(Nie)oczywiste zasady zdrowego i szczęśliwego życia - Ewelina Pałecka - ebook + książka

(Nie)oczywiste zasady zdrowego i szczęśliwego życia ebook

Pałecka Ewelina

3,6

Opis

Jeśli po raz kolejny zaczynasz dietę i Ci to nie wychodzi…

Jeśli znowu planujesz się zdrowo odżywiać, a tabliczka czekolady jest silniejsza od Twojej woli…

Jeśli po raz wtóry odkładasz na poniedziałek plan rozpoczęcia treningu…

Jeśli już ćwiczysz, ale się irytujesz, bo nie chudniesz…

Jeśli źle sypiasz…

Jeśli ktoś wyprowadza Cię z równowagi…

Jeśli dręczą Ci wydarzenia z przeszłości…

Jeśli nie jesteś w stanie poukładać dnia tak, żeby przynosił Ci satysfakcję…

Jeśli w sytuacjach stresowych puszczają Ci nerwy…

Jeśli nie umiesz panować nad emocjami…

…ta książka jest dla Ciebie. Przede wszystkim dowiesz się z niej, dlaczego tak się dzieje i co zrobić, żeby to zmienić. Poznasz tajniki własnego umysłu i mechanizmy, które powodują, że oddalasz się od celu. Odkryjesz, jak działa Twoja podświadomość i dlaczego płata Ci te wszystkie figle. Przeczytasz o metodach, które pozwolą Ci zwalczyć złe nawyki. A przede wszystkim dostaniesz ogromny zastrzyk motywacji, żeby poprawić jakość swojego życia

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 210

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (8 ocen)
4
1
1
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sojka44
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Ot i cała prawda, sami pod sobą kopiemy dołki. Książka rewelacyjna i daje do myślenia. Warto przeczytać.
00
KadMad

Nie polecam

Pani sugeruje że wszystko można wyleczyć dietą. Dalej nie dotarłam.
00
Readytoreading

Nie oderwiesz się od lektury

Ta książka to świetny, motywacyjny kopniak w tyłek. Polecam
00

Popularność




© Copyright by Ewelina Pałecka

Redakcja

Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl

Korekta

Anna Hat – Zyszczak.pl

Skład DTP

Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl

Projekt okładki

Ilona Gostyńska-Rymkiewicz

Źródła grafik

Bukiet – liza (stock.adobe.com)

Okładka – Dianne (stock.adobe.com)

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody właściciela praw autorskich.

Wydanie I, 2023

ISBN 978-83-965469-7-5

To, jakie będzie Twoje samopoczucie jutro,

zależy od tego, co zrobisz,

o czym pomyślisz

i z kim się spotkasz dziś.

Wstęp

Dlaczego powstała ta książka? Pomysł jej napisania rozwijał się w mojej głowie przez kilka lat. Sama nie wiem, dlaczego dopiero teraz zrealizowałam ten plan. Chociaż może to i dobrze. Dorosłam do tej myśli, poszerzyłam zakres wiedzy i zdobyłam więcej doświadczenia.

Cała przygoda ze zdrowym odżywianiem zaczęła się 14 lat temu, kiedy zajmowałam się sprzedażą suplementów diety. Firma, z którą współpracowałam, umożliwiła mi uczestnictwo w warsztatach dotyczących zdrowego odżywiania prowadzonych przez lekarza (z tytułem profesora) propagującego zdrowy styl życia oraz zajmującego się alternatywnymi metodami leczenia. Chętnie skorzystałam z tej szansy. Pojechałam na wykład, nie spodziewając się niczego spektakularnego. Parę godzin przekazywania wartościowej wiedzy jednak zupełnie zmieniło moje nastawienie. Słuchałam z otwartymi ustami, jak poszczególne produkty i sposób odżywiania determinują zdrowie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Zawsze odżywiałam się w miarę zdrowo, byłam aktywna fizycznie i ogólnie dbałam o swoje samopoczucie. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Po tym, czego się dowiedziałam na warsztatach, uświadomiłam sobie, że popełniam wiele błędów, które w przyszłości mogą zaowocować przykrymi konsekwencjami.

Po powrocie z warsztatów spędziłam dużo czasu przed laptopem, szukając informacji na tematy poruszane podczas wykładu. Im więcej się dowiadywałam, tym bardziej chciałam poszerzać wiedzę. Nie mogłam się oderwać od lektury o zapobieganiu chorobom oraz ich leczeniu bez zażywania medykamentów. Kupiłam pierwszą książkę: Jak nie umrzeć przedwcześnie autorstwa Michaela Gregera i Gene Stone, i choć to ponad 400-stronicowe tomisko, pochłonęłam je momentalnie. Potem była kolejna książka, a potem następna i następna, i jeszcze jedna. Nabywałam ich mnóstwo, zaznaczałam istotne fragmenty, robiłam notatki. Było mi wciąż mało. Zaczęłam jeździć na warsztaty, szkolenia i wykłady dotyczące tej tematyki. Wciągnęło mnie to tak bardzo, że brakowało mi czasu na jakiekolwiek życie towarzyskie.

Po około dwóch latach na półce miałam już ponad 200 przeczytanych książek. Postanowiłam wówczas, że czas zacząć się dzielić tą pokaźną wiedzą. Utworzyłam stronę internetową www.szlachetnezdrowienet.pl i zaczęłam zamieszczać na niej artykuły dotyczące zdrowia oraz wykorzystywania produktów spożywczych i ziół przy wspomaganiu leczenia różnych chorób bądź zapobieganiu im. Równocześnie siedziałam z nosem w kolejnych zdobyczach książkowych i dzieliłam się na stronie każdą kolejną uzyskaną informacją.

Nadszedł jednak czas, kiedy i to było mało. Zaczęłam układać diety – najpierw znajomym i rodzinie – mające na celu nie tylko osiągnięcie wymarzonej masy ciała, ale również pozbycie się dokuczających im dolegliwości. Kiedy okazało się, że alternatywne metody wspomagania zdrowia działają, zajęłam się tym na większą skalę. Przybywało mi pozytywnych opinii i podziękowań. Wiedziałam już, że to jest to, czym chcę się zajmować.

Mając świadomość, że wciąż muszę sięgać po więcej, doskonalić się i szkolić, wykroczyłam poza ramy zdrowego odżywiania i wskoczyłam na poziom psychiki. Zgłębiałam przyczyny braku silnej woli u osób borykających się z serią chorób, na przykład autoimmunologicznych, i potrzebujących w życiu zmian. Odnalazłam klucz do tego, jak zwiększyć chęć do walki o siebie. Pomógł mi fakt, że w przeszłości interesowałam się psychologią i przeczytałam o tym mnóstwo książek oraz artykułów naukowych. Na mojej półce znajduje się około 80 pozycji z tej dziedziny. Część przeczytałam po kilka razy. Uczestniczyłam w szkoleniach i warsztatach. Temat ucichł, kiedy na tapet wkroczyły kondycja i zdrowie fizyczne. Niedługo później jednak postanowiłam się dokształcić w tym kierunku. Zauważyłam bowiem, że te dwa aspekty się zazębiają. Odkryłam, że abyśmy w pełni czuli szczęście, musi nam być lżej nie tylko na ciele, ale i na duszy. Po którymś wykładzie z kolei dostrzegłam, że łatwiej mi zrealizować swoje plany i że zależy to od odpowiedniego podejścia i wiary we własne siły.

Stawiane przeze mnie kroki odmieniały życie zarówno moje, jak i innych. Wszystko, o czym pisałam na swojej stronie, testowałam na sobie, rodzinie oraz znajomych. Kiedy widziałam efekty, wiedziałam, że obrany kierunek jest słuszny. Wszystko to z czasem wydało mi się normalne i naturalne. Doskonałe samopoczucie przełożyło się na ogrom energii i radości. Czułam się czysta i zdrowa. Pragnęłam, aby wszyscy czerpali ze wszystkiego taką samą radość jak ja. I tak postanowiłam napisać ten poradnik. Chciałam, aby osoba, która po niego sięgnie, po zakończeniu lektury była zmotywowana do wzięcia spraw w swoje ręce, aby nie składała sobie pustych obietnic, tylko dostała powera do działania.

Napisałam tę książkę lekkim, prostym językiem. Takim, który pozwoli mi do Ciebie dotrzeć i pomoże Ci zrozumieć treść. Moim celem jest przekonanie Cię do zmian. Uznałam, że droga do tego nie może być kręta. Zależy mi, żebyś przewracając kolejne kartki, poczuł się tak, jakbyś siedział obok i mnie słuchał.

O czym jest ta książka i co może wnieść do Twojego życia?

Podzieliłam treść na dwie części. Pierwsza dotyczy zdrowia fizycznego, a druga – psychicznego. Część informacji będzie Ci z pewnością dobrze znana, część – znana, ale zapomniana, a część będzie stanowiła nowość.

Chciałabym, abyś podjął właściwe kroki na drodze do zmiany swojego postępowania i zrozumiał, jak ważne jest zarówno to, co masz na talerzu, jak i to, co masz w głowie. Czym skutkują Twoje nawyki? Co powodują Twoje złe przyzwyczajenia? Jak się ich pozbyć? Nie chodzi o to, żebyś próbował robić coś na siłę, tylko o to, żebyś poczuł pragnienie zmian, żebyś odnalazł głęboko w sobie głos, który szepnie Ci, że to dobra droga i chcesz nią podążać.

W pierwszej części opisałam, jaki wpływ na Ciebie ma to, co jesz na co dzień, dlaczego czasem to nie Ty decydujesz o tym, co wybierzesz, tylko jedzenie wybiera Ciebie.

W drugiej części poruszam temat psychiki: tego, w jaki sposób czasem myślimy i reagujemy, oraz powodów, dla których uważamy, że nasze postępowanie jest słuszne. Jak zauważyć w sobie to, co nas wykańcza? Co zrobić, żeby móc żyć bez balastu problemów? Jak postępować, żeby nie mieć wyrzutów sumienia?

Obie części złożą się w całość, która doprowadzi Cię do czystszych myśli, lepszego zdrowia i poprawy formy fizycznej.

Chciałabym, żebyś po przeczytaniu tej książki powiedział, że warto było poświęcić jej czas. Choćby po to, żeby zmienić jeden zły nawyk albo pojąć jedną rzecz, która wniesie do Twojego życia coś pozytywnego. Jeżeli tak się stanie, będę szczęśliwa, że mogłam Ci w tym pomóc.

Nieważne jest to, jak wiele wiesz. Ważne jest to, co robisz z tym, co wiesz.

Część I. Zdrowie fizyczne

Co ma wpływ na Twoje samopoczucie? Co powoduje, że boli Cię głowa? Dlaczego nieraz nie chce Ci się czegoś zrobić? Dlaczego nie masz energii, aby dokończyć to, co zaplanowałeś? Dlaczego po raz kolejny nie spełniasz swoich postanowień?

Czasem nie zdajesz sobie sprawy z tego, że ból głowy to sygnał od Twojego organizmu, żebyś zmienił sposób odżywiania albo coś wyleczył, zamiast brać kolejną tabletkę. Nie zastanawiasz się nad tym, jak oraz co jesz – bardziej skupiasz się na tym, żeby Ci smakowało i żeby zaspokoić głód. Nie myślisz o tym, czy to, co właśnie spożywasz, nie stanie się zalegającym w jelitach źródłem toksyn. Mechanicznie wrzucasz w siebie przed pracą śniadanie, w południe zamawiasz lunch, po drodze z pracy zajeżdżasz do marketu, żeby kupić coś na kolację. Czy wybierając te dania i produkty, przewidujesz, jak wpłyną na Twoje samopoczucie? Czy zastanawiasz się, ile energii Ci dadzą? Nie sądzę. Raczej stawiasz na to, co będzie smaczne, nie zdając sobie sprawy, że na Twoje popołudniowe zmęczenie może wpływać źle dobrana żywność.

Przestań jeść i zacznij się odżywiać

1. Wpływ na poziom Twojej energii

Czy znasz ten stan, kiedy po zjedzeniu obiadu lub kolacji jedyne, na co masz ochotę, to położenie się na kanapie choć na pół godziny? Z pewnością nieraz sobie obiecywałeś: „Po obiedzie posprzątam”, „Po obiedzie biorę się do plewienia w ogródku”, „Piękna pogoda, zjem coś i idę myć samochód”. Wybija 15:00, obiad zjedzony, a Ty myślisz: „Ależ się najadłem, poleżę chwilę i dopiero wezmę się do roboty”. Tym sposobem mija godzina, potem druga i Twoje plany spełzają na niczym. Dlaczego? Dlatego, że się najadłeś bądź – co gorsza – przejadłeś, a nie odżywiłeś.

Weźmy prosty przykład posiłku: schabowy w panierce usmażony na patelni, ziemniaki plus surówka z majonezem. Skrobia (ziemniaki) rozkładana jest na cukry proste już w jamie ustnej pod wpływem żucia. Żeby taki cukier nie sfermentował w żołądku, organ ten musi o to zadbać. Białko (mięso) zaś trawi się dopiero tam. Żeby je strawić, żołądek dostosowuje kwasowość do innego poziomu. Jeśli zatem spożywamy te dwa rodzaje makroskładników naraz, pojawiają się trudności w trawieniu. Na domiar złego część nie zostaje strawiona wcale.

Nieodpowiednie dobieranie składników obciąża organizm, czego skutkiem jest brak energii. Schabowy to jeszcze, powiedzmy, pół biedy. Gorzej, jeśli lubisz fast foody, poprawisz ciastem i popijesz colą. Czy umiesz sobie wyobrazić, co się dzieje wówczas w Twoim żołądku? Nie? To mam dla ciebie propozycję: po najbliższej kolacji z bliskimi (urodzinach, imieninach, posiadówce ze znajomymi) nie zsuwaj resztek z talerzy do kosza, tylko wrzuć do dużego gara wszystko: resztki wędliny, sera, ciasta i sałatki, po czym dolej kawy czy herbaty, może jakiegoś innego napoju. Wymieszaj, przykryj i zostaw w ciepłym miejscu na noc. Rano podnieś pokrywkę i powąchaj. Przekonasz się wtedy, co się dzieje w Twoim żołądku czy jelitach.

Powiesz teraz, że przesadzam, bo przecież nie codziennie uczestniczy się w takich imprezach. Prawda, ale czy to oznacza, że na co dzień nie doprowadzasz organizmu do ruiny? Przypomnij sobie, jak po wciągniętym na szybko śniadaniu złożonym z kanapek skubnąłeś batonika. Owszem, potem zjadłeś jabłko, ale koło południa koleżanka zamawiała pizzę, więc też się skusiłeś. Obiecałeś sobie, że do wieczora nic nie włożysz do ust. Ale po pracy byłeś tak głodny, że podczas zakupów połakomiłeś się na pięknie wyglądającego i pachnącego donuta. W domu, przyrządzając obiad lub kolację, posmakowałeś to tego, to tamtego, poprawiłeś lampką wina lub piwem i tym sposobem urządziłeś żołądkowi tę samą imprezę, jakiej doświadczył podczas kolacji ze znajomymi.

Wybiła 19:00, dziś już na sto procent miałeś iść do siłowni, a tu niespodzianka. Jedyne, na co masz ochotę, to walnąć się na kanapę i pooglądać telewizję lub poczytać książkę. Tłumaczysz sobie, że zmęczenie wynika z nadmiaru obowiązków. Muszę cię zmartwić – to wymówki. Nie masz siły, bo Twój organizm przeznacza całą energię na trawienie. Czy masz pojęcie, jaką walkę musi toczyć, żeby przerobić to, co zjadłeś? W dodatku musi jeszcze to wszystko posegregować: namęczyć się, aby wartościowe składniki trafiły w odpowiednie miejsca i odżywiły komórki, a te szkodliwe zostały zneutralizowane i wydalone. Niestety, jeśli regularnie otrzymuje porcje nie do przerobienia, przestaje dawać radę. Jeśli w dodatku historia powtarza się codziennie, to katastrofa gwarantowana.

Czy wiesz, że przeciętny człowiek przyjmuje każdego dnia dziesięć razy więcej pożywienia, niż potrzebuje jego organizm? To masa dodatkowej roboty dla wątroby, żołądka, trzustki i jelit. Spytasz: „No dobra, to co mam jeść?”. Rób sobie na śniadanie owsiankę z owocami. Nie lubisz owsianki? Są jeszcze płatki gryczane, orkiszowe czy jaglane. Wszystkie zdrowe i lekkostrawne. Zabierz do pracy jogurt naturalny, kup po drodze banana, rozdrobnij i dorzuć. Nie lubisz jogurtu naturalnego? Wypij kefir lub zjedz dużą porcję owoców. Na obiad zjedz mieszankę pieczonych warzyw – z kaszą, jeśli same warzywa to dla Ciebie za mało. Na kolację wybierz sałatkę zamiast pieczywa. To są tylko przykłady i dotyczą zdrowych osób. Powiesz: „Nie jestem królikiem, żeby jeść trawę”. Okej, dodaj pokrojoną w kostkę mozzarellę, posyp prażonymi pestkami słonecznika czy orzechami, dodaj kawałek ugotowanej piersi z kurczaka. Zobaczysz, że już po tygodniu poczujesz się lekko i nabierzesz ochoty na zrobienie czegoś więcej niż zaleganie na kanapie. Spytasz: „No tak, ale jak to wszystko wdrożyć w życie?”. Odpowiedź znajdziesz w części o sporcie, w rozdziale 6 („Dlaczego Ci się nie udaje?”).

Nie możesz sprawnie myśleć, gorąco kochać, dobrze sypiać, jeśli nie odżywiasz się prawidłowo.

Virginia Woolf

Popatrz na dzieci: biegają, skaczą, bawią się, a nawet gdy siedzą, to przebierają nogami i się kręcą. Wszystkie cierpią na ADHD? Oczywiście, że nie. Mają zdrowe, dobrze dotlenione organizmy. Dlaczego większość dorosłych najlepiej czuje się na kanapie, przed telewizorem? Odpowiedź jest prosta: z biegiem lat zdążyli tak zaśmiecić swój organizm, że brakuje im siły na cokolwiek. Cała energia, jaką mogliby wykorzystać na grę w siatkówkę czy pływanie, poszła na walkę z trawieniem. Wśród Twoich bliskich czy znajomych zapewne są osoby cechujące się dużą aktywnością. Mimo że dopiero co wróciły z pracy i zapadł wieczór, idą jeszcze do siłowni, a jeśli jadą w góry, to odpoczywają aktywnie: szczyty zdobywają piechotą, a nie gondolą. Zwróć uwagę, jak tacy ludzie się odżywiają – albo po prostu spytaj. Wiem, co usłyszysz: że je duże ilości warzyw i owoców, nie rusza fast foodów, nie pije coli, ale za to przyjmuje 1,5 litra wody dziennie.

Trzy miliardy ludzi wstają rano, patrzą w lustro i się załamują: zmarszczki na twarzy, worki pod oczami, suche włosy z rozdwojonymi końcami, gdzieniegdzie już nawet siwe. Tabletki dietetyczne i zabiegi kosmetyczne przestają działać. Ciało zwyczajnie głoduje z braku odpowiednich składników odżywczych.

Pomyśl: gdybyś miał tyle siły, żeby po 10 godzinach w pracy jeszcze iść do siłowni albo pograć z kumplem w squasha, czyż nie byłoby wspaniale? Możesz to osiągnąć. Wystarczy, że zaczniesz się zdrowo odżywiać. Jak się czujesz po zjedzeniu banana? Pewnie się zastanawiasz, co to za głupie pytanie. Przecież czujesz się normalnie, tak samo jak przed jego zjedzeniem. No dobrze. A jak się czujesz po zjedzeniu kebabu? Tu chyba już łatwiej z odpowiedzią. Czy Twoje słowa po zjedzeniu złożonego z niego posiłku nie brzmią przypadkiem tak: „O matko, ale się obżarłem, teraz to bym poleżał”? Ilość ma znaczenie, to oczywiste. Ale nie tylko ona – liczą się też wartości odżywcze składników. Porównaj wielki talerz sałatki z oliwowym dressingiem oraz kebab. Gwarantuję Ci, że po sałatce będziesz się czuł lekko jak po zjedzeniu banana. Organizm raz-dwa wszystko posegreguje. A skoro jesteśmy w temacie ilości, wtrącę małą dygresję: ćwiartka tego, co jesz, utrzymuje Cię przy życiu, a pozostałe ¾ utrzymuje Twojego lekarza.

Wróćmy na chwilę do dzieci. Mają mnóstwo siły i energii, uśmiechają się i są szczęśliwe. Z biegiem lat wprowadzają do organizmów coraz więcej toksyn, chemii, sztucznych składników i przetworzonych dodatków. Spójrz, jakie produkty są w Twojej lodówce czy w szafkach kuchennych. Czy masz tam colę, ciastka, czekoladę, chipsy, mrożoną zapiekankę, gotowe do odgrzania filety, pierogi z torebki? Nie? Gratuluję i jestem z Ciebie dumna. Masz? Wyrzuć je. Nie chodzi o to, żebyś się tłumaczył sam przed sobą, że przecież Twoje dzieci tak źle się nie odżywiają. Bo to tylko jedno czy dwa ciastka, wczoraj jedynie kinder bueno, fantę piły dopiero przedwczoraj, a wczoraj i dzisiaj – sok… Dzieci są kuszone kolorowymi opakowaniami i bombardującymi nas zewsząd reklamami pokazującymi durne sceny, jak to po zjedzeniu skitlesów nagle pokój staje się tęczowy. Powinieneś nad tym panować. Nie lituj się codziennie i nie wyciągaj z zanadrza cukierka. Nie i koniec. Co z tego, że zapewnisz maluchowi pięć minut szczęścia, skoro długofalowo dasz mu nieszczęście? Czterolatek jest już na tyle rozumny, że możesz mu skutecznie wyjaśnić, jakie konsekwencje przynosi niezdrowe jedzenie. Zdziwisz się, jak wiele z tego pojmie.

Dziś cukierek, jutro czekolada, w weekend może McDonald’s, u babci racuchy i faworki, a na wynos opakowanie gum rozpuszczalnych, tak żeby mama nie widziała – to rok po roku niszczy tę energię, jaką tryskał Twój maluch. W efekcie jako nastolatek może nie mieć chęci na zajęcia dodatkowe z kosza oraz będzie Cię prosił o zwolnienie z lekcji WF-u, rzucając milion wymówek, dlaczego nie chce brać w nich udziału.

Twoje ciało jest cudowne i potrafi czynić cuda. Komórki narządów odnawiają się na okrągło. Ani jedna nie jest starsza niż dwa lata – poza tymi w zębach, korze mózgowej, soczewkach i prawdopodobnie w mięśniu sercowym. Gdybyś nie przeszkadzał w tym procesie odnowy, w wieku 60 lat teoretycznie powinieneś czuć się jak nastolatek. Tak, wiem, trudno osiągnąć taki stan. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nie możemy sobie odmawiać wszystkiego. Spróbuj jednak doprowadzić do proporcji, w której 80% Twojego dziennego pożywienia będzie zdrowe, a w miejsce pozostałych 20% jedz, co chcesz. To znaczy… żebyśmy się dobrze zrozumieli: „jedz, co chcesz” nie oznacza, że te 20% mają być codziennie wypełnione cukierkami czy hot dogami. Możesz sobie pozwolić na takie wybryki, ale jedynie od czasu do czasu, na przykład raz na miesiąc.

Możesz nadal leżeć na kanapie i zastanawiać się, dlaczego wypadają Ci włosy, albo jutro zmienić jedzenie w odżywianie i zobaczyć, że po miesiącu nie widzisz ich garści na szczotce czy grzebieniu.

Zadanie nr 1

Od jutra przez kolejne 10 dni nie spożywaj:

• Zadanietekst cukru i słodyczy,

• fast foodów,

• gotowych paczkowanych dań,

• smażonych dań,

• napojów gazowanych,

• alkoholu.

Po tym czasie oceń swoje samopoczucie i sprawdź, jak wiele energii Ci przybyło.

2. Wpływ na Twoje zdrowie

Złe odżywianie to nie tylko brak energii. To coraz gorsze zdrowie. Jak myślisz: skąd się biorą bóle głowy i brzucha, cukrzyca, dna moczanowa, kamienie w woreczku żółciowym czy nawet nowotwory? Znikąd? Jesteś jednym z tych pechowców, którego czepiają się wszelkiej maści dolegliwości? To nie kwestia pecha.

Twój organizm, jeśli nic mu w tym nie przeszkadza, każdego dnia odwala kawał dobrej roboty. Naprawia to, co się popsuło, usuwa to, co Cię zatruwa, magazynuje to, co wartościowe. On o Ciebie dba i robi wszystko, żebyś był zdrowy i piękny. Pamiętasz ten gar z mieszanką z poprzedniego rozdziału? Okej, zatem odpowiedz sobie na pytanie: kiedy Twój organizm ma czynić te wszystkie wspaniałości, skoro ciągle jest zajęty przetwarzaniem śmieci, które na bieżąco dostarczasz? Brakuje mu na to czasu. Trawi – miele, miele – trawi i jeszcze raz trawi, i jeszcze raz miele. W tym czasie mógłby naprawiać jakąś uszkodzoną komórkę albo pozbyć się wolnych rodników, które namnażają się w Twoim ciele. W dodatku okazuje się, że nie może sobie ze wszystkim poradzić. Niestrawione resztki zaczynają zalegać w jelitach, gniją i powodują, że z kału wydobywają się toksyny. Jeśli taka sytuacja trwa tygodniami, miesiącami czy w końcu latami, to nienaprawionych komórek przybywa. Mnożą się i mutują, aż prowadzą do rozwoju choroby. Co wtedy robisz? Idziesz do lekarza, a ten przepisuje Ci serię tabletek, które naprawiają jedno, a psują co innego. I tak w kółko. Spytasz: „To co ja mam zrobić, skoro już choruję na to czy tamto?”. Nigdy nie jest za późno na zmianę. Możesz zacząć teraz. Twoje ciało Ci podziękuje za tydzień czy za miesiąc.

Niejednokrotnie układałam diety przy różnych dolegliwościach i wiem, co mówię: odpowiednim odżywianiem można zdziałać cuda. Środowisko medyczne jest zgodne, że nadciśnienie stanowi efekt niezdrowego stylu życia: nadwagi, nadmiernego spożywania soli i tłuszczów trans, palenia papierosów czy picia alkoholu. Skoro to przyczyna wysokiego ciśnienia, dlaczego by nie wyeliminować tych rzeczy? Bo wygodniej iść do lekarza, dostać tabletki i pozostać przy starych nawykach. Tabletka jednak nie leczy, tylko łagodzi skutek. Przyczyna dalej istnieje i powoduje, że Twój organizm będzie szwankował. Nie możesz myśleć, że po zażyciu proszków na ból brzucha pozbyłeś się dolegliwości. Nadal masz problem – pozbyłeś się jedynie chwilowo efektu ubocznego.

Najlepszymi lekarzami na świecie są: doktor dieta, doktor spokój i doktor dobry humor.

Jonathan Swift, Leksykon złotych myśli, wyboru dokonał K. Nowak

Zdrowa dieta, dużo warzyw i owoców, mało mięsa (albo nawet wcale), zero fast foodów i słodyczy, duża ilość wypijanej wody, unikanie używek – to wszystko pozwala organizmowi działać poprawnie i pomaga w naprawianiu uszkodzeń. Zobrazuję Ci to na przykładzie. Budowlaniec chce postawić dom. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, budynek będzie gotowy w rok. Ale załóżmy, że ktoś dosypał mu do betonu dodatkową porcję piachu albo dorzucił kilka wiader trawy. Budowlaniec musiał to naprawić i robić beton od nowa. Jeśli co chwilę ktoś będzie robił psikusy i budowlaniec będzie musiał ciągle coś naprawiać, dom stanie w ciągu trzech lat zamiast przewidywanego roku. Albo nie powstanie wcale. Podobnie jest z organizmem. On chce się utrzymać w ciągłym dobrym zdrowiu, ale jeśli nie dostaje substancji odżywczych, tylko rzeczy, które go psują, musi nieustannie stawiać temu czoło. Gdyby ktoś mieszał szyki budowlańcowi non stop, nie dałby on rady z usuwaniem uszkodzeń, aż w końcu to, co już wybudował, zaczęłoby niszczeć. Czy teraz rozumiesz? Pomóż swojemu organizmowi wznieść piękny dom o solidnych fundamentach. Nie chodzi o to, że od dziś nie możesz zjeść ciastka ani napić się fanty. Wszyscy mamy mniejsze lub większe pokusy. Ulegaj im, ale sporadycznie. Pozwól sobie na nie jedynie wtedy, kiedy spotykasz się ze znajomymi, gdy jesteś na urodzinach przyjaciółki czy kiedy najdzie Cię ochota na coś niezdrowego, a od trzech tygodni odżywiałeś się odpowiednio.

Często bywa tak, że jeden dzień szaleństwa pociąga za sobą drugi: pozwoliłeś sobie na podwójną porcję tłustych żeberek w sosie miodowym, do tego sałatkę ociekającą majonezem, potem na trzy kawałki ciasta zamiast jednego, wieczorem popiłeś piwem – a rano wstajesz i chcesz więcej. Z jednej strony czujesz się pełny, trudno Ci się ruszyć, ale z drugiej – coś zmusza Cię do kontynuowania. Niby wiesz, że wczoraj przegiąłeś i dziś powinieneś postawić na lekkie, zdrowe jedzonko, ale gdy otwierasz lodówkę i widzisz ostatni kawałek żeberek, stwierdzasz: „No dobra, dojem i koniec”. I mogę się z Tobą założyć, że nie będzie to koniec. A wiesz dlaczego? Bo pomyślisz: „Aj, skoro już zjadłem to żeberko, to dziś jeszcze sobie na trochę pozwolę, a jutro już na pewno koniec”. Jeśli nie opamiętasz się w odpowiednim momencie, to z jutra zrobi się pojutrze, a z pojutrza – za tydzień.

Pamiętaj, że do większości jedzenia dodawany jest glutaminian sodu. To organiczny związek chemiczny dbający o to, żebyś nie przestawał jeść. Wzmacnia on pokusę sięgnięcia po więcej, ponieważ sprawia, że potrawa czy produkt ma doskonały smak i aromat. Następnym razem zwróć uwagę na to, czy po zjedzeniu sałatki przyrządzonej z surowych warzyw, z sosem z oliwy i przyprawami pragniesz dokładki. Od razu odpowiem: nie.

Ale jest coś jeszcze. Po spożyciu sałatki dostarczasz organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje. Jeśli zaś zjesz kawałek ciasta, a wraz z nim nie przyjmiesz żadnych witamin, organizm poprosi o dokładkę. Gdyby potrafił mówić, usłyszałbyś: „Daj mi więcej, ale nie tego, co dostałem. Daj mi witaminy i minerały”. Organizm wysyła Ci sygnały i powinieneś nauczyć się ich słuchać. Boli Cię głowa? To jest ten sygnał. Boli Cię brzuch? To jest ten sygnał. Kompletnie nie masz siły, mimo że przespałeś całą noc? To jest ten sygnał. Dobry przykład stanowi kac. Wstajesz rano z okropnym bólem głowy i jeszcze większym pragnieniem. Co takiego czyni ten alkohol, że na drugi dzień czujesz się fatalnie? Ano, wypłukuje z Ciebie wszystkie witaminy i minerały, a ponadto odwadnia. Wtedy wystarczy uzupełnić minerały i się nawodnić. Łykasz więc witaminy, biegniesz do apteki po elektrolity. Dlaczego zatem jeśli boli Cię głowa w innych okolicznościach niż kac, nawet nie pomyślisz, że przyczyną jest brak odpowiednich składników lub odwodnienie? Automatycznie sięgasz po tabletkę przeciwbólową. A może powinieneś zrobić to samo co na kacu?

À propos kaca. Gdy układam diety, nieraz słyszę pytania: „A co z piwem? Jedno można?”, „A co z winem? Ile tygodniowo mogę wypić?”. Tak jak wspominałam, nie musisz rezygnować ze wszystkiego i się katować. Lubisz usiąść z lampką wina wieczorem? Proszę bardzo. Jeśli pijesz z umiarem, nie ma najmniejszego problemu. Przekraczasz granicę? To niedobrze. Pamiętaj: jeśli masz jakieś słabości, których nie możesz się pozbyć, lepiej żyć z nimi oraz ze zdrową dietą niż z taką, która wszystko pogarsza.

Zdradzę Ci coś. Palę papierosy. Niestety. Wiem, że to złe. Odżywiam się bardzo zdrowo, 80% mojego codziennego menu to warzywa i owoce. Pozostałe 20% to owsianki, ryby, orzechy i pestki, czasem kawa. Uprawiam sporty, trenuję średnio pięć razy w tygodniu. I przyznaję się: wychodzę z siłowni i odpalam papierosa. Każdy ma jakieś słabe strony. Nie popieram tego, ale rozkładam ręce. A gdybym zajadała się pizzą, smażonym mięsem, pochłaniała słodycze, piła napoje gazowane, w chwilach zmęczenia ratowała się energetykami i nie paliła papierosów? Czy to byłoby lepsze? Nie zamierzam tego porównywać. Chcę tylko nakierować Cię na drogę, na której mimo niekorzystnych dla zdrowia słabości możesz nadal dbać o prawidłowe funkcjonowanie organizmu.

Tytoń wypłukuje magnez oraz ogromne ilości witaminy C. Spożywanie alkoholu tak samo. Picie dużych ilości kawy również. Jeśli to dotyczy Ciebie, powinieneś dodatkowo się suplementować. Jeden wypalony papieros niszczy około 25 miligramów witaminy C. Dzienne zapotrzebowanie (maksymalnie 200 miligramów) ulatuje z dymem połowy wypalonej paczki. Nie wyobrażam sobie nienadrabiania tego warzywami, owocami czy witaminą C w formie suplementu. Palenie osłabia ponadto system immunologiczny, zwiększa podatność na choroby i uszkadza zawarte w komórkach DNA. I co? Siąść i płakać? Nie. Jeśli palisz papierosy, to się ratuj. Właściwa dieta może zapobiec tym uszkodzeniom.

Jedne z przeprowadzonych badań dowiodły, że zbawienny w tym przypadku okazał się brokuł. Osoby palące i zjadające jeden brokuł dziennie po 10 dniach miały o 41% mniej mutacji DNA w krwiobiegu w porównaniu z innymi palaczami niespożywającymi tego warzywa. Takie same lub zbliżone właściwości ma kapusta włoska. Wśród przypraw numerem jeden w zapobieganiu mutacjom DNA jest kurkuma. Nasze komórki są zaprogramowane tak, aby umierały i ustępowały miejsca nowym, zdrowym. Czasem jednak jakaś popsuta komórka nie umiera. I to właśnie ona jest komórką rakową. Siedzi sobie, potem się rozmnaża, tworzy guzy i rozprzestrzenia się nieproszona po ciele. Kurkuma potrafi ją unicestwiać. Pamiętaj więc o tej roślinie i dodawaj ją do przyrządzanych potraw. Dobrym rozwiązaniem jest (jak to robię ja) codzienne wypijanie szklanki wody z rozpuszczoną w niej łyżeczką kurkumy. Wchłanialność tej przyprawy znacznie się zwiększa w towarzystwie czarnego pieprzu. Warto dosypać jego szczyptę do mikstury. Aby poszerzyć działanie tego specyfiku, można wypić rano na czczo szklankę ciepłej wody z dodatkiem płaskiej łyżeczki kurkumy, odrobiną pieprzu i cynamonu, połową łyżeczki startego korzenia imbiru i sokiem z połowy cytryny. Smak tej mikstury mi nie odpowiada, dlatego dosładzam ją łyżeczką miodu. Jak ja to mówię, ten napój ratuje życie. Dlaczego? Ze względu na niesamowite właściwości składników, które wymieniłam.

Kurkuma

Zwalcza komórki nowotworowe. Oczyszcza krew, działa przeciwzapalnie i przeciwgorączkowo oraz wspomaga trawienie. Jest doskonała przy zaparciach i wzdęciach. Chroni przed uszkodzeniami wątroby, przyspiesza gojenie się ran, hamuje rozwój cukrzycy oraz zapobiega reumatoidalnemu zapaleniu stawów. To nie wszystkie jej właściwości i wygląda na to, że nie bez powodu została nazwana królową przypraw.

Cynamon

Zwalcza przeziębienie, wzdęcia, nudności, biegunki oraz zmniejsza bolesność miesiączek. Dodaje energii i witalności. Tak jak kurkuma hamuje rozwój komórek nowotworowych. Działa przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo. Poprawia dopływ krwi do mózgu, dzięki czemu szare komórki są lepiej dotlenione, a to równa się poprawie koncentracji, pamięci, a także wzroku.

Imbir

Ułatwia trawienie, leczy wzdęcia, łagodzi mdłości. Przynosi ulgę chorym stawom i wspomaga leczenie przeziębienia. Jest doskonałym środkiem przeciw migrenie. Zwiększa koncentrację i wydajność umysłową.

Miód

Ma działanie bakteriobójcze. Odżywia mózg i goi rany. Poprawia krążenie, obniża ciśnienie tętnicze krwi, wzmacnia wydolność mięśnia sercowego. Ponadto przeciwdziała zaparciom i wzdęciom oraz wzmacnia odporność. Obniża toksyczność używek takich jak alkohol i papierosy. Dodatkowo poprawia nastrój, jest stosowany przy nerwicach, apatii i bezsenności.

Wróćmy do tematu jedzenia. Nie chodzi o to, żebyś zamknął się w domu, jadł zieleninę i na wszelki wypadek nie spotykał się ze znajomymi, aby nie ulec pokusie wypicia drinka czy pójścia na pizzę. Wypij tego drinka, zjedz hamburgera, ale na litość boską, na co dzień dbaj o siebie najlepiej, jak możesz. Spożywaj dużo warzyw i owoców, unikaj smażonych produktów. Jeśli nie chcesz się znudzić jedzeniem wyłącznie surowych, gotowanych i pieczonych produktów, możesz dusić. Danie będzie równie smaczne, ale przy tym zdrowe.

W mięsie znajduje się mnóstwo tłuszczów trans oraz konserwantów, między innymi glutaminian sodu i azotyn sodu. Te dwie substancje w połączeniu z mięsem tworzą zabójcze dla zdrowia nitrozoaminy. Podczas smażenia wytwarza się ich jeszcze więcej. A to najbardziej rakotwórcze substancje na świecie! Przypieczętuję to informacją, że przetworzone mięso zaliczane jest przez Światową Organizację Zdrowia do grupy najbardziej szkodliwych – znajduje się na tym samym poziomie co azbest, spaliny czy tytoń.

Omijaj również z daleka gotowe paczkowane dania. Jeśli już chcesz któreś nabyć, przeczytaj skład. Istnieją takie, które nie zawierają konserwantów i glutaminianu sodu. Im bliżej natury jesteś – tym lepiej. Pij dużo wody, naparów z ziół i odpuść gazowane napoje oraz wszelkie inne kolorowe dziwadła. Jeśli nie lubisz czystej wody, zawsze możesz dodać do niej sok z cytryny, pomarańczy, grejpfruta czy nawet arbuza i przyrządzić wartościową wodę smakową.

W ostatnim czasie często słyszę w radiu pewną kampanię społeczną. Brzmi mniej więcej tak: słychać samochód zatrzymujący się pod okienkiem, a następnie kobiecy głos:

– Dzień dobry. Co dla państwa?

– Trzy hamburgery, dwie porcje frytek, dwa wrapy z pikantnym sosem i cztery napoje gazowane.

– Pozwoli pan, że powtórzę. Trzy zawały, dwa wylewy, dwa razy zakrzepica żył i cztery razy nadciśnienie. Czy potwierdza pan zamówienie?

I tu reklama się kończy. Bardzo mnie zaskoczyło, że w mediach propaguje się zdrowe odżywianie. A sama reklama daje do myślenia.

Jemy, aby żyć, nie żyjemy, aby jeść.

Sokrates

Dlaczego kusi Cię to, co niezdrowe?

Podczas zakupów w markecie mniej lub bardziej świadomie bierzesz pod uwagę to, co zobaczyłeś w reklamie, na przykład produkt kojarzący się z pięknie zastawionym stołem. Przypomina Ci się siedząca w kuchni rodzinka – mama przygotowuje obiad: spaghetti lub zupę pomidorową z torebki. Wszyscy się oblizują, widać radosne dzieci i dziadków zaproszonych na wspólny posiłek. Taki obraz wyzwala w Twojej podświadomości informację, że skoro jedzą coś dzieci, a starsi ludzie są pełni wigoru, musi być to zdrowe. W reklamie nie ma ani słowa o wpływie produktu na organizm, ale przedstawiono go tak, żebyś pomyślał, że jest on korzystny. Piękny widok Alp i mleko prosto od krowy lądujące w mlecznej czekoladzie z automatu przedstawia wyrób jako zdrowy – dlatego chętniej kupisz ją dzieciom na deser. Na kolację z kolei sięgniesz po mrożoną pizzę, którą reklamuje grupa szczęśliwych znajomych siedzących na kanapie w oczekiwaniu na chrupiący, posypany ciągnącym się serem posiłek. Gospodyni, obracając się wokół własnej osi, wrzuca pizzę do piekarnika. W tym czasie wskakuje migawka pokazująca, jak na ciasto spadają kawałki świeżego kurczaka, plastry soczystego pomidora, złocista kukurydza, a na koniec – liście rukoli. Wraca poprzedni kadr i widzimy tę samą pizzę już w piekarniku, z roztapiającym się na niej serem. Czy ten widok nie sprawia, że postrzegasz ten produkt jako zdrowy? No bo dlaczego warzywa miałyby być niezdrowe? A samo ciasto? Takie chrupiące, prosto z piekarnika, wyglądające, jakby ktoś je zagniótł godzinę temu.

Tak działa siła sugestii, która nie pozwala Ci się nawet zastanowić nad tym, czy powinieneś coś jeść i jakie wartości odżywcze dostaniesz.

Przyjrzyjmy się tej pizzy. W składzie znajdziesz najgorszej jakości sery albo nawet produkty seropodobne. W szynce czy kurczaku znajdują się głównie: sól, spulchniacze, wzmacniacze smaku, różnego rodzaju stabilizatory i konserwanty. Ponadto w całości substancja żelująca (karagen), aromaty, askorbinian sodu, cytrynian sodu, skrobia modyfikowana, hydrolizowane białko roślinne, syrop glukozowy, cukier karmelizowany. No i do tego dochodzą tłuszcze. Brzmi smacznie? Dodatkową zagadkę stanowi fakt, że nie wiadomo, kiedy taka pizza została wyprodukowana, bo na opakowaniu widnieje tylko data przydatności do spożycia.

Kolejną rzeczą, którą się sugerujesz podczas robienia zakupów, jest smak.

Kupując na przykład jogurt wiśniowy, liczysz na to, że wrzucono do niego owoce. Przed oczami masz scenę, w której wprost do jogurtu wpadają wisienki, a całość przedstawiona jest w ogrodzie, żebyś miał dodatkowo świadomość, że te owoce wskakują do opakowania prosto z drzewa, świeże, piękne, soczyste i zdrowe. Aż ślinka cieknie. Nie chcę Cię zniechęcać do jogurtów – zachęcam raczej do czytania etykiet. Reklama nierzadko przedstawia produkt wyglądający naturalnie, a niestety rzeczywistość wygląda inaczej. Niektóre produkty wychodzą nie z ogrodu, lecz z fabryki aromatów.

Na rynek każdego roku trafiają tysiące produktów. Wytwarza się najpotrzebniejsze ludziom rzeczy, ale pozbawia się ich tego, co najważniejsze: wartości odżywczych. Firmy wydają miliony na kampanie reklamowe mające przekonać Cię do tego, że nie musisz zerkać na etykietę, bo przecież to „oryginalna szwajcarska receptura”. Tyle wystarczy, żebyś połknął haczyk. Chemicy skrupulatnie dopracowują smak, żebyś sądził, że coś faktycznie zostało wytworzone z naturalnych składników.

Rzeczywistość jest jednak brutalna. Zupa z kury to iluzja. A pieczywo z marketu? Powstaje w niewiarygodnie szybkim tempie: szczypta proszku i nagle bułka pachnie, smakuje i wygląda. A kostka rosołowa? To chemiczna bomba, która zawiera składniki udające marchewkę, por czy pietruszkę. Wrzucamy ją do wody i zamiast rosołu mamy wodę ze sztucznym, słonym smakiem. Dodam, że w marketach dostępne są ekologiczne kostki rosołowe w postaci sprasowanych suszonych warzyw, bez dodatków chemicznych czy konserwujących.

Zastanów się: czy wlałbyś do baku swojego samochodu wodę o zapachu benzyny czy ropy? Nie? A dlaczego? Bo wiesz, że na niej silnik długo nie pociągnie. Dlaczego więc wrzucasz do swojego organizmu proszek udający marchewkę i oczekujesz, że będziesz funkcjonował jak nastolatek?

Jeśli chcesz być zdrowy, wysil się i dostarcz sobie to, co pozwoli Ci się cieszyć zdrowiem. Kup jogurt naturalny i wrzuć do niego pokrojone truskawki, dodaj łyżeczkę zmielonych orzechów, wrzuć sześć kulek winogron pokrojonych w ćwiartki. Przygotowanie zabierze Ci trzy minuty. Twoje dziecko ma ochotę na lody? Zblenduj banana, włóż na parę godzin do zamrażarki i wyjmij naturalne lody bananowe. Naszła Cię ochota na kanapkę z serkiem o smaku rzodkiewkowym? Nie kupuj gotowego. Kup twaróg, wymieszaj delikatnie z jogurtem naturalnym, dodaj startą rzodkiewkę, dopraw solą i pieprzem, wymieszaj i posmaruj kanapkę. To nie są skomplikowane czynności. Twoje dziecko nie zje takiego serka, bo kocha tylko almette? Proszę bardzo – zostaw puste opakowanie, uzupełnij własnoręcznie przygotowanym twarogiem i gotowe. Twoja pociecha nawet się nie zorientuje, że próbujesz ją oszukać. Oszukać dla jej dobra i zdrowia.

Producenci zrobią wszystko, żebyś myślał, że troszczą się o Twoje zdrowie, że to, co od nich otrzymujesz, to naturalny dar, że nie mogłeś podjąć lepszej decyzji, niż kupując ich produkt. Zadbają o to, żeby nie przyszło Ci do głowy z nich rezygnować. Dlatego bombardują Cię reklamami i utrzymują w przekonaniu, że dokonałeś słusznego wyboru. Nie daj się nabrać. Czytaj etykiety, kupuj zdrowe produkty, a dodatki komponuj sam. Bądź jak najbliżej natury.

3. Wpływ na Twój wygląd

Jeśli Twoim celem będzie odżywianie organizmu, a nie jedzenie, odczują to także: skóra, włosy i paznokcie. Jeśli po dwóch tygodniach zdrowego odżywiania się nie zauważysz korzystnych zmian na twarzy, pozwalam Ci mnie ochrzanić. Ale jestem pewna, że jeśli przyłożysz się przez ten czas, nie dostanę od Ciebie takiej wiadomości.

Witamin i minerałów potrzebują nie tylko Twoje narządy, ale i skóra oraz jej wytwory. Dlaczego jednej osobie łamią się paznokcie, a innej nie? Dlaczego jednej osobie wypadają włosy, a innej nie? Dlaczego jedna osoba w wieku 35 lat ma zmarszczki, a druga nie ma ich w wieku 45 lat? Pewnie już wiesz, co chcę napisać. Oczywiście – paznokcie się łamią, włosy wypadają i tak dalej, bo nie dostają odpowiedniej ilości substancji odżywczych. To również te sygnały, które wysyła Ci organizm. On Cię tym sposobem prosi: „Zrób coś, zmień dietę”.

Pomyśl, co mogą Ci dostarczyć: jajecznica na boczku z dwiema kromkami białego chleba, pączek na drugie śniadanie, zamówiona pizza na obiad i kanapka na kolację? Śmiało mogę powiedzieć, że niemal nic poza kaloriami. „Niemal”, bo jeśli na kanapkę położysz pomidora, a pizza zostanie posypana świeżą rukolą, to może jakieś witaminy do Twojego organizmu się dostaną. Jeśli przytrafi Ci się taki dzień raz na jakiś czas, to nic się nie dzieje, ale jeśli to Twoje codzienne menu, możesz przestać się zastanawiać, dlaczego masz szorstką, ziemistą cerę, a Twoje paznokcie się łamią.

Znam osoby, które odżywiają się kiepsko i ciągle kupują jakieś suplementy: a to na porost włosów, a to na odbudowę płytki paznokciowej. Myślisz, że to pomaga? Tylko częściowo. Nic nie zastąpi zbilansowanej diety. Suplementy są dobre, oczywiście, sama codziennie zażywam witaminy C i D oraz magnez. Wtrącę, że niedobory magnezu i witaminy D to plaga dzisiejszych czasów i bez suplementacji trudno utrzymać ich odpowiednie poziomy. Do tego co jakiś czas kupuję na zmianę organiczne: chlorofil, likopen i kwas hialuronowy – gdy skończę opakowanie jednego, zaopatruję się w inny wspomagacz zdrowia, wymiatacz toksyn czy wzmacniacz odporności. Nie biorę wszystkiego naraz.

No dobrze, ale wróćmy do uzupełniania braków jedynie suplementami. To nie przejdzie. Bez zdrowego odżywiania dadzą Ci niewiele. Rzecz jasna, lepsze to niż brak diety i suplementów, ale pomyśl również o tym, że ich wchłanianie nie jest stuprocentowe oraz wpływają na nie pewne zależności. Na przykład witamina D wchłania się tylko z witaminą K2 oraz tłuszczem. Wchłanianie magnezu natomiast jest blokowane przez tłuszcz, ale za to wspomaga je witamina B6. Nie możesz więc na ślepo połykać garści witamin oraz minerałów i myśleć, że masz załatwioną sprawę.

Kolejna rzecz to jakość witamin. Czasem zauważam na zakupach, że ludzie wrzucają do koszyków musujące witaminy w plastikowych tubach. Czy pomagają sobie, zażywając takie specyfiki? Napiszę tylko tyle: gdy będziesz w markecie, sięgnij na półkę, weź te witaminy i spójrz na etykietę. Cukier, barwniki, sztuczne słodziki, sztuczne aromaty, substancje zbrylające, regulatory kwasowości – to także tam znajdziesz.

Twoje włosy potrzebują między innymi witamin: A, E i z grupy B, ponadto minerałów takich jak cynk, miedź, żelazo czy krzem.

Twoje paznokcie potrzebują między innymi witamin: A i z grupy B, ponadto minerałów takich jak kwas foliowy, krzem, cynk, magnez, wapń czy żelazo.

Twoja cera potrzebuje między innymi witamin: A, D, E, K, C i z grupy B.

Nadmiar miedzi może wywoływać wypadanie włosów.

Niedobór miedzi może spowodować szorstkość włosów lub nawet utratę ich pigmentu.

Niedobór witaminy B może sprawić, że paznokcie staną się miękkie i kruche.

Niedobór krzemu osłabia paznokcie.

Niedobór kwasów tłuszczowych powoduje, że włosy będą pozbawione blasku.

Niedobór żelaza odpowiada za łamliwość włosów.

Nie wystarczy jednak połknąć garści tabletek, aby zapewnić sobie piękny wygląd. Oczywiście, jeśli nie zmienisz sposobu odżywiania, to ratuj się suplementacją, ale bardziej by mnie cieszyło zjedzenie przez Ciebie porcji warzyw lub owoców do każdego posiłku. Nie wymigasz się brakiem czasu na przygotowanie pełnowartościowego dania. To tylko wymówka. Możesz nosić zawsze w torebce dwa jabłka. Gdy dopadnie Cię głód, sięgnij po nie, zamiast biec do automatu po snickersa.

Ile razy prowadziłeś tego typu dyskusję?

Ty: Nie miałem czasu, żeby przygotować sobie posiłek na dziś do pracy, więc zjadłem na mieście.

Twoja żona: Co jadłeś?

Ty: Kebab.

Twoja żona: A czy przypadkiem nawet w głupiej Żabce nie sprzedają gotowych sałatek? Jej kupienie zajęłoby Ci tyle samo czasu co zakup kebabu. A nie, przepraszam. Na kebab musiałeś czekać kilka minut.

Zauważ, że tłumaczenie się z zakupu śmieciowego jedzenia czasem jest nielogiczne. Wiem, że próbujesz się usprawiedliwić, ale przypomnij sobie te słowa następnym razem, gdy będziesz zamierzał zaparkować przed budką z kebabami.

Jeżeli już chcesz poprawić kondycję włosów i paznokci, skorzystaj raczej z naturalnych rozwiązań aniżeli z suplementów. Poniżej przedstawiam Ci parę przykładów.

Amla

Liściokwiat garbnikowy, który zawiera najwięcej przeciwutleniaczy spośród wszystkich zielonych roślin na świecie. To wspaniały środek pobudzający porost włosów, zapobiega siwieniu i łysieniu, działa przeciwłupieżowo i przeciwzapalnie, zmniejsza przetłuszczanie się włosów, zmiękcza je i nadaje im blasku. Amlę można stosować w formie olejku na włosy, maseczki na twarz lub suplementu doustnego. Tak, ta roślina poza tym, że cudownie oddziałuje na Twoją czuprynę, ma również właściwości odmładzające i odżywia cerę.

Siemię lniane

Te brązowe ziarenka doskonale wpływają na kondycję i porost włosów. Poprawia stan paznokci i pomaga cerze nabrać młodzieńczego blasku. Siemię lniane zawiera błonnik, witaminę E, kwasy omega-3, witaminy B1 i B6, żelazo, cynk oraz magnez.

Najlepiej kupować całe ziarna i mielić samemu. Dwie łyżeczki siemienia zalewamy szklanką letniej lub ciepłej wody (nie gorącej), mieszamy i pijemy. Ja dosładzam łyżeczką miodu.

Kozieradka

To inna nazwa koniczyny greckiej. Jest doskonała na wypadające włosy. Dzięki niej przestaną się one przetłuszczać, skóra głowy nie będzie się łuszczyć, a kosmyki nabiorą blasku i będą gęstnieć.

Kozieradkę stosuje się jako wcierkę. Zalewamy jedną łyżeczkę 200 ml wrzątku i parzymy około pięciu minut. Po wystygnięciu wcieramy w skórę głowy. Możemy zostawić ją na pół godziny na głowie otulonej ręcznikiem. Po tym czasie myjemy głowę. Przygotowaną miksturę można przechowywać w lodówce do tygodnia.

Olej z rokitnika

Stymuluje regenerację naskórka, opóźnia proces starzenia skóry i zmniejsza jej szorstkość, nawilża ją oraz przywraca jej sprężystość, rozjaśnia przebarwienia, łagodzi i leczy zmiany trądzikowe.

Zioła

Poza zewnętrznym stosowaniem naturalnych produktów dbaj o włosy, skórę i paznokcie od wewnątrz – pij zioła. Najlepiej się sprawdzą: skrzyp polny, rumianek, bratek i pokrzywa. Działają kompleksowo i wspomagają działania zewnętrzne.

Najlepiej pić je naprzemiennie. Nie rzucamy się na jeden rodzaj i nie pijemy go litrami, bo to wcale nie spotęguje jego właściwości, a jeśli przesadzimy, możemy sobie zaszkodzić. Pijemy jeden lub dwa kubki dowolnych ziół dziennie.

Pamiętaj jednak, że jeśli chcesz wspomóc ziołami czy innymi roślinami swoje włosy, paznokcie i cerę, nie wystarczy wypić szklanki rumianku raz na tydzień i raz na dwa tygodnie położyć na twarz czy włosy jakiś specyfik. Nie możesz oczekiwać rezultatów, nie robiąc prawie nic, bądź wystartować ze słomianym zapałem i przez pierwszy tydzień pić napary, nakładać maseczki na twarz, wmasowywać olej we włosy, a po tym czasie, nie widząc poprawy, przerwać kurację. Po tygodniu nie zadziała – to oczywiste. Wprowadź w życie nawyk robienia tych wszystkich rzeczy regularnie i pozostań z nim na dłużej. Po pierwszym miesiącu zauważysz pozytywne zmiany, po trzech różnica będzie znaczna, a później będziesz się już tylko cieszyć coraz wyraźniejszymi efektami.

4. Wpływ na masę Twojego ciała