Nowele i opowiadania - Henryk Sienkiewicz - ebook + książka

Nowele i opowiadania ebook

Henryk Sienkiewicz

0,0

Opis

Prezentowane dzieło stanowi zbiór najważniejszych nowel Henryka Sienkiewicza. Znalazły się tu takie utwory jak: "Latarnik", "Janko Muzykant", "Cachem" czy "Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 205

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nowele i opowiadania

Henryk Sienkiewicz

Teksty opracowano na podstawie: Pisma Henryka Sienkiewicza. Tom I, Warszawa 1884; Henryk Sienkiewicz, Pisma wybrane. Nowele, tom 2, PIW, Warszawa 1976; Henryk Sienkiewicz, Baśnie i Legendy, wybór i wstęp: Tomasz Jodełka-Burzecki, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1986;

Henryk Sienkiewicz, Nowele wybrane, PIW, Warszawa 1968

Wstęp i nota biograficzna: Katarzyna Zioła-Zemczak

Opracowanie przypisów i korekta: Justyna Tomas

Redaktor prowadzący: Marcin Siwiec

Konwersja do ePub i mobi: mBOOKS. marcin siwiec

Projekt okładki: Maciej Pieda

Ilustracje na okładce: © mamita / Shutterstock.com

Wydanie I

© Copyright by Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

Bielsko-Biała, 2022

Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

ul. 11 Listopada 60-62

43-300 Bielsko-Biała

www.wydawnictwo-dragon.pl

ISBN 978-83-8274-173-5

Wyłączny dystrybutor:

TROY-DYSTRYBUCJA Sp. z o.o.

ul. Mazowiecka 11/49

00-052 Warszawa

tel. 795 159 275

Zapraszamy na zakupy: www.fabulo.com.pl

Znajdź nas na Facebooku: www.facebook.com/wydawnictwodragon

Henryk Sienkiewicz

Henryk Sienkiewicz urodził się w Woli Okrzejskiej 5 maja 1846 roku w rodzinie ziemiańskiej Józefa Sienkiewicza i Stefanii Cieciszowskiej jako jedno z sześciorga dzieci.

Po wielu przeprowadzkach (m.in. do Grotek, Wygnanowa czy Grabowców) od 1855 roku zamieszkał wraz z rodziną na stałe w Warszawie. Tu też od 1858 roku uczęszczał do szkoły i tu właśnie rozwinął się jego talent literacki (być może odziedziczony po części po matce parającej się pisaniem wierszy i opowiadań). O tym, że Sienkiewicz dobrze władał piórem, świadczy przyznanie mu nagrody za jedno z wypracowań (w 1864 roku). Gdy w 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe, zapragnął brać w nim czynny udział, na co nie dostał zgody. Mając 19 lat, już zarabiał na siebie, pracując jako guwerner (prywatny nauczyciel) w rodzinie Weyherów w Płońsku.

W 1866 roku zdał maturę. Jego rodzice zażyczyli sobie, by został lekarzem, dlatego też podjął studia na wydziale medycznym Szkoły Głównej Warszawskiej. Szybko jednak zrozumiał, że nie jest to jego ścieżka życiowa, i przeniósł się na wydział prawa. Ostatecznie jednak zadecydował, że chce studiować na wydziale filologiczno-historycznym zgodnie ze swoimi zainteresowaniami.

Debiut dziennikarski Sienkiewicza przypada na 1869 rok. Współpracował z takimi czasopismami jak „Przegląd Tygodniowy”, „Tygodnik Ilustrowany”, „Niwa” czy „Gazeta Polska” (podpisywał się pseudonimem Litwos).

Debiut literacki to 1872 rok — opublikował wtedy powieść Na marne oraz Humoreski z teki Woroszyłły (od momentu, gdy odrzucono jego pierwsze wiersze, postanowił zająć się wyłącznie prozą).

Mając trzydzieści lat, razem z bardzo wówczas znaną i popularną polską aktorką Heleną Modrzejewską wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Pobyt w Ameryce zaowocował publikowanymi w „Gazecie Polskiej” Listami z podróży po Ameryce, które przyniosły mu wielką popularność. Pokłosiem podróży po Ameryce są m.in. nowele Sachem czy Latarnik.

W drodze powrotnej do Warszawy (przebywał także w Londynie, Paryżu, we Włoszech czy we Lwowie) zatrzymał się w Szczawnicy, gdzie poznał Marię Szetkiewiczównę, z którą ożenił się 18 sierpnia 1881 roku. Niestety, szczęście małżeńskie Sienkiewiczów nie trwało zbyt długo. Żona pisarza zachorowała na gruźlicę i zmarła cztery lata później.

W latach 1883–1884 pisarz pracował nad swoją powieścią historyczną Ogniem i mieczem, która zjednała mu wielką przychylność czytelników. Po śmierci żony wyjechał za granicę i sporo podróżował, nie przeszkadzało mu to jednak w pracach nad następnymi powieściami. Kolejna część Trylogii — Potop, ujrzała światło dzienne w 1886 roku, a Pan Wołodyjowski dwa lata później. Wszystkie trzy były drukowane w odcinkach w czasopiśmie „Słowo”.

W latach 1890–1891 odbył podróż do Afryki, odwiedzając m.in. Egipt i Zanzibar. Ta wyprawa zaowocowała później powieścią przygodową dla dzieci i młodzieży W pustyni i w puszczy (1911).

Lata 90. XIX wieku to intensywna praca nad innymi utworami, m.in. Rodziną Połanieckich, Quo vadis czy Krzyżakami.

Quo vadis wzorem innych utworów ukazywało się w odcinkach w warszawskiej „Gazecie Polskiej”, krakowskim „Czasie” i „Dzienniku Poznańskim” (1895/1896). W 1896 roku zostało wydane w formie książkowej. Zrobiło ogromną karierę nie tylko na terenach polskich, ale i na całym świecie.

Od 1896 roku Sienkiewicz pracował nad Krzyżakami (także publikowanymi w gazetach). Powieść tę ukończył w 1900 roku, gdy obchodził jubileusz 25-lecia swojej pracy literackiej, dlatego też jej książkowe wydanie zwykło się nazywać jubileuszowym.

Aby potwierdzić wielkość pisarza i wyrazić uznanie dla jego twórczości, naród polski ofiarował mu majątek ziemski w Oblęgorku, gdzie pisarz utworzył dom dziecka.

1905 rok przyniósł największą i najcenniejszą nagrodę dla Sienkiewicza – literacką Nagrodę Nobla za wyjątkowe osiągnięcia na polu twórczości epickiej. Dedykował ją Polsce, której od 1795 roku nie było na mapie Europy.

Od 1910 roku publikował w „Kurierze Warszawskim” powieść dla młodzieży W pustyni i w puszczy.

Pisarz angażował się w różne działania – społeczne (m.in. fundował stypendia dla utalentowanych literatów, z których korzystali m.in. Stanisław Wyspiański, Maria Konopnicka czy Kazimierz Przerwa-Tetmajer) i o charakterze politycznym (odezwy, listy otwarte potępiające antypolską politykę). Po wybuchu I wojny światowej wyjechał do Szwajcarii. Tu zmarł 15 listopada 1916 roku w Vevey. Jego prochy sprowadzono do Polski w 1924 roku i pochowano w katedrze św. Jana w Warszawie.

Wstęp

Pozytywizm

Tą nazwą określa się okres w literaturze polskiej przypadający na lata 1864–1890. Określenie „pozytywizm” zostało zaczerpnięte od kierunku filozoficznego odwołującego się do haseł głoszonych przez Auguste’a Comte’a. Polski pozytywizm głosił program rozwoju kraju ze szczególnym naciskiem na konieczność pracy organicznej (działania na rzecz rozwoju gospodarczego kraju, pojmowanie społeczeństwa jako żywego organizmu) i pracy u podstaw (kształcenie i uświadamianie niższych warstw, zwłaszcza ludu). Postulowano także zerwanie z tradycją romantyczną oraz konieczność współdziałania z mniejszościami narodowymi.

Realizacji haseł pozytywistów miało służyć bujnie rozwijające się czasopiśmiennictwo — na rynku funkcjonowały wówczas takie periodyki jak „Przegląd Tygodniowy”, „Ateneum”, „Prawda”. Początkowo nadrzędne było hasło utylitaryzmu i to właśnie jemu podporządkowana była literatura, której sensem było spełnianie doraźnych funkcji społecznych (tzw. literatura tendencyjna) – tworzenie wzorców osobowych (np. pełnego poświęceń nauczyciela, inżyniera działającego dla dobra publicznego) czy sugerowanie pewnych rozwiązań palących problemów społecznych. Uprzywilejowane były gatunki realizujące te hasła: powieść tendencyjna, sztuka dramatyczna z tezą czy komedia obyczajowa. Wielką zasługą pozytywizmu był rozwój powieści. Często jako wprawki pisarzom służyły mniejsze formy epickie — w tym nowele lub opowiadania. One także miały spełniać te zadania.

Gatunek literacki

Nowela to niewielkich rozmiarów utwór epicki, pisany prozą, o skondensowanej i wyraziście zarysowanej akcji. Zwięzłość noweli jest efektem zastosowania takich zabiegów, jak wyeliminowanie luźnych epizodów, drugoplanowych postaci, elementów opisowych, charakterystyk, komentarzy czy dygresji.

Akcja noweli (na którą składają się wydarzenia budujące jej zawiązanie, rozwinięcie, punkt kulminacyjny i rozwiązanie) jest najczęściej jednowątkowa — tworzą ją skondensowane, ważne dla bohatera wydarzenia. Rozwija się ona w kierunku mocno zaznaczonego punktu kulminacyjnego — momentu, w którym ważą się losy głównej postaci. Rozwiązanie akcji i pointa są dobitne.

Charakterystyczna dla pozytywistycznej noweli jako tendencyjnego gatunku literackiego jest narracja — nieobiektywna, jednoznacznie wskazująca, co jest dobre, a co złe. Specyficzny jest także sposób kreowania bohaterów — dobrych lub złych — oraz kontrastowe zestawienie miejsc, osób lub zachowań. Najważniejszy w noweli jest jej finał — zazwyczaj zawierający jakąś naukę moralną (czasami wyrażoną wprost).

W pozytywizmie nastąpiło rozluźnienie reguł gatunkowych noweli. Twórcy tego okresu nie przywiązywali wagi do ścisłości w nazewnictwie odnośnie do swych dzieł. Dlatego też w przypadku utworów pozytywistycznych często można spotkać się z zamiennym stosowaniem pojęć nowela i opowiadanie, mimo że różnią się one pod względem formalnym (opowiadanie od noweli odróżnia m.in. obecność licznych epizodów, stosunkowo luźna kompozycja, a przede wszystkim rozciągłość czasowa). Sienkiewicz opatrywał swoje teksty charakterystycznymi tytułami („szkice”, „z pamiętnika”, „wspomnienie”), by ukazać ich zróżnicowanie gatunkowe.

Krótkie utwory prozą Henryka Sienkiewicza

Henryk Sienkiewicz jest znany przede wszystkim jako autor monumentalnych powieści historycznych (takich jak wchodzące w skład Trylogii: Ogniem i mieczem, Potop, Pan Wołodyjowski czy Krzyżacy lub Quo vadis — jedno z najczęściej tłumaczonych i ekranizowanych dzieł w historii literatury polskiej) oraz innych: Bez dogmatu, Rodzina Połanieckich czy W pustyni i w puszczy. Drobne formy prozatorskie stanowią także ważny element jego twórczości, bezpośrednio łączący się z pracą autora jako felietonisty i reportażysty.

W latach 1872–1883 napisał aż 20 nowel, w tym tak znane jak: Stary sługa, Selim Mirza, Szkice węglem, Jamioł, Janko Muzykant, Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela, Za chlebem, Latarnik, Wspomnienie z Maripozy, Sachem czy Bartek zwycięzca.

Po 1878 roku widać zmianę w podejściu do gatunku — pod wpływem swych amerykańskich i francuskich doświadczeń zaczął tworzyć teksty dość krótkie, skupione wokół jednego głównego wydarzenia z wykorzystaniem różnorodnych technik pisarskich.

Po 1883 roku pisarz skupił się przede wszystkim na powieściach, chociaż nie zarzucił całkowicie krótszych form — napisał m.in. Organistę z Ponikły czy Dzwonnika.

W dorobku pisarza znalazły się również utwory określane nazwą nowele paraboliczne — krótkie utwory, które fabularnie sięgają czasów odległych, ale służą odniesieniu do czasów współczesnych i dają duże możliwości interpretacyjne (Sabałowa bajka, U bramy Raju, Sąd Ozyrysa).

Tematyka krótkich form prozatorskich

Tematyka zamieszczonych w wyborze utworów Sienkiewicza jest zróżnicowana. Nowele zazwyczaj stanowią rozwinięcie haseł pozytywistycznych — i tak Szkice węglem poruszają kwestię chłopską, Janko Muzykant ukazuje problem utalentowanego dziecka, które nie mogło się rozwijać z uwagi na zacofane środowisko, w którym przyszło mu żyć, natomiast Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela to refleksja nad systemem nauki niedostosowanym do możliwości psychofizycznych dziecka. Nieco inną tematykę podejmują nowele Latarnik (patriotyzmu, ale też problematykę egzystencjalną) czy Sachem (mający charakter przypowieści o klęsce i zagładzie narodu).

Sabałowa bajka, stylizowana na gwarę podhalańską, jest klasyfikowana jako bajka ludowa, gdyż bezpośrednio odwołuje się do tego gatunku. To historia uwięzionej przez sprytnego chłopa Śmierci i jej dylematów związanych z zabraniem matki siedmiorga dzieci. Od innych utworów charakterem odbiega także humores­ka Sąd Ozyrysa o sądzie nad Psunabudesem, o którego kłóciły się dwie idee — Głupota i Niegodziwość, a ostatecznie nawet Mądrość nie była w stanie rozstrzygnąć ich sporu. Każda z nich jest jednak podporządkowana przekazaniu jakiegoś przesłania. Podobnie rzecz ma się z tekstem U bramy raju, gdzie przybywa chrześcijańska Miłość wygnana ze świata przez Nienawiść.

Język utworów Sienkiewicza

Z uwagi na czas powstania tekstów współczesny czytelnik natknie się w nich na archaizmy, czyli wyrazy lub połączenia wyrazów, które wyszły już z użycia lub zmieniły swoje znaczenie, przykładowo:

Matka, biedna komornica, żyjąca z dnia na dzień niby jaskółka pod cudzą strzechą, może go tam i kochała po swojemu, ale biła dość często i zwykle nazywała „odmieńcem”. W ósmym roku chodził już jako potrzódka za bydłem lub gdy w chałupie nie było co jeść, za bedłkami do boru. Że go tam kiedy wilk nie zjadł, zmiłowanie Boże.

W tekstach Sienkiewicza mamy również do czynienia ze stylizacją językową. Aby uwiarygodnić przekaz, chłopscy bohaterowie posługują się gwarą:

— Tatulu, długo jeszcze pojedziewa bez wodę? — pytała Marysia.

— Czy ja wiem. Kogo się spytasz, nikt ci nie odpowie po katolicku.

— A jakże my będziewa w Ameryce się rozmawiać?

— Albo to nie mówili, że tam naszego narodu chmara jest?

— Tatulu!

— Czego?

— Dziwować się, to się i dziwować, ale zawdyk w Lipińcach było lepiej.

— Nie bluźniłabyś po próżnicy.

W Latarniku w wypowiedziach konsula Falconbridge’a pojawiają się anglicyzmy:

— Well! — rzekł. — Przyjmuję was. Jesteście latarnikiem.

Twarz starego zajaśniała niewypowiedzianą radością.

— Dziękuję.

— Czy możecie dziś jechać na wieżę?

— Tak jest.

— Zatem goodbye!… Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję.

— All right!

Podobny zabieg został zastosowany również w noweli Orso.

Sabałowa bajka natomiast w całości jest utrzymana w gwarze podhalańskiej, jako że ma stanowić zapis gawędy opowiedzianej przez górala — Jana Sabałę, będącej dorobkiem kultury ludowej Podhala:

Aż tu rok po roku idzie, chłop żyje i żyje; ludziska przestali umierać; zajaziło się od nich w Zakopanem, w Białym Dunajcu, w Chochołowie, wsędy, że cłek koło cłeka stał, jako smereki stojom w borze. Chłopisko się zestarzało, bieda pocena go gnieść, robić już nie mogło. Naprzykrzyło mu się w ostatku żyć, poseł i odetkał Śmierć z wirby.

W humoresce Sąd Ozyrysa Sienkiewicz nie stroni od humoru językowego, czego dowodem jest już chociażby samo nazwisko głównego bohatera — Psunabudesa:

To rzekłszy, obrócił Psunabudesa twarzą do niebieskich schodów i nagłym rozmachem swej boskiej stopy przyśpieszył jego powrót na ziemię.

Ten zabieg ma podkreślić ironiczny wydźwięk tekstu i obnażyć mechanizmy działania niektórych osób sprawujących władzę.

Janko Muzykant

Przyszło to na świat wątłe, słabe. Kumy1, co się były zebrały przy tapczanie położnicy, kręciły głowami i nad matką, i nad dzieckiem. Kowalka Szymonowa, która była najmądrzejsza, poczęła chorą pocieszać:

— Dajta — powiada — to zapalę nad wami gromnicę; juże z was nic nie będzie, moja kumo; już wam na tamten świat się wybierać i po dobrodzieja by posłać, żeby wam grzechy wasze odpuścił.

— Ba! — powiada druga. — A chłopaka to zara trza ochrzcić; on i dobrodzieja nie doczeka, a powiada, błogo będzie, co choć i strzygą2 się nie ostanie.

Tak mówiąc, zapaliła gromnicę, a potem, wziąwszy dziecko, pokropiła je wodą, aż poczęło oczki mrużyć, i rzekła jeszcze:

— Ja ciebie krzcę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego i daję ci na przezwisko Jan, a terazże, duszo krześciańska, idź, skądeś przyszła. Amen!

Ale dusza chrześciańska nie miała wcale ochoty iść, skąd przyszła, i opuszczać chuderlawego ciała, owszem, poczęła wierzgać nogami tego ciała, jako mogła, i płakać; chociaż tak słabo i żałośnie, że jak mówiły kumy: „Myślałby kto, kocię nie kocię albo co!”.

Posłano po księdza; przyjechał, zrobił swoje, odjechał: chorej zrobiło się lepiej. W tydzień wyszła baba do roboty. Chłopak ledwo zipał, ale zipał; aż w czwartym roku okukała kukułka na wiosnę chorobę, więc się poprawił i w jakiem takiem zdrowiu doszedł do dziesiątego roku życia.

Chudy był zawsze i opalony, z brzuchem wydętym, a zapadłemi policzkami; czuprynę miał konopną3, białą prawie i spadającą na jasne, wytrzyszczone oczy, patrzące na świat jakby w jakąś niezmierną dalekość wpatrzone. W zimie siadywał za piecem i popłakiwał cicho z zimna, a czasem i z głodu, gdy matula nie mieli co włożyć ani do pieca, ani do garnka; latem chodził w koszulinie przepasanej krajką4 i w słomianym kapalusie, spod którego obdartej kani5 spoglądał, zadzierając jak ptak głowę do góry. Matka, biedna komornica6, żyjąca z dnia na dzień, niby jaskółka pod cudzą strzechą, może go tam i kochała po swojemu, ale biła dość często i zwykle nazywała odmieńcem. W ósmym roku chodził już jako potrzódka7 za bydłem lub gdy w chałupie nie było co jeść, za bedłkami do boru. Że go tam kiedy wilk nie zjadł, zmiłowanie Boże.

Był to chłopak nierozgarnięty bardzo i jak wiejskie dzieciaki, przy rozmowie z ludźmi palec do gęby wkładający. Nie obiecywali sobie nawet ludzie, że się wychowa, a jeszcze mniej, żeby matka mogła doczekać się z niego pociechy, bo i do roboty był ladaco8. Nie wiadomo, skąd się to takie ulęgło, ale na jednę rzecz był tylko łapczywy, to jest na granie. Wszędzie też je słyszał, a jak tylko trochę podrósł, tak już o niczem innem nie myślał. Pójdzie, bywało, do boru za bydłem albo z dwojakami9 na jagody, to się wróci bez jagód i mówi, szepleniąc:

— Matlu! Tak-ci coś w boru grlało! Oj! Oj!

A matka na to:

— Zagram ci ja, zagram! Nie bój się!

Jakoż czasem sprawiała mu warząchwią10 muzykę. Chłopak krzyczał, obiecywał, że już nie będzie, a taki myślał, że tam coś w boru grało… Co? Albo on wiedział?… Sosny, buki, brzezina, wilgi, wszystko grało: cały bór i basta!

Echo też… W polu grała mu bylica, w sadku pod chałupą ćwirkotały wróble, aż się wiśnie trzęsły! Wieczorami słuchiwał wszystkich głosów, jakie są, na wsi i pewno myślał sobie, że cała wieś gra. Jak posłali go do roboty, żeby gnój rozrzucał, to mu nawet wiatr grał w widłach.

Zobaczył go tak raz karbowy11, stojącego z rozrzuconą czupryną i słuchającego wiatru w drewnianych widłach… Zobaczył i odpasawszy rzemyka, dał mu dobrą pamiątkę. Ale na co się to zdało! Nazywali go ludzie Janko Muzykant!… Wiosną uciekał z domu kręcić fujarki wedle12 strugi13. Nocami, gdy żaby zaczynały rzechotać, derkacze na łąkach derkotać, bąki po rosie burczyć; gdy koguty piały po zapłociach14: to on spać nie mógł, tylko słuchał i Bóg go jeden wie, jakie on i w tem nawet słyszał granie… Do kościoła matka nie mogła go brać, bo jak, bywało, zahuczą organy lub zaśpiewają słodkim głosem, to dziecku oczy tak mgłą zachodzą, jakby już nie z tego świata patrzyły…

Stójka15, co chodził nocą po wsi i aby nie zasnąć, liczył gwiazdy na niebie lub rozmawiał po cichu z psami, widział nieraz białą koszulę Janka, przemykającą się w ciemności ku karczmie. Ale przecież chłopak nie do karczmy chodził, tylko pod karczmę. Tam, przyczaiwszy się pod murem, słuchał. Ludzie tańcowali obertasa16, czasem jaki parobek pokrzykiwał: „U-ha!”. Słychać było tupanie butów, to znów głosy dziewczyn: „Czegóż?”. Skrzypki śpiewały cicho: „Będziem jedli, będziem pili, będziewa się weselili”, a basetla17 grubym głosem wtórowała z powagą: „Jak Bóg dał! Jak Bóg dał!”. Okna jarzyły się światłem, a każda belka w karczmie zdawała się drgać, śpiewać i grać także, a Janko słuchał!…

Co by on za to dał, gdyby mógł mieć takie skrzypki grające cienko: „Będziem jedli, będziem pili, będziewa się weselili”. Takie deszczułki18 śpiewające. Ba! Ale skąd ich dostać? Gdzie takie robią? Żeby mu przynajmniej pozwolili choć raz w rękę wziąć coś takiego!… Gdzie tam! Wolno mu tylko było słuchać, to też i słuchał zwykle dopóty, dopóki głos stójki nie ozwał się za nim w ciemności:

— Nie pójdzieszże ty do domu, utrapieńcze?

Więc wówczas zmykał na swoich bosych nogach do domu, a za nim biegł w ciemnościach głos skrzypiec: „Będziem jedli, będziem pili, będziewa się weselili” i poważny głos basetli: „Jak Bóg dał! Jak Bóg dał! Jak Bóg dał!”.

Gdy tylko mógł słyszeć skrzypki, czy to na dożynkach, czy na weselu jakiem, to już dla niego było wielkie święto. Wlazł potem za piec i nic nie mówił po całych dniach, spoglądając jak kot błyszczącemi oczyma z ciemności. Potem zrobił sam sobie skrzypki z gonta19 i z włosienia20 końskiego, ale nie chciały grać tak pięknie jak tamte w karczmie: brzęczały cicho, bardzo cichutko, właśnie jak muszki jakie albo komary. Grał jednak na nich od rana do wieczora, choć tyle za to odbierał szturchańców, że w końcu wyglądał jak obite jabłko niedojrzałe. Ale taka to już była jego natura. Dzieciaczyna chudł coraz bardziej, brzuch tylko zawsze miał duży, czuprynę coraz gęstszą i oczy coraz szerzej otwarte, choć najczęściej łzami zalane, ale policzki i piersi wpadały mu coraz głębiej i głębiej…

Wcale nie był jak inne dzieci, był raczej jak jego skrzypki z gonta, które zaledwie brzęczały. Na przednowku21 przytem przymierał głodem, bo żył najczęściej surową marchwią i także chęcią posiadania skrzypek.

Ale ta chęć nie wyszła mu na dobre.

We dworze miał skrzypce lokaj i grywał czasem na nich szarą godziną, aby się podobać pannie służącej. Janko czasem podczołgiwał się między łopuchami22 aż pod otwarte drzwi kredensu23, żeby im się przypatrzeć. Wisiały właśnie na ścianie naprzeciw drzwi, więc tam chłopak duszę swoję całą wysyłał ku nim przez oczy, bo mu się zdawało, że to niedostępna jakaś dla niego świętość, której niegodzien tknąć, że to jakieś jego najdroższe ukochanie. A jednak pożądał ich. Chciałby przynajmniej raz mieć je w ręku, przynajmniej przypatrzeć się im bliżej… Biedne małe chłopskie serce drżało na tę myśl ze szczęścia.

Pewnej nocy nikogo nie było w kredensie. Państwo od dawna siedzieli za granicą, dom stał pustkami, więc lokaj przesiadywał na drugiej stronie u panny pokojowej. Janko, przyczajony w łopuchach, patrzył już od dawna przez otwarte szerokie drzwi na cel wszystkich swych pożądań. Księżyc właśnie na niebie był pełny i wschodził ukośnie przez okno do kredensu, odbijając je w kształcie wielkiego jasnego kwadratu na przeciwległej ścianie. Ale ten kwadrat zbliżał się powoli do skrzypiec i w końcu oświetlił je zupełnie. Wówczas w ciemnej głębi wydawało się, jakby od nich biła światłość srebrna; szczególniej wypukłe zgięcia oświecone były tak mocno, że Janek ledwie mógł patrzeć na nie. W onym blasku widać było wszystko doskonale: wcięte boki, struny i zagiętą rączkę. Kołeczki przy niej świeciły jak robaczki świętojańskie, a wzdłuż zwieszał się smyczek na kształt srebrnego pręta…

Ach! Wszystko było śliczne i prawie czarodziejskie; Janek też patrzył coraz chciwiej. Przykucznięty w łopuchach, z łokciami opartemi o chude kolana, z otwartemi ustami, patrzył i patrzył. To strach zatrzymywał go na miejscu, to jakaś nieprzezwyciężona chęć pchała go naprzód. Czy czary jakie, czy co?… Ale te skrzypce w jasności czasem zdawały się przybliżać, jakoby płynąc ku dziecku… Chwilami przygasały, aby znowu rozpromienić się jeszcze bardziej. Czary, wyraźnie czary! Tymczasem wiatr powiał; zaszumiały cicho drzewa, załopotały łopuchy, a Janek jakoby wyraźnie usłyszał:

— Idź, Janku! W kredensie nie ma nikogo… Idź, Janku!…

Noc była widna, jasna. W ogrodzie dworskim, [nad] stawem, słowik zaczął śpiewać i pogwizdywał cicho, to głośniej: „Idź! Pójdź! Weź!”. Lelek24 poczciwy cichym lotem zakręcił się koło głowy dziecka i zawołał: „Janku, nie! Nie!”. Ale lelek odleciał, a słowik został i łopuchy coraz wyraźniej mruczały: „Tam nie ma nikogo!”. Skrzypce rozpromieniły się znowu…

Biedny, mały, skulony kształt z wolna i ostrożnie posunął się naprzód, a tymczasem słowik cichuteńko pogwizdywał: „Idź! Pójdź! Weź!”.

Biała koszula migotała coraz bliżej drzwi kredensowych. Już nie okrywają jej czarne łopuchy. Na progu kredensowym słychać szybki oddech chorych piersi dziecka. Chwila jeszcze, biała koszulka znik­ła, już tylko jedna bosa nóżka wystaje za progiem. Na próżno, lelku, przelatujesz jeszcze raz i wołasz: „Nie! Nie!”. Janek już w kredensie.

Zarzechotały zaraz ogromnie żaby w stawie ogrodowym, jak gdyby przestraszone, ale potem ucichły. Słowik przestał pogwizdywać, łopuchy szemrać. Tymczasem Janek czołgał się cicho i ostrożnie, ale zaraz go strach ogarnął. W łopuchach czuł się jakby u siebie, jak dzikie zwierzątko w zaroślach, a teraz był jak dzikie zwierzątko w pułapce. Ruchy jego stały się nagłe, oddech krótki i świszczący, przytem ogarnęła go ciemność. Cicha letnia błyskawica, przeleciawszy między wschodem i zachodem, oświeciła raz jeszcze wnętrze kredensu i Janka na czworakach przed skrzypcami, z głową zadartą do góry. Ale błyskawica zgasła, księżyc przesłoniła chmurka i nic już nie było widać ani słychać.

Po chwili dopiero z ciemności wyszedł dźwięk cichutki i płaczliwy, jakby ktoś nieostrożnie strun dotknął — i nagle…

Gruby jakiś, zaspany głos, wychodzący z kąta kredensu, spytał gniewliwie:

— Kto tam?

Janek zataił dech w piersiach, ale gruby głos spytał powtórnie:

— Kto tam?

Zapałka zaczęła migotać po ścianie, zrobiło się widno, a potem… Eh, Boże! Słychać klątwy, uderzenia, płacz dziecka, wołanie: O! dla Boga!, szczekanie psów, bieganie świateł po szybach, hałas w całym dworze…

Na drugi dzień biedny Janek stał już przed sądem u wójta.

Mieliż go tam sądzić jako złodzieja?… Pewno. Popatrzyli na niego wójt i ławnicy, jak stał przed nimi z palcem w gębie, z wytrzeszczonemi zalękłemi oczyma, mały, chudy, zamorusany, obity, niewiedzący, gdzie jest i czego od niego chcą? Jakże tu sądzić taką biedę, co ma lat dziesięć i ledwo na nogach stoi? Do więzienia ją posłać czy jak?… Trzebaż przytem mieć trochę miłosierdzia nad dziećmi. Niech go tam weźmie stójka, niech mu da rózgą, żeby na drugi raz nie kradł, i cała rzecz.

— Bo pewno!

Zawołali Stacha, co był stójką:

— Weź go ta i daj mu na pamiątkę!

Stach kiwnął swoją głupowatą, zwierzęcą głową, wziął Janka pod pachę jakby jakiego kociaka i wyniósł ku stodółce. Dziecko czy nie rozumiało, o co chodzi, czy się zalękło; dość, że nie ozwało się ni słowem, patrzyło tylko, jakby patrzył ptak. Albo on wie, co z nim zrobią? Dopiero jak go Stach w stodole wziął garścią, rozciągnął na ziemi i podgiąwszy koszulinę, machnął od ucha, dopieroż Janek krzyknął:

— Matulu!

I co go stójka rózgą, to on: „Matulu! Matulu!”, ale coraz ciszej, słabiej, aż za którymś razem ucichło dziecko i nie wołało już matuli!…

Biedne potrzaskane skrzypki!…

Ej, głupi, zły Stachu! Któż tak dzieci bije? Toż to małe i słabe i zawsze było ledwie żywe.

Przyszła matka, zabrała chłopaka, ale musiała go zanieść do domu… Na drugi dzień nie wstał Janek, a trzeciego wieczorem konał już sobie spokojnie na tapczanie pod zgrzebnym25 kilimkiem26.

Jaskółki świegotały w czereśni, co rosła pod przyzbą27; promień słońca wchodził przez szybę i oblewał jasnością złotą, rozczochraną główkę dziecka i twarz, w której nie zostało kropli krwi. Ów promień był niby gościńcem, po którym mała dusza chłopczyka miała odejść. Dobrze, że choć w chwilę śmierci odchodziła szeroką, słoneczną drogą, bo za życia szła po prawdzie ciernistą. Tymczasem wychudłe piersi poruszały się jeszcze oddechem, a twarz dziecka była jakby zasłuchana w te odgłosy wiejskie, które wchodziły przez otwarte okno. Był to wieczór, więc dziewczęta wracające od siana śpiewały: „Oj, na zielonej, na runi28!”, a od strugi dochodziło granie fujarek. Janek wsłuchiwał się ostatni raz, jak wieś gra… Na kilimku przy nim leżały jego skrzypki z gonta.

Nagle twarz umierającego dziecka rozjaśniła się, a z bielejących warg wyszedł szept:

— Matulu?…

— Co, synku? — ozwała się matka, którą dusiły łzy…

— Matulu! Pan Bóg mi da w niebie prawdziwe skrzypki?

— Da ci, synku, da! — odrzekła matka; ale nie mogła dłużej mówić, bo nagle z jej twardej piersi buchnęła wzbierająca żałość, więc jęknąwszy tylko: „O Jezu! Jezu!”, padła twarzą na skrzynię i zaczęła ryczeć, jakby straciła rozum albo jak człowiek, co widzi, że od śmierci nie wydrze swego kochania...

Jakoż nie wydarła go, bo gdy podniósłszy się, znowu spojrzała na dziecko, oczy małego grajka były otwarte wprawdzie, ale nieruchome, twarz zaś poważna bardzo, mroczna i stężała. Promień słoneczny odszedł także...

Pokój ci, Janku!

Nazajutrz powrócili państwo do dworu z Włoch wraz z panną i kawalerem, co się o nią starał. Kawaler mówił:

— Quel beau pays que l’Italie29.

— I co to za lud artystów. On est heureux de chercher la-bas des talents et de les protéger30... — dodała panna.

Nad Jankiem szumiały brzozy...

Przypisy

1 Kuma — przyjaciółka, sąsiadka.

2 Strzyga — duch wcześnie zmarłego dziecka, przybierający różne postaci.

3 Konopny — jasny, płowy.

4 Krajka — pas z grubych nici.

5 Kania — szerokie rondo kapelusza.

6 Komornica — wiejska kobieta niemająca roli ani chaty.

7 Potrzódka — pomocnik pastucha.

8 Ladaco — gałgan, nicpoń. Wyraz ten funkcjonuje także jako przymiotnik oznaczający „niedbały”, „niedobry”.

9 Dwojaki — gliniany garnek.

10 Warząchew — duża łyżka.

11 Karbowy — człowiek nadzorujący robotników w majątku dworskim.

12 Wedle — obok, przy.

13 Struga — strumyk.

14 Zapłocie — miejsce za płotem lub przed nim.

15 Stójka — człowiek wyznaczony przez sołtysa do wykonywania jakiejś pracy za darmo.

16 Obertas — oberek.

17 Basetla — ludowy instrument strunowy.

18 Deszczułka — kawałek drewna.

19 Gont — deseczka służąca do pokrywania dachów.

20 Włosień — włosie.

21 Przednówek — czas przed pierwszymi żniwami.

22 Łopuch — łopian, czyli roślina o dużych liściach i kulistych kwiatostanach.

23 Kredens — pomieszczenie służące do przechowywania zastawy stołowej oraz przeznaczone dla służby zajmującej się podawaniem do stołu.

24 Lelek — ptak o szarym upierzeniu.

25 Zgrzebny — wykonany z grubej przędzy lnianej lub konopnej.

26 Kilim — dwustronna tkanina służąca do ozdabiania ścian i podłóg.

27 Przyzba — wał z ziemi usypany dookoła podmurówki wiejskiego domu.

28 Ruń — wschodzące pędy traw lub zboża.

29Quel beau pays que l’Italie — jakiż to piękny kraj, te Włochy.

30On est heureux de chercher la-bas des talents et de les protéger — szukanie tam talentów i ich wspieranie — ile daje to szczęścia.