Wybory serca - Agnieszka Krawczyk - ebook + książka

Wybory serca ebook

Agnieszka Krawczyk

4,6

Opis

W Nieznajomce trwa zima, ale powoli przesila się w wiosnę. Czy przyniesie ona odrodzenie i uspokojenie? Wszyscy mieszkańcy stają przed kluczowymi wyborami. Zośka zastanawia się, w którą stronę kieruje się jej serce. Czy prawdziwa miłość wygra z przywiązaniem i zauroczeniem? Które uczucie jest trwałe i prawdziwe, jak osiągnąć szczęście i spokój ducha, ale jednocześnie nie skrzywdzić nikogo? Mieszkańcy górskiej miejscowości będą musieli odpowiedzieć na wiele pytań i pokonać mnóstwo przeciwności zanim minie zima, a świat zazieleni się wiosennie. Mariusz przeżyje trudne chwile w swoim przytulisku, jego siostra stanie wobec konieczności podjęcia ważnych życiowych decyzji, Teo skonfrontuje się nie tylko ze swoją chorobą, ale i z przeszłością, która właśnie go dogoniła. Poruszająca i pełna magii opowieść o naszych wyborach. Kiedy prowadzi nas serce, nie zabłądzimy na manowce, choć nie wszystkie rozstrzygnięcia są łatwe, niektóre kosztują wiele łez i nieprzespanych nocy. Trzeba jednak wierzyć, że na końcu tej drogi świeci słońce i rodzi się nowy, pogodny dzień.

Trzeci tom serii "Leśne Ustronie".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 393

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (180 ocen)
122
45
11
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kaganaabooklover

Nie oderwiesz się od lektury

„Wybory serca” to książka zamykająca cykl Leśne Ustronie autorstwa Agnieszki Krawczyk Ponownie wracamy do małej, górskiej miejscowości, tym razem w zimowej odsłonie. Zaglądamy do domu naszych bohaterów, których znamy z poprzednich części. Powrót do Nieznajomki to jak odwiedziny u starych znajomych, którzy zawsze chętnie nas zaproszą w ich gościnne progi. Przed nimi trudne wybory, które zaważą na ich przyszłym życiu i uporządkowanie spraw z przeszłości, która nie pozwala o sobie zapomnieć. „Wybory serca” to historia pełna uczuć, klimatyczna i mądra, dająca ukojenie i pełna ciepła. Każdy z tomów po który sięgałam, przynosił mi spokój, wyciszenie, zmuszał do refleksji. Tak też było i tym razem. Po raz kolejny poczułam sielskość i nastrojowość tej opowieści. Opowieści, która ukazuje umiejetność życia w zgodzie z naturą i ze samym sobą. A w to wszystko wpleciona miłość, nadzieja i wiara. Nie zabrakło też zabawnych akcentów i pewnie nie będą jedyna, która powie, że Skakanka skradła jej se...
20
Theri

Dobrze spędzony czas

Przeczytałam ją jedynym tchem.Piekno przyrody, miłość i piękne myśli, które zapamiętam na długo!!
00
Izabela1974pkobp

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna trylogia, nastraja optymistycznie
00
IwonaKata
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria jest cudna. Opisy przyrody takie, że aż czułam jakbym sama chodziła po lesie i łące. Cofnęłam się do swojego dzieciństwa kiedy wakacje spędzałam u babci. Zżyłam się z bohaterami i polubiłam zwierzęta w ich zagrodzie. To opowieść o spełnieniu, o dojrzewaniu i sile przyjaźni.Bardzo pozytywna. Spędziłam naprawdę dobry czas.
00
Olapraca

Nie oderwiesz się od lektury

Super polecam
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zima nie jest śmiercią życiowego cyklu, jest jego tyglem. Kiedy już przestaniemy tęsknić za latem, zima może być wspaniałą porą roku – świat zachwyca surowym pięknem, nawet chodniki błyszczą. Jest to czas na refleksję i rekonwalescencję, na powolną odnowę, na doprowadzenie domu do porządku.

Katherine May[1]

 

 

 

[1] K. May, Zimowanie, tłum. A. D. Kamińska, Kraków 2021, s. 26.

 

 

 

 

 

 

 

 

Kwitną w tym czasie: kalina wonna, oczar omszony.

Co zbieramy w styczniu: igliwie jodłowe, sosnowe i świerkowe, pączki: leszczyny pospolitej, olchy, topoli i inne.

Styczniowe drzewo:Modrzew (Larix), drzewo dochodzące do 50 m, rosnące bardzo szybko. Jego kora początkowo jest gładka, w lekko żółtym odcieniu, później staje się szarobrązowa, łuszczy się, a od spodu ma różowawą barwę. Zrzuca na zimę igły. Jest symbolem długowieczności – sam może żyć około 500 lat. Wysokie temperatury powietrza sprawiają, że spod kory sączy się lepka żywica, kiedyś wykorzystywana leczniczo. Modrzew to drzewo tajemnic i sekretów. Sprzyja zadumie i zachęca do działania, spacer pod modrzewiami służy wybaczeniu i rozstawaniu się bez bólu z dawnymi doświadczeniami. Symbolizuje odrodzenie, spokój i harmonię. Z drugiej strony w przeszłości wierzono, że w gałęziach modrzewia przebywają dusze zmarłych, którzy nie mogą zaznać spokoju. Ich obecność objawia się szczególnie wówczas, gdy z drzewa sypią się igły. Modrzew najlepiej wpływa na osoby urodzone w znakach ognia: Barana, Lwa i Strzelca.

Nów w Koziorożcu obdarza nas wyjątkową mądrością i rozwagą w dokonywaniu wyborów. Przypomina nam, że naszym życiem rządzi przeznaczenie, na które czasami nie mamy wpływu, i z którym należy się pogodzić. To czas akceptacji tego, co trudno zmienić, ale i kreślenia planów w nadziei na nowy początek. Ten nów symbolizuje rozpięcie pomiędzy niebem a ziemią – szalonymi marzeniami i zwyczajną codziennością, ukazującą jednak swoje sekretne piękno. To moment nadziei i zaufania światu – że nasz los układa się wedle pewnego planu, który doprowadzi do szczęścia.

Styczniowa pełnia, czyli Wilczy Księżyc to jedna z najdziwniejszych pełni w roku. Jest pierwsza, a jednocześnie bardzo mroczna, surowa. Obrosła różnymi legendami i rytuałami; jej kolory to perłowa szarość, blady niebieski i biały. To noc, gdy najlepiej działają zaklęcia, magia otacza nas i sprawia, że powietrze jest gęste od słów i znaczeń. Wilczy Księżyc jest porą, gdy warto przemyśleć swoje relacje, właśnie teraz jest czas, by odzyskać wewnętrzny spokój, zmierzyć się z trudnymi sprawami. Lodowy Księżyc jest niebezpieczny – można uświadomić sobie coś, co powinno pozostać w ukryciu. Może chwycić nas w swój zimny uścisk i nie pozwolić się uwolnić. To, co stanie się w trakcie tej pełni pozostawi ślad, jak wilcze łapy na śniegu.

Ćwiczenie na styczeń: Uspokojenie i pogodzenie. Nie podchodź do swoich działań i dążeń zbyt krytycznie, nie wstydź się swoich marzeń i pragnień, nie wątp w siebie. Spróbuj stanąć naprzeciw samej siebie i symbolicznie wyciągnąć ramiona. Masz w sobie wielką moc i nikt nie może zgasić twojego płomienia. Podążaj ścieżką tej siły i gromadź pozytywne myśli na swój temat. Codziennie zanotuj jedną dużą rzecz i dwie małe, które sprawiły, że uśmiechnęłaś się sama do siebie. Kolekcjonuj takie zdarzenia, niczym barwne koraliki w naszyjniku.

 

 

 

 

 

 

 

1.

 

 

Pierwszy dzień nowego roku Zośka spędziła w szpitalu. Podobnie jak Sylwestra i kilka poprzednich dni. Od momentu, gdy w Boże Narodzenie nad ranem odnaleziono Aleksego w lesie, była tu nieustannie. Wymieniała się z Antonim Szeptyną, a czasem, jak teraz, siedzieli razem, w milczeniu, spoglądając na bladą i wymizerowaną twarz młodego człowieka, który zdawał się ich nie poznawać.

Mariusz dotrzymał słowa i nie zważając na wigilijną noc, padający śnieg i złe warunki, nie odpuścił poszukiwań. Wczesnym rankiem, gdy tylko słońce dobrze oświetliło okolicę, razem z ratownikami z pogotowia górskiego odnaleźli zaginionego. Aleksy skrył się w turystycznej chatce przy leśnym szlaku, całkiem nieźle wyposażonej w podstawowe sprzęty do przetrwania, ale w sporej odległości od miejsca wypadku. Uczestnicy akcji ratunkowej zachodzili w głowę, jak w tym stanie – był ranny i osłabiony – mógł zrobić taki szmat drogi. „To adrenalina” – stwierdził lekarz. „Człowiek jest w szoku i może dokonać rzeczy, kiedy indziej niemożliwych”. Aleksy trafił do szpitala w pobliskim mieście i wydawało się, że wszystko skończyło się dobrze: złamany obojczyk unieruchomiono, wyziębienie dało się opanować i nie przerodziło się w zapalenie płuc. Kiedy jednak pacjent doszedł do siebie na tyle, by odpowiadać na pytania medyków, okazało się, że nic nie pamięta i ledwo kojarzy znajome osoby.

– To amnezja pourazowa – ocenił lekarz, który zajmował się Aleksym. – Wymaga konsultacji neurologicznych i badań. Może minąć samoistnie albo pod wpływem leków poprawiających działanie mózgu lub też…

– Nie ustąpić w ogóle – powiedziała ściszonym głosem przerażona Zośka, oglądając się na Antoniego Szeptynę, który wyglądał na kompletnie załamanego.

– To moja wina – powtarzał ciągle. – Ja go poprosiłem, żeby przywiózł Ulę, i z tego powodu wydarzył się wypadek. A wiedziałem przecież, że jazda po nocy tymi drogami i w śniegu jest niebezpieczna…

Nieustannie się zadręczał i obarczał odpowiedzialnością. Zośce było go bardzo żal, ale nie wiedziała, jak może mu pomóc.

Stan Aleksego działał na nią przygnębiająco. Młody człowiek był apatyczny, wpatrywał się przed siebie niewidzącym wzrokiem i prawie nie reagował na ich pojawienie się. A właściwie – był obojętny, czy są przy nim, czy też nie. Na pytania odpowiadał półsłówkami, wydawał się przygaszony i obcy. I choć lekarz starał się ich pocieszać, że ten stan jest z pewnością przejściowy, Antoni i Zośka mieli powody do obaw.

– Pani jest narzeczoną pacjenta? – spytał neurolog, gdy w Nowy Rok wychodziła z sali Aleksego. Kiwnęła głową, bo nie miała siły wyjaśniać wszystkich zawiłości. – Jutro zrobimy pełniejsze badania i zastanowimy się, co dalej – oznajmił.

– To znaczy? – Zośka chciała uzyskać jak najwięcej informacji.

– Określimy sposób postępowania, a także jaka pomoc będzie mu potrzebna.

– Odzyska pamięć? – spytała drżącym głosem. Lekarz spojrzał na nią uważnie.

– Tego się spodziewam. Trudno jednak określić, ile czasu to będzie trwało, być może konieczna będzie psychoterapia.

– To może utrzymać się miesiące albo wręcz lata? – W jej tonie pobrzmiewały troska i smutek.

Neurolog uczynił wymowny gest rękami.

– Nie obstawiałbym tak czarnego scenariusza. Chory jest w niezłym stanie ogólnym, ma tylko drobne urazy, co jak na wypadek samochodowy i pobyt przez całą noc w lesie zimą można oceniać w kategorii dużego szczęścia. To minie, proszę być dobrej myśli.

Starała się tak czynić. Nie zadręczać się i nie zakładać najgorszego. To niemożliwe, żeby zmiany się nie cofnęły. Utrata pamięci stanowi częste następstwo takich wypadków. Zresztą uderzyć się w głowę można nie tylko podczas kraksy. Podobne rzeczy zdarzają się często i mają różne konsekwencje. Wszystko wróci do normy, tylko trzeba w to wierzyć.

– Och, gdyby Zazulina żyła – szeptała do siebie, wychodząc ze szpitala i wsiadając do auta. – Jestem pewna, że i na to znalazłaby radę.

Tylko że Zazuliny nie było i nie mogła pomóc. To jeszcze bardziej dobijało Zośkę i sprawiało, że wpadała w pełny przygnębienia zły nastrój.

W „Gościnnych Progach” także wszyscy zamartwiali się o Aleksego. Skończył się sezon sylwestrowo-noworoczny, Iwona przygotowywała się do ferii, ale znalazła czas, by wpaść do szpitala. Chciała coś zrobić, ale nie wiedziała, w czym może być przydatna.

Gdy Zośka wróciła do agroturystyki i weszła do kuchni, właścicielka od razu usadziła ją przy wielkim stole do przygotowywania posiłków, nalała kawy z kardamonem i nałożyła smakowicie wyglądające danie na talerz.

– Nie upadaj na duchu – przestrzegła, a Wichocka tylko westchnęła.

– Damy sobie radę – ciągnęła Iwona. – Aleksy może dochodzić do siebie tutaj, bo w tej chatynce jego ojca warunki są raczej spartańskie…

– Sama nie wiem, czego on będzie chciał. Na razie trudno się z nim porozumieć. Żyje we własnym świecie, nie chce rozmawiać, jest zupełnie bierny, jakby nic go nie obchodziło… – wyrzuciła z siebie z rozpaczą.

– To przejściowe. Zobaczysz. I zawsze wygląda groźnie i tragicznie, a potem odwraca się w okamgnieniu – pocieszała właścicielka „Gościnnych Progów”.

– Obyś miała rację. Na razie trochę przeraża mnie jego stan. Zawsze był taki pełny witalności, chęci do działania, pomysłów. A teraz jest jak balonik, z którego ktoś wypuścił powietrze.

– Przecież doznał szoku. Musi odzyskać siłę życiową, zapragnąć zmiany, osiągnąć punkt zwrotny. Nie mów, że nie znasz tego z doświadczenia. – Iwona spojrzała na nią bystro.

Zośka pochyliła głowę i zaczęła bez przekonania grzebać widelcem w swoim talerzu. Nie miała apetytu, ale nie chciała zrobić koleżance przykrości.

– Przeszłam przez to, to prawda – przyznała wolno. – Ale pamiętam, ile czasu potrzebowałam i jak wiele musiało się wydarzyć, żebym wróciła do siebie.

– No to co? Czy to ma jakieś znaczenie, jak długo to potrwa? Będziemy czekać i wspierać go. Taka jest rola przyjaciół. – Delikatnie dotknęła ramienia Zośki i kolejny raz zachęciła ją do jedzenia.

Owszem, taka była rola przyjaciół, lecz czy Zośka się do nich zaliczała? Wcześniej łączyło ich coś ze sobą, później się rozstali, ale Aleksy prosił o drugą szansę. Być może byłaby mu ją dała, tylko znowu poczuła wątpliwości, czy robi słusznie. A w Wigilię Mariusz powiedział jej coś takiego, że zaczęła mieć nadzieję, iż jej najskrytsze marzenie się ziści…

„Co mi właściwie powiedział” – przywołała się w myślach do porządku. „Tyle tylko, że jestem jego uzdrowicielką. To przecież nic nie znaczy! Mogło być podyktowane nastrojem chwili i faktem, że Regina odeszła. Gdyby chciał naprawdę coś mi wyznać, zrobiłby to dobitniej. Sposobności było dosyć”.

Zganiła się w duchu, że o tym duma i tak to wszystko roztrząsa. Czy nie okazywała się pozbawiona empatii i zwyczajnie zła? Była coś winna Aleksemu i na tym powinna się skupić, bo to on najbardziej potrzebował jej opieki. Nie należy marnować czasu na interpretowanie słów Mariusza. Słów, których być może on sam już nie pamiętał, bo wypowiedział je pod wpływem emocji i zapewne bez głębszego namysłu.

Możliwe, że nie zawierały żadnej tajonej treści, ale wciąż dzwoniły w jej uszach. Wstydziła się. Gdyby tamtej wigilijnej nocy Mariusz poprosił ją, żeby z nim była, zgodziłaby się bez wahania. I co zrobiłaby dalej? Jak zachowałaby się po wypadku Aleksego? Jak by się z tym wszystkim czuła?

Te myśli i wątpliwości wirowały jej w głowie, wprawiając w niepewność i skłaniając do nieustannego analizowania swych motywacji. Przecież nie była złym człowiekiem, pragnęła tylko szczęścia. Ale czy można je mieć za wszelką cenę, na przekór innym i bez oglądania się na to, co się zostawia za sobą?

„Aleksy miał kiedyś rację. Nie da się w ten sposób żyć. Obiekcji jest zbyt wiele”.

Do kuchni wszedł Maciek, mąż Iwony i spojrzał na Zośkę z troską.

– Jakieś zmiany? – spytał, nalewając sobie kawy. Pokręciła przecząco głową. – Spokojnie. Poprawi mu się. Miałem kumpla, który się wywrócił na motocyklu. Też miał zaburzenia pamięci. Minęło mu wszystko bez śladu, teraz przy okazji spotkań żarty sobie z tego robimy, bo nie pamiętał, jak się nazywa i wszystkim mówił, że „Kotuś”, ponieważ tak się do niego zwracała żona. Już na zawsze pozostał „Kotusiem”, choć to facet znany w branży muzycznej. Więc nie martw się i spokojnie czekaj.

Przytaknęła bez przekonania. Od momentu wypadku Aleksego słyszała takich historii setki, jeszcze więcej przeczytała w internecie. Tylko że jej to nie przekonywało. Najpierw, oczywiście, czepiała się nadziei, ale później, gdy widziała jego nieobecny wzrok, wpadała w rozpacz, że tak już będzie zawsze.

– Był tu posterunkowy Potyra – wtrącił niespodziewanie Maciej, wyrywając ją z tych myśli.

– Czego chciał? Nie widziałam go – dopytywała się Iwona.

– Zajmowałaś się wtedy kuchnią – wyjaśnił mąż. – Przepytuje wszystkich, którzy brali udział w poszukiwaniach, a właściwie tych, którzy dotarli do samochodu po wypadku…

Zośka zmarszczyła brwi i wpatrzyła się w niego wyczekująco.

– Policja znalazła dziwne uszkodzenia na karoserii. Chcieli wiedzieć, czy były wcześniej. Samochód jest stary, trudno mi było przypomnieć sobie wszystkie rysy, ale kiedy Potyra mi pokazał zdjęcia…

Iwona oderwała się od kuchni i zbliżyła do niego. Maciek poruszył dłonią.

– To było spore wgniecenie z boku i lakier mocno zdarty. Na pewno wcześniej czegoś takiego nie było.

– Może uderzył w jakąś przeszkodę? – spytała żona, on zaprzeczył gwałtownie.

– Właśnie nie! Opierając się na śladach, posterunkowy podejrzewa, że ktoś mógł zepchnąć Aleksego ze skarpy.

– Mój Boże! – przeraziła się Zośka. – Umyślnie?

Maciek ponownie pokręcił głową.

– Niekoniecznie. Ta droga jest wąska, jak wszystkie tutaj, bywa niebezpiecznie, pamiętacie, co się przytrafiło choćby temu Darkowi Matjakowi. Po zapadnięciu zmroku różne rzeczy się zdarzają, a jeszcze przecież padał śnieg…

– Tylko że jeśli tak się stało, to ten, kto spowodował ten wypadek, zwyczajnie nie zatrzymał się, żeby udzielić pomocy – kategorycznie oznajmiła Iwona. – To karalne.

– Właśnie tego chce się dowiedzieć policja – wyjaśnił mąż.

Zośka westchnęła głęboko. Zatem przyczyną zdarzenia nie musiało być roztargnienie Aleksego, być może spowodowane napiętą sytuacją między nimi, a coś całkiem innego. Nie zmieniało to jednak faktu, że czuła się nie w porządku wobec niego. Kto miałby go teraz wspierać, jeśli nie ona? Zachowałaby się okropnie, odmawiając pomocy.

– Niech posterunkowy bada sprawę – rzuciła Iwona. – Swoją drogą, co też się u nas dzieje, dotąd była to taka spokojna okolica. Najpierw podpalenie domu Zośki, teraz to… Nigdy bym nie przypuszczała, że coś takiego może się tu wydarzyć.

– Cóż chcesz, świat się zmienia – filozoficznie mruknął Maciek. – Nawet na takie odludzie docierają złe rzeczy. Nie chcę, żeby to zabrzmiało bezdusznie – zastrzegł się po chwili milczenia. – Ale w ferie mamy grupę, która zapisała się na warsztaty. Aleksy miał im zorganizować zimowe spacery wśród drzew z relaksacją. Nie wiem za bardzo, co teraz robić. Odmówić?

– Nie. – Zośka obudziła się ze swojej zadumy. – Ja mogę się tego podjąć. Nie jestem oczywiście taka dobra jak Aleksy, ale opowiem o właściwościach drzew, zrobię ćwiczenia i pozbieram z chętnymi pączki. Teraz jest na to dobra pora.

– Wspaniale. – Iwona była pełna entuzjazmu. – Z nieba nam spada ta propozycja od ciebie. Nie ogarniemy tego sami.

– Nie ma sprawy. Choć tyle mogę pomóc. Mam nadzieję, że pójdzie gładko i uczestnicy będą zadowoleni.

– Z pewnością. A jak sprawy z twoim domem? – zmieniła temat Iwona. – Wiadomo coś w kwestii ubezpieczenia?

– Na razie czekają, co ustali policja. Czy posterunkowy wspominał coś o mojej sprawie? Pewnie teraz nie mają do tego głowy. – Zośka zwróciła się do Maćka.

Ten zmarszczył brwi.

– Mówił, że wciąż prowadzą czynności. Mam nadzieję, że dojdą do czegoś konkretnego.

– Byłoby świetnie. Wiecie, że to odszkodowanie mogłoby wiele zmienić. Chciałabym wyremontować domek, kiedy to tylko będzie możliwe, ale muszę mieć środki.

– W miasteczku ludzie chcą ci pomóc – przypomniała Iwona. – Pani Rozalia Gryń namówiła sporo osób, wszyscy są chętni, żeby cię wesprzeć, jeśli nie materialnie, to swoją pracą.

– Tak, to wspaniali ludzie i jestem wdzięczna – podkreśliła Zośka. – Tylko że ja nie chcę nikomu robić problemu. Gdybym zgromadziła fundusze, czułabym się pewniej.

– Rozumiem to – rzucił Maciek. – Człowiek woli sobie sam poradzić. Jednak z drugiej strony wsparcia nie należy odrzucać, zwłaszcza płynącego z serca.

– Niczego nie odrzucam. – Zośka ściągnęła brwi. – Jestem przekonana, że skorzystam z tej uprzejmości. Tylko zacząć wolałabym sama. Zorientować się, czym dysponuję i co jest mi potrzebne. Żeby nie marnować energii ludzi, którzy chcą coś zrobić, na nieefektywne działania.

– Bardzo sensowne podejście. Tak należy o tym myśleć. Mieć plan – pochwaliła Iwona, a potem spojrzała na talerz Zośki.

– Ty nic nie zjadłaś! – zganiła ją. – Musisz jeść, bo nie dasz sobie rady z tymi wszystkimi zobowiązaniami.

Wichocka uśmiechnęła się lekko. Na powrót otoczyła ją pełna życzliwości aura tego miejsca. Uwierzyła, że da radę ze wszystkim i pokona każdą trudność. Wystarczy z optymizmem patrzeć w przyszłość i nie załamywać się.

 

 

 

 

 

2.

 

 

Mariusz się martwił. Właściwie nie mógł dojść do siebie od momentu, gdy znaleźli półprzytomnego Aleksego w leśnej chatce przy szlaku. Był mocno wyziębiony, majaczył, wyglądał bardzo źle. Z rany na głowie sączyła się krew. Coś mamrotał niewyraźnie, ale Mariusz uszczęśliwiony, że poszukiwania zakończyły się sukcesem, nie zwracał uwagi na to, czy poszkodowany mówi z sensem, czy nie.

Przeszukiwali las przez całą wigilijną noc. Zdawał sobie sprawę, że akcja nocą może niewiele przynieść i musi się wydarzyć cud, aby podczas padającego śniegu, w takich warunkach osiągnąć sukces. Coś jednak pchało go wciąż do przodu. Obietnica, jaką złożył Zośce – że go odnajdą na przekór wszystkiemu. Najpierw kręcili się w najbliższej okolicy samochodu. Świecili latarkami i nawoływali. Nie odniosło to skutku. Wreszcie ktoś wpadł na pomysł, by przede wszystkim przepatrzyć wszystkie okoliczne tereny piknikowe i turystyczne wiaty. To było sensowne i zabrali się do tego systematycznie. Wreszcie, kiedy się już rozjaśniło, odnaleźli właściwe miejsce. Mieli szczęście, że dotarli do Aleksego, zanim zasłabł z wychłodzenia. Nie miałby siły odpowiedzieć na nawoływania ani sam opuścić tego schronienia.

Kiedy Mariusz wszedł do wnętrza chatki, poczuł kolosalną ulgę, że wszystko skończyło się dobrze. Poszkodowany zdołał owinąć się w kilka koców znajdujących się na wyposażeniu tego miejsca i ulokować na pryczy w dobrze izolowanym kącie. Dawna bacówka okazała się nieźle osłonięta przed wiatrem, ale temperatura w środku nie była zadowalająca, co miało wpływ na ogólny stan Aleksego. Kalinowski był mimo wszystko przekonany, że w szpitalu pomogą synowi przyrodnika i wyciągną go z tego. Wypadki potoczyły się jednak inaczej i teraz trudno mu było z tym dojść do ładu.

Przede wszystkim chodziło o Zośkę i Antoniego Szeptynę. Ona bardzo zaangażowała się w opiekę nad chorym i przez cały czas towarzyszyła mu w szpitalu. Mariusz tego nie negował. Sam zamierzał się włączyć we wszystkie działania, gdy tylko Aleksy wróci ze szpitala. Podwieźć do miasteczka na rehabilitację, załatwić coś, a nawet dotrzymać towarzystwa – był gotowy to robić.

Tylko że nieustannie miał wrażenie, że w przywiązaniu Zośki do syna Szeptyny jest coś więcej. Jakby ten wypadek uświadomił jej, że jednak żywi do niego uczucie. Bo przecież nie była to tylko litość. Taka relacja musiała być głębsza, ważniejsza od troski zwykłej przyjaciółki, która niesie pomoc. No a Antoni? Mariusz odwiedzał go w tych dniach często, tłumacząc się zresztą przed samym sobą, że właśnie dlatego nie jeździ do szpitala. Musi się zająć starym przyrodnikiem. Szeptyna bardzo przeżywał wypadek i sytuację swego syna. Mało o tym mówił, ale na jego twarzy widać było wyraźnie cierpienie i niepokój nadchodzących dni. Nie potrafił się zmusić do niczego, zarzucił pracę nad swoją książką, wszystko przestało być dla niego ważne. Poza Aleksym.

Mariusza niezwykle to gnębiło. Nieustannie myślał o całej tej historii i za każdym razem dochodził do tego samego wniosku – znajdował się na marginesie wydarzeń. Nikt się z nim nie liczył i na dobrą sprawę – nikt go nie potrzebował. Ani Zośka, ani Antoni, ani tym bardziej Aleksy. Nie pasowało mu to i budziło jego sprzeciw. Ale nic nie mógł zrobić. Jeszcze nie nadszedł czas, by coś wyjaśniać, oczekiwać rozwiązań, prosić o deklaracje. Wiedział o tym najlepiej.

– Co ty taki skwaszony wiecznie chodzisz? – zaczepiła go siostra, gdy gadał do siebie (a tak naprawdę: do kozy na wybiegu, której rzucił trochę siana i przypatrywał się, jak z lubością skubie suche badyle). „Taka to nie ma zmartwień” – stwierdził i właśnie to jej powiedział, gdy Elwira wyszła z domu i z obrzydzeniem ostukała buty ze śniegu, który przylepił się do obcasów.

– Wcale nie – zaprzeczył bez przekonania i obejrzał się na krogulca Gedeona tradycyjnie przyczajonego na żerdzi ogrodzenia i obserwującego gospodarstwo. Kawka sfrunęła na ramię gospodarza i potarła przyjacielsko dziobem jego policzek. Uśmiechnął się.

– Przecież widzę, że jesteś struty. Nie masz powodów. Zachowałeś się jak bohater. Gdyby nie twoja determinacja, ten biedny Aleksy z pewnością by uświerknął w końcu w tej chatynce – tłumaczyła mu te oczywistości z zaangażowaniem, a on wzruszył ramionami. „I co z tego?” – pomyślał. „Teraz on stracił pamięć i nie wiadomo, kiedy się to cofnie. Może nigdy”.

Nie powiedział tego jednak siostrze, tylko skrzywił się wymownie.

– Rozchmurz się. Jak włóczyłeś się bez celu po łące, przyjechał kurier. Przywiózł nową książkę. Laura będzie przeszczęśliwa, kiedy wróci ze szkoły.

Elwira ucieszyła się, bo brat wreszcie wykazał jakieś zainteresowanie.

– Tak szybko? To świetnie. To wielki triumf małej. W końcu jej rysunek jest na okładce – przytaknął Mariusz.

– Wezmę jeden egzemplarz i dam Teo, dobrze? Niepokoję się o niego. Krystian mówił, że on ma poważną chorobę serca, ale nie chce się leczyć – dodała siostra, unosząc brwi w górę.

Jako stomatolog uważała się za krzewiciela wszelkiej wiedzy medycznej i z nieufnością podchodziła do osób, które nie zamierzały profesjonalnie dbać o swoje zdrowie. Coś takiego – że ktoś poważnie niedomaga, wie, jaki ma problem, a i tak rezygnuje z kuracji – zwyczajnie nie mieściło się jej w głowie. Lubiła Teo i uważała, że z pewnością go przekona do medycyny.

Mariusz znał doskonale poglądy swojej siostry, ale tym razem postanowił ją powstrzymać.

– Zostaw go w spokoju. Widocznie ma swoje powody.

– Niby jakie, Mario? Zwyczajnie się zniechęcił, bo nikt mu nie zaproponował nowoczesnych metod. Krystian mówił mi, że z łatwością znalazłby dla niego konsultacje. Jeśli trzeba załatwić jakiś szpital, lekarstwa lub zabieg, to przecież moglibyśmy pomóc.

– Nie.

– Co: nie?

– Po prostu odczep się od niego. Już cię widzę, jak mu ciosasz kołki na głowie: że musi dać się ponownie przebadać, że zrobi się nad nim konsylium albo że się go z powodzeniem zoperuje, czy co tam trzeba będzie przedsięwziąć. Nie bierzesz jednak pod uwagę, że on świadomie podjął taką decyzję? Po prostu chce właśnie tak żyć?

– To niedorzeczne. A jeśli przez to umrze, choć może miałby jakieś szanse przy leczeniu? Nie powiesz mi, że ktoś rozmyślnie wybiera taki los. Każdy chce żyć, Mario, nawet jeśli mówi co innego. I nie rób takiej miny. Przekonujesz się o tym każdego dnia, kiedy ocalasz te swoje zwierzaki.

Nachmurzył się, ale niechętnie przytaknął.

– Skoro więc ratujesz te wszystkie nieboraki, to czemu nie chcesz przyjąć do wiadomości, że Teo też należy się szansa? – przyparła go do muru.

– Posłuchaj mnie, Ira. Zwierzęta to co innego, podejmujemy za nie decyzję, bo one nie mogą nam powiedzieć, czego chcą. Wybieramy za nie w dobrej wierze. Ale Teo nie jest zwierzęciem z lasu. Skoro Krystian zaproponował już pomoc, my nie powinniśmy naciskać. Teo wie, jakie ma opcje, i sam rozstrzyga o swojej egzystencji. Uważasz, że będzie szczęśliwszy, jeśli go zmusisz do czegoś, na co nie ma ochoty i czemu się sprzeciwia?

– Przynajmniej będzie zdrowy, a może wręcz: będzie żył. I tak, uważam, że trzeba go przekonywać, oferować wsparcie. Nie namówisz mnie, żebym przestała.

Westchnął. Nie widział sensu w dalszej rozmowie.

– Nie fukaj mi tu – obruszyła się siostra. – Wiesz, że mam rację, tylko nie chcesz tego przyznać.

Wygłosiwszy tę opinię, spojrzała na niego z góry i odwróciła się na pięcie, żeby wejść do domu. W progu przypomniała sobie o czymś.

– Czy możesz odebrać Laurę ze szkoły? Ja poszłabym do Teo.

– Jasne. Jadę z Maćkiem po samochód, zabiorę ją przy okazji.

Siostra uniosła pytająco brwi.

– Auto Maćka i Iwony było w warsztacie, po tym wypadku. Wyciągnęli je na drogę, potem policja oglądała ślady, a teraz jest w naprawie. Nie bardzo można było nim jeździć, Aleksy zjechał w dół skarpy, na końcu zatrzymał go duży kamień, uszkodzenia były spore.

– To ładnie z twojej strony, że wspierasz Iwonę – rzuciła siostra dosyć obojętnym głosem.

– Daj spokój. To normalne między sąsiadami – wypowiedział te słowa i od razu pomyślał o Zośce. Jej także powinien pomóc. Przynajmniej dowiedzieć się, co dalej z jej domem. Wciąż trzymała zima, ale przecież należało zaplanować prace remontowe na wiosnę, a było ich sporo. Zapisał w pamięci, by porozmawiać z Mietkiem, który miał firmę budowlaną.

– Jedź już, bo nie zdążysz po Laurę – przypomniała mu siostra. – Pewnie musisz jeszcze podjechać po Maćka? – To ostatnie dodała już z pewnym naciskiem, żeby się zreflektował.

Skinął głową i zerknął na zegarek. Przepychanka w sprawie Teo pochłonęła sporo czasu i Mariusz był już spóźniony. Czekali na niego w „Gościnnych Progach”. Miał jeszcze coś powiedzieć Elwirze, spróbować zniechęcić ją do wywierania presji na Teo, ale zrezygnował. Wierzył, że sąsiad poradzi sobie z jego siostrą. Najwyżej więcej jej nie wpuści do domu, a Ira zrozumie, że w ten sposób nie załatwia się takich spraw.

Wskoczył do samochodu i odjechał.

Gdy dotarł do „Gościnnych Progów”, Iwona przywitała go bardzo miło, a przy stole w dużej jadalni zastał Zośkę.

– Co słychać? – zapytał, patrząc z troską na jej wymizerowaną i bladą twarz.

– Bez zmian. Dzisiaj robili Aleksemu badania, ale nie ma jeszcze wyników. Lekarz twierdzi, że ta utrata pamięci ma charakter czasowy, tylko nie wiadomo, kiedy się to cofnie. Jak więc widzisz, żadnych krzepiących nowości.

– To niełatwe, rozumiem – powiedział ciepło. – W takich razach człowiek chciałby, żeby sprawy rozwiązały się natychmiast bez konieczności męczącego oczekiwania. Tylko że to tak nie działa. Trzeba przejść ten czyściec niepokoju i lęku, nie da się inaczej.

Zerknęła na niego badawczo, a potem przygryzła wargi. Czy to było tylko wrażenie, czy też on wcale nie mówił o Aleksym, ale o własnej sytuacji? Nie chciała na razie wnikać, to było zbyt trudne.

– Jedziesz z Maćkiem po samochód? – Bardziej stwierdziła, niż zapytała, a on po prostu przytaknął. – Mogę się zabrać? Chcę odwiedzić posterunek i dowiedzieć się, czy wyjaśnili już okoliczności pożaru. Trzeba to ruszyć, jeśli mam jakoś załatwić kwestię remontu.

Ucieszył się. To był dobry znak, że myślała o czymś innym niż tylko o wypadku Aleksego i jego niedomaganiach.

– Nie ma sprawy, tylko musimy też podjechać do szkoły po Laurę. Elwira zrzuciła to na moje barki, bo sama zamierza wybrać się do Teo i truć mu cztery litery – wypalił gniewnie, a ona niespodziewanie się uśmiechnęła. Bladym, jakby przezroczystym, ale jednak uśmiechem.

– Na jaki temat? – zagadnęła, a on się zapalił i zaczął wymachiwać rękami, opowiadając jej wszystko.

– Ira ma rację – oceniła Zośka, a Mariusz spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Tak – potwierdziła. – Też uważam, że każdy chce żyć. Pamiętam tę chwilę, kiedy Teo wyznał mi, że jest nieuleczalnie chory i właściwie umiera. Gdy to oznajmił, wcale nie zauważyłam, żeby był pogodzony z tą sytuacją. Wręcz przeciwnie, odniosłam wrażenie, że jest zły, iż jego los potoczył się w ten sposób. On woła o pomoc. O nasze wsparcie. A my powinniśmy odpowiedzieć.

– Nie patrzyłem na to w ten sposób – przyznał Mariusz ze skruchą. – Ale nie powiesz mi, że zgadzasz się na styl postępowania mojej siostry? Przecież ona go zadręczy. Będzie przyłaziła i namawiała go na leczenie. Nic tym nie wskóra.

– Czemu tak uważasz?

– Bo odmówił Krystianowi. Mój szwagier złożył mu konkretną propozycję pomocy, a on nie chciał.

– Nie wiesz, czy nie zmienił zdania. Wypadek Aleksego wpłynął na każdego. Wiele się odmieniło. Być może wszystko.

Zamilkła i teraz on zmarszczył brwi. Poczuł nagłą przykrość i smutek. Na szczęście pojawił się Maciek, którego zatrzymał jakiś ważny telefon.

– Możemy jechać, przepraszam, że tak długo. To ta grupa na ferie. Mieli tysiąc pytań – usprawiedliwił się.

– Nie ma sprawy – zbagatelizował Mariusz. – Ruszajmy, bo Laura na mnie czeka pod szkołą. Zośka też się zabierze, chce pogadać z Potyrą.

– Słusznie. – Maciek kiwnął głową w stronę Zośki. – Warto trzymać rękę na pulsie, żeby im się nie odechciało szukać.

Wsiedli do terenówki Kalinowskiego i bez problemu zjechali polną drogą do wsi, a potem już normalną do miasteczka. Zostawili Maćka pod warsztatem samochodowym, gdzie miał odebrać naprawione auto, a potem Zośka poszła na posterunek, Mariusz zaś pojechał po siostrzenicę.

– Dobrze, że panią widzę. – Posterunkowy ucieszył się na widok Zośki. – Chciałbym zapytać o tamten wieczór.

– Z pożarem? – spytała, a on pokręcił głową.

– Chodzi o Wigilię, gdy Aleksy Szeptyna miał wypadek. Nie zauważyła pani czegoś nietypowego? Ktoś nie kręcił się wokół domu pana Kalinowskiego albo agroturystyki Iwony Kilian? Nie słyszała pani hałasu jakichś pojazdów?

– Nie. Zupełnie nic takiego się nie wydarzyło. Pomagałam najpierw w „Gościnnych Progach” i tam rzeczywiście zjeżdżali się goście, był spory ruch i hałas aut, ale nie wydało mi się to dziwne, a potem poszłam do „Leśnego ustronia”. Byłam tam cały czas, aż do momentu, gdy pan Antoni dowiedział się, że Aleksy nie dojechał do domu pani Uli. To wszystko.

– Goście, mówi pani – zasępił się Potyra. – Nie zwróciła pani może uwagi, że ktoś miał świeżo uszkodzone auto? Może wspominał o jakiejś stłuczce?

Pokręciła głową. Nie pamiętała niczego podobnego. Policjant nie był zadowolony.

– Znaleźliśmy spore wgniecenie na boku samochodu, którym poruszał się Aleksy Szeptyna. Nietypowe – podkreślił. – Auto było mocno poobijane, bo po zsunięciu się ze skarpy uszkodziło sobie również przód o kamień. Ale tamto wgniecenie nie mogło powstać przy zatrzymaniu samochodu. Może ktoś w niego wjechał i to wymusiło manewr, w wyniku którego spadł z drogi? Próbujemy ustalić, do kogo należał ten pojazd. Jeśli do któregoś z gości, którzy przyjechali w nasze okolice na święta i sylwestra, a potem wrócił do siebie, to szukaj wiatru w polu. W najbliższej okolicy w każdym razie nikt ostatnio nie naprawiał wozu po kolizji – mruknął zniechęcony.

– Ale będziecie dalej to sprawdzać? – zaniepokoiła się. – To taka straszna historia. Mógł stracić życie…

– Oczywiście, że nie zamykamy śledztwa, nawet niech pani tak nie myśli. Dojdziemy do kłębka po tej nitce, spokojna głowa.

Zośka nie była do końca przekonana.

– A sprawa mojego domu i pożaru?

– Strażacy sprawdzili, że to nie był samoistny zapłon ani zaprószenie ognia przez nieuwagę. Śledztwo prowadzimy w sprawie podpalenia, ale ustalenie sprawców trochę potrwa, bo nagrania z kamery pana Kłuszyńskiego nie dały dostatecznych wskazówek. Proszę jednak nie tracić nadziei, to także wyjaśnimy.

Zośka wyszła z posterunku nie bardzo pocieszona. Jedno było dobre: skoro był już raport straży pożarnej i policja ustaliła, że odpowiedzialne są osoby trzecie, nie było przeszkód do wypłaty odszkodowania.

– I jak? – spytał Mariusz, który czekał na nią w holu posterunku. Streściła mu rozmowę, pytając jednocześnie o Laurę. – Poszła kupić ciastka. Powiedziałem jej, że przyszły egzemplarze autorskie książki o detektywach Skakance i Gedeonie. Chce to uczcić.

– Cudownie! – uśmiechnęła się Zośka.

– Czyli wychodzi z tego, że niczego nie mają i nic nie wiedzą w obu sprawach – podsumował poprzedni temat. – Patałachy – wybuchnął po chwili. – Czas płynie i coraz trudniej będzie złapać tych podpalaczy. Najważniejsze, że teraz ubezpieczenie ci na pewno wypłaci z polisy. Wszystko masz udokumentowane i nie jest to twoja wina.

– Wiem. I to jest chyba jedyne, co z tego wyniknie – westchnęła. – Pewnie umorzą sprawę z powodu niewykrycia sprawców i muszę się z tym pogodzić.

– Co gorsza, mogą też nie znaleźć tego pacana, który zepchnął z drogi Aleksego – mruknął niezadowolony, ale potem zaraz uderzył się dłonią w czoło. – Pojedziemy tam!

– Gdzie? – Nie rozumiała.

– Na miejsce wypadku. Policja oglądała je pobieżnie, bo interesował ich przede wszystkim samochód.

– Myślisz, że tam zostały jakieś ślady? Tyle osób się tam kręciło: ekipa poszukująca, ludzie, którzy przyszli z wioski, zresztą wtedy padał śnieg…

– No właśnie. Łatwo było coś przeoczyć. Nie zaszkodzi sprawdzić, prawda?

– Owszem, to zawsze dobry pomysł – zgodziła się z pewnym ociąganiem. Myśl, że znajdzie się na miejscu wypadku, wprawiała ją w przerażenie. Nie chciała nawet o tym wspominać, a co dopiero być tam. Zganiła się w duchu. To prywatne śledztwo zapewne nic nie da, ale przynajmniej będą mieli przekonanie, że zrobili wszystko, co możliwe.

Laura wyszła z cukierni i bardzo ucieszyła się na widok Zośki.

– Pojedziesz do nas? Są książeczki o kozie i krogulcu. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć mój rysunek na okładce.

Podskakiwała i była pełna entuzjazmu, więc Wichocka także się odprężyła. Radość dziewczynki była zaraźliwa.

– Pakujcie się do auta. Podjedziemy jeszcze do Porąbki. – Mariusz zwrócił się do siostrzenicy. – W to miejsce, gdzie auto Aleksego zjechało z drogi. Rozejrzymy się tam.

– O, to jak w twoich książkach, wujku. Tylko bez kozy i krogulca. – Mała pokiwała głową.

Ten odcinek drogi wśród lasów był niebezpieczny, zwłaszcza podczas opadów i po zmroku. Trzeba było dobrze znać okolicę, żeby przejechać pewnie i bez strachu. Droga wiodła wąską przecinką, gdzie z jednej strony ciągnęła się stroma skarpa, a z drugiej wysokie zbocze. Na zakręcie należało zachować szczególną ostrożność, zwłaszcza gdy ktoś nadjeżdżał z naprzeciwka.

Mariusz zatrzymał samochód kawałek przed zakrętem i wyskoczył z auta.

– To tutaj – zwrócił uwagę Zośki i siostrzenicy. – Samochodu początkowo nie zauważyliśmy z drogi, bo się stoczył i zatrzymał na tamtym dużym kamieniu. – Pokazał ręką.

– Policjanci na pewno dobrze obejrzeli teren tutaj. – Zośka rozejrzała się wokół siebie. Droga na powrót pokryła się śniegiem, podobnie jak całe zbocze i skarpa, zupełnie nie było widać, że wydarzyło się tutaj coś złego.

– Jeśli są jakieś przeoczone ślady, to tylko na trasie – zgodził się Mariusz. – Zastanówmy się. Ten drugi pojazd przyjechał z naprzeciwka, tak trzeba założyć. Wyminęli się w niebezpiecznej odległości i Aleksy stracił panowanie nad kierownicą…

Zośka skinęła głową.

– Potyra mówił, że na aucie było podejrzane wgniecenie. Zatem ten drugi uderzył w Aleksego.

– Musi tu coś być. – Mariusz grzebał patykiem między kamieniami gruntowej drogi, a Laura w milczeniu oglądała zbocze.

– Pójdę kawałek dalej i poszukam – zadeklarowała, wracając w stronę ich terenówki.

Wujek skinął przyzwalająco i wciąż rozglądał się w miejscu wypadku.

– Nic tu nie ma. – Zośka wygłosiła opinię obojga. – Nawet jeśli były jakieś ślady, to śnieg je przykrył i rozjeździły inne pojazdy.

– Masz rację – westchnął Mariusz. – Za dużo czasu minęło, ale przynajmniej przekonaliśmy się o tym sami… Zejdę jeszcze na dół, w miejsce, gdzie zatrzymało się auto.

– Nie pójdę z tobą – odezwała się cicho Zośka. – Po prostu nie potrafię…

– Nie musisz, tam jest stromo i niezbyt bezpiecznie.

Zeskoczył w śnieg poniżej drogi i ruszył w kierunku dużego kamienia widocznego w pewnej odległości. Kobieta chwilę patrzyła za nim ze zmarszczonymi brwiami, a potem podążyła za Laurą.

Dziewczynka zatrzymała się kilkadziesiąt metrów dalej i podziwiała ptaka na gałęzi drzewa.

– Popatrz, jaki cudny – zwróciła się do Zośki. Ona zadarła głowę.

– To zimorodek. Uwielbiam je.

– Zimorodek? Bo rodzi się zimą?

– Nie wiem. Trzeba by spytać pana Antoniego, on wie wszystko o ptakach. – Zośka poczuła przykrość. Antoni. Ależ mu było ciężko! A ona nie potrafiła go pocieszyć.

– Coś tam błyszczy, widzisz? – Laura wskazała ręką.

Z boku drogi, między kamieniami, widać było resztki szkła.

– Ciekawe, co to jest. – Zośka przykucnęła i zaczęła rozgarniać śnieg.

Były to kawałki stłuczonej lampy, wraz z jakimiś dodatkowymi elementami. Ewidentnie musiały odpaść od uszkodzonego pojazdu.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

Copyright © by Agnieszka Krawczyk, 2022

Copyright © by Wydawnictwo FILIA, 2022

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2022

 

Zdjęcia na okładce: © Nadya Korobkova/Shutterstock

© biletskiyevgeniy.com/Shutterstock

 

Redakcja: Katarzyna Wojtas

Korekta: „DARKHART”

Skład i łamanie: „DARKHART”

Ilustracje: Rozalia Ogonowska

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-385-3

 

 

Wydawnictwo FILIA

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.