Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Były mąż kontra prawdziwa miłość. Kto będzie zwycięzcą? Czy Magda i Alek odnajdą się mimo przeciwności?
Po bolesnej rozmowie z Magdą Alek nie wyobraża sobie dalszego życia w Toruniu. Decyduje się poszukać na nowo swojego miejsca, nie oglądając się za siebie. Magda szybko żałuje swojej decyzji i postanawia wszystko naprawić. Gdy okazuje się, że Alek wyjechał, załamuje się, lecz wie, że musi być silna dla Poli. W końcu już niedługo ma odbyć się rozprawa, na której Magda ma w planie zobaczyć byłego męża po raz ostatni...
Jak ułożą się losy Magdy, Poli i Alka, znanych Czytelniczkom z dwóch poprzednich, pełnych emocji powieści Małgorzaty Falkowskiej? Czy miłość naprawdę zawsze zwycięża?
Małgorzata Falkowska – autorka popularnych powieści obyczajowych. Włocławianka mieszkająca na stałe w Toruniu, który pokochała całym sercem dzięki swojemu mężowi, Wojtkowi. Absolwentka pedagogiki specjalnej, z pasją wykonująca swoją pracę. Nakładem Liry ukazały się dotychczas: „To nie jest twoje dziecko”, „Wyspa singli”, „Paleta marzeń” i „Paleta marzeń. Zgubione szczęście”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 200
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2020
© Copyright by Małgorzata Falkowska, 2020
Redaktor inicjujący: Paweł Pokora
Redakcja: Barbara Kaszubowska
Korekta: Magdalena Balcerzak
Skład: Igor Nowaczyk
Projekt okładki: Magdalena Wójcik
Zdjęcie na okładce: © Halfpoint/AdobeStock
Zdjęcie Małgorzaty Falkowskiej:
© Maciej Zienkiewicz Photography
Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska
Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz
Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska
Lira Publishing Sp. z o.o.
Wydanie pierwsze
Warszawa 2020
ISBN: 978-83-66503-52-6 (EPUB); 978-83-66503-53-3 (MOBI)
www.wydawnictwolira.pl
Wydawnictwa Lira szukaj też na:
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Mojemu najwspanialszemu mężowi Wojtkowi.
Biegłam! Tak długo, aż poczułam zmęczenie. Daleko czy blisko? To zdawało się nieistotne, kiedy zrozumiałam, co zrobiłam. Uciekłam! Poddałam się. Wybrałam drogę, którą mi wskazano. Po raz kolejny. Po raz kolejny, ale nie mogłam wybrać inaczej.
Mimo tego, że serce krwawiło. Nie rozsypało się, lecz krwawiło. Cierpienie w tym momencie ogarniało moje myśli, jednak wizja bezpiecznej przyszłości zdawała się koić rany. Bezpiecznej, choć bez niego. Bez niego, ale z Polą. Z moją córką, która od zawsze była dla mnie wszystkim. Od zawsze i na zawsze...
List Marcina ciążył w mojej kieszeni. Ścisnęłam go mocno, jakbym w ten sposób chciała wylać swoją złość na byłego męża za postawienie mnie przed najtrudniejszym w życiu wyborem i zmuszenie mnie do rezygnacji ze szczęścia u boku człowieka, który szczerze mnie pokochał. Przyjął do swojego życia, pozwalając wprowadzić bezpieczny dla mnie porządek. Zmieniłam jego świat, tak samo jak on zmienił mój. Dodał do niego koloru. Pokazał, że trzeba walczyć o marzenia.
Walczyć. To dokładne przeciwieństwo tego, co właśnie zrobiłam. Ja przecież świadomie zrezygnowałam z idealnej wizji przyszłości, jaką dawało mi życie z Alkiem.
Zgięłam się wpół, łapiąc się za kolana. Dopiero teraz zmęczenie wygrywało z wewnętrznym bólem. Musiałam odpocząć. Zmierzyć się z problemem, który był niczym w porównaniu do tego, co przyniosą konsekwencje mojej decyzji.
„Mojej” – powtórzyłam kpiąco w myślach, wiedząc, że gdyby nie list Marcina, właśnie teraz czułabym się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Pozwoliłabym całować się na środku fontanny, nie bacząc na otaczających nas ludzi i wodę wypływającą z dysz wprost na nasze ciała. Wtedy nie miałoby to znaczenia. Liczylibyśmy się tylko my dwoje. Ja i Alek. Dwie idealnie dobrane, choć wybrakowane połówki, które łączy miłość.
A teraz? Teraz nie było już nas. Zniszczyłam najpiękniejszą budowlę życia, na którą miałam wpływ. Budując... budując i rozpieprzając to w drobny mak. Bez szans na odrestaurowanie. Bez szans na szczęście, bo byłam pewna, że tylko przy moim ukochanym mogłam czuć to, co dodawało mi skrzydeł. Pozwalało żyć na pełnych obrotach i sprzeciwiać się innym. Aż do teraz. Teraz musiałam tak postąpić. Wybrać łatwiejszą z dróg. Łatwiejszą i jedyną słuszną, bo znałam Marcina. On nie żartował. Pozwolił mi odejść, ale bardziej dręczyło go moje szczęście, które od prawie roku wypisane miałam na twarzy.
Gorzkie łzy spływały po moich policzkach. Odwróciłam się odruchowo, choć wiedziałam, że nie ujrzę tam jego. Zraniłam go. Zraniłam tak samo jak siebie. Ale siebie mogłam nienawidzić. Każdego dnia patrzeć w lustro i mówić te słowa bez opamiętania. Tak długo aż ból stanie się mniejszy. Mniejszy, bo on pewnie nigdy nie zniknie. Miłości nie da się tak po prostu wyrzucić z głowy i z serca. W złożonym procesie jej narodzin zbyt wiele wzięto pod uwagę, by teraz jednym „NIE” to wszystko zniszczyć. Były przecież wspomnienia. Najpiękniejsze, a zarazem jedyne, co mi po nim zostało.
Jak długo tam stałem? Jak wiele bluźnierstw wyrzuciłem z siebie, nim zdołałem zrozumieć, że ona już nie wróci?
Zostawiła mnie. W chwili, kiedy byłem jej najbardziej pewny. Kiedy wszystko szło tak, jak miało iść. Pola była z nami, Marcin zgodził się zrzec praw do niej, a matkę Magdy zamknięto w psychiatryku. Nikt nam już nie zagrażał. Od dziś miał zacząć się najpiękniejszy etap naszego życia. Miałem zaproponować powrót do Torunia na stałe, bo nic nam nie groziło. Nic ani nikt.
– Przepraszam, dobrze się pan czuje? – Do moich uszu dotarł czyjś głos, który przywrócił mnie do rzeczywistości.
Dopiero teraz się zorientowałem, że siedziałem na mokrym betonie, zakrywając kilka dysz fontanny. Nie czułem nic. Woda uderzająca w moje pośladki i ta spływająca po ciele była niczym w porównaniu do tego, co mnie przed chwilą spotkało.
– Mogę zadzwonić po pogotowie, jeśli panu słabo – odezwał się ponowie głos.
Spojrzałem na twarz starszego mężczyzny.
Wzrokiem starałem się ogarnąć zgromadzony dookoła mnie tłum. Niektórzy śmiali się, pewnie uznając mnie za pijaka lub chorego psychicznie, inni nagrywali telefonami, a tylko on podszedł. Chciał pomóc, nie być obojętny jaki inni.
– Nie, nie – dukałem – wszystko dobrze. Znaczy ze mną, bo życie jest popieprzone.
– Przykro mi – wyznał, pewnie widząc scenę oświadczyn zakończoną fiaskiem. – Nieważne, jak wiele razy upadniemy w życiu. Ważne, jak wiele razy uda nam się podnieść, a pan jest silny.
W jego oczach dostrzegłem zrozumienie. Nie wiedział, jak się czuję, lecz starał się mnie nie oceniać. Podał zmarszczoną dłoń, mocno mnie chwytając, by pomóc mi wstać z ziemi.
– A was informuję, że jeśli chociaż jeden film trafi do sieci, to pozwę was o naruszenie wizerunku i dóbr osobistych osób pokrzywdzonych – wykrzyczał staruszek, kiedy już stałem obok niego.
Byłem przemoczony i pełen sprzecznych emocji. Czułem wdzięczność dla niego, złość na Magdę i nienawiść do otoczenia, które wolało mnie wyśmiać niż zrozumieć. Odważył się tylko jeden. Ten starszy pan daleki od wizerunku siłacza. Swoim czynem udowodnił, że godziny spędzone na siłowni nijak się mają do tego, o co znacznie trudniej przychodzi nam walczyć: do ludzkiej empatii i odwagi wyłamania się z grupy.
Na groźbę staruszka ludzie schowali telefony i rozeszli się.
– Dziękuję – powiedziałem, kiedy trochę oprzytomniałem.
– Każdy z nas ma lepsze i gorsze momenty w życiu.
– Naprawdę pozwałby ich pan za... – Zapomniałem już, jak dokładnie brzmiała groźba.
Mężczyzna zbliżył się do mnie, rozglądając na boki, aby upewnić się, że nikt nas nie podsłuchuje.
– Moja wnuczka jest policjantką i mówi, że jeśli nie znam paragrafów, to zawsze mogę rzucić coś, co po prostu mądrze brzmi, bo jaka jest szansa, że mówię do prawnika czy innego wyuczonego – wyznał szeptem. – Tylko jest jedna zasada. Musisz być wiarygodny, więc nie ma czasu na zastanowienie.
Poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu, odchodząc w kierunku budynku sądu.
Ponownie zostałem sam. A może nie sam? Z milionami pytań, które błądziły w mojej głowie. Pytań, na które nie przyjdzie mi poznać odpowiedzi, bo ona odeszła...
Świat zdawał się walić, nie pytając mnie o zgodę. Mój świat, ten który zbudowałem z nią. Jedyną osobą, jaka była w stanie do mnie dotrzeć. Zobaczyła we mnie więcej, niż ja sam byłem w stanie ujrzeć. A teraz odeszła...
Obawiałam się powrotu do domu. Pytań Poli o Alka, bo przecież strasznie za nim tęskniła. Zżyła się z nim, otwierając przed nim na oścież drzwi do swojego dziecięcego serduszka. I ja teraz miałam je zamknąć. Przyznać się, że zniszczyłam zbudowaną między nimi więź. Takiej nigdy nie było między Polą a Marcinem, jej biologicznym ojcem, choć ja przez lata o to zabiegałam, urozmaicając nam na siłę życie rodzinne. Alek stworzył to bez wykorzystywania pieniędzy. Wygrał wszystko, będąc po prostu sobą. Kupił tym mnie i serce mojej córeczki, która także miała odczuć moją decyzję. Marcin jednym listem zranił nie tylko mnie, lecz także i ją. I choć wiedziałam, że dzieci szybko przyzwyczajają się do nowej sytuacji, to czułam się winna temu wszystkiemu. W końcu to ja poddałam się, pozwalając byłemu mężowi kierować moim życiem. Robić to samo, od czego rok temu odważyłam się uciec, stawiając na siebie i swoje marzenia.
Na Wrzosach zwolniłam kroku. Odwlekałam moment spotkania z córką i przyjaciółmi. I choć jednocześnie miałam ochotę ich wszystkich wyściskać, ukoić ból, to wciąż strach był silniejszy. Czego się bałam? Właściwie nie miałam pojęcia, ale strach zdołał zagłuszyć wyrzuty sumienia. Tylko je, bo złamanego serca nie zdołało zagłuszyć nic. Nic, mimo iż to była jedynie moja wina. Tylko moja.
Niepewnym krokiem weszłam do domu. Pola musiała usłyszeć mnie od razu, bo ledwie przekroczyłam próg, rzuciła się mi na szyję, radośnie coś wykrzykując. Starałam się ogarnąć towarzyszące mi emocje, lecz nie byłam w stanie. Zagłuszały wszystko i jedyne, co mogło sobie z nimi teraz poradzić, to głośny wybuch płaczu, zbierający się we mnie od momentu przeczytania listu od Marcina.
– O kurwa, Magda! – Gdzieś, jakby za mgłą, usłyszałam głos Aśki. – Maks, spakuj Polkę. Co powiesz, mała, na nocne oglądanie bajek z wujkiem? – zwróciła się do dziecka.
– A będziemy też malować? – zapytała moja córka, a ja poczułam, że nie dam rady dłużej hamować potoku łez, który zaraz wybuchnie.
Przypomniałam sobie weekendy w Łodzi, kiedy Alek wspólnie z Polką siadali do malowania. Tworzyli ilustracje książeczek, które ja miałam uzupełnić słowami, malowali bluzki, twarze, balony i chyba wszystko, co tylko się dało.
Widziałam, jak Pola ciągnie Maksa na górę, przebierając radośnie nogami.
– Jeszcze chwila, kochana, jeszcze chwila. – Aśka przytuliła mnie, szepcząc do ucha.
Miała rację. Przy Poli musiałam być twarda. Grać rolę, jakiej nauczyłam się przez lata, będąc maltretowaną przez męża. Dla córki zawsze byłam radosną, pełną energii mamą. Taką siebie wolałam jej dać, by jak najpóźniej poznała świat, który daleki był od ideału. W jej dziecięcej głowie wszystko miało być bezproblemowe – taką wersję przyjęłam lata temu i nawet teraz planowałam się jej trzymać. Nawet teraz, kiedy serce krwawiło bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Zaparzę herbaty. Chodź do kuchni, a Maks ogarnie młodą. Przyda mu się noc z dzieckiem, skoro tak hardo mówi, że chce mieć czwórkę.
Nie byłam w stanie się roześmiać, choć pewnie normalnie tak bym zareagowała. Teraz jednak słowa przyjaciółki o planowaniu rodziny były dla mnie odległe, bo ja czułam, jak wali się coś, co budowałam z wielkim zaangażowaniem. Waliła się moja idealna wizja rodziny i najgorsze w tym było to, że to ja sama do tego doprowadziłam. Tylko ja, nikt inny, bo Marcina nie mogłam obwiniać. Dał mi wybór, w którym nie było miejsca dla Alka.
Jak automat pakowałem do plecaka rzeczy, które według mnie były niezbędne do życia. Rzeczy... Bo osoby, bez których nie wyobrażałem sobie kolejnego dnia, właśnie się oddalały z nieznanych mi przyczyn.
Chwilę analizowałem ten dzień, zastanawiając się, czy Magda dała mi jakiś powód, bym myślał, że mnie odrzuci. Mnie, moją miłości i idealną wizję naszej przyszłości, jaka układała się w mojej głowie. A może to ja zrobiłem coś nie tak? Zraniłem ją, zawiodłem? Chciałbym móc wymazać ten dzień i cały miniony rok, który jeszcze wczoraj nazwałbym najpiękniejszym.
Kolejne niezbędniki lądowały w plecaku, a ja pospiesznie szukałem w głowie myśli, co dalej. Gdzie teraz? Toruń był spalony, Łódź też nie wchodziła w grę. Nie mogłem mieć pewności, gdzie zechce żyć Magda, na którą nie miałem ochoty patrzeć. Kochałem ją, jednocześnie nienawidząc. Za jej jedno krótkie „nie”, które spieprzyło mi życie.
Zerknąłem jeszcze do łazienki, upewniając się, że są tam rzeczy, które łatwo zastąpić, chwyciłem ukochaną sztalugę i opuściłem mieszkanie na Krasińskiego. Zostawiłem je im, choć nie musiałem tego robić. Nie musiałem wpuszczać Magdy po ubrania oraz zabawki Poli. Mogłem zachować się jak ona, choć nawet wymiana zamków nie byłaby tak bolesna jak jej cholerne „nie”, burzące wszystko, co udało nam się wspólnie zbudować.
Wyszedłem z klatki, odwracając się jeszcze na chwilę, by spojrzeć w kuchenne okna zasłonięte firaną. Opuszczałem mój dom, nie wiedząc, co dalej, jak, gdzie ani na jak długo. Wiedziałem tylko, że nie mogłem pozostać tutaj. Tutaj, gdzie ból osiągał najwyższy poziom, a przypadkowe spotkanie z Magdą mogłoby skończyć się katastrofą.
Nogi same prowadziły mnie w kierunku dworca autobusowego, z którego miałem w planie ruszyć w drogę. „Tylko, gdzie tym razem?” – pytałem siebie w myślach, pokonując kolejne metry. „Morze, góry czy Mazury?” – zastanawiałem się, postanawiając zdać się na los. To on miał wybrać mi cel podróży, co wielu nazwałoby spontanicznością, lecz ja wiedziałem, że to tylko wygoda. Strach przed niewłaściwą decyzją, którą teraz będę mógł zrzucać na feralny los. Teraz i przez następne lata bez Magdy i Poli. Kobiet, które zajmowały w moim sercu tak samo dużo miejsca jak wspomnienia babci. „Babcia” – pomyślałem smutno, żałując, że nie zdążę pojechać do niej na cmentarz, aby wyjaśnić jej moje postępowanie. Mogłem jedynie liczyć, że patrzy na mnie stamtąd, gdziekolwiek jest, i rozumie, że nie mogę zostać tutaj, gdy wiem, że Magda mnie nie chce.
Maks naprawdę szybko uporał się z Polą. Nie wnikałam, co jeszcze jej obiecał, aby tak sprawnie zabrała swoje rzeczy, bo w tym momencie byłam mu za to wdzięczna. Zresztą nie tylko za to. Był przecież przyjacielem Alka i mógł zostawić mnie, Aśkę i Polę, by lecieć do niego i dowiedzieć się, co się stało. On jednak został, a nawet odważył się spędzić czas z Polą, bym mogła na spokojnie wypłakać się jego przyszłej żonie.
– Dzięki – powiedziałam ledwie słyszalnie, kiedy stał z Polą przy drzwiach, gotowy do wyjścia.
W odpowiedzi uśmiechnął się przyjacielsko, cmokając Aśkę w policzek. Mała rączka mojej córeczki spoczywała w jego silnej dłoni, co wywołało u mnie kolejny napad łez, które jeszcze musiałam tłumić w sobie.
– Już, spokojnie. – Gdy tylko drzwi za nimi się zamknęły, Aśka wzięła mnie w ramiona, tuląc do siebie mocno. – Teraz płacz, a później pogadamy.
Łzy spływały jedna za drugą, a ja nie mogłam i nie chciałam ich już powstrzymywać. Czułam, że wraz z nimi moje ciało opuszczają ból i dręczące mnie wyrzuty sumienia. Że gdy się skończą, będzie jak dawniej. Jak wczoraj, a nawet dziś przed przeczytaniem listu od Marcina. Listu, który zmienił wszystko w moim życiu, wywracając je do góry nogami, wręcz demolując.
Skulona na podłodze płakałam, bujając się w przód i w tył. Nie zwracałam uwagi na pałętającą się po domu Aśkę, zamknęłam się w swoim świecie, rozerwanym na strzępki. Nie chciałam żyć bez Alka. Nie chciałam, lecz musiałam się tego nauczyć.
[...]