Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 214
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
Adam’s Return. The Five Promises of Male Initiation
Redakcja
Barbara Fijał
Korekta
Anna Śledzikowska
Projekt okładki
Artur Falkowski
Imprimi potest
ks. Jan Folkert SDS, prowincjał
l.dz. 635/P/08
Kraków, 26 września 2008
© 2004 by Richard Rohr
© The Crossroad Publishing Company, Inc.831 Chestnut Ridge RoadChestnut Ridge, NY 10977
© for the Polish Edition
ISBN 978-83-7580-446-1
Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. 12 260 60 80 e-mail: [email protected]
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com
Na początek winien jestem kilka słów wyjaśnienia, które – mam nadzieję – pomogą zrozumieć, dlaczego postanowiłem napisać tę książkę. Z wykształcenia jestem filozofem i teologiem, interesuję się ponadto psychologią i historią religii. Z wiary i wyznania jestem katolikiem, z duchowego wyboru franciszkaninem, z doświadczenia duszpasterzem, z powołania nauczycielem, a z przekonania pustelnikiem. Czytam dzieła uczonych, ale sam się do nich nie zaliczam.
Moim zadaniem jest głosić dobrą nowinę zwykłym ludziom, zamiast czynić ją przedmiotem intelektualnych dociekań wąskiej grupy wtajemniczonych. Za przykładem św. Grzegorza z Nyssy (335-395) staram się „przeżuwać” wartościowe pisma, czyniąc je w ten sposób bardziej strawnymi dla innych. Książka ta powstała po piętnastu latach przeżuwania i trawienia licznych tekstów poświęconych inicjacji, starożytnych i współczesnych. Mam nadzieję, że jej lektura okaże się tyleż smaczna, ile pożywna1.
Książkę tę napisał biały Amerykanin, typowy przedstawiciel warstwy średniej, samotny, wykształcony i wyświęcony na kapłana mężczyzna. Mężczyźni tacy jak ja w znacznej mierze stanowią źródło problemu: żyją w bezpiecznym, wygodnym świecie i mają wszystko, czego zapragną. Właśnie dlatego musiałem napisać tę książkę. Mężczyźni tacy jak ja, korzystający z przywilejów i swobód nieznanych innym grupom, w poszukiwaniu własnej męskości muszą zwrócić się do wewnątrz. Prawdy duchowe można poznać wyłącznie „od środka”. Odnosząc do naszej płci to, co kobiety mówią o swojej – mężczyźni muszą od początku do końca zdefiniować i określić samych siebie. W ciągu ostatnich dwudziestu lat definiowały nas na przemian rozmaite grupy wpływów (co przyniosło nam więcej szkód niż korzyści), a od niedawna czynią to kobiety (co nam zarówno pomaga, jak i szkodzi). Jak dotąd jednak mężczyźni nie zdołali należycie opisać własnej duszy – czy to z braku odpowiednich słów, czy chęci. Ostatnią poważną próbą męskiego samookreślenia była prawdopodobnie ustna tradycja poszukiwań świętego Graala2.
Tradycyjne obrzędy inicjacyjne pełniły tę właśnie funkcję: pomagały mężczyznom zrozumieć samych siebie, odkryć wrodzoną męską duchowość oraz osiągnąć przeznaczoną im pełnię wskutek działań oddolnych i odśrodkowych. Taki sam cel postawiłem sobie w tej książce, mając jednakże świadomość, że współczesna kultura i Kościół z reguły przyjmują przeciwną perspektywę, próbując definiować mężczyzn odgórnie i od zewnątrz. Próby takie są moim zdaniem skazane na niepowodzenie, a z pewnością już od dawna się nie sprawdzają. Nasze instytucje religijne na ogół nie potrafią wesprzeć mężczyzn w wędrówce ku świętości i pełni, oferują im natomiast system przepustek, mandatów, drogowskazów i reklam, co sprawia, że ich religijna tożsamość oraz świadomość ograniczeń kształtowane są z zewnątrz. Tymczasem prawdziwe szczęście, podobnie jak prawdziwe oświecenie, ma zawsze źródło we wnętrzu. W końcu będziemy musieli oprzeć się na własnych przeżyciach, by móc prowadzić innych mężczyzn ku autentycznemu doświadczeniu religijnemu. Na tym właśnie – w moim przekonaniu – polega prawdziwy sens tradycji.
Chociaż nie jestem antropologiem kultury ani etnologiem, ani nawet teologiem sakramentalnym, na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat rozmawiałem z wieloma ekspertami w tych dziedzinach, przeczytałem wszystko, co zdołałem znaleźć3, oraz prowadziłem rekolekcje i obrzędy inicjacyjne dla mężczyzn. Wiele podróżowałem, przemawiając na zgromadzeniach w Ameryce Północnej, Środkowej i Południowej, we wschodniej i zachodniej Europie, w rozmaitych częściach Azji, Afryki i Australii. Rozmawiałem z mężczyznami różnych kultur, którzy przeszli oficjalne obrzędy inicjacyjne. Znaczną część swojej wiedzy czerpię z praktycznego doświadczenia, obejmującego piętnastoletnią posługę duszpasterską w świeckiej wspólnocie oraz dalsze piętnaście lat służby na stanowisku kapelana więziennego. Wszystko to pomaga mi ocenić, kogo należy słuchać i co warto czytać. Mam nadzieję, że zdołam również powiązać teorię z praktyką. Tego rodzaju ujęcie nazywam „teologią oddolną”, wyrażającą w moim przekonaniu najgłębszy sens Wcielenia oraz zesłania Ducha Świętego.
Podczas pracy nad tą książką niemal bez przerwy towarzyszyły mi smutek i rozczarowanie z powodu braku wewnętrznego życia, jaki obserwowałem u napotykanych mężczyzn – duchownych i świeckich, gorliwych i religijnych, w tym również znanych przywódców, od których można by wiele oczekiwać. To nie ich wina – jeśli już mielibyśmy wskazywać winnych. Z reguły oferowano im co najwyżej marną zupę Jakuba. Jesteśmy synami Ezawa: zamieniliśmy swoje pierworództwo na tanią religię (Rdz 25,29-34), która nie jest w stanie przemienić nas samych ani świata.
A oto kilka moich obserwacji (pamiętajmy, że obserwacje prowadzi się zawsze z określonego miejsca, którego warto być świadomym). Po pierwsze – uważam, że prawdę łatwiej znaleźć na spodzie lub na obrzeżach niż na wierzchu bądź wcentrum. To, co leży na wierzchu lub w centrum, z reguły próbuje zbyt wiele udowodnić lub osłonić. Przekonałem się o tym, rozmyślając nad Pismem Świętym z perspektywy franciszkańskiej – pedagogiki uciśnionych oraz nieprzerwanego łańcucha świadectw świętych i mistyków – oraz z perspektywy pierwszego kroku terapii Anonimowych Alkoholików. Prawdziwy autorytet w sferze duchowej nie jest pochodną sukcesu, lecz cierpienia odczuwanego zawsze jako sięgnięcie dna. Brak poczucia bezpieczeństwa oraz niestabilność to najlepsi duchowi nauczyciele, jak słusznie wskazuje Alan Watts4 i wielu innych. Dobrej nowiny – wbrew ludzkiej dumie oraz usilnym dążeniom niektórych środowisk kościelnych – nie da się zamienić w prosty przepis na sukces.
Po drugie – za przykładem Einsteina uważam, że „żadnego problemu nie da się rozwiązać na tym samym poziomie świadomości, który go stworzył”5. Staram się nauczać kontemplacyjnej postawy wobec życia, która umożliwia ludziom całkiem nowy sposób poznawania świata i pomaga im wyjść poza ramy ideologii i dualistycznego myślenia6. To, co religia określa mianem kontemplacji, jest jedynym stanem umysłu na tyle głębokim i pojemnym, by udzielić odpowiedzi na prawdziwe, żywotne pytania. Dojrzała religia zawsze prowadzi nas ku jakiejś formie modlitwy, medytacji i kontemplacji, by zrównoważyć nasze wyrachowanie. Ten rodzaj „widzenia” – bo na tym przecież polega kontemplacja – daje nam zdolność doświadczania szczęścia niezależnego od okoliczności, pogodzonego z paradoksem i tajemnicą oraz odpornego na masową świadomość i jej kłamliwe obietnice. Jest to naprawdę „widzenie przez mądrość”.
Po trzecie – sądzę, że moje poglądy plasują się pomiędzy konstruktywizmem społecznym (utrzymującym, że męska psychika i tożsamość są całkowicie warunkowane przez wpływy kulturowe) a nurtem esencjalnym (w myśl którego męska psychika i biologia obejmują pewne elementy niezależne od warunkowania i kultury). Wychodząc poza tę nierozstrzygniętą do końca dychotomię, uważam, że w równej mierze kształtują nas trzy główne wpływy: natura, wychowanie i wolna wola. Takie stwierdzenie z pewnością nikogo nie zadowoli, lecz w moim przekonaniu podkreśla wagę wolnej woli wraz z towarzyszącą jej ludzką godnością i stawia ją na równi z rolą męskich genów oraz uwarunkowań środowiskowych. W przeciwnym razie grozi nam mentalność „ofiary losu” lub skłonność do obwiniania otoczenia (z jaką mamy do czynienia w dzisiejszej Ameryce). Wprawdzie nie wybieramy tego, co nas spotyka, lecz możemy współdziałać z łaską, kształtując swoje reakcje (Rz 8,28).
Nie twierdzę, że gdzieś w platońskim wszechświecie istnieje doskonała męskość; uważam raczej, że ma ona wiele form. Mam nadzieję, że uda mi się pogłębić badania nad tożsamością płci dzięki afirmacji wielu rodzajów i aspektów męskości. Moje poglądy filozoficzne (franciszkański skotyzm) każą mi uznać, że Bóg tworzy każdego człowieka z osobna, a nie tylko rodzaj lub gatunek ludzki, nazywany niekiedy zbiorem „uniwersaliów”7. Takie założenie powinno uchronić nas zarówno przed skostniałą ideologią, jak i wyjaśnieniami opartymi na uproszczeniach, bowiem w końcu chodzi o konkretnego człowieka w konkretnym czasie i miejscu. Wierzę, że tak właśnie traktuje nas Bóg i że jest to zasadnicze (choć ogromnie lekceważone i przeinaczane!) przesłanie Pisma Świętego żydów i chrześcijan8. Takie pojmowanie „wybrania” nie wyklucza bynajmniej łaski i pewnego obszaru swobody; mam nadzieję, że uda mi się zachować podobną równowagę w tej książce.
W końcu, jestem przekonany, że nasze wyobrażenia i opisy Boga w znaczącym stopniu przekładają się na codzienne życie, ponieważ ostatecznie upodabniamy się do Boga, którego czcimy. Ten wniosek w ostatnich kilkudziesięciu latach zrewolucjonizował świadomość religijną, w znacznej mierze dzięki teologii feministycznej9. Wierzę, że Bóg doskonale łączy w sobie prawdziwą męskość i prawdziwą kobiecość. Bóg jest istotą w pełni seksualną w najgłębszym sensie tego pojęcia10. Dlatego moim zdaniem nie ulega wątpliwości, że musimy nauczyć się odkrywać, czcić i nazywać po imieniu aspekty żeńskiej natury Boga, ponieważ nasze zrozumienie Jego istoty przez wieki pozostawało ograniczone.
Nie zamierzam odrzucać ani dezawuować rozmaitych nacechowanych płciowo określeń Boga, takich jak Matka, Ojciec, Syn, Córka, Oblubienica, Oblubieniec, Przyjaciel, Gość, zazdrosny Kochanek, a nawet Uwodziciel. Co więcej, nie zamierzam negować pojęcia Boga, relacji z Nim, a nawet samego słowa „Bóg” (chociaż wiem, że każde określenie Boga, a nawet samo to słowo, pozostanie zawsze ograniczoną metaforą obciążoną różnorakimi skojarzeniami). Mam nadzieję, że zdołamy z nieznaną dotąd pokorą posługiwać się religijnym językiem, co dla mnie jest najlepszym dowodem na jego autentyczność. Najświętsza tajemnica, moc z wysokości, jest źródłem wszelkiej ekstazy, wytrwałości, miłości i trwałego przeobrażenia i z pewnością nie można sprowadzać inicjacji do poziomu powierzchownych świeckich obrzędów. Prawdziwy Bóg zawsze przynosi nam wyzwolenie, przede wszystkim od nas samych, do czegoś wspanialszego. W tym najgłębszym sensie Bóg nas zbawia, ofiarując samego siebie za nas i włączając nas w ramy większej opowieści11.
Teraz, gdy już przeszedłem inicjację, jestem gotów na wszystko na każdym miejscu.
św. Paweł w Liście do Filipian 4,12
Co więcej, nie musimy nawet sami ryzykować tej wyprawy, bo przed nami udali się na nią bohaterowie wszystkich czasów. Labirynt jest już dokładnie poznany, musimy tylko trzymać się nici, podążając drogą bohatera. I tam, gdzie spodziewaliśmy się znaleźć obrzydliwość, znajdziemy boga, tam, gdzie spodziewaliśmy się zabić kogoś, zabijemy siebie, tam, gdzie spodziewaliśmy się wyjść na zewnątrz, dojdziemy do sedna naszej własnej egzystencji, tam, gdzie spodziewaliśmy się być sami, będziemy z całym światem12.
Joseph Campbell, Bohater otysiącu twarzy
Jak wyjaśnić istnienie ludzi „wykraczających poza ramy zwykłego życia”, których od czasu do czasu spotykamy w rozmaitych krajach, organizacjach, najmniejszych nawet Kościołach i wspólnotach lub odkrywamy po latach w swoim otoczeniu? Każdą grupę scala zazwyczaj kilka szczególnych osób, jedna lub dwie kluczowe jednostki, „ludzie wybrani” (jak nazywa ich Biblia), którzy tworzą historię, często w sposób niemal niezauważalny. Skąd się biorą tacy ludzie? Dawno już doszedłem do wniosku, że nie wywodzą się z żadnej konkretnej religii, szkoły filozoficznej, rasy ani grupy społeczno-ekonomicznej; nie zawsze również ucieleśniają rozumianą konwencjonalnie doskonałość lub moralność. Ludzie wywierający na innych przemożny duchowy wpływ wymykają się wszelkim normom i klasyfikacjom.
Łączy ich jednak coś, co można nazwać doświadczeniem „inicjacji”, czyli wdrożenia w prawdziwą tożsamość, w bieg rzeczywistości, we wzorce, które zawsze pozostają prawdziwe, lub w przeznaczone przez Boga życie (w zależności od obranego punktu widzenia możemy rozmaicie opisywać to doświadczenie). W historii ludzkości z reguły na wszystkich kontynentach inicjacja taka dokonywała się na drodze określonych obrzędów. Uważano je za element niezbędny dla przetrwania niemal każdej kultury, a w szczególności dla duchowego przetrwania mężczyzn.
Obrzędy inicjacyjne to najstarszy znany nam system formacji duchowej, poprzedzający wszystkie instytucjonalne religie. Zdaniem Karla Jaspersa ich początków należy szukać w tzw. świadomości przedosiowej, poprzedzającej czas osiowy (800–200 p.n.e.), gdy na całym świecie zaczęliśmy porządkować swoje myśli13. Wiele wskazuje na to, że czas osiowy, zatoczywszy koło, dobiega końca. Przekonujemy się o tym, obserwując szkodliwe skutki racjonalizmu, indywidualizmu i patriarchalizmu. Uważam, że tu właśnie należy szukać przyczyn wielu współczesnych problemów w sferze kultury i religii. Musimy na nowo odkryć mądrość epoki przedosiowej, ujmując ją w klarowność myśli czasu osiowego. Taką perspektywę będę starał się przyjąć w tej książce, dążąc do rzetelnego przedstawienia obu epok oraz ich wkładu. Jaspers nazwałby takie ujęcie „drugą świadomością osiową”; ja wolę raczej mówić o wpływie Ducha na ludzką świadomość.
Wkroczenie na ścieżkę duchowej dojrzałości wymaga pewnej formy chrztu (czytaj: inicjacji). Ogień, woda, krew, porażka lub święte pragnienie mogą przyspieszyć pewne wydarzenia, ale bez pełnego zanurzenia się w najdonioślejszą tajemnicę nikt nie zdoła pływać we właściwym oceanie. Konieczne jest przejście od fałszywej do prawdziwej tożsamości. Nie doświadczywszy dogłębnej klęski, która zniszczyłaby nasze ego, nie będziemy potrafili poprawnie odczytać niemal żadnych religijnych słów ani obrzędów. Zamiast kochać Boga, będziemy próbowali się Nim posługiwać. Religia wymaga spotkania, w szczególności „bliskiego spotkania pierwszego stopnia” – zatopienia się w nienazwanej miłości i nieznanej dotąd wolności, którą wielu nazywa Bogiem.
Wszystkich szczególnych ludzi tego rodzaju, których spotkałem osobiście, łączy jedno: każdy z nich doświadczył śmierci. Pewnego dnia każdy z nich dotarł do kresu własnej wytrzymałości i poczuł, że umiera; później jednak ta chwila okazała się nie końcem, ale początkiem prawdziwego, pełniejszego życia. Zamiast załamania nastąpił przełom. Zamiast za wszelką cenę uciekać przed śmiercią lub przeklinać ją, ludzie ci pozwolili umrzeć swojemu staremu „ja”, by wyjść zwycięsko po drugiej stronie życia ze świadomością, że śmierć nie potrafi im już zagrozić.
Dla wielu ludzi wychowanych w kulturze zachodniej doskonałym przykładem tego schematu jest życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa z Nazaretu, uznawanego często – i to nie tylko przez chrześcijan – za najbardziej wpływową postać ostatnich dwóch tysiącleci. Schemat ten ma jednakże charakter archetypu utrwalonego w historii, literaturze i poezji. Jezus stanowi najdoskonalsze ucieleśnienie pełnej inicjacji, choć wielu innych również pozwoliło obumrzeć pojedynczemu ziarnu pszenicy (metafora znana nie tylko z Ewangelii Jana, lecz także z mistycznych religii Azji Mniejszej). Abraham, Budda, Maryja, Rumi, Joanna d’Arc, Gandhi, Martin Luther King, Matka Teresa oraz wszyscy męczennicy napędzają machinę historii. Jeśli nasze życie nie obejmuje tego cyklu, jesteśmy co najwyżej przydatni lub interesujący, ale nie jesteśmy jeszcze moszel meszalim, mistrzami mądrości.
Wszyscy wielcy ludzie w ten czy inny sposób spotkali kogoś większego, a ich wielkość polega na świadomości, która towarzyszyła również mojemu duchowemu ojcu, św. Franciszkowi z Asyżu, że „druga śmierć nie ma nad nim mocy”. Ta empiryczna wiedza na temat ostatecznej niemocy śmierci stanowi istotę prawdziwej inicjacji. Kto jej doświadczył, żyje w świecie niezmąconym codziennymi lękami, w alternatywnej rzeczywistości, całkiem odmiennej od tej, którą znamy. Tego przejścia, prawdziwej inicjacji, nie da się zastąpić zbiorem wierzeń, moralnym postępowaniem, przynależnością do grupy, ani bohaterską próbą wytrzymałości. Św. Paweł trafnie wymienia wszystkie te rzeczy jako falsyfikaty miłości (1 Kor 13). Na nich właśnie skupia się „ja”, które nie przeszło przez śmierć do prawdziwego życia. Ego, które nie doświadczyło inicjacji, trzyma się sztywno słów i obrzędów, gdy brakuje mu wewnętrznego doświadczenia. Inicjacja wyraźnie dzieli życie na dwie części: na to, co przedtem, i to, co potem. Kto przeszedł inicjację, jest inną osobą. (W niektórych kulturach z chwilą inicjacji anulowano nawet zaciągnięte wcześniej długi i zobowiązania, podkreślając w ten sposób godność nowej istoty.)
Przez większą część historii inicjacja dokonywała się w świętych miejscach i miała postać obrzędu, co pozwalało uporządkować, wyodrębnić i skrócić sam proces przejścia do nowego życia. Nie był to cykl wykładów, ale ucieleśnienie tradycji, która później legła u podstaw idei sakramentu. Podobnej inicjacji poddawani jesteśmy na poszczególnych etapach życia, a naszym zadaniem jest zaobserwować i przyswoić sobie tę zasadę. Obawiam się jednak, że wielu ludzi ją ignoruje lub odrzuca, do końca „buntując się, gdy światło się mroczy”14. Ponieważ współczesny konsumpcjonizm zepchnął na margines obrzędy przejścia oraz święte miejsca, większość ludzi nie wie, jak postąpić w obliczu strachu przed umniejszeniem i śmiercią, nawet jeśli ich pociąga i łagodnie przyzywa. Nie są „przygotowani na Paschę” (Mk 14,16). Sądzę, że to nieprzygotowanie, jak również nieumiejętność przeżywania żałoby, niechęć do wyrzeczeń oraz obawa przed pełniejszym życiem leżą u podstaw obecnego kryzysu duchowego, jaki nas dotyka. Każdawielka duchowość polega na wypuszczeniu czegoś zkurczowego uścisku. My natomiast skupiamy się na tym, by jak najwięcej osiągnąć, zdobyć, uzyskać i sobie podporządkować. Nasza duchowość przypomina spektakl, który odgrywamy dla samych siebie, bo Bóg go nie potrzebuje. Tymczasem prawdziwa duchowość odzwierciedla paradoks życia. Uczy nas prawdziwego wyrzeczenia, ale i przywiązania: rezygnacji z tego, co przemija, by zdobyć to, co trwa. Jeżeli jednak nie nauczymy się rezygnować, możemy nadmiernie przywiązać się do niewłaściwych rzeczy, w szczególności do własnego wizerunku lub pragnienia bezpieczeństwa. Skupienie na sobie samym może przyjmować bardzo zawoalowane formy, tworząc często pozory religijności.
Kultury pierwotne, społeczności plemienne epoki przedosiowej, z reguły nie poświęcały wiele uwagi końcu życia ani rzeczom ostatecznym. Strach przed śmiercią, sąd oraz wieczna nagroda lub kara nie były istotną częścią ich sposobu myślenia (tak jak ma to miejsce w chrześcijaństwie). Kultury praktykujące inicjację koncentrowały się raczej na tym, by właściwie rozpocząć (słowo inicjacja pochodzi od łac. initium, co znaczy „początek”) w przekonaniu, że wszystko inne jakoś się ułoży. Zamiast na sprawach ostatecznych skupiano się na sprawach pierwszych, a takie rozłożenie akcentów jest bardzo ważne, ponieważ pozwala nam żyć w teraźniejszości. Dzięki temu zwykły czas przenika się z wiecznym, splatając ze sobą niebo i ziemię, które nie stanowią już wrogich sobie przeciwieństw. Obawiam się, że większość współczesnych ludzi żyje w całkowitej schizofrenii między tymi dwoma światami, z wyjątkiem chwil, gdy naprawdę kochamy, modlimy się lub stajemy nadzy pośród przyrody.
Chrześcijańskie słowo, które opisuje ten pierwszy doniosły krok, to „inkarnacja” (zespolenie ciała i ducha) – fundament wszystkiego, co naturalnie i logicznie następuje później. Nawet pierwsi ojcowie Kościoła nauczali, że „wcielenie jest już odkupieniem”, co znaczy, że Boża miłość do ludzkości nie wymaga żadnej krwawej ofiary. Od kiedy Bóg przyjął ludzkie ciało, nie jest ono już siedzibą zła, lecz Jego „schronieniem i miejscem objawienia”. Dzięki temu religia staje się bardziej afirmacją życia i możliwości, jakie niesie ze sobą miłość, niż pogrzebową obawą przed śmiercią, sądem i piekłem. Prawdziwa religia jest punktem wyjścia do radosnego mistycyzmu, a nie ponurą próbą moralnej wytrzymałości15.
Społeczny i strukturalny fenomen kultur praktykujących inicjację polegał na tym, że każde pokolenie miało szansę na nowy, świeży start. Inicjacja kształtowała na nowo każde pokolenie mężczyzn – jako grupę i tworzywo społeczne; przynosiła zbawienie historii, nie tylko jednostek. Odnowy nie sposób doświadczyć samotnie, ponieważ z natury jesteśmy istotami społecznymi. Odnowa nie dokonuje się dzięki słowom lub kazaniom, lecz wymaga konkretnego obrzędu, wsparcia wspólnoty, a nawet swoistej mistyki osobistego doświadczenia, które pozwala w każdej grupie rozpalić ogień na nowo. Nic dziwnego, że czarnoskórzy chrześcijanie w Ameryce, wychodząc z rzeki po ceremonii chrztu, śpiewają: „Szczęśliwy dzień!”. Nic dziwnego, że życie mężczyzny naprawdę zaczynało się dopiero po inicjacji. Wcześniej pozostawał nienarodzony; był duchem, a nie człowiekiem z krwi i kości. Dopiero z chwilą inicjacji odnajdywał swoje miejsce – już nie w małej, niekiedy dysfunkcyjnej rodzinie czy w brutalnej historii swojego plemienia, ale w całym kosmosie i kronice dziejów (z perspektywy chrześcijańskiej: w Bożym królestwie). Odtąd był synem, a wiele kultur nie wahało się powiedzieć otwarcie: synem Bożym! Tego właśnie doświadczył Jezus podczas swojej inicjacji: umiłowanego synostwa i Bożego upodobania (Mt 3,17).
Odnowa może być dla nas źródłem radości, której rozpaczliwie potrzebuje obecny świat, pogrążony w rozpamiętywaniu krzywd, roztrząsaniu tożsamości plemiennej i wspominaniu historii. Dzięki niezawodnym i łatwo dostępnym technikom zapisu wydarzeń historycznych mamy obecnie więcej powodów do wzajemnej nienawiści, złości i przemocy niż kiedykolwiek wcześniej! Historię przyszłych pokoleń kształtuje dziś terroryzm – właśnie dlatego, że współczesne pokolenia nie doświadczają odnowy. Indianie nienawidzą białych Amerykanów silniej niż pięćdziesiąt lat temu – podobnie zresztą jak czarnoskórzy i wiele narodów na całym świecie. Nasza przyszłość jawi się jako zaklęte koło przemocy. Bez duchowej odnowy każdego pokolenia będziemy sparaliżowani przeszłością, która musi powtórzyć się w przyszłości. Współczesne przesłanie religijne to przeważnie kiepska powieść o zbrodni i karze.
Choć inicjacji potrzebują dziś zarówno mężczyźni, jak i kobiety, książkę tę postanowiłem poświęcić męskiej inicjacji. Kobiety częściej przechodziły obrzędy płodności lub dojrzałości, ponieważ osiągały dorosłość w zauważalnie odmienny sposób. Wiele kultur i religii uważało mężczyznę pozostawionego samemu sobie za element społecznie niebezpieczny, a nawet szkodliwy. Z jakichś powodów mężczyzna taki nie włączał się naturalnie w budowę wspólnego dobra, lecz dążył do zapewnienia bezpieczeństwa i przewagi samemu sobie. W pewnym sensie na przestrzeni historii inicjację kobiet wymuszała ich niższa pozycja w społeczeństwach patriarchalnych, rozmaite upokorzenia związane z krwią (menstruacja, poród i menopauza), naturalne przesunięcie uwagi na wychowywane dzieci oraz większa inwestycja w więzi międzyludzkie. Mężczyźni natomiast zawsze potrzebowali silnego, otrzeźwiającego ciosu, upadku z przysłowiowej wieży lub własnego upokorzenia związanego z krwią (które w zaskakująco licznych kulturach przybrało postać obrzezania), aby stać się pozytywnymi, przydatnymi lub mądrymi członkami swojej wspólnoty.
Ernest Becker w książce pt. The Denial of Death, która zdobyła nagrodę Pulitzera, przekonuje, że bohaterskie dokonania mężczyzn najczęściej wywodzą się z prób rekompensowania paraliżującego strachu przed śmiercią, niemocą i marginalizacją. Jeśli mężczyzna nie zmierzy się ze śmiercią i nie zazna dzięki temu życia w twórczym napięciu między jednoczesnym ograniczeniem i nieograniczonością, nigdy nie okryje swojej mocy ani prawdy o sobie. Becker w dość szokujący sposób zauważa, że mamy w sobie pierwiastek boski, choć jesteśmy „bogami, którzy srają”16. Zbyt często męski egotyzm, chorobliwe dążenie do sukcesu, ambicja i brawura wynikają z dojmującego strachu przed niepowodzeniem, własnym człowieczeństwem, śmiercią i gnojem. Bohaterskie przedsięwzięcia mężczyzn nigdy nie trwają długo, a w końcu zawsze owocują gniewem, przygnębieniem, rozmaitymi formami poczucia krzywdy oraz przemocą. Próbując uchylić się przed śmiercią, mężczyźni paradoksalnie zaczęli unikać życia – i ta właśnie obserwacja dała początek rozmaitym obrzędom inicjacyjnym, dzięki którym mieli oni jak najwcześniej rozpocząć prawdziwe życie.
Dzisiaj młodzi mężczyźni próbują dokonywać samoinicjacji, posuwając się w różnych sferach do ostateczności i podejmując ryzyko. Wciąż tkwi w nich instynkt do inicjacji, lecz często brak im mądrości lub odpowiedniego prowadzenia, które pozwoliłoby zamknąć cykl i zrozumieć jego sens. Ostateczne uzdrowienie przynosi nam konfrontacja z tym, co „prawdziwe”, to znaczy ze wszystkimi aspektami rzeczywistości, przyjemnymi i przykrymi. Wybaczenie sobie wszystkiego to najgłębszy rodzaj śmierci własnego „ja”. Dopiero taka inicjacja do śmierci – a tym samym do życia – przynosi prawdziwe ocalenie. Katolicy nazywają ją tajemnicą paschalną lub pasją Chrystusa. Już samo to słowo daje nam wskazówkę, ponieważ łaciński czasownik patior oznacza „pozwalać” lub „znosić rzeczywistość”. Chodzi tu nie o działanie, lecz o doświadczanie działania. Młodzi mężczyźni szukają dzisiaj zbawienia w łatwych odpowiedziach i prostych przekonaniach na temat tego, co uczynił dla nich Jezus, zamiast samemu doświadczyć tej tajemnicy. Prawdziwa religia nie polega na tym, by w przyszłości zdobyć wieczne życie dzięki zdaniu wielkiej doczesnej matury, lecz na tym, by dotykać życia teraz, w każdej chwili, i samemu poznać jego doniosłość.
Klasyczne obrzędy inicjacyjne doskonale przygotowywały mężczyzn do obu etapów życia, kształtując w młodych ludziach dyscyplinę i wytrwałość niezbędną do wspinaczki w jego pierwszej połowie, a także umiejętność godzenia się z nieuchronną wędrówką w dół w drugiej połowie życia17. Dziś nie radzimy sobie dobrze z żadnym z tych etapów, a instytucjonalna religia na ogół ogranicza się do pierwszego zadania, tj. tworzenia struktur, granic i obwarowań mających kształtować osobowość. Starożytne ludy rozumiały, że jeżeli mężczyźni nie przejdą inicjacji, staną się bezużyteczni dla samych siebie i dla wspólnoty. Każdy niedopełniony obrząd inicjacji prowadzi do dalszego skostnienia osobowości, ograniczonej zdolności widzenia, rozumienia, dopasowywania się i godzenia z rzeczywistością, co jest istotą człowieczeństwa; sprawia, że mężczyźni w drugiej połowie życia nie potrafią wykazać się mądrością, ponieważ nadal poszukują ograniczeń i uprawnień nadawanych z zewnątrz, cechujących pierwszy etap.
Od tej ogólnej tendencji zamykania się i kostnienia przed osiągnięciem dojrzałości jest tylko jeden wyjątek. Tworzy go wielu ludzi ubogich i upośledzonych, członków mniejszości, ludzi opiekujących się cierpiącymi i umierającymi, takich, którzy ledwo uszli z życiem, oraz prawdziwych mistyków wszystkich religii. Ludzie ci z wiekiem jaśnieją coraz bardziej i wykazują coraz więcej elastyczności i współczucia. Dlatego właśnie tradycja biblijna uczy, że „ci najmniejsi” wyprzedzają wielu innych w sferze mądrości i duchowej inicjacji18.
Jeśli ktoś przekonuje Cię, że powinieneś narodzić się na nowo, doświadczyć oświecenia, przyjąć zbawienie lub pójść do nieba, a jednocześnie nie wspomina o konieczności uprzedniej śmierci – nie wierz mu. W przyrodzie nie ma odnowy, której nie poprzedzałaby strata. Nawet słońce gaśnie z każdą sekundą. Kto nie umarł, nie może narodzić się „na nowo”. Ewangelia sukcesu nie jest żadną ewangelią. Śmierć i życie trwają w wiecznym uścisku, są jak dwie strony jednej monety. Nie można doświadczyć jednego z nich, nie doświadczając drugiego. Prawda ta leży u podstaw wszystkich bez wyjątku obrzędów inicjacyjnych, jakie badałem. Inicjacja, która nie przekazuje doświadczalnie tej tajemnicy paschalnej, nie zasługuje na swoje miano.
1 Warto zapoznać się, w miarę możliwości, z różnymi dziełami na ten temat. Obserwacja wielu przenikających się wzajemnie dziedzin i dyscyplin związanych z zagadnieniem męskiej inicjacji jest sama w sobie bardzo pouczająca.
2 Richard Rohr, Quest for the Grail, New York, Crossroad 1994. Jest to jedyna książka w moim dorobku, która zdobyła nagrodę; moim zdaniem dlatego, że ilustruje najskuteczniejszą w świecie zachodnim próbę (podjętą w latach 1180–1360) opisania przez laików duchowych poszukiwań w świeckich kategoriach.
3 Mircea Eliade, Inicjacja, obrzędy, stowarzyszenia tajemne: narodziny mistyczne, przeł. Krzysztof Kocjan, Kraków, Znak 1997; Arnold van Gennep, Obrzędy przejścia: systematyczne studium ceremonii, przeł. Beata Biały, Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy 2006; Victor Turner, The Ritual Process, Ithaca, Cornell University 1969; Joseph Campbell, The Hero’s Journey, San Francisco, Harper & Row 1990; Gilbert H. Herdt (red.), Rituals of Manhood: Male Initiation In Papua New Guinea, Berkeley, University of California Press 1982; Robert Moore, The Archetype of Initiation, Philadelphia, Xlibris 2001.
4 Alan Watts, The Wisdom of Insecurity, New York, Vintage 1951.
5 Nie potrafię wskazać źródła tego cytatu, ale wiem, że jego autorem jest Albert Einstein.
6 Richard Rohr, Everything Belongs, New York, Crossroad 2003.
7 Mary Beth Ingram, Scotus for Dunces: An Introduction to the Subtle Doctor, St. Bonaventure, Franciscan Institute Publications 2003. Większość innych opracowań źródłowych poświęconych Janowi Dunsowi Szkotowi prezentuje zbyt techniczne ujęcie, jest trudno dostępna lub zbyt droga; ta książka natomiast wspaniale przybliża jego postać i pomaga dostrzec implikacje jego misternej nauki.
8 Richard Rohr, The NEW Great Themes of Scripture (zestaw 10 kaset audio), St. Anthony Messenger Press, Cincinnati 1999.
9 Elizabeth Johnson, She Who Is: The Mystery of God in Feminist Theological Discourse, Crossroad, New York 1993; Elizabeth Schüssler Fiorenza, In Memory of Her, Crossroad, New York 1984. Te dwie przedstawicielki teologii feministycznej tworzą bardzo pozytywny wizerunek tej dyscypliny i ukazują Boga z nowej perspektywy.
10 James Nelson i Sandra Longfellow (red.), Sexuality and the Sacred, Westminster John Knox, Louisville 1994. Bogaty zbiór wyśmienitych artykułów. Inna świetna pozycja to: Carter Heyward, Touching Our Strength: The Erotic as Power and the Love of God, HarperSanFrancisco, San Francisco 1989.
11 Richard Rohr, The Shape of God: What Difference Does Trinity Make?, Center for Action and Contemplation, Albuquerque 2004. Nagranie z rekolekcji na temat Boga jako siły dośrodkowej, która ostatecznie obejmuje całość stworzenia.
12 Joseph Campbell, Bohater otysiącu twarzy, przeł. Andrzej Janowski, Zysk i S-ka, Warszawa 1997, s. 31.
13 Karl Jaspers, Oźródle icelu historii,przeł. Józef Marzęcki, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2006, ss. 17nn.
14 Fragment wiersza Dylana Thomasa Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka (przyp. tłum.).
15 Zagadnienie to znakomicie opisuje Alan Watts, Behold the Spirit: AStudy In the Necessity of Mystical Religion, Random House, New York 1947.
16 Ernest Becker, The Denial of Death, Free Press, New York 1973, ss. 11nn.
17 Paula D’Arcy i Richard Rohr, The Spirituality of the Two Halves of Life (nagrania z rekolekcji), St. Anthony Messenger Press, Cincinnati 2004.
18 Richard Rohr, Dying, We Need It For Life (nagranie z przemówienia na forum Kongresu Edukacji Religijnej w Los Angeles), St. Anthony Messenger Press, Cincinnati 2002.