Ostatnie dni Jezusa - Jan Mela, Łukasz Popko OP - ebook

Ostatnie dni Jezusa ebook

Jan Mela, Łukasz Popko OP

4,8

Opis

Podróżnik Jan Mela i biblista Łukasz Popko OP spotykają się w Jerozolimie. Jan szuka w Świętym Mieście śladów Jezusa. Chce patrzeć na wszystko Jego oczami, podążać szlakami, które przemierzał, dotykać tych samych kamieni. Na swojego przewodnika wybrał dominikanina o. Łukasza, który pomaga mu znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Kolekcje



© Copyright for this edition by Wydawnictwo W drodze, 2024

 

Redaktor prowadząca –JusTyna Olszewska

Redakcja – Lidia Kozłowska

Korekta – Katarzyna Smardzewska, Lidia Kozłowska

Skład wersji do druku – Pilcrow Studio

Redakcja techniczna – Józefa Kurpisz

Projekt okładki i layoutu – Krzysztof Lorczyk OP

Fotografie – Inbornmedia | Zdjęcia wykorzystane w książce pochodzą z materiału filmowego przygotowanego przez Inbornmedia dla telewizji Polsat Rodzina. Zostały udostępnione i wykorzystane za zgodą twórców.

 

 

 

 

 

 

 

 

ISBN 978-83-7906-771-8

 

Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze sp. z o.o.

Wydanie I

ul. Kościuszki 99

61-716 Poznań

tel. 61 850 47 52

[email protected]

www.wdrodze.pl

 

Przygotowanie wersji elektronicznej Epubeum

Wstęp

Na książkę składa się zapis rozmów, które autorzy przeprowadzili w Jerozolimie w trakcie przygotowywania odcinków cyklu dokumentalnego Ostatnie dni Jezusa dla telewizji Polsat Rodzina. Publikacja jest poszerzoną wersją tych nagrań, zawiera dialogi, których nie udało się wykorzystać w produkcji telewizyjnej. Nad projektem pracowały dwie instytucje, Telewizja Polsat Rodzina oraz wydawnictwo W drodze, ale nic nie wydarzyłoby się bez bohaterów spotkań i rozmów – dominikanina ojca Łukasza Popko oraz podróżnika Jana Meli.

Ojciec Łukasz na stałe mieszka w Jerozolimie, za to Jan przyjechał do Świętego Miasta, ponieważ tutaj historia nabiera gęstości, a starożytne miejsca są na wyciągnięcie ręki.

Janek, choć tyle podróżował po świecie, w Jerozolimie jest po raz pierwszy. Chce odszukać miejsca, w których mógł przebywać Jezus Chrystus. Jak się okazuje, w znalezieniu dróg, którymi Jezus chodził, i kamieni, których dotykał, mogą mu pomóc najnowsze osiągnięcia nauki. Pomimo upływu dwóch tysięcy lat w Jerozolimie nadal są takie miejsca, czasami ukryte przed oczami przechodnia, a czasem tuż na wyciągniecie ręki, ale nie każdy o nich wie.

Przewodnikiem Jana po współczesnej i starożytnej Jerozolimie jest Łukasz Popko. Zaspokaja głód wiedzy i ciekawość Jana; odpowiada na jego pytania, które tak naprawdę każdy z nas chciałby zadać – niekiedy wynikające z ludzkiej ciekawości, często z niewiedzy o tym, jak wyglądało życie na starożytnym Bliskim Wschodzie, a także inspirowane odwiedzinami historycznych miejsc – a które być może nie przychodzą nam do głowy w zaciszu naszych domów. Ojciec Łukasz, dominikanin historyk, pokazuje nam perspektywę naukowca i osoby wierzącej, a te dwa światy łączą się w jedno w zapisach rozmów, które oddajemy do rąk czytelnika.

Jan i ojciec Łukasz

Wprowadzenie. Piątkowe popołudnie w Jerozolimie1

Zaskakuje różnorodność tego miasta. Jedynie jasny kamień, z którego jest zbudowane, wydaje się wygładzać wszechobecne różnice. Ludzie wyglądają nie tylko inaczej niż na ulicach w Polsce, różnią się także między sobą. Mnisi koptyjscy i greccy w długich czarnych szatach, muzułmanki z zasłoniętymi głowami, dzieci w jarmułkach – choć te wszędzie bawią się tak samo: pod murami starożytnego miasta puszczają kupione na straganie styropianowe samoloty. Za murami za chwilę ruszy Droga Krzyżowa prowadzona przez zorganizowanych po żołniersku franciszkanów. Będzie przeciskać się wąskimi, zatłoczonymi uliczkami pełnymi pamiątek ze świętego miasta i kramów oferujących baklawę czy sok z granatów. Od strony starego miasta dochodzi mieszanka zapachów kadzidła i przypraw, a od targu bliżej nowoczesnej Jerozolimy zapach ryb i owoców. Ruchem ulicznym steruje tu fala dźwiękowa. Klaksony są nieodłącznym hałasem o każdej porze dnia na zatłoczonych ulicach. Kawa z kardamonem serwowana na arabskim straganie jest tak mocna, że fusy sięgają do jednej trzeciej kubka. Na schodach do bramy Damasceńskiej duży ruch. Ortodoksyjni Żydzi wracają do domów przed zachodem słońca. Wydaje się, że nadciągają zewsząd, znosząc po schodach wózki z małymi dziećmi. Przy nich gromadki starszych dzieci. Wszyscy ubrani tak, jakby czas się zatrzymał i wiek XXI nie nastał. Na placu przed bramą arabskie dzieci sprzedają gotowany bób skropiony cytryną i posypany natką. Wydaje się, że różne religie prowadzą ze sobą zawody – która jest głośniejsza, ta w danym momencie wygrywa. Za chwilę zaśpiew muezina wplecie się w nieszpory w École Biblique2, a Księżyc wzejdzie nad figurą św. Szczepana, który dłonie kieruje ku niebu.

Rozdział pierwszy. École Biblique – miejsce, gdzie wiara łączy się z nauką

Ludzka ciekawość sprawia, że zadajemy liczne pytania o te szczególne chwile w historii, kiedy Jezus kroczył po ziemi. Archeologia i nowa technologia pomagają w odkryciu tajemnic ostatnich dni Jezusa – dzięki pracy badaczy możemy potwierdzić lub podważyć utarte wyobrażenia o tych odległych dniach. Jak się okazuje, wiele wydarzeń opisanych w ewangeliach znajduje potwierdzenie we współczesnej nauce. Artefakty, których można dotknąć w École Biblique, przenoszą nas w czasie w sposób, jakiego trudno doświadczyć w innych miejscach poza Jerozolimą, poza Bliskim Wschodem. Czy proste, życiowe pytania mogą nas przybliżyć do poznania tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Jezusa? Czy wiedza o tym, którędy Jezus chodził i jakich kamieni dotykał, wpłynie na pogłębienie naszej wiary? Niezależnie od tego odwiedziny w École Biblique to fascynujący sposób poznania sposobu życia ludzi w starożytności na tamtych terenach i uzyskania odpowiedzi na pytania nurtujące ludzi na całym świecie dzięki wiedzy naukowców i ośrodkowi badań, jaki tam stworzyli.

 

Łukasz Popko OP: Jesteśmy przy École Biblique, przed kościołem św. Szczepana. Wita nas figura świętego patrona, zastygła w pozycji właściwie bezpośrednio przed śmiercią. Szczepan kieruje głowę do góry, patrzy w niebo. Według Dziejów Apostolskich miał wtedy powiedzieć, że widzi Jezusa, który zasiada po prawicy Ojca (Dz 7,55–56).

 

Jan Mela: Przejeżdżając w środku nocy, nie dostrzegłem nic. Nawet Szczepana widzę teraz pierwszy raz.

 

ŁP: Tu, gdzie się znajdujemy, wszędzie dookoła są krużganki i one odtwarzają strukturę pierwszego kościoła, zbudowanego jeszcze w piątym wieku przez cesarzową Eudoksję II. Możemy tu też zobaczyć fragmenty posadzki z tamtego czasu.

 

JM: Pojęcie, że coś jest stare, w Jerozolimie rozszerza swoje znaczenie.

Ruiny bizantyjskiej bazyliki św. Szczepana w czasie wykopalisk, przed rokiem 1900

ŁP: Cesarzowa Eudoksja to żona cesarza Teodozjusza II. Została pochowana tutaj w 460 roku – co było jej pragnieniem – razem ze swoją wnuczką, pod głównym wejściem do kościoła. W XIX wieku, kiedy my dominikanie tu przyjechaliśmy, było gdzieniegdzie widać pozostałości tej świątyni. Wiedziano, że tu stał kościół św. Szczepana, i bracia odbudowali go w 1900 roku. W tym momencie jest to jedna z większych świątyń katolickich w Jerozolimie.

Obok kościoła stoi budynek École. Po francusku école znaczy szkoła. Tu znajduje się nasza główna sala wykładowa, gdzie odbywają się konferencje i zajęcia, tutaj mieszkają też profesorowie i studenci.

 

JM: To jest ta skarbnica wiedzy, z której będziemy mogli czerpać i do której nas zapraszasz.

 

ŁP: To jest miejsce, w którym ta wiedza jest publikowana. Natomiast to, gdzie ona jest produkowana, zobaczymy za chwilę, jak przejdziemy do części nazywanej przez nas muzeum, choć tak naprawdę to nie muzeum, tylko raczej pracownia archeologiczna, i tam opowiem ci więcej o...

 

JM: …żywej historii, która się dzieje.

 

ŁP: O tym, jak tę historię się pisze. Bo ktoś ją musi zbadać i ktoś musi ją opisać.

 

JM: Czy ta altana w ogrodzie École to miejsce święte, czy święte grillowanie?

 

ŁP: (śmiejąc się) Tu odbywają się przyjęcia, spotkania ze studentami. Na początek i na koniec roku lub z okazji czyichś imienin. Jest też tutaj ogród oliwny, ale oprócz oliwek gdzieniegdzie jeszcze rosną migdały i sosny, a nawet czerwony pieprz. Duże drzewa to karobowce. Ich polska nazwa to szarańczyn strąkowy, którego słodkie strąki nazywane są chlebem świętojańskim. Jest w tej polskiej nazwie sugestia, że Jan Chrzciciel nie tyle żywił się szarańczą, ile tymi strąkami, ale mnie to nie przekonuje, bo to drzewo nie rośnie na pustyni. Sosna jest natomiast ciekawym „wynalazkiem” tak naprawdę z okresu mandatu brytyjskiego na tych terenach. Brytyjczycy przywieźli te drzewa z Syrii i one są właściwie elementem obcym w miejscowym pejzażu. Pokażę ci jeszcze jedną ciekawostkę z naszego ogrodu. To są śmieci archeologiczne.

 

JM: W tych workach jak na gruz z budowy?

 

ŁP: Zgadza się. W tych workach jest kilkaset kilogramów ceramiki pochodzącej z wykopalisk, zbyt mało ciekawej, by weszła w skład zbiorów muzeum. Na przykład te dwa fragmenty są z okresu bizantyjskiego. Myślę, że ten obok może być wczesnośredniowieczny, bo ma specyficzne dla tego czasu karbowanie. Mogę ci znaleźć coś z epoki brązu, ale trzeba by poszukać w tych „śmieciach”.

 

JM: Czy to jest kość?

 

ŁP: Tak, to jest kość. Na niektórych są jeszcze numery z katalogu. A tutaj mamy fragment talerza.

Ten cały materiał, który jest tutaj zgromadzony, został przebadany, ale jak widzisz, są tego tony i żadne muzeum świata nie będzie go przechowywać.

 

JM: Sądziłem, że każdy, nawet najdrobniejszy fragment znaleziony w trakcie wykopalisk jest cenny. Co się zatem dzieje z takimi śmieciami archeologicznymi? Jak wygląda ich utylizacja?

 

ŁP: Jest z tym niemały problem. Te już od kilku lat zalegają w naszym ogrodzie przy pracowni, ponieważ nie można ich wyrzucić gdziekolwiek; chodzi o to, by nie zanieczyścić środowiska archeologicznie. Wyobraź sobie, że za pięćset lat jakiś archeolog zacząłby kopać w tym miejscu. Mógłby powiedzieć, że znalazł zbiór pochodzący z niesamowitych cywilizacji, w których wszystko jest przemieszane. Dlatego jest specjalne miejsce, wyznaczone przez rząd, gdzie można te śmieci archeologiczne wyrzucić i składować.

 

JM: To nie jest jeszcze to miejsce finalne, jak rozumiem?

„Śmieci archeologiczne” tymczasowo składowane w ogrodzie École

ŁP: Nie, jeszcze nie. To taka poczekalnia. O! Ten kawałek jest ciężki i słabo wypalony, może pochodzić z epoki wczesnego brązu, czyli z lat 3200–2800 przed Chrystusem. A to może być XII albo XI wiek przed Chrystusem, bo ma czerwony kolor.

 

JM: A to? Czy to szkliwo?

 

ŁP: To jest emaliowane, a wymyślono to dopiero w XI–XII wieku po Chrystusie. Tak więc każdy taki kawałeczek to inna cywilizacja, inna kultura.

 

JM: Ale jakby się pobawić, to coś tam można z tego jeszcze skleić?

 

ŁP: To puzzle bez jasnego modelu i bez wszystkich elementów.

 

JM: Dla mnie to fascynujące, że masz tego tony, a na większości z nich jest cyferka, jakiś numerek. Ślad pracy archeologa.

Uczestnicy pierwszych prac archeologicznych

W pracowni Indiany Jonesa OP

ŁP: Wydaje się, że jesteśmy w jakimś Sezamie „Otwórz się!” lub składzie staroci i porcelany już w większości potłuczonej.

 

JM: Ale to nie przez nas!… Łukaszu, gościsz mnie w École Biblique. Mamy tutaj szkołę, uniwersytet, a teraz jesteśmy w pracowni naukowej, nazywanej przez was muzeum, choć to nie jest miejsce, które może zwiedzić turysta. To warsztat pracy archeologów, gdy nie są w terenie. Powiedz, jak i kiedy to miejsce powstało, skąd wasza dominikańska obecność tutaj w Jerozolimie?

 

ŁP: Jest to związane z naszym zadaniem, to znaczy studiowaniem tekstów, Pisma Świętego. Musimy zdawać sobie sprawę, że nie możemy ich dobrze zrozumieć, jeżeli nie poznamy kontekstu. W XIX wieku obcokrajowcy wreszcie mogli tutaj zamieszkać. Wcześniej, w Imperium Otomańskim, to było w ogóle nierealne. Gdy pojawiły się takie możliwości, nastąpiła eksplozja odkryć naukowych związanych z odkryciem pisma klinowego, odczytaniem hieroglifów i właściwie dopiero wtedy rozwinęła się archeologia Bliskiego Wschodu. I nagle mamy przypływ takiej ilości danych, które nam wszystko zmieniają czy rzucają nowe światło na Pismo Święte. Powstała więc natychmiast idea, żeby studiować Pismo Święte, Biblię, w kraju Biblii. Bracia przyjechali od razu z Pismem Świętym w ręku, bo wtedy mamy do czynienia z tekstem, z całym jego smakiem i nawet pewne fragmenty, które wcześniej były nieczytelne, zaczynają nam się rozjaśniać, układać w bardziej zrozumiałą całość. Jeżeli porównamy to z melodią, to pewne nuty, które wydawały się nieważne, okazują się znaczące. Wyobraźmy sobie na przykład Japończyków, którzy przyjeżdżają do Polski, bo chcą pojąć, kim był Chopin. I to jest zrozumiałe, że chcą się zbliżyć do autora, poznać kontekst. Jeżeli czytamy jakieś teksty, zwłaszcza te odległe historycznie, ale i geograficznie, kulturowo, klimatycznie, gastronomicznie, nawet nie zdajemy sobie sprawy, co nam umyka.

Mam nadzieję, że doświadczenie podróży zmieni również twoje podejście do czytania, bo ten kraj dzisiaj także dużo mówi. Zmieniło się oczywiście wiele rzeczy, ale topografia pozostała identyczna, klimat jest zasadniczo ten sam. Kuchnia jest właściwie podobna, a jak widziałeś w ogrodzie, rośliny też są takie jak dawniej. Rodzą się jednocześnie odpowiedzi i nowe pytania. Przyjeżdżamy tutaj i nagle się okazuje, że by zidentyfikować ścieżki, po których poruszał się Jezus, musimy wiedzieć coś o starożytnym mieście i tak dalej. Staje się to więc źródłem inspiracji. To miejsce sprawiło, że zajmujemy się właściwie całym regionem, nie tylko z czasów Jezusa, ale od starożytności po niemalże współczesność.

Dominikańscy naukowcy na Nilu

JM: Myślę, że wielu osobom historie opisane w Piśmie Świętym, przypowieści, kojarzą się trochę z taką magiczną opowieścią, a mamy tutaj przed sobą wiele konkretnych elementów, twardych faktów, przedmiotów uprawdopodabniających wydarzenia opisane w Biblii. Wyjdźmy może od tego, że chociaż część spraw pozostawia wątpliwości, jest kwestią wiary bądź jej braku, to jednak to, że Jezus Chrystus istniał i chodził po tej ziemi, to fakt historyczny, sprawa dokładnie przebadana, opisana i co do tego nie ma dyskusji. Czy tak? Myślę, że dla niejednej osoby to nie jest oczywista rzecz.

 

ŁP: Tak, są źródła historyczne pochodzące z czasów nieodległych od tamtych wydarzeń – bo to też się liczy dla historyka i archeologa. Nie ma żadnych tekstów, które Jezus sam napisał, ale oczywiście jest świadectwo Ewangelii i historyków rzymskich, którzy mówią o Jezusie i Jego następcach, więc to dotyczy bardzo bliskiego okresu.

Jezus nie zostawił nam jakiegoś wielkiego pomnika ani napisu: „Tutaj byłem. Jezus”. W przypadku ludzi, którzy nie są królami ani wielkimi rządcami, to, co możemy znaleźć oprócz tekstów wiary Kościoła, to te elementy, które nam potwierdzą, czy pokażą, że teksty ewangeliczne odpowiadają rzeczywistości historycznej. To znaczy, że nikt nie byłby w stanie napisać tego tekstu sto lat później w innym kraju. Podam ci taki prosty przykład. Badanie starożytnych ossuariów3 pokazuje nam, jakie najczęściej imiona nadawano wówczas dzieciom w tym regionie. Mało się o tym myśli, ale tak jak w Polsce są mody, tak też w starożytności pewne imiona pojawiają się częściej w jakichś okresach czasu. Wiadomo więc, że było wtedy więcej Judyt, były Marie i statystyka tych imion odpowiada tym, które występują w Piśmie Świętym. W ten sposób archeologia potwierdza, że gdyby ktoś chciał wymyślić te imiona, to nie byłby w stanie ich podać w odpowiednich proporcjach. Taki drobny element, czasem zupełnie zaskakujący – badamy coś, co wydaje się nie mieć w ogóle związku z Pismem Świętym, a nagle się okazuje, że ponieważ mówimy o tym samym świecie, to jednak poszerza kontekst.

 

JM: Opowiedz, proszę, o niektórych zgromadzonych tu eksponatach. To jest w ogóle szokujące. Jestem przyzwyczajony do innego muzeum: wchodzę, idę po linii wyznaczającej kierunek zwiedzania, w kapciach, i za szybą lub barierką są eksponaty, do których mogę się jedynie trochę zbliżyć, ale tylko by pooglądać, i to tyle. Tutaj na każdym kroku, na wyciągnięcie ręki mamy znaleziska z wieków przed naszą erą, ustawione jak bibeloty u cioci na półkach.

 

ŁP: Nazywamy to miejsce muzeum, ale to nie jest przestrzeń do zwiedzania. Nikt tu nie wejdzie z plecakiem. To jest raczej warsztat dla archeologów. Wszystkiego w terenie nie da się zrobić, więc rzeczy najcenniejsze, najbardziej charakterystyczne są zabierane. Trzeba je przetransportować do warsztatu, oczyścić, pomierzyć, poważyć, zrobić zdjęcia po to, żeby doprowadzić do rekonstrukcji i publikacji.

Należy to zrobić odpowiednio, gdyż jest to nieocenione źródło dla późniejszych archeologów. Coś raz odkopane nie może być odkopane ponownie. Archeologia bada, niszcząc. Dlatego tak ważna jest dokumentacja. Każdą warstwę, którą fotografujesz, później usuwasz.

 

JM: No dobrze, mamy więc tutaj elementy historyczne, dosyć istotne albo nawet bardzo ważne. A jednak nie stoimy w białych rękawiczkach. Mam nadzieję, że o nic się nie potknę, niczego nie popsuję.

 

ŁP: Przed sobą mamy na przykład rozrzucone fragmenty architektury starożytnej, które pochodzą z grobowca. To akurat są elementy kamienne, więc trudno je zbić. One szybciej „zbiją” ciebie niż ty je.

 

JM: To, co mówisz, jest pocieszające, ale widziałem tu takie artefakty, które już trochę łatwiej byłoby zniszczyć.

 

ŁP: Zgadza się. Najpierw jednak powiem o tych kamiennych elementach, bo one są ciekawe. Akurat pracujemy teraz nad grobowcem, który jest niedaleko od nas, jakieś sto metrów. Grobowiec królowej Heleny z Adiabene, który pewnie kupiła od Herodowego syna. To jest grobowiec jeszcze hellenistyczny, który istniał w pierwszym wieku. Rzeczywiście są to czasy Jezusa Chrystusa, choć oczywiście nie wiemy, czy On na przykład przechodził obok. Grobowiec jest zniszczony, ale na podstawie pozostałości, elementów, których jest w sumie nie tak dużo, choć są charakterystyczne dla epoki, możemy powiedzieć coś o stylu, potrafimy jakoś zrekonstruować całość. Kultura klasyczna charakteryzuje się tym, że ma pewne typowe wymiary i dysponując na przykład kawałkiem gzymsu, jestem w stanie określić, jak wyglądała cała kolumna albo jakie były proporcje budowli. Możemy powiedzieć też coś o artystach, którzy ją wykonywali. Ile to mogło kosztować, czy to był grób królewski.

 

JM: Czyli na przykład, kto mógł sobie na to pozwolić.

 

ŁP: Tak. Ale też można wywnioskować, jak wyglądała Jerozolima z tamtych czasów. Dlaczego grobowce są ważne. Gdyby biblista się tym zajmował, mógłby to powiązać z tekstami biblijnymi, w których w Nowym Testamencie Jezus mówi o „grobach pobielanych” („podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości”, Mt 23,27–284), albo że „budujecie grobowce prorokom” („Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali”, Łk 11,47), albo „widzicie, tu pośród nas jest grobowiec Dawida” (por. Dz 2,29) i tak dalej. Nagle się okazuje, że to jest ważny temat! U nas cmentarz jest gdzieś poza miastem i w ogóle nikt na to nie zwraca uwagi. A tymczasem okazuje się, że w starożytności, w Jerozolimie grobowce są miejscem ważnym tożsamościowo, architektonicznie obecnym jak pomniki.

 

JM: Niewykluczone, że były jednymi z piękniejszych miejsc?

 

ŁP: Oczywiście, że tak. Zwłaszcza grobowce królewskie, które miały promować dynastię. Temat grobów, grobowca jako czegoś, co jest charakterystyczne, czym ludzie się szczycą, bo określa ich status, zaczyna nam inaczej brzmieć, jeżeli sobie uświadomimy, że największymi pomnikami tego miasta były właśnie grobowce królewskie.

 

JM: Powiedziałeś, że te konkretnie elementy kamienne pochodzą z epoki hellenistycznej, czyli nie jest pewne, ale nie jest też wykluczone, że tak jak my teraz możemy ich dotknąć, tak dwa tysiące lat temu Chrystus też mógł na nie spojrzeć, przechodzić koło nich, bo to jest dokładnie tamten czas.

 

ŁP: Tak, oczywiście. Możemy nawet to dość precyzyjnie określić, bo są przykłady, kiedy archeologia spotyka się z tekstami, źródłami pisanymi. Józef Flawiusz mówi, że w tym miejscu stał pomnik grobowy syna Heroda Wielkiego, a my wiemy dokładnie, kiedy on panował. Lata 10–20 naszej ery, w czasach Chrystusa, to jest dokładnie ten czas. Flawiusz opisuje, że grobowiec był duży i miał trzy piramidiony na wierzchu, więc archeolodzy szukają tych elementów.

 

JM: Czyli Jezus mógł go widzieć?

 

ŁP: Myślę, że tak, bo to jest pomnik, który stał na miejscu publicznym przy głównej bramie. Jeśli ktoś szedł z północy, to mógł go zobaczyć.

Możemy sobie wyobrazić na podstawie elementów architektury miasto, które zostało zburzone trzydzieści lat później. Jak by to powiedzieć? Nawet stłuczona waza daje nam wizję całości. Z jakiego jest materiału? Czy jest dobrze wykonana? W jakim jest stylu? Więc sądząc po fragmentach, możemy wnioskować, że to jest miasto w pełnym rozkwicie, bogacące się, bliskowschodnie z wpływami rzymskimi. Dużo rzeczy można powiedzieć. Na przykład skąd pochodzili architekci.

 

JM: Jakie jeszcze elementy możemy tutaj znaleźć? Czy na przykład gwóźdź z krzyża Chrystusa? Łyżeczkę, którą być może się posługiwał?

 

ŁP: Przed nami są rzeczy, które naukowcy aktualnie badają, nie przygotowałem tej „wystawki” w żaden sposób pod kątem naszej rozmowy. Mamy przed sobą pudełko, które zawiera znaleziska, jak czytam z opisu, z Jerozolimy, ale egipskie. Pochodzą one z czasów Ramessydów, czyli Ramzesa Drugiego, a zatem z końca epoki brązu. To jest ten faraon, z którym rozmawiał Mojżesz, ten, który miał być dotknięty plagami.

 

JM: Czyli to raczej moment wyjścia z Egiptu.

 

ŁP: To jest ten czas, kiedy Izraelici wychodzą z Egiptu. Ramzes Drugi, Mojżesz – to 1200 rok przed Chrystusem, a więc przedmioty wcześniejsze o epokę, zupełnie inne. Natomiast to, co leży obok, to przedmioty z alabastru. Alabaster to skała, a więc jest dość ciężka. Dokładnie to wapień, który występuje tylko w Egipcie. Tutaj, w naszym regionie, go nie ma. Można pod światło zobaczyć, że ta skała prześwituje. Do tej pory czasem robi się alabastrowe przedmioty użytkowe, na przykład okna. Alabaster pojawia się też jako naczynie w Nowym Testamencie. Może pamiętasz, w jakiej scenie biblijnej, też związanej z ostatnimi dniami Jezusa?

 

JM: W scenie wylewania cennych wonności, olejku.

 

ŁP: Tak, kiedy kobieta, jakaś nieznajoma, przychodzi do Jezusa właściwie w ostatnim tygodniu Jego misji i tak naprawdę wówczas właśnie Go namaszcza (Mk 14,3). Wtedy On stanie się Mesjaszem, Pomazańcem. Z alabastrowej małej buteleczki przeznaczonej na cenne perfumy, trochę takie Chanel tamtych czasów, z tej małej ampułki z pięknego kamienia wylewa na Jego głowę olejek. Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek znaleźli taką wazę i powiedzieli, że to jest dokładnie ta, która była wtedy użyta. A nawet gdybyśmy znaleźli, to pewnie byśmy o tym nie wiedzieli, że to ta konkretna. Natomiast możemy znajdować artefakty, które pomogą nam zrozumieć, jak ta scena wyglądała, dlaczego to naczynie jest cenne. Potrafisz sobie lepiej wyobrazić taką scenę, gdy na przykład wiesz, że alabaster pochodzi wyłącznie z Egiptu, że to nie jest ceramika, tylko kawałek skały, który dodatkowo jest misternie, głęboko wydrążony, i wiesz też, że przypomina bardziej kryształ, coś niezwykle cennego w tamtych czasach. Żeby perfumy się nie wydostawały, alabastrowa buteleczka była zapieczętowana i trzeba było ją złamać, stłuc, jak fiolkę ze szczepionką. Ten obraz jest jak misterium z życia samego Jezusa. Perfumy są po to, żeby pachniały, nie po to, by wiecznie być w fiolce. Życie jest po to, by było ofiarowane... To jest właśnie dobry przykład pokazujący, jak ważna jest znajomość kontekstu, a wiadomo, że dla tekstu kontekst czasem jest wszystkim, dzięki niemu pismo nagle ożywa. To trochę tak, jakby z jednej strony czytać o potrawach, a z drugiej ich spróbować. Zupełnie inne doświadczenie.

 

JM: Dlaczego akurat dominikanie zajmują się archeologią w tym miejscu, w Jerozolimie? Nie tylko mnie, ale też wielu ludziom kojarzą się jednak dużo bardziej z osobami studiującymi Pismo Święte, modlącymi się, a niekoniecznie drążącymi w ziemi z pędzelkiem i łopatką. Powiedziałeś, że aby głębiej spojrzeć na temat, warto jest znać kontekst, także kontekst wydarzeń opisanych w Biblii. Dobrze rozumiem?

 

ŁP: Pamiętaj, że naszym hasłem jest veritas, to znaczy prawda, a to jest dość szerokie pojęcie. To znaczy, kamienie też mają swoją prawdę i być może wszystko jest ważne. Żeby powiedzieć, że coś jest nieważne, nic nieznaczące, to trzeba by to najpierw przestudiować. A studiujemy to dlatego, że to istnieje. Po prostu mieszkamy w tym kraju i nie pomijamy tego, co mamy pod stopami. Patrzysz pod nogi i podnosisz jakiś kawałek skały, budowli, ceramiki i zastanawiasz się, sprawdzasz, czy to ma związek z Panem Bogiem. Oczywiście, w pewnym sensie wszystko ma z Nim związek. Musimy coś przestudiować, zanim to odrzucimy, zanim coś przyjmiemy, zanim coś opiszemy w artykule naukowym. Zajmujemy się tym nie tylko my, oczywiście, ale nasza motywacja jest religijna i daj Boże, żebyśmy rzeczywiście to robili z takim poświęceniem.

 

JM: Mamy tu przedmioty z przeróżnych epok, z odległych okresów. Masz tu skarb za skarbem.

 

ŁP: Są tu przedmioty, które pochodzą z Tell el-Far’ah, czyli ze starożytnej Tirsy. Tirsa była pierwszą stolicą Izraela, Królestwa Północnego. Najpierw było Sychem, następnie Tirsa, później Samaria. Te rzeczy są z Tirsy, więc jest to, powiedzmy, XVIII wiek przed Chrystusem, czyli epoka brązu średniego. Przed nami są skrzynki z metalowymi przedmiotami, jak sam zauważysz, z brązu. To na przykład jest bardzo ładna fibula, czyli spinka z otworem, której używano do upinania stroju. Wtedy nikt nie chodził do krawca, tylko materiał łączono właśnie takimi spinkami. Ta fibula jest z brązu, więc jej właściciel był widocznie kimś znaczącym. Z jednego elementu jesteśmy w stanie zrekonstruować całość, na przykład w co się ludzie ubierali.

Elementy architektury z I wieku zgromadzone w pracowni

JM: A ta część włóczni? Z jakiego mniej więcej okresu może pochodzić?

 

ŁP: To na przykład piękne ostrze włóczni z epoki brązu średniego, czyli byłyby to lata 1800–1700 przed Chrystusem. Okres jeszcze sprzed Izraelitów. Możesz ze spokojem wziąć je do ręki, to nie jest ceramika. Nie popsuje się. Miało być wytrzymałe, bo służyło do zabijania. Możemy przebadać ten metal i określić, skąd pochodził. Obecne techniki pozwalają nam ustalić, że cynę do wyprodukowania tego brązu sprowadzano aż z Irlandii. Znalezienie jednego elementu pozwala nam powiedzieć czasem bardzo, bardzo dużo o całej kulturze.

 

JM: Trzy i pół tysiąca lat temu, żeby wyprodukować tutaj brąz, sprowadzano cynę aż z Irlandii?

 

ŁP: Tak, właśnie tak. Mały element może nam pokazać relacje międzynarodowe, handlowe, a jednocześnie, wiadomo, handel to nie są tylko przedmioty, to są idee, to są języki. Więc tak naprawdę my nie studiujemy przedmiotów dla samego studiowania; my studiujemy przedmioty po to, żeby zrozumieć ludzi, którzy je wykonali. Mając takie przedmioty, zwłaszcza cenne, które podróżowały z daleka, jesteśmy w stanie powiedzieć, kto, kiedy i skąd sprowadził materiały do ich powstania, a czasem nawet określić, jaką techniką je wykonano. Widać też od razu, jaka jest różnica w wykonaniu tego ostrza włóczni, bo ono nie było kute, tylko odlewane, ponieważ brąz jest stopem. Wiedząc o tym, że brąz był materiałem rzadkim, możemy powiedzieć na przykład, że mieszkańcy byli bogaci, mieli zapewne międzynarodowe powiązania, skoro sprowadzali surowce. Za każdym z takich przedmiotów oczywiście stoi jakiś konkretny człowiek, ale też kultura, języki, wierzenia. Jest to coś fascynującego! Trochę tak jak praca detektywa – na podstawie zwłok masz za zadanie określić, kto zabił. Tutaj w rękach rzeczywiście mamy ostrze, być może narzędzie zbrodni. Widać jednak, że nie było specjalnie używane, więc to była raczej broń rytualna. Można sobie jeszcze wyobrazić, że tu był też drewniany trzonek, ponieważ zachowały się gwoździe, które trzymały to ostrze.

Szklane płytki fotograficzne ze zbiorów dominikańskich

Bracia Lumière – dokumentacja fotograficzna

ŁP: Przed tobą najnowsza technologia XIX wieku – aparaty fotograficzne i dokumentacja wykonana dzięki nim. W tych szafkach można zobaczyć pudełka z negatywami, które pokazują, jaki to był rozmiar pracy.

 

JM: Wszystkie te szafy są pełne?

 

ŁP: W tym momencie jest ich jakieś czternaście tysięcy (płytek szklanych). Mamy tu płytki o dużych rozmiarach, co daje zdjęcie bardzo wysokiej jakości, negatyw braci Lumière. Oczywiście produkowane były negatywy, ale można było wywołać też pozytywy. Mamy nawet takie pokolorowane, po to, żeby pokazywać je studentom na projektorze.

Zachowały się jeszcze na nich napisy informujące, że wyprodukowali je bracia Lumière razem z synami i ta produkcja otrzymała nagrody Grand Prix na wystawie światowej w Paryżu w roku 1900. Widzimy tu lata 1889–1900, jest to więc początek filmu, początek fotografii i kultury europejskiej obecnej tutaj, na tym kontynencie.

 

JM: Czyli to są najnowsze technologie na owe czasy? Urodziłem się skromne sto lat później.

 

ŁP: Najnowsze technologie, które dały źródło wielkiej kolekcji, jednej z większych na Bliskim Wschodzie. Pamiętaj, że to jest cały czas region Imperium Otomańskiego, kiedy nie ma państw narodowych, można swobodnie, jadąc pociągiem z Konstantynopola do Egiptu albo do Mekki, przejechać przez Jerozolimę.

 

JM: To wszystko to są płytki szklane?

 

ŁP: Tak, szklane. Możesz sobie wyobrazić, jaki to był wysiłek przetransportować to wszystko statkiem razem z chemikaliami? Oczywiście nie ma jeszcze samochodów, a więc dalej przewieźć na osiołku razem z obiektywami, statywami, karawaną w stronę Mekki, w stronę Syrii. Robić zdjęcia po to, żeby udostępnić je publiczności europejskiej. Na tym negatywie jest na przykład Jerozolima, a dokładnie kawałek meczetu Al-Aksa. Chodziło o dokumentację ogólnie, choć w większości, jak widać, uwieczniano raczej elementy archeologiczne. Można ponadto zobaczyć sprzęt, który towarzyszył badaczom. Zachowały się także aparaty fotograficzne, statywy, projektory-rzutniki.

 

JM: Jako fotograf patrzę na nie łakomym okiem.

 

ŁP: Dzisiaj byśmy powiedzieli, że taki aparat to małe dzieło sztuki, wykonane w piękny sposób z drewna i z metalu. Wydaje się, że także stolarz był zatrudniony do zrobienia aparatu fotograficznego. Do tego jest obiektyw z różnymi ogniskowymi. Z tej strony wsadza się szklaną płytkę. Mamy jeszcze do nich statywy, więc całość tworzy dość wyjątkową kolekcję, która nie jest tylko zbiorem muzealnym. Należy pamiętać, że krajobraz tak bardzo się zmienił, że te zdjęcia, które pochodzą z XIX, czy z początku XX wieku, pokazują rzeczywistość, która już nie istnieje. Na przykład jak wyglądała Góra Oliwna w momencie, kiedy Jerozolima była jeszcze zamknięta w murach miejskich. Jak wyglądał ten krajobraz, zanim został tak bardzo zmieniony przez przemysł czy też rolnictwo.

 

JM: Czy te fotografie z płytek macie tutaj w archiwach?

 

ŁP: One wszystkie zostały zeskanowane, wszystko to jest teraz zdigitalizowane. Na dysku, w chmurze, na dodatkowych dyskach, w kilku krajach świata, ponieważ największym zagrożeniem dla tych szklanych płytek jest trzęsienie ziemi. Jeżeli tutaj będzie trzęsienie ziemi, to oczywiście całe to szkło rozsypie się w drobny mak.

Część z tych zdjęć trafia na różne wystawy, część z nich jest już opublikowana w różnych albumach. Możemy je zobaczyć w jednym z tych, które tu mamy. Przedstawiona jest tu nie tylko sama Ziemia Święta, ale także na przykład pierwsze zdjęcia z pielgrzymki do Mekki z tego regionu.

Ponadto te zdjęcia uzupełniają różne publikacje, czy to na przykład o Ziemi Świętej, życiu pierwszych chrześcijan, czy właśnie o pielgrzymce do Mekki. Niektóre z tych fotografii są rozmyte, ponieważ dominikanie jako chrześcijanie nie mogli pojechać do Mekki, więc przyuczyli jednego muzułmanina, który po raz pierwszy w życiu wykonywał zdjęcia. Widać pewien moment, w którym on się tego uczył – i uwieczniał na nich na przykład końską głowę albo robił zdjęcia w ruchu.

 

JM: To wydaje się amatorskie.

 

ŁP: Tak, ale później ten człowiek się wyrabia. Te zdjęcia służą także do tego, żeby pokazać, jak wyglądał krajobraz sprzed stu lat, bo bardzo się zmienił, i te miejscowości, które dzisiaj, tak jak Jerozolima, mają po kilkaset tysięcy mieszkańców, wcześniej miały kilka tysięcy. Starożytna Jerozolima ogranicza się jeszcze do XIX wieku tylko do murów miejskich, na zewnątrz właściwie nie ma nic.

 

JM: Który to rok?

 

ŁP: Rok 1908. Te zdjęcia przedstawiają nie tylko to, co ważne dla kultury chrześcijańskiej, ale też kulturę muzułmańską. To są najstarsze fotografie z Arabii Saudyjskiej. Dzięki temu zostało poniekąd udokumentowane życie miejscowych chrześcijan. Na tym zdjęciu jest pochodzący z Madaby pradziadek jednego z patriarchów Jerozolimy. To były plemiona chrześcijańskie, które przez ponad tysiąc lat, jako Beduini, zachowywały wiarę chrześcijańską w krajach muzułmańskich, choć nie miały kontaktu właściwie z żadnymi misjonarzami. To jest fenomenalne! Co ciekawe, te portrety są świetnej jakości, ponieważ płytki szklane mają bardzo wysoką rozdzielczość. To interesujące i dla antropologów, i dla historyków, i dla archeologów. Na przykład popatrz na to zdjęcie.

 

JM: Co to jest za miejsce?

 

ŁP: Ta kupa piachu to Tel Balata w Nablus, starożytne Sychem jeszcze przed wykopaliskami. To jest ważny widok, ponieważ po wykopaliskach i pracy archeologów wszystko ulega zmianie. Dzisiaj w tym miejscu ze zdjęcia jest środek około stutysięcznego miasta. Wszystko się tu zmieniło i dlatego te zdjęcia są tak ważną dokumentacją czasów minionych. Już nie mówię o takich historycznych zdjęciach, jak przyjazd Alberta Einsteina do Jerozolimy, wylądowanie pierwszego samolotu albo wizyta ambasadora faszystowskich Niemiec w Jerozolimie, która na czas jego przyjazdu została udekorowana swastykami. To są takie ciekawostki, raczej dziennikarskie, związane z historią współczesną, ale też oczywiście świadczące o tym, że nie chodzi nam tylko o badanie przeszłości; bo żeby zrozumieć przeszłość, trzeba zrozumieć także teraźniejszość.

 

JM: Rozumiem, ale pewnie także przy wielu z tych różnych odkryć na temat historii Chrystusa pomaga technologia, fotografia, film.

 

ŁP: Nie mamy zdjęć Pana Jezusa, jeżeli o to pytasz.

 

JM: Ale jest Całun Turyński. Są pewne nawiązania budujące wyobrażenia. Powiedz nam, czy – i co – te fotografie mogą nam powiedzieć na temat czasów Jezusa?

 

ŁP: Mogą powiedzieć nam coś na temat pewnych zwyczajów. To znaczy na przykład od czasu tych zdjęć do dzisiaj zmieniło się rolnictwo, zmienił się sposób, w jaki ludzie się ubierają, odżywiają. W pewnym sensie mogę powiedzieć, że przez ostatnie sześćdziesiąt lat, od epoki industrializacji, która tutaj nastała bardzo późno, mamy więcej zmian niż przez ostatnie dwa tysiące lat. Bo do tego momentu cywilizacja właściwie była taka sama. Styl życia był podobny. Ludzie robili swoje garnki, tkali swoje ubrania, używali mniej więcej takich samych rzeczy, uprawiali ziemię ręcznie; i to wszystko już właściwie zanikło w ostatnim pokoleniu, a jeszcze mamy do tego dostęp dzięki tym fotografiom. Wyobraź sobie: co to znaczy uprawiać ziemię bez traktora? Albo jak się młóci zboże? Co to jest klepisko? Nikt już takich rzeczy teraz nie robi, a jeszcze sto lat temu było to czymś zwyczajnym i możemy zobaczyć właśnie na tych fotografiach, jak to wyglądało.

 

JM: Fotografia i film to jedno, ale podejrzewam, że macie również makiety tego, jak to miejsce wyglądało wcześniej. Albo na przykład Wzgórze Świątynne? Świątynia jerozolimska?

 

ŁP: Istnieją takie makiety, które są zbudowane na podstawie pewnych spekulacji i śladów archeologicznych. Wzgórze Świątynne nigdy nie zostało poddane badaniom archeologicznym, ponieważ jest to cały czas miejsce święte dla muzułmanów, więc, na razie, dla nas jest właściwie zamknięte.

 

JM: Wspomniałeś wcześniej o Sychem, pokazując zdjęcie sprzed ponad stu lat. Powiedz, jaki to miejsce ma związek z Chrystusem i z Jego dziejami?

 

ŁP: Akurat na to pytanie odpowiedzieć jest dość prosto, bo to czwarty rozdział Ewangelii św. Jana, scena spotkania z Samarytanką.

Studnia Jakubowa jest dziś pod prezbiterium greckiego kościoła. Ten budynek był wtedy właściwie poza miastem. Nawet jeszcze w XIX wieku znajdował się poza nim, dokładnie tak, jak jest opisane w Ewangelii św. Jana, że kobieta wychodzi do studni i później wraca do swojej miejscowości.

 

JM: Czyli to jest na północ od Jerozolimy?

 

ŁP: Tak, tak. Tu w École Biblique jesteśmy na Nablus Road. Miasto zbudowane na miejscu semickiego Sychem za czasów rzymskich nazywało się Neapolis, czyli Nowe Miasto po grecku. Później było to wymawiane przez Arabów jako Nablus. Dlatego w École jesteśmy na drodze do Sychem; tak naprawdę jest to jakieś pięćdziesiąt kilometrów na północ. Droga do Damaszku przez Nablus, czyli starożytne Sychem.

Przypisy

   1 Zmiana lokalizacji nagrań wymusza pewne przeskoki w rozmowie, które w niniejszej publikacji staramy się uzupełnić wprowadzeniami do rozdziałów – przyp. red.

   2 École Biblique et Archéologique – Francuska Szkoła Biblijna i Archeologiczna w Jerozolimie, najstarsza katolicka uczelnia w Jerozolimie, założona przez dominikanów w 1890 roku. Ośrodek badań i szkoła doktorska wyposażona w światowej klasy bibliotekę. Jej wykładowcy prowadzili m.in. wykopaliska w Qumran i współtworzyli Biblię Jerozolimską – przyp. red.

   3 Ossuarium (z łac. ossuarius – kostny) – naczynie lub inny pojemnik służący do przechowywania kości albo prochów zmarłego lub wolno stojące budowle wznoszone w obrębie cmentarzy.

   4 Cytaty biblijne podajemy za Biblią Tysiąclecia Online, wyd. IV, Pallottinum, Poznań 2023, https://biblia.deon.pl.

O Autorach

Jan Mela (ur. 1988 r.) – podróżnik, społecznik, mówca motywacyjny, tata trójki dzieci. W wieku trzynastu lat stracił rękę i nogę. Dwa lata później z Markiem Kamińskim zdobył biegun północny i południowy. Uczestniczył w wyprawach na Kilimandżaro, Elbrus, El Capitan. Ukończył nowojorski maraton i triatlon Herbalife IRONMAN 70.3 Gdynia. Porusza się na protezie nogi. Od lat pokazuje, że mimo tragicznych doświadczeń można żyć pełnią życia i realizować swoje pasje i marzenia. Prowadzona przez niego Fundacja Poza Horyzonty pomogła wielu osobom po amputacjach. Łukasz Popko OP (ur. 1978 r.) – dominikanin, biblista, wykładowca w École Biblique et Archéologique w Jerozolimie i w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów w Krakowie. Od 2009 roku mieszka w Ziemi Świętej. Prowadził badania m.in. z zakresu: ksiąg prorockich i historycznych Starego Testamentu, historii starożytnej Bliskiego Wschodu oraz starożytnych tłumaczeń biblijnych.

Spis treści

Wstęp

Wprowadzenie. Piątkowe popołudnie w Jerozolimie

Rozdział pierwszy. École Biblique – miejsce, gdzie wiara łączy się z nauką

Przypisy

O Autorach