Neven. Demony przeszłości #3 - Karolina Wilchowska - ebook
NOWOŚĆ

Neven. Demony przeszłości #3 ebook

Wilchowska Karolina

4,5

167 osób interesuje się tą książką

Opis

Los po raz kolejny rzucił kłody pod nogi Charlie  i Nevena. Areszt, próba udowodnienia niewinności, w końcu upragniona wolność – jednak czy na pewno?

 

Charlie i Neven po wyjściu z więzienia próbują odbudować wzajemne zaufanie i uczucie. Odwołany ślub prowadzi do kolejnych kłótni, a pojawienie się nowego gracza, Vedrana, nie ułatwia im sprawy. Demon z przeszłości po raz kolejny wystawia ich związek na próbę. Porwanie, które rozdziela Charlie i Nevena, skłania bohatera do przemyśleń, czy nadeszła już pora, by porzucić przestępczy świat.

 

Na co zdecyduje się Neven? Czy wybaczy zdradę, której dopuściła się jego ukochana? I czy demony przeszłości pozwolą w końcu o sobie zapomnieć?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 254

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (8 ocen)
6
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
halyna_and_books

Nie oderwiesz się od lektury

Oto i on. Trzeci i zarazem finałowy tom historii Nevena i Charlie. Już od samego początku wiele się dzieje. Bohaterowie walczą o wolność. Towarzyszy temu wiele negatywnych emocji, smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości ale również znajdziemy chwile grozy. Znam pióro autorki i wiem, że potrafi zaskakiwać swoją fantazją, dzięki czemu nie ma nudy. Tak było i tym razem. Jeśli liczycie na słodki tom, gdzie Neven i Charlie pielęgnują związek w spokoju to jesteście w błędzie. Autorka co rusz rzuca im kłody pod nogi i to nie byle jakie. Dreszcz strachu i adrenaliny nie raz przeszedł mi po plecach. Akcja goni akcję. Na osłodę mamy kilka spokojniejszych scen, ale te za to potrafią wywołać rumieniec na twarzy.  Bohaterowie nie tracą swoich cech, wręcz przeciwnie. Według mnie dojrzeli. Charlie jest odważniejsza i twardsza. Bez ustanku walczy o siebie i o miłość. Momentami podziwiałam ją za odwagę i determinację. Neven zaskoczył mnie za to. No takiego faceta się nie spodziewałam 😉 ale jest to...
10



Copyright © by Karolina Wilchowska, 2024Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Barbara Mikulska

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by bint87oraz stokkete/Adobe Stock

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Ilustracja na 2 stronie: Obraz Milan Petrinec z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-640-0

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

Epilog

1

Charlie

To były moje najgorsze urodziny w życiu. Po nocnej obserwacji w szpitalu pod nadzorem strażnika zostałam przewieziona na przesłuchanie. Siedziałam w białym pokoju przy niewielkim stoliku i trzęsłam się jak osika. Czekając na osobę, która będzie zadawała krępujące pytania, przez dłuższą chwilę obserwowałam kamerę nad drzwiami. Odwróciłam od niej wzrok dopiero, gdy skojarzyłam ją z inwigilacją w domu w Pompano Beach. W lustrze weneckim po lewej dostrzegłam swoje odbicie: załamanie wymalowane na twarzy, oczy spuchnięte od łez, blada skóra oraz szary strój z numerem aresztanta – obraz nędzy i rozpaczy. Pocierałam nerwowo dłonie, walcząc z duszącym żalem i próbując opanować napływające do oczu łzy. W szpitalu, nim wyszłam, dostałam coś na uspokojenie, bo potwornie histeryzowałam. Pulsujący ból w ranie na łydce również niestety nie ustępował, mimo podanych leków. Postrzał, który otrzymałam podczas napadu na Milanę, pozostawi mi okropną bliznę, a takich skaz nie cierpiał Neven. Ponownie stałam się towarem niższej jakości, ale czy w tamtej chwili miało to jakiekolwiek znaczenie?

W końcu coś zaczęło się dziać.

Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z łysiną na czubku głowy. Nieliczne kępki siwizny na skroniach opadały na duże, odstające uszy a kraciasta koszula mocno opinała potężne ciało. Bez zbędnych słów podał mi kubek z herbatą. W końcu usadził swój gruby tyłek na krześle, które zatrzeszczało, jakby błagało, aby zszedł i przestał się nad nim pastwić. Przedstawił się jako Andrew Smith – oficer prowadzący tę sprawę. Przez moment milczał, przeglądając notatki przyniesione ze sobą. Podrapał się po czerwonych policzkach, coś pokreślił długopisem i dopiero wtedy na mnie spojrzał. Byłam głodna, obolała, zmęczona, zwyczajnie nieszczęśliwa i zaciskałam dłonie na gorącym kubku i zwyczajnie nie chciałam wierzyć, że ten koszmar naprawdę się dzieje.

– Charlotte – zaczął niskim głosem. Jego tłuste podgardle podskoczyło, gdy podniosłam na niego wzrok. Policjant nie brzmiał wściekle, irytująco czy nawet dociekliwie, tylko obojętnie. Miał mnie przesłuchać, nie nastraszyć, jak każdą inną podejrzaną w podobnej sprawie.

Wytarłam łzy, wciąż nie dowierzając, że znalazłam się w tym piekle. A wszystko za sprawą matki, która zabiła własne córki. Dlaczego? Dla tego, co odbiera rozum każdemu – dla pieniędzy.

– Opowiedz mi, jak to się stało, że trafiłaś do domu państwa Dubrovnic?

– Zoran odebrał mnie ze szpitala. Miałam zostać w Waszyngtonie, dopóki nie wypuszczą Nevena z aresztu. On zaproponował mi mieszkanie u siebie, chociaż chciałam jechać do hotelu ich siostry, Ivany. Milana od początku za mną nie przepadała. Szukała zaczepki… ja tego nie zrobiłam, przysięgam – wyjęczałam, ponownie się rozklejając na wspomnienie tych biednych, dryfujących w oczku wodnym ciałek. Uderzyłam głową w blat z hukiem, jakbym chciała stracić przytomność lub odwrotnie: zbudzić się z trwającego koszmaru. Inaczej tej sytuacji nie można było nazwać, jak przeklętą farsą, która miała mnie zniszczyć psychicznie.

– Spokojnie, przejdziemy też do tego. Powiedz, co się wydarzyło wczoraj.

– Tego ranka byłam już spakowana, ubrana, chwilę potem miałam wyjść – mówiłam, szlochając. – Anastasia nagrywała Julię, jak ta kręciła piruety w swojej białej sukieneczce. Tak głośno się przy tym śmiały, jak dwa słodkie aniołki.

Nie mogłam wydusić słowa więcej, bo żal ścisnął mi gardło. Ponownie opuściłam głowę, teraz już wyjąc wniebogłosy, bo wspomnienia mnie przytłoczyły. Widok martwych ciał falujących na wodzie, rozpuszczone włosy zlewające się z tonią, białe sukieneczki skalane rozmytą plamą krwi na klatce piersiowej – to był najgorszy widok, jaki w życiu ujrzałam. Miały takie spokojne twarze, blade, ale nie trupie. Gdyby nie fakt, że pływały w stawie rzekłabym, że śpią. Mężczyzna podał mi chusteczkę, abym przetarła oczy i nieco się uspokoiła.

– Co było później?

– Milana zaprosiła mnie na śniadanie. Początkowo odmówiłam, ale powtarzała, że nie chce mieć ze mną zatargów. Dla mnie była miła, na dziewczynki co i rusz krzyczała. Atmosfera tego poranka była naprawdę trudna. Potem zabrała Anastasii tablet, bo zamiast jeść, ciągle się nim bawiła. Jedzenie i kawa smakowały normalnie, ale chwilę później poczułam się źle. Milana spytała, czy nic mi nie jest, a potem potwierdziła, że dosypała coś na rozluźnienie.

– W twojej krwi nie wykryto narkotyków.

– Nie wiem, co to było, ale usnęłam zaraz po tym, jak pokazała mi list od Nevena i papiery rozwodowe.

– Co było w liście?

– Nie czytałam, powiedziała tylko, że tam pisze o jakimś romansie, a rozwód jest moją winą. Potem dodała, że zabierze Zoranowi wszystko, zniszczy go. Uderzyła Anastasię tak mocno, że dziewczynka upadła na ziemię, a ja na stół. Słyszałam jeszcze tylko strzał i płacz Julii. Nie dałam rady ich obronić. To Milana je zabiła, zastrzeliła, zawlekła ciała nad staw i tam wyrzuciła, żeby pozbyć się swoich odcisków – krzyczałam, równocześnie wstając z krzesła.

– Usiądź, Charlotte, bo będę musiał cię skuć.

– Nie jestem przestępcą, nie zabiłam tych dziewczynek – dodałam, siadając posłusznie. Nie chciałam znowu mieć na rękach kajdanek.

– Na broni były twoje odciski palców.

– Bo ją podniosłam ze stołu.

– Po co?

– Miałam ją włożoną w dłoń.

– A może po prostu zazdrościłaś państwu Dubrovnic ich szczęścia? To udane małżeństwo. Nie mieli konfliktów z prawem, gosposia również potwierdziła, że rodzice opiekowali się córkami wzorowo.

– To tylko pozory. Zoran chciał ją zostawić.

– Dla ciebie?

– Nie! – zaprzeczyłam, uderzając pięścią w stół. – Boże, co to za chory za koszmar?

– Charlotte, powiedz, zabiłaś je z zazdrości?

– Nie zabiłam, przysięgam. Nie skrzywdziłabym dzieci, nie zabiłabym nikogo – wyjęczałam przez łzy. – Chcę rozmawiać z narzeczonym, potrzebuję adwokata.

– To w tej chwili niemożliwe. Niejaki Neven Dubrovnic wciąż przebywa w areszcie. Jeszcze nie poinformowaliśmy go o sprawie.

– Nie poinformowaliście?! Dlaczego?! To jak ja mam się bronić, skoro jedyna osoba, która mogłaby mi pomóc, o niczym nie wie?!

– Masz prawo do telefonu. Może ktoś z twoich bliskich jest w stanie zorganizować pomoc?

– Niby kto? Ojciec alkoholik? Matka, która nie ma grosza przy duszy? Jezu, kto mnie w to wrabia? Dlaczego?

Odsunęłam kubek i oparłam czoło o stół.

Otuliłam głowę rękoma, wbijając palce w brudne, mahoniowe włosy. To był klasyczny spisek przeciwko mnie, wrabianie naiwnej gęsi w zbrodnię. Przecież ja im pomogłam w sprawie Mumiji; siedziała w areszcie obciążona twardymi dowodami. Tak mi się odwdzięczała rodzina Dubrovnic za pomoc w pozbyciu się konkurencji? I ten tekst dotyczący Nevena: „jeszcze nie poinformowaliśmy go o sprawie” – to brzmiało, jakby robili to umyślnie. Gdyby wiedział, natychmiast zacząłby działać, żebym odzyskała wolność. Tylko co zrobi z faktem, że zerwałam zaręczyny? Przecież pierścionek został u Zorana i Milany, którzy go z pełną satysfakcją zwrócą Nevenowi. Teraz wiem, jak to wygląda, gdy najpierw kogoś ignorujesz, a potem potrzebujesz jego pomocy. Mam za swoje.

Przesłuchanie zakończyło się dopiero po kolejnej godzinie. W kółko jak mantrę opowiadałam to samo, tylko z coraz większą ilością szczegółów. Nie spodziewałam się, że mimo szoku zapamiętam aż tyle. Zostałam zaprowadzona do aresztu, gdzie miałam czekać na rozwój wydarzeń. Strażniczka zdjęła mi kajdanki, po czym zostawiła mnie z myślami. Usiadłam na przymocowanym do ściany białym łóżku. Jedynym wyposażeniem, oczywiście oprócz pryczy, był metalowy sedes, o który najchętniej rozwaliłabym sobie głowę. Obrzydliwe, jasne pomieszczenie obserwowane było przez kamerę w górnym, prawym rogu. Brak prywatności pośród obcych ścian mi nie przeszkadzał. Byłam przyzwyczajona do ciągłej kontroli.

Położyłam się na łóżku, okrywając szarym kocem.

Przyniesiono mi obiad, wstawiając na półeczkę przy kratach. Nie ruszyłam go, bo kompletnie nie czułam głodu. Chciałabym zapaść w wieczny sen, ale ciągle na nowo przeżywałam ten koszmar. Bez zegarka, bez jakiegokolwiek zajęcia, które pomogłoby mi zabić czas, miałam wrażenie, że doba rozciąga się, jakby była z gumy. Dopiero kiedy zgasły światła, zrozumiałam, że nastała noc. Usnęłam, po raz kolejny patrząc na martwe ciałka dziewczynek unoszące się na wodzie. Usta jednej z nich, Anastasii, otworzyły się, szepcząc „nagrywa”.

Podniosłam się, słysząc, że wsuwają mi przez kratę śniadanie. Niechętnie, ale sięgnęłam po nie. Była zupa mleczna, kawa oraz kilka kromek chleba.

Poskubałam trochę niezbyt smacznego pieczywa, ale musiałam czymś wypełnić żołądek. Popiłam wszystko czymś, co tylko z nazwy było kawą.

Zaraz po tej uczcie zaprowadzono mnie do lekarza, który obejrzał ranę na nodze i zmienił mi opatrunek. O dziwo, nie wróciłam do celi. Byłam z tego powodu wyjątkowo zadowolona, bo nie zostałam skazana na kolejne godziny męki z ciszą i piętrzącymi się pytaniami. Zamknięto mnie w niewielkim, białym pokoju, w innej części budynku. Siedziałam przykuta do blatu stołu, zwrócona w stronę drzwi. Strażnik, który mnie tam przyprowadził, powiedział jedynie, że mam odwiedziny – nie wyjaśnił kogo. A podobno do aresztu nie dopuszczają nikogo oprócz prawników. Próg pomieszczenia przekroczyła młoda, obcięta na krótko blondynka. Miałam wrażenie, że okularami o grubych, czarnych oprawkach stara się dodać sobie powagi, bo w mocno przylegającej do szczupłego ciała sukience wyglądała niemal jak nastolatka. Kobieta podała mi dłoń, jednocześnie się przedstawiając.

– Jestem Inez Moreno. Będę cię reprezentować.

– Jest pani prawnikiem?

– Tak.

– Nie wygląda pani jak ktoś przydzielony z urzędu.

Zaśmiała się uroczo, otwierając równocześnie aktówkę. Wyjęła stos idealnie poukładanych kartek na stół. Wertowała je po kolei, czegoś szukając.

– Nie jestem z urzędu. Zostałam wynajęta.

– Przez kogo? Bo na pewno nie przeze mnie.

– Przez Javiera Rodrigueza.

– Kogo?

– Spodziewał się tego pytania. Mówisz na niego Cortez.

– Cortez. Dlaczego panią wynajął?

– Byłam mu winna przysługę, a on był twoim dłużnikiem, więc uznał, że nadeszła pora, aby wyrównać rachunki.

– Rozumiem. Mogę się z nim zobaczyć?

– Nie. Chwilowo jest to niemożliwe. Charlotte, mówmy sobie po imieniu, tak będzie nam łatwiej. Skupmy się na twojej sprawie. Jest…

– Beznadzieja, wiem.

– Nie aż tak. Mimo iż mam dopiero trzydziestkę, to miewałam gorsze przypadki – mówiła, zaglądając do zebranych notatek. Poprawiła oprawki, które zsunęły się z jej małego noska. – Dobra, najpierw muszę poznać twoją wersję wydarzeń. Wiem, że wszyscy wokół wypytują cię o to w kółko, ale…

– Ok, rozumiem.

Inez wyjęła z torebki dyktafon.

Przedstawiła się i za moją zgodą nagrywała rozmowę.

Starając się trzymać nerwy na wodzy, opowiedziałam całą historię.

Prawniczka dopytywała o szczegóły, nawet te najdrobniejsze, jak kolor ubrania czy pozycja, jak były ustawione naczynia. O takie rzeczy nie pytał przesłuchujący mnie policjant. Inez zwróciła uwagę na kilka detali i omawiała je ze mną.

– W jakim kubku piłaś kawę?

– W białym. Podała mi go Milana – odparłam, dygocząc z nerwów. – Ona na pewno coś mi dosypała. Tylko co, skoro nie wykryto nic we krwi?

– A zauważyłaś coś na swojej skórze? Jakieś ślady?

– Oprócz tych, które mam… chociaż… – odparłam i podniosłam odruchowo rękę, która wciąż przykuta była do stołu kajdankami. – Jak w szpitalu płukałam pod prysznicem głowę… zobacz sama.

Pochyliłam się, a włosy same zsunęły mi się z karku. Inez wstała, aby obejrzeć to, co miałam na szyi. Spojrzała zaskoczona, zrobiła zdjęcie i pokazała je.

– To wygląda jak ukłucie – stwierdziła, oglądając uważnie. – Mówiłaś o tym komuś?

– Nie, komu? Wszyscy mają mnie za zbrodniarkę, chociaż ja nic nie zrobiłam. Czyli co? Milana naćpała mnie i zmusiła do popełnienia zbrodni?

– Nie, ale mam pewną teorię, tylko najpierw muszę pokazać te zdjęcia komuś bardziej w temacie. To może być przełom. Mam jeszcze jedną prośbę, Charlotte.

– Mów mi Charlie, proszę.

– Dobrze, zatem Charlie, chcę, abyś obejrzała zdjęcia z miejsca zbrodni, dokładnie z jadalni. Może coś zauważysz?

– Jak ma to coś pomóc?

– Pomoże. Najmniejszy szczegół może się okazać istotny dla sprawy.

Niechętnie oglądałam fotografie. Od razu zwróciłam uwagę Inez, pokazując, że na stole brakuje kubków, a talerz Anastasii leżał rozbity na ziemi. Zaczęło mi świtać, że podczas upadku dziewczynki, gdy już ledwo kontaktowałam, usłyszałam płacz Julii i rozległ się brzęk. Być może to właśnie wtedy spadł. Na kolejnych zdjęciach nie zauważyłam nic niepokojącego. W końcu coś przykuło moją uwagę na dłużej. Wpatrywałam się w plamę krwi, na której leżał tablet. Przypomniały mi się słowa dziewczynki podczas śniadania: „nagrywa”. Odwróciłam zdjęcie w stronę Inez.

– Nie wiem, czy to istotne, ale tego ranka Anastasia nagrywała filmik, jak żegnam się z nimi w drzwiach. Może Milana go nie usunęła.

– Dziewczyno, nie mogłaś od tego zacząć?

– Nie pomyślałam…

– To może być przełom – odparła. – Dobra, działam. Wiem wszystko, co chciałam.

– Czy mój narzeczony już wie?

– Tak, wie. Javier już z nim rozmawiał.

– Mówił coś?

– Nie znam szczegółów, ale był wściekły. Postaram się jak najszybciej załatwić rozmowę.

– Chcę zobaczyć Corteza, potrzebuję jego pomocy.

– Zrobię, co się da, obiecuję.

Tyle mi wystarczyło: odrobina otuchy, którą wlała w moje serce ta piękna kobieta. Los mnie nie oszczędzał, odpłacał mi pięknym za nadobne, ale gdzieś w głębi duszy liczyłam na jego litość. Wycierpiałam wystarczająco, aby odpokutować każdy prezent od Nevena, każde ludzkie życie, za które kupił mi cokolwiek. Śmierć Anastasii oraz Julii była wystarczającym ciosem, nauczką, aby pracować na swoje, a nie na rachunek innych. Karma wraca.

2

Czas w areszcie dłużył mi się okropnie. Nie potrzeba zegarka, aby wyliczyć po rutynowo podawanych posiłkach, ile dni minęło. Skorzystałam z przysługującego mi telefonu do bliskich. Wysłuchałam od matki, jakim jestem potworem i nie dała mi nawet szansy na wyjaśnienie. Wiedziała już, że prokurator postawił mi zarzut podwójnego zabójstwa, a to wystarczyło, aby się mnie wyrzec. Jej bogobojność nie dopuszczała do głowy rozsądku. Lepiej by było, żeby zamiast wyjeżdżać z jakimiś formułkami na temat miłości bliźniego czy wybaczania błędów, wsparła mnie jak na rodzica przystało.

Inez również nie dawała znaku życia. Nie wiedziałam, co planuje, czy w ogóle działa, czy tylko wpadnie na rozprawę za trzy miesiące, przytakując, że osadzona jest winna, skażcie ją i do widzenia.

Któregoś ranka do śniadania, oprócz porcji antybiotyku i środków przeciwbólowych podanych przez strażniczkę, dołączono coś dziwnego. Podniosłam talerzyk z owsianką, pod którą znajdowała się koperta. Usiadłam na łóżku i rozerwałam papier. W środku był list oraz coś jeszcze.

Zaczęłam jednak od przeczytania krótkiej treści:

Radzę ci odebrać sobie życie, zanim cię dopadnę.

Zamykając oczy, wyobraziłam sobie wściekłość na twarzy Zorana, gdy pisał te słowa. Od razu rozpłakałam się niczym dziecko, ściskając w drżącej dłoni kopertę. Pod papierem wyczułam, że wewnątrz znajduje się coś jeszcze. Momentalnie wytarłam mokre od łez policzki i sięgnęłam do środka. Wyjęłam żyletkę, której widok wywołał we mnie przerażenie. Upuściłam ją na ziemię i ponownie wybuchnęłam płaczem. Byłam załamana, że on również uwierzył w moją winę. W sumie nie powinnam mu się dziwić. Byłam obca, do niedawna żyliśmy jak pies z kotem, ale po tych kilku dniach liczyłam na jakiś procent zaufania. Nie miałam jednak zamiaru odbierać sobie życia bez próby zawalczenia o wolność. Ja wiedziałam, że jestem niewinna. Cortez też w to wierzył. Tak naprawdę tylko na niego mogłam liczyć, ale najgorsze, że nie mogłam się z nim spotkać. Był policjantem. Z powodu Mumiji oraz toczącej się sprawy zakazano mu tymczasowo kontaktów ze mną. Wciąż wierzyłam jednak w Inez. Obiecała zrobić wszystko, abyśmy mogli porozmawiać.

Los uśmiechnął się do mnie dwa dni później. Po ciężkiej nocy z piątku na sobotę, którą spędziłam, wciąż obserwując żyletkę, strażniczka kazała mi podejść do krat. Wystawiłam ręce, zakuto mnie jak rasowego przestępcę i dopiero wtedy wyprowadzono z celi. Pytałam niepewnie, dokąd idziemy. Otrzymałam jedynie odpowiedź, że na kolejne przesłuchanie. Nie byłam zadowolona, ale takie były ich metody – męczyć tak długo aż się przyznam. Nie miałam takiego zamiaru. Co prawda w Dystrykcie Kolumbii nie wykonywano kary śmierci, ale dożywocie w więzieniu oznaczało dla mnie śmierć. Zoran nie pozwoliłby mi na ani jeden głębszy oddech.

Zostałam sama w tym samym pomieszczeniu, w którym tydzień wcześniej rozmawiałam z Inez. Nie przykuto mi rąk tak jak poprzednim razem, a wręcz przeciwnie, podano ciepłą herbatę. Ta uprzejmość wydawała się podejrzana. Gdy w końcu w drzwiach pomieszczenia ujrzałam wysokiego Latynosa, wszystko stało się jasne. Javier Rodriguez, którego ja nazywałam Cortez, bo tak mi się przedstawił podczas akcji na Florydzie, przez chwilę obserwował moje kruche, zmęczone ciało. Jak zawsze w czerni, z ciemnymi, kręconymi włosami, kilkudniowym zarostem pasującym do piwnych oczu, w głębi duszy klął na rodzinę Dubrovnic za to, co mi zrobili. Nie wstałam, bo nie byłam pewna, co zrobi. Gdy jednak sam podszedł i rozłożył ramiona, dałam upust emocjom. Podniosłam się i wtuliłam mocno w te silne, bezpieczne objęcia. Chłonęłam jego energię, powiew wolności oraz troski. Bardzo bałam się otworzyć oczy, aby ten cudowny moment nie okazał się snem. Osunął moją twarz, głaszcząc mnie po włosach i szepcąc, że wszystko się ułoży. Na lewym policzku miał bliznę po cięciu szkłem, a odsłonięte ramiona wytatuowane były w całości. Niewielka szrama, która goiła się na jednym z nich, to pamiątka po postrzale Nevena. Cortez pocałował mnie w czoło i ponownie przytulił.

– Już dobrze, mała, wyciągnę cię stąd, chociażby mieli mnie zabić.

– Ja tego nie zrobiłam – wyjęczałam.

– Przecież wiem. Maleństwo, ty byś muchy nie skrzywdziła – mówił, patrząc mi w oczy. – Oni wszyscy za to zapłacą, za każdy dzień, który tu spędziłaś, obiecuję. Usiądź.

Zrobiłam, co kazał. Upiłam łyk herbaty, starając się zapanować nad sobą. Złapał moją rękę i delikatnie masował jej wierzch. W końcu czułam, że ktoś we mnie wierzy, a pomoc przyszła z nieoczekiwanej strony. Pytał o wszystko, jak się czuję, czy nikt mi nie dokucza. Brzmiało to tak, jakby ojciec odwiedzał mnie na obozie, a nie mężczyzna w więzieniu.

– Jesteś służbowo – mruknęłam, pokazując na zwisającą na jego szyi odznakę.

– Tak, inaczej by mnie nie wpuścili. Dostałem pozwolenie z góry na przesłuchanie w sprawie Mumiji.

– Ja już wszystko powiedziałam.

– Tak, ale szef chciał, abym wpisał coś w raport, inaczej by nie podpisał zgody na spotkanie.

– Jaki dziś dzień?

– Jest sobota, dziesiąta rano.

– Udało się coś ustalić?

– Ten tablet może być kluczowy.

– Macie go?

– Tak. Był pusty, ale nie takie dane się odzyskiwało.

– Zoran mnie zabije, jeżeli opuszczę areszt.

– Spodziewam się tego, dlatego robię wszystko, co się da. Charlie, ja do piekła zejdę, żeby cię ocalić.

– Dziękuję, dobrze wiedzieć, że ktoś jeszcze wierzy w moją niewinność.

– A rodzina?

– Pozwolono mi zadzwonić do mamy, ale powiedziała, że nie ma już córki.

– Neven?

– Nie mam o nim żadnych wieści.

– Jeszcze siedzi, chociaż zarzuty oddalono. Ktoś was celowo rozdzielił.

– Domyślam się. Cortez, bo ja zrobiłam coś głupiego.

– Co?

– Gdy nie doszło do ślubu, bo zamknęli Nevena, ja napisałam list i zostawiłam pierścionek u Zorana. Byłam tak zła, że znowu się nie udało… Neven mi tego nie wybaczy.

– Wybaczy. Wychodzi z siebie w areszcie. Mówił, że dorwie każdego, kto przyczynił się do twojego bólu i zrobi to, co zawsze.

– Nie tym razem. Napisałam mu, że on potrzebuje innej, silnej, kobiety, że się boję o swoje życie przy nim, a przecież tylko on może mnie teraz ocalić – dodałam i rozpłakałam się jak dziecko, zasłaniając bladą ze strachu twarz. – Jestem głupsza niż myślałam.

– Zwątpiłaś, to nic nowego.

– Ja go zostawiłam.

– Ale nie dlatego, że jesteś z innym, tylko dlatego, że się bałaś. Coś mu nakłamię. On jest tak w ciebie zapatrzony, że oleje to twoje zerwanie.

– Aż dziwne, że ty to mówisz.

– Bez obrazy, ale wolę odpuścić sobie dziewczynę Pana Śmierci, nawet jeżeli jest boska.

Zaśmiałam się, odruchowo parskając jak źrebak i wytarłam zapłakane oczy.

Chyba każdy, kto zna Nevena, zrobiłby to samo. Jego obsesyjna miłość czy uwielbienie były zagrożeniem dla każdej bliskiej mu osoby.

– Myślałam, że już wszyscy się ode mnie odwrócili.

– Tylko głupiec uwierzy, że byłabyś w stanie to zrobić. Spotykałem się z tą rodziną zbyt długo, aby nie wiedzieć, do czego są zdolni. Co prawda Milana mnie zaskoczyła, bo wydawała się być dobrą matką…

– Ona to zrobiła z zemsty. Chciała ukarać Zorana za rozwód i zerwanie tego układu. On podobno kogoś ma.

– On? Nie, na pewno.

– Dlaczego to robisz? Mogą cię zwolnić, bo węszysz w nieswojej sprawie.

– Bo wiem, że tego nie zrobiłaś, Charlie. Uwolnię cię, obiecuję – szepnął.

– Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać, Cortez.

– Już nie bądź taką sceptyczką. Pomyśl, co będziesz robiła, jak wyjdziesz.

– Co zrobię? Najpierw najem się niezdrowego jedzenia, podwójny burger, sałata, mega frytki i maxi cola, a potem przytulę Nevena.

– Nie lepiej zjeść razem?

– Neven odżywia się zbyt zdrowo, aby zjeść burgera czy frytki. To raczej typ zjadacza owoców morza, który potępia moje małe grzeszki w postaci pizzy jedzonej w towarzystwie Ivany. Boże, dopiero jak go nie ma obok, doceniam, że w ogóle jest mój. Przepraszam, że się tak użalam. Nie powinieneś tego słuchać.

– Spoko, rozmawiałem już z setkami zatrzymanych. Każdy gada bez sensu po takim czasie izolacji od świata. – Zaśmiał się.

– A co z Nickiem? Postawili mu w końcu zarzuty?

– Bałem się, że o niego zapytasz.

– Dlaczego?

– Nie żyje.

– Jak to? Jak nie żyje?!

– Charlie, nie zawracaj sobie nim głowy. Przecież chciał cię zabić.

– Tak, ale… Wypadek?

– Rzadko się zdarza, aby ktoś w ten sposób poślizgnął się pod prysznicem i rozwalił czaszkę.

– Ludzie Mumiji?

– Jej następcy, Vedrana. Rodzina Dubrovnic miała go za sprzymierzeńca, bo sypał aż miło. Wiedział, że umrze, więc było mu wszystko jedno.

– Doigrał się – szepnęłam.

Cortez dotknął mojego podbródka, abym spojrzała w jego stronę.

Uśmiechnęłam się.

Pierwszy raz od kilku dni miałam do tego powód.

Przynajmniej się starał uwolnić mnie z tego koszmaru.

– Wisisz mi obiad – stwierdziłam.

– Ja?

– Pamiętasz wycieczkę do parku?

– Masz na myśli pierwszą randkę? – Zaśmiał się ciepło.

– Tak. Mieliśmy pojechać coś zjeść, ale nam przeszkodzono.

– A tak, pamiętam. Skopałem tych bliźniaków na stażu. Ale ogólnie randka była świetna.

– Wspaniała.

– Powtórzymy ją, obiecuję. Dobra, bo zawiewa jakimś romantyzmem, a mam tylko pół godziny.

– Tak, to nie pasuje do twardziela Corteza. Ale wtopa. Nie mam makijażu. Mój idealny image został podważony.

– W szarym ci do twarzy.

– Jak stąd wyjdę, nigdy w życiu nie założę nic szarego, a wszystko, co mam w tym kolorze, spalę na stosie.

– Urządzimy ognisko w moim ogródku i będziemy tańczyć pogo.

– Co? Masz ogródek?

– Tak, nieduży, kilka drzewek, miejsce do posiedzenia. Za dużo pracuję, żeby rosło tam coś więcej niż krzaki. Co prawda nie jest to domek jednorodzinnym tylko szeregowiec, ale za to mam sypialnię na piętrze. Sama zobaczysz.

Przytaknęłam. Chociaż chciałam wierzyć w każde słowo Corteza, to nie potrafiłam być tak entuzjastycznie nastawiona. Póki nie zostanie udowodniona moja niewinność, groziła mi śmierć. Kto by pomyślał, że ten facet tak będzie walczył o moje przetrwanie?

3

Z trudem rozstałam się z Cortezem. Wciąż powtarzał, że muszę wierzyć, bo on nigdy nie zwątpi w moją niewinność. Oby starczyło mu zapału, gdy stanę przed sądem, o ile dożyję. Mogłam tylko czekać na jakieś postępy. Cortez oraz Inez stawali na głowie, aby odzyskać dane z tabletu. Filmik, w którym żegnam się z dziewczynkami, mógł się okazać kluczowy dla śledztwa. Podważyłby prawdomówność Milany, która twierdziła, że narzucałam się, aby zostać i zaopiekować się dziewczynkami. Wmawiała wszystkim, że na kilka minut wybrała się na zakupy, a jak wróciła, zobaczyła krew i nie mogła znaleźć córek. Co prawda jej wersję potwierdzały paragony oraz zeznania sprzedawczyni, która zapamiętała ją w sklepie. Wyrachowana żmija zabiła córki i jak gdyby nigdy nic pojechała, aby załatwić sobie alibi. Los jej się za to odwdzięczy w okrutny sposób, bo karma zawsze wraca, a ja jestem tego najlepszym przykładem.

Cały weekend myślałam o Nevenie, o tym, że martwi się tak jak ja. Co i rusz na myśl o pierścionku zaręczynowym płakałam. Jeżeli Zoran w akcie zemsty odda mu go, zostanę sama. Nie zniosłabym tego.

Utrata ukochanego spowodowałaby pęknięcie serca.

Po śniadaniu w weekend zostałam poinformowana o widzeniu. Tym razem rosła strażniczka z podłym uśmiechem od razu zapowiedziała spotkanie z Inez Moreno. Przykuto mi ręce do stolika i wpuszczono prawniczkę. Mimo perfekcyjnego makijażu dostrzegłam na jej twarzy rozczarowanie. Usiadła, poprawiając zieloną spódnicę. Na białej koszuli ujrzałam śliczną, bursztynową broszkę w kształcie ważki. W milczeniu wyjęła z aktówki protokół z ostatniego spotkania. Dopiero wtedy się odezwała.

– Charlie, nie będę zwodzić cię głupią gadką. Na tablecie nie było filmiku, o którym mówiłaś.

– No tak, Milana go usunęła.

– Nie, posłuchaj, ty nie rozumiesz. Odzyskaliśmy zawartość i nic tam nie było, a przynajmniej nie to, o czym mówiłaś.

– Co? Niemożliwe. Przysięgam, filmik istnieje – odparłam, wściekle szarpiąc łańcuch.

– Dobrze, spokojnie. Jest pewne wytłumaczenie, na które wpadł Javier, ale dopiero pojechał je potwierdzić.

– Karta.

– Co karta?

– Tablety mają mało pamięci systemowej. Musiał mieć kartę, na której zapisały się wydarzenia tego poranka, ale jeżeli Milana ją zabrała, to na pewno już po niej.

– Javier też tak pomyślał, o nośniku, ale istnieje również możliwość, że została zniszczona.

– I co wtedy? Monitoring w ogrodzie uszkodzony, filmik, który mógł mnie ocalić, zniszczony. Ja tu umrę.

– Znalazłam kilka rzeczy, które nie pasują do zdarzeń, więc jest nadzieja. Nie poddawaj się, Charlie. Javier ci tego nie wybaczy. Walczy, aby udowodnić twoją niewinność.

– Co to za rzeczy?

– Na ubraniach dziewczynek nie było twojego DNA… Do tego fakt, że na twoich ciuchach był tylko lekki ślad krwi, jakby ktoś wytarł palce. No i proch na dłoniach.

– Proch?

– Pamiętasz? Pobierali ci patyczkiem taki wymaz z dłoni w szpitalu.

– No tak.

– Podczas wystrzału drobinki spalonego prochu pozostają na skórze. Ale u ciebie było go tak mało, jakby ktoś upozorował strzelanie. To są kluczowe dowody, które może jeszcze w stu procentach nie odsuwają od ciebie winy, ale odrobinę podważają jej podstawy. Odciski nie zawsze wystarczają.

– Myślisz, że ktoś jej pomagał?

Lekko skinęła głową, zupełnie jakby bała się odpowiedzieć na głos. Kamery nas nagrywały, całą rozmowę również. Widocznie Inez nie chciała zdradzać zbyt wiele. Omówiłyśmy jeszcze kilka kwestii, dowiedziałam się, jakie ma powiązania z Cortezem. Niby krótka rozmowa, a jednak podnosiła na duchu.

– Rozmawiałam z twoim narzeczonym.

– Z Nevenem?

– Tak. Zaprzeczył, jakoby napisał list do Milany. Widziałaś go?

– Ten list? Nie, Milana coś tam rzuciła wtedy na stół, ale nie wzięłam go nawet do ręki. Rozpoznałam jedynie papiery rozwodowe.

– Czyli co? Kłamała?

– Nie, nie sądzę. Myślę, że ktoś podesłał jej list, ale nie był napisany przez niego. Charakter jego pisma poznałabym na kilometr.

– W sumie to logiczne.

Wzruszyłam jedynie ramionami. Inez nie naciskała więcej, jeżeli chodzi o rzekomy list. Poprosiłam jedynie, aby przekazała Nevenowi, że go kocham i przepraszam za wszystko. Jeżeli Zoran dostarczy mu mój list z pierścionkiem, to zrozumie. Każdy logicznie myślący wiedział, że nie mam szans wyjść z tego żywa, o ile nie udowodnię swojej niewinności.

Wieczorem, czekając aż zostanę zaprowadzona pod prysznic, oglądałam otrzymaną wraz z listem żyletkę. Taki wybór był ostatecznością. Byłam pewna, że odbiorę sobie życie jeszcze przed wyrokiem. Wolałam umrzeć, niż czekać w więzieniu na śmierć w jakiś okrutny sposób. Akt łaski, jakim było podarowanie mi narzędzia zagłady, wskazywał na złe intencje. Neven się za to zemści, byłam tego pewna.

– Gotowa? Wstawaj! – zawołała zza krat strażniczka.

Przytaknęłam.

Jak zawsze prowadziła mnie samą, bo jako podejrzana o dzieciobójstwo mogłam zostać skrzywdzona przez mściwe, zaaresztowane matki. Myślę, że znaczenie miała również znajomość z Cortezem. Świetny facet, troskliwy, dobry, szczery, ale jak dla mnie z najbardziej niewdzięcznym zawodem świata. Prawdopodobnie gdybym uciekła z nim po akcji z Mumiją w naszym domu na Florydzie i tak nie związałabym się z nim. Nie przepadałam za policjantami, wolałam niegrzecznych chłopców, takich jak Neven. Mimo tych wszystkich krzywd, które mnie spotkały z jego strony w ostatnich tygodniach, zmienił się nie do poznania. Robił, co mógł, abym ponownie mu zaufała. Obiecałam sobie, że jeżeli przeżyję to piekło, wyjadę z nim i wyjdę za niego bez dwóch zdań.

Przy wejściu do wyłożonej białymi płytkami łazienki leżały świeże ręczniki. Złapałam jeden z nich i weszłam pod natryski. Ustawione były w dwóch rzędach, po trzy z każdej strony. O dziwo, strażniczka nie wzięła dla mnie nowego stroju, nie podpisała go moim numerem, tylko obserwowała, jak ściągam tymczasowy. Stojąc w białej koszulce oraz majtkach, zastanawiałam się nad jej zachowaniem.

– Gotowa? – zapytała.

– Nie mam ubrania na przebranie.

– Nie będzie ci potrzebne – odparła gburowatym tonem i wyszła.

Zwykle nie zostawałam sama. Zdezorientowana, obserwowałam drzwi, za którymi zniknęła rosła strażniczka. Zanim je zamknęła, wpuściła do środka młodą kobietę o farbowanych, kasztanowych włosach. Szary mundur wskazywał, że jest skazaną. Pryszczata twarz, wyblakłe, permanentne brwi i duże, jasne oczy, które obserwowały mnie pełne nienawiści. Kobieta podniosła rękę, pokazując żyletkę. Od razu skojarzyłam, pod czyją banderą działa. Dałam krok w tył, potem kolejny, nie wiedząc, co mam zrobić.

– O co tu chodzi?

– Pozdrowienia od pana Dubrovnica.

Skoczyła na mnie niczym pantera na ofiarę. Zdążyłam jedynie odwrócić się do niej plecami, co, niestety, ułatwiło jej sprawę.

Upadłam, przygnieciona przez napastniczkę, która złapała mnie za włosy. Uderzała moją głową o płytki. Aż wstyd, że tak łatwo dałam się powalić. Krew z rozcięcia na brwi zaczęła brudzić tę czystą biel. Okropny śmiech dziewczyny zadzwonił mi w uszach. Wciąż trzymając w garści moje włosy, zmusiła do uniesienia twarzy. Miałam wrażenie, że jestem na łodzi, która buja się na wysokich falach. Pokazała mi żyletkę i sekundę potem przyłożyła do policzka. Wtedy wszystko stało się jasne – nie zabiłam się sama, więc inni zrobią to za mnie. Po tych kilku ciosach, gdy leżałam oszołomiona, lecz wciąż przytomna, chwyciła moją dłoń.

– Mam cię tylko uszkodzić, nie zabić. A szkoda, bo nienawidzę rudych. Mój facet, któremu za zdradę obcięłam łeb, łajdaczył się z taką rudą – szepnęła do ucha.