Na dwoje babka grzeszyła - Michał Krawczyk - ebook + audiobook + książka

Na dwoje babka grzeszyła ebook i audiobook

Michał Krawczyk

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jeśli oglądaliście serial „Grace i Frankie”, pokochacie przebojowe babcie Michała Krawczyka. Jego poczuciem humoru zachwyciła się najprawdziwsza hrabina polskiego kabaretu, Joanna Kołaczkowska. „NA DWOJE BABKA GRZESZYŁA” to przewrotna, zaskakująca, komediowa opowieść o codzienności seniorek z Żyworódki, które burzą wizerunek tradycyjnych polskich babć. Marcela to aktywistka i orędowniczka życia, która nieustannie wpada na szalone pomysły, aby nie dać sobie przestrzeni na nudę. Fatima jest zielarką powszechnie znaną z produkcji trucizn. Jednak uznała, że pora wreszcie poważnie przygotować się do ostatniej, najważniejszej podróży. Czy rzeczywistość w Żyworódce będzie im sprzyjać? Czy są gotowe na niespodzianki i zaskoczenia? Jakie grzeszki mają na sumieniu? Czy przejdą pomyślnie test na przyjaźń? Czytajcie i bawcie się dobrze!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 51 min

Lektor: Michal Krawczyk
Oceny
3,9 (315 ocen)
140
70
48
37
20
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anmanika

Nie polecam

strata czasu, nudne i powtarzające się, pół książki to jakby czytać etykiety w Hebe.
102
nodla
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam humor Michała Krawczyka. Zapoczątkowana historia w debiucie autora „Przypadek, nie sądzę”, dwóch seniorek mających nierówno pod sufitem, była tylko przedsmakiem mieszanki wybuchowej, jaka na Was czeka w kontynuacji ich przygód w rytmie disco polo w premierze „Na dwoje babka grzeszyła”. Najzabawniejszy duet „Black and Pink” komediowy, jaki poznałam dotychczas, powraca! Fatima i Marcela powracają i to w jakim wydaniu! Dla pierwszej Modlitewnik stanowi codzienność, dla drugiej Kamasutra. Jedna pragnie zgonu, druga pobudzać do życia wszystko, co jest poniżej pasa. Jedna w pantalonach, druga bez kroczą przez życie wg swoich własnych wartości. Polecam tylko dorosłym i ze zluzowanymi majtasami😁
62
Ksiazkowiesci

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna komedia, choć poczucie humoru nie jest dla każdego,to ja babcie totalnie uwielbiam! Bardzo się cieszę, że moje chichrotki powróciły i to w jakim stylu! Taki cyrk bez kółek to tylko Marcela i Fatima potrafią. Jeśli szukacie książki absurdalnie śmiesznej, gdzie jedyną granicą przypału jest wyobraźnia Autora,to Na dwoje babka grzeszyła jest właśnie dla Was. Ja z całego serca POLECAM. Normalnie kocham te wariatki i mam nadzieję, że jeszcze wrócą.
40
anncze515

Nie oderwiesz się od lektury

książka SUPER ,warto przeczytać ,śmiałam się od pierwszej kartki
30
iwoncia11

Z braku laku…

Nie dałam rady skończyć czytania.
10

Popularność




7 DNi WCZEsNIEJ

Marceli z radości aż zaświeciły się oczy, kiedy o tym przeczytała. Jak dobrze, że wracając ze spontanicznych warsztatów ,,Posłuchaj, co mówi do Ciebie Twoje ciało” kupiła tę gazetę w warszawskim saloniku prasowym. W przeciwnym razie nie miałaby szansy, aby wpłynąć na to, żeby uśmiechnął się do niej los. Ucieszyła się, że przejrzała ją od deski do deski i miała możliwość trafić na tę stronę, bo przeważnie tylko wachlowała się gazetami, nie zważając na treści, które były zawarte w środku.

– To nie mógł być przypadek – powiedziała i od razu na myśl przyszedł jej tytuł komedii obyczajowej ,,Przypadek? Nie sądzę!”, którą widziała na TOP10 najlepiej sprzedających się powieści w Empiku. Jej autorem był wschodzący, młodziutki autor o śnieżnobiałym uśmiechu. Widziała jego zdjęcia i aż zmiękły jej nogi. Był niezwykle fotogeniczny. Lubiła zwracać uwagę na takich młodzieniaszków o urodzie baby face. Chętnie umówiłaby się z nim na randkę. Jednak, kiedy zaczęła o tym myśleć, uznała, że nie chciałaby angażować się w tę relację. Marcela nie mogłaby mieć mężczyzny pisarza, bo wiedziała, że tacy to ciężka partia. Myślą tylko o swoich bajkach, które piszą; siedząc, gniotą jaja na krześle przed komputerem, a jej zdaniem to niezdrowe dla płodności, i hodują hemoroidy. Ona potrzebowała mężczyzny, który myślałby tylko o niej, a nie o swoich urojonych bohaterach literackich. To ona była Bohaterką przez duże B. W dodatku z tego pisania zarobki są jedną wielką niewiadomą, bo sam autor nie może ocenić, ile książek sprzeda. Marcela chciałaby mieć faceta, który ma stałe, comiesięczne wpływy i wie, ile zarobi. Ona nie może jednego miesiąca jeść kawioru, a kolejnego mielonki. Przede wszystkim te wpływy muszą być duże. Plus oczywiście premie, wyjazdy, kolacje służbowe, z których ona mogłaby w pełni korzystać.

Wierne czytelniczki. Ach! No właśnie! One mogą być dużym problemem w związku, bo Marcela nie chciałaby dzielić swojego mężczyzny z innymi babami. Psychofanki. Tak, sama kiedyś była fanatyczką pewnego pisarza. W sumie nie wie, jakie dzieła stworzył, bo to jej kompletnie nie obchodziło, ale bardzo jej się podobał i jeździła za nim na spotkania autorskie. Kilka razy na adres wydawnictwa wysłała mu swoje majteczki z perełkami i listy ostemplowane ustami. Nawet próbowała pisać dla niego wiersze z grafomanią w roli podmiotu lirycznego. Po pewnym czasie ogłoszono, że tenże bestsellerowy autor, co doskonale się zgadzało, bo dla niej był The Best, zaczął pisać pod pseudonimem i obecnie jest nie do namierzenia.

Dodatkowo słyszała o badaniach, z których wynikało, że ludzie nie czytają książek, więc jak nie czytają, to nie kupują. Dla Marceli całe to pisanie wydawało się kompletnie niedochodowe, więc doszła do wniosku, że ten młodziutki Krawczyk jest biedny jak mysz kościelna i najprawdopodobniej żyje z chwilówek. Nawet się jej go żal zrobiło. Jednak nie była w stanie poratować go pożyczką.

Dla niej prawdziwy facet musi być szefem, dyrektorem, prezesem. Wtedy ma z nim o czym rozmawiać. Poza tym Marcela uwielbia mężczyzn w garniturach. Tacy bardzo ją kręcą. A wiadomo - garnitury noszą tylko wysokiej rangi prezesi.

Teraz uznała, że nie będzie myśleć o jakimś tam Krawczyku, który powinien zabrać się za normalną robotę, zwłaszcza że musiała niezwłocznie wypełnić ankietę, na którą niespodziewanie wpadła.

– Natychmiast! – Popędziła samą siebie, zwłaszcza że miała do wypełnienia dwie ankiety, bo zasady nakazywały, aby na taką samą odpowiedziała druga z zainteresowanych przyjaciółek. Marcela od razu uznała, że wypełni ją w imieniu Fatimy.

– Ten ciemniak, bo do Cambridge mentalnego jej bardzo daleko, na pewno nie będzie tym zainteresowany, więc nawet nie będę jej pytać – stwierdziła, sięgnęła po długopis z różowym pomponem, położyła się na łóżku i, uderzając piętami lekko o pośladki, przystąpiła do wypełniania kwestionariusza.

IMIĘ: Marcela

NAZWISKO:Kociokwik

DRUGIE IMIĘ:oficjalnie: Sława. Nieoficjalnie: Bolesława

ZNAK ZODIAKU:który? Europejski czy chiński?

MIEJSCE ZAMIESZKANIA:cały świat

WIEK:młodzieńczy

JESTEM:zajebista

LUBIĘ:całe swoje ciało. KOCHAM JE!!!!!

MAM OCHOTĘ NA:seks. KOCHAM SEKS!!!!!

MAM BZIKA NA PUNKCIE:wszystkich przystojniaków

CHCIAŁABYM: kochać i być kochaną (czytaj: mieć faceta)

MÓJ SPOSÓB NA CHANDRĘ TO:szybka randka

NIE UMIEM OBYĆ SIĘ BEZ: toczka na głowie

MOJĄ ZALETĄ JEST: zajebistość

MOJĄ WADĄ JEST: nie rozumiem pytania

MOJA SŁABOŚĆ TO: nie jestem słaba (co za idiota wymyślił to pytanie?)

MOJE ŻYCIOWE MOTTO: baw się, hulaj i szalej

NIE LUBIĘ: jak facet oszukuje, kłamie i wodzi za nos

BOJĘ SIĘ: niczego się nie boję

PODZIWIAM: swoją zajebistość

CHCIAŁABYM: wyjechać do Dubaju

Skończyła, uznając, że ankieta jest zdecydowanie za krótka i dopisałaby jeszcze kilka innych pytań, m.in.: o największą przygodę swojego życia, o życzenia do złotej rybki, o to, gdzie wyobraża siebie za dziesięć lat, kim chciałaby zostać w przyszłości, kogo zaprosiłaby na romantyczną kolację i na co byłaby gotowa wydać najwięcej pieniędzy. Na pewno zadałaby sobie mnóstwo pytań o mężczyzn i stosunki z nimi.

Jednak bezzwłocznie przeszła do wypełniania takiej samej, ale w imieniu Fatimy.

Podobnie, jak w przypadku swojej ankiety, zrobiła to ekspresowo i bez najmniejszego trudu.

IMIĘ: Fatima

NAZWISKO: Wierniewicz

DRUGIE IMIĘ: chyba Maryja

ZNAK ZODIAKU:który? Europejski czy chiński?

MIEJSCE ZAMIESZKANIA: zadupie, wygwizdowo, Żyworódka

WIEK: starość

JESTEM:stara, głupia, tępa i zacofana

LUBIĘ: jarać zioła oraz pić swoje napary, mikstury i trucizny ziołowe

MAM OCHOTĘ NA: zajaranie zioła oraz napicie się swoich naparów, mikstur i trucizn ziołowych

MAM BZIKA NA PUNKCIE: jarania ziół oraz picia swoich naparów, mikstur i trucizn ziołowych

CHCIAŁABYM: zajarać zioła oraz napić się swoich naparów, mikstur i trucizn ziołowych

MÓJ SPOSÓB NA CHANDRĘ TO: jaranie zioła oraz picie swoich naparów, mikstur i trucizn ziołowych

NIE UMIEM OBYĆ SIĘ BEZ: jarania zioła oraz picia swoich naparów, mikstur i trucizn ziołowych

MOJĄ ZALETĄ JEST: nie mam czegoś takiego

MOJĄ WADĄ JEST: rozumiem pytanie, ale wad jest dużo. Nie wystarczy miejsca

MOJA SŁABOŚĆ TO:z ziół jestem słaba

MOJE ŻYCIOWE MOTTO: Wszyscy umrzemy. Szczęśliwy ten, kto zrobi to szybciej!

NIE LUBIĘ: Szatana i sił nieczystych

BOJĘ SIĘ: Szatana i sił nieczystych

PODZIWIAM: moją młodziutką przyjaciółkę MarcelęSławę Kociokwik

CHCIAŁABYM: jak najszybciej umrzeć

Po wszystkim Marcela jeszcze raz przeczytała regulamin. Zrozumiała go bez problemu. Dokładnie i priorytetowo wykonała to, o co w nim poproszono. Resztę dnia spędziła w poczuciu dobrze zrealizowanego obowiązku. Była szczęśliwa. Czuła się zajebiście. Zresztą swojego fantastycznego poczucia zajebistości nigdy nie traciła.

ROZDZIAŁ 1

Marcela od samego rana podśpiewywała piosenkę zespołuWeekend, co rusz rytmicznie kręcąc biodrami.

Bo Ty jesteś zajebista, to sprawa jest oczywista.Wyrosłaś na mądrą dziewczynę, dla Ciebie zabiję lub zginę.

Dodatkowo angażowała także ręce, którymi pracowała tak, jakby falowały na wietrze. Wyglądała na instruktorkę gimnastyki słowiańskiej. Jej ruchy były pełne wdzięku, gracji, lekkości, a przede wszystkim niebywałej kobiecości. Swój seksapil odkryła już dawno, ale o tym, jak bardzo jest zajebista, przekonuje się każdego dnia, często sama dostrzegając tę swoją bombowość.

– Jeśli ktoś jest zajebisty, tak jak ja, to nie trzeba mu tego mówić. To się rozumie samo przez się – głośno uspokaja samą siebie, kiedy nie słyszy pochwał kierowanych w swoją stronę. Jednak,w głębi swojego zajebistego ciała i zajebistej duszy, pragnie słyszeć komplementy jak najczęściej. Uwielbia się nimi upajać i żywić. One jeszcze bardziej napędzają ją do życia. Często je wymusza, byleby tylko usłyszeć, że: „pięknie pani wygląda”, ,,ma pani śliczny uśmiech” albo ,,przed taką niezwykłą kobietą uklęknąłbym na jedno kolano”. Przy tym ostatnim Marcela zawsze żąda, aby komplementujący (oczywiście w grę wchodzi tylko osobnik płci męskiej) w odniesieniu do jej osoby zamienił słowo kobietana dziewczyna (bo ona czuje się młodziutką dziewczyną) oraz podjął decyzję o uklęknięciu na oba kolana. To jeszcze bardziej potęguje jej poczucie zajebistości. Jednak kiedy nie jest komplementowana i w pobliżu nie ma osoby, która mogłaby ją chwalić, albo na której można byłoby to wymusić, to musi liczyć na siebie i obsypywać się superlatywami, kiedy tylko odczuwa ich potrzebę. W jej prywatnej piramidzie to właśnie one zajmują miejsce na samej górze. Nawet oddychanie nie jest dla niej tak ważne. Jednak, kiedy już oddycha, to również zajebiście.

O ile na ruchy ciała Marceli można patrzeć godzinami, to słuchanie jej już powyżej jednej setnej sekundy powoduje zaburzenia pracy błędnika, a następnie silny ból głowy, nudności, wymioty, szum w uszach oraz oczopląs. Ten ostatni też dlatego, że Marcela ma na sobie wszystkie odcienie różu, który kocha. Na całe szczęście z wzajemnością, bo idealnie pasuje do jej karnacji. Jednak musi być spełniony jeden warunek, czyli umiar. Marcela potrafi przesadzić z różem, jednak sama nie widzi tej przesady. Ona wielu rzeczy nie widzi, ale należy tłumaczyć to faktem, że zajebistość ogranicza jej pole widzenia. Dla niej wszystko jest tak, jak należy: hurtowe ilości różu na policzkach w połączeniu z pstrokatą różową apaszką na szyi, noszoną nawet do szlafroka o wieloróżowych barwach, różowe kapcie z różowym pomponem i do tego zestawu priorytetowy element, czyli różowy toczek na głowie. Marcela mogłaby wyjść z domu z gołym tyłkiem, ale bez toczka nie ruszyłaby się nawet pół centymetra. To jej znak rozpoznawczy. Pomimo tego, że swój tyłek uważa za wybitnie zajebisty, to nie chciałaby, aby rozpoznawano ją wyłącznie od tyłu.

Większość społeczeństwa rozpoczyna swój dzień od kawy, ewentualnie od wody z cytryną na czczo. Marcela każdy dzień zaczyna od tego, że przy pomocy lakieru super extra strong połysk formuje ze swoich włosów coś, co kształtem przypomina kretowisko i na to coś, przy pomocy niepoliczalnej ilości wsuwek, wpina toczek. Całość finalnie wygląda tak, jakby na kretowisku spoczął jeż. Nawet wiatr halny nie dałby rady naruszyć tak stworzonej konstrukcji, a tym bardziej profesjonalny, antystatyczny, mocny grzebień z włókna węglowego ze szpikulcem. Fryzura mogłaby brać udział w testach na wytrzymałość w sytuacjach ekstremalnych.

Szczęśliwy ten, kto o poranku nie słyszał wydawanych przez nią dźwięków, bo kobieta nie potrafiła dopasować tonacji do swojej skali głosu. Nie miała odsłuchu, więc lekko się przejęła, bo alt nie wyszedł tak genialnie, jak sobie zaplanowała. Niepotrzebnie całkowicie domknęła struny głosowe wyśpiewując ,,Bo Ty jesteś zajebista”. Zresztą, gdyby posiadała tę umiejętność, to niczego by to nie zmieniło, bo Marcela nie ma ani krzty talentu muzycznego. Chociaż sama uważa, że śpiewa zajebiście i w związku z tym wciąż czeka,aż zgłosi się do niej popularna wytwórnia muzyczna, aby w pełni sfinansować wydanie jej płyty, a następnie przygotować pełną atrakcji trasę koncertową po Polsce. Ba, po świecie! Marcela wystąpiła już w większości klubów karaoke. Śpiewała tam dla ludzi w różnym stanie upojenia alkoholowego, więc teraz najwyższa pora na światowe i zagraniczne sceny. Kiedyś oglądała fragmenty koncertu Madonny, Nicki Minaj, Cher i Katy Perry na YouTube. Każda dała takiego ognia, że Marcelęaż wbiło w fotel, co rzadko kiedy się zdarza. Jak już się z tego fotela wybiła, to stwierdziła, że ona dałaby jeszcze większego ognia. Takiego, jakiego świat nie widział. Z iluminacjami, efektami 3D oraz przystojnymi tancerzami, którzy na scenie wiliby się wokół jej ciała. Mogłaby zrobić takie show, że mówiliby o nim wszyscy, a do całego wszechświata przedarłaby się informacja, że Marcela jest Performerką i Artystką. Oczywiście dużymi literami. W Żyworódce, w której mieszka, jest uznawana przez wszystkich mieszkańców za Pieprzniętą Wariatkę. Też przez duże P i W.

Kiedy Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę, to natychmiast dowiedzieli się o tym wszyscy. Zresztą nadal trąbią o tym w podręcznikach, encyklopediach, kompendiach i leksykonach. Marcela jest więc pewna, że taką siłę przebicia, a nawet większą, mogłaby mieć informacja o jej show. Uważa, że jest godna tego, aby mówił o niej świat. Ważne, byleby tylko w samych superlatywach oraz aby nikt nie przekręcił nazwiska, na które ciężko pracuje. Zresztą Marcela swego czasu myślała o tym, aby je zmienić.

– Skoro pragnę występować na świecie, muszę nazywać się bardziej zajebiście niż Kociokwik! – Pewnego razu ni z gruchy, ni z pietruchy stwierdziła, rozmawiając z trenerem pole dance, który cierpliwie próbował wytłumaczyć jej podstawową figurę, jaką jest krzesełko na rurze. Pole dance było jedną z atrakcji wakacyjnego tygodnia aktywizacji „Zatrzymaj czas” dla seniorów w Lądku Zdroju, na który Marcela wybrała się z ogromną chęcią. Oczywiście w kwestionariuszu zgłoszeniowym przekreśliła słowo senior. Marcela w każdym wniosku skreśla ten wyraz, a nawet zamazuje go różowym markerem, który zawsze nosi w torebce. Robi to zgodnie z wytycznymi, bo każdy wniosek zawiera informację niepotrzebne skreślić, więc z pełną odpowiedzialnością skreśla to, co uważa za stosowne. Dla niej słowo senior jest niepotrzebne, a tym bardziej nieludzkie jest wyrażanie się o niej jako o seniorce. Marcela przecież tak się nie czuje i nikt nie ma prawa tak o niej mówić. W dowodzie osobistym ma osiemdziesiąt lat i tej informacji nie może skreślić, ale zamazać już tak, co oczywiście z dziką przyjemnością zrobiła. Marcela czuje się na osiemnaście, a często na szesnaście lat. I to jest dla niej najważniejsze. Dla niej nie ma czegoś takiego jak wiek. Ona ustaliła, że jest młoda, a swoich ustaleń zawsze się trzyma i jest ich pewna. Tak samo, jak pewna jest swojej zajebistości.

–Pewne jest, że wszyscy umrzemy – kiedyś usłyszała od przyjaciółki Fatimy, ale w okamgnieniu skwitowała to zdaniem:

–Pewne jest tylko to, że jestem zajebista! –Po czym wypiła litr oryginalnych ziół szwedzkich z alkoholem, które wspomagały procesy trawienne, ale w przypadku Marceli wpłynęły również na wzmocnienie jej pewności na temat swojej zajebistości.

– Niech pani zwróci uwagę, że Tomasz nazywa się Kot i osiąga sukces nawet za granicą. Proszę spać spokojnie i nic nie zmieniać – odpowiedział trener pole dance i posłał jej uśmiech.

Odwzajemniła ten serdeczny wyraz twarzy, bo najzwyczajniej w świecie nie mogła się nie odpłacić. Turboprzystojny instruktor, którego Marcela ozłociła już w chwili pierwszego spotkania, dokładnie wtedy, gdy ściskał jej dłoń wysadzoną pierścionkami, ubrany był w legginsy, które idealnie podkreślały jego przyrodzenie.

Prawda była taka, że Marceli nie interesowało pole dance, bo to wymagający rodzaj akrobatyki, w dodatku trzeba było zdjąć biżuterię, toczek oraz mieć dużo siły, której ona, filigranowa kobieta, nie posiadała. Jednak zdecydowała się przez tydzień uczestniczyć w zajęciach, aby popatrzeć na genitalia trenerów w tych bardzo przylegających do ciała legginsach, bokserkach i spodenkach z siatki. Zresztą, oprócz przyrodzeń, mogła podpatrywać klaty, sześciopaki, silne ramiona, bicepsy, tricepsy i pośladki. Z tych zajęć wróciła bardzo opatrzona. Do tego stopnia opatrzona, że pod wpływem tego opatrzenia postanowiła wysłać swoje zgłoszenie do pracy na kilku uczelniach wyższych. Jej propozycją było objęcie kierunków biologicznych nauczaniem studentów takiego przedmiotu jak „Anatomia intymna mężczyzny”. Marcela po tygodniu patrzenia na pole dance, a w zasadzie na siusiaki, stwierdziła, że o układzie rozrodczym osobników płci męskiej wie więcej od profesorów zwyczajnych, nadzwyczajnych, habilitowanych i honorowych.

Zresztą dla Marceli wiedza to wynik praktyki i obserwacji, a nie czytania podręczników, a tym bardziej opasłych tomiszczy w twardej oprawie. Jest pewna, że byłaby idealna jako wykładowczyni. Mogłaby również wykładać swoją zajebistość oraz szeroko o niej opowiadać, bo celem Marceli było to, aby usłyszał o niej świat. Z uczelni akademickiej siła przekazu zawsze jest wyższa.

– Teraz przejdźmy do cyrkla. – Trener Kamil wyrwał Marcelę ze wzroku wbitego w jego krocze. Był już przyzwyczajony, że kobiety lubią rzucać okiem na jego męskość. Jednak Marcela nie rzucała. Ona dziko patrzyła w to czułe miejsce, chcąc dostrzec chociażby minimalne drgania i powiększenie objętości.

– Do czego? – Kobieta uniosła brwi, które sama sobie narysowała. Tego dnia jakoś bardziej skośnie, bo trzęsły się jej ręce, co od razu uznała za konsekwencję wypicia za dużej ilości kawy latte na podwójnym espresso.

– Wytłumaczę pani obrót na rurce. Musi pani zacisnąć dłoń, a rękę skierować…

– Jak z płytą się uda, to jeszcze przemyślę temat nazwiska. – Nie dała mu szansy na dokończenie zdania. – Niech pan, panie Kamilku, wykona ten cyrkiel. Inne pozycje też może pan pokazać, chętnie popatrzę, co pan z jajami potrafi zrobić na tej rurze. – Puściła oko do trenera, który z taką flirciarą jeszcze nie miał do czynienia.

Płyta. Marcela cały czas jest przygotowana na jej wydanie, bo na dyktafonie w smartfonie każdego dnia zbiera materiał: nuci, nagrywa i zapisuje. Niestety jeszcze nikt się po niego nie zgłosił, a kobiecie zależy na tym, aby mieć sponsora. Bo Gwiazdy, te przez duże G, mają fundatorów. Ona oczywiście jest przez duże G. Jednak kto pierwszy, ten lepszy i jest gotowa, aby bez zająknięcia oddać prawa do tekstów, byleby tylko zostały wydane w formie krążka, a informacja o niej jako Kompozytorce, Piosenkarce, Producentce, Wizjonerce i Artystce, wszystko dużymi literami, poszła w świat.

Na wydanie swojego autorskiego tomiku poezji, w którym ze szczegółami opisuje fantazje erotyczne, również czeka, ale żaden z sześćdziesięciu dziewięciu wydawców, do których wysłała swoje wiersze, jeszcze nie wrócił do niej z odpowiedzią. Marcela czeka również na odpowiedź Komisji Festiwalu w Opolu, gdyż właśnie tam wysłała swoje zgłoszenie, ale telefon nadal milczy. Oczywiście nie aplikowała w kategorii debiuty, ale od razu do koncertu głównego, bo nie chce występować z amatorami. To byłaby dla niej ujma. Ona już jest Gwiazdą (przez duże G). Chciałaby wystąpić obok Maryli Rodowicz, Dody i Justyny Steczkowskiej. Najlepiej byłoby, gdyby to one wystąpiły obok niej. Najlepsze miejsce dla nich to chórki, bo to przecież Marcela musi stać w pierwszej linii. Ona nie może stać za kimś. To bardzo jej nie odpowiada. Marcela jest jedyna i niepowtarzalna. Nie pozwoli na to, aby stłamszono ją i jej zajebistość w tłumie. Ona jest numer jeden i to jej należy się Opolska Superjedynka.

Marcela bierze pod uwagę nie tylko Opole. Chętnie stanęłaby również na deskach sopockiego amfiteatru podczas festiwalu „Top of the Top”. Przecież to ona jest Top, przez duże T i nikt inny nie jest bardziej Top od niej. Nie pogardziłaby nagrodą Bursztynowego Słowika. Przecież to pewne, że jej się należy. Jej zdaniem to tylko kwestia czasu i, prędzej czy później, trafi w jej ręce. Oczywiście wolałaby, aby to wydarzyło się prędzej. Słowik perfekcyjnie wpisałby się w jej bursztynowe korale, których ma pełno w domu. Pasowałby również do naszyjników, bransoletek, a także masażera do twarzy wykonanego z bursztynu bałtyckiego o pięknej cytrynowej barwie z częściowo zdobioną łuską. Słowika ustawiłaby na toaletce, aby na nią patrzył i podziwiał, jak bardzo jest zajebista. Ona w tym czasie nuciłaby wszystkie przeboje ze swojej ulubionej playlisty. Śpiewałaby zajebiście, bo przecież nie potrafi inaczej.

Jedno jest pewne. Warunkiem występu Marceli w Opolu oraz Sopocie byłoby to, aby, występując, stała na wysokim podeście tak, żeby doskonale widziały ją ostatnie rzędy. Marcela nie lubi bywać na koncertach, na których, oprócz czyichś pleców, niczego więcej nie dostrzega. Ona nie jest godna, aby ludzie, którzy przyszli zobaczyć ją i jej zajebiste ciało na żywo, oglądali występ z telebimu. Marcela lubi być bardzo dobrze widoczna. Ją i jej zajebistość muszą widzieć wszyscy, z ochroną stojącą na szarym końcu włącznie. Zresztą marzy o tym, aby sztab przystojnych ochroniarzy zawsze stał przy niej i pilnował, aby takiej postaci, jak ona, nic nie zagroziło.

Z rzeczy ważnych Marcela czeka również na odpowiedź z programu „Szansa na sukces”. Tam wysłała swoje zgłoszenie, bo, oglądając program, stwierdziła, że uczestnicy prezentują tak słaby i żenujący poziom, że jedynie ktoś taki, jak ona, może to uratować, a tym samym wpłynąć na wzrost wyników oglądalności. Jest pewna, że ją chciałyby oglądać miliony. Ba, miliardy widzów! Gwiazdą odcinka, którego hity pragnęłaby śpiewać, jest oczywiście Radek Liszewski z zespołu Weekend,a piosenką, którą chciałaby wylosować jest, również oczywiście, przebój „Jesteś zajebista”. Taśma? Oczywiście profesjonalna, a nie żadna tam z linią melodyczną. Marcela śpiewa profesjonalnie i zasługuje na fachowe warunki. Wciąż jednak czeka na odpowiedź, czy została zakwalifikowana do etapu nagrań w studiu z publicznością, jury i prowadzącym. Oczywiście chciałaby, aby specjalnie na jej występ do programu powrócił Wojciech Mann, bo taki fantastyczny człowiek zasługuje na to, aby na żywo zobaczyć jej zajebisty występ.

Zresztą Marcela aktualnie czeka na bardzo dużo rzeczy. Czeka na propozycję występu w programie „Taniec z Gwiazdami”. Rzecz jasna jako Gwiazda przez duże G. Czeka również aż zadzwoni do niej szefostwo stylowej kobiecej stacji telewizyjnej, aby zaproponować prowadzenie programu. Marcela jest pewna, że mogłaby poprowadzić każdy program. Twierdzi, że byłaby idealna jako reporterka, publicystka i dziennikarka. Doświadczenie już ma, bo w przeprowadzaniu wywiadów i talk show sama ze sobą nie ma sobie równych. Jest nieprzeciętną reporterką, bo prędzej czy później zawsze odkrywa, że poznany przez nią mężczyzna jest zdrajcą, oszustem, psychopatą, alkoholikiem albo wypycha sobie majtki wełnianymi skarpetami i nosi podróbki Calvina Kleina.

Jednak prawda jest taka, że Marcela najlepiej czułaby się w programie o szeroko pojętym lifestyle’u. W takim programie mogłaby opowiadać o sobie i swojej zajebistości. Tak naprawdę tylko temu poświęciłaby cały czas antenowy, który jest drogi, ale uważa, że jej zajebistość jest warta tego, aby zainwestować w nią każde pieniądze.

– Telewizję przecież stać na inwestycje. A jak inwestować, to tylko w zajebistych ludzi. Takich jak ja! – zawsze tak powtarza.

Jest również opcja poprowadzenia programu o sztuce, bo jako estetka Marcela idealnie się do tego nadaje. Z tym, że na pewno, mówiąc o pięknie, zwracałaby uwagę wyłącznie na swoje ciało, twarz, piersi, biodra, pośladki i nogi. Miałaby doskonałą przestrzeń do tego, aby opowiadać o swojej zajebistości, z której jest dumna. Więc telewizyjnie najlepszą opcją byłoby połączenie programu lifestylowego z audycją o pięknie, tak aby nie dublować widzom tych samych treści.

– Ale przecież im więcej mojej osoby w telewizji, tym lepiej dla odbiorców, bo najzwyczajniej w świecie są tego warci. Zresztą telewizja jest dla ludzi, prawda? – To słowa wyjęte z jej obrysowanych konturówką ust.

Program o modzie byłby spełnieniem jej marzeń. Ona, nawet nie śledząc najnowszych trendów, wie, co się nosi. Jest kreatorką smaku i stylu. Potrafi w mistrzowski sposób tak dobrać stylizację, aby finalnie całość prezentowała się jak milion dolarów i nie interesuje jej, że inni mogą uważać stylizację za tańszą. Marcela mogłaby prowadzić różowy program o modzie, czyli taki, w którym pokazywałaby ubrania w tym kolorze: suknie, spódnice, marynarki, bluzki, apaszki, dodatki, kapelusze, toczki. Zresztą o toczkach chciałaby mieć oddzielny program. Mogłaby być stylistką i ubierać panie, które pragną odkryć w sobie kobiecość.

– Przecież jestem idealna jako wsparcie w jej odkrywaniu. Nikt inny nie byłby bardziej autentyczny w tej roli. – Tak uważa i nie potrafi wyobrazić sobie, że ktoś mógłby odebrać jej tę robotę marzeń.

Marcela chętnie poprowadziłaby program kosmetyczny, w którym pokazywałaby triki wpływające na utrzymanie urody. Ona dba o nią z należytą perfekcją. Codziennie nakłada maseczki (nawilżające, odżywcze, rozświetlające), które mają tyle właściwości odmładzających, że często po ich pozbyciu i wtarciu pozostałości eliksiru w skórę czuje się nie na osiemnaście, nie na szesnaście, ale nawet na trzynaście lat. Marcela zna się na przygotowywaniu kosmetyków domowej roboty. Potrafi spreparować maseczkę z drożdży, kurkumy i aspiryny. Zna przepisy na pielęgnujące maseczki regenerujące wysuszony naskórek na szyi i dekolcie. Potrafi sporządzić olejek do paznokci, peeling z sezamu oraz chałwy, kulę do kąpieli z kwiatów nagietka oraz krem z masła shea na suche i popękane pięty. Te szczególnie pękają jej, kiedy przetańczy całą noc na dancingu. Dużo nauczyła się na zajęciach kosmetycznych w Centrum Aktywności Międzypokoleniowej. Zna urządzenia do oczyszczania twarzy, między innymi masażery, szczoteczki soniczne spłycające zmarszczki oraz odkurzacze do wągrów.

Marcela dba o swoje zajebiste ciało także od wewnątrz. Pije koktajle dla zdrowia i urody. Jej ulubione to „Mała księżniczka”, „Chuda Merry” oraz „Uczta w Juracie”. Ten ostatni składa się z selera naciowego, jabłka, szpinaku, ananasa, kawałeczka imbiru oraz naparu z zielonej herbaty. Idealnie działa na metabolizm oraz usuwa zbędne produkty przemiany materii. Marcela jest zwolenniczką tego, aby usuwać, co niepotrzebne. Wcześniej ceniła koktajl o nazwie „Kisiel Stasia” przygotowywany z gruszki, malin, siemienia lnianego, olejku waniliowego i szklanki wody, ale pewien poznany w sanatorium Stanisław całkowicie jej ten koktajl spaskudził, bo okazał się lowelasem, który w tym samym sanatorium flirtował ze wszystkimi pensjonariuszkami. Marcela nie potrafi zrozumieć, jak faceci mogą podrywać inne kobiety, skoro to ona jest najzajebistsza ze wszystkich. Uznała, że nie będzie mieć kontaktu ze Stanisławem nawet pod postacią napoju.

Oprócz przepysznych kuracji opartych na sokach, które dają jej dawkę zdrowia, energii i urody, często przygotowuje dla siebie specjalne detoksy. Ostatnio szczególnie upodobała sobie detoks chlorofilowy oraz w płynie. Bywają tygodnie, w których Marcela prowadzi trzy kuracje w tym samym czasie, doprowadzając swoje zajebiste ciało do jeszcze większej zajebistości i oczyszczając je ze wszystkich toksyn.

Mogłaby jeszcze prowadzić program podróżniczy, w którym pokazywałaby swoje wyjazdy do sanatoriów, uzdrowisk, pensjonatów, kurortów, nad morze, w góry, na Mazury czy za granicę. Wszędzie! Każdy odcinek zaczynałby się od tego, że siedząca w toczku i w stylizacji z odsłoniętym dekoltem krążyłaby palcem po mapie, a na hasło STOP zatrzymałaby palec w jednym punkcie i dokładnie tam produkcja telewizyjna pod obserwacją kamer wysłałaby ją na wycieczkę, którą ona zrelacjonowałaby w programie, przynosząc stacji miliardowe wyniki oglądalności. Wymogiem Marceli byłoby towarzystwo asystenta, oczywiście zajebiście przystojnego, który nosiłby za nią plecak, nerkę, kuferek, walizkę oraz torebkę.

Nositorba. Dokładnie tak nazwałaby swojego pomagiera.

Mogłaby też z przyjemnością poprowadzić program kulinarny. Marcela ostatnio została weganką, z tym, że nie ma problemu, aby przy swoim weganizmie jeść mięso. Stek z antrykotu kocha miłością czystą i nigdy z niego nie zrezygnuje. Jest zadeklarowaną weganką, jeśli tylko ma taką możliwość. Niestety w Żyworódce nie ma takiej szansy, bo w osiedlowym sklepiku najpopularniejsza żywność to mortadela, parówki, kaszanka i pasztet, a o mleku sojowym można jedynie pomarzyć. Pastaorzechowa, awokado, bób, spirulina, chlorella – o takich produktach także nie ma mowy. Kiedyś, aby przygotować koktajl z jarmużem, musiała przywieźć go z Nałęczowa, bo sklepikarka Wanda nie miała zielonego pojęcia o czymś takim, jak jarmuż. Czym jest jałmużna rozumie doskonale, ale jarmużu już nie potrafi pojąć.

– Ale wy jesteście tępi w tej Żyworódce. Jak jeżdżę po Polsce, to rozmawiam z ludźmi oczytanymi, inteligentnymi, ciekawymi, a potem wracam na to zadupie i nie mam z kim gadać, bo wszyscy jesteście ciemni. Aż żal ściska mój zajebisty tyłek! – mówi do sklepikarki z wyrzutem, kiedy po swojej podróży odwiedza osiedlowy spożywczak, aby kupić produkty, które po dostarczeniu do domu okazują się przeterminowane.

– Spadaj na tą swoją paradę elgiebete, Pieprznięta Wariatko – natychmiast odkrzykuje sklepikarka Wanda znad gazety, w której rozwiązuje przeróżne testy, począwszy od tych na inteligencję, przez test na kartę rowerową, po na przykład ,,Sprawdź, jaką masz płeć mózgu” albo „Jaką pizzą jesteś?”. W tej ostatniej przeważnie okazuje się, że Wanda jest pizzą cztery sery, ale najprawdopodobniej taki wynik uzyskuje dlatego, że ma koszmarne perfumy, które są połączeniem wody utlenionej z przyprawami Knorr. Sklepikarka Wanda, tak jak większość mieszkańców Żyworódki, prezentuje umysł zamknięty na świat. Marcela o całej tej małomiasteczkowej społeczności mówi, że jest zacofana i nic nie jest już w stanie tego odratować.

– Głupi się urodzili i głupi umrą! – twierdzi, ale to, co mówi, wszyscy uważają za pierdolamento, czyli zbiór treści, których nie da się słuchać. Mieszkańcy Żyworodki nie traktują poważnie Marceli. Przypuszczają, że coś ją opętało, a z wiekiem będzie już tylko gorzej. Najprawdopodobniej jej stan opętania spowodowały jakieś siły nieczyste. Zresztą zielarka Fatima cały czas uważa, że Marcela musiała być w związku z Szatanem. Bo niby jak można w wieku osiemdziesięciu lat (a nie interesuje jej, na ile lat Marcela się czuje) nie zakładać majtek pod spódnicę, ubierać się na różowo, na dodatek w jakieś toczki, apaszki i piórka. Ba, jak w tym wieku w ogóle można ruszać się z domu w kierunku Dąbek, Świeradowa-Zdroju, Ciechocinka, Gdańska, Grajewa i jeszcze, jeszcze dalej. Jak można być ciekawym życia i chłonnym wrażeń?

Żaden mieszkaniec Żyworódki tego nie rozumie. Ba, nikt nie potrafi pojąć, jak w tym wieku można uprawiać seks, do czego Marcela przyznaje się nawet niepytana. Dla niej seks jest naturalną potrzebą człowieka, a w dodatku przynosi same korzyści dla zdrowia oraz pozwala zachować długowieczność.

Wszyscy więc uważają Marcelę za nienormalną, niepoczytalną i z elgiebete, bo jak ktoś chodzi ubrany w kolory, to na pewno jest stamtąd. W Żyworódce jest tylko jeden program telewizyjny, w którym trąbią, że elgiebete to ideologia i zło w najczystszej postaci. Marcela Kociokwik idealnie się w tę ich tezę wpisuje. Jednak ona nie ma żadnego problemu z tym, że jest tak postrzegana.

– Kij mnie obchodzi, co te zacofane durnie o mnie myślą. Jestem zajebista, a żaden ciemniak mieszkający w tym ciemnogrodzie nie jest w stanie mojej zajebistości podważyć! – wypowiada swoimi ustami, które zdarza jej się powiększać przy użyciu serum z kwasem hialuronowym. Specjalne lipidy zwiększają objętość ust, pielęgnują i wygładzają je.

– A właśnie, że pójdę na paradę, ciemna maso – odpowiada sklepikarce w okamgnieniu. – Stanę na środku i namówię wszystkich, żebyśmy wspólnie wysłali w twoją stronę słoneczko. Spodziewaj się również tęczy tutaj nad tym pierdzidołkiem, w którym utknęłaś.

– W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego… – zawsze zaczyna sklepikarka Wanda, a następnie bąka coś po łacinie. Przynajmniej Marceli tak się wydaje, bo na pewno nie jest to angielski. Ten język rozpoznałaby bez problemu.

– Takim zacofańcom to już Święty Boże nie pomoże – stwierdza, poprawiając toczek.

– Zjeżdżaj stąd, Pieprznięta Wariatko! Wynocha! – Sklepikarka zaczyna wymachiwać rękami, więc Marcela w okamgnieniu rozpoznaje w tym język migowy. Wanda z siłą wodospadu zbiera z lady kilka pozostawionych paragonów, tworzy z nich kulkę i rzuca wprost w klatkę piersiową Marceli, która natychmiast łapie się za biust, aby go ochronić przed atakiem, szybko odwraca się w stronę wyjścia i opuszcza blaszany spożywczak. Środkowy palec pokazuje Wandzie już stojąc za zamkniętymi drzwiami. Stamtąd wyzywa ją jeszcze od pind.

– Ciemnogród! Ciemnogród! Ciemnogród! – powtarza podniesionym głosem, wracając do mieszkania, które widać z daleka, bo w oknach zawiesiła różowe firanki. Często przejezdni określają jej azyl burdelem. Zawsze, wracając do domu po takiej awanturze w spożywczaku, widzi, że nad mieszkaniem Fatimy unosi się kłębowisko dymu.

– Ciemnogród i pseudozielarka znająca się na ziołach jak świnia na gwiazdach. Ech! – Wzdycha i postanawia wrócić do siebie okrężną drogą, aby wykonać więcej kroków. Przynajmniej dziesięć tysięcy dziennie musi zrealizować, bo taki limit nakazuje Światowa Organizacja Zdrowia, której Marcela bardzo się słucha. Bo na przykład taką organizację jak Polski Związek Emerytów, Rencistów i Inwalidów traktuje z przymrużeniem oka. Ona absolutnie nie czuje się jak emeryt, rencista i inwalida. Tym bardziej nie akceptuje czegoś takiego jak bycie seniorem.

„By chudnąć, wystarczy chodzić” – tak kiedyś przeczytała w kolorowym pisemku o urodzie i zachowała w pamięci. Wykonywanie zwykłych kroków powoduje, że czuje się zajebiście, a spacery w połączeniu z detoksem oraz aktywnością seksualną sprawiają, że jej poczucie zajebistości nasila się tak, że czasem sama nie potrafi tej zajebistości objąć, chociaż naprawdę stara się mieć ją pod kontrolą.

Marcela jest dumna z tego, że jest profesjonalnie przygotowana na telefon szefostwa stacji telewizyjnej z propozycją poprowadzenia programu. Najpiękniejsze dla niej jest to, że jest w pełni gotowa na poprowadzenie każdego programu. Jest tak zajebista, że może poprowadzić wszystko. Stworzyła gotową ramówkę telewizyjną. Program o lifestyle’u, o modzie, o urodzie, program kulinarny i podróżniczy. Chętnie poprowadziłaby program sportowy, pogodowy, muzyczny plus wszystkie związane z dziennikarstwem i publicystyką. Jest wręcz stworzona do pracy w telewizji. Teraz pozostało jej tylko cierpliwie czekać na kontakt. Odbierała każdy numer, nawet ten zastrzeżony i taki, w którym ktoś chciał wcisnąć jej środki na mchy, przeczyszczenie i potencję. Akurat te ostatnie pigułki zawsze dawała sobie wcisnąć, aby mieć w pogotowiu. Kiedyś tak nafaszerowała nimi jednego pana, że rzeczywiście wylądował, ale na pogotowiu, a w powrocie do żywych pomagał mu sztab medyków. Pełnej sprawności w tych sprawach już niestety nie odzyskał.

Marcela wierzy, że co komu pisane, to go nie miniei kariera telewizyjna na pewno jej się przydarzy. Chciałaby, aby to wydarzyło się jak najprędzej, ale wiadomo, pewnych spraw nie przyspieszą nawet tak zajebiści ludzie jak ona.

Telefon jeszcze nie zadzwonił, ale Marcela już ma przygotowane warunki, bo jest Gwiazdą przez duże G. Gwiazdy przez takie G muszą mieć warunki. To wręcz wskazane. Jej warunek jest taki, aby żaden z programów, który będzie jej dane prowadzić, nie był reżyserowany. Marcela w życiu stawia na spontaniczność, naturalność, improwizację. Nie byłaby w stanie poprowadzić programu ze scenariuszem. Jest otwarta na życie, zainteresowana nim, żądna przygód i wszystkiego, czego nie da się zaplanować, szczególnie prowadząc program na żywo, a taki również ma w planach. Marcela każdego dnia wstaje i jest gotowa na to, co przyniesie dzień. Najważniejsze jednak dla niej jest to, aby każdy dzień niósł ze sobą kolory, bo tylko one nadają życiu sens i sprawiają, że człowiek chłonie je pełnymi garściami. I oddycha pełnymi piersiami. Marcela oczywiście oddycha zajebistymi piersiami. Zdarza się (szczególnie przed randką), że wypełnia biust watą kosmetyczną i zakłada biustonosze powiększające, aby całość prezentowała się nienagannie i w perfekcyjnych proporcjach. Marcela marzy o operacji plastycznej i czeka na propozycję udziału w takim programie. Wykonanie zabiegu na antenie dużej stacji telewizyjnej i przed miliardem telewidzów - to byłoby dla niej coś spektakularnego. Izaak Newton skonstruował pierwszy teleskop zwierciadlany, a Marcela zrobiłaby sobie nowe piersi w telewizji. Dla niej byłoby to niebywałe osiągnięcie, które, podobnie jak sukces fizyka, powinno trafić do podręczników, a szczególnie na pierwsze strony gazet.

Tak, Marcela chciałaby wystąpić na okładkach kolorowej prasy. Nie miałaby nawet nic przeciwko, gdyby napisał o niej jakiś szmatławiec. Byleby tylko nie przekręcili jej nazwiska, na które solidnie i w pocie czoła pracuje. Nie mogliby oczywiście zabazgrolić jej oczu. Czasem w tabloidach je zamazują. Marcela nie wyraziłaby na to zgody. Nie po to robi smokey eye, podkręca rzęsy i dorysowuje brwi, aby ktoś chamsko je zasłonił. Tym bardziej na okładce, na której musi mieć hipnotyzujące i przeszywające czytelnika spojrzenie.

Najlepiej dla Marceli byłoby, gdyby odezwała się do niej redakcja ,,Vogue” z propozycją sesji zdjęciowej. Przecież ona idealnie nadaje się do roli modelki. Zresztą nie odmówiłaby także ,,Elle”, „Harper’s Bazaar” czy „Glamour”. Marcela jest przekonana, że jest stworzona, aby występować na okładkach prasy. Także „Tele Tygodnia”, ale tam jasne jest, że się pojawi, jeśli tylko zostanie prowadzącą programu o lifestyle’u, modzie, urodzie i wielu, wielu, wielu innych, które ma w planach.

To, że trafi do telewizji, jest dla niej pewne tak samo jak to, że prędzej czy później, chociaż wolałaby, aby to wydarzyło się prędzej, odciśnie swoją dłoń w Alei Gwiazd w Międzyzdrojach. Codziennie piłuje paznokcie, aby być przygotowaną na to wydarzenie. Przygotowuje również te u stóp, bo być może będzie poproszona o odciśnięcie innych partii ciała, kiedy ktoś dostrzeże, jak bardzo są zajebiste. Nigdy przecież nic nie wiadomo. Zresztą Marcela chciałaby odcisnąć wszystko, a najlepiej wykonać swój odlew z gipsu. Kiedyś widziała taki odlew z postacią Marylin Monroe i wzbudził jej ogromne zainteresowanie. Swój odlew ustawiłaby w