44,00 zł
W trzeciej części „Lustrzanny” Christelle Dabos odkrywa przed czytelnikami cudowne miasto Babel. Gdzieś w sercu tej metropolii kryje się nieuchwytna tajemnica, która stanowi klucz do minionych czasów oraz niepewnej przyszłości.
Ofelia od dwóch lat i siedmiu miesięcy gnuśnieje na swojej rodzinnej arce Animie. W końcu jednak nadarza się okazja, żeby zacząć działać – wykorzystać wiedzę, jaką posiadła po lekturze Księgi Faruka, oraz strzępki informacji wyjawione przez Boga. Dziewczyna wybiera się pod przybraną tożsamością na Babel, kosmopolityczną arkę, wzór nowoczesności. Czy talent czytaczki wystarczy, żeby uniknąć coraz groźniejszych pułapek zastawianych przez jej przeciwników? Czy Ofelia ma jakiekolwiek szanse na odnalezienie Thorna?
RECENZJE:
„Roztrzaskany świat, który rozkochał w sobie tłumy, i roztrzaskane serca, po zakończeniu Zaginionych z Księżycowa. Nadchodzi czas, by choć jedno z nich stało się na powrót całością. Jeśli zdążyliście dojść do siebie po emocjach z finału, to czeka na Was kolejny cios w postaci Pamięci Babel! Bądźcie gotowi na kolejną, trzecią porcję niezapomnianych przeżyć w świecie Lustrzanny. Jak zwykle niesamowity styl, porywające przygody, świetnie wykreowani bohaterowie i kolejne tajemnice zagwarantują, że nie będziecie mogli się oderwać od lektury! Całym sercem kibicowałyśmy Ofelii w drodze do odnalezienia ukochanego. A zakończenie sprawiło, że ogromnie pragniemy przeczytać kolejny tom, już teraz!!! Dajcie się porwać i oczarować kolejnemu niesamowitemu tomowi Lustrzanny. Będzie się działo, z Christelle Dabos nie może być inaczej!”
Fantastyka na Luzie
„Czym jest cykl Lustrzanna napisany przez Christelle Dabos? Jest powiewem świeżości w literaturze z uniwersalnym przeznaczeniem dla każdej grupy wiekowej. Są to książki jedyne w swoim rodzaju. Gdybym już była zmuszona je do czegoś przyrównać, powiedziałabym, że cykl ten jest skrzyżowaniem Dumy i uprzedzenia Jane Austen z Harrym Potterem J.K. Rowling, ale... jest też czymś całkiem innym, czymś unikatowym. Magicznym. W dodatku napisanym barwnym, poetyckim językiem. Reasumując, porównanie do jakiegokolwiek znanego nam cyklu fantastycznego, jest krzywdzące i niesprawiedliwe.
Świat stworzony przez Dabos jest piękny, złożony. Wszystko jest w nim dopracowane w najmniejszych szczegółach, a postaci nie są jednowymiarowe. Nic tam nie jest jednoznaczne. Nie mamy tutaj różdżek, czarodziejów – panuje tu całkiem inny rodzaj magii. Moc iluzji, przechodzenie przez lustra, czytanie przedmiotów, oswajanie mebli i w końcu... moc Smoków, Kronikarzy, Iluzjonistów... Jednocześnie mierzymy się też z wojną kast, elit, która toczy się w Arkach-miastach, unoszących się w powietrzu. Pogrążamy się w sieci intryg, które są jeszcze bardziej zawiłe i sięgają głębiej niż to widać na pierwszy rzut oka... W tym wszystkim mamy dwójkę bohaterów, którzy kontrastują ze sobą tak bardzo, jak to tylko jest możliwe. Dabos zestawiła ze sobą nieprzystępnego i gburowatego Thorna oraz, z pozoru lękliwą, niepewną siebie Ofelię. Ta dwójka zmuszona jest do zawarcia małżeństwa z powodów dyplomatycznych. A w to wszystko, w cały ten ambaras na dodatek są wmieszani bogowie... Autorka zgrabnie wplata w powieść elementy mitologii nordyckiej oraz steampunku, tworząc spójną i logiczną całość.
W Pamięci Babel, trzecim tomie cyklu, powracamy do jakże barwnego, ale nadal pełnego tajemnic świata Lustrzanny. Myśleliście, że już nic Was nie zaskoczy...? Ha! Jesteście w wielkim błędzie! Mijają trzy długie lata od zaginięcia mrukliwego małżonka naszej niezdarnej, acz uroczej czytaczki. Gdzie podziewa się Thorn? Co sprawiło, że wręcz zapadł się pod ziemię ? I najważniejsze – czy nadal żyje? Na te pytania Ofelia próbowała znaleźć odpowiedź przez długie lata, prowadząc własne śledztwo na rodzinnej Animie... Śledztwo, które zbliża ją nie tylko do rozwiązania zagadki zniknięcia własnego męża, ale także do rozwikłania tajemnicy pochodzenia Boga. Istoty, która zagraża bezpieczeństwu i istnieniu wszystkiego, co do tej pory znała i kochała...
Jaki był świat przed Rozpadem...? Co dokładnie spowodowało częściową utratę wspomnień Faruka, Artemis oraz pozostałych Duchów Ark? Kim tak naprawdę jest Bóg i Ten Inny? By znaleźć odpowiedzi na te pytania, Ofelia wyrusza na Arkę zwaną Babel. Arkę, znacznie różniącą się od znanych bohaterce – nowoczesna, bardzo rozwinięta technologicznie, a jednak ściśle kontrolowana przez pewne wąskie grono osób. To Babel strzeże sekretów dotyczących zarówno przeszłości, jak i przyszłości świata, w którym przyszło żyć bohaterom Lustrzanny. To na niej znajduje się olbrzymia biblioteka zawierająca historię wszystkich Ark zbudowanych na ruinach Starego Świata. Świata przed Bogiem, przed Rozłamem... To Babel zawiera klucz do... wszystkiego. Im bardziej Ofelia zbliża się do tej wiedzy, tym ciaśniej zaciska się jej śmiertelna pętla na szyi...
W Pamięci Babel mamy też okazję zaobserwować jak bardzo Ofelia rozwinęła się i dojrzała, jak godzi się z pewnymi rzeczami, nabiera pewności siebie i walczy o swoje. Walczy o to, w co wierzy oraz o mężczyznę, którego kocha. Nie jest jednak idealna, ma swoje wady oraz słabości, przez co jest prawdziwa. Dodatkowo, wątek romantyczny jest poprowadzony wiarygodnie, lecz nienachalnie. Z taką delikatnością oraz subtelnością jak to potrafi tylko Christelle Dabos.
Napięcie wzrasta z każdą przeczytaną stroną i, jak to bywa z autorką, wraz ze starymi sekretami, nadciągają nowe, zaś jedna intryga pogania drugą. W trzecim tomie spotykamy starych sprzymierzeńców i wrogów, ale także poznajemy nowych: Octavia i jego matkę lady Septimę, profesora Wolfa, jak i Duchy Babel – bliźniaki Polluksa i Helenę. Dowiadujemy się także o dalszych losach Archibalda, Berenildy, jak i Wiktorii (już nie takiej maleńkiej córeczki Faruka, Ducha Bieguna). „Pamięć Babel” jest utrzymana w o wiele bardziej dystopijnym klimacie niż poprzednie dwa tomy. W niektórych momentach część trzecia przywodzi wręcz na myśl „Rok 1984” Orwella, ponieważ autorka porusza tu zagadnienia dotyczące wolnej woli oraz skutków ścisłej kontroli sprawowanej nad społeczeństwem – gdzie jednostka jest miażdżona przez władzę, która jest ponad wszystkim.
W skrócie – polecam ten tom (cykl!) całym sercem. Uważajcie na lustra”.
Kala Konarzewska, Fantastyczne Pogaduchy
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 551
W DRUGIM TOMIEZaginieni z Księżycowa
W następstwie nieporozumienia Ofelia zostaje mianowana młodszą bajarką na dworze Faruka, ducha rodziny arki zwanej Biegunem. Dziewczyna zagłębia się w świat za kulisami dekoracji Niebiasta i dostrzega moralne zepsucie maskowane bombastycznymi iluzjami. Wkrótce w niepokojący sposób zaczynają znikać kolejni arystokraci, a Ofelii powierza się przeprowadzenie śledztwa – tym razem w roli czytaczki – w sprawie szantażysty, który powołuje się na „Boga”. Animistka staje się adresatką jego gróźb, kiedy Faruk postanawia wykorzystać jej moc do zgłębienia tajemnicy swojej Księgi – zaszyfrowanego manuskryptu, który każdy duch rodziny posiada jako pamiątkę po dawno zapomnianym dzieciństwie. Od tej lektury będzie zależeć życie Thorna skazanego na karę śmierci.
Ofelia odkrywa w zetknięciu z Księgą dużo więcej, niż mogłaby sobie wyobrażać. Bóg naprawdę istnieje. To on stworzył duchy rodzin, uważa się za rodzica wszystkich ich potomków, a także władcę losów rodzin oraz cenzora zbiorów pamięci!
Przede wszystkim zaś Bóg potrafi przybierać postać oraz korzystać z mocy wszystkich, z którymi kiedykolwiek się zetknął. O tym Ofelia i Thorn przekonają się na własnej skórze, kiedy ów tajemniczy osobnik złoży im wizytę w więzieniu. Usłyszą wtedy od niego, że najgorsze jeszcze przed nimi, bowiem niejaki Inny jest o wiele groźniejszy od Boga... a Ofelia uwolniła go – nawet o tym nie wiedząc – kiedy pierwszy raz objawiła się jej natura Lustrzanny.
Thorn w wyniku ślubu z Ofelią sam zyskał moc przechodzenia przez lustra, co wykorzystuje, żeby uciec z celi w nieznanym kierunku.
Ofelia jest zmuszona do opuszczenia Bieguna i powrotu na Animę. Zostaje sama ze wszystkimi pytaniami. Kim jest Inny? Czy to właśnie on spowodował Rozdarcie? Dlaczego zamierza wywołać rozpad arek? Czy przeznaczeniem Ofelii rzeczywiście jest doprowadzenie Boga do Innego?
Najbardziej jednak prześladuje ją pytanie:
Gdzie jest Thorn?
RÓŻE WIATRÓW I ICH POŁĄCZENIA – MAPA
I
Anima, arka Artemis (władczyni przedmiotów)
II
Biegun, arka Faruka (władcy umysłów)
III
Totem, arka Wenus (władczyni zwierząt)
IV
Cyklop, arka Uranosa (władcy magnetyzmu)
V
Flora, arka Belisamy (władczyni roślinności)
VI
Plombor, arka Midasa (władcy transmutacji)
VII
Faros, arka Horusa (władcy uroku)
VIII
Serenissima, arka Famy (władczyni jasnowidzenia)
IX
Heliopolis, arka Lucyfera (władcy błyskawic)
X
Babel, arka bliźniąt Polluksa i Heleny (władców zmysłów)
XI
Pustynia, arka Dżina (władcy termalizmu)
XII
Tartar, arka Gai (władczyni teluryzmu)
XIII
Zefir, arka Olimpa (władcy wiatrów)
XIV
Tytan, arka Yin (władczyni masy)
XV
Corpolis, arka Zeusa (władcy metamorfozy)
XVI
Sidh, arka Persefony (władczyni temperatury)
XVII
Selene, arka Morfeusza (władcy oniryzmu)
XVIII
Wesperal, arka Wirakoczy (władcy fantomizacji)
XIX
Al-Ondalus, arka Re (władcy empatii)
XX
Gwiazda, arka neutralna (siedziba instytucji międzyrodzinnych)
Pewnego dnia
całkiem niedługo
nastanie świat, który wreszcie będzie żył w pokoju.
Zaludnią go
nowi mężczyźni
i nowe kobiety.
Zapanuje era cudów.
NIEOBECNY
ŚWIĘTO
Zegar – ogromne pudło na kółkach, z wahadłem, które mocarnie odliczało sekundy – dosłownie pędził. Ofelia rzadko widywała, sunący prosto na nią, mebel tych rozmiarów.
– Najmocniej przepraszam, droga kuzynko! – krzyknęła jakaś młoda dziewczyna, ciągnąc ze wszystkich sił smycz zegara. – Zazwyczaj nie jest taki towarzyski. Proszę nie mieć mu tego za złe, mama rzadko go wyprowadza. Czy mogę prosić gofra?
Ofelia przezornie spojrzała na zegar, którego kółka nadal zgrzytały na chodniku.
– Może syropu klonowego? – spytała dziewczynę, wykładając na ladę chrupiący smakołyk.
– Nie trzeba, kuzynko. Wesołych Czasomierzy!
– Wesołych Czasomierzy – odpowiedziała Ofelia bez przekonania, patrząc, jak dziewczyna i jej ogromny zegar znikają w tłumie.
Akurat tego święta wyjątkowo nie miała ochoty obchodzić. Przydzielono ją do stoiska z goframi znajdującego się w samym środku animistycznego jarmarku, więc cały dzień spoglądała na przemieszczające się budziki i zegary z kukułką. Nieprzerwaną kakofonię tykania oraz zawołań „Wesołych Czasomierzy!” zwielokrotniało echo, bo dźwięk odbijał się od ogromnych szyb hali targowej. Ofelii zdawało się, że wszystkie wskazówki kręcą się wyłącznie po to, żeby przypomnieć jej o tym, o czym wolałaby nie pamiętać.
– Dwa lata i siedem miesięcy.
Dziewczyna spojrzała na ciotkę Rozalinę, która wykładała właśnie na ladę parujące gofry. Najwidoczniej u niej Święto Czasomierzy również wywoływało czarne myśli.
– Sądzisz, że jaśnie pani raczy odpowiedzieć na nasze listy? – syknęła ciotka Rozalina, operując zgrabnie szpatułką. – Ach, nie, przepraszam, jaśnie pani ma zapewne ciekawsze rzeczy do roboty.
– Niech ciocia nie będzie niesprawiedliwa – mitygowała ją Ofelia. – Berenilda na pewno próbowała się z nami kontaktować.
Ciotka Rozalina odłożyła szpatułkę na formę do wypiekania gofrów i wytarła ręce o kuchenny fartuch.
– Masz rację, jestem niesprawiedliwa. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby po tym, do czego doszło na Biegunie, Nestorki sabotowały naszą korespondencję. Nie powinnam tak narzekać w twojej obecności. Te dwa lata i siedem miesięcy milczenia musiało być dla ciebie jeszcze bardziej męczące niż dla mnie.
Ofelia nie miała ochoty na ten temat rozmawiać. Od samego myślenia o tym czuła się tak, jakby przełykała wskazówki zegara. Zabrała się pospiesznie do obsługiwania jubilera, który podszedł do stoiska przystrojony zestawem najładniejszych zegarków ze swojego salonu.
– A cóż to! – zirytował się, kiedy wszystkie zegarki zaczęły gorączkowo trzaskać wieczkami. – Gdzie się podziały wasze maniery, moi drodzy? Czyżbyście chcieli trafić z powrotem do gablotki?
– Niech się pan na nie nie gniewa – powiedziała Ofelia. – To moja wina, działam tak na wszystkie zegarki. Syropu?
– Wystarczy sam gofr. Wesołych Czasomierzy!
Ofelia spojrzała na oddalającego się jubilera i o mało co nie upuściła butelki z syropem, odstawiając ją na stół.
– Nestorki nie powinny były powierzać mi stoiska na jarmarku. Nadaję się tylko do serwowania gofrów, nawet nie potrafię ich sama przygotować. A i tak połowa spada mi na ziemię.
Cała rodzina wiedziała o chorobliwej niezdarności dziewczyny. Nikt nie ryzykował prośby o syrop do gofra przy tylu zegarach defilujących w pobliżu.
– Trudno mi to przyznać, ale ten jeden raz Nestorki chyba miały rację. Wyglądasz jak siedem nieszczęść i moim zdaniem to był dobry pomysł, żeby dać ci coś do roboty.
Ciotka Rozalina spojrzała surowo na siostrzenicę, taksując wzrokiem jej zaciśnięte usta, bezbarwne okulary i skołtuniony warkocz, któremu nie dawał już rady żaden grzebień.
– Nic mi nie jest.
– Owszem, jest. Już w ogóle nie wychodzisz z domu, jesz byle co, prawie nie śpisz. Nawet do muzeum nie poszłaś ani razu – dodała ciotka poważnie, jakby akurat ten szczegół był najbardziej niepokojący.
– Przecież poszłam – zaprotestowała Ofelia.
Wybrała się tam pędem tuż po powrocie z Bieguna, kiedy tylko zeszła z pokładu sterowca, nie zaszła nawet do domu, żeby zostawić walizkę. Chciała na własne oczy zobaczyć gabloty opróżnione z broni, rotundę wyczyszczoną z wojskowych aeroplanów, ściany, z których zdjęto imperialne sztandary, oraz witryny pozbawione zbroi paradnych.
Wyszła całkiem załamana i nigdy więcej tam nie wróciła.
– To już nie jest muzeum – szepnęła. – Opowiadanie o przeszłości z pominięciem wojny to kłamstwo.
– Jesteś czytaczką – ofuknęła ją ciotka Rozalina. – Przecież nie możesz tak wiecznie siedzieć z założonymi rękami, czekając aż... Cóż, po prostu musisz iść dalej.
Ofelia powstrzymała się przed odpowiedzią, że wcale nie siedzi z założonymi rękami i że ruszanie dalej jej nie interesuje. Przez kilka ostatnich miesięcy przeprowadziła szeroko zakrojone badania, nie opuszczając łóżka – z nosem utkwionym w traktatach geograficznych. Powinna ruszyć nie dalej, ale dokądś – problem w tym, że nie miała takiej możliwości, dopóki nadzorowały ją Nestorki.
Dopóki nadzorował ją Bóg.
– Lepiej byś zrobiła, zostawiając swój zegarek w domu na czas święta – stwierdziła nagle ciotka Rozalina. – Wzbudza tylko niepotrzebną sensację.
Faktycznie – przed ladą z goframi zebrała się grupka zegarów różnego rodzaju. Ofelia odruchowo położyła dłoń na kieszeni, po czym dała znać zebranym czasomierzom, żeby poszły sobie tykać gdzie indziej.
– Takie rzeczy zdarzają się chyba tylko na Animie. Człowiek nie może mieć przy sobie rozregulowanego zegarka, bo zaraz wszystkie inne z całej okolicy mają do niego pretensje.
– Powinnaś zabrać go do zegarmistrza.
– Już to zrobiłam. Nie jest zepsuty, tylko rozkojarzony. Wesołych Czasomierzy, stryjku.
Z tłumu zebranych wyłonił się właśnie prastryj okutany starym zimowym płaszczem, z wąsami oklapniętymi pod ciężarem topniejącego śniegu.
– Taaak, taaak, wszystkiego dobrego, tik-tak i tak dalej – wymamrotał, przechodząc bez ceregieli na drugą stronę lady, żeby przygotować sobie ciepłego gofra. – Doprawdy, co za kocopoły! Święto Sztućców, Święto Instrumentów Muzycznych, Święto Butów, Święto Kapeluszy... Co roku dodają do kalendarza jakiś nowy jubel! Jeszcze chwila i będziemy świętować Dzień Nocnika. Za moich czasów przedmiotów nie rozpieszczało się tak jak dziś. A potem ludzie się dziwią, że wszystko zrobiło się takie kapryśne. Schowaj to szybko – szepnął nagle do Ofelii, podając jej jakąś kopertę.
– Znalazł stryjek jeszcze jedną?
Ofelia wsunęła kopertę do kieszeni fartucha, a serce biło jej szybciej niż wszystkie zegary na jarmarku.
– I to nie byle jaką, moje dziecko. Wyszukanie jej to nic trudnego. Co innego umknięcie uwagi Nestorek. Pilnują mnie prawie tak bardzo jak ciebie. Bądź czujna – syknął stryj, otrząsając wąsy. – Widziałem, że Sprawozdawczyni i ten jej przeklęty ptaszor kręcą się po okolicy.
Ciotka Rozalina przysłuchiwała się tej rozmowie z zaciśniętymi zębami. Doskonale wiedziała o ich tajemnych sprawkach i chociaż ich nie pochwalała – z obawy, że Ofelia znów wpadnie w tarapaty – to i tak często sama dawała się w nie zaangażować.
– Ciasto na gofry się kończy – stwierdziła oschle. – Bądź tak dobra i przynieś nowy słój.
Ofelii nie trzeba było dwa razy prosić – od razu czmychnęła do spiżarni. Panowało tam lodowate zimno, ale przynajmniej można się było ukryć przed wścibskimi spojrzeniami. Dziewczyna uspokoiła szalik, który podrygiwał nerwowo na wieszaku, sprawdziła, czy w pomieszczeniu nikogo nie ma, po czym otworzyła kopertę od prastryja.
W środku była pocztówka.
Opis na odwrocie głosił: „XXII Wystawa Międzyrodzinna”, a na stemplu widniała data sprzed ponad sześćdziesięciu lat. Żeby zdobyć tę pocztówkę, prastryj – dumny rodzinny archiwista – zapewne wykorzystał swoje znajomości. Ofelię interesowało przede wszystkim zdjęcie. Czarno-biała odbitka, tu i ówdzie sztucznie podkolorowana, pokazywała dziedziniec jakiegoś ogromnego budynku, a na nim stoiska rozmaitych wystawców i egzotyczne ciekawostki. Wyglądało to jak hala targowa na Animie, tylko sto razy bardziej imponująca. Dziewczyna poprawiła okulary i przysunęła pocztówkę do światła. Wtedy wreszcie znalazła to, czego szukała: przez wielkie szklane ściany budynku dostrzegła – niemal całkiem niewidoczny na rozmytym tle – pomnik bez głowy.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu okulary Ofelii zabarwiły się od emocji. Prastryj właśnie dostarczył jej coś, co potwierdzało wszystkie jej hipotezy.
– Ofelio! – usłyszała głos ciotki Rozaliny. – Matka cię wzywa!
Dziewczyna schowała pospiesznie pocztówkę. Fala ekscytacji, która ją przed chwilą zalała, cofnęła się i ustąpiła miejsca frustracji. Albo nawet czemuś więcej – oczekiwaniu. Niekończącemu się oczekiwaniu, które drążyło ją od środka. Ofelia chwilami bała się, czy w końcu nie zapadnie się w sobie.
Wyciągnęła zegarek kieszonkowy i bardzo ostrożnie otworzyła jego wieczko. Biedny mechanizm też od dawna cierpiał, dlatego Ofelia nie mogła sobie pozwolić na niezdarność. Od kiedy wzięła go z rzeczy Thorna – tuż przed tym, jak zmuszono ją do powrotu na Animę – zegarek ani razu nie pokazał godziny. Czy może raczej pokazywał, ale wszystkie naraz. Wskazówki na cyferblatach obracały się bez sensu to w jedną, to w drugą stronę: czwarta dwadzieścia dwie, siódma trzydzieści osiem, pierwsza pięć... W dodatku zegarek całkiem przestał tykać.
Dwa lata i siedem miesięcy milczenia.
Ofelia nie dostała od Thorna żadnej wiadomości od momentu jego ucieczki z celi. Ani jednego telegramu czy listu. Powtarzała sobie, że mężczyzna nie mógł ryzykować ujawnienia się, był bowiem poszukiwany przez wymiar sprawiedliwości, a może nawet przez samego Boga, ale nie dawało jej to spokoju.
– Ofelio!
– Już idę.
Dziewczyna chwyciła słój z ciastem na gofry i wyszła ze spiżarni. Po drugiej stronie lady stała jej matka w rozłożystej sukni z bufkami.
– Widzę, że moja córka raczyła wreszcie ruszyć się z łóżka! Jeszcze chwila i zamieniłabyś się w stolik nocny. Wesołych Czasomierzy, kochanie. Bądź tak miła i przygotuj maluchom po gofrze.
Matka Ofelii wskazała na długi ogonek dzieci, które jej towarzyszyły. Dziewczyna dostrzegła w tej grupce brata, siostry, siostrzeńców, kuzynów oraz zegar stojący z salonu. Właściwie nie byli już takimi maluchami. Hektor przez ostatnie kilka miesięcy tak urósł, że ku swojej wielkiej radości dogonił Ofelię. Patrząc na rosłe dzieciaki z płomienistymi włosami i buziami pełnymi piegów, dziewczyna zastanawiała się, czy aby na pewno należy do tej rodziny.
– Rozmawiałam o tobie z Agatą. – Matka Ofelii pochyliła swój imponujący biust nad ladą. – Twoja siostra podziela moje zdanie, musisz pomyśleć o znalezieniu sobie jakiegoś zajęcia. Według Karola powinnaś popracować w fabryce. Spójrzże na siebie, dziecko! Nie możesz tego dłużej ciągnąć. Jesteś jeszcze młoda! Nic cię już nie wiąże z... no wiesz, z nim.
Ostatnie słowo matka Ofelii wymówiła bezgłośnie. Nikt w rodzinie nigdy nie wspominał o Thornie, jakby chodziło o wstydliwy temat. Nikt też nie poruszał tematu Bieguna. Ofelia zastanawiała się czasem, czy wszystko, co tam przeżyła, rzeczywiście się zdarzyło. Czyżby nie była nigdy ani lokajem, ani młodszą bajarką, ani naczelną czytaczką rodziny?
– Proszę, niech mama podziękuje Agacie i Karolowi, ale moja odpowiedź brzmi: nie. Jakoś nie widzę się przy produkcji koronek.
– Mogę ją wziąć do archiwów – burknął prastryj spod wąsów.
Matka Ofelii tak mocno zacisnęła usta, że jej twarz nadęła się od tego niczym suflet.
– Ma na nią stryjek godny pożałowania wpływ. Przeszłość, przeszłość, nic tylko przeszłość! Moja córka powinna zacząć myśleć o swojej przyszłości.
– No tak! – odparł zjadliwie stary archiwista. – Chciałabyś, żeby była równie świętoszkowata jak milusie książeczki z waszej biblioteki? To już lepiej wyślij ją gdzieś, gdzie ptaki zawracają!
– Przede wszystkim chciałabym, żeby dla odmiany zyskała trochę w oczach Nestorek i Artemis.
Ofelia przez nieuwagę podała gofra rodzinnemu zegarowi z wahadłem.
Była załamana – choć powtarzała wszystkim dookoła, że Nestorkom nie można ufać, nikt jej nie słuchał. A przecież chciałaby ich ostrzec przed tyloma jeszcze zagrożeniami! Na przykład przed Bogiem. O nim jednak nie mówiła nikomu: ani rodzicom, którzy bez przerwy zasypywali ją pytaniami, ani ciotce Rozalinie, która martwiła się jej milczeniem, ani prastryjowi, który pomagał jej prowadzić kwerendę. Cała rodzina wiedziała, że w celi Thorna coś się wydarzyło – najgorzej poinformowani byli przekonani, że to Ofelia została aresztowana – ale nikt nigdy nie usłyszał od niej ani słowa na temat przebiegu wydarzeń. Nie mogła o tym mówić – nie po tym, czego dowiedziała się o Bogu.
Matka Hildegarda zabiła się przez niego.
Baron Melchior zabijał dla niego.
Thorn o mało co przez niego nie zginął.
Samo istnienie Boga było niebezpiecznym faktem. Ofelia zamierzała zachować tę wiedzę w tajemnicy tak długo, jak to będzie możliwe.
– Wiem, że wszyscy się o mnie martwicie – odezwała się wreszcie. – Ale tu chodzi o moje życie. Nie muszę się nikomu tłumaczyć, nawet Artemis, i mam w nosie to, co myślą Nestorki.
– Gadaj zdrowa, kochanieńka.
Ofelia zdrętwiała na widok kobiety w średnim wieku, która zbliżyła się ukradkiem do stoiska. Nie miała na sobie ani jednego zegarka, nie prowadziła też żadnego czasomierza na smyczy, za to na jej głowie tkwił niebywały kapelusz zwieńczony wiatrowskazem w kształcie łabędzia, który intensywnie wirował. Pozłacane binokle powiększały i tak wielkie, wyłupiaste oczy kobiety, śledzące bez ustanku najdrobniejsze zachowania i gesty – wszystkich Animistów zasadniczo, a Ofelii w szczególności.
Sprawozdawczyni była dla Nestorek tym, kim Nestorki były dla Boga.
– Twoja córka to prawdziwa wolnomyślicielka, moja mała Zofio – stwierdziła kobieta, posyłając matce Ofelii życzliwy uśmiech. – W każdej rodzinie powinna taka być! Nie chce wracać do pracy w muzeum? Uszanujmy jej wybór. Nie chce się zajmować koronkami? Nic na siłę. Pozwólmy jej iść własną drogą... Być może przydałaby jej się zmiana klimatu?
Spojrzenie i wiatrowskaz Sprawozdawczyni w jednym synchronicznym ruchu skierowały się na Ofelię. Dziewczyna musiała się bardzo postarać, żeby nie sprawdzić, czy pocztówka przekazana jej przez prastryja nie wystaje czasem z kieszeni fartucha.
– Namawiacie mnie do opuszczenia Animy? – spytała Ofelia nieufnie.
– Och, ależ my cię do niczego nie namawiamy! – pospieszyła z wyjaśnieniami Sprawozdawczyni, nie dając dojść do słowa zdumionej matce Ofelii. – Jesteś dorosła. Możesz sama decydować, gdzie żyć.
Kobiecie stanowczo brakowało wyczucia. I właśnie dlatego nigdy sama nie zostanie Nestorką.
Ofelia doskonale wiedziała, że jeśli wsiądzie na pokład sterowca, będzie śledzona i pilnowana. Owszem, chciała odnaleźć Thorna, ale zdecydowanie nie zamierzała naprowadzić Boga na jego trop. W takich chwilach jeszcze bardziej niż kiedykolwiek żałowała, że nie może posłużyć się lustrami do opuszczenia Animy – niestety jej moc miała swoje ograniczenia.
– Bardzo dziękuję – odpowiedziała, kiedy obdarowała już goframi wszystkie dzieci. – Chyba jednak nadal wolę swój pokój. Wesołych Czasomierzy, pani Sprawozdawczyni.
Uśmiech zastygł na twarzy kobiety.
– Nasze najczcigodniejsze matki robią ci ogromny zaszczyt, zajmując się twoją osóbką... Ogromny zaszczyt, rozumiesz? Dlatego skończ wreszcie z tymi sekretami i zaufaj im. Nestorki mogłyby ci pomóc, i to dużo bardziej, niż myślisz.
– Wesołych Czasomierzy – powtórzyła Ofelia oschle.
Sprawozdawczyni cofnęła się gwałtownie, jakby poraził ją prąd. Spojrzała na dziewczynę najpierw ze zdziwieniem, potem z oburzeniem, aż wreszcie obróciła się na pięcie i dołączyła do stojącego wśród spacerujących zegarów orszaku złożonego z samych staruszek. Nestorki, słuchając relacji Sprawozdawczyni, kiwały tylko głowami, ale spojrzenia, które posyłały z oddali w stronę Ofelii, były lodowate.
– Zrobiłaś to! – wykrzyknęła wściekle matka Ofelii. – Użyłaś tej okropnej mocy! Na Sprawozdawczyni we własnej osobie!
– Nie zrobiłam tego specjalnie. Gdyby Nestorki nie zmusiły mnie do opuszczenia Bieguna, Berenilda nauczyłaby mnie, jak panować nad szponami.
Ofelia wymamrotała te słowa z irytacją, przecierając szmatką ladę. Nowa moc od początku była poza jej kontrolą. Jak dotąd nie zrobiła nikomu krzywdy – nie ucięła żadnego nosa ani palca – ale jeśli ktoś wzbudzał w niej prawdziwą niechęć, zawsze działo się to samo: coś się w niej podrywało, żeby taką osobę odeprzeć. Zapewne nie była to najlepsza droga rozwiązywania sporów.
– Nie wykpisz się z tego w ten sposób – syknęła matka Ofelii, celując w córkę pomalowanym na czerwono paznokciem. – Mam już po kokardę patrzenia, jak zalegasz w łóżku i prowokujesz nasze czcigodne matki. Jutro rano pójdziesz do fabryki, i tyle.
Ofelia odczekała, aż matka i towarzyszące jej dzieci odejdą od stoiska, po czym oparła się o ladę i wzięła głęboki wdech. Pustka, którą czuła w sobie, jeszcze się powiększyła.
– Twoja mama może sobie mówić, co chce – burknął prastryj. – W archiwach zawsze będziesz mile widziana.
– Podobnie jak w moim warsztacie renowacji – zawtórowała mu ciotka Rozalina zachęcająco. – Nie znam nic bardziej satysfakcjonującego niż usuwanie z papieru niszczących go insektów i zawilgoceń.
Ofelia nie odpowiedziała. Nie miała ochoty pracować ani w fabryce koronek, ani w archiwach rodzinnych, ani w warsztacie renowacji. Z całego serca chciała wyrwać się spod nadzoru Nestorek i udać do miejsca, które widniało na pocztówce.
Miejsca, w którym być może znajdował się teraz Thorn.
„Pierwsza antresola”.
„Męska toaleta”.
„Nie zapomnij zabrać szalika: wybywasz”.
Dziewczyna poderwała się tak gwałtownie, że przewróciła buteleczkę z syropem klonowym na ladę. Z rozpalonymi policzkami szukała wśród kuchennych zegarów i tykających wahadeł osoby, która wyszeptała te trzy myśli w jej głowie. Ale ten ktoś zniknął już z zasięgu jej wzroku.
– A ciebie co znów ugryzło? – zdziwiła się ciotka Rozalina, gdy Ofelia pospiesznie zarzuciła płaszcz na fartuch.
– Muszę do toalety.
– Źle się czujesz?
– Nigdy w życiu nie czułam się lepiej – odpowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem. – Archibald po mnie przybył.
SKRÓT
Tak naprawdę Ofelia, wchodząc potajemnie po schodach razem z prastryjem, ciotką Rozaliną i swoim szalikiem, nie miała bladego pojęcia, w jaki sposób Archibald trafił w sam środek animistycznego jarmarku ani dlaczego wyznaczył jej spotkanie akurat w toalecie. Powiedział jej tylko, że „wybywa”. Skoro zamierzał pomóc jej w opuszczeniu Animy, to czy nie lepiej było spotkać się gdzieś na zewnątrz, jak najdalej od tłumu i Nestorek?
– Powinna ciocia raczej przypilnować naszego stoiska – wyszeptała dziewczyna. – Kiedy się zorientują, że nie ma nikogo przy gofrach, zaczną nas szukać.
Ciotka Rozalina taszczyła pod pachą wszystko, co udało jej się zebrać w pośpiechu przed podróżą.
– Chyba nie mówisz poważnie – oburzyła się. – Jeżeli jest jakakolwiek szansa, by wrócić na Biegun, to zabieram się z tobą!
– A co z cioci pracownią? Dopiero co wspominała ciocia o insektach i zawilgoceniach.
– Od naszego odlotu Berenilda musi sama stawiać czoło tym wszystkim żmijom i degeneratom. Ciotka Thorna znaczy dla mnie dużo więcej niż byle kartka.
Na widok Archibalda stojącego na drugim końcu antresoli serce Ofelii zabiło mocniej. Mężczyzna czekał na nią spokojnie przed drzwiami do męskiej toalety, owinięty starą połataną peleryną, w przekrzywionym cylindrze na głowie. Nawet nie próbował się ukrywać, co przecież nie stanowiłoby oznaki przesadnej ostrożności – były ambasador nawet ubrany jak włóczęga nadal zwracał na siebie uwagę, zwłaszcza kobiet.
– To chyba nie żadna pułapka, co? – zrzędził prastryj, chwytając Ofelię za ramię. – Czy ten fircyk to ktoś godzien zaufania?
Ofelia wolała nie wypowiadać się na ten temat. Ufała Archibaldowi do pewnego stopnia, ale przecież – z tego, co wiedziała – nie był on uosobieniem wszelkich cnót. Zrobiła kilka kroków naprzód, starając się trzymać z dala od balustrady. Widziany z tej wysokości jarmark był już tylko wzburzonym morzem kapeluszy i cyferblatów: podawano sobie godzinę, nakręcano zegarki, życzono: „Wesołych Czasomierzy!”.
– Uprzedzałem cię, małżonko Thorna! – powitał ją Archibald. – Jeśli nie wrócisz na Biegun, to Biegun przybędzie do ciebie.
Otworzył zamaszyście drzwi, jakby to były drzwiczki do karety, a następnie zaprosił wszystkich, żeby weszli do toalety.
– Co tu się dzieje? Kim jest ten osobnik?
Na antresolę wdrapała się właśnie zaaferowana i zasapana Sprawozdawczyni. Jej wiatrowskaz celował prosto w nich.
– Wchodźcie szybko! – Archibald popchnął Ofelię do środka.
Ciotka Rozalina i prastryj pospiesznie weszli za nią i ruszyli pędem, szukając wyjścia awaryjnego. Wokół były same pisuary. Ofelia chciała spytać Archibalda, którędy niby mają stąd uciec, ale mężczyzna był zbyt zajęty powstrzymywaniem Sprawozdawczyni przed wdarciem się do środka, bo kobieta w ostatniej chwili zdążyła zablokować drzwi butem.
– Czcigodne Matki! – krzyczała piskliwym głosem. – Ofelia próbuje się wymknąć! Zróbcie coś!
Na te słowa w toalecie rozpętała się istna apokalipsa. Pisuary, klozety i umywalki, ohydnie bulgocząc, zaczęły tryskać wodą – to Nestorki skorzystały ze swoich animistycznych mocy. Wszystkie budynki publiczne były im bezgranicznie posłuszne, nie inaczej było z halą targową.
– Nie możemy tu tkwić bez końca – rzuciła Ofelia do Archibalda, próbując przekrzyczeć ogłuszający chlupot wody. – Jaki ma pan plan?
– Punkt pierwszy: zamknąć te drzwi.
Mężczyzna nie przestawał się uśmiechać, jakby sytuacja, w jakiej się znaleźli, była jedynie chwilową niedogodnością.
– A kolejny?
– Uwolnić cię.
Ofelia nic nie rozumiała. Wpatrywała się w rękę Sprawozdawczyni, która właśnie wsunęła się przez szparę w drzwiach. Znała Archibalda wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nigdy nie posunąłby się do złamania palców damie.
– Odsuń no się, młodzieńcze! – huknął prastryj. – Już ja się zajmę tą zmorą, a ty pomóż małej się stąd wymknąć.
Prastryj wypadł z impetem z toalety, odpychając Sprawozdawczynię.
Archibald trzasnął drzwiami, a wtedy zapadła cisza. Nienaturalna, całkiem niezrozumiała cisza. Woda w rurach przestała szumieć. Nie było już słychać krzyków Sprawozdawczyni. Ustało tykanie dobiegające wcześniej z jarmarku. Ofelia zastanawiała się nawet, czy Archibald przypadkiem nie zatrzymał biegu czasu. Kiedy otworzyli drzwi, za nimi nie było już ani antresoli, ani prastryja ze Sprawozdawczynią, ani hali targowej. Patrzyli na pomieszczenie przypominające opuszczony sklep pełen pustych regałów. Intensywny zapach kurzu wskazywał, że lokal był od dawna nieczynny.
– Uwaga na próg – uprzedził Archibald.
Ofelia i ciotka Rozalia wyszły ostrożnie z toalety, której posadzka znajdowała się nieco wyżej niż podłoga sklepu. Zrozumiały, dlaczego tak jest, kiedy spojrzały za siebie – właśnie wyszły z szafy.
– A co to za nowa sztuczka?
– Wywołałem skrót – odpowiedział Archibald, jakby chodziło o najnormalniejszą rzecz pod słońcem. – To naprawdę żaden wyczyn, tylko zwyczajne jednorazowe połączenie. Zresztą oceńcie same.
Mężczyzna zamknął drzwi szafy, po czym znów je otworzył. Wyposażenie męskiej toalety zastąpiły stare bibeloty. Aż dziw, że z tak małego mebla wyszły przed chwilą trzy osoby.
– Toalety wróciły do hali targowej – wyjaśnił uradowany Archibald. – Wyobraźcie sobie minę tej niewiasty z wiatrowskazem, kiedy nie zastanie nas na miejscu.
Ofelia wyżęła przemoczony szalik i rozchyliła zasłony skrywające witrynę sklepu. Szyba była zaparowana, ale dało się dostrzec wąską brukowaną uliczkę zasypaną śniegiem, pełną opatulonych przechodniów, którzy ze wszystkich sił starali się nie poślizgnąć. Nieco niżej, pod bladym niebem, po częściowo zamarzniętym kanale płynęła wolno barka.
– Przecież ja znam to miejsce – stwierdziła ciotka Rozalina, patrząc jej przez ramię. – Jesteśmy niedaleko Wielkich Jezior.
Ofelia była nieco zawiedziona. Po tak niezwykłej ucieczce przez chwilę miała nadzieję, że opuścili Animę.
– Co to za nowa sztuczka? – nie odpuszczała.
Archibald był człowiekiem wielu talentów, potrafił przenikać do cudzych głów oraz przemawiać do niewieścich serc, ale tym razem naprawdę przeszedł sam siebie.
– To długa historia – odpowiedział, grzebiąc w dziurawych kieszeniach peleryny. – Wyobraź sobie, że odkryłem w sobie nowe zdolności, nowe ambicje i nowe uczucia!
Mężczyzna wyjął triumfalnie pęk kluczy. Ofelia przyjrzała się Archibaldowi w półmroku panującym w sklepie. Gdy widziała go ostatnim razem na dworcu dla sterowców w Niebieście, był cieniem samego siebie. Dziś błękit jego oczu rozświetlał słoneczny blask. Znikła gdzieś dawna słodko-gorzka nonszalancja.
Dziewczyna mimowolnie się spięła. Czy to na pewno Archibaldowi pozwoliła przeprowadzić się przez ten skrót? Nie miała do czynienia z Bogiem od konfrontacji w więziennej celi Thorna, ale nie zapomniała, że potrafi on przybierać dowolną postać.
– Skąd pan wiedział, gdzie mnie szukać?
– Nie wiedziałem – odparł Archibald. – Dopiero co spędziłem dwie godziny na lodowatym promie, a potem jeszcze jedną w tej waszej dolince na wypytywaniu o drogę. Kiedy wreszcie udało mi się zlokalizować dom twoich rodziców, nie zastałem cię tam. Musiałem się przez ciebie trochę napocić! Mogę wywoływać skróty wyłącznie między dwoma miejscami, w których już kiedyś byłem. Szanowne panie będą łaskawe podążyć za mną – zmienił nagle temat, ruszając w stronę sklepowego zaplecza.
Ale Ofelii nigdzie się nie spieszyło.
– Dlaczego nas pan tu przeniósł?
– Czy jest z panem Berenilda? – spytała z kolei ciotka Rozalina.
– A Thorn? – Ofelia nie mogła się powstrzymać.
– Powoli, powoli! – prychnął Archibald. – Przeniosłem was tutaj, bo właśnie w to miejsce sam wcześniej przybyłem. Moja umiejętność wywoływania skrótów ma swoje ograniczenia. Nie, naszej najdroższej Berenildy ze mną nie ma. Nawet nie wie, że tu jestem... i potnie mnie na kawałeczki, jeżeli nie wrócę wkrótce na Biegun. – Zerknął na zegarek. – Jeśli zaś chodzi o nieuchwytnego pana Thorna, to od jego ucieczki z aresztu nie mieliśmy żadnych wiadomości.
Nadzieja, która wypełniła Ofelię na widok Archibalda, opadała niczym suflet. Przez szaloną krótką chwilę dziewczyna myślała, że to Thorn zainicjował tę ucieczkę. Spojrzała podejrzliwie na zaplecze sklepu, do którego wszedł Archibald – wydawało się nieużywane jeszcze dłużej niż sam sklep.
– Przybył pan tutaj wcześniej? Nic nie rozumiem.
Archibald wypróbowywał kolejne klucze, by otworzyć jakiś zamek. Wreszcie dało się słyszeć dźwięczny szczęk.
– Panie przodem!
Wbrew wyobrażeniom Ofelii przejście nie prowadziło do piwnicy, lecz do rotundy obszernej niczym dworcowa poczekalnia. Przez wysokie witraże przy kopule przenikało światło. W pomieszczeniu panowała nieco nierzeczywista atmosfera. Całą posadzkę pokrywała ogromna mozaika przedstawiająca gwiazdę, której ramiona wskazywały ośmioro drzwi prowadzących w różne strony świata.
To imponujące wnętrze było całkowitym przeciwieństwem zapuszczonego sklepiku.
Ułożone z posrebrzanych liter napisy o identycznym brzmieniu głosiły:
ŻYCZYMY MIŁEGO PRZEJŚCIA NA DRUGĄ STRONĘ
– Róża Wiatrów – wyszeptała Ofelia.
Jej rozmiar wskazywał, że był to węzeł międzyrodzinny. Dziewczyna po raz pierwszy znalazła się w takim miejscu. Szkoda tylko, że trafiła tu oblana wodą z męskiej toalety – przy każdym kroku jej buty wydawały odgłos jak wyciskana gąbka, co nie brzmiało najlepiej.
– Słyszałam, że są takie na Animie, ale nie bardzo w to wierzyłam.
Choć Ofelia mówiła dość cicho, mozaikowa podłoga i witraże odbijały jej głos po całej rotundzie.
– Jest tylko jedna – wyjaśnił Archibald, zamykając za sobą drzwi na klucz. – I jak w przypadku każdej szanującej się Róży Wiatrów, jej lokalizacja jest tajna. Nie ukrywam, że urządzałoby mnie bardziej, gdyby ta tutaj znajdowała się nieco bliżej waszej doliny.
Pośrodku rotundy stała lada, na której ku swojemu zaskoczeniu Ofelia zobaczyła małą dziewczynkę. Dziecko leżało na brzuchu i starannie coś rysowało, a zachowywało się tak cicho, że można by go z łatwością nie zauważyć.
– Drogie panie, znacie już teraz moje nowe możliwości i ambicje – oznajmił Archibald, omiatając zaborczym gestem całą salę. – A jeśli chodzi o moje nowe uczucia: oto ich obiekt! – Mężczyzna uniósł dziewczynkę niczym trofeum. – Moja mała Wiktorio, pozwól, że ci przedstawię: to twoja matka chrzestna oraz matka chrzestna twojej matki chrzestnej.
Ciotka Rozalina z zaskoczenia upuściła na podłogę wszystkie rzeczy, które ze sobą zabrała: parasol, mufkę, szal i szpatułkę do gofrów.
– A niech to spacerówka, przecież to córeczka Berenildy! Wykapana mama!
Ofelia wzruszona, a także nieco onieśmielona, spoglądała na dziewczynkę, która patrzyła na nią szeroko otwartymi jasnymi oczami. Oczami Berenildy. Co do reszty, to w zasadzie więcej odziedziczyła po ojcu. Jej twarz była bajkowo blada, a włosy, nienaturalnie długie jak na jej wiek, zdawały się raczej białe niż blond. Rozchylała usta, nie wydając przy tym żadnych dźwięków, co przywodziło na myśl przeciągające się w nieskończoność milczenie Faruka.
– Nadal nie potrafi mówić ani chodzić – uprzedził Archibald, potrząsając Wiktorią, jakby opisywał usterki lalki mechanicznej. – Wciąż nie ujawniła się także jej moc rodzinna. Ale nie myślcie, że jest głupiutka, Wiktoria już teraz rozumie dużo więcej niż wszystkie moje byłe siostry razem wzięte.
Ciotka Rozalina podejrzliwie zmarszczyła brwi.
– Czy Berenilda w ogóle wie, że jej córka tu jest? Widzę, że nadal jest pan skrajnie nieodpowiedzialny! – stwierdziła z rozpaczą, na co Archibald uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Dziecko ducha rodziny! Próbuje pan sprowokować incydent dyplomatyczny? Doprawdy, jako ambasador nie jest pan wart nawet gwoździa.
– Nie jestem już ambasadorem. Tę funkcję przejęła po mnie moja była siostra Pacjencja. Klan Sieci wykreślił mnie z listy żywych od czasu dobrze-wiecie-czego. – Archibald wykonał palcami ruch imitujący nożyczki. – Niech mnie pani nie osądza zbyt surowo, Rozalino. Matka najchętniej trzymałaby Wiktorię w kołysce, a ojciec nie potrafi przypomnieć sobie jej imienia. Jako chrzestny jestem odpowiedzialny za zapewnienie temu dziecku jakichś rozrywek... A ty, młoda damo, nie słuchaj tych wszystkich złych głosów, które uważają, że jesteś opóźniona! – oświadczył Archibald, wkładając Wiktorii na głowę swój stary cylinder. – Archibald ci mówi, że dokonasz kiedyś wielkich rzeczy.
Ofelię zalała fala gwałtownego uczucia. Co prawda prastryj – przy okazji jej zaręczyn – nie zwrócił się do niej dokładnie tymi słowami, ale brzmiało to bardzo podobnie. Nagle dotarło do niej, że gdyby w całą sprawę nie wmieszały się Nestorki, przyglądałaby się, jak Wiktoria rośnie, i była dla niej matką chrzestną z prawdziwego zdarzenia. Być może zdążyłaby już nawet odnaleźć Thorna. Tak czy inaczej, nie siedziałaby dwa lata, usychając w swoim pokoju, podczas gdy reszta świata podążała do przodu.
– Jak działa ta Róża Wiatrów i dokąd może nas zabrać? Chciałabym znaleźć się możliwie jak najdalej od Nestorek, więc...
Ofelia urwała w pół zdania, bo Archibald właśnie odsunął teatralnym gestem kurtynę, która zasłaniała stojący za kontuarem duży okrągły stół oraz pochylonych nad nim Gaëlle i Ryżego. Oboje byli zajęci robieniem notatek. Na głowach mieli uszanki, a na nosach binokularne lupy, w których prawie nie dało się ich poznać. O ich łydki ocierał się duży rudy kot, w którym dziewczyna rozpoznała Łajzę. Gaëlle i Ryży byli jednak tak skupieni, że nie zwracali uwagi na nic dookoła.
Tak się przynajmniej Ofelii zdawało, dopóki Ryży – między dwiema notatkami – nie mrugnął do niej porozumiewawczo okiem powiększonym przez lupę. Z uwagi na swoją atletyczną budowę, krzaczaste brwi i bujne bokobrody bardziej niż kiedykolwiek przypominał teraz kominek.
– Uszanowanie, szefowo. Kończymy obliczenia i jesteśmy do pani dyspozycji. Jeżeli staniemy gdzieś po drodze, trzeba będzie powtarzać całą trasę od początku, a to z kolei może rozgniewać moją drugą szefową.
– Skończże już z tymi „szefowymi” – zrugała go Gaëlle, nie odrywając wzroku od stołu. – Jesteś związkowcem, więc wyrażaj się jak związkowiec.
– Tak jest, szefowo.
Im dłużej trwał ten dzień, tym częściej Ofelia zastanawiała się, czy nie przysnęła czasem na stoisku z goframi. Może to wszystko jej się śni?
– Oto moi towarzysze podróży! – wyjaśnił Archibald, który ciągle trzymał na rękach małą Wiktorię. – Nadal się do siebie nie przekonaliśmy, ale poza tym drobnym szczegółem tworzymy zgrany zespół. Ja wynajduję Róże Wiatrów, a oni je odszyfrowują. Siedmioro z ośmiorga drzwi, które tu widzicie, prowadzi na inne arki, na których znajdują się kolejne Róże. Każda z nich wygląda tak jak ta tutaj: ośmioro drzwi, kontuar i siatka połączeń. Nawet sobie nie wyobrażacie, ilu przejść potrzebowaliśmy, żeby dostać się z Bieguna na Animę, a nie wspominam już nawet o kilku błędach popełnionych po drodze.
Ofelia przyjrzała się okrągłemu stołowi z bliska i dostrzegła, że jego marmurowy blat jest w całości pokryty wykutymi cyframi, symbolami i strzałkami. Mapa przedstawiająca sieć Róży Wiatrów przypominała koszmarną łamigłówkę. Ryży i Gaëlle pokazywali sobie palcami różne linie, mierzyli je specjalnymi przyrządami, po czym zapisywali wszystkie obliczenia. Nie dotykali się, nie patrzyli na siebie, nic do siebie nie mówili, a jednak – obserwując ich zachowanie, kiedy przebywali tuż obok siebie – Ofelia wiedziała. Odwróciła wzrok, nagle zawstydziło ją, że tak się im przygląda. Jakby jej spojrzenie naruszało ich intymność. Pogłaskała Łajzę, który nie doczekawszy się pieszczot gdzie indziej, zaczął się łasić do niej. Była zasmucona tym, że on również bardzo przez ten czas urósł.
Ofelia nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że na jej osi czasu jest potężna wyrwa.
– Co to takiego ten „związkowiec”? – spytała Archibalda.
Mężczyzna położył Wiktorię z powrotem na kontuarze, a dziewczynka natychmiast wróciła do rysowania.
– Och, to taka nowa moda na Biegunie. Odpoczynek wyrównawczy, waloryzacja płac, zmniejszenie czasu pracy... Całkiem jakby stara Hildegarda była żywsza niż kiedykolwiek i wypełniała głowy służby swoimi szalonymi pomysłami. Od waszego odlotu obyczaje się pozmieniały.
– Pan także się zmienił – zauważyła Ofelia. – A teraz proszę mi wytłumaczyć, jakim cudem udaje się panu wywoływać skróty i otwierać Róże Wiatrów. Myślałam, że to zdolności zarezerwowane dla Arkadyjczyków.
Archibald zdjął swój cylinder z głowy Wiktorii i zakręcił nim na palcu.
– Opowiadałem ci już o moim pradziadku Augustynie. Oraz o przelotnym romansie, jaki miał kiedyś ze starą Hildegardą. Pamiętasz?
Ofelia, nadal kucając przy kocie, wpatrywała się w Archibalda osłupiała, a jej ręka zamarła na grzbiecie zwierzęcia. Nie zauważyła nawet, że Łajza z zapałem strzępi właśnie jej szalik.
– Pan i Matka Hildegarda? To znaczy, że jest pan...
– Owszem, jestem jej prawnukiem – odparł kpiąco Archibald. – Och, to skandal, który starannie zatuszowano. Nigdy bym się o nim nie dowiedział, gdybym nie zaczął nagle doświadczać dziwnych sztuczek. Zaczęło się to jakiś rok temu, pewnego popołudnia. Obudziłem się wyjątkowo niewyspany po wyczerpującej nocy, której szczegółów ci oszczędzę. Wszedłem do swojej łazienki, a trafiłem do term dla faworyt. Ot tak – mężczyzna strzelił palcami – z jednego końca Niebiasta na drugi. Potem miałem jeszcze jedną podobną przygodę, aż wreszcie zacząłem coraz częściej samodzielnie tworzyć przejścia. Wystarczą drzwi, jakaś zamknięta przestrzeń i jestem w stanie zmajstrować skrót. Właśnie w ten sposób wpadłem kiedyś na prawdziwą Różę Wiatrów. Była ukryta w załamaniu przestrzeni, a ja... trudno to opisać... wyczułem jej obecność, rozumiesz? Nie pytaj mnie, jak to działa, ale wystarczy, że przekręcę zamek w drzwiach w pobliżu Róży Wiatrów, a wtedy czary-mary i jesteśmy w środku! Byle jaki klucz w byle jakim zamku. Ta moc, którą odziedziczyłem po starej Hildegardzie, jest naprawdę skomplikowana, ale ją uwielbiam.
Ofelia, starając się rozdzielić kota i szalik, musiała mocno wysilić wyobraźnię, żeby nałożyć tkwiące w jej pamięci wspomnienie Matki Hildegardy na stojącego przed nią mężczyznę.
– I nigdy przedtem nie zdawał pan sobie sprawy z czegoś tak ewidentnego? – wtrąciła ciotka Rozalina ze swoim zwykłym pragmatyzmem.
Archibald postukał palcem w tatuaż w kształcie łezki, który tkwił między jego brwiami.
– Dopiero zerwanie łączności z Siecią odblokowało moją drugą moc rodzinną. Wcześniej była zahibernowana i czekała cierpliwie na swoją porę. A ty, żono Thorna? – spytał znienacka. – Czymże się zajmowałaś przez te dwa lata?
Ofelia otworzyła usta, po czym je zamknęła. Archibald nauczył się posługiwać nową mocą, Ryży został związkowcem, a ona – jak ona wykorzystała ten czas? Trwała uwięziona w niekończącym się nawiasie. Nie. To było nawet coś więcej. Zrobiła krok wstecz, przybierając porzuconą niegdyś postawę introwertycznej nastolatki. A nawet, jakby tego było mało, przybyło jej kilka kilogramów.
– Dużo czytałam – odpowiedziała wreszcie.
– Dobra, koniec z bezsensownym gadaniem – przerwała im opryskliwie Gaëlle. – Mamy do ustalenia o wiele pilniejszą kwestię.
Dziewczyna wreszcie oderwała wzrok od stołu ze szlakami i zdmuchnęła z twarzy ciemne loki. Jej różnokolorowe oczy – jedno czarne jak noc, drugie niebieskie jak niebo – były nienaturalnie powiększone przez binokularną lupę. Choć różniły się od siebie, to obydwa zagłębiły się w oczach Ofelii, wyrażając ten sam zimny gniew.
– Czy Bóg istnieje?
W CZWARTYM TOMIELustrzanny
Świat wpadł w totalny zamęt. Rozpad arek rozpoczął się na dobre. Jedyny sposób, żeby go zatrzymać, to znaleźć sprawcę. Odszukać Innego. Tylko jak tego dokonać, skoro nikt nie wie, jak on właściwie wygląda? Ofelia i Thorn ruszają razem tropem echa. To powtarzające się zjawisko wydaje się kluczem do wszystkich zagadek. Muszą w tym celu nie tylko zajrzeć za kulisy Babel, ale też zgłębić własną pamięć. Tymczasem Bóg trafił na Łuk Tęczy i być może wkrótce wejdzie w posiadanie mocy, której tak pożąda. Która z tych dwóch postaci – on czy Inny – stanowi większe zagrożenie?