Opiekunka marzeń - Agnieszka Krawczyk - ebook + audiobook + książka

Opiekunka marzeń ebook

Agnieszka Krawczyk

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Ludzie są podobni do roślin, a ona w życiu zawsze trafiała na osty i pokrzywy

Chwytająca za serce powieść Agnieszki Krawczyk – autorki historii, które poruszają czytelniczki od lat

Mika prowadzi firmę ogrodniczą. Opiekuje się bogatymi ogrodami rodziny Golińskich, aranżuje przestrzeń prawniczki Patrycji oraz czuwa nad roślinną dżunglą emerytowanej Leny. Każdego dnia podejmuje walkę z chwastami, nie tylko w ziemi, ale też z tymi w ludzkich sercach: tęsknotami, pragnieniami, nieszczęściami, problemami dzieci, zdradami.

Dziewczyna staje się powierniczką trosk swoich klientów, doradczynią w ich zmartwieniach. Czułą obserwatorką. Jest przy tym przekonana, że w zaciszu ogrodów ukoi własne nieszczęścia. Zostawi za sobą bolesne lata pełne porzucenia i traumy… w końcu pomóc innym jest łatwiej niż sobie.

Jednak dawne wydarzenia niespodziewanie wracają do Miki. Przybierają postać dwóch mężczyzn – Oskara z przeszłości i Mata, przy którym Mika wreszcie ma szansę na szczęście. Czy opiekunka tak wielu rodzin będzie w stanie zrealizować własne marzenia?

Opowieść o miłości zdolnej rozkwitnąć niczym najpiękniejszy kwiat, nawet pośród największej suszy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 351

Oceny
4,3 (138 ocen)
81
32
18
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FROSIA

Z braku laku…

Nie porwała mnie ta opowieść, raczej na siłę doczytałam do końca.
10
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo trudny temat...
00
Milaa88

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
Oliwiamilena25

Całkiem niezła

Mogła być.
00
anulaz66

Nie polecam

Lektorka masakra, kto ta panią zatrudnił ??
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: DO­ROTA WIERZ­BICKA
Re­dak­cja: ANNA MI­LEW­SKA
Ko­rekta: AL­DONA BARTA, EL­WIRA DĘ­BOW­SKA, BIANKA DZIAD­KIE­WICZ
Pro­jekt okładki: PA­WEŁ PAN­CZA­KIE­WICZ
Na okładce wy­ko­rzy­stano zdję­cie: https://ti­ny­url.com/5b2r9f7v
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Agnieszka Kraw­czyk © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07976-8
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Pro­log

Ro­śliny są jak lu­dzie

Każdy czło­wiek przy­po­mina mi ro­ślinę. Do­brą lub złą, a cza­sem neu­tralną. I na­wet te tru­jące są do cze­goś po­trzebne, nie­rzadko od­gry­wa­jąc ważną rolę. Mam też wra­że­nie, że to, co dzieje się mię­dzy ludźmi, od­zwier­cie­dla prace ogrod­ni­cze: przy­go­to­wa­nie gleby, za­siew i kieł­ko­wa­nie, wzra­sta­nie, a po­tem kwit­nie­nie, na­wo­że­nie, do­glą­da­nie i zbie­ra­nie owo­ców, wresz­cie – więd­nię­cie i opa­da­nie li­ści, wy­ko­py­wa­nie ko­rzeni. Bywa i tak, że to, co wsa­dzone do ziemi, nie wyda żad­nego plonu, ale za­zwy­czaj efekt jest za­do­wa­la­jący, a na­wet godny uzna­nia. I wtedy można być dum­nym ze swo­jej pracy, i po­dzi­wiać ją w za­chwy­cie. Tak, lu­dzie są jak ro­śliny, a re­la­cje – jak ogrod­nic­two. Świat to wielki ogród, cza­sami wy­glą­da­jący na za­chwasz­czony i nie­uro­dzajny ugór, wy­pa­loną słoń­cem pu­sty­nię, a cza­sem na raj­ską oazę, pełną śpiewu pta­ków i wszel­kiego in­nego ży­cia.

Mika od­chy­liła się na krze­śle i spoj­rzała na to, co na­pi­sała. Po raz pierw­szy chyba wy­ra­ziła swoje my­śli w spo­sób tak kla­rowny. Ucie­szyło ją to. Póź­niej wzięła ry­sik od ta­bletu i za­częła szki­co­wać swój por­tret, przed­sta­wia­jący ją, jak – zwró­cona do wi­dza ty­łem – prze­ko­puje zie­mię na grząd­kach. Tak się wła­śnie po­strze­gała, w ta­kim punk­cie była.

Swój pierw­szy ta­blet do­stała wiele lat temu od pani Wioli. To było wów­czas, gdy przy­da­rzyła się jej ta okropna rzecz, któ­rej nie lu­biła wspo­mi­nać. Pa­nią Wiolę na­to­miast – tak; to ona, jako je­dyna, po­wie­działa Mice, co w ży­ciu jest ważne, że trzeba iść za gło­sem serca i pod­szep­tem in­tu­icji. Wtedy może nie bar­dzo w to wie­rzyła, ale te­raz była pewna, że ko­bieta miała ra­cję.

Mika skoń­czyła szkołę i ma­łymi kro­kami – mu­siała na­wet na pe­wien czas wy­je­chać za gra­nicę, żeby na to za­ro­bić – zre­ali­zo­wała swoje ma­rze­nie: za­ło­żyła wła­sną firmę zaj­mu­jącą się utrzy­ma­niem ogro­dów. Na­zy­wała się Piękny Za­pach, bo tak wła­śnie tłu­ma­czy się z ja­poń­skiego zna­cze­nie imie­nia Mika. Tak na­prawdę w do­wo­dzie miała za­pi­sane Ma­ria, ale ni­gdy nie uży­wała tej formy. Bo tak na­zwała ją matka.

Mika prze­rwała ry­so­wa­nie i zmarsz­czyła brwi. Nie, nie bę­dzie o tym my­śleć. Nie wtedy, kiedy pra­cuje.

Od­kąd za­ło­żyła Piękny Za­pach, wszystko so­bie no­to­wała. I ry­so­wała jed­no­cze­śnie, żeby ni­czego nie po­mi­nąć. Nie po­kła­dała tak wiel­kiego za­ufa­nia w zdję­ciach, jak we wła­snych ry­sun­kach, dzięki któ­rym ob­razy w spo­sób na­tu­ralny utrwa­lały się w jej gło­wie.

A za­tem: pier­wotny wi­dok ogrodu, do któ­rego przy­szła po raz pierw­szy. Po­tem ko­lejne etapy pro­jek­to­wa­nia, wpro­wa­dza­nia zmian. Po­ga­wędki z wła­ści­cie­lami. Mika była prze­ko­nana, że bez roz­mowy nie ma szans na do­bry re­zul­tat. Mu­siała po­znać tych lu­dzi, do­brać ro­śliny do ich tem­pe­ra­mentu, do­świad­czeń, a na­wet apa­ry­cji. Nie wy­obra­żała so­bie, że może być ina­czej, dzięki czemu póź­niej jej klienci czuli się w tych prze­strze­niach do­brze. Umiała im to­wa­rzy­szyć. Była nie­wi­dzialna i nie­na­chalna. Każdy szcze­gół za­pi­sy­wała i szki­co­wała w dys­kretny spo­sób. Uwagi na mar­gi­ne­sach, strzępki my­śli, za­ska­ku­jące wnio­ski. Ka­len­darz prac ogro­do­wych współ­grał z po­wsta­jącą cha­rak­te­ry­styką czło­wieka.

Mika za­wsze trzy­mała się z boku. Pa­sjami lu­biła ob­ser­wo­wać in­nych, ale nie za­mie­rzała się do nich zbli­żać. Nie chciała się roz­cza­ro­wać. Bo lu­dzie są jak ro­śliny, a ona w swoim ży­ciu na­tra­fiała przede wszyst­kim na osty i po­krzywy. Cza­sami zaś – na tru­jące wil­cze ja­gody. Wo­lała za­tem uni­kać ta­kich do­świad­czeń i się nie an­ga­żo­wać. Żeby żyć do­brze wśród lu­dzi, wy­star­czy po pro­stu na nich pa­trzeć i słu­chać, co mają do po­wie­dze­nia. Nie­wiele wię­cej.

1

Przy­go­to­wa­nie gleby

Dom był ładny, no­wo­cze­sny, mi­ni­ma­li­stycz­nie urzą­dzony i przy­wo­dził na myśl ste­ryl­ność kli­niki lub ga­bi­netu. Wszystko tu było białe albo w ko­lo­rze, który pani tego domu, Mi­lena Go­liń­ska, okre­śliła mia­nem kasz­miru. Każdy ele­ment miał ja­kiś sens. Na mar­mu­ro­wym bla­cie wy­spy ku­chen­nej usta­wiono sta­ran­nie skom­po­no­wane kwiaty w de­si­gner­skim szma­rag­do­wym wa­zo­nie, który prze­ła­my­wał te wszyst­kie biele i beże. Mi­lena, do­sko­nale ubrana i wy­sty­li­zo­wana wła­ści­cielka luk­su­so­wego bu­tiku z odzieżą i do­dat­kami, ob­rzu­ciła tak­su­ją­cym wzro­kiem co­dzienny strój Miki – sze­ro­kie lniane spodnie w ko­lo­rze musz­tar­do­wym i błę­kitny ob­ci­sły swe­te­rek. Jako plama barw Mika nie bar­dzo tu pa­so­wała, kon­tra­stu­jąc z su­ro­wo­ścią wnę­trza.

– Ogród za­pro­jek­to­wał nam znany ar­chi­tekt kra­jo­brazu. Bar­dzo drogi – Mi­lena się­gnęła do lo­dówki, żeby wy­jąć bu­telkę bia­łego wina. Ge­stem za­pro­siła Mikę, ale dziew­czyna od­mó­wiła. Go­spo­dyni wy­jęła kor­ko­ciąg, z wprawą otwo­rzyła wino i na­lała so­bie szczo­drze do kie­liszka. – Zro­bił to, co chcia­łam, ogród jest trendy. Same modne ro­śliny i w ogóle na cza­sie. Tylko ja­koś nie ro­sną. Co za par­tacz! Nie mogę na to pa­trzeć, wstyd go po­ka­zać go­ściom. Już mia­łam to wszystko wy­rwać, za­orać i za­cząć od nowa, kiedy Pa­try­cja po­le­ciła mi pa­nią. Mówi, że zro­biła pani cuda z jej ogród­kiem. Znamy się, bo kan­ce­la­ria Pa­try­cji i jej męża pro­wa­dzi sprawy firmy mo­jego Kon­rada. Prawda, ki­ciu?

Ob­ró­ciła się, trzy­ma­jąc kie­li­szek w ręku, a zło­ci­sty płyn za­wi­ro­wał w nim nie­bez­piecz­nie przy kra­wę­dzi.

Mąż sie­dział na ka­na­pie, wle­pia­jąc wzrok w ekran swo­jego te­le­fonu. Przy­na­glony przez Mi­lenę, od­burk­nął coś nie­wy­raź­nie i na­wet nie pod­niósł oczu.

– Mniej­sza z tym – zba­ga­te­li­zo­wała ko­bieta. – Mam na­dzieję, że i u nas uda się zro­bić ta­kie czary jak u Pa­try­cji. Ogród bę­dzie mi po­trzebny la­tem. Za­mie­rzam wy­pra­wić w nim przy­ję­cie uro­dzi­nowe Kon­rada z oka­zji czter­dziestki, no i za­aran­żo­wać jesz­cze parę biz­ne­so­wych spo­tkań. Po to się ma taki dom, żeby go po­ka­zy­wać.

– Do lata nie mamy zbyt wiele czasu – ode­zwała się po raz pierw­szy Mika i wy­jęła swój ta­blet.

Pani domu spoj­rzała na nią po­błaż­li­wie spod zmarsz­czo­nych brwi. Mika po­dzi­wiała jej ma­ki­jaż, za­sta­na­wia­jąc się, ile czasu po­trzeba, aby stwo­rzyć tak per­fek­cyjny wi­ze­ru­nek. Albo ta fry­zura. Każde pa­smo ja­snych, dłu­gich wło­sów Mi­leny znaj­do­wało się na wła­ści­wym miej­scu i zda­wało się pil­no­wać swo­jego uło­że­nia.

– Dla­tego wła­śnie za­trud­niam pa­nią te­raz, wcze­sną wio­sną. Je­stem prze­wi­du­jąca. Niech pani wy­rwie, co tam trzeba, do­sa­dzi inne, za­dba o wszystko, pieli i na­wozi. Zresztą, nie mam po­ję­cia, co się robi w ta­kim ogródku. To ma być usługa kom­plek­sowa – pod­kre­śliła Go­liń­ska. – Ja nie mam głowy do ta­kich spraw. Pra­cuję, no i zaj­muję się do­mem. To wy­star­czy.

– Przede wszyst­kim przy­da­łoby się odro­binę wody – Mika nie po­tra­fiła zre­zy­gno­wać z iro­nicz­nego tonu, choć sta­rała się ugryźć w ję­zyk. Klientka, która pra­gnie peł­nej ob­sługi, jest na wagę złota i nie na­leży jej znie­chę­cać. Zno­sze­nie fo­chów ta­kiej osoby wli­cza się nie­jako w cenę.

– Co ta­kiego? Prze­cież deszcz na nie pada! Po­przed­nie lato było kosz­marne, cały czas lało. Moim zda­niem one zgniły od nad­miaru wody. Ale to już pani pro­blem, nie mój. Na szczę­ście!

Prych­nęła i znowu upiła łyk z kie­liszka.

Mika stała chwilę przy wiel­kim pa­no­ra­micz­nym oknie i wy­glą­dała na ze­wnątrz, a po­tem zde­cy­do­wa­nie od­su­nęła skrzy­dło drzwi i wy­szła na ta­ras.

Zbie­gła po trzech sze­ro­kich scho­dach na traw­nik i przyj­rzała się ro­śli­nom. Miała ra­cję, przede wszyst­kim bra­ko­wało im wody. Po­de­szła do za­nie­dba­nych krze­wów, które wo­łały o pie­lę­gna­cję, i in­nych prze­su­szo­nych ro­ślin.

– No i co z wami bę­dzie, bie­daki? – uża­liła się gło­śno, a wtedy usły­szała za ple­cami par­sk­nię­cie śmie­chem. Od­wró­ciła się i zo­ba­czyła dziew­czynkę sie­dzącą na ta­ra­so­wej huś­tawce. Mo­gła mieć czter­na­ście lub pięt­na­ście lat, ubrana była drogo i mod­nie, a te­raz za­mknęła książkę, którą czy­tała, i po­de­szła do Miki.

– Za­wsze ga­dasz do chwa­stów? – spy­tała bez żad­nych ce­re­gieli, a Mika po pro­stu kiw­nęła głową. – Dla­czego? To tro­chę dziwne. – Na­sto­latka unio­sła wy­soko brwi, do­kład­nie w taki sam spo­sób, w jaki wcze­śniej zro­biła to Mi­lena.

– Jak dla kogo. Wolę roz­ma­wiać z ro­śli­nami niż z ludźmi.

– No, ja­sne, bo one nie pie­przą bez sensu, jak na przy­kład moja matka.

Mika spoj­rzała na dziew­czynę spod oka, ale nie sko­men­to­wała jej słów.

– Wi­dzia­łaś, jaka ona jest. Wszystko ma być ide­alne. Szkoda, że sama nie jest ta­kim ide­ałem, jak o so­bie my­śli. To hi­po­krytka. – Córka Mi­leny wy­raź­nie upa­jała się brzmie­niem tego słowa.

– Dla­czego tak uwa­żasz? Mnie się wy­dała cał­kiem zwy­czajna – za­pro­te­sto­wała ogrod­niczka.

– Zwy­czajna? – Dziew­czyna po­now­nie par­sk­nęła lek­ce­wa­żąco. – Nie masz do tego oka ani wy­ro­bie­nia psy­cho­lo­gicz­nego. Moja matka to ko­bieta, do któ­rej nic nie tra­fia. Ma swój plan i go re­ali­zuje, a poza tym nic jej nie ob­cho­dzi. Gdy­by­śmy ja albo Ty­mon nie wró­cili któ­re­goś dnia ze szkoły, wcale by jej to nie obe­szło. Je­den pro­blem z głowy. Mar­twi się wy­łącz­nie o to, jak ją wi­dzą inni. Czy jest wy­star­cza­jąco no­wo­cze­sna i do przodu. Wcale nie jest, za­rę­czam ci.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki