Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Urokliwe Podlasie i siła kobiecej solidarności.
Opowieść o odrodzeniu, magii ukrytej w prostocie natury i dawnych tradycjach.
Alina, szukając ukojenia po stracie życiowego partnera, postanawia uciec z miasta i przenieść się na urokliwą podlaską wieś. Odkrywa tam kojący świat przyrody, współczesnych szeptuch i uzdrawiającą moc kobiecej przyjaźni. Stopniowo odzyskuje spokój ducha i zaczyna postrzegać świat w nowym świetle, ucząc się, że życie zawsze może zacząć się na nowo, nawet po najgłębszej stracie.
Powieść o miłości i odnajdywaniu nowego sensu życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 205
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
1.
– Chyba żartujesz. Co zrobiłaś?!
– Sprzedałam dom.
Po dłuższej chwili milczenia padło oskarżycielskie:
– Jak mogłaś?!
– Nie rozumiem. – Alina starała się zachować spokój. Wiedziała, że jej decyzja nie wzbudzi entuzjazmu córki, i od paru dni przygotowywała się na tę rozmowę, nie spodziewała się jednak aż tak gwałtownej reakcji.
– Jak mogłaś sprzedać dom, w którym się wychowałam?! Co tata by na to powiedział?! – W tonie Karoliny pojawiły się histeryczne nuty.
– Cóż… – westchnęła i żeby zyskać na czasie, zaczęła się bawić pustą filiżanką stojącą przed nią na stole. Była ona jedną z sześciu z kompletu Rosenthala, który dostała kilka lat temu na urodziny od Krzysztofa. Nieskazitelnie biała porcelana miała prostą formę, a jedyną ozdobę stanowił delikatny złoty wzór nieco poniżej brzegu naczyń. Nie mogła zaprzeczyć, były bardzo ładne, ale dla niej zbyt eleganckie. Wolała ręcznie robione, niedoskonałe kubki. – Rozumiem, że to może być dla ciebie trudne… szczególnie że cię nie uprzedziłam. – Dotknęła dłoni córki, ale ona gwałtownie cofnęła rękę. – Widzisz, już od jakiegoś czasu nosiłam się z tym zamiarem. Ten dom jest dla mnie samej za duży. Po co mi tyle pokoi, jeżeli praktycznie korzystam tylko z trzech?
– A co ze mną? O mnie nie pomyślałaś? Moje zdanie nie ma tu znaczenia?
– Kochanie, wyprowadziłaś się, studiujesz we Wrocławiu. Taka jesteś pewna, że za cztery lata tu wrócisz? Jakie to ma znaczenie, gdzie będziesz mnie odwiedzać?
– A właśnie. To gdzie teraz zamierzasz mieszkać? – Pojawiło się pytanie, którego Alina najbardziej się obawiała. Westchnęła i mimowolnie potarła obrączkę niezmiennie tkwiącą na jej prawym palcu serdecznym. Dlaczego właściwie jeszcze jej nie zdjęła?
– Cóż… Pamiętasz, jak w ubiegłym roku byłam na Podlasiu? Opowiadałam ci wtedy o niewielkim domku wystawionym na sprzedaż…
– Nie… nie mówisz poważnie! – Teraz Karolina była autentycznie przerażona. – Zamieniłaś to – rozłożyła szeroko ramiona, wskazując na rozległy salon – na jakąś chałupę na wsi?!
– Właśnie tak. I nie na jakąś chałupę, tylko przytulny, drewniany dom z dużym ogrodem.
– Tak jakbyś tu nie miała ogrodu…
– Mam, ale za płotem nie ma łąki i krystalicznie czystej rzeczki. Nie ma też lasu na wyciągnięcie ręki. Spodoba ci się, zobaczysz.
– W życiu tam nie pojadę. – Karolina naburmuszyła się jak kilkuletnie dziecko. – Sama sobie tam siedź. Mam nadzieję, że nikt cię nie będzie odwiedzał. A tak w ogóle to z czego będziesz żyła? Jak opłacisz moje wynajęte mieszkanie we Wrocławiu? Firma się przecież dla ciebie nie przeniesie na to zadupie.
– Słyszałaś o internecie? – Alina uśmiechnęła się do córki. – Nie jadę na biegun północny, tylko pod Suwałki. Nie martw się, będę miała dla ciebie pieniądze… Ustaliłam już wszystko z wujkiem.
Poczuła się rozczarowana. Karoliny nie interesowało, dlaczego matka podjęła tak radykalną decyzję. Nie spytała, kiedy się przeprowadza i czy nie potrzebuje pomocy. Myślała tylko o sobie, o tym, że może stracić swoje komfortowe życie. Jak to się stało, że z uroczej kilkulatki przeistoczyła się w roszczeniową młodą kobietę? Gdzie z Krzysztofem popełnili błąd? A może po prostu była zbyt zaskoczona, żeby zadać te wszystkie pytania, na które Alina chciała odpowiedzieć? Nawet brat Krzysztofa wykazał więcej zainteresowania. Nie krył zdumienia, gdy go poinformowała, że wyprowadza się na Podlasie, ale natychmiast spytał, czy rozważa pracę zdalną. Była co prawda udziałowcem spółki i członkiem zarządu, trudno byłoby się więc jej pozbyć z firmy, ale i tak doceniała propozycję Mirka. Z pewnością obowiązki będą ją zmuszać do sporadycznych wyjazdów do Warszawy, ale przez większość czasu będzie mogła pracować w swoim nowym, niedużym gabinecie na piętrze, za towarzyszkę mając brzozę zaglądającą przez okno.
Córka uznała rozmowę za zakończoną i bez słowa poszła do swojego pokoju. Dała upust swojemu niezadowoleniu, mocno trzaskając drzwiami. Alina westchnęła. Najgorsze miała za sobą, a córka kiedyś pogodzi się z faktami. Potrzebowała tylko czasu.
Posprzątała po kolacji i wybrała numer siostry.
– Powiedziałam Karolinie.
– I jak to przyjęła?
– Nie było tak źle…
– Nie kłam. – Daria nie dała się nabrać. – Jak znam moją siostrzenicę, to była wściekła.
– Bardziej zaskoczona. – Alina broniła córki. – Martwiła się, gdzie będę mieszkać i skąd wezmę pieniądze.
– No jasne. Chodziło oczywiście o pieniądze dla niej. Mam nadzieję, że nie zmieniłaś decyzji. – Siostra nie chciała ciągnąć drażliwego tematu. Zawsze uważała, że Alina z Krzysztofem nadmiernie rozpieszczają córkę, spełniając niemal każdą jej zachciankę. Od początku była również zdania, że siostrzenica powinna mieszkać w akademiku, tak jak tysiące innych studentów, ale dwa lata temu Alina nie miała serca odmówić żądaniu córki i wynajęła dla niej samodzielne mieszkanie niedaleko uniwersytetu.
– Naturalnie, że nie. W przyszłym tygodniu jestem umówiona z chętnymi na kupno mebli, mam nadzieję, że wezmą wszystko, łącznie z kosiarką. Karolina jutro wraca do Wrocławia, więc nie będzie patrzyła, jak jej dom rodzinny pustoszeje.
– Nic sobie nie zostawisz?
– Nie. Wszystko jest za duże i zbyt… reprezentacyjne. Wezmę tylko kilka pamiątek i bibelotów. No i książki. Transport bagażowy mam zamówiony na przyszłą sobotę.
– To co? Szykuję dla ciebie pokój.
– Dzięki.
Alina odłożyła telefon na niski stolik obok sofy. Rozejrzała się po dużym salonie, który tak naprawdę nigdy jej się nie podobał. Jego zdjęcia nadawałyby się do eleganckich wydawnictw o wystroju wnętrz. Był utrzymany w stonowanej kolorystyce beży i szarości. Wykuszowe okno wychodziło na wypielęgnowany ogród, a ogromny kominek zwieńczony był granitową półką z poustawianymi na niej rodzinnymi zdjęciami. Nic nie można było zarzucić temu wnętrzu poza tym, że wyglądało jak tysiące innych salonów w tysiącach innych domów i było pozbawione duszy. Pamiętała, jak pokłócili się z Krzysztofem, gdy na ścianie nad kominkiem chciała powiesić staromodny bijący zegar, który odziedziczyła po dziadkach. Pamiątka zawisła w końcu w jednym z pokoi gościnnych i, ku irytacji męża, wzbudzała zachwyt wszystkich nocujących tam znajomych.
Mimo spokoju i pewności, jakie starała się zachować w rozmowie z Karoliną, Alina nie była wcale do końca przekonana o słuszności swojej decyzji. Powodowana impulsem w jednej z wielu gorszych chwil, sprawdziła, czy posesja na Podlasiu, którą widziała w ubiegłym roku, nadal jest do kupienia. Potem wystawiła na sprzedaż swój dom i sprawy nabrały tempa, i zaczęły się toczyć własnym rytmem, niezależnym już od jej woli. Bardzo chciała się przeprowadzić, ale nagle wizja porzucenia swojego uporządkowanego i znanego życia zaczęła ją przytłaczać. Co innego mieszkać na przedmieściach stolicy, z pomocą domową i wygodnym dojazdem do miasta, a co innego zaszyć się samotnie w niewielkiej wiosce, do której jedzie się trzy kilometry leśnym duktem. Nie zapomniała jednak uczucia spokoju, jakie ją ogarnęło, gdy stojąc na łące rozciągającej się tuż za ogrodzeniem, słuchała brzęczenia owadów i szumu drzew rosnących na przeciwległym, wysokim brzegu rzeczki płynącej nieopodal.
Rano, przy śniadaniu, Karolina nadal była naburmuszona, ale jej żal koncentrował się teraz na fakcie, że matka nie powiedziała jej, co zamierza.
– To też mój dom. Wychowałam się tutaj. Jak mogłaś tak po prostu pominąć mnie w swoich planach? – spytała, rozgoryczona.
– Czy gdybyś wiedziała, starałabyś się mnie odwieść od tego pomysłu?
– Pewnie! Przecież to, co robisz, to idiotyzm.
– Właśnie dlatego ci nie powiedziałam. Zresztą nie tylko tobie. Również ciocia Daria i wujek Mirek nie mieli o niczym pojęcia. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wpłynął na moją decyzję.
– A może gdybyś z nami porozmawiała, wybilibyśmy ci ten głupi pomysł z głowy? Może komuś udałoby się przemówić ci do rozsądku. Mamo, nigdy nie mieszkałaś na wsi, nie masz pojęcia, z czym się to wiąże.
– Masz rację. – Podała córce kubek z gorącym kakao i usiadła naprzeciwko niej przy dużym kuchennym stole. Przez lata służył biesiadom niezliczonej ilości gości, ale teraz przytłaczał Alinę swoimi rozmiarami i wspomnieniami chwil, które już nigdy się nie powtórzą. – Powinnam była z wami porozmawiać. Prawdę powiedziawszy, nie sądziłam, że sprawy potoczą się tak szybko. Ale może to dobrze? – westchnęła i uśmiechnęła się do Karoliny. – Gdybym miała więcej czasu na zastanawianie się, najprawdopodobniej ze wszystkiego bym się wycofała… Ale widzisz, czasami takie decyzje, podejmowane ad hoc, spontanicznie, są najlepszymi decyzjami w naszym życiu… Wiem, że jest ci trudno pogodzić się z tą sytuacją, szczególnie że chodzi o twój rodzinny dom, w którym na dodatek wszystko przypomina ci tatę… Ale wiesz, nie tylko tobie.
Córka spojrzała na nią zaskoczona.
– To jak bez żalu pozbyłaś się miejsca, z którym wiąże się tyle wspomnień?
– Nie powiedziałam, że bez żalu. – By zyskać na czasie, zaczęła ręcznie zmywać naczynia, zamiast wstawić je do zmywarki. – Po prostu muszę się stąd wyprowadzić. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz.
– A nie mogłaś przenieść się kilka domów dalej? Naprawdę musiałaś uciec na koniec świata? Jak ja się tam w ogóle dostanę?
Alina zaśmiała się i czule potargała krótko przystrzyżone włosy córki.
– Wczoraj się odgrażałaś, że w życiu do mnie nie przyjedziesz, i życzyłaś mi, żebym samotnie zgniła w tej wiejskiej chałupie.
– Nic się nie zmieniło, pytam pro forma. Odwieziesz mnie na dworzec?
– Oczywiście, kochanie.
2.
– Muszę przyznać, że tu jest naprawdę pięknie – powiedziała Daria, gdy wszystkie rzeczy, które Alina wzięła ze sobą z Warszawy, zostały rozpakowane, a po transporcie bagażowym został jedynie kurz unoszący się nad piaszczystą drogą.
– Powinnaś wziąć sobie psa – powiedział Marek, niosąc do domu jedno z cięższych pudeł. – Przydałby się do obrony na tym bezludziu.
– Jakim bezludziu? Mam przecież obok sąsiadów. A tam jest następny dom. – Alina wskazała na kilka brzóz rosnących wzdłuż ogrodzenia, za którymi widoczny był drewniany budynek, pociemniały ze starości i gdzieniegdzie porośnięty mchem.
– Nie wygląda na zamieszkały – mruknął sceptycznie szwagier.
– Wiesz, Marek ma rację. Ja też byłabym spokojniejsza, gdybyś nie była tu tak całkiem sama… – Siostra zawtórowała mężowi.
– Och, dajcie spokój – żachnęła się Alina – wychodzą z was mieszczuchy, które tylko wtedy czują się bezpiecznie, gdy są otoczone kamerami i alarmami.
– Żyłaś tak przez ostatnich kilkanaście lat – odcięła się Daria – i to w miejscu o wiele bardziej zaludnionym niż to. Po prostu martwimy się o ciebie.
– No dobrze. Założenie alarmu zapiszę na swojej liście rzeczy do zrobienia. W porządku? A teraz przestań podziwiać widoki i pomóż mi z tym bałaganem.
Całe popołudnie zeszło im na rozpakowywaniu bagaży. Alinie wydawało się, że nie bierze ze sobą zbyt wielu rzeczy, finalnie jednak musiała znaleźć miejsce na biurko i wygodne obrotowe krzesło, komodę, dwie niskie sosnowe szafeczki, które kupiła w ubiegłym roku, piękny mosiężny wieszak, stary zegar po dziadkach, kilkanaście pudeł książek, trzy ogromne walizki ubrań i butów, niepokojącą ilość kosmetyków, ręczniki, ścierki kuchenne i dwa komplety bielizny pościelowej. Do tego ciśnieniowy ekspres do kawy, dwa zestawy sztućców, kryształowe kieliszki i wiele innych drobnych przedmiotów, które zapełniły kolejnych kilka pudełek. Powodowana wyrzutami sumienia, zabrała jednak ze sobą nieszczęsny serwis Rosenthala, ale nie zamierzała z niego często korzystać. Schowała go więc za przeszklonymi drzwiami sosnowej, nieco chybotliwej wysokiej szafki, umiejscowionej w rogu pokoju, tuż obok drzwi prowadzących na werandę i do ogrodu. Znalazły w niej miejsce również kieliszki, komplet kryształowych, niedużych talerzyków, karafka i motyl wykonany z kolorowego szkła.
Pakując się parę dni temu, nie mogła się nadziwić, jaką nieprzebraną ilość niepotrzebnych przedmiotów człowiek bezrefleksyjnie gromadzi w ciągu swojego życia. I jak wielu z nich jest się w stanie bez większego żalu pozbyć.
Drewniany piętrowy dom nie był zbyt duży, a w porównaniu z tym, w którym mieszkała w Warszawie, sprawiał nawet wrażenie jeszcze mniejszego, niż był w rzeczywistości. Został jednak funkcjonalnie zaprojektowany. Na parterze obok salonu z umiejscowionym w rogu kominkiem i otwartą kuchnią znajdowała się sypialnia z oknem wychodzącym na podjazd i duża, widna łazienka. Kolejne trzy pokoje i następna łazienka znajdowały się na pięterku, na które prowadziły strome, wąskie schody. Zarówno ściany, jak i podłogi wyłożono jasnym drewnem i dzięki temu wnętrze zyskało na przytulności. Alina potrafiła wyobrazić sobie, jak siedzi zimą na kanapie pod kocem, a ogień trzaskający w kominku rzuca na ściany ciepły, migoczący blask.
Zmierzchało już, gdy zmęczeni, zasiedli na drewnianej, zadaszonej werandzie. Przed nimi rozciągał się opadający łagodnym stokiem, dawno niekoszony trawnik. W wieczornej ciszy niósł się wiosenny śpiew ptaków.
– Na wakacje w sam raz – skomentował Marek, kończąc piwo – ale na dłuższą metę języka w gębie zapomnisz na tym pustkowiu. Z kim tu rozmawiać? Z kotami?
– Mają siedem żyć. Mogą mieć dużo ciekawych historii do opowiedzenia. Poza tym mam sąsiadów – przypomniała.
– Oczywiście to twoja decyzja – Daria wzięła Alinę za rękę – ale pamiętaj, jak będziesz miała dość i zechcesz na jakiś czas wrócić do cywilizacji, to zawsze chętnie cię przenocujemy.
– Dajcie już spokój, proszę. Nie zdziczeję i dam sobie radę. Obiecuję. A teraz rozkoszujcie się świeżym powietrzem, ciszą i spokojem.
Pierwszą noc w nowym miejscu przypłaciła bezsennością. Przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Dotarły do niej konsekwencje szalonej decyzji, jaką podjęła kilka miesięcy temu. W zimny i ciemny grudniowy wieczór, po kilku kieliszkach wina, ucieczka z domu, w którym wszystko przypominało jej Krzysztofa, i rozpoczęcie nowego życia w spokojnym miejscu, z dala od bolesnych wspomnień, wydawały się idealnym pomysłem. Za znak od opatrzności uznała fakt, że nieruchomość, którą zachwyciła się podczas urlopu, nadal była na sprzedaż. Dom był wygodny i zupełnie wystarczający dla niej i Karoliny oraz kilkorga gości, którzy zechcieliby ją tu odwiedzać. W ciągu dnia będzie pracować, ale co z popołudniami? Co z weekendami albo długimi zimowymi wieczorami? W Warszawie również była sama, ale mieszkanie w dużym mieście, nawet samotnie, daje ułudę przynależności do większej społeczności. Można pójść ze znajomymi do kina, teatru albo do restauracji. Spacerując po Łazienkach czy Starówce, człowiek jest otoczony ludźmi. A tu? Czy naprawdę marzeniem jej życia jest chodzenie samotnie po lesie? Co zrobi, gdy się w domu coś zepsuje? A jeśli zasłabnie? Czy tu w ogóle dojeżdża pogotowie?
Zasnęła dopiero nad ranem, gdy już świtało. Z niespokojnego, ciężkiego snu wybudziły ją odgłosy krzątania w kuchni.
– Pierwszy minus – powiedziała Daria na powitanie, stojąc przed otwartą lodówką. – Nie ma mleka do kawy, a do najbliższego sklepu jest… ile? Osiem kilometrów? Poza tym potrzebne są dodatkowe kosze na śmieci. Wyglądasz strasznie – skomentowała wygląd Aliny.
– Źle spałam – mruknęła.
– No popatrz, a my wyspaliśmy się jak nigdy. Marek nawet śniadanie przygotował – wskazała na zastawiony stół – jest wszystko: pieczywo, masło, sery, twoja ulubiona szynka, pomidory, świeży ogórek, nawet miód! Ale o mleku zapomnieliśmy…
– Chciałem zrobić jajecznicę, ale jajek też nie masz – uśmiechnął się szwagier, podając Alinie kubek z gorącą herbatą. Naczynie było jednym z kilku, które poprzedni właściciele zostawili na wyposażeniu. Każde z nich miało inny kształt i pojemność, ale właśnie ta ich niedoskonałość i niedopasowanie bardzo się Alinie podobały.
Cały dzień było pochmurnie i wietrznie. Po południu wiatr przybrał na sile i gnał po niebie nisko zawieszone, ciemne, ołowiane chmury, szarpiąc gałęziami brzóz i modrzewi rosnących wzdłuż ogrodzenia. W końcu, parę minut po wyjeździe Darii z Markiem, pierwsze duże krople deszczu z głośnym plaśnięciem spadły na ścieżkę z płaskich, szerokich kamieni, znacząc ją ciemnoszarymi plamami. Po chwili ulewa z szumem przybrała na sile, bębniąc w dach i spowijając świat za oknem mokrą mgłą. Wilgotne, zimne powietrze wpadało do domu przez otwarte drzwi do ogrodu. Alina owinęła się kocem i włączyła laptop, żeby sprawdzić, czy również on, podobnie jak telefon, ma problem z połączeniem się z internetem. Po kilku nieudanych próbach zamknęła komputer. To było pierwsze zadanie na jutro – ustalenie, który operator gwarantuje najlepszy zasięg, i wykupienie u niego abonamentu łącznie z routerem i wzmacniaczem.
Po tygodniu jej lista rzeczy do zrobienia, sprawdzenia lub dokupienia obejmowała już dwie kartki, które pokreślone i stale aktualizowane, wisiały przypięte magnesami do lodówki. Nigdy nie podobał jej się ten zwyczaj, ale schowała swoje obiekcje do kieszeni, bo okazał się bardzo praktyczny. Zdecydowanie wygodniej i szybciej sięgało się po długopis leżący na półeczce nad blatem kuchennym i dopisywało na kartce kolejną rzecz, niż uzupełniało listę w notatniku w telefonie.
Zgłosiła w urzędzie gminy odbiór śmieci i ze zdumieniem dowiedziała się, że dla „jej” wsi jest on przewidziany tylko raz w miesiącu, niezależnie od rodzaju odpadów. W związku z tym na kartce pojawił się kolejny zapis o zakupie dużych pojemników z klapą. Gdy parę dni później z trudem wyjmowała je z samochodu, z posesji obok wyszła sąsiadka, pani Rozalia. Prowadziła rower, ubrana w pasiasty sweter i długie, grube spodnie wpuszczone w kalosze.
– Dzień dobry, pani Alino – przywitała się.
– Dzień dobry – odsapnęła, szarpiąc ostatni pojemnik.
– A po cóż się pani tak męczy? – zdziwiła się kobieta. – Można było zamówić przez internet. Kurier wszystko tu dowiezie… Tylko czasami zimą jest problem, gdy droga nieodśnieżona…
Alina zdębiała. Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego, że starsza, przygarbiona sąsiadka, w znoszonym ubraniu, mieszkająca w miejscu, gdzie diabeł mówi dobranoc, będzie rozmawiać z nią o zakupach w sieci.
– Jakoś… nie przyszło mi to do głowy. – Popatrzyła z dumą na ustawione równo pod płotem kolorowe kontenery: żółty, zielony, czarny i niebieski. Miały po sto dwadzieścia litrów pojemności każdy, na miesiąc powinno wystarczyć.
– One nie mogą stać na zewnątrz – usłyszała za plecami – przyjdą zwierzęta, przewrócą i rozwłóczą odpadki…
– Jakie zwierzęta? Przecież te pojemniki mają klapy, poza tym są duże i ciężkie…
– A to problem dla większej sarny? A lisy są tak sprytne, że potrafią wejść do środka… Ale najgorsze są koty, które wałęsają się po okolicy. W zeszłym roku mieliśmy trzy, nie wiadomo skąd. Chyba niczyje, bo chude! Pewnie z lasu przyszły. Potrzebuje pani czegoś ze sklepu? Bo jadę. – Wskazała na rower.
– Nie, dziękuję. Niczego mi nie brakuje. – Dopiero gdy schowała pojemniki do jednej z dwóch szop i zmęczona wróciła do domu, zorientowała się, że ma ostatnią rolkę papieru toaletowego.
– Jak się masz? – Daria dzwoniła niemal codziennie, więc Aliny nie zdziwił wieczorny telefon.
– Dobrze. Żyję, jak słyszysz. Mam nowiutkie pojemniki na śmieci.
– Rozumiem, pani prezes, że to największa atrakcja w tym tygodniu? Niedługo powiesz mi, że miło sobie pogawędziłaś z szambiarzem…
– O matko, szambo! – Zerwała się z kanapy i pobiegła do kartek na lodówce. – Muszę jutro sprawdzić, czy nie jest przepełnione i…
– Dość! – Siostra śmiała się w głos. – Nie chcę znać wszystkich szczegółów twojego sielskiego życia.
– Dziękuję Bogu, że mam tyle do zrobienia. Nie pamiętam, kiedy byłam tak zmęczona. Wieczorem zasypiam na stojąco. Nie mam siły na rozmyślanie… – dodała cicho.
– Jeżeli to ci pomaga, to w porządku. Kiedy wybierasz się do Warszawy?
– Za dwa tygodnie. Mirek poprosił, żebym była w biurze na posiedzeniu zarządu.
– Znakomicie. Co powiesz na babski wypad do kina? Mogłybyśmy pójść we trzy, bo Gabi stale dopytuje, co u ciebie.
– Zna mój numer telefonu – odpowiedziała Alina ze złością. Przed przeprowadzką była pewna, że Gabi to przyjaciółka na całe życie, mimo że znały się jedynie od kilku lat. Spotkały się na jednej z wywiadówek, bo Karolina chodziła w liceum do jednej klasy z córką Gabrieli. Alina nigdy nie widziała tak pięknej i zadbanej kobiety i początkowo była skrępowana w jej obecności. Dopiero gdy bliżej się poznały, okazało się, że Gabi jednak jest człowiekiem z krwi i kości i jak każdy ma jakieś wady. Mimo to, a może właśnie dlatego, świetnie się dogadywały, a pogodne usposobienie przyjaciółki bardzo jej pomagało po stracie Krzyśka. Cieniem na ich przyjaźni położył się fakt, że Alina zataiła swoje plany wyprowadzki z Warszawy. Nie pomogło tłumaczenie, że nikomu o tym nie powiedziała, nawet własnej córce. Gabriela śmiertelnie się obraziła.
– Och, przestań. – Daria starała się ją uspokoić – może czas zakopać topór wojenny?
– Nie ja go wykopałam.
– Tak, wiem – westchnęła siostra – ale możesz pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę. Przecież to twoja przyjaciółka. Chociaż spróbuj – poprosiła.
– W porządku – powiedziała pojednawczo – ale niczego nie obiecuję – zastrzegła na koniec rozmowy.
Spędziła w Warszawie cztery dni. W biurze nie mogła opędzić się od pytań, jak sobie daje radę na wsi i czy nie boi się mieszkać tam zupełnie sama. Najbardziej rozbawiła ją młoda asystentka Mirka, która niepokoiła się, czy Alina ma prąd i wodę. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała zapewnienie, że w domu nie brakuje tych udogodnień.
Korzystając z pobytu w mieście, poszła do fryzjera i manikiurzystki. Starała się ignorować potępiające spojrzenie kobiety, gdy pokazała swoje dłonie, bo kupno rękawiczek nie zostało jeszcze skreślone z listy. Jakoś za każdym razem o nich zapominała, a przecież musiała sprzątać, zmywać czy pracować w ogrodzie. Dwa dni nie mogła domyć paznokci po tym, jak posadziła aksamitki i begonie w wielkich donicach, które tym razem, idąc za radą pani Rozalii, zamówiła przez internet z dostawą do domu. Jeżeli nie chce doszczętnie zniszczyć rąk, to zdecydowanie powinna w końcu kupić kilka par porządnych rękawiczek.
W kolejnych dniach była z Darią w kinie i zjadła kolację z Mirkiem i Anitą. W czwartek po południu zapakowała samochód i ruszyła w drogę powrotną do domu. Zmierzchało, gdy dojechała na miejsce. Jadąc przez las, opuściła szyby, by wpuścić do auta chłodne powietrze, przesycone zapachem ziemi, roślin i żywicy. W przeciwieństwie do tego warszawskiego, ciężkiego od spalin i nagrzanego od betonu, to napełniało płuca świeżością. Owady, zwabione światłem, tańczyły w poświacie rzucanej przez reflektory, a wyłaniające się z mroku gałęzie drzew przybierały fantastyczne formy.
Usiadła w ciemności na werandzie, podkuliła nogi i wsłuchała się w wieczorną ciszę. Niespodziewanie przyszła jej do głowy myśl, że Krzyśkowi by się tu nie podobało. Był bardzo towarzyski i uwielbiał, gdy coś się działo. Nieustannie chciał więcej i więcej. Powiedział jej kiedyś, że nuda go przeraża, bo ma wtedy wrażenie, że życie przecieka mu przez palce. Śpieszył się, jakby coś przeczuwał… Niepohamowaną falą wróciły wspomnienia, przed którymi się tu ukryła. Przeczytała gdzieś, że w jakąkolwiek podróż byśmy się udali, zawsze zabierzemy siebie ze sobą i nie ma znaczenia miejsce ani odległość, na jaką uciekniemy, bo nasze traumy poniesiemy w plecaku. Ona sprzedała dom i przeprowadziła się na Podlasie, ale w sztuce jej życia zmieniły się tylko dekoracje, aktorka pozostała ta sama.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Copyright © by Agnieszka Kulig, 2023
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek
formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także
fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem
nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2024
Projekt okładki: Michał Grosicki
Zdjęcia na okładce: © imankashaf2002, super, freepic
Grafiki w książce: © foxyliam, stock.adobe.com
Redakcja: Sylwia Chojecka | Od Słowa do Słowa
Korekta: Anna Walczak | Od Słowa do Słowa
Skład i łamanie: Tomasz Chojecki | Od Słowa do Słowa
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8357-578-0
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.