Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
34 osoby interesują się tą książką
Mia:
Gdy z łazienki willi wychodzi gwiazdor Boston Bruins w samym ręczniku, wyglądający jak młody bóg… powinnam natychmiast się odwrócić i błagać o inny pokój.
Kiedy pojawia się jego wysoki, ciemnowłosy i małomówny kolega z drużyny i proponuje współdzielenie willi… powinnam uciekać.
A kiedy oferują mi jeden weekend zabawy bez zobowiązań… powinnam kategorycznie odmówić.
Ale nigdy nie byłam dobra w robieniu tego, co powinnam.
Alex:
Trzy noce to za mało. Nie, kiedy wciąż o niej marzę. O nich.
Jak wielkie jest nasze zaskoczenie, gdy nasza współlokatorka okazuje się dziewczyną, na punkcie której obaj mamy obsesję.
Tym razem jej nie stracimy.
Tym razem wszystko będzie wyglądało inaczej.
Tym razem… jesteśmy gotowi się dzielić.
River:
Oboje należą do mnie. Po prostu jeszcze o tym nie wiedzą.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 412
Tytuł oryginału: Rules of Our Own
Copyright © 2023 by J. Wilder
Copyright © for the Polish translation by Iga Wiśniewska, 2024
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2024
Redaktorka inicjująca: Paulina Surniak
Redaktorka prowadząca: Zuzanna Sołtysiak
Marketing i promocja: Aleksandra Wróblewska
Redakcja: Patryk Białczak
Korekta: Damian Pawłowski, Daria Latzke
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Justyna Nowaczyk
Oryginalny projekt okładki: © Mary | Books and Moods
Adaptacja okładki i stron tytułowych: Magda Bloch
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
Żadna część tej książki nie może być powielana w jakiejkolwiek formie ani za pomocą jakichkolwiek środków elektronicznych lub mechanicznych, w tym systemów przechowywania i wyszukiwania informacji, bez pisemnej zgody autora, z wyjątkiem wykorzystania krótkich cytatów w recenzji książki.
eISBN 978-83-68217-35-3
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Za baterie i antykoncepcję
NOTA OD AUTORKI
Uwaga: uprzejmie informuję, że zwalniam się z jakiejkolwiek odpowiedzialności za wszelkie nieoczekiwane powiększanie rodziny, jakie może nastąpić w wyniku zaangażowania się w to dzieło literackie. Zdecydowanie zaleca się, aby podczas lektury czytelnicy zdali się na własną odpowiedzialność w kwestii planowania rodziny.
Dołącz do grupy czytelników Jessy na FB.
ZAREJESTRUJ SIĘ i otrzymuj informacje na temat postępów w tworzeniu historii Lucasa i Piper oraz wszelkiego rodzaju zabawne dodatki. Chętnie poznam twoje zdanie!
Poznałam Rivera, Alexa i Mię w 2019 roku podczas pisania książki, która ostatecznie miała zostać opublikowana pod tytułem Zasada numer pięć. Nie planowałam, że się w sobie zakochają. Na początku myślałam, że będą przyjaciółmi, ale im dalej rozwijała się ta opowieść, tym wyraźniej dawali mi o sobie znać. Praktycznie na mnie krzyczeli, abym oddała sprawiedliwość ich historii.
Mimo wszystko mało brakowało, żebym nie napisała tej książki. Stwierdzenie, że się stresowałam, byłoby niedopowiedzeniem. Musiałam sprostać wielu oczekiwaniom, a każdy, kto mnie zna, wie, że przez większość czasu jestem niespokojną bałaganiarą.
Uwaga: w tej książce jest O WIELE więcej scen seksu, niż planowałam. Czasami autor musi po prostu podążać za historią, a właśnie w takim kierunku chcieli się udać bohaterowie.
Jest to również romans hokejowy w najluźniejszym tego słowa znaczeniu. Bohaterzy są hokeistami, ale książka nie kręci się wokół hokeja.
Udanej lektury!!!!!
Ostrzeżenie o treści: przemoc domowa. Manipulacje, groźby, taktyki zastraszania i kontrolujący były. Pierdol się, Jason. Pierdol się!
Informacje o treści: poliamoryczny związek, w którym wszyscy trzej członkowie są w sobie jednakowo zakochani.
JEDEN
–––––––––––
Mia
– Rozpoczyna się odprawa lotu WS2371 z Ottawy do San Francisco. – Kobiecy głos rozbrzmiewa przez głośniki w ogromnym porcie lotniczym.
Nie mogę przegapić tego lotu. Następny jest dopiero za cztery godziny. Dzisiaj pierwsza noc świętowania wesela Piper i Lucasa, więc czeka nas babski wieczór. Bez wątpienia z dużą ilością alkoholu, którego w tym momencie rozpaczliwie potrzebuję.
Wzięłam poranną zmianę w szpitalu – jestem na pierwszym roku stażu, więc moje życie to absolutny chaos. Potem, przez pomyłkę, pomyślałam, że mogę wcisnąć dodatkową godzinę pracy na rzecz organizacji charytatywnej Protezy dla dzieci. Jeszcze jedna minutka w magiczny sposób zamieniła się w dwie zmarnowane godziny, przez co niczego nie ogarnęłam.
– Słuchasz mnie? – W telefonie odzywa się głos Gerarda.
Poprawiam komórkę umieszczoną między ramieniem a uchem.
– Tak, oczywiście.
– Mówię poważnie, Mia. Dwa miesiące, a potem przeniosę fundusze do zespołu Erica.
– To za krótko.
Zasycha mi w gardle i potykam się, gdy docierają do mnie jego słowa. Kiedy wystartowała moja lokalna zbiórka pieniędzy na Protezy dla dzieci, Gerard jako pierwszy zaoferował mi wsparcie finansowe. Pracuje w firmie AstrocorpHoldings, która pomaga przydzielać fundusze różnym organizacjom charytatywnym.
Byłam wniebowzięta, bo miałam świadomość, że to moja szansa na rozszerzenie działalności organizacji z oddolnej na krajową. Ostrzegł mnie wtedy, że jego wsparcie zależy od tego, czy uda mi się przekształcić moją podwórkową zbiórkę pieniędzy w pełnoprawną organizację charytatywną. Co przekłada się bezpośrednio na zbieranie pieniędzy. Jeden fundator to za mało. Wtedy wydawało mi się, że to nie może być takie trudne.
Myliłam się. I to bardzo.
– Przykro mi, Mia. To nic osobistego. Nie mogę angażować funduszy w organizację charytatywną, która nie ma szans na rozwój. Wiesz o tym.
Nic osobistego, jasne.
Nic w moim życiu nie było nigdy równie osobiste. Serce mi się kraje na myśl o tych niewinnych dzieciach, które nie otrzymają pomocy, jakiej potrzebują. Niemal czuję, jak ich uśmiechy powoli znikają, i widzę, jak w oczach ich rodziców na powrót pojawiają się udręka i zmartwienie.
Przedzieram się między ludźmi czekającymi przy bramkach i zaciskam zęby.
– Załatwię to.
– Załatw. To twoja ostatnia szansa – kwituje Gerard. Nie waha się, jasno daje do zrozumienia, że mówi poważnie.
Połączenie zostaje przerwane.
Oczy mnie szczypią i mrugam, by powstrzymać łzy. Będę potrzebowała prawdziwego cudu, by to się udało. Niestety, modlitwy na nic mi się nie zdały.
A próbowałam.
Z powodu braku boskiej interwencji robiłam, co mogłam, by zebrać pieniądze. Miałam wrażenie, że spędziłam całe lata życia na przyglądaniu się hasztagom, trendom i cholernym wiralowym dźwiękom, świadoma, że media społecznościowe są moją najlepszą szansą na sukces.
– Pasażerów z małymi dziećmi i wszystkich pasażerów wymagających szczególnej pomocy zapraszamy do wejścia na pokład lotu WS2371 z Ottawy do San Francisco.
Mrużę oczy, aby zobaczyć numer. Gdy przyspieszam, walizka zaczyna turkotać, a plastikowa rączka chybocze się w moim uścisku.
Cholera. Cholera. Cholera.
Szarpię ją szybko, próbując ustabilizować walizkę, ale twardy plastikowy spód zaczepia o tył mojej pięty.
Grrr! Tłumię jęk i gryzę się w policzek, walcząc z bólem promieniującym przez stopę. Każde znane człowiekowi przekleństwo przelatuje mi przez głowę, gdy schylam się i odpinam pasek moich crocsów. Mam ochotę klapnąć na ziemię, ale ruszam dalej, kuśtykając tak szybko, jak tylko mogę.
Przy mojej bramce kłębi się tłum ludzi, ale zamiast stać w kolejce do wejścia na pokład samolotu, wszyscy wpatrują się w przejście, którego sama nie widzę ze swojego miejsca.
Ogarnia mnie ulga i biorę kilka uspokajających oddechów. Jestem o krok bliżej do babskiego wieczoru z Sidney i Piper, podczas którego będziemy przygotowywać dekoracje na ślub. Zupełnie jak w jakimś przewodniku dla druhen.
Ukrywam przed przyjaciółmi, jaka jestem wyczerpana, choć zbliżam się do całkowitego wypalenia – trzymam się już ostatkiem sił – więc desperacko potrzebuję tego wieczoru. Przeciskam się między dwoma mężczyznami i marszczę nos na obezwładniający zapach wody kolońskiej. Boże, proszę, byle nie usiedli obok mnie.
Kobieta z obsługi z idealnie upiętymi włosami rozmawia z jakimś pasażerem.
– Nie rozumie pani – mówi błagalnie. – Moja żona rodzi. Nie wiem, co się stało. Nie powinna rodzić jeszcze przez co najmniej trzy tygodnie. – Kładzie obie ręce na blacie. – Ona mnie potrzebuje.
Jego ton przeszywa moją klatkę piersiową, bo tak rozpaczliwie pragnę coś zrobić, cokolwiek, że aż mnie ściska.
Kobieta odzywa się do mikrofonu:
– Ten pan chciałby wrócić do domu na narodziny dziecka. Czy jakiś ochotnik zgodzi się na przeniesienie na następny lot?
Mężczyzna wygląda na rozgorączkowanego, włosy mu sterczą, koszula jest zapięta do połowy. Błądzi spojrzeniem po tłumie, błagając o pomoc.
Ludzie kręcą się wokół mnie, ale nikt nie wychodzi przed szereg. Kobieta z obsługi patrzy na mężczyznę ze współczuciem.
– Przykro mi, ale mogę jedynie zarezerwować panu późniejszy lot.
Ramiona mu opadają, oczy czerwienieją. Jego bezradność chwyta mnie za serce i robię krok naprzód, świadoma, że oznacza to spławienie dziewczyn. Jakoś im to wynagrodzę.
Podchodzę, staję naprzeciwko stewardessy ubranej w nienaganny niebieski uniform i podsuwam jej mój bilet.
– Może zająć moje miejsce. Nie mam bagażu rejestrowanego.
Mężczyzna wypuszcza głośno powietrze i spogląda to na mnie, to na kobietę z obsługi. Zerkam na niego niepewnie, obawiając się, że daję mu fałszywą nadzieję.
Palce kobiety przesuwają się po klawiaturze, przez chwilę patrzy na ekran, a potem przenosi spojrzenie na nas. Na jej ustach pojawia się uśmiech.
– Mogę dokonać zmiany. – Zwraca się do mnie: – Rozumie pani, że będzie musiała czekać cztery godziny na następny lot?
– Tak, to żaden problem – odpowiadam natychmiast.
Kiwa głową i wręcza przyszłemu ojcu kartę pokładową.
– Miłego lotu i gratulacje.
Mężczyzna odwraca się do mnie ze łzami w oczach.
– Dziękuję – mówi i mnie obejmuje.
Poklepuję go kilka razy po plecach, aż się odsuwa.
– Żaden problem. Gratulacje.
Po tych słowach odchodzi, pędzi korytarzem w kierunku samolotu.
W moim żołądku pojawia się ciepłe uczucie zadowolenia z podjętej decyzji.
– Zachowała się pani bardzo wspaniałomyślnie – zauważa stewardessa, nie odrywając wzroku od komputera.
Wzruszam ramionami.
– To nic takiego. Każdy by tak postąpił.
Przesuwa spojrzeniem po tłumie ludzi, którzy w końcu podchodzą do stanowiska, a potem unosi brew i wręcza mi nowy bilet.
– Nie jestem tego taka pewna. Do zobaczenia za kilka godzin.
Idę w stronę poczekalni i staram się usiąść wygodnie na twardym plastikowym krzesełku.
Wyciągam telefon i z westchnieniem otwieram grupowy czat.
Ja: Samolot mi uciekł. Spóźnię się.
Moja najlepsza przyjaciółka i jednocześnie była współlokatorka odpowiada jako pierwsza.
Sidney: Proszę, powiedz mi, że nie siedzisz nadal w klinice.
Pisałam do Ciebie dwie godziny temu.
Ja: Bez komentarza.
Piper: Przykro mi to słyszeć. Wspólny wieczór pozostaje
aktualny?
Choć to ślub Piper, nie dziwię się, że nie martwi się moim spóźnieniem. Jeśli ktokolwiek rozumie moją obsesyjną potrzebę skupienia się na organizacji charytatywnej, to właśnie ona. Jako fizjoterapeutka pomagająca pacjentom z nowymi protezami Piper jest równie zaangażowana jak ja. Przez lata połączyło nas wiele i teraz jestem z nią tak blisko, jak z Sidney.
Ja: Spóźnię się tylko kilka godzin. Nie czekajcie.
Sidney: Daj spokój 🙄 Widzimy się na miejscu.
Ja: 😘
Sidney: Chwila! To nie ma nic wspólnego z Jasonem, prawda?
Sidney i Piper nienawidzą mojego byłego, Jasona, z intensywnością tysiąca płonących słońc.
Tego Jasona, który pragnie domu z białym płotkiem, żony i dwuipółletniego dziecka. Jasona, który dorastał w dobrobycie i którego ojciec zasiada w zarządzie mojego szpitala. Jasona, który nigdy nie przegapił okazji, by wspomnieć o tym, że to dzięki niemu dostałam się na staż.
Tego samego Jasona, który sprawił, że poczułam się jak totalny śmieć.
Ciągle narzekał, że nie traktowałam go wystarczająco priorytetowo, a ja nawet nie mogłam temu zaprzeczyć. Nie zrezygnuję z pracy tylko dlatego, że mój chłopak ma z tym problem.
Pewnie myślał, że w końcu się ugnę, bo po roku mnie rzucił, nazywając samolubną.
Nasze rozstanie powinno boleć, ale prawda jest taka, że… nie bolało. Dlatego też, kiedy zmienił narrację i zaczął mówić, że jest mu przykro i byliśmy sobie przeznaczeni, zignorowałam go.
Wtedy zaczął do mnie wypisywać. Zaczynał od „kocham cię” i „przepraszam”, po czym szybko przechodził do nazywania mnie samolubną suką, która zmarnowała mu rok życia. Poczucie winy, że wykorzystałam go jako wypełniacz, jest jedynym powodem, dla którego go nie zablokowałam. Był kimś, kto miał wypełnić puste miejsce w moim życiu, gdzie powinien znajdować się związek. Tyle że nigdy nie oddałam mu serca. Nie do końca.
Popełniłam ten błąd trzy lata temu i nie zamierzałam go powtarzać.
Ja: Nie. Chyba w końcu zrozumiał aluzję.
Sidney: Lepiej, żeby tak było. Jax jest gotów go zamordować.
Piper: Tak, Lucas też.
Ja: Cóż, obejdzie się bez mordowania.
W oczekiwaniu na następną wiadomość podnoszę plecak z podłogi i kładę go na krześle obok siebie.
Sidney: Alex i River przyjechali dziś po południu 😉
Serce podskakuje mi w piersi. Nie wiem, jak zareaguję, gdy znów ich zobaczę, ale jeśli moje przewidywania się sprawdzą, mogę eksplodować. Pod skórą czuję nerwową energię. Odkąd trzy lata temu skończyłam studia, nie pozwalałam sobie nawet o nich myśleć, bo jak tylko zaczynam, moja wyobraźnia szaleje.
Wystarczył jeden semestr, by każda moja myśl krążyła wokół Alexa i Rivera. Zasypiałam po esemesach na dobranoc i budziłam się z wiadomościami na dzień dobry. Nie wiedziałam, że jedna osoba może tak szybko wpłynąć na całe życie, a co dopiero dwie.
W pewnym momencie nasza przyjaźń się zmieniła i przysięgam, że napięcie między nami można było kroić cholernym nożem. Wszystko wydawało się nowe, zabawne i właściwe. Dopóki nie przestało.
Ta ostatnia noc mnie prześladuje. Byliśmy w klubie, tańczyliśmy i w końcu wszystko zaczęło się układać. Alex chwycił mnie za biodra, ja złapałam go za rękę, gdy się pochylił, a jego usta zaczęły się przysuwać do moich. Czas zwolnił, każda milisekunda go do mnie przybliżała.
Zamknęłam oczy, gotowa w końcu poczuć go przy sobie, ale jego ciepło zniknęło. Kiedy je otworzyłam, Alex leżał na ziemi, trzymając się za twarz, a River stał obok mnie z zaciśniętymi pięściami.
Wiedziałam, że nie mogłam wybrać, i nie chciałam stawać między nimi. Tak więc, choć czułam się tak, jakbym wyrywała sobie serce, odrzuciłam ich obu i nie oglądałam się za siebie.
Ja: No i?
Piper: No i nie rozmawiałaś z nimi od czasu studiów.
Sidney: Nawet nie udawaj, że nic się nie wydarzyło. Byliście
nierozłączni, a potem siedziałaś w sypialni i płakałaś.
Oczywiście, że to słyszała. Nie jestem gotowa, by się w to zagłębiać. Wiele z tamtych wydarzeń wciąż jest jak otwarta rana.
Ja: To się działo na studiach. Byliśmy praktycznie dziećmi. Poza
tym nigdy się nawet nie całowaliśmy. Tylko się przyjaźniliśmy.
Piper: Tak sobie wmawiaj.
Naprawdę tylko się przyjaźniliśmy. Na nic więcej nie pozwoliłam. Oczy mnie pieką, gdy walczę ze wspomnieniami. Idealnie się równoważyli. Alex sprawiał, że byłam szczęśliwsza, lżejsza, gdy byłam dla siebie zbyt surowa, a River wiedział, kiedy odpuścić i po prostu pozwolić mi przez to przejść. Oferował stałe wsparcie, którego potrzebowałam. Czasami wszystko jest stresujące. Trudne. To nie oznaczało jednak, że mam się poddawać. W przeciwieństwie do Jasona River to rozumiał.
Zmieniam temat i jestem wdzięczna, że mi na to pozwalają.
Ja: Kocham was. Nie mogę uwierzyć, że wychodzisz za mąż,
Piper.
Piper: Lepiej uwierz!
Wyłączam telefon i wyciągam laptopa, zdeterminowana, by nie zmarnować ani sekundy tego opóźnienia. Choć mnie to dobija, wiem, że nie ma szans, abym zrobiła cokolwiek po dotarciu do Napy. Piper i Lucas to prawdziwe bratnie dusze, podobnie jak Jax i Sidney. Nie mam wątpliwości, że to jedyny w swoim rodzaju moment, w którym powinnam ją wspierać.
Widzisz? Nie jesteś samolubna.
Ignoruję niewielką część mnie, która odczuwa ulgę na myśl o tym, że dzięki temu spóźnieniu dziś wieczorem nie będę już musiała stawiać czoła Alexowi i Riverowi.
DWA
–––––––––––
Mia
Szyba na tylnym siedzeniu zaparowuje, gdy się pochylam, przez co ośrodek staje się niewyraźny. Spóźniłam się na transport z lotniska do Napa Valley i musiałam wynająć prywatny samochód na prawie dwugodzinną jazdę. Wręczam kartę kredytową kierowcy, a moje palce stukają o podskakujące kolano, gdy czekam na przetworzenie transakcji. Terminal wydaje głośny sygnał dźwiękowy, a kierowca marszczy brwi.
– Proszę pani, transakcja została odrzucona.
Zmuszam się do uśmiechu i podaję mu inną kartę.
– Przepraszam, nie ta.
Przesuwa kartę ponownie, a ja czuję ulgę, gdy rozlega się dźwięk sygnalizujący, że transakcja przeszła. Jako lekarka stażystka pogrążona w długach za edukację jestem poważnie spłukana, a po tej podróży przez następny miesiąc będę jadła tylko makaron.
W życiu nie mogłabym sobie pozwolić na ten wyjazd, gdyby Lucas i Piper nie opłacili mojego pobytu, i jestem im za to niesamowicie wdzięczna. Nie mam jednak czasu, by się nad tym zastanawiać. Drzwi stają przede mną otworem i zwraca się do mnie uśmiechnięty portier:
– Witamy w ośrodku Bardessono.
– Dziękuję.
Zapiera mi dech w piersi, gdy tylko wysiadam z samochodu, a delikatny, leniwy szum wody wypełnia moje uszy. To miejsce jest przepiękne. Nie. Oszałamiające. Wdycham przez nos zapach kwiatów, deszczu i wiciokrzewu, który unosi się w powietrzu. Wciąż wpatruję się w nowoczesną bryłę ośrodka, która w jakiś sposób jest zarówno nowoczesna, jak i rustykalna, gdy podjeżdża za mną białe porsche. Lokaj otwiera drzwi i dostrzegam mgliście znajomą twarz, przez co świat staje do góry nogami. Zupełnie jakbym znalazła się w jednym z tych programów dla gospodyń domowych, które puszczają w szpitalach. Odwracam wzrok, modląc się, by nikt mnie nie przyłapał na gapieniu.
Co do jednego nie ma wątpliwości: nie jestem już w Kansas.
Wiem, że pewnego dnia, gdy zostanę pełnoprawną lekarką, coś takiego nie będzie poza moim zasięgiem, ale teraz brzmi jak cholerna bajka. Tak już chyba jest, gdy przyjaciółka wychodzi za mąż za gwiazdę NHL.
– Panno Brooks – odzywa się portier, wyrywając mnie z zamyślenia. – Proszę za mną, zaprowadzę panią do lobby.
Wyciągam rękę po bagaż podręczny, ale inny mężczyzna ubrany w uniform ośrodka sięga po niego pierwszy.
– Proszę się nie martwić, zaniosę to do pokoju.
Przełykam z trudem ślinę, nie wiedząc, jak powiedzieć, że nie stać mnie na napiwek. Zamiast tego chwytam za rączkę i posyłam mu uśmiech.
– Wolałabym zatrzymać walizkę przy sobie, jeśli można.
Wygląda na zaskoczonego, ale kiwa głową.
– Oczywiście.
Podążam za pierwszym mężczyzną przez drzwi wejściowe i natychmiast witają mnie radosne piski. Sidney i Piper czekają na mnie obok swoich chłopaków.
Jax zabiera ramiona z talii Sidney, przeczesuje dłonią potargane brązowe włosy i posyła mi uśmiech, a Sidney podbiega do mnie tak szybko, jakbyśmy się wcale nie widywały co tydzień.
Ciemne włosy ma spięte w wysoki kucyk, który podskakuje wraz z jej krokami, odsłaniając srebrne pasma pod spodem. Założyła dopasowany top i spódnicę z kwiatowym wzorem. Ma zarumienione policzki i uśmiecha się tak szeroko, że wokół oczu robią jej się zmarszczki. Słyszałam, jak Jax nazywa ją seksowną bibliotekarką, i nieważne, jak obrzydliwe jest to określenie, bez wątpienia nie mija się z prawdą.
– Nie mogę uwierzyć, że przegapiłaś swój lot – mówi, ale bez złości i osądu.
Wzruszam ramionami i potykam się, gdy ktoś wpada na mnie z impetem.
Jasnozłote włosy Piper okalają jej twarz, a błyszczące niebieskie oczy rozświetlają się radością, gdy otula mnie ramionami w ciepłym uścisku. Ma na sobie białą sukienkę na cienkich ramiączkach, która jest kobieca i elegancka – idealna na weselny weekend.
Tymczasem ja jestem w moim fioletowym fartuchu z misiem, bo nie miałam czasu się przebrać.
Piper wzdycha przesadnie głośno i cofa się o krok.
– Dzięki Bogu, że tu jesteś. Chłopaki przez cały dzień miały nad nami przewagę liczebną. Musiałyśmy oglądać mecze hokeja. Stare!
Sidney się śmieje. Lubi hokej tak samo jak chłopaki, ale nie przypomina o tym naszej przyjaciółce. Przez lata zbliżyły się do siebie, choć mieszkały w różnych miastach.
Jax gra dla Ottawa Senators, a Lucas dla Boston Bruins, więc połączyły je wspólne podróże oraz wzloty i upadki związane z byciem partnerkami graczy. Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Lucas jest wysoki i postawny, o ciemnobrązowej skórze, co wyraźnie kontrastuje z jasną karnacją drobnej Piper. Obejmuje dziewczynę w talii, a jego brązowe oczy błyszczą, gdy patrzy na nią z miłością.
Ich osobowości też są całkowicie przeciwstawne, ale idealnie dopasowane. Kiedy Lucas kończy muskać nosem szyję swojej przyszłej żony, uśmiecha się do mnie.
– Cieszę się, że dotarłaś.
Jax owija rękę wokół mojego ramienia i przyciąga mnie do siebie.
– Długa podróż?
– Nie była to kompletna strata czasu. Udało mi się sporo popracować, gdy czekałam. – Wzruszam ramionami.
Jax się śmieje.
– No jasne. Większość ludzi upiłaby się w barze.
– A odkąd to jestem większością ludzi? – odpowiadam i targam jego już i tak nieułożone włosy, tak jak on robił to niejednokrotnie Piper.
Zbliżyliśmy się do siebie, mieszkając w tym samym mieście przez ostatnich kilka miesięcy, oboje równie zadowoleni z faktu, że mogliśmy spędzać czas z Sidney.
Śmieje się.
– Po prostu obiecaj, że na chwilę wyluzujesz. Od stresu robią ci się zmarszczki.
Przykładam dłoń do czoła i spoglądam na niego krzywo.
– Uważaj, ty…
– Komu zostawiłaś Crooksa? – pyta Sidney, obejmując Jaxa. Sprytna zmiana tematu.
– Małolata z naprzeciwka go pilnuje. – Crooks, znany również jako Crookshanks, to mój rudy pręgowany kot.
– Masz numer kontaktowy, na wypadek gdyby została zaatakowana? – pyta Jax, powstrzymując uśmiech.
Przewracam oczami.
– Przestań, ona ma szesnaście lat. Na pewno poradzi sobie z jednym kotem przez weekend.
– Pewnie by sobie poradziła, gdyby twój kot nie był opętany – dorzuca Lucas.
– Bez przesady, nie jest taki zły. – Spoglądam na całą trójkę w poszukiwaniu wsparcia, ale wszyscy uśmiechają się do siebie.
– Owszem, jest. – Jax wyciąga rękę, by zaprezentować cienkie blizny. – Prawdziwy diabeł.
– Mówiłam ci, żebyś go nie podnosił. Nie lubi tego.
– No tak, jak mógłbym zapomnieć. Nie podnosić go. Nie dotykać. Nie siadać w jego ulubionym miejscu. Nie oddychać w jego stronę. – Jax kończy wyliczać z głośnym śmiechem.
Po namyśle stwierdzam, może jednak powinnam wysłać dziewczynie opiekującej się kotem jakąś krótką wiadomość.
– Dobra, dobra. Chodź, zameldujemy cię. – Piper chwyta mnie za rękę, przez co zapominam o kocie. Uśmiecha się nieco zbyt szeroko i gdy idę za nią do recepcji, dostrzegam w jej oczach podejrzany błysk.
Pani z obsługi wita mnie w ośrodku, a ja mówię jej, jak się nazywam. Przez chwilę wpatruje się w komputer, po czym przenosi wzrok na mnie.
– Przykro mi, ale nie mam żadnej rezerwacji na to nazwisko.
Cholera. Piper wszystko załatwiała, a ja nawet nie pomyślałam, żeby to sprawdzić. Jest przeciążona przygotowaniami do ślubu. Powinnam była wziąć to pod uwagę. Piper ściska mi ramię, jakby wyczuwała mój niepokój, i mówi:
– Proszę sprawdzić wille.
Spoglądam na nią jak na wariatkę.
– One kosztują z dziesięć tysięcy za noc.
– O, jest. Pobyt na cztery noce. Zgadza się.
Zatyka mnie i nie jestem w stanie się odezwać, więc Piper odpowiada na resztę pytań recepcjonistki. Zanim dociera do mnie, co się dzieje, kobieta zakłada na mój nadgarstek żółtą opaskę.
– Z nią będzie pani miała dostęp do pokoju i wszystkich innych obszarów ośrodka. Miłego pobytu.
Gdy tylko odchodzimy od biurka, chwytam Piper za ramiona.
– Nie mów, że ty tak na poważnie. To stanowczo zbyt wiele.
Sidney przyłącza się do nas, a w jej oczach dostrzegam ten sam niecny błysk, co wcześniej u Piper.
– Spokojnie, to nic takiego.
Wyraźnie widać, że coś knują, ale Lucas i Jax porywają je, zanim mam szansę się z nimi skonfrontować.
– Widzimy się rano, okej? – woła Piper, podczas gdy jej narzeczony ciągnie ją do ich pokoju.
– Nie mogę się doczekać. – Zarezerwowała dla nas cały dzień zabiegów w salonie kosmetycznym i serio wyczekuję tego z utęsknieniem.
– Tędy, proszę pani.
Boy hotelowy chwyta moją walizkę, nim mam szansę do niej podejść, i prowadzi mnie przez labirynt korytarzy. Są oświetlone miękkim, ciepłym blaskiem i panuje w nich atmosfera ciszy i spokoju. Tworzy ją między innymi dyskretna muzyka płynąca z ukrytych głośników. Wszystko wydaje się zachęcające i urocze, i stanowi świetną ucieczkę od codzienności.
Można by się do tego przyzwyczaić.
Zatrzymujemy się przed willą numer dwa, a ja robię krok do tyłu, gdy mój mózg próbuje to przetworzyć. Jest to wolnostojący budynek wielkości małego domku, wykonany z mieszanki drewna i stali, która po prostu krzyczy pieniędzmi.
– Niemożliwe, żebym miała tu spać.
– Zapewniam panią, że to tutaj. Proszę użyć opaski do otwarcia drzwi.
Zamek otwiera się z kliknięciem, gdy zbliżam nadgarstek do małego czarnego kółka nad klamką. Popycham drzwi.
Najpierw wchodzi boy z moją torbą, a ja krzywię się, gdy pyta, czy czegoś jeszcze potrzebuję.
Przełykam ślinę, po czym mierzę się z faktami.
– Przykro mi. Nie mam przy sobie gotówki.
– Żaden problem. Wszystko załatwione. – Chłopak wykonuje gest przypominający ukłon, a potem odchodzi, kierując się z powrotem do holu.
Uff.
Pokój jest duży i przestronny, z przeszkloną jedną ścianą, dzięki czemu wypełnia go światło księżyca. W oddali widać dużą górę. Obszerne łóżko po jednej stronie wygląda, jakby zostało wykonane na zamówienie, a obok niego znajduje się wygodna sofa. Kuchnia i jadalnia są schowane w jednym rogu, a w kominku trzaska ciepły ogień. Wszystkie meble są nowoczesne, a jednocześnie przytulne.
Łóżko jest zasłane czystą, białą pościelą. Na jego widok od razu zrzucam z siebie fartuch. Zdejmuję crocsy, zsuwam skarpetki, a następnie rozwiązuję sznurek trzymający moje spodnie. Opadają na podłogę, strząsam je z nóg i zostaję w liliowych majtkach z głową kota z przodu i napisem „Przekaż ode mnie swojemu kotu kici, kici” z tyłu. Chwytam za dół koszulki, zadowolona, że w końcu mogę ją zdjąć, ale jedna ze spinek trzymających misia przy kołnierzyku zaczepia się o moje włosy. Poruszam nią na boki, ale z każdym ruchem tylko bardziej szarpię pasma. Cholera. Moje ręce utykają nad głową w prowizorycznym kaftanie bezpieczeństwa. Próbuję się uwolnić, ale wpadam na łóżko i rozpłaszczam się na nim.
– No proszę, kotek. Jeszcze nawet nie kupiłaś mi obiadu. – Słyszę z bliska znajomy głos i powietrze ucieka mi z płuc.
Gdy wyrywam spinkę i się uwalniam, dociera do mnie, że mam na sobie jedynie cienki podkoszulek oraz majtki.
W drzwiach łazienki stoi praktycznie nagi Alex Grayson, gwiazda drużyny Boston Bruins, a jego wzrok wędruje po każdym centymetrze mojej odsłoniętej skóry.
TRZY
–––––––––––
Alex
Mia chwyta koc leżący w nogach łóżka i zakrywa nim dolną część ciała, razem z tymi uroczymi fioletowymi majtkami.
Kurwa. Wygląda lepiej, niż zapamiętałem, z jasnymi blond włosami częściowo zaczesanymi do góry i luźnymi kosmykami opadającymi na twarz oraz opaloną szyję. Powinienem odwrócić wzrok, ale tego nie robię. Nie mogę.
Spuszczam wzrok na jej piersi, prześwitujące przez biały podkoszulek, a następnie opuszczam go niżej i przełykam ślinę na widok krągłych bioder, ledwo zakrytych przez prowizoryczną spódniczkę.
Nie widziałem jej od trzech lat, a teraz leży na moim łóżku jak pieprzony deser. Jeśli jestem martwy, nie chcę być reanimowany, bo to chyba niebo.
Zielone, pociemniałe oczy Mii wędrują po mojej nagiej klatce piersiowej, podążając do miejsca, w którym trzymam przód ręcznika owiniętego nisko wokół talii. Jej gardło porusza się, gdy przełyka ślinę, a język się wysuwa, by oblizać dolną wargę. Ta czynność sprawia, że cała krew spływa do mojego szybko twardniejącego kutasa. Kurwa. Mój fiut drga, a z ust Mii wydobywa się piskliwy dźwięk, gdy spogląda mi w oczy.
Jakby w końcu do niej dotarło, że wciąż leży na łóżku, podrywa się, mocno ściskając koc, i syczy:
– Co ty tu robisz?
– Chyba ja powinienem o to spytać. To mój pokój. – Opieram się o framugę drzwi i uśmiecham nieznacznie, gdy rozluźniam uścisk i pozwalam ręcznikowi zsunąć się o centymetr niżej.
Oczy Mii ciemnieją, gdy skupia wzrok na moich mięśniach, ale potem kręci głową.
– To niemożliwe. Moja opaska zadziałała przy drzwiach. – Podnosi rękę, a ja powtarzam jej gest, by pokazać identyczną żółtą opaskę.
– Wygląda na to, że jesteśmy współlokatorami. – Mówię to z kamienną twarzą, choć tak naprawdę jestem w szoku. Jedną rzeczą było wiedzieć, że Mia tu będzie, ale mieć ją w naszym pokoju to zupełnie inna sprawa.
Zaciska i rozluźnia wolną rękę, rozglądając się dokoła, jakby sądziła, że znalazła się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Oj, kotek, to wszystko dzieje się naprawdę.
Wciąż kręci z niedowierzaniem głową, gdy rozlega się dźwięk otwieranych drzwi i do środka wchodzi River. Zastyga w bezruchu, obserwując rozgrywającą się scenę, po czym unosi jedną czarną brew.
– Cześć, Mia.
Kurwa, praktycznie mruczy jej imię, a ona zauważalnie drży. Przypominam sobie, jak tańczyła między nami, zanim wszystko poszło w pizdu, a ona zniknęła z powierzchni ziemi.
– Cześć – sapie w odpowiedzi, rozproszona jego widokiem.
Przygląda się Riverowi w taki sam sposób, jak mnie. Jego czarne włosy są związane i tylko kilka luźnych kosmyków opada mu na oczy. Podwinął rękawy białej koszuli do łokci, odsłaniając grube przedramiona, na których Mia skupia całą uwagę. Nawet ja muszę przyznać, że seksowny z niego drań.
Chrząkam, zwracając uwagę obojga. Intensywność tego, co się dzieje, prawie wytrąca mnie z równowagi i muszę oprzeć się bardziej o framugę drzwi.
– No to, Mia, co robisz w naszym pokoju?
– To mój pokój. – Ponownie wskazuje na swój nadgarstek, a ja się uśmiecham.
– Myślałem, że już to przerabialiśmy – mówię i podnoszę rękę, by pokazać swoją opaskę.
– Musiała zajść jakaś pomyłka. – Stuka w swój telefon, po czym podnosi go do ucha.
Szczerze w to wątpię. Sidney i Piper wyglądały na zbyt zadowolone z siebie, kiedy ogłosiły, że River i ja będziemy nocować razem. Jestem prawie pewien, że jedna z nich wspomniała coś o rozmiarze naszego łóżka.
Nie słyszę rozmówcy Mii, ale z każdą sekundą jej brwi ściągają się coraz bardziej, przez co tworzy się między nimi zmarszczka, którą mam ochotę wygładzić palcem, podczas gdy ona przygryza kciuk.
River wchodzi do pokoju, zmniejszając dystans między nimi. Staje nad nią, a ona patrzy w górę i lekko rozchyla usta.
Dziękuje rozmówcy i nie odrywa wzroku od Rivera, gdy kończy połączenie. Kurwa, promieniuje z nich napięcie, gdy on się w nią wpatruje. Jak ja cię, kurwa, rozumiem, kolego.
River zawsze był opanowany i cichy, ale w ciągu ostatnich kilku lat zmieniło się to w cichą dominację, która sprawia, że zwraca się na niego uwagę. Łapię się na tym, że niejednokrotnie czekam, aż coś powie lub zrobi. Tak jak teraz Mia.
– Powiedzieli ci, o co chodzi? – pyta River normalnym tonem.
– Kto?
Unosi kącik ust.
– Ludzie z obsługi. Bo to do nich dzwoniłaś, prawda?
Powoli porusza głową w górę i w dół. Kurwa, przepadła. River lituje się nad nią i robi krok w tył, przerywając stan hipnozy, w który ją wprowadził. Szyja Mii oblewa się rumieńcem.
– Przepraszają za niedogodności, ale tak zarezerwowano pokoje i nie mają innych. Zamierzam zabić Piper.
Śmieję się, a ciepło wypełnia moją klatkę piersiową, gdy na mnie patrzy. Tęskniłem za tym spojrzeniem.
– Jeśli dowiem się, że macie z tym coś wspólnego…
River chowa dłonie w kieszeniach czarnych spodni i kołysze się na piętach.
– Wiesz, że nie, Mia.
Jej ramiona opadają i przez ułamek sekundy wydaje mi się, że dostrzegam w jej oczach rozczarowanie. Potem opada z powrotem na łóżko.
– Zatrzymam się u Sidney.
Parskam śmiechem.
– O tak, ona i Jax będą zachwyceni.
Jej oczy się rozszerzają, a ja jeszcze bardziej szczerzę zęby.
– Daj spokój. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że przebywanie tutaj jest gorsze od siedzenia z nimi? Wiesz, że Jax będzie ją pieprzył, kiedy tam będziesz. To coś w ich stylu.
Wykrzywia się z odrazą, na co śmieję się głośno.
– Dokładnie.
– Tu jest tylko jedno łóżko. Nie będę z wami spała.
Jej słowa dzwonią mi w uszach. Otrząsam się w końcu i zerkam na Rivera, który kiwa głową.
– Prześpię się z Rivem na kanapie. Możesz zająć łóżko.
– Serio? – Unosi brew. – Naprawdę zamierzacie dzielić jedno łóżko?
– Nie byłby to pierwszy raz. – Wzruszam ramionami i postanawiam nie wspominać, że wcześniej w takich sytuacjach byłem pijany. Niech sobie wyobraża, co mogliśmy robić. Wolną dłonią przeczesuję mokre blond włosy. Nadal mam na sobie tylko ręcznik i cieszy mnie to, że za każdym razem, kiedy Mia na mnie patrzy, rumieni się coraz bardziej. – Poza tym mam idealne rozwiązanie. Zbuduję barierę z poduszek, aby trzymał się swojej strony.
River spogląda na mnie z ukosa, ale nie komentuje. Zamiast tego otwiera minilodówkę i wyciąga z niej trzy napoje. Rzuca mi piwo, po czym podaje Mii cydr.
– Nadal go lubisz?
– Tak… – Urywa. Chyba jest tak samo wytrącona z równowagi jak ja. Jedynie River wydaje się niewzruszony, ale znam go wystarczająco długo, by wiedzieć, że po prostu lepiej się kamufluje.
Kiwa głową i ściąga kapsel, po czym oddaje jej butelkę. Patrzę, jak jej gardło pracuje, gdy pociąga trzy długie łyki, po czym mówi:
– Tylko jedna noc, a rano wszystko załatwię. W porządku?
– W porządku – odpowiada gładko River.
Biorąc pod uwagę, że unikała nas od czasu studiów, wydaje się to zbyt łatwe. Czuję niepokój na myśl, jak szybko może zniknąć. Robiła to już wcześniej.
– Alex.
Spoglądam na Rivera.
– Tak?
– Porozmawiaj ze mną na zewnątrz, a Mia niech się w międzyczasie rozgości – mówi mężczyzna, który nigdy nie rozmawia. Ale wiem, o co mu chodzi: chce dać jej czas na ubranie się i ogarnięcie bez wiszących nad nią dwóch gigantycznych hokeistów.
Wyciągam szorty z otwartej torby i staję tak, że ledwo zasłania mnie krzesło z wysokim oparciem. Rozkoszuję się jej westchnieniem, gdy materiał frotte opada na podłogę. Jeśli nadal będzie wydawać takie dźwięki, River będzie musiał przywiązać mnie do łóżka. Ciepłe wibracje rozchodzą się w moich wnętrznościach, ale ignoruję je.
Gdy mam już na sobie szorty, biorę piwo i wychodzę za Rivem na zewnątrz, gdzie obaj opieramy się plecami o drewnianą ścianę.
– Piper i Sidney chyba próbują mnie wykończyć.
Riv wypuszcza długi oddech i odchyla głowę do tyłu.
– Ciebie i mnie, stary.
Milczymy, gdy docierają do nas wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Planowałem zaczepić gdzieś Mię, żeby w końcu ze mną porozmawiała. Zamiast tego po prostu weszła i zaparło mi dech w piersiach.
– Czy coś się dla ciebie zmieniło? Bo dla mnie nie – mówię, po czym upijam kolejny długi łyk piwa, starając się nie spinać.
– Nie. – Ton Rivera jest kategoryczny, a ja kiwam głową, gdy strach osiada w moich wnętrznościach.
Wciąż jesteśmy dokładnie w tej samej sytuacji, w której byliśmy na studiach: obaj jej pragniemy, a ona odmawia wejścia między nas. Podziwiałbym ją za to, gdyby to tak cholernie nie bolało.
Odwracam się do niego i ściszam głos, chcąc dać mu do zrozumienia, że mówię poważnie.
– Nie poddam się. To prawdopodobnie moja ostatnia szansa.
Spogląda na mnie z uniesioną brwią.
– Ja też nie. Czy to problem?
Odrzucam głowę do tyłu i krzywię się, gdy uderzam w ścianę.
– Biorąc pod uwagę, że przez to straciliśmy ją za pierwszym razem? Tak, to problem.
– A jeśli nie? – River patrzy w niebo. – Jeśli to nie problem? – Wygląda na spiętego. Może nawet zdenerwowanego. Nie patrzy na mnie, gdy pyta: – A co, jeśli się nią podzielimy?
Przeszywa mnie dreszcz i zastygam w bezruchu, a nerwowa energia rozchodzi się po moich ramionach i plecach. Chce się nią dzielić? Czy ja też tego chcę? Odchrząkuję.
– Co masz na myśli? Będziemy się wymieniać?
– Nie, nie o to mi chodziło. – Głęboki, dudniący głos Rivera przyciąga moją uwagę i napotykam jego intensywne, czarne spojrzenie.
Powietrze wokół nas gęstnieje i nagle pragnę tego, co sugeruje. Kurwa. Już wcześniej dzieliliśmy się dziewczynami, ale coś mi mówi, że z Mią wszystko będzie inaczej. Każda sprośna fantazja o Mii wciśniętej między nas sprawia, że puls dudni mi w uszach. Nawet na myśl o tym, jak on ją pieprzy, mój kutas sztywnieje i muszę sięgnąć w dół, aby przytrzymać go pod paskiem spodenek. Oboje są tak gorący, że razem byliby jak ogień.
– A co, jeśli ona na to nie pójdzie?
River podąża wzrokiem za moją dłonią i prostuje się, odzyskując pewność siebie.
– A jeśli to zrobi?
– Mówisz poważnie? – Muszę się upewnić.
Przeszywa mnie czarnymi oczami.
– Śmiertelnie.
– W takim razie lepiej zacznijmy zachęcać ją do tego pomysłu. – Uśmiecham się coraz szerzej i wiem, że gdy się odwracam, na moich policzkach pojawiają się dołeczki.
Krew odpływa mi z twarzy, gdy wchodzę do środka, a oddech więźnie mi w piersi. River ledwo tłumi jęk, gdy podchodzi do mnie i widzi to, co ja. Mia stoi w drzwiach łazienki skąpana w ciepłym świetle, z blond włosami opadającymi kaskadą na ramiona, w złotej halce, która opina jej uda. Świat mógłby się skończyć, a ja bym tego nie zauważył.
– Łazienka wolna. – Podchodzi do łóżka i odsuwa pościel, udając nieporuszoną, ale zdradza ją gęsia skórka na szyi.
Moje spojrzenie przykuwa skóra w miejscu, w którym unosi się rąbek halki, gdy wchodzi do łóżka. Robię krok do przodu tylko po to, by River złapał mnie za ramię i zaciągnął do łazienki.
Mam totalnie przejebane.
Patrzy, jak River rozkłada kanapę i unosi brew.
– Łóżko jest większe. Mogę spać na kanapie.
– Bez szans, Mia – odpowiada twardo River.
Dziewczyna wzdycha i odwraca się na łóżku, przykrywając się po uszy, jakby się bała, że zobaczymy choć centymetr jej ciała. Za późno. Powolny uśmiech rozciąga moje usta, gdy wyobrażam sobie kusy kawałek złotego materiału, który założyła do łóżka. Nigdy nie pozbędę się tego obrazu z głowy.
Rozbieram się do bokserek i biorę kilka poduszek z sofy, by ułożyć je na środku kanapy. Jest znacznie mniejsza, niż sądziłem. Na pewno nie większa niż podwójne łóżko. Do diabła, to coś może się zawalić pod ciężarem dwóch dorosłych graczy NHL.
– Wszystko gra? – River podchodzi do swojej strony łóżka i unosi brew, patrząc na poduszki.
Rzuciliśmy monetą i szczęściarz zdobył stronę bliżej Mii. Wciąż znajduje się poza zasięgiem dotyku, ale nie tak daleko jak ode mnie. Czy to, że się na nią gapimy, jest nieco przerażające? Prawdopodobnie. Czy zamierzam tu siedzieć i udawać, że nie mam na jej punkcie obsesji od ostatniego roku studiów? Absolutnie nie.
Ściągam brwi w zakłopotaniu.
– Jasne, czemu miałoby nie być?
Przygląda mi się i wyraz jego twarzy łagodnieje.
– Chcesz prześcieradło czy kołdrę?
Gryzę się w język, żeby się nie uśmiechnąć, gdy ten mierzący ponad metr dziewięćdziesiąt mężczyzna mówi „kołdra”.
– Nie możemy się po prostu podzielić? – Odsuwam kołdrę i natychmiast dociera do mnie, w czym problem. Moja ręka z łatwością przesuwa się na drugą stronę łóżka, ponieważ mała poduszkowa bariera znajduje się nad kocem.
– Możemy, ale coś… – River patrzy na moją prowizoryczną ścianę i kącik jego ust się unosi – …mi mówi, że boisz się przypadkiem mnie dotknąć.
Przewracam oczami i rzucam poduszki na ziemię.
– Hej, to tylko środek ostrożności, żebyś mnie nie przytulał. Wiesz, jak tego nienawidzę.
Cichy, jak zawsze, kręci głową i chwyta prześcieradło. Naciąga je na siebie, a mnie rzuca koc.
– Śnij dalej.
Obaj mościmy się pod naszymi nakryciami, a potem River gasi światło i pogrąża pokój w ciemności.
Choć przed chwilą wszystko wydawało się lekkim żartem, teraz moje zmysły są wyczulone. Naprawdę dzieliliśmy już wcześniej z Riverem łóżko. Ale nigdy w ten sposób, nigdy na trzeźwo. Jestem trzeźwy i bardzo świadomy tego, jak się czuję. I ani jedno, ani drugie nie wydaje się złe.
Z natury jestem ciekawskim skurczybykiem i przyłapałem Rivera na patrzeniu na mnie wystarczająco dużo razy, aby zwróciło to moją uwagę. Zwykle potrafię się otrząsnąć z tych myśli, ale coś w tym, że czuję, jak przesuwa stopę obok mnie, sprawia, że mój puls przyspiesza.
Obecność ich obojga tutaj jest tak bliska wszystkich moich fantazji… Tak cholernie bliska, że prawie staje się bolesna.
W jakiś sposób udało nam się zyskać kolejną szansę i tym razem tego nie spieprzymy. Tym razem nie chcę jej mieć tylko dla siebie.
CZTERY
–––––––––––
Mia
Oddech ze świstem ulatuje mi z płuc, kiedy drzwi wejściowe willi się zamykają. Udawałam, że śpię, odkąd usłyszałam, że chłopaki się obudziły, a tak naprawdę słuchałam cichych odgłosów ich przygotowań, zanim obaj się wymknęli.
Przewracam się na plecy i przyciskam dłonie do rozpalonych policzków. Na studiach byli seksowni, umięśnieni i chłopięcy. To się zmieniło. Alex nadal jest żartobliwy, ale patrzy na mnie tak, że mogłabym utonąć w jego spojrzeniu. Zupełnie jakby ktoś wziął jego figlarność i ją wyostrzył.
River jest tak samo cichy jak kiedyś, ale to, czego brakuje mu w słowach, nadrabia intensywnością. Kiedy podszedł do mnie zeszłej nocy, miałam wrażenie, że wyssał powietrze z całego pokoju i zastąpił je gęstym napięciem. Nigdy nie wierzyłam w te bzdury o samcu alfa. To tylko sposób, w jaki faceci, którzy nie mogą zaliczyć, usprawiedliwiają swoje chamstwo. Ale niech mnie diabli, jeśli cicha dominacja Rivera nie sprawiła, że zastygłam w miejscu i niecierpliwie czekałam na jego słowa.
Dopiero po kilku godzinach udało mi się zasnąć. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, odgłos ich oddechów wypełniał mój umysł i nagle półtora metra dzielące nasze łóżka wydawało się kilkoma centymetrami.
Prawie jęknęłam, gdy zerknęłam na nich ukradkiem i zobaczyłam ich obu w dopasowanych czarnych bokserkach, które nie pozostawiały nic dla wyobraźni. Obaj byli ogromni – moje usta zwilgotniały, a palce świerzbiły, by pociągnąć ich materiał w dół. Choćby po to, by zobaczyć kolejny centymetr.
Najwyraźniej jestem totalnym zboczeńcem, ponieważ reszta nocy upłynęła mi na próbach ignorowania natarczywego bólu między udami. Wciąż tam jest i błaga, bym coś z nim zrobiła. Biorę kilka głębszych oddechów, przypominając sobie podstawowe statystyki z biologii, i próbuję stłumić żądzę, która szybko przejmuje nade mną kontrolę. Wypuszczam powietrze. Biologia zdecydowanie nie jest rzeczą, na którą mogę liczyć, aby oderwać myśli od tych mężczyzn.
Pocieram udami o siebie, starając się zignorować wilgoć. Najwyraźniej minęło zbyt wiele czasu, odkąd ostatnim razem zaliczyłam.
Pieprzyć to. Jestem dorosła. Nie ma nic złego w dbaniu o te sprawy. Po prostu nie będę myśleć o dwóch bardzo seksownych, bardzo niedostępnych facetach, którzy ze mną mieszkają.
Sięgam do walizki, którą zostawiłam otwartą na pobliskiej ławie, i wyciągam mały wibrator w kolorze fuksji. Proszę, bądź naładowany.
Brzęczy w mojej dłoni, gdy naciskam przycisk. Przełykam z trudem ślinę i zanurzam go pod gumką majtek. Próbuję wyobrazić sobie to, co zwykle, ale mój umysł zawiesza się na obrazie Alexa w ręczniku. W myślach pozwala mu opaść. Jego twardy, żylasty kutas podskakuje, a mnie zasycha w ustach.
Jęczę, gdy wibracje przenikają przez łechtaczkę, przybliżając mnie do spełnienia. Drugą ręką sięgam pod koszulę nocną, unoszę ją i szczypię sutek. Wyobrażam sobie, jak moją dłoń nagle zastępują długie, grube, zrogowaciałe palce, a rozpalone czarne oczy spotykają się z moimi, gdy River obraca sutek między palcami. O cholera. Wciągam powietrze, jestem tak cholernie blisko, że drżę, a z moich ust wydobywają się ledwie zrozumiałe słowa.
– Alex, Riv…
– Kurwa. – Od drzwi dobiega niski jęk, a gdy otwieram oczy, widzę Rivera. To niczym déjà vu z Alexem w drzwiach z ostatniej nocy, tylko o wiele gorsze.
Mięsień w jego szczęce drga, na policzkach pojawia się rumieniec, a jego dłoń się zaciska. W chwili słabości pragnę kontynuować, ale wtedy dociera do mnie rzeczywistość. Moje policzki stają się czerwone i zeskakuję z łóżka. Wibrator upada na podłogę, a ja uciekam do łazienki i zamykam za sobą drzwi, po czym się o nie opieram.
To się nie wydarzyło. Prawda? Proszę, Boże. To przez brak snu. Mam halucynacje. O mój Boże. Nie wypowiedziałam jego imienia? Proszę. Nigdy stąd nie wyjdę.
Rozlega się delikatne pukanie do drzwi.
– Nic się nie stało, Mia. Powinienem był zapukać. To zupełnie normalne. Nie wstydź się.
Jego spokojny głos brzmi trochę jak rozkaz i czuję, że moje tętno się wyrównuje. Do diabła, jakim cudem jest taki spokojny?
Zachowuję całkowitą ciszę, zdecydowana wymazać to wszystko z pamięci i nigdy więcej o tym nie myśleć.
– Zobaczymy się później – mówi River, a potem się oddala.
Nie, jeśli mogę coś na to poradzić. W pierwszej kolejności zmienię pokój, a potem będę się przed nimi ukrywać przez resztę pobytu. Oddycham dopiero w momencie, gdy słyszę zamykające się drzwi wejściowe. Nawet wtedy odczekuję kolejne dziesięć minut, nim wychodzę. Zatrzymuję się w pół kroku.
Na łóżku leży mój śliczny różowy wibrator, który River musiał podnieść.
PIĘĆ
–––––––––––
River
Rzucam torbę na podłogę obok miejsca, w którym Alex zakłada ciężary na sztangę. Siłownia w ośrodku jest ogromna, dobrze wyposażona i jedna z jej ścian jest cała przeszklona, a za nią rozciąga się widok na górę. Obraz Mii z głową odchyloną do tyłu, zarumienionymi policzkami i dłonią wsuniętą pod majtki nie pozwala mi się skoncentrować.
W życiu bym się nie spodziewał, że przyłapię ją na czymś takim. Z całej siły powstrzymałem się, by do niej nie podejść i nie zastąpić jej rąk moimi.
Boże, jakie ona wydawała dźwięki. Spojrzała na mnie i na ułamek sekundy jej oczy pociemniały. Obserwowałem, jak przesuwa językiem po dolnej wardze. Moja mała zapomniała. Zapomniała o wszystkich bzdurach, które nas dzieliły. Przez krótką chwilę widziałem w niej dziewczynę, która patrzyła na mnie tak, jakbym był jedynym, który mógł ją zaspokoić. Jakbym był jedynym, który ją posiadał.
– Hej, dupku. – Alex pstryka palcami przed moją twarzą i uśmiecha się krzywo. – Zejdź na ziemię.
Unoszę brew i nie odpowiadam. Przyjaźnimy się od AAA[1], więc to nie tak, że oczekuje jakichś dogłębnych wyjaśnień. Nie uzewnętrzniam się, bo tak lubię.
– Gdzie masz głośnik? – Siada i kładzie się na ławce, po czym układa ręce na gryfie nad klatką piersiową. Jego plecy są wygięte w łuk, stopy wbite w podłogę, a ja po raz drugi dzisiaj zmuszam się do odwrócenia wzroku.
– Zapomniałem. – Obracam się tak, że stoję twarzą do jego głowy i unoszę ręce nad gryfem. Mia mnie odrzuciła i z trudem zmuszam się do wycofania.
Alex się śmieje.
– Jak to, kurwa, zapomniałeś? Po to właśnie wróciłeś.
– Rozkojarzyłem się. – To nie kłamstwo.
Patrzy na mnie jeszcze przez kilka chwil, po czym bierze oddech.
– Nieważne. Zadowolę się podniecającą rozmową z tobą.
Wykonuje dziesięć powtórzeń, a potem się zamieniamy i ja zajmuję jego miejsce na ławce. Ciężary są duże, ale potrzebuję pieczenia w mięśniach, aby moje myśli nie dryfowały w kierunku pewnej blondynki. Włosy rozrzucone wokół niej. Zęby wbijające się w wargę…
Moje łokcie się wyginają, a Alex chwyta za gryf, pomagając mi go bezpiecznie podnieść.
– Kurwa, co z tobą? Nigdy się nie zawieszasz – zauważa Alex ze śmiechem podszytym zdziwieniem.
Zerkam na niego. Na jego piaskowe włosy, które obciął na krótko kilka tygodni temu, i krzywy uśmiech. Nikt by nie powiedział, że jest bezwzględny na lodzie. Siadam i mu się przyglądam, gdy przekazuję wieści, a jego reakcja nie zawodzi.
– Gdy wszedłem, Mia robiła sobie dobrze.
Wbija we mnie wzrok i otwiera usta, po czym je zamyka.
– Powtórz to. Chyba źle usłyszałem.
Pochylam się do przodu i zauważam jego rozszerzone źrenice.
– Mia leżała na łóżku z wibratorem przy łechtaczce. Ściskała swój sutek, głowę miała odchyloną do tyłu i jęczała coś, co brzmiało jak nasze imiona.
– O kurwa.
Alex opada na ławkę obok mnie i wpatruje się w ziemię, przetwarzając to, co właśnie ode mnie usłyszał. Nikomu innemu nie powiedziałbym ani słowa, ale oddycha tak płytko, że cieszę się, że to zrobiłem. Odchyla głowę do tyłu i mruga do jarzeniówek na suficie.
– Wie, że ją widziałeś?
– Wie – odpowiadam.
– Ja pierdolę. Musi być strasznie zażenowana. – Wędruje spojrzeniem po pomieszczeniu, podczas gdy myśli kłębią mu się w głowie, aż w końcu powolny uśmiech wykrzywia jego usta. – I napalona.
Tego się nie spodziewałem. Podrywam głowę, by spojrzeć mu w twarz.
– Skąd taki pomysł?
– Mówisz, że wszedłeś, kiedy miała dojść? Dziewczyna na bank nie zaryzykuje, że zostanie ponownie przyłapana. – Uśmiecha się szerzej. – Co oznacza, że właśnie jest tam gdzieś niezaspokojona.
W mojej klatce piersiowej rozbrzmiewa dźwięk przypominający warczenie.
Kurwa, podoba mi się ten pomysł. Myśl, że zaciska uda, a jej cipka jest mokra.
Alex szturcha mnie ramieniem.
– To jaki jest plan?
Moje usta wykrzywiają się w leciutkim uśmiechu.
– Teraz doprowadzimy ją do szaleństwa, aż zacznie błagać, byśmy ją zaspokoili.
[1] Liga hokeja, w której grają najbardziej utalentowani nastolatkowie do osiemnastego roku życia.
SZEŚĆ
–––––––––––
Mia
– Jak minęła noc? – pyta Piper siedząca obok mnie na czarnym fotelu do masażu, a ja jęczę.
Jęczę, bo spodziewałam się tego pytania. Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że tyle z nim czekała.
Moje policzki rozpalają się do czerwoności, gdy przypominam sobie spotkanie z Riverem niecałą godzinę temu. Zakrywam twarz dłońmi.
– Wiesz, że mogę cię zabić, prawda?
– Nie możesz jej winić. Naprawdę pomylili się w ośrodku – wtrąca Sidney.
– Nie ważcie się zwalać winy na nich. Już ja was znam. Powiedz mi tylko, że masz dla mnie inny pokój.
Piper się krzywi.
– Cóż, powiedziałabym, ale to by było kłamstwo.
– Jaja sobie robisz. – Moje ramiona opadają i opieram głowę o zagłówek. Odwracam ją, by posłać złe spojrzenie Sidney, która siedzi po mojej drugiej stronie. – Co wy odwalacie?
Walczy z uśmiechem.
– Co? Dlaczego sądzisz, że mamy z tym coś wspólnego?
– Miny was zdradzają – odpowiadam, machając ręką.
– Nie ruszaj się – ostrzega Susan, pedikiurzystka, a ja zastygam w miejscu. Trzyma przy mojej pięcie coś, co wygląda jak skalpel.
– Przepraszam.
Uśmiecha się i wraca do torturowania moich stóp.
Pochylam się do przodu, szukając pomocy u Shany. Ledwo ją znałam na studiach, ale poza chłopakami jest jedną z najlepszych przyjaciółek Piper.
– Też jesteś w to zamieszana?
– Dziewczyno, naprawdę bym chciała. – Chichocze, opierając głowę o fotel, i zamyka oczy. Włosy ma splecione w warkocz, który zawinęła w kok na czubku głowy.
Dłoń Piper zamyka się wokół mojego przedramienia.
– Nie ignoruj mojego pytania.
– Jakiego pytania? – Drobna dziewczyna z zielonymi włosami spiętymi w koczki po obu stronach głowy uśmiecha się do nas, stojąc w otwartych drzwiach. – Przepraszam za spóźnienie. – Podaje Piper duży papierowy kubek, a świeży zapach kawy wypełnia mój nos.
Piper zdejmuje pokrywkę, dmucha na napój, po czym bierze łyk i odpowiada:
– Wybaczam.
– Cześć, jestem Misty. – Dziewczyna siada na krześle przed nami, ponieważ ominęła ją większość pedicure’u. Po nim mamy zabiegi na twarz.
– Jest managerką do spraw PR-u w Bruins – dodaje Piper.
– Miło mi cię poznać. Podobają mi się twoje włosy – mówię, a kiedy się uśmiecha, Piper znów zaczyna mnie atakować.
– Żadnych zmian tematu. Odpowiedz na pytanie. Jak minęła noc?
– Dobrze.
Moje myśli natychmiast wracają do ręcznika Alexa opadającego na podłogę, gdy ledwie, naprawdę ledwie zasłaniało go krzesło. Zrobił to celowo. Jestem tego pewna. Ten cholerny facet zawsze wiedział, jak zajść mi za skórę. Moje i tak już rozgrzane policzki płoną.
Misty pochyla się do przodu z błyszczącymi oczami.
– Dobra, potrzebuję szczegółów. Wtajemniczcie mnie.
Jęczę.
– Piper wrobiła mnie w mieszkanie w jednej willi z Alexem i Riverem.
– Tymi Alexem i Riverem, których poznałam wczoraj? Cholera – rzuca Shana, patrząc na mnie znacząco.
– Wybacz, ale jestem pewna, że każdy by zabił, by znaleźć się na twoim miejscu. – Misty uśmiecha się krzywo. – W sumie może chcesz się zamienić pokojami?
Na myśl o tym, że ktoś inny mógłby z nimi spać, aż skręca mnie w piersi, ale celowo ignoruję to uczucie.
– Trochę poczerwieniałaś, Mia. Nie podoba ci się ten pomysł? Może jednak jesteś odrobinę zazdrosna? – mówi Sidney, a wszystkie cztery dziewczyny się śmieją.
– Nie jestem zazdrosna. Po prostu nie chcę przysparzać twojej przyjaciółce kłopotów.
– Och, to żaden kłopot. – Głos Misty jest niski i zabarwiony złośliwością.
Dobra, mogę być trochę zazdrosna.
– W porządku. Nie mam nic przeciwko.
– Na pewno – komentuje Piper.
Chcąc odciągnąć ode mnie ich uwagę, przechodzę do tematu, któremu Piper na pewno się nie oprze:
– Rozmawiałam wczoraj z Gerardem. Oczywiście dał mi deadline.
Piper podskakuje na krześle, zaskakując kobietę masującą jej stopy. Uśmiecha się przepraszająco, po czym odwraca do mnie.
– Chyba sobie żartujesz.
– Obawiam się, że nie. – Wciągam powietrze, przytłoczona tym, co mam zamiar powiedzieć. – Potrzebowałabym cudu, a te już mi się skończyły.
Misty patrzy na nas.
– Chodzi o tę organizację charytatywną, nad którą pracowała Piper? Protezy dla dzieci.
Pomysł na Protezy dla dzieci zrodził się po kilku pierwszych tygodniach mojego stażu na oddziale pediatrycznym. Była tam młoda dziewczyna po amputacji przezkostnej, w ramach której amputowano jej nogę poniżej kolana. Mimo tego, co ją spotkało, pozostała podskakującą kulą słońca, która owinęła sobie wokół palca cały personel.
Podsłuchałam, jak jej rodzice martwili się, że nie będzie ich stać na wszystkie protezy, których będzie potrzebować w trakcie dorastania. Niesprawiedliwość tego wszystkiego uderzyła mnie niczym cegła. Jedynym, o co powinni się martwić wówczas rodzice, była ich córka. Zamiast tego wisiało nad nimi widmo problemów finansowych.
W ciągu tygodnia rozpoczęłam zbiórkę pieniędzy nie tylko dla niej, lecz także dla innych miejscowych dzieci w tej samej sytuacji. Odniosłam ogromny sukces, o którym mówiono w ogólnokrajowych wiadomościach, ale był to jedynie punkt zwrotny w stosunku do tego, co chciałam zrobić. Kiedy początkowy szum minął, fundusze się skończyły i cała sprawa ucichła.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie chcę pomóc tylko kilkorgu dzieciom – chciałam zapewnić globalne rozwiązanie problemu. A to oznaczało, że potrzebowałam pieniędzy.
Nie mówię tu o lokalnych zbiórkach pieniędzy. Mówię o milionach dolarów zebranych na ten cel.
Ramiona mi opadają i wzdycham.
– Wkrótce nie będzie już nad czym pracować.
Misty marszczy brwi, a potem je wygładza.
– Może uda mi się pomóc. Daj mi kilka dni na uporządkowanie pomysłów, ale prawdopodobnie uda mi się zachęcić graczy, by się zaangażowali.
Moja klatka piersiowa napina się, a na ustach pojawia się uśmiech. Naprawdę zaczynam ją lubić.
– Byłoby wspaniale.
– Wiesz, co jeszcze łagodzi stres? – Porusza brwiami.
– O to nie musisz się martwić. – Przypominam sobie, jak pociemniałe spojrzenie Rivera powędrowało przez moją klatkę piersiową do majtek, w których trzymałam rękę, podczas gdy w pokoju rozbrzmiewały głośne wibracje. Cholera, myślałam, że umrę ze wstydu.
– Daj spokój. Od tej pracy i unikania zabawy nie będzie orgazmów – rzuca Misty i kiedy dziewczyny się śmieją, przyłączam się do nich.
Mam sporo zabawek, bo zawsze łatwiej było mi samej zadbać o swój orgazm, niż liczyć na mężczyznę.
– Poważnie, mam to ogarnięte. Poza tym nie robię tego z przypadkowymi osobami.
Piper uśmiecha się krzywo.
– A kto mówi o przypadkowych osobach? Jesteś singielką i dosłownie masz dwóch gorących facetów w swoim pokoju. Musisz zaliczyć przynajmniej jednego. To nie będzie trwało wiecznie.
Zaciskam uda, a moje majtki wilgotnieją, bo przez nią przypominam sobie o Alexie i Riverze w bokserkach, kładących się do łóżka obok mojego. Pragnę ich. Bóg świadkiem, że tak jest. Problem w tym, że nie jestem pewna, czy wystarczy mi jeden weekend z nimi.
– Może.
Sidney szczerzy zęby.
– I to mi wystarczy.
Wypuszczam powietrze. Nie chcę na nią patrzeć, zamiast tego skupiam się na Piper.
– Nie wierzę, że za dwa dni wychodzisz za mąż.
Sidney parska.
– Ja nie wierzę, że tyle wam z tym zeszło.
Piper przewraca oczami.
– I kto to mówi.
Sidney przymyka się i rumieni się uroczo.
Zarówno Misty, jak i Shana śmieją się na ten widok.
– Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać. – Spojrzenie Piper łagodnieje, a ja wyciągam rękę, by uścisnąć jej ramię.
Dziewczyny rozmawiają dalej, ale moje myśli wędrują do Rivera i Alexa. Choć raz w życiu chcę być egoistką. Dla odmiany wziąć to, na co mam ochotę.
A nie da się ukryć, że mam ochotę na nich obu. Teraz muszę się przekonać, czy są na to gotowi. Sądząc po tym, jak River uderzył Alexa na studiach, zgaduję, że moje szanse są marne. Ale nie w tym problem. Problem w tym, jak bardzo będzie bolało wsiadanie do samolotu i nieoglądanie się za siebie, gdy ten weekend dobiegnie końca. Przecież ostatni raz niemal mnie wykończył.
Z nimi prawie przeżyłam pocałunek, prawie doświadczyłam dotyku, prawie miałam coś. Tylko prawie.
A ja chciałabym czegoś na zawsze.
SIEDEM
–––––––––––
Alex
Kurwa. Żałuję, że to nie ja wróciłem po ten głośnik. Staje mi na sam opis Rivera, gdy opowiadał, jak Mia robiła sobie dobrze. Wiem, że tak samo jak mnie podoba mu się, że Mia lubi gadżety erotyczne. Słuchanie jej oddechu przy zasypianiu było zupełnie nowym doświadczeniem. Chodziło o coś więcej niż żądzę – dawało to poczucie ogólnego zadowolenia, którego nie odważę się nazwać. Szalałem na jej punkcie na studiach, ale nie spodziewałem się, że po trzech latach samo przebywanie w jej pobliżu tak mnie rozbroi. Bo, kurwa, rozbraja. Jestem chodzącą katastrofą kipiącą hormonami i emocjami. Nie mam pewności, czy przetrwam ten weekend, jeśli nie będę mógł wziąć jej w ramiona. Nie mam też pewności, czy uda mi się mieć ją pod sobą, a potem ją wypuścić. Ponownie.
Pierwszy raz był jak nóż wbity w bebechy, ale nie miałem wyboru. Tym razem wiem dokładnie, w co się pakuję, i mimo wszystko nie mogę się, kurwa, powstrzymać.