Na obcej ziemi - Henryk Kawka - ebook

Na obcej ziemi ebook

Henryk Kawka

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych 

Książka dostępna w zasobach: 
Fundacja Krsjowy Depozyt Biblioteczny

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 104

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Henryk Kawka

Naobcejziemi

Wydawnictwo

Ministerstwa Obrony Narodowej

 

Okładkę projektowałZYGMUNT ZARADKIEWICZ

RedaktorELŻBIETA SKRZYŃSKA

Redaktor technicznyJANUSZ FESTUR

KorektorJADWIGA STUGLIK

©Copyright by WydawnictwoMinisterstwa Obrony NarodowejWarszawa 1984

ISBN 83-11-07083-0

De Gaulle i Vichy

Tym razem Johnowi Smithowi naprawdę ogromnie potrzebna była ta eskapada.

Od czasu do czasu zaglądał do pewnego mieszkanka w pobliżu Soho. Za każdym razem przyrzekał sobie, że to już ostatni raz. Tak się jednak jakoś składało, że raz szef był z niego bardzo zadowolony, a innym razem akurat wręcz odwrotnie. Obie przyczyny skłaniały Johna do wizyt w tym gniazdku, wizyt, które traktował jak narkotyk. Dawały mu odprężenie i pozwalały zapomnieć o kłopotach, choć następnego dnia płacił za to dość drogo: potwornym bólem głowy i podłym samopoczuciem.

Teraz podążał John pod dobrze sobie znany adres, niosąc małe zawiniątko. Każdy uczestnik kolejnej „sesji” musiał bowiem przynieść coś ze sobą. John wydębił od jednego z kolegów butelkę koniaku, którą zebrani powitali z entuzjazmem. W mieszkanku byli prawie starzy znajomi: cztery młode panie i czterech równie młodych panów. W większym pokoju już rozsunięto stół i ustawiono talerze z wojennym, skromnym „czym chata bogata”. Pod oknem grał patefon. Płynęły rzewne i melodyjne piosenki.

Wszystko byłoby piękne, a nawet bardzo piękne, gdyby nie perspektywa następnego dnia. Właśnie jutro Smith miał oddać szefowi dwukrotnie już przerabiane sprawozdanie. Raz było ono za krótkie, raz znów za długie. John przypomniał sobie upomnienie szefa: „Zrozum wreszcie, że ma to być rzeczowa synteza. W końcu ja mogę te twoje opowieści czytać, ale ci tam na górze nie mają na to czasu, a jednocześnie chcą wiedzieć wszystko. I to dokładnie!”

Przyznać trzeba, że Smith miał niełatwe zadanie: omówić sytuację polityczną we Francji na początku roku 1943...

Niemcy hitlerowskie napadły na Polskę 1 września 1939 roku. Dwa dni później Francja za przykładem Wielkiej Brytanii wypowiada wojnę III Rzeszy. W czerwcu 1940 roku Niemcy rozpoczynają ofensywę przeciwko Francji, Belgii i Holandii; 22 czerwca zawarto rozejm między Francją a III Rzeszą.

Zgodnie z jego postanowieniami rząd francuski zobowiązał się przy pomocy swojej administracji dbać o wykonywanie zarządzeń wydanych przez niemieckie władze okupacyjne, a także zakazywał obywatelom swego kraju brania udziału w walce przeciwko Niemcom w służbie państw, z którymi III Rzesza znajduje się w stanie wojny. Francję podzielono na dwie strefy: okupowaną i nie okupowaną. Dzieliła je tzw. linia demarkacyjna, bardzo ściśle strzeżona przez Niemców. W strefie okupowanej znalazło się 55 z 90 departamentów, czyli 55 procent powierzchni kraju z 25 min. mieszkańców, zaś w strefie nie okupowanej pozostało ich nieco ponad 14 min. W strefie okupowanej utworzono dodatkowo tzw. strefę zakazaną i zastrzeżoną. Podobno Hitler zamierzał utworzyć po zwycięskiej wojnie nowe państwo — „Thiois”, obejmujące tę właśnie zakazaną strefę oraz Belgię, Holandię i Flandrię francuską. Alzację i Lotaryngię włączono do Rzeszy.

W strefie okupowanej działała administracja i policja francuska podporządkowana Niemcom. W strefie nie okupowanej powstało tzw. Państwo Francuskie z siedzibą w Vichy z rządem marszałka Petaina, któremu tuż przed klęską parlament francuski przyznał pełnię władzy. To kadłubowe państewko zachowało „armię zawieszenia broni”, czyli niewielkie siły lądowe i powietrzne oraz flotę, znajdującą się pod ścisłą kontrolą niemiecko-włoskich komisji rozejmowych. Rząd Petaina sprawował formalnie władzę nad administracją francuską w strefie okupowanej.

Z roku na rok rozszerzała się kolaboracja z Niemcami, firmowana przez Petaina, który opierał się na siłach skrajnie prawicowych. Od 1942 roku współdziałanie policji francuskiej z okupantem przybrało w obu strefach bardzo szerokie rozmiary. Uczestniczy ona w akcjach przeciwko sprawcom - zamachów na Niemców. Pod koniec lipca 1942 roku policja tzw. Państwa Francuskiego zobowiązana była jedynie do wydawania w ręce Niemców „zamachowców i sabotażystów” atakujących niemieckie siły zbrojne, zaś sama miała zająć się tropieniem i likwidacją „gaullistów, komunistów i tym podobnych wrogów Rzeszy”. W tym samym czasie niemała część francuskiej policji utworzyła tajne grupy antyhitlerowskiego ruchu oporu. W listopadzie 1942 roku, bezpośrednio po brytyjsko-amerykańskim lądowaniu w Afryce Północnej, Niemcy zajęli także nie okupowaną dotąd część Francji. Fakt ten jeszcze bardziej uaktywnił elementy kolaboranckie.

W całej Francji ludność cierpiała głód, a co najmniej niedożywienie. Świadczy o tym m.in. takie oto ostrzeżenie, które znalazło się w ówczesnej prasie: „Do konsumentów kotów! W okresie ograniczeń niektórzy nie wahają się chwytać koty w celach konsumpcyjnych. Osoby te nie zdają sobie jednak sprawy z grożącego im niebezpieczeństwa. Koty bowiem często zjadają szczury, a te są nosicielami bardzo niebezpiecznych zarazków, które mogą okazać się trujące...” Śmiertelność w Paryżu, nie licząc ofiar terroru, przekroczyła już w 1942 roku aż o 46 procent poziom z lat 1932—1938.

Według danych rządu w Vichy w 1941 roku uwięziono trzydzieści tysięcy komunistów, z tego dwanaście tysięcy w strefie nie okupowanej. Rok później w strefie okupowanej dokonano dalszych 37 tysięcy aresztowań. Według tego źródła na początku 1943 roku zatrzymano czterdzieści tysięcy osób za działalność gaullistowską i komunistyczną. W lutym 1943 roku wprowadzono tzw. Obowiązkową Służbę Pracy (francuski skrót — STO). Obejmowała ona mężczyzn w wieku 18 do 50 lat i kobiety samotne od 21 do 35 roku życia. Postrachem każdej rodziny stało się wezwanie do odbycia STO, z reguły równoznaczne ze skierowaniem do pracy w Rzeszy. Od marca 1943 roku trzeba mieć kartę pracy. Policja, także i francuska, urządzała łapanki na młodych ludzi na ulicach, w kinach, kawiarniach i na dworcach. Oblicza się, że w latach 1940—l944 do Niemiec „wyjechało” około 800 tysięcy Francuzów...

Smith tak dobrze opanował materiał, który był podstawą sporządzanego opracowania, że mógłby cytować go niemal z pamięci. Do sekcji F w SOE skierowano go z marynarki wojennej. Do niedawna jeszcze pełnił funkcję drugiego oficera na okręcie eskortującym transportowce przemierzające Atlantyk. Raz tylko był storpedowany, ale na szczęście okręt zdołał dopłynąć do Nowego Jorku. Po powrocie do domu zastał wezwanie do dowództwa. Gdzieś wyszperali, iż znał dobrze język francuski. Zawdzięczał to swojej ciotce, która miała ogromny wpływ na swego brata, ojca Johna, i która wprost zmusiła chłopca do nauki tego języka. Młody porucznik Marynarki Królewskiej nie był tchórzem, ale mimo wszystko wołał jeszcze jakiś czas pogrzebać w papierzyskach, niż wrócić na pokład. Nie przywiązywał zbyt wiele wagi do swej pracy. W jego referacie wszyscy bez przerwy coś opracowywali i analizowali. Najprawdopodobniej te „arcydzieła” trafiały jeszcze do jakiejś super-komórki analitycznej, zanim powędrowały do któregoś z VIP-ów1.

Rozważania Smitha przerwało wejście postawnego, z lekka siwiejącego bruneta. Nonszalancki sposób bycia, słabo tłumiona pewność siebie wskazywały obserwatorom, że ów dżentelmen miał albo bardzo dużo do powiedzenia, albo... bardzo mało. John znał jego obyczaje. Z zasady po przyjściu porywał najmłodszą uczestniczkę przyjęcia i emablował ją już do końca. Ciekawe, że jeszcze żadna z dziewczyn nie dała mu kosza ani żaden z przypisanych im na ten wieczór młodych ludzi nie stawiał kategorycznego weta przeciwko takim praktykom. John Smith w ogóle nie miał zamiaru konkurować z tym podrywaczem. Słyszał głos szefa: „Referujesz ab ovo” 2.

Jeszcze raz porządkował w myślach fakty. Zanim jeszcze Francja podpisała rozejm z Niemcami, w Londynie de Gaulle tworzy 18 czerwca Komitet Wolnej Francji (od 1942 roku: Francji Walczącej) jako reprezentację narodu francuskiego, który nie pogodził się z klęską i postanowił walczyć dalej u boku Wielkiej Brytanii. Już od lipca 1940 roku powstają we Francji różne grupy, siatki i tzw. ruchy antyniemieckie. Część z nich podlega Komitetowi Wolnej Francji, część Francuskiej Partii Komunistycznej.

Pierwszeństwo w organizowaniu ruchu oporu należało do komunistów. Najpierw utworzyli oni Organizację Specjalnej Walki i Bataliony Młodzieży. W 1941 roku z inicjatywy komunistów powstała podziemna organizacja pod nazwą Wolni Strzelcy i Partyzanci (później: Wolni Strzelcy i Partyzanci Francuscy). W połowie maja 1941 roku, również z inicjatywy komunistów, narodził się Front Narodowy, który 10 marca 1943 roku powołał z kolei Krajową Radę Ruchu Oporu. W jej skład weszli przedstawiciele wszystkich partii i grup występujących przeciwko okupantowi, choć oczywiście główną rolę odgrywali w niej gaulliści (Komitet Wolnej Francji) oraz komuniści, co musiało wywoływać kontrowersje w łonie francuskiego ruchu oporu. Było więcej niż pewne, że de Gaulle usilnie stara się podporządkować sobie całe podziemie we Francji za pośrednictwem Krajowej Rady Ruchu Oporu. Należało zatem pilnie obserwować dalsze jego posunięcia.

De Gaulle w liście do ministra spraw zagranicznych sir Anthony Edena z dnia 22 października 1941 roku wyraził niezadowolenie z faktu, iż brytyjskie służby specjalne werbują do współpracy na terenie Francji obywateli francuskich bez jego zgody! Na uwagę zasługuje adresowany do gaullistowskiego ruchu oporu dokument określany jako „projekt instrukcji”, który udało się przejąć stronie brytyjskiej. Oto jego treść:

„Terytorium Francji liczy 550 tys. km2. Wojska niemieckie praktycznie i bezpośrednio okupują nie więcej niż 150 tys. km2. Na 400 tys. km2rządzą przy pomocy agentów i funkcjonariuszy Vichy. Naszym pierwszym zadaniem powinno być nie wyrzucenie Niemców z tych 150 tys. km1, które. okupują w pełni, bo to będzie zadanie dla Amerykanów i Anglików, ale rozciągnięcie naszej kontroli na tych 400 tys. km2...”

W tej skomplikowanej mozaice, jaka występuje na francuskiej scenie politycznej, należy zwrócić uwagę na bardzo istotny czynnik, który można nazwać fenomenem polskim. Warto podkreślić, że w strajku, który 21 maja 1941 roku ogarnął zagłębie górnicze w północnej Francji, wzięło udział wiele tysięcy polskich górników i robotników. To właśnie oni stanowili trzon uderzeniowy akcji, która zadała okupantowi ciężkie straty ekonomiczne, zaś zakończyła się dopiero w rezultacie masowych aresztowań. W jej wyniku zwiększono racje żywnościowe dla górników.

W tym momencie Smith pomyślał, że szef z pewnością skreśli mu ten fragment raportu. Jakby słyszał jego głos: „To nie nasza sprawa, polskie zagadnienia leżą w kompetencjach innej sekcji i ty dobrze o tym wiesz!” A potem zapyta o wnioski. Te John postanowił zreferować ustnie. O ile mógł z pewną dozą prawdopodobieństwa liczyć na to, że tym razem raport z grubsza obroni się przed huraganowym ogniem krytyki szefa, o tyle co do wniosków nie miał żadnych złudzeń. Były one bowiem nader zwięzłe, a szef nade wszystko lubił je skracać...

Wnioski Johna Smitha były rzeczywiście lapidarne: na początku 1943 roku Francja wkroczyła w nowy etap, charakteryzujący się szybkim wzrostem ruchu oporu. Mnożyły się akty sabotażu, dywersji, coraz lepiej pracowały siatki wywiadowcze, zwiększała się liczebność oddziałów partyzanckich wszędzie tam, gdzie tylko pozwalały na to warunki naturalne. Ruch oporu stawał się ważnym elementem walki z Niemcami. Kto wie, czy nie należy zastanowić się nad ewentualnością wykorzystania go na wypadek lądowania we Francji, co przecież musi prędzej czy później nastąpić...

W centrali

Major Ronald Hazell był w wyjątkowo złym humorze. Na ten stan składały się różne przyczyny. Zawsze kiepsko znosił wiosnę, a tę, roku 1943, szczególnie źle. Pierwsze dni marca były co prawda pogodne, ale jak zwykle o tej porze roku jakby szóstym zmysłem wyczuwał niepokoje w przyrodzie. Ma chyba rację doktor Richardson, iż major jest po prostu uczulony na zmiany pogody. W tej chwili Hazell przypomniał sobie lata pobytu w Gdyni. Tam dopiero szalały na jesieni wiatry i sztormy! Na takiej ulicy Świętojańskiej, a więc pryncypalnej, dmuchało niby na pustyni. Major dobrze zapamiętał kaprysy nadmorskiego żywiołu. Zatruwały mu wtedy życie gwałtowne, i jakże dokuczliwe, migreny.

Hazell spojrzał na zegarek.. Zostało mu jeszcze sporo czasu, a więc może pójść na dłuższy spacer. Dzielnica Marylebone ze swymi osiemnastowiecznymi placami: Cavendish Square, Portman Square i Manchester Square, ze swymi arystokratycznymi rezydencjami, dziś jeszcze goszczącymi na ogół różne urzędy, zawsze zachwycała majora. Nie wiadomo dlaczego od pewnego czasu szczególną przyjemność sprawiało majorowi oglądanie dzieł sztuki. Tuż w pobliżu Portman Square urocza Duke Street wiodła do Manchester Square, gdzie znajduje się słynna Wallace Collection, jedno z najbogatszych muzeów londyńskich. Co prawda wiele dzieł Rembrandta, Rubensa, Watteau czy Canaletta wywieziono w bezpieczniejsze miejsca, ale i tak było jeszcze co oglądać. Major znowu poczuł ucisk na samym czubku głowy. I znowu przypomniała mu się Gdynia. Przed wojną był maklerem w tym mieście. Szło całkiem nieźle. Rodzice, a szczególnie ojciec, niezbyt jednak chętnie widzieli przyszłość syna w handlu. Staremu marzyła się inna kariera dla Ronalda. Ale to dawne czasy. Obecnie major Hazell pełnił w instytucji, do której zmierzał, bardzo odpowiedzialną funkcję. Pewnie dlatego, że znał języki polski i niemiecki. Powinien znać i francuski, ale w końcu nie o Francuzów tu chodziło, lecz o Polaków.

W miarę zmniejszania się odległości dzielącej go od biura coraz bardziej odczuwał męczącą senność. Noc spędził w schronie. Że też akurat tej nocy — z 3 na 4 marca — Luftwaffe musiała bombardować Londyn! Prasa podaje, że stolicę zaatakowało 117 samolotów. Ostatni wielki nalot miał miejsce w połowie stycznia. Do tej pory był spokój. A przecież dziś właśnie major miał ustosunkować się do kolejnego raportu o sytuacji we Francji.

Na innych frontach sytuacja wyglądała nieźle, choć mogłaby być lepsza. Na Atlantyku bitwa w obronie konwojów stawała się coraz bardziej zacięta. W Afryce brytyjska 8 armia sprawiła solidne lanie włoskiej 1 armii na linii Wadi Akarit. Na froncie wschodnim po zlikwidowaniu na początku lutego stalingradzkiego kotła Niemcy próbowali kontratakować pod Charkowem. Ale oto i Baker Street, która przez wiele lat była dla niego tylko legendarną siedzibą równie legendarnego Sherlocka Holmesa. Chociaż kto wie, czy los nie zażartował sobie z ludzi? Przecież właśnie na tej ulicy umieszczono siedzibę instytucji, w której pracował major. Genialny detektyw zwalczał kryminalistów, Hazell i jego koledzy — wrogów Wielkiej Brytanii. Major wszedł do domu nr 64. Na budynku tym widniała tablica z napisem: „Inter-Services Research Bureau”, co można by przetłumaczyć jako „Międzyinstytucjonalne Biuro Badań”.

Major Ronald Hazell pełnił funkcję szefa sekcji do spraw wychodźstwa polskiego w krajach Europy Zachodniej. Sekcja nosiła kryptonim: EU/P i działała w ramach Special Operations Executive (SOE), czyli Zarządu Operacji Specjalnych. SOE oznaczano również kryptonimami: AI 10, MO i SP. W 1943 roku SOE stanowił już potężną instytucję, z którą liczył się rząd. Ale zanim do tego doszło, zanim zajął cały dom przy Baker Street, a także gmachy w innych dzielnicach Londynu, jak np. okazałe siedziby Michael House, Norgeloy House, Montgau Mansion czy Berkley Court, nie licząc mieszkań, w których odbywały się spotkania z agentami, twórcy i organizatorzy SOE musieli sporo się napracować i natrudzić!

Zarząd Operacji Specjalnych powstał z połączenia służby propagandowej ministerstwa spraw zagranicznych, biura studiów ministerstwa wojny — MI/R (sekcja analiz wywiadu wojskowego) i części MI 6, a ściślej sekcji D (dywersja), którą utworzono w 1938 roku z zadaniem „śledzenia jakiejkolwiek możliwości ataku ze strony potencjalnego wroga przy pomocy innych środków niż te, które stosują siły zbrojne…” Brzmi to tajemniczo i intrygująco, ale tylko na pozór. Brytyjczycy zdawali sobie sprawę, że hitlerowcy, przygotowując się do wojny, poczynili nie tylko tzw. klasyczne zabiegi, w których najważniejszą rolę odgrywają siły zbrojne. W Londynie wiedziano, że bardzo ważnym elementem niemieckiej strategii jest dywersja, sabotaż, akcje propagandowe itp.

Sekcja D zbierała dane o poczynaniach Niemców w tym zakresie, a szczególnie starannie analizowała wywrotową robotę mniejszości niemieckiej w Sudetach, skierowaną przeciwko Czechosłowacji, oraz mniejszości niemieckiej przeciwko Polsce na Pomorzu, Śląsku i w Wielkopolsce. Raporty sekcji D szczególnie wnikliwie przeglądał Winston Churchill, kiedy 3 września 1939 roku, a więc w dniu wypowiedzenia wojny Niemcom przez Wielką Brytanię, objął stanowisko Pierwszego Lorda Admiralicji. 10 maja 1940 roku, kiedy wojska niemieckie rozpoczęły działania przeciwko Holandii, Luksemburgowi i Belgii, aby zadać przede wszystkim szybki i skuteczny cios Francji, Winston Churchill zostaje premierem i ministrem obrony. I znowu na jego biurko spływają meldunki, oceny i analizy na temat roli, jaką w złamaniu oporu tych trzech państw odegrały oddziały spadochronowe i dywersanci.

W dniu 16 lipca Churchill wzywa do siebie szefa ministerstwa wojny ekonomicznej, zwanego także ministerstwem blokady, Hugha Baltona, i zleca mu uruchomienie aparatu, który prowadzić będzie na kontynencie europejskim nowy rodzaj wojny: „wojnę niedżentelmeńską”, wojnę prowadzoną przy wykorzystaniu wszystkich odpowiednich ludzi i wszystkich dostępnych środków. Churchill oświadczył nawet, że przy pomocy takiej instytucji „podpali Europę”. Miał tu na myśli szkodzenie Niemcom oraz ich satelitom na wszelkie możliwe sposoby.

Parę dni po rozmowie Churchill — Dalton ustalono zadania tej instytucji, ujęte w statucie zatwierdzonym przez rząd. Nazwano ją Zarządem Operacji Specjalnych — SOE. Podlegała wspomnianemu ministerstwu. Zadanie jej polegało na kierowaniu działaniami przeciwko „wrogom Imperium Brytyjskiemu”, a zwłaszcza na prowadzeniu akcji politycznych,wojskowych, ekonomicznych na terytoriach okupowanych przez państwa „osi”. SOE przystąpił do akcji na dwu polach: polityczno-propagandowym oraz operacyjnym.

Pierwszy wkrótce wyodrębniono i przekazano odrębnemu resortowi pod nazwą Warfare Political Executive. Kierunek operacyjny, podzielony na poszczególne sekcje krajowe, np. polska, francuska, holenderska itp., łączono w wydziały, jak np. wschodnioeuropejski czy zachodnioeuropejski. W ramach tego ostatniego utworzono sekcję do spraw wychodźstwa polskiego w krajach Europy Zachodniej — EU/P, kierowaną przez znanego już nam majora Hazellą. W wydziale wschodnioeuropejskim pracowała sekcja, obejmująca swoimi kompetencjami terytorium okupowanej Polski. Zajmowała się ona sprawami Armii Krajowej, a na jej czele stał major Perkins.

SOE miał bardzo liczne i poważne zadania do wykonania: wywiad, dywersję, sabotaż, organizację służby łączności. Zaopatrywał współpracujące z nim organizacje ruchu oporu w broń, amunicję, pieniądze, sprzęt radiowy. Utrzymywał liczne ośrodki szkoleniowe w południowej Anglii i na odludnym wybrzeżu Szkocji. W ramach przygotowania do działań na terenie opanowanym przez wroga współpracownik SOE przechodził przeszkolenie ogólno-wojskowe, w tym obsługi broni różnej produkcji, walki wręcz, żeglowania, spadochroniarstwa i sabotażu. Na odrębnym kursie poznawał podstawowe zasady poruszania się i życia na wrogim terenie, zdobywając m.in. umiejętność organizowania ucieczek, zachowania się w czasie śledztwa oraz maskowania.

Ośrodki SOE przygotowywały także specjalistów-organizatorów konspiracji. Zarząd Operacji Specjalnych z zasady korzystał z usług licznych siatek wywiadowczo-dywersyjnych organizowanych bezpośrednio lub za pośrednictwem organizacji podziemnych w krajach okupowanych. Na przełomie lutego i marca 1943 roku w ośrodkach SOE rozpoczęła szkolenie pierwsza dwudziestoosobowa grupa polskich żołnierzy, która miała być zalążkiem przyszłej samodzielnej kompanii grenadierów (powietrznodesantowej). Szefowie majora Hazella łączyli z tą jednostką duże nadzieje, ale na razie nawet on sam nie mógłby powiedzieć nic konkretnego o przeznaczeniu tej kompanii. W każdym razie nie w tej chwili.

Dodajmy, że działalność SOE do dzisiejszego dnia nie została w pełni ujawniona. Autorka znanej na Zachodzie książki pt. „Sprawa King Konga”, Annę Laurens, omawiającej niektóre poczynania SOE w Holandii, stwierdza, że przy pomocy Zarządu wywiad brytyjski postanowił wypełnić m.in. lukę informacyjną, jaka powstała po opanowaniu Europy przez Niemców oraz ich sojuszników. Tradycyjne formy działalności wywiadowczej zanikały. W Londynie stwierdzono pewnego dnia, że między Wielką Brytanią a okupowaną Europą nie ma żadnych kontaktów, żadnej łączności, że nic nie wiadomo o postawie podbitych narodów, co uniemożliwia ewentualne wykorzystanie ich do walki z wrogiem. Wieści, jakich dostarczają ludzie, którym udało się uciec „stamtąd”, są oczywiście cenne, ale niedokładne. Można było, rzecz jasna, próbować ponownie uruchomić sieć przedwojennych brytyjskich agentów. Tam gdzie się to udało, nie gardzono tym źródłem informacji, ale nowe warunki polityczne wymagały nowych form działania. Churchill, pragnąc całkowicie zerwać z rutynowym sposobem prowadzenia walki specjalnej, celowo nie podporządkował SOE ministerstwu obrony, lecz resortowi wojny ekonomicznej.

SOE spełniał to zapotrzebowanie: łączył w jeden organizm wywiad, sabotaż, dywersję, wykorzystując ruch oporu w różnych krajach. Annę Laurens, pisząc o początkach jego pracy, przypomniała takie oto przysłowie: „W walce z lwem mucha nie może przeciwstawić mu takiej samej siły, ale lew nie potrafi latać...” Autorka podkreśla, że w intencjach organizatorów SOE miał być w pewnym sensie narzędziem „wojny rewolucyjnej”, ale bez rewolucji.

Rząd brytyjski ani żaden rząd emigracyjny nie chciał posunąć się zbyt daleko, jeśli chodzi o zagadnienia polityczno-społeczne. Inicjowanie, wspomaganie, kierowanie walką przeciwko okupantowi wcale nie oznaczało, że uczestnicy operacji przeprowadzonych przez SOE opowiadają się za gruntownymi reformami społecznymi po wojnie. Celem SOE było udzielanie pomocy w odtworzeniu przedwojennego stanu rzeczy.

I ta właśnie zasada stała się źródłem rozbieżności między SOE i niektórymi organizacjami ruchu oporu. Zarząd wyraźnie próbował stawiać na prawicowe jego odłamy, zaś lekceważyć czy dyskryminować — lewicowe. Takie stanowisko nie napotykało oporu w kierownictwie SOE już choćby dlatego, że ludzie związani z wywiadem i kontrwywiadem rekrutowali się z zasady spośród zawodowych wojskowych, a ci nie mieli żadnych powodów popierać postępowe idee, gdyż pochodzili z reguły z tzw. wyższych warstw społecznych.

Najwyższy stopień wtajemniczenia w SOE — stanowiąc ścisłe jego kierownictwo — osiągali najczęściej ludzie nie związani z armią, lecz z biznesem, wielkimi przedsiębiorstwami handlowymi i przemysłowymi. I niekoniecznie byli to ich właściciele, dyrektorzy czy prezesi. Przykład majora Hazella wskazuje, że nawet zwykły makler mógł osiągnąć wysokie stanowisko w SOE — warunkiem jednakże nominacji była wszechstronna znajomość realiów kraju lub narodowości, które znalazły się w centrum zainteresowania Zarządu Operacji Specjalnych.

A któż lepiej znał np. Polskę i Polaków, jeśli nie człowiek, który w małym palcu musiał mieć wiedzę o stosunkach handlowych w kraju i o mentalności ludzi, wśród których przyszło mu żyć i pracować? Wielu kolegów majora, bezpośrednich zwierzchników oraz szefów innych sekcji zajmowało się przed wojną handlem, finansami i produkcją w różnych krajach. Wynosili z tej pracy znajomość języka, a także realiów społeczno-politycznych. Braki w ich wykształceniu wojskowym uzupełniali specjaliści oraz eksperci.