Objawienie - Newman Maciej - ebook + książka

Objawienie ebook

Newman Maciej

3,5

Opis

Poznaj tajemnice świata…

Spokojne życie Falibora w jednej chwili runęło jak domek z kart.

Nieoczekiwany atak najeźdźców sprawia, że ochronna bańka, w której tkwił do tej pory, nagle pęka, a on sam okazuje się zupełnie nieprzygotowany na konfrontację z okrutnym światem. Niespodziewanie pomaga mu w tym pewien mistyczny stwór…

Również księżniczka Imperium, Infryd, wkrótce stanie oko w oko z niebezpieczeństwami, jakich do tej pory nie była w stanie sobie nawet wyobrazić. Skończyła właśnie 30 lat i jest pełnoletnią Welendorką. Zgodnie ze swym życzeniem urodzinowym, może w końcu zobaczyć Slavikaena – człowieka, który został zamknięty w najpilniej strzeżonym więzieniu.

Zarówno Falibor, jak i Infryd, nie zdają sobie sprawy, że już wkrótce ich świat zadrży w posadach. Niebezpieczeństwo czyha wszędzie, a oni będą musieli wziąć los w swoje ręce, by się z nim zmierzyć…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 499

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (4 oceny)
1
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MonikaZ72

Nie oderwiesz się od lektury

Dla mnie była to niezwykła historia o człowieku, którego okrutny los mocno doświadcza, a mimo to nie zatraca swojego sumienia. Autor stworzył ciekawego bohatera, posiadającego ogromną moc, która budzi się w nim w chwilach walki czy poczucia ogromnej krzywdy, jednak przy tym całym okrucieństwie stara się nie tracić człowieczeństwa. Bardzo ujął mnie ten aspekt tej historii. Książka, można powiedzieć, jest opowieścią drogi, chociaż szkoda, że bohaterowie tak łatwo z niej odchodzą, z niektórymi chciałabym spędzić nieco więcej czasu. Czekam na kolejną część, bo historia jest bardzo wciągająca, ale mam nadzieję, że nie będzie w niej tak dużo błędów językowych, bo czasem aż oczy bolały.
00

Popularność




Maciej Newman

Objawienie

Rozdział 1

Urodziny

Otworzyłam oczy i zobaczyłam piękne firany mojej komnaty. Przez trzydzieści lat mojego krótkiego życia kładę się w swym pięknym łożu, aby zasnąć, i budzę się, jakby to było mrugnięcie oka. Podobno wszystkie rasy na całym świecie mogą śnić codziennie, o wszystkim i o niczym. Śnią o swoich pragnieniach, marzeniach i obawach. Więc dlaczego my, Welendorzy, rasa wyższa, doskonalsza, wykreowana do wyższych celów, nie możemy śnić?

Według mojego nauczyciela odebrano nam śnienie przez wielki grzech popełniony tysiąc lat temu. Oczywiście nie mogłam w to uwierzyć, że ktoś mógł nam odebrać cokolwiek, dlatego nie przykładałam zbyt wielkiej wagi do tejże nauki.

Zgniotłam w rękach aksamitną pościel i skrzywiłam się mimowolnie na swe myśli. Podrzędna rasa, taka jak ludzie, oczywiście może śnić codziennie. Dlaczego? Przecież oni żyją ułamek tego co my i są strasznie słabi. Dlatego nimi rządzimy, ponieważ samotnie nie poradziliby sobie na tym świecie.

– Ech…

– Moja najjaśniejsza pani Infryd, wzdychasz w swoje trzydzieste urodziny? Nie powinnaś być szczęśliwsza w tym dniu?

Obejrzałam się za siebie. Jak zwykle każdego ranka przy drzwiach stała moja prywatna pokojówka. Była wysoka, smukła, twarz miała bardziej przystojną niż piękną, uwydatnioną szczękę, wąskie usta, głęboko osadzone szare oczy i prosty nos. Długie i szare włosy sięgające pasa zaplecione były w skomplikowany warkocz ozdobiony najróżniejszymi złotymi i srebrnymi sznureczkami. W średnio długich uszach na stałe miała poprzyczepiane srebrne oraz białe złoto w postaci łez. Ubrana była jak co dzień, w białą szatę z Eltu, gładkiego i połyskującego materiału lekko odbijającego światło.

– Witaj, moja punktualna służko Kiermyn, codziennie cię widzę po moim przebudzeniu. Nie znudziło ci się to zajęcie przez tych trzydzieści lat mojego skromnego życia?

Spojrzałam na nią z udawanym rozdrażnieniem, ale tylko ciepło się uśmiechnęła i lekko pochyliła głowę w ukłonie.

– Oczywiście że nie, moja pani. Jestem dumna, że służę jako nadworna pokojówka wszystkich dzieci Wielkiego Imperatora Irmenfryda, władcy połowy naszego znanego świata, pana bitew i…

– Bla, bla, bla i tak dalej… – odpowiedziałam z irytacją. – Nie chcemy przecież spędzić całego ranka na wysłuchiwaniu tytułów mojego ojca. Już wstaję. Kiermyn, daj mi chwilę.

– Jak sobie życzysz, moja pani. Czy cztery moje pomocnice wystarczą na dzisiejszy poranek?

Wskazała wtopione w ścianę, ledwo widoczne służące z krótkimi włosami, ubrane w szare i długie suknie z lnu.

– W zupełności…

Machnęłam ręką od niechcenia, nic mnie nie obchodziły jakieś dziewki najniższej klasy, to miał być mój dzień!

– Oczywiście, pani.

Zerknęła tylko na nie, dając im znak do rozpoczęcia porannego rytuału. Rozciągnęłam się porządnie i ześlizgnęłam z łóżka. Gdy tylko moje stopy dotknęły błyszczącej podłogi zalanej słońcem, jedna ze służących już była gotowa wsunąć mi klapki. Kiedy wstałam, druga zarzuciła mi biały szlafrok. Podeszłam leniwym krokiem do mojej toaletki.

– Jak wyglądać będzie mój dzień? – spytałam Kiermyn, podglądając w lustrze inne służki, które przygotowywały poranną kąpiel i zajmowały się ścieleniem łoża. – Mam nadzieję, że nie będzie zbyt wyczerpujący.

Położyłam głowę na rękach opartych o toaletkę i zrobiłam znużoną minę.

– Moja piękna pani – powiedziała, podchodząc do mnie z prawej strony – ma pani przez większość dnia wolne… – Na chwilę zawiesiła głos, aby podtrzymać napięcie. – Oczywiście po śniadaniu w wielkiej sali z tutejszymi arystokratami, by otrzymać gratulacje i prezenty…

Nie słuchałam jej dalej, ale trochę czasu minęło, zanim opowiedziała o moich zajęciach na resztę dnia. Za to spojrzałam na swoje znużone odbicie w lustrze: głowa w kształcie serca, duże szare oczy, białe jak śnieg włosy z połyskującymi posrebrzanymi pasemkami, długie do pasa – jak to u najwyższych arystokratów bywa. Już jedna ze służek zajęła się nimi, aby rozczesać i ułożyć misterne wzorki oraz pozawieszać najróżniejsze kosztowności. Ciemne ślady w kształcie okręgu na mojej szyi sugerowały, że coś musiało się stać, jak byłam mała, lecz nie pamiętałam tego. Miałam tylko wrażenie, że zapomniałam o czymś istotnym, ale mniejsza o to, ważne to, co było wyżej. Pełne usta w kształcie pączka róży, wysokie kości policzkowe, mały okrągły nos i piękne brwi, przylegające do czaszki długie uszy z krwistoczerwonymi kolczykami. Wykonane były one z najbardziej pożądanego materiału na świecie. Zwał się „bultumur”. Dzięki tylko tym dwóm kolczykom można było wykarmić przez cały rok niejedno miasto.

– I na koniec dnia twój prezent.

– Mój prezent? Ach tak.

Kiermyn wyrwała mnie z zadumy nad tym, jak pięknie obdarowała mnie linia tłoczonej przez tysiąclecia krwi.

– Jeszcze nie wybrałam, co bym chciała.

– Moja pani, może małego smoka z gór Głębokiego Smutku w północno-wschodnim zakątku naszego wspaniałego imperium?

Przesunęłam się w stronę Kiermyn, aby ją dobrze widzieć, a służki zajęły się mną.

– Smok? Za dużo zachodu Kiermyn, nasze imperium już ma swój zagajnik smoków, nie potrzebuję prywatnego.

Zmarszczyła czoło z namysłem i poklepała się po nosie.

– A może cały elitarny wyćwiczony legion, który dumnie będzie reprezentował moją najjaśniejszą panią w bitwach o honor i dumę imperium?

– Nie, przecież już mam swój legion, chyba nawet dwa. Prezent… Nie mam pomysłów. Mam już chyba wszystko, co można sobie wyobrazić, a skończyłam dzisiaj dopiero trzydzieści lat.

Chwilę pobyłyśmy w ciszy, przerywanej tylko przez dziewki, które uwijały się przy mnie, abym jak najlepiej wyglądała w tym ważnym dla mnie dniu. Już jestem dorosła, więc będę miała więcej swobody niż poprzednio.

– A może… – Na ustach mojej prywatnej służki zakwitł szelmowski uśmiech. – Co powiesz na tego więźnia, który został niedawno zamknięty w naszym najbardziej strzeżonym areszcie, tutaj w pałacu? Nigdy nie widziałaś nikogo spoza pałacu ani z nikim spoza niego nie rozmawiałaś, a co dopiero ze Slavikaenem, i to tak niebezpiecznym, że sprowadzili go tutaj, do stolicy. – Spojrzała na mnie z wyczekiwaniem, a reszta służek nastroszyła swoje szpiczaste uszy, aby lepiej słyszeć. Więzień tak niebezpieczny i w dodatku tylko Slavikaen? Barbarzyńca? Ciekawe…

– Kim on jest, Kiermyn? Co zrobił, że jest taki groźny?

Kiermyn spojrzała surowym wzrokiem na służki, aby się pospieszyły. Potem popatrzyła na mnie i chwilę się zastanawiała.

– Najwięksi… – zawiesiła na chwilę głos, a potem mówiła dalej z napięciem i strachem – najwięksi budowniczy i najwyżsi Sztukmistrzowie z ponad tysiącem niewolników wykonali specjalne więzienie dla takich właśnie skazańców. Pod koszarami Gorejącej Łzy, imperialnej straży, która strzeże całego pałacu, służą elitarni żołnierze mający przynajmniej pięćdziesiąt lat doświadczenia w wojaczce. – Zawiesiła głos, kiedy zobaczyła swoje służki, które skończyły przygotowywać moje włosy i twarz. – Moja pani Infryd raczy wstać. Wybierzemy suknię na dzisiejszy wspaniały dzień.

Wstałam z krzesła i poszłam za Kiermyn, do wielkiej szafy wyciosanej ze stuletniego dębu. Otworzyła ją i zobaczyłam różnokolorowe suknie, które stworzyli imperialni krawcy. Prywatna pokojówka zaczęła w nich przebierać, jakby to były przeciętne szaty dla zwykłego Welendora. Zobaczyłam taką w kolorze krwistej czerwieni, która mieniła się w blasku słońca. Wskazałam właśnie ją.

– Pokaż mi tę, Kiermyn.

Skinęła głową i wyjęła suknię z szafy.

– Jest piękna, moja pani. Moja najjaśniejsza pani ma wspaniały gust. Ta suknia jest nowa, wykonał ją nasz mistrz w swoim fachu.

Rzeczywiście była piękna, ale nie chodziło tylko o kolor – wyszywana była na przemian srebrną i złotą nicią. Cała mieniła się jaskrawymi barwami, iskrzyła i aż oślepiała swoją wspaniałością.

– Przymierzamy? – zapytała z uśmiechem, patrząc na mnie oczami naznaczonymi już starością. Wyglądało na to, że sama się tym zajmie. Wskazała dłonią wielkie lustro, dwa razy większe ode mnie, i lekko się ukłoniła.

– Może dokończ swoją historię o tym Slavikaenie. A w tym czasie możesz mnie ubierać, prawda?

– Oczywiście, pani. Na czym to ja skończyłam? Ach tak… – Odchrząknęła, jakby właśnie zaczynała długą opowieść. – Pod koszarami wykonano misternie pięciopoziomowe więzienie. Nie wiem dokładnie, ilu Welendorów je strzeże, ale podobno nie mniej, jak setka.

– Aż tylu? – Ze zdziwienia zmarszczyłam czoło. – Kim jest ten Slavikaen i reszta więźniów, że aż tylu elitarnych żołnierzy musi ich pilnować? Jest aż tak potężny? – Uśmiechnęłam się pod nosem. Coraz bardziej byłam zainteresowana tym człowiekiem. – Co zrobił, że zasłużył na taki zaszczyt, że tyle imperialnych łez pilnuje tak żałosną rasę?

Kiermyn przerwała zawiązywanie sznureczków z tyłu sukni i zniżyła głos.

– Nie wiem dokładnie, po co go tutaj ściągnęli, ale podobno zabił paru sztukmistrzów wysokiego stanu i wojowników.

Zamurowało mnie.

– Jak śmiał podnieść rękę na szlachtę Welendorów?! Nie mają dobrze pod naszymi rządami? Powinni być wdzięczni, że oddychają naszym powietrzem!

Kiermyn zesztywniała raptownie i odezwała się lękliwie.

– Pani… – wyszeptała i uklękła, a służki poszły w jej ślady. – Proszę się uspokoić, proszę!

Spojrzałam w lustro i zobaczyłam na swojej twarzy gniew. Uspokój się, to tylko głupi barbarzyńca. Więc dlaczego wzięłam tę tragedię tak do siebie?

– Dziękuję, pani. – Kiermyn wstała, wypuściła wstrzymywane powietrze i ukłoniła się z gracją. Następnie podjęła dalszą walkę ze sznureczkami na moich plecach. – Mnie też zamurowało, jak usłyszałam tę historię, podobno robił jeszcze gorsze rzeczy w naszym imperium, niestety nie znam szczegółów.

Jeszcze gorsze rzeczy? Co może być gorszego od zaatakowania szlachcica z wyższego stanu? Przez kolejny kwadrans zastanawiałam się w ciszy, co to za człowiek i czy jest tak potężny, jak opisuje go Kiermyn.

– Skończone! – Służka klasnęła głośno, wyrywając mnie z zadumy. – Moja piękna pani, jesteś chyba najpiękniejszą damą na całym świecie!

Spojrzałam w lustro. Rzeczywiście. Kołnierz sukni podkreślał moją długą i smukłą szyję, nie odwracając przy tym uwagi od dekoltu w kształcie łezki, który odkrywał skrawek piersi. Dopasowana do mojej talii i bioder opadała luźno do kostek, odkrywając bardzo wygodne, czerwone trzewiki z Eltu.

– Dobra robota – odpowiedziałam uśmiechnięta, obracając się. – Soremun jest mistrzem w swoim fachu, każę go wynagrodzić za wysiłki.

– Dobry pomysł, moja pani. – Ukłoniła się z gracją, a reszta służek zawtórowała jej, nawet pokłoniły się jeszcze głębiej.

– Ech, no dobrze, oby do wieczora. – Pomyślałam o dziwnym barbarzyńcy i podjęłam decyzję. – Już wiem, co chcę otrzymać na swoje urodziny – powiedziałam z szyderczym uśmiechem i kazałam się rozebrać mnie, aby wejść do cieplutkiej wody i zrelaksować się przed męczącym dniem z krwiopijcami.

Rozdział 2

Imperator nieśmiertelnych

Byłam bardzo zmęczona. Walcząc z własną kondycją i myślami na temat Slavikaena, parłam dalej przez wielkie korytarze pałacu – do mojej ukochanej komnaty, mojego sanktuarium spokoju. Za mną dreptała Kiermyn ze swoimi pomocnicami oraz szło – po moich obu stronach – dwóch żołnierzy gwardii pałacowej. Za służkami i szlachcicami wysokiego stanu podążało sześciu kolejnych, lecz to byli tylko normalni wartownicy jako eskorta dla innych możnych, którzy chcieli mi się przypodobać. Ubrani byli w najrozmaitsze stroje w kolorach tęczy i tak samo obwieszeni najróżniejszymi kosztownościami. Nie dawali mi spokoju przez cały dzień. Ta przesadna pod względem liczebnym ochrona zaczynała mnie męczyć. Na szczęście za najbliższym zakrętem będę w końcu wolna. Kiedy doszliśmy do korytarza przy moim azylu, zobaczyłam, że przed drzwiami stało dwóch imperialnych żołnierzy. Cały imperialny herb misternie naniesiony na zbroję oznaczał najwyższy stopień w całej armii naszego kochanego Władcy. Pierwszy żołnierz na szyi nosił białego lisa, zaś drugi na barku powieszonego miał borsuka. Ta elita była posłuszna wyłącznie Imperatorowi, nawet ja nie mogłam im rozkazywać. To musiało oznaczać tylko jedno… W środku był Wielki Imperator, który podbił pół naszego znanego świata. Wszyscy wstrzymali oddech i stanęli jak wryci, kiedy dostrzegli to samo co ja. Popatrzyłam na wszystkie znieruchomiałe ze strachu twarze i zwróciłam się do służki.

– Kiermyn, wracaj do swojego pokoju, odeślij wszystkich. Masz czas wolny, póki nie poślę po ciebie.

Wszyscy stąpali niespokojnie, a zwłaszcza żołnierze po moich bokach, którzy łypali spode łba na imperialnych z Czarnego Legionu. W ogóle się nie dziwiłam ich reakcjom, w końcu wszyscy dążyli do tego, aby być w legendarnym legionie, który broni mojego ojca od setek lat.

– Wy też, Biali! Nic mi tu nie grozi, na pewno nie w obecności tych dwóch.

Skłonili głowy, zatrzeszczały zbroje i peleryny, następnie ruszyli do koszar. Poczekałam chwilę, przełknęłam ślinę i poprawiłam od niechcenia włosy i ubranie. Niezbyt często widywałam ojca, a chyba nigdy nie był w mojej komnacie. Trochę się martwiłam, co to może oznaczać. Spojrzałam na jednego z wartowników. Spod hełmu wyzierały jasnoniebieskie oczy, tak jasne, że prawie oświetlały czerń w środku.

– Otwierać – rozkazałam cichym, niezdecydowanym głosem, zaś Czarny bez szemrania natychmiast otworzył mi drzwi.

W pomieszczeniu panował półmrok, zasłony były zaciągnięte tak, aby tylko lekka łuna światła wpadała do środka. Po prawej stronie od drzwi leżały stosy prezentów różnorakich rozmiarów. Były od szlachty – podarowane, aby mi się przypodobać, z nadzieją, że mam jakikolwiek wpływ na mojego ojca. W palenisku trzeszczały drwa. Lekki płomień trochę ogrzewał pomieszczenie. Przed wesoło tańczącym ogniem stał mój ojciec Irmenfryd. Dawno go nie widziałam. Prawie nic się nie zmienił, ale to normalne, biorąc pod uwagę to, kim jesteśmy. Po jego lewicy stał doradca Imperatora Milfier. Nie wiadomo dlaczego, kiedy się na niego patrzyło, wzrok sam uciekał w bok. Jakby on sam – Milfier – nie pozwalał, żeby ktoś na nim zbyt długo zawieszał oko. Z ulgą przeniosłam wzrok na ojca. Cienie z paleniska tańczyły na jego kamiennej twarzy. Przez całe życie widziałam go tylko z takim właśnie obliczem – zmartwienia i grozy. Uwydatniona szczęka, orli nos, wystające kości policzkowe, uszy (dłuższe od uszu chyba wszystkich mi znanych Welendorów) teraz były niespokojnie przyklapnięte do czaszki, a w nich – najróżniejsze kolczyki i spinki z bultumuru. Lekkie zmarszczki przecinały jego czoło. Dziwne, ale w białych jak śnieg, długich do pasa włosach nie miał żadnych ozdób, jak to w zwyczaju mieli wszyscy wysoko urodzeni. Ubrany był w czarną szatę z Eltu, przewiązaną w pasie aksamitną wstęgą.

Nie raz zastanawiałam się, ile ma lat. Imperium powstało czterysta dziewięćdziesiąt dziewięć lat temu. Jako pierwszy imperator, aby podbić te wszystkie kraje, musiał żyć jeszcze dłużej przed ich założeniem. Wielki głaz spoczął na mojej klatce piersiowej, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Ciężkość przebywania w obecności mojego ojca… Już dawno zapomniałam, jak to jest.

– Ojcze – powiedziałam gładko, kłaniając się głębiej, niż kiedykolwiek – witam cię w mych skromnych progach, niezmiernie się cieszę z twych odwiedzin.

Nie odwrócił się do mnie, za to Milfier wyszedł na środek i pokłonił się z gracją.

– Księżniczko Infryd, cieszę się, że widzę cię w jak najlepszym zdrowiu. – Wyprostował się i spojrzał mi w oczy. Jego były czarne jak najmroczniejsza otchłań. Wydawało mi się, że mnie przyciągają, aby pożreć, przeżuć i wypluć jak plwociny.

Otrząsnęłam się z jego zimnego wzroku, okrutnego i wyrachowanego. Zrozumiałam, dlaczego nie chciał, by inni długo przypatrywali się jego twarzy. Ścisnęłam rąbek sukni, aby nie zwymiotować z powodu bycia z nim w jednym pomieszczeniu. Był jeszcze gorszy, niż kilka chwil temu! Czułam coś przytłaczającego w jego postaci, jakby mnie przygniatała i rozrywała. Otrząsnęłam się z nieprzyjemnych uczuć i spojrzałam na niego jeszcze raz. Czarne włosy, związane w przetłuszczony koński ogon, blada cera, cofnięta szczęka, prosty nos, głęboko osadzone oczy, uszy jednak normalne… Czyli nie jest Welendorem, a człowiekiem? Ubrany był w czarną tunikę i spodnie prawdopodobnie z normalnej tkaniny, schowane w wysokich i porządnych butach do kolan. Zauważyłam, że do tuniki ma przypiętą spinkę – Srerbne Gorejące Słońce, przepołowione złotą poziomą linią, z której leniwie opada srebrna łza. Oznaka funkcji pełnionej w imperium.

– Yhym… – Odchrząknął zakłopotany moim zbyt intensywnym wpatrywaniem się w niego. – Wszystkiego najlepszego z okazji trzydziestych urodzin, moja pani. – Ukłonił się, ale już nie tak głęboko jak na początku. – Ja, pokorny sługa, przyszedłem wraz z Imperatorem, aby pogratulować panience wejścia w dorosłe życie, wszystkiego dobrego!

Popatrzyłam na ojca. Nie było żadnej reakcji z jego strony. Przeniosłam wzrok na sługę.

– Dziękuję. Jednak czy możesz wyjść z komnaty? Chcę porozmawiać z moim ojcem na osobności.

Popatrzył na mnie zdziwiony, następnie przeniósł wzrok na Imperatora, a potem znów na mnie.

– Przepraszam księżniczko, lecz muszę być cały czas w obecności jego Impe…

Usłyszeliśmy tubalny głos, który zagrzmiał bardziej w głowach niż w uszach.

– Odejdź, Milfier.

Milifier odwrócił się do ojca, uklęknął z gracją na posadzce, przyklepał broszkę lewą ręka, ucałował czubki palców prawej i położył ją na swoim czole. „Formalny ukłon dla najwyższego władcy. Władasz nie tylko mym sercem, ale i umysłem” – pomyślał. Wstał z gracją, nie patrząc na nas, i wyszedł. Chwilę staliśmy w ciszy. Rozmyślałam, co powiedzieć, jak się zwrócić do ojca, aby go nie urazić. Tak dawno go nie widziałam… Na szczęście w tej samej chwili odwrócił się i spojrzał na mnie. Miał piękne złote oczy ze srebrną linią przebiegającą w poprzek źrenic. Linia była nieruchoma, ale wydawało się, że złoto się porusza. Otrząsnęłam się i spojrzałam na jego czoło. Trudno było nie zauważyć pięknej tiary w jego centrum – pół Gorejącego Słońca – wielkie jajo Bultumuru. Złote języki ognia zostały misternie oplecione wokół kosztownego kamienia i wokół srebrnych włosów rodziciela. Spoczywająca na czole jedna łza była skromna. Nie kojarzyłam tego materiału, lecz nie mogłam oderwać wzroku od tejże łezki. Największy kunszt, jaki w życiu widziałam, oznaka władzy nad połową znanego nam świata.

– Witaj, córko. – Rozłożył ręce, by mnie przytulić.

Niespokojnie zatopiłam się w jego delikatnym uścisku. Ach, kiedy tak ostatnio było? Tak dawno… Oderwałam się niechętnie i cofnęłam o dwa kroki, aby lepiej go widzieć.

– Pięknie wyglądasz Infryd, jesteś coraz bardziej podobna do swojej matki.

Skłoniłam się lekko.

– Dziękuję ojcze, zaiste mam szczęście, że jestem bardziej podobna do matki – odpowiedziałam z lekką nutą sarkazmu. Usta mu drgnęły, to było coś na kształt uśmiechu.

– To prawda, kto by chciał być do mnie podobny. – Uśmiechnął się szerzej i podszedł, aby ucałować mnie w płatki uszu. – Wszystkiego najlepszego córko, przepraszam, że byłem taki oziębły, ale jako Imperator muszę stwarzać pozory bezwzględnego – powiedział ze smutnym wyrazem twarzy. – Dawno cię nie widziałem, przykro mi, że nie masz ode mnie żadnego wsparcia, że nie widujemy się zbyt często. Rozumiesz, prawda? Imperium mnie potrzebuje.

– Wiem o tym doskonale, ale i tak smutno mi z tego powodu, mam nadzieję, że będziemy od teraz częściej się widywać.

Popatrzył na ogień.

– Skończyłaś już trzydzieści lat, jesteś pełnoletnia, droga córko. Czas, abym powierzył ci jakąś funkcję w naszym kochanym Imperium. Wtedy będziemy się częściej widywać, tak żebyś się nie nudziła przez resztę życia. – Uśmiechnął się ciepło, odwrócił głowę w moją stronę i zobaczył przy drzwiach stosy prezentów. Wskazał na nie ruchem ręki. – Tak dużo podarunków… Jesteś uwielbiana przez naszych poddanych, czyż nie?

Pokręciłam głową.

– A to nie przez to, że jestem twoją córką? – odpowiedziałam z uśmiechem, który został odwzajemniony.

– Możliwe, ale myślę, że i tak cię uwielbiają. Ze wszystkich dzieci, które spłodziłem, jesteś najbardziej podobna do niej, a ona jest najmilszą i najwspanialszą osobą, jaką znam. Nie to co ja, bezwzględny, stary dziad. Lecz to świat mnie wykreował na takiego władcę. – Uśmiech zniknął z jego twarzy. – Co chciałabyś dostać ode mnie na urodziny, córko? Mam pół świata we władaniu, na pewno coś by się znalazło.

Zastanawiałam się przez chwilę. Na pewno mogę prosić o coś takiego? Ojciec czekał cierpliwie, spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Zmarszczyłam czoło i zaczęłam bezwiednie bawić się kolczykiem w prawym uchu.

– Ach… Infryd… – powiedział, a ja popatrzyłam na niego z pytającym wyrazem twarzy.

– Robisz tak samo, jak twoja matka, gdy się mocno nad czymś zastanawiała.

Uśmiechnęłam się.

– Przepraszam ojcze, ale nie wiem, czy na to przystaniesz. – Wzięłam głęboki wdech. – Chciałabym, abyś mi pozwolił na spotkanie z więźniem, którego niedawno uwięziliście pod pałacem.

Wzdrygnął się lekko. Zrobił poważną minę, splótł ręce za plecami i zbliżył się do kominka. Nie odzywał się przez chwilę, więc podeszłam do balkonu, lekko rozsunęłam wielką firanę w fantazyjne wzorki. Nie chciałam mu przeszkadzać, ponieważ Imperatorowi się nie przeszkadza. Spojrzałam na wielkie miasto, które mój ojciec zbudował z niczego. Wyglądało jak wielkie połacie trawy okalające górę, którą jest pałac. Słońce odbijało się od jego iglic i od budynków za potrójnym murem. Gdzie nie spojrzałam, tam widziałam wspaniałe budynki, aż po horyzont. Czy teraz będę mogła to wszytko zwiedzać bez problemu? W końcu skończyłam trzydzieści lat… Chciałam otworzyć balkon, aby zaczerpnąć świeżego powietrza, lecz zawahałam się, widząc dwóch Czarnych, którzy stali po obu stronach wyjścia. Czarni na balkonie – czy to nie lekka przesada? Czego tak się obawia, skoro ich rozstawia? Popatrzyłam na ojca, który dalej się przypatrywał lekkiemu płomieniowi w palenisku, zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Zatrzymałam się raptownie, przełknęłam ślinę. Ściskał kurczowo ręce z tyłu pleców, aż pobielały mu knykcie. Czułam przytłaczającą aurę, która biła od niego żarliwie. Uklęknęłam szybko, wykonałam formalny ukłon dla Imperatora.

– Przepraszam ojcze! Nie chciałam cię tak rozgniewać! Wybacz mi, proszę!

Bijąc głową o posadzkę, usłyszałam jego kroki. Szedł w moją stronę. Pomógł mi wstać z klęczek i przytulił lekko, ale stanowczo.

– Przepraszam, Infryd – powiedział, całując moje zaczerwienione uszy i odgarniając niesforny kosmyk.

– Ten Slavikaen jest bardzo niebezpieczny. Wśród ludzi tylko garstka posiada tak wielką moc, jak on. – Uśmiechnął się do mnie lekko, przepraszając w ten sposób za swój niedawny stan. – Po prostu martwię się o ciebie. – Ścisnął miło moje ucho, pokazując tym samym swą miłość do mnie. – Nie mogę pozwolić, aby coś ci się stało. Jesteś wyjątkowa, wiesz o tym? – Odsunął się ode mnie i wrócił na miejsce przy palenisku. Tak skończył poprzedni temat. – W czasie mojego podboju naszego imperium cały czas przeszkadzał mi przywódca wszystkich narodów, plemion, klanów z tych ziem. To dlatego podbijałem je pięćdziesiąt lat, a nie pięć, jak to zaplanowałem z moimi generałami. – Wypuścił głośno powietrze i zacisnął mocno pięści, aż lekko zajarzyły się jego pierścienie. – W żadnych historycznych księgach nie ma wzmianki o tym, kim był ten człowiek. Nie mogliśmy przecież opisać tego wszystkiego, że to jakaś wina Slavikaena, prawda? – Popatrzył na mnie z gniewem na twarzy. – Nazywał się Tigabor i był Vivdren’dagiem.

Gapiłam się na ojca oniemiała, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. Niemożliwe, aby Slavikaen został Bogiem Na Ziemi.

– Ojcze… – zaczęłam niepewnie. – To niemożliwe, aby człowiek stał się kimś więcej, niż my, Welendorzy. My jesteśmy szczytem ewolucji i mamy rządzić nad wszystkimi stworzeniami, prawda? – Widziałam wahanie na twarzy ojca, więc powtórzyłam raz jeszcze, robiąc krok do przodu: – Prawda?

– Córko, Vivdren’dag to miano istoty wyższej stąpającej po tej ziemi. Zostać nią może każdy. Niestety to miano można uzyskać jedynie poprzez – Bultumur na chwilę zaświecił złowrogo, a Imperator głośno przełknął ślinę – zaproszenie.

Zmarszczyłam brwi. Nigdy nie słyszałam o czymś takim.

– Co to jest to „zaproszenie”?

– Nie mogę nic więcej powiedzieć. To nie jest takie proste, jak podbicie pół znanego naszego świata. – Uśmiechnął się i spojrzał na mnie dwoma słońcami.

Wytrzymałam wzrok Imperatora, który zaczął wiercić dziurę w mojej czaszce i z gęsią skórką zapytałam: – Ojcze… Od kogo lub czego otrzymujesz zapro… – Nie dokończyłam. Przystawił tylko palec do swych ust, ucinając wszelkie pytania. Minę miał bardzo poważną, zakazującą dalszych pytań.

– Ciii, Infryd. Lare’ur.

Przygryzłam usta, zakryłam twarz włosami. Wyrażenia tego używało się w stosunku do niesfornych dzieci, które nie powinny wtykać nosa w nieswoje sprawy. Gdy się zmieniło intonację głosu, można tak było powiedzieć do poddanych.

– Ach, Infryd…

Poczułam dłoń ojca na swoim palącym policzku. Zawstydzona podniosłam wzrok na twarz pełną nostalgii. Spoglądał na obraz, który wisiał nad kominkiem w mojej komnacie. Widniała na nim moja matka. Siedziała na ławce w pięknej białej sukience, kapeluszu na głowie i szydełkowała coś dla mnie. Ja też zostałam namalowana jako dziecko w bliźniaczo podobnym ubiorze i kapelusiku, lecz nie tak dokładnie, jak matka. Ojciec stracił chęć do rozmowy, a jego mina wyrażała ciepło. Miał wspaniały uśmiech i zmarszczki w kącikach ust. Nigdy nie widziałam u niego takich uczuć, jak w tamtym momencie. Zerknęłam raz jeszcze na obraz i poczułam ból w czaszce. Musiałam złapać się za głowę, by nie stracić przytomności. Czarne plamki wirowały mi przed oczami. Ból minął tak raptownie, jak się zaczął, zostawił po sobie mgliste wspomnienia i smutek. Matko, gdzie jesteś?

– Córko, wszystko w porządku? – Ojciec podszedł do mnie z pucharkiem wody. Wzięłam i wypiłam jednym duszkiem całą zawartość. – Źle się poczułaś?

– Już mi lepiej, po prostu rozbolała mnie głowa.

Dziwne, ale czułam się tak, jakbym odbywała tę rozmowę jeszcze raz: teraz ojciec ziewnie i przeprosi mnie za to, następnie pójdzie dorzucić drew do ognia.

– To dobrze, już myślałem że coś ci się sta… – Ziewnął przeciągle, zmęczony codziennym panowaniem nad nami. Zasłaniając usta dłonią, wciągnął lekko powietrze i podszedł do kominka. – Przepraszam cię, na czym skończyliśmy? – Dorzucił parę kawałków drewna do ognia i ogrzał przez chwilę przy nim ręce.

Co się dzieje? Skąd wiedziałam, że to zrobi? Dlaczego poczułam smutek na wspomnienie matki?

– Przez szatę z Eltu nie czuję zimna ani gorąca. Ale lubię tę czynność, dorzucanie drew i pocieranie dłońmi. Przypominają mi się zamierzchłe czasy, kiedy wszystko wyglądało inaczej…

Odchrząknęłam i poprawiłam włosy przylepione do mojego spoconego czoła, następnie chwiejnie pokłoniłam się Imperatorowi.

– Przepraszam za moją dociekliwość.

Wstał z gracją. Rzucił już mniej karcące spojrzenie, podszedł pod balkon i odgarniając moje piękne firany, powiedział:

– Stworzyłem Imperium, niszcząc przy tym inne cywilizacje. Parłem naprzód, coraz mocniej, bezwzględnie i bezkompromisowo. – Westchnął przeciągle. Nie widziałam twarzy, ale w jego głosie było słychać żal, smutek i… współczucie. – Zabijałem własnymi rękami… Dzieci, kobiety, mężczyzn, młodych i starych. Rozkazywałem dziesiątkom tysięcy, setkom tysięcy Welendorów. Przez moje decyzje rosły stosy ciał.

Czując przypływ Oddechu Ducha, przestałam oddychać z powodu napływającej grozy. Na szczęście Imperator opamiętał się szybko i tylko zgniótł w dłoni firanę.

– Ojcze, ja…

– Sadik’al.

Porządek, spokój, opanowanie. Rozluźniłam się nieco i z uwagą słuchałam swojego rodziciela. Uśmiechnęłam się do siebie. Już od dawna tak długo nie przebywałam ze swoim ojcem sam na sam.

– Dla większego dobra zrobiłem to, co musiałem – wyszeptał do siebie pokrzepiająco.

Cieszę się takimi błahostkami jak przebywanie z nim w jednym pokoju. Mnie zajmują nowe suknie, perfumy, zwierzaki czy rozkazywanie mojej służce. Zaś Imperator utrzymuje na swych barkach całą cywilizację Welendorów!

– Przepraszam, nie wiedziałam o wszystkich ciężarach, które spoczywają na twych barkach. Proszę! Możesz na mnie polegać ojcze! Daj sobie pomóc!

Bezwiednie zbliżyłam się do niego na wyciągnięcie ręki. Naprawdę chciałam mu ulżyć, zabrać chociaż drobnostkę z jego zmartwień. Popatrzył na mnie przez ramię. Z uśmiechem na twarzy, kręcąc głową, powiedział pokrzepiająco:

– Droga córko, nie przejmuj się zmartwieniami starca. – Odsłonił drugą firanę, robiąc dla mnie miejsce przy balkonie. – Stań obok mnie i nie przejmuj się przeszłością.

Stanęłam obok Największego Władcy na świecie. Mój ojciec, Imperator. Spojrzałam na lśniące iglice wież z powiewającymi proporcami naszego Cesarstwa Welendorów. Gorejące Słońce przepołowione poziomą złotą linią, która wypuszcza jedną samotną łzę. Godło Welendorów, godło nieśmiertelnych… Poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Lekko je ścisnął. Przekazał mi w ten sposób masę uczuć, które żywił do mnie i tego widoku przed nami.

– To, co było, zostaw mnie. – Czarny odszedł w głąb balkonu, aby nam nie przeszkadzać. – A ty, Infryd, jesteś przyszłością. Martw się tylko tym, co nadejdzie.

Odwzajemniłam dotyk, stanęłam na palcach i pocałowałam ucho Imperatora.

– Dziękuję, że nie zapomniałeś o mnie po tylu latach.

O dziwo Wielki Władca Świata na chwilę stracił rezon i speszył się, jakby był moim rówieśnikiem.

– Yhym… – Odchrząknął, odzyskując panowanie nad sobą. Następnie odszedł i stanął na środku komnaty, żebym nie zobaczyła jego zmieszanej miny. – Co do twojej prośby – nalał wody do pucharów – dlaczego chcesz się z nim spotkać? Przekonaj mnie, a będzie ci dane.

Człowiek, który został umieszczony w więzieniu Welendorów. Czyż ten fakt sam z siebie nie powinien być wystarczający, abym mogła się z tym więźniem spotkać? Zagapiłam się przez chwilę na wodę w pucharku. Wzięłam łyk, aby zwilżyć zaschnięte gardło. Odstawiając naczynie, spojrzałam Imperatorowi prosto w oczy. Gdy zobaczył moje zdecydowanie, zaczął słuchać uważnie.

– Ojcze – zaczęłam niepewnie – siedzę w tej części pałacu trzydzieści lat. Nigdy nie widziałam żadnej innej rasy spoza kręgu Welendorów. – Zaczerpnęłam powietrza i wypuściłam je powoli. – Slavikaen, człowiek. Tak potężny, że został umieszczony w najbardziej strzeżonym więzieniu na świecie. Ciekawi mnie bardziej, niż wszystko, czego do tej pory doświadczyłam. – Imperator znów zaplótł dłonie za plecami, stanął w pozycji pewnej i karcącej. Słuchał mnie uważniej, niż bym tego chciała… – Podobno zabił szanownych Welendorów i uszedł z życiem. – Zgniotłam w dłoniach poły sukni, powstrzymując złość. – Chcę zobaczyć więźnia, aby mi opowiedział o sobie i o tym, dlaczego to wszystko robił. Doszłam do wniosku, że nie rozumiem połowy tego świata tak, jak powinnam. Samodzielnie chcę wyrobić o nim zdanie i osądzić, jeśli zajdzie taka potrzeba. – Spuściłam wzrok. Zaplotłam palce na brzuchu, czując lekkie zażenowanie takim zdecydowaniem w moim głosie. Nigdy nie byłam tak bardzo czymś zainteresowana, jak teraz.

Przez chwilę patrzył na mnie, nie zmieniając przy tym postawy. Po chwili rozluźnił się i westchnął przeciągle. Nagle stał się wiekowym Welendorem, z lekkimi zmarszczkami i ogromnym ciężarem na barkach.

– Moja Infryd. Wiesz, że martwię się o ciebie bardziej, niż o cokolwiek na tym świecie, prawda? – Zmartwiony pomasował sobie skronie. Myślał intensywnie. – Wiem tylko, że jest niebezpieczny. Jak bardzo? Nie mam pojęcia, dlatego zbudowaliśmy to więzienie. Nie wiemy, do czego tak naprawdę jest zdolny.

– Dlaczego nie zabiliście go na miejscu? – zapytałam z niedowierzaniem, nie rozumiejąc, po co go trzymają, skoro jest takim zagrożeniem.

– To nie takie proste, Infryd. – Pokręcił głową i zmarszczył czoło. – Jest niebezpieczny, ale może nam się jeszcze przydać w nadchodzących latach. Nie mogę zgładzić tak potężnego stworzenia, nawet za to, co zrobił, to byłoby marnotrawstwo wielkiej siły, która może się nam przysłużyć. – Zamknął oczy i westchnął ciężko. – Na razie nie jest skory do współpracy, ma do nas wielki żal za coś, co mu zrobiliśmy. Niefortunnie mój wysoki Sztukmistrz źle zinterpretował me słowa i zranił jego duszę. – Cmoknął, a potem mówił bezlitosnym tonem. – Będzie trzeba osądzić jego działanie, aby ujarzmić Slavikaena. – Zamilkł. Zastanawiał się nad czymś. Ciekawe, co mu się stało? Jest tak potężny, nawet dla Welendorów.

– Ojcze! – Mocno złapałam jego ręce, pokazując moją wielką determinację. – Chcę się z nim spotkać, zapytać, co się stało. Ta cała historia bardzo mnie zainteresowała, wiesz przecież, że nigdy o nic ciebie nie prosiłam, lecz teraz proszę cię o to z całego serca!

Popatrzył na mnie oniemiały z wrażenia. Pierwszy raz widziałam go tak zdezorientowanego. Lekko odepchnął moje ręce, zakładając swoje za plecami.

– Dobrze, podejmę odpowiednie kroki, abyś się spotkała z więźniem jutro rano, do tego czasu dobrze wypocznij, moja Infryd.

Pocałował moje uszy i lekko mnie uścisnął. Odsuwając się, popatrzył na balkon. Kamień na tiarze lekko zaświecił. Czarni wyszli z balkonu, pobrzękując całym rynsztunkiem. Bez jakiegokolwiek rozkazu otworzyli drzwi, wyszli na korytarz. Ojciec spojrzał na mnie z czułością i powiedział na odchodne słowo, którego nigdy wcześniej nie usłyszałam z jego ust.

– Avelen.

Poczerwieniałam, kiedy wychodził. „Do zobaczenia, najdroższa”. Złapałam się za policzki i uśmiechnęłam się słodko. Nie mogłam doczekać się jutra… Nie dość, że sam Imperator mówił mi takie rzeczy, to na dodatek mogłam się spotkać z kimś innym, niż Welendor. Chciałam jeszcze raz zobaczyć ojca, podbiegłam więc szybko do drzwi i wyjrzałam ukradkiem. Spodziewałam się, że zobaczę plecy mego ojca i jego świty. Ale przebiegł mnie zimny dreszcz niepokoju. Parę kroków za świtą Imperatora, która zdążyła już zniknąć za rogiem, stał Milfier. Patrzył w moją stronę i uśmiechał się przeraźliwie. Mój żołądek skręcił się ze strachu. Zamknęłam szybko drzwi i przekręciłam klucz.

– Przerażający…

Ścisnęłam mocno swoje ramiona, aby przegonić dreszcze. Dlaczego mój ojciec trzyma go na takim stanowisku? Nie dość, że nie ma za grosz szacunku dla córki Imperatora, to jeszcze jest tak straszny. Wzdrygnęłam się mimowolnie i poszłam na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza.

– Muszę się uwolnić od tej szkarady…

Rozdział 3

Rodzina drwala

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział 1. Urodziny
Rozdział 2. Imperator nieśmiertelnych
Rozdział 3. Rodzina drwala
Rozdział 4. Święto lata
Rozdział 5. Koniec i początek
Rozdział 6. Spokój w mym wnętrzu
Rozdział 7. Więzienie
Rozdział 8. Slavikaen
Rozdział 9. Powrót
Rozdział 10. Nowy początek
Rozdział 11. Początek wszystkiego
Rozdział 12. Wioska Spokój
Rozdział 13. Postanowienia
Rozdział 14. Sny Welendora
Rozdział 15. Miasto Tuniew
Rozdział 16. Rynek
Rozdział 17. Wszyscy są potworami
Rozdział 18. Kulim i Pitara
Rozdział 19. Rodzina
Rozdział 20. Nowy gracz
Rozdział 21. Rola Vivskiel
Rozdział 22. Nieproszeni goście
Rozdział 23. Demon czystej krwi

Objawienie

ISBN: 978-83-8373-089-9

© Maciej Newman i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Agnieszka Strzelczyk

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek