Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W jaki sposób akceptująco przyjąć siebie samych, innych i świat?
Jak osiągnąć duchową jedność i spójność?
Dzięki czemu przeniknąć głębię codzienności i zbliżyć się do tajemnicy sensu istnienia?
Richard Rohr zaprasza nas, by wkroczyć na drogę duchowej przemiany, którą Jezus głosił i ucieleśniał w swoich naukach – do odkrycia wartości prostoty, miłości, przebaczenia i współczucia. Zachęca, by dzięki praktyce kontemplacji uczyć się żyć chwilą obecną. Mistrzami w tej dziedzinie byli jego zdaniem mistycy, którzy pod wpływem łaski traktowali teraźniejszość jak nagie teraz – jako moment, w którym Chrystus tu i teraz jest blisko nas.Odwołując się do ich doświadczeń, podpowiada, jak nauczyć się patrzeć na rzeczywistość ich oczami.
Dojdzie do kolosalnego przełomu, kiedy uszanujesz i zaakceptujesz Boży obraz w sobie samym, a potem będziesz go widział również w każdym innym człowieku, wiedząc, że dla innych jest on równie niezasłużony, jak dla ciebie. To dlatego przestajesz oceniać i zaczynasz kochać bezwarunkowo, nie pytając, czy ktoś jest tego godny. Przełom przychodzi w jednym momencie, chociaż jego urzeczywistnienie pogłębia się i nabiera coraz większej pewności w miarę upływu czasu.
Jeśli potrafisz być obecny, poznasz Prawdziwą Obecność.
Richard Rohr (ur. 1943) – franciszkanin, kierownik duchowy, założyciel Centrum Działania i Kontemplacji w Albuquerque w Nowym Meksyku, prelegent i autor wielu książek z zakresu duchowości. W Wydawnictwie WAM ukazało się kilka jego publikacji, m.in.: Spadać w górę, Nieśmiertelny diament, Enneagram, Dzikość i mądrość, Uniwersalny Chrystus.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 172
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Richard Rohr
Nagie teraz
Widzieć tak, jak widzą mistycy
tłumacz: Wojciech Drążek
Niedualne chrześcijaństwo
Istnieje kategoria pisarzy religijnych, których określa się mianem teofilów, a więc osób preferujących mówienie o Bogu w kontekście opowieści o własnej przygodzie z wiarą. Do nich zalicza się amerykański franciszkanin Richard Rohr, znany nie tylko z ponad dwudziestu napisanych książek – z których kilka już przetłumaczono na język polski – ale też z działalności konferencyjnej na całym świecie. Rohr jest jednym ze współczesnych mistrzów duchowości, ojcem założycielem, a obecnie dyrektorem Centrum dla Działania i Kontemplacji. Jest ono miejscem duchowej formacji zarówno dla kontemplatyków, jak i aktywistów.
Przesłanie Rohra zawarte w książce Nagie teraz może brzmieć „rewolucyjnie”, a nawet „heretycko” dla tych czytelników, którzy chrześcijaństwo utożsamili z dualistycznym myśleniem, ale taki „szok” potwierdza jedynie jego diagnozę – że w naszym Kościele odeszliśmy od nauczania mistyków. Odpowiedzią chrześcijan na głód duchowy współczesnego świata i wewnętrzne podziały powinien więc być powrót do kontemplacyjnych korzeni własnej religii. Zdaniem Rohra religia bez kontemplatywnego punktu podparcia jest częścią problemu, a nie jego rozwiązaniem. Z tego powodu w sposób krytyczny opisuje w książce świat religijnych zachowań, które tworzą religię pobożności, pozbawioną zaangażowania w uzdrawianie naszego świata z przemocy, sekciarstwa i materializmu. Autor wyjaśnia, jak religia może stać się siłą transformacji człowieka i dlaczego tylko kontemplatywna religia jest w stanie przemówić do współczesnego człowieka. Franciszkaninowi z Ameryki bliskie są słowa niemieckiego jezuity Karla Rahnera, że chrześcijaństwo XXI wieku albo będzie mistyczne, albo nie będzie go wcale.
Rohr pisze więc o tym, jak może wyglądać powrót do źródeł, który nie jest jedynie biernym przywołaniem tradycji; o tym, jak może wyglądać duchowość, która nie jest odłączona od codzienności; o religii, która nie jest tylko formą społecznej identyfikacji i „plemiennych podziałów”. Jest to książka o przemianie umysłu i serca, które żyjąc w chwili obecnej – uobecniają ostateczną naturę rzeczywistości. Wtedy „Bóg” przestaje być pustym albo odległym „słowem”; a człowiek synonimem „ego”, które go ogranicza, bo „duszy potrzebny jest sens”. „Ludzkie ego – pisze Rohr – woli wszystko, prawie wszystko, niż upadek, zmianę czy śmierć. Ego jest tą częścią nas, która uwielbia status quo, nawet jeśli trwanie w niezmiennym układzie nic nam nie daje. Ego przywiązuje się do przeszłości i teraźniejszości, a przyszłości się obawia”. Jednak „duszy potrzebny jest sens”. Autorowi bliskie jest stanowisko C.G. Junga, że „największe i najważniejsze problemy w życiu są w zasadzie nie do rozwiązania. Nie można ich nigdy rozwiązać, można z nich jedynie wyrosnąć”. Duchowość „chwili obecnej”, o jakiej pisze i naucza Rohr, do tej przemiany prowadzi i w niej się streszcza.
Jacek Prusak SJ
Dlaczego piszę tę książkę
Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem.
– Księga Koheleta 1,8
Jestem człowiekiem, który żyje na przełomie wieków, który porusza się pomiędzy kulturami i religiami, a jednocześnie jest szczęśliwy jako chrześcijanin. Kocham to, co widzę: życie mnie ekscytuje. Jednocześnie wiem, że wciąż mam wiele do zobaczenia i do usłyszenia, wiele do poznania i do zrobienia. To patrz nie jest również bolesne, ponieważ niektórych rzeczy wolałbym nie widzieć ani nie poznać.
Urodziłem się w 1943 roku w Kansas, w niemieckiej, katolickiej rodzinie farmerów o głębokich konserwatywnych korzeniach. A jednak zostałem posłany do szkół, by zdobyć wykształcenie w wielkim, szybko zmieniającym się i reformującym świecie lat sześćdziesiątych. Sobór Watykański II starał się zreformować katolicyzm; ruch terapeutyczny starał się zreformować psychikę, a wojna z ubóstwem i walka o prawa społeczne oraz ruchy antywojenne starały się zreformować Amerykę.
Powiedziano mi, że mam manię spoglądania prawie na wszystkie rzeczy z wielu perspektyw, często przeciwnych. Mam to chyba zapisane w genach – moje największe pomyłki były konsekwencją braku równowagi. Jeśli wierzysz w znaki astrologiczne, to urodziłem się pod znakiem Ryb (poruszają się w przeciwnych kierunkach) – w dniu równowagi pomiędzy zimą i wiosną, w roku, w którym Zmartwychwstanie było celebrowane najpóźniej, jak to tylko możliweI. Zawsze czekam na Wielkanoc, ale również oczekuję, że się wydarzy. Przyjąłem święcenia kapłańskie w katolickim kościele niedaleko willi Stone’s Folly w Topeka (Kansas), siedemdziesiąt lat po tym, jak grupa ludzi w 1900 roku zaczęła w niej mówić różnymi językamiII. Szczęśliwie zawsze byłem katolikiem, ale też z ciekawości protestantem i zielonoświątkowcem. Wiedziałem dość wcześnie, że są różne rodzaje poznania. Słowa podzieliły rzeczywistość na „albo-albo”, ale moje żywe doświadczenie zawsze było „i-jedno-i-drugie”.
Mogę przetrwać, budując mosty, dzięki zarówno afirmowaniu, jak i negowaniu większości idei moich oraz innych ludzi. Większość osób postrzega mnie jako bardzo postępowego, a ja raczej powiedziałbym, że w rzeczywistości jestem konserwatywny, jeśli chodzi o wartości, i liberalny, jeśli chodzi o sposób działania. Wierzę w sprawiedliwość, prawdę, dotrzymywanie słowa, uczciwość, osobistą i finansową odpowiedzialność, wierną miłość i pokorę – wszystko to bardzo tradycyjne wartości. Jednak według mnie trzeba być pomysłowym, radykalnym, gotowym do dialogu, a nawet na przekór swojej własnej kulturze żyć tymi wartościami. Czy w polityce, czy w Kościele, zarówno konserwatyści, jak i liberałowie nie potrafią tego zbyt dobrze. Obie grupy są zbyt dualistyczne, nie widzą i nie myślą jak mistycy.
To, co we mnie dobre i złe, uformowała amerykańska kultura XX wieku, teologia katolicka, tradycje mądrościowe Indian amerykańskich oraz światowe religie – w szczególności franciszkanizm, który ukształtował we mnie przede wszystkim to, co dobre. To jest ta „filozofia wieczysta”, jak nazywa ją Aldous Huxley, na której mam nadzieję oprzeć tę książkę. Czerpię także inspiracje z psychologii rozwojowej, teologii, filozofii, historii, z nauk mistyków wszystkich religii, doświadczeń budowania wspólnoty oraz z doświadczenia dawania i otrzymywania duchowego kierownictwa.
W pierwszym rzędzie interesuje mnie, dlaczego ludzie nie widzą zbyt dobrze – i jak ewentualnie mogliby to poprawić. Co powstrzymuje nas od realistycznego, pokornego i użytecznego odczytywania rzeczywistości? Dlaczego my – łącznie z osobami pełniącymi najwyższe funkcje w Kościele, edukacji i państwach – tak mocno jesteśmy uwięzieni w nas samych? Dlaczego światowe religie przestały wypełniać swoje zadanie w duchowej przemianie ludzi i kultur? Dlaczego powiedzieliśmy ludziom, że muszą „uwierzyć” w Boga, aby móc Go doświadczyć, podczas gdy Bóg ewidentnie działa w sposób, którego „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć” (1 Kor 2,9)?
Oprócz źródeł, które już wymieniłem, będę czerpał również z doświadczenia moich własnych starań o to, by widzieć siebie i własny świat szczerze i bardziej kochająco, a także w coraz szerszym i mniej egoistycznym kontekście. Wiele tych doświadczeń pochodzi z moich własnych błędów, zbyt wielu, by je policzyć. Przegrana, grzech, upokorzenie, praca dla siebie to bardzo dobrzy nauczyciele, jeśli tylko pozwolimy im na to. Prezentuję moje dociekania na różne sposoby, włączając w to refleksje, opowiadania, powiedzenia, interpretację hebrajskiej i chrześcijańskiej Biblii, wreszcie konkretne praktyki. Można tę książkę przeczytać od deski do deski, ale również wybrać jeden fragment i poddać go refleksji, odnieść jego przesłanie do osobistego doświadczenia. Można wybrać jeden rozdział, którego tytuł najbardziej intryguje – wiele z nich to zamknięte całości.
Wszystkie wymienione wyżej kwestie doprowadziły mnie do ogólnego przesłania tej książki: wszystko, co powiedziane, musi być w równowadze z niewypowiedzianym – a poznanie musi się ukorzyć przed niepoznanym. Bez takiej równowagi religia nieodmiennie staje się arogancka, wykluczająca, a nawet pełna przemocy.
Każde światło musi być świadome ciemności, a każdy sukces – cierpienia. Święty Jan od Krzyża nazywa to „świetlistą ciemnością”, św. Augustyn „tajemnicą paschalną” lub „konieczną Paschą”, a katolicy głośno ją wyznają na każdej Eucharystii jako tajemnicę wiary. Jednak rzadko staje się to centralną prawdą naszego życia.
Te wczesne, ale dobrze wyuczone schematy dualistycznego myślenia nie mogą nas zaprowadzić zbyt daleko, zatem wszystkie religie odkryły w pewnym momencie swojego rozwoju inne „oprogramowanie”, aby sprostać tak wielkim kwestiom, jak śmierć, miłość, nieskończoność, cierpienie i Bóg. Wielu z nas nazywa taką dyspozycję „kontemplacją”. To właśnie jest niedualny sposób spojrzenia na tu i teraz. Pierwotnie to słowo określało po prostu „modlitwę”.
To właśnie życie w nagim teraz, w „sakramencie chwili obecnej”, nauczy nas, jak naprawdę doświadczać tego, czego doświadczamy – dobrego, złego czy brzydkiego – i jak pozwolić, by to doświadczenie nas przemieniało. Słowa same w sobie zawsze będą tylko dzielić chwilę obecną, czysta obecność pozwala być temu, co jest, i być takim, jakim jest.
Jeśli potrafisz byćobecnym, poznasz Prawdziwą Obecność. Przyrzekam, że to prawda.
I że jest niemal tak prosta.
20 marca 2008 roku, Wielki Czwartek
CZĘŚĆPIERWSZA
ROZDZIAŁPIERWSZY
Dar już został udzielony
A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.
– List do Rzymian 5,5
Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie.
– Ewangelia św. Jana 14,17
Przyszłość z definicji nie poddaje się kontroli ani słownym opisom, jest pełna paradoksów, tajemnic i niepewności. To świat niedoskonały pod każdym względem i dlatego zawsze w jakiś sposób przeraża. Usiłujemy zatem na różne sposoby zabezpieczyć się przed tą niedoskonałością, również w naszym sposobie myślenia. Ta niemożliwa do przewidzenia przyszłość, która budzi obawy i do której staramy się przygotować, determinuje znaczną część naszego życia. Dlatego poszukujemy przewidywań, wyjaśnień i porządku, aby zachować jakieś poczucie spokoju i kontroli.
Religia również w dużej mierze stała się poszukiwaniem porządku, spójności grupowej i godności osobistej lub też drogą ucieczki do innego świata, przez co niestety straciła większość ze swojej przemieniającej mocy. Prawdziwa duchowość nie jest poszukiwaniem doskonałości lub kontroli czy też drzwi do innego świata; to poszukiwanie zjednoczenia z tym, co Boże, właśnie teraz. Wciąż największym odkryciem jest zrozumienie, że to, czego szukamy, już posiadamy! Nie ja to znalazłem; to mnie znalazło. To Jakubowy okrzyk „Eureka!” u stóp drabiny do nieba w Księdze Rodzaju (Rdz 28,16–17).
Zjednoczenie i doskonałość są dwiema różnymi drogami, na których sprawdzają się całkowicie odmienne strategie. Religia popularna poszukuje osobistej doskonałości; mistycy cieszą się poszukiwaniem tego, co najważniejsze – boskiego zjednoczenia, całkowicie podarowanego. Osobista doskonałość kładzie nacisk na poznawanie siebie i pewność. O dziwo, zjednoczenie jest o wiele lepszym sposobem poznawania. To wspólne poznawanie, znacznie dokładniejsze i dające większe ukojenie. Obiecuję, że w miarę czytania tej książki stanie się to bardziej oczywiste, tymczasem zapytaj kogoś zakochanego, czy nie jest to prawdą.
Najbardziej zdumiewającą prawdą o Jezusie, która wyróżnia Go spośród innych założycieli religii, jest fakt, że znajdował On Boga w niedoskonałości i nieporządku. Co więcej – powiedział nam, że musimy czynić podobnie albo nigdy nie zaznamy satysfakcji na tym świecie. To właśnie czyni Jezusa tak bardzo sprzecznym z intuicjami niemal wszystkich epok oraz kultur i dlatego większość ludzi nigdy nie pozna wspaniałej dobrej nowiny jako całkowitej przemiany świadomości. Ta porażka w zrozumieniu zarówno głównego przesłania Jezusa, jak i konkretnego programu, który pozwala doświadczyć tej prawdy we własnym życiu, jest dzisiaj centralnym problemem religijnym. Poszukiwaliśmy nadziei w miejscach, w których nigdy jej nie obiecywano, a nikt nie przekazał nam właściwego „oprogramowania”, byśmy mogli doświadczyć nadziei osobiście, zwłaszcza w nieporządku i w niedoskonałości! A co najgorsze – nie wiedzieliśmy, że zjednoczenie i nadzieja są tym samym i że prawdziwa nadzieja nie ma nic wspólnego z rozumową pewnością.
Kiedy poddajesz się lękowi i rozproszeniu
Kiedy niepewność napełni cię lękiem, życie może zamienić się w plik polis ubezpieczeniowych. Twój krótki czas na ziemi staje się marną samoobroną, czymś w rodzaju kolejki z wagonikami, krążącej wokół tego, czego jesteś pewien, oraz tego, nad czym twoim zdaniem masz kontrolę – włącznie z Bogiem. Daje ci to iluzję, że siedzisz na miejscu kierowcy, bezpiecznie poruszasz się bocznymi drogami, zwykle w jednym, z góry określonym kierunku, prowadzącym do miejsc dobrze ci znanych.
Zdecydowanie zbyt wielu ludzi nie wyrusza w życiową drogę, ponieważ uważa, że nie ma takiej potrzeby, skoro już na samym jej początku wszystkie odpowiedzi są znane: „Kościół mówi…”; „Biblia mówi…” itd.
Druga grupa próbuje innego podejścia. Zdecydowali się udawać chojraków, ignorować to, co niewygodne, nieustannie poszukiwać sposobów bycia ważnym albo – jak określił to Jezus – „budować większe spichlerze”. Z życia uczynili zestaw własnoręcznie skonstruowanych tragedii, rozrywki i taktyk dywersyjnych, które mają im pomóc uciec od najważniejszych pytań. Tym sposobem często to, co niektórzy nazywają intensywnością, staje się metodą na unikanie tego, co będę nazywał obecnością – w intymności ze sobą, z życiem, z innymi. Symbolem tej ucieczki jest tak zwana kultura konsumpcyjna, która wydaje się dobiegać kresu.
Ta grupa również jest liczna, szczególnie w krajach rozwiniętych. Rządy zachęcają do takiej postawy, rozpraszając uwagę rozmaitymi metodami, co potocznie nazywane jest „dawaniem chleba i igrzysk”. Rządzący wiedzą, że w ten sposób staniemy się osobami mało znaczącymi, ale zadowolonymi i zupełnie niezainteresowanymi tym, co „ważniejsze w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie, wiara” (Mt 23,23), tak istotnym dla ludzi wielkich duchem.
Trzecia grupa poszukuje różnych form duchowości i transcendencji, ale miesza jej dojrzałe i niedojrzałe formy. Jednym z najważniejszych tematów tej książki jest to, że – niestety – wiele religijnych poszukiwań w dzisiejszych czasach to transcendencja niedojrzała, oderwana od autentycznego doświadczenia jedności z Bogiem, ze sobą, z innymi – Owen Barfield nazwałby to „pustynią braku współuczestnictwa”1.
Autentycznie przeżywane chrześcijaństwo jest ostatecznym pokonaniem oddzielenia od Boga! Przykro to stwierdzić, ale u większości ludzi rozumowe formuły i religijny żargon podtrzymują ten wewnętrzny podział, w którym nie da się odnaleźć trwałej nadziei, nie mówiąc już o radości. Musimy opuścić pustynię i znaleźć znacznie lepszą krainę, „ostateczne współuczestnictwo”, którym częściowo możemy cieszyć się już teraz.
Kiedy radośnie poddajesz się Bogu
Dojrzała transcendencja jest faktycznym „zanurzeniem się w” i „poddaniem się” Bogu, jak znakomicie nazwał to James Alison2. Bóg „się nam daje” i wszystko, co możemy uczynić, to pozwolić, by stało się zadość Jego woli, jak to jasno pokazują zarówno modlitwa Maryi podczas Zwiastowania, jak i modlitwa Jezusa w Getsemani. W ten sposób zagłębiamy się w coś, co chrześcijaństwo nazywa jednocześnie „bezdenną głębią” i „prawdziwym fundamentem”. Cóż za paradoks! Ale w Bogu to nie są przeciwieństwa. Gdy się tam znajdziemy, zdumieni rozmyślamy, jak mogło do tego dojść. Jesteśmy równie mocno przekonani zarówno o tym, że sami nic nie uczyniliśmy, jak i o tym, że to zostało nam uczynione. Jesteśmy stanowczo, ale przyjaźnie podtrzymywani i równocześnie upadamy bezradnie w przerażającą tajemnicę, pochwyceni pomiędzy głębokim pragnieniem i pytaniem: „Dokąd mnie to doprowadzi?”. Niezwykle rzadko odczuwamy transformację jako odnalezienie czegoś, raczej czujemy się przez Kogoś odnalezieni.
Spostrzegasz, że jesteś pochwycony, podtrzymywany, przez Kogoś umiłowany. Początkowo nawet nie wiesz, co się dzieje. Wiesz jedynie, że to cudowna uległość, ale uległość. Wiesz, że zostałeś „wzięty w posiadanie” (zobacz Księgi Jeremiasza 20,7–9 lub Izajasza 6,4–7). Jesteś w objęciach Kogoś Innego. Czy ktokolwiek bez przymusu rezygnuje z kontroli? Nie. Nawet religia może zostać wykorzystana jako ukryty sposób jej sprawowania, a dobre zachowanie jako próba kontrolowania Boga.
Nareszcie stań przed jedynym lustrem, które odzwierciedla twoją tożsamość – poddaj się nagiemu teraz prawdziwej modlitwy i pełnej obecności. Stajesz się Kimś wobec wielkiego JESTEM. To ostateczne odbicie da ci odwagę, by porzucić wszystkie inne obrazy siebie. „Nie odbieram chwały od ludzi”, mówił Jezus. „Jak możecie wierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?” (J 5,41.44). Od tej chwili, jak mówi Teresa z Ávili, „widzisz Boga w sobie i siebie w Bogu” – to odkrycie wyprzedza, przewyższa i podcina wszystko, co najlepsze we współczesnej psychologii. Pomyśl o tysiącach złotych zaoszczędzonych na terapii!
Większość ludzi w naszej dziwacznej kulturze żyje w sali luster, w której krucha i nieustannie zmieniająca się tożsamość stale wymaga potwierdzenia. Widać to szczególnie u ludzi młodych – oni budują obraz siebie na uczuciach, nastrojach, na ideach, którymi łatwo każdy może manipulować, łącznie ze sprzedającą powierzchowne obrazy reklamą3.
Otrzymałeś coś znacznie lepszego, radośniejszego, konkretniejszego! Boża obecność, wiara, nadzieja i miłość, które temu towarzyszą, są darem – nie możesz go kontrolować, ale możesz i powinieneś o niego prosić (Łk 11,13). Proszenie Boga o cokolwiek nie oznacza nakłaniania Go do tego; oznacza rozbudzenie daru, który już w sobie mamy. Prosisz o to, czego już posmakowałeś! Dar już został udzielony. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z jego posiadania – to smutne i niesie katastrofalne konsekwencje. Nauczyciele pierwszych wieków chrześcijaństwa oraz wielu późniejszych świętych i mistyków nie mieli co do tego wątpliwości. Cóż, większość chrześcijan dzisiaj wciąż wydaje się jak mieszkańcy Efezu w czasach apostolskich, którzy mówili: „Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty” (Dz 19,2).
Odkryj przyrodzone prawo
Ryzykowne byłoby mówienie ludziom z niedojrzałą lub dualistyczną świadomością o Wielkim Zamieszkiwaniu, zanim doświadczą go osobiście, ponieważ z pewnością nadużyją tego doświadczenia lub je strywializują, powodowani poczuciem wyższości lub chęcią kontroli. O tym zapewne mówił Jezus, używając jednego z bardziej dosadnych obrazów – „rzucania pereł przed wieprze” (Mt 7,6). Jednocześnie z pewnością nie powinniśmy zaprzeczać temu doświadczeniu ani ukrywać go przed innymi! Coś takiego może się zdarzyć, ponieważ wielu duchownych nigdy osobiście nie doświadczyło Bożego zjednoczenia, więc nie może też przekazać tego doświadczenia innym. Katolicy i prawosławni uzależniają obecność Ducha Świętego od przynależności religijnej i sakramentów; protestanci uzależniają ją od osobistej decyzji lub wiary. W obu przypadkach to my przejmujemy kontrolę, to my jesteśmy wykonawcami. Nie ma mowy o uległości.
Tylko o tych, którzy doświadczyli w jakimś stopniu nawrócenia, można powiedzieć, że mają Ducha Świętego, i oczekiwać od nich, że zrozumieją te słowa. Wówczas życie „rozpali w nich na nowo charyzmat Boży” (2 Tm 1,6), lecz oni będą zawsze i wciąż wiedzieli, że ogień pochodzi Skądinąd. Nie można zrobić absolutnie nic, by zasłużyć na Ducha Świętego czy też Go otrzymać; nic też nie można zrobić, by zdobyć Boga i uzyskać Jego zamieszkanie w sobie (np. Rz 8,10; Ga 3,15)4. Nie staraj się uwierzyć w Ducha Świętego, tak jak wierzysz w różne doktryny. Zamiast tego praktykuj czerpanie z głębokiej studni, którą masz w sobie, a uwierzysz w sposób naturalny. Zaprzęgnij konia, a pociągnie wóz.
Nie można też nic zrobić, żeby utracić Ducha Świętego; najwyżej, jak to stwierdza List do Efezjan, można „zasmucić” istniejącą w nas Obecność, którą zostaliśmy „opieczętowani” (Ef 4,30). Można bowiem nie zdawać sobie sprawy z przyrodzonego prawa. Można zaniedbać ten dar, a w efekcie nie doświadczyć radości z Jego wspaniałych owoców. Wydaje się, że dotyczy to wielu ludzi, których na ogół nazywamy „grzesznikami”. Słowo to nie odnosi się do ludzi stojących niżej moralnie, ale do tych, którzy nie wiedzą, kim są i czyimi są naprawdę, którzy nie mają dostępu do swojej wrodzonej godności oraz znaczenia. Muszą o nią walczyć, sięgając po różne bezproduktywne metody. Jakaż strata! Dlatego nie okazuj nienawiści „grzesznikom” i nie spoglądaj na nich z góry. Raczej okaż im współczucie, ponieważ tak wiele ich omija!
Dlaczego nie zdajemy sobie sprawy z posiadania tego daru? Być może Bóg nie chce zmuszać nas do niczego, czego byśmy sami nie pragnęli lub nie wybrali. W ten sposób nawiązuje się piękny taniec Boga z duszą, który zachowuje wolność każdej ze stron.
Obiektywnie jesteśmy już w posiadaniu daru, ale trzeba go jeszcze zapragnąć i przebudzić. Bez tego nigdy nie będziemy świadomi jego istnienia. To następny paradoks. Często wiara staje się jasna i radosna dopiero po fakcie – po tym, jak już doświadczymy własnych przeżyć. Ale droga wiary wciąż wymaga kroczenia z ufnością, podejmowania ryzyka i pokonywania ciemności. Odtąd jednak będziesz pamiętał w ciemnościach to, czego doświadczyłeś w świetle. Ale droga, którą masz przed sobą, zawsze będzie mieszanką światła i mroku. W judeochrześcijańskiej historii stworzenia ludzie zostali ukształtowani na obraz i podobieństwo Boga (Rdz 1,26). Nasze DNA jest boskie. Na Bożą obecność w nas nigdy nie zasłużymy żadnym zachowaniem czy rytuałem, możemy jedynie ją rozpoznać, uświadomić sobie (Rz 11,6; Ef 2,8–10) i pokochać. Kiedy będziesz gotowy, doświadczysz jednocześnie rozczarowania i oczarowania bezkresną tajemnicą swojego własnego człowieczeństwa. Poznasz, że stoisz pod tym samym wodospadem miłosierdzia, pod którym stoją inni, i otrzymujesz tę samą niezasłużoną, fundamentalną łaskę, która sięga podstaw wszystkiego. Nie mając tego podstawowego doświadczenia Boga jako otchłani i fundamentu jednocześnie, właściwie nie można żyć chwilą obecną, pełnią tego, kim się jest, pełnią znaczenia, a tym bardziej nie można doświadczyć Obecności, która – paradoksalnie – zawsze wypełnia otchłań i wstrząsa fundamentami.
Modlitwa – doświadczenie nieba już teraz
„Wszystko co staje się jawne, jest światłem”, mówi List do Efezjan (Ef 5,13). W modlitwie nieustannie powracamy do boskiego spojrzenia i stajemy się jego odbiciem, niemal wbrew sobie (2 Kor 3,18). Modlitwa była często banalizowana, zwłaszcza gdy traktowano ją jako sposób na uzyskanie tego, czego się potrzebuje. W tej książce używam słowa „modlitwa” na określenie każdej wewnętrznej podróży lub praktyki, która pozwala na doświadczenie wiary, nadziei i miłości w sobie. Nie jest to technika zdobywania różnych rzeczy ani pobożne ćwiczenie, które ma zadowolić Boga, nie jest to też warunek wejścia do nieba. Modlitwa zdecydowanie bardziej przypomina przeżywanie nieba teraz.
Podstawowe doświadczenie religijne polega bardziej na tym, że stajesz się „całkowicie poznany”, niż na tym, że ty cokolwiek poznajesz, a szczególnie siebie samego. Pomimo tej różnicy masz poczucie prawdziwego poznania. Od początku do końca tej książki będziemy zamiennie nazywali ten nowy sposób poznania kontemplacją, niedualnym myśleniem lub widzeniem „trzecim okiem”. Taka modlitwa, takie spojrzenie skutecznie usuwa lęk przed koniecznością całkowitego osobistego zrozumienia czy poprawności używanych sformułowań. W tym momencie Bóg staje się bardziej czasownikiem niż rzeczownikiem, bardziej procesem niż końcowym wnioskiem, bardziej doświadczeniem niż dogmatem, bardziej osobistą relacją niż ideą5. Jest Ktoś, kto z tobą tańczy, a ty nie boisz się popełniać błędów.
Nic dziwnego, że wszystkie liturgiczne modlitwy kończą się tą samą frazą: „Przez Chrystusa Pana naszego. Amen”. Nie modlimy się do Chrystusa, ale przez Chrystusa, a jeszcze precyzyjniej to Chrystus modli się przez nas. Jesteśmy zawsze i na zawsze kanałami, instrumentami, kamertonami, stacjami odbiorczymi (Rz 8,22–27). Powoli uczymy się dostrajać do właściwego sygnału. Podstawowym zadaniem każdej dobrej duchowości jest uczenie nas „współpracy” z tym, co Bóg chce zrobić, i z tym, co już zaczął robić (Rz 8,28). I rzeczywiście, nic wartościowego nie pojawi się w naszym umyśle, dopóki Bóg nie „poruszy” tego w nas. My sami możemy jedynie potwierdzać to, co już się wydarza.
Żyć w ten sposób to żyć w nadziei, której nie da się wytłumaczyć, ponieważ twoje życie jest teraz o wiele większe niż ty sam. W istocie to nie jest twoje własne życie, ale paradoksalnie jesteś w nim bardziej sobą niż kiedykolwiek wcześniej. Tego właśnie doświadczają mistycy – teraz ich wizja może być również twoją. „Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem” (Księga Rodzaju 28,16).
Przypisy końcowe
1 Gregory Wolfe, The New Religious Humanists, Free Press, New York 1997.
2 James Alison, Undergoing God: Dispatches from the Scene of a Break-In, Continuum, New York 2006.
3 John J. Prendergast (ed.), The Sacred Mirror: Nondual Wisdom and Psychotherapy, Paragon, St Paul, Minnesota, 2003. Znakomite i ponadczasowe jest również wszystko, co napisał Gerald May. Gerald był mi drogim przyjacielem i prawdziwie świętym człowiekiem.
4 Załączyłem Litanię do Ducha Świętego przy końcu tej książki. Jej odmawianie może być pomocną praktyką w czerpaniu z niezawodnego Źródła, które jest w tobie samym.
5 Zob. „The Divine Dance” (Boski Taniec), nagranie mojej konferencji na temat centralnego znaczenia Boga jako Trójcy osób i wynikających z tego konsekwencji, dostępne na www.cac.org.
I W 1943 roku Wielkanoc była obchodzona 25 kwietnia. Kilka dni wcześniej – 19 kwietnia – w warszawskim getcie wybuchło powstanie (przyp. red.).
II Stone’s Folly – słynna willa, w której narodził się amerykański ruch pentakostalny, znany też jako charyzmatyczny lub zielonoświątkowy. Richard Rohr przypomina wydarzenie z nocy sylwestrowej 1900/1901 roku, kiedy to Agnes Ozman, uczennica działającej w willi szkoły Bethel Bible, zaczęła się modlić w innym języku (konkretnie chińskim). To wydarzenie przyjmuje się za początek ruchu zielonoświątkowców (przyp. red.).
Spis treści
Niedualne chrześcijaństwo
Dlaczego piszę tę książkę
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dar już został udzielony
Przypisy końcowe
Tytuł oryginału
Richard Rohr, The Naked Now. Learning to See as the Mystics See
Copyright © by Richard Rohr
Copyright for the Polish Edition by Wydawnictwo WAM, 2024
The book is published by arrangement
with The Crossroad Publishing Company
Opieka redakcyjna: Joanna Pakuza
Konsultacja merytoryczna: dr Jacek Prusak SJ
Korekta: Malwina Kozłowska
Skład: Lucyna Sterczewska
Projekt okładki: Marcin Jakubionek
ePub e-ISBN: 978-83-277-4222-3
Mobi e-ISBN: 978-83-277-4223-0
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200
e-mail: wam@wydawnictwowam.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255
e-mail: handel@wydawnictwowam.pl
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
tel. 12 62 93 260 • fax 12 629 34 96
www.wydawnictwowam.pl