32,00 zł
W książce Nowe metody w psychoanalizie Karen Horney, niemiecka psychoanalityczka i psychiatra, jedna z najpopularniejszych przedstawicielek koncepcji psychodynamicznych, kwestionuje tradycyjne założenia Freuda, szczególnie jego biologiczne podejście do różnic płciowych. Horney przedstawia alternatywę skoncentrowaną na wpływie środowiska i kultury, podkreślając znaczenie społecznych i psychologicznych uwarunkowań w rozwoju osobowości i neuroz.
Nowe metody w psychoanalizie to nie tylko krytyka, ale również inspiracja do poszukiwania nowych dróg w zrozumieniu ludzkiej psychiki, szczególnie w kontekście ról płciowych i relacji międzyludzkich.
Karen Horney odkrywała nowe drogi nie tylko w psychoanalizie. Cała jej biografia o tym świadczy. Była kobietą bardzo odważną, niezależną i dociekliwą. Można powiedzieć, że zarówno poglądami, jak i stylem życia wyprzedzała swoją epokę co najmniej o dwa pokolenia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Moje pragnienie krytycznego przewartościowania teorii psychoanalitycznych zrodziło się z niezadowolenia z wyników terapii. Zauważyłam, że niemal każdy nasz pacjent miał problemy, których nie byliśmy w stanie rozwiązać na podstawie naszej dotychczasowej wiedzy psychoanalitycznej.
Początkowo, zapewne jak większość psychoanalityków, przypisywałam niepewność rezultatów swojemu brakowi doświadczenia, niezdolności zrozumienia lub własnemu zaślepieniu. Pamiętam, jak zadręczałam bardziej doświadczonych kolegów pytaniami, co Freud lub oni sami rozumieją przez „ego”, dlaczego sadystyczne impulsy są powiązane z „libido analnym” i dlaczego tak wiele różnych skłonności uważa się za przejaw ukrytego homoseksualizmu – nie uzyskałam jednak odpowiedzi, które wydawałyby mi się satysfakcjonujące.
Pierwszych wątpliwości co do słuszności teorii psychoanalitycznych nabrałam po lekturze koncepcji psychologii kobiecej Freuda. Wątpliwości te nasiliła jeszcze jego hipoteza popędu śmierci. Minęło jednak wiele lat, zanim zaczęłam rozważać teorie psychoanalityczne w sposób krytyczny.
Jak pokażę na kartach tej książki, system teoretyczny, które Freud stopniowo rozwijał, jest tak spójny, że gdy raz się go przyswoi, trudno jest prowadzić obserwacje nieobciążone tym sposobem myślenia. Tylko poprzez rozpoznanie spornych przesłanek, na których opiera się ten system, można dostrzec wyraźniej źródła błędów zawartych w poszczególnych teoriach. Z całą szczerością stwierdzam, że uważam się za osobę upoważnioną do wyrażenia krytyki zawartej w tej książce, ponieważ konsekwentnie stosowałam teorie Freuda przez ponad piętnaście lat.
Opór, jaki wielu psychiatrów, podobnie jak osób niezajmujących się zawodowo psychologią, odczuwa wobec psychoanalizy ortodoksyjnej ma źródła nie tylko w emocjach, jak się uważa, ale także w dyskusyjnym charakterze wielu teorii. Całkowite odrzucenie psychoanalizy, do którego często posuwają się jej krytycy, jest godne ubolewania, ponieważ prowadzi do odrzucenia razem z tym co wątpliwe, również tego, co ważne, co w rezultacie uniemożliwia uznanie tego, co psychoanaliza ma do zaoferowania. Odkryłam, że im bardziej krytycznie podchodziłam do wielu teorii psychoanalitycznych, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z konstruktywnej wartości fundamentalnych odkryć Freuda i tym więcej otwierało się przede mną możliwości zrozumienia problemów psychologicznych.
Dlatego celem tej książki nie jest wskazanie tego, co w psychoanalizie jest złe, lecz umożliwienie pełnego rozwoju jej potencjalnych możliwości poprzez wyeliminowanie elementów dyskusyjnych. W wyniku zarówno teoretycznych rozważań, jak i doświadczenia praktycznego jestem zdania, że zakres problemów, które można zrozumieć, znacznie się zwiększy, jeśli uwolnimy się od pewnych historycznie uwarunkowanych przesłanek teoretycznych i odrzucimy wyrosłe z nich koncepcje.
Mówiąc krótko, jestem przekonana, że psychoanaliza powinna pokonać ograniczenia wynikłe z tego, że jest psychologią popędów i psychologią genetyki. Jeśli chodzi o tę ostatnią, Freud ma skłonność do postrzegania późniejszych osobliwości jako niemal bezpośrednich powtórzeń dziecięcych popędów lub reakcji; dlatego oczekuje, że te późniejsze zaburzenia znikną, jeśli wyjaśni się leżące u ich podstaw doświadczenia z dzieciństwa. Jeśli jednak zrezygnujemy z tego jednostronnego nacisku na genezę, zdamy sobie sprawę, że związek między późniejszymi cechami a wcześniejszymi doświadczeniami jest bardziej skomplikowany niż zakłada Freud: nie istnieje nic takiego, jak odosobnione powtórzenie odosobnionego doświadczenia, lecz ogół dziecięcych doświadczeń składa się na całość, tworząc określoną strukturę osobowości, z której właśnie biorą się późniejsze trudności. Na pierwszy plan zatem wysuwa się analiza obecnej struktury charakteru.
Co się zaś tyczy popędowego ukierunkowania psychoanalizy: kiedy skłonności charakteru nie wyjaśnia się jako ostatecznego skutku instynktownych popędów, modyfikowanych jedynie przez środowisko, cały nacisk kładzie się na warunki życia kształtujące charakter i musimy na nowo szukać czynników środowiskowych odpowiedzialnych za powstawanie konfliktów neurotycznych; w ten sposób zaburzenia relacji międzyludzkich stają się decydującym czynnikiem w powstawaniu nerwic. Dominacja orientacji socjologicznej zajmuje wówczas miejsce dominacji orientacji anatomiczno-fizjologicznej. Kiedy odejdzie się od jednostronnego rozważania zasady przyjemności zawartej w teorii libido, ważniejsze staje się dążenie do bezpieczeństwa, a rola lęku w wywoływaniu tego dążenia pojawia się w nowym świetle. Istotnym czynnikiem w genezie nerwic nie jest więc ani kompleks Edypa, ani żaden rodzaj dziecięcych dążeń do przyjemności, ale wszystkie te niekorzystne doświadczenia, które sprawiają, że dziecko czuje się bezradne i bezbronne, a świat postrzega jako potencjalnie groźny. Strach przed potencjalnymi niebezpieczeństwami sprawia, że dziecko musi rozwinąć w sobie pewne „neurotyczne tendencje”, które pozwolą mu w miarę bezpiecznie mierzyć się ze światem. Widziane w tym świetle tendencje narcystyczne, masochistyczne czy perfekcjonistyczne nie są pochodnymi sił popędowych, lecz reprezentują przede wszystkim indywidualną próbę znalezienia drogi w dziczy najeżonej niebezpieczeństwami. Przejawiający się w nerwicach lęk nie jest zatem wyrazem strachu „ego” przed atakiem przytłaczających popędów instynktownych lub przed karą wymierzoną przez hipotetyczne „superego”, ale skutkiem niewydolności określonych mechanizmów obronnych.
Wpływ tej zasadniczej zmiany sposobu widzenia poszczególnych koncepcji psychoanalitycznych zostanie omówiony w kolejnych rozdziałach. Tutaj wystarczy wskazać na kilka ogólnych następstw.
Problemy seksualne, choć niekiedy mogą dominować w obrazie objawów, nie są już traktowane jako dynamiczne centrum nerwicy. Trudności seksualne są raczej skutkiem niż przyczyną neurotycznej struktury charakteru.
Zarazem zyskują na znaczeniu problemy moralne. Przyjmowanie za dobrą monetę tych problemów moralnych, z którymi pozornie zmaga się pacjent („superego”, neurotyczne poczucie winy) wydaje się prowadzić w ślepą uliczkę. Są to problemy pseudomoralne i jako takie muszą zostać zdemaskowane. Koniecznie jednak trzeba pacjentowi pomóc stawić czoło prawdziwym problemom moralnym, które występują w każdej nerwicy i ustosunkować się do nich.
I wreszcie, gdy nie traktuje się już „ego” jako organu jedynie zaspokajającego lub powstrzymującego instynktowne popędy, właściwą rangę odzyskują takie ludzkie właściwości, jak siła woli, rozsądek i odpowiedzialność. Opisywane przez Freuda „ego” staje się być fenomenem nie uniwersalnym, a neurotycznym. Wypaczenie spontanicznej indywidualnej jaźni trzeba zatem uznać za najważniejszy czynnik genezy i rozwoju nerwicy.
Nerwice są zatem szczególnym sposobem walki o byt w trudnych warunkach. Ich istotą są zaburzenia stosunku do siebie i innych osób oraz zrodzone z tego konflikty. Przesunięcie akcentu na czynniki uznawane za istotne w nerwicach znacznie poszerza zadania terapii psychoanalitycznej. Celem terapii nie jest zatem pomoc pacjentowi w zapanowaniu nad jego popędami, ale takie zmniejszenie jego lęku, aby mógł on uwolnić się od swoich „neurotycznych skłonności”. Poza tym celem pojawia się zupełnie nowy cel terapeutyczny, którym jest przywrócenie pacjenta jemu samemu, pomoc w odzyskaniu spontaniczności i odnalezieniu punktu oparcia w samym sobie.
Mówi się, że z pisania książki największą korzyść odnosi pisarz. Wiem, że ja wiele zyskałam w czasie pisania swojej. Konieczność formułowania myśli bardzo mi pomogła je wyklarować. Trudno zawczasu powiedzieć, czy inni też z niej skorzystają. Przypuszczam, że wielu psychoanalityków i psychiatrów również doświadczyło podobnych wątpliwości co do słuszności wielu kwestii teoretycznych. Nie oczekuję, że w całości zaakceptują moje stwierdzenia, ponieważ nie są one ani kompletne, ani ostateczne. Nie mają też być początkiem nowej „szkoły” psychoanalitycznej. Mam jednak nadzieję, że są one wystarczająco klarownie przedstawione, aby inni mogli sami sprawdzić ich słuszność. Mam również nadzieję, że osoby poważnie zainteresowane zastosowaniem psychoanalizy w wychowaniu, pracy społecznej czy antropologii uznają je za pomocne dla wyjaśnienia problemów, z którymi mają do czynienia. Na zakończenie wyrażam też nadzieję, że dzięki przedstawionym przeze mnie rozważaniom te osoby – zarówno spośród nieprofesjonalistów, jak i psychiatrów – które skłaniały się od odrzucania psychoanalizy jako konstrukcji zaskakujących, ale nieuzasadnionych założeń, zyskają nowy ogląd psychoanalizy jako nauki o przyczynach i skutkach oraz jako twórcze narzędzie o wyjątkowej wartości dla zrozumienia siebie samych i innych.
W czasie, gdy moje wątpliwości co do słuszności teorii psychoanalitycznych były jeszcze dość nieokreślone, dwóch kolegów zachęcało mnie i inspirowało do pracy: Harald Schultz-Hencke i Wilhelm Reich. Schultz-Hencke kwestionował terapeutyczną wartość dziecięcych wspomnień i podkreślał konieczność analizowania przede wszystkim aktualnej sytuacji konfliktowej. Reich, choć w tamtym czasie pochłonięty teorią libido, wskazywał na konieczność analizowania w pierwszej kolejności obronnych skłonności charakteru wytworzonych przez neurotyka.
Inne wpływy na rozwój mojej krytycznej postawy były bardziej ogólne. Wyjaśnienie mi pewnych koncepcji filozoficznych przez Maxa Horkheima pomogło mi zrozumieć myślowe przesłanki teorii Freuda. Większa wolność od dogmatycznego myślenia, jaką znalazłam w tym kraju (tj. w Stanach Zjednoczonych) zdjęła ze mnie obowiązek traktowania teorii psychoanalitycznych jako twierdzeń niekwestionowanych i dała mi odwagę podążania w kierunku, które uznałam za słuszny. Co więcej, poznanie kultury, która pod wieloma względami różni się od europejskiej, uświadomiło mi, że wiele konfliktów neurotycznych zdeterminowanych jest przez uwarunkowania kulturowe. Moją wiedzę w tym zakresie poszerzyła znajomość prac Ericha Fromma, który w serii artykułów i wykładów skrytykował brak kulturowego uwarunkowania w pracach Freuda. Fromm umożliwił mi również nowe spojrzenie na wiele problemów psychologii jednostki, jak na przykład fundamentalne znaczenie, jakie utrata poczucia samego siebie ma w nerwicy. Żałuję, że kiedy pisałam tę książkę, nie ukazała się jeszcze drukiem jego systematyczna prezentacja roli czynników społecznych w psychologii, przez co nie mogę go zacytować w wielu miejscach, w których chciałbym to zrobić.
Korzystam z okazji, by wyrazić swoją wdzięczność Elizabeth Todd, która zredagowała tekst i była mi bardzo pomocna zarówno dzięki konstruktywnej krytyce, jak i sugestiom dotyczącym bardziej przejrzystej organizacji materiału. Podziękowania należą się również mojej sekretarce, Marie Levy, której niestrudzona praca i błyskotliwy umysł służyły mi nieocenioną pomocą. Czuję się również dłużniczką Alice Schulz, która pomogła mi lepiej zrozumieć język angielski.
ROZDZIAŁ I
Zdania na temat tego, jakie są podstawowe zasady psychologii Freuda, są podzielone. Czy jest to próba uczynienia z psychologii nauki przyrodniczej, czy próba przypisania naszych uczuć i dążeń źródłom „popędowym”? Czy jest to rozszerzenie pojęcia seksualności, które spotkało się z tak wielkim oburzeniem moralnym? Czy jest to przekonanie o generalnym znaczeniu kompleksu Edypa? Czy może założenie, że osobowość dzieli się na „id”, „ego” i „superego”? Czy jest to koncepcja o powtarzających się w ciągu życia wzorcach ukształtowanych w dzieciństwie i oczekiwaniu wyleczenia poprzez ponowne przeżycie wczesnych doświadczeń?
Nie ulega wątpliwości, że wszystkie te elementy są ważnymi składnikami psychologii Freuda. Jednak od subiektywnego wartościowania zależy, czy zostanie im przypisane centralne miejsce w całym systemie, czy też uzna się je za drugorzędne rozważania teoretyczne. Jak wykażę w dalszej części, wszystkie te teorie podlegają krytyce i powinny być traktowane raczej jako historyczny balast, jaki niesie ze sobą psychoanaliza, niż jako jej istota.
Jakie są zatem konstruktywne i – jeśli mogę zaryzykować przewidywanie dalszego rozwoju – nieprzemijające wartości, które Freud wniósł do psychologii i psychiatrii? Ujmując rzecz nader ogólnikowo: od czasu fundamentalnych odkryć Freuda nie dokonano niczego istotnego w dziedzinie psychologii i psychoterapii, co nie wykorzystywałoby tych odkryć jako pożywki dla obserwacji i przemyśleń; gdy zostały one odrzucone, wartość nowych odkryć zmalała.
Jedną z trudności w prezentowaniu podstawowych pojęć jest to, że częstokroć są one uwikłane w dyskusyjne doktryny. Aby ukazać istotną treść tych pojęć, należy pozbawić je pewnych teoretycznych implikacji. Z tego powodu to, co może wyglądać na popularyzatorską prezentację, jest celową próbą wyjaśnienia elementarnych zasad.
Za najbardziej fundamentalne i znaczące z odkryć Freuda uważam jego teorie mówiące o tym, że procesy psychiczne są ściśle zdeterminowane, że działania i uczucia mogą być determinowane przez nieświadome motywy oraz że kierujące nami motywy to siły emocjonalne. Ponieważ koncepcje te są wzajemnie powiązane, można zacząć mniej lub bardziej arbitralnie od dowolnej z nich. Wydaje mi się jednak, że na pierwsze miejsce zasługuje koncepcja nieświadomej motywacji, jeśli zostanie potraktowana poważnie. Należy ona do tych teorii, które są powszechnie akceptowane, ale których konsekwencji często nie rozumie się do końca. Prawdopodobnie trudno jest ją zrozumieć każdemu, kto nie doświadczył odkrycia w sobie postaw lub celów, których siły wcześniej sobie nie uświadamiał.
Krytycy psychoanalizy twierdzą, że w rzeczywistości nigdy nie odkrywamy materiału, którego pacjent byłby całkowicie nieświadomy, że w istocie czuje on jego istnienie, a tylko nie wie, jak bardzo wpływa on na jego życie. Aby wyjaśnić tę kwestię, przypomnijmy sobie, co tak naprawdę się dzieje, gdy ujawniona zostanie jakaś dotychczas nieuświadomiona postawa. Posłużmy się typowym przykładem: na podstawie obserwacji dokonanych w czasie spotkań z pacjentem, mówi się mu, że robi wrażenie osoby, która nie może popełniać błędów, zawsze musi mieć rację i wiedzieć wszystko lepiej niż wszyscy inni, i że te swoje skłonności ukrywa pod przykrywką racjonalnego sceptycyzmu. Kiedy pacjent uświadamia sobie, że ta sugestia może być trafna, być może zda sobie sprawę, że podczas lektury kryminałów ekscytuje go nieomylność obserwacji i wniosków detektywa, że w szkole średniej był bardzo ambitny, że nigdy nie jest dobry w dyskusji i że łatwo ulega opiniom innych, ale może godzinami rozmyślać o rzeczach, które powinien był powiedzieć, że raz, po błędnym odczytaniu rozkładu zajęć był bardzo zdenerwowany, że zawsze odczuwa opór przed powiedzeniem lub napisaniem czegoś, co może budzić wątpliwości, a zatem nie jest tak produktywny, jak mógłby być, że jest wrażliwy na każdą formę krytyki, że często wątpi we własną inteligencję, że cierpi nieludzko, gdy nie jest w stanie od razu pojąć sztuczek pokazywanych przez magika.
Czego zatem pacjent był świadomy, a czego nie? Czasami uświadamiał sobie, jak bardzo ważne jest dla niego, aby „mieć rację”, lecz w żadnym stopniu nie był świadomy wpływu tej postawy na swoje życie. Uważał to za nieistotną osobliwość. Nie zdawał sobie również sprawy z tego, że niektóre z jego ważnych reakcji i zahamowań były w jakiś sposób z tym powiązane. Nie wiedział też, oczywiście, dlaczego zawsze musi mieć rację. Oznacza to, że pacjent nie jest świadom wszystkich czynników ważnych w tym względzie.
Zastrzeżenia dotyczące koncepcji nieświadomego motywu są wygłaszane ze zbyt formalistycznego punktu widzenia. Świadomość zajmowanej postawy obejmuje nie tylko wiedzę o jej istnieniu, ale także wiedzę o jej sile i wpływie oraz wiedzę o jej konsekwencjach i funkcjach, które pełni. Jeśli tej wiedzy brakuje, oznacza to, że postawa jest nieświadoma, nawet jeśli czasami przebłyski wiedzy docierały do świadomości. Kolejne zastrzeżenie, że nigdy nie odkrywamy żadnych prawdziwie nieświadomych skłonności, jest w wielu przypadkach sprzeczne z faktami. Weźmy przykład pacjenta, którego świadoma postawa wobec innych jest taka, że lubi ich wszystkich bezkrytycznie. Nasze stwierdzenie, że w istocie rzeczy on ich nie lubi, a jedynie czuje się w obowiązku ich lubić, może trafiać w samo sedno; ma poczucie, że zawsze był tego niejasno świadom, ale nie miał odwagi się do tego przyznać. Nawet kolejna sugestia, że jego dominującym uczuciem wobec innych jest pogarda, może nie być dla niego całkowicie nowym odkryciem; wiedział, że czasami gardzi innymi, ale nie zdawał sobie sprawy z głębi i siły tych uczuć. Ale nasze następne stwierdzenie, że jego pogarda wobec innych jest konsekwencją jego skłonności do lekceważenia ludzi może wydać mu się całkowicie nowa.
Znaczenie koncepcji Freuda nieuświadomionej motywacji nie polega na stwierdzeniu, że nieświadome procesy istnieją, ale na dwóch szczególnych aspektach tej teorii. Pierwszy z nich polega na tym, że wypieranie dążeń ze świadomości lub niedopuszczanie ich do świadomości nie sprawia, że nie istnieją i nie mogą być skuteczne. Oznacza to na przykład, że możemy być niezadowoleni lub przygnębieni i nie wiemy, dlaczego; że możemy podejmować najważniejsze decyzje, nie znając ich prawdziwych motywacji; że nasze zainteresowania, przekonania i życzliwość mogą być determinowane przez siły, których nie znamy. Drugim aspektem, jeśli oddzielić go od pewnych konsekwencji teoretycznych, jest to, że nieświadome motywacje pozostają nieświadome, ponieważ jesteśmy zainteresowani tym, by nie zdawać sobie z nich sprawy. Skondensowana do tego ogólnego stwierdzenia, teoria ta jest kluczem zarówno do praktycznego, jak i teoretycznego rozumienia zjawisk psychicznych. Oznacza ona, że jeśli zostanie podjęta próba odkrycia nieświadomych motywacji, to trzeba będzie stoczyć walkę, ponieważ zagrożone stają się niektóre nasze interesy. Krótko mówiąc, to teoria „oporu”, która ma kapitalne znaczenie dla terapii. Różnice poglądów na naturę tych interesów, które blokują uświadomienie sobie popędów, są stosunkowo mniej ważne.
Dopiero po rozpoznaniu nieświadomych procesów i ich konsekwencji Freud mógł dojść do innego podstawowego przekonania, które od tego czasu okazało się najbardziej konstruktywne: hipotezy roboczej, że procesy psychiczne są równie ściśle zdeterminowane, jak procesy fizyczne. Pozwoliło to zająć się tymi zjawiskami psychicznymi, które do tej pory były uważane za przypadkowe, pozbawione znaczenia lub tajemnicze, takie jak marzenia, fantazje i pomyłki życia codziennego. Zachęciło to do podjęcia ryzykownych prób psychologicznego zrozumienia zjawisk, które dotychczas przypisywano bodźcom organicznym, na przykład psychicznego podłoża lęków nocnych, psychicznych konsekwencji masturbacji, psychicznych uwarunkowań histerii i zaburzeń czynnościowych, psychicznych determinantów zmęczenia pracą. Pozwoliło to na konstruktywne podejście do zjawisk, które do tej pory były przypisywane czynnikom zewnętrznym, a zatem nie wzbudzały żadnego zainteresowania psychologii, jak czynniki psychiczne warunkujące powodowanie wypadków, psychiczna dynamika przyczyn kształtowania się i utrzymywania pewnych nawyków, psychologiczne wyjaśnienie powtarzania się doświadczeń, które wcześniej przypisywano losowi.
Znaczenie myśli Freuda dla problemów tego rodzaju nie polega na tym, że zaproponował ich rozwiązanie, na przykład przymus powtarzania jest z pewnością rozwiązaniem daleko niesatysfakcjonującym – ale na tym, że otworzył drogę do ich zrozumienia. W istocie rzeczy teoria, że procesy psychiczne są zdeterminowane, jest jednym z założeń, bez których nie moglibyśmy zrobić ani jednego kroku w codziennej pracy psychoanalitycznej. Bez niej nie moglibyśmy żywić nadziei na zrozumienie choćby jednej z reakcji pacjenta. Co więcej, pozwala nam dostrzec luki w naszym rozumieniu sytuacji pacjenta i zadawać pytania umożliwiające pełniejsze jej rozpoznanie. Możemy na przykład odkryć, że u pacjenta, który ma urojone poczucie własnej ważności i w konsekwencji silne wrogie nastawienie do otaczającego świata, który nie uznaje jego ważności, rozwija się poczucie nierealności. Odkrywamy, że owo poczucie nierealności rozwija się podczas tych wrogich reakcji i możemy wstępnie założyć, że to oderwanie od rzeczywistości stanowi ucieczkę w fantazję poprzez umniejszanie nieznośnej sytuacji rzeczywistej. Mając jednak w pamięci koncepcję o zdeterminowaniu procesów psychicznych, jesteśmy w stanie orzec, że w naszym rozumowaniu musi brakować jakiegoś konkretnego czynnika lub kombinacji czynników, ponieważ u innych pacjentów o ogólnie podobnej strukturze poczucie nierealności się nie rozwija.
To samo tyczy się oceny czynników ilościowych. Jeśli, na przykład, drobny incydent, jak lekko zniecierpliwiony ton naszego głosu, prowadzi u pacjenta do znacznego nasilenia niepokoju, to dysproporcja między przyczyną a skutkiem zrodzi w umyśle psychoanalityka następujące pytania: jeśli niewielkie i chwilowe zniecierpliwienie z naszej strony może wywołać tak silny lęk, to czy nie jest tak, że pacjent generalnie odczuwa brak pewności wobec naszego do niego stosunku; co więc tłumaczy to natężenie lęku? Dlaczego nasz stosunek do niego jest dla niego tak ważny? Czy czuje się on całkowicie od nas zależny, a jeśli tak, to dlaczego? Czy odczuwa tak ogromną niepewność we wszystkich swoich relacjach, czy też są jakieś szczególne czynniki, które intensyfikują jego lęk w relacji z nami? Krótko mówiąc, hipoteza robocza, że procesy psychiczne są ściśle zdeterminowane, daje nam określoną wskazówkę i zachęca do zgłębienia powiązań psychologicznych.
Trzecia podstawowa zasada myślenia psychoanalitycznego, wynikająca częściowo w dwóch już wspomnianych, została nazwana dynamiczną koncepcją osobowości. Dokładniej rzecz ujmując, jest to ogólne założenie, że nasze postawy i zachowania motywowane są przez siły emocjonalne oraz założenie szczegółowe, że aby zrozumieć jakąkolwiek strukturę osobowości, musimy rozpoznać emocjonalne popędy o charakterze konfliktowym.
Jeśli chodzi o założenie ogólne, nie ma potrzeby podkreślać jego wartości konstruktywnej ani zdecydowanej wyższości nad koncepcjami psychologicznymi racjonalnych motywacji, odruchów warunkowych i kształtowania nawyków. Według Freuda te siły popędowe mają charakter instynktowny: seksualny lub destrukcyjny. Jeśli jednak odrzucimy te aspekty teoretyczne i zastąpimy „libido” popędami emocjonalnymi, impulsami, potrzebami lub namiętnościami, dostrzeżemy zasadnicze jądro założenia i docenimy jego wartość dla rozumienia osobowości.
Bardziej szczegółowe założenie o znaczeniu wewnętrznych konfliktów stało się kluczem do zrozumienia nerwic. Dyskusyjna część tego odkrycia dotyczy natury zaangażowanych konfliktów. Dla Freuda są to konflikty między „popędami” a „ego”. Powiązał swoją teorię popędów z koncepcją konfliktów i to połączenie stało się przedmiotem brutalnych ataków. Ja również uważam ukierunkowanie Freuda na popęd za jedną z największych przeszkód w rozwoju psychoanalizy. Pod wpływem tych polemik jednak nastąpiło przeniesienie nacisku z zasadniczej części koncepcji – centralnej roli konfliktów – na część dyskusyjną, czyli teorię popędów. Nie jest teraz celowe obszerne wyjaśnianie, dlaczego przypisuję tej koncepcji fundamentalne znaczenie, ale w toku całej książki szczegółowo wykażę, że nawet jeśli odrzuci się całą teorię popędów, pozostanie faktem, że nerwice są w gruncie rzeczy skutkiem konfliktów. Dostrzeżenie tego, pomimo przeszkód wynikających z założeń teoretycznych, jest świadectwem wizji Freuda.
Freud nie tylko odkrył, jak ważne są nieświadome procesy dla kształtowania się charakteru i nerwic, lecz również wiele nas nauczył o dynamice tych procesów. Wypychanie ze świadomości jakiegoś afektu lub impulsu Freud nazwał represją (wyparciem). Mechanizm represji można porównać do strusiej polityki: wypierany afekt lub impuls jest tak samo silny jak wcześniej, ale my „udajemy”, że nie istnieje. Jedyna różnica między represją a udawaniem, w potocznym rozumieniu tego słowa, polega na tym, że w pierwszym przypadku jesteśmy subiektywnie przekonani, że ten impuls naprawdę nie istnieje. Samo wypieranie impulsu, jeśli ma on jakieś znaczenie, zwykle nie wystarcza, aby go powstrzymać. Trzeba sięgnąć po inne mechanizmy obronne. Można je podzielić na dwie ogólne grupy: te, które powodują zmianę samego popędu i te, które jedynie zmieniają jego kierunek.
Ściśle rzecz ujmując, tylko pierwsza grupa mechanizmów obronnych zasługuje w pełni na miano wyparcia, ponieważ wywołuje faktyczny brak świadomości istnienia określonego afektu lub impulsu. Dwa główne rodzaje mechanizmów obronnych, dzięki którym powstaje ten skutek, to formacja reaktywna (reakcja upozorowana) i projekcja. Formacja reaktywna może mieć charakter kompensacyjny. Wewnętrzne okrucieństwo może być kompensowane okazywaniem na zewnątrz nadmiernej życzliwości. Skłonność do wykorzystywania innych, jeśli została wyparta, może przemienić się w postawę nazbyt umiarkowanych wymagań lub nieśmiałości w formułowaniu wszelkich próśb. Istniejąca wypierana niechęć może ukrywać się pod pozorem braku zainteresowania; wyparte pragnienie miłości – pod postawą „nie zależy mi na tym”.
Ten sam skutek osiąga się poprzez projekcję afektu na innych. Mechanizm projekcji nie różni się zasadniczo od skłonności do naiwnego zakładania, że inni czują lub reagują w taki sam sposób, jak my. Niekiedy projekcja ogranicza się wyłącznie do tego. Na przykład, jeśli pacjent gardzi sobą, gdyż wchodzi w rozmaitego rodzaju konflikty, musi zakładać, że psychoanalityk podobnie nim pogardza. Jak dotąd projekcja nie jest w żaden sposób związana z nieświadomymi procesami. Ale przekonanie, że jakiś impuls lub uczucie występuje u kogoś innego może służyć zaprzeczeniu ich istnienia w nas samych. Takie przemieszczenie ma wiele zalet. Jeśli, na przykład, mąż projektuje na żonę swoje pragnienia romansów pozamałżeńskich, nie tylko usuwa ten impuls ze swojej świadomości, lecz również może czuć się lepszy od żony i też usprawiedliwiony w wyładowywaniu na niej w formie podejrzeń i wyrzutów wszelkiego rodzaju skądinąd nieuzasadnionych wrogich afektów.
Z powodu wszystkich tych korzyści ten mechanizm obronny często występuje. Jedyny warunek, jaki należy uczynić, nie jest bynajmniej krytyką tej koncepcji, ale ostrzeżeniem, aby nie interpretować niczego jako projekcji bez dowodów na to, a także aby niezwykle skrupulatnie i ostrożnie poszukiwać tych czynników, które są projektowane. Jeśli, na przykład, pacjent mocno wierzy, że psychoanalityk go nie lubi, uczucie to może być projekcją niechęci pacjenta do psychoanalityka, ale może też być projekcją jego własnej niechęci do samego siebie. Wreszcie, może to wcale nie być projekcja, a jedynie sposób na usprawiedliwienie braku emocjonalnego zaangażowania pacjenta w relację z psychoanalitykiem, w sytuacji, gdy uważa, że pociąga ona za sobą zagrożenie zależności.
Druga grupa mechanizmów obronnych nie zmienia samego impulsu, natomiast zmienia jego kierunek. Wyparciu podlega tu nie sam afekt, a jego związek z określoną osobą lub sytuacją. Emocja ulega oddzieleniu od osoby lub sytuacji na jeden z wielu sposobów, z których najważniejsze są te wymienione poniżej.
Po pierwsze, afekt związany z jakąś osobą może zostać przeniesiony na kogoś innego. Ze zjawiskiem tym mamy najczęściej do czynienia w przypadku gniewu wywołanego zwykle przez strach przed osobą, wobec której faktycznie odczuwany jest gniew, lub zależność od niej. Powodem może być również mglista świadomość, że gniew wobec konkretnej osoby nie jest usprawiedliwiony. W związku z tym gniew może zostać przeniesiony na ludzi, których dana osoba się nie boi, jak dzieci lub służące, na ludzi, od których nie jest zależna, jak teściowie czy pracownicy, lub na osoby, wobec których gniew można uzasadnić, jak w przypadku przeniesienia gniewu z męża na kelnera, który oszukał na rachunku. Ponadto, jeśli dana osoba czuje irytację na samą siebie, jej irytacja może zwrócić się przeciwko komukolwiek z jej otoczenia.
Po drugie, afekt dotyczący jakiejś osoby może zostać przeniesiony na rzeczy, zwierzęta, czynności i sytuacje. Powszechnie znanym przykładem jest przeniesienie przyczyny irytacji na muchę na ścianie. Gniew może również zostać przeniesiony z danej osoby na idee lub działania, które ona ceni. Również w tym przypadku przydatna okazuje się zasada, że procesy psychiczne są zdeterminowane, ponieważ wybór obiektu, na który przemieszczany jest afekt, jest ściśle zdeterminowany. Jeśli, na przykład, żona czuje, że jest całkowicie oddana swojemu mężowi, a urazę, którą do niego czuje, przenosi na pracę męża, może się okazać, że czynnikiem determinującym przeniesienie niechęci z męża na jego pracę jest jej pragnienie posiadania go w całości wyłącznie dla siebie.
Po trzecie, afekt związany z inną osobą może zostać zwrócony na samego siebie. Znakomitym przykładem są zarzuty wobec innych, które przybierają postać samooskarżeń. Zasługą tej koncepcji jest to, że Freud zwrócił uwagę na problem, który jest kluczowy w wielu nerwicach. Z obserwacji mianowicie wynika, że zachodzi częsty związek między niezdolnością ludzi do wyrażania krytyki lub żalu wobec innych czy czynienia im wyrzutów a ich skłonnością do szukania winy w sobie.
Po czwarte, afekt związany z konkretną osobą lub sytuacją może być bardzo ogólnikowy i niejasny. Konkretna złość na siebie lub innych może na przykład przejawiać się jako ogólny, nieprecyzyjny stan irytacji. Niepokój związany z określonym dylematem może objawiać się jako niejasny lęk bez żadnej konkretnej treści.
Kolejna grupa odkrywczych informacji powiązana jest z pytaniem, w jaki sposób można rozładować afekty znajdujące się poza świadomością. Freud dostrzegł cztery sposoby.
Po pierwsze, wszystkie powyższe mechanizmy obronne, choć służą ukrywaniu przed świadomością afektu lub jego prawdziwego znaczenia i ukierunkowania, pozwalają mu się ujawnić, choć niekiedy w sposób pośredni. Na przykład nadopiekuńcza matka może właśnie poprzez swoją nadmierną opiekuńczość rozładować silną emocję wrogości. Jeśli wrogość jest projektowana na kogoś innego, osoba nadal może wyładowywać własną wrogość jako odpowiedź na domniemaną wrogość innych. Jeśli afekt jest jedynie przemieszczany, może być mimo to rozładowywany, choć w złym kierunku.
Po drugie, wyparte uczucia lub popędy mogą znaleźć swój wyraz, jeśli uda się je zracjonalizować, lub, mówiąc bardziej poprawnie, jak ujął to Erich Fromm, jeśli zostaną przedstawione w postaci społecznie akceptowanej1. Tendencja do posiadania lub dominacji może być wyrażona w kategoriach miłości; osobista ambicja – w kategoriach oddania sprawie; tendencja do deprecjonowania – w kategoriach inteligentnego sceptycyzmu; wroga agresja – w kategoriach obowiązku mówienia prawdy. Choć w niedopracowanej postaci mechanizm racjonalizacji był znany od zawsze, Freud nie tylko ujawnił jego zakres i wyrafinowane sposoby jego wykorzystywania, lecz również nauczył nas korzystać zeń systematycznie w celu odkrywania w ramach terapii nieświadomych popędów.
W związku z tym ostatnim aspektem ważne jest, aby wiedzieć, że racjonalizacja jest wykorzystywana również dla utrzymania i uzasadnienia pozycji obronnych. Niezdolność do oskarżenia kogoś lub do obrony własnych interesów może w świadomości przyjąć postać życzliwego szanowania uczuć innych ludzi lub zdolność rozumienia ich. Niechęć do uznania działania w sobie jakichkolwiek nieświadomych sił może zostać zracjonalizowana jako wystrzeganie się grzesznej niewiary w wolną wolę. Niezdolność do sięgania po to, czego się pragnie może wydawać się bezinteresownością; hipochondryczna obawa – obowiązkiem dbania o siebie.
Wartości tej koncepcji nie umniejsza fakt, że w praktyce jest ona często niewłaściwie używana. Nie można mieć za złe dobremu skalpelowi, że można nim wykonywać złe operacje. Należy jednak mieć świadomość, że praca z mechanizmem racjonalizacji to praca z niebezpiecznym narzędziem. Nie wolno więc zakładać bez dowodów, że prezentowana postawa lub przekonanie jest racjonalizacją czegoś innego. Racjonalizacja zachodzi wtedy, gdy prawdziwe motywy działania są inne niż te zakładane w świadomości. Jeśli, na przykład, ktoś nie akceptuje trudnego, ale dobrze płatnego stanowiska, ponieważ musiałby odstąpić od swoich przekonań, być może naprawdę czuje, że jego przekonania są tak głębokie, iż ich obrona jest dla niego ważniejsza niż zysk finansowy lub prestiż. Być może jednak główną motywacją jego decyzji nie są przekonania, mimo że ma takowe, ale obawa, że nie będzie w stanie sprostać wymogom stanowiska lub że narazi się na krytykę bądź atak. W tym drugim przypadku przyjąłby stanowisko pomimo koniecznych kompromisów, gdyby nie jego obawy. Możliwe są, rzecz jasna, różnego typu wariacje połączeń tych dwóch rodzajów motywacji. O racjonalizacji możemy mówić tylko wtedy, gdy te obawy są faktycznie bardziej dominującym motywem. Wskazówką sugerującą, by nie ufać świadomej motywacji, może być na przykład nasza wiedza o tym, że w innych przypadkach dana osoba nie wahała się iść na kompromis.
Po trzecie, wyparte uczucia lub myśli mogą się przejawiać w zachowaniach mimowolnych. Freud wskazał na takie przejawy w opisach swoich odkryć dotyczących psychologii dowcipu i pomyłek życia codziennego; odkrycia te, choć dyskusyjne w wielu szczegółach, stały się ważnym źródłem informacji w zakresie psychoanalizy. Uczucia i postawy mogą być również ujawniane nieumyślnie poprzez ton głosu i gesty, mówienie lub robienie czegoś bez zdawania sobie sprawy z jego znaczenia. Obserwacje przeprowadzone na tym polu również stanowią cenną część terapii psychoanalitycznej.
Po czwarte wreszcie, wyparte pragnienia lub lęki mogą powracać w marzeniach sennych i fantazjach. Wyparte pragnienie zemsty może odżywać w snach; poczucie wyższości nad kimś, którego nie ma się śmiałości uznać w świadomych myślach, może być realizowane w snach. Koncepcja ta prawdopodobnie okaże się jeszcze bardziej owocna niż dotychczas, zwłaszcza gdy rozszerzymy ją tak, aby obejmowała nie tylko konkretne sny i fantazje, ale także nieświadome złudzenia. Z punktu widzenia terapii ich rozpoznanie jest o tyle istotne, że to, co bardzo często brane było za niechęć pacjenta do wyzdrowienia, jest często jego niechęcią do porzucenia złudzeń.
Ponieważ nie będę powracać do teorii marzeń sennych Freuda, skorzystam z okazji, by wskazać to, co uważam za jej nadrzędną wartość. Odkładając na bok wiele szczegółowych właściwości snów, które Freud nauczył nas rozumieć, za jego najważniejszy wkład w tym względzie uważam opracowanie przez niego hipotezy roboczej, że sny są przejawem skłonności do zaspokojenia pragnienia. Sen często daje wskazówkę co do istniejącej dynamiki, jeśli po zrozumieniu jego ukrytej treści zastanowimy się, jaką skłonność on wyraża i jaka podstawowa potrzeba sprawiła ujawnienie się tej konkretnej tendencji.
Załóżmy, posługując się uproszczonym przykładem, że istotą marzenia sennego pacjenta jest obraz psychoanalityka jako ignoranta, osoby zarozumiałej i brzydkiej. Założenie, że w marzeniach sennych ujawniają się skłonności, pokazuje nam, po pierwsze, że ten sen odzwierciedla tendencję do lekceważenia, powiedzmy, opinii, a po drugie, że musimy szukać rzeczywistej przyczyny, która skłania pacjenta do dyskredytowania psychoanalityka. To poszukiwanie może z kolei prowadzić do stwierdzenia, że pacjent poczuł się upokorzony przez coś, co powiedział psychoanalityk lub że poczuł, iż zagrożona jest jego dominacja i może ją utrzymać poprzez deprecjonowanie psychoanalityka. Rozpoznanie takiej sekwencji reakcji może zrodzić kolejne pytanie, czy jest to typowy sposób reagowania pacjenta. W nerwicach najważniejszą funkcją snów jest próba uśmierzenia obawy lub znalezienia kompromisowych rozwiązań dla konfliktów nierozwiązywalnych w życiu realnym. Jeśli taka próba się nie powiedzie, może pojawić się sen lękowy.
Teoria marzeń sennych Freuda była często krytykowana. Wydaje mi się jednak, że często mylone były dwa aspekty tych polemik: zasada, zgodnie z którą należy dokonywać interpretacji oraz już same interpretacje. Freud dał nam metodologiczne punkty widzenia, które z konieczności mają charakter formalny. Faktyczne wyniki uzyskane na podstawie tych zasad będą całkowicie zależeć od tego, jakie popędy, reakcje i konflikty uważa się za istotne u danej osoby. Z tego powodu ta sama zasada może być podstawą różnych interpretacji, a różnice te nie prowadzą do obalenia tej zasady.
Kolejna fundamentalna zasługa Freuda zasadza się na tym, że otworzył on drogę do zrozumienia natury lęku neurotycznego i roli, jaką odgrywa on w nerwicach. Ponieważ ten punkt zostanie szczegółowo omówiony później, tutaj zostanie jedynie wspomniany.
Z tego samego powodu mogę krótko streścić ustalenia Freuda dotyczące wpływu doświadczeń z dzieciństwa. Sporne aspekty tych odkryć dotyczą głównie trzech założeń: że odziedziczony system reakcji jest ważniejszy niż wpływ środowiska, że doświadczenia, które mają wpływ, są natury seksualnej i że późniejsze doświadczenia są w dużej mierze powtórzeniem tych z dzieciństwa. Nawet jednak po odrzuceniu tych spornych kwestii istota odkryć Freuda się nie zmienia: charakter i nerwice są kształtowane przez wczesne doświadczenia w stopniu, z jakiego dotychczas nie zdawano sobie sprawy. Nie ma potrzeby podkreślania, jak bardzo rewolucyjny wpływ odkrycie to miało nie tylko na psychiatrię, ale także na edukację i etnologię.
Powód, dla którego wśród spornych kwestii wymieniony został nacisk kładziony przez Freuda na doświadczenia seksualne zostanie omówiony później. Pomimo wszystkich zastrzeżeń co do oceny seksualności przez Freuda, nie należy zapominać, że utorował on drogę do rozważania problemów seksualnych w sposób rzeczowy oraz do zrozumienia ich znaczenia i wagi.
Równie ważne jest to, że Freud dał nam podstawowe narzędzia metodologiczne terapii. Główne koncepcje, które przyczyniły się do rozwoju terapii psychoanalitycznej to te odnoszące się do przeniesienia, oporu i metody wolnych skojarzeń.
Koncepcja przeniesienia – oderwana od teoretycznych kontrowersji dotyczących tego, czy przeniesienie jest zasadniczo powtórzeniem postaw z dzieciństwa – zakłada, że obserwacja, zrozumienie i omówienie emocjonalnych reakcji pacjenta na sytuację psychoanalityczną stanowią najprostszą drogą do osiągnięcia zrozumienia struktury jego charakteru, a co za tym idzie – jego trudności. Stała się ona najpotężniejszym, a nawet niezbędnym narzędziem terapii analitycznej. Sądzę, że pomijając już jej wartość dla terapii, przyszłość psychoanalizy zależy w dużej mierze od uważniejszej i głębszej obserwacji oraz zrozumienia reakcji pacjenta. Przekonanie to opiera się na założeniu, że istotą całej psychologii człowieka jest zrozumienie procesów zachodzących w relacjach międzyludzkich. Relacja psychoanalityczna, która jest jedną z form stosunków międzyludzkich, daje nam niespotykane możliwości zrozumienia tych procesów. Dlatego też dokładniejsze i głębsze zrozumienie tej jednej relacji będzie największym wkładem w psychologię, jaki psychoanaliza może zaoferować.
Przez opór rozumie się energię, jaką jednostka wkłada w to, aby wyparte uczucia lub myśli nie przedostały się do świadomości. Koncepcja ta, jak wspomniano, opiera się na naszej wiedzy, że pacjent ma wystarczające powody, aby nie uświadamiać sobie pewnych popędów. Fakt, że są pewne kwestie sporne i – moim zdaniem – błędne koncepcje dotyczące natury tych zainteresowań nie umniejsza podstawowego znaczenia, jakim jest uznanie ich istnienia. Włożono już wiele pracy w badanie sposobów, w jakie pacjent broni swoich pozycji, jak walczy, wycofuje się i unika problemu, a im lepiej jesteśmy w stanie rozpoznać liczne indywidualne formy tej obrony, tym szybsza i skuteczniejsza stanie się terapia psychoanalityczna.
Szczególnym czynnikiem umożliwiającym dokładną obserwację w psychoanalizie jest zobowiązanie pacjenta do wyrażania wszystkiego, co myśli lub czuje, niezależnie od wszelkich intelektualnych lub emocjonalnych zastrzeżeń. Zasada działania tej fundamentalnej reguły terapii psychoanalitycznej zasadza się na istnieniu ciągłości myśli i uczuć, nawet jeśli jej nie widać. Zmusza to psychoanalityka do zwracania bacznej uwagi na sekwencję pojawiania się myśli i uczuć, co daje mu możliwość stopniowego wyciągania wstępnych wniosków co do tendencji lub reakcji, które motywują ujawniające się uczucia pacjenta. Metoda wolnych skojarzeń, stosowana w terapii, należy do tych koncepcji psychoanalitycznych, których potencjalna wartość daleka jest od wyczerpania. Z mojego doświadczenia wynika, że im głębsza jest nasza wiedza o możliwych reakcjach psychicznych i powiązaniach oraz możliwych formach ekspresji, tym bardziej wartościowa okazuje się ta koncepcja.
Obserwacja treści i kolejności wypowiedzi pacjenta razem z ogólną obserwacją jego zachowania – gestów, tonu głosu itp. – pozwala wnioskować o faktycznych procesach wywołujących owo zachowanie. Jeśli te wnioski zostaną przekazane pacjentowi w formie mniej lub bardziej wstępnych interpretacji, uruchomią nowe skojarzenia, potwierdzając bądź obalając założenia psychoanalityka, poszerzając je poprzez odsłonięcie nowych aspektów lub zawężając je do bardziej specyficznych uwarunkowań i generalnie ujawniając reakcje pacjenta na te interpretacje.
Metodzie tej zarzucano, że interpretacje są arbitralne, że skojarzenia będące wynikiem interpretacji przekazanych przez psychoanalityka są przez nie prowokowane i rodzą się pod ich wpływem, a zatem całe postępowanie ma niezwykle subiektywny charakter. Jeśli jednak zastrzeżenia te mają jakieś znaczenie, poza nawoływaniem o taki obiektywizm, jaki w dziedzinie psychologii nie jest w ogóle możliwy, to jedynie w odniesieniu do następującej sytuacji: błędna interpretacja przedstawiona w autorytatywny sposób pacjentowi podatnemu na sugestię może wprowadzić go w błąd w taki sposób, w jaki łatwo ulegający sugestii uczeń jest przekonany, że widzi przez mikroskop to, czego nauczyciel nakazał mu szukać. Jest to oczywiście możliwe. Nie można całkowicie wykluczyć niebezpieczeństwa mylących interpretacji. Można je jedynie zmniejszyć. Niebezpieczeństwo to będzie tym mniejsze, im większa jest wiedza i znajomość psychologii psychoanalityka, im mniej doszukuje się potwierdzenia ustalonych teorii, im mniej autorytatywna jest jego interpretacja i im mniej jego własne problemy kolidują z jego obserwacjami. Niebezpieczeństwo to zmniejszy się jeszcze bardziej, gdy stale będzie brana pod uwagę potencjalna ustępliwość pacjenta i w końcu analizowana.
To wstępne omówienie nie ma na celu wyczerpującej prezentacji produktywnych odkryć Freuda. Dotyczy ono tylko tych podstaw podejścia psychologicznego, które w moim doświadczeniu okazały się najbardziej konstruktywne. Ich prezentacja była stosunkowo krótka, ponieważ są to narzędzia, z którymi pracuję i ponieważ omówię szczegółowo ich znaczenie i zastosowanie w każdym kolejnym rozdziale. Stanowią one, że tak powiem, mentalne tło całej książki. Wiele innych pionierskich obserwacji Freuda wskażę później.
ROZDZIAŁ II
Jedną z cech geniusza jest potęga wizji, a także odwaga, by dostrzec dotychczasowe przesądy i poddać je analizie. W tym sensie, ale też w innych, Freud z pewnością zasługuje na miano geniusza. To wręcz niewiarygodne, jak często uwalniał się od wielowiekowych schematów myślenia i spoglądał na psychiczne powiązania w nowym świetle.
Banalnie zarazem brzmi stwierdzenie, że nikt, nawet geniusz, nie może całkowicie wyjść poza swoje czasy, że pomimo przenikliwości jego spojrzenia, jego myślenie jest pod wieloma względami uwarunkowane mentalnością jego epoki. Rozpoznanie tych uwarunkowań w pracy Freuda jest nie tylko interesujące z historycznego punktu widzenia, ale także ważne dla tych, którzy starają się lepiej zrozumieć skomplikowaną i pozornie niezrozumiałą strukturę teorii psychoanalitycznych.
Moje zainteresowania historyczne, jak również wiedza na temat historii psychoanalizy i filozofii są zbyt ograniczone, aby pozwolić mi na pełne zrozumienie tego, w jaki sposób myślenie Freuda było determinowane przez ideologie filozoficzne dominujące w XIX wieku lub przez szkoły psychologiczne tamtych czasów. Moim zamiarem jest jedynie skoncentrowanie się na pewnych przesłankach rozumowania Freuda w celu lepszego zrozumienia jego specyficznego sposobu podejmowania i rozwiązywania problemów psychologicznych. Ponieważ teorie psychoanalityczne, które zostały w dużej mierze ukształtowane przez niejawne przesłanki filozoficzne, zostaną omówione później, celem tego rozdziału nie jest szczegółowe prześledzenie wpływu tych założeń, ale raczej ich krótki przegląd.
Pierwszą z przesłanek jest biologiczna orientacja Freuda. Freud zawsze szczycił się tym, że jest naukowcem i podkreślał, że psychoanaliza jest nauką. Hartmann, który przeprowadził doskonałą prezentację teoretycznych podstaw psychoanalizy, oświadczył: „Najważniejszą zaletą metodologiczną psychologii jest to, że opiera się na biologii”2. Oceniając na przykład teorie Adlera, Hartmann stwierdził, że byłoby niezwykle korzystne, gdyby Adlerowi udało się znaleźć organiczną podstawę dążenia do posiadania władzy, którą uważał za najważniejszy czynnik w nerwicach.
Wpływ biologicznej orientacji Freuda jest trojaki i przejawia się on w: jego skłonności do traktowania przejawów psychicznych jako rezultatu sił chemiczno-fizjologicznych; jego tendencji do traktowania doświadczeń psychicznych i sekwencji ich występowania jako determinowanych przede wszystkim przez czynniki konstytucjonalne lub dziedziczne; i wreszcie w jego skłonności do wyjaśniania różnic psychicznych między obiema płciami jako konsekwencji różnic anatomicznych.
Pierwsza tendencja jest czynnikiem decydującym w teorii popędów Freuda: teorii libido i teorii popędu śmierci. W stopniu, w jakim jest przekonany, że życie psychiczne jest determinowane przez popędy emocjonalne i w jakim zakłada, że mają one podstawę fizjologiczną, należy do grona teoretyków popędów3. Freud uważa popędy za wewnętrzne bodźce somatyczne, które nieustannie oddziałują i których celem jest uwalnianie napięcia. Wielokrotnie podkreślał, że taka interpretacja umiejscawia popędy na granicy procesów organicznych i psychicznych.
Druga tendencja – nacisk na czynniki konstytucjonalne lub dziedziczne – w znacznym stopniu przyczyniła się do opracowania teorii, zgodnie z którą libido rozwija się w określonych stadiach determinowanych dziedzicznie: oralnym, analnym, fallicznym i genitalnym. Teoria ta wywarła również znaczący wpływ na założenie, że kompleks Edypa jest zjawiskiem powszechnym.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Artykuł Ericha Fromma w Studien über Autorität und Familie. Forschungsberichte aus dem Institut für Sozialforschung (1936). [wróć]
2. Heinz Hartmann, Die Grundlagen der Psychoanalyse (1927). [wróć]
3. Fakt ten został podkreślony przez Ericha Fromma w niepublikowanym rękopisie. Termin „teoretyk popędów” jest tu używany w jego przestarzałym znaczeniu. We współczesnym znaczeniu termin „popęd” oznacza „dziedzicznie uwarunkowany sposób reagowania na określone potrzeby i bodźce zewnętrzne” (W. Trotter, Instincts of the Herd in Peace and War, 1916) [wróć]