Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rotmistrz Witold Pilecki to człowiek, który przerastał swoją epokę i potrafił dokonywać rzeczy niemożliwych. Ochotnik do Auschwitz, to dzięki jego Raportom świat mógł dowiedzieć się prawdy o hitlerowskich obozach zagłady. Po ucieczce z Oświęcimia, powrócił do walki konspiracyjnej, walczył w Powstaniu Warszawskim.
Po uwolnieniu z obozu jenieckiego w Murnau znalazł się we Włoszech w II Korpusie Polskim gen. Andersa. Powrócił do kraju i zainicjował kolejny etap swojej działalności konspiracyjnej - tym razem przeciwko władzy, którą zainstalowali w Polsce sowieccy okupanci. Aresztowany i zamordowany przez komunistów w więzieniu na Rakowieckiej w 1948 r. Co było w nim inspirującego kiedyś, a co porusza dzisiaj?
Jarosław Wróblewski, pracownik Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL , autor najlepszej biografii Rotmistrza, rozmawia o tym fenomenie z ludźmi, na których osoba Witolda Pileckiego odcisnęła trwały ślad. Jak poznawali historię jego życia? Jak krzyżowały się ich wzajemne losy?
- Prof. Wiesław Wysocki, historyk, autor pierwszej biografii rtm. Witolda Pileckiego, która ukazała się w drugim obiegu w 1984 r
- Dr Adam Cyra, historyk, pracownik i badacz Muzeum Auschwitz-Birkenau od ponad 50 lat, autor książek o rtm. Witoldzie Pileckim.
- Maria Serafińska-Domańska, kierownik Muzeum Pamiątek po Janie Matejce Koryznówka w Nowym Wiśniczu, dworze, w którym ukrywał się Witold Pilecki po ucieczce z Auschwitz
- Grażyna Giec, synowa Wandy Giec - siostry rtm. Witolda Pileckiego
- Krzysztof Kosior, wnuk Zofii Pileckiej-Optułowicz, prawnuk Witolda Pileckiego.
- Tadeusz Płużański, syn Tadeusza Płużańskiego, który był współpracownikiem rtm. Witolda Pileckiego w jego powojennej siatce konspiracyjnej.
- Jakub Sieradzki, wnuk Makarego Sieradzkiego, podkomendnego Witolda Pileckiego w Tajnej Armii Polskiej i powojennej siatce konspiracyjnej.
- Magdalena Janeczek-Tucznio, wokalistka zespołu Forteca - Walka Trwa
- Aleksandra Kaiper-Miszułowicz, autorka wystawy o życiu Witolda Pileckiego w Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej
- Mateusz Luśnia, organizator Warszawskiego Marszu Rotmistrza.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 174
Projekt okładki, skład, łamanie wersji do druku i fotoedycja
Fahrenheit 451
Portret Witolda Pileckiego na okładce frontowej
© Krzysztof Bagorski (www.bagorski.pl) ze zbiorów Jarosława Wróblewskiego
Zdjęcie Autora na skrzydełku okładki
© Agnieszka Hałaburdzin-Rutkowska
Korekta i redakcja
Sylwia Wróblewska
Retusz zdjęć
TekstProjekt
Żródła zdjęć: Alicja Marchewicz/Fahrenheit 451; 8, 13, 14, 20, 44, 156, 186, 195, 196, 198, 216-217, 230, 326, 348; Archiwum Adama Cyry; 46 (Fot. Marek Księżarczyk), 61, 67, 82, 89, 110; Archiwum Eleonory Pietrzykowskiej-Szafran 68; Archiwum Marii Serafińskiej-Domańskiej 116, 120, 124-125, 127, 128-129, 130; Muzeum Okręgowe w Tarnowie 134; Archiwum Grażyny Giec 141, 142, 147, 148, 154; Archiwum Krzysztofa Kosiora 169, 189, 190 (Fot. Zbigniew Jurkowski); Archiwum Tadeusza Płużańskiego 212, 219, 220, 225, 226; Archiwum Jakuba Sieradzkiego 237, 238-239, 247, 251, 252, 260; Archiwum Magdaleny Janeczek-Tucznio 264, 269, 270, 274-275, 279, 280, 290-291; Archiwum Mateusza Luśni: 331, 332, 338-339, 341, 342; Archiwum Jarosława Wróblewskiego 24, 27, 106, 112, 115, 119, 136, 307, 350-66, 368; Radek Pietruszka, PAP 28. Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej 31, 32, 33-34, 39, 41, 42, 90, 103,144-145, 152, 161, 163, 179, 180, 185, 203, 204, 211, 240, 248, 300; Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau 56, 101; Archiwum Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL 19, 170, 232, 262, 294; Archiwum Służby Sprawiedliwości MON 23; Archiwum Muzeum - Dom Rodziny Pileckich 296 (Fot. Katarzyna Pędziak), 299 (Fot. Katarzyna Pędziak), 308 (Fot. Katarzyna Pędziak), 324 (Fot. BG images Barbara Siwek i Grzegorz Gransicki); Wikipedia commons 51, 79.
Dyrektor wydawniczy
Maciej Marchewicz
ISBN 9788366814875
© Copyright by Jarosław Wróblewski
© Copyright for Zona Zero Sp. z o.o., Warszawa 2023
WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]
www.wydawnictwofronda.pl
www.facebook.com/FrondaWydawnictwo
www.twitter.com/Wyd_Fronda
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Rotmistrz Witold Pilecki to człowiek, który przerastał swój czas i dokonywał rzeczy niewykonalnych. Dlaczego, mimo zamordowania go przez komunistów w więzieniu na Rakowieckiej w 1948 r., nadal jest obecny, żyje, zaciekawia i fascynuje? Co było w nim inspirującego kiedyś, a co jest również dziś? Chciałem porozmawiać o tym z ludźmi, na których jego osoba odcisnęła trwały ślad. Jak poznawali jego historię? Jak krzyżowały się ich wzajemne losy?
Ktoś zapyta – dlaczego w tej książce nie ma rozmów z jego dziećmi: Zofią i Andrzejem Pileckimi? W 2020 r. ukazała się moja biografia Witolda Pileckiego Rotmistrz, zawierająca wiele ich wspomnień i rozmowy z ludźmi, którzy go znali; z siostrzeńcem Andrzejem Markiem Ostrowskim czy łącznikiem z Powstania Warszawskiego kpt. Januszem Walendzikiem, których nie chciałem powielać w tej publikacji.
Dziękuję moim rozmówcom za szczerość i zaufanie, którym mnie obdarzyli.
Jarosław Wróblewski
Rozmowa z prof. Wiesławem Wysockim, historykiem, autorem pierwszej biografii rtm. Witolda Pileckiego, która ukazała się w drugim obiegu w 1984 r.
Kiedy pan się dowiedział o takiej postaci jak Witold Pilecki?
We wczesnej młodości w swoich pierwotnych studiach zajmowałem się tematem obozów koncentracyjnych. Potem przyszedł czas na łagry, ale uciekłem od tej tematyki.
Dlaczego?
Po spotkaniu z pewną kobietą w Białymstoku, kiedy przez godzinę relacjonowała swoje doświadczenia i był to typowy przekaz doświadczeń łagrowych. Nagle jednak coś się z nią stało. Zaczęła niesamowicie wyć i wyrzucać z siebie zupełnie inną historię: była wówczas młodą dziewczyną, pełną wdzięku i komendant obozu wybrał ją sobie jako „materac”. I ona mi to takim językiem opowiadała. W łagrze urodziła dziecko, którym mogła się opiekować tylko przez cztery tygodnie, po czym zostało jej odebrane i znów wróciła do funkcji „materaca”. Urodziła w obozie trójkę dzieci, które podzieliły ten sam los, co pierwsze z nich. Przyszła amnestia i ona, nie mając żadnych szans na odnalezienie swoich dzieci, wróciła do Polski. Wzięła ślub, założyła rodzinę i wydawało się już, że tamten etap zamknęła za sobą, zepchnęła głęboko w podświadomość. Ale coś w niej pękło podczas tej naszej dramatycznej rozmowy – w tych jej bolesnych wyciach było wydobywanie traumatycznej przeszłości . Proszę sobie wyobrazić, że przez dwa, trzy lata nie mogłem o tym w ogóle mówić, byłem tym wewnętrznie sparaliżowany. Siedziałem naukowo w obozach niemieckich, znam archiwa obozu oświęcimskiego, Majdanka, Stutthofu, w dużym stopniu Dachau, trochę Sachsenhausen. Łagry sowieckie musiałem zostawić. W Oświęcimiu pisałem swoją pracę doktorską. Dwie magisterki też dotyczyły obozów koncentracyjnych i przekraczały obie ponad 500 stron. Podczas kwerendy w archiwum oświęcimskim natknąłem się na postać Witolda Pileckiego i Józefa Garlińskiego, którego później osobiście poznałem. Pisał wstępy i posłowia do moich książek.
„Nieważne, jak życie było wyboiste, ale ważne, jak odchodził z tego świata”
Który to był rok?
Początek lat 90. Garliński zaangażował się wówczas w zmianę wystawy o obozowym ruchu oporu w Oświęcimiu, ponieważ na tej wystawie dominował wówczas Józef Cyrankiewicz. Byłem wtedy wiceministrem i pojechałem jako jedyny przedstawiciel rządu na otwarcie tej wystawy. „Tu potrzebny był ktoś ważniejszy od pana” – powiedział mi wtedy Józef Garliński i miał taki żal, że to „premier mógł nadać takiej wystawie nowy charakter”. Mówił, że to była i tak taka połowiczna zmiana wystawy i trzeba będzie dokonać koniecznych przesunięć, aby pokazać, że Cyrankiewicz był agentem, a nie bohaterem, który był zaangażowany w ruch oporu. Wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście Cyrankiewicz był niemieckim konfidentem w obozie.
Może pan podać przykład jego współpracy z Niemcami?
Jeśli mówimy o Bolesławie Piaseckim, który rozmawiał z Iwanem Sierowem, to rodzi się pytanie – dlaczego zwykły więzień rozmawiał z szefem akcji likwidacji polskiego podziemia? Tylko dlatego, że miał przydzielone określone zadania. Józef Cyrankiewicz był podejrzany o ucieczkę z oświęcimskiego obozu i miał de facto wyrok śmierci. I on z tego bunkra śmierci w bloku 11, w którym był zamknięty – idzie na rozmowę z komendantem obozu Arthurem Liebehenschelem i taką rozmowę odbywa, a później rozmawia z nim jeszcze po raz drugi. Cyrankiewicz chce wyjechać do innego obozu, bo czuje, że poluje na niego obozowe podziemie. On odmówił ucieczki z obozu i podziemie się zorientowało wtedy, że jest konfidentem. Cyrankiewicz załatwia sobie u komendanta KL Auschwitz to przeniesienie. Jak obozowy więzień mógł rozmawiać osobiście z komendantem obozu? Musiał, musiał być szpiclem, i to ważnym...
Prof. Wiesław Wysocki na terenie Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL
Witold Pilecki spotkał się i rozmawiał kiedykolwiek z Cyrankiewiczem?
To było inaczej. Państwo Serafińscy, którzy byli zaprzyjaźnieni z Witoldem Pileckim, mieszkali po sąsiedzku z matką Cyrankiewicza i ona od nich dowiedziała się o tym, że w obozie był Witold Pilecki pod fałszywym nazwiskiem jako Tomasz Serafiński. Matka mu powiedziała prawdę. Pilecki napisał do Cyrankiewicza list, kiedy ten po wojnie chciał wygłaszać wielkie przemówienie o swojej obozowej działalności; forował go także krakowski pisarz partyjny Tadeusz Hołuj. Oni mieli tam wspólnie wystąpić jako dawni działacze Grupy Bojowej Oświęcim (właściwie Kampfgruppe Auschwitz). Podobno Cyrankiewicz po tym liście Pileckiego zrezygnował z tego publicznego wystąpienia, bo Rotmistrz zagroził, że ujawni jego prawdziwą rolę w obozie. Cyrankiewicz miał się odpłacić listem wysłanym podczas procesu Pileckiego do składu sędziowskiego, ale w archiwum z procesu tego listu nie ma. To jest dziś nie do udowodnienia.
Czy spotkał pan kogoś, kto podziela to zdanie?
Zaprzyjaźniłem się z dr Tadeuszem Iwaszko, dyrektorem archiwum obozowego w Muzeum Auschwitz. To był wspaniały człowiek. On mi opowiadał, że Cyrankiewicz buszował w tym obozowym archiwum i w workach wynosił dokumenty. Od bezpieki słyszał słowa wypowiadane kpiącym, drwiącym tonem, że Cyrankiewicz to „bohater z Oświęcimia”.
Korytarz X Pawilonu Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL
Co mógł wynosić w tych workach?
Relacje, które więźniowie o nim przekazali już po wojnie. W archiwum obozu nie ma nic przeciw Cyrankiewiczowi, jest tam tylko jego gloryfikacja. Wystarczy przeczytać sobie książkę Oświęcim bez cenzury i bez legend autorstwa Jerzego Ptakowskiego, wydanej w 1985 r. w Nowym Jorku. To był głos osób z emigracji, którzy znali prawdę i nie bali się o niej pisać. Tam są wyraźne potwierdzenia, że Cyrankiewicz był kapusiem obozowego Gestapo i łatwo przeszedł na drugą stronę, służąc komunistom. A wcześniej był to krakowski działacz PPS związany z AK i podziemiem obozowym, założonym przez Witolda Pileckiego.
Czym Cyrankiewicz kierował się w swoim postępowaniu?
Chciał za wszelką cenę przeżyć i z czasem stał się takim sybarytą. Prymas Stefan Wyszyński pięknie go scharakteryzował jako premiera, że można z nim było wszystko załatwić, dla niego nie było żadnych problemów.
Jak Cyrankiewicz traktował dawnych obozowych współpracowników?
Nie utrzymywał z nimi kontaktów. Do niego zgłosili się przecież dawni współpracownicy Witolda Pileckiego, jak Tadeusz Pietrzykowski czy państwo Serafińscy z prośbą o pomoc Pileckiemu, i on powiedział, że nie pomoże, że nic nie może. I nie pomógł.
Można by powiedzieć, że Pilecki zginął, bo Cyrankiewicz „ukradł” jego obozową biografię i przywłaszczył sobie nienależną chwałę? Jednak dr Adam Cyra nie obwinia o nią bezpośrednio Cyrankiewicza, choć uważa, że mógł zrobić więcej, ale nie ma nawet dowodów, obciążających go współpracą z Niemcami.
Tak. Nie ma tych dowodów, ale są poszlaki, wskazujące na jego konfidencką działalność.
Zachowało się jakieś archiwum Cyrankiewicza, gdzie można być znaleźć schowane przez niego dokumenty?
Jest archiwum Komitetu Centralnego PZPR, które pod nazwą Archiwum Lewicy Polskiej znajduje się obecnie w Archiwum Akt Nowych. Kiedyś można było korzystać z niego wyłącznie za zgodą lidera SdRP. Aby sprawdzić wykształcenie Aleksandra Kwaśniewskiego w jego aktach, trzeba było mieć zgodę samego Aleksandra Kwaśniewskiego. Takie były paradoksy. Sprawdzałem archiwum Cyrankiewicza, kiedy było pod kierownictwem państwa Syzdków. Pamiętam, jak powiedziałem do dyrektora Syzdka, czego potrzebuję, a on na to: „Tego my nie mamy”. Odpowiedziałem: „Ale ja znam sygnatury”. Na takie dictum musiał je udostępnić. Tam było wtedy sporo rzeczy zarekwirowanych przy różnych rewizjach, wiele sensacyjnych materiałów.
I jest tam rozwiązanie zagadki śmierci Rotmistrza?
Nie. Tam nie ma prywatnych archiwów, a to, co wykradał Cyrankiewicz, to niszczył, aby nie mieć świadectwa innych przeciwko sobie.
Strażnik więzienny zaglądający do celi w dawnym więzieniu przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie
Czyli świadectwa więźniów oświęcimskich, dyskredytujących Cyrankiewicza?
Oni byli zbyt doświadczeni, aby się narażać. Podam przykład. Poznałem kiedyś księdza, którego poddawano eksperymentom w Dachau. Topiono go tam w wodzie, w której miał przebywać ileś godzin, on tracił przytomność, do wody wrzucano lód, aby obniżyć temperaturę. Wyciągano go nieprzytomnego i wychłodzone ciało wkładano między dwie nagie więźniarki. Niemcy sprawdzali, jak ciała przylegające ogrzewają to zmarznięte ciało. Wrócił do Polski schorowany i tego wszystkiego później bardzo się wstydził. Potrzebował specjalistycznego leczenia i lekarstw, które były drogie. Było wtedy biednie. Bezpieka powiedziała, że mu pomoże, ale musi zostać księdzem – patriotą, na usługach komunistów. A jak nie, to ujawnią to, czego on tak bardzo się wstydził. To było granie na głębokiej wrażliwości człowieka, aby go zniszczyć – bez żadnych skrupułów
Powiem panu, że jak na studiach są trzy miesiące wakacji, to dwa spędzałem w obozie w archiwach, mieszkałem „za drutami”, pracowałem w nocy. Były żelazne łóżka, kraty w oknach… W każdym dokumencie było cierpienie, krew i śmierć. Dlatego też z czasem zrezygnowałem z tej tematyki, bo to było dla mnie niszczące psychicznie.
Cela więzienna prawdopodobnie rtm. Witolda Pileckiego po konserwacji w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL
To dlaczego pan w ogóle wszedł w tę tematykę obozową i związał z nią swoje życie?
Mieszkałem w Gdańsku. Mój ojciec był więźniem Buchenwaldu. Przeżył, ale znałem go bardzo krótko, bo później załatwiła go w latach 50. bezpieka. Byłem wtedy za mały, aby coś o tym wiedzieć. Obóz koncentracyjny niedaleko Gdańska – KL Stutthof – zaczęto budować już 2 września 1939 r. Chciałem napisać pracę magisterską na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim o martyrologii duchowieństwa w Stutthof. Na tej uczelni skończyłem też, poza historią, polonistykę. Pisałem pracę o twórczości literackiej więźniów Majdanka. Miałem chyba jedną z najdłuższych obron, ponieważ recenzentką była prof. Cieślikowska, której mąż był więziony na Majdanku i jego wiersze zamieściłem w antologii dodanej do pracy. Obrona to była trzygodzinna rozmowa, podczas której ona opowiadała mi o obozowych wspomnieniach męża. Nie wiedziałem wcześniej, że oni byli małżeństwem.
O powojennych losach Majdanka, jako obozu NKWD, też pan wspominał?
Tę wiedzę zdobywało się niemal nielegalnie, trochę na zasadzie półsłówek. Dowiedziałem się o tym, zyskując zaufanie wielu osób. To samo było z Zamkiem Lubelskim. Stutthof był natomiast po wojnie Domem Wypoczynkowym dla funkcjonariuszy bezpieki.
Oświęcim też był po wojnie obozem NKWD.
Tak, chociaż krótko. Zwłaszcza podobozy były wykorzystywane do więzienia akowców. Przecież było też tak ze słynnym Jaworznem.
Protokół wykonania wyroku śmierci na Witoldzie Pileckim w dniu 25 maja 1948 r. o godz. 21.30
Temat obozów niemieckich był mocno obecny w szkołach w okresie PRL. Jednak były w nim białe plamy, niewygodne aspekty dla komunistów?
Temat obozów był obecny w szkołach poprzez twórczość Tadeusza Borowskiego i Zofii Nałkowskiej. Jednak był sprowadzony do modelu biologii, naturalizmu, znęcania się, ale nie pokazywano sprzeciwu wobec tego systemu np. przez postawę Maksymiliana Kolbe. Takie postawy nie były preferowane. Po prostu pokazywano, że człowieka można sprowadzić do zwierzęcia, instynktów przetrwania, upodlić i zniszczyć. „Ludzie ludziom zgotowali ten los” – tak jak pisała Zofia Nałkowska, choć u niej to było wielkie zdziwienie, że ludzie są zdolni to takiej degradacji i zdziczenia. Owo zdziwienie wywodziło się z tego nurtu naturalistycznego w literaturze.
Jak pan to opisywał?
Moja pierwsza książka Bóg na nieludzkiej ziemi – dedykowana naszemu papieżowi – miała być trylogią: Świat obozów koncentracyjnych – Żydzi w sytuacji granicznej – Łagry. Miałem sporo materiału, ale to się nie udało. Jednak Żydzi, z którymi o tym rozmawiałem, zaczęli się wycofywać. Chciałem pokazać duchowość żydowską. Oni podczas wojny byli bardzo podlegli Niemcom, zwłaszcza Żydzi religijni, a ci, którzy walczyli w getcie, już tacy mocno religijni nie byli – dlatego byli tak bojowi. Nie chcieli mieć z tradycją talmudyczną wiele wspólnego. Żyd religijny jest spolegliwy wobec swojego losu, na zasadzie – co się stanie, jest już nieodwracalne. Nie skończyłem tego, choć zostało opracowane już 70 procent materiału…
„Kiedyś zmówiłem się ze Stefanem Melakiem, który słuchał mojego wykładu o Rotmistrzu i on powiedział: „Daj mi to”. Dałem mu więc ten tekst biogramu. Obiecał, że wydrukuje. Zgodziłem się, że będzie to pod moim nazwiskiem. I on to wydrukował w „Wydawnictwie Polskim”. Tak powstała ta broszurka”
Kiedy pan zaczął pisać o rtm. Witoldzie Pileckim?
To było w drugiej książce pt. Zbudź człowieka gdziekolwiek na ziemi. Ten tytuł pochodził z wiersza Czesława Miłosza. Na okładce były trzy gdańskie krzyże. Książka została wydana w Niepokalanowie w czasie stanu wojennego. Tam były szkice o różnych osobach z obozów – o s. Elizawiecie Jelizawienko, uważanej przez prawosławnych za świętą, o ks. Peradze, o św. Maksymilianie Kolbe i innych. W wielu tekstach cenzura ingerowała, gdzie na życzenia autora zaznaczano wybrane fragmenty i tak „dziobano” w różnych miejscach. Jednak szkic o Witoldzie Pileckim zdjęto mi w całości. Jedynie we wstępie został fragment zapowiadający, że taki niezwykły żołnierz się tam pojawił i jego nazwisko tam zostało.
Miałem przyjaciela, któremu cenzor do jego szkicu o Mochnackim wstawił na początek cytat z Lenina, rzekomo odnoszący się do historii. Mój kolega zrobił przypis do tego cytatu: „Nie trzeba być Leninem, żeby dojść do takiego wniosku”. I to tak poszło w świat.
Pan pisał o Witoldzie Pileckim, że został zamordowany w więzieniu na Rakowieckiej?
Tak. Informacje o jego śmierci miałem z dokumentów pochodzących z archiwum obozu w Oświęcimiu. Miałem do nich dostęp na tyle, że mogłem zebrać te dane i zainteresować się Witoldem Pileckim, aby opracować jego życiorys. Cenzura jednak napisała, że materiał nie nadaje się do druku, jest zakaz. Gromadziłem też relacje bliskich, znajomych, przyjaciół, współpracowników.
Prof. Wiesław Wysocki w rozmowie por. Januszem Komorowskim „Antkiem”, prezesem Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej
Skąd tam się wzięły utajnione nawet dla rodziny informacje?
Dyrektorem archiwum byłego Obozu – Muzeum Auschwitz był dawny więzień obozu Kazimierz Smoleń. Zaprzyjaźniłem się z nim. Miał dla mnie zawsze czas jako studenta. Cenił to, co robiłem. Zapytałem go kiedyś, dlaczego on tam pracuje. Odpowiedział: „Ja z obozu nie wyszedłem. Nie wyobrażam sobie życia poza obozem”. Robił bardzo wiele i dbał, aby wszystko było autentyczne. Jak tylko dowiadywano się, że jakiś więzień żyje, to albo pisano do niego, aby spisał autoryzowaną relację, albo wysyłano pracownika, żeby go nagrał. On opowiedział mi wiele rzeczy. To był mój pierwszy kontakt z wielkim obozowym dziełem Witolda Pileckiego.
Prof. Wiesław Wysocki w rozmowie z Zofią Pilecką -Optułowicz i Krzysztof Kosior w 2016 r. w Belwederze podczas uroczystości wręczenia nagród laureatom Ogólnopolskiego Szkolnego Konkursu Literackiego „Rotmistrz Pilecki Bohater Niezwyciężony”
Kiedy cenzor wyciął panu z książki życiorys rtm. Pileckiego, to nie mógł pan tego tak zostawić…
Jak ktoś mi czegoś zakazuje, to ja się buntuję. Robiłem więc wszystko, żeby postać Witolda Pileckiego nagłaśniać. Miałem wtedy mnóstwo spotkań w kościołach, salkach katechetycznych. Przy okazji głośno mówiłem, że mi cenzura to zdjęła. Kiedyś zmówiłem się ze Stefanem Melakiem, który słuchał mojego wykładu o Rotmistrzu i on powiedział: „Daj mi to”. Dałem mu więc ten tekst biogramu. Obiecał, że wydrukuje. Zgodziłem się, że będzie to pod moim nazwiskiem. I on to wydrukował w „Wydawnictwie Polskim”. Tak powstała ta broszurka.
Dodam tylko, że gdy się ukrywałem, to słuchałem Wolnej Europy i pisałem książkę o Marszałku Śmigłym-Rydzu. I miałem takie spotkanie już po 1989 r., kiedy szef jednego z wydawnictw zapytał mnie, czy nie znam osoby ukrywającej się pod pseudonimem, brzmiącym jak moje imię i nazwisko i… pokazał mi moją książkę. To było zaskakujące, ale zdążyłem napisać wstęp do jej drugiego, już legalnego, wydania.
Witold Pilecki składający wyjaśnienia podczas procesu przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie w 1948 r.
Nie mogę tutaj nie zapytać o tajemniczą współpracę Marszałka Śmigłego-Rydza z Witoldem Pileckim?
Tak. Kiedy Śmigły-Rydz odchodził z dowództwa Okręgu Korpusu w Wilnie, to oficerowie podarowali mu na Nowogródczyźnie majątek Borówka, niedaleko Sukurcz, gdzie generał osadził swoich teściów Thomasów. Bywał często u nich. Po sąsiedzku umawiali się z Pileckim na polowania i tam Śmigły zaproponował mu współpracę z II Oddziałem Wojska Polskiego, czyli wywiadem wojskowym. Wiadomo, że kilkakrotnie Witold przekraczał przed wojną granicę polsko-sowiecką i musiał mieć do wykonania jakieś określone zadania.
Jakie zadania?
O tym nic nie wiemy. Jest to tylko tak pośrednio zaznaczone i trzeba się dobrze wczytywać, aby wysnuć wnioski. Wszystko wskazuje na to, że Śmigły poznał się na Pileckim jako wartościowym i skutecznym w działaniu człowieku i dawał mu określone zadania. Miał do niego zaufanie i widział, jak ceniła go okoliczna ludność.
Gdzie może być ślad tych tajnych działań wywiadowczych w II RP?
Trzeba przejrzeć materiały II Oddziału. Archiwum wojskowe było zgromadzone w klasztorze w Gdańsku-Oliwie i tam nad nimi pracowali Niemcy. Później przejęli je Sowieci. Mogli część oddać Polakom na zasadzie „coś za coś”. W Londynie mogą być relacje z takiej współpracy. W dokumentach sądowych z procesu Witolda Pileckiego jednak nic na ten temat nie ma, bo śledczy nie wiedzieli o tej działalności. Pilecki też się do tego nie przyznawał. To jest etap z jego życia, o który jeszcze trzeba będzie zawalczyć. Tak jak o uznanie go za Sprawiedliwego wśród Narodów Świata za to, że ujawnił zbrodnie niemieckie na Żydach w Auschwitz.
Grupa Witolda Pileckiego na ławie oskarżonych. Od lewej: Witold Pilecki, Ryszard Jamontt-Krzywicki, Maria Szelągowska, Maksymilian Kaucki, Tadeusz Płużański, Jerzy Nowakowski, Witold Różycki i Makary Sieradzki
Rotmistrz dzielił też po sąsiedzku z Marszałkiem Śmigłym wspólną pasję artystyczną. Obaj malowali, Śmigły był przecież po studiach malarskich. Witold Pilecki pomagał też w aranżacji ogrodu w Borówce.
Mogli rozmawiać wtedy na różne tematy, więc Śmigły zobaczył w nim człowieka, którego doświadczenie warto wykorzystać. Trzeba też to powiedzieć, że w wywiadzie nie awansowano oficerów, bo awanse zdradzały przydział do Dwójki. Chodziło o to, żeby nie odznaczać i nie awansować, więc Pilecki nie dostawał tych odznaczeń, bo one dekonspirowały.
Proces grupy Witolda Pileckiego. W pierwszym rzędzie obrońcy, w drugim oskarżeni. Marzec 1948 r.
Można powiedzieć, że to dzięki cenzurze zajął się pan szerzej rtm. Witoldem Pileckim?
Coś w tym jest. Udało mi się nawiązać kontakt z Józefem Garlińskim, autorem wydanego na zachodzie Oświęcimia walczącego; dostałem też trochę materiałów z Londynu po pierwszym procesie w 1990 r. – tzw. rehabilitacyjnym, który, niestety, dalej pozostawił Witolda Pileckiego winnym. Wtedy zaprzyjaźniłem się z mec. Piotrem Andrzejewskim. Drugi proces zakończył się już inaczej i wykorzystując ten czas, zwróciłem się do Urzędu Ochrony Państwa o możliwość zapoznania się z dokumentami. Był to 1992 albo 1993 rok. Dostałem wówczas 12 tomów akt z zaznaczonymi wybrakowaniami. Tam były też bardzo ciekawe materiały operacyjne. Dostałem wszystko. Brakowało tylko listu premiera Cyrankiewicza, który miał zostać odczytany na procesie w 1948 r., jak wspominała Eleonora Ostrowska. W 1994 r. wyszła moja książka o rtm. Witoldzie Pileckim. Dostawałem wtedy dużo telefonów i listów, dotyczących procesów odpryskowych. Spór miałem z Basią Otwinowską, której kuzyn był wciągnięty w tę siatkę konspiracyjną i zasugerowałem tam, że bezpieka go śledziła i był to jeden z tropów trafienia na ślad Pileckiego przez bezpiekę. Ona się początkowo za to na mnie obruszyła, ale pokazałem Basi to, co miałem w dokumentach i zadzierzgnęła się między nami przyjaźń. W 1995 r. zwróciłem się o ponowny wgląd do tych dokumentów. Dostałem tę możliwość w 1997 r. i okazało się, że pokazano mi nie 12, ale tylko 8 tomów, znacznie chudszych i uporządkowanych. Niektóre teksty były utajnione, przesłonięte bibułką i jak chciałem tam zajrzeć, odchylić bibułkę, to funkcjonariuszka UOP, siedząca obok mnie, groziła mi cofnięciem zgody na korzystanie z akt.
Czego brakowało w tych dokumentach?
Na pewno akt operacyjnych. Dokonano na nowo przeszycia tych akt. To jest połowa lat 90. Pytanie – komu wówczas zależało, aby te akta tak preparować i cenzurować? Główni bohaterowie już wówczas ze sceny zeszli, ale pewne mechanizmy pozostały.
Komu mogły przeszkadzać?
Żył jeszcze Adam Humer i inni śledczy.
Co pan czuł, widząc te wybrakowane materiały historyczne?
Szlag mnie trafiał! To były ważne materiały do opisywania historii. Mówiłem o tym w Senacie, że potrzebny jest dozór w UOP-ie, bo komuś zależy na tym, żeby ginęły tam materiały, w wolnym już przecież państwie.
Jaki był w 1994 r. odbiór pana książki o Witoldzie Pileckim?
Pisałem ją nocami, kradnąc swój sen. To jest coś dla mnie ważnego, że wydawca zadzwonił do mnie, aby przekazać mi egzemplarze autorskie. Umówiłem się z nim na ich odbiór następnego dnia. On mi powiedział, że cały nakład się rozszedł, że zostały tylko te autorskie dla mnie. Po prostu – na pniu. Poznałem tam wtedy też Adama Cyrę, również badacza Auschwitz i m.in. autora naszej wspólnej, wydanej też w angielskim tłumaczeniu, publikacji o rtm. Pileckim.
Teczka zawierająca akta kontrolno-śledcze ze śledztwa przeciwko Witoldowi Pileckiego i jego współpracownikom
A kim jest dla pana Witold Pilecki?
To dla mnie postać święta. To jest tak jak z bohaterem mojej innej książki – o. Anicecie Koplińskim, Niemcu, który został Polakiem. On uznawał tylko dwie kategorie ludzi: tych, co potrzebują i tych, którzy mogą coś dać. Innych nie uznawał. Urocza postać. On podczas przesłuchania miał gestapowca uderzyć w twarz, mówiąc, że z takimi Niemcami nie chce mieć nic wspólnego. Został zamordowany w Auschwitz, prawdopodobnie zmarł z wycieńczenia i został dołączony do grupy ponad stu beatyfikowanych. W połowie lat 90. zeznawałem w procesie beatyfikacyjnym i pamiętam, że na koniec zapytano mnie wprost, czy wśród świeckich widzę kogoś, kogo mógłbym wskazać jako godnego włączenia do procesu beatyfikacyjnego. Odpowiedziałem, że są dwie osoby: gen. August Emil Fieldorf „Nil” i rtm. Witold Pilecki.
O to zapytał kapucyn o. Bartoszewski?
Tak. Przestudiowałem ich życie i zobaczyłem w nich ludzi wyjątkowej prawości.
Notatka służbowa wykazująca brakujące dokumentów z akt śledztwa przeciwko Witoldowi Pileckiemu i jego współpracownikom
Witold Pilecki nie trafił jednak na ołtarze. Dlaczego?
Odpowiem pytaniem: a dlaczego dotąd nie mamy beatyfikowanych zamęczonych przez reżim komunistyczny – przez komunistów i rodzimego chowu popów (pełniących obowiązki Polaków)? W sferze życia kościelnego mamy też coś z poprawności politycznej. Poza tym jest wciąż żywa „czarna legenda” i polityczni łajdacy mogą bezkarnie opluwać ofiarnych żołnierzy Niepodległej. Mimo powrotu polityki godności wciąż mimikra ojkofobii i polityki wstydu jest dominująca. Niestety, dotyczy to też sfery kościelnej. Troska o „zbłąkane owieczki”, by ich nie odtrącać, daje o sobie znać.
Poznał pan też żonę Rotmistrza. Jaka to była kobieta?
Ciepła, dobra; miała nutkę zawodu, że jej mąż nie był tylko dla niej i dzieci, ale nigdy nie słyszałem u niej tej pretensji wypowiedzianej wprost. To można było tylko wysnuć z jej wspomnień.
Notatka służbowa wykazująca brakujące dokumentów z akt śledztwa przeciwko Witoldowi Pileckiemu i jego współpracownikom
Czego, według pana, jeszcze nie wiemy o Witoldzie Pileckim?
Może się pojawić jeszcze wiele wspomnień i relacji. Do rozpoznania są jego kontakty i spotkania z partyzantką leśną.
Warto by było pochylić się jeszcze szerzej nad jego działalnością harcerską; poznać dalsze losy jego podkomendnych z szeregów Krakusów. Ale wrócę jeszcze do jego religijności czy nawet świętości.
Jeżeli ktoś w obliczu śmierci sięga po mistyka średniowiecznego Tomasza à Kempis, wczytując się w jego traktat O naśladowaniu Chrystusa i nakazuje wychowywać w tym duchu dzieci… jest to dla mnie finalny etap życia na poziomie mistycyzmu. Nieważne, jak jego życie było wyboiste, ale ważne, jak odchodził z tego świata. On odchodził w głębokim przekonaniu do sfery nadprzyrodzonej. My to tylko możemy opisać, ale jeśli chodzi o wyznawanie wiary, to jest to człowiek przygotowany na spotkanie z Panem Bogiem. Wie, że się nie uratuje i osiąga najwyższy poziom mistycyzmu w swoim życiu. On w swojej religijności jest skryty, ale jest też męski.
Prof. Wiesław Wysocki na tle X Pawilonu dawnego więzienia na Rakowieckiej 37 w Warszawie
Wiesław Jan Wysocki
prof. zw. dr hab., były pracownik naukowy Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Specjalizuje się w historii XIX i XX w. Pełnił funkcję prodziekana i dziekana Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych UKSW. Zajmuje się edycją źródeł do okresu II Rzeczypospolitej, dziejami duszpasterstwa wojskowego, historią wojskowości, biografistyką, regionalizmem oraz przejawami życia społecznego w sytuacjach granicznych w czasach totalitaryzmu.
Autor ok. 70 książek historycznych, wielu szkiców naukowych, publicystycznych i popularyzatorskich. Działacz antykomunistyczny związany z formacją niepodległościową i ruchem solidarnościowym. Od Instytutu Pamięci Narodowej uzyskał status osoby pokrzywdzonej. W latach 2000-2010 był prezesem Fundacji Poległym i Pomordowanym na Wschodzie. Jest członkiem Zarządu Światowej Rady Badań nad Polonią, Instytutu im. Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, prezesem Instytutu Józefa Piłsudskiego w Warszawie.
Jest honorowym członkiem i wiceprezesem ŚZŻAK oraz honorowym obywatelem m. Łowicza (2007 r.), Sejn (2010 r.) i Warszawy (2020 r.).