Moment życia. Ulotna chwila - Joanna Zawadzka - ebook

Moment życia. Ulotna chwila ebook

Joanna Zawadzka

4,8

Opis

Co zrobisz, by uratować swoją miłość?

Gdy do Joanny dociera wiadomość, że jej były partner lada dzień ma wyjść z więzienia, pada na nią blady strach. Kobieta doskonale zdaje sobie sprawę, że decydując się na współpracę z policją, naraziła się na wściekłość Krzysztofa, który teraz pragnie tylko jednego: zemsty. Jeszcze bardziej niż o siebie, Joanna obawia się o bezpieczeństwo Szymka, ich syna.

Wkrótce jednak okazuje się, że spotkanie po latach przebiega zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażała. Uczucia, o których oboje sądzili, że już dawno wygasły, nagle ożywają na nowo. Jednak droga do szczęścia w tym przypadku nie będzie prosta: niedokończone sprawy z przeszłości i ludzie, którzy niegdyś zostali w nie zamieszani, nie pozwolą się tak łatwo usunąć w cień.

Czy mimo wszystko Joannie i Krzysztofowi uda się wykorzystać drugą szansę na miłość?

Kiedy po położeniu Szymona spać wykąpałam się i miałam położyć się sama, rozległo się ciche pukanie. Wiedziałam, że to Krzysztof stoi po drugiej stronie drzwi. Przez chwilę wahałam się, czy otworzyć, ale wiedziałam, że odwlekanie tego spotkania w niczym nie pomoże. Uchyliłam drzwi. Stał tam. Patrzył na mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zwykłe „cześć”, „hej”, „dzień dobry” w ogóle nie pasowały do tej chwili.
– Wejdź – wydusiłam z siebie.
Wszedł do środka i od razu skierował się do salonu, który był też moją sypialnią. Mieliśmy małe mieszkanie, około czterdziestu metrów kwadratowych. Szymon miał swój pokój, ja zajmowałam salon. Krzysztof, kiedy tam wszedł, wydawało mi się, że zagarnął całą przestrzeń, a ja przestałam nawet mieć czym oddychać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to strach zabiera mi dopływ tlenu.


Joanna Zawadzka – Urodziła się w 1991 roku, mieszka w Płońsku. Ukończyła finanse i rachunkowość w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Płocku, a magisterium w Wyższej Szkole Menadżerskiej w Warszawie. Na co dzień pracuje jako księgowa. Jej wielkie pasje, bez których nie wyobraża sobie życia, to pisanie i czytanie. Publikowanie swojej twórczości rozpoczęła w 2014 roku w serwisie Wattpad. Już rok później nakładem wydawnictwa Novae Res ukazała się jej pierwsza powieść „Moment życia”.

Jej najnowsza powieść to kontynuacja losów Joanny i Krzysztofa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 230

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (125 ocen)
105
13
7
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anka19799

Nie oderwiesz się od lektury

Przeczytałam jednym tchem. Cudowna książka. Drugi tom jeszcze lepszy od pierwszego -co mnie zaskoczyło, bo pierwszy był też świetny, a to zakończenie... Ostatnio miałam problem, bo nic nie trafiało w moje serducho, aż tu taka perełka. Polecam wszystkim.
10
Marzenka1982

Nie oderwiesz się od lektury

Jedna z lepszych serii
00
Glodek21011987

Nie oderwiesz się od lektury

Oj działo się. Cudowna historia
00
Joamiz

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Kingajan

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Dla walczących o miłość – pamiętajcie, aby w tej walce nie zapomnieć o sobie

Rozdział 1

Joanna

Bardzo długo zastanawiałam się, dlaczego jeszcze się nie pojawił. Wiedziałam dobrze, że mi nie wybaczył. Minęło kilka miesięcy, odkąd wyszedł z więzienia. Czasem wyobrażałam sobie, jak wchodzi do mieszkania i mówi, że chce zapomnieć o przeszłości, że mnie kocha. Następnie sama śmiałam się ze swojej głupoty. Do momentu aż śmiech nie zaczął zamieniać się w płacz. Nie mogłam okazać zbyt wiele słabości.

Było przed północą, gdy dostałam wiadomość od mojej przyjaciółki z informacją, że jeżeli nie śpię, to ona może już rozmawiać. Chwyciłam szybko za telefon i wybrałam jej numer.

– Hej, no w końcu. Bałam się, że już nigdy nie zostaniesz sama i nie będziemy mogły pogadać. – Westchnęłam głośno.

– Też się cieszę, że cię słyszę – odpowiedziała z sarkazmem i ziewnęła na tyle głośno, że ją usłyszałam. – A tak na poważnie to jestem wykończona dzisiejszym dniem. Krzysiek był dziś w barze. Długo rozmawiał z naszą ekipą.

– No właśnie chciałam zapytać, czy czegoś nie wiesz. Cały czas mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale ani razu go nie widziałam. Trochę się boję.

– Niestety wiem tyle co nic, jedna z kelnerek nie przyszła do pracy i musiałam pomagać, więc nie słyszałam całej rozmowy. Jednak na tyle, na ile znam Krzysztofa, to pewnie nie chce, żebyś się go spodziewała. Zresztą prawdopodobnie zdaje sobie sprawę, że się denerwujesz czekaniem, i robi to specjalnie. – Pokiwałam głową na znak zgody, chociaż wiedziałam, że nie może mnie zobaczyć. – Pewne jest to, że on wie o Szymonie. Słyszałam, jak mówił do chłopaków, że ze względu na niego musi działać ostrożnie.

– To wszystko jest takie trudne. Do tego w poniedziałek muszę wyjechać na pięć dni w delegację do Poznania. Boję się, że podczas mojej nieobecności Krzysztof może zrobić coś głupiego. – Zaschło mi w gardle, a przy ostatnim zdaniu głos już mi się lekko łamał. Nalałam sobie wody do szklanki i powoli piłam.

– Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, to przyjadę.

Uśmiechnęłam się delikatnie – zawsze mogłam na nią liczyć.

– Już rozmawiałam z moją mamą. Powiedziała, że przyjedzie. Poza tym chłopaki chyba nie wiedzą, że się widujemy. Gdyby się teraz zorientowali, to miałabyś duże kłopoty.

– I tak się dowiedzą, prędzej czy później tak się stanie. – W jej głosie słyszałam pewność siebie.

– Nie przeszkadza ci to? – Byłam w szoku.

– Na początku się trochę bałam, ale potem… – Wzięła głęboki wdech. – Pokochałam tego małego brudaska. A i przypominam ci, że do dzisiejszego dnia nie odkupiłaś mi tej bluzki, farby się nie sprały.

– Był pod twoją opieką. Powinnaś mi odmalować ścianę. – Śmiałyśmy się obie. Jednak napięcie całkiem nie opadło. – Nie przeżyłabym, gdyby ktoś mi go odebrał.

Obydwie dobrze wiedziałyśmy, że przez słowo „ktoś” mam na myśli Krzysztofa.

– Nie zrobi tego. Kiedy będzie trzeba, stanę w twojej obronie. Do tego po swojej stronie masz też Teresę.

– Oby to wystarczyło. – Starałam się odsunąć od siebie złe myśli. – Mały wie, że jadę. W następną sobotę ma urodziny. Moja mama zostanie tylko do piątku, więc powiedziała mu, że w piątek zabierze go do zoo. Ty wiesz, że ten mały szantażysta udawał, że płacze, że niby będzie tęsknił, a jak mu obiecałam, że w sobotę zabiorę go na basen, duże lody i do tego kupię mu największy wóz policyjny, jaki będzie w sklepie, to jakby nigdy nic przestał płakać i powiedział do mnie coś w stylu: „Jakoś to zniosę”?

Usłyszałam głośny śmiech po drugiej stronie.

– A ty mi nie wierzyłaś, że ostatnio jak go pilnowałam, naciągnął mnie na dwa roboty. Naprawdę do tej pory nie wiem, jak się na to zgodziłam.

– Dziwisz mi się? On ma dopiero trzy lata. Nie wiem, skąd biorą mu się te wszystkie pomysły. – Kręciłam głową z rezygnacji. – Naprawdę nie mam pojęcia.

– Zawsze możesz zrzucić to na geny po tatusiu. Przecież jak ostatnio byłyśmy u jego mamy, to mówiła, że Krzysiek w jego wieku zachowywał się tak samo.

Miała rację. Do tego po zdjęciach, które pokazywała nam pani Teresa, wydawać by się mogło, że są identyczni. Ja i tak każdego dnia, patrząc na Szymona, widziałam Krzysztofa. Ta myśl spowodowała lawinę łez, która za chwilę miała zostać uwolniona.

– Chyba właśnie Szymek się budzi. Muszę kończyć. – Nie chciałam, żeby wiedziała, jak źle jest ze mną psychicznie.

– Ok. Odezwiesz się niedługo? – Wiedziałam, że się martwi.

– Odezwę. Natalia?

– No co tam?

– Dziękuję. – Byłam jej tak cholernie wdzięczna za wszystko.

– Nie masz za co. Dobranoc.

– Pa.

Jak dziwnie to nasze życie się układa. Kiedyś za sobą nie przepadałyśmy. Teraz jest jedną z najbliższych mi osób. Tylko ona z tamtej ekipy się ode mnie nie odwróciła. Wpadłyśmy na siebie, gdy byłam w siódmym miesiącu ciąży i przeprowadzałam się po raz kolejny, tym razem do Warszawy. Byłam zaskoczona i wystraszona, widząc ją, gdy wychodziłam ze sklepu dziecięcego. Domyśliłam się, że to nie przez przypadek tam się spotkałyśmy, ale nigdy nie spytałam, czy celowo mnie szukała. Zdawała mi relacje z nastrojów panujących w ekipie Krzyśka i nie osądzała mojego wyboru. Zażartowała tylko, że nie spodziewała się, że okażę się taka odważna. A ja wcale nie byłam odważna. Byłam tak przerażona całą sytuacją, że codziennie w nocy trzęsłam się ze strachu, a wychodząc na ulicę, ciągle oglądałam się za siebie.

Rozdział 2

Joanna

– Dzięki, mamo, że z nim zostajesz – powtórzyłam po raz kolejny, niosąc wielką walizkę przez korytarz.

– Mówiłam ci już, że nie ma problemu. Przecież wiesz, że uwielbiam spędzać z nim czas. – dodała.

Przytuliłam ją na pożegnanie, tłumacząc jeszcze, gdzie ma szukać różnych przydatnych rzeczy.

– Nie pozwól mu, żeby wszedł ci na głowę. Naprawdę, mamo, nie pozwalaj mu na wszystko. – Uśmiechnęłam się i wyszłam. Wiedziałam, że i tak zrobi wszystko, czego będzie chciał. Wszyscy zawsze robiliśmy. Wystarczyło, że zrobił smutną minkę, a każdy próbował spełnić jego kaprysy.

Jeszcze nie zdążyłam wsiąść do samochodu, a już tęskniłam za Szymkiem. Westchnęłam ciężko, ładując walizkę do bagażnika. Wtedy zobaczyłam ciemny samochód stojący na parkingu. W środku siedział jakiś mężczyzna w czapce z daszkiem. Wóz wyglądał jak auto Krzysztofa. Szybko odepchnęłam tę myśl od siebie. Ostatnio wszyscy wydawali mi się podejrzani i wszędzie próbowałam go dostrzec. Wsiadłam szybko i odjechałam, jeszcze kilka razy zerkając nerwowo we wsteczne lusterko.

Tydzień minął mi szybko. Cieszyłam się, że za chwilę zobaczę swojego syna. Wracałam właśnie do domu, kiedy zadzwoniła Natalia.

– No co tam? – Odebrałam przez zestaw głośnomówiący.

– Hej. Dzwonię, żeby cię ostrzec. Krzysztof chyba coś planuje. Nie widziałam go dłuższy czas, zapytałam Maćka, co się z nim dzieje, i powiedział mi, że Krzysiek jest w Warszawie, załatwia jakieś swoje sprawy. Pomyślałam, że chodzi o ciebie i Szymka.

Serce biło mi coraz mocniej. Zwolniłam, bo przed oczami pojawiła mi się ciemna plama. Zjechałam na pobocze, jednak wiedziałam, że muszę jechać dalej, bo nie uspokoję się, dopóki nie zobaczę mojego syna całego i zdrowego.

– Myślisz, że coś może grozić Szymkowi? – mówiłam szeptem, jakby słowa wypowiedziane głośniej mogły zesłać na mnie katastrofę. Cholera, moje życie i tak było jedną wielką katastrofą, a tylko on był światłem w tunelu.

– Myślę, że Krzysiek zastanowi się dwa razy, nim zrobi coś, co mogłoby źle wpłynąć na Szymona.

Też tak myślałam, ale jeżeli chodzi o Krzysztofa, niczego nie mogłam być pewna w stu procentach.

– Ok. Dzięki za info. Mam nadzieję, że niedługo będziemy miały okazję, żeby się spotkać.

– Coś wymyślimy. Pa – odpowiedziała, a ja ruszyłam dalej.

Została mi godzina jazdy. Ta godzina dłużyła się niemiłosiernie. Gdy byłam coraz bliżej Warszawy, ruch był większy. Denerwowałam się bardziej.

Gdy tylko dojechałam do naszego osiedla, zobaczyłam moją mamę idącą chodnikiem w stronę osiedla. Prowadziła za rączkę małego chłopca, na którego widok łzy stanęły mi w oczach. Szybko wysiadłam z samochodu i podbiegłam w ich stronę. Mały trzymał w ręku balon w kształcie Minionka. Chwyciłam Szymona na ręce i zakręciłam się z nim wokół swojej osi. Roześmiał się głośno, tuląc się do mojej szyi.

– Ale się za tobą stęskniłam. – Łza spłynęła mi po policzku.

Wtedy zobaczyłam na parkingu ten sam samochód co w poniedziałek rano. Tym razem mężczyzna z niego wysiadł; opierał się o auto i przyglądał się nam. Był większy od Krzysztofa, którego zapamiętałam, ale byłam pewna, że to on. Nie podszedł do nas. Nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć Szymonowi, jak ich sobie przedstawić. Nie miałam pojęcia, co powinnam powiedzieć Krzyśkowi. Czy chciałby w ogóle cokolwiek usłyszeć. Moje rozmyślania przerwała mi mama.

– Dobrze, że już jesteś. Miałam wracać autobusem, ale twoja ciotka jest w Warszawie i zaraz będzie wracać do domu, więc zabiorę się z nią. Muszę wejść tylko po torbę do domu.

– No dobrze. Dziękuję, że mi pomagasz. – Pogłaskałam Szymka po plecach. – Opowiesz mi, co robiłeś z babcią?

– Widziałem małpki, jedna pokazała mi pupę. – Roześmiałam się. – Mamo, to była niegrzeczna małpka.

– Bardzo niegrzeczna – potwierdziłam i zwróciłam się do mamy – Zjadł obiad?

– Jeszcze nie. Przed wyjściem do zoo ugotowałam zupę, ale Szymon nie chciał. Zjadł serek i banana, teraz powinien zjeść.

– Nie chcę. Chcę czekoladę! – zaprotestował chłopiec, przysłuchując się naszej rozmowie.

Babcia, słysząc słowo czekolada, już stała przy drzwiach z torbą w ręku.

– No to pa. – Pomachała nam i przesłała buziaki w powietrzu.

– O nie, kolego. Czekolada może być po obiedzie i to tylko kawałek.

– To niesprawiedliwe. Babcia mi pozwalała.

Teraz już wiedziałam, czemu moja mama zmyła się tak szybko. Pomyślałam, że będę musiała odbyć z nią poważną rozmowę.

Namówiłam Szymka do zjedzenia przynajmniej części obiadu. Pobawiliśmy się potem klockami lego, z których próbowaliśmy zbudować posterunek policji. Mały cały czas powtarzał, że w przyszłości będzie policjantem i będzie zakuwał w kajdanki niegrzecznych ludzi, dziś dodawał: takich jak małpa z zoo. Kiedy po położeniu Szymona spać wykąpałam się i miałam położyć się sama, rozległo się ciche pukanie. Wiedziałam, że to Krzysztof stoi po drugiej stronie drzwi. Przez chwilę wahałam się, czy otworzyć, ale wiedziałam, że odwlekanie tego spotkania w niczym nie pomoże. Uchyliłam drzwi. Stał tam. Patrzył na mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zwykłe „cześć”, „hej”, „dzień dobry” w ogóle nie pasowały do tej chwili.

– Wejdź – wydusiłam z siebie.

Wszedł do środka i od razu skierował się do salonu, który był też moją sypialnią. Mieliśmy małe mieszkanie, około czterdziestu metrów kwadratowych. Szymon miał swój pokój, ja zajmowałam salon. Krzysztof, kiedy tam wszedł, wydawało mi się, że zagarnął całą przestrzeń, a ja przestałam nawet mieć czym oddychać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to strach zabiera mi dopływ tlenu. Popatrzyłam na mężczyznę, którego kiedyś kochałam, który był ojcem mojego dziecka, a którego się teraz bałam.

– Chcesz coś do picia? – zapytałam, tylko po to, żeby przerwać ciszę.

– Nie. – Głos miał zachrypnięty. Bardziej surowy i ostrzejszy niż kiedyś.

– Szymon już śpi. – Chciałam prosić go o zachowanie spokoju, żeby nie obudzić dziecka.

– Dlatego przyszedłem teraz.

Od kiedy wszedł, nie spojrzał na mnie ani razu, a ja nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Oparłam się o futrynę w drzwiach, bałam się przekroczyć próg pokoju.

– Musimy porozmawiać – stwierdził.

– Dobrze. – Bałam się tego, ale chciałam mieć to już za sobą.

– Chcę mieć kontakt z moim synem. – Odwrócił się twarzą do mnie.

Nie mogłam z niej nic odczytać, był pewny siebie, nie było szans wykłócać się i zabraniać mu czegokolwiek, bo mogło to przynieść złe efekty.

– Chyba nie będziesz zaprzeczać, że jest mój.

– Nie będę – odparłam. Spuściłam głowę, nie potrafiłam patrzeć mu w oczy.

– Przynajmniej w jednej kwestii nie będziesz kłamać. – Musiał mi dopiec.

Wiedziałam, że to dopiero początek jego sarkastycznych i ironicznych uwag. Wiedziałam, że jego słowa będą bolały, będą, jakby wbijał mi za każdym razem nóż w plecy. Nie miałam sobie nic do zarzucenia, postąpiłabym teraz tak samo, jednak on myślał inaczej, obwiniał mnie o wszystko.

– Nigdy cię nie okłamałam. – Wiedziałam jednak, że moje zapewnienia na nic się zdadzą.

– Przestań pieprzyć! – podniósł głos.

Drgnęłam, odwracając się w stronę pokoju Szymona.

– Nie chcę, żeby mały był świadkiem kłótni.

Zacisnął szczękę, ale po chwili wyraz jego twarzy delikatnie złagodniał.

– Chcę go poznać – powtórzył twardo.

– Daj mi trochę…

Przerwał mi w połowie zdania.

– …Czasu? Mam ci dać trochę czasu? Dziewczyno, jeżeli nie chcesz, żeby MÓJ syn był świadkiem naszych kłótni, to proszę cię, nie pierdol głupot. Miałaś chyba wystarczająco dużo czasu. – Nie umknęło mi, że mocno podkreślił słowo „mój”.

– A pomyślałeś o nim? Jak wpłynie na niego to, że przedstawię mu obcego mężczyznę i powiem: „Szymuś, to twój tata”.

Drgnął, gdy usłyszał imię brata.

– On ma trzy lata – kontynuowałam – rozumie dużo więcej, niż może się wydawać, i to może nie być dla niego komfortowa sytuacja. Może to źle znieść.

– A może to nie będzie dla ciebie komfortowa sytuacja, co? Może dziecko się zorientuje, że wciskałaś mu jakieś bzdury. Zresztą jak wciskasz pewnie wszystkim.

Bałam się, że za chwilę sama zacznę krzyczeć i obudzę Szymona.

– Nic mu nie wciskałam. Jedyne, co mu powiedziałam, to że jego taty nie ma z nami, bo musi pracować, ale gdyby mógł wybrać, to na pewno byłby z nami. – Czułam złość, ale miałam nadzieję, że wyglądam na spokojną, bo bardzo się starałam stłumić tę narastającą we mnie wściekłość. – A według ciebie co miałam mu powiedzieć? Że tatuś nie może, bo jest w więzieniu?

– Może. Może powinnaś mu jeszcze dodać, że sama się przyczyniłaś, żeby tatuś tam trafił – wycedził.

– Wolałam, żebyś tam siedział żywy, niż bym miała odwiedzać cię na cmentarzu. – Patrzyłam mu prosto w oczy, obydwoje byliśmy wściekli.

Wtedy otworzyły się drzwi od pokoju i wyszedł z niego mały chłopiec. Jeszcze nie zauważył Krzysztofa. Odwróciłam się do niego i przykucnęłam.

– Co tam, skarbie? Obudziłam cię?

– Mamo, z kim rozmawiasz? – Szedł do mnie, w ręku trzymał misia ubranego w strój policyjny. Przytulił się do mnie i wtedy zajrzał do pokoju, gdzie stał Krzysiek, wpatrzony w niego.

– Szymuś, to mój kolega, chwilę musieliśmy porozmawiać. Położyć cię spać? – Wzięłam go na ręce i chciałam skierować się do jego pokoiku.

Jednak mały miał inny plan, zaczął się wiercić i machać nogami. Musiałam go postawić na podłodze. Chwycił mnie za rękę.

– Nie. Będę spał z tobą.

– O nie, kolego.

Synek już tupał nóżką, próbując postawić na swoim. Spojrzałam na Krzysztofa. Przyglądał nam się z uwagą.

– Możesz chwilę posiedzieć z nami.

Szymon, gdy tylko to usłyszał, od razu puścił moją dłoń i podbiegł do łóżka, a następnie wdrapał się na nie z łatwością. W tej chwili wiedziałam, że będzie spał ze mną i żadna siła nie zmusi go do zmiany zdania. Miałam wrażenie, że charakter na pewno odziedziczył po ojcu.

– Przywitaj się ładnie, skarbie.

– Mam na imię Szymon. A ty?

– Krzysiek, mam na imię Krzysiek. – Przysiadł na rogu łóżka obok syna.

Ja usiadłam na fotelu, bo czułam, że nogi mogą odmówić mi posłuszeństwa.

– Masz bardzo fajnego misia – odezwał się do młodego.

– Jest policjantem. Ja też będę policjantem. – odparł z dumą Szymuś.

Krzysiek spojrzał na mnie z wysoko uniesioną brwią. Wzruszyłam lekko ramionami.

– To bardzo ważna decyzja. A powiedz mi, Szymon, ile masz lat? – Widziałam, że próbuje nawiązać z chłopcem rozmowę.

– Dwa, a jutro będę miał trzy, mam urodziny. Mama zabiera mnie na basen i kupi mi samochód policyjny, taki duży. – Mały pokazał wielkość, oddalając od siebie dłonie tak daleko, jak tylko potrafił. – Jak jesteś kolegą mamy, to pewnie możesz z nami iść na basen.

Otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia. Wiedziałam, że będzie chciał nawiązać kontakt z Szymonem, ale nie spodziewałam się, że uda mu się to tak szybko. Chciałam najpierw ustalić z nim jakieś zasady.

– Jestem pewna, że Krzysztof ma już swoje plany.

– Nie mam na jutro żadnych. – Spojrzał na mnie. Wydawało mi się, że dostrzegłam w jego spojrzeniu jakiś cień, jakby groźbę, w stylu „spróbuj mi zabronić”. – Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko, chętnie się z wami wybiorę.

– Nie mam.

Mały zaklaskał w dłonie.

– Może uda mi się uprosić mamę o taki samochód, co sam jeździ, a ja bym siedział w środku i kierował. – Szymon wypowiedział słowa konspiracyjnym szeptem, nachylając się w stronę Krzyśka, jakby zdradzał mu największą tajemnicę.

– Nie ma mowy – odpowiedziałam kategorycznie. – Nawet nie miałbyś go gdzie trzymać, masz w pokoju tyle zabawek.

– Ooo! – Mały zaczął podskakiwać na łóżku, po czym szybko z niego zszedł i chwycił zdziwionego Krzyśka za rękę. – Chodź, pokażę ci moje zabawki.

– Stop – szybko zainterweniowałam, na co spojrzeli na mnie rozczarowani, jakbym przerwała najlepszą na świecie zabawę. – Jest prawie północ. Powinieneś być już w łóżku i spać, bo inaczej prześpisz swoje urodziny. Umówmy się, że na basen pójdziemy o siedemnastej, na trzynastą przygotuję obiad, może wtedy zobaczysz zabawki Szymona?

– Tak! Pobawisz się ze mną? – Byłam w szoku, że mały tak szybko odnalazł z Krzyśkiem porozumienie.

– No jasne, młody. – Zmierzwił mu włosy i skierował się do wyjścia. – Widzimy się jutro.

Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, mały leżał już w moim łóżku i udawał, że śpi. Otuliłam go mocniej kołdrą i położyłam się obok. Zasnęłam dopiero nad ranem. Miałam nadzieję, że skoro Szymon położył się późno spać, to nie wstanie wcześnie. Myliłam się. Był tak podekscytowany dniem urodzin, że pobudkę urządził mi o siódmej. Po zjedzeniu śniadania i chwili zabawy zebraliśmy się do sklepu po obiecany wcześniej prezent. Po powrocie do domu przyszykowałam rzeczy na basen. Szymek co chwila dopytywał, czy już jest czas, aby Krzysiek nas odwiedził. Złościłam się na siebie, że zaproponowałam to spotkanie, ale i tak w końcu by do niego doszło, a wolałam to niż coś narzuconego przez Krzyśka.

Rozdział 3

Joanna

Pukanie do drzwi rozległo się równo o trzynastej. Obiad nie był gotowy, bo dłużej niż zamierzałam, zajęło mi wybieranie sukienki. Chciałam się mu podobać, to była głupia sytuacja. Sama nie rozumiałam swojego zachowania. Pobiegłam za małym, strofując go w międzyczasie, że sam pod żadnym pozorem nie może otwierać, bo nigdy nie można być pewnym, kto jest po drugiej stronie. Gdy tylko otworzyłam, zobaczyliśmy Krzysztofa i pojazd, który stał u jego stóp. W szoku rozchyliłam usta i po chwili je zamknęłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Mały aż zapiszczał z radości i zaczął podskakiwać.

– Cześć. – Mężczyzna odezwał się pierwszy. – O taki samochód chodziło?

– Tak! – Szymon krzyczał. – Mamo, mogę się przejechać? Możemy iść na dwór?

– Po obiedzie o tym porozmawiamy. – W tym momencie przypomniało mi się jedzenie znajdujące się w piekarniku. Pobiegłam do kuchni.

W głowie miałam tysiąc myśli. Byłam wściekła na Krzyśka, że kupił tak duży i drogi prezent bez uzgodnienia tego ze mną. On tymczasem samochód postawił w salonie. Słyszałam, jak Szymon pokazuje mu zabawki w swoim pokoju. Rozstawiłam talerze i sztućce na stole, po czym zaczęłam wyciągać kurczaka z piekarnika. Gdy już wszystko miałam przygotowane, weszłam do pokoiku. Zastałam ich na podłodze, gdzie mały układał właśnie swoje roboty. Widok był piękny. Krzysztof przy Szymonie wyglądał jak olbrzym. Rosły mężczyzna patrzył jednak przy tym na chłopca z ujmującą czułością. Wyczuł, że się im przyglądam, lecz gdy tylko jego wzrok skupił się na mnie, coś się w nim zmieniło, powróciła złość.

– Obiad już jest na stole. Chodźcie.

Pomogłam Szymonowi usiąść i pokroiłam mięso na jego talerzu. Gdy chciałam go nakarmić, usłyszałam:

– Ja sam.

Pozwoliłam mu na to, ale cały czas obserwowałam jego zmagania. Mały zaczął mówić z pełną buzią:

– Nie chcę iść na basen. Możemy iść do parku? Mógłbym pojechać swoim samochodem? Mamo? Krzysiek powiedział, że możemy.

– Powiedziałem, że powinieneś zapytać mamy – wtrącił na to mężczyzna.

– Możemy iść do parku. – Przystałam na tę zmianę planów. – A teraz musisz dokończyć jedzenie, bo jak nie zjesz, to nigdzie nie pójdziesz.

W duchu zaśmiałam się z ostatniego zdania, brzmiałam jak moja mama lata temu. Kiedyś zawsze powtarzałam sobie, że ze swoimi dziećmi będę rozmawiać inaczej. Mały naburmuszył się, ale zjadł wszystko. Zaproponowałam kawę, a Szymek w tym czasie oglądał bajkę. Krzysiek poszedł za mną do kuchni.

– Nie zamierzasz ze mną rozmawiać? – zapytał. – W sumie jakoś bardzo mi to nie przeszkadza, ale mogłabyś w końcu coś do mnie powiedzieć.

– Jestem na ciebie zła.

– Doprawdy? – rzucił ironicznie. – A o cóż to?

– O ten samochód. Wczoraj kategorycznie odmówiłam Szymonowi, jak zresztą robię już od jakiegoś czasu. Nie może dostawać wszystkiego, co tylko wymyśli. – Chciałam, żeby zrozumiał, o co mi chodzi. – Zresztą powinieneś to wcześniej ze mną uzgodnić.

– Tak jak ty uzgadniałaś do tej pory jego wychowanie ze mną? – Krzysiek zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. Rękę położył na blacie za mną.

Na chwilę przestałam oddychać, bo myślałam, że mnie pocałuje. Przez chwilę chyba on też o tym myślał, gdyż patrzył na moje usta. Jednak jego słowa były jak kubeł zimnej wody.

– Nie mam zamiaru niczego z tobą uzgadniać. Rozumiesz? Będę mu kupował, co tylko będę chciał. A ty będziesz siedziała cicho i nie będziesz tego komentować, bo już wystarczająco dużo mi odebrałaś.

W momencie, gdy kończył, do kuchni wpadł Szymek.

– Maaaaamooo. – Krzysiek odsunął się ode mnie, jednak chłopiec patrzył z zaskoczeniem to na mnie, to na niego. – Zadzwonisz do wujka Artura? Żeby Kacper mógł zobaczyć mój samochód.

– Mówiłam ci już, że wujek w ten weekend pracuje i Kacperek jest u babci. Gdyby wujek mógł, to przyprowadziłby go do ciebie, słonko, na urodziny. – Przykucnęłam przy synu. – Zaprosimy go w tygodniu. Albo może spotkacie się na placu zabaw, co?

– Może być. A możemy już iść?

– Zaraz wyciągnę dla ciebie jakąś bluzę, bo dziś jest chłodno, i możemy iść.

Spacerowaliśmy przeszło godzinę. Uśmiech chłopca rozgrzewał mi serce. Z Krzysztofem wymienialiśmy głównie zdawkowe uwagi na temat kierunku wycieczki lub pogody.

Rozdział 4

Joanna

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazało się również:

JEDEN NIEWINNY I PRZYPADKOWY INCYDENT, KTÓRY ZMIENIA WSZYSTKO.

Joanna jest dwudziestoparoletnią studentką, która przeprowadziła się z małego miasteczka do Płocka. Ma własne mieszkanie i dobrą pracę. Wiedzie spokojne, uporządkowane życie aż do dnia, kiedy zostaje osaczona przez przystojnego mężczyznę, którego spotyka na każdym kroku. Początkowa niechęć szybko przeradza się w uczucie niczym z bajki.

Wszystko zaczyna się komplikować, kiedy Joanna przypadkiem dowiaduje się, że mężczyzna jest gangsterem. Zawziętość i chorobliwa zazdrość Krzysztofa oraz nieustępliwość i własne zdanie Joanny powodują, że ich spotkania są pełne pasji, erotyzmu, a także wiecznych kłótni, rozstań i powrotów.

Moment życia to historia prawdziwej, trudnej i wytrwałej ponad wszystko miłości, dla której warto poświęcić życie.

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29

Moment życia. Ulotna chwila

Wydanie pierwsze

ISBN: 978-83-8219-415-9

© Joanna Zawadzka i Wydawnictwo Amare 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Paweł Pomianek

Korekta: Magdalena Brzezowska-Brocz

Okładka: Paulina Radomska-Skierkowska

Wydawnictwo Novae Res

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek