Niespodziewane małżeństwo sir Gabriela - Louise Allen - ebook

Niespodziewane małżeństwo sir Gabriela ebook

Louise Allen

4,0
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Gabriel Stone, earl Edenbridge, jest doskonale znany w Londynie. W towarzystwie krążą plotki o jego miłosnych przygodach, niesłychanym szczęściu do gier hazardowych i gorszącej arystokratów szlachetności. Pewnego ranka po bardzo udanym wieczorze karcianym niespodziewanie odwiedza go panna Caroline Holt, niezamężna córka lorda Knighton. Lady Caroline składa Gabrielowi szokującą propozycję. Oferuje mu dziewictwo w zamian za posiadłość, którą właśnie wygrał a która miała przypaść jej młodszemu, ukochanemu bratu. Wzruszony Gabriel postanawia bezinteresownie pomóc Caroline. Nie spodziewa się, że z jej powodu wkrótce znajdzie się w samym środku niebezpiecznej intrygi…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 294

Oceny
4,0 (96 ocen)
37
30
22
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asis1987

Nie oderwiesz się od lektury

:)
00
Master89wt

Całkiem niezła

Pierwszy rozdział bardzo mi się podobał, po czym nastąpiło rozczarowanie. Ale na szczęście kilka końcowych rozdziałów było już ok. Niemniej jest to lekkie czytadelko na zimowy wieczór.
00

Popularność




Louise Allen

Niespodziewane małżeństwo sir Gabriela

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Londyn, 1 czerwca 1825 roku

– Młoda dama chce się z panem widzieć, milordzie.

Wygodnie usadowiony w fotelu, Gabriel Stone, hrabia Edenbridge, zdjął nogi z kraty przy kominku i się wyprostował. Dopiero wtedy spojrzał pytająco na lokaja.

– Czy na pewno, Hampshire? Młode damy unikają moich progów, nawet jeśli mają do dyspozycji armię przyzwoitek.

– Tak jest, milordzie, ale ta jest niewątpliwie sama i jeszcze bardziej niewątpliwie, że się tak wyrażę, młoda.

– A czy ma jakieś nazwisko?

– Lady Caroline Holm.

– Holm? – powtórzył hrabia, któremu to miano coś przypominało, trudno było jednak o konkrety.

Niemal do rana grał w karty i pił brandy w przytulnym piekiełku przy St Christopher’s Place. Spojrzał na zegar i stwierdził, że dochodzi jedenasta. Powinienem zebrać siły i pójść do łóżka. Miał za sobą niezwykle pomyślną noc, o czym świadczył ukryty w kieszeni plik weksli. Wzbogacił się o kilkaset funtów, bardzo ładny sygnet i akt własności małego majątku w Hertfordshire. Niespiesznie podniósł się z fotela.

– Już wiem! Zapewne lady Caroline jest córką hrabiego Knighton.

– Tego ekscentrycznego, milordzie?

– Łagodnie powiedziane, Hampshire, ale niech ci będzie. Gustuje w hazardzie, a zarazem ma obsesję na punkcie własnego tytułu i rodowej posiadłości. Poza tym nic mi na jego temat nie wiadomo.

Gabriel zerknął do lustra i zobaczył wysokiego, postawnego mężczyznę w wymiętym ubraniu. Taki widok powinien odstraszyć każdą dobrze urodzoną pannę. Być może nawet wybiegnie stąd z krzykiem, co nie byłoby zbyt pożądane, ponieważ Gabriel starał się pozostawać w dobrych stosunkach z sąsiadami.

– Gdzie ją zaprowadziłeś?

– Do bawialni, milordzie. Czy przynieść tam coś do picia i przekąski?

– Nie wydaje mi się, żeby było to potrzebne. Czy możesz przygotować mi kąpiel?

Gabriel wyszedł z gabinetu i skierował się do bawialni. Powoli zaczął sobie przypominać, co wydarzyło się minionej nocy. Knighton postawił i przegrał posiadłość Springbourne, lecz nie wydawał się tym przejęty czy przybity. W każdym razie nie w takim stopniu, by wysyłać córkę do jednego z najbardziej znanych londyńskich hulaków.

Młoda dama stała właśnie przed kominkiem, ale odwróciła się, usłyszawszy odgłos kroków. Gabriel znalazł jeszcze czas, by docenić jej szczupłą i jak na towarzyskie standardy zbyt wysoką sylwetkę, zanim odrzuciła zasłaniający jej twarz welon. Dzięki temu zobaczył niezwykle przenikliwe błękitne oczy, nieco ciemniejsze niż jej suknia, a także prosty nos i uderzająco pełne usta. Z pewnością z takim podbródkiem nie była pięknością, ale zwracała na siebie uwagę, a nawet kusiła.

– Lady Caroline? Czemu zawdzięczam pani wizytę?

Dygnęła i odparła:

– Minionej nocy grał pan z moim ojcem w karty.

– To prawda – przyznał. – Zapewne chodzi pani o tytuł własności do majątku Springbourne?

– Tak, dziś rano podsłuchałam, jak papa mówił o tym mojemu starszemu bratu Lucasowi.

– Mam nadzieję, że nie chce mi pani powiedzieć, że to jest jej posag?

– Nie, nie jest. Ta posiadłość należy się mojemu młodszemu bratu Anthony’emu.

– Przykro mi, ale obecnie jest moja. Jak rozumiem, pani ojciec mógł postawić ją w grze.

– W sensie prawnym tak; moralnym nie.

– Lady Caroline, nie mam czasu na dyskusje na temat moralności.

– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

Ktoś bardziej delikatny poczułby się urażony, pomyślał Gabriel.

– Mój ojciec jest…

– Ekscentryczny – podpowiedział.

Przez chwilę zastanawiała się nad tym słowem, po czym przyznała:

– Tak. Ma obsesję na punkcie tytułu i Knighton Park, naszego rodowego majątku. Lucas, wicehrabia Whiston, jest jego dziedzicem. Anthony ma dopiero szesnaście lat i papa przeznaczył go do stanu duchownego, a to jego zdaniem znaczy, że nie potrzebuje on Springbourne. Nie rozumie Anthony’ego tak jak ja, bo po części go wychowałam. – Caroline uprzytomniła sobie, że hrabia przestaje się nią interesować, dorzuciła więc z mocą: – Springbourne leży dziesięć mil od Knighton Park, za daleko, żeby przyłączyć go do głównego majątku. Dlatego papa nie ceni tych ziem.

– Młodsi synowie często zasilają szeregi duchownych lub wojskowych – zauważył Gabriel; jego bracia wydawali się całkiem zadowoleni ze swojego losu.

Nie musieli dbać o posiadłość czy dzierżawców, scedowali to wszystko na niego. Starszy Ben zrobił karierę w wojsku i dosłużył się stopnia majora kawalerii, łagodny George miał własne probostwo, zaś Louis wydawał się jednocześnie wrażliwy i zadziorny, co stanowiło niezwykle wybuchowe połączenie. Kończył studia prawnicze w Cambridge, które miały go przygotować do przejęcia interesów rodzinnych, na co Gabriel czekał z utęsknieniem. Obecnie wszyscy byli dorośli i Gabriel dawał im pieniądze, gdy tylko o nie poprosili. Zaprowadził ich też do godnych szacunku burdeli, gdy dojrzeli, a także przestrzegał przed narzucającymi się młodymi damami i ich zaborczymi i nachalnymi matkami. Na co dzień starał się ich jednak unikać. Tak było lepiej dla nich wszystkich.

– Możliwe, ale dla Anthony’ego to prawdziwy dramat – oznajmiła lady Caroline głosem, który sprawił, że pomyślał o posypanych cukrem plasterkach cytryny.

Zerknęła na Gabriela, pospiesznie spojrzała w bok, po czym przygryzła pełne wargi, a w nim nagle obudził się instynkt łowcy.

– Anthony nie pali się do nauki – dodała. – Natomiast uwielbia zajmować się gospodarstwem i w ogóle lubi wieś. Dlatego ciężko przeżyje wiadomość, że nie ma już tytułu do majątku.

– Czy spodziewa się pani, że po prostu oddam jej ten akt własności? Lady Caroline, proszę zająć miejsce. Mam za sobą ciężką noc, a nie mogę usiąść, jeśli pani tego nie zrobi.

Chciał zobaczyć jej kolejne ruchy. Lady Caroline usiadła z westchnieniem na sofie i popatrzyła na swoje zaciśnięte dłonie. Gabriel zajął miejsce w stojącym naprzeciwko fotelu.

– Rzeczywiście nie spodziewam się, że zrobi pan coś równie altruistycznego – odparła.

– I słusznie – zauważył Gabriel i z przyjemnością stwierdził, że łypnęła na niego złym okiem. – Czy wobec tego zamierza pani wykupić majątek? – Wyjął z kieszeni plik papierów i zaczął je przeglądać, aż w końcu znalazł akt własności podpisany ręką Knightona. Wyciągnął go w stronę lady Caroline. – To właśnie ten dokument – dodał.

Cofnęła się nieco.

– Naturalnie, nie jestem w stanie wyłożyć takiej kwoty. Powinien pan wiedzieć, że jako osoba niezamężna nie mogę dysponować swoim majątkiem.

– Wobec tego co pani proponuje?

– Ma pan określoną reputację, milordzie… – Urwała i przyjrzała się swoim rękawiczkom tak, jakby było w nich coś fascynującego.

– Hazardzisty?

Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech, po czym je otworzyła. Dopiero wtedy popatrzyła na niego wojowniczo.

– Raczej uwodziciela…

Gabriel próbował się nie roześmiać, ale nie do końca mu się to udało.

– Można tak powiedzieć.

– Jestem dziewicą… – Tym słowom towarzyszył rozkoszny rumieniec.

– Mam nadzieję – odrzekł.

Na te słowa lady Caroline zacisnęła pełne wargi, a on poczuł, że chętnie by sprawił, aby rozchyliły się pod jego ustami.

– Chcę zaproponować panu wymianę – oznajmiła, posyłając mu niechętne spojrzenie. – Moje dziewictwo za majątek.

Gabriel uważał, że zna i rozumie kobiety i że niczym go nie zadziwią. Teraz jednak, kiedy w ciągu sekund policzki lady Caroline przybrały purpurową barwę, musiał zrewidować ten pogląd.

– Nie mam zwyczaju deflorowania dziewic – stwierdził bez ogródek. – Niezależnie od tego, czy są godne szacunku, czy nie. – Choć w pani przypadku mógłbym zrobić wyjątek, dodał w duchu.

– Może zmieni pan zdanie? O ile wiem, mężczyźni mają obsesję na punkcie dziewictwa, co jest dla mnie dziwne. Cóż, nie jestem doświadczona w tych sprawach. – Zrobiła taką minę, jakby chciała, aby tak pozostało.

Gabriel pstryknął palcem w dokument, a ona drgnęła i popatrzyła na niego niepewnie.

– To nie jest pani problem, lady Caroline – oznajmił.

Doskonale rozumiał, że mężczyźni chcą mieć dziewice za narzeczone, bo pragną pewności w kwestii pochodzenia własnych dzieci, późniejszych dziedziców. On za nimi nie szalał. Zmuszanie kobiet do czegokolwiek nie sprawiało mu przyjemności, a znalezienie chętnej dziewicy mogło stanowić nie lada problem. W dodatku byłaby zapewne męcząca, a już z całą pewnością niezaznajomiona z miłosną grą. Tymczasem on oczekiwał od kochanek wyrafinowania i biegłości. Poza tym mógł się w pobliżu kręcić wściekły ojciec z bronią. Tyle że lady Caroline wydawała się mu szczególnie pociągająca, i wcale nie chodziło o jej dziewictwo. Patrzył z podziwem na jej pełne usta oraz iskrzące się błękitne oczy. Do licha, pomyślał, ona nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak może działać na mężczyzn.

– Ależ mój – zaprzeczyła żywo.

Rumieńce zaczęły powoli znikać z jej policzków; pochyliła się, jakby tym gestem chciała go przekonać, ale nie zwróciła wzroku na jego twarz, tylko zatrzymała go na wysokości rozchełstanego fularu.

– Mama odeszła dziesięć lat temu. Gdy umierała, obiecałam jej, że zaopiekuję się Anthonym. Brat jako jedyny z całej rodziny darzy mnie uczuciem. Kocham go, jakby był moim synem, a nie tylko bratem. – Gabriel wciąż milczał, więc dodała: – Sprawdziłam w almanachu szlacheckim, że ma pan braci. Zdaję sobie sprawę, że nie czuje pan do nich tego samego co ja, bo jest pan mężczyzną, ale z pewnością chciałby im pan pomóc, gdyby tego potrzebowali. – Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktu niż pytanie.

Przyznał jej w duchu rację, lecz powiedział:

– Nie. – Nie zamierzał się z nią zgadzać czy okazywać, że jej obietnica opieki nad bratem coś dla niego znaczy. Jako najstarszy męski potomek miał zupełnie inne obowiązki niż ona. – Pani brat jest niemal dzieckiem. W końcu znajdzie sobie coś, co go zainteresuje. To nie pani powinna się nim zająć, ale jego starszy brat.

Popatrzyła na niego tak, jakby nagle wyrosła mu druga głowa.

– Nie rozumiem pana. Kocham go nie tylko z powodu obietnicy, choć zawsze będzie mi przypominał mamę. Z almanachu wiem, że pańska matka też nie żyje. Czy nie żywi pan cieplejszych uczuć dla swojej rodziny? Nie widzi pan rodziców w swoim rodzeństwie? Czy nie są dla pana najważniejsi, nawet jeśli czasami się pan z którymś z braci poróżni? Będzie ich pan bronił, tak?

„Zawsze będzie mi przypominał mamę”. Doskonale to rozumiał. Nagle opadły go wspomnienia: „Obiecaj…” – poprosiła matka, podczas gdy patrzył na jej nieruchomą białą dłoń. Odsunął od siebie te obrazy, nie bardzo wiedząc, co mają oznaczać właśnie w tym momencie. To oczywiste, że będzie bronił braci, już to robił. Czuł się za nich odpowiedzialny.

– To mój obowiązek, bo jestem mężczyzną i głową rodziny.

– Przykro mi, że tylko z tego powodu. Naprawdę wiele pan traci – powiedziała ze szczerym żalem w głosie lady Caroline. Sprawiała takie wrażenie, jakby się miała rozpłakać. Wydawała się przybita rozmową.

– Nie powinna się pani sprzedawać za ten świstek. Co by powiedział pani mąż? – Gabriel nie wiedział, skąd wzięły się w jego ustach te umoralniające słowa.

– Nie mam męża. Przynajmniej na razie – zauważyła.

– Zostanie pani mężatką szybciej, niż się pani wydaje. – Uznał, że nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy lata. – A to oznacza, że czeka panią noc poślubna.

– Papa już planuje mój ślub, ale na razie nie potrafi zdecydować, który z kandydatów byłby dla niego najbardziej korzystny. Prawdę mówiąc, wszystko mi jedno, z przyjemnością zaszokuję każdego z nich.

– Nie musi go pani słuchać.

– Jest moim ojcem.

– Musi być pani posłuszną córką?

Skinęła mechanicznie głową.

– Tak, a poza tym nie mam wyboru. Papa odrzuca tych, którzy nie spełniają jego oczekiwań.

– W gruncie rzeczy nie chce pani stracić ze mną dziewictwa, prawda? – zapytał Gabriel.

Popatrzyła na niego zaskoczona zamierzoną obcesowością tego pytania.

– Prawdę mówiąc, wolałabym z panem niż z panami Claypolem czy Walbertonem lub baronem Woodruffe.

– Co takiego?! Czyżby ojciec wybrał dla pani samych podstarzałych lowelasów?

Gabriel pomyślał, że gdyby miał siostrę, toby nie pozwolił, żeby wyszła za któregoś z wymienionych dżentelmenów. A już z pewnością nie za barona Woodruffe.

– Nie, tylko tych z pobliskich majątków, gotowych się pozbyć ziemi w zamian za mnie. Proszę, milordzie, wiem, że ma pan być twardy i cyniczny, ale przecież tak naprawdę zależy panu na rodzinie. Chyba rozumie pan, w jak rozpaczliwej jestem sytuacji?

– Dużo zdążyła się pani dowiedzieć na mój temat, a przecież jeszcze nie ma południa – zauważył z przekąsem Gabriel.

Lady Caroline znowu się zarumieniła.

– Widziałam pana wcześniej, milordzie, na spotkaniach, balach. W towarzystwie krążą plotki.

Gabriel uśmiechnął się nieznacznie – pochlebiło mu jej zainteresowanie. Wiedział, że podoba się kobietom, a i sam w nich gustował. Tyle że nie w dziewicach z dobrych domów, ponieważ miał wysoce rozwinięty instynkt samozachowawczy.

– Dobrze, przyjmę pani ofertę – powiedział, zauważając, że wstrzymała oddech, jakby wcale się tego nie spodziewała, i pobladła. – Prześlę pani wszystkie dokumenty, kiedy otrzymam je od pani ojca, a pani wypisze mi weksel na swoje dziewictwo, które odda mi pani wtedy, gdy pozna przyszłego męża.

– Ale…

– Może i jestem hazardzistą i łajdakiem, lady Caroline, ale też dżentelmenem.

W każdym razie na tyle, by nie zmuszać jej do kupczenia swoją niewinnością. Gabriel wiedział, że jeśli ona uzna, iż dobili targu, nie będzie szukała innych, może jeszcze bardziej niebezpiecznych sposobów przyjścia z pomocą bratu. Mógł dać jej dokumenty bez stawiania warunków, ale instynkt drapieżnika kazał mu nie wypuszczać jej z rąk. Nie chciał jej skrzywdzić, ale pragnął trochę się z nią pobawić. Ostatnio bardzo się nudził.

– Przysięgam, że nikomu nie wyjawię naszej umowy. Co pani na to?

Caroline spodziewała się, że ją wyśmieje i odeśle do domu albo natychmiast zawlecze do sypialni. Nie wiedziała, która perspektywa wydawała się gorsza. Tymczasem sytuacja ją zaskoczyła. Najpierw bardzo się uradowała, że wyjdzie z tego cało, i w dodatku odzyska majątek brata. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to jedynie odroczenie wyroku.

– Zgadzam się – odparła z nadzieją, że nie zemdleje po tych słowach. Rzadko jej się to zdarzało, ale odniosła wrażenie, że pokój zaczyna wokół niej wirować, a ściany się przybliżać. Huczało jej w uszach. – Proszę wysłać dokumenty na ten adres – dodała i nie bez trudu odszukała w torebce wizytówkę nauczycielki muzyki.

Podała ją ze spuszczonym wzrokiem hrabiemu. Bała się na niego patrzeć nie tylko z tego powodu, że się go obawiała, ale też dlatego, że rumieniła się za każdym razem, gdy miała przed oczami jego urodziwą męską twarz.

– Panna Fanshawe jest zorientowana w całej sytuacji.

– I przywykła do tego, że pośredniczy w pani tajnej korespondencji, prawda? – Gabriel spojrzał na wizytówkę, a następnie wstał, odwrócił się i umieścił ją w szufladzie stojącego nieopodal sekretarzyka.

Caroline spojrzała na niego i w tym momencie przebiegł ją dreszcz – był wysoki, męski, dominujący. Podczas balów widywała go jedynie z oddalenia. Tymczasem obecnie był na wyciągnięcie ręki, a poza tym niedbały wygląd – zmierzwione ciemne włosy, policzki i broda pokryte świeżym zarostem, rozwiązany fular – nadawały sytuacji znamion intymności. Czuć było od niego brandy i dym tytoniowy, a także piżmowy zapach. Powieki mu opadały, jakby był bardzo zmęczony, chociaż głos pozostawał rześki. Caroline zastanawiała się, jakiego koloru są jego oczy: ciemnoniebieskie czy jasnobrązowe?

Ku jej zaskoczeniu, hrabia pociągał ją i fascynował. Plotki, które słyszała na jego temat, były podniecające, a ona żywiła nimi swoją fantazję. Wcześniej nie spodziewała się, że znajdzie się tak blisko obiektu tych fantazji. Ciotka Gertruda, jej przyzwoitka, pewnie dostałaby histerii na myśl, że podopieczna mogłaby rozmawiać z demonicznym hrabią.

Gabriel Stone nie cieszył się najlepszą reputacją, jednak nikt nie oskarżał go o zło, nieprawość czy złośliwość. W towarzystwie mówiono, że jest niebezpieczny dla tych panien, które miały nieszczęście się w nim zakochać, i że lepiej nie siadać z nim do kart, bo jest znakomitym graczem. Caroline nie zamierzała w nic z nim grać, a tym bardziej się w nim zakochać. Przyszła do domu hrabiego pod wpływem gniewu, który ją ogarnął na wieść o tym, co wydarzyło się w nocy. Hrabia Edenbridge wydawał się idealną osobą, której mogła złożyć propozycję. Był kobieciarzem, w dodatku niezbyt moralnym, zresztą, jedno zapewne szło w parze z drugim. Poza tym rzeczywiście wolałaby stracić dziewictwo właśnie z nim, a nie baronem Woodruffe, któremu brzuch wylewał się ze spodni. Nie myśl o nim, tylko o hrabim Gabrielu, napomniała się w duchu i pozwoliła sobie jeszcze raz zerknąć w jego stronę. Rzeczywiście ma nienaganną sylwetkę.

Nagle uprzytomniła sobie, że wciąż trwa rozmowa.

– Nie prowadzę tajnej korespondencji – odparła. – Panna Fanshawe jest moją przyjaciółką.

– Ładna z niej przyjaciółka, skoro pozwoliła pani przyjść tutaj – ocenił Gabriel i dodał: – Czy może pani usiąść przy sekretarzyku?

– Nie ma pojęcia, że tu jestem – rzuciła, lekko spłoszona, ale po chwili zajęła wskazane krzesło. Przyszło jej do głowy, że to, co o dziewiątej wydawało się świetnym pomysłem, zaczyna budzić coraz większe wątpliwości. – Co mam napisać?

– To, co pani uważa za stosowne w tej sytuacji – odparł całkowicie poważnie hrabia, ale Caroline odniosła wrażenie, że nieźle się przy tym bawi.

– Cóż, dobrze. – Wygładziła kartkę papieru i wzięła pióro do ręki. Po chwili zanurzyła jego czubek w kałamarzu. Wbrew temu, co hrabia o niej sądził, nie jest lekkomyślna.

1 czerwca, 1820 roku

Zgadzam się zapłacić hrabiemu Edenbridge wyznaczoną cenę w dniu moich przyszłych zaręczyn.

Caroline Amelie Holm

Posypała kartkę piaskiem, strzepnęła, a następnie nieco drżącą ręką wręczyła ją hrabiemu.

– Czy to wystarczy?

– Jakie to rozkosznie dyskretne – odparł. Złożył kartkę i umieścił ją w kieszeni surduta. – Schowam ją w sejfie, gdzie będzie całkowicie bezpieczna.

– Doskonale. – To dziwne, pomyślała Caroline, ale wierzę w honor hrabiego. Nie brała pod uwagę, że nie dochowa tajemnicy. Czuła także, iż nie będzie chwalił się w klubie najnowszym podbojem. A jeśli się myli, źle ocenia tego człowieka?

– Dlaczego mi pani ufa? – spytał nagle, a ona popatrzyła na niego wielkimi oczami. Odniosła wrażenie, że czyta w jej myślach.

– Nie mam pojęcia – wyznała. – Polegam wyłącznie na własnych wrażeniach i tym, co mówią inni: że jest pan bezwzględny i amoralny, a jednak nic nie wiadomo na temat pańskich złych uczynków.

– Łatwo dobrze postępować, jeśli się nie ma pokus – zauważył sucho, bez uśmiechu. – Muszę wyznać, że tak duże zaufanie to dla mnie nowość.

Nagle poczuła gorąco. Jest niewinna, to prawda, ale to nie znaczy, że nic nie wie o świecie.

– Mam nadzieję, że nie kusiłam pana, milordzie, i że nasza umowa ma czysto handlowy charakter.

Gabriel ujął jej dłoń i uniósł do ust. Poczuła jego ciepły oddech i mocne palce.

– Jak się tu pani dostała? – spytał, nawet nie próbując pocałować jej dłoni. Wypuścił ją z ręki, podszedł do kominka i pociągnął za dzwonek.

– Do… dorożką – odparła.

Niech go diabeł porwie, pomyślała, za to, że tak się przy nim czuję. I za to, że zaczynam się jąkać.

Po chwili drzwi się otworzyły.

– Hampshire, znajdź dla pani przyzwoitą dorożkę. Żegnam, lady Caroline, i niecierpliwie czekam na pani zaręczyny.

Zauważyła jeszcze, że hrabia ściągnął z szyi fular i zaczął rozpinać koszulę. Nie starała oszukiwać samej siebie – szybki marsz korytarzem był raczej ucieczką niż zwycięskim pochodem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Zamyślona Caroline zajęła miejsce za stołem w miejskiej rezydencji Knightonów. Początkowo pomysł, jak uratować rodzinny majątek, wydawał się całkiem dobry. W zasadzie jedyny, jaki mogła zrealizować sama, nie angażując w to innych. Zadała sobie w duchu pytanie, czy to, co zaczęło ją niepokoić pod koniec wizyty u hrabiego, było poczuciem winy, wstydem czy może podnieceniem. Najprawdopodobniej wszystko razem plus strach, że papa dowie się o tej eskapadzie. Wciąż pogrążona w zadumie, machinalnie wzięła do ręki łyżkę i zaczerpnęła zupy.

Lucas popatrzył na nią z niepokojem.

– Coś się stało?

Senior rodu, który zwykle nie zwracał uwagi na innych, tym razem także ich zignorował. Był egoistą i Caroline już dawno nauczyła się, żeby nie oczekiwać od niego rodzicielskiego ciepła czy choćby uwagi. Modliła się o to, by starszy brat znalazł sobie jak najszybciej dobrą żonę i nie stał się taki jak papa.

– Zupa jest trochę przesolona. Będę musiała porozmawiać z kucharką – odparła.

Na szczęście wystarczyło to Lucasowi, który skinął głową i powrócił do rozmowy z ojcem. Omawiali wspólną wyprawę do fabryki w Lambeth, gdzie chcieli kupić odpowiednią ilość wytwarzanego tam sztucznego kamienia, lithodiphyra, do ozdobienia ogrodu w rodzinnej posiadłości.

Już wcześniej Caroline zauważyła, że kiedy papa dużo przegrał, nagle rezygnował z hazardu, ale tylko na pewien okres. Przynajmniej przez ten czas nie wyrzucał w błoto pieniędzy, a nawet stawał się skąpy. Te nagłe zmiany nastroju i nastawienia były bardzo niepokojące.

– Do czego potrzebny wam sztuczny kamień, papo? – spytała, kiedy służba zebrała talerze.

– Chcemy zrobić pustelnię. Nie przejmuj się, to nie będzie drogie. Zaadaptujemy do tego celu gotycką kaplicę. Wydaje mi się, że w tym miejscu pustelnia będzie bardziej odpowiednia.

– Tak, będzie wyglądała naprawdę pięknie z widokiem na staw – potwierdziła karnie Caroline, choć wiedziała, że będzie tam bardzo wilgotno. Doświadczenie podpowiadało, że nie powinna się spierać z ojcem.

– Znalezienie pustelnika może zająć trochę czasu – dodał hrabia, pokazując jednocześnie Lucasowi, by ukroił mu więcej kapłona.

Mimo że znała ojca aż nazbyt dobrze, pomyślała, że żartuje. Miał jednak poważny wyraz twarzy.

– Tak, rozumiem, że to trudne – dostosowała się do jego tonu. – Obawiam się, że agencje zajmujące się wyszukiwaniem służby mogą być w tej kwestii bezradne. Może zamieścisz ogłoszenie w gazecie?

– O jakiego pustelnika ci chodzi, papo? – spytał Lucas, choć wyglądało na to, że wcześniej wiedział o planach seniora rodu. – Kaplica jest gotycka, więc to nie może być druid.

– Nie, raczej samotny uczony lub mnich – odrzekł ojciec. – Nie będzie o niego łatwo, bo to nie czasy Henryka Ósmego[1].

– Naprawdę chcesz, żeby zamieszkał w naszej posiadłości? To może być zbyt trudne dla współczesnych, przywykłych do wygód ludzi – wtrąciła nieśmiało Caroline.

– Jasne, że tak. Urządzę w pustelni wygodne mieszkanko. Takie, z jakiego nasi łowczy korzystają przy wieży obserwacyjnej.

– A jakie będzie miał obowiązki? I co w ogóle robią pustelnicy? – Udało jej się nad sobą zapanować, choć była bliska wybuchnięcia histerycznym śmiechem.

– Chcę, by tam po prostu był i żeby wszyscy mogli go zobaczyć. Poza tym powinien dbać o pustelnię i utrzymywać okolicę w należytym porządku. Będzie mógł prowadzić własne studia, jeśli rzeczywiście okaże się uczonym.

– Czy wobec tego wrócimy do Knighton Park? – Caroline nie czuła się bezpiecznie, mając w pobliżu hrabiego Edenbridge, i chętnie opuściłaby Londyn. – Sezon niedługo się skończy.

W trakcie balów i wieczorków zdążyła spotkać paru kawalerów, którzy wydawali się nią zainteresowani, ale wycofali się, jak tylko poznali jej ojca. Miała całkiem przyjemny wygląd, dobre pochodzenie i spory posag, lecz brakowało jej ojca, którego ktokolwiek chciałby mieć za teścia. Caroline przypuszczała, że gdyby ktoś naprawdę ją pokochał i zechciał się z nią ożenić, nie uznałby jej ojca za przeszkodę. Do tej pory nie natrafiła na takiego mężczyznę i już docierały do niej plotki, iż lady Caroline Holm jest skazana na staropanieństwo. „Jaka szkoda – dodawały pewnie przy tym te wszystkie leciwe damy – to przecież taka czarująca dziewczyna, ale…”

– Zostaniemy w Londynie przez cały czerwiec – oznajmił hrabia, przerywając rozmyślania córki. – Murarze skończą w tym czasie przebudowę kaplicy, a ja z Lucasem wybierzemy odpowiednie zdobienia i znajdziemy pustelnika.

Nie było więc ratunku. W dodatku zaczynała nabierać przekonania, że to nie Edenbridge’a powinna się lękać, ale własnego pragnienia, by zobaczyć go raz jeszcze. To jak igranie z ogniem, uznała w duchu. Jest bardzo atrakcyjny i niebezpieczny, a w dodatku bezczelny i czarująco pewny siebie. Czyż nie jest żałosna z tym zauroczeniem Gabrielem Stone’em? Z pewnością powinna coś z tym zrobić, ale na razie nie wiedziała co. A może to samo przejdzie i w którymś momencie przestanie rozmyślać o hrabim? Miała taką nadzieję. Kapłon zaczął stygnąć, zabrała się więc do jedzenia.

– Poczta, milordzie.

Hampshire wyciągnął srebrną tacę tak wymownym gestem, że Gabriel natychmiast wziął leżące na niej listy, zaintrygowany zachowaniem zwykle flegmatycznego służącego.

Chodziło oczywiście o list, który leżał na wierzchu. Był tylko zalakowany, bez pieczęci, wysłany z Londynu i zaadresowany delikatną kobiecą ręką. Gabriel uniósł go do nosa. Nie uperfumowano go, ale papier był dobrej jakości.

Zawartość listu okazała się krótka i zwięzła:

Otrzymałam dokumenty.Dziękuję za szybką reakcję.

Pod spodem pusto, brakowało nawet inicjałów. Rzeczywiście się pospieszył. Nie chciał zostawić lady Caroline czasu na przemyślenie decyzji, a przy tym trawiły go wątpliwości i nachodziła ochota, aby podrzeć jej zobowiązanie i odesłać przez uczynną nauczycielkę muzyki. Jednak tego nie zrobił. A może należałoby to uczynić?

Jako dżentelmen niewątpliwie powinien postąpić w ten sposób, ale dał się ponieść nadzwyczajnej fantazji lady Holm. Jeśli faktycznie pragnęła pokrzyżować plany ojca, który zamierzał ją wydać za starego bogacza, to z pewnością był to dobry sposób. Z tym że utrata dziewictwa nie uchroniłaby jej przed niechcianym małżeństwem, o ile nie powiadomiłaby o tym przyszłego męża.

Nie był do końca pewny, czy jeśli podrze zobowiązanie, to zyska wdzięczność Caroline. Czy będzie mu za to dziękować przez cały aż nazbyt długi związek pomimo wieku męża? Poza tym Gabriel ostatnio się nudził, a ta sytuacja była na tyle nowa i odświeżająca, że postanowił zbyt szybko nie przerywać gry.

Wziął do ręki następny list, który przysłał jego serdeczny przyjaciel Crispin de Feaux, markiz Avenmore. Zauważył, że list nie jest zapieczętowany oficjalną pieczęcią, tylko jej bardziej dyskretną wersją. Czyżby Cris też coś knuł?

Okazało się, że nie tylko ma pewne plany, ale oczekuje pomocy Gabriela:

Zbierz informacje o długach lorda Chelford. Znajdź lektykę i tragarzy iwyślij ją do Stibworthy w North Devon.

W North Devon? Co Cris tam, do licha, robi? – zachodził w głowę Gabriel. Cała sprawa wydawała się zbyt delikatna, by badać ją listownie. Pociągnął za sznur dzwonka.

– Hampshire, wybieram się do North Devon przez Bath. Potrzebuję powozu. – Spojrzał raz jeszcze na list i uśmiechnął się pod nosem. – Powiedz Corbridge’owi, żeby na wszelki wypadek spakował broń.

Ta przygoda odwróci jego uwagę od lady Caroline, a po powrocie zrobi to, co do niego należy. Podrze zobowiązanie i je odeśle. Tym samym dzielnie oprze się pokusie, by sprawdzić, jak też mogą smakować jej piękne pełne usta. Zapewne truskawkami, zważywszy na porę roku.

Słoneczny czerwiec powoli się kończył. Róże o rozmaitych kolorach i odcieniach były w pełnym rozkwicie, miejski krajobraz ubarwiły modne damskie parasolki przeciw słońcu, a ojciec Caroline w dalszym ciągu nie zdradzał chęci opuszczenia Londynu. W gruncie rzeczy powinna być mu za to wdzięczna, uznała Caroline, gdy uświadomiła sobie, że jej plan nie jest pozbawiony wad.

Miała upragnione weksle ojca, ale kiedy zamykała je w szkatułce na klejnoty, nagle dotarło do niej, że choć rozwiązała istotny problem, to stworzyła co najmniej jeden nowy, a nawet dwa, o ile policzyć jej zobowiązanie względem Gabriela Stone’a.

Majątek Anthony’ego był bezpieczny, ale ktoś powinien nim zarządzać. Trzeba poczynić plany, wydawać polecenia, płacić służbie i ją nadzorować, i oczywiście dbać o dochody. Springbourne musi funkcjonować przez pięć kolejnych lat, aż jej brat osiągnie pełnoletność i przejmie posiadłość. Podobnie jak Anthony’emu, brakowało jej doświadczenia, wiedzy i środków, by móc to robić. Gdyby spróbowała zatrudnić prawnika lub zarządcę majątku, by działał w ich imieniu, z pewnością od razu zwróciłby się do ich ojca.

Pozostawał hrabia Edenbridge. Gdyby zgodził się przejąć nominalną kontrolę nad Springbourne, rozwiązałby ich problemy. Czy nie byłby to dla niego zbyt wielki kłopot? Może powinna mu zaproponować jakiś procent od dochodów? Tylko czy nie poczułby się z tego powodu urażony?

Tego dnia, kiedy uznała, że najwyższa pora porozmawiać z hrabią, on zniknął z Londynu. Na próżno szukała go na balach i przyjęciach, nikt nie znał najnowszych plotek na jego temat, a kiedy przejechała niby to przypadkiem wzdłuż Mount Street, zauważyła, że z drzwi jego domu zdjęto kołatkę.

No cóż, trzeba będzie do niego napisać. Caroline zasiadła przy sekretarzyku w niewielkim pokoju, który uchodził za jej buduar. Zamyśliła się, pragnąc zgrabnie i przekonująco wyrazić prośbę, co nie było łatwe. W tym momencie przyszło jej do głowy, że jak to możliwe, iż zdołała odzyskać Springbourne za coś tak mało ważnego jak jej cnota.

Niemal poczuła ulgę, że pukanie do drzwi wyrwało ją z zadumy.

– Tak, Thomas?

– Jego lordowska mość prosi panią do gabinetu.

Tak właśnie lokaj przetłumaczył zapewne mało grzeczne żądanie pryncypała, uznała Caroline i się do niego uśmiechnęła.

Idąc na górę, zastanawiała się, czego tym razem może chcieć od niej ojciec. Może jednak zdecydował się wrócić do Knighton Park, co bardzo skomplikowałoby jej sytuację, bo wówczas cała jej korespondencja przechodziłaby przez pannę Fanshawe, która musiałaby ją odsyłać na wieś.

– Posłałeś po mnie, papo.

Hrabia Knighton rzucił okiem na córkę znad papierów zalegających biurko.

– Usiądź, mam dla ciebie dobrą wiadomość.

– Tak, papo? – Caroline ogarnął niepokój.

– Edgar Parfit, baron Woodruffe, poprosił o twoją rękę. Co ty na to?

– Baron Woodruffe? Ale on… przecież… – usiłowała zaprotestować Caroline.

– Jest bogaty – wpadł jej w słowo hrabia – i nosi znamienite nazwisko. Poza tym to dobry sąsiad.

– …ma czterdzieści lat i jest gruby. – Teraz Caroline przerwała ojcu. – Poza tym ciągle zajmuje się polowaniem, a jego pierwsza żona zmarła zaledwie rok po ślubie.

– To przecież nie jego wina, że spadła z konia.

– Miranda bała się koni i nie znosiła polowań. Zmusił ją, żeby jechała za psami. To tyran. – A ja się go boję, dodała w myśli, bo trudno byłoby jej uzasadnić te słowa.

– Baron Woodruffe ma świetną pozycję społeczną i jest dojrzałym mężczyzną, który oczekuje od żony oddania i lojalności.

– Niech oczekuje od innej kobiety. – Caroline już była przy drzwiach. – Nie wyjdę za niego – podkreśliła.

– Nie będziesz mi mówić, za kogo wyjdziesz, moja droga! Wybrałem dla ciebie najlepszą ofertę, a ty powinnaś ją zaakceptować! – Hrabia aż poczerwieniał z gniewu wywołanego nieposłuszeństwem córki.

Propozycja była znacznie gorsza, niż obawiała się Caroline, choć domyśliła się, że ojcu chodzi o powiększenie Knighton Park. Nie mogła jednak nic zrobić przed rozmową z hrabią Edenbridge, gdyż chciała dopilnować, by Anthony miał zapewnioną przyszłość. Pomyślała, że gdyby mama żyła, nie pozwoliłaby na taki mariaż. Nawet chciała powiedzieć to ojcu, ale na szczęście w porę zapanowała nad językiem. Wspomnienie matki zawsze wywoływało jego wściekłość.

– Dobrze, papo – zmusiła się do ugodowego tonu – ale prawie go nie znam.

– Co nie powstrzymało cię od wygłaszania na jego temat bezsensownych opinii – zauważył. – Nie ma powodów do pośpiechu. Jestem w tej chwili zbyt zajęty, by przejmować się takimi drobiazgami, jak ślub czy wesele.

Drobiazgami!

– Wrócimy do tej sprawy w przyszłym miesiącu – podjął. – Za tydzień lub dwa pojedziemy do Knighton Park, żebyście się lepiej poznali. Ślub we wrześniu.

We wrześniu? Żywiła nadzieję, że odbędzie się znacznie później. Perspektywa bliższego poznania barona przyprawiła ją o mdłości.

– Tak, papo – zabrzmiało to słabo, mało radośnie, ale zadowoliło ojca.

Caroline uświadomiła sobie, że nie spodziewał się buntu z jej strony. Nie sprzeciwiała mu się wcześniej, bo nigdy nie dochodziło do tak drastycznych sytuacji, a wypominanie mu, że nie zwraca na nią uwagi i nie zajmuje się rodziną, nie miałoby sensu. Prawdę mówiąc, wiele by teraz dała, by przestał się nią zajmować.

Wiedziała, że przede wszystkim musi się skontaktować z hrabią Edenbridge, by ustalić, co dalej z posiadłością. Później zastanowi się nad tym, jak się wywikłać z niechcianego małżeństwa. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że wcześniejsza utrata dziewictwa i szok, jaki przeżyłby z tego powodu baron, nie były dobrym rozwiązaniem. Bała się reakcji Edgara Parfita – co do niego nie żywiła złudzeń.

– Czy baron Woodruffe będzie dziś na wieczorku tańcującym lady Ancaster? – spytała, udając zainteresowanie.

– Wątpię – rzucił hrabia Knighton, skupiony na przeglądaniu dokumentów. – O ile wiem, w dalszym ciągu przebywa na wsi.

Przynajmniej tyle, pomyślała Caroline, zadowolona, że w najbliższym czasie nie będzie widywać barona. Gdyby jeszcze hrabia Edenbridge przyszedł na ten wieczorek, mogłaby szybko podjąć działania dotyczące Springbourne. Spełniłaby daną matce obietnicę i Anthony byłby zabezpieczony, a za kilka lat sam zająłby się własnymi sprawami.

– Świetnie wyglądasz, Caroline – pochwaliła ciotka Gertruda, hrabina wdowa Whitely, która zwykle szczędziła jej komplementów. Dziś była dla niej łaskawa, co znaczyło, że dotarły do niej wieści o spodziewanych zaręczynach.

– Dziękuję, ciociu. To pewnie za sprawą sukni. – Rzeczywiście była piękna, uszyta z żółtego jedwabiu, w dodatku założyła do niej jasnobrązowe pantofelki z koźlej skóry i bursztynową biżuterię matki.

– Tak, ładna, tylko ma za mocno wcięty dekolt – zauważyła ciotka, towarzysząca Caroline w charakterze przyzwoitki.

– O ile wiem, takie są teraz w modzie.

– Hm… I jesteś trochę blada.

Caroline cudem nie była biała jak ściana z powodu napięcia, które czuła w całym ciele. Zdołała jednak uśmiechnąć się uprzejmie, a kiedy powóz stanął, wstała ze swego miejsca, aby opuścić pojazd. Po chwili znalazły się przed rezydencją Ancasterów przy Berkeley Square. Przygotowania do wyjazdu nie pozwoliły Caroline pogrążyć się w czarnej rozpaczy. Musiała się odpowiednio uczesać, ubrać, wydając przy tym dyspozycje pokojówce, a następnie wybrać odpowiednie dodatki, teraz zaś sprawiać takie wrażenie, jakby zamierzała się dobrze bawić.

– Dobry wieczór, lady Farnsworth. – Caroline skinęła głową. Tak, lordzie Hitchcombe, te ozdoby są czarujące – pochwaliła. – Tak, ciociu, będę pamiętać, żeby zatańczyć tylko raz z panem Pitkinem. Dziękuję, panie Walsh, z przyjemnością napiję się szampana…

Szczebiotała i uśmiechała się, podobnie jak pozostałe młode panny obecne w sali balowej. Jednocześnie przyszło jej do głowy, co by się stało, gdyby oznajmiła wszem wobec: „Zapisałam moje dziewictwo hrabiemu Edenbridge. Zamierzam oszukać ojca i wywikłać się z…”. Cóż, lepiej nie, bo niewątpliwie zakończyłoby się to katastrofą.

Nagle po drugiej stronie sali zobaczyła znajomą wysoką sylwetkę. Edenbridge! Orkiestra powoli stroiła instrumenty do pierwszego tańca, a on przeszedł dalej, gdzie, jak wiedziała, znajdowały się łazienki dla gości. Pochyliła się do ucha ciotki, by szeptem zasygnalizować nagłą potrzebę.

– Och, moja droga, dlaczego nie załatwiłaś tego przed wyjazdem z domu? – skarciła ją cicho lady Whitely. – Za chwilę pierwszy taniec, a ty jeszcze nie masz partnera.

– Naprawdę muszę na chwilę wyjść – nalegała Caroline. – To ten krem z rabarbaru… – Umknęła, zanim ciotka zdołała zareagować. Chodziło o to, by przypisała jej pośpiech naturalnym przyczynom, a nie chęci dogonienia pewnego dżentelmena o złej reputacji.

Niemal biegła i w końcu wpadła jak bomba na Gabriela Stone’a, który stał nieco dalej na korytarzu. W dłoni trzymał trzewik, którym co jakiś czas potrząsał.

– Panie hrabio, muszę z panem porozmawiać – rzuciła, łapiąc oddech. – Gdzie pan się podziewał?

– Dobry wieczór, lady Caroline. – Skinął głową, a następnie znów popatrzył na but. – Będę musiał o tym porozmawiać z Hobym.

– Dajmy spokój butom – powiedziała gorączkowo. – Mam ważną sprawę. Buty nieważne!

Lada chwila ktoś mógł się tu pojawić i zastać ich w, zgodnie z oceną socjety, kompromitującej sytuacji.

– Ależ to bluźnierstwo! – rzucił hrabia, marszcząc karcąco brew. Mimo to włożył but i wskazał jedne z pobliskich drzwi.

– Proszę, mamy tu klucz. To bardzo sprytnie ze strony drogiej Hermione.

Caroline domyśliła się, że gospodyni wieczoru przeznaczyła ten pokój dla kochanków, i rzeczywiście wewnątrz znajdował się szezlong. Przez chwilę zastanawiała się, czy Edenbridge zna to pomieszczenie i czy często tu bywa, ale miała ważniejsze sprawy na głowie.

– Czym mogę służyć? – spytał hrabia, kiedy już zamknął drzwi na klucz. – Nie było mnie parę dni w Londynie. Wyjeżdżałem do North Devon – dodał, przypomniawszy sobie jej wcześniejsze pytanie.

Mimo że powiedział to żartobliwie i z uśmiechem, zauważyła, iż jest zmęczony. Czyżby dały mu się we znaki trudy podróży? Nie zamierzała jednak o to pytać. Mógł odnieść wrażenie, że się do niego zaleca, chciała więc jak najszybciej wyjaśnić, o co chodzi. Najpierw jednak rozsiadła się na środku szezlonga, rozłożyła wokół spódnicę tak, aby było jasne, że nie czeka na jego towarzystwo. Na ustach hrabiego pojawił się łobuzerski uśmieszek.

– Chyba źle pan ocenił sytuację, milordzie – bąknęła.

– Być może…

Gabriel oparł się o kominek i raz jeszcze na nią spojrzał. Wyglądał jak Cygan, który tylko przez przypadek znalazł się na balu. Caroline niemal się spodziewała, że za chwilę dojrzy w jego uchu złoty kolczyk. Dopiero teraz wypatrzyła, że ma ciemne, niemal czarne oczy.

– Przestańmy się zwracać do siebie tak oficjalnie. Mów mi po imieniu, Caroline – zaproponował.

– I tak zwrócę się do ciebie w towarzystwie?

Gabriel. Podobało jej się to imię, ale jeszcze bardziej sposób, w jaki wymawiał jej własne. Spojrzała na hrabiego spod półprzymkniętych powiek i pomyślała, że jak na Cygana jest bardzo zadbany. Chyba niedawno przyciął włosy, choć wciąż były dość długie, a poza tym był gładko ogolony. Wrażenie, że ma się do czynienia z kimś innym niż arystokratą, brało się zapewne z niedbałości, z jaką nosił drogie ubranie, a także z jego osobistego uroku.

– Twoja przyzwoitka nie dopuści mnie do ciebie nawet na krok, Caroline, tak więc możemy czuć się bezpiecznie. A skoro najwyraźniej nie chcesz stracić dziewictwa na wieczorku u Ancasterów, co z pewnością nie byłoby najmądrzejsze, choć oczywiście rozumiem, że nie chcesz z tego robić wielkiej uroczystości…

– Przestań, bo zacznę histerycznie się śmiać – ostrzegła.

– Zatem musisz być czymś poważnie zaniepokojona. Wyjaśnij proszę, w czym rzecz.

Wydał jej się niemal znudzony. Uderzył ją też chłód, z jakim wypowiedział te słowa, ale wystarczyło, że popatrzyła mu w oczy, by dostrzec znacznie większe zainteresowanie, niż mogłaby się spodziewać. Po prostu starał się nad sobą panować, co było równie podniecające jak czyste pożądanie. Caroline też potrafiła się kontrolować.

– Czy jesteś bardzo zajęty doglądaniem swojej posiadłości? – zapytała ostrożnie.

Gabriel wziął jedno z krzeseł spod ściany i usiadł naprzeciwko szezlonga.

– Trudno mnie zadziwić, ale muszę przyznać, że jesteś jedną z tych osób, które nieustająco mnie zaskakują. Może powiesz, dlaczego interesuje cię mój majątek.

– Bardziej wysiłek związany z zarządzaniem – odparła. – Uświadomiłam sobie, że ani ja, ani Anthony nie możemy się tym zająć. Jako kobieta niezamężna musiałabym mieć zgodę ojca, by otworzyć rachunek bankowy. Z kolei Anthony jest niepełnoletni.

– Nie pomyślałem o tym, przekazując ci dokumenty.

– A czy gdybym ci je zwróciła, zająłbyś się Springbourne do czasu, aż mój brat skończy dwadzieścia jeden lat?

Milczenie, która zapanowało po tym pytaniu, wydawało się trwać bardzo długo. W końcu padła odpowiedź:

– Nie.

[1] Henryk VIII, król Anglii (1491-1547) – wypowiedział posłuszeństwo papieżowi i stał się głową Kościoła anglikańskiego. Ścigał duchownych katolickich, którzy szukali schronienia, często bezskutecznie. 72 tysiące zakonników trafiło na szafot (przyp. red.).

Tytuł oryginału: The Unexpected Marriage of Gabriel Stone

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2016

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 2016 by Melanie Hilton

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2018

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3554-9

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.