Niemożliwy manuskrypt - Agnieszka Grzelak - ebook + audiobook + książka

Niemożliwy manuskrypt ebook i audiobook

Agnieszka Grzelak

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Eia jest najmłodszą członkinią Gildii Skrybów i Iluminatorów skazaną z racji wieku na wykonywanie prostych i nudnych zamówień, a marzącą o bardziej ekscytującej i twórczej pracy. Gdy w kraju rozpowszechnia się plotka o istnieniu manuskryptu, którego nie da się skopiować, a który potrafi spełnić każde pragnienie, sytuacja zmienia się dramatycznie. Nagle wszyscy posiadacze bogatych bibliotek przynoszą do gildii drogocenne manuskrypty, chcąc sprawdzić, czy da się je skopiować. Niektórzy właściciele ksiąg życzą sobie, aby kopiowanie odbywało się w ich domach. Eia trafia najpierw do pałacu lady Gladys Noor, gdzie przez kilka dni kopiuje po jednej stronie z każdego manuskryptu, a następnie do kamienicy handlarza winem, którego żona odkryła stare książki w podziemiach winiarni.

Ale niemożliwy manuskrypt pojawi się w zupełnie innym miejscu i wywołuje całkiem nieprzewidziane skutki. Czy okaże się błogosławieństwem, czy przekleństwem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 393

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 13 min

Lektor: Monika Chrzanowska
Oceny
4,3 (73 oceny)
40
15
17
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
RoksanaBor

Nie oderwiesz się od lektury

magiczna bajka z romansem w tle. nie wciągnęła mnie tak jak seria o herbacie ale potrzebowałam odpoczynku od mafii, pikantnych opisów scen łóżkowych, kryminałów i ta książka mi to dała.
10
siejkaa

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna baśniowa opowieść, wspaniała dla dorastających dziewczyn, polecam
00
Ani16

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam bardzo gorąco! Ciekawa książka, nietypowa treść z genialnym pomysłem. Nie jest to banalna lektura, ale lekka i przyjemna historia.
00

Popularność




1.

Wypisywanie zaproszeń szło sprawnie, ale nie należało do zajęć szczególnie inspirujących. Eia rzuciła wzrokiem na topniejący stos czystych kartoników i na listę gości. Jeszcze pięćdziesiąt sztuk, po czym jej wkład w realizację zamówienia zostanie zakończony. Zaproszenia przejmie Glen i ozdobi je stosownymi ornamentami. Znajdą się wśród nich herby obojga narzeczonych, heraldyczne stworzenia i podkreślające świetność obu rodów draperie. Wszystko pompatyczne i przyciężkie, ale akurat tym zleceniodawcom taki styl może się podobać. Gdyby to ona miała ozdabiać zaproszenia, wyglądałyby zupełnie inaczej. Ogonki liter przechodziłyby w gałązki kwiatów, a nad imionami młodej pary unosiłyby się motyle i ważki. Westchnęła. Na razie nie zanosi się na to, żeby przewodniczący gildii pozwolił jej na dekorowanie zamówień. O tworzeniu prawdziwych iluminacji z użyciem płatków złota nie ma nawet co marzyć. A przecież poradziłaby sobie. W domu nie raz kopiowała skomplikowane inicjały z kart jedenastowiecznych manuskryptów i wychodziło jej to doskonale. Jednak starzy mistrzowie niechętnie odstępowali młodym bardziej prestiżowe, a tym samym lepiej płatne zlecenia. A ona miała zaledwie dwadzieścia lat i była najmłodsza ze wszystkich.

Rozprzestrzeniająca się od kilku lat moda na kaligrafię sprawiła, że popularność, a co za tym idzie zyski Gildii Skrybów i Iluminatorów były wysokie jak nigdy dotąd. Zamówienia sypały się tak obficie, że odstąpiono od niektórych rygorystycznych przepisów dotyczących przyjmowania nowych członków. Przede wszystkim obniżono granicę wieku, od którego można się starać o zdobycie uprawnień. Właśnie dzięki temu zarządzeniu, Eia już od trzech lat pracowicie kaligrafowała ślubne zaproszenia, akty nadania i dyplomy okolicznościowe, w dobrze oświetlonych salach Gildii. Wolałaby brać zlecenia do domu, ale właśnie oświetlenie – duże okna w każdej pracowni, a do tego szklany dach – sprawiało, że każdego ranka szła do pracy na ulicę Aquatusa Incora.

– Eia! Masz przyjść do mistrza Muura!

Ręka jej drgnęła i spod stalówki wypłynął czarny kleks. Jak zawsze, kiedy musiała stawić się na nagłe wezwanie przewodniczącego Gildii, odczuwała nieokreśloną obawę, że czeka ją reprymenda. Za co? Powody mogły być różne – na przykład zbyt wolne tempo pracy. Trwa akurat wiosenny sezon ślubów i zamówienia napływają nieprzerwanym strumieniem. Oczywiście, drukowanie zaproszeń jest znacznie szybsze i tańsze, ale miejscowe elity, podążając za modą, korzystały wyłącznie z usług kaligrafów.

Muur Incor, potomek Aquatusa Incora, założyciela Gildii, był wysokim, chudym mężczyzną. Jak wszyscy jego przodkowie, uwiecznieni na wiszących w gabinecie portretach, miał wąski garbaty nos i osadzone głęboko małe, przenikliwie patrzące oczy nieokreślonego koloru. Kiedy Eia weszła do gabinetu, Muur siedział w fotelu z tłoczonej skóry i układał pożółkłe karty na blacie masywnego, rzeźbionego biurka.

– No, jesteś wreszcie – mruknął zgryźliwie, choć przybiegła natychmiast, jak tylko ją zawołano. – Nad czym teraz pracujesz?

– Kończę zaproszenia na ślub Hiacynty Plummench i…

– Uporaj się z tym szybko – przerwał jej – bo potrzebuję, żebyś zajęła się statutem Bractwa Strzelców. Ma być napisany harsą na pergaminie. Zostaw miejsca na inicjały, zrobi je Udor Sewin.

– Ja przecież…

– To wszystko. Tu jest tekst statutu. Możesz odejść.

Możesz odejść. Jak zwykle nie dał jej nawet dojść do słowa. Nie miała szansy powiedzieć, że mogłaby sama namalować inicjały. Potrafiłaby to zrobić nie gorzej niż Udor. Dobrze chociaż, że statut ma być napisany harsą. Eia lubiła ten krój pisma, kanciastość liter, surowość i elegancję szerszych pionowych pociągnięć. Znudziła się jej mezza, najchętniej wybierana przez klientów zamawiających zaproszenia. Harsa miała przynajmniej charakter.

Ślubne kartoniki skończyła wypisywać zanim zapadł zmrok. Na szczęście zdążyła przed zapaleniem lamp. Przejście od światła dziennego do sztucznego często sprawiało, że gubiła rytm i pierwsze litery wychodziły niezdarnie. Włożyła stos zaproszeń do pudełka i położyła je na stole, przy którym pracował Glen Monte.

– To dla ciebie.

Glen rzucił okiem na równo ułożone kartoniki.

– Nuda – mruknął.

– Gdyby mistrz Muur mi pozwolił, mogłabym je sama ozdobić.

– Chciałabyś, co? – powiedział szyderczo. – To, że jesteś córką swego ojca nie znaczy, że będziesz się piąć po drabinie kariery jak wiewiórka.

Eia odwróciła się na pięcie dotknięta do żywego. Jej ojciec, Trad Sekeros, był jednym z mistrzów iluminatorów. Najlepszym w Gildii. Był, dopóki nie zaczął tracić wzroku. Widzenie pogarszało się z biegiem lat, ale przez długi czas biegłość ręki rekompensowała niedoskonałość oka. W końcu jednak Trad musiał opuścić Gildię, ale przedtem zdążył przekazać Eii wszelkie tajniki zawodu. Wielu zazdrościło Sekerosowi talentu i precyzji, z jaką ozdabiał pergaminowe stronice. Byli nawet tacy, którzy z cichą satysfakcją przyjęli jego odejście. Ich niechęć przeniosła się na córkę dawnego mistrza.

Eia kochała kaligrafię. Zanim jeszcze nauczyła się pisać, jej ulubionymi zabawkami były lśniące złociście stalówki, kolorowe, poplamione tuszem obsadki, zużyte gęsie pióra i słoiczki z tuszami, które ustawiała na stole w tęczowe rzędy. Była szczęśliwa, kiedy ojciec kupił specjalnie dla niej kościaną rzeźbioną obsadkę i drewnianą szkatułkę na stalówki. Z przejęciem stawiała pod jego kierunkiem pierwsze litery, często mocząc je łzami, bo nie były tak piękne jak te, które wychodziły spod ręki ojca. Trad był dla niej bardziej wyrozumiały, niż ona sama dla siebie. Marzyła o mistrzowskich pociągnięciach, które zostawiałyby na papierze czystą, precyzyjnie wymodelowaną linię. Teraz potrafiłaby nakreślić niektóre litery nawet z zamkniętymi oczami. Wiedziała, że jest dobra. Może nawet tak dobra jak sam Muur Incor.

2.

Dom. Zapach zakurzonych ksiąg, tuszu i wanilii, którą ciotka Myrch hojnie dodawała do wszystkich wypieków. Wysokie wnętrza oświetlone ciepłym światłem lamp naftowych. Zawieszone na ścianach, oprawione w ramki iluminowane karty manuskryptów mieniące się żywymi barwami.

– Eia? – dobiegł z głębi głos ojca.

– Już idę!

Trad Sekeros siedział w salonie i jak każdego dnia czekał na wieści ze skryptorium. Eia nie potrafiła dobrze opowiadać. Musiała długo się namyślać, żeby spośród zwykłych wydarzeń wyszukać coś, co zainteresowałoby ojca.

– Nad czym dziś pracowałaś?

– Kończyłam zaproszenia dla Plummenchów. Nudne zadanie. A od jutra zaczynam Statut Bractwa Strzelców.

– Jakim pismem? Harsa wydaje się najodpowiedniejsza, ale gregoria też by pasowała.

Do salonu wsunęła się ciotka i postawiła na stole talerz zupy.

– Daj jej w spokoju zjeść – powiedziała z wymówką w głosie. – Przecież jest głodna po całym dniu pracy – ręka ciotki Myrch przez moment spoczęła na głowie Eii.

Myrch była siostrą Trada i nie miała własnych dzieci. Zamieszkała w domu brata zaraz po śmierci jego młodej żony. Zajęła się gospodarstwem i opieką nad dwuletnią Eią. Należała do mało wylewnych, raczej surowych kobiet i tylko z rzadka pozwalała sobie na jakiś czulszy gest, jak choćby przelotne pogłaskanie bratanicy. Miłość wyrażała głównie poprzez gotowanie, pieczenie i karmienie. Nigdy nie zgodziła się na zatrudnienie kucharki, więc mieli tylko dochodzącą co drugi dzień służącą, do której należało sprzątanie i zanoszenie ubrań do pralni i magla.

– Spotkałam dziś na targu Ragusa. Pytał o ciebie – ciotka zawiesiła głos przyglądając się czujnie bratanicy.

Eia zesztywniała.

– A o co konkretnie? – spytała nie kryjąc niechęci.

– Po prostu… chciał wiedzieć jak się czujesz, czy bardzo dużo pracujesz i takie tam… Interesuje się tobą.

– Tak, zapewne – mruknęła sarkastycznie.

Od mniej więcej roku pasją ciotki stało się poszukiwanie dla Eii odpowiedniego mężczyzny. Ragus, pochodzący z rodziny złotników i posiadający od niedawna własną pracownię, był aktualnie jednym z jej faworytów.

– Nie rozumiem, co masz przeciwko niemu. Przystojny, z dobrej rodziny i z perspektywami.

Poza tym zarozumiały, arogancki i szybko zmieniający obiekty swoich uczuć – dodała w myślach Eia. Ciotka nie miała pojęcia, że Eia była kiedyś zakochana w Ragusie. Beznadziejnie zakochana. Ukrywała to umiejętnie, więc chyba nawet sam zainteresowany nie miał o tym pojęcia, zwłaszcza, że cała jego uwaga kierowała się wtedy ku wyniosłej Annonie o posągowych kształtach.

– Nie pozwalasz jej spokojnie zjeść – wtrącił się w tym momencie Trad, pokonując siostrę jej własną bronią.

Ciotka fuknęła i wycofała się do kuchni.

Eia rzuciła ojcu pełne wdzięczności spojrzenie. Przy okazji zwróciła uwagę na leżący przed nim manuskrypt, a raczej, sądząc po marnej objętości, zaledwie część manuskryptu.

– Nowy nabytek? – spytała.

– Gurb znalazł to w rzeczach po zmarłej babce. Nie sądził, że ktokolwiek będzie zainteresowany kupnem kilku kart, więc mi je podarował. No cóż – ojciec uśmiechnął się chytrze. – Nie protestowałem. Zobacz, jaki to skarb. Pisane eolianą, na moje wyczucie siódmy wiek i jestem prawie pewien, że pochodzi z Aquuippy.

Starożytne miasto Aquuippa, które przed wiekami legło w gruzach na skutek trzęsienia ziemi, było w czasach swej świetności prężnym ośrodkiem uniwersyteckim, posiadającym olbrzymią bibliotekę i kilka rywalizujących ze sobą skryptoriów.

– Po czym to poznałeś?

Ojciec wziął silną lupę i pochylił się nad pergaminem. Gdyby nie szkło powiększające, nie mógłby oddawać się swojej największej pasji – badaniu zabytków piśmiennictwa.

– Tutaj. Popatrz na ornament ze smokiem. To częsty element występujący w tamtych czasach, ale ten akurat smok ma trzy złote łuski.

Eia przyjrzała się uważnie. Rzeczywiście, na ogonie bestii dawny artysta nałożył trzy maleńkie płatki złota. Sama nie zwróciłaby na nie uwagi. Zadziwiała ją wnikliwość, z jaką ojciec badał manuskrypty i ile szczegółów w nich znajdował mimo pogarszającego się wzroku.

– Uważasz, że są ważne? – spytała retorycznie.

– Miałem kiedyś w ręku manuskrypt z Aquuippy. Tam po raz pierwszy spotkałem się z trzema złotymi łuskami na ogonie smoka. Podejrzewam, że to coś w rodzaju podpisu konkretnego iluminatora. Możliwe też, że był to ornament używany jako znak rozpoznawczy skryptorium, ale teoria osobistej sygnatury artysty wydaje mi się bardziej prawdopodobna.

– Skąd to się wzięło u babki pana Gurba?

– Karty wyściełały spód skrzyni, w której ta zacna nieboszczka przechowywała swoją suknię ślubną. Poprosiłem Gurba, żeby sprawdził, czy reszta księgi nie spoczywa na spodzie szuflad z bielizną. Gdybym miał lepszy wzrok, sam bym mu pomógł w poszukiwaniach. Może inne smaczne kąski wpadłyby mi w oko? – powiedział rzeczowym tonem, bez żalu. Trad nie użalał się nad sobą i nie znosił, kiedy inni to robili.

– Piękne – Eia z zachwytem przebiegała wzrokiem po kolorowych zdobieniach zajmujących marginesy. – W wolnej chwili skopiuję tę stronę. Mam nadzieję, że kiedyś dopuszczą mnie do iluminowania.

– Stary Muur powinien to zrobić już dawno. Wie, że jesteś dobra… i to go chyba powstrzymuje. Miałabyś bogatszych klientów i lepiej płatne zlecenia, więc starsi członkowie Gildii czuliby się pokrzywdzeni.

– Ale czy sława i dochody Gildii nie byłyby większe, gdyby podniosła się jakość prac?

– Nie martw się – ojciec poklepał ją po ręce. – Twój czas nadejdzie.

– Kiedy umrze Glen Monte i jemu podobni – burknęła ze złością.

– Nigdy nie wiadomo, co się zdarzy. Może napłynąć tyle zamówień, że iluminatorzy i miniaturzyści nie będą nadążać. Wtedy Muur będzie musiał cię dopuścić do zdobień.

– Nie lubią mnie, bo jestem twoją córką, a ty byłeś najlepszy.

Trad nie zamierzał zaprzeczać.

– Gorzej – powiedział. – Miałem dobre oko do wyłapywania błędów, a tego to już z pewnością nie mogli mi darować. Dobro i rzetelność Gildii są ważniejsze niż fakt, czy jestem lubiany czy nie.

– Właściwie mogłabym pracować w domu – zaczęła wielokrotnie już poruszany temat. – Zwłaszcza teraz. Dni są coraz dłuższe i w moim pokoju jest wystarczająco dużo światła. Przecież uczyłeś mnie właśnie tutaj. Pamiętasz, jak kazałeś mi kopiować kartę tytułową Księgi z Sarum? Ile tam było drobnych plecionek! I poradziłam sobie. Pani Seguina Orest zjawia się w Gildii tylko po to, żeby oddać zamówione prace i wziąć nowe zlecenie. Dlaczego nie mogłabym robić tak jak ona?

– Seguina ma lat pięćdziesiąt, a ty dwadzieścia. Dlatego.

– To nie jest żadne wytłumaczenie.

– Gildia jest miejscem, gdzie nie tylko pracujesz, ale i wielu rzeczy możesz się nauczyć.

– Ciekawe jakich.

– Na przykład przetrwania w niesprzyjających warunkach. Nie chcę, żebyś żyła chowana pod kloszem. Poza tym, młoda osoba powinna spotykać różnych ludzi, a nie spędzać całe dnie ze starym ojcem i ciotką.

– Jakich różnych ludzi? Widuję ciągle te same osoby.

– Kiedyś dopuszczą cię do kontaktu z klientami.

– Nie wierzę, że to kiedykolwiek nastąpi – westchnęła.

Wszystkie zlecenia przyjmował osobiście Incor. Czasem zastępował go któryś z najstarszych członków Gildii. Wiele lat minie zanim pozwolą na to komuś takiemu jak Eia.

3.

– Mistrz Muur cię wzywa!

O co mu znowu chodzi? Przecież nie skończyła jeszcze Statutu.

Muur Incor czekał na nią, niecierpliwie bębniąc palcami w blat biurka.

– Tak, wiem, że piszesz Statut – odezwał się, gdy tylko weszła. – Dzisiaj go skończysz, prawda? – zabrzmiało to bardziej jak rozkaz niż pytanie.

– Postaram się.

– Po prostu zrób to, bo mam dla ciebie nowe zlecenie… Trochę dziwne, ale może ci się spodobać, skoro tak bardzo zależy ci na robieniu iluminacji i malowaniu miniatur.

Serce Eii zamarło w radosnym oczekiwaniu. Natomiast przewodniczący Gildii wydawał się jakby zmieszany.

– Lady Gladys Noor posiada zbiór starych manuskryptów i życzy sobie, aby ktoś od nas skopiował po jednej karcie z każdego tomu. Postawiła jednak warunek, że praca ma być wykonana w jej pałacu. Nie lubi, kiedy drogocenne księgi opuszczają bibliotekę. Co ty na to? Dasz radę?

Eia energicznie skinęła głową, myśląc jednocześnie, że spełnia się to, co dwa dni wcześniej mówił ojciec o spotykaniu nowych ludzi.

– Zaczniesz od jutra. Tu masz zapisany adres. Posiadłość Noorów znajduje się na przedmieściach. Dorożką powinnaś tam dotrzeć w pół godziny. Pergamin, farby i tusze zabierz ze sobą już dzisiaj. Weź też ze dwie karty welinu. Lady Noor oczekuje, że kopie będą robione na takim samym materiale, jak oryginały.

Muur nerwowo wyrzucał z siebie zdanie po zdaniu. Eia nigdy nie widziała go w takim stanie. Nie po raz pierwszy Gildia przyjmowała zlecenia od arystokracji, skąd więc to dziwne wzburzenie? Może przewodniczący obawia się, że zadanie jest dla niej nazbyt trudne? Ale jeśli tak, to czemu nie wysyła kogoś bardziej doświadczonego?

– Jeszcze jedno – Muur Incor popatrzył jej w oczy, a potem spuścił wzrok na biurko i znów zaczął bębnić po nim palcami. – Jeśli się zdarzy… – zawiesił głos, jakby szukając odpowiednich słów – że nie będziesz mogła skopiować któregoś manuskryptu, natychmiast mnie zawiadom.

– Jak to, nie będę mogła? Ma pan na myśli, że Lady Noor mi nie pozwoli?

– Nie chodzi o czyjeś pozwolenie. Po prostu może się okazać, że któraś z kart nie da się skopiować. Chcę o tym wiedzieć.

– Ale jak to, nie da się?

On chyba nie wie, jak skomplikowane ornamenty już odtwarzała. Przepisywała nawet rękopisy esz-bol z literami, które wiły się niczym węże. Wszystko da się skopiować, wystarczy sprawne oko, ręka i dużo cierpliwości.

Muur nie sprecyzował, o co mu chodzi. Odprawił ją bez dalszych wyjaśnień.

Po tej rozmowie nie mogła się skupić. Zmuszała rękę do spokojnych, równomiernych pociągnięć. Nadmierny pośpiech mógłby sprawić, że popełni błąd i wszystko trzeba będzie pisać od nowa. Niewiele wiedziała o rodzinie Noorów. Nie pamiętała, czy wcześniej składali jakieś zamówienia w Gildii. Ciotka, która szalenie interesowała się życiem wyższych sfer, z pewnością będzie miała na ich temat wiele do powiedzenia.

Nareszcie koniec. Bez żalu oddała dokument w ręce iluminatora i pospiesznie udała się do magazynu. Zawczasu przygotowała sobie listę materiałów, które będą jej potrzebne. Magazynier, Bed Duar, który zachowywał się niczym strażnik pilnujący skarbów, kilkakrotnie przeczytał spis, kręcąc przy tym głową i cmokając z dezaprobatą.

– Złoto w płatkach… tyle złota! A do tego welin! Panna masz pojęcie, jaki welin jest kosztowny?

– Mistrz Muur kazał mi go wziąć…

– I gotowe farby. Co to, panna sama nie potrafisz sobie farb naucierać? – patrzył na nią gniewnie.

– To by za długo trwało – odparła zakłopotana. – Mistrz Muur mówił, żebym jak najszybciej rozpoczęła pracę.

Czy ten człowiek wszystkich traktuje w taki sposób? Czy starsi iluminatorzy też muszą żebrać o każdy słoiczek farby? Przecież Gildia po to zatrudnia czeladników ucierających pigmenty i mieszających je ze spoiwami, żeby artyści mogli bez przeszkód wykonywać swoją pracę. Wiedziała też, że jeden z chłopców zajmuje się przycinaniem i ostrzeniem ptasich piór i trzcinek, ale o to nawet nie śmiała prosić. Na szczęście miała zapas własnych. Ostatnio pisała głównie stalówkami, ale jeśli czeka ją kopiowanie starych manuskryptów, właściwsze będzie użycie tradycyjnych narzędzi.

Starając się ignorować gniewne pomruki magazyniera, w milczeniu pakowała słoiczki z farbami do przenośnej skrzynki. Na wszelki wypadek sprawdzała wypisane pochyłym pismem etykiety.

– A pergamin dać przycięty? – spytał Bed.

– Nie. Nie wiem jaki okaże się format manuskryptów. Przytnę na miejscu.

– Na miejscu, czyli gdzie?

– W pałacu lady Noor.

– Ach, to panna dostałaś to zlecenie, o którym od rana wszyscy gadają… Trzeba było od razu mówić. Piór naostrzonych pannie dorzucę.

4.

Gladys Noor po raz kolejny tego dnia zajrzała do biblioteki. Wszystko było jak należy. Pulpit przygotowany. Manuskrypty bezpiecznie oczekujące w zamkniętej skrzyni.

Naprawdę miała szczęście, dowiadując się o nich przed resztą rodziny. Przybyła w odpowiednim momencie. Dziadek Zolar wzruszył się jej odwiedzinami. Cieszył się, że może z nią rozmawiać o odległej historii i o wykopaliskach, które kiedyś finansował. A potem sprezentował jej swój skarb – starożytne księgi mające grubo ponad tysiąc lat. Jedna z nich może się okazać absolutnie bezcenna. Zatarła ręce. Wyjrzała przez okno. Nie mogła się już doczekać przyjazdu kopisty. Miała nadzieję, że Gildia przyśle kogoś doświadczonego i biegłego w sztuce. Powinni się postarać, skoro obiecała im naprawdę ładną sumę.

Okna biblioteki nie wychodziły na drogę dojazdową, ale czujne ucho Gladys wychwyciło turkot kół dorożki. Nareszcie!

Dorożka wjechała w lipową aleję. Stare drzewa przycięto tak, że tworzyły nad drogą jasnozielone sklepienie. Eia wytężała wzrok chcąc zobaczyć wyłaniający się na końcu alei pałac. Jednocześnie wracała myślą do tego, co przed odjazdem powiedział jej ojciec: „Gdybyś nie mogła skopiować któregoś manuskryptu, nie mów o tym nikomu i natychmiast mnie zawiadom.” Nie wyjaśnił, na czym ta niemożność miałaby polegać, podobnie jak wcześniej przewodniczący Gildii. Kiedy zdradziła, że Muur prosił ją o to samo, ojciec aż pociemniał na twarzy z gniewu. „Incor zrobi z tej informacji zły użytek. Nie waż się mu nic mówić”.

Jej uwagę przyciągnęły jasne, zakończone spiczasto wieżyczki pałacu. Wzniesiona z miodowego piaskowca rezydencja Noorów lśniła złotawo w porannym słońcu. Po obu stronach frontowych schodów rosły olbrzymie rododendrony o ciemnoróżowych kwiatach.

W miarę jak powóz zbliżał się do okazałego domu, Eia była coraz bardziej zdenerwowana. Nagle zaczęła się bać, że nie da rady. Nie chodziło o pracę nad manuskryptem, tylko o poradzenie sobie w nowym miejscu, o obcowanie z nieznanymi ludźmi. To zawsze budziło jej obawy. „Po prostu jesteś trochę nieśmiała” – stwierdził kiedyś ojciec. Była pewna, że dużo bardziej niż trochę.

W chwili, gdy dorożka zatrzymała się przed wejściem, frontowe drzwi się otworzyły i ukazał się w nich mężczyzna ubrany w ciemnogranatowy uniform. Wydawał się zaskoczony widokiem wysiadającej Eii.

– Czy przysłała panią Gildia Skrybów i Iluminatorów? – spytał.

– Tak – odpowiedziała starając się nadać głosowi pewny ton. – Nazywam się Eia Sekeros.

Mężczyzna skinął głową i nie zadawał więcej pytań.

– Proszę za mną – powiedział biorąc od niej bagaż.

Wkroczyli do przestronnego holu. Eia nie zdążyła się po nim rozejrzeć, bo od razu została poprowadzona szerokimi marmurowymi schodami na piętro. Na widok zdobiących ściany wspaniałych fresków zapomniała na chwilę o strachu. Przed jej oczami zalśniły kolorami pomarańczowe i cytrynowe drzewa, pawie siedzące na gałęziach, kwiaty… Przystanęła oczarowana, ale znaczące kaszlnięcie stojącego u szczytu schodów służącego przywołało ją do rzeczywistości.

Mężczyzna wprowadził ją do imponującej biblioteki z bogato rzeźbionymi regałami, mieszczącymi tysiące oprawionych w skórę lub płótno ksiąg. Wysokie, łukowate okna wpuszczały dużo światła, a wyłożone poduszkami parapety zapraszały, żeby na nich zasiąść i delektować się lekturą. Ciemnoszafirowe sklepienie pomalowane było w złote gwiazdy, tworząc sugestię nocnego nieba.

– Lady Noor, oto panna Eia Sekeros z Gildii Skrybów i Iluminatorów – oznajmił służący.

Stojąca przy oknie czarnowłosa kobieta, ubrana w wiśniową suknię z aksamitu, zmierzyła Eię zdumionym spojrzeniem.

– Spodziewałam się, że Gildia przyśle kogoś bardziej doświadczonego – rzekła bez ogródek.

Eia poczuła gorąco na policzkach. Przez chwilę nie wiedziała, co robić. Miała ochotę obrócić się na pięcie i uciec.

– Znam się na swojej pracy, lady Noor – odezwała się, usiłując zapanować nad drżeniem głosu. – Jestem przekonana, że będzie pani zadowolona z wykonanych kopii.

– Oby tak było.

Gladys Noor otworzyła skrzynię i gestem nakazała Eii, żeby podeszła bliżej.

– Leży tu dwanaście bardzo cennych manuskryptów. Ufam, że potrafi się pani z nimi obchodzić. Czy służąca ma przygotować pokój, czy raczej zamierza pani wracać na noc do domu?

Eia odpędziła pokusę noclegu w pięknym pałacu.

– Będę nocować w domu.

– Wobec tego daję pani do dyspozycji nasz powóz. Każdego ranka woźnica będzie czekał na panią pod domem. Posiłki podadzą pani w pokoju obok – Gladys Noor rzucała te informacje rzeczowym tonem, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. – Życzę powodzenia.

Ruszyła do wyjścia zdecydowanym krokiem, nagle jednak przystanęła i dodała niedbale:

– Gdyby trafiła się pani pozycja, której w żadnej mierze nie daje się skopiować, proszę mnie natychmiast zawiadomić.

5.

Jaśniutki warkocz owinięty wokół głowy (Gladys nigdy nie widziała tak jasnych, że aż niemal białych włosów), błękitne oczka i buzia zagubionej szesnastolatki. Kogo oni przysłali?! Dziecko! Czy ta Sekeros jest wystarczająco dobra, żeby zidentyfikować poszukiwany manuskrypt? Może się zaciąć przy jakimś trudniejszym ornamencie i stwierdzić, że nie da się go skopiować. No cóż, wtedy trzeba będzie wezwać kogoś innego. Gdyby do tego doszło, niech Gildia ponosi koszty! Z drugiej strony… Hm… dziewczyna jest młoda i niedoświadczona. Mało prawdopodobne, żeby słyszała o poszukiwanym manuskrypcie. Ktoś znający jego wartość mógłby wykorzystać go do swoich celów albo i ukraść… Gladys aż wstrząsnęło. Ciekawe, ile osób wie? Na pewno wszyscy ci, którzy siedzieli wystarczająco blisko, żeby słyszeć jak profesor Karlstone popisuje się przed księciem Glappi. Oczywistym było, że cała opowieść profesora o tajemniczym artefakcie z odległych stuleci ma na celu uzyskanie funduszy na prace konserwatorskie i archeologiczne. Karlstone nie mógł jednak wyssać z palca całej historii. Starożytna księga musi gdzieś istnieć. Gladys gotowa była się założyć o swoją diamentową kolię, że po urodzinowym wieczorze w pałacu księcia, wielu gości natychmiast po powrocie do domu rzuciło się przetrząsać domowe biblioteki i archiwa.

Na myśl o liczącym ponad kilkadziesiąt tysięcy woluminów księgozbiorze rodziny Glappich lady Noor westchnęła. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że manuskrypt znajduje się właśnie tam, ale byłaby głupia nie sprawdzając, czy przypadkiem nie kryje się wśród kilkunastu ksiąg, które podarował jej dziadek Zolar.

6.

Trzeba przyznać, że lady Gladys zadbała o przygotowanie odpowiedniego warsztatu pracy. Pulpit składał się z dwóch części. Na wyższej można było wygodnie umieścić przepisywaną księgę, a na dolnej położyć czystą pergaminową kartę. Eia ostrożnie wyjęła ze skrzyni leżący na wierzchu manuskrypt. Był bogato iluminowany i miał złocone krawędzie kart. Napisano go gregorią – eleganckim, okrągłym pismem z czasów króla Gregora. Po wnikliwszym przyjrzeniu okazało się, że kształt kilku liter różni się od klasycznej wersji, co sugerowałoby wyspiarską modyfikację tego pochodzącego z ósmego wieku pisma.

Lady Noor zażyczyła sobie skopiowania karty tytułowej, ale w tamtych czasach nie było przecież kart tytułowych. Od razu zaczynał się właściwy tekst. Tak też było w tym przypadku. Większą część strony zajmował otoczony skomplikowanymi plecionkami inicjał z wrysowaną miniaturą przedstawiającą rycerza walczącego ze smokiem.

Eia nie miała zamiaru od razu malować na kosztownym pergaminie. Wolała najpierw „poćwiczyć rękę” (ulubione wyrażenie jej ojca) na zwykłym grubym papierze. To doskonały sposób na bliższe zapoznanie się ze złożonym ornamentem. Kreśląc zawiłe linie zastanawiała się, o co chodzi z tą księgą, której rzekomo nie da się skopiować. Lady Noor, mimo silenia się na obojętny ton, nie potrafiła ukryć nadziei, że Eia natrafi na ten trudny manuskrypt. Ojcu też błysnęło oko, kiedy o nim usłyszał. Dlaczego nie powiedział, o co chodzi?

Pracowała w skupieniu aż do obiadu. Służąca przyniosła jej jedzenie do pokoiku zastawionego oszklonymi szafami z porcelaną i kryształami. Wysoko pod sufitem wisiało kilka pociemniałych ze starości portretów kobiet i mężczyzn wątpliwej urody. Eia dziwnie się czuła siedząc samotnie przy lśniącym jak lustro stole i jedząc wykwintne potrawy: zawijane roladki mięsne, pieczone kulki ziemniaczane, szparagi w białym sosie, a na deser mus owocowy z bitą śmietaną i płatkami czekolady. Wszystko podane było na delikatnej porcelanie malowanej w kwiaty bzu, z dyskretnie umieszczonym pośród gałązek herbem rodziny Noor.

Po obfitym posiłku trudno się było zabrać do pracy. Żeby odegnać ogarniającą ją senność, Eia zaczęła od przycinania pergaminu do odpowiedniego formatu. Potem ustawiła na bocznym stoliku wszystko, co mogło okazać się przydatne – tusze, zaostrzone gęsie pióra, farby i puzderko z listkami złota. Uważnie zaznaczyła położenie głównych elementów strony i liniaturę, w której miał się zmieścić krótki tekst. To, że go nie rozumiała, nie miało znaczenia. Ważne były kształty liter. Praca coraz bardziej ją angażowała. Czuła się niemal jak ten artysta sprzed tysiąca lat, tworzący misterne plecionki i dodający ledwo widoczne gołym okiem ozdoby: układy kropek i spiralnych linii, ptasie głowy, drobne listki lub geometryczne elementy. W przeciwieństwie do plecionek, te detale nie miały ustalonego rytmu, ani nie były rysowane symetrycznie. Umieszczenie ich we właściwym miejscu wymagało dużej uwagi.

Skrzypnęły drzwi. Eia spodziewała się, że Gladys Noor prędzej czy później zjawi się, żeby sprawdzić, jak postępuje praca. Przybyła nie odezwała się ani słowem. Nie podeszła też bliżej. Cicha obecność punktowana ledwie słyszalnym oddechem dekoncentrowała. Eia nie wytrzymała.

– Czy potrzebuje pani czegoś, lady Noor? – spytała podnosząc wzrok znad pulpitu.

Ale to nie była Gladys Noor. Przy drzwiach stała chudziutka, czarnowłosa dziewczyna i wpatrywała się w Eię wielkimi szarymi oczami. Była zbyt dobrze ubrana jak na służącą, ale za ubogo jak na arystokratkę. Guwernantka? Też chyba nie – za mało pewna siebie. Zresztą, z tego co słyszała, córki lady Noor były już dorosłe.

– Dzień dobry – odezwała się Eia zachęcająco.

Po bladej twarzy dziewczyny przemknął uśmiech, który zaraz zniknął.

– Dzień dobry – odpowiedziała nieznajoma prawie niedosłyszalnie. – Czy mogę popatrzeć?

Eia nie znosiła, kiedy ktoś obserwował ją przy pracy. Palce natychmiast stawały się niezgrabne, a dłonie zaczynały drżeć.

– Raczej nie – odpowiedziała z ociąganiem. – To mnie rozprasza.

– Rozumiem… – dziewczyna spuściła głowę tak, że włosy opadły jej na twarz. – To może mogłabym chociaż obejrzeć te manuskrypty… – wyszeptała. – Nigdy nie widziałam tak starych książek.

– Nie są moje – było jej przykro, że musi odmawiać. – Trzeba spytać lady Noor.

– Dobrze… – dziewczyna obróciła się na pięcie i wyszła.

Dopiero teraz Eia dostrzegła, że niebieska, ozdobiona wstążkami sukienka, którą miała na sobie nieznajoma, jest na nią za duża. Widać było nieudolne próby dopasowania stroju do znacznie drobniejszej figury. Żałowała, że nie okazała tej biedulce większej życzliwości, ale nie umiała rozsądnie reagować, kiedy wydarzało się coś niespodziewanego.

Dziewczyna wróciła po dłuższej chwili.

– Lady Noor pozwoliła.

– Wobec tego możesz sobie oglądać do woli. Rozłóż manuskrypt na tamtym stole, tylko bądź ostrożna przewracając kartki. Właściwie powinnaś mieć bawełniane rękawiczki. Mój ojciec twierdzi, że na palcach znajdują się niewidoczne zanieczyszczenia i pot, który źle wpływa na kondycję starożytnych kart.

Dziewczyna z niepokojem popatrzyła na swoje dłonie.

– Będę dotykała kart przez czystą chusteczkę, czy to wystarczy?

– Oczywiście.

Eia skarciła się w duchu za przemądrzałość. Z pewnością lady Noor nie stosowała takich środków ostrożności. Nawet sami skrybowie z rzadka kłopotali się nakładaniem rękawiczek. Jej ojciec przestrzegał różnych zasad, bo kolekcjonował rzadkie księgi i zależało mu na zachowaniu ich w jak najlepszym stanie.

Czarnowłosa wyjęła ze skrzyni manuskrypt i delikatnie położyła go na stole. Chwyciła przez chusteczkę oprawioną w skórę okładkę i niemal wstrzymując oddech otworzyła księgę na pierwszej stronie.

Eia próbowała skupić się na malowaniu, ale obecność nieznajomej mocno jej w tym przeszkadzała.

– Jak masz na imię? – spytała nie mogąc wytrzymać coraz bardziej nabrzmiewającej napięciem ciszy.

– Zehana. A ty jesteś Eia. Eia Sekeros z Gildii Skrybów i Iluminatorów. Słyszałam jak służący przedstawiał cię lady Noor.

Eia skinęła głową. Nie potrafiła sformułować pytania, które pozwoliłoby jej zorientować się, kim jest Zehana. Pochyliła się z powrotem nad pergaminem i cieniutkim pędzelkiem zaczęła stawiać czerwone kropeczki okalające skrzywiony ptasi dziób. Wkrótce okazało się, że wcale nie musi pytać.

– Lady Noor przyjęła mnie z łaski – odezwała się znienacka Zehana nie podnosząc głowy znad oglądanego manuskryptu. – Stary hrabia Zolar Maiss, jej dziadek, nalegał, żeby mnie wzięła do siebie razem z tymi manuskryptami. Bał się, że po jego śmierci nie będzie nikogo, kto zatroszczy się o mój los.

– A co z twoją rodziną?

– Nie mam rodziny. Nieżyjąca już siostra hrabiego Maissa, lady Reglunta Maiss, znalazła mnie w lesie.

– Och! – Eia była wstrząśnięta.

– W tamtych stronach ludzie czasami porzucają niemowlęta, jeśli nie są w stanie ich wykarmić i wychować – Zehana wzruszyła ramionami. – Podejrzewam, że jestem dzieckiem jakiejś ubogiej wieśniaczki. Poszczęściło mi się. Zamiast pasać owce i kozy, zamieszkałam w pałacu. Lady Maiss była dla mnie bardzo dobra.

Eia domyśliła się, że lady Noor taka nie jest.

– Nie traktują mnie tutaj źle – Zehana rzuciła jej krótkie spojrzenie. – Ale tęsknię za Karromon. Za tamtejszymi górami, lasami i za ludźmi.

– Od kiedy tu mieszkasz?

– Przyjechałam dwa tygodnie temu. Myślę, że to za krótki okres, żeby się przyzwyczaić.

Zehana wróciła do oglądania manuskryptu. Znów zapadła cisza. Eia wypróbowała odcień czerwonej farby i domieszała odrobinę żółcieni. Plecionka była wielobarwna i należało uważnie śledzić kolor każdego pasma. Czubkiem srebrnego rysika zaznaczyła sploty, które należało pokryć czerwienią. Praca pochłonęła ją całkowicie.

Równo z nadejściem zmroku zakończyła malowanie pierwszej plecionki. Odłożyła pędzelek, zakręciła słoiki z farbami i poruszyła kilka razy ramionami, żeby pozbyć się sztywności pleców. Prawie zapomniała o obecności Zehany, która uważnie jej się przypatrywała. W zapadającym zmierzchu twarz dziewczyny wydawała się jeszcze bledsza, a oczy jeszcze większe.

– Nie wiedziałam, że ciągle tu jesteś.

– Biblioteka to najlepsze miejsce, żeby spędzić dzień. Gdzie indziej czuję się dość niezręcznie. Służba nie bardzo wie, jak się do mnie odnosić, a lady Noor i pozostali członkowie rodziny omijają mnie wzrokiem, co nie jest przyjemne.

– Pozostali członkowie rodziny?

– Lady Noor ma dwie córki, Helenę i Cecylię, które traktują mnie jak powietrze. Ich ojciec, lord Galbeth Noor raczy mnie nie zauważać, podobnie jak jego siostra, panna Bertilla.

Zehana mówiła rzeczowym tonem, pozbawionym żalu czy pretensji. Dziwne było, że zwierza się zupełnie obcej osobie. Eia czuła się z tym niezręcznie.

– To musi być dla ciebie przykre – powiedziała.

– Rozumiem ich – Zehana wzruszyła ramionami. – Czy będę mogła tu przyjść jutro? Mam nadzieję, że moja obecność ci nie przeszkadzała?

– Na początku trochę tak – przyznała uczciwie Eia – ale potem zupełnie o tobie zapomniałam.

– Staram się nie absorbować innych swoją osobą.

W głosie Zehany zabrzmiał taki chłód, że Eia mimowolnie się wzdrygnęła.

7.

Wracając do domu wciąż myślała o godnym ubolewania położeniu Zehany. Miała przed oczami drobną figurkę w źle dopasowanej sukience. Lady Noor była wystarczająco zamożna, żeby sprawić dziewczynie nowy strój. Mogła przynajmniej zlecić dobrej krawcowej wykonanie fachowych poprawek.

Kiedy Eia przekroczyła próg mieszkania, natychmiast znalazła się pod obstrzałem pytań ciotki Myrch.

– Rozmawiałaś z samą lady Noor? Jak wygląda? W co była ubrana? A pałac w środku bardzo piękny? Podobno mają tam pokoje wyłożone ukarskimi kobiercami i jadają na złotych talerzach.

Eia weszła do salonu i z westchnieniem ulgi umościła się na sofie.

– Nie pamiętam połowy pytań, które mi zadałaś, ciociu. Nie, nie jadają na złotych talerzach. Tak, rozmawiałam z lady Noor. Jest bardzo elegancką damą. I, jak zdążyłam zauważyć, dość despotyczną.

– A suknia? Jaką miała suknię?

– Ciemnowiśniową z długimi rękawami, rozszerzającymi się przy mankietach obszytych czarną koronką.

– I duży dekolt? Okrągły czy w szpic?

– Nieduży, w szpic.

– Podali ci obiad?

– Tak, na herbowej porcelanie.

– Herbowej porcelanie – powtórzyła z rozmarzeniem ciotka. – Jadłaś razem z ich lordowskimi mościami?

– Nie, służąca przyniosła mi obiad do osobnego pokoju. A kobierców żadnych nie widziałam. W bibliotece był parkiet.

– A czy…

– Kobieto! Daj jej odpocząć – zniecierpliwił się siedzący dotychczas w milczeniu ojciec. – Ależ cię naszło na wypytywanie! Dekolt w szpic! Też coś!

– Nigdy nie widziałam z bliska żadnej lady – broniła się ciotka.

– Jak ci poszło z kopiowaniem? – spytał ojciec.

– Nieźle, ale bardzo powoli. Inicjał z ósmego wieku, plecionki i mnóstwo detali. Chyba z pięć dni zejdzie mi na tę kartę. Lady Noor powinna być zadowolona, o ile… – Eia urwała, niepewna, czy ma powiedzieć jakie zdanie rzuciła jej Gladys Noor na odchodnym.

– O ile? – podchwycił ojciec.

– O ile naprawdę zależy jej na wykonaniu tej pracy.

– Co masz na myśli?

– Chciała być natychmiast powiadomiona w razie natrafienia na manuskrypt niemożliwy do skopiowania – Eia pochyliła się do przodu. – Powiedz, o co w tym chodzi?

Trad popatrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem.

– Chyba lepiej, żebyś nie wiedziała.

– Wcale nie lepiej. Jeśli rzeczywiście znajdę księgę, której nie będę w stanie skopiować, to komu mam o tym powiedzieć? Tobie, czy lady Noor, która jest jej właścicielką? A może Muurowi, bo on pierwszy z tym się do mnie zwrócił? – spytała zaczepnie.

– Nie wiadomo, czy taki manuskrypt w ogóle istnieje.

– W ciągu ostatnich dwóch dni usłyszałam o nim od trzech osób.

– Rzeczywiście – przyznał Trad niechętnie – ostatnio zaczęła krążyć po kraju pewna plotka.

– Jaka plotka?

– Że istnieje manuskrypt, którego nie da się skopiować i że… – westchnął ciężko, podrapał się po siwej brodzie i zaczął bawić się leżącym na stole szkłem powiększającym.

– I że co? – niecierpliwiła się Eia.

– To jakieś bajki i nie należy w nie wierzyć.

– Jakie bajki? – drążyła. – Wczoraj powiedziałeś, że Moor źle by wykorzystał ten manuskrypt.

– Podobno są w nim zawarte potężne zaklęcia, dzięki którym można osiągnąć potęgę, bogactwo i władzę nad ludźmi. No, czy to nie brzmi jak bajka?

– Kto jest autorem?

Ojciec wzruszył ramionami.

– Chyba nikt nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Księga musi być bardzo stara, bo przypisują jej rozpętanie dwóch wojen anturyjskich, piętnastoletniej wojny między Utarem a Kasurą i stuletniego konfliktu między Echorem a Danubą. To wszystko jest raczej legendą krążącą wśród skrybów. Każdy zawód ma swoje mityczne opowieści albo przesądy. Nie należy ich brać na serio.

– Przecież wojny anturyjskie to prawie prehistoria. Nie było wtedy książek.

– Ta podobno była.

– No to łatwo da się ją rozpoznać, bo będzie napisana zupełnie nieznanym pismem.

– Tak albo nie. Na przykład eoliana jest starsza niż nam się kiedyś wydawało. A poza tym mówią, że ten manuskrypt może sam się zmieniać i dostosowywać do czasów, w których się ujawnia.

– Brzmi nieprawdopodobnie…

– No więc nie masz się czym przejmować.

– A co byś zrobił z takim manuskryptem, gdyby wpadł ci w ręce?

– Nie wiem. Przede wszystkim chciałbym go obejrzeć, zbadać, sprawdzić, na czym polega niemożność skopiowania. To jak zajrzenie w głęboką przeszłość. Może nasi odlegli przodkowie posiedli wiedzę pozwalającą panować nad światem przy pomocy pisma?

– A jednak mówisz tak, jakbyś wierzył w jego istnienie – uśmiechnęła się przebiegle. – Dlaczego właśnie teraz wszyscy się nim interesują?

Ojciec wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Nagle antykwariusze w mieście zaczęli o tym mówić. Gurb mi opowiadał, że od kilku tygodni wzrosło zainteresowanie starymi książkami, a różni bogaci klienci lub ich przedstawiciele wypytują o manuskrypt, którego nie da się skopiować. Coś się musiało wydarzyć, skoro stara legenda nagle ożyła.

– Nikt mnie nie pyta o zdanie – zaczęła ciotka – ale radziłabym spalić ten cały manuskrypt. Skoro jest przyczyną tylu nieszczęść, to po co go trzymać?

– Ależ Myrch, gdyby taka rzecz naprawdę istniała, to zniszczenie jej byłoby barbarzyństwem – zaprotestował Trad.

– Wojny są większym barbarzyństwem – oświadczyła ciotka wstając. – Jesteś głodna?

Eia nie była głodna. Chciała położyć się spać i następnego dnia jak najszybciej dobrać się do manuskryptów. Może już na pierwszy rzut oka będzie wiadomo, który z nich jest tym poszukiwanym.

8.

Nie. Nie było wiadomo. Pięć ksiąg pisanych gregorią pochodziło z tego samego okresu, a być może nawet z tego samego skryptorium, co ta, od której zaczęła kopiowanie. Pozostałe, sądząc z odmian pisma i rodzaju zdobień, były późniejsze. Lady Noor będzie zawiedziona.

Eia włożyła manuskrypty do skrzyni i bez większego entuzjazmu podjęła zaczętą poprzedniego dnia pracę. Finezja i dokładność z jaką malowała każdy detal wydała jej się nagle bezsensownym wysiłkiem, skoro lady Noor nie na kopiach zależało, tylko na tym, co skopiowane być nie może. Eia musiała sobie przypomnieć, że jeszcze dwa dni temu bardzo żałowała, że nie dopuszczają jej do malowania iluminacji. „Powinnam się cieszyć z tego zlecenia” – skarciła się w myślach.

Zehana zjawiła się po obiedzie, ubrana w tę samą niedopasowaną sukienkę.

– Bardzo piękne – powiedziała stając obok pulpitu. – Dużo zrobiłaś od wczoraj. Myślałam, że będziesz pracować nad tą kopią tygodniami.

– Mam trochę wprawy, ale to złudzenie, że zrobiłam dużo. Widzisz główne kształty, jakby szkielet. Jak się lepiej przyjrzysz, to wokół jest mnóstwo detali, które trzeba uwzględnić, jeśli kopia ma być doskonała.

– Lady Noor powinna oprawić twoją pracę i powiesić na ścianie zamiast zezowatych przodków o nadętych minach.

Eia parsknęła śmiechem. Galeria postaci, które spoglądały na nią ze ścian podczas obiadu, dokładnie odpowiadała tej zwięzłej charakterystyce.

Zehana zajęła się oglądaniem wyjętego ze skrzyni manuskryptu.

– W ogóle nie mogę zrozumieć, co tu jest napisane – odezwała się w pewnym momencie – chociaż niektóre słowa wydają się znajome.

– Pewnie księgę napisano w staroechorskim, który mocno różni się od współczesnego języka. Ale proszę cię, nie rozmawiajmy teraz, bo mam trudny fragment.

Eia zaczęła nakładać kolor na „węzeł”, w którym spotykały się trzy plecionki, co wymagało olbrzymiej koncentracji. Używała najcieńszego pędzelka, żałując, że nie ma przy sobie szkła powiększającego, gdyż niektóre linie miały grubość włosa.

Chwila skupienia nie trwała długo, bo do biblioteki wkroczyła lady Noor. „Fioletowa suknia, wysoki sztywny kołnierz haftowany złotem, naszyjnik z ametystów i ametystowe kolczyki – zanotowała w myślach Eia na użytek ciotki Myrch. – Dekolt kwadratowy.”

– No i jak pani idzie? Wszystko dobrze, czy może wystąpiły jakieś trudności? – spytała omiatając szybkim spojrzeniem pracę leżącą na pulpicie.

– Dziękuję, daję sobie radę.

Znowu wzrok biegnący w stronę skomplikowanego inicjału.

– Bardzo czasochłonna ta karta – w głosie Gladys Noor nie było podziwu, raczej zniecierpliwienie.

– Zazwyczaj pierwsza strona manuskryptu zaopatrzona jest w rozbudowany inicjał. Będzie pani miała piękną kolekcję dzieł iluminatorstwa, lady Noor – oznajmiła Eia z powagą. Nie umknął jej uwagi lekki rumieniec, który zabarwił policzki arystokratki, jak również rozbawione spojrzenie, jakim obdarzyła ją Zehana.

– Cóż… – Gladys Noor przesunęła upierścienioną dłonią po włosach. – Czyli rozumiem, że praca nad jedną pozycją zajmie pani kilka dni?

– Niekoniecznie. W skrzyni są dwa manuskrypty zapisane harsą, bardzo dekoracyjne, ale łatwiejsze do skopiowania. Z kolei księga pisana indialą, będąca zbiorem utarskich pieśni, jest wręcz przeładowana ozdobnikami. Jeśli kopia ma być dokładna, jej sporządzenie wymaga czasu.

Ciekawe, że podczas takich wyjaśnień cała nieśmiałość gdzieś znikała. Eia znała się na rodzajach pisma jak mało kto i ten fakt dodawał jej pewności siebie.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadza pani obecność Za… Ze… podopiecznej moich dalekich krewnych – lady Noor machnięciem ręki wskazała Zehanę.

– Zupełnie nie przeszkadza – odparła chłodno Eia.

– Wobec tego życzę owocnej pracy – Gladys Noor wyszła dostojnym krokiem, unosząc wysoko głowę.

9.

Tyle pieniędzy wyrzuconych w błoto. Jeśli kopistka upora się ze wszystkimi manuskryptami (a pewnie się upora sądząc po tym, jak sprawnie sobie radzi z tym galimatiasem plecionek), to trzeba będzie wznowić poszukiwania. W dodatku inni też się zainteresowali manuskryptem. Trwa tajne polowanie. Nikt o tym głośno nie mówi, ale coś się dzieje. Na przykład Cecylia, będąc z wizytą u Sahry Millis zauważyła, że jej rodzice zaczęli kolekcjonować zabytki piśmiennictwa. Ilu jest jeszcze takich jak oni?

Trzeba skrócić to bezsensowne kopiowanie. Gladys Noor wróciła do biblioteki.

– Panno Sekeros, doszłam do wniosku, że zbyt dużym obciążeniem dla pani będzie praca nad pierwszymi kartami manuskryptów. Wystarczy mi kopia jakiejkolwiek karty z każdej księgi.

– Dobrze, ale wolałabym, żeby to pani dokonała wyboru, lady Noor.

– Wyboru czego?

– Stron do przepisania. Nie chcę, żeby pani uznała, że skopiowałam zbyt łatwe i z tego tytułu obniżyła mi zapłatę.

– Nie należę do osób, które w ten sposób postępują, panno Sekeros – Gladys poczuła się urażona podejrzeniem o skąpstwo. – Skoro jednak pani zależy, to oczywiście mogę wskazać odpowiednie strony.

Wyjęła ze skrzyni leżący na wierzchu manuskrypt i zaczęła szybko przerzucać jego karty.

– Lady Noor! – krzyknęła kopistka. – To są zabytkowe księgi. Należy się z nimi obchodzić ostrożnie.

Gladys poczerwieniała z oburzenia.

– Jak pani śmie mnie pouczać! To moja własność i będę z nią robić, co mi się podoba!

Sekeros spuściła głowę.

– Proszę o wybaczenie, lady Noor. Po prostu się przestraszyłam, że niechcący uszkodzi pani kosztowny manuskrypt. Bardzo mi przykro, jeśli panią uraziłam.

Gladys była pewna, że tej bezczelnej dziewczynie wcale nie jest przykro, ale już się nie odezwała. Wybrała na chybił trafił stronę, gdzie było stosunkowo najmniej ozdób i wyszła.

Przez cały czas przebywania w bibliotece czuła na sobie przenikliwy wzrok tej znajdy dziadka Zolara. Coś trzeba z nią zrobić. Jej stała obecność w domu jest nie do zniesienia. Snuje się po korytarzach jak duch. Gapi się na ludzi. Wygląda, jakby coś knuła. I z pewnością nie okazuje wdzięczności za to, że została przygarnięta. Tak, ani odrobiny wdzięczności. Gdyby tylko można ją było gdzieś odesłać… albo wydać za mąż. Wyposażyć w małą sumkę, która skusiłaby jakiegoś zubożałego chłopaka lub, co jeszcze lepsze, wydać ją za bogatego wdowca, potrzebującego młodej żony, która zajęłaby się jego osieroconym potomstwem. Taki nie dbałby o posag. To doskonały pomysł! Trzeba mieć oczy szeroko otwarte, a ktoś odpowiedni na pewno się znajdzie.

10.

Dostępne w wersji pełnej

11.

Dostępne w wersji pełnej

12.

Dostępne w wersji pełnej

13.

Dostępne w wersji pełnej

14.

Dostępne w wersji pełnej

15.

Dostępne w wersji pełnej

16.

Dostępne w wersji pełnej

17.

Dostępne w wersji pełnej

18.

Dostępne w wersji pełnej

19.

Dostępne w wersji pełnej

20.

Dostępne w wersji pełnej

21.

Dostępne w wersji pełnej

22.

Dostępne w wersji pełnej

23.

Dostępne w wersji pełnej

24.

Dostępne w wersji pełnej

25.

Dostępne w wersji pełnej

26.

Dostępne w wersji pełnej

27.

Dostępne w wersji pełnej

28.

Dostępne w wersji pełnej

29.

Dostępne w wersji pełnej

30.

Dostępne w wersji pełnej

31.

Dostępne w wersji pełnej

32.

Dostępne w wersji pełnej

33.

Dostępne w wersji pełnej

34.

Dostępne w wersji pełnej

35.

Dostępne w wersji pełnej

36.

Dostępne w wersji pełnej

37.

Dostępne w wersji pełnej

38.

Dostępne w wersji pełnej

39.

Dostępne w wersji pełnej

40.

Dostępne w wersji pełnej

41.

Dostępne w wersji pełnej

42.

Dostępne w wersji pełnej

43.

Dostępne w wersji pełnej

44.

Dostępne w wersji pełnej

45.

Dostępne w wersji pełnej

46.

Dostępne w wersji pełnej

47.

Dostępne w wersji pełnej

48.

Dostępne w wersji pełnej

49.

Dostępne w wersji pełnej

50.

Dostępne w wersji pełnej

51.

Dostępne w wersji pełnej

52.

Dostępne w wersji pełnej

53.

Dostępne w wersji pełnej

54.

Dostępne w wersji pełnej

55.

Dostępne w wersji pełnej

56.

Dostępne w wersji pełnej

57.

Dostępne w wersji pełnej

58.

Dostępne w wersji pełnej

59.

Dostępne w wersji pełnej

60.

Dostępne w wersji pełnej

61.

Dostępne w wersji pełnej

62.

Dostępne w wersji pełnej

63.

Dostępne w wersji pełnej

64.

Dostępne w wersji pełnej

65.

Dostępne w wersji pełnej

66.

Dostępne w wersji pełnej

67.

Dostępne w wersji pełnej

68.

Dostępne w wersji pełnej

69.

Dostępne w wersji pełnej

70.

Dostępne w wersji pełnej

71.

Dostępne w wersji pełnej

72.

Dostępne w wersji pełnej

73.

Dostępne w wersji pełnej

74.

Dostępne w wersji pełnej

75.

Dostępne w wersji pełnej

76.

Dostępne w wersji pełnej

77.

Dostępne w wersji pełnej

78.

Dostępne w wersji pełnej

79.

Dostępne w wersji pełnej

80.

Dostępne w wersji pełnej

81.

Dostępne w wersji pełnej

82.

Dostępne w wersji pełnej

83.

Dostępne w wersji pełnej

84.

Dostępne w wersji pełnej

85.

Dostępne w wersji pełnej

86.

Dostępne w wersji pełnej

87.

Dostępne w wersji pełnej

88.

Dostępne w wersji pełnej

89.

Dostępne w wersji pełnej

90.

Dostępne w wersji pełnej

91.

Dostępne w wersji pełnej

92.

Dostępne w wersji pełnej

93.

Dostępne w wersji pełnej

94.

Dostępne w wersji pełnej

95.

Dostępne w wersji pełnej

96.

Dostępne w wersji pełnej

97.

Dostępne w wersji pełnej

98.

Dostępne w wersji pełnej

99.

Dostępne w wersji pełnej

100.

Dostępne w wersji pełnej

101.

Dostępne w wersji pełnej

102.

Dostępne w wersji pełnej

103.

Dostępne w wersji pełnej

104.

Dostępne w wersji pełnej

105.

Dostępne w wersji pełnej

106.

Dostępne w wersji pełnej

ZAKOŃCZENIE

Dostępne w wersji pełnej

Tytuł oryginału: Niemożliwy manuskrypt

Copyright © 2020, Agnieszka Grzelak, Wydawnictwo MG

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

ISBN: 978-83-7779-607-8

Projekt okładki oraz ilustracji: Into collage

Opracowanie: MG, Monika Czechowska

www.wydawnictwomg.pl

[email protected]

[email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska