Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
KONTYNUACJA BESTSELLERA!
Po trudnych początkach związku Charlie i Neven planują wspólną przyszłość; przeprowadzka na Florydę, ślub. Jednak na plecach wciąż czują oddech wroga, który za wszelką cenę próbuje zniszczyć ich szczęście. Sprawy nie ułatwia nadopiekuńczość Nevena, który właśnie doświadcza nowego uczucia, jakim jest zazdrość. Ciągła kontrola doprowadza do tragedii.
Czy Charlie i Nevenowi uda się zaznać spokoju? Czy ich wspólne plany dojdą do skutku? I kim jest tajemniczy Cortez?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 200
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
cykl Dom grzechu
Apartament grzechu. Tom 1
Cztery ściany grzechu. Tom 2
cyklNeven
Neven. Jego na własność #1
Neven. Zabójcza zazdrość #2
Pozostałe pozycje
W zdrowiu i w chorobie
W PRZYGOTOWANIU
Dom grzechu (kontynuacja cyklu Dom grzechu)
Toodler (premiera w lutym 2024 r.)
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Karolina Wilchowska, 2023Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Barbara Mikulska
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: © by stokkete/Adobe Stock
Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com
Ilustracja na 2 stronie: Obraz Sammy-Sander z Pixabay
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczna
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-410-9
Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
1
Mówią, że nie ma związków idealnych. Ludzie od wieków kłócą się i godzą, rzucają w siebie ciężkimi słowami, a potem kochają do utraty tchu. Mocne uczucia wywołują skrajne reakcje. Tak było i w naszym przypadku. Winny był temu również stres związany z planowaniem wspólnej przyszłości – ślubu, który mimo wcześniej uzgodnionego terminu został przełożony na bardziej realny, wiosną, w moje urodziny. No bo kto bogatemu zabroni? Szesnastego kwietnia, magiczna data, kiedy wszystko miało się zmienić. Ja zostanę szczęśliwą panią Dubrovnic, wejdziemy na wyższy poziom krótkiej, ale burzliwej relacji, która mimo strasznych wydarzeń, była najlepszym, co mnie w życiu spotkało. No i doświadczyłam awansu społecznego: z towaru na czarnym rynku miałam zostać żoną mojego wybawcy. Prawie jak w najpiękniejszym śnie: ona, biedna gąska z patologicznej rodziny, on, bogaty syn znanego polityka, który wybrał dość wymagający zawód płatnego zabójcy. I chociaż uważałam, że to Neven, mój wspaniały przyszły mąż, uratował mnie przed burdelem, to on wciąż powtarzał, że jestem najlepszym, co go mogło spotkać w życiu. Stałam się skarbem, bezcennym brylantem, który wręcz obsesyjnie wielbił. Imponowało mi to. W końcu stałam się dla kogoś ważna. Jeszcze przed świętami zamieszkaliśmy na Florydzie w Pompano Beach, na jednym z półwyspów z dala od miejskiego zgiełku. Do naszego gniazdka, za wysoką bramą, pilnie strzeżonego przez ochronę oraz bacznie obserwowanego poprzez monitoring można było dostać się dwoma drogami: lądową i morską. Ktokolwiek chciał – a zdarzały się także nieproszone wizyty – przekroczyć próg domu, był dokładnie sprawdzany. Posiadłość miała wiele udogodnień. Za białym, piętrowym budynkiem znajdowały się sauna, basen, a nawet grota ukryta za wodospadem. To cudownie intymne miejsce pomagało Nevenowi wyciszyć się, zwłaszcza po kolejnym zadaniu. Dom został specjalnie zaprojektowany: cały parter zajmował salon z kuchnią oraz jadalnią. Wjazd do garażu znajdował się po prawej. Na piętrze mieliśmy cztery sypialnie dla gości, w tym dwie z własnymi łazienkami oraz wyjściem na taras. To jeszcze jednak nic. Największą atrakcję stanowił dach. Zainstalowane tam jacuzzi pod gołym niebem oraz kącik wypoczynkowy pod niewielkim zadaszeniem stanowiły naszą strefę relaksu. Znalazły się tu nawet telewizor i grill, z których rzadko korzystaliśmy. Chyba że podczas imprez organizowanych dla znajomych Ivany, siostry Nevena, która mieszkała razem z nami.
Wczesna wiosna, koniec ciepłego marca. Wspaniały spacer po rozległej plaży cieszył mnie jak zawsze. Ubrana w lekką, białą sukienkę na ramiączka, otulona jedynie zielonym pareo z koronki rozkoszowałam się cudownym powietrzem, trzymając dłoń Nevena. Wiatr rozwiewał mi proste, mahoniowe włosy, rzucając je na lekko opaloną twarz. W delikatnym makijażu podkreślającym moje jasne oczy, z brązową pomadką na wąskich ustach byłam dumna i po prostu szczęśliwa, bo spędzałam to środowe południe z Nevenem. On, jak zawsze oficjalnie, w białej koszuli rozpiętej do połowy torsu, spod której widać było kępki czarnych włosków oraz spodniach podwiniętych do połowy łydek brodził po płytkiej wodzie. Był ode mnie wyższy o głowę, przystojny, śródziemnomorskie bożyszcze. Szerokie ramiona, które dawały mi poczucie bezpieczeństwa, władcze spojrzenie tych czarnych oczu, no i ta ciemna grzywka, która opadała mu na wysokie czoło. Tego dnia niewielu ludzi spacerowało po publicznej plaży. Lubiliśmy tamtędy chadzać, ciesząc się swoim towarzystwem. Nawet nie wiem, kiedy Neven poderwał mnie do góry, na co zareagowałam śmiechem. Otuliłam jego szyję szczupłymi rękoma. Byłam szczęśliwa jak nigdy. Pocałowaliśmy się, nie patrząc na reakcję przechodniów. Kiedy rozluźnił uścisk, zsunęłam się ponownie do wody. Wszystko przerwał dzwoniący w kieszeni spodni Nevena telefon.
– Muszę odebrać, to z pracy – powiedział.
Przytaknęłam. Pocałował mnie i odszedł kawałek. Czekałam kilka chwil, obserwując tę rozmowę. Patrzyłam jak Neven spokojnie coś komuś tłumaczy, grzebiąc stopą w piasku. Wyglądał na spokojnego, negocjując kolejne zlecenie. Obiecałam sobie, że nie będę mieszała jego pracy i naszego związku. Wiem, życie ludzkie jest bezcenne, ale słysząc czasem, kto je tracił, nawet ja uważałam, że zasłużył.
Zapatrzona w błękitną toń oceanu rozmarzyłam się. Hipnotyczne, wręcz magiczne fale działały uspokajająco. Myślałam o zbliżającym się ślubie, o pięknej uroczystości na plaży, gdy przed ołtarzem pod kwiecistą pergolą złożymy sobie przysięgę. Wiatr, tak samo jak dziś, będzie rozwiewał moje włosy, łzy wzruszenia zaleją policzki, a gdy już powiemy sobie tak, to nikt nas nie rozdzieli. Objęcie ramion, które bez najmniejszego wysiłku oplotły moje ciało, ciepły tors przylegający do moich pleców oraz ten delikatny pocałunek na szyi oplecionej złotym łańcuszkiem z rubinowym serduszkiem wywołały uśmiech na mojej twarzy. Chwyciłam jego dłonie. Spojrzałam na swoją rękę, na której błyszczał pierścionek zaręczynowy: złota obrączka z dużym czarnym diamentem, otoczonym kilkoma mniejszymi.
– Niech zgadnę, wyjeżdżasz.
– Niedaleko. Do Miami, muszę przypilnować dostarczenia towaru…
– Kobiet?
– Nie, obiecałem ci, że nie będę pomagał w ich przemycie.
– Dobrze – szepnęłam. – O której jedziesz?
– O szóstej. Zdążę jeszcze wycałować twoje ciało, jeżeli masz ochotę.
– Obawiam się, że narobimy sobie ochoty i nie pojedziesz na akcję.
– W sumie chyba masz rację… – szepnął. – Ale na dobry obiad mogę cię jeszcze zabrać?
– Z chęcią. Pod warunkiem, że zjemy homara – zażartowałam.
Na to stwierdzenie Neven się zaśmiał. Przepadał za takim jedzeniem. Gdziekolwiek nie poszliśmy, a w karcie widział homara, brał w ciemno. Tak było i tym razem. W ogrodzie restauracyjnym tuż przy plaży z wrodzoną gracją z pomocą szczypczyków rozłupywał czerwony pancerzyk, podczas gdy ja skubałam sałatkę z krewetkami. Były smaczne, ale musiałam dostawać już te bez skorupek lub prosiłam narzeczonego, aby je dla mnie obierał. Po prostu jakoś nie mogłam patrzeć na te czarne oczka i owłosione łapki.
– Coś chcesz? – zapytał w końcu, przerywając jedzenie.
– Nie, ja?
– Charlie?
– Tak, kochanie?
– A więc?
– Poważnie, jest ok – odparłam, nadziewając krewetkę na widelec. – Po prostu uwielbiam patrzeć, jak smakujesz to danie.
– Powinnaś spróbować.
– Nie, nie lubię tego cytrynowego posmaku. Wolę moje krewetki – dodałam, po czym ponętnie włożyłam kawałek różowego mięsa do ust. Wyciągnęłam go i oblizałam wargi.
– Nie prowokuj.
– Wybacz, patrząc na ciebie, nie da się inaczej.
– Jak cię dorwę w piątek, to skończymy w niedzielę.
– Jestem za.
– Uwielbiam tę twoją pewność w łóżku.
– A ja to, że ją akceptujesz. Nie każdy jest tak wyrozumiały.
Neven wyciągnął do mnie rękę. Podałam mu dłoń. To był urokliwy moment – siedzieliśmy przy okrągłym stoliku pod białym parasolem. Ludzie dopiero opuszczali plażę i zaczynali się schodzić do pobliskich restauracji. Jednak w towarzystwie ukochanej osoby nie obchodzi cię nic ani nikt dookoła. Zabraliśmy po drodze buty z przechowalni przy wejściu na plażę i kilkanaście minut później, wciąż trzymając się za ręce, przekroczyliśmy próg naszego domu.
– Ale mi ciężko po tym obiedzie – stwierdziłam, rzucając sandałki na półkę pod okrągłymi schodami prowadzącymi na piętro.
– A mnie nie. Tak to jest, jak w kółko jesz tylko zieleninę, a potem nagle zjesz coś innego.
– Nie przesadzaj – odparłam, drepcząc boso do kuchni po podgrzewanej podłodze włożonej białymi płytkami, w których można było się przeglądać. – Po prostu ten klimat… Za dużo tu tego słońca.
Neven jedynie zaśmiał się, idąc krok w krok za mną. Białe meble w połysku zajmowały cały narożnik, zabudowana lodówka znajdowała się przy samej ścianie tuż obok wbudowanego piekarnika. Wyciągnęłam dzbanek z wodą, sięgnęłam do szafki nad granitowym zlewem. Wszystko dostosowane do mojego wzrostu. Neven uprzedził mnie, sięgając zza moich pleców. Przy okazji objął mnie i pocałował szyję. Odstawił szklankę obok dzbanka, po czym wsunął dłoń pod sukienkę i ścisnął mój pośladek. Poczułam napływające podniecenie.
– Niedługo jedziesz.
– Jeszcze mamy czas na niewielkie szaleństwo.
– Nie tutaj. Obiecaliśmy Ivanie, że nie będziemy się kochać w kuchni.
– To chodźmy na kanapę albo do sypialni – szepnął mi do ucha.
– O, jesteście!
Stukanie obcasów połączone z wysokim, radosnym głosem mogło wskazywać na jedną tylko osobę – Ivanę. Schodziła jak zawsze z gracją w pięknej, pełnej falbanek sukience do kostek. Lekki turkusowy materiał otulał jej ciemniejszą skórę, podkreślając czarne oczy takie same jak u jej brata, Nevena. Była wysoka, a mimo to dodawała sobie centymetrów szpilkami. W dłoni trzymała złoty naszyjnik z turkusami, który podała mi, prosząc o pomoc w zapięciu. Zrezygnowany Neven minął ją i przeszedł do części salonowej. Usiadł na kanapie obitej zieloną skórą, do której w komplecie były dwa rozkładane fotele. Ustawił się plecami do nas tuż przy palmach przed wyjściem na taras i włączył wielki telewizor, mrucząc coś o przerwanych zalotach. Design naszego gniazdka musiał pasować nam obojgu. Neven chciał pałacyk, ja domek z widokiem na ocean z obowiązkową kuchnią i jadalnią przy schodach (pomiędzy mieliśmy przejście do garażu). Tak wyszło, że znaleźliśmy połączenie tych dwóch zachcianek i wymagało tylko niewielkich przeróbek.
– Gdzie się wybierasz? – spytałam.
– Na randkę, wracam rano, no chyba że nam się przeciągnie – odparła, zarzucając na plecy czarne zakręcone na lokówce włosy. Ukryła pod nimi tatuaż z czerwonymi różyczkami.
– Zostajesz, ja wyjeżdżam – wtrącił Neven, przełączając kanały.
– Zapomnij. Dobra, idę, bo mój książę nie może czekać.
– A z kim zostanie Charlie? – spytał w końcu mój narzeczony, podnosząc się z kanapy.
– Zadzwoń po Corteza.
– Nie! – zaprzeczył kategorycznie, a ja zaczęłam chichotać.
– Ale zazdrośnik – szepnęła w moją stronę. – Daj spokój, komu innemu możesz ją powierzyć?
– Tobie, dlatego zostajesz dziś w domu.
– Nie. Ja jadę do Christiana. A ty zadzwoń po Corteza – mówiła, idąc w stronę białych drzwi wyjściowych.
– Nie ma mowy, Ivana.
– Do jutra.
Wciąż chichotałam, widząc zachowanie Nevena. Zaklął pod nosem, idąc za siostrą. Zdążyłam nalać sobie wody, wypić i opłukać szklankę. Długo nie wracał. Zapewne kombinował, z kim mnie zostawić, ale obawiałam się, że rozwiązanie było tylko jedno i nazywało się Cortez.
2
Neven wrócił dopiero po około pięciu minutach. Trochę się zaniepokoiłam. Stojąc przy wyjściu do ogrodu, miętoliłam liść paproci, gdy wszedł wściekły z telefonem w dłoni. Uśmiechnęłam się szeroko, przywołując go palcem. Podszedł, ale wciąż jakby bez humoru. Złapałam za rozpiętą koszulę, zmuszając go do pochylenia, by mnie pocałował – nie odmówił. Objął mnie w pasie, przyciągając mocno. Zapewne chciał dokończyć to, co zaczęliśmy przed pojawieniem się Ivany, ale nie było nam dane.
– Cortez będzie za dwadzieścia minut.
– Tak szybko? – zdziwiłam się.
– Muszę być na szóstą w Miami.
– Miałeś o szóstej wyjechać.
– Tak, ale Zoran dzwonił, że już jest na miejscu, a to duży transfer. Trzeba się dobrze przygotować.
– On to robi specjalnie. Znowu wyciągnie cię na tydzień i będzie wmawiał, że romansuję z Cortezem, którego sam podsunął.
– Charlie…
– Nie, Charlie. Dobrze wiesz, jak to wygląda.
– Chcesz się jeszcze pokłócić? – zapytał, idąc w stronę kuchni.
– Chcę, żebyś mu zaufał. To świetny ochroniarz.
– To płatny zabójca jak ja.
– W porównaniu do ciebie jest ludzki. – Zaśmiałam się cicho.
– Pozory – mruknął, przeszukując nerwowo lodówkę. – Gdybym mu nie ufał, nie zostawiałbym go z tobą, ale wasza relacja mi się nie podoba – dodał, ostatecznie nic nie wyjmując.
– Jakiś ty zazdrosny.
– Nie jestem zazdrosny! – warknął, uderzając pięścią o marmurowy blat. Aż podskoczyłam. – Tylko idioci są zazdrośnikami!
– Dobrze, przepraszam – szepnęłam skruszona. – Pójdę się przebrać, zanim Cortez przyjdzie.
– Charlie.
– Nie, ok, nic się nie stało – mówiłam, cofając się ze spuszczoną głową.
Nie lubiłam, gdy tak się zachowywał. Jak tchórz uciekłam na górę, przypominając sobie ostatnią awanturę, która zaczęła się w podobnych okolicznościach. Padło tam wtedy dużo nieprzyjemnych słów czy porównań, jak wyglądałoby moje życie bez niego. Nie chciałam tego ponownie słuchać, więc uciekłam do naszej sypialni. Kilka chwil wspinaczki po krętych schodach i stanęłam na wyłożonym beżową wykładziną piętrze. Bez oglądania się za siebie przeszłam holem do ostatnich drzwi po prawej. Wchodząc do pokoju czuć było ocean. Wiecznie otwarte okno wpuszczało leśno-morski zapach do sypialni. Pomieszczenie dzieliła na dwie części przesuwna ściana z nieprzezroczystego szkła. Najpiękniejszy był jednak widok na ocean, który można było obserwować z tarasu. Stamtąd zresztą prowadziły schody na zagospodarowany dach. Po prawej stronie znajdowało się przejście do łazienki, a pod ścianą ustawiony był antyczny stolik z tapicerowanymi krzesłami. W kącie aż za bardzo rzucała się w oczy pancerna szafa z bronią, którą kazałam tu przestawić, żeby jej widok nie dręczył mnie przed zasypianiem. Na ścianie wisiały moje zdjęcia na płótnie – w bieliźnie. Neven chciał oglądać mnie bez przerwy w tym, jak uważał, odważnym wydaniu. Twierdził, że jestem doskonała, ale jego zaborczość zaczęła mi trochę ciążyć. To nie była zwykła zazdrość! To zdecydowanie przerodziło się w chorobliwą zazdrość. Mimo zapewnień, że na Florydzie dostanę nieco luzu, będę mogła wychodzić sama, to wciąż ktoś mi towarzyszył. Gdy wyjeżdżał, a ja miałam coś załatwić, to zawsze towarzyszyła mi Ivana lub wspomniany Cortez. Pomysł na niańkę o zabójczym charakterze, który mógłby konkurować z Nevenem w ilość odstrzelonych osób, należał do Zorana – brata mojego narzeczonego. Nie przypadkiem podsunął właśnie jego. Wraz z zabójczą pasją szła też uroda. Ale powiedzmy szczerze, która z nas nie poleciałaby na dwanaście lat starszego Latynosa z boską blizną na lewym policzku? No, może ja. Wciąż zapatrzona w Nevena odpychałam jakiekolwiek grzeszne myśli, mimo iż taki plan miał Zoran.
Rozsunęłam przejście, przemieszczając się z pokoju odpoczynku do sypialni. Łoże z baldachimem, o którym marzyłam całe życie, stało pomiędzy dwoma, dość praktycznymi, szafkami, które stanowiły komplet z antycznym stolikiem z poprzedniego pomieszczenia. Kinkiety zawieszone po obu stronach były jedynym źródłem światła w pokoju. Minęłam zasłonięte, białe kotary, udając się do przejścia do garderoby. Musiałam zmienić letnią sukienkę na coś bardziej zakrytego, aby Neven znowu nie twierdził, że prowokuję Corteza.
– Charlie. – Usłyszałam.
– Tutaj – zawołałam, sięgając po kolorową sukienkę.
– Nie przebieraj się. Jest dobrze.
– Neven, założę tę z guziczkami, koszulową, do ziemi. Może być? – pytałam, pokazując.
– Nie. Zostań w tym, w czym jesteś.
– To pareo trochę gryzie – mówiłam, ściągając je. Zawiesiłam na wieszak.
– Charlie! Do cholery! – wrzasnął ponownie.
Przerwałam przebieranie, zasłaniając się sukienką, którą zdjęłam ułamek sekundy wcześniej. Tak, wiem, moje zachowanie mogło prowokować, ale zdawałam sobie też sprawę z jednego – jeżeli zostanę w tym, w czym byłam, będzie miał kolejny pretekst do scen zazdrości. Wyrwał mi sukienkę, którą rzucił na stos wcześniej poukładanych koszulek. Serce waliło mi jak szalone, galopując z każdą chwilą bardziej. Czekałam na jego kolejny ruch, a może, że on również się uspokoi, tak jak mój puls. Dotknął moich ramion ciepłą dłonią, wzdychając ciężko. Kilka głębszych wdechów z zamkniętymi oczami i pocałował mnie w czoło.
– Ta będzie dobra – szepnął.
Nerwowym skinieniem głowy potwierdziłam, również się zgadzałam.
Wyszedł z garderoby, pozwalając, bym się ubrała i założyła odpowiednie buty, w których zapewne udam się na standardowy, wieczorny spacer po ogrodzie. To mnie wyciszało, pozwalało na odreagowanie po kolejnej sprzeczce. Wychodząc z garderoby, słyszałam trzask drzwiczek od szafy pancernej. Patrzyłam w przejściu, jak przeładowuje broń. Schował ją do kabury na szelkach, zasłonił marynarką. Chciał się odezwać, jednak jak na zawołanie usłyszeliśmy dzwonek informujący, że ktoś jest przy bramie wjazdowej. Neven pospiesznie zszedł na dół, aby z pomocą wideofonu umiejscowionego przy drzwiach na dole wpuścić gościa. Wolałam poczekać na piętrze, aż zostanę zawołana. Stałam przy schodach, obserwując przez okno podjeżdżający pod dom duży, terenowy samochód. Kompletne przeciwieństwo tego, czym na co dzień poruszał się Neven. Z zaparkowanego tuż przed wyjściowym tarasem chevroleta wysiadł mężczyzna. Nie spojrzał na drzwi, lecz od razu na okienko piętra, z którego na niego spoglądałam. Cofnęłam się o krok zawstydzona jak dziecko przyłapane na kradzieży cukierka. Sekundkę później usłyszałam, żek Neven dość poważnym tonem wita niezadowolonego gościa.
– Gdzie mój obiekt zlecenia? – Usłyszałam niski głos Corteza. Zatem nie wydał mnie przed Nevenem.
– Charlie!
Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym posłusznie zeszłam na dół. Widok Corteza za każdym razem wzbudzał we mnie jakiś niepokój. Otaczanie się przystojnym mężczyznami nie było dla mnie żadną nowością, ale on… Cortez był inny. Za spojrzeniem piwnych oczu kryła się jakaś mroczna dusza, która niczym sam szatan kusiła, prosząc o poznanie. Jednodniowy zarost, burza ciemnych loków i wzrost mniej więcej taki jak Nevena czyniły go wyjątkowo przystojnym. Zawsze ubierał się podobnie, czarne dżinsy i bluza. Poznałam go, kiedy jesienią zamieszkaliśmy na Florydzie. Bywało, że Neven dzwonił po niego i zjawiał się po chwili, a niekiedy znikał na kilka dni, kompletnie odcinając od świata. Zazdrościłam mu tej wolności. Nie miał żony, dzieci, mieszkał sam, nikogo nie zanudzał swoją smutną historią, jaka kryła się za blizną w kształcie krzyża na lewym policzku.
– Neven, to ostatni raz. Nie jestem niańką, a ona jest już dorosła – warknął i pewnie przeszedł do kuchni, mijając jasny stół w jadalni.
– Gdyby nie Ivana…
– Nie gdyby nie Ivana… – przerwał mu. – To nie pies, a ty nie jesteś jej właścicielem. Ja już swój dług spłaciłem wielokrotnie. Daj jej luz, a mnie spokój – dodał, wyciągając z lodówki sok pomarańczowy.
– I tak chwilowo nie masz zlecenia.
– Dobra, idź gdzie masz iść i nie zapomnij, jutro do jedenastej, potem wychodzę.
– Wiem, pamiętam – odparł Neven, po czym zwrócił się w moją stronę. – Bądź grzeczna i bez mojej zgody nie wpuszczaj tego wariata do naszej sypialni.
– Jest jak twój bliźniak. – Zaśmiałam się lekko.
– Ja jestem gorszy. On zabija złych ludzi, ja wszystkich – dodał i cmoknął mnie w usta na pożegnanie.
Neven wyszedł przejściem do garażu, łapiąc po drodze kluczyki od auta leżące na półce. Odwróciłam się w stronę baru dzielącego kuchnię. Cortez położył na nim broń, którą oglądałam z zaciekawieniem. Mój ochroniarz, oparty o blat kuchenny, pił powoli sok, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Takiego jeszcze nie widziałam – zagadałam, przerywając ciszę.
– Glock 23, dziesięć milimetrów, trzynaście naboi. Jest dla ciebie.
– Dla mnie? Ja nie używam broni.
– Zacznij, inaczej będziesz całe życie siedziała jak pies na uwięzi. A w końcu kwoty za pilnowanie ciebie sięgną wreszcie sufitu. Nevenowi wyszłoby taniej, jakbyś poszła na kurs samoobrony.
– Chciałam – odparłam, idąc do lodówki, wciąż kątem oka obserwując broń. – Ale Neven to Neven, na samą myśl, że ma mnie ktoś dotykać na szkoleniu, wpadłby w szał.
– Zazdrość zazdrością…
– Tak, wiem. To chorobliwa zazdrość. Nawet o ciebie zrobił mi ostatnio aferę – dodałam, mijając go dosłownie o milimetry. – Co się tak odsuwasz?
Cortez podniósł wzrok na ażurowy żyrandol. Pokręcił bez słowa głową, po czym do końca wypił sok. Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, o co mu chodzi. Pokazał palcem żyrandol, kinkiet nad drzwiami, potem telewizor oraz ledy na całej długości białego sufitu kuchni.
– Kamery. Są wszędzie.
– Nie no, zwariowałeś. No, jest tam, nad wejściem i na tarasie…
– Przyjrzyj się dokładnie. On cię dosłownie inwigiluje.
– Przestań, przecież to niepoważne.
Odwróciłam się, by przyjrzeć się dokładnie żyrandolowi. Biały, w kształcie nieregularnego kwiatu faktycznie krył w sobie coś małego. Bez pokazania tego palcem w życiu nie zauważyłabym migoczącego, czerwonego punkciku, który dostrzec można było nawet po zgaszeniu światła. Zaklęłam pod nosem wściekle, co u Corteza wywołało śmiech. Odwracając się do lampek kuchennych również na jednej z nich zauważyłam niewielkie, czarne urządzenie.
– Zwariował – mruknęłam, przysuwając sobie krzesło spod baru.
– Co robisz?
– Ściągam je. Nikt nie będzie mnie podglądał.
– Zostaw, zostaw, niech ma tę satysfakcję – wtrącił, odstawiając ponownie krzesło na swoje miejsce. – Ja na twoim miejscu zastanowiłbym się nad związkiem z tym wariatem.
– Ile ci Zoran zapłacił za to, żebyś to powiedział?
– Dawał mi sporą kwotę, jak porwę cię i zabiję.
– Serio?
– Serio – odparł. – Powiedziałem, że za trzy mogę cię porwać, a za dodatkowy milion zabić. Nie zgodził się. Stwierdził, że znajdzie kogoś tańszego. Oni cię naprawdę nie lubią, cała ta popierdolona familia.
– Zabiłbyś mnie, gdyby ci zapłacił?
– Pewnie. Cztery miliony na ziemi nie leżą. Przy okazji uwolniłbym się od zabawy w niańkę.
– Nawet Neven by tego nie zrobił na twoim miejscu.
– Zdziwiłabyś się.
– Zmieńmy temat. Głodny?
– A gotujesz?
– Pewnie, jestem zwyczajna Charlie a nie jakaś wychuchana Vanessa czy inna Victoria. Ty chyba nie myślisz, że ta kuchnia służy jedynie na pokaz.
– Na razie wystarczy kawa.
– Jak sobie życzysz.
Skrępowanie mimo rozmowy nie mijało. I jeszcze te kamery. Neven popłynął po całości, montując je dość niedawno. To przekonywało mnie po raz kolejny, jak nieobliczalny potrafił być, kiedy chwytał go atak zazdrości. Starałam się robić wszystko naturalnie, podałam kawę siedzącemu przy barze Cortezowi, przejrzałam lodówkę, kombinując, co by tu przygotować na wspólną kolację, którą zapewne spożyjemy wkrótce. Wciąż obserwowana przez elektroniczne oko wewnątrz naprawdę wręcz płonęłam ze złości.
3
Miałam ochotę wyjść z domu, pobłądzić po Pompano Beach. Niestety, Cortez nie chciał prowokować niepotrzebnych ataków zazdrości u Nevena, który mógł w dość nieprzyjemny sposób zemścić się za brak chwilowej kontroli nad moim życiem. Wspólna kolacja tuż przed zachodem słońca na tarasie też była przyjemna.
Sącząc wino, obserwowałam wszystko dookoła. Ciepły, wieczorny wiaterek poruszał pobliskimi sosnami, roznosząc uroczy zapach. Odkryty basen, jaskinia, w której wciąż szumiał wodospad, sprawiały, że zrobiłam się senna.
– Przejdziemy się? – zapytał Cortez. – Bo zasypiasz.
– Dobry pomysł – odparłam, wstając. – Tylko najpierw sprzątnę…
– Zostaw to. Nie ma go, nie musisz działać jak zaprogramowana. Chodźmy.
– Ale…
– Nie, żadnych ale. Widzisz, działasz już pod jego dyktando, jakby miał wyskoczyć zza rogu, a on się świetnie bawi w Miami. Boisz się go.
– Nie! No, czasami – mruknęłam i dopiłam wino, po czym odstawiłam kieliszek na szklany stolik. – Bywa mściwy.
– Cecha charakterystyczna dla całej rodziny. Nie przywykli do odmowy. Ty też go nauczyłaś, że zawsze robisz, co każe. Widziałem was na plaży i byłaś w innym stroju.
– Śledzisz nas?
– Pompano Beach nie jest waszą własnością. Kazał ci się przebrać?
– Nie, sama to zrobiłam.
– Nie chciałaś dawać mu powodu do zazdrości?
– Raczej do… złości.
– Czyli się go boisz.
– A ty co? Moja matka, że prawisz mi morały? – Rozzłościłam. Schodziliśmy krętą ścieżką pośród magnolii na plażę.
– Póki co niańka.
– Ty coś wiesz! Coś, o czym i ja powinnam wiedzieć na jego temat. Robisz jakieś podchody…
– W końcu macie łódź. – Pokazał zacumowany przy prywatnym molo kilkumetrowy jacht.
– Diego. Uciekasz od tematu.
Zatrzymał się jak rażony piorunem, a potem miękko przeskoczył na wybetonowane molo. Nie cierpiał swojego imienia tak jak ja swojego. To zawsze działało. Odwrócił się w moją stronę, a gdyby spojrzenie mogło mordować, już leżałabym martwa u jego stóp. Wybuchnęłam śmiechem. Wino podziałało chyba jedynie na mnie. Gdy podeszłam bliżej, wciąż chichotałam jak głupia. Dotknęłam jego ramienia, na co natychmiast się odsunął.
– Neven by mnie odstrzelił za takie coś.
– On nie nazywa się jak pies.
– A ja nazywam się jak popularne ciasto.
– Skoro nie lubisz swojego imienia, to dlaczego go nie zmieniłeś?
– Za stary jestem. Po co ta dyskusja? Nie idź tak blisko krawędzi, bo wpadniesz do wody i wrócisz mokra do domu.
– Unikasz odpowiedzi – odparłam, opierając się o kadłub. Przysiadłam na lekko falującej, białej łodzi.
– Nie unikam, to nie moje sprawy – powiedział w momencie, gdy w kieszeni jego spodni rozdzwonił się telefon. – O wilku mowa. Co jest?
Cortez na chwilę zamilkł, słuchając uważnie, co mówi do niego Neven.
Wziął głęboki oddech i zaczął się szyderczo śmiać, kręcąc głową.
– Nie, nie ma mowy. Nie, Neven, zapomnij… Nie stać cię na mnie. – Przerwał, słuchając, co mówi. – Ok, dobra, trzymaj. – Podał mi telefon.
– Tak?
– Gdzie ty jesteś? Nie odbierasz telefonu.
– Został w domu. Stoimy przy jachcie.
– A gdzie miałaś być? – spytał wściekły.
– Dzwonisz, żeby się przyczepić?
– Nie, pogadamy o tym później. Idźcie do sypialni i otwórz Cortezowi szafę pancerną. Jak już tam będziecie, zadzwońcie – odparł i się rozłączył.
– Rozumiesz coś z tego? – dziwiłam się.