Miłosna rozgrywka (t.9) - Kristen Ashley - ebook + audiobook
BESTSELLER

Miłosna rozgrywka (t.9) ebook

Kristen Ashley

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Shirleen Jackson to prawdziwa Rock Chick – twarda, nieustraszona, lojalna i dobra. Ma jednak za sobą bolesną przeszłość, która zamknęła jej serce na miłość. Shirleen przyrzekła sobie, że już nigdy nie pokocha żadnego mężczyzny. Skupi się na swoich przyjaciołach, pracy w Nightingale Inve­stigations i dwóch adoptowanych synach.

Spotkanie, niezupełnie przypadkowe, z intrygującym i diabelnie przystojnym Mosesem Richardsonem wystawia na próbę te postanowienia. Mężczyzna ma jednak przed sobą trudne zadanie – musi nie tylko przekonać Shirleen, że ta zasługuje na miłość, ale też zdobyć zaufanie jej przyjaciół i synów.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 236

Oceny
4,5 (540 ocen)
362
99
54
23
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Nikus05

Całkiem niezła

Uwielbiam zarówno autorkę jak i całą serię. Nie mogłam się doczekać najnowszej książki. Niestety mnie akurat rozczarowała, jakby pisana na siłę żeby tylko napisać. W porównaniu z poprzednimi częściami tutaj nie dzieje się nic.
carrieweg

Całkiem niezła

Uwielbiam KA ale to jej najsłabsza książka. Dwa razy krótsza, bez wątku kryminalnego, a Moses jest tak przesłodzony, że aż żeby bolą. Tak na prawdę nie poznajemy jego rodziny, ani pracy, a jego teksty miejscami ocierają się o rasizm. Nie czułam chemii między bohaterami, nic że sobą nie przeżyli, nawet chwile intymne były nudne. Jedyny plus to relacja Shirleen z jej chłopakami.
30
Jolek27

Z braku laku…

Poprzednie tomy uwielbiam za humor, za akcje za to jak wciągały, niestety w tej chyba zabrakło pomysłu autorce. Mega słaba.
10
Akdanreb

Dobrze spędzony czas

Oczekiwałam książki podobnej do wczesniejszych z tej serii. Niestety nie spełniła moich oczekiwań. Jest w niej o wiele mniej historii innych osób, praktycznie nie ma wcale rzadnych przygód, absolutnie zero spraw do rozwiazania jak to się działo wcześniej. Jestem rozczarowana, a szkoda...
10
AgnieszkaR-W

Nie oderwiesz się od lektury

Wow!!! 😁 Rewelacja, chociaż w tej książce mało akcji z cyklu rokowe łaski wpadają w kłopoty, ale książka i tak jest niesamowita!
10

Popularność




Tytuł oryginału: Rock Chick Reborn

Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/Panczakiewicz Art.Design

Redakcja: Barbara Milanowska/Lingventa

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Aleksandra Zok-Smoła/Lingventa, Katarzyna Szajowska

– fragment –

Zdjęcia na okładce:

© Roman Samborskyi/Shutterstock

© ITALO/Shutterstock

© LightFieldStudios/iStock

© 2018 by Kristen Ashley

All rights reserved.

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022

© for the Polish translation by Agnieszka Lipska-Nakoniecznik

ISBN 978-83-287-2342-9

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2022

Tę powieść chcę zadedykować Malii Anderson, której entuzjazm zainspirował mnie do napisania historii dla postaci, która zawsze na nią zasługiwała, choć nie sądziłam, że ją otrzyma.

Dedykuję ją także Kristin i Brandonowi Harrisom.

Myślę, że kiedy tylko Kristin ją przeczyta, będzie wiedziała dlaczego.

Rozdział pierwszy Twoja uwaga

– Kurczak i gofry.

– Chłopie, zwariowałeś? Żadna laska nie będzie chciała, żebyś potraktował ją kurczakiem z goframi.

– Właśnie że zrobię dla niej kurczaka z goframi. Każdy lubi kurczaka i gofry.

– Tak, i twoja dziwka też pewnie je lubi. Cały gips w tym, że za nic nie będzie chciała, żebyś ty dowiedział się, że ona to lubi albo że w ogóle lubi jakiekolwiek żarcie.

Na te słowa zatrzymałam się z poślizgiem, tym samym zatrzymując nas wszystkich.

– Sniff, jeśli jeszcze raz usłyszę, jak nazywasz jakąś kobietę dziwką, zrobię ci z dupy jesień średniowiecza – ostrzegłam.

Ja i moi chłopcy staliśmy w dziale z kwiatami King Soopers.

Wszystko dlatego, że poprzedniego dnia Sniff i ja zostaliśmy uprzedzeni, że musimy na całą noc zrobić wypad z domu, ponieważ Roam zamierza przyprowadzić jedną ze swoich dziwek (ja jestem dorosła, więc mogę tak myśleć i tak mówić), żeby przygotować dla niej kolację.

Tak więc robiliśmy właśnie zakupy na rzeczoną kolację, przy okazji zgarniając do wózka wszystko, co jest potrzebne przy wychowywaniu dwóch nastoletnich chłopaków. Przez to ostatnie zmuszona byłam odwiedzać przeklęty sklep spożywczy przynajmniej trzy razy w tygodniu.

Najlepszym przykładem niech będzie fakt, że na własne oczy widziałam, jak Roam potrafi za jednym zamachem wsunąć całą paczkę Oreo, otworzyć drugą i szybko pożreć następny rządek.

Jednak na tym chłopaku nie było ani grama tłuszczu.

Nawiasem mówiąc, dlaczego świat jest tak bardzo niesprawiedliwy? Gdyby jakaś kobieta tak się zachowywała, jej tyłek wchodziłby za nią do pokoju trzy tygodnie później.

Tak przy okazji – w myślach często zadawałam sobie pytanie, dlaczego świat jest niesprawiedliwy.

Nigdy nie doczekałam się odpowiedzi.

Właściwie nie powinnam była pytać, bo przecież znałam odpowiedź.

Po części chodziło o to, że zasrani ludzie, włącznie ze mną, robili mnóstwo cholernie głupich rzeczy.

Działo się tak również dlatego, że świat zwyczajnie był niesprawiedliwy.

Tak więc wychowywanie dwóch nastolatków oznaczało, że za jakąś godzinę w moim navigatorze znajdzie się większość zaopatrzenia sklepu.

Powinnam zaznaczyć, że to nie byli moi chłopcy, w sensie, że nie ja ich urodziłam, a to było oczywiste tylko w wypadku jednego – tego o białej skórze.

Byłam ich matką zastępczą.

Ale i tak byli moimi chłopcami.

Sniff jak zwykle zachowywał się w taki sposób, jakby nie usłyszał mojego ostrzeżenia.

– Shirleen, powiedz mu – zwrócił się do mnie. – Żadna dziewczyna nie będzie chciała, żeby on robił jej na kolację kurczaka i gofry, ponieważ w rzeczywistości chce, żeby on zrobił kurczaka i gofry na kolację, i będzie dla niej torturą udawanie, że wcale nie chce wsunąć na kolację kurczaka z goframi.

Przyjrzałam się uważnie Sniffowi i ujrzałam szczupłego osiemnastoletniego młodzieńca, który nieodwołalnie wyrósł już z chudego i naznaczonego trądzikiem młodszego nastolatka.

Teraz był mierzącym sześć stóp atrakcyjnym mięśniakiem, który nie składał się już z samej skóry i kości, a chociaż zostało mu po trądziku parę blizn, to dzięki nim jego twarz wydawała się bardziej interesująca. Doskonały pakiet ubezpieczeniowy, na który zostałam zapisana w pracy, oraz dobry dermatolog zatroszczyli się o resztę.

Innymi słowy, Sniff był seksowny jak cholera.

Trochę zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że mogłam tak pomyśleć o moim chłopcu, ale dowód stał we własnej osobie tuż przede mną, ubrany w dżinsy, które każda matka w tym kraju uznałaby za znakomite, oraz kremowy ocieplacz z krótkimi rękawami, który ciasno opinał i jednocześnie eksponował doskonale zbudowaną klatkę piersiową, wąskie żebra i płaski brzuch.

Za władzę, jaką ten mięśniak miał nad nastoletnimi kociakami, obwiniałam panów z Seksownej Brygady. To oni wzięli chłopaków pod swoje skrzydła, w czym mieścił się fizyczny trening, ale także nieuniknione nasiąkanie twardzielstwem. To oni udoskonalili ciała moich chłopaków do obecnej formy, włącznie z Roamem, który był o wiele masywniejszy, wyższy i w cholerę bardziej seksowny.

Taka seksowna czekolada.

Skuteczna seksowna czekolada, o czym świadczyły niekończące się randki.

Co prowadziło do wspomnianego wcześniej kurczaka i gofrów.

Sniff nie umawiał się na niekończące się randki.

On umawiał się wyłącznie na szybkie numerki.

W związku z tym, że pewien czas temu odbyłam z Hankiem kłopotliwą rozmowę – tę, po której przeleżałam w łóżku całe dwa dni, zaś Hank sprawiał wrażenie, że lada moment wyzionie ducha od tłumionego chichotu, kiedy namawiałam go, by odbył z chłopcami „męską” rozmowę – Hank zaopatrzył ich w prezerwatywy.

Oczywiście mogli zaopatrzyć się w nie na własną rękę. Nie tylko dostawali ode mnie kieszonkowe za utrzymywanie własnych pokojów we względnym porządku, wynoszenie śmieci i zajmowanie się domem, ale dodatkowo zarabiali na stażu w Nightingale Investigations.

Nie zajmowali się tam niebezpiecznymi sprawami. Do ich zadań należały obsada stanowisk kontroli oraz praca na komputerze.

No cóż, jeśli robili coś niebezpiecznego, to przynajmniej mnie o tym nie informowali. W tym względzie po prostu musiałam ufać Liamowi Nightingale’owi i jego bandzie wesołych skurczybyków, że postępują z moimi chłopcami właściwie.

W zasadzie wszystko kręciło się wokół hasła „jak nie pytają, to nie mów”. Mając w domu dwóch nastolatków, których kochałam bez pamięci, ale którzy podlegali procesowi kształtowania przez Seksowną Brygadę, musiałam przyjąć takie motto jako życiową zasadę, bo tylko to pozwalało mi pozostać przy zdrowych zmysłach.

Jednak Hank zapewnił mnie, że chłopcy są odpowiednio zabezpieczeni, więc nie będę zmuszona zamieszkać w Babies’R’Us ani uwzględniać w kieszonkowym alimentów na dzieci.

Chociaż nie dalej jak dwa tygodnie temu Hank wziął mnie na stronę i powiedział, że szczególnie Sniff być może będzie musiał podjąć drugą pracę, żeby zapewnić sobie odpowiednią ilość środków zapobiegawczych, w związku z czym może kupiłabym udziały w Trojanie.

To było ostrzeżenie.

Zażądałam, żeby Hank odbył z chłopcami kolejną rozmowę, dla pewności wciągając w to także Roama.

Potem położyłam się do łóżka z atakiem spazmów.

– Jeśli on chce zrobić swojej dziewczynie kurczaka z goframi, to na pewno zrobi tego kurczaka z goframi – orzekłam.

Powiedziałam tak, mimo że Sniff bezsprzecznie miał rację – żadna dziewczyna nie przyzna się w obecności swojego chłopaka, że uwielbia kurczaka z goframi.

Takie zagrywki były komiczne – w tym wieku i w każdym wieku. Długo trwało, zanim sama nauczyłam się, że jedynym sposobem na zachowanie spokojnej głowy jest pozwolić, żeby sprawy toczyły się własnym torem.

Tak zresztą działał ten świat.

Dopóki się nie nauczyłeś.

Chociaż starałam się wyposażyć swoich chłopców w innego rodzaju praktyczną wiedzę, której nie mogli pozyskać od Seksownej Brygady – na przykład jak istotna jest dbałość o utrzymanie domu w należytym porządku, jak prać ubrania albo jak posiąść umiejętność gotowania – to niestety Roam w kuchni był obrazem nędzy i rozpaczy.

Ten dzieciak potrafił jedynie przyrządzić rewelacyjnego burgera.

Jednak poza tym usmażenie kurczaka i obsługa gofrownicy były jedynymi kulinarnymi umiejętnościami, jakie zdołał posiąść.

Z drugiej strony Sniff był w kuchni prawdziwym mistrzem. Musiał jedynie obejrzeć kilka pokazów na Food Network, sprawdzić w internecie przepis, zorganizować składniki, a potem bach! Pełne smakowitości talerze znienacka lądowały przed jego przyrodnim bratem oraz przede mną.

Miał do tego talent.

Dobry dzieciak.

Pod wieloma względami.

Gdyby tylko dał sobie spokój i nie próbował odbijać sobie teraz za to, że kiedyś miał kościstą sylwetkę i pryszczatą cerę, uganiając się za każdą laską, która by nawet na niego nie spojrzała te dwa lata temu…

– To będzie niewypał – mruczał Sniff.

– Będzie fantastycznie – odparł Roam.

– Będzie… – zaczęłam i głos zamarł mi w krtani, bo nagle poczułam się tak, jakby czyjś palec przesuwał się w dół po moim karku.

Nie wiedzieć czemu, być może pod wpływem instynktu, którego nabrałam, przebywając przez długi czas w pobliżu Seksownej Brygady, skierowałam spojrzenie w stronę działu z różami.

A tam stał jakiś facet z pustym wózkiem na zakupy i nie odrywał ode mnie wzroku.

Och, wielki Boże, ależ on był przystojny.

Był wysoki jak Roam, więc musiał mierzyć przynajmniej sześć stóp i dwa cale. Nosił krótko przystrzyżone włosy i tak samo krótko przyciętą bródkę, nieco gęstszą wokół ust i rzadszą, ale wystarczającą na policzkach. Zarówno włosy, jak i bródka były tu i ówdzie przyprószone odrobiną siwizny.

Miał także szeroko rozstawione, duże oczy w intensywnie piwnym kolorze oraz piękny nos, wydatny i mocny. Co więcej, na grzbiecie nosa było kilka zmarszczek. Kilka poprzecznych linii przecinało wypukłe czoło, co także sprawiało interesujące wrażenie. Te zmarszczki w połączeniu z odrobiną siwizny we włosach były jedynymi śladami w tej krzepkiej, mocno zbudowanej postaci, które mogły zdradzić sekret wieku.

On był po prostu… idealny.

Nawet kształt czaszki osadzonej na masywnym karku wydawał się zwyczajnie boski.

Kiedy tak gapiłam się na niego, spojrzenie nieznajomego oderwało się ode mnie, skierowało na moje dłonie zaciśnięte na wózku zakupowym, a potem powędrowało w stronę chłopców i nagle między pięknymi, pełnymi wargami błysnęła biała linia nienagannie równych, mocnych zębów.

Przez chwilę omiatał spojrzeniem naszą grupkę, a następnie odwrócił się do wystawy róż.

– Czy ten koleś tak obczajał ciebie w naszej obecności? – spytał Roam, wyraźnie niezadowolony z takiej możliwości, co było słychać w jego tonie.

Odwróciłam ku niemu spojrzenie i przekonałam się, że gapi się gniewnie na Przystojniaczka Idrisa przy różach.

– Nie – odpowiedziałam.

– Kurwa mać, jasne, że tak! – zadudnił Sniff, a ja ujrzałam, że także on patrzy spode łba na przystojnego czarnoskórego faceta, który akurat z zainteresowaniem oglądał bukiet przepięknych pomarańczowych róż.

– Jeśli jeszcze raz użyjesz takich słów w mojej obecności, albo w ogóle, to obiecuję, że tak ci przywalę, że znajdziesz się z powrotem w starożytnym Egipcie – obiecałam.

Sniff zupełnie mnie zignorował, nadal zajęty gapieniem się spode łba na przystojniaczka przy różach.

No dobrze, trzeba było wreszcie kupić coś do jedzenia. Byłam głodna, ale wyglądało na to, że niczego nie zjem, dopóki zakupy nie zostaną zrobione, zawiezione do domu i ułożone na miejscach, a Sniff i ja wreszcie zostawimy Roama, mając nadzieję, że przygotuje dla swojej dziewczyny tego kurczaka z goframi, a potem nie będzie robił niczego poza trzymaniem jej za rękę podczas oglądania telewizji.

Tak więc należało czym prędzej załatwić to gówno.

– Chłopcy, wy teraz popylacie do Walgreens – obwieściłam.

Obaj powoli odwrócili się w moim kierunku.

– Coś ty powiedziała? – spytał Roam.

– Że tu w spożywczaku działacie mi na nerwy, ja potrzebuję paru rzeczy z drogerii, a nie mamy zbyt wiele czasu. Mam listę – stwierdziłam, otwierając swoją rodzynkową torebkę MM z kolekcji Louisa Vuittona i wyszarpując stamtąd kartkę z listą zakupów, portfel i długopis. Na wszelki wypadek, żeby kupili właściwe rzeczy, nabazgrałam na kartce jeszcze kilka słów, a następnie wepchnęłam ją w rękę Sniffa, razem z pewną ilością gotówki.

Sniff rzucił okiem na listę, a potem popatrzył na mnie.

– Wszystkie te duperele mają także w King Soopers – zauważył.

– Nieprawda. W King Soopers nie mają mojego lakieru do paznokci – odparłam.

Sniff znowu spojrzał na listę i podniósł wzrok na mnie.

– Nie będę kupował lakieru do paznokci, który nazywa się „Nude”.

Skrzyżowałam ręce na piersiach.

– Powiedz mi, chłopcze, pewnego dnia, kiedy zrobisz tyle nacięć na ramie łóżka, że już w ogóle zabraknie tej ramy, i zechcesz złowić jakąś Indy…

Zero reakcji.

– …albo jakąś Jet…

Tu też nie trafiłam.

– …może Roxie…

Dalej nic.

– …Jules…

Ku memu zdziwieniu to również nie zaskoczyło, mimo że obaj byli blisko związani z Jules i myślałam, że do niej wzdychają.

– …Stellę…

Hmm, znowu nic.

– …Sadie…

Oczy Sniffa zamigotały.

Ach, więc podkochiwał się w tych bajeranckich księżniczkach z bajki.

Jeśli były białe.

Chociaż zauważyłam, że mój chłopiec ma słabość do siostrzyczek.

No cóż, one także były jak księżniczki z bajki. Widziałam go z tak wieloma Brandy czy Gabrielle, że wprost nie mogłam już tego ogarnąć.

– Cóż, jeśli pewnego dnia będziesz chciał mieć jakąś Sadie, przekonasz się, że zaczniesz kupować znacznie dziwniejsze rzeczy niż lakier do paznokci, byle tylko ją uszczęśliwić. Myślisz, że Hector nie widzi czegoś takiego jak lakier do paznokci?

– Tak – oświadczył Sniff.

Ach, więc moi chłopcy nie dowiedzieli się od chłopców z Seksownej Brygady wszystkiego, czego mogli się dowiedzieć.

– I tu się mylisz, ponieważ faktycznie mogłam nie widzieć, jak on kupuje lakier do paznokci, ale jestem pewna jak diabli, że widziałam, jak brał z półki korki i robił to tak, jakby brał z półki sześciopak piwa! Innymi słowy, dla Hectora Chaveza to nie było żadną ujmą, że kupował dla swojej kobiety takie rzeczy.

Sniff popatrzył na Roama.

– Co to takiego te korki?

Roam miał taką minę, jakby nagle zrobiło mu się niedobrze.

– Tampony – wytłumaczyłam.

Teraz Sniff pozieleniał na twarzy.

Nie potrafiłabym rozmawiać o tym, czy moi chłopcy uprawiają seks, ani mówić im o konieczności używania prezerwatyw.

Ale jak cholera potrafiłam mówić o tym.

– Wiecie przecież, że cykl menstruacyjny to są zwyczajne realia życia i wszystkie kobiety go mają, o ile nie zdarzy się smutna historia, że akurat jakaś kobieta go nie ma – wyznałam. – To całkowicie naturalne. To coś, z czym obaj będziecie mieć do czynienia w, miejmy nadzieję, całkowicie normalnych okolicznościach, to znaczy kiedy nawiążecie monogamiczny związek z jakąś kobietą, którą będziecie kochać nad życie.

Teraz obaj wyglądali tak, jakby lada moment mieli puścić pawia.

Usłyszałam chichot i nie tylko moje oczy powędrowały w tamtym kierunku, kiedy Różany Przystojniaczek wędrował po dziale owocowo-warzywnym z wielkim bukietem pomarańczowych róż, owiniętych w uroczy papier i ułożonych w dziecięcym siedzeniu wózka na zakupy.

No cóż, koleś widocznie miał kobietę.

I znowu, dlaczego świat był taki niesprawiedliwy?

Jasne, wyglądał na kogoś w moim wieku i wydawało się zrozumiałe, że facet z taką twarzą i takim ciałem (i głębokim, dźwięcznym śmiechem) musiał mieć w łóżku jakąś partnerkę.

A jednak.

Przyglądałam się, jak znika za chłodziarką wypełnioną napojami.

– Sniff może pójść i kupić ci ten lakier. Ja zostanę z tobą – zarządził Roam.

Odwróciłam się ku niemu.

– Co takiego?

– Ten typ będzie się przystawiał – oznajmił stanowczo.

– Ma przecież w wózku bukiet kwiatów – zauważyłam.

– Zobaczysz, będzie się przystawiał – powtórzył.

– Chłopie, on kupuje kwiaty. To znaczy, że ma kobietę – odpaliłam.

– Zobaczysz. On zacznie się przystawiać.

Zamknęłam buzię.

Roam nie lubił się powtarzać.

Nie mieszkali ze mną od bardzo dawna. Kiedy ich wzięłam, obaj skończyli piętnaście lat, a teraz mieli osiemnaście i niebawem czekało ich zakończenie edukacji w szkole średniej.

Po tym wszystkim, przez co przeszedł, co widział, co zostało mu uczynione i co utracił, Roam wykształcił w sobie pewien stalowy rys charakteru, który się w nim narodził i którego nigdy się nie pozbył. Nieważne, jak wiele miłości doświadczysz w życiu – a Jules postarała się, żeby obaj chłopcy dostali mnóstwo miłości, czego najlepszym przykładem jestem ja – ten stalowy rys charakteru nigdy nie znika całkowicie.

W twoich kościach w miejsce szpiku pojawia się stal.

Tak się po prostu działo.

Kiedy Roam i jego kumpel Park wzięli Sniffa pod swoje skrzydła, ochronili go przed mnóstwem cierpień, które wcześniej stały się ich doświadczeniem.

Kiedy zaś on i Sniff utracili Parka po tym, jak zaaplikował sobie złoty strzał, Roam nie dał rady ochronić przed tym Sniffa ani ochronić Jules i według mnie ta strata, jak również świadomość, że nie zdołał zapobiec nieszczęściu, nieodwracalnie go zmieniły.

On nie marnował czasu.

Poza tym zdecydowanie nie znosił głupców.

I nie pozwalał, by ktoś krzywdził osoby, które kochał.

Przyjął na siebie kulę, żeby udowodnić swoje oddanie dla Jules.

Po świecie pęta się mnóstwo dorosłych mężczyzn, którzy nie byliby zdolni do tak wielkiego poświęcenia.

Roam zdobył się na nie, mając zaledwie piętnaście lat.

– Skarbie, ja nie potrzebuję w życiu żadnego faceta – powiedziałam miękko. – Mam przecież jedynych dwóch mężczyzn, na których teraz mi zależy. Muszę ich dopilnować i czuwać nad nimi, aż nauczą się odpowiadać sami za siebie. Nie musisz więc się martwić, Roam. Możesz iść ze Sniffem do Walgreens, a ja sprawdzę, czy kupiłam dosyć podwójnych Oreo, żeby wystarczyło ci na najbliższy tydzień. A teraz idź i przynieś mój lakier, i nie zapomnij o błyszczyku do ust. Nazywa się „Zamglone zaćmienie Słońca”.

Roam nadal rzucał groźne spojrzenia, co nie miało bezpośredniego związku z koniecznością znalezienia błyszczyku w odcieniu zachodzącego słońca.

Sniff westchnął ciężko.

Wytrzymałam dzielnie, aż wreszcie Sniff pociągnął Roama za ramię.

– Chodźmy – mruknął. – Wiesz przecież, że ona nie ustąpi. Im szybciej znajdziemy to dziewczyńskie badziewie, tym szybciej będziemy z powrotem.

– Jeśli będziesz nas potrzebowała, wystarczy zawołać – zarządził Roam.

Postanowiłam nie informować go, że jestem kobietą, która skończyła pięćdziesiąt trzy lata i naprawdę potrafi zadbać o siebie.

Po prostu przewróciłam oczyma.

Wtedy sobie poszli.

Przyglądałam się, jak odchodzą, myśląc, że w tym, co powiedziałam Roamowi, kryło się coś więcej i bynajmniej nie chodziło o fakt, że ten gość z kwiatami wyraźnie był związany na poważnie z jakąś kobietą.

Chodziło o to, że ja postanowiłam nie wiązać się już z żadnym facetem aż do końca moich dni.

Kiedyś miałam faceta i ten człowiek zmienił mnie nieodwołalnie, w dodatku ani trochę w dobrą stronę.

Nie zamienił szpiku w moich kościach w stal.

Zamienił go w pył.

Kiedy go wykończyli, podjęłam mnóstwo głupich decyzji, które miały wpływ nie tylko na mnie.

Miałam za sobą przeszłość – paskudną przeszłość – z którą żaden facet nie chciałby się zmierzyć.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz