Nasze wewnętrzne konflikty - Karen Horney - ebook + książka

Nasze wewnętrzne konflikty ebook

Horney Karen

0,0
32,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W książce Nasze wewnętrzne konflikty, Karen Horney rozwija dynamiczną teorię nerwicy skoncentrowaną na podstawowym konflikcie między postawami „podążania naprzód”, „podążania przeciwko” i „oddalania się od” ludzi.

Karen Horney

Niemiecka psychoanalityk i psychiatra najbardziej popularna przedstawicielka koncepcji psychodynamicznych, współtwórczyni neopsychoanalizy. W swoich pracach podkreślała społeczno-kulturowe uwarunkowania rozwoju osobowości i zaburzeń, dystansując się wobec biologizmu koncepcji Freuda.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przedmowa

Niniej­sza książka poświę­cona jest osią­gnię­ciom w dzie­dzi­nie psy­cho­ana­lizy. Napi­sa­łam ją zain­spi­ro­wana swo­imi doświad­cze­niami w pracy z moimi pacjen­tami oraz nad samą sobą. Pomimo że on przed­sta­wia teo­rie, które były przed­mio­tem badań od sze­regu lat, moje kon­cep­cje skry­sta­li­zo­wały się dopiero, gdy zabra­łam się do przy­go­to­wa­nia sze­regu wykła­dów pod auspi­cjami Ame­ry­kań­skiego Insty­tutu Psy­cho­ana­lizy. Pierw­sza seria wykła­dów poświę­cona aspek­tom tech­nicz­nym zwią­za­nych z tym zagad­nie­niem nosiła tytuł „Pro­blemy zwią­zane z tech­niką psy­cho­ana­li­tyczną” (1943 r.), nato­miast druga, która skon­cen­tro­wana była pro­ble­mom opi­sa­nym w niniej­szej książce zaty­tu­ło­wana została w 1944 r. „Inte­gra­cja oso­bo­wo­ści”. Wybrane tematy, tzn. „Inte­gra­cja oso­bo­wo­ści w tera­pii psy­cho­ana­li­tycz­nej”, „Psy­cho­lo­gia wyco­fa­nia” oraz „Zna­cze­nie skłon­no­ści sady­stycz­nych” zostały zapre­zen­to­wane w Aka­de­mii Medycz­nej oraz dla Asso­cia­tion for the Advan­ce­ment of Psy­cho­ana­ly­sis (Sto­wa­rzy­sze­nie Roz­woju Psy­cho­ana­lizy).

Mam nadzieję, że niniej­sza pozy­cja okaże się przy­datna psy­cho­ana­li­ty­kom zain­te­re­so­wa­nym w dal­szym roz­woju swo­jej wie­dzy teo­re­tycz­nej i prak­tycz­nej. Mam rów­nież nadzieję, że będą oni dzięki temu mogli prze­ka­zać kon­cep­cje zawarte w niniej­szej książce swoim pacjen­tom, a także zasto­so­wać je wobec samych sie­bie, ponie­waż postępy w dzie­dzi­nie psy­cho­ana­lizy można osią­gnąć jedy­nie ciężką pracą nad sobą i wła­snymi pro­ble­mami. Jeżeli pozo­sta­niemy bierni i oporni na zmiany, nasze teo­rie będą jedy­nie goło­słow­nymi dogma­tami.

Prze­ko­nana jestem jed­nak, że książki, któ­rych tema­tyka wykra­cza poza kwe­stie czy­sto tech­niczne czy też abs­trak­cyjne teo­rie psy­cho­lo­giczne, będą cie­szyć się popu­lar­no­ścią wśród osób, które chcą zgłę­bić wła­sną psy­chikę i dążą do dal­szego samo­roz­woju. Więk­szość z osób, które żyją w tej jakże trud­nej cywi­li­za­cji uwi­kła­nych jest w kon­flikty opi­sane w niniej­szej pozy­cji i z pew­no­ścią potrze­bują pomocy. Pomimo że poważ­nymi przy­pad­kami zabu­rzeń ner­wi­co­wych powinni zaj­mo­wać się spe­cja­li­ści na­dal uwa­żam, że jeste­śmy w sta­nie pora­dzić sobie z wła­snymi pro­ble­mami, jeżeli tylko wło­żymy w to wysi­łek.

Chcia­ła­bym przede wszyst­kim podzię­ko­wać moim pacjen­tom, ponie­waż dzięki ich współ­pracy łatwiej było mi zgłę­bić zagad­nie­nia zwią­zane z zabu­rze­niami ner­wi­co­wymi. Pra­gnę rów­nież wyra­zić wdzięcz­ność moim kole­gom i kole­żan­kom, któ­rzy zachę­cali mnie do dal­szej pracy oka­zu­jąc zain­te­re­so­wa­nie i zro­zu­mie­nie. I mam tutaj na myśli nie tylko star­szych kole­gów i star­sze kole­żanki, ale rów­nież młod­szych, któ­rzy wyszko­leni zostali w naszym Insty­tu­cie i któ­rzy bar­dzo przy­czy­nili się do owoc­nych i sty­mu­lu­ją­cych dys­ku­sji.

Chcia­ła­bym rów­nież podzię­ko­wać trzem oso­bom spoza dzie­dziny psy­cho­ana­lizy, które w szcze­gól­nych dla nich spo­sób udzie­liły mi wspar­cia w mojej pracy. Mam tutaj na myśli dr Alvina John­sona, który umoż­li­wił mi przed­sta­wie­nie moich kon­cep­cji w Nowej Szkole Badań Spo­łecz­nych w cza­sie, gdy jedyną uznaną szkołą teo­rii i prak­tyki psy­cho­ana­li­tycz­nej była metoda Freuda. Wielką pomoc oka­zała mi rów­nież Clara Mayer, dzie­kan Wydziału Filo­zo­fii i Sztuk Wyzwo­lo­nych w Nowej Szkole Badań Spo­łecz­nych. Przez wiele lat oka­zy­wała nie­ustanne zain­te­re­so­wa­nie moimi bada­niami i oma­wiała wszel­kie nowe kon­cep­cje poru­szane w mojej pracy ana­li­tycz­nej. Chcia­ła­bym rów­nież podzię­ko­wać mojemu wydawcy, W.W. Nor­to­nowi, który zawsze słu­żył mi radą w opra­co­wy­wa­niu moich ksią­żek. Nie mogę rów­nież nie wspo­mnieć Minette Kuhn, która wspie­rała mnie w lep­szej orga­ni­za­cji moich mate­ria­łów i for­mu­ło­wa­niu wnio­sków.

K. H.

Wstęp

Nie­ważne, z któ­rego miej­sca wyru­szymy i jak trudna będzie nasza droga, zawsze w końcu dotrzemy do zabu­rzeń oso­bo­wo­ści jako głów­nego źró­dła cho­roby psy­chicz­nej. To samo można by powie­dzieć o pra­wie wszyst­kich innych odkry­ciach w dzie­dzi­nie psy­cho­lo­gii: tak naprawdę odkry­wany wszystko na nowo. Poeci i filo­zo­fo­wie od dawna wie­dzieli, że wewnętrzne kon­flikty tar­gają oso­bami z zabu­rze­niami psy­chicz­nymi, a nie oso­bami zrów­no­wa­żo­nymi i spo­koj­nymi z natury. Zgod­nie z obecną nomen­kla­turą, każde zabu­rze­nie ner­wi­cowe, nie­za­leż­nie od obja­wów, to zabu­rze­nie oso­bo­wo­ści. Dla­tego też wszel­kie nasze wysiłki w bada­niach teo­re­tycz­nych i tera­pii należy skon­cen­tro­wać na lep­szym zro­zu­mie­niu struk­tury oso­bo­wo­ści neu­ro­tycz­nej.

Pro­ble­mem tym zaj­mo­wał się już Freud, choć jego podej­ście oparte na gene­tyce nie pozwo­liło mu na bar­dziej dokładne sfor­mu­ło­wa­nie zwią­za­nych z tym kwe­stii. Nato­miast udało się to innym, któ­rzy kon­ty­nu­owali i roz­wi­jali bada­nia Freuda. Byli to Franz Ale­xan­der, Otto Rank, Wil­helm Reich oraz Harald Schultz-Hencke. Nie­stety, żaden z nich nie był w sta­nie spre­cy­zo­wać rodzaju i dyna­miki tej struk­tury oso­bo­wo­ści.

Ja nato­miast wyru­szy­łam z zupeł­nie innego punktu. Ana­li­zu­jąc postu­laty Freuda doty­czące psy­chiki kobiet zro­zu­mia­łam, że należy wziąć rów­nież pod uwagę czyn­niki kul­tu­rowe. Oczy­wi­stym było, że mają one wpływ na nasze postrze­ga­nie zagad­nień męsko­ści i kobie­co­ści i dla­tego też doszłam do oczy­wi­stego wnio­sku, że Freud wycią­gnął nie­pra­wi­dłowe wnio­ski, gdyż nie uwzględ­nił wła­śnie takich czyn­ni­ków. Przez kolejne pięt­na­ście lat zagad­nie­niom tym poświę­ca­łam coraz wię­cej uwagi. Bar­dzo pomocna oka­zała się rów­nież współ­praca z Eir­chem From­mem, spe­cja­li­stą w dzie­dzi­nie socjo­lo­gii i psy­cho­ana­lizy, który zwró­cił moją uwagę na istotę czyn­ni­ków spo­łecz­nych oraz ich wpływ, który znacz­nie wykra­czał poza psy­cho­lo­gię kobiety. Moje teo­rie potwier­dziły się po przy­jeź­dzie do Sta­nów Zjed­no­czo­nych w 1932 r. Zauwa­ży­łam wów­czas, że zacho­wa­nia i zabu­rze­nia ner­wi­cowe Ame­ry­ka­nów znacz­nie róż­niły się od tych, jakie zaob­ser­wo­wa­łam w Euro­pie i nasu­nął mi się jedyny logiczny wnio­sek, a mia­no­wi­cie, że wpływ na to miały róż­nice cywi­li­za­cyjne. Wnio­ski i obser­wa­cje opi­sa­łam w pracy Neu­ro­tyczna oso­bo­wość naszych cza­sów, argu­men­tu­jąc, że przy­czyną zabu­rzeń ner­wi­co­wych są czyn­niki kul­tu­rowe, a co za tym idzie, zabu­rze­nia rela­cji mię­dzy­ludz­kich.

Zanim napi­sa­łam Neu­ro­tyczną oso­bo­wość zaj­mo­wa­łam się zagad­nie­niami, które wyni­kały z wcze­śniej sfor­mu­ło­wa­nych hipo­tez. Doty­czyły one głów­nych przy­czyn zabu­rzeń ner­wi­co­wych. Freud jako pierw­szy stwier­dził, że przy­czyny takie to zacho­wa­nia kom­pul­sywne1. Uwa­żał, że zacho­wa­nia takie są instynk­towne i mają na celu osią­gnię­cie zado­wo­le­nia, bez poczu­cia fru­stra­cji. W związku z tym, w opi­nii Freuda nie sta­no­wiły one ner­wicy jako takiej, ale raczej wystę­po­wały u wszyst­kich ludzi. Jed­nak, gdy zało­żymy, że ner­wice są spo­wo­do­wane zabu­rze­niami rela­cji mię­dzy­ludz­kich, twier­dze­nia takie są bez­pod­stawne. W obli­czu powyż­szego stwier­dzi­łam, że zacho­wa­nia kom­pul­sywne są to zacho­wa­nia o cha­rak­te­rze neu­ro­tycz­nym, powo­do­wane są poczu­ciem odosob­nie­nia, bez­sil­no­ści, stra­chu i wro­go­ści i są spo­so­bem na radze­niem sobie ze świa­tem pomimo wszystko, a ich głów­nym celem nie jest osią­gnię­cie zado­wo­le­nia, ale poczu­cia bez­pie­czeń­stwa; ich kom­pul­sywny cha­rak­ter wynika z lęków leżą­cych u pod­stawy takich uczuć.

Dwa z takich popę­dów, czyli neu­ro­tyczne pra­gnie­nie uczuć czy wła­dzy, zostały opi­sane szcze­gó­łowo w Neu­ro­tycz­nej oso­bo­wo­ści.

W tym cza­sie prze­ko­na­łam się już jed­nak, że choć zga­dza­łam się w zasa­dzie z pod­sta­wami teo­rii gło­szo­nych przez Freuda, w wyniku moich badań doszłam do wnio­sków wręcz prze­ciw­nych. Jeżeli tak wiele czyn­ni­ków zde­fi­nio­wa­nych przez Freuda jako instynk­towne było fak­tycz­nie uwa­run­ko­wa­nych kul­tu­rowo i jeżeli to wszystko, co Freud uzna­wał zwią­zane z libido wyni­kało tak naprawdę z neu­ro­tycz­nej potrzeby uczuć spo­wo­do­wa­nej lękami i szu­ka­niem poczu­cia bez­pie­czeń­stwa u innych, to prze­cież jego teo­ria libida była tak naprawdę pozba­wiona pod­staw. I choć doświad­cze­nia z dzie­ciń­stwa na­dal odgry­wały ważną rolę, jed­nak ich wpływ na nasze życie nale­żało roz­wa­żać w zupeł­nie innym świe­tle. Te roz­wa­ża­nia otwo­rzyły drogę do kolej­nych, nowych teo­rii. Dla­tego też musia­łam prze­war­to­ścio­wać moje poglądy na teo­rie gło­szone przez Freuda. I tak wła­śnie powstała pozy­cja Nowe metody w psy­cho­ana­lizie.

Na­dal rów­nież zaj­mo­wa­łam się bada­niem przy­czyn zabu­rzeń ner­wi­co­wych. Zacho­wa­nia kom­pul­sywne zde­fi­nio­wa­łam jako trendy neu­ro­tyczne i w swoim pod­ręcz­niku opi­sa­łam dzie­sięć z nich. W tym cza­sie zro­zu­mia­łam już, że pod­sta­wowe zna­cze­nie miała tutaj struk­tura oso­bo­wo­ści neu­ro­tycznej. Wyobra­ża­łam ją sobie jako pew­nego rodzaju makro­ko­smos skła­da­jący się z mikro­ko­smo­sów wcho­dzą­cych ze sobą w inte­rak­cje. W cen­trum każ­dego takiego mikro­ko­smosu znaj­do­wał się trend neu­ro­tyczny. Moja teo­ria ner­wicy miała rów­nież zasto­so­wa­nie w prak­tyce. Mia­no­wi­cie, jeżeli zało­żymy, że psy­cho­ana­liza nie doty­czy głów­nie odno­sze­nia naszych obec­nych pro­ble­mów do doświad­czeń z prze­szło­ści, ale ozna­cza raczej zro­zu­mie­nie naszej oso­bo­wo­ści, wów­czas będziemy w sta­nie ana­li­zo­wać i zmie­niać sie­bie samych bez ucie­ka­nia się do pomocy spe­cja­li­stów. Co wię­cej, w obli­czu bar­dzo roz­po­wszech­nio­nej potrzeby psy­cho­te­ra­pii przy jed­no­cze­snym braku spe­cja­li­stów w tej dzie­dzi­nie, naj­lep­szym roz­wią­za­niem wyda­wała się auto­ana­liza. Ponie­waż moja książka doty­czyła głów­nie moż­li­wo­ści, ogra­ni­czeń oraz spo­so­bów ana­lizy wła­snej osoby, zaty­tu­ło­wa­łam ją Auto­ana­liza.

Nie­stety, nie byłam do końca zado­wo­lona ze spo­sobu, w jaki opi­sa­łam poszcze­gólne trendy. Prze­śla­do­wało mnie poczu­cie, że nie przed­sta­wi­łam powią­zań mię­dzy nimi. Bo oczy­wi­ste było dla mnie, że neu­ro­tyczna potrzeba uczuć, kom­pul­sywna skrom­ność oraz potrzeba „part­nera” powinny być ana­li­zo­wane łącz­nie. Nato­miast prze­oczy­łam fakt, że wspól­nie repre­zen­to­wały one zasad­ni­czą postawę wobec innych i samego sie­bie oraz szcze­gólną filo­zo­fię życiową. Trendy te sta­no­wią sedno zagad­nie­nia, które zde­fi­nio­wa­łam jako „zbli­ża­nie się do ludzi”. Zauwa­ży­łam rów­nież, że kom­pul­sywna potrzeba wła­dzy i uzna­nia, a także neu­ro­tyczna ambi­cja mają ze sobą wiele wspól­nego. Sta­no­wią one czyn­niki dzia­ła­nia, które nazwa­łam „wystę­po­wa­niem prze­ciwko ludziom”. Nie­mniej jed­nak, pomimo iż potrzeba podziwu ze strony innych i potrzeba per­fek­cjo­ni­zmu osoby neu­ro­tycz­nej to cechy cha­rak­te­ry­styczne tren­dów neu­ro­tycz­nych, które wpły­wają na jej rela­cje z innymi, mają naj­więk­szy wpływ na rela­cję takiej osoby samej z sobą. Ponadto potrzeba wyko­rzy­sty­wa­nia innych wydaje się mniej istotna, niż potrzeba uczuć czy wła­dzy, a także mniej od nich zło­żona, jak gdyby nie sta­no­wiła odręb­nego zagad­nie­nia, ale była raczej czę­ścią więk­szej cało­ści.

Od tam­tej pory udało mi się uza­sad­nić moje roz­wa­ża­nia. Zaję­łam się rów­nież dogłęb­niej rolą, jaką w zabu­rze­niach ner­wi­co­wych odgry­wają kon­flikty. Jak już pod­kre­śli­łam w Neu­ro­tycz­nej oso­bo­wo­ści ner­wica rodzi się na sku­tek koli­zji zróż­ni­co­wa­nych tren­dów neu­ro­tycz­nych. W Auto­ana­li­zie stwier­dzi­łam, że trendy neu­ro­tycz­nej nie tylko potę­gują się wza­jem­nie, ale rów­nież budzą kon­flikty. Nie­mniej jed­nak te ostat­nie zostały odsta­wione na boczny tor. Choć bowiem Freud coraz bar­dziej dostrze­gał zna­cze­nie kon­flik­tów wewnętrz­nych, uzna­wał je jed­nak za walkę pomię­dzy byciem repre­sjo­no­wa­nym i repre­sjo­no­wa­niem innych. Nato­miast ja zaczę­łam dostrze­gać kon­flikty zupeł­nie innego rodzaju. Wyni­kały one ze sprzecz­nych tren­dów neu­ro­tycz­nych i pomimo, że począt­kowo doty­czyły sprzecz­nych postaw wobec innych, z cza­sem zaczęły rów­nież obej­mo­wać sprzeczne postawy wobec samego sie­bie, sprzeczne cechy cha­rak­teru oraz war­to­ści.

W wyniku szcze­gó­ło­wych obser­wa­cji dostrze­głam istotę takich kon­flik­tów. Naj­bar­dziej ude­rzyło mnie, że pacjenci zda­wali się zupeł­nie nie dostrze­gać sprzecz­no­ści w nich samych. Kiedy zwra­ca­łam na to ich uwagę, zaczy­nali tra­cić zain­te­re­so­wa­nie i zamy­kać się w sobie. Po pew­nym cza­sie zro­zu­mia­łam, że taka nie­uchwyt­ność była prze­ja­wem ogrom­nej nie­chęci do zana­li­zo­wa­nia takich sprzecz­no­ści. Co wię­cej, kiedy zaczę­łam obser­wo­wać, jak moi pacjenci wpa­dają w panikę w obli­czu kon­fliktu, stwier­dzi­łam, że mam do czy­nie­nia z bar­dzo wybu­chową mie­szanką. Pacjenci słusz­nie uni­kali takich kon­flik­tów, ponie­waż mogły one spo­wo­do­wać znaczne spu­sto­sze­nie w ich psy­chice.

A potem zauwa­ży­łam, jak wiele ener­gii poświę­cali oni w despe­rac­kich cza­sem pró­bach „roz­wią­za­nia”2 takich kon­flik­tów, a może raczej zaprze­cza­niu ich ist­nie­nia i pró­bach stwo­rze­nia sztucz­nej har­mo­nii wewnętrz­nej. Dostrze­głam cztery główne rodzaje prób roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów i przed­sta­wiam je tutaj w kolej­no­ści, w jakiej je zaob­ser­wo­wa­łam. Pierw­sza próba obej­muje część kon­fliktu i dąży do osią­gnię­cia jego pre­do­mi­na­cji. Druga to „odsu­nię­cie się” od ludzi. W wyniku tego funk­cja neu­ro­tycz­nego wyco­fa­nia jawi się w zupeł­nie nowym świe­tle. Wyco­fa­nie było nie tylko czę­ścią kon­fliktu zasad­ni­czego: tzn. jed­nej z postaw pozo­sta­ją­cej w sprzecz­no­ści z innymi, ale rów­nież sta­no­wiło próbę zna­le­zie­nia roz­wią­za­nia, ponie­waż utrzy­ma­nie dystansu emo­cjo­nal­nego wobec sie­bie i innych pozwo­liło na wyeli­mi­no­wa­nie takiego kon­fliktu. Trze­cia z prób miała zupeł­nie inny cha­rak­ter. Zamiast odsu­nąć się od innych, osoba o skłon­no­ściach neu­ro­tycz­nych odsu­wała się od sie­bie samej. Ponie­waż jej całe ja stało się dla niej czymś nie­re­al­nym, w jego miej­sce stwo­rzyła ona wyide­ali­zo­wany obraz samej sie­bie, w przy­padku któ­rego pozo­sta­jące w kon­flik­cie czę­ści zostały w ten spo­sób prze­kształ­cone, że nie repre­zen­to­wały już kon­flik­tów, ale raczej aspekty boga­tej oso­bo­wo­ści. Kon­cep­cja ta pozwo­liła wyja­śnić wiele pro­ble­mów, z jakimi bory­kają się osoby neu­ro­tyczne, które do tej pory były poza zasię­giem naszego zro­zu­mie­nia, a co za tym idzie – tera­pii. Pozwo­liła ona rów­nież na umiesz­cze­nie w jed­nej gru­pie dwóch tren­dów neu­ro­tycz­nych, które wcze­śniej ana­li­zo­wane były oddziel­nie. Teraz potrzeba per­fek­cjo­ni­zmu wyda­wała się próbą dości­gnię­cia ide­ału, nato­miast potrzebę podziwu można było zin­ter­pre­to­wać jako potrzebę pacjenta uzy­ska­nia potwier­dze­nia, że taki wyide­ali­zo­wany obraz był obra­zem rze­czy­wi­stym. A im dalej taki obraz odbie­gał od rze­czy­wi­sto­ści, tym więk­sze było nie­za­spo­ko­jone pra­gnie­nie. Wyide­ali­zo­wany obraz samego sie­bie jest praw­do­po­dob­nie naj­waż­niej­szy ze wszyst­kich prób roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów ze względu na jego olbrzymi wpływ na naszą oso­bo­wość. Z dru­giej jed­nak strony powo­duje on roz­łam wewnętrzny, co z kolei wymaga dal­szej inge­ren­cji. Głów­nym celem czwar­tej próby roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów jest wyeli­mi­no­wa­nie takiego roz­łamu, choć pomaga on rów­nież zła­go­dze­nie pozo­sta­łych kon­flik­tów. W pro­ce­sie zwa­nym przeze mnie uze­wnętrz­nie­niem postrze­gamy pro­cesy wewnętrzne jako zacho­dzące poza naszym ja. Jeżeli wyide­ali­zo­wany obraz ozna­cza odej­ście od wła­snego ja, pro­ces uze­wnętrz­nie­nia sta­nowi jesz­cze bar­dziej rady­kalne odej­ście. Stwa­rza on nowe kon­flikty, albo w znacz­nym stop­niu wzmaga kon­flikt pier­wotny pomię­dzy wła­snym ja i świa­tem zewnętrz­nym.

Moja defi­ni­cja czte­rech głów­nych prób zna­le­zie­nia roz­wią­za­nia wynika czę­ściowo z faktu, iż wystę­pują one prak­tycz­nie we wszyst­kich zabu­rze­niach ner­wi­co­wych, oczy­wi­ście w róż­nym stop­niu, oraz z tego, że powo­dują one znaczne zmiany w oso­bo­wo­ści. Oczy­wi­ście nie są one jedyne. Inne, choć mniej istotne, obej­mują wiele stra­te­gii, na przy­kład: arbi­tralną słusz­ność, któ­rej głów­nym celem jest stłu­mie­nie wszyst­kich wewnętrz­nych wąt­pli­wo­ści; rygo­ry­styczną samo­kon­trolę, dzięki któ­rej bory­ka­jąca się z pro­ble­mami osoba potrafi radzić sobie z nimi tylko dzięki sil­nej woli; oraz cynizm, który dzięki temu, że odrzuca wszel­kie war­to­ści, pozwala wyeli­mi­no­wać kon­flikty zwią­zane z ide­ałami.

Skutki wszyst­kich tych nie­roz­wią­za­nych kon­flik­tów zary­so­wy­wały się coraz wyraź­niej. Dostrze­głam, jak wiele lęków potra­fiły one wzbu­dzić, jak bar­dzo przy­czy­niały się do utraty ener­gii, osła­bie­nia inte­gral­no­ści moral­nej oraz utraty nadziei, wyni­ka­ją­cej z poczu­cia bez­rad­no­ści.

Dopiero gdy zro­zu­mia­łam, jak wielką rolę odgrywa neu­ro­tyczne poczu­cie bez­na­dziej­no­ści, zaczę­łam ana­li­zo­wać zna­cze­nie tren­dów sady­stycz­nych. Wresz­cie poję­łam, że sta­no­wiły one próbę osią­gnię­cia satys­fak­cji przez osobę, która nie może odna­leźć sie­bie i dla­tego żyje życiem innych. Ogar­nięta nie­po­ha­mo­waną namięt­no­ścią, jaką tak czę­sto można zaob­ser­wo­wać u osób o skłon­no­ściach sady­stycz­nych, dąży ona bez­względ­nie do zwy­cię­stwa za wszelką cenę. Zro­zu­mia­łam, że potrzeba destruk­tyw­nego wyko­rzy­sty­wa­nia innych wcale nie sta­no­wiła odręb­nego trendu neu­ro­tycznego, ale była raczej nie­roz­łączną skła­dową ten­den­cji, którą potocz­nie nazywa się sady­zmem.

Dopro­wa­dziło to do ewo­lu­cji teo­rii zabu­rzeń ner­wi­co­wych, w któ­rej cen­trum leży pod­sta­wowy kon­flikt pomię­dzy „zbli­ża­niem się” do ludzi, „odsu­wa­niem się od ludzi” oraz „wystę­po­wa­niem prze­ciwko ludziom”. Osoba neu­ro­tyczna podej­muje despe­rac­kie próby zna­le­zie­nia kon­fliktu pomię­dzy stra­chem przed roz­dar­ciem wewnętrz­nym z jed­nej strony a potrzebą funk­cjo­no­wa­nia jako całość z dru­giej strony. I choć cza­sami udaje się osią­gnąć sztuczną rów­no­wagę, usta­wicz­nie powstają nowe kon­flikty, w związku z czym trzeba cią­gle szu­kać nowych roz­wią­zań. Im bar­dziej taka osoba wal­czy o zapew­nie­nie jed­no­ści, tym bar­dziej czuje się wrogo nasta­wiona, pozba­wiona nadziei, coraz wię­cej ma obaw i coraz bar­dziej alie­nuje się od sie­bie samej i innych, na sku­tek czego pro­blemy będące źró­dłem kon­fliktów nasi­lają się i coraz trud­niej jest je roz­wią­zać. Osoba neu­ro­tyczna traci wów­czas wszelką nadzieję i może pró­bo­wać szu­kać zaspo­ko­je­nia w zacho­wa­niach sady­stycz­nych, które z kolei jesz­cze bar­dziej pozba­wiają ją nadziei i two­rzą nowe kon­flikty.

Jest to bar­dzo ponury obraz roz­woju ner­wicy i jej wpływu na struk­turę oso­bo­wo­ści. I tu nasuwa się pyta­nie: dla­czego na­dal twier­dzę, że moja teo­ria jest kon­struk­tywna? Po pierw­sze, nie zawiera ona sztucz­nie opty­mi­stycz­nych stwier­dzeń typu „zabu­rze­nia ner­wi­cowe możemy wyle­czyć w bar­dzo pro­sty spo­sób”. Po dru­gie jed­nak, nie jest rów­nież prze­sad­nie pesy­mi­styczna. Nazy­wam ją kon­struk­tywną, ponie­waż pozwala nam po raz pierw­szy roz­wią­zać pro­blem neu­ro­tycz­nego poczu­cia bez­na­dziej­no­ści. Moja teo­ria jest kon­struk­tywna rów­nież dla­tego, że pomimo iż dostrzega powagę pro­blemów neu­ro­tycz­nych, nie tylko umoż­li­wia łago­dze­nie kon­flik­tów wewnętrz­nych, ale rów­nież ich roz­wią­zy­wa­nie, dzięki czemu możemy pra­co­wać nad fak­tyczną inte­gra­cją oso­bo­wo­ści. Kon­flik­tów neu­ro­tycz­nych nie da się roz­wią­zać podej­mu­jąc racjo­nalne decy­zje. Próby roz­wią­za­nia kon­flik­tów neu­ro­tycz­nych są nie tylko bez­ce­lowe, ale rów­nież szko­dliwe. Nato­miast kon­flikty takie można roz­wią­zać zmie­nia­jąc uwa­run­ko­wa­nia oso­bo­wo­ści, w jakich one powstały. Kiedy doko­nu­jemy pra­wi­dło­wej ana­lizy, jeste­śmy w sta­nie zmie­nić takie uwa­run­ko­wa­nia i spra­wić, że poczu­cie bez­na­dziej­no­ści, stra­chu, wro­go­ści i wyalie­no­wa­nia pacjenta znacz­nie się zmniej­szy.

Pesy­mizm Freuda w odnie­sie­niu do zabu­rzeń ner­wi­co­wych i ich lecze­nia wyni­kał głów­nie z braku wiary w dobroć i poten­cjał roz­woju czło­wieka. Jak twier­dził, ludzie ska­zani są na cier­pie­nie lub nisz­cze­nie innych. Instynkty powo­du­jące istotą ludzką można jedy­nie kon­tro­lo­wać albo „sub­li­mo­wać”. Ja nato­miast uwa­żam, że czło­wiek jest w sta­nie i pra­gnie roz­wi­jać swój poten­cjał i drze­miące w nim dobro i jedyną w tym prze­szkodą są oko­licz­no­ści, w któ­rych jego rela­cje z samym sobą i innymi zostają zakłó­cone. Wie­rzę, że czło­wiek jest w sta­nie zmie­niać się przez całe życie i moja wiara pogłę­bia się w miarę dal­szych roz­wa­żań na ten temat.

CZĘŚĆ I

Konflikty neurotyczne i próby ich rozwiązania

Roz­dział pierw­szy

Znaczenie konfliktów neurotycznych

Na wstę­pie chcia­ła­bym powie­dzieć jedno: każdy z nas prze­żywa kon­flikty. Wcze­śniej czy póź­niej nasze pra­gnie­nia, zain­te­re­so­wa­nia czy prze­ko­na­nia okażą się sprzeczne z pra­gnie­niami, zain­te­re­so­wa­niami czy prze­ko­na­niami innych. Sprzecz­no­ści pomię­dzy nami samymi i naszym oto­cze­niem są tak samo powszechne, jak nasze kon­flikty wewnętrzne, które sta­no­wią inte­gralną część naszego życia.

Reak­cje zwie­rząt są w głów­nej mie­rze instynk­towne. Instynkt regu­luje łącze­nie się w pary, opiekę nad potom­stwem, poszu­ki­wa­nie poży­wie­nia, zacho­wa­nie się w obli­czu zagro­że­nia oraz inne, bar­dziej indy­wi­du­alne decy­zje. Nato­miast ludzie kie­rują się wybo­rami i decy­zjami, co jest jed­no­cze­śnie ich przy­wi­le­jem i prze­kleń­stwem. Czę­sto musimy wybie­rać pomię­dzy pra­gnie­niami pro­wa­dzą­cymi nas w prze­ciw­nych kie­run­kach. Na przy­kład możemy jed­no­cze­śnie czuć potrzebę spę­dze­nia czasu samot­nie lub z przy­ja­cie­lem, albo wybrać pomię­dzy chę­cią stu­dio­wa­nia medy­cyny i sztuki. Czę­sto rów­nież to, co chcie­li­by­śmy zro­bić jest zupeł­nie sprzeczne z tym, co musimy zro­bić: na przy­kład bar­dzo chcemy spę­dzić miłe chwile z uko­chaną osobą, ale ktoś inny potrze­buje naszej pomocy. Możemy rów­nież sta­nąć w obli­czu kon­fliktu pomię­dzy chę­cią zado­wo­le­nia innych i dzia­ła­niem zgod­nie z naszym wewnętrz­nym sys­te­mem war­to­ści, który wymaga wyra­że­nia naszego sprze­ciwu. Zda­rza się rów­nież, że musimy wybrać pomię­dzy dwiema sprzecz­nymi war­to­ściami, na przy­kład poczu­ciem obo­wiązku zaan­ga­żo­wa­nia się w walkę o obronę naszego kraju i poczu­ciem obo­wiązku wobec wła­snej rodziny.

Rodzaje takich kon­flik­tów, a także ich zakres i nasi­le­nie w dużej mie­rze zależy od cywi­li­za­cji, w któ­rej żyjemy. Jeżeli ota­cza­jące nas spo­łe­czeń­stwo jest sta­bilne i przy­kłada wagę do tra­dy­cji, nie mamy zbyt dużego wyboru, a co za tym idzie, zakres poten­cjal­nych kon­flik­tów nie będzie zbyt sze­roki. Ale nawet w takich warun­kach kon­flikty powstają, na przy­kład kiedy musimy wybrać, wobec kogo powin­ni­śmy zacho­wać lojal­ność czy też kiedy sta­niemy w obli­czu wyboru pomię­dzy speł­nie­niem naszych oso­bi­stych pra­gnień i obo­wiąz­ków wobec grupy. Nato­miast gdy nasza cywi­li­za­cja prze­cho­dzi gwał­towne zmiany i poja­wia się sze­reg sprzecz­nych ze sobą war­to­ści oraz spo­so­bów na życie, decy­zje podej­mo­wane przez jed­nostkę są dużo trud­niej­sze i bar­dziej zło­żone. Dana osoba może dosto­so­wać się do ocze­ki­wań spo­łe­czeń­stwa albo im się sprze­ci­wiać, może być bar­dzo towa­rzy­ska albo być kom­plet­nym odlud­kiem, może dążyć do osią­gnię­cia suk­cesu za wszelką cenę lub za wszelką cenę tego uni­kać, może wycho­wy­wać dzieci w suro­wej dys­cy­pli­nie albo pozwa­lać im prak­tycz­nie na wszystko; może uwa­żać, że wobec męż­czyzn i kobiet obo­wią­zują odmienne normy moralne albo wie­rzyć, że wszy­scy powinni być trak­to­wani jed­na­kowo; może uzna­wać poży­cie sek­su­alne jako formę wyra­że­nia uczuć albo trak­to­wać to czy­sto przed­mio­towo; może mieć uprze­dze­nia rasowe albo wie­rzyć, że war­to­ści ludz­kie nie są uza­leż­nione od koloru skóry czy kształtu nosa i tak dalej.

Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że człon­ko­wie spo­łe­czeń­stwa czę­sto muszą podej­mo­wać takie decy­zje, w związku z czym nale­ża­łoby ocze­ki­wać, że kon­flikty z nimi zwią­zane są raczej powszechne. Co jest jed­nak zaska­ku­jące, to fakt, że więk­szość ludzi w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy i dla­czego nie pró­bują takich kon­flik­tów roz­wią­zać, podej­mu­jąc prze­my­ślane decy­zje. Naj­czę­ściej ocze­kują, że kon­flikty roz­wiążą się same. Nie rozu­mieją sytu­acji, w jakiej się znaj­dują, pod­świa­do­mie szu­kają kom­pro­misu i czę­sto bory­kają się ze sprzecz­no­ściami nie zda­jąc sobie z tego sprawy. I mam tutaj na myśli osoby nor­malne, czyli ani nie ide­alne ani prze­ciętne, ale po pro­stu nie-neu­ro­tyczne.

Dla­tego też muszą ist­nieć warunki wstępne do zro­zu­mie­nia takich sprzecz­nych kwe­stii i podej­mo­wa­nia na tej pod­sta­wie decy­zji. Musimy zda­wać sobie sprawę z wła­snych pra­gnień, a nawet uczuć. Czy naprawdę lubimy daną osobę, czy robimy to tylko z poczu­cia obo­wiązku? Czy naprawdę czu­jemy ból po stra­cie rodzica, czy tylko zacho­wu­jemy pozory? Czy naprawdę chcemy stu­dio­wać prawo albo medy­cynę, czy też wynika to z potrzeby osią­gnię­cia suk­cesu i dużych zarob­ków? Czy naprawdę chcemy, aby nasze dzieci były szczę­śliwe i nie­za­leżne, czy czu­jemy potrzebę ich kon­tro­lo­wa­nia? Więk­szo­ści z nas trudno byłoby udzie­lić odpo­wie­dzi na te pro­ste pyta­nia, ponie­waż nie zda­jemy sobie sprawy z naszych praw­dzi­wych uczuć i pra­gnień.

Ponie­waż kon­flikty czę­sto wyni­kają z naszych prze­ko­nań, wie­rzeń czy war­to­ści moral­nych, ich roz­po­zna­nie wyma­ga­łoby od nas okre­ślo­nego zestawu war­to­ści. Kiedy nasze prze­ko­na­nia są po pro­stu prze­jęte od innych, nie pro­wa­dzą ani do kon­flik­tów, ani nie sta­no­wią pod­stawy do podej­mo­wa­nia decy­zji, bo kiedy znaj­dziemy się pod nowym wpły­wem, szybko zapo­mnimy o poprzed­nich naszych prze­ko­na­niach. Ponadto, jeżeli po pro­stu przyj­miemy war­to­ści sza­no­wane w naszym spo­łe­czeń­stwie, nie powstają żadne kon­flikty, które powinny powstać dla naszego dobra. Na przy­kład, jeżeli syn ni­gdy nie kwe­stio­no­wał opi­nii swo­jego ogra­ni­czo­nego umy­słowo ojca, podej­mie on zawód wybrany dla niego przez rodzica bez żad­nego kon­fliktu. Z kolei żonaty męż­czy­zna, który zako­cha się w innej kobie­cie może fak­tycz­nie odczu­wać kon­flikt wewnętrzny, ale kiedy nie będzie wewnętrz­nie prze­ko­nany o war­to­ści i zna­cze­niu związku mał­żeń­skiego, może po pro­stu pójść po linii naj­mniej­szego oporu, zamiast sta­wić czoło sytu­acji i pod­jąć decy­zję.

Nawet gdy dostrze­gamy zaist­nie­nie kon­fliktu, musimy chcieć i być w sta­nie odrzu­cić jedno ze sprzecz­nych roz­wią­zań. Nie­mniej jed­nak zda­rza się to rzadko, gdyż nasze uczu­cia i prze­ko­na­nia nie są kla­rowne i więk­szość z nas nie czuje się szczę­śliwa i bez­pieczna na tyle, aby odrzu­cić cokol­wiek.

Ponadto, kiedy podej­mu­jemy decy­zję, musimy być w sta­nie przy­jąć za nią odpo­wie­dzial­ność, co z kolei wiąże się z ryzy­kiem pod­ję­cia nie­wła­ści­wej decy­zji oraz goto­wo­ścią ponie­sie­nia kon­se­kwen­cji bez zrzu­ca­nia winy na innych. Wyma­ga­łoby to od nas stwier­dze­nia „To jest mój wybór, moja decy­zja” oraz siły wewnętrz­nej i nie­za­leż­no­ści, jakiej więk­szość ludzi w cza­sach obec­nych nie posiada.

I gdy tak uwi­kłani jeste­śmy w walkę z naszymi kon­flik­tami wewnętrz­nymi, nawet pod­świa­domą, mamy ten­den­cję patrze­nia z zazdro­ścią i podzi­wem na osoby, któ­rych życie wydaje się pozba­wione jakich­kol­wiek zakłó­ceń. I podziw taki w pełni im się należy. Są to bowiem osob­nicy silni, któ­rzy usta­no­wili wła­sną hie­rar­chię war­to­ści lub któ­rzy osią­gnęli spo­kój wewnętrzny po latach sta­wia­nia czoła kon­flik­tom, a podej­mo­wane przez nich decy­zje nie są w sta­nie zachwiać ich życiem. Ale pozory czę­sto mylą. Zda­rza się bowiem, że ludzie, któ­rym zazdro­ścimy nie są w sta­nie, czy to z powodu apa­tii, kon­for­mi­zmu czy opor­tu­ni­zmu, sta­wić czoło kon­flik­tom lub roz­wią­zać ich zgod­nie ze swo­imi prze­ko­na­niami, co w kon­se­kwen­cji powo­duje, że pod­dają się losowi lub szybko zmie­niają decy­zję w obli­czu natych­mia­sto­wych korzy­ści.

Umie­jęt­ność sta­wie­nia czoła kon­flik­tom to cecha bar­dzo cenna, choć może nie­wy­godna. Im czę­ściej sta­ramy się spro­stać naszym wewnętrz­nym kon­flik­tom i zna­leźć na nie roz­wią­za­nie, tym bar­dziej poczu­jemy się wolni i silni. Kon­trolę nad wła­snym życiem możemy osią­gnąć tylko wtedy, gdy jeste­śmy w sta­nie sta­wić czoło kon­se­kwen­cjom naszego postę­po­wa­nia. Dla­tego też nie ma nic atrak­cyj­nego w fał­szy­wym spo­koju duszy, gdyż jeste­śmy wów­czas słabi i łatwo ule­gamy wpły­wom innych.

Kon­flikty kon­cen­tru­jące się wokół naj­waż­niej­szych zagad­nień życio­wych są naj­trud­niej­sze do roz­wią­za­nia. Jeżeli jed­nak nie popad­niemy w apa­tię, nie ma żad­nego powodu, dla któ­rego nie dali­by­śmy sobie z nimi rady. I tutaj wła­śnie zacho­dzi potrzeba edu­ko­wa­nia się, aby uzy­skać więk­szą świa­do­mość nas samych i wzmac­niać nasze prze­ko­na­nia. Kiedy zdamy sobie sprawę, jak wiel­kie zna­cze­nie mają czyn­niki brane pod uwagę pod­czas podej­mo­wa­nia decy­zji, pozwoli to nam na obra­nie wła­ści­wego kie­runku i wyzna­cze­nie ide­ałów w życiu3.

Bio­rąc to wszystko pod uwagę, gdy mamy do czy­nie­nia z osobą neu­ro­tyczną, trud­no­ści w roz­po­zna­wa­niu i roz­wią­zy­wa­niu kon­flik­tów wzra­stają nie­po­mier­nie. Należy tu pod­kre­ślić, że ner­wica to spek­trum obej­mu­jące wiele róż­nych obja­wów i gdy mówimy, że ktoś jest „neu­ro­tyczny” mamy na myśli „osobę z obja­wami ner­wi­co­wymi”, która nie za bar­dzo uświa­da­mia sobie wła­sne uczu­cia i pra­gnie­nia. Czę­sto jedyne świa­do­mie poj­mo­wane i zro­zu­miałe uczu­cia powstają w odpo­wie­dzi na strach i gniew w kry­tycz­nych sytu­acjach, choć i te ostat­nie mogą być cał­ko­wi­cie stłu­mione. Takie ide­ały z praw­dzi­wego zda­rze­nia, które doprawdy ist­nieją, są tak prze­siąk­nięte popę­dami, że nie poma­gają nam wcale w wybo­rze wła­ści­wej drogi. Pod wpły­wem takich ten­den­cji kom­pul­syw­nych nie jeste­śmy ich w sta­nie odrzu­cić ani pod­jąć odpo­wie­dzialności za wła­sne dzia­ła­nia4.

Kon­flikty neu­ro­tyczne mogą wyni­kać z tych samych, ogól­nych pro­ble­mów, z jakimi bory­kają się osoby nor­malne. Nie­mniej jed­nak, ponie­waż róż­nią się one tak bar­dzo, powstaje pyta­nie, czy możemy sto­so­wać wobec nich jeden i ten sam ter­min. W mojej opi­nii możemy, ale musimy zdać sobie sprawę z róż­nic pomię­dzy nimi. W związku z tym, musimy zasta­no­wić się, co cha­rak­te­ry­zuje kon­flikty neu­ro­tyczne?

Pozwolę sobie odpo­wie­dzieć na to na pro­stym przy­kła­dzie: pewien inży­nier pra­cu­jący w zespole badaw­czym czę­sto mie­wał napady zmę­cze­nia i podraż­nie­nia. Jeden z takich napa­dów spo­wo­do­wany był fak­tem, że w jego opi­nii pod­czas dys­ku­sji na tematy tech­niczne jego wnio­ski i uwagi zostały zigno­ro­wane. Nie­długo potem pod­jęto decy­zję pod­czas jego nie­obec­no­ści i nie dano mu szansy do przed­sta­wie­nia wła­snych suge­stii. Miał do wyboru albo uznać cały pro­ces za nie­spra­wie­dliwy i go zakwe­stio­no­wać, albo przy­jąć decy­zję więk­szo­ści. Choć jed­nak każdy z tych wybo­rów byłby cał­ko­wi­cie uza­sad­niony, inży­nier pozo­stał bierny. Nie pod­jął walki pomimo poczu­cia wyrzą­dzo­nej mu krzywdy. Zda­wał sobie jedy­nie sprawę, że był mocno poiry­to­wany. Tylko w snach ogar­niała go wście­kłość. To wła­śnie to stłu­mione uczu­cie, które sta­no­wiło połą­cze­nie gniewu w sto­sunku do innych i gniewu wobec sie­bie za sła­bość i potul­ność, było przy­czyną jego ogrom­nego zmę­cze­nia.

Ten brak reak­cji spo­wo­do­wany był wie­loma czyn­ni­kami. We wła­snym mnie­ma­niu był tak wspa­niały, że nale­żał mu się bez­względny sza­cu­nek innych. Oczy­wi­ście było to uczu­cie pod­świa­dome: po pro­stu uwa­żał, że był osobą naj­bar­dziej inte­li­gentną i kom­pe­tentną w swoim zawo­dzie. Każda, nawet naj­mniej­sza uraza natych­miast wywo­ły­wała gniew. Co wię­cej, wyka­zy­wał on pod­świa­dome ten­den­cje sady­styczne i czuł potrzebę poni­ża­nia oraz kry­ty­ko­wa­nia innych, wszystko pod przy­krywką prze­sad­nej życz­li­wo­ści. Do tego doszło jesz­cze pod­świa­dome pra­gnie­nie wyko­rzy­sty­wa­nia innych, w wyniku czego bar­dzo istotne było dla niego, aby utrzy­my­wać z nimi dobre sto­sunku. Oprócz uza­leż­nie­nia od innych cecho­wała go kom­pul­sywna potrzeba akcep­ta­cji i apro­baty przy jed­no­cze­snej, jak to naj­czę­ściej bywa, potrze­bie ule­gło­ści i uni­ka­nia wszel­kich starć. W związku z tym powstał kon­flikt pomię­dzy dwiema destruk­tyw­nymi rodza­jami agre­sji – agre­sji reak­tyw­nej i ten­den­cji sady­stycz­nych – z jed­nej strony oraz potrzebą apro­baty i uczu­cia oraz pra­gnie­niem pozo­sta­nia spra­wie­dli­wym i racjo­nal­nym we wła­snych oczach. Wszystko to spo­wo­do­wało bar­dzo ostry kon­flikt wewnętrzny, który pozo­stał nie­zau­wa­żony, a zmę­cze­nie będące jego uze­wnętrz­nie­niem unie­moż­li­wiało jakie­kol­wiek dzia­ła­nia z jego strony.

Kiedy przyj­rzymy się wszyst­kich tym czyn­ni­kom kon­fliktu, na pierw­szy plan wysuwa się fakt, jak bar­dzo są wza­jem­nie sprzeczne. Trudno byłoby tutaj wyobra­zić sobie bar­dziej skrajne prze­ci­wień­stwo, niż potrzeba sza­cunku w oczach innych i przy­milna słu­żal­czość. Po dru­gie, cały ten kon­flikt jest zupeł­nie nie­świa­domy. Sprzeczne skłon­no­ści, które są jego ele­men­tami, pozo­stają nie­uświa­do­mione i głę­boko stłu­mione. Na zewnątrz widać jedy­nie słabe oznaki toczą­cego się wewnątrz kon­fliktu. Nastę­puje racjo­na­li­za­cja wszyst­kich czyn­ni­ków emo­cjo­nal­nych: to nie­spra­wie­dliwe; nie sza­nują mnie; moje pomy­sły były lep­sze. Po trze­cie, obie te ten­den­cje mają cha­rak­ter kom­pul­sywny. Nawet jeżeli nasz inży­nier zda­wał sobie po czę­ści sprawę ze swo­ich wygó­ro­wa­nych ocze­ki­wań lub cha­rak­teru swo­jego uza­leż­nie­nia, nie byłby w sta­nie tego zmie­nić, nawet gdyby chciał. Zmiana taka wyma­ga­łaby dogłęb­nej ana­lizy. Z oby­dwu stron ata­ko­wały go siły, nad któ­rymi nie miał żad­nej kon­troli: w żaden spo­sób nie mógł zre­zy­gno­wać z potrzeb tak głę­boko w nim zako­rze­nio­nych. Nie­stety żadna z nich nie odzwier­cie­dlała tego, czego on naprawdę chciał czy szu­kał. Bo prze­cież nie chciał ani wyko­rzy­sty­wać innych ani im się pod­da­wać; tak naprawdę nie mógł znieść obu tych skłon­no­ści. Taki stan rze­czy ma jed­nak wiel­kie zna­cze­nie, jeżeli chcemy zro­zu­mieć kon­flikty neu­ro­tyczne. Ozna­cza to, że prak­tycz­nie żadna decy­zja nie będzie wyko­nalna.

Kolejny przy­kład przed­sta­wia podobną sytu­ację. Pro­jek­tant pra­cu­jący na zle­ce­nia okra­dał swo­jego dobrego kolegę z drob­nych kwot pie­nięż­nych. Kra­dzież ta nie była niczym uza­sad­niona. Ow­szem, potrze­bo­wał pie­nię­dzy, ale przy­ja­ciel chęt­nie by go wspo­mógł, tak jak już uczy­nił wie­lo­krot­nie w prze­szło­ści. Szcze­gól­nie trud­nym do zro­zu­mie­nia był takt, że pro­jek­tant był przy­zwo­itym czło­wie­kiem, który bar­dzo cenił sobie przy­jaźń.

Oka­zało się, że przy­czyną tego pro­ce­deru był kon­flikt wewnętrzny. A mia­no­wi­cie, pro­jek­tant odczu­wał prze­ogromną, neu­ro­tyczną potrzebę uczuć, szcze­gól­nie potrze­bu­jąc, aby ktoś zaj­mo­wał się za niego wszyst­kimi pro­ble­mami natury prak­tycz­nej. Ze względu na nie­świa­domą potrzebą wyko­rzy­sty­wa­nia innych, pró­bo­wał zarówno zjed­nać ich do sie­bie, jak i onie­śmie­lać. I choć ten­den­cje te same w sobie spra­wi­łyby, że chęt­nie zaak­cep­to­wałby pomoc i wspar­cie, roz­wi­nęła się u niego rów­nież nie­świa­doma aro­gan­cja, z któ­rej z kolei zro­dziła się wraż­liwa duma. To prze­cież inni powinni czuć się zaszczy­ceni słu­żąc mu pomocą i poni­ża­jące byłoby ich o to popro­sić. Jego nie­chęć pro­sze­nia o przy­sługę spo­tę­go­wana była silną potrzebą nie­za­leż­no­ści i samo­wy­star­czal­no­ści, na sku­tek czego nie był on w sta­nie przy­znać, że cze­go­kol­wiek potrze­buje. Z tego też powodu czuł wielką nie­chęć do długu wdzięcz­no­ści. Dla­tego nie miał pro­blemu z bra­niem, nato­miast nie chciał niczego otrzy­my­wać.

I choć kon­tekst tego kon­fliktu różni się od kon­tekstu opi­sa­nego w pierw­szym przy­kła­dzie, zasad­ni­czo rzecz bio­rąc, mają one wiele cech wspól­nych. Wszel­kie kolejne przy­kłady kon­fliktu neu­ro­tycz­nego wyka­za­łyby podobną nie­zgod­ność pomię­dzy sprzecz­nymi dąże­niami i ich nie­świa­do­mym oraz kom­pul­syw­nym cha­rak­te­rem, co zawsze unie­moż­li­wia pod­ję­cie decy­zji w celu roz­wią­za­nia takich sprzecz­nych ze sobą zagad­nień.

Nie­zbyt wyraźna gra­nica oddzie­la­jąca kon­flikty nor­malne od kon­flik­tów neu­ro­tycz­nych wynika głów­nie z faktu, że róż­nica pomię­dzy sprzecz­nymi zagad­nie­niami u osoby nor­malnej jest znacz­nie mniej­sza, niż w przy­padku neu­ro­tyka. Osoba nor­malna doko­nuje wyboru pomię­dzy dwoma spo­so­bami dzia­ła­nia, z któ­rych każdy jest wyko­nalny w ramach oso­bo­wo­ści zin­te­gro­wa­nej. Innymi słowy, róż­nica pomię­dzy takimi sprzecz­nymi ze sobą kie­run­kami dzia­ła­nia wynosi 90 stopni lub mniej, a w przy­padku osoby neu­ro­tycz­nej, może ona wynieść nawet 180 stopni.

Róż­nice wystę­pują rów­nież w stop­niu świa­do­mo­ści. Jak stwier­dził Kier­ke­ga­ard5: „Życie rze­czy­wi­ste jest zbyt skom­pli­ko­wane, aby zna­leźć odbi­cie w tak abs­trak­cyj­nych prze­ci­wień­stwach, jak zupeł­nie nie uświa­do­miona roz­pacz i roz­pacz cał­ko­wi­cie w czło­wieku uświa­do­miona”. Możemy jedy­nie stwier­dzić, że nor­malne kon­flikty mogą być cał­ko­wi­cie świa­dome, nato­miast kon­flikty neu­ro­tyczne we wszyst­kich naj­waż­niej­szych aspek­tach są zawsze nieświa­dome. Nawet jeżeli osoba nor­malna nie jest świa­doma swo­jego kon­fliktu wewnętrz­nego, może zdać sobie z niego sprawę przy sto­sun­kowo nie­wiel­kiej pomocy pod­czas gdy naj­waż­niej­sze skłon­no­ści leżące u źró­dła kon­flik­tów neu­ro­tycz­nych są bar­dzo głę­boko stłu­mione i nie zostaną ujaw­nione bez bar­dzo dużego oporu ze strony pacjenta.

Kon­flikty nor­malne doty­czą fak­tycz­nego wyboru pomię­dzy dwoma roz­wią­za­niami, z któ­rych każde wydaje się bar­dzo pożą­dane, albo pomię­dzy dwoma prze­ko­na­niami, które osoba bory­ka­jąca się z takim kon­flik­tem ceni sobie w rów­nej mie­rze. Dla­tego też taka osoba jest w sta­nie pod­jąć decy­zję moż­liwą do wyko­na­nia nawet, jeżeli przy­cho­dzi jej to z trud­no­ścią i wymaga pew­nych wyrze­czeń. Z kolei osoba neu­ro­tyczna tar­gana kon­flik­tami nie ma takiej wol­no­ści wyboru. Jej dąże­nia cią­gną ją w dwóch prze­ciw­nych kie­run­kach, z któ­rych żaden nie wydaje się słuszny. W kon­se­kwen­cji pod­ję­cie decy­zji w tra­dy­cyj­nym tego słowa zna­cze­niu jest nie­moż­liwe. Osoba taka jest porzu­cona na pastwę losu, nie widząc żad­nej drogi wyj­ścia. Kon­flikt można jedy­nie roz­wią­zać pra­cu­jąc nad skłon­no­ściami neu­ro­tycz­nymi, dzięki czemu zmie­niają się jej rela­cje z innymi oraz z samym sobą i jest ona w sta­nie sku­tecz­nie pozbyć się takich skłon­no­ści.

To wła­śnie spra­wia, że kon­flikty neu­ro­tyczne są nie tylko trudne do zdia­gno­zo­wa­nia, nie tylko pro­wa­dzą do poczu­cia bez­na­dziej­no­ści, ale rów­nież sta­no­wią siłę destruk­cyjną, któ­rej należy się oba­wiać. Jeżeli nie poznamy takich cech cha­rak­te­ry­stycz­nych i nie weź­miemy ich pod uwagę, nie zro­zu­miemy roz­pacz­li­wych prób zna­le­zie­nia roz­wią­za­nia6, jakie osoba neu­ro­tyczna podej­muje i które sta­no­wią naj­bar­dziej istotny ele­ment zabu­rzeń ner­wi­co­wych.

Roz­dział drugi

Konflikt podstawowy

Kon­flikty odgry­wają znacz­nie waż­niej­szą rolę, niż to się powszech­nie uważa. Jed­nak nie jest łatwo je wykryć, po czę­ści dla­tego, że są zazwy­czaj nie­świa­dome, a do tego neu­ro­tyk robi wszystko, aby zaprze­czyć ich ist­nie­niu. Jakie w takim razie sygnały mogą potwier­dzić, że mamy do czy­nie­nia z kon­flik­tami wewnętrz­nymi? W przy­kła­dach przed­sta­wio­nych w poprzed­nim roz­dziale wska­zy­wały na to dwa czyn­niki, oby­dwa dosyć oczy­wi­ste. Jed­nym z nich były symp­tomy – w pierw­szym przy­padku było to zmę­cze­nie, a w dru­gim – kra­dzież. Każdy symp­tom zabu­rzeń ner­wi­co­wych wska­zuje na leżący u jego źró­dła kon­flikt. Innymi słowy, każdy symp­tom w więk­szym lub mniej­szym stop­niu wynika bez­po­śred­nio z takiego kon­fliktu. Stop­niowo będziemy w sta­nie dostrzec, jaki nega­tywny wpływ mają nie­roz­wią­zane kon­flikty, jak powo­dują zabu­rze­nia lękowe, depre­sję, nie­zde­cy­do­wa­nie, bier­ność, wyco­fa­nie i wiele innych pro­ble­mów. Kiedy zro­zu­miemy ten zwią­zek przy­czy­nowy, będziemy mogli sku­pić się na źró­dłach tych zabu­rzeń, a nie na symp­tomach, choć na­dal nie poznamy dokład­nie, z czego ono wynika.

Dru­gim sygna­łem wska­zu­ją­cym na wystą­pie­nie kon­fliktu był brak kon­se­kwen­cji. W pierw­szym przy­kła­dzie mie­li­śmy do czy­nie­nia z męż­czy­zną prze­ko­na­nym, że pro­ce­dury były nie­wła­ściwe i że potrak­to­wano go nie­spra­wie­dli­wie, ale nie zro­bił nic, aby temu zapro­te­sto­wać. W dru­gim przy­kła­dzie osoba, która bar­dzo ceniła sobie przy­jaźń, zaczęła okra­dać swo­jego przy­ja­ciela. I choć cza­sami taka osoba zdaje sobie sprawę z takich sprzecz­no­ści, naj­czę­ściej ich w ogóle nie dostrzega, nawet jeżeli są one oczy­wi­ste dla osoby postron­nej.

Sprzecz­no­ści są wyraźną oznaką wystę­po­wa­nia kon­flik­tów, tak samo jak rosnąca tem­pe­ra­tura ciała wska­zuje na roz­wój cho­roby. Przyj­rzyjmy się kilku powszech­nie wystę­pu­ją­cym przy­kła­dom: dziew­czyna bar­dzo pra­gnie wyjść za mąż, ale unika kon­tak­tów z męż­czy­znami. Nad­mier­nie tro­skliwa matka czę­sto zapo­mina o uro­dzi­nach swo­ich dzieci. Osoba bar­dzo szczo­dra w sto­sunku do innych prze­ja­wia nad­mierne skąp­stwo w sto­sunku do sie­bie. Czło­wiek, który nade wszystko pra­gnie samot­no­ści, zawsze prze­bywa w towa­rzy­stwie innych. Osoba wyro­zu­miała i tole­ran­cyjna wobec innych jest bar­dzo wyma­ga­jąca wobec sie­bie.

W prze­ci­wień­stwie do symp­to­mów, sprzecz­no­ści i brak kon­se­kwen­cji czę­sto pozwa­lają zorien­to­wać się powierz­chow­nie o cha­rak­te­rze kon­fliktu leżą­cego u ich źró­dła. Na przy­kład, ciężka depre­sja wska­zuje jed­nie na to, że dana osoba boryka się z dyle­ma­tem. Nato­miast gdy oddana matka zapo­mina o uro­dzi­nach swo­ich dzieci, możemy być skłonni przy­pu­ścić, że waż­niej­szy jest dla niej ideał bycia dobrą matką, a nie jej dzieci. Moż­liwe jest rów­nież, że ide­alny wize­ru­nek matki koli­duje z nie­świa­domą skłon­no­ścią sady­styczną do spra­wia­nia im cier­pie­nia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Zabu­rze­nie psy­chiczne, w któ­rym osoba odczuwa potrzebę wie­lo­krot­nego wyko­ny­wa­nia pew­nych czyn­no­ści (zwa­nych „kom­pul­sjami”) lub ma pewne powta­rza­jące się myśli (zwane „obse­sjami”). [wróć]

2. W dal­szej czę­ści mojej książki będę sto­so­wać ter­min „roz­wią­zać” w odnie­sie­niu do wszyst­kich prób podej­mo­wa­nych przez neu­ro­ty­ków w celu roz­wią­za­nia ich kon­flik­tów. Ponie­waż nie­świa­do­mie prze­czą oni ist­nie­niu takich kon­flik­tów, ści­śle rzecz bio­rąc, nie pró­bują ich „roz­wią­zać”. Nato­miast ich nie­świa­dome wysiłki skie­ro­wane są na ich „odsu­nię­cie”. [wróć]

3. Dla osoby nor­mal­nej, na którą naci­ski śro­do­wi­ska nie mają takiego wpływu, bar­dzo przy­datna oka­za­łaby się książka autor­stwa Harry’ego Emor­sona Fos­dicka On Being a Real Per­son.[wróć]

4.Zob. Roz­dział 10, Zubo­że­nie oso­bo­wo­ści. [wróć]

5. Søren Kier­ke­ga­ard, Cho­roba na śmierć, Prin­ce­ton Uni­ver­sity Press, 1941. [wróć]

6. W dal­szej czę­ści tej książki będę sto­so­wać ter­min „roz­wią­zać” w odnie­sie­niu do wszyst­kich prób podej­mo­wa­nych przez neu­ro­ty­ków w celu roz­wią­za­nia ich kon­flik­tów. Ponie­waż nie­świa­do­mie prze­czą oni ist­nie­niu takich kon­flik­tów, ści­śle rzecz bio­rąc, nie pró­bują ich „roz­wią­zać”. Nato­miast ich nie­świa­dome wysiłki skie­ro­wane są na ich „odsu­nię­cie”. [wróć]