Niebieska Księga z Nebo - Manon Steffan Ros - ebook

Niebieska Księga z Nebo ebook

Manon Steffan Ros

4,4

Opis

Siôn jest zbyt mały, żeby pamiętać, jak wyglądało sztuczne światło, ale jego matka Rowenna ma doskonałą pamięć: jej codzienność nie różniła się niczym od życia innych mieszkańców sennego walijskiego miasteczka. Pewnego dnia, pod wpływem niewyjaśnionych okoliczności, wszystko się zmienia. Samotna matka z kilkuletnim synkiem musi walczyć o przetrwanie, podczas gdy kolejni ludzie z jej otoczenia bezpowrotnie znikają.

Piękna opowieść o sile woli, szukaniu rozwiązań w obliczu ekstremalnych zdarzeń i odnajdywaniu radości nawet w trudnych chwilach. Czy po końcu świata wciąż pozostaje nadzieja na nowe życie? Czy tęsknimy za dawnym życiem? A może, po zbudowaniu wszystkiego od początku, wcale nie chcemy wracać do tego, co było?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 124

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (226 ocen)
127
66
30
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malrat

Nie oderwiesz się od lektury

Niepokojąca wizja nieuchronnej? przyszłości.
00
Pollyandzia

Dobrze spędzony czas

delikatna postapo skupiona na relacji syna i matki, świetna
00
PaulinaRoszak95

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
00
Rusalka444

Nie oderwiesz się od lektury

Poruszająca.
00
Aniapie

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna i smutna książka. Dająca dużo do myślenia.
00

Popularność




Tytuł oryginału Llyfr Glas Nebo

Przekład Marta Listewnik

Redakcja Ewa Pawłowska

Korekta Marcin Grabski, Anna Gądek

Projekt okładki i stron tytułowych Tomasz Majewski

LLFYR GLAS NEBO by Manon Steffan Ros

Copyright © by Hawlfraint Manon Steffan Ros a’r Lolfa Cyf., 2018

Published by the agreement with Sterling Lord Literistic,

USA and Book/lab Literary Agency, Poland

All rights reserved.

Original title Llyfr Glas Nebo

All rights reserved.

Copyright © for the Polish translation by Marta Listewnik, 2020

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Pauza, 2020

Zdjęcie autorki na okładce – z archiwum autorki

Published with the support of a Wales Literature

Exchange translation award through Arts Council

of Wales National Lottery Funding.

Skład i łamanie Dariusz Ziach

ISBN 978-83-958009-7-9 (EPUB); 978-83-958009-7-9 (MOBI)

Wydawnictwo Pauza

Warszawa 2020

Wydanie pierwsze

Wydawnictwo Pauza

ul. Meksykańska 8 m. 151,

03-948 Warszawa

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dla Aluna Jonesa, drogiego przyjaciela
Siôn

Mama mówi, że najlepsze, co mogę teraz zrobić, to pisać tu. Bo chyba już brak jej cierpliwości, żeby mnie uczyć, cierpliwości albo energii. Nie wiem, której z nich, i czy to nie jedno i to samo.

Przedtem siadywała ze mną na godzinkę codziennie rano, w porze, gdy Dwynwen śpi. Było trochę dodawania, czytania i tak dalej, ale inaczej niż kiedyś w szkole, żadnych wykresów czy tabelek, nic z tych rzeczy. Kazała mi czytać książki, a następnie o nich pisać, a później poprawiała te prace czerwonym długopisem, zaznaczając miejsca, gdzie zrobiłem błąd ortograficzny albo napisałem coś głupiego. Ale po przerobieniu dodawania i odejmowania nie było już więcej mowy o matematyce. Mama zaczęła się martwić. O te długopisy też, bo nie chciała, żeby wszystkie się wypisały.

– Nie mam już czego cię nauczyć – oznajmiła wczoraj. – Nie ma sensu dłużej tego ciągnąć.

Przeczytała właśnie moje wypracowanie na temat jakiejś romantycznej książki o mężczyźnie i kobiecie, którzy spotykają się w pociągu, i chyba wtedy coś się w niej przestawiło. Powiedziała, że jeśli co rano będę poświęcał godzinkę na pisanie, nie będzie mi więcej zawracać głowy.

Ten notes zdobyła po włamaniu się do pewnego domu w Nebo i przeszukaniu szuflad małego biurka. Zazwyczaj zabieramy tylko naprawdę przydatne rzeczy, jak zapałki, trutka na gryzonie albo książki po walijsku. Ale teraz wzięła ten książkowy notes i przekartkowała go kilka razy, aż wreszcie włożyła do torby.

– To dla ciebie – powiedziała, gdy wróciliśmy do domu – żebyś napisał swoją historię.

– Niebieska Księga z Nebo – powiedziałem z uśmiechem, biorąc notes do ręki. Strony były niezapisane, czyste jak nowy dzień.

– Co takiego? – zapytała Mama, nie rozumiejąc.

– Tak jak Czarna Księga z Carmarthen i Czerwona Księga z Hergest. Tak je nazywali w dawnych czasach. Czytałem o nich w jednej książce o historii Walii. Były ważne, bo mówiły coś o historii naszego kraju. A to, co teraz, to też historia, prawda?

Obwoluta jest ciemnoniebieska, prawie czarna. Na okładce napisałem wielkimi literami Niebieska Księga z Nebo. Nie wygląda na ważną książkę, ale przecież każda książka to tylko słowa.

Później ustawiłem księgę na najwyższej półce, żeby Dwynwen się do niej nie dobrała, i wszedłem na dach przybudówki naprawić przeciekający trochę narożnik. Nie uwierzylibyście, ile wody może się dostać do środka przez taką małą dziurkę. Wystarczyła grudka plasteliny, a na to kawałek brezentu pięć na pięć centymetrów. Mogłem użyć tylko jednego gwoździa, bo nie zostało nam ich dużo. Ale na razie wystarczy.

Dwynwen zaczęła płakać i Mama poszła wyjąć ją z łóżeczka.

Z dachu przybudówki mamy naprawdę niezły widok. Można sięgnąć wzrokiem aż do Caernarfon i zębatych wież zamku w środku miasta, a dalej do cieśniny Menai i wyspy Anglesey. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był na Anglesey, ale Mama mówi, że pojechaliśmy tam kilka razy, gdy byłem mały. Mówi, że były tam fajne miejsca do spacerowania i bardzo ładne plaże, gdzie można było moczyć nogi, jeśli pogoda sprzyjała. Myślałem o tym wczoraj, gdy siedziałem na dachu przybudówki, patrząc w dal. Widziałem wyspę Llanddwyn i morze, i te wszystkie drzewa, pola i chaszcze między nami a morzem. Wczoraj był okropnie zimny dzień – tak zimny, że z ust mi parowało, jakby ktoś nasypał śniegu do garnka. Wyobrażałem sobie ludzi w dawnych czasach. Biedaczyska, jeździli nad morze swoimi supersamochodami, po czym siedzieli tam cały dzień, nie mając nic do roboty. Najwyżej wymoczyli nogi w wodzie i urządzili piknik. Próbowałem nie myśleć o nich za wiele, szkoda mi ich.

Potem usłyszałem, jak Mama wychodzi z Dwynwen przywiązaną do piersi, i zszedłem po drabinie. Mieliśmy za dużo roboty, żeby tracić czas na rozmyślania o wyspie Anglesey i zamierzchłej epoce.

*

Mieszkamy w samym środku martwej okolicy. To znaczy nasz dom znajduje się na zupełnym odludziu, nikt tu nigdy nie przychodzi, nikt nas nie odwiedza. No, prawie nikt. Dawno temu w domku o nazwie Sunningdale, mniej więcej siedemdziesiąt osiem kroków od naszego domu, mieszkało pewne małżeństwo. Ale gdy nadszedł Kres, nie minęło wiele czasu, a i oni się wynieśli, tak samo jak wszyscy inni.

– Co to znaczy Sunningdale? – zapytałem pewnego razu Mamę po tym, jak wróciłem z myszkowania po ich ogrodzie.

– Kretyńska nazwa – odpowiedziała. – Zostaw ten dom w spokoju, Sionyn, on nie jest nasz.

Wydaje mi się, że pamiętam Thorpe’ów, ale nie mam pewności. On – wysoki, siwy facet w okularach, ona – niska i wyprostowana, podczas rozmowy patrzyła ludziom prosto w oczy. Sunningdale wygląda dokładnie tak jak w dniu, gdy go opuścili, pomijając to, że posadziłem w ich ogrodzie rośliny i ściąłem kilka drzew na opał. Mam ochotę wejść do tego domu i zobaczyć, co jest w środku, ale Mama mi zabrania. Nie wiedzieć czemu, ma jakiś dziwny stosunek do Sunningdale i państwa Thorpe’ów.

Prawda jest taka, że pewnie odeszli na zawsze. Byli starzy, na tyle starzy, żeby już nie chodzić do pracy i zajmować się jedynie grą w golfa i uprawą idiotycznych miniaturowych drzewek, zwanych bonsai, w doniczkach na parapecie kuchennym. Jestem więc pewien, że odszukali swoją rodzinę i postanowili zostać z bliskimi tam, gdzie tamci mieszkali, najpewniej gdzieś w Anglii.

Dzisiaj ścinałem w ich ogrodzie gałęzie na opał. Siąpił deszcz i ciężko mi szło, bo piłę trzeba znowu naostrzyć. Mama stała pod drzewem z gaworzącą Dwynwen przywiązaną chustą do piersi i raz po raz zbierała do kupy ścięte przeze mnie gałęzie, żeby łatwiej nam było zawlec je do domu. Mnie przychodzi bez trudu wspinanie się na drzewa czy dach, bo Mama utyka. Ale nadal wchodzi ze mną na dach przybudówki, kiedy jest ładny dzień lub gwiaździsta noc.

Siedząc na drzewie, mogłem zajrzeć przez okno do sypialni państwa Thorpe’ów.

Zasłony w różowe kwiatki i idealnie gładko zasłane łóżko. Biała szafa na ubrania, białe szafki nocne po obu stronach łóżka, a na nich piętrzące się książki.

– Schodź już, Sionyn! Za chwilę na dobre się rozpada! – zawołała z dołu Mama, czekając na gałęzie.

Ściąłem jeszcze parę i dopiero wtedy odkrzyknąłem:

– Mają tu dużo książek!

Mama nic na to nie odpowiedziała.

– I pościel na łóżku. To chyba pierzyna. I dwie poduszki! – dodałem, piłując wolno i zawzięcie jedną z grubych gałęzi.

– Nic nam do tego! – powiedziała Mama zdecydowanym tonem.

Wiedziałem, że mam siedzieć cicho. Z Mamą się nie dyskutuje. Z jakiegoś powodu włamywanie się do domów w Nebo różni się od włamania do Sunningdale, ale nie rozumiem dlaczego.

Dzisiaj są jej trzydzieste szóste urodziny.

Mamy taki stary kalendarz z 2018 roku, kiedy nadszedł Kres. Ale nie możemy mieć całkowitej pewności co do dat, bo tamte dni na początku, gdy byliśmy chorzy, zlały nam się w jedno – może to były trzy dni, może tydzień, a może i dwa. To jednak bez znaczenia. Umówiliśmy się, jaki mamy dzień. Mama nie lubi świętować, ale ja uważam, że to duża sprawa. Trzydzieści sześć lat na tym świecie! Z czego ja spędziłem z nią czternaście. A ona ze mną.

– Spędziłaś ze mną jedną trzecią życia – powiedziałem, zrzucając jej gałąź.

Mama znieruchomiała i z zadartą głową spojrzała na mnie spomiędzy liści. Miała mokre włosy i mocno otuliła Dwynwen swoim płaszczem. Widziałem tylko główkę siostry w niebieskiej czapeczce z polaru.

Czasami myślę, że nikt nie mógłby być jednocześnie tak ładny i brzydki jak Mama.

Wiem, że to brzmi okrutnie. Mama nie cierpi, kiedy się nazywa kogoś brzydkim, nawet w opowieściach, a ja tego nie rozumiem. Co to szkodzi, jeśli nikt nie słyszy? Ale Mama mówi, że tylko ludzie, którzy są brzydcy w środku, uważają innych za brzydkich na zewnątrz. Możliwe więc, że jestem strasznie brzydki w środku, bo czasami Mama wydaje mi się naprawdę szpetna.

Nie widuję co prawda wielu ludzi, może więc nie mnie osądzać, kto jest brzydki, a kto nie. Ale przecież pamiętam Kres. Mimo wszystko miałem już sześć lat, a sześć lat to sporo czasu, żeby zebrać trochę wspomnień. Wydaje mi się, że pamiętam kobiety jak wyjęte z okładek niektórych książek – o pełnych, różowych wargach, pięknej, gładkiej skórze, ślicznych, miękkich włosach. Mama jest zupełnie inna. Ma taką wychudzoną twarz, wielkie oczy, małe usta i za długi do tej twarzy nos. Jest wysoka i silna, nie gruba, ale całe jej ciało wydaje się bardzo twarde, pozbawione miękkich części. Przed Kresem nosiła włosy ścięte na krótko i farbowała je na bardzo jasny blond, ale teraz obcinanie włosów to strata czasu i nie da się ich farbować. Rosną jej gęsto na głowie jak sierść psa, czarne jak listopadowa noc, przeplatane kilkoma paskami siwizny przypominającymi metalowe druty.

Ciekawe, czy jestem do niej podobny.

Patrzyła na mnie długo, kiedy tak siedziałem na drzewie. Przez chwilę myślałem, że mimo wszystko każe mi włamać się do domu państwa Thorpe’ów, ale koniec końców odwróciła się i odeszła. Dwynwen gaworzyła przy jej piersi. Robi się już za duża, żeby ją nosić.

Wieczorem wybiorę się na polowanie, spróbuję złapać królika albo dzikiego kota, żeby Mama dostała na urodziny kawałek mięsa. Pułapki na Kartoflisku są gotowe. W tym roku będzie miała urodziny z prawdziwego zdarzenia.

*

Złapałem wczoraj królika. Biedak szamotał się w pułapce, kiedy do niej podszedłem, zabiłem go więc od razu kieszonkowym nożem, a krew przelałem do butelki. Mama czasem polewa ziemniaki sosem z krwi, bo ma to nas wzmocnić. Musiała od czasu do czasu pić krew, kiedy Dwynwen prawie cały czas była przy piersi, bo żeby wytworzyć mleko, potrzeba dużo jedzenia. Czasem wypijała pół kubka i zaraz wymiotowała.

Obdarłem królika ze skóry i przyniosłem do domu ze słowami: „Wszystkiego najlepszego, Mamo”. Wcześniej rano wziąłem kartkę urodzinową i postawiłem ją na półce nad kominkiem. Na kartce jest obrazek z samochodem wyścigowym i napis HAPPY BIRTHDAY SIX TODAY, ale to nic nie szkodzi. To ostatnia, która została. Miałem trzynaście kartek urodzinowych, ale kiedy nadszedł Kres, postanowiliśmy spalić całą resztę, bo nie mieliśmy wtedy o niczym pojęcia, nie wiedzieliśmy nawet, jak zbierać drewno przez lato, żeby mieć czym palić w zimie.

– Dziękuję, złotko – powiedziała Mama i uśmiechnęła się.

Dwynwen bawiła się na podłodze zabawkowym wężem, którego Mama zrobiła jej ze starej pończochy. Włożyłem królika do garnka na ogniu.

– Gdzie płaszcz?

– Suszy się w szopie. Był trochę wilgotny.

Mama skinęła głową.

Nie pamiętam poprzednich urodzin Mamy. To znaczy pamiętam, oczywiście, te ostatnie, ale nie tamte sprzed Kresu. Pamiętam za to własne urodziny – tort ze świeczkami i prezenty owinięte w błyszczący papier. Pamiętam też imiona innych dzieci i ich twarze, choć nie mogę sobie przypomnieć ich głosów ani sposobu poruszania się, ani śmiechu.

Guto.

Dewi.

Nedw.

Ela.

Gruff.

Oliver.

Harry.

Endaf.

Beti.

Swyn.

Eloise.

Na pewno było ich więcej, ale za nic w świecie nie mogę sobie wszystkich przypomnieć. Tyle razy próbowałem, ale im bardziej się wysilam, tym mniej pamiętam. To jak próbować przypomnieć sobie sen.

Zjedliśmy królika z orzechami laskowymi. Pyszności. Połowę zachowaliśmy na jutro, bo królik ma więcej mięsa, niż mogłoby się wydawać.

Wieczorem, kiedy Dwynwen już poszła spać, usiedliśmy na dachu przybudówki i patrzyliśmy w gwiazdy na bezchmurnym nocnym niebie.

– Spodobało ci się to pisanie – powiedziała Mama, a ja nie byłem pewien, czy stwierdza fakt, czy zadaje pytanie.

– Tak, ale myślę, że trzeba pisać o Kresie. A ja nie wiem wystarczająco dużo.

Mama skinęła głową i zastanowiła się przez chwilę.

– Byłeś wtedy malutki.

– Ty powinnaś pisać, Mamo. Możemy się podzielić księgą. Po prostu opisz, co się wydarzyło.

– W szkole byłam beznadziejna w pisaniu.

– Ale od tego czasu przeczytałaś tysiące książek. Teraz pójdzie ci lepiej.

[...]

Wydawnictwo Pauza powstało jesienią 2017 roku

na Saskiej Kępie w Warszawie. Zrodziło się z pasji –

do czytania i dobrej prozy zagranicznej.

Pauza specjalizuje się w literaturze z wyższej półki,

która wciąga, pochłania, wywołuje emocje.

Czytelnicy znajdą u nas znane i nagradzane książki

z całego świata, ale też mocne debiuty literackie.

Niebieska Księga z Nebo to dwudziesta siódma książka

Wydawnictwa Pauza.

Wcześniej ukazały się:

2018

Legenda o samobójstwie – David Vann

Pierwszy bandzior – Miranda July

Nasz chłopak – Daniel Magariel

Historia przemocy – Edouard Louis

Tirza – Arnon Grunberg

2019

Pasujesz tu najlepiej – Miranda July

O zmierzchu – Therese Bohman

Piękna młoda żona – Tommy Wieringa

Czekaj, mrugaj – Gunnhild Øyehaug

Floryda – Lauren Groff

Przyjaciel – Sigrid Nunez

Madame Zero i inne opowiadania – Sarah Hall

Mój rok relaksu i odpoczynku – Ottessa Moshfegh

Brud – David Vann

Koniec z Eddym – Edouard Louis

2020

Zgiń, kochanie – Ariana Harwicz

Linia – Elise Karlsson

Nocny prom do Tangeru – Kevin Barry

Ta druga – Therese Bohman

Dorośli – Marie Aubert

Turbulencje – David Szalay

Nikolski – Nicolas Dickner

Fauna Północy – Andrea Lundgren

Witajcie w Ameryca – Linda Boström Knausgård

Pełnia miłości – Sigrid Nunez

Przejście – Pajtim Statovci