Nowe metody w psychoanalizie - Karen Horney - ebook

Nowe metody w psychoanalizie ebook

Horney Karen

0,0
32,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W książce Nowe metody w psychoanalizie Karen Horney, niemiecka psychoanalityczka i psychiatra, jedna z najpopularniejszych przedstawicielek koncepcji psychodynamicznych, kwestionuje tradycyjne założenia Freuda, szczególnie jego biologiczne podejście do różnic płciowych. Horney przedstawia alternatywę skoncentrowaną na wpływie środowiska i kultury, podkreślając znaczenie społecznych i psychologicznych uwarunkowań w rozwoju osobowości i neuroz.

Nowe metody w psychoanalizie to nie tylko krytyka, ale również inspiracja do poszukiwania nowych dróg w zrozumieniu ludzkiej psychiki, szczególnie w kontekście ról płciowych i relacji międzyludzkich.

Karen Horney odkrywała nowe drogi nie tylko w psychoanalizie. Cała jej biografia o tym świadczy. Była kobietą bardzo odważną, niezależną i dociekliwą. Można powiedzieć, że zarówno poglądami, jak i stylem życia wyprzedzała swoją epokę co najmniej o dwa pokolenia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wprowadzenie

Moje pra­gnie­nie kry­tycz­nego prze­war­to­ścio­wa­nia teo­rii psy­cho­ana­li­tycz­nych zro­dziło się z nie­za­do­wo­le­nia z wyni­ków tera­pii. Zauwa­ży­łam, że nie­mal każdy nasz pacjent miał pro­blemy, któ­rych nie byli­śmy w sta­nie roz­wią­zać na pod­sta­wie naszej dotych­cza­so­wej wie­dzy psy­cho­ana­li­tycz­nej.

Począt­kowo, zapewne jak więk­szość psy­cho­ana­li­ty­ków, przy­pi­sy­wa­łam nie­pew­ność rezul­ta­tów swo­jemu bra­kowi doświad­cze­nia, nie­zdol­no­ści zro­zu­mie­nia lub wła­snemu zaśle­pie­niu. Pamię­tam, jak zadrę­cza­łam bar­dziej doświad­czo­nych kole­gów pyta­niami, co Freud lub oni sami rozu­mieją przez „ego”, dla­czego sady­styczne impulsy są powią­zane z „libido anal­nym” i dla­czego tak wiele róż­nych skłon­no­ści uważa się za prze­jaw ukry­tego homo­sek­su­ali­zmu – nie uzy­ska­łam jed­nak odpo­wie­dzi, które wyda­wa­łyby mi się satys­fak­cjo­nu­jące.

Pierw­szych wąt­pli­wo­ści co do słusz­no­ści teo­rii psy­cho­ana­li­tycz­nych nabra­łam po lek­tu­rze kon­cep­cji psy­cho­lo­gii kobie­cej Freuda. Wąt­pli­wo­ści te nasi­liła jesz­cze jego hipo­teza popędu śmierci. Minęło jed­nak wiele lat, zanim zaczę­łam roz­wa­żać teo­rie psy­cho­ana­li­tyczne w spo­sób kry­tyczny.

Jak pokażę na kar­tach tej książki, sys­tem teo­re­tyczny, które Freud stop­niowo roz­wi­jał, jest tak spójny, że gdy raz się go przy­swoi, trudno jest pro­wa­dzić obser­wa­cje nie­ob­cią­żone tym spo­so­bem myśle­nia. Tylko poprzez roz­po­zna­nie spor­nych prze­sła­nek, na któ­rych opiera się ten sys­tem, można dostrzec wyraź­niej źró­dła błę­dów zawar­tych w poszcze­gól­nych teo­riach. Z całą szcze­ro­ścią stwier­dzam, że uwa­żam się za osobę upo­waż­nioną do wyra­że­nia kry­tyki zawar­tej w tej książce, ponie­waż kon­se­kwent­nie sto­so­wa­łam teo­rie Freuda przez ponad pięt­na­ście lat.

Opór, jaki wielu psy­chia­trów, podob­nie jak osób nie­zaj­mu­ją­cych się zawo­dowo psy­cho­lo­gią, odczuwa wobec psy­cho­ana­lizy orto­dok­syj­nej ma źró­dła nie tylko w emo­cjach, jak się uważa, ale także w dys­ku­syj­nym cha­rak­te­rze wielu teo­rii. Cał­ko­wite odrzu­ce­nie psy­cho­ana­lizy, do któ­rego czę­sto posu­wają się jej kry­tycy, jest godne ubo­le­wa­nia, ponie­waż pro­wa­dzi do odrzu­ce­nia razem z tym co wąt­pliwe, rów­nież tego, co ważne, co w rezul­ta­cie unie­moż­li­wia uzna­nie tego, co psy­cho­ana­liza ma do zaofe­ro­wa­nia. Odkry­łam, że im bar­dziej kry­tycz­nie pod­cho­dzi­łam do wielu teo­rii psy­cho­ana­li­tycz­nych, tym bar­dziej zda­wa­łam sobie sprawę z kon­struk­tyw­nej war­to­ści fun­da­men­tal­nych odkryć Freuda i tym wię­cej otwie­rało się przede mną moż­li­wo­ści zro­zu­mie­nia pro­ble­mów psy­cho­lo­gicz­nych.

Dla­tego celem tej książki nie jest wska­za­nie tego, co w psy­cho­ana­li­zie jest złe, lecz umoż­li­wie­nie peł­nego roz­woju jej poten­cjal­nych moż­li­wo­ści poprzez wyeli­mi­no­wa­nie ele­men­tów dys­ku­syj­nych. W wyniku zarówno teo­re­tycz­nych roz­wa­żań, jak i doświad­cze­nia prak­tycz­nego jestem zda­nia, że zakres pro­ble­mów, które można zro­zu­mieć, znacz­nie się zwięk­szy, jeśli uwol­nimy się od pew­nych histo­rycz­nie uwa­run­ko­wa­nych prze­sła­nek teo­re­tycz­nych i odrzu­cimy wyro­słe z nich kon­cep­cje.

Mówiąc krótko, jestem prze­ko­nana, że psy­cho­ana­liza powinna poko­nać ogra­ni­cze­nia wyni­kłe z tego, że jest psy­cho­lo­gią popę­dów i psy­cho­lo­gią gene­tyki. Jeśli cho­dzi o tę ostat­nią, Freud ma skłon­ność do postrze­ga­nia póź­niej­szych oso­bli­wo­ści jako nie­mal bez­po­śred­nich powtó­rzeń dzie­cię­cych popę­dów lub reak­cji; dla­tego ocze­kuje, że te póź­niej­sze zabu­rze­nia znikną, jeśli wyja­śni się leżące u ich pod­staw doświad­cze­nia z dzie­ciń­stwa. Jeśli jed­nak zre­zy­gnu­jemy z tego jed­no­stron­nego naci­sku na genezę, zdamy sobie sprawę, że zwią­zek mię­dzy póź­niej­szymi cechami a wcze­śniej­szymi doświad­cze­niami jest bar­dziej skom­pli­ko­wany niż zakłada Freud: nie ist­nieje nic takiego, jak odosob­nione powtó­rze­nie odosob­nionego doświad­cze­nia, lecz ogół dzie­cię­cych doświad­czeń składa się na całość, two­rząc okre­śloną struk­turę oso­bo­wo­ści, z któ­rej wła­śnie biorą się póź­niej­sze trud­no­ści. Na pierw­szy plan zatem wysuwa się ana­liza obec­nej struk­tury cha­rak­teru.

Co się zaś tyczy popę­do­wego ukie­run­ko­wa­nia psy­cho­ana­lizy: kiedy skłon­no­ści cha­rak­teru nie wyja­śnia się jako osta­tecz­nego skutku instynk­tow­nych popę­dów, mody­fi­ko­wa­nych jedy­nie przez śro­do­wi­sko, cały nacisk kła­dzie się na warunki życia kształ­tu­jące cha­rak­ter i musimy na nowo szu­kać czyn­ni­ków śro­do­wi­skowych odpo­wie­dzial­nych za powsta­wa­nie kon­flik­tów neu­ro­tycz­nych; w ten spo­sób zabu­rze­nia rela­cji mię­dzy­ludz­kich stają się decy­du­ją­cym czyn­ni­kiem w powsta­wa­niu ner­wic. Domi­na­cja orien­ta­cji socjo­lo­gicz­nej zaj­muje wów­czas miej­sce domi­na­cji orien­ta­cji ana­to­miczno-fizjo­lo­gicz­nej. Kiedy odej­dzie się od jed­no­stron­nego roz­wa­ża­nia zasady przy­jem­no­ści zawar­tej w teo­rii libido, waż­niej­sze staje się dąże­nie do bez­pie­czeń­stwa, a rola lęku w wywo­ły­wa­niu tego dąże­nia poja­wia się w nowym świe­tle. Istot­nym czyn­ni­kiem w gene­zie ner­wic nie jest więc ani kom­pleks Edypa, ani żaden rodzaj dzie­cię­cych dążeń do przy­jem­no­ści, ale wszyst­kie te nie­ko­rzystne doświad­cze­nia, które spra­wiają, że dziecko czuje się bez­radne i bez­bronne, a świat postrzega jako poten­cjal­nie groźny. Strach przed poten­cjal­nymi niebez­pie­czeń­stwami spra­wia, że dziecko musi roz­wi­nąć w sobie pewne „neu­ro­tyczne ten­den­cje”, które pozwolą mu w miarę bez­piecz­nie mie­rzyć się ze świa­tem. Widziane w tym świe­tle ten­den­cje nar­cy­styczne, maso­chi­styczne czy per­fek­cjo­ni­styczne nie są pochod­nymi sił popę­do­wych, lecz repre­zen­tują przede wszyst­kim indy­wi­du­alną próbę zna­le­zie­nia drogi w dzi­czy naje­żo­nej niebez­pie­czeń­stwami. Prze­ja­wia­jący się w ner­wicach lęk nie jest zatem wyra­zem stra­chu „ego” przed ata­kiem przy­tła­cza­ją­cych popę­dów instynk­tow­nych lub przed karą wymie­rzoną przez hipo­te­tyczne „super­ego”, ale skut­kiem nie­wy­dol­no­ści okre­ślo­nych mecha­ni­zmów obron­nych.

Wpływ tej zasad­ni­czej zmiany spo­sobu widze­nia poszcze­gól­nych kon­cep­cji psy­cho­ana­li­tycz­nych zosta­nie omó­wiony w kolej­nych roz­dzia­łach. Tutaj wystar­czy wska­zać na kilka ogól­nych następstw.

Pro­blemy sek­su­alne, choć nie­kiedy mogą domi­no­wać w obra­zie obja­wów, nie są już trak­to­wane jako dyna­miczne cen­trum ner­wicy. Trud­no­ści sek­su­alne są raczej skut­kiem niż przy­czyną neu­ro­tycz­nej struk­tury cha­rak­teru.

Zara­zem zyskują na zna­cze­niu pro­blemy moralne. Przyj­mo­wa­nie za dobrą monetę tych pro­ble­mów moral­nych, z któ­rymi pozor­nie zmaga się pacjent („super­ego”, neu­ro­tyczne poczu­cie winy) wydaje się pro­wa­dzić w ślepą uliczkę. Są to pro­blemy pseu­do­mo­ralne i jako takie muszą zostać zde­ma­sko­wane. Koniecz­nie jed­nak trzeba pacjen­towi pomóc sta­wić czoło praw­dzi­wym pro­ble­mom moral­nym, które wystę­pują w każ­dej ner­wicy i usto­sun­ko­wać się do nich.

I wresz­cie, gdy nie trak­tuje się już „ego” jako organu jedy­nie zaspo­ka­ja­ją­cego lub powstrzy­mu­ją­cego instynk­towne popędy, wła­ściwą rangę odzy­skują takie ludz­kie wła­ści­wo­ści, jak siła woli, roz­są­dek i odpo­wie­dzial­ność. Opi­sy­wane przez Freuda „ego” staje się być feno­me­nem nie uni­wer­sal­nym, a neu­ro­tycz­nym. Wypa­cze­nie spon­ta­nicz­nej indy­wi­du­al­nej jaźni trzeba zatem uznać za naj­waż­niej­szy czyn­nik genezy i roz­woju ner­wicy.

Ner­wice są zatem szcze­gól­nym spo­so­bem walki o byt w trud­nych warun­kach. Ich istotą są zabu­rze­nia sto­sunku do sie­bie i innych osób oraz zro­dzone z tego kon­flikty. Prze­su­nię­cie akcentu na czyn­niki uzna­wane za istotne w ner­wi­cach znacz­nie posze­rza zada­nia tera­pii psy­cho­ana­li­tycz­nej. Celem tera­pii nie jest zatem pomoc pacjen­towi w zapa­no­wa­niu nad jego popę­dami, ale takie zmniej­sze­nie jego lęku, aby mógł on uwol­nić się od swo­ich „neu­ro­tycz­nych skłon­no­ści”. Poza tym celem poja­wia się zupeł­nie nowy cel tera­peu­tyczny, któ­rym jest przy­wró­ce­nie pacjenta jemu samemu, pomoc w odzy­ska­niu spon­ta­nicz­no­ści i odna­le­zie­niu punktu opar­cia w samym sobie.

Mówi się, że z pisa­nia książki naj­więk­szą korzyść odnosi pisarz. Wiem, że ja wiele zyska­łam w cza­sie pisa­nia swo­jej. Koniecz­ność for­mu­ło­wa­nia myśli bar­dzo mi pomo­gła je wykla­ro­wać. Trudno zawczasu powie­dzieć, czy inni też z niej sko­rzy­stają. Przy­pusz­czam, że wielu psy­cho­ana­li­ty­ków i psy­chia­trów rów­nież doświad­czyło podob­nych wąt­pli­wo­ści co do słusz­no­ści wielu kwe­stii teo­re­tycz­nych. Nie ocze­kuję, że w cało­ści zaak­cep­tują moje stwier­dze­nia, ponie­waż nie są one ani kom­pletne, ani osta­teczne. Nie mają też być począt­kiem nowej „szkoły” psy­cho­ana­li­tycz­nej. Mam jed­nak nadzieję, że są one wystar­cza­jąco kla­row­nie przed­sta­wione, aby inni mogli sami spraw­dzić ich słusz­ność. Mam rów­nież nadzieję, że osoby poważ­nie zain­te­re­so­wane zasto­so­wa­niem psy­cho­ana­lizy w wycho­wa­niu, pracy spo­łecz­nej czy antro­po­lo­gii uznają je za pomocne dla wyja­śnie­nia pro­ble­mów, z któ­rymi mają do czy­nie­nia. Na zakoń­cze­nie wyra­żam też nadzieję, że dzięki przed­sta­wio­nym przeze mnie roz­wa­ża­niom te osoby – zarówno spo­śród nie­pro­fe­sjo­na­li­stów, jak i psy­chia­trów – które skła­niały się od odrzu­ca­nia psy­cho­ana­lizy jako kon­struk­cji zaska­ku­ją­cych, ale nie­uza­sad­nio­nych zało­żeń, zyskają nowy ogląd psy­cho­ana­lizy jako nauki o przy­czy­nach i skut­kach oraz jako twór­cze narzę­dzie o wyjąt­ko­wej war­to­ści dla zro­zu­mie­nia sie­bie samych i innych.

W cza­sie, gdy moje wąt­pli­wo­ści co do słusz­no­ści teo­rii psy­cho­ana­li­tycz­nych były jesz­cze dość nie­okre­ślone, dwóch kole­gów zachę­cało mnie i inspi­ro­wało do pracy: Harald Schultz-Hencke i Wil­helm Reich. Schultz-Hencke kwe­stio­no­wał tera­peu­tyczną war­tość dzie­cię­cych wspo­mnień i pod­kre­ślał koniecz­ność ana­li­zo­wa­nia przede wszyst­kim aktu­al­nej sytu­acji kon­flik­to­wej. Reich, choć w tam­tym cza­sie pochło­nięty teo­rią libido, wska­zy­wał na koniecz­ność ana­li­zo­wa­nia w pierw­szej kolej­no­ści obron­nych skłon­no­ści cha­rak­teru wytwo­rzo­nych przez neu­ro­tyka.

Inne wpływy na roz­wój mojej kry­tycz­nej postawy były bar­dziej ogólne. Wyja­śnie­nie mi pew­nych kon­cep­cji filo­zo­ficz­nych przez Maxa Hor­khe­ima pomo­gło mi zro­zu­mieć myślowe prze­słanki teo­rii Freuda. Więk­sza wol­ność od dogma­tycz­nego myśle­nia, jaką zna­la­złam w tym kraju (tj. w Sta­nach Zjed­no­czo­nych) zdjęła ze mnie obo­wią­zek trak­to­wa­nia teo­rii psy­cho­ana­li­tycz­nych jako twier­dzeń nie­kwe­stio­no­wa­nych i dała mi odwagę podą­ża­nia w kie­runku, które uzna­łam za słuszny. Co wię­cej, pozna­nie kul­tury, która pod wie­loma wzglę­dami różni się od euro­pej­skiej, uświa­do­miło mi, że wiele kon­flik­tów neu­ro­tycz­nych zde­ter­mi­no­wa­nych jest przez uwa­run­ko­wa­nia kul­tu­rowe. Moją wie­dzę w tym zakre­sie posze­rzyła zna­jo­mość prac Eri­cha Fromma, który w serii arty­ku­łów i wykła­dów skry­ty­ko­wał brak kul­tu­rowego uwa­run­ko­wa­nia w pra­cach Freuda. Fromm umoż­li­wił mi rów­nież nowe spoj­rze­nie na wiele pro­ble­mów psy­cho­lo­gii jed­nostki, jak na przy­kład fun­da­men­talne zna­cze­nie, jakie utrata poczu­cia samego sie­bie ma w ner­wicy. Żałuję, że kiedy pisa­łam tę książkę, nie uka­zała się jesz­cze dru­kiem jego sys­te­ma­tyczna pre­zen­ta­cja roli czyn­ni­ków spo­łecz­nych w psy­cho­lo­gii, przez co nie mogę go zacy­to­wać w wielu miej­scach, w któ­rych chciał­bym to zro­bić.

Korzy­stam z oka­zji, by wyra­zić swoją wdzięcz­ność Eli­za­beth Todd, która zre­da­go­wała tekst i była mi bar­dzo pomocna zarówno dzięki kon­struk­tyw­nej kry­tyce, jak i suge­stiom doty­czą­cym bar­dziej przej­rzy­stej orga­ni­za­cji mate­riału. Podzię­ko­wa­nia należą się rów­nież mojej sekre­tarce, Marie Levy, któ­rej nie­stru­dzona praca i bły­sko­tliwy umysł słu­żyły mi nie­oce­nioną pomocą. Czuję się rów­nież dłuż­niczką Alice Schulz, która pomo­gła mi lepiej zro­zu­mieć język angiel­ski.

ROZ­DZIAŁ I

Podstawy psychoanalizy

Zda­nia na temat tego, jakie są pod­sta­wowe zasady psy­cho­lo­gii Freuda, są podzie­lone. Czy jest to próba uczy­nie­nia z psy­cho­lo­gii nauki przy­rod­ni­czej, czy próba przy­pi­sa­nia naszych uczuć i dążeń źró­dłom „popę­do­wym”? Czy jest to roz­sze­rze­nie poję­cia sek­su­al­no­ści, które spo­tkało się z tak wiel­kim obu­rze­niem moral­nym? Czy jest to prze­ko­na­nie o gene­ral­nym zna­cze­niu kom­pleksu Edypa? Czy może zało­że­nie, że oso­bo­wość dzieli się na „id”, „ego” i „super­ego”? Czy jest to kon­cep­cja o powta­rza­ją­cych się w ciągu życia wzor­cach ukształ­to­wa­nych w dzie­ciń­stwie i ocze­ki­wa­niu wyle­cze­nia poprzez ponowne prze­ży­cie wcze­snych doświad­czeń?

Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że wszyst­kie te ele­menty są waż­nymi skład­ni­kami psy­cho­lo­gii Freuda. Jed­nak od subiek­tyw­nego war­to­ścio­wa­nia zależy, czy zosta­nie im przy­pi­sane cen­tralne miej­sce w całym sys­te­mie, czy też uzna się je za dru­go­rzędne roz­wa­ża­nia teo­re­tyczne. Jak wykażę w dal­szej czę­ści, wszyst­kie te teo­rie pod­le­gają kry­tyce i powinny być trak­to­wane raczej jako histo­ryczny balast, jaki nie­sie ze sobą psy­cho­ana­liza, niż jako jej istota.

Jakie są zatem kon­struk­tywne i – jeśli mogę zary­zy­ko­wać prze­wi­dy­wa­nie dal­szego roz­woju – nie­prze­mi­ja­jące war­to­ści, które Freud wniósł do psy­cho­lo­gii i psy­chia­trii? Ujmu­jąc rzecz nader ogól­ni­kowo: od czasu fun­da­men­tal­nych odkryć Freuda nie doko­nano niczego istot­nego w dzie­dzi­nie psy­cho­lo­gii i psy­cho­te­ra­pii, co nie wyko­rzy­sty­wa­łoby tych odkryć jako pożywki dla obser­wa­cji i prze­my­śleń; gdy zostały one odrzu­cone, war­tość nowych odkryć zma­lała.

Jedną z trud­no­ści w pre­zen­to­wa­niu pod­sta­wo­wych pojęć jest to, że czę­sto­kroć są one uwi­kłane w dys­ku­syjne dok­tryny. Aby uka­zać istotną treść tych pojęć, należy pozba­wić je pew­nych teo­re­tycz­nych impli­ka­cji. Z tego powodu to, co może wyglą­dać na popu­la­ry­za­tor­ską pre­zen­ta­cję, jest celową próbą wyja­śnie­nia ele­men­tar­nych zasad.

Za naj­bar­dziej fun­da­men­talne i zna­czące z odkryć Freuda uwa­żam jego teo­rie mówiące o tym, że pro­cesy psy­chiczne są ści­śle zde­ter­mi­no­wane, że dzia­ła­nia i uczu­cia mogą być deter­mi­no­wane przez nie­świa­dome motywy oraz że kie­ru­jące nami motywy to siły emo­cjo­nalne. Ponie­waż kon­cep­cje te są wza­jem­nie powią­zane, można zacząć mniej lub bar­dziej arbi­tral­nie od dowol­nej z nich. Wydaje mi się jed­nak, że na pierw­sze miej­sce zasłu­guje kon­cep­cja nie­świa­domej moty­wa­cji, jeśli zosta­nie potrak­to­wana poważ­nie. Należy ona do tych teo­rii, które są powszech­nie akcep­to­wane, ale któ­rych kon­se­kwen­cji czę­sto nie rozu­mie się do końca. Praw­do­po­dob­nie trudno jest ją zrozu­mieć każ­demu, kto nie doświad­czył odkry­cia w sobie postaw lub celów, któ­rych siły wcze­śniej sobie nie uświa­da­miał.

Kry­tycy psy­cho­ana­lizy twier­dzą, że w rze­czy­wi­sto­ści ni­gdy nie odkry­wamy mate­riału, któ­rego pacjent byłby cał­ko­wi­cie nie­świa­domy, że w isto­cie czuje on jego ist­nie­nie, a tylko nie wie, jak bar­dzo wpływa on na jego życie. Aby wyja­śnić tę kwe­stię, przy­po­mnijmy sobie, co tak naprawdę się dzieje, gdy ujaw­niona zosta­nie jakaś dotych­czas nie­uświa­do­miona postawa. Posłużmy się typo­wym przy­kła­dem: na pod­sta­wie obser­wa­cji doko­na­nych w cza­sie spo­tkań z pacjen­tem, mówi się mu, że robi wra­że­nie osoby, która nie może popeł­niać błę­dów, zawsze musi mieć rację i wie­dzieć wszystko lepiej niż wszy­scy inni, i że te swoje skłon­no­ści ukrywa pod przy­krywką racjo­nal­nego scep­ty­cy­zmu. Kiedy pacjent uświa­da­mia sobie, że ta suge­stia może być trafna, być może zda sobie sprawę, że pod­czas lek­tury kry­mi­na­łów eks­cy­tuje go nie­omyl­ność obser­wa­cji i wnio­sków detek­tywa, że w szkole śred­niej był bar­dzo ambitny, że ni­gdy nie jest dobry w dys­ku­sji i że łatwo ulega opi­niom innych, ale może godzi­nami roz­my­ślać o rze­czach, które powi­nien był powie­dzieć, że raz, po błęd­nym odczy­ta­niu roz­kładu zajęć był bar­dzo zde­ner­wo­wany, że zawsze odczuwa opór przed powie­dze­niem lub napi­sa­niem cze­goś, co może budzić wąt­pli­wo­ści, a zatem nie jest tak pro­duk­tywny, jak mógłby być, że jest wraż­liwy na każdą formę kry­tyki, że czę­sto wątpi we wła­sną inte­li­gen­cję, że cierpi nie­ludzko, gdy nie jest w sta­nie od razu pojąć sztu­czek poka­zy­wa­nych przez magika.

Czego zatem pacjent był świa­domy, a czego nie? Cza­sami uświa­da­miał sobie, jak bar­dzo ważne jest dla niego, aby „mieć rację”, lecz w żad­nym stop­niu nie był świa­domy wpływu tej postawy na swoje życie. Uwa­żał to za nie­istotną oso­bli­wość. Nie zda­wał sobie rów­nież sprawy z tego, że nie­które z jego waż­nych reak­cji i zaha­mo­wań były w jakiś spo­sób z tym powią­zane. Nie wie­dział też, oczy­wi­ście, dla­czego zawsze musi mieć rację. Ozna­cza to, że pacjent nie jest świa­dom wszyst­kich czyn­ni­ków waż­nych w tym wzglę­dzie.

Zastrze­że­nia doty­czące kon­cep­cji nie­świa­do­mego motywu są wygła­szane ze zbyt for­ma­li­stycz­nego punktu widze­nia. Świa­do­mość zaj­mo­wa­nej postawy obej­muje nie tylko wie­dzę o jej ist­nie­niu, ale także wie­dzę o jej sile i wpły­wie oraz wie­dzę o jej kon­se­kwen­cjach i funk­cjach, które pełni. Jeśli tej wie­dzy bra­kuje, ozna­cza to, że postawa jest nie­świa­doma, nawet jeśli cza­sami prze­bły­ski wie­dzy docie­rały do świa­do­mo­ści. Kolejne zastrze­że­nie, że ni­gdy nie odkry­wamy żad­nych praw­dzi­wie nie­świa­do­mych skłon­no­ści, jest w wielu przy­pad­kach sprzeczne z fak­tami. Weźmy przy­kład pacjenta, któ­rego świa­doma postawa wobec innych jest taka, że lubi ich wszyst­kich bez­kry­tycz­nie. Nasze stwier­dze­nie, że w isto­cie rze­czy on ich nie lubi, a jedy­nie czuje się w obo­wiązku ich lubić, może tra­fiać w samo sedno; ma poczu­cie, że zawsze był tego nie­ja­sno świa­dom, ale nie miał odwagi się do tego przy­znać. Nawet kolejna suge­stia, że jego domi­nu­ją­cym uczu­ciem wobec innych jest pogarda, może nie być dla niego cał­ko­wi­cie nowym odkry­ciem; wie­dział, że cza­sami gar­dzi innymi, ale nie zda­wał sobie sprawy z głębi i siły tych uczuć. Ale nasze następne stwier­dze­nie, że jego pogarda wobec innych jest kon­se­kwen­cją jego skłon­no­ści do lek­ce­wa­że­nia ludzi może wydać mu się cał­ko­wi­cie nowa.

Zna­cze­nie kon­cep­cji Freuda nie­uświa­do­mio­nej moty­wa­cji nie polega na stwier­dze­niu, że nie­świa­dome pro­cesy ist­nieją, ale na dwóch szcze­gól­nych aspek­tach tej teo­rii. Pierw­szy z nich polega na tym, że wypie­ra­nie dążeń ze świa­do­mo­ści lub nie­do­pusz­cza­nie ich do świa­do­mo­ści nie spra­wia, że nie ist­nieją i nie mogą być sku­teczne. Ozna­cza to na przy­kład, że możemy być nie­za­do­wo­leni lub przy­gnę­bieni i nie wiemy, dla­czego; że możemy podej­mo­wać naj­waż­niej­sze decy­zje, nie zna­jąc ich praw­dzi­wych moty­wa­cji; że nasze zain­te­re­so­wa­nia, prze­ko­na­nia i życz­li­wość mogą być deter­mi­no­wane przez siły, któ­rych nie znamy. Dru­gim aspek­tem, jeśli oddzie­lić go od pew­nych kon­se­kwen­cji teo­re­tycz­nych, jest to, że nie­świa­dome moty­wa­cje pozo­stają nie­świa­dome, ponie­waż jeste­śmy zain­te­re­so­wani tym, by nie zda­wać sobie z nich sprawy. Skon­den­so­wana do tego ogól­nego stwier­dze­nia, teo­ria ta jest klu­czem zarówno do prak­tycz­nego, jak i teo­re­tycz­nego rozu­mie­nia zja­wisk psy­chicz­nych. Ozna­cza ona, że jeśli zosta­nie pod­jęta próba odkry­cia nie­świa­do­mych moty­wa­cji, to trzeba będzie sto­czyć walkę, ponie­waż zagro­żone stają się nie­które nasze inte­resy. Krótko mówiąc, to teo­ria „oporu”, która ma kapi­talne zna­cze­nie dla tera­pii. Róż­nice poglą­dów na naturę tych inte­re­sów, które blo­kują uświa­do­mie­nie sobie popę­dów, są sto­sun­kowo mniej ważne.

Dopiero po roz­po­zna­niu nie­świa­do­mych pro­ce­sów i ich kon­se­kwen­cji Freud mógł dojść do innego pod­sta­wo­wego prze­ko­na­nia, które od tego czasu oka­zało się naj­bar­dziej kon­struk­tywne: hipo­tezy robo­czej, że pro­cesy psy­chiczne są rów­nie ści­śle zde­ter­mi­no­wane, jak pro­cesy fizyczne. Pozwo­liło to zająć się tymi zja­wi­skami psy­chicz­nymi, które do tej pory były uwa­żane za przy­pad­kowe, pozba­wione zna­cze­nia lub tajem­ni­cze, takie jak marze­nia, fan­ta­zje i pomyłki życia codzien­nego. Zachę­ciło to do pod­ję­cia ryzy­kow­nych prób psy­cho­lo­gicz­nego zro­zu­mie­nia zja­wisk, które dotych­czas przy­pi­sy­wano bodź­com orga­nicz­nym, na przy­kład psy­chicznego pod­łoża lęków noc­nych, psy­chicz­nych kon­se­kwen­cji mastur­ba­cji, psy­chicz­nych uwa­run­ko­wań histe­rii i zabu­rzeń czyn­no­ścio­wych, psy­chicz­nych deter­mi­nan­tów zmę­cze­nia pracą. Pozwo­liło to na kon­struk­tywne podej­ście do zja­wisk, które do tej pory były przy­pi­sy­wane czyn­ni­kom zewnętrz­nym, a zatem nie wzbu­dzały żad­nego zain­te­re­so­wa­nia psy­cho­lo­gii, jak czyn­niki psy­chiczne warun­ku­jące powo­do­wa­nie wypad­ków, psy­chiczna dyna­mika przy­czyn kształ­to­wa­nia się i utrzy­my­wa­nia pew­nych nawy­ków, psy­cho­lo­giczne wyja­śnie­nie powta­rza­nia się doświad­czeń, które wcze­śniej przy­pi­sy­wano losowi.

Zna­cze­nie myśli Freuda dla pro­ble­mów tego rodzaju nie polega na tym, że zapro­po­no­wał ich roz­wią­za­nie, na przy­kład przy­mus powta­rza­nia jest z pew­no­ścią roz­wią­za­niem daleko nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cym – ale na tym, że otwo­rzył drogę do ich zro­zu­mie­nia. W isto­cie rze­czy teo­ria, że pro­cesy psy­chiczne są zde­ter­mi­no­wane, jest jed­nym z zało­żeń, bez któ­rych nie mogli­by­śmy zro­bić ani jed­nego kroku w codzien­nej pracy psy­cho­ana­li­tycz­nej. Bez niej nie mogli­by­śmy żywić nadziei na zro­zu­mie­nie choćby jed­nej z reak­cji pacjenta. Co wię­cej, pozwala nam dostrzec luki w naszym rozu­mie­niu sytu­acji pacjenta i zada­wać pyta­nia umoż­li­wia­jące peł­niej­sze jej roz­po­zna­nie. Możemy na przy­kład odkryć, że u pacjenta, który ma uro­jone poczu­cie wła­snej waż­no­ści i w kon­se­kwen­cji silne wro­gie nasta­wie­nie do ota­cza­ją­cego świata, który nie uznaje jego waż­no­ści, roz­wija się poczu­cie nie­re­al­no­ści. Odkry­wamy, że owo poczu­cie nie­re­al­no­ści roz­wija się pod­czas tych wro­gich reak­cji i możemy wstęp­nie zało­żyć, że to ode­rwa­nie od rze­czywistości sta­nowi ucieczkę w fan­ta­zję poprzez umniej­sza­nie nie­zno­śnej sytu­acji rze­czywistej. Mając jed­nak w pamięci kon­cep­cję o zde­ter­mi­no­wa­niu pro­ce­sów psy­chicz­nych, jeste­śmy w sta­nie orzec, że w naszym rozu­mo­wa­niu musi bra­ko­wać jakie­goś kon­kret­nego czyn­nika lub kom­bi­na­cji czyn­ni­ków, ponie­waż u innych pacjen­tów o ogól­nie podob­nej struk­tu­rze poczu­cie nie­re­al­no­ści się nie roz­wija.

To samo tyczy się oceny czyn­ni­ków ilo­ścio­wych. Jeśli, na przy­kład, drobny incy­dent, jak lekko znie­cier­pli­wiony ton naszego głosu, pro­wa­dzi u pacjenta do znacz­nego nasi­le­nia nie­po­koju, to dys­pro­por­cja mię­dzy przy­czyną a skut­kiem zro­dzi w umy­śle psy­cho­ana­li­tyka nastę­pu­jące pyta­nia: jeśli nie­wiel­kie i chwi­lowe znie­cier­pli­wie­nie z naszej strony może wywo­łać tak silny lęk, to czy nie jest tak, że pacjent gene­ral­nie odczuwa brak pew­no­ści wobec naszego do niego sto­sunku; co więc tłu­ma­czy to natę­że­nie lęku? Dla­czego nasz sto­su­nek do niego jest dla niego tak ważny? Czy czuje się on cał­ko­wi­cie od nas zależny, a jeśli tak, to dla­czego? Czy odczuwa tak ogromną nie­pew­ność we wszyst­kich swo­ich rela­cjach, czy też są jakieś szcze­gólne czyn­niki, które inten­sy­fi­kują jego lęk w rela­cji z nami? Krótko mówiąc, hipo­teza robo­cza, że pro­cesy psy­chiczne są ści­śle zde­ter­mi­no­wane, daje nam okre­śloną wska­zówkę i zachęca do zgłę­bie­nia powią­zań psy­cho­lo­gicz­nych.

Trze­cia pod­sta­wowa zasada myśle­nia psy­cho­ana­li­tycz­nego, wyni­ka­jąca czę­ściowo w dwóch już wspo­mnia­nych, została nazwana dyna­miczną kon­cep­cją oso­bo­wo­ści. Dokład­niej rzecz ujmu­jąc, jest to ogólne zało­że­nie, że nasze postawy i zacho­wa­nia moty­wo­wane są przez siły emo­cjo­nalne oraz zało­że­nie szcze­gó­łowe, że aby zro­zu­mieć jaką­kol­wiek struk­turę oso­bo­wo­ści, musimy roz­po­znać emo­cjo­nalne popędy o cha­rak­te­rze kon­flik­to­wym.

Jeśli cho­dzi o zało­że­nie ogólne, nie ma potrzeby pod­kre­ślać jego war­to­ści kon­struk­tyw­nej ani zde­cy­do­wa­nej wyż­szo­ści nad kon­cep­cjami psy­cho­lo­gicz­nymi racjo­nal­nych moty­wa­cji, odru­chów warun­ko­wych i kształ­to­wa­nia nawy­ków. Według Freuda te siły popę­dowe mają cha­rak­ter instynk­towny: sek­su­alny lub destruk­cyjny. Jeśli jed­nak odrzu­cimy te aspekty teo­re­tyczne i zastą­pimy „libido” popę­dami emo­cjo­nal­nymi, impul­sami, potrze­bami lub namięt­no­ściami, dostrze­żemy zasad­ni­cze jądro zało­że­nia i doce­nimy jego war­tość dla rozu­mie­nia oso­bo­wo­ści.

Bar­dziej szcze­gó­łowe zało­że­nie o zna­cze­niu wewnętrz­nych kon­flik­tów stało się klu­czem do zro­zu­mie­nia ner­wic. Dys­ku­syjna część tego odkry­cia doty­czy natury zaan­ga­żo­wa­nych kon­flik­tów. Dla Freuda są to kon­flikty mię­dzy „popę­dami” a „ego”. Powią­zał swoją teo­rię popę­dów z kon­cep­cją kon­flik­tów i to połą­cze­nie stało się przed­mio­tem bru­tal­nych ata­ków. Ja rów­nież uwa­żam ukie­run­ko­wa­nie Freuda na popęd za jedną z naj­więk­szych prze­szkód w roz­woju psy­cho­ana­lizy. Pod wpły­wem tych pole­mik jed­nak nastą­piło prze­nie­sie­nie naci­sku z zasad­ni­czej czę­ści kon­cep­cji – cen­tral­nej roli kon­flik­tów – na część dys­ku­syjną, czyli teo­rię popę­dów. Nie jest teraz celowe obszerne wyja­śnia­nie, dla­czego przy­pi­suję tej kon­cep­cji fun­da­men­talne zna­cze­nie, ale w toku całej książki szcze­gó­łowo wykażę, że nawet jeśli odrzuci się całą teo­rię popę­dów, pozo­sta­nie fak­tem, że ner­wice są w grun­cie rze­czy skut­kiem kon­flik­tów. Dostrze­że­nie tego, pomimo prze­szkód wyni­ka­ją­cych z zało­żeń teo­re­tycz­nych, jest świa­dec­twem wizji Freuda.

Freud nie tylko odkrył, jak ważne są nie­świa­dome pro­cesy dla kształ­to­wa­nia się cha­rak­teru i ner­wic, lecz rów­nież wiele nas nauczył o dyna­mice tych pro­ce­sów. Wypy­cha­nie ze świa­do­mo­ści jakie­goś afektu lub impulsu Freud nazwał repre­sją (wypar­ciem). Mecha­nizm repre­sji można porów­nać do stru­siej poli­tyki: wypie­rany afekt lub impuls jest tak samo silny jak wcze­śniej, ale my „uda­jemy”, że nie ist­nieje. Jedyna róż­nica mię­dzy repre­sją a uda­wa­niem, w potocz­nym rozu­mie­niu tego słowa, polega na tym, że w pierw­szym przy­padku jeste­śmy subiek­tyw­nie prze­ko­nani, że ten impuls naprawdę nie ist­nieje. Samo wypie­ra­nie impulsu, jeśli ma on jakieś zna­cze­nie, zwy­kle nie wystar­cza, aby go powstrzy­mać. Trzeba się­gnąć po inne mecha­ni­zmy obronne. Można je podzie­lić na dwie ogólne grupy: te, które powo­dują zmianę samego popędu i te, które jedy­nie zmie­niają jego kie­ru­nek.

Ści­śle rzecz ujmu­jąc, tylko pierw­sza grupa mecha­ni­zmów obron­nych zasłu­guje w pełni na miano wypar­cia, ponie­waż wywo­łuje fak­tyczny brak świa­do­mo­ści ist­nie­nia okre­ślo­nego afektu lub impulsu. Dwa główne rodzaje mecha­ni­zmów obron­nych, dzięki któ­rym powstaje ten sku­tek, to for­ma­cja reak­tywna (reak­cja upo­zo­ro­wana) i pro­jek­cja. For­ma­cja reak­tywna może mieć cha­rak­ter kom­pen­sa­cyjny. Wewnętrzne okru­cień­stwo może być kom­pen­so­wane oka­zy­wa­niem na zewnątrz nad­mier­nej życz­li­wo­ści. Skłon­ność do wyko­rzy­sty­wa­nia innych, jeśli została wyparta, może prze­mie­nić się w postawę nazbyt umiar­ko­wa­nych wyma­gań lub nie­śmia­ło­ści w for­mu­ło­wa­niu wszel­kich próśb. Ist­nie­jąca wypie­rana nie­chęć może ukry­wać się pod pozo­rem braku zain­te­re­so­wa­nia; wyparte pra­gnie­nie miło­ści – pod postawą „nie zależy mi na tym”.

Ten sam sku­tek osiąga się poprzez pro­jek­cję afektu na innych. Mecha­nizm pro­jek­cji nie różni się zasad­ni­czo od skłon­no­ści do naiw­nego zakła­da­nia, że inni czują lub reagują w taki sam spo­sób, jak my. Nie­kiedy pro­jek­cja ogra­ni­cza się wyłącz­nie do tego. Na przy­kład, jeśli pacjent gar­dzi sobą, gdyż wcho­dzi w roz­ma­itego rodzaju kon­flikty, musi zakła­dać, że psy­cho­ana­li­tyk podob­nie nim pogar­dza. Jak dotąd pro­jek­cja nie jest w żaden spo­sób zwią­zana z nie­świa­do­mymi pro­ce­sami. Ale prze­ko­na­nie, że jakiś impuls lub uczu­cie wystę­puje u kogoś innego może słu­żyć zaprze­cze­niu ich ist­nie­nia w nas samych. Takie prze­miesz­cze­nie ma wiele zalet. Jeśli, na przy­kład, mąż pro­jek­tuje na żonę swoje pra­gnie­nia roman­sów poza­mał­żeń­skich, nie tylko usuwa ten impuls ze swo­jej świa­do­mo­ści, lecz rów­nież może czuć się lep­szy od żony i też uspra­wie­dli­wiony w wyła­do­wy­wa­niu na niej w for­mie podej­rzeń i wyrzu­tów wszel­kiego rodzaju skąd­inąd nie­uza­sad­nio­nych wro­gich afek­tów.

Z powodu wszyst­kich tych korzy­ści ten mecha­nizm obronny czę­sto wystę­puje. Jedyny waru­nek, jaki należy uczy­nić, nie jest by­naj­mniej kry­tyką tej kon­cep­cji, ale ostrze­że­niem, aby nie inter­pre­to­wać niczego jako pro­jek­cji bez dowo­dów na to, a także aby nie­zwy­kle skru­pu­lat­nie i ostroż­nie poszu­ki­wać tych czyn­ni­ków, które są pro­jek­to­wane. Jeśli, na przy­kład, pacjent mocno wie­rzy, że psy­cho­ana­li­tyk go nie lubi, uczu­cie to może być pro­jek­cją nie­chęci pacjenta do psy­cho­ana­li­tyka, ale może też być pro­jek­cją jego wła­snej nie­chęci do samego sie­bie. Wresz­cie, może to wcale nie być pro­jek­cja, a jedy­nie spo­sób na uspra­wie­dli­wie­nie braku emo­cjo­nal­nego zaan­ga­żo­wa­nia pacjenta w rela­cję z psy­cho­ana­li­tykiem, w sytu­acji, gdy uważa, że pociąga ona za sobą zagro­że­nie zależ­no­ści.

Druga grupa mecha­ni­zmów obron­nych nie zmie­nia samego impulsu, nato­miast zmie­nia jego kie­ru­nek. Wypar­ciu pod­lega tu nie sam afekt, a jego zwią­zek z okre­śloną osobą lub sytu­acją. Emo­cja ulega oddzie­le­niu od osoby lub sytu­acji na jeden z wielu spo­so­bów, z któ­rych naj­waż­niej­sze są te wymie­nione poni­żej.

Po pierw­sze, afekt zwią­zany z jakąś osobą może zostać prze­nie­siony na kogoś innego. Ze zja­wi­skiem tym mamy naj­czę­ściej do czy­nie­nia w przy­padku gniewu wywo­ła­nego zwy­kle przez strach przed osobą, wobec któ­rej fak­tycz­nie odczu­wany jest gniew, lub zależ­ność od niej. Powo­dem może być rów­nież mgli­sta świa­do­mość, że gniew wobec kon­kret­nej osoby nie jest uspra­wie­dli­wiony. W związku z tym gniew może zostać prze­nie­siony na ludzi, któ­rych dana osoba się nie boi, jak dzieci lub słu­żące, na ludzi, od któ­rych nie jest zależna, jak teścio­wie czy pra­cow­nicy, lub na osoby, wobec któ­rych gniew można uza­sad­nić, jak w przy­padku prze­nie­sie­nia gniewu z męża na kel­nera, który oszu­kał na rachunku. Ponadto, jeśli dana osoba czuje iry­ta­cję na samą sie­bie, jej iry­ta­cja może zwró­cić się prze­ciwko komu­kol­wiek z jej oto­cze­nia.

Po dru­gie, afekt doty­czący jakiejś osoby może zostać prze­nie­siony na rze­czy, zwie­rzęta, czyn­no­ści i sytu­acje. Powszech­nie zna­nym przy­kła­dem jest prze­nie­sie­nie przy­czyny iry­ta­cji na muchę na ścia­nie. Gniew może rów­nież zostać prze­nie­siony z danej osoby na idee lub dzia­ła­nia, które ona ceni. Rów­nież w tym przy­padku przy­datna oka­zuje się zasada, że pro­cesy psy­chiczne są zde­ter­mi­no­wane, ponie­waż wybór obiektu, na który prze­miesz­czany jest afekt, jest ści­śle zde­ter­mi­no­wany. Jeśli, na przy­kład, żona czuje, że jest cał­ko­wi­cie oddana swo­jemu mężowi, a urazę, którą do niego czuje, prze­nosi na pracę męża, może się oka­zać, że czyn­ni­kiem deter­mi­nu­ją­cym prze­nie­sie­nie nie­chęci z męża na jego pracę jest jej pra­gnie­nie posia­da­nia go w cało­ści wyłącz­nie dla sie­bie.

Po trze­cie, afekt zwią­zany z inną osobą może zostać zwró­cony na samego sie­bie. Zna­ko­mi­tym przy­kła­dem są zarzuty wobec innych, które przy­bie­rają postać samo­oskar­żeń. Zasługą tej kon­cep­cji jest to, że Freud zwró­cił uwagę na pro­blem, który jest klu­czowy w wielu ner­wi­cach. Z obser­wa­cji mia­no­wi­cie wynika, że zacho­dzi czę­sty zwią­zek mię­dzy nie­zdol­no­ścią ludzi do wyra­ża­nia kry­tyki lub żalu wobec innych czy czy­nie­nia im wyrzu­tów a ich skłon­no­ścią do szu­ka­nia winy w sobie.

Po czwarte, afekt zwią­zany z kon­kretną osobą lub sytu­acją może być bar­dzo ogól­ni­kowy i nie­ja­sny. Kon­kretna złość na sie­bie lub innych może na przy­kład prze­ja­wiać się jako ogólny, nie­pre­cy­zyjny stan iry­ta­cji. Nie­po­kój zwią­zany z okre­ślo­nym dyle­ma­tem może obja­wiać się jako nie­ja­sny lęk bez żad­nej kon­kret­nej tre­ści.

Kolejna grupa odkryw­czych infor­ma­cji powią­zana jest z pyta­niem, w jaki spo­sób można roz­ła­do­wać afekty znaj­du­jące się poza świa­do­mo­ścią. Freud dostrzegł cztery spo­soby.

Po pierw­sze, wszyst­kie powyż­sze mecha­ni­zmy obronne, choć służą ukry­wa­niu przed świa­do­mo­ścią afektu lub jego praw­dzi­wego zna­cze­nia i ukie­run­ko­wa­nia, pozwa­lają mu się ujaw­nić, choć nie­kiedy w spo­sób pośredni. Na przy­kład nado­pie­kuń­cza matka może wła­śnie poprzez swoją nad­mierną opie­kuń­czość roz­ła­do­wać silną emo­cję wro­go­ści. Jeśli wro­gość jest pro­jek­to­wana na kogoś innego, osoba na­dal może wyła­do­wy­wać wła­sną wro­gość jako odpo­wiedź na domnie­maną wro­gość innych. Jeśli afekt jest jedy­nie prze­miesz­czany, może być mimo to roz­ła­do­wy­wany, choć w złym kie­runku.

Po dru­gie, wyparte uczu­cia lub popędy mogą zna­leźć swój wyraz, jeśli uda się je zra­cjo­na­li­zo­wać, lub, mówiąc bar­dziej popraw­nie, jak ujął to Erich Fromm, jeśli zostaną przed­sta­wione w postaci spo­łecz­nie akcep­to­wa­nej1. Ten­den­cja do posia­da­nia lub domi­na­cji może być wyra­żona w kate­go­riach miło­ści; oso­bi­sta ambi­cja – w kate­go­riach odda­nia spra­wie; ten­den­cja do depre­cjo­no­wa­nia – w kate­go­riach inte­li­gent­nego scep­ty­cy­zmu; wroga agre­sja –  w kate­go­riach obo­wiązku mówie­nia prawdy. Choć w nie­do­pra­co­wa­nej postaci mecha­nizm racjo­na­li­za­cji był znany od zawsze, Freud nie tylko ujaw­nił jego zakres i wyra­fi­no­wane spo­soby jego wyko­rzy­sty­wa­nia, lecz rów­nież nauczył nas korzy­stać zeń sys­te­ma­tycz­nie w celu odkry­wa­nia w ramach tera­pii nie­świa­do­mych popę­dów.

W związku z tym ostat­nim aspek­tem ważne jest, aby wie­dzieć, że racjo­na­li­za­cja jest wyko­rzy­sty­wana rów­nież dla utrzy­ma­nia i uza­sad­nie­nia pozy­cji obron­nych. Nie­zdol­ność do oskar­że­nia kogoś lub do obrony wła­snych inte­re­sów może w świa­do­mo­ści przy­jąć postać życz­li­wego sza­no­wa­nia uczuć innych ludzi lub zdol­ność rozu­mie­nia ich. Nie­chęć do uzna­nia dzia­ła­nia w sobie jakich­kol­wiek nie­świa­do­mych sił może zostać zra­cjo­na­li­zo­wana jako wystrze­ga­nie się grzesz­nej nie­wiary w wolną wolę. Nie­zdol­ność do się­ga­nia po to, czego się pra­gnie może wyda­wać się bez­in­te­re­sow­no­ścią; hipo­chon­dryczna obawa –  obo­wiąz­kiem dba­nia o sie­bie.

War­to­ści tej kon­cep­cji nie umniej­sza fakt, że w prak­tyce jest ona czę­sto nie­wła­ści­wie uży­wana. Nie można mieć za złe dobremu skal­pe­lowi, że można nim wyko­ny­wać złe ope­ra­cje. Należy jed­nak mieć świa­do­mość, że praca z mecha­ni­zmem racjo­na­li­za­cji to praca z nie­bez­piecz­nym narzę­dziem. Nie wolno więc zakła­dać bez dowo­dów, że pre­zen­to­wana postawa lub prze­ko­na­nie jest racjo­na­li­za­cją cze­goś innego. Racjo­na­li­za­cja zacho­dzi wtedy, gdy praw­dziwe motywy dzia­ła­nia są inne niż te zakła­dane w świa­do­mo­ści. Jeśli, na przy­kład, ktoś nie akcep­tuje trud­nego, ale dobrze płat­nego sta­no­wi­ska, ponie­waż musiałby odstą­pić od swo­ich prze­ko­nań, być może naprawdę czuje, że jego prze­ko­na­nia są tak głę­bo­kie, iż ich obrona jest dla niego waż­niej­sza niż zysk finan­sowy lub pre­stiż. Być może jed­nak główną moty­wa­cją jego decy­zji nie są prze­ko­na­nia, mimo że ma takowe, ale obawa, że nie będzie w sta­nie spro­stać wymo­gom sta­no­wi­ska lub że narazi się na kry­tykę bądź atak. W tym dru­gim przy­padku przy­jąłby sta­no­wi­sko pomimo koniecz­nych kom­pro­mi­sów, gdyby nie jego obawy. Moż­liwe są, rzecz jasna, róż­nego typu waria­cje połą­czeń tych dwóch rodza­jów moty­wa­cji. O racjo­na­li­za­cji możemy mówić tylko wtedy, gdy te obawy są fak­tycz­nie bar­dziej domi­nu­ją­cym moty­wem. Wska­zówką suge­ru­jącą, by nie ufać świa­do­mej moty­wa­cji, może być na przy­kład nasza wie­dza o tym, że w innych przy­pad­kach dana osoba nie wahała się iść na kom­pro­mis.

Po trze­cie, wyparte uczu­cia lub myśli mogą się prze­ja­wiać w zacho­wa­niach mimo­wol­nych. Freud wska­zał na takie prze­jawy w opi­sach swo­ich odkryć doty­czą­cych psy­cho­lo­gii dow­cipu i pomy­łek życia codzien­nego; odkry­cia te, choć dys­ku­syjne w wielu szcze­gó­łach, stały się waż­nym źró­dłem infor­ma­cji w zakre­sie psy­cho­ana­lizy. Uczu­cia i postawy mogą być rów­nież ujaw­niane nie­umyśl­nie poprzez ton głosu i gesty, mówie­nie lub robie­nie cze­goś bez zda­wa­nia sobie sprawy z jego zna­cze­nia. Obser­wa­cje prze­pro­wa­dzone na tym polu rów­nież sta­no­wią cenną część tera­pii psy­cho­ana­li­tycz­nej.

Po czwarte wresz­cie, wyparte pra­gnie­nia lub lęki mogą powra­cać w marze­niach sen­nych i fan­ta­zjach. Wyparte pra­gnie­nie zemsty może odży­wać w snach; poczu­cie wyż­szo­ści nad kimś, któ­rego nie ma się śmia­ło­ści uznać w świa­do­mych myślach, może być reali­zo­wane w snach. Kon­cep­cja ta praw­do­po­dob­nie okaże się jesz­cze bar­dziej owocna niż dotych­czas, zwłasz­cza gdy roz­sze­rzymy ją tak, aby obej­mo­wała nie tylko kon­kretne sny i fan­ta­zje, ale także nie­świa­dome złu­dze­nia. Z punktu widze­nia tera­pii ich roz­po­zna­nie jest o tyle istotne, że to, co bar­dzo czę­sto brane było za nie­chęć pacjenta do wyzdro­wie­nia, jest czę­sto jego nie­chę­cią do porzu­ce­nia złu­dzeń.

Ponie­waż nie będę powra­cać do teo­rii marzeń sen­nych Freuda, sko­rzy­stam z oka­zji, by wska­zać to, co uwa­żam za jej nad­rzędną war­tość. Odkła­da­jąc na bok wiele szcze­gó­ło­wych wła­ści­wo­ści snów, które Freud nauczył nas rozu­mieć, za jego naj­waż­niej­szy wkład w tym wzglę­dzie uwa­żam opra­co­wa­nie przez niego hipo­tezy robo­czej, że sny są prze­ja­wem skłon­no­ści do zaspo­ko­je­nia pra­gnie­nia. Sen czę­sto daje wska­zówkę co do ist­nie­ją­cej dyna­miki, jeśli po zro­zu­mie­niu jego ukry­tej tre­ści zasta­no­wimy się, jaką skłon­ność on wyraża i jaka pod­sta­wowa potrzeba spra­wiła ujaw­nie­nie się tej kon­kret­nej ten­den­cji.

Załóżmy, posłu­gu­jąc się uprosz­czo­nym przy­kła­dem, że istotą marze­nia sen­nego pacjenta jest obraz psy­cho­ana­li­tyka jako igno­ranta, osoby zaro­zu­mia­łej i brzyd­kiej. Zało­że­nie, że w marze­niach sen­nych ujaw­niają się skłon­no­ści, poka­zuje nam, po pierw­sze, że ten sen odzwier­cie­dla ten­den­cję do lek­ce­wa­że­nia, powiedzmy, opi­nii, a po dru­gie, że musimy szu­kać rze­czy­wi­stej przy­czyny, która skła­nia pacjenta do dys­kre­dy­to­wa­nia psy­cho­ana­li­tyka. To poszu­ki­wa­nie może z kolei pro­wa­dzić do stwier­dze­nia, że pacjent poczuł się upo­ko­rzony przez coś, co powie­dział psy­cho­ana­li­tyk lub że poczuł, iż zagro­żona jest jego domi­na­cja i może ją utrzy­mać poprzez depre­cjo­no­wa­nie psy­cho­ana­li­tyka. Roz­po­zna­nie takiej sekwen­cji reak­cji może zro­dzić kolejne pyta­nie, czy jest to typowy spo­sób reago­wa­nia pacjenta. W ner­wi­cach naj­waż­niej­szą funk­cją snów jest próba uśmie­rze­nia obawy lub zna­le­zie­nia kom­pro­mi­so­wych roz­wią­zań dla kon­flik­tów nie­roz­wią­zy­wal­nych w życiu real­nym. Jeśli taka próba się nie powie­dzie, może poja­wić się sen lękowy.

Teo­ria marzeń sen­nych Freuda była czę­sto kry­ty­ko­wana. Wydaje mi się jed­nak, że czę­sto mylone były dwa aspekty tych pole­mik: zasada, zgod­nie z którą należy doko­ny­wać inter­pre­ta­cji oraz już same inter­pre­ta­cje. Freud dał nam meto­do­lo­giczne punkty widze­nia, które z koniecz­no­ści mają cha­rak­ter for­malny. Fak­tyczne wyniki uzy­skane na pod­sta­wie tych zasad będą cał­ko­wi­cie zale­żeć od tego, jakie popędy, reak­cje i kon­flikty uważa się za istotne u danej osoby. Z tego powodu ta sama zasada może być pod­stawą róż­nych inter­pre­ta­cji, a róż­nice te nie pro­wa­dzą do oba­le­nia tej zasady.

Kolejna fun­da­men­talna zasługa Freuda zasa­dza się na tym, że otwo­rzył on drogę do zro­zu­mie­nia natury lęku neu­ro­tycz­nego i roli, jaką odgrywa on w ner­wi­cach. Ponie­waż ten punkt zosta­nie szcze­gó­łowo omó­wiony póź­niej, tutaj zosta­nie jedy­nie wspo­mniany.

Z tego samego powodu mogę krótko stre­ścić usta­le­nia Freuda doty­czące wpływu doświad­czeń z dzie­ciń­stwa. Sporne aspekty tych odkryć doty­czą głów­nie trzech zało­żeń: że odzie­dzi­czony sys­tem reak­cji jest waż­niej­szy niż wpływ śro­do­wi­ska, że doświad­cze­nia, które mają wpływ, są natury sek­su­al­nej i że póź­niej­sze doświad­cze­nia są w dużej mie­rze powtó­rze­niem tych z dzie­ciń­stwa. Nawet jed­nak po odrzu­ce­niu tych spor­nych kwe­stii istota odkryć Freuda się nie zmie­nia: cha­rak­ter i ner­wice są kształ­to­wane przez wcze­sne doświad­cze­nia w stop­niu, z jakiego dotych­czas nie zda­wano sobie sprawy. Nie ma potrzeby pod­kre­śla­nia, jak bar­dzo rewo­lu­cyjny wpływ odkry­cie to miało nie tylko na psy­chia­trię, ale także na edu­ka­cję i etno­lo­gię.

Powód, dla któ­rego wśród spor­nych kwe­stii wymie­niony został nacisk kła­dziony przez Freuda na doświad­cze­nia sek­su­alne zosta­nie omó­wiony póź­niej. Pomimo wszyst­kich zastrze­żeń co do oceny sek­su­al­no­ści przez Freuda, nie należy zapo­mi­nać, że uto­ro­wał on drogę do roz­wa­ża­nia pro­ble­mów sek­su­al­nych w spo­sób rze­czowy oraz do zro­zu­mie­nia ich zna­cze­nia i wagi.

Rów­nie ważne jest to, że Freud dał nam pod­sta­wowe narzę­dzia meto­do­lo­giczne tera­pii. Główne kon­cep­cje, które przy­czy­niły się do roz­woju tera­pii psy­cho­ana­li­tycz­nej to te odno­szące się do prze­nie­sie­nia, oporu i metody wol­nych sko­ja­rzeń.

Kon­cep­cja prze­nie­sie­nia – ode­rwana od teo­re­tycz­nych kon­tro­wer­sji doty­czą­cych tego, czy prze­nie­sie­nie jest zasad­ni­czo powtó­rze­niem postaw z dzie­ciń­stwa – zakłada, że obser­wa­cja, zro­zu­mie­nie i omó­wie­nie emo­cjo­nal­nych reak­cji pacjenta na sytu­ację psy­cho­ana­li­tyczną sta­no­wią naj­prost­szą drogą do osią­gnię­cia zro­zu­mie­nia struk­tury jego cha­rak­teru, a co za tym idzie – jego trud­no­ści. Stała się ona naj­po­tęż­niej­szym, a nawet nie­zbęd­nym narzę­dziem tera­pii ana­li­tycz­nej. Sądzę, że pomi­ja­jąc już jej war­tość dla tera­pii, przy­szłość psy­cho­ana­lizy zależy w dużej mie­rze od uważ­niej­szej i głęb­szej obser­wa­cji oraz zro­zu­mie­nia reak­cji pacjenta. Prze­ko­na­nie to opiera się na zało­że­niu, że istotą całej psy­cho­lo­gii czło­wieka jest zro­zu­mie­nie pro­ce­sów zacho­dzą­cych w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich. Rela­cja psy­cho­ana­li­tyczna, która jest jedną z form sto­sun­ków mię­dzy­ludz­kich, daje nam nie­spo­ty­kane moż­li­wo­ści zro­zu­mie­nia tych pro­ce­sów. Dla­tego też dokład­niej­sze i głęb­sze zro­zu­mie­nie tej jed­nej rela­cji będzie naj­więk­szym wkła­dem w psy­cho­lo­gię, jaki psy­cho­ana­liza może zaofe­ro­wać.

Przez opór rozu­mie się ener­gię, jaką jed­nostka wkłada w to, aby wyparte uczu­cia lub myśli nie prze­do­stały się do świa­do­mo­ści. Kon­cep­cja ta, jak wspo­mniano, opiera się na naszej wie­dzy, że pacjent ma wystar­cza­jące powody, aby nie uświa­da­miać sobie pew­nych popę­dów. Fakt, że są pewne kwe­stie sporne i – moim zda­niem – błędne kon­cep­cje doty­czące natury tych zain­te­re­so­wań nie umniej­sza pod­sta­wo­wego zna­cze­nia, jakim jest uzna­nie ich ist­nie­nia. Wło­żono już wiele pracy w bada­nie spo­so­bów, w jakie pacjent broni swo­ich pozy­cji, jak wal­czy, wyco­fuje się i unika pro­blemu, a im lepiej jeste­śmy w sta­nie roz­po­znać liczne indy­wi­du­alne formy tej obrony, tym szyb­sza i sku­tecz­niej­sza sta­nie się tera­pia psy­cho­ana­li­tyczna.

Szcze­gól­nym czyn­ni­kiem umoż­li­wia­ją­cym dokładną obser­wa­cję w psy­cho­ana­li­zie jest zobo­wią­za­nie pacjenta do wyra­ża­nia wszyst­kiego, co myśli lub czuje, nie­za­leż­nie od wszel­kich inte­lek­tu­al­nych lub emo­cjo­nal­nych zastrze­żeń. Zasada dzia­ła­nia tej fun­da­men­tal­nej reguły tera­pii psy­cho­ana­li­tycz­nej zasa­dza się na ist­nie­niu cią­gło­ści myśli i uczuć, nawet jeśli jej nie widać. Zmu­sza to psy­cho­ana­li­tyka do zwra­ca­nia bacz­nej uwagi na sekwen­cję poja­wia­nia się myśli i uczuć, co daje mu moż­li­wość stop­nio­wego wycią­ga­nia wstęp­nych wnio­sków co do ten­den­cji lub reak­cji, które moty­wują ujaw­nia­jące się uczu­cia pacjenta. Metoda wol­nych sko­ja­rzeń, sto­so­wana w tera­pii, należy do tych kon­cep­cji psy­cho­ana­li­tycz­nych, któ­rych poten­cjalna war­tość daleka jest od wyczer­pa­nia. Z mojego doświad­cze­nia wynika, że im głęb­sza jest nasza wie­dza o moż­li­wych reak­cjach psy­chicz­nych i powią­za­niach oraz moż­li­wych for­mach eks­pre­sji, tym bar­dziej war­to­ściowa oka­zuje się ta kon­cep­cja.

Obser­wa­cja tre­ści i kolej­no­ści wypo­wie­dzi pacjenta razem z ogólną obser­wa­cją jego zacho­wa­nia – gestów, tonu głosu itp. – pozwala wnio­sko­wać o fak­tycz­nych pro­ce­sach wywo­łu­ją­cych owo zacho­wa­nie. Jeśli te wnio­ski zostaną prze­ka­zane pacjen­towi w for­mie mniej lub bar­dziej wstęp­nych inter­pre­ta­cji, uru­cho­mią nowe sko­ja­rze­nia, potwier­dza­jąc bądź oba­la­jąc zało­że­nia psy­cho­ana­li­tyka, posze­rza­jąc je poprzez odsło­nię­cie nowych aspek­tów lub zawę­ża­jąc je do bar­dziej spe­cy­ficz­nych uwa­run­ko­wań i gene­ral­nie ujaw­nia­jąc reak­cje pacjenta na te inter­pre­ta­cje.

Meto­dzie tej zarzu­cano, że inter­pre­ta­cje są arbi­tralne, że sko­ja­rze­nia będące wyni­kiem inter­pre­ta­cji prze­ka­za­nych przez psy­cho­ana­li­tyka są przez nie pro­wo­ko­wane i rodzą się pod ich wpły­wem, a zatem całe postę­po­wa­nie ma nie­zwy­kle subiek­tywny cha­rak­ter. Jeśli jed­nak zastrze­że­nia te mają jakieś zna­cze­nie, poza nawo­ły­wa­niem o taki obiek­ty­wizm, jaki w dzie­dzi­nie psy­cho­lo­gii nie jest w ogóle moż­liwy, to jedy­nie w odnie­sie­niu do nastę­pu­ją­cej sytu­acji: błędna inter­pre­ta­cja przed­sta­wiona w auto­ry­ta­tywny spo­sób pacjen­towi podat­nemu na suge­stię może wpro­wa­dzić go w błąd w taki spo­sób, w jaki łatwo ule­ga­jący suge­stii uczeń jest prze­ko­nany, że widzi przez mikro­skop to, czego nauczy­ciel naka­zał mu szu­kać. Jest to oczy­wi­ście moż­liwe. Nie można cał­ko­wi­cie wyklu­czyć nie­bez­pie­czeń­stwa mylą­cych inter­pre­ta­cji. Można je jedy­nie zmniej­szyć. Nie­bez­pie­czeń­stwo to będzie tym mniej­sze, im więk­sza jest wie­dza i zna­jo­mość psy­cho­lo­gii psy­cho­ana­li­tyka, im mniej doszu­kuje się potwier­dze­nia usta­lo­nych teo­rii, im mniej auto­ry­ta­tywna jest jego inter­pre­ta­cja i im mniej jego wła­sne pro­blemy koli­dują z jego obser­wa­cjami. Nie­bez­pie­czeń­stwo to zmniej­szy się jesz­cze bar­dziej, gdy stale będzie brana pod uwagę poten­cjalna ustę­pli­wość pacjenta i w końcu ana­li­zo­wana.

To wstępne omó­wie­nie nie ma na celu wyczer­pu­ją­cej pre­zen­ta­cji pro­duk­tyw­nych odkryć Freuda. Doty­czy ono tylko tych pod­staw podej­ścia psy­cho­lo­gicz­nego, które w moim doświad­cze­niu oka­zały się naj­bar­dziej kon­struk­tywne. Ich pre­zen­ta­cja była sto­sun­kowo krótka, ponie­waż są to narzę­dzia, z któ­rymi pra­cuję i ponie­waż omó­wię szcze­gó­łowo ich zna­cze­nie i zasto­so­wa­nie w każ­dym kolej­nym roz­dziale. Sta­no­wią one, że tak powiem, men­talne tło całej książki. Wiele innych pio­nier­skich obser­wa­cji Freuda wskażę póź­niej.

ROZ­DZIAŁ II

Niektóre ogólne założenia rozumowania Freuda

Jedną z cech geniu­sza jest potęga wizji, a także odwaga, by dostrzec dotych­cza­sowe prze­sądy i pod­dać je ana­li­zie. W tym sen­sie, ale też w innych, Freud z pew­no­ścią zasłu­guje na miano geniu­sza. To wręcz nie­wia­ry­godne, jak czę­sto uwal­niał się od wie­lo­wie­ko­wych sche­ma­tów myśle­nia i spo­glą­dał na psy­chiczne powią­za­nia w nowym świe­tle.

Banal­nie zara­zem brzmi stwier­dze­nie, że nikt, nawet geniusz, nie może cał­ko­wi­cie wyjść poza swoje czasy, że pomimo prze­ni­kli­wo­ści jego spoj­rze­nia, jego myśle­nie jest pod wie­loma wzglę­dami uwa­run­ko­wane men­tal­no­ścią jego epoki. Roz­po­zna­nie tych uwa­run­ko­wań w pracy Freuda jest nie tylko inte­re­su­jące z histo­rycz­nego punktu widze­nia, ale także ważne dla tych, któ­rzy sta­rają się lepiej zro­zu­mieć skom­pli­ko­waną i pozor­nie nie­zro­zu­miałą struk­turę teo­rii psy­cho­ana­li­tycz­nych.

Moje zain­te­re­so­wa­nia histo­ryczne, jak rów­nież wie­dza na temat histo­rii psy­cho­ana­lizy i filo­zo­fii są zbyt ogra­ni­czone, aby pozwo­lić mi na pełne zro­zu­mie­nie tego, w jaki spo­sób myśle­nie Freuda było deter­mi­no­wane przez ide­olo­gie filo­zo­ficzne domi­nu­jące w XIX wieku lub przez szkoły psy­cho­lo­giczne tam­tych cza­sów. Moim zamia­rem jest jedy­nie skon­cen­tro­wa­nie się na pew­nych prze­słan­kach rozu­mo­wa­nia Freuda w celu lep­szego zro­zu­mie­nia jego spe­cy­ficz­nego spo­sobu podej­mo­wa­nia i roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów psy­cho­lo­gicz­nych. Ponie­waż teo­rie psy­cho­ana­li­tyczne, które zostały w dużej mie­rze ukształ­to­wane przez nie­jawne prze­słanki filo­zo­ficzne, zostaną omó­wione póź­niej, celem tego roz­działu nie jest szcze­gó­łowe prze­śle­dze­nie wpływu tych zało­żeń, ale raczej ich krótki prze­gląd.

Pierw­szą z prze­sła­nek jest bio­lo­giczna orien­ta­cja Freuda. Freud zawsze szczy­cił się tym, że jest naukow­cem i pod­kre­ślał, że psy­cho­ana­liza jest nauką. Hart­mann, który prze­pro­wa­dził dosko­nałą pre­zen­ta­cję teo­re­tycz­nych pod­staw psy­cho­ana­lizy, oświad­czył: „Naj­waż­niej­szą zaletą meto­do­lo­giczną psy­cho­lo­gii jest to, że opiera się na bio­lo­gii”2. Oce­nia­jąc na przy­kład teo­rie Adlera, Hart­mann stwier­dził, że byłoby nie­zwy­kle korzystne, gdyby Adle­rowi udało się zna­leźć orga­niczną pod­stawę dąże­nia do posia­da­nia wła­dzy, którą uwa­żał za naj­waż­niej­szy czyn­nik w ner­wi­cach.

Wpływ bio­lo­gicz­nej orien­ta­cji Freuda jest tro­jaki i prze­ja­wia się on w: jego skłon­no­ści do trak­to­wa­nia prze­ja­wów psy­chicz­nych jako rezul­tatu sił che­miczno-fizjo­lo­gicz­nych; jego ten­den­cji do trak­to­wa­nia doświad­czeń psy­chicz­nych i sekwen­cji ich wystę­po­wa­nia jako deter­mi­no­wa­nych przede wszyst­kim przez czyn­niki kon­sty­tu­cjo­nalne lub dzie­dziczne; i wresz­cie w jego skłon­no­ści do wyja­śnia­nia róż­nic psy­chicz­nych mię­dzy obiema płciami jako konsekwen­cji róż­nic ana­to­micz­nych.

Pierw­sza ten­den­cja jest czyn­ni­kiem decy­du­ją­cym w teo­rii popę­dów Freuda: teo­rii libido i teo­rii popędu śmierci. W stop­niu, w jakim jest prze­ko­nany, że życie psy­chiczne jest deter­mi­no­wane przez popędy emo­cjo­nalne i w jakim zakłada, że mają one pod­stawę fizjo­lo­giczną, należy do grona teo­re­ty­ków popę­dów3. Freud uważa popędy za wewnętrzne bodźce soma­tyczne, które nie­ustan­nie oddzia­łują i któ­rych celem jest uwal­nia­nie napię­cia. Wie­lo­krot­nie pod­kre­ślał, że taka inter­pre­ta­cja umiej­sca­wia popędy na gra­nicy pro­ce­sów orga­nicz­nych i psy­chicz­nych.

Druga ten­den­cja – nacisk na czyn­niki kon­sty­tu­cjo­nalne lub dzie­dziczne – w znacz­nym stop­niu przy­czy­niła się do opra­co­wa­nia teo­rii, zgod­nie z którą libido roz­wija się w okre­ślo­nych sta­diach deter­mi­no­wa­nych dzie­dzicz­nie: oral­nym, anal­nym, fal­licz­nym i geni­tal­nym. Teo­ria ta wywarła rów­nież zna­czący wpływ na zało­że­nie, że kom­pleks Edypa jest zja­wi­skiem powszech­nym.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Arty­kuł Eri­cha Fromma w Stu­dien über Autorität und Fami­lie. For­schungs­be­richte aus dem Insti­tut für Sozial­for­schung (1936). [wróć]

2. Heinz Hart­mann, Die Grun­dla­gen der Psy­cho­ana­lyse (1927). [wróć]

3. Fakt ten został pod­kre­ślony przez Eri­cha Fromma w nie­pu­bli­ko­wa­nym ręko­pi­sie. Ter­min „teo­re­tyk popę­dów” jest tu uży­wany w jego prze­sta­rza­łym zna­cze­niu. We współ­cze­snym zna­cze­niu ter­min „popęd” ozna­cza „dzie­dzicz­nie uwa­run­ko­wany spo­sób reago­wa­nia na okre­ślone potrzeby i bodźce zewnętrzne” (W. Trot­ter, Instincts of the Herd in Peace and War, 1916) [wróć]