Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
A co, jeśli masz ostatnią szansę, aby usłyszeć głos ukochanej osoby?
Kiedy dochodzi do katastrofy budowlanej, uwięziona pod gruzami dziewczyna wie, że teraz ma jedyną możliwość, aby wyznać swoje uczucia. Lecz czy nie jest już na to za późno?
Emilia i Mikołaj poznali się osiem lat wcześniej, a ich znajomość nieustannie była wystawiana na różne próby. Oboje nosili w sobie wiele bólu, ale i tajemnic, które stopniowo wychodziły na jaw. Historia stworzona przez Michalinę Kowolik jest poruszająca od pierwszych wersów. Opowiada o sile miłości, o rodzinie, o braterstwie. Ale także zabiera czytelnika do świata, gdzie sekrety z przeszłości pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie i determinują przyszłość.
Mów do mnie to piękna historia miłosna, to powieść obyczajowa o oddaniu i przyjaźni, to także pełna dramatyzmu książka, która sprawi, że serca czytelników będą musiały na nowo się posklejać.
„Spojrzałam śmierci w oczy. To pozwoliło mi zrozumieć, że szczęście samo do mnie nie przyjdzie i że czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę, zaryzykować, odważyć się walczyć. Człowiek, który nic nie robi, więcej traci od tego, który robi coś cały czas. Jestem tego żywym przykładem. Właśnie dlatego teraz się odważyłam. Trochę późno, ale jak to mówią – lepiej późno niż wcale, prawda? Czuję, że jeszcze nigdy nie byłam tak odważna jak teraz, więc korzystając z tej chwili, muszę ci powiedzieć coś jeszcze. Zakochałam się w tobie tamtego marcowego dnia i kocham cię nadal, nawet bardziej. Tak jakby ten czas – całe osiem lat rozłąki – zamiast osłabić, tylko umocnił moją miłość. Nigdy nie powinnam była cię odtrącić, a ty nigdy nie powinieneś mnie zostawić. Taka prawda. Kocham cię – mimo wszystko i ponad wszystko.”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 238
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los, trzeba będzie stracić
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Za miłość też przyjdzie nam zapłacić.
Anna Jantar – Nic nie może wiecznie trwać
17 stycznia 2010
1.
EMILIA
Modlę się o to, aby odebrał. To moja jedyna szansa, może i nawet ostatnia na powiedzenie mu, że kocham. I chociaż dobrze wiem, że najprawdopodobniej jest już za późno na to, aby nasza wspólna historia zakończyła się happy endem, to jednak muszę spróbować. Przez całe życie byłam ostrożna. Zawsze robiłam to, co należało. Nie wychylałam się, nie ryzykowałam, nie walczyłam... Myślałam, że dzięki temu będę szczęśliwa, ale tak naprawdę przez swoją zachowawczość straciłam to, co okazało się dla mnie najcenniejsze – Mikołaja. Moją jedyną prawdziwą miłość. Moje niebo. Mój raj.
To nie twoja wina! – krzyczy głos w mojej głowie. Chcę go zagłuszyć, proszę, aby się zamknął, ale on staje się coraz donośniejszy, aż w końcu wypełnia wszystko. Dosłownie. Czuję go nawet w palcach u rąk. Ten głos ma rację. Nie ponoszę winy za to, co się stało, Mikołaj też nie. Kochaliśmy się, tak naprawdę, ale to nie wystarczyło, aby uchronić się przed tym, co nas spotkało.
Wybieram numer Mikołaja i po raz pierwszy w swoim dwudziestodziewięcioletnim życiu czuję, że robię to, co chcę zrobić, to, czego pragnę najbardziej – ze wszystkich moich pragnień – oraz to, za czym tęsknię każdego dnia i każdej nocy.
Mikołaj.
Czy mnie pamięta?
Czy tęskni?
Czy chociaż czasem wspomina, jak kładłam głowę na jego ramieniu? Jak razem piliśmy kawę w niedzielne poranki? Jak sprawiał, że czułam się przy nim najbardziej wyjątkową osobą na świecie?
A może nie jestem nawet wspomnieniem? Może mnie już nie ma, nie istnieję, może za sekundę rozpłynę się w powietrzu i nic już nie będzie miało znaczenia?
Może.
Może.
Może.
Na razie jednak wciąż istnieję i czuję w nogach narastający ból. Gdzieś w oddali słyszę jakieś skrzypnięcie – trzask – tak jakby coś spadało. I po chwili to coś uderza z tak wielką siłą, że towarzyszący temu dźwięk wprost zatyka mi uszy. Dodatkowo zaczynam kaszleć z powodu pyłu, który wchodzi mi do gardła i nosa.
– Proszę cię, Mikołaju, odbierz, zanim będzie za późno – szepczę sama do siebie.
Co z tego, że jest pierwsza w nocy, a ja nawet nie wiem, gdzie się znajduję.
Nie, chwila, wiem.
Staram się wytężyć umysł, aby dostrzec wszystkie szczegóły, nawet te najdrobniejsze. Wokół mnie panuje całkowita ciemność, ale mimo to jestem pewna, że mam na sobie zieloną sukienkę na ramiączkach kończącą się przed kolanami oraz czarne szpilki, a na włosach francuza połączonego z kokiem. Moja najlepsza przyjaciółka wyciągnęła mnie na zabawę karnawałową. Tłumaczyła, że muszę się zabawić, na chwilę zapomnieć o wszystkich obowiązkach, które na mnie ciążą, i dać szansę Olkowi, od roku starającemu się o moje względy.
Na samym początku nie chciałam iść, ale Karina należy do osób, które zawsze stawiają na swoim. W moim przypadku też nie mogło być inaczej. Zgodziłam się, chociaż zastrzegłam, aby broń Boże nie próbowała mnie swatać. Miałam po dziurki w nosie jej kandydatów na męża dla mnie. Po pierwsze dlatego, że od zawsze gustowałyśmy w innym typie facetów (ona woli umięśnionych brunetów, ja wysokich blondynów), a po drugie, nie lubię, gdy ktoś narzuca mi kogoś, mówiąc: „masz i bierz”. To od razu mnie odstrasza.
Olek należy do miłych, sympatycznych i wiecznie uśmiechniętych mężczyzn. Ma brązowe oczy oraz włosy w kolorze miodu ścięte przy samej skórze. Jest wysoki, szczupły, a w garniturze przypomina amanta z filmów z najwyższej półki. Teoretycznie mogłabym się zakochać w kimś takim jak on gdyby nie fakt, że moje serce zostało już zajęte przez wysokiego ciemnego blondyna o oczach tak niebieskich jak niebo w najbardziej pogodnie dni lata.
Ten jeden jakże mały szczegół wszystko zmienia. Sprawia, że nie jestem w stanie stworzyć zdrowego związku z kimś, komu na mnie naprawdę zależy. A chcę... Próbuję... Jednak za każdym razem, gdy już kogoś poznaję, uświadamiam sobie, że szukam w tym człowieku cech Mikołaja. Chcę, aby mówił tak jak on, chodził jak on, nucił pod nosem jak on, pachniał jak on. W skrócie chcę, aby stał się nim – moim kochanym Mikołajem.
To jest chore!
Gdy w końcu to sobie uświadamiam, dociera do mnie fakt, że jeśli nie zawalczę o swoją miłość, to do końca życia będę sama.
Czy walczę?
Ha! Moje wewnętrzne ja każdego dnia powtarza, że jeśli on naprawdę by mnie kochał, to sam zrobiłby pierwszy krok. Napisał. Zadzwonił. Przyjechał.
Czekam.
Nie wiem na co, ale przez cały czas czekam. I pewnie gdyby nie to, co się stało, czekałabym dalej.
Mój prawy policzek zaczyna boleć od ciągłego leżenia na jednej stronie, ale nic nie mogę na to zaradzić, ponieważ coś przygniata dolną część mojego ciała – od pośladków w dół. Nie dociera do mnie żadne światło, nie potrafię nigdzie dostrzec nawet delikatnej smugi – jedynym jego źródłem jest w tej chwili ekran mojego telefonu.
Zanim po raz kolejny wybiorę numer Mikołaja, podnoszę rękę, w której trzymam komórkę, i próbuję cokolwiek dostrzec. Otaczają mnie kawałki kafelków, jakieś druty, cegły i jeszcze wiele innych rzeczy, których nie potrafię rozpoznać.
To się stało tak nagle...
Wzięłam swoją małą czarną torebkę i wyszłam z sali głównej, gdzie właśnie orkiestra zapraszała wszystkich na parkiet. Zmierzałam w stronę toalet, ale czy tam dotarłam? Pamiętam jedynie huk i krzyki przerażonych ludzi. Nawet nie wiem, czy ja również krzyczałam. Możliwe, że na chwilę straciłam przytomność, a gdy doszłam do siebie, było już po wszystkim. Leżałam gdzieś głęboko pod kupą gruzu i mocno ściskałam w dłoni torebkę. Chciałam się poruszyć, ale zostałam przygnieciona czymś, co z pewnością było kawałkiem ściany, więc zostałam zmuszona do pozostania w miejscu. Nie wiem, ile minęło czasu, zanim do mnie dotarło, że moje życie najprawdopodobniej dobiega końca. Minuta, dwie, a może godzina? Trudno we wszystkim się odnaleźć, gdy wokół panuje ciemność, a jeszcze trudniej, gdy człowiek uświadamia sobie, że może umrzeć, nie powiedziawszy „kocham” najważniejszej osobie w swoim życiu.
I to właśnie wtedy uzmysłowiłam sobie, że moje palce coś ściskają i że tym czymś jest torebka, w której mam telefon.
To cud!
Zaraz po tym, jak go wyciągnęłam i ujrzałam trzy kreski zasięgu, zadzwoniłam pod numer alarmowy i poinformowałam o zawaleniu się budynku restauracji Panama. Z jakich przyczyn? Ilu rannych? Jakie szkody? Pytania, które usłyszałam, wywołały u mnie napad histerycznego śmiechu. Nie wiedziałam, co się stało, bo skąd mogłam wiedzieć? Byłam tylko młodą kobietą, która znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Wcześniej krzyczałam „Czy ktoś mnie słyszy?”, ale nikt nie odpowiadał. Może zawalony dach i ściany oddzieliły mnie od reszty? Tak, z całą pewnością inni też żyli. Karina, Igor i Olek. Musieli żyć.
Drżącymi palcami wystukałam dziewięć cyfr, które znałam na pamięć, nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
Jeśli miały to być ostatnie minuty mojego życia, to chciałam je w pełni wykorzystać, aby odchodząc z tego świata, nie żałować niczego.
Mikołaj musiał odebrać.
Głęboko wierzyłam w to, że jeśli Bóg sprawił, iż miałam przy sobie telefon, to miał w tym jakiś cel i pozwoli na to, że ten ostatni raz usłyszę głos mężczyzny mojego życia.
2.
MIKOŁAJ
– Ktoś dzwoni. – Sabina, nie otwierając oczu, szturcha Mikołaja w ramię. – No odbierz!
Mężczyzna jedną ręką przeciera zaspaną twarz, a drugą sięga po leżący na szafce nocnej telefon komórkowy. Kto mógł telefonować do niego w środku nocy?
– Halo... – mówi, nawet nie sprawdzając numeru.
– Cześć, Mikołaj. Już się bałam, że nie odbierzesz.
Zna ten głos.
Szybko zrzuca z siebie kołdrę i siada na łóżku. Nie, to niemożliwe – powtarza w myślach. – A może jednak?
– Jesteś tam?
– Tak, jestem... – wykrztusza w końcu z siebie.
Wstaje i wychodzi z sypialni, zamykając drzwi. Nie chce rozbudzić Sabiny ani tym bardziej tłumaczyć jej, z kim rozmawia i kiedy skończy.
– Przepraszam, że cię obudziłam, ale muszę z tobą porozmawiać.
– Nic nie szkodzi.
Wkracza do małej, pomalowanej na pomarańczowo kuchni. Z parapetu bierze papierosy, popielniczkę i zapalniczkę, po czym siada przy dobudowanym do ściany stoliku dla dwóch osób.
Emilia. Mila. Milka.
Odpala marlboro i głęboko się nim zaciąga. Ma na sobie jedynie szare bokserki, ale nie czuje zimna. Pomimo kilkustopniowego mrozu panującego na dworze w mieszkaniu jest ciepło i przytulnie.
– Jesteś zaskoczony, że dzwonię, prawda?
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Jest środek nocy... Nie wiem dokładnie, która godzina...
– Jest po pierwszej.
– Po pierwszej – powtarza Mikołaj, obracając w palcach srebrną zapalniczkę zippo.
Gasi peta w popielniczce i od razu sięga po następnego papierosa. Drży, ale nie z chłodu, tylko z emocji, które powoli zaczyna odczuwać w całym ciele.
– Mila, czy coś się dzieje? – pyta.
– Tak... – Słyszy, jak kobieta bierze głęboki wdech. – Karina wyciągnęła mnie na zabawę karnawałową. Nie chciałam iść, ale wiesz, jaka ona jest. Chodzi za tobą tak długo, aż się zgodzisz i zrobisz to, co ma w planach. Tak więc włożyłam sukienkę, zrobiłam sobie fryzurę, makijaż i poszłam... Zespół grał naprawdę dobrze, nawet wokalistka bezbłędnie wykonała numer Anny Jantar, co wprawiło mnie w osłupienie. Później atmosfera trochę się zmieniła. Olek chciał ze mną porozmawiać. Wiedziałam, że wcześniej czy później do tego dojdzie, ale nie byłam jeszcze na to gotowa. Wzięłam więc szybko torebkę i wykręciłam się od tego, mówiąc, że muszę iść do toalety.
Nagle Emilia milknie, w słuchawce Mikołaj słyszy jedynie jej cichy oddech.
– Kim jest Olek? – pyta po minucie.
– To mój przyjaciel, któremu na mnie zależy, a którego ja... ranię swoją obojętnością.
– On cię kocha.
– Tak, ale ja... ja go nie kocham, Mikołaj, nie kocham.
– Dlaczego więc po prostu mu tego nie powiesz?
– Bo nie potrafię komuś złamać serca. To najgorsza zbrodnia ze wszystkich, jakie można popełnić.
– W takim razie jestem ostatnią osobą na świecie, z którą powinnaś rozmawiać i od której powinnaś oczekiwać jakichkolwiek rad.
– Nic nie rozumiesz.
– Mila, ja wielu rzeczy nie rozumiem. Na przykład tego, dlaczego do mnie dzwonisz teraz, o pierwszej w nocy, po tylu latach milczenia?
– Jak powiem ci, że tęskniłam, to uwierzysz?
– Ach, Mila...
– Odpowiedz.
Mikołaj wstaje od stołu i podchodzi do okna. Odsłania ręką firanę i spogląda na zaśnieżoną ulicę. Gdzieś tam jest Emilia, która kiedyś była całym jego światem i która teraz mówi mu, że za nim tęskni. Czy jej wierzy? To pytanie nie wymaga głębszego zastanowienia. Oczywiście, że jej wierzy. Emilia jest jedyną osobą na świecie, która nigdy go nie okłamała.
– Wierzę ci – mówi zgodnie z prawdą.
– A ty? – pyta.
– A ja co?
– Tęsknisz za mną?
– Mila, to nie jest takie proste.
Jak ma jej powiedzieć, że w sypialni śpi Sabina – jego narzeczona, którą za osiem dni ma poślubić.
– To jest proste, tylko że ty to sobie utrudniasz.
– Nie uważasz, że przeszłość powinno się zostawiać za sobą?
– Mikołaj, jeśli kogoś masz, to nie musisz tego przede mną ukrywać.
– Wiem.
– Więc jak, masz kogoś?
– Mam.
– To dobrze, to dobrze... Ale pozwolisz, że zmienię temat... – Głęboko wzdycha. – Posłuchaj, kiedyś powiedziałeś mi, że zawsze mogę na ciebie liczyć, że pomożesz mi, gdy będę potrzebować twojej pomocy... Pamiętasz?
– Oczywiście, że pamiętam. Nadal możesz na mnie liczyć.
– Mam małą prośbę.
– Słucham?
– Mów do mnie.
– Co?
– Mów do mnie – powtarza. – Cały czas do mnie mów. Proszę, to moja jedyna prośba.
– Ale o co chodzi? Mi... – Urywa, widząc, jak ulicą jedzie straż pożarna na sygnale. Za nią kolejna i kolejna. I pogotowie. I policja.
– Mikołaj, mów do mnie! – krzyczy Emilia, a później kilka razy cicho kaszle. – O nic więcej cię nie proszę.
Mikołaj odsuwa się od okna. Coś w głosie Emilii przeraża go, ale nie wie jeszcze co. Jest jednak pewien, że ta rozmowa zmienia wszystko, wywraca całe jego dotychczasowe życie do góry nogami.