9,99 zł
Projektantka mody Sabrina Midhurst i architekt Max Firbank znają się od dziecka. Ich rodzice się przyjaźnią i bardzo chcą, by dzieci się pobrały, lecz Sabrina i Max kłócą się przy każdej okazji i uważają, że zupełnie do siebie nie pasują. Jednak gdy przypadkowo spotykają się w Wenecji i przychodzi im spędzić noc w tym samym pokoju, odkrywają, że przeciwieństwa mogą się przyciągać…
Druga część miniserii
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 157
Melanie Milburne
Noc w Wenecji
Tłumaczenie: Joanna Żywina
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020
Tytuł oryginału: The Venetian One-Night Baby
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2019 by Melanie Milburne
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-4963-8
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Sabrina miała nadzieję, że nie wpadnie na Maxa Firbanka – nie po tamtym pocałunku. Unikanie go było pewnym wyzwaniem, ponieważ był ukochanym dzieckiem chrzestnym jej rodziców i pojawiał się praktycznie na wszystkich rodzinnych uroczystościach. Urodziny, święta, Nowy Rok, przyjęcia i rocznice. Prawdziwa reinkarnacja Marca Darcy’ego z powieści Jane Austen. Przy każdej okazji zadzierał arystokratycznego nosa.
Sabrina uwielbiała go drażnić. Na przyjęciach tańczyła z każdym, kto ją poprosił, rozmawiała, brylowała w towarzystwie niczym prawdziwa lwica salonowa. Gdy Max akurat nie zjawiał się na imprezie, atmosfera na sali była zupełnie inna, ale Sabrina nie chciała przyznać, że miało to z nim cokolwiek wspólnego.
Ten weekend spędzała w Wenecji, gdzie po raz pierwszy prezentowała na targach ślubnych dwa projekty. Tutaj na pewno na niego nie wpadnie – była bezpieczna. To znaczy, powinna być, jeśli recepcjonista odnajdzie jej rezerwację.
Sabrina oparła się o blat recepcji.
– Zapewniam pana, że rezerwacja została zrobiona dwa tygodnie temu.
– Proszę mi przypomnieć, na jakie nazwisko – poprosił młody recepcjonista.
– Midhurst. Sabrina Jane. Rezerwacji dokonała moja asystentka.
– Ma pani może jakąś dokumentację? Może mejl z potwierdzeniem?
Czy Harriet, jej nowa asystentka, przesłała jej mejl? Na pewno miała przy sobie program imprezy, ale czy wydrukowała informacje dotyczące rezerwacji? Zaczęła przetrząsać torebkę, czując rosnącą panikę. W takim stanie nie mogła się pojawić na pierwszych w swojej karierze targach. Dlatego zatrudniła asystentkę – żeby zajęła się tego typu rzeczami. Rezerwowanie lotów i noclegów, zarządzanie kalendarzem, pilnowanie, żeby nie zapomniała o żadnym spotkaniu.
Sabrina wyjęła błyszczyk, notatnik, paszport i telefon i położyła wszystko na blacie; jeszcze trzy długopisy, paczka chusteczek, miętówki i nowiutkie wizytówki. Tampony trzymała w bocznej kieszonce – nie potrzebowała dodatkowych upokorzeń. Jedyne papiery, jakie znalazła, to lista zakupów i paragon z ulubionego sklepu.
Zaczęła pakować rzeczy z powrotem do torebki, ale błyszczyk spadł z lady, potoczył się po podłodze i zatrzymał przy stopie w eleganckim skórzanym bucie.
Wzrok Sabriny powędrował w górę, po nodze właściciela obuwia ubranego w idealnie skrojony grafitowy garnitur, i zatrzymał się w końcu na twarzy Maxa Firbanka.
– Sabrina. – W jego głosie nie było słychać radości z przypadkowego spotkania.
Sabrina uśmiechnęła się kwaśno.
– Miło cię tu widzieć. Nie przypuszczałam, że zainteresują cię targi ślubne.
Jego szarobłękitne oczy błądziły wokół jej ust. Poczuła, że żołądek się jej zaciska. Max zamrugał i schylił się, żeby podnieść jej błyszczyk, wyprostował się i podał jej zgubę; twarz miał nieprzeniknioną.
– Mam spotkanie z klientem w sprawie projektu. Gdy jestem w Wenecji, zawsze zatrzymuję się w tym hotelu.
Sabrina wzięła błyszczyk i wsunęła go do torebki, starając się zignorować prąd, który przeszył jej palce, gdy ich dłonie się zetknęły. Cóż to za dziwny zbieg okoliczności! Dlaczego ze wszystkich hoteli w Wenecji musiał wybrać akurat ten? I to w ten sam weekend? Zmrużyła oczy.
– Rodzice powiedzieli ci, że będę tu w ten weekend?
Jego twarz pozostawała nieporuszona, uniósł tylko lekko brwi.
– Nie. A może moi poinformowali ciebie, że będę w Wenecji?
Sabrina uniosła brodę.
– Wypieram wszystko, co twoi rodzice o tobie mówią, nie wiedziałeś? Wyłączam się i myślę o czym innym, aż zmienią temat. Nudzą mnie opowieści o tym, jaki jesteś wspaniały.
Jego usta drgnęły lekko, może nawet można to było uznać za uśmiech?
– Będę pamiętać, gdy twoi rodzice zaczną mi opowiadać o tobie.
Sabrina odgarnęła kosmyk włosów z twarzy. Dlaczego musiała wyglądać okropnie za każdym razem, gdy go spotykała? Starała się nie patrzeć na jego usta i nie odrywała wzroku od jego oczu. Czy myślał teraz o ich pocałunku? Namiętność była najwspanialszym doznaniem. Czy pamiętał, jak smakowały jej usta? Czy nocami fantazjował o tym, by znów ją pocałować?
I nie tylko pocałować, ale…
– Signorina? – recepcjonista wyrwał Sabrinę z zamyślenia. – Nie mamy żadnej rezerwacji na nazwisko Midhurst. Może chodziło o inny hotel?
Sabrina z trudem powstrzymała rosnącą frustrację.
– Nie. Prosiłam asystentkę, żeby zrobiła rezerwację w tym hotelu. Tutaj odbywa się pokaz mody, więc muszę się tu zatrzymać.
– W czym problem? – zapytał Max ze spokojem.
Sabrina odwróciła się do niego.
– Mam nową asystentkę i chyba pomyliła hotele albo rezerwacja nie przeszła. – przygryzła wargę, starając się nie panikować.
– Mogę panią wpisać na listę oczekujących, ale o tej porze roku mamy duże obłożenie, więc niczego nie gwarantuję.
Sabrina zaczęła obgryzać paznokieć – nie dbała o manicure, musiała się jakoś uspokoić. Chciała mieć to już za sobą, ale co zrobi, jeśli w żadnym hotelu nie będzie wolnych pokoi? Musiała być jak najbliżej miejsca, gdzie odbywały się targi – dwie suknie jej projektu brały udział w pokazie. Zaprezentowanie się na międzynarodowym wydarzeniu było przełomem w jej karierze. Nie mogła tego zepsuć.
– Panna Midhurst dołączy do mnie – powiedział Max. – Proszę poprosić o zaniesienie bagaży do mojego pokoju. Dziękuję.
– Słucham? – Sabrina popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
Max podał jej kartę do pokoju, jego twarz nadal była nieprzenikniona.
– Zameldowałem się dziś rano. W apartamencie są dwa łóżka, a ja potrzebuję tylko jednego.
Max i łóżko w jednym zdaniu – nie chciała nawet o tym myśleć. Przez ostatnie trzy tygodnie wciąż wyobrażała sobie ich razem w łóżku, splątanych w miłosnym uniesieniu. Max był dzieckiem chrzestnym jej rodziców, a gdy sześć lat później na świat przyszła Sabrina, rodzice Maxa zostali jej chrzestnymi. Wszyscy stwierdzili, że dzieciaki są dla siebie stworzone. Obie rodziny marzyły, że kiedyś się w sobie zakochają, pobiorą i będą mieć piękne dzieci.
Jakby na przekór wszystkim, Sabrina nigdy nie dogadywała się z Maxem. Uważała go za aroganckiego, zadzierającego nosa gbura, a on również nie krył się ze swoją niechęcią w stosunku do niej… Dlatego nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego ją pocałował…
Ale oczywiście nie zamierzała teraz o tym myśleć.
Spojrzała na wiszący nad recepcją zegar i znów poczuła skurcz paniki. Musiała się wykąpać, przebrać i przygotować. Pozbierać myśli. Nie mogła pojawić się na targach spocona i zdenerwowana.
Ich dłonie się spotkały, gdy brała od niego klucz; przeszedł ją dreszcz.
– Może sprawdzę, czy uda mi się znaleźć pokój w innym hotelu…
– O której zaczynają się targi?
– O osiemnastej trzydzieści jest przyjęcie.
Max zaprowadził ją do windy.
– Odprowadzę cię, potem spotykam się z klientem na drinka.
Wsiedli do eleganckiej windy, a drzwi zamknęły się za nimi cicho. Jego odbicie migotało w lustrach pod każdym kątem – wysoka, szczupła, atletyczna sylwetka, elegancko przystrzyżone brązowe włosy, szare oczy, niczym burzowe chmury ocienione gęstymi rzęsami. Elegancko zarysowane kości policzkowe sprawiały, że jego twarz wyglądała bardzo szlachetnie – zdecydowanie zbyt pociągającego. Arystokratyczny nos i pięknie wykrojone usta, mały dołek w brodzie i kwadratowa szczęka dodawały mu arogancji, podkreślając skłonności do uporu.
– Ten klient jest może kobietą? – pytanie wyrwało jej się, zanim zdążyła pomyśleć i ugryźć się w język.
– Tak. – Krótka odpowiedź miała jej dać do zrozumienia, żeby nie wtykała nosa w nie swoje sprawy.
Sabrinę zawsze intrygowało jego życie miłosne. Sześć lat temu jego narzeczona Lydia porzuciła go tuż przed ślubem. Nigdy nie wspominał, dlaczego odwołała ślub, ale Sabrina słyszała plotki, że Lydia chciała mieć dzieci, a on nie. Max nie był zbyt wylewny i nie chwalił się publicznie kochankami, ale wiedziała, że je miewał. Miał trzydzieści cztery lata, był zdrowym, dojrzałym mężczyzną – sama miała okazję zaznać namiastki jego potencjału, gdy jednym pocałunkiem doprowadził ją do szaleństwa. Jeszcze się nie pozbierała po tamtym zdarzeniu i nie była pewna, czy kiedykolwiek jej się to uda.
Winda się zatrzymała i Max przepuścił ją w drzwiach. Przeszła obok niego i odetchnęła głęboko, czując ostry, cytrusowy zapach jego wody kolońskiej – cytryna, limonka i coś jeszcze, coś tajemniczego, nieokreślonego, zupełnie jak on sam.
Poprowadził ją korytarzem w kierunku apartamentu, z którego rozciągał się widok na Grand Canal. Sabrina weszła do środka i, ignorując olbrzymie podwójne łoże, podeszła prosto do okna. Widok zapierał dech w piersi. Nawet gdyby udało jej się zarezerwować tu pokój, nigdy nie mogłaby sobie pozwolić na tak drogi apartament.
– Wow… – westchnęła. – Wenecja nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. To światło, kolory, historia…
Odwróciła się, nadal starając się omijać wzrokiem łóżko, które zdawało się wypełniać cały pokój. Jego twarz wciąż była nieprzenikniona, ale miała wrażenie, że jest spięty.
– Hm… – odchrząknęła. – Byłabym wdzięczna, gdybyś nie wspominał o tym nikomu.
– O tym? – Uniósł drwiąco brew, a jej policzki zaczęły płonąć.
– Że dzielę z tobą pokój.
– Nawet by mi to nie przyszło do głowy.
– Gdyby rodzice się dowiedzieli, mogliby pomyśleć, że my…
– Ależ to bzdura – uciął ostro. Było to jak policzek wymierzony prosto w jej ego.
Ktoś zapukał do drzwi. Max poszedł otworzyć i odsunął się, żeby wpuścić boya hotelowego, który przyniósł bagaże Sabriny. Dał mu napiwek i zamknął drzwi, po czym odwrócił się i spojrzał na nią.
– Nawet o tym nie myśl.
Sabrina uniosła brwi z niedowierzaniem.
– Myślisz, że mi się podobasz? Możesz pomarzyć, kolego.
Jego usta drgnęły lekko, układając się w coś na kształt uśmiechu.
– Mogłem cię mieć tamtej nocy trzy tygodnie temu. Dobrze o tym wiesz.
– Mieć mnie? Tamten pocałunek… po prostu się zdarzył, nic wielkiego. Poza tym podrapałeś mnie zarostem, przez tydzień musiałam się pudrować.
Spojrzał na jej usta, jakby wspominając ich wybuch namiętności. Odetchnął i przeczesał palcami gęste włosy, marszcząc czoło.
– Przepraszam. Nie chciałem ci sprawić przykrości. – W jego głosie była jakaś głęboka, smutna nuta, której nigdy wcześniej nie słyszała.
Sabrina skrzyżowała ramiona na piersi. Nie była gotowa mu przebaczyć. Ani sobie – że poddała mu się z taką namiętnością. Nie chciała przyznać, jak jej się to podobało, jak go zachęcała, chwytając za koszulę i przyciągając do siebie. Dlaczego to zrobiła? Nie była też gotowa przyznać, jak bardzo chciała go znów pocałować.
– Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby „mnie mieć”.
Samo wypowiedzenie tych słów sprawiło, że poczuła rosnące podniecenie. Do diabła z nim! Nie mogła jednak przestać o tym myśleć. Jej życie erotyczne praktycznie nie istniało. W ciągu ostatnich kilku lat seksualnych uniesień doświadczała jedynie w pojedynkę, a i tu nie było szczególnych fajerwerków. Miała nadzieję, że spotka w końcu mężczyznę, który pomoże jej się uporać z problemami z bliskością, ale jak na razie bez powodzenia. Jej relacje kończyły się zwykle po dwóch lub trzech randkach, gdy dochodziła do wniosku, że nie jest w stanie iść z tym mężczyzną do łóżka. Jej pierwsze i jedyne seksualne doświadczenie – miała wtedy osiemnaście lat; czy naprawdę było to aż dziesięć lat temu? – zakończyło się wielkim rozczarowaniem, które bardzo zachwiało jej pewnością siebie i nie miała ochoty tego powtarzać.
– To dobrze, ponieważ i tak nic z tego nie będzie – odparł Max.
Sabrina uniosła brodę.
– To ty mnie pocałowałeś. Odwzajemniłam pocałunek tylko dlatego, że mnie zaskoczyłeś. – To było kłamstwo, do którego nie zamierzała się przyznać nawet przed sobą. Całe jej ciało błagało go tamtej nocy o więcej. Nawet jęknęła z rozkoszy, gdy jego usta i język pieściły jej wargi. Matko! Jak się z tego otrząsnąć?
W jego oczach lśniło coś, czego nie potrafiła zrozumieć. Tłumiona złość, pożądanie, a może oba te uczucia?
– Na tamtej imprezie ciągle mi dogryzałaś, a gdy odwoziłem cię do domu, wyraźnie chciałaś się ze mną pokłócić.
– No i? Zawsze się kłócimy, ale to nie oznacza, że chcę się z tobą całować.
Spojrzał jej prosto w oczy; zmiękły jej kolana.
– Czy teraz też się kłócimy? – W jego głosie było coś aksamitnego, co rozbudzało wszystkie jej zmysły.
Sabrina odsunęła się lekko i położyła dłoń na szyi; serce łomotało jej jak oszalałe, niczym ptak schwytany w sidła.
– Muszę się przygotować na przyjęcie… – Dlaczego głos musiał jej zadrżeć? Zdradziła się ze swoim zdenerwowaniem.
Max roześmiał się lekko.
– Twoja cnota jest bezpieczna, Sabrino. – Ruszył w kierunku drzwi, po czym zatrzymał się i znów na nią spojrzał. – Nie czekaj na mnie. Wrócę późno.
Sabrina spojrzała na niego wyniośle.
– Musisz się zająć klientem, tak?
Wyszedł bez słowa, pozostawiając ją z bolesną zadrą w sercu.
Max zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko. Dlaczego musiał się bawić w księcia na białym koniu? To nie jego sprawa, że nie potrafiła zarezerwować głupiego pokoju w hotelu. Na pewno by coś znalazła. Ale nie, on musiał się wtrącić i postąpić przyzwoicie – choć jego uczucia względem Sabriny z przyzwoitością nie miały nic wspólnego, zwłaszcza po tamtym pocałunku. Nie pamiętał nawet, z iloma kobietami się całował. Nie był kobieciarzem, ale lubił seks i to uczucie fizycznego relaksu, które potem następowało.
O ich pocałunku jednak nie mógł zapomnieć.
Zwykle starał się unikać Sabriny. Wolał nie rozbudzać chorych fantazji, zarówno swoich, jak i jej rodziców, którzy wciąż mieli nadzieję, że Sabrina i Max będą kiedyś razem. Spotykał się z kobietami, które sam sobie wybierał, i zawsze stawiał sprawy jasno – seks bez zobowiązań.
Sabrina nie wchodziła w rachubę, ponieważ szukała tego jedynego. Czekała, aż odpowiedni mężczyzna zawróci jej w głowie, wybuduje dom, zasadzi drzewo i obdarzy pięknym potomstwem. Max nie miał nic przeciwko małżeństwu, ale sam nie miał już na to ochoty. Sześć lat temu narzeczona porzuciła go tuż przed ślubem, informując, że zakochała się w kimś innym, kto chciał mieć z nią dzieci. Max nie zamierzał. Wcześniej Lydia twierdziła, że jej to nie przeszkadza i szanuje jego decyzję. Myślał, że wszystko w ich związku gra, a gdy z nim zerwała, był raczej poirytowany niż zrozpaczony – wyprowadził go z równowagi fakt, że nie zorientował się, co się święci.
To była cenna lekcja; nie zamierzał popełniać ponownie tego błędu. Dłuższe związki nie są dla niego. Nie lubił zobowiązań i odpowiedzialności z tym związanych. Wiedział, że w przypadku niektórych małżeństwo się sprawdza – jego rodzice i rodzice Sabriny żyli w szczęśliwych związkach, które wiele przeszły i przetrwały. Dotyczyło to zwłaszcza rodziców Maxa – śmierć jego czteromiesięcznego brata Daniela mocno nimi wstrząsnęła.
Max miał wtedy siedem lat i rodzice robili wszystko, żeby ochronić go przed tragedią, ale nie potrafił pozbyć się poczucia winy. Choć lekarz stwierdził nagłą śmierć łóżeczkową, Max nie mógł przestać myśleć o tym, że jako ostatni widział brata żywego. Nie było dnia, żeby nie wspominał Daniela.
Wyszedł z hotelu i ruszył wzdłuż Canale Grande, nie zważając na tłumy turystów, którzy zalewali Wenecję o tej porze roku. Gdy myślał o Danielu, poczucie winy niczym natrętny szkodnik wwiercało się w jego umysł. Czy mógł coś zrobić, żeby ocalić brata? Dlaczego nic nie zauważył? Może powinien dokładniej sprawdzić? Zdążył już przywyknąć do wyrzutów sumienia, które praktycznie nigdy go nie opuszczały. Prawie się przyzwyczaił do palącej goryczy, która go zalewała, gdy tylko widział małe dziecko. Prawie.
Max zszedł z drogi roześmianej parze, która szła ramię w ramię, ubrana w weneckie maski, kupione prawdopodobnie u jednego z handlarzy stojących wzdłuż kanału. Dlaczego nie pomyślał, żeby poszukać dla Sabriny pokoju w innym hotelu? Przecież było go na to stać. Jako architekt o światowej renomie zarabiał krocie, a wiedział, że Sabrinie się nie przelewa – rozwijała własną markę sukien ślubnych i musiała się liczyć z groszem, uparcie odrzucając jakąkolwiek pomoc rodziców – dobrze sytuowanych lekarzy, którzy nie ukrywali, że woleliby, aby córka skończyła medycynę, idąc w ślady dwóch starszych braci.
A może chciał, żeby się zatrzymała w jego pokoju? Czy instynktownie skorzystał z okazji, żeby mieć ją blisko i znów pocałować? Albo coś więcej?
Max odsunął do siebie tę myśl; nagle wydała mu się bardzo niebezpieczna. Tak jak Sabrina, która była niebezpiecznie atrakcyjna – przy niej myślał tylko o jednym. Gdy się z nim droczyła, krew zaczynała mu szybciej krążyć w żyłach. Jej chabrowe oczy migotały, nie mógł oderwać wzroku od jej miękkich ust, a jej uszczypliwe uwagi sprawiały, że czuł, że naprawdę żyje.
Nie! Musi przestać myśleć o Sabrinie w ten sposób. Musi się trzymać na dystans. To nie byłby seks bez zobowiązań. Nie była tego typu dziewczyną. Do tego była wymarzoną synową – idealną partnerką, pokrewną duszą czy coś takiego. Zwykle cenił sobie zdanie rodziców, ale tu się mylili. Sabrina była spontaniczna, kreatywna i roztrzepana. On natomiast był praktyczny, odpowiedzialny i zorganizowany, żeby nie powiedzieć pedantyczny. Kto mógłby uznać, że stanowiliby dobraną parę? To szaleństwo. Po kilku wspólnie spędzonych minutach zaczynała doprowadzać go do szaleństwa.
Jak w takim razie przetrwa z nią cały weekend?
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej