Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jednakże w tym [następstwie myśli] była taka różnica: kiedy myślał o rzeczach światowych, doznawał w tym wielkiej przyjemności, a kiedy znużony porzucał te myśli, czuł się oschły i niezadowolony. Kiedy znów myślał o odbyciu boso pielgrzymki do Jerozolimy lub o tym, żeby odżywiać się samymi tylko jarzynami i oddawać się innym surowościom, jakie widział u świętych, nie tylko odczuwał pociechę, kiedy trwał w tych myślach, ale nawet po ich ustąpieniu pozostawał zadowolony i radosny. Nie zwracał jednak na to uwagi ani nie zatrzymywał się nad oceną tej różnicy aż do chwili, kiedy pewnego razu otworzyły mu się nieco oczy i kiedy zaczął dziwić się tej różnicy i zastanawiać się nad nią. To doświadczenie doprowadziło go do zrozumienia, że jedne myśli czyniły go smutnym, inne zaś radosnym. I tak powoli doszedł do poznania różnych duchów, które w nim działały – jednego szatańskiego, drugiego Bożego.
Fragment książki
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 274
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Wydawnictwo WAM – Księża Jezuici, 2002
wydanie czwarte, poszerzone, 2018
Na podstawie:
Św. Ignacy Loyola, Pisma Wybrane. Komentarze, T. 1,
Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy, Kraków 1968
Opieka redakcyjna: Klaudia Adamus
Korekta: Zofia Smęda
Projekt okładki: Artur Falkowski
Na okładce obraz Petera Paula Rubensa St. Ignatius of Loyola, Wikimedia Commons.
Skład: Remigiusz Dąbrowski
Przygotowanie wydania elektronicznego: hachi.media
ISBN 978-83-277-0997-4 (ePub)
978-83-277-0998-1 (Mobi)
NIHIL OBSTAT
Przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, ks. Adam Żak SJ, prowincjał, Kraków, 29 sierpnia 2001 r.,l.dz. 180/01
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003
e-mail: [email protected]
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-256 • faks 12 62 93 496
e-mail: [email protected]
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
tel. 12 62 93 260
www.wydawnictwowam.pl
Gdy na polecenie Vaticanum II reformowano modlitwy brewiarzowe i gdy w ramach tej reformy podjęto zagadnienie brewiarzowych czytań, nowego i lepiej zarysowanego wymiaru nabrał dawny postulat: zamiast wiele mówić o świętych, zniekształcając ich sylwetki lub powtarzając hagiograficzne loci communes, pozwolić, aby przemawiali oni sami. Oddać głos świętym, którzy bez modyfikującego pośrednictwa mogą zaświadczyć o swych walkach i zwycięstwach, o przeżywanych nocach i zalewających ich umysły światłach, o doznawanych łaskach i trudach, pośród których z nimi współpracowali. Stąd w nowym Breviarium Paulinum, nazwanym Liturgia horarum, znalazło się tyle tekstów wyjętych z pism tych, których w liturgii czcimy i wspominamy jako orędowników.
Książka, którą proponujemy Czytelnikom, ożywiona jest podobnymi intencjami. Niech św. Ignacy przemówi do nas sam, niejako bezpośrednio. Niech powtórzy to, co – przynaglany przez towarzyszy i synów duchowych – podyktował o. Ludwikowi Gonsalvesowi da Cámara. Łatwiej można wtedy uchylić rąbka bogatej szaty, w którą spowili go hagiografowie, spojrzeć w głębię jego osobowości, dojrzeć i wczuć się w tajemnicę jego świętości.
13 lipca 1467
Początki życia św. Ignacego
Święty Ignacy Loyola pochodził z poważanej baskijskiej rodziny szlacheckiej, której zamek był położony w dolinie rzeki Urola w pobliżu miasta Azpeitia. Jego ojciec, Don Beltrán de Loyola, ożenił się 13 lipca 1467 r. z kobietą pochodzącą z zamożnej rodziny prawnika królewskiego Martina de Licony, który cieszył się dużym szacunkiem na kastylijskim dworze królewskim. Ceremonia zaślubin odbyła się w pobliskim mieście Azkoitia, w domu rodziny Liconów.
Z tego małżeństwa narodziło się przynajmniej jedenaścioro dzieci: siedmiu synów i cztery córki. Ignacy, który dość nieoczekiwanie przyszedł na świat w 1491 r., po dwudziestu czterech latach małżeństwa, był najmłodszym z braci. Dokładna data jego urodzin nie jest znana. Sam Bask nie pozostawił żadnych informacji na ten temat.
Przyszły święty otrzymał na chrzcie popularne w kraju Basków imię Iñigo. Chrzest odbył się w kościele parafialnym w Azpeitii (w diecezji pampeluńskiej) pw. św. Sebastiana. Choć w tym kościele wciąż znajduje się chrzcielnica, w której go ochrzczono, to księga chrztów uległa niestety zniszczeniu w pożarze w XVI w.
20 maja 1521
Iñigo ciężko ranny w twierdzy pampeluńskiej
W 1521 r. Iñigo walczył w służbie wicekróla Nawarry na wałach fortecy w Pampelunie przeciwko mieszkańcom Nawarry i sprzymierzonym z nimi Francuzom. Francuzi, których było ponad dwanaście tysięcy, mieli znaczną przewagę. Mimo to nieliczni obrońcy twierdzy stawiali zawzięty opór, gdyż Ignacemu udało się natchnąć do walki załogę i jej dowódców, którzy już chcieli się poddać. Jego hasłem było: „Zwycięstwo albo śmierć”.
Pod koniec trwającego sześć godzin ostrzału Iñiga dosięgła kula armatnia, która strzaskała mu prawą nogę i poważnie uszkodziła lewą. Wówczas rycerze stracili ducha walki, a załoga wywiesiła białą flagę i natychmiast poddała twierdzę Francuzom. Walka na razie ustała.
Francuzi potraktowali ciężko rannego z pełną kurtuazją. Po niedługim pobycie w Pampelunie pozwolili mu odjechać powozem do Loyoli. Uciążliwa podróż niedostępnymi ścieżkami górskimi trwała dwa tygodnie i zakończyła się kilkudniowym odpoczynkiem w Ozaecie, którego gorączkujący pacjent bardzo potrzebował.
Tymczasem udało się powstrzymać Francuzów, którzy zostali pobici u podnóża Pirenejów. I tak 5 lipca flaga hiszpańska znów powiewała nad twierdzą w Pampelunie.
24 lipca 1521
Iñigo przyjmuje ostatnie namaszczenie
Gdy Iñigo – ciężko ranny podczas obrony Pampeluny – wrócił do Loyoli, zajęło się nim kilku lekarzy i chirurgów. Okazało się, że kości prawej nogi źle się zrosły.
Niezłomny Iñigo, chcąc kontynuować karierę wojskową, zniósł straszliwy ból łamania i ponownego nastawiania kości. Jego stan jednak się pogorszył, a śmierć wydawała się bardzo bliska. W święto Jana Chrzciciela przyjął ostatnie namaszczenie. Następnego dnia rozpoczęła się jego walka ze śmiercią.
W nocy w święto św. Piotra, do którego Iñigo miał szczególne nabożeństwo, nastąpił przełom. Około północy stan chorego uległ wyraźnej poprawie. Kilka dni później niebezpieczeństwo śmierci minęło.
25 marca 1522
Nocne czuwanie Iñiga w Montserracie
Po miesiącach rekonwalescencji Iñigo doświadczył religijnego nawrócenia. Zapragnął być pielgrzymem Matki Bożej, zerwać ze swoim dotychczasowym grzesznym życiem i udać się z pielgrzymką do Jerozolimy pod Jej opieką. Pod koniec lutego 1522 r., dziewięć miesięcy po wydarzeniach w Pampelunie, wyjechał z zamku w Loyoli na mulicy. Celem podróży było słynne górskie opactwo benedyktyńskie na zboczach Montserratu.
Iñigo przybył tam na kilka dni przed świętem Zwiastowania. W opactwie odbył spowiedź generalną. Benedyktyn, o. Juan Chanones, udzielił mu rozgrzeszenia i dał rozważania Exercitatio de la vida espiritual („Ćwiczenia w życiu duchowym”) Garcíi de Cisnerosa. Ojciec Cisneros był opatem Montserratu od 1499 r. aż do swej śmierci w 1510 r. Blisko związany z nurtem devotio moderna, doprowadził klasztor do rozkwitu. Wywarł też wpływ na duchowość św. Ignacego.
Iñigo przekazał mulicę mnichom, a o świcie potajemnie oddał ubranie żebrakowi, powiesił swą broń jako wota na żelaznej kracie sanktuarium i odbył nocne czuwanie przed „Czarną Madonną” w szacie pokutnej, którą kupił w Igualadzie, u stóp Montserratu. O drugiej w nocy, w święto Matki Bożej, rozpoczęła się msza święta dla pielgrzymów, podczas której Iñigo przyjął komunię. O świcie pielgrzym zszedł w dolinę. Stał się rycerzem Boga.
25 marca 1522
Manresa
Wieczorem 25 marca 1522 r. Iñigo przeszedł przez stary most na rzece Cardoner i udał się do szpitala św. Łucji, by odpocząć tam przez parę dni i wpisać kilka zdań z książeczki Cisnerosa do swojego ulubionego notatnika. Tych parę dni zamieniło się w prawie jedenaście miesięcy.
Wkrótce pielgrzymowi pozwolono przenieść się do małej celi w klasztorze Dominikanów. O posiłki żebrał na furcie. Zaprzyjaźnił się z pacjentami ze szpitala i z dziećmi z gościńca. Czasem szedł do Montserratu lub do św. Pawła, do pustelni cysterskiej, albo do małego kościoła Matki Boskiej w Viladordis. Najbardziej jednak lubił zaszywać się w jaskiniach w skałach Cardoner. Spędzał tam na modlitwie nieraz siedem godzin dziennie.
W Manresie Iñigo doznał wielkich oświeceń duchowych. Zyskał pewność i spokój, czuł też, że jest zupełnie innym człowiekiem. Uderzało go odkrycie, że Jezus Chrystus wciąż jest z nami, także dziś, że Jego królestwo również dziś walczy w Kościele i że ta walka duchów będzie trwała po wsze czasy i we wszystkich sercach. Jego książka o Ćwiczeniach duchowych stale się powiększała. Ojciec Nadal tak pisał później o tym okresie: „Tam Pan dał mu najgłębszą wiedzę i żywe odczucie tajemnic Boga i Kościoła”. W tym czasie Iñigo odkrył też tak umiłowaną przez siebie książkę O naśladowaniu Chrystusa Tomasza à Kempis.
Surowy tryb życia, jaki prowadził w Manresie, nadwyrężył jego zdrowie. Dwa razy był bliski śmierci. Pobożne kobiety, wśród nich Agnes Pascual, pielęgnowały go, dopóki nie wyzdrowiał. 18 lutego 1523 r. opuścił Manresę, by udać się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. W Barcelonie musiał czekać dwadzieścia dni na statek płynący do Włoch. W tym czasie poznał bardzo szlachetną damę, Isabel Roser, która dbała o niego jak matka. Została jego największą dobrodziejką w Barcelonie, Paryżu i Wenecji, potem jednak przysporzyła generałowi zakonu wielu przykrości. Po pięciu dniach podróży wśród sztormów statek zawinął do małego portu Gaeta, na północ od Neapolu; w 1503 r. Hiszpania zdobyła tę przygraniczną twierdzę.
29 marca 1523
Iñigo prosi w Rzymie papieża o zgodę na pielgrzymkę do Jerozolimy
Iñigo po raz pierwszy wjechał do Wiecznego Miasta starożytną rzymską drogą Via Appia. Było to 10 marca, w Niedzielę Palmową. Bask przyjechał tam, by uzyskać zezwolenie papieża Hadriana VI na swoją pielgrzymkę do Palestyny.
29 marca poprosił papieża o zgodę i już po dwóch dniach ją otrzymał. Zapis ten odkryto niedawno w Archiwach Watykańskich. Na dokumencie widnieje data 31 marca 1523 r.
Pielgrzym pozostał w Rzymie tylko do poniedziałku po białej niedzieli, po czym wyruszył na północ. Po ponad czterech tygodniach, w środku maja, mimo kontroli sprawdzających, czy podróżni nie wnoszą do miasta zarazy, dotarł do położonej nad zatoką Wenecji. Utrzymywał się z jałmużny i spał pod arkadami otaczającymi plac św. Marka.
4 września 1523
Jerozolima
14 lipca 1523 r. w Wenecji „Negrona” podniosła kotwicę, wypływając do Palestyny. Mimo wysokiej gorączki Iñigo wszedł na pokład. Lekarze powiedzieli mu, że jeśli ma być pogrzebany na otwartym morzu, to może ruszać. Iñigo nie dał się zniechęcić tymi przestrogami. Dwudziestu jeden pielgrzymów płynących tym statkiem dotarło do Ziemi Świętej i weszło do Jerozolimy przez Bramę Jafy w ciszy i modlitwie.
W owym czasie wszyscy podlegali kościelnej jurysdykcji franciszkanów, którym w 1342 r. powierzono pieczę nad sanktuariami w Ziemi Świętej. Zakonnicy udzielali pielgrzymom schronienia i organizowali program pobytu.
Będąc w Palestynie, Iñigo – jak zwierzył się swojemu przyjacielowi Piotrowi Faberowi – był nieopisanie szczęśliwy. Chętnie pozostałby w Ziemi Świętej, ale okoliczności okazały się silniejsze od jego dobrej woli. Mimo zezwolenia, jakie otrzymał od papieża, franciszkanie nie zgodzili się na jego pobyt, grożąc mu nawet ekskomuniką. Iñigo zaakceptował tę decyzję. Niewątpliwie nie było to dla niego łatwe, gdyż przed jego oczyma roztaczały się tajemnice życia i śmierci Jezusa.
Podróż powrotna była bardzo burzliwa. W połowie stycznia 1524 r. znów znalazł się w Wenecji. Przez dwa tygodnie gościł u Andrei Lippomaniego, także Baska, przeora zakonu krzyżackiego. Z Wenecji udał się przez Genuę do Barcelony, by – mimo trzydziestu trzech lat – oddać się studiom.
2 lutego 1528
Paryż
Po nieudanej pielgrzymce do Ziemi Świętej Iñigo zrozumiał, że powinien ukończyć studia teologiczne, by „pomagać duszom”, i że najpierw musi nauczyć się łaciny i filozofii. W ten sposób zaczął się okres jego studiów, które trwały łącznie jedenaście lat – od wiosny 1524 r. do Wielkanocy 1535 r.
Najpierw (w latach 1524–1527) studiował w Barcelonie, Alcali i w Salamance. Tam też skupił wokół siebie przyjaciół. Oprócz nauki oddawali się dziełom miłosierdzia i praktykom religijnym. Kilka razy zwrócili na siebie uwagę inkwizycji. Podejrzewano ich o herezję. Iñigo był dwa razy więziony: w Alcali przez czterdzieści dwa dni, a w Salamance przez dwadzieścia dwa. Kilkakrotnie poddawano ich przesłuchaniom, odbyło się przynajmniej osiem procesów, ale sędziowie nie znajdowali żadnej winy czy błędu – ani w ich nauce, ani w sposobie życia. Iñigo nalegał na otrzymanie pisemnego wyroku wydanego przez sąd wiary.
W tym czasie opuścili go wszyscy jego ówcześni towarzysze. Po tych perypetiach Iñigo postanowił wyjechać z Hiszpanii i kontynuować naukę w Paryżu, na najsłynniejszym uniwersytecie świata Zachodu. Miał też nadzieję znaleźć tam kwiat zachodniej młodzieży. Sam, na piechotę, wyruszył więc z Salamanki do Paryża, gdzie dotarł 2 lutego 1528 r.
15 sierpnia 1534
Montmartre
Rano, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Iñigo, Faber oraz Xavier, Bobadilla, Rodrigues, Lainez i Salmerón weszli przez bramę miejską, udając się na opustoszałe wówczas wzgórze Montmartre. Na jego szczycie wznosiło się opactwo Benedyktynów. W połowie wysokości wzgórza znajdował się bardzo stary, cichy i zachęcający do modlitwy kościółek. Był on poświęcony pamięci św. Dionizego, pierwszego biskupa Paryża, który według tradycji poniósł tam śmierć męczeńską.
Wśród towarzyszy Iñiga jedynym księdzem był Sabaudczyk Piotr Faber. Niedawno, 30 maja, został on wyświęcony przez paryskiego biskupa i 22 lipca odprawił pierwszą mszę świętą, w której uczestniczyli pozostali członkowie grupy. W czasie mszy, przed komunią świętą, Faber odwrócił się do swoich towarzyszy, trzymając hostię nad pateną. Klękając przy nim, kolejno jeden po drugim wypowiadali słowa przysięgi, ślubując zachować ubóstwo, czystość i odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W przypadku, gdyby nie mogli się tam udać, zobowiązywali się do zachowania posłuszeństwa Ojcu Świętemu, „rządcy Chrystusa”, we wszelkich możliwych misjach. Gdy ostatni z nich złożył śluby, Faber udzielił wszystkim komunii świętej. Następnie odwrócił się do ołtarza i sam, także na głos, złożył tę samą przysięgę, przyjmując następnie Ciało i Krew Pańską.
Po dziękczynieniu weszli na szczyt wzgórza, by oddać w opactwie klucze do kościoła. Następnie zeszli północno-zachodnią stroną zbocza do pobliskiej studni św. Dionizego (dziś rue Girardon 5). Tam, w ciszy i w samotności, wśród winnic zjedli przyniesiony ze sobą posiłek i spędzili resztę pogodnego dnia. Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy towarzysze wyruszyli w drogę powrotną do domu.
Te uroczyste chwile na zawsze zapisały się w sercach siedmiu paryskich przyjaciół. Bobadilla mówił później, że uważa, iż w tym dniu powstało Towarzystwo Jezusowe; podobnie twierdził Rodrigues.
Postanowili żyć wspólnie po ukończeniu studiów, służyć Bogu w doskonałym ubóstwie, wieść bezżenne życie, pomagać duszom i udać się do Ziemi Świętej. Iñigo dodał do tych ślubów pewne warunki: gdyby w ciągu roku wyjazd okazał się niemożliwy, jeśli nie mogliby pozostać w Palestynie lub jeśli większość z nich uznałaby, że lepiej będzie wrócić na Zachód, mieli osiąść w Rzymie i oddać się do dyspozycji papieża.
Były to prywatne śluby pielgrzymie. Nie zawierały one obietnicy posłuszeństwa i brakowało w nich rzeczywistego elementu społecznego: nie utworzyli wspólnoty. Dlatego 15 sierpnia 1535 r., towarzysze ponowili śluby. Wraz z nimi złożyli je też dwaj studenci, którzy do nich dołączyli: pochodzący z północnej Francji Paschasius Broët i Claude Le Jay z Sabaudii. To samo powtórzyło się rok później. Po raz pierwszy był z nimi wówczas Jean Codure, również Francuz z Seyne w Prowansji.
Ciekawe, że wśród pierwszych dziesięciu towarzyszy nie było ani jednego Włocha. Pierwszym włoskim jezuitą był Piotr Codacio, pochodzący z Lodi pod Mediolanem, który dołączył do Iñiga w 1539 r.
14 marca 1535
Iñigo zostaje „magistrem”
W czasie gdy Iñigo studiował w Paryżu, miasto to liczyło blisko trzysta tysięcy mieszkańców. Na uniwersytecie studiowało około czterech tysięcy osób. Działało również ponad pięćdziesiąt kolegiów, w których studenci żyli wspólnie. Na początku Iñigo mieszkał osobno, jednak 1 października 1529 r. przeniósł się do kolegium św. Barbary. Zamieszkał tam w pokoju, w którym mieszkali już Piotr Faber i Franciszek Ksawery. Zostali oni jego pierwszymi stałymi towarzyszami. Pokój na wieży, ze względu na poszerzający się krąg przyjaciół, stał się czymś w rodzaju centrum duchowego.
Iñigo czynił znaczne postępy w nauce. Jesienią 1529 r. już lepiej władał językami. Potem rozpoczął kurs filozofii i na początku 1532 r. złożył egzaminy, uzyskując tytuł bakałarza. Po filozofii przyszła kolej na studiowanie teologii scholastycznej u dominikanów w klasztorze św. Jakuba, gdzie niegdyś nauczał św. Tomasz z Akwinu. W marcu 1535 Bask uzyskał licencjat z filozofii i mógł się odtąd nazywać magistrem. Na tym dyplomie po raz pierwszy pojawia się imię „Ignacy Loyola”. Jest on przechowywany w archiwach Towarzystwa Jezusowego w Rzymie.
Ignacemu udało się sfinansować studia, kwestując w Brugii, Antwerpii i Londynie, gdzie odwiedzał bogatych kupców hiszpańskich i prosił ich o wsparcie. Hiszpan Juan de Cuéllar z Antwerpii przesyłał mu co roku do Paryża przekaz bankowy. Datki przychodziły też z Barcelony, co pozwalało na wsparcie jeszcze kilku studiujących przyjaciół.
W Paryżu od Ignacego odeszło trzech pierwszych towarzyszy, którym niegdyś dawał on Ćwiczenia duchowe: Castro został kartuzem w Hiszpanii, Peralta bogatym prebendarzem w Toledo, zaś dalsze dzieje Amadora nie są znane. Baskowi dopiero za trzecim razem udało się stworzyć trwały krąg przyjaciół. Pierwszym z jego towarzyszy został Piotr Faber, drugim Franciszek Ksawery; po nich przyszli Laínez, Salmerón i Bobadilla, a potem Portugalczyk Rodrigues.
23 lipca 1535
Załatwianie spraw spadkowych w Loyoli
Lekarze i przyjaciele namawiali Ignacego, by po ukończeniu studiów w Paryżu odbył podróż rekonwalescencyjną do ojczystego kraju Basków. By złagodzić trudy podróży, towarzysze kupili mu małego gniadego konia. Zadanie opieki nad kołem przyjaciół Ignacy przekazał Piotrowi Faberowi, który wkrótce pozyskał dla ich wspólnoty trzech kolejnych Francuzów: Le Jaya, Broëta i Codure’a.
W czasie swej zdrowotnej podróży do ojczyzny Ignacy nie przerywał pracy apostolskiej. Głosił katechezy, praktykował uczynki miłosierdzia, a nawet raz wygłosił kazanie z kazalnicy kościoła w Azpeitii, gdzie został ochrzczony.
Pozałatwiał też ostatecznie różne sprawy związane z dziedziczeniem – dokument, na którym złożył swój podpis, nosi datę 23 lipca 1535 r. – po czym mógł wreszcie wyjechać ze swych rodzinnych stron. Próbował odzyskać utraconych przyjaciół w Alcali, ale bez rezultatu. Odwiedził jeszcze kilka rodzin swoich paryskich przyjaciół, między innymi Laínezów w Almazán i Salmerónów w Toledo, i spędził tydzień ze swoim przyjacielem Juanem de Castro w klasztorze Kartuzów w okolicach Segorbe.
Z Walencji popłynął do Genui i na początku 1536 r. dotarł do Wenecji. Miał przed sobą jeszcze rok do ostatecznego przybycia swoich paryskich towarzyszy. W tym czasie pogłębiał swoją wiedzę, odbywał debaty religijne i dawał Ćwiczenia duchowe: udzielił ich między innymi Diegowi de Hozesowi, hiszpańskiemu kapłanowi z Málagi, którego pozyskał dla swojego kręgu przyjaciół.
8 stycznia 1537
Przybycie towarzyszy paryskich do Wenecji
Gdy Ignacy po zakończeniu studiów przebywał w swojej baskijskiej ojczyźnie, jego towarzysze spotkali się w Paryżu dwa razy: w rok i w dwa lata od ich ostatniego wspólnego spotkania, by na Montmartre złożyć śluby lub je odnowić.
15 listopada 1536 wyjechali z Paryża, przejeżdżając przez Lotaryngię, Alzację, Bazyleę, Konstancję i Feldkirch. Przeszli przez ośnieżone Alpy Tyrolskie i 8 stycznia 1537 r. cali i zdrowi dotarli do Wenecji. Ich podróż trwała pięćdziesiąt cztery dni. W Wenecji czekał na nich Ignacy, który zgotował im serdeczne powitanie.
24 lipca 1537
Przyjęcie święceń kapłańskich w Wenecji
Na Wielkanoc pielgrzymi otrzymywali zazwyczaj zezwolenie na odbycie pielgrzymki do Jerozolimy. 16 marca towarzysze wyruszyli do Rzymu, by poprosić papieża o błogosławieństwo na wędrówkę do Ziemi Świętej. Ignacy został w Wenecji. W Niedzielę Palmową, 25 marca, dotarli do Rzymu.
Po uczestnictwie w liturgii Wielkiego Tygodnia młodzi magistrowie nieoczekiwanie zostali zaproszeni przez papieża Pawła III do Zamku Świętego Anioła na dysputę teologiczną. W czasie posiłku, w obecności kardynałów, biskupów i teologów, papież pozwolił im wygłosić ich opinie teologiczne. Kiedy to zrobili, był bardzo zadowolony. Otrzymali nie tylko pozwolenie na pielgrzymkę, lecz także zgodę kanoniczną na przyjęcie święceń kapłańskich. Z bogatymi datkami od papieża i kilku członków kurii (łącznie otrzymali dwieście sześćdziesiąt dukatów) i szczęśliwi z powodu tak wielu pomyślnych zdarzeń na początku maja wrócili do Wenecji.
Miesiąc później, 24 czerwca 1537 r., w święto Jana Chrzciciela, Ignacy, Ksawery, Laínez, Bobadilla, Codure i Rodrigues przyjęli w Wenecji święcenia kapłańskie. Wyświęcił ich Vincent Negusanti, biskup Arbe, w kaplicy swojego prywatnego domu w Wenecji. Salmerón otrzymał jedynie święcenia diakonatu, gdyż w czerwcu nie miał jeszcze ukończonych dwudziestu dwóch lat. Jego święcenia przełożono na październik. Czterech z pierwszych towarzyszy – Faber, Broët, Jay i Hozes – miało już święcenia kapłańskie.
W czerwcu i w lipcu z Wenecji wypływały zwykle statki wiozące pielgrzymów do Ziemi Świętej. Wszyscy towarzysze byli więc bardzo rozczarowani, gdy dowiedzieli się, że w 1537 r. żaden statek tam nie popłynie ze względu na napiętą sytuację polityczną w Turcji. Podobnego zdarzenia nie było od trzydziestu ośmiu lat.
Nie porzucając nadziei na podróż statkiem, pielgrzymi postanowili rozdzielić się, wyruszając po dwóch do różnych miast w północnych Włoszech, by oddawać się tam pracy apostolskiej, głosić kazania i rekolekcje, posługiwać w szpitalach itp. W każdej chwili mogli natychmiast powrócić do Wenecji. Ignacy, Faber i Laínez pojechali do Vicenzy, gdzie zamieszkali w opuszczonym, zniszczonym klasztorze San Pietro w Vivaroli.
Tymczasem między Wenecją a Turcją wybuchła otwarta wojna. Wówczas Ignacy zwołał całą grupę do Vicenzy, by przedyskutować nową sytuację. Ksawery i Rodrigues nie mogli przybyć. Leżeli chorzy w szpitalu. Nowo wyświęceni odprawili wówczas swoją pierwszą mszę świętą, wszyscy z wyjątkiem Ignacego. Ten wciąż miał nadzieję, że będzie mógł odprawić ją w Grocie Narodzenia w Betlejem.
Po dyskusji, która trwała kilka tygodni i wzmocniła ich wspólnotę, towarzysze znów rozeszli się do różnych miast. Tym razem jednak nie były to wyłącznie miasta Republiki Weneckiej, lecz także inne miasta uniwersyteckie: Ignacy, Faber i Laínez pojechali do Rzymu, Codure i Hozes do Padwy, Jay i Rodrigues do Ferrary, Ksawery i Bobadilla do Bolonii, Broët i Salmerón do Sieny. Wybierając te miejsca, mieli nadzieję, że pozyskają nowych kompanów.
W Vivaroli zastanawiali się też, jak mają odpowiadać, jeśli ktoś spyta, jak się nazywają. Modlili się, rozważając tę kwestię, i zdecydowali, że będą nazywać się Towarzystwem Jezusowym (La Compañía de Jesus). Słowo compañía nie miało wówczas żadnego podtekstu militarnego. Było to neutralne słowo, którym określano różne bractwa i stowarzyszenia religijne lub kulturalne.
W październiku 1537 r. wszyscy towarzysze wrócili do Wenecji, łącznie z Ignacym, który oskarżony przez oszczerców musiał uchodzić z Hiszpanii i z Paryża. Legat papieski załatwił tę sprawę, wszczynając oficjalne postępowanie sądowe. Ignacy został wezwany do Wenecji, gdzie miał otrzymać dokument uwalniający go od zarzutów. W piśmie noszącym datę 13 października 1537 r., czytamy: „Zaświadczamy, że Ignacy wiedzie dobre i pobożne życie, że jego naukom nie można niczego zarzucić, że legitymuje się znamienitym pochodzeniem i cieszy się równie znakomitą reputacją”.
Pod koniec października bądź na początku listopada Ignacy, Faber i Laínez wyruszyli do Rzymu. W czasie podróży Ignacy doznał wielu łask, zwłaszcza w czasie przyjmowania komunii świętej, której Faber lub Laínez udzielali mu podczas codziennych mszy.
Na ostatnim postoju, około szesnastu kilometrów od Rzymu, Ignacy wszedł do małego, na wpół zniszczonego kościoła La Storta. Według relacji Laíneza Bask usłyszał, jak wewnętrzny głos mówi mu: „W Rzymie będę ci przychylny”. Ignacy zobaczył wyraźnie, że Bóg Ojciec przyłączył go do swego Syna Jezusa Chrystusa, i usłyszał, jak Ojciec mówi do Jezusa: „Chcę, byś wziął go na swego sługę”. Gdy wyszli z kościoła, Ignacy opowiedział Faberowi i Laínezowi o tym, co się stało.
Potem poszli do Rzymu, przeszli przez most Mulwijski na Tybrze i przez Porta del Popolo weszli do Wiecznego Miasta. Dla Ignacego był to koniec jego pielgrzymki. Iñigo został Ignacym, a jego przyjaciele utworzyli nowy zakon.
25 grudnia 1537
Pierwsza msza święta Ignacego w Rzymie
Pragnieniem Ignacego było odprawić pierwszą mszę w Ziemi Świętej, w Grocie Narodzenia w Betlejem. Musiał zrezygnować z tego zamiaru, gdyż z powodu zbrojnych konfliktów z Turkami statki nie pływały z Wenecji do Palestyny. Wybuchła otwarta wojna i w 1538 r. nie było szans na podróż. Dlatego Ignacy odprawił swoją mszę prymicyjną dopiero w Boże Narodzenie 1537 r. w Rzymie, w bazylice Santa Maria Maggiore u żłóbka Dzieciątka Jezus, z wielkim pocieszeniem i pobożnością.
Na początku 1538 r. Ignacy zwołał wszystkich swych towarzyszy do Rzymu. Chcieli teraz oddać się do dyspozycji papieża, jak niegdyś postanowili na wzgórzu Montmartre. Po Wielkanocy, w kwietniu 1538, wszyscy zebrali się znów w Wiecznym Mieście. Brakowało tylko Diega de Hozesa, który zmarł w Padwie.
Początkowo towarzysze mieszkali w odosobnieniu w wiejskim domu na zboczach wzgórza Pincio, potem (od czerwca 1538 r.) w Ponte Sisto, a od 1 października w sporym, niezamieszkałym dotąd domu należącym do patrycjusza o nazwisku Frangipani, koło Torre del Merangolo, w najlepszej wówczas dzielnicy miasta. Tu odbywały się narady, które następnie doprowadziły do powstania zakonu.
19 kwietnia 1541
Święty Ignacy przyjmuje wybór na generała zakonu jezuitów
W wyborach wzięło udział sześciu towarzyszy paryskich: Ignacy, Laínez, Salmerón, Broët, Codure i Le Jay. Piotr Faber był już wówczas w Niemczech, Ksawery żeglował do Indii, Rodrigues przebywał w Portugalii, a Bobadilla w Kalabrii. Pozostawili jednak pisma ze swoimi głosami lub wysłali je do Rzymu.
Wszyscy jednogłośnie wybrali Ignacego. On sam napisał na kartce: „Z wyjątkiem siebie, wybieram na Przełożonego tego, kto otrzyma największą liczbę głosów”, a następnie odrzucił wynik wyborów z 2 kwietnia, tłumacząc się złym zdrowiem i swoją grzeszną przeszłością.
13 kwietnia odbyło się nowe głosowanie. Jego wynik był taki sam. Teraz Ignacy oddalił się, by spędzić trzy dni Wielkiego Tygodnia w klasztorze franciszkańskim San Pietro w Montario, gdzie otworzył duszę przed swoim spowiednikiem, pozostawiając mu podjęcie decyzji. Spowiednik zdecydował, że Bask musi przyjąć wybór, jeśli nie chce zgrzeszyć przeciwko Duchowi Świętemu.
Na prośbę penitenta dał mu swoją decyzję na piśmie. Wówczas Ignacy przyjął urząd. Było to 19 kwietnia, we wtorek po Wielkanocy.
Dotąd grupa nie miała stałego przełożonego. Funkcję tę sprawowali wszyscy jej członkowie, zmieniając się co tydzień. W rzeczywistości jednak wszyscy towarzysze uważali Ignacego za duszę i przełożonego swojej wspólnoty.
31 lipca 1556
Śmierć św. Ignacego
Przez cały czas, gdy był generałem Towarzystwa Jezusowego w Rzymie, Ignacy miał problemy ze zdrowiem. Wciąż nękały go bóle żołądka i częste gorączki, kilkakrotnie powodując zagrożenie życia.
Podczas autopsji, którą przeprowadził słynny chirurg Realdo Colombo, służący też na dworze papieskim, okazało się, że Ignacy cierpiał na chorobę woreczka żółciowego, powodującą bóle w okolicach żołądka. Przez wiele lat nie był więc odpowiednio leczony. Nie zdiagnozowano ataków woreczka żółciowego. Do końca 1550 r. przeszedł kilka ciężkich kryzysów zdrowotnych, co skłoniło go do prośby o zwolnienie z funkcji generała zakonu.
W pierwszych miesiącach 1556 r. znów ciężko zachorował. 8 lutego zapisał, że przez miesiąc nie odprawiał mszy świętej i że nie zadowala go przyjmowanie komunii świętej zaledwie co osiem dni. Myślał, że dobrze zrobi mu zmiana miejsca, dlatego 2 lipca przeniósł się do willi Kolegium Rzymskiego, przekazując kierowanie Towarzystwem Jezusowym oo. Madridowi i Polancowi. 27 lipca sprowadzono umierającego Ignacego z powrotem do Rzymu. Nikt nie liczył się z możliwością jego rychłej śmierci, nawet dwaj lekarze, którzy próbowali mu pomóc. Byli to Baltasar de Torres, który praktykował jako lekarz, zanim wstąpił do zakonu, a teraz – za pozwoleniem papieża – pełnił niejako rolę lekarza jezuitów, i doktor Alessandro Petroni, wybitny lekarz hiszpański, znany w Rzymie ze swego talentu medycznego. Pozostawał on w przyjaznych stosunkach z Ignacym.
Po południu 30 lipca Ignacy posłał po o. Polanca. Nakazał pielęgnującemu go br. Tomasowi Camnizzerowi opuścić pokój i polecił Polancowi, by ten udał się do Watykanu i poinformował papieża o jego stanie, prosząc o błogosławieństwo dla niego i dla Laíneza, który również leżał ciężko chory w łóżku i otrzymał już ostatnie namaszczenie.
Ojciec obiecał spełnić prośbę, ale spytał, czy wystarczy, jeśli zrobi to nazajutrz, gdyż chciał jeszcze skończyć listy do Hiszpanii, które wysyłane były zawsze w czwartki. Ignacy odpowiedział: „Wolałbym, by stało się to dziś, a nie jutro, ale rób, jak uważasz za stosowne. Zdaję się całkowicie na ciebie”.
Doktor Petroni nie dostrzegł niebezpieczeństwa śmierci. Polanco został zatem, by dokończyć pisanie. Wieczorem spędzili z o. Madridem jakiś czas z Ignacym w infirmerii. Potem dyżur przejął br. Tomaso.
Rano Ignacy był już konający. Bratu Tomasowi polecono szybko sprowadzić o. Piedra Rierę, któremu ostatnio Ignacy wyznał swoje grzechy, aby to on udzielił ostatniego namaszczenia. Polanco udał się do Watykanu. Mimo wczesnej pory został przyjęty przez papieża, który dał swoje błogosławieństwo. Jednak gdy Polanco wrócił, Ignacy odszedł już, „cicho, bez żadnej trudności”. 31 lipca wypadł w piątek. Śmierć nastąpiła tuż przed siódmą. Byli przy niej oo. Cristóforo de Madrid i André z Freux, rektor Kolegium Rzymskiego.
W ten sposób Ignacy zmarł, nie udzieliwszy ostatniego błogosławieństwa braciom i nie otrzymawszy ostatniego namaszczenia ani błogosławieństwa papieża, które przybyło za późno. Przeżył sześćdziesiąt cztery lata. Od założenia Towarzystwa Jezusowego minęło szesnaście lat.
Ignacy zawsze odmawiał pozowania do obrazu. Teraz poproszono artystę Jacopina del Conte, by namalował portret zmarłego. Del Conte był uczniem florenckiego malarza Andrei del Sarto i od 1538 r. pracował w Rzymie. Z Ignacym utrzymywał przyjazne stosunki; przez kilka lat był jego penitentem. Oryginał tego obrazu (46 × 35 cm) przechowywany jest w kurii generalnej w Rzymie, w biurze generała zakonu.
Wówczas obraz nie zdobył sobie powszechnego uznania wśród jezuitów. Niektórzy woleli dzieło namalowane w Madrycie przez Alonsa Sáncheza Coella, przechowywane w siedzibie flamandzkiej prowincji zakonu. Jeszcze za życia Ignacego wykonano gipsowy odlew jego twarzy. Jej kopię miał w Madrycie Ribadeneira; posłużyła ona Coellowi jako model do portretu.
Ciało wystawiono na widok publiczny aż do następnego dnia. Po nieszporach o piątej po południu odbyły się obrzędy pogrzebowe, w których uczestniczyły rzesze wiernych. Odprawili je oo. Polanco i Olere Olave z Kolegium Rzymskiego. Kazanie wygłosił o. Benito Palmo, „uczciwszy pamięć zmarłego w prostych i pobożnych słowach”. Ubrany w strój kapłański i złożony w drewnianym sarkofagu, Ignacy został pochowany po lewej stronie kościoła Maria della Strada, u stóp głównego ołtarza.
Gdy w 1568 r. kościół ten zburzono, by położyć fundamenty pod Il Gesù, świętego złożono w nowej trumnie. Ponad jego grobem wznosi się teraz wspaniały ołtarz, który raczej zakrywa, niż ujawnia najgłębszą naturę Ignacego. Na tablicy kamiennej nad grobem widnieje prosty napis Ignatio Societatis Jesu Fondatori („Ignacemu, założycielowi Towarzystwa Jezusowego”).
Na prawo od głównego ołtarza z grobem św. Ignacego znajduje się piękna kaplica, w której czczony jest wizerunek Madonna della Strada – Matki Boskiej Dobrej Drogi.
W tym samym skromnym pokoju, w którym zmarł św. Ignacy, odeszło też dwóch kolejnych generałów Zakonu – Diego Laínez (1565) i Francisco de Borja (1572).
W chwili śmierci św. Ignacego zakon jezuitów miał dwadzieścia domów we Włoszech i dziewięćdziesiąt w innych krajach. Organizacyjnie był podzielony na trzynaście prowincji i liczył około tysiąca członków. Było wśród nich jednak – oprócz wciąż jeszcze żyjących pierwszych towarzyszy – jedynie trzydziestu ośmiu jezuitów po ślubach wieczystych. W siedmiu krajach europejskich trzydzieści trzy kolegia dla studentów były prowadzone przez jezuitów.
12 marca 1662
Kanonizacja Ignacego i Franciszka Ksawerego
Wspólną kanonizację obu ojców założycieli poprzedziła oczywiście ich beatyfikacja. Ignacy został beatyfikowany w 1609 r. – pięćdziesiąt trzy lata po swojej śmierci, Ksawery zaś w 1619 r. – sześćdziesiąt siedem lat po śmierci. Tych dwóch zapewne największych świętych Towarzystwa Jezusowego kanonizowano 12 marca 1622 r. wraz z Włochem Filipem Neri i Hiszpanką Teresą z Ávili – wielką mistyczką. Kanonizacji dokonał papież Grzegorz XV.
Przełożył Marek Chojnacki
Źródło: Otto Syré SJ, Ignatius von Loyola, w: Calendar of the Society of Jesus, http://www.con-spiration.de/syre/content.html#2 (dostęp: 21 lutego 2018).
WYKAZ SKRÓTÓW
AHSIArchivum Historicum Societatis Iesu. Roma.
AnBAnalecta Bollandiana. Bruxelles.
BobBobadillae Monumenta. P. Nicolai Bobadillae gesta et scripta. Matriti 1913.
Böhmer Böhmer Heinrich: Ignatius von Loyola. Leipzig 1941.
Brodrick (I) Brodrick James SI: Origines et expansion des Jésuites. T. 1-2. Paris 1950 [tłum. z ang. J. Boulangé SI].
Brodrick (II) Brodrick James SI: Saint Ignace de Loyola. Les années du Pèlerin. Paris 1956 [tłum. z ang. J. Boulangé SI].
BroetEpistolae PP. Broeti, Iaii, Codurii et Roderici. Matriti 1903.
Christ Christus. Cahiers spirituels. Paris.
Chron Chronicon Polanci. Ioannes Alphonsus de Polanco SI: Vita Ignatii Loyolae et rerum Societatis Iesu historia. T. I-VI. Matriti 1894-1898.
DalmasesObras completas de San Ignacio de Loyola. Wyd. Iparraguirre – Dalmases. Madrid 1952 [wyd. 2. – 1963].
Dudon Dudon Paul SI: Saint Ignace de Loyola. Paris, Beauchesne, 1934.
EpSancti Ignatii de Loyola Epistolae et Instructiones. T. I-XII. Matriti 1903-1911.
EtudEtudes. Paris.
ExerExercitia Spiritualia Sti Ignatii Loyolae.
Fabr Fabri Monumenta. Beati Petri Fabri Epistolae, Memoriale et Processus… Matriti 1914.
FNFontes Narrativi de Sancto Ignatio. T. I-IV. Romae 1943, 1951, 1960, 1965.
Fouqueray Fouqueray Henri SI: Histoire de la Compagnie de Jésus en France. T. I-V. Paris 1910-1925.
Franciosi Franciosi Xavier SI: L’Esprit de Saint Ignace. Paris, Spes. 1948. Wyd. 3. opracował H. Pinard de la Boullaye SI.
Guibert Guibert Joseph de, SI: La spiritualité de la Compagnie de Jésus. Esquisse historique. Roma, Instit. Hist. S. I., 1953.
Huonder Huonder Anton SI: Ignatius von Loyola. Beiträge zu seinem Charakterbild. Köln 1932.
Koch Koch Ludwig SI: Jesuiten-Lexicon. Paderborn, Bonifacius Verlag, 1934.
LarrañagaObras completas de San Ignacio de Loyola. [Autobiografia – Diario Espiritual]. Wyd. Victoriano Larrañaga SI.
Leturia (I) Leturia Pedro de, SI: El Gentilhombre Ińigo López de Loyola. Barcelona 1941.
Leturia (II) Leturia Pedro de, SI: Estudios Ignacianos. T. I. Estudios biograficos. T. II. Estudios espirituales. Roma, Instit. Hist. S. I., 1957.
LitQuLitterae Quadrimestres. T. I-VII. Matriti 1894-1925; Romae 1932. Madrid 1947.
MHSIMonumenta Historica Societatis Iesu. Matriti 1894-1925; Romae 1932-.
MI ConstMonumenta Ignatiana. Constitutiones.Constitutiones Societatis Iesu. T. I-III. Romae 1934-1938.T. IV. Regulae Societatis Iesu. Romae 1948.
MI ExerMonumenta Ignatiana. Exercitia.T. I: Exercitia Spiritualia Sti Ignatii et eorum Directoria. Matriti 1919.T. II: Directoria Exercitiorum Spiritualium. Romae 1955.
NadalEpistolae P. Hieronymi Nadal. T. I-IV. Matriti 1898-1905; T. V. Romae 1962.
PolCompl Polanci Complementa. Epistolae et commentaria P. Ioannis Alphonsi de Polanco SI. T. I-II. Matriti 1916-.
PW Św. Ignacy Loyola, Pisma Wybrane. Komentarze. T. I-II. Kraków, WAM 1968.
Rahner (II) Rahner Hugo SI: Ignatius von Loyola. Briefwechsel mit Frauen. Freiburg, Herder, 1956.
RAMRecherches de Science Religieuse. Paris.
Ribadeneira Ribadeneira Petrus SI: Vita Ignatii Loiolae, Societatis Jesu fundatoris, libris quinque comprehensa… Neapoli 1572, 1917.
SchneiderDer Bericht des Pilgers. Tłum. Burkhart Schneider SI. Freiburg, Herder, 1956.
Schurhammer Schurhammer Georg SI: Franz Xaver. Sein Leben und seine Zeit. I Band. Europa (1506-1541). Freiburg, Herder 1955.
ScrScripta de Sancto Ignatio. T. I-II. Matriti 1904, 1918.
Tacchi Tacchi Venturi Pietro SI: Storia della Compagnia di Gesú in Italia. Vol. I 1-2; Vol. II 1-2. Roma, La Civiltà Cattol., 1950-1951. Wyd. 2 (wyd. 1 w 1922).
ThiryLe récit du Pèlerin. Autobiographie de Saint Ignace de Loyola. Tłum. André Thiry SI. Louvain, Desclée de Brouwer, 1956.
Wulf Wulf Friedrich SI: Ignatius von Loyola. Seine geistliche Gestalt und sein Vermächtnis. 1556-1956. Würzburg, Echter-Verlag, 1956. [Praca zbiorowa: Hugo i Karl Rahner, H. Becher, H. Wolter, J. Stierli, A. Haas, L. Classen, F. Wulf].
ZAMZeitschrift für Aszeze und Mystik. München.
Opowieść Pielgrzyma(FN I 354-507)
Dzieje Ojca Ignacegospisane po raz pierwszyprzez o. Luisa Gonsalvesa da Cámara,który je słyszałz ust samego Ojca
[1] Zarówno ja, jak i inni ojcowie, słyszeliśmy z ust naszego Ojca Ignacego, że pragnął uzyskać od Boga trzy dobrodziejstwa, zanim odszedłby z tego świata. Po pierwsze, aby Stolica Apostolska zatwierdziła Instytut Towarzystwa, po drugie, aby tego samego doczekały się Ćwiczenia Duchowne, a po trzecie, aby mógł napisać Konstytucje [zakonne]2.
[2] Pamiętając o tym, gdym widział, że już uzyskał to wszystko, zacząłem się obawiać, aby go Bóg nie odwołał od nas do lepszego życia. A ponieważ wiedziałem, że święci Ojcowie, założyciele jakiegoś instytutu zakonnego, mieli zwyczaj zostawiać jakby w testamencie synom swoim takie napomnienia i pouczenia, po których mogli się spodziewać, że im pomogą do doskonałego postępu w cnocie, przeto wyczekiwałem odpowiedniej chwili, kiedy bym mógł o to samo poprosić Ojca Ignacego.
Zdarzyło się raz w roku 15513, że byliśmy razem, a Ojciec Ignacy tak do mnie powiedział: „Byłem teraz wyżej niż niebiosa”. Sądzę, że doznał jakiejś ekstazy lub zachwytu, jak mu się to często zdarzało. Pełen czci zapytałem: „Cóż to było, Ojcze?”. Ale on ku czemu innemu skierował rozmowę. Ja zaś uważając, że nadeszła stosowna pora, prosiłem i zaklinałem Ojca, ażeby zechciał nam opowiedzieć, jak Bóg nim kierował od początku jego nawrócenia; taka bowiem opowieść mogłaby być dla nas pewnego rodzaju testamentem i ojcowskim pouczeniem. „Albowiem – rzekłem doń – kiedy już otrzymałeś owe trzy dary, które przed śmiercią pragnąłeś widzieć, lękamy się, żeby cię Bóg nie wezwał do nieba”.
[3] Ale Ojciec wymawiał się swymi zajęciami. Mówił, że nie może poświęcić temu ani swego czasu, ani swej uwagi. Jednakże tak powiedział: „Odprawcie trzy msze w tej sprawie – Polanco4, Poncjusz5 i ty, a po modlitwie dajcie mi znać, co o tym sądzicie”. A ja mu na to: „Będziemy sądzić to samo, co i teraz”. Odprawiliśmy więc te msze i wyjawiliśmy mu to samo zdanie, a on obiecał, że spełni [naszą prośbę]. W roku następnym, gdym znów powrócił z Sycylii, a było to przed wysłaniem mnie do Hiszpanii, zapytałem Ojca, czy zrobił co [w tej sprawie]. „Nic” – powiedział. Po powrocie z Hiszpanii w roku 1554 znów zapytałem go o to. Nawet nie tknął tej sprawy6. Wtedy sam nie wiem, jakim duchem powodowany, z naciskiem zwróciłem się do Ojca: „Już od czterech prawie lat błagam cię, Ojcze, nie tylko w swoim, ale także i innych ojców imieniu, abyś nam wyjaśnił, w jaki sposób Bóg cię pouczał od początku twego nawrócenia; ufamy bowiem, że to będzie pożyteczne przede wszystkim dla Towarzystwa. Ale ponieważ widzę, że tego nie robisz, śmiem twierdzić, że jeśli zrobisz to, czego tak bardzo pragniemy, będziemy korzystać z tego dobrodziejstwa z wielką pilnością; jeśli zaś tego nie zrobisz, nie będziemy słabsi na duchu, ale tak pełni ufności w Bogu, jakbyś to wszystko napisał”.
[4] Nic na to Ojciec nie odrzekł, lecz (tego samego jeszcze dnia, jak sądzę) wezwawszy do siebie o. Ludwika Gonsalvesa7 zaczął mu opowiadać [o swym życiu], a ojciec ów, obdarzony znakomitą pamięcią, zapisywał to potem. To są właśnie Dzieje Ojca Ignacego, które obecnie krążą [w odpisach]. Ów o. Ludwik był na pierwszej kongregacji generalnej elektorem i na tejże kongregacji wybrano go na asystenta generała zakonu, o. Layneza8. Potem zaś był nauczycielem i wychowawcą króla Portugalii Sebastiana. Był to ojciec wielkiej pobożności i cnoty. Pisał zaś [Dzieje Ojca Ignacego] częściowo po hiszpańsku, a częściowo po włosku, zależnie od tego, jakich miał pod ręką sekretarzy. Tłumaczenia łacińskiego dokonał o. Hannibal de Coudreto9, bardzo uczony i pobożny. Obaj, autor i tłumacz, dotąd jeszcze żyją.
[1] Dnia 4 sierpnia 1553 r., w piątek rano, w wigilię święta Matki Boskiej Śnieżnej, kiedy Ojciec Ignacy przebywał w ogrodzie przylegającym do tej części domu, którą zowią „pokojami księcia”10, zacząłem mu zdawać sprawę z pewnych szczegółów dotyczących mej duszy. Między innymi wspomniałem o pokusie próżnej chwały. Jako lek zalecił mi Ojciec odnosić często do Boga wszystkie swoje sprawy i starać się ofiarować Mu to wszystko, co tylko dobrego we mnie się znajduje, uważając, że jest to Jego dobro, i za wszystko składać Mu dzięki. Tak o tym ze mną rozmawiał i tak mnie pocieszył, iż nie mogłem powstrzymać się od łez. Opowiadał mi też Ojciec, jak on sam borykał się z tą wadą przez dwa lata i to do tego stopnia, że kiedy wsiadał w Barcelonie na okręt z zamiarem udania się do Jerozolimy, nikomu nie odważył się wyznać, że wyrusza do Jerozolimy. Tak samo zachował się w innych podobnych okolicznościach. Dodał też, że potem doznawał w tym względzie wielkiego spokoju ducha.
Po godzinie lub dwóch udaliśmy się do stołu. A kiedy magister Polanco i ja jedliśmy razem z nim, powiedział nam nasz Ojciec, że magister Nadal i inni z Towarzystwa często prosili go o pewną rzecz, on jednak nigdy nie powziął decyzji w tej sprawie. Lecz potem, po rozmowie ze mną, skupiwszy się w swoim pokoju, doznał wielkiego uczucia pobożności i poczuł skłonność do spełnienia ich prośby. A wyraził to w taki sposób, iż widać było, że Bóg dał mu w tej sprawie dużo światła. Zdecydował się więc na to (a chodziło o to, by opowiedział wszystko, co działo się w jego duszy aż do tej pory) i postanowił, że mnie wyjawi te wszystkie rzeczy.
[2] W tym czasie był Ojciec bardzo chory. Aczkolwiek nie miał zwyczaju obiecywać sobie ani jednego dnia życia – owszem, wręcz przeciwnie, gdy ktoś mówił: „Zrobię to za dwa tygodnie lub za tydzień”, Ojciec jakby zaskoczony mawiał zawsze: „Jak to, sądzisz, że będziesz żył tak długo?” – niemniej tym razem powiedział, że spodziewa się żyć jeszcze trzy lub cztery miesiące, żeby skończyć tę sprawę. Nazajutrz na moje pytanie, kiedy chce, abyśmy zaczęli, odpowiedział mi, żebym mu to przypominał codziennie (już nie pamiętam, przez ile dni), aż znajdzie po temu odpowiednią porę. Gdy jednak z powodu zajęć taka sposobność mu się nie nadarzała, zażądał ode mnie, abym mu to przypominał w każdą niedzielę.
I tak w miesiącu wrześniu (nie pamiętam już, którego dnia) zawołał mnie Ojciec do siebie i zaczął mi opowiadać o całym swoim życiu, a także o wybrykach swej młodości, jasno i szczegółowo, ze wszystkimi okolicznościami. A potem wzywał mnie w tymże miesiącu jeszcze trzy lub cztery razy i doprowadził opowiadanie aż do pierwszych dni pobytu w Manresie, jak to widać ze zmiany charakteru pisma11.
[3] W swoim sposobie opowiadania postępuje Ojciec Ignacy tak samo, jak i we wszystkich innych sprawach. A mianowicie czyni to z taką jasnością, że to, co już należy do przeszłości, staje przed człowiekiem tak, jakby to teraz widział. I nie trzeba mu było zadawać żadnych pytań, bo o tym, co było potrzebne do zrozumienia jego opowiadania, zawsze Ojciec sam nie zapominał powiedzieć. Nie uprzedziwszy Ojca, udałem się zaraz do siebie, aby spisać to wszystko, najpierw własnoręcznie w punktach, a potem obszerniej, tak jak obecnie jest to napisane. Starałem się usilnie nie pisać ani jednego słowa, którego bym nie słyszał z ust Ojca. A co do treści, jeżeli się obawiam, żem w czym uchybił, to w tym, że nie chcąc odbiegać od słów Ojca, nie zawsze mogłem dobrze oddać siłę niektórych jego wyrażeń. I tak to notowałem, jak wspomniałem wyżej, aż do września 1553 r. Potem zaś, aż do przybycia ojca Nadala w dniu 18 października 1554 r., Ojciec Ignacy zawsze się wymawiał z powodu chorób i różnych zajęć, które się nadarzały, i mawiał do mnie: „Kiedy skończy się ta sprawa, przypomnij mi”. A kiedy dana sprawa była skończona, przypominałem mu, a on mówił: „Teraz mamy inne zajęcia; kiedy je wykonamy, znów mi przypomnij”.
[4] Ojciec Nadal po swoim przyjeździe bardzo się ucieszył, dowiedziawszy się o rozpoczęciu tego dzieła. Polecił mi też, abym się naprzykrzał Ojcu i powtarzał mi kilkakrotnie, że Ojciec niczym innym nie może więcej przyczynić się do dobra Towarzystwa, jak właśnie to czyniąc, i że to właśnie jest prawdziwym założeniem i [ugruntowaniem] Towarzystwa. W tym też duchu on sam rozmawiał często z Ojcem. Ojciec Ignacy powiedział mi, abym mu o tym przypominał, gdy będzie załatwiona sprawa dotacji Kolegium Rzymskiego12. A gdy ta sprawa się skończyła, polecił mi poczekać, aż załatwi sprawę misji w kraju Kapłana Jana13 i aż wyśle posłańca z pocztą. Dnia 9 marca zaczęliśmy dalej ciągnąć tę opowieść. Wnet jednak zaczął chorować papież Juliusz III i umarł dnia 23 marca. Ojciec odłożył tę sprawę aż do wyboru nowego papieża. Ledwie jednak został wybrany, rozchorował się i umarł. Był to Marceli II. I znów Ojciec odłożył wszystko aż do wyboru Pawła IV14. Potem z powodu wielkich upałów i wielu zajęć zawsze doznawał różnych przeszkód, aż do dnia 21 września. W tym to dniu poruszono sprawę mojego wyjazdu do Hiszpanii. Dlatego też naciskałem mocno na Ojca, aby dotrzymał uczynionej mi obietnicy. On zaś polecił mi stawić się rano dnia 22 września w Czerwonej Wieży15. Tak więc skończywszy mszę św.16 udałem się do niego z zapytaniem, czy już jest odpowiednia pora.
[5] Polecił mi czekać na siebie w Czerwonej Wieży, ażebym tam już był, kiedy on nadejdzie. Zrozumiałem, że przyjdzie mi tam długo czekać. I podczas tego, gdym w krużganku zatrzymał się z pewnym bratem, który mnie pytał w jakiejś sprawie, nadszedł Ojciec i skarcił mnie za to, żem przekroczył nakaz posłuszeństwa, nie czekając na niego w umówionym miejscu. Nic też nie chciał [opowiadać] tego dnia. Potem znowu bardzo nalegaliśmy na niego. Wrócił więc do Czerwonej Wieży i opowiadał dalej, przechadzając się, jak to zwykł czynić podczas opowiadania. Ja zaś, aby dobrze przyjrzeć się jego twarzy, zbliżałem się powoli do niego. A on mi na to: „Zachowaj regułę!”17. A gdy ja, lekceważąc jego polecenie, znów się przybliżałem i popełniłem ten sam błąd dwa albo trzy razy, wytknął mi to i odszedł. Potem jednak wrócił do Czerwonej Wieży i dokończył opowieści tak, jak jest napisana. A ponieważ ja od dawna byłem w ciągłej gotowości do drogi (w wigilię bowiem mojego wyjazdu ostatni raz Ojciec rozmawiał ze mną w tej sprawie), nie mogłem wszystkiego spisać obszerniej w Rzymie. A że w Genui nie miałem sekretarza Hiszpana, dyktowałem po włosku według tego, co z Rzymu przywiozłem z sobą zanotowane tylko w krótkich punktach. Pisanie to zakończyłem w grudniu 1555 r. w Genui.
Ignacy ranny w Pampelunie (20 maja 1521)
1 Aż do dwudziestego szóstego roku życia18 był człowiekiem oddanym marnościom tego świata. Szczególniejsze upodobanie znajdował w ćwiczeniach rycerskich, żywiąc wielkie i próżne pragnienie zdobycia sobie sławy. Tak więc znalazł się pewnego dnia w twierdzy [Pampelunie] oblężonej przez Francuzów. Kiedy wszyscy jego towarzysze, widząc jasno, że nie potrafią się obronić, byli zdania, że trzeba się poddać, o ile tylko otrzymają obietnicę zachowania życia, on przytoczył tyle racji alkadowi, iż zdołał go przekonać i skłonić do obrony – wbrew opinii oficerów, których także do odwagi zachęcił swoim zapałem i energią19. Gdy nadszedł dzień, w którym spodziewano się szturmu i kanonady, wyspowiadał się z grzechów przed jednym ze swych towarzyszy broni20. Ostrzeliwanie twierdzy trwało już dobrą chwilę, gdy nagle kula z działa ugodziła go w nogę i zdruzgotała ją zupełnie. A ponieważ kula przeszła mu pomiędzy nogami, więc i druga noga była też ciężko zraniona21.
2 Gdy on padł ranny, obrońcy twierdzy natychmiast poddali się Francuzom. Ci zaś, opanowawszy twierdzę, potraktowali rannego bardzo dobrze, odnosząc się doń z kurtuazją i życzliwością. Po upływie dwunastu lub piętnastu dni, jakie jeszcze spędził w Pampelunie, przenieśli go w lektyce do jego rodzinnej miejscowości22. Ponieważ czuł się bardzo źle, wezwano z różnych stron lekarzy i chirurgów. Byli oni zdania, że trzeba ponownie łamać nogę, żeby kości dobrze złożyć. Mówili bowiem, że widocznie źle były złożone za pierwszym razem albo że podczas drogi zmieniły swe położenie; w każdym razie nie były na swoim miejscu, a wobec tego powrót do zdrowia był niemożliwy. Zabrano się więc do powtórzenia tej „jatki”. Podczas tej operacji, podobnie jak i podczas tych wszystkich, które już przecierpiał i które miał jeszcze przecierpieć, nie powiedział ani słowa, nie okazał też żadnego znaku boleści, prócz tego tylko, że mocno zaciskał pięści.
3 Stan jego zdrowia pogarszał się coraz bardziej. Nie mógł już jeść i pojawiły się inne oznaki zbliżającej się śmierci. Tak nadszedł dzień św. Jana [Chrzciciela], a lekarze nie mieli już wielkiej nadziei ocalenia go. Poradzono mu zatem, by się wyspowiadał. Przyjął więc ostatnie sakramenty w wigilię św. [Apostołów] Piotra i Pawła. Lekarze orzekli, że jeśli do północy nie poczuje się lepiej, można go uważać za straconego. Chory miał [zawsze] nabożeństwo do św. Piotra23 i spodobało się Panu naszemu sprawić, że o północy zaczął się czuć lepiej. Poprawa zdrowia była tak szybka, że już po kilku dniach uznano, iż nie grozi mu niebezpieczeństwo śmierci.
4 Kości zaczęły się już zrastać, ale poniżej kolana jedna kość była nasunięta na drugą, tak iż noga była przez to krótsza. Nadto kość ta sterczała tak bardzo, że był to widok nader brzydki. On zaś, zdecydowany iść drogą światową24, nie mógł tego ścierpieć, bo sądził, że to go będzie szpecić. Zapytał więc chirurgów o możliwość odcięcia tej kości. Odpowiedzieli mu, że można ją odciąć, ale że cierpienia będą większe niż wszystkie te, jakich już doznał, ponieważ był już zdrowy i ponieważ operacja ta potrwa dłuższy czas. Niemniej zdecydował się na to męczeństwo z własnej woli, chociaż brat jego starszy25 był tym przerażony i mówił, że nie odważyłby się znieść takiego bólu. Ale ranny przetrzymał i ten ból ze zwykłą u niego cierpliwością.
5 Rozcięto mu więc ciało, odpiłowano tę wystającą kość i zastosowano środki, ażeby noga nie została krótsza. Przykładano wiele maści i bez przerwy naciągano nogę przy pomocy wyciągu, który go męczył przez wiele dni.
Rozeznanie duchów
Ale Pan nasz przywracał mu zdrowie. Czuł się już tak dobrze, że uważał się prawie za zdrowego, z tym tylko wyjątkiem, że nie mógł jeszcze stąpać chorą nogą i dlatego musiał leżeć w łóżku. A ponieważ bardzo był rozmiłowany w czytaniu książek światowych i pełnych różnych zmyślonych historii, tak zwanych romansów rycerskich, więc czując się dobrze, poprosił dla zabicia czasu o jakieś książki tego rodzaju. W tym domu nie było jednak żadnych takich książek, które zwykł był czytać. Dlatego dano mu Życie Chrystusa i księgę Żywotów Świętych w języku hiszpańskim26.
6 Czytał więc często te książki i nawet poczuł w sobie pewien pociąg do tego, co tam było napisane. Ale kiedy przerywał to czytanie, rozmyślał niekiedy nad tym, co przeczytał, kiedy indziej zaś nad sprawami światowymi, które przedtem zajmowały jego umysł. Wśród tych wielu spraw próżnych, które mu się narzucały, jedna tak bardzo opanowała jego serce, że zatopiwszy się w niej, rozmyślał nad nią dwie, trzy, a nawet cztery godziny, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Marzył o tym, czego by miał dokonać w służbie pewnej damy, o środkach, których by użył, aby dostać się do miejscowości, gdzie ona mieszkała, o wierszach i słowach, w których by się do niej zwracał, wreszcie o czynach orężnych, których by dokonywał w jej służbie. I tak był pogrążony w tych marzeniach, że nawet nie widział, jak bardzo były one niemożliwe do spełnienia, ponieważ dama ta nie była zwyczajną szlachcianką ani hrabianką, ani księżniczką, ale należała do nieporównanie wyższego stanu27.
7 Tymczasem Pan nasz spieszył mu z pomocą i sprawiał, że po tych myślach następowały inne, zrodzone z tego, co przeczytał. W rzeczy samej podczas czytania żywotu Pana naszego i Żywotów Świętych myślał nad nimi i tak rozważał sam w sobie: „Co by to było, gdybym zrobił to, co św. Franciszek albo co zrobił św. Dominik?”. I rozmyślał o wielu rzeczach, które wydawały mu się dobre, a zawsze miał na oku rzeczy trudne i ciężkie. A kiedy je sobie przedstawiał, wydawało mu się rzeczą łatwą wcielić je w czyn. I całe jego rozważanie sprowadzało się do tego, że mówił sam do siebie: „Święty Dominik zrobił to, więc i ja muszę to zrobić. Święty Franciszek zrobił to, więc i ja muszę to zrobić”. Myśli te trwały w nim przez dłuższy czas, potem znów inne rzeczy je przerywały i nachodziły go myśli światowe, o których była wyżej mowa. One też zajmowały go dość długo. I to następstwo tak różnych myśli trwało w nim przez dosyć długi czas, a on zatrzymywał się zawsze nad myślą, która się pojawiała i narzucała jego wyobraźni: już to myśl o światowych wyczynach, których pragnął dokonać, już to ta inna – o Bogu. Wreszcie znużony porzucał je i zajmował się czym innym.
8