z tym samym motywem dopełniają mój strój.

Widzicie?

Cholernie niechlujnie.

Ale, jeśli chodzi o bieliznę, lubię się rozpieszczać, nawet jeżeli nikt jej nie ogląda. Dzięki temu czuję się seksownie.

Czeszę włosy, wyciągam z zamrażarki lody o smaku truskawkowego sernika, chwytam łyżkę i padam na kanapę. Włączam telewizor. Trafiam na film dla nastolatek z lat osiemdziesiątych, z czego bardzo się cieszę.

Jej!

Uwielbiam filmy dla nastolatek z tego okresu! Tyle w nich gniewu i rozgoryczenia! Zupełnie jak u mnie!

Z łezką w oku wspominam nastoletnie czasy. Zero problemów. Tak naprawdę jedynym zmartwieniem było to, w kim zabujasz się w tym tygodniu. I liceum. I ostatnie krzyki mody. I pryszcze. I hormony.

Wiecie co, cofam to.

Nie chciałabym wrócić do tamtych czasów.

Z uwagą śledzę film, gdy nagle rozlega się głuchy łomot, a potem słyszę kobiecy chichot. Mrugam, po czym uśmiecham się krzywo.

Mój sąsiad najwyraźniej miał dzisiaj szczęście.

Po dziesięciu minutach coś znów uderza głośno w ścianę za telewizorem. Sprzęt kołysze się, a ja nagle zaczynam się martwić, że mój telewizor za dwa tysiące dolarów spadnie ze ściany i się rozbije.

Kolejne uderzenie, a po nim długi kobiecy jęk.

O kurde. Serio?

Przy mojej cholernej ścianie?

Odpuść im, po prostu dobrze się bawią.

I psują mi film, do diabła!

Po kolejnych pięciu minutach walenia w ścianę mam dość. Wyłączam telewizor i idę do łóżka. Gdy już leżę, wzdycham radośnie.

Uwielbiam spać!

Przykrywam się aż po brodę, po czym oddycham głęboko. W pewnym momencie słyszę stłumiony kobiecy krzyk:

– O BOŻE! TAK! TAK! Taaaaaaaak!

A potem zapada cisza.

Cóż, to było zabawne.

Przynajmniej ktoś dzisiaj zaliczył.

Touché, mózgu.

Zakopuję się pod kołdrą, a potem zapadam w sen.

– O Boże. Tak. Tak, kotku! Tak!

Co, do diabła?

Unoszę powieki. Natychmiast wiem, że coś jest nie w porządku.

To jeszcze nie ranek, więc dlaczego się obudziłam?

Patrzę na budzik. Dwudziesta czwarta trzydzieści siedem.

– Mocniej, kotku! Tak! Oooooooch, Boże! Tak! – Wrócił cholerny wyjec zza ściany.

Głupi sąsiedzi.

Zakrywam głowę poduszką, jęcząc.

– O, tak! Pieprz mnie! Głębiej!

Zastrzelcie mnie po prostu, dobra?

– Tak! Tak! Taaaaaaak! – I cisza.

Nasłuchuję przez chwilę, ale nic nie słyszę. Szybko zasypiam.

– Och, Boże! Właśnie tak, kotku! Tak! O mój Boże! Tak!

Jaja sobie robicie?

Zerkam na zegarek. Pierwsza czterdzieści pięć.

Gotuję się ze złości.

Wyrwanie mnie ze snu raz jest wystarczająco złe, ale dwa razy?! Pocieram twarz dłonią.

Och, dobry Boże, daj mi siłę!

Muszę się naprawdę kontrolować, żeby nie wpaść do tamtego mieszkania i nie przemówić im do rozsądku.

– Proszę, kotku! Dalej! Tak! Tak! Och, Boże, tak!

Co za samolubna kobieta. Doszła już tej nocy przynajmniej trzy razy.

Zostaw coś dla innych, paniusiu.

– Kotku, proszę! Tak! Tak! Taaaaak! – I cisza.

Dzięki Bogu!

Okrywam się szczelniej kołdrą i wzdycham. Gdy już prawie zasypiam, zaczyna się.

ŁUP-ŁUP-ŁUP.

Patrzę gniewnie w sufit.

No, bez żartów!

ŁUP-ŁUP-ŁUP.

Kim jest ten koleś? Cholernym cyborgiem?!

ŁUP-ŁUP-ŁUP.

Zaczynam cicho łkać w poduszkę. Kocham sen tak mocno, że będę płakać z powodu jego utraty.

A potem gapiąc się w sufit, gotuję się ze złości.

Powieki mi drgają.

Zerkam na zegarek. Druga pięćdziesiąt siedem.

Minęły już cztery godziny. Na przemian płakałam, klęłam oraz się modliłam. Nic nie pomaga. Zaciskam zęby.

Mam beznadziejnych sąsiadów!

Już ich nienawidzę. Nie wyślę im nawet życzeń na święta. Nigdy.

– Och, Boże! Tak, kotku! Mocniej, kotku! Och! Och! Och!

Powieki znów mi drgają. Od długiego patrzenia w sufit aż pieką mnie oczy.

Nie mogę spać w takich warunkach!

Zadzwoń na policję.

Nie, to by trwało zbyt długo. A ja potrzebuję snu natychmiast!

– Tak! Kooootkuuuu! Taaaaaaak!

WYSTARCZY!

Mam dość!

Odrzucam kołdrę. Wpadam do łazienki, gdzie wiążę włosy w niechlujny kok na czubku głowy. Maszeruję korytarzem, walę w drzwi sąsiadów i czekam.

Ktoś odblokowuje zamek, po czym drzwi się otwierają. Staje przede mną niska, ale bardzo ładna, szczupła blondynka o niebieskich oczach, która ma na sobie jedynie męską koszulę. Uśmiecha się przyjaźnie.

Krzywię się i mówię:

– Wybaczcie, że przeszkadzam w tym festiwalu miłości, ale jest trzecia w nocy, do cholery, a ja muszę rano wstać do pracy.

Spogląda na mnie ze skruchą. Już otwiera usta, by się odezwać, gdy z korytarza dobiega męski głos:

– Przepraszam panią. – W słabym świetle nie widzę gościa wyraźnie, bo pochyla głowę, zapinając guziki koszuli w drodze do drzwi. – To się więcej nie powtórzy – obiecuje, po czym unosi głowę.

Serce podchodzi mi do gardła.

Wzdrygam się, a następnie zamieram.

– Duch? – szepczę.

Wygląda na zaskoczonego.

– Nat, co ty tutaj robisz? – wydusza.

Odwracam wzrok, po czym odpowiadam cicho:

– Ja… mieszkam obok. – Chrząkam i robię swoją słynną wredną minę. – Bądźcie trochę ciszej, z łaski swojej. – Odwracam się, by odejść.

Duch jednak zatrzymuje mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.

– Nat, zaczekaj.

Wyrywam się, sycząc:

– Jestem zmęczona. Nie mam ochoty na pogaduszki, do cholery. Chcę tylko spać. Więc, na litość boską, rżnij ją ciszej.

Odwracam się na pięcie, a następnie gnam do swojego mieszkania.

Cóż, to było zabawne.

Muszę uspokoić oddech.

Okej, nie spodziewałam się zobaczyć Ducha z inną kobietą. Okazało się, że to widok o wiele bardziej bolesny, niż chciałabym przyznać. Czuję przenikliwy ból w piersi. Pocieram ją delikatnie.

Nagle słyszę stłumiony głos Ducha:

– Tasha, chyba powinnaś już iść.

Podchodzę do ściany z szeroko otwartymi oczami.

– Pewnie, kochasiu. Wybacz. Trochę się zapomniałam. Kto to był, tak w ogóle?

– Nikt.

Au.

To cholernie boli.

Gardło mi się zaciska, a oczy zachodzą mgłą. Idę do łóżka, by schować się pod kołdrą.

A potem robię coś, czego jeszcze nigdy nie robiłam z powodu mężczyzny.

Płaczę.

Tasha wychodzi z mieszkania, a ja opieram się o drzwi, zastanawiając nad zaistniałą sytuacją.

Co się właśnie stało?

Pieprzyliśmy się z Tashą. Dość głośno. Ale dobrze się bawiliśmy. A potem znikąd zmaterializowała się moja fantazja. W moim mieszkaniu. Kiedy pieprzyłem inną kobietę.

Niedobrze.

Kłuje mnie w piersi.

Co ci zależy? Ona ma cię gdzieś.

Tak… z pewnością. Chociaż, jak mnie rozpoznała, nie wyglądała na szczęśliwą.

Nie. Nat nic nie czuje. Nigdy.

Tak. Na pewno. Nie spotkałem drugiej takiej kobiety. To skończona suka.

Niech to licho, ale zdecydowanie jest seksowna.

Czyż nie?

Nawet w śmiesznej piżamie z myszą oraz kapciach wyglądała gorąco, przez co natychmiast przeszła mi ochota na Tashę. Nat nie miała na sobie nawet grama makijażu, a jej rude włosy związane na czubku głowy wyglądały głupio. Była ubrana tylko w kusą koszulkę. Żadnego stanika.

Seksownie.

Nie wiem, dlaczego czułem potrzebę, by wytłumaczyć jej, że tylko pieprzyłem się z Tashą. Związki nie są dla mnie. Ludzie w końcu zamieszkują ze sobą. Śpią w jednym łóżku. Nie mogę do tego dopuścić.

Mam koszmary. Cóż, w zasadzie to wspomnienia.

Wspomnienia ojca, matki, dzieciństwa, bólu i krzywdy. Tego wszystkiego, co wiązało się z dorastaniem w moim domu.

Gdy zamieszkałem z rodziną Nika i Maksa, wiedziałem, że coś jest nie w porządku. Przez długi czas patrzyli na mnie ze współczuciem. Nigdy nie wybudzałem się z koszmarów. Pewnej nocy matka Nika, Cecilia, próbowała mnie jednak przytulić, kiedy się rzucałem. Zaatakowałem ją, dzięki czemu dowiedziałem się, do czego byłem zdolny. Uderzyłem Cecilię w twarz. Popłakałem się ze zmartwienia, że ojciec Nika mnie wykopie. Nie mogłem przecież wrócić do domu. Ale Ilia okazał się dla mnie lepszym ojcem niż mój. Był dobrym człowiekiem, choć jeśli wszedłeś mu w drogę, było po tobie.

Planowałem zabić swojego ojca. Ilia obiecał, że zajmie się tym dla mnie, jeżeli naprawdę tego chcę. Należał bowiem do rosyjskiego gangu o nazwie Chaos. Traktował mnie jak swojego syna, więc kiedy po jego śmierci Nik został zrekrutowany, Max i ja też do niego dołączyliśmy. Byłem mu to winny.

Nigdy nie wiedziałem, jak to jest mieć rodzinę, dopóki Nik się ze mną nie zaprzyjaźnił. Wcześniej nie miałem nawet żadnego przyjaciela. Wstawił się za mną, jeszcze zanim w ogóle mnie poznał. W liceum zaczepiali mnie, bo chodziłem w podartych albo brudnych ubraniach. Pewnego dnia Nik podszedł do mnie w takiej sytuacji, pytając, czy potrzebuję pomocy. Nigdy się nie dowie, jak wiele znaczył dla mnie ten gest. Od tej pory włóczyłem się za nim, lecz byłem zdziwiony, że mi na to pozwolił. W liceum wszyscy chcieli przyjaźnić się z Nikiem, ale on był wybredny. Gdy poznałem jego ojca, zrozumiałem, dlaczego przyjaźnił się wyłącznie z ludźmi, przy których mógł być sobą.

Potem Ilia zaproponował, bym spał u nich, kiedy w domu nie będę czuł się bezpiecznie. Czyli zawsze. Tym sposobem przyszedłem do nich pewnego dnia i już zostałem. Miałem nawet własny pokój. Cecilia, do której mówię mamo, następnego dnia kupiła mi mnóstwo ubrań oraz trzy pary butów.

Nie wiedziałem nawet, że ludzie mogą mieć tyle butów. Miałem tylko jedną, rozpadającą się parę.

Od tamtego dnia Nik zaczął przedstawiać mnie jako swojego brata. A ja naprawdę uważałem Nika i Maksa za swoich braci.

Pewnego razu na WF-ie Nik zobaczył moje blizny i siniaki. Zapytał mnie o nie, ale uciekłem. Przez tydzień nie pojawiałem się w domu. Kiedy w końcu wróciłem, mama płakała z ulgi. Wcześniej nikt się o mnie nie martwił. Dała mi szlaban i powiedziała, żebym więcej jej tak nie straszył.

Uśmiecham się na to wspomnienie. Przyjąłem karę bez słowa sprzeciwu. Łzy miłości płynące po twarzy mamy były warte tygodnia prac domowych.

Mama lubi Nat. Kazała mi wyciągnąć kij z tyłka, a potem się z nią umówić.

Tak.

Szczerze mówiąc, wolałbym, żeby mrówki ogniowe gryzły mnie po jajach.

A więc jędza została moją nową sąsiadką.

Niech mnie licho.

Uśmiecham się krzywo.

Przynajmniej będzie na co popatrzeć.

Rozdział 2Przyjaźń z Duchem

Chwilę po dziewiątej docieram do pracy.

Nieprzespana noc wszystko utrudnia. Słyszałam budzik, ale moje ciało zareagowało instynktownie. Włączyłam drzemkę.

Cztery razy.

W końcu zwlekłam się z łóżka. Nie pamiętam jednak, jak brałam prysznic. Strasznie zaspana jakimś cudem włożyłam całkiem przyzwoity strój i dojechałam do pracy. Gdy wchodzę do butiku, Mimi patrzy na mnie zza lady. Otwiera szeroko oczy.

– Wow. Wyglądasz okropnie.

Pokazuję jej środkowy palec, a ona chichocze.

– Zebranie – wrzeszczę.

Tina z Lolą i Mimi nieco zaniepokojone podchodzą do mnie.

O, laski. Nie macie pojęcia.

– Och, złotko – mówi łagodnie Tina. – Wyglądasz na chorą. Wszystko w porządku?

– Nie – odpowiadam. – Nie jest w porządku.

Lola zmartwiona kładzie mi dłoń na ramieniu.

– O co chodzi, Nat? – pyta.

Ślinka napływa mi do ust, gdyż widzę za ladą czekoladowo-orzechowe babeczki Tiny. Chwytam jedną, rozpakowuję, po czym wpycham sobie w całości do ust. Z rozkoszy zamykam oczy i jęczę.

Mam pełne usta, więc odpowiadam nieco niewyraźnie:

– Miałam w nocy przeprawę z sąsiadami.

Mimi uśmiecha się krzywo.

– Już pakujesz się w kłopoty? Kochana, zaczekaj chociaż tydzień.

– Jakiego rodzaju przeprawę? – dopytuje Tina.

Lola otwiera szeroko oczy.

– O nie – szepcze. – A potem zgaduje: – Głośny seks?

Przełykam ciasto, strzelam do Loli z niewidzialnej broni, a potem wołam:

– Bingo!

– Och, kochanie. A ty przecież kochasz spać! – współczuje mi Tina. – Do bani!

Pocieram twarz dłonią.

– Nie macie pojęcia. Trzy razy mnie budzili. O trzeciej nad ranem postanowiłam w końcu tam pójść. Otworzyła mi ślicznotka, która wyglądała całkiem miło. Miała właśnie przepraszać, gdy pojawił się jej facet.

Lola krzywi się.

– Dupek. Jest dupkiem, prawda?

Pochylam głowę, chichocząc.

– Nawet nie wiesz jakim. Sęk w tym, że znamy tego dupka.

Mimi marszczy brwi.

– Kto to?

– Właśnie, kto? – dołącza się Tina.

Cofam się o krok, kładę dłonie na biodrach, po czym chrząkam.

– Moim nowym sąsiadem jest Duch.

Wszystkie trzy sapią głośno, a Lola zakrywa usta dłońmi. Powoli kiwam głową.

Właśnie tak, koleżanki.

– Co… on… jak? – mamrocze Tina.

Mimi nie potrafi nad sobą zapanować. Wybucha śmiechem. Usta Loli drgają. No dobra, czemu ja się w ogóle z nimi przyjaźnię?

Tina z Nikiem dowiedzieli się o mnie oraz Duchu, bo przypadkiem podsłuchali nas, kiedy zabawialiśmy się w salce konferencyjnej. Mimi i Loli powiedziałam o tym pewnego dnia w pracy, gdy wypytywały, dlaczego już nie rozmawiam z Duchem. Nie przepadam za tajemnicami. Wolę być z ludźmi szczera. Niektórzy mówią, że bywam wręcz brutalnie szczera. Ale nie potrafię tego zmienić.

– Do bani, skarbie – mówi cicho Lola.

Mimi chichocze.

– Tak, lipa. Wybacz.

Patrzę na nią spod byka.

– Nie brzmisz, jakby ci było przykro, małpo. – Śmieje się jeszcze głośniej, a ja z całych sił próbuję zachować powagę. Mimi przypomina mi moje siostry. To wspaniałe, bo za nimi tęsknię, a dzięki niej czuję się jak w domu.

Tina przytula mnie, szepcząc:

– Och, złotko. Przykro mi. To musiało być dla ciebie trudne.

– Nie – kłamię. – Nie było. Naprawdę bym się ucieszyła, gdybym nie musiała go już oglądać. Unikanie tego faceta to najlepsze wyjście.

– Dlaczego musisz go unikać, skoro ci to nie przeszkadza? – pyta cicho Mimi.

Dziewczyny gapią się na mnie przez dobrych trzydzieści sekund, nim wyznaję cicho:

– Powiedział jej, że jestem nikim.

Mimi marszczy brwi, Lola wzdycha, a Tina powoli kręci głową.

Kontynuuję szeptem:

– To boli. Naprawdę boli. Może nawet doprowadziło mnie do łez.

Tina mruga zaskoczona.

– Ale ty nigdy nie płaczesz.

– No właśnie – odpowiadam z poirytowaniem. – Winię za to brak snu.

– Albo może naprawdę ci zależy – mówi łagodnie Mimi.

Lola kiwa głową na znak zgody.

Wzdycham, po czym przeczesuję włosy dłonią.

– Nie chcę, żeby mi zależało! Boże, dlaczego tak się dzieje? Duch potrzebuje kogoś takiego jak Tina. Kogoś, kto się o niego zatroszczy, kogoś uroczego oraz delikatnego. A ja jestem… jestem… nawet sama nie wiem jaka!

Czuję frustrację.

– Czemu się z kimś nie umówisz? – sugeruje Lola.

Unoszę brwi. To niezły pomysł.

Zrób to.

Opieram brodę na pięści i zamieram w tej pozycji.

Taki ze mnie Myśliciel.

Tina chichocze.

– Nie wszystkie problemy da się rozwiązać za pomocą randek.

Mimi dodaje:

– Ale z pewnością ci to nie zaszkodzi.

Obie mają rację.

– Już od dawna z nikim się nie umawiałam. Jak dla mnie to dobry pomysł. – Uśmiecham się, a po chwili mówię: – Co ja bym bez was zrobiła? Grupowy uścisk! – Kiedy podchodzą bliżej, mocno je ściskam.

Kocham swoje dziewczyny.

Nadchodzi sobotni wieczór, a ja jestem podekscytowana.

Nie mogę się doczekać, aż pójdę do klubu, by znaleźć sobie faceta!

Wcześniej szykowałyśmy się u Tiny, co sprowadzało się do tego, że wspólnie trajkotałyśmy o wszystkim i niczym. Teraz jednak miała Tatianę, więc nie możemy już robić tego u niej. Zaproponowałam zatem własne mieszkanie.

Ducha nie będzie. Pracę w klubie zaczyna bowiem około dziewiętnastej.

Patrzę na zegarek. Zbliża się dwudziesta pierwsza.

Idealnie!

Mimi z Lolą pojawiają się kilka minut później i wspólnie przygotowujemy się do wyjścia. Tina będzie czekała na nas na miejscu.