Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kobieta, samotność i współczesne demony
Agata jest pisarką, ale od pewnego czasu cierpi na brak pomysłów, taka jest przynajmniej wersja oficjalna. W istocie jej samotne życie w towarzystwie kota Maurycego upływa między sklepami z alkoholem, gabinetami lekarskimi, w których specjaliści przepisują jej coraz więcej leków nasennych i uspokajających, knajpami, gdzie nierzadko dochodzi do ekscesów, i galerią handlową, gdzie wydaje pieniądze w sposób kompulsywny i niekontrolowany. Pętla zadłużenia zaciska się coraz mocniej, iluzje zaczynają przesłaniać rzeczywistość, życie Agaty zmierza do katastrofy. Czego trzeba, żeby się opamiętać? Czy zdoła?
W 2018 roku ukazała się poruszająca i niosąca nadzieję książka Katarzyny T. Nowak Rok na odwyku. Teraz – powracając do formy powieściowej – autorka zaprasza czytelników do potwornego świata sprzed terapii, ale Nienasycona to coś znacznie więcej niż literacki prequel. To książka prowokująca i ostra, mocny kobiecy głos skłaniający do namysłu nad samotnością i uzależnieniami we współczesnym świecie.
Dwadzieścia lat temu polskimi czytelnikami wstrząsnęła oniryczna powieść Jerzego Pilcha Pod Mocnym Aniołem. Nienasycona pod wieloma względami sytuuje się na przeciwległym biegunie (prostota i oszczędność języka, kobiecy punkt widzenia), ale z pewnością jest to książka nie mniej szokująca i równie ważna.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 116
Światło poranka wdzierało się przez okno, odsłaniając brudną podłogę i kurz na komodzie. Pełzło po resztkach jedzenia przy łóżku. Połyskiwało na butelkach po piwie, które stały w kącie pokoju. Próbowało dobudzić Agatę. Zasnęła w legginsach i swetrze. Kot Maurycy leżał obok. Było mu obojętne, w czym spała jego pani i czy wieczorem się umyła. Ale nie było dla niego bez znaczenia, czy pani piła. Nietrzeźwej się bał. Wreszcie otworzyła oczy, mruknęła coś i odgarnęła włosy z czoła. Wymacała kota, pogłaskała go i ociężale się podniosła.
– Niech to szlag! Zasnęłam w ubraniu – wymamrotała i powlokła się do łazienki.
Tam zdjęła z siebie wszystko i związała włosy na czubku głowy.
– Kłaki wieczorem – burknęła, po czym puściła wodę i wzięła szybki prysznic.
Kac wysuszył jej gardło. Głowa pękała. Włożyła dżinsy, świeży sweter i buty. Była gotowa na wyprawę do monopolowego. Najpierw sprawdziła, czy w butelkach nie ma resztek piwa, ale nic nie zostało. Napiła się wody z kranu. Zapaliła papierosa i nagły wybuch w głowie kazał jej usiąść. Było jej niedobrze, przed oczami latały mroczki. Musi jeszcze spakować te butelki. Nie może być śladu libacji, żadnych dowodów winy. Tylko jak je wynieść? Przecież sąsiedzi nie mogą zobaczyć dwudziestu butelek po piwie! Gorączkowo przeszukała szafki i znalazła puste jednorazówki. Włożyła do nich flaszki, ale wystawały. Wyjęła więc z szafy plecak, z którym zwykle chodziła do monopolowego. Dzięki temu nikt nie widział, co niesie. Zapakowała siatki z butelkami. Prawie gotowa! I tak będą widoczne na śmietniku, ale może nikt ich z nią nie skojarzy. W końcu każdy mógł je wyrzucić. To nic, że taki ciężar lądował na śmietniku każdego ranka. Przecież te puste butelki nie wskazują bezpośrednio na nią!
Dzwonek domofonu ją przestraszył. Kto to i czego chce? Otworzyła. W drzwiach stał listonosz.
– Pani Agato, proszę tu podpisać – powiedział.
Chwyciła długopis, ale podpisać nie umiała. Ręka tak się trzęsła, że postawiła coś w rodzaju krzyżyka. Czy listonosz to widział? Może nie.
Teraz już mogła wyjść.
Przy śmietniku szybko wyjęła siatki z plecaka i wsadziła do kontenera. Wystawały, trudno. Ruszyła do monopolowego. Przy jej ulicy były aż trzy takie sklepy. Chodziła do nich na zmianę, by nie kupować codziennie kilkunastu piw w jednym miejscu. Sprzedawcy zapamiętaliby jej twarz. A tak, może jej nie kojarzą. Przecież mają tylu klientów.
Głowa bolała coraz bardziej. W gardle wyschło i dręczyły ją mdłości. Właściwie powinna te butelki wziąć na wymianę. Ale wtedy sprzedawca wiedziałby, że to jej. Mogłaby mu wcisnąć gadkę, że to piwo kupuje komuś innemu. Kiedyś tak robiła. Tłumaczyła, że ma w domu remont, że nosi browar robotnikom. Ale teraz już nic nie mówiła. Po co?
Z pełnym plecakiem wróciła do domu i włożyła piwo do lodówki. Jedną butelkę otworzyła i napiła się z gwinta. Zakręciło jej się w głowie, musiała usiąść. Zaraz wszystko wróci do normy, pomyślała.
Gdy tak już się stało, odpaliła komputer i weszła na Facebooka. Wczoraj trochę przesadziła z piciem i musi sprawdzić, czy jakichś głupot nie popisała.
Na szczęście nie, ale teraz już musi uważać, nie może przekraczać dziesięciu piw dziennie.
Po drugim browarze, kiedy ręce przestały się trząść, ból głowy minął, a mdłości ustąpiły, odkurzyła podłogę i meble. Umyła brudny talerz. Dała jeść kotu. Pozory porządku w jej życiu muszą być zachowane.
Co dziś zje? Zajrzała do lodówki. Jest jeszcze gulasz, ale pewnie nic nie przełknie. Piwo ją wypełni. Coś musi uśmierzyć kaca.
Jak zwykle wczesnym popołudniem poczuła się tak dobrze, pełna energii i pozytywnych myśli, że postanowiła się z kimś spotkać. Ubierze się ładnie, zrobi makijaż, by zakryć opuchnięte oczy, i radośnie wyjdzie.
Telefon. Dzwoni ojciec.
– Przyjdziesz do nas na obiad?
– Dziś nie mogę. Mam ważne spotkanie.
– Aha. No to w niedzielę. Jutro. Jak zwykle o czternastej?
– Będę. – Odłożyła słuchawkę i zaraz pożałowała. Nie będzie mogła napić się rano, tylko dopiero po powrocie od ojca i jego żony. Niedziele zawsze są ciężkie.
Zaraz, zaraz, czy ona nie jest dziś umówiona z tą pisarką, którą poznała na Facebooku? W stosie papierów odnalazła żółtą kartkę. Przeczytała na głos:
– Godzina siedemnasta. Ogródek pubu Pod Wiśnią.
To obok jej domu. Zaproponowała to spotkanie, bo namówiła ją na to inna znajoma z Facebooka, twierdząc, że Lucy jest fajną babką. Zarówno ona, jak i Agata były pisarkami. Tematów do rozmowy nie powinno więc zabraknąć.
Wstała i przejrzała ubrania w szafie. Wyjęła sukienkę, szary sweter i się zawahała. Był dopiero kwiecień. Niby ciepło, ale siądzie z Lucy w ogródku, mogą się zagadać i nie zauważą, kiedy zrobi się chłodno. Zdecydowanie sweter.
Trzeba jeszcze umyć głowę.
Przebrana, z pachnącymi już włosami, uśmiechając się do siebie, otworzyła kolejne piwo i siadła przed laptopem. Napisała do Lucy, pytając, czy dziś o siedemnastej się widzą. Tamta potwierdziła. Dopiero trzecia, a Agata już ubrana i gotowa, tylko włosy musiały jeszcze wyschnąć. Miała ogromną ochotę na rozmowę z kimś. Kot Maurycy się nie nadawał, zresztą spał. O czwartej poczuła, że dłużej nie wytrzyma i musi wyjść. Zamówi piwo i zaczeka. Czuła podniecenie i potrzebę natychmiastowego wybycia z domu. Nałożyła jeszcze kotu jedzenie do miski, złapała torebkę z portfelem i komórką, po czym wybiegła na zewnątrz. Przy okazji wyniosła cztery puste butelki. Czemu nie kupuje puszek? Może przerzuci się na puszki. Zajmują mniej miejsca.
W ogródku siedziała tylko jakaś para. Ludzie zejdą się dopiero wieczorem, kiedy ona już wróci do domu, by w zaciszu skończyć piwo.
Wpół do piątej zaczęła się nudzić. Nerwowo spoglądała ku wejściu do ogródka. Ganiła siebie za to, że tak wcześnie przyszła. Włączyła Facebooka w komórce. O siedemnastej zobaczyła krótko ostrzyżoną starszą kobietę w zamaszystej spódnicy, która weszła do ogródka i skierowała się w jej stronę. Była taka sama jak na facebookowym zdjęciu. Wysoka, szczupła, z rudymi włosami.
Lucy usiadła przy stoliku i od razu zaczęła mówić. Głównie o swojej nowej powieści, co Agatę trochę drażniło. Czuła lekką zazdrość. Dawno już nic nie napisała. Ale Lucy była bardzo miła. Rozmawiały też o wnuczce Lucy i o kulinariach.
– Musisz kiedyś wpaść do mnie na obiad – zaproponowała Lucy. – Potem posiedzimy przy wódeczce.
– Jasne – zgodziła się Agata.
– Piszesz coś? – spytała Lucy.
– Niestety nie. Od dawna nie mam żadnego pomysłu.
– Szkoda. Kiedyś dobrze pisałaś. Podobają mi się twoje książki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki