Niegodne - Bazterrica Agustina - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Niegodne ebook i audiobook

Bazterrica Agustina

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

16 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Nowa, porywająca powieść autorki światowego bestsellera “Wyborny trup”.

Nikt nie odmawia Matce Przełożonej. Nikt, kto chce pozostać przy życiu.

Świat, który znamy, przestaje istnieć. Po wielkiej katastrofie historia zatacza koło, cywilizacja cofa się do Średniowiecza, udaje się przetrwać zaledwie garstce ludzi. Trwa dramatyczna walka o dostęp do wody, powietrze jest gęste od zarazy. Do dawnego klasztoru, a obecnego Domu Świętego Siostrzeństwa trafia grupa kobiet. Wszystkie muszą wyrzec się pochodzenia, prostackich idei, brudu nocy, który pełznie im we krwi. Każda chce zostać Oświeconą. Jedna z Niegodnych opisuje pod osłoną nocy co dzieje się za murami klasztoru. Tortury, przerażające ceremonie. Wszystko pod ścisłym nadzorem okrutnej Siostry Przełożonej, nad którą stoi tylko „On”. Nikt nie wie, kim jest, ale to właśnie “On” dominuje z cienia.

„Niegodne” Agustiny Bazterriki to wizja postapokaliptycznej rzeczywistości w znakomitym, gotyckim stylu, poruszająca kwestię relacji między kobietami, temat władzy i religii.

Argentyńska pisarka powraca z zadziwiającą historią, która czyni ją jednym z najważniejszych głosów w literaturze grozy. Namiętna, przejrzysta, genialna. – „Publishers weekly”

To być może jedno z najciekawszych dzieł futurystycznych ostatniego roku [...] Czytanie Niegodnych jest niemal obowiązkiem. – „Cine y literatura”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 172

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 44 min

Lektor: Ewa Konstanciak
Oceny
3,5 (126 ocen)
28
32
41
22
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dzust
(edytowany)

Całkiem niezła

Ciekawa, intrygująca, jednak nie wiedziałam, jaki cel ma ta historia. Niestety szybko o niej zapomnę.
30
Weganka_i_Tajga

Całkiem niezła

Z wielką ciekawością odpaliłam audiobooka, bo po "Wybornym trupie" spodziewałam się czegoś wow. Wiele obiecywały też zapowiedzi. Niestety styl tej książki a raczej jego brak i chaotyczne zapiski bohaterki nie do końca do mnie trafiły. Rozumiem przekaz. Rozumiem wytknięcie obłudy fanatycznych religii, polityce, ale forma tej książki mnie nie zachwyciła. A szkoda. Lektura jednak składnia do myślenia, do tego aby nie dać sobie wmówić bez sprawdzenia samodzielnie jak wygląda świat, aby walczyć o siebie.
10
myszka192

Całkiem niezła

przeczytałem będą fanką poprzedniej książki. Ta ma ciekawy koncept apokalipsy ,niestety książka za krótka, żałowałam że nierozwinięte przedstawionego świata, tego skąd wziął się pomysł na zakon, jak do niego doszło.
10
Sengatime

Dobrze spędzony czas

Nie wiem czy podobała mi się fabuła, trzeba być przygotowanym na dziwność, ale narracja magnetyczna. Nie zamierzałam przeczytać na raz, ale nie dało się odłożyć. I to nie dlatego, że byłam ciekawa rozwoju akcji i co się wydarzy (w sensie, że rozwój sytuacji był tak ekscytujący że nie można się doczekać co będzie dalej - bo to nie ten gatunek),ale dlatego, że porwał mnie potok zdań.
00
AleksKuz

Całkiem niezła

Może być,ale nie do porównania z poprzednim tytułem autorki
00

Popularność




W tym mieście nie było luster/ ani okien/

Patrzyliśmy na ściany/ brudne od

Bezprzyczynowych katastrof/ z korzeniami splecionymi w

Bicze

GABRIELA CLARA PIGNATARO

… wsłuchana w ciemną ziemię, gadającą mową bezgłośną*.

WILLIAM FAULKNER

Czy dałoby się w ogóle zapomnieć kształt światła?

XIMENA SANTAOLALLA

* Tłum. J. Dehnel.

Ktoś krzyczy w ciemności. Mam nadzieję, że to Lourdes.

Wsadziłam jej karaluchy do poduszki i zaszyłam poszewkę, żeby nie mogły się wydostać i by roiły jej się pod głową lub twarzą (a najlepiej, by nawłaziły jej do uszu i zagnieździły w bębenkach, i żeby poczuła, jak ich potomstwo kaleczy jej mózg). Zostawiłam im małe otworki, żeby wymykały się pojedynczo, z trudem, podobnie jak wtedy, kiedy je łapię (i zamykam pomiędzy dłońmi). Niektóre gryzą. Mają elastyczne szkielety; rozpłaszczają się, by przeciskać się przez maciupkie otworki; pozbawione głowy, potrafią przeżyć kilka dni; wytrzymują mnóstwo czasu pod wodą; są fascynujące. Lubię przeprowadzać na nich eksperymenty. Obcinam im czułki. Odnóża. Nakłuwam je igłami. Rozgniatam szklanką, by uważnie się przyglądać ich prymitywnej i niezwykłej budowie.

Gotuję je.

Przypalam.

Zabijam.

* * *

Piszę małym, zaostrzonym piórem, które zazdrośnie chowam w rąbku swojej białej koszuli nocnej, i atramentem ukrywanym w podłodze, pod drewnianymi deskami. Jeśli muszę zabrać kartki ze sobą, trzymam je tuż przy skórze, blisko serca, przywiązane własnoręcznie wykonanym pasem pod szarą tuniką, pozostałą po mężczyznach, którzy zamieszkiwali niegdyś to miejsce. Wydaje nam się, że byli to jacyś kapłani, mnisi, osoby religijne. Surowi mężczyźni, którzy postanowili żyć jak w średniowieczu. Ci mężczyźni, którzy nie żyją, a niektóre z nas twierdzą, że można ich dostrzec kątem oka w ciemnościach. Chodzą pogłoski, że kiedy On wraz z Siostrą Przełożoną przybyli tu ze spalonych ziem, z upadłego świata, nie znaleźli telefonów komórkowych ani komputerów.

* * *

Grupa wybranych wkroczyła do Kaplicy Wniebowstąpienia. Tym razem do ołtarza przyprowadzono trzy Młodsze Święte. Opierały dłonie na ramionach służek, które były ich przewodniczkami. Były tak piękne, jak może być tylko ktoś, kogo dotknął Bóg. Powietrze nasyciło się słodkim i świeżym aromatem. Zapachem mistyki.

Słońce podświetliło witraże i wtedy Kaplicę Wniebowstąpienia wypełniły drobne, półprzezroczyste klejnoty, tworząc ulotną mozaikę.

Zachmurzyło się i przejrzyste plamy koloru rozwiały się w powietrzu, zauważyłyśmy jednak, zupełnie wyraźnie, że po policzku jednej z Młodszych Świętych spływa strużka krwi i plami białą tunikę. Wszystkie wiedziałyśmy, kto tak niedbale zszył im powieki przed ceremonią. Mariel. Nieporadna i ciamajdowata Mariel, która wycierała dłonie w szarą tunikę, a jej oczy lśniły, kiedy spoglądała na nas ze strapionym wyrazem twarzy. Ciekawe, jakie imię nosiła przedtem.

Siostra Przełożona stała w mroku obok ołtarza. Widziałyśmy, jak jednym z czarnych buciorów uderza bezgłośnie w jasne drewno podłogi. Łupie swoim wojennym łupem, stamtąd też wzięła spodnie, które zazwyczaj nosi, czarne, wojskowe, żołnierskie. Nie mogłyśmy dostrzec, czy obok drugiej, ukrytej w ciemnościach stopy trzyma bicz. Wiedziałyśmy, że On również jest przy ołtarzu, zasłonięty drewnianym, trzyskrzydłowym parawanem w wielkich ramach. (Przywilej oglądania go mają jedynie wybrane i Oświecone). Przemówił. Powiedział nam, że jeśli chcemy zostać Oświeconymi, musimy wyrzec się naszego pochodzenia, złego Boga, fałszywego syna, toksycznej matki, prostackich idei, brudu nocy, który niewyczuwalnie i powoli pełznie nam we krwi.

Spojrzałam na żyły na moich nadgarstkach i dotknęłam palcem niebieskiej linii.

Oczyszczanie.

Nazwał nas niegodnymi, jak zawsze, kiedy co trzy lub dziewięć dni zbieramy się w Kaplicy Wniebowstąpienia (nigdy nie wiemy dokładnie, kiedy nas wezwą). Jeszcze raz wymówił słowo „niegodne”, aż zawibrowały kamienne mury, jak gdyby jego głos miał moc poruszania tego, co nieożywione.

Młodsze Święte odśpiewały Główny Hymn, oryginał, jeden z najważniejszych; hymn, którym potwierdzają swoje naznaczenie boskością. Nie rozumiemy ich słów, ich język znany jest tylko wybranym. On znów objaśnił nam, że pieśń opowiada o tym, jak to nasz Bóg za pośrednictwem Oświeconych chroni nas przed skażeniem; głosi, że „bez wiary nie ma ochrony”.

Nastąpiła chwila dramatycznej ciszy, po czym Młodsze Święte podjęły śpiew. Patrzyłam, jak z ich ust unoszą się tysiące białych płatków i wypełniają powietrze, płatków lilii, które migotały i znikały. Głosy Młodszych Świętych potrafią wybrzmiewać dźwiękami kosmosu, wibrować światłem gwiazd (dlatego zszywają im powieki, by nie rozpraszały się tym, co ziemskie, żeby mogły wychwytywać wibracje wysyłane przez naszego Boga). Na szyjach miały zawieszone Święte Kryształy jako symbol i dowód boskości. Przezroczyste kwarce oznaczające czystość. Nosiły lśniąco białe tuniki bez ani jednej plamki. Słuchałyśmy ich w milczeniu, w ekstazie i z ulgą, bo muzyka a cappella odwracała naszą uwagę od cykania świerszczy, dźwięku, który brzmiał jak otumaniająca furia.

Młodsze Święte śpiewały Główny Hymn, aż wszystkie trzy w końcu zaczęły krwawić. Mariel zdusiła krzyk i wyrwała sobie kępkę włosów. Spojrzałyśmy na nią wszystkie, zatrzymując wzrok na jej niemalże łysej głowie. Kiedy tu przybyła, nie brakowało jej włosów i była wolna od zanieczyszczeń, dlatego nie skierowali jej do służby. Nie rozumiałyśmy, czemu tak uparcie się oszpecała. Niektóre z nas uśmiechnęły się, zadowolone, że Mariel zostanie przykładnie ukarana. Pozostałe schowały twarz w dłoniach, pozorując modlitwę, by ukryć satysfakcję.

Trzy Święte nadal śpiewały pod ołtarzem, ale my już myślałyśmy o tym, którą z nas wybiorą do zmywania krwi z posadzki, która będzie musiała spędzić całą noc na opatrywaniu i ponownym zszywaniu powiek Młodszych Świętych, a której przypadnie ukaranie Mariel. Od dawna obmyślałam przykładną karę. Złożyłam dłonie i błagałam, by wymierzenie jej przypadło mnie.

Jedna z Młodszych Świętych zemdlała i służki zaciągnęły ją za ramiona do komnat wybranych. Siostra Przełożona stanęła na środku ołtarza i dała znak, że na nas już pora. On wciąż znajdował się za parawanem, a przynajmniej tak nam się wydawało, bo nigdy nie jest nam dane zobaczyć, kiedy się oddala. Nie wiemy, jaki jest. Niektóre twierdzą, że jest tak piękny, że to aż boli, gdy się na niego patrzy; inne, że ma oczy jak zwijające się spirale, oczy szaleńca. Ale to wszystko domniemania, bo jako niegodne nigdy go nie widziałyśmy.

Wstawałyśmy w milczeniu, powstrzymując gniew, nie dając po sobie poznać wściekłości, bo nie zawsze można posłuchać śpiewu Młodszych Świętych. Są delikatne i niektóre z nich nie tolerują ciężaru świętych słów, które intonują (tych samych, dzięki którym nie tracimy więzi z naszym Bogiem), nie wytrzymują widoku boskiej iskry w ciemnościach.

Mnie przypadło mycie posadzki i nie dostałam szansy na wymierzenie przykładnej kary Mariel. Podobno będzie się musiała rozebrać, a Lourdes wbije jej igłę w jakąś część ciała. To dobra nauczka. Prosta i elegancka. Wolałabym sama na to wpaść, ale to Lourdes wymyśla najlepsze kary. Zawsze wolą te jej.

Zmycie krwi wybranych było moją ofiarą i poświęceniem, wymaganym przez Siostrę Przełożoną.

Chociaż zapaliłam kilka świec, by widzieć czerwone plamy na podłodze, w Kaplicy Wniebowstąpienia panował półmrok. Płomienie chwiały się, rzucając na kamień różnokształtne pasma światła, tworząc w ciemnościach tańczące obrazy.

Krew Młodszych Świętych (jak wszystkich wybranych) jest najczystsza, dlatego nie mogą jej zmywać służki. Dotknęłam jej powoli, próbując wyczuć lekkość, wolność od niewłaściwych, podziemnych myśli, pozostałości po ziemi pochodzenia, coraz bardziej wymywanej, i radość z przynależności do naszego Świętego Siostrzeństwa. Podniosłam umoczony w krwi palec do języka i poczułam smak skrzydlatych owadów i nocnego wycia. Wiedziałam, że któraś z Młodszych Świętych umrze. Ucieszyłam się, bo kiedy umiera jedna z wybranych, odbywają się najpiękniejsze pogrzeby. Tym razem muszę sprawić, by wybrali właśnie mnie.

Kiedy sprzątałam, nadeszła jedna z Pełnych Aur, jakby unosząc się nad ziemią, i usiadła w ławie. Nie dostrzegła mnie, klęczącej na podłodze. Chociaż wiedziałam, że nie może mnie usłyszeć, zastygłam w miejscu, bo nigdy żadnej nie widziałam. Rozpoznałam ją po śladach na dłoniach i stopach, po przezroczystym kwarcu wiszącym na piersi (kwarcu wybranych) i po białej, prześwitującej tunice. Długie włosy zasłaniały jej bezużyteczne uszy o przekłutych bębenkach. Nie mogą ich rozpraszać żadne hałasy. Mówili mi, że jest ich mało. Poruszała dłońmi, dotykając czegoś w powietrzu.

Pełne Aury potrafią odczytywać boskie sygnały, ukryte znaki, które objaśnia nam On w Kaplicy Wniebowstąpienia. Ich delikatna skóra jest poznaczona, bo zrozumienie przesłań Boga pozostawia ślady na ciele (skaleczenia, niegojące się nigdy rany), żeby nie zapominały o jego obecności. Pełna Aura zdawała się emanować światłem zdolnym przywoływać anioły. Zmrużyłam oczy i dostrzegłam w półmroku aurę spowijającą ją niczym korona. Był to idealny blask; dookoła głowy wibrowały płomienie, żyjące własnym życiem. Zamknęłam powieki, oślepiona, i poczułam, że ona żyje w nieskazitelnym czasie, w którym ból nie istnieje.

Zaczęła deklamować. Jej głos niósł się niczym brzęk rozpryskującego się szkła. Nie rozumiałam tego języka, obłąkańczego, poszarpanego. Do Kaplicy Wniebowstąpienia wparowała Siostra Przełożona, tupiąc, jakby wymierzała ciosy, i odciągnęła Pełną Aurę za ramię. Wybrane (okaleczone) mieszkają na tyłach Kaplicy Wniebowstąpienia, w kwaterach, do których my nie mamy dostępu. Mogą tam wchodzić tylko On, Siostra Przełożona i obsługujące je służki. Ktoś zostawił otwarte drzwi i Pełna Aura się wymknęła, ale Siostra Przełożona była wobec niej delikatna, bo nie można wybudzać Pełnej Aury podczas deklamacji. Nić, łącząca ją z naszą rzeczywistością, może się wówczas zerwać, a ona zostanie uwięziona w Niedotykalnym Wymiarze, miejscu znajdującym się za powietrzem. Dotychczas przytrafiło się to tylko dwóm wybranym, których już nigdy więcej nie zobaczyłyśmy.

Któraś ze służek dostanie karę za niedomknięcie za sobą drzwi. Już się Siostra Przełożona postara, żeby miała powody do krzyku.

Siostra Przełożona spojrzała na mnie z wściekłością, ale opuściłam głowę, tak jak tego od nas oczekują w jej obecności, w obliczu jej władzy. Nie chciałam napotkać jej oczu, w których kryje się lodowa burza.

Skończyłam mycie i ruszyłam do celi, ale przemierzając korytarze, skręciłam, by popatrzeć na czarne, rzeźbione drzwi. Nie było nikogo w pobliżu, więc podeszłam, by dotknąć drewna. Za nimi znajduje się Schronienie Oświeconych. Nie mieszkają z wybranymi, jako że stanowią najcenniejszy skarb Świętego Siostrzeństwa (to dlatego nie okaleczają ich jak Młodszych Świętych, Przejrzystych Ducha i Pełnych Aur). Korytarz jest długi, biegnie z dala od cel, w których śpimy my, niegodne. Oświetlają go świece, zmieniane każdej nocy przez służki. Cele wzdłuż niego są puste, a na samym środku znajdują się wrota, przez które przechodzą jedynie Oświecone.

Wiedziałam, że mam mało czasu, że ryzykuję, ale pogłaskałam skrzydła cherubina z kielichem, płatki lilii, pióra słowika. Kiedy wyobrażałam sobie dzień, w którym wyświęcą mnie na Oświeconą (a nie wybraną, nie chcę być wybrana), dzień, w którym ofiarują mi Święty Kryształ i te wrota się dla mnie otworzą, usłyszałam płacz, jakby miauczenie, a później krzyk pełen ukojenia, krzyk-ryczenie, ryk jakby cichy lament zaszczutego zwierzęcia. Odskoczyłam od wrót i rzuciłam się do ucieczki.

* * *

Nie mogę nikomu powiedzieć, że widziałam Pełną Aurę. Jak się wygadam, niegodne oskarżą mnie o rzeczy, których nie zrobiłam, dlatego że to mnie przyszło doświadczyć cudu i ośmieliłam się tym podzielić. Siostra Przełożona wyśle mnie do Wieży Milczenia, niedaleko Krużganka Oczyszczenia. Wieża Milczenia (to miejsce, którego się boimy) jest zbudowana z kamieni i przylega do muru (wydaje się nam, że służyła mnichom jako baszta wartownicza). Ma niewielkie okienka bez szyb i jest okrągła i wysoka, tak wysoka, że trzeba wyciągać szyję, by zobaczyć, gdzie się kończy, a jej osiemdziesiąt osiem schodków z zimnego kamienia układa się w kształt ślimaka.

Zostawiono by mnie tam samą, bez jedzenia i picia, wystawioną na pogodę i niepogodę, i na cykanie świerszczy, ten hipnotyzujący dźwięk, eteryczny i przerażający. Daleko od Domu Świętego Siostrzeństwa.

W towarzystwie lśniących w mroku kości.

* * *

Piszę w mojej pozbawionej okien celi, przy blasku świec, które zbyt szybko topnieją. Nożem, który ukradłam z kuchni, po trochu wydrapuję w murze szczelinkę, by wpadało przez nią powietrze, światło.

Ukrywam te kartki między prześcieradłami, pod deskami w podłodze. Kiedy chcę oszczędzić atrament, pozostawiony przez mnichów, nakłuwam się igłami i używam własnej krwi. Stąd te ciemniejsze fragmenty, mineralna czerwień. Czasami samodzielnie wytwarzam atrament z węgla lub zebranych roślin i kwiatów, chociaż to niebezpieczne. Tak samo jak niebezpiecznie jest to pisać, w tej chwili, w tym miejscu, ale robię to, by sobie przypomnieć, kim byłam, nim trafiłam do Domu Świętego Siostrzeństwa. Co robiłam, skąd przybyłam, w jaki sposób przetrwałam? Nie wiem, w mojej pamięci coś się zepsuło i nie mogę sobie przypomnieć.

Wiele stron spaliłam, stron zakazanych, które opowiadały o niej, o tej, która jest pogrzebana w miejscu przeznaczonym dla buntowniczek, nieposłusznych: o Helenie.

* * *

Znad spalonych ziem, znad unicestwionego świata nadciągnęła mgła. Jest zimna, lepka jak pajęczyna, ale kiedy jej dotykamy, rozpada się nam w palcach. Niektóre z nas miały od niej reakcje skórne, pokrzywkę, silne bóle. Jednej ze służek zmienił się kolor skóry. Nigdy już jej nie zobaczyłyśmy.

Ciężko nam oddychać.

Już wiele dni temu my, niegodne, zwiększyłyśmy liczbę składanych ofiar, bo wybrane odczytały znaki od naszego Boga, a Oświecone ogłosiły, że „bez wiary nie ma ochrony”. Oświecone przewidują katastrofy. Jako jedyne mogą poznać imię Boga. Inne nie dałyby rady go wymówić, bo do tego trzeba się nauczyć sekretnego języka, który ukrywa się niczym biały wąż pożerający własny ogon. Mówienie w nim jest jak rozrywanie się na strzępy, muzyka z drzazg, trzymanie skorpionów w ustach.

Ledwo dajemy radę się poruszać, ale składamy ofiary, by zmniejszyć szkody powodowane przez mgłę. Niektóre z nas umartwiają się, stosując post, inne chodzą na klęczkach. Lourdes zaofiarowała się, że usiądzie na potłuczonym szkle.

Słońce wygląda jak przy zaćmieniu. Jego światłu brakuje blasku, promienie nie oświetlają, nie grzeją nas. Wydaje się, że żyjemy w niekończącej się nocy.

Bez wiary nie ma ochrony.

* * *

Oświecone rzekły, że mamy nie ustawać w składaniu ofiar, bo inaczej powietrze stwardnieje w kamień i pozostaniemy jako fosylia w tej mgle. Wierzymy w przekazy Oświeconych, bo to one posiadają wszystkie cnoty wybranych. Są emisariuszkami światła i dlatego mają eteryczne głosy jak Młodsze Święte, zdolność widzenia przyszłości jak Pełne Aury i doskonały słuch Przejrzystych Ducha. Pośredniczą między nami a pradawną boskością, ukrytym Bogiem, istniejącym od zarania dziejów i starszym od bogów stworzonych przez ludzi.

Poprzez korytarze niosą się okrzyki Siostry Przełożonej: „Bez wiary nie ma ochrony!”. Kaszlemy. Spluwamy białą plwociną, trzęsiemy się z zimna. Zrobiło się jeszcze chłodniej. Obawiamy się o plony z warzywnika, którymi karmimy wybrane i Oświecone.

Piszę przykryta kocem, blisko ledwie ogrzewającej świecy. Piszę własną krwią, która jeszcze jest gorąca, jeszcze płynie. Bolą mnie palce z zimna. Nasza ofiara jest ważna. Nasze wyrzeczenia pomagają strzec Domu Świętego Siostrzeństwa. Jesteśmy młodymi kobietami, bez śladów skażenia, bez oznak przedwczesnej starości, widocznych u służek, bez tych wszystkich plam na ciele; mamy wszystkie włosy i zęby, nie mamy gruzłów na ramionach ani czarnych odleżyn na skórze. Niektóre niegodne zaproponowały, że będą pokutować, oczyszczając krosty służek. Nie są w stanie ukryć wyrazu obrzydzenia na twarzy, pogardy, poświęcają się w milczeniu.

* * *

Od trzech dni oddychamy mgłą.

Niektóre z nas zaczęły wątpić w skuteczność ofiarnych czynów. Siostra Przełożona dała im powody do krzyku.

Spałyśmy w jadalni, bo tam jest niskie sklepienie i są małe okna, więc ciepło tak nie ucieka. Służki rozpaliły na środku ognisko, żebyśmy nie pozamarzały. Zrobiły to na posadzce z czerwonych płytek. Zsunęłyśmy stoły, które zwykle są ustawione tak, byśmy siedziały twarzami do siebie, i spałyśmy na przyniesionych z cel materacach.

Pozwoliłyśmy służkom spać z nami; nie chciałyśmy, żeby poumierały z zimna, potrzebowałyśmy ich obsługi. Nie wiem, w jakich warunkach spały wybrane i Oświecone, ale są naszym najcenniejszym skarbem, więc nie wątpię, że o nie zadbano.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Las Indignas

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Monika Rossiter

Redakcja: Sylwia Niemczyk

Korekta: Małgorzata Denys

Projekt okładki: Tomasz Majewski

Grafika na okładce: Frederick Sandys, Medea © Birmingham Museums Trust / Unsplash.com;

Franciszek Lekszycki, Taniec Śmierci / Wikipedia.org

Wyklejka: rysunek 49, R.E. Snodgrass, Insects. Their Ways and Means of Living / Commons.wikimedia.org

Copyright © Agustina Bazterrica c/o Schavelzon Graham Agencia Literaria www.schavelzongraham.com

Copyright © 2024 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Katarzyna Mojkowska, 2024

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-548-3

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Weronika Panecka