Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ryzykowna miłość, tajemnice z przeszłości i zemsta, która najlepiej smakuje na zimno!
Jolie przywykła do tego, że jej życie to nieustanna wojna. Kiedy zraniła jedyną osobę, na której mogła polegać, sądziła, że nie ma już dla niej ratunku. Tak było do chwili, gdy po siedemnastu latach odważyła się poprosić Cade’a o pomoc w zemście, która w przeszłości była poza ich zasięgiem.
Mimo złamanego serca dawny ukochany zgadza się wrócić z Jolie do domu, w którym kiedyś mieszkali, aby zdobyć dowody przeciwko ojcu kobiety. Właśnie to miejsce tak mocno ich naznaczyło. Tutaj rozpoczęła się ich miłość i walka o przetrwanie w konfrontacji z przerażającym ojcem Jolie. Powrót zmusza ich do zmierzenia się ze wspomnieniami, od których próbowali dotąd uciekać.
Tym razem Jolie i Cade nie zamierzają być ofiarami. Pragną wspólnie dokonać zemsty, na którą czekali całe życie. Czy im się uda? I czy wciąż mogą zaufać sobie nawzajem?
„Namiętna wojna. Dirty Wild. Tom 2” to kolejna część pełnej zaskakujących zwrotów akcji serii Laurelin Paige, w której poznajemy dalsze losy Jolie i Cade’a.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 262
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jolie
Przeszłość
Trzasnęły drzwiczki samochodu. Upuściłam marker, próbując usłyszeć kolejne sygnały świadczące o przybyciu ojca. I tak ledwo byłam w stanie się skupić na podręczniku do zaawansowanej biologii. Na myśl o tym, że mogłabym być nieprzygotowana, poczułam, jak w żołądku rośnie mi kamień. Wiedziałam, że ojciec mnie przepyta. I że jedyne odpowiedzi, jakie go usatysfakcjonują, to te właściwe.
Nawet taki dzień jak ten nie stanowił wyjątku. Ojciec zachowywał się, jakby jego wyjazd do Bradley International nie był niczym szczególnym. Jakby pojawienie się nowego członka rodziny było codziennością.
Okno mojego pokoju wychodziło na podwórko. Nie widziałam więc samochodu. A nawet gdybym mogła go zobaczyć, wyjrzenie przez okno nie byłoby mądre. Lepiej zostać przy biurku i zakuwać. Lata życia z okrutnym człowiekiem, jakim był mój ojciec, nauczyły mnie, że należy słuchać rozsądku. I jakie są konsekwencje jego niesłuchania.
Wykształciły też we mnie buntowniczy rys, który nieraz kazał mi postępować niezgodnie z tym, co podpowiadał mi rozum.
Odsunęłam krzesło od biurka – ostrożnie i cicho, by jego nogi nie zazgrzytały o drewnianą podłogę. Na paluszkach podkradłam się do drzwi. Ojciec nie zamknął ich na klucz przed wyjazdem na lotnisko. To jedna z pierwszych zmian w moim życiu, jakie dokonały się, gdy pojawiła się Carla. Moja macocha wprowadziła się do nas cztery miesiące temu. Zakiełkowała we mnie nadzieja, że może dzięki temu ojciec zmieni się na lepsze.
Nadzieja ta jednak szybko umarła. Choć muszę przyznać, że obecność Carli nieco ułatwiła mi życie. Ojciec nie skupiał już całej swojej uwagi na mnie. Rzadziej zauważał, gdy zdarzało mi się nie trzymać zasad.
Jak będzie wyglądać nasze życie teraz, gdy pojawi się w nim kolejna osoba?
Otwierając ostrożnie drzwi od mojego pokoju, wmawiałam sobie, że to moja jedyna motywacja – przetrwanie. Nie czysta ciekawość. Gdzieżby!
A jednak prawda była taka, że bardzo mnie intrygował nowy przybysz – syn Carli. Nie miałam o nim pojęcia, dopóki kobieta nie została oficjalnie żoną ojca. Nie wiedziałam też, kiedy dowiedział się o jego istnieniu sam ojciec – przed ślubem czy po nim. Jedno było pewne – to on nalegał, by sprowadzić go do domu dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego. Zapewne po to, by zapunktować u nowej żony. Lub popisać się swoimi nowatorskimi metodami edukacyjno-wychowawczymi. A może po to, by mieć nowy worek treningowy?
Jedno było pewne – nie kierowało nim dobre serce.
Jeśli w ogóle posiadał serce.
Wymknęłam się z pokoju na balkon i przycupnęłam tak, by móc niezauważona wyjrzeć między prętami. W tej pozycji widziałam jedynie górną połowę ciała Carli, która stała w drzwiach frontowych, przytrzymując je plecami, by się nie zamknęły.
– Czemu nie zaparkowałeś w garażu? – zawołała, choć powinna była już dawno zorientować się, że mój ojciec korzystał z garażu jedynie zimą. Cóż, trzeba jej przyznać, lubiła mu czasem wbić szpilę.
Po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać, kiedy położy kres temu zwyczajowi. Byłam pewna, że ten miesiąc miodowy kiedyś się skończy.
Nie usłyszałam jego odpowiedzi. Byłam zbyt skupiona na chłopcu, który podążał za ojcem, dźwigając wielką torbę podróżną.
– Hej – rzuciła Carla, zatrzymując go w takim miejscu, które nie pozwoliło mi dostrzec szczegółów. Puściła drzwi i zbliżyła się do niego. – Nie przywitasz się?
Chłopak upuścił torbę na podłogę.
– Cześć, Carla – odparł gorzkim tonem. Miał głębszy głos niż większość chłopaków ze szkoły mojego ojca. Lekko zachrypnięty. Ale też ciepły. Zupełnie inny niż głos mojego staruszka, zimny i pusty.
– Jak ty się odzywasz do matki?
Zesztywniałam. Ojciec rzadko udzielał ostrzeżeń. Chłopak nie miał jednak jeszcze o tym pojęcia, więc mu odpyskował:
– Nie wiedziałem, że mam jeszcze matkę.
Carla westchnęła drżąco. Domyśliłam się, że chłopiec trafił w czuły punkt – celowo. Nim zdążyła odpowiedzieć, rozległ się charakterystyczny odgłos otwartej dłoni trafiającej w potylicę.
– Cade, powiem to tylko raz, w tym domu starszych traktuje się z szacunkiem.
Zadrżałam. Ojciec wpoił mi tę zasadę ciężką ręką. Nowo przybyłego też czekała ta lekcja. Zapewne właśnie dlatego ojciec sam udał się po syna Carli na lotnisko. Chciał mu po drodze zrobić wykład pod tytułem „Jak wygląda życie w domu Starków”.
A Cade nie pojął meritum owego wykładu.
Cóż – czekała go ciężka przeprawa.
– Przepraszam, proszę pana – odparł głosem ociekającym sarkazmem. – Od dawna nie miałem prawdziwego domu. Zapomniałem już, co to dobre maniery.
Ojciec ruszył w jego kierunku ciężkim krokiem, ale tym razem Carla stanęła między nimi.
– Langdon, on jest po długiej podróży. Poprawi się, jak się zadomowi.
Nie odpowiadaj, nie odpowiadaj, modliłam się żarliwie w duchu. Czułam, że chłopak bije się z myślami. Sama ledwo się powstrzymałam, by się za nim nie wstawić. Ale po co pogarszać sytuację?
Byłam pewna, że interwencja Carli również nie poprawiła nastroju ojca. Na pewno poniesie konsekwencje – prędzej czy później.
Po chwili pełnej napięcia ojciec postanowił tym razem odpuścić.
– Idź do swojego pokoju. Jest na piętrze, drzwi są otwarte. Kiedy zejdziesz na kolację, oczekuję zupełnie innego nastawienia z twojej strony. Jemy punktualnie o osiemnastej trzydzieści.
To był dobry moment, bym wróciła do pokoju. Jednak nadal nie miałam okazji ujrzeć twarzy Cade’a…
Chłopak porwał torbę i ruszył pędem po schodach. Wypadłam na korytarz… I zamarłam, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
Po pierwsze, Cade Warren nie był chłopcem. A na pewno nie w takim sensie jak moi koledzy ze szkoły. Był szczupły, ale szeroki w barach. Jego twarz porastały włosy, które miały potencjał stać się brodą. Miał szeroką szczękę i wydatne kości policzkowe. Był na tyle wysoki, by uchodzić za studenta college’u.
Był już mężczyzną. I to naprawdę seksownym.
Zwykle nie zwracałam większej uwagi na wygląd. Flirtowałam i zabawiałam się z wieloma kolegami ze szkoły, ale raczej dla własnej satysfakcji niż z powodu pociągu fizycznego. Żaden z nich mnie nie zainteresował na serio. Nie wywoływali motyli w moim brzuchu. Nie sprawiali, że mnie zatykało.
Owszem, obecna sytuacja również nie była dla mnie sprzyjająca. Zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Przez obcego. Który był niesamowicie atrakcyjny.
Poczułam, że zbliża się atak paniki.
Poza tym nadal miałam na sobie mundurek szkolny. Ojciec nie znosił marnowania ubrań i przebieranek. Moje usta były suche. Włosy w nieładzie – luźne kosmyki wymykały się z końskiego ogona, w który związałam je rano. I choć Cade miał na sobie znoszone jeansy i był po długiej podróży, wyglądał znacznie lepiej niż ja – i to w mój dobry dzień.
A jednak przyglądał mi się. Z wyraźnym zainteresowaniem. Wręcz wgapiał się we mnie. Przez chwilę poczułam, że jest mnie w stanie przejrzeć na wskroś. Że widzi moją samotność. Moje sekrety.
To było przerażające. I jednocześnie uspokajające.
– Ty jesteś Julianna. – To nie było pytanie. Nie znosiłam swojego pełnego imienia, ale w jego ustach mi ono nie przeszkadzało.
– A ty Cade. – Choć ojciec i Carla nie stali już w holu na parterze, mówiłam na tyle cicho, by w razie czego mnie nie usłyszeli. Miałam przecież siedzieć w swoim pokoju i odrabiać lekcje. Nawet pomimo dystrakcji, jaką stanowił Cade, ojciec na pewno nie puściłby mi płazem zaniedbania obowiązków.
Nie byłam zbyt dumna ze swojej odpowiedzi. „A ty Cade”? Brawo. Cóż za elokwencja!
Chłopak nie skomentował mojego popisu zdolności konwersacyjnych. Rozejrzał się po holu.
– To twój pokój? – Wskazał podbródkiem na otwarte drzwi mojej sypialni. Skinęłam głową. – A to mój? – Pokazał na pokój naprzeciwko.
Ponownie pokiwałam głową.
Cade zerknął w kierunku łazienki.
– Tylko dla mnie?
– Tak, ja mam własną.
Cade zmierzył wzrokiem odległość.
– Dużo miejsca. Nie będziesz mi wchodzić w drogę – rzucił i wszedł do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi z hukiem.
Skrzywiłam się. Ojciec nie znosił trzaskania drzwiami.
A poza tym uwaga Cade’a mnie zabolała.
Nie wiedziałam, że coś jeszcze jest w stanie mnie zranić. Razy otwartą dłonią już nie bolały. A gorsze tortury, jakie wymyślał mój ojciec, przeżywałam dzięki uciekaniu myślami w inne miejsca.
Może po prostu miałam nadzieję, że pomiędzy mną a tym obcym chłopakiem rozwinie się przyjaźń. Że pomoże mi dźwigać ciężary związane z życiem w domostwie Starków.
Że nie będę już taka samotna.
Ależ byłam głupia! Cóż on mógł zmienić?
Nie przybył tu, by mnie uratować. Nie był superbohaterem, księciem na białym koniu.
Był jedynie moim przybranym bratem.
Cade
Rozpakowanie się zajęło mi niecałe dwadzieścia minut – włącznie z przejrzeniem nowych mundurków szkolnych.
Torbę wyrzuciłem do śmieci.
Kiedyś – dawno temu – miałem więcej rzeczy, niż byłem w stanie pomieścić w dużej torbie podróżnej. Jednak gdy matka nieco ponad rok temu podrzuciła mnie do domu Stu Goodiego, zabrałem tylko tyle, ile dałem radę spakować do wspomnianej torby. Spakowałbym więcej, ale matka powiedziała mi, że to tylko na weekend. Czasem myślałem o rzeczach straconych, gdy matka mnie porzuciła. Większość z nich stanowiły ciuchy, z których i tak już wyrosłem, ale kilku bardzo żałowałem. Mojego gameboya Nintendo. Moich książek Toma Clancy’ego. Breloczka z króliczą łapką, który był ze mną od piątego roku mojego życia.
Cóż. Straciłem je na dobre. Na pewno nie czekały w moim nowym pokoju.
Zalała mnie nowa fala wściekłości. Zatrzasnąłem z hukiem szufladę komody. Po co w ogóle bawiłem się w rozpakowywanie? Ni chuja nie miałem zamiaru tu zostać!
Wypadłem z pokoju i zbiegłem po schodach. Mojego ojczyma na szczęście nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
Carlę zlokalizowałem bez problemu. Langdona Starka od razu można było zakwalifikować jako tradycjonalistę co do minuty trzymającego się rozkładu dnia. Carla na pewno więc znajdowała się w kuchni. Podążyłem za zapachem pieczonej szynki. Moja „matka” pochylała się właśnie z mikserem nad miską pełną gotowanych ziemniaków. Na mój widok przybrała surowy wyraz twarzy. Obrzuciła mnie przelotnym spojrzeniem, po czym wróciła do ziemniaków.
– Możesz mi jeszcze raz przypomnieć, czemu nie mogłem zostać w Kentucky? – spytałem, stając za bezpieczną barierą wyspy kuchennej.
Barierą czysto fizyczną. Dzieliło nas również wiele innych niewidzialnych barier.
– Bo ja teraz mieszkam tutaj – odparła ze zniecierpliwieniem. – I ponieważ jesteś moim synem.
– No i?
Każda jej odpowiedź byłaby pułapką. I doskonale o tym wiedziała.
– Cade, nie mam czasu na bezproduktywne i niedorzeczne rozmowy.
– Jedyna niedorzeczna rzecz w tej całej sytuacji to twoje przekonanie, że dzieci powinny być z rodzicami.
Carla odstawiła mikser z hukiem.
– Ja chciałam być z tobą. Mówiłam ci już, czemu nie mogłam.
– W zasadzie to nie mówiłaś. Ale i tak mi to wisi. Rozumiem, że łatwiej było złapać kolejnego faceta bez dzieciaka na widoku.
– Chciałam dla nas lepszego życia. I udało mi się je stworzyć. Rozejrzyj się. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takiego bezpieczeństwa. Nie mieliśmy takiego życia, jakie może nam zapewnić Langdon.
Matka wrzuciła mikser do zlewozmywaka i zajęła się sosem.
Rozejrzałem się po bogato urządzonej kuchni. Była o niebo lepsza niż jakakolwiek kuchnia, w jakiej gotowaliśmy w przeszłości. Gdy byliśmy tylko we dwoje, nie mieliśmy na przykład zmywarki.
Prawda jednak była taka, że nie zdarzało nam się to często. Ale też jej kolejni faceci nigdy nie zostawali na długo. I żaden nie włożył jej obrączki na palec.
Spojrzałem na jej diamentowy pierścionek ze złotą, prostą obrączką.
– Będziesz mogła go zatrzymać, jak cię rzuci? Na pewno starczyłoby na parę miesięcy czynszu.
– Jesteś egoistycznym niewdzięcznikiem. Zupełnie jak twój ojciec.
Ach tak – mój mityczny, tajemniczy ojciec. Matka często twierdziła, że to znajomość na jedną noc. A czasem, że nie ma nawet pewności, kim był. A jednak potrafiła – kiedy było jej to na rękę – na życzenie przywołać jego najgorsze cechy charakteru.
Już w wieku dziesięciu lat przywykłem do tych wzmianek.
– Ja jestem egoistą? Okej. Jasne. Może więc wynagrodzę ci to, oferując nieegoistyczny akt wyprowadzenia się i zniknięcia na zawsze z twojego życia? Będziesz się mogła spokojnie cieszyć nową rodziną bez dodatkowych obciążeń.
– Przestań dramatyzować. – Włączyła piekarnik, zdejmując z gazu garnek z marchewkami. – Chcemy, żebyś z nami mieszkał. Ja tego chcę. Zawsze chciałam mieć cię przy sobie.
– Zniknęłaś na rok! Skoro tak bardzo mnie chciałaś, czemu mnie porzuciłaś? – Nie przeszkadzało mi, że okazuję przy niej wściekłość, ale czułem też, że jestem na granicy. Zaraz opuszczę gardę i ujawnię inne, delikatniejsze emocje.
– Nie porzuciłam cię. Zostawiłam cię z dobrą rodziną…
– Oni byli przekonani, że jedziesz tylko na rozmowę kwalifikacyjną. A ty nie odezwałaś się przez cztery miesiące! – A potem minęło kolejne dziewięć, nim poinformowała rodzinę, która się mną zajęła, że wyszła za mąż i może wreszcie zająć się swoim synem. – I co, uważasz, że to nie jest porzucenie?!
– Postąpiłam tak, jak uważałam za słuszne! – warknęła. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu i żalu. Odwzajemniłem jej spojrzenie.
– Jak mogłaś mi to zrobić, mamo? – Głos mi się załamał, a w oczach stanęły łzy. Kurwa…
Carla otworzyła usta. Przez sekundę łudziłem się, że powie coś prawdziwego. Szczerego.
Nagle jednak rozległ się dźwięk alarmu piekarnika. Matka podskoczyła jak oparzona i rzuciła się z powrotem w wir gotowania.
– To skomplikowane… – odezwała się po chwili, wyjmując szynkę z piekarnika. Nic nowego. W jej przypadku wszystko było, kurwa, skomplikowane.
Na kolację zszedłem wyłącznie dlatego, że byłem głodny. A chociaż Carla była beznadziejną matką, to kucharką całkiem niezłą.
Pojawiłem się punktualnie. Ale nie po to, by przypodobać się Starkowi.
Owszem, całą podróż z lotniska sapał i marudził o tych swoich zasadach i jak wygląda życie pod jego dachem. Ale ja już znałem te sztuczki. Nawet cios z liścia w potylicę nie był dla mnie niczym nowym. Carla nigdy wcześniej nie chajtnęła się z żadnym ze swoich facetów, ale wszyscy od samego początku próbowali sprawować nade mną władzę – jakby to miało uczynić ich bardziej atrakcyjnymi w jej oczach. Prawda była jednak taka, że wystarczyło jej, żeby ktoś płacił czynsz, i już rozstawiała nogi. Gówno ją obchodziło, jak mnie traktowali.
Niezależnie od moich motywów do jadalni wkroczyłem o osiemnastej dwadzieścia dziewięć. Stół był już nakryty, a przepysznie wyglądający posiłek przygotowany przez moją matkę rozłożony był na naczyniach stanowiących komplet. Julianna rozlewała właśnie wodę do szklanek. Usiadłem naprzeciw niej. Nawet nie podniosła na mnie wzroku.
Staromodny zegar wybił wpół do. Zaśmiałem się pod nosem. Tatuśka ani śladu… A nie, zaraz – zegar właśnie kończył wygrywać kuranty, gdy Stark wkroczył do salonu. Poruszał się z precyzją godną automatu.
Matka wpadła za nim do salonu, niosąc tacę z jeszcze ciepłymi bułeczkami. Twarz miała czerwoną jak burak.
– Przepraszam, Landgonie. Źle nastawiłam czasomierz w piekarniku.
Stark obrzucił ją pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Miałem wrażenie, że nie chodzi mu jednak o jej dwusekundowe spóźnienie, ale raczej o mnie. Wszyscy spojrzeli w moją stronę. Czyżby chodziło o to, że jako jedyny siedziałem, zamiast stać?
– Tak wychowałaś chłopaka? – Głos Starka był pełen wściekłości. Z trudem powstrzymałem się, by nie stanąć w obronie matki. Sama sobie zgotowała ten los. Czemu miałem dostać za nią po łbie?
A poza tym naprawdę nie byłem pewien, co zrobiłem nie tak.
– Przepraszam, ale on na pewno szybko się poprawi – odparła nie do końca pewnym tonem matka. Skinęła na mnie nerwowo głową, ale nie miałem pojęcia, o co jej biega.
Czyżbym zajął niewłaściwe miejsce?
Matka zwróciła się do mnie:
– Nie siadamy, póki…
Stark nie dał jej dokończyć.
– W dobrym domu pan przybywa ostatni, a siada pierwszy. Ponieważ najwyraźniej twoi dotychczasowi opiekunowie zaniedbali kwestie dobrego wychowania, wyjątkowo ci wybaczę ten brak manier.
– Wow, jak miło. – Czy ten typ tak na serio?
Julianna spojrzała na mnie wielkimi oczami. Matka zaczęła się nerwowo wiercić.
– Carla, opanuj się.
Matka natychmiast zamarła. Wszyscy spoglądali na mnie w oczekiwaniu. Dopiero po chwili zrozumiałem, o co chodzi.
– Znaczy, że mam wstać?
– Przecież nie wyjaśniałem zasad sam sobie.
Ale przed chwilą powiedział, że mi tym razem odpuści…
Uniosłem się powoli. Czy szynka w wykonaniu mojej matki była tego warta?
Kiedy już wstałem, a nikt inny nie zareagował, stwierdziłem, że definitywnie nie.
– Co tym razem zjebałem? – spytałem. Matka wciągnęła głośno powietrze.
Chuja tam. Już miałem dać sobie spokój i odejść, gdy spojrzałem na Juliannę.
Matka opowiedziała mi o niej podczas tej samej rozmowy, w której wyjawiła mi, że jest mężatką. I że chce, bym się do niej sprowadził. Jakby przybrane rodzeństwo miało stanowić jakąś zachętę.
Nie wspomniała o tym, że Julianna również była nastolatką. I że miała wydatne, różowe usta. I długie, zgrabne nogi, które podkreślała spódniczka szkolnego mundurka.
Historia mojego życia – moja przyszywana siostra była też zajebistą laską.
Spojrzenie jej niebieskich oczu przykuło mnie do miejsca. Było pełne niezwykłej głębi. Było jak kotwica trzymająca mnie w porcie. Uświadomiłem sobie nagle, że odejście mogłoby stanowić dowód słabości. A pozostanie – siły. Pora pokazać nieco męskości.
– Używanie tego typu słownictwa w tym domu jest surowo karane – rzucił Langdon. – To twoje jedyne i ostatnie ostrzeżenie.
– A co, każesz mi wypłukać usta czy… – Urwałem, widząc spojrzenie Julianny. Odkąd ją poznałem, ani razu jeszcze się nie uśmiechnęła. Ciekawe, jak by to wyglądało?
Cóż, z takim ojcem pewnie nie miała do tego zbyt wielu okazji.
Może jak zamknę jadaczkę, doczekam się choćby bladego uśmiechu?
Przy stole zapadła pełna napięcia cisza. Ciągnęła się nieznośnie.
– Czy ktoś mógłby mnie oświecić, co dalej? – Oczywiste było, że miałem coś zrobić, ale nie miałem pojęcia co. A szynka stygła…
– Zwykle, gdy ktoś obrazi starszych od niego, oczekuje się od niego przeprosin – odezwał się w końcu Stark. To oczywiste. Czekał, aż ktoś wyrwie się pierwszy z odpowiedzią, by móc się wkurwić na tę osobę. Zacząłem pojmować, jaki był z niego skurwiel. Uwielbiał rządzić innymi. Podpuszczać ich i kpić z nich.
A potem ich karać.
Moja matka miała już kiedyś jednego takiego faceta, kiedy byłem jeszcze w podstawówce. Przez tego chuja nadal miałem krzywy środkowy palec lewej ręki. Przez cały czas ich związku miałem żołądek skurczony z nerwów. Nigdy nie spałem tak dobrze jak tej nocy, którą spędziliśmy w przytułku, gdy nas w końcu wykopał z domu.
Teraz jednak byłem już niemal dorosły. Za cztery miesiące będę mógł zacząć żyć na własną rękę. Za osiem miesięcy dostanę dyplom. Cokolwiek ten dupek miał w zanadrzu – wytrzymam. Nie musiałem naginać się do jego woli.
Julianna nie spuszczała ze mnie wzroku.
Odezwałem się, zanim zdążyłem pomyśleć.
– Przepraszam za moje fatalne maniery… – przypomniałem sobie naszą rozmowę w samochodzie – …proszę pana – dodałem.
Stark uśmiechnął się nieznacznie. Miałem wrażenie, że bardziej był uradowany z powodu mojego dyskomfortu niż tych przeprosin.
– I co, to nie było takie trudne, prawda? Nawet najlepszy pies wymaga tresury. Widzę, że szybko się uczysz.
Usiadł na swoim miejscu u szczytu stołu.
Miałem na tyle rozsądku, żeby odczekać, aż kobiety usiądą pierwsze. Zrobiły to dopiero na znak dany przez Starka.
Usiadłem i wyciągnąłem dłoń po bułeczkę. Powietrze przeciął widelec, wbijając się w pieczywo o milimetry od mojej dłoni.
– Chyba nie masz zamiaru jeść przed modlitwą?
Rodzina Goodiech również modliła się przed jedzeniem.
– W poprzednim domu nakładaliśmy sobie przed modlitwą – kłamałem, ale skąd on mógł to wiedzieć? No i czy naprawdę zasłużyłem sobie, by niemal dziabnął mnie widelcem w rękę?
– Jakie to wulgarne. – Sprawiał wrażenie, jakby zrobiło mu się naprawdę nieco niedobrze. – Kto na ochotnika? – Obrzucił mnie niezbyt subtelnym spojrzeniem. Nie zdążyłem podjąć decyzji, czy dać mu się zastraszyć, czy nie. Julianna mnie ubiegła.
– Ja.
Starkowi zadrgała powieka, ale kiedy spojrzał na córkę, uśmiechnął się promiennie.
– Oczywiście, kochanie. Dajesz piękny przykład.
Julianna odwzajemniła jego uśmiech, zadowolona z jego pochwały. A więc lubiła się podporządkowywać i przestrzegać zasad. Słusznie podejrzewałem, że muszę się od niej trzymać na dystans. Była pupilką dyrektora. I na dodatek jego córką. Byłem gotów założyć się o dychę, że nie miała przyjaciół.
Sam nie zamierzałem konkurować z nią o rolę pupila.
Skłoniła głowę i zaczęła klepać wyuczoną modlitwę. Spojrzałem na matkę. Nigdy wcześniej nie widziałem jej modlącej się przed jedzeniem. A jednak miała zaciśnięte powieki, złożone dłonie i wyglądała, jakby się żarliwie modliła.
Super. Mamuśka odnalazła Boga. Kolejna dysfunkcyjna relacja w jej życiu.
Wywróciłem oczami. Spojrzałem na Starka. Nie spuścił głowy. Wpatrywał się we mnie z uwagą. Twarz miał surową, groźną.
Schyliłem prędko głowę i zamknąłem oczy. Zdążyłem akurat na „amen”.
Uniosłem z powrotem wzrok.
Zaczęło się serwowanie posiłku – jednak tylko dla Starka. Julianna nałożyła mu plaster szynki i łyżkę marchewki. Matka okrążyła stół i dodała na jego talerz ziemniaki i sos. Ode mnie najwyraźniej oczekiwano, że podam mu bułkę.
Okej, niech mu będzie.
Matka uśmiechnęła się do mnie z ulgą. Usiadła z powrotem na swoim miejscu i przyglądała się mężowi z oczekiwaniem, podczas gdy on próbował po kolei potrawy. Julianna również siedziała bez ruchu – ona jednak spoglądała na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
– Bardzo dobre, Carla. Szynka wyszła ci idealnie.
Poczułem, jak matka się rozluźnia.
Stark jednak nie skończył.
– I dobrze. Wynagradza swoim smakiem brak glazury na marchewkach. A poza tym trzy składniki zawierające skrobię w jednym posiłku? Spodziewałem się po tobie więcej rozsądku.
Matka spuściła wzrok.
– Szparagi się zepsuły…
– No to musisz się na przyszłość nauczyć lepszego planowania.
– Oczywiście.
Stark zjadł jeszcze trzy kęsy, po czym dał znać, że możemy zacząć.
– Jedzcie. Wszystko stygnie.
Matka i Julianna zaczęły sobie nakładać. Ja na wszelki wypadek odczekałem, aż skończą. Zresztą – i tak już zacząłem tracić apetyt.
Kiedy jednak spróbowałem szynki, wrócił natychmiast. Naprawdę była idealna. Marchewki też były super – z rozmarynem i olejem. Zawsze lubiłem, kiedy je robiła.
Nagle poczułem ukłucie wzruszenia w sercu. Czyżby przyrządziła je specjalnie dla mnie?
Nagle, zupełnie znikąd, matka wypaliła:
– Będę się bardziej starać, Langdonie. Przyrzekam.
– Wiem, moja droga. – Dla mnie te słowa zabrzmiały jak groźba, ale matka cała się rozpromieniła. Jakby pochwała ze strony męża wymazywała wszystkie jego poprzednie docinki.
Zrozumiałem, że straciłem ją bezpowrotnie. Że nie pozostał już nawet ślad po kobiecie, która kiedyś się mną opiekowała. Że nawet jeśli to dla mnie przyrządziła marchewki, a nie szparagi, to był ostatni raz. Że od tej chwili to Stark zawsze będzie miał pierwszeństwo.
Rozejrzałem się po zebranych – pupilka tatusia, ojczym z kompleksem władzy i matka, która porzuciła syna.
Dotarło do mnie, że zostałem kompletnie sam.
Cade
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Dirty Wild Series
Wild War
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczyni: Agnieszka Nowak
Redakcja: Marta Stochmiałek
Korekta: Katarzyna Kusojć
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © Laurelin Paige
Copyright © 2021 by Laurelin Paige
Copyright © 2022 for the Polish edition by Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece sp. z o.o.
Copyright © for the Polish translation by Grzegorz Gołębski, 2022
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-8321-063-6
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek