Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zbiór opowiadań o legendarnej Jane Marple, napisany przez dwanaście współczesnych bestsellerowych autorek.
Każda z nich na nowo wyobraża sobie pannę Marple – postać stworzoną przez Agathę Christie – zachowując jednakże klasyczne reguły rządzące gatunkiem kryminalnym.
Jane Marple rozwiąże zagadki nie tylko w swoim St Mary Mead, lecz zawita do Włoch, USA, a nawet Hongkongu. Starsza pani wystąpi w różnych rolach i nie zawsze będzie główną bohaterką. Czytelników czeka też podróż w czasie, akcję poszczególnych opowiadań osadzono bowiem w różnych okresach po drugiej wojnie światowej.
Ostatnia książka z panną Marple, "Uśpione morderstwo", została opublikowana w 1976 roku, tuż po śmierci Agathy Christie. Jane Marple wraca więc niemal po półwieczu, aby po raz kolejny udowodnić, że jest najsłynniejszą detektyw amator, jaka kiedykolwiek pojawiła się na kartach powieści.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 440
Postać panny Jane Marple, znanej z kart powieści wybitnej detektyw amator i jednej z najwspanialszych kreacji Agathy Christie, pierwszy raz pojawiła się w druku w grudniu 1927 roku w opowiadaniu Klub Wtorkowych Spotkań. Później Christie wróciła do tej intrygującej bohaterki – aby, jak sama to określiła, „oddać głos starym pannom” – w 1930 roku w Morderstwie na plebanii, po którym nadeszło jedenaście kolejnych powieści z panną Marple, a także kilka zbiorów opowiadań ukazujących najbystrzejszy umysł z St Mary Mead. Ostatnia powieść, Uśpione morderstwo, została wydana w roku śmierci autorki (1976), już po jej odejściu.
Agatha Christie dostrzegała, że kobiety – szczególnie te w podeszłym wieku, które w dodatku pozostały niezamężne – często traktowano protekcjonalnie, były one pomijane i niedoceniane. Ta bestsellerowa pisarka wiedziała jednak doskonale, jak niewiele umyka owym wioskowym opokom; zdawała sobie sprawę, że pod skromnymi koronkowymi czepkami mogą się czaić najtęższe umysły, potrafiące przechytrzyć nawet gwiazdy Scotland Yardu. W końcu na zło można natrafić zarówno w najbardziej sielskich zakątkach Anglii, jak i w najpodlejszych zaułkach miast – ludzka natura pozostaje ludzką naturą, gdziekolwiek się znajdujemy. Tak właśnie pojawiła się na świecie jedna z niezapomnianych literackich postaci.
– Zastanawiam się czasami, czy w małych prowincjonalnych miejscowościach nie występuje zagęszczenie zła.
– Co dokładnie masz na myśli, Jane? – Prudence popatrzyła na dawną przyjaciółkę ze szkoły siedzącą w fotelu naprzeciwko niej ze szklaneczką wiśniowej brandy.
W przyćmionym ciepłym świetle padającym z kominka wszelkie zmarszczki, jakie wyrył czas, korzystnie znikały. Jeśli wziąć pod uwagę istotne szczegóły, Jane Marple nie zmieniła się prawie wcale od swych dziewczęcych lat. Nadal poruszała się z ptasią gracją, a jej oczy wyrażały nieustającą ciekawość, zdradzając skrywaną, być może nadzwyczajną wręcz inteligencję.
Dokładnie w momencie, gdy panna Marple otworzyła usta, by odpowiedzieć, w ciemności za oknem wybuchła petarda, po której rozległa się seria wrzasków i wycia pochodzących prawdopodobnie z paszczy samego piekła. Ktoś zaczął walić w bęben. Żadna z kobiet nie była w stanie dostrzec, co się dzieje na zewnątrz, jako że pokojówka Prudence zaciągnęła zasłony punktualnie o czwartej po południu. Fairweather House, okazały georgiański budynek, znajdował się przy głównej ulicy Meon Maltravers. A na zewnątrz, w godzinie zmierzchu, tuż za oknami sunął pogańsko wyglądający tłum.
Kiedy jazgot na dworze nieco przycichł, panna Marple podjęła temat:
– Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że w miastach i większych miasteczkach dzieje się mnóstwo niegodziwości, to oczywiste. Gazety robią, co w ich mocy, żebyśmy nie przegapili żadnego, nawet najbardziej przerażającego szczegółu. Ale zastanawiam się, czy w angielskich wioskach i osadach nie dzieje się więcej potworności niż w metropoliach.
Prudence mocno zacisnęła usta.
– Cóż, to nie dotyczy Meon Maltravers. To bardzo porządne miejsce.
Meon Maltravers było niewielkim miasteczkiem z kamiennymi domami o czerwonej dachówce, stawianymi przez wieki bez specjalnego planu wzdłuż pochyłych brukowanych uliczek, z widokiem na pasmo kredowych wzgórz South Downs ciągnących się aż do wybrzeża. Z pewnością sprawiało wrażenie porządnego miejsca wcześniej tego dnia, kiedy przybyła panna Marple. Teraz jednak zapadł zmrok. I właśnie w tej chwili nadciągnęła kolejna fala zawodzenia i wrzasków z ulicy.
Panna Marple uniosła brwi.
– Jesteś pewna?
Prudence machnęła dłonią.
– To tylko lokalni zabawowicze. Całkowicie nieszkodliwi. Ale twoja wyobraźnia, Jane, zawsze była dosyć mroczna.
– To nie wyobraźnia, moja droga. Byłam świadkiem, i to...
Panna Marple zamierzała dodać „naocznym” i opowiedzieć o swoich doświadczeniach z ostatnich kilku lat, lecz zza okna dobiegł kolejny wybuch. Może to nie było nic strasznego. Za dużo mówienia o złu mogło powodować dyskomfort u znajomych – nawet u tych o tak niezłomnym charakterze jak Prudence.
Zamiast tego podczas kolejnej przerwy ze względną ciszą panna Marple powiedziała:
– Mieszkańcy, którzy wiedzą wszystko o sprawach innych. W tym tkwi sedno. To właśnie rodzi wiele nieporozumień i niechęci. No i zostaje jeszcze nuda. Żadnych kin, teatrów czy restauracji, żeby wyrwać ludzi z prozy życia. Okropne czyny popełniane zwyczajnie z braku innych rzeczy do zrobienia...
Prudence zmarszczyła brwi i odparła swoim najbardziej stanowczym głosem przewodniczącej klasy (rzeczywiście przed laty była przewodniczącą):
– Odkąd piętnaście lat temu straciłam mojego biednego George’a, zrobiono wszystko, bym poczuła się tu jak w domu. Co wcale nie było takie oczywiste, ponieważ mieszkał tu długo jako kawaler, zanim ja i Alice do niego dołączyłyśmy.
Wzrok panny Marple powędrował w stronę gzymsu nad kominkiem.
– To z rejsu, nieprawdaż?
Zdjęcie przedstawiało młodszą Prudence wraz z Alice, jej córką z pierwszego małżeństwa, a także zmarłego George’a Fairweathera. Wtedy panna Marple i Prudence widziały się poprzednio – na rejsie po norweskich fiordach. George Fairweather był dosyć wątłym mężczyzną, sporo starszym od Prudence, o niepewnym chodzie i z dość siną cerą przypominającą nadgniłe jabłko. Co do Alice, panna Marple pamiętała ją jako ładną dziewczynkę ubraną w stroje, które wydawały się odrobinę zbyt szykowne dla kogoś tak młodego.
– Gdzie Alice teraz mieszka? – zapytała panna Marple.
– Och, tuż za miastem. Zawsze byłyśmy związane ze sobą silniej niż większość matek i córek. Wyszła za miejscowego właściciela ziemskiego, sir Henry’ego Tysona. Są na ustach całego Meon Maltravers.
Panna Marple odkaszlnęła cichutko.
– A ty naprawdę należysz do tutejszej społeczności? Z mojego doświadczenia wynika, że w takich miejscach człowiek uznawany jest za przybysza z zewnątrz przez całe dekady, zanim zostanie tak naprawdę przyjęty do grona. Piętnaście lat to drobiazg.
Prudence aż się wyprostowała.
– Jane, jestem przewodniczącą rady parafialnej! – oznajmiła, jakby to zamykało dyskusję. – I z pewnością zaliczam się do starej gwardii w porównaniu z naszą nową dyrygentką chóru. Wynajmuje Badger’s Rest, eklektyczną potworność na przedmieściach, a na jej temat krąży wiele pogłosek.
Panna Marple pochyliła się nieco.
– Jakiego rodzaju?
– Przede wszystkim to cudzoziemka. Francuzka. Młoda, a na pewno poniżej czterdziestki. Właściwie jest w wieku zbliżonym do Alice. Odnosiła niejakie sukcesy jako śpiewaczka operowa, ale podobno miała jakieś problemy ze strunami głosowymi i musiała pożegnać się ze sceną. W każdym razie wywołała tu pewne poruszenie. Samotna kobieta, wiesz, jak to jest. Oczywiście ja nie zajmuję się plotkami.
Panna Marple pokiwała głową.
– Oczywiście.
– Jednakże Christopher Palfrey, nasz lokalny poeta i wybitnie utalentowany tenor, właśnie opublikował swój najnowszy zbiorek, zadedykowany „Czarodziejce Pieśni”. Możesz sobie tylko wyobrazić, jak na to zareagowała Annabelle, jego żona, o której można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest „czarodziejką”. Annabelle to raczej typ socjalistki, rozumiesz: zawsze robi wokół siebie zamieszanie, sprzeciwia się co rozsądniejszym sugestiom rady parafialnej. Strasznie to męczące. W każdym razie z pewnością rzuca gromy z powodu tej książki. Nikt nie widział jej uśmiechniętej od dobrych paru tygodni... Choć to akurat nie jest aż tak niecodzienne.
– Ciekawe, dlaczego postanowiła tu przyjechać i pozostać – powiedziała panna Marple wyraźnie zatopiona we własnych myślach. – Chodzi mi o dyrygentkę chóru. Niezamężna cudzoziemka, która osiedla się w miejscu położonym tak bardzo na uboczu? To wydaje się dziwne, nie uważasz?
– Nie mieszkamy aż tak na uboczu – zaprotestowała Prudence rzeczowo. – Mamy bezpośredni pociąg do Londynu, stacja leży na magistrali. Jak sama zresztą widziałaś.
Panna Marple pragnęła odwiedzić ogrody Honnington Manor po tym, jak usłyszała entuzjastyczną opinię Bunch Harmon na temat klonów japońskich i ich przewspaniałego bogactwa kolorów o tej porze roku. Była to jednak zbyt daleka podróż jak na jeden dzień. Wtedy panna Marple przypomniała sobie, że spotkana podczas rejsu po fiordach Prudence mieszka niedaleko od tego miejsca. Napisała więc do niej list z propozycją, by odnowiły znajomość. Obie kobiety w czasach szkolnych nie utrzymywały bliskich relacji, ale panna Marple zawsze była nieco zaintrygowana koleżanką, toteż uznała, że to może być interesująca wizyta.
– W każdym razie – kontynuowała Prudence – poznasz Celię Beautemps, dyrygentkę chóru, dziś wieczorem. Próba odbywa się w jej domu, ponieważ dach kościoła jest obecnie w remoncie. Mam nadzieję, że zobaczysz też Alice, śpiewa altem. Oczywiście jeśli tylko uda jej się wyrwać. Hodują z sir Henrym zwierzęta, trochę owiec i świń. – I żeby panna Marple nie patrzyła z góry na tę działalność, dodała: – Naturalnie Henry to ziemianin, nie farmer. Ale ziemia jakoś musi na siebie pracować.
– Dziś wieczorem?
– Tak! Oczywiście mam na myśli próbę chóru. Wspominałam o tym, prawda? Musimy jeszcze tyle ćwiczyć, a przecież wkrótce przyjdzie adwent.
To ani trochę nie przemawiało do panny Marple. Co innego spokojny relaks przy kominku, robótka na drutach – właśnie zaczynała dziergać sweter w kratę na prezent świąteczny dla swego siostrzeńca Raymonda.
– Poza tym pamiętam, Jane, że masz cudowny sopran – ciągnęła Prudence. – Czysty jak dzwon. Więc gdybyś zechciała do nas dołączyć...
– Odkąd śpiewałam w szkolnym chórze, minęło już trochę czasu, moja droga. Z przyjemnością tylko popatrzę.
W tym momencie powiew wiatru wpadł przez komin i na leżący przed paleniskiem dywanik posypał się snop iskier. Panna Marple spojrzała z uwagą na płomienie, tak jakby dostrzegła coś w ich głębi. Prudence podążyła oczami za jej wzrokiem.
– Ogień za bardzo przygasł! Zaraz zadzwonię na pokojówkę!
– Nie, nie. – Panna Marple uniosła dłoń. – Jest wystarczająco ciepło.
Ale Prudence już się odwróciła, by sięgnąć po dzwonek. Kilka sekund później pojawiła się służąca.
– Dołóż drewna do kominka! Żwawo, dziewczyno!
Panna Marple obserwowała, jak płomienie rozpełzają się po polanach zalegających na szczycie paleniska. Teraz będzie jej zdecydowanie za gorąco. Właśnie taki był główny problem z dłuższymi wizytami w innych domach. Panna Marple z zasady tego nie robiła, bo nic nie było dokładnie takie, jakie by się chciało.
– Ta dziewczyna jest dość głupiutka – westchnęła Prudence, kiedy pokojówka zniknęła. – Tak trudno teraz o dobrą służbę.
– Pamiętam, że mówiłaś dokładnie to samo, kiedy widziałyśmy się ostatnio.
– Pewnie tak. George miał zupełnie absurdalne podejście do służby. Uczył służącego jeździć samochodem i choć w innych sprawach potrafił być wyjątkowo oszczędny, zainwestował w edukację córki naszej poprzedniej gospodyni. Trzeba przyznać, że w istocie była zdecydowanie zbyt uzdolniona, by spędzić resztę życia jako pomywaczka. Opłacił też wakacje naszego lokaja w Brighton. Jeśli chcesz znać moje zdanie, takie postępowanie sprawia tylko, że potem wyobrażają sobie nie wiadomo co.
Panna Marple nie mogła nic na to poradzić, ale trochę ją bawiły wielkopańskie maniery Prudence, córki sprzedawcy warzyw, która przez całą szkołę korzystała ze stypendium. Panna Marple wiedziała także, że po skończeniu nauki Prudence pracowała przez kilka lat na różnych, i to raczej skromnych, stanowiskach – guwernantki czy bibliotekarki. Swojego pierwszego męża, prawie dwa razy starszego farmaceutę, poznała, gdy pracowała jako jego asystentka. Z George’em natomiast zetknęła się jako młoda wdowa, gdy została zatrudniona na stanowisku jego sekretarki.
– Oczywiście – perorowała Prudence – kiedy zaczęły się problemy George’a z sercem, część z nich zwolniłam. Nie przyjęłam ich z powrotem zwyczajnie dlatego, że nie potrzeba tu było tyle służby... Wielkie nieba! – przerwała w połowie zdania, zerkając na zegar. – Musimy iść, bo się spóźnimy.
Niedługo potem wyszły na ostre listopadowe powietrze, otuliwszy się ciaśniej płaszczami, i stanęły oko w oko z rzeką zamaskowanych postaci maszerujących tuż przed frontowymi drzwiami. Sylwetki wyglądały jak wyjęte ze średniowiecznych obrazów: demony i diabły, które przybyły, aby zabrać grzeszników do piekła. Ostry zapach palącej się parafiny gryzł w gardło. Niektórzy z przebierańców walili w bębny. Wszyscy mieli pochodnie, a kilka grup niosło wysoko w górze zdeformowane figury naturalnych rozmiarów wykonane z papier mâché – straszyły przerośnięte głowy i wyłupiaste oczyska postaci ubranych w czerwone szaty i nakrycia głowy katolickich kardynałów. Całość przepełniała dziwna energia. Wyczuwało się niebezpieczeństwo, atmosfera iskrzyła, tak jakby w każdej chwili świat wokół nich miał zapłonąć. Na ten widok panna Marple zamarła, czując jednocześnie fascynację i odrazę.
Prudence, która wciąż zachowywała się jak przewodnicząca klasy, skinęła na przyjaciółkę, nie zwracając uwagi na tłum.
– Tędy.
Musiały się przedrzeć przez tę masę ciał. Kilkakrotnie panna Marple czuła, jak zostaje potrącona, a raz mogłaby nawet przysiąc, że czyjaś ręka z premedytacją zepchnęła ją z drogi, tak że z trudem odzyskała równowagę. Wydawało się, że dla tych ludzi nie miało znaczenia, czy nie utknęły wśród nich dwie starsze panie. Usłyszała szum parafinowych pochodni falujących nad głowami, poczuła ciepło płomieni na policzkach i dreszcz niepokoju, że znalazła się wśród tych anonimowych postaci – maszerujących zawzięcie niczym oddział armii maruderów – które poruszały się jak jeden organizm.
– Nie rozumiem – powiedziała panna Marple do Prudence, gdy udało im się wydostać z morza ciał i przystanęły po drugiej stronie ulicy. – Dzień Guya Fawkesa[1] obchodzono dwa tygodnie temu. Ludzie palili ogniska na polach przy St Mary Mead. Doktor Haydock przyniósł kilka fajerwerków, a Griselda Clement, żona pastora, przygotowała coś jakby przyprawiane wino... Jak je nazywała? Jakoś obco... Glühwein, właśnie. Przepyszne, choć może odrobinę za dużo cynamonu. Oczywiście nie zostałam tam długo. Było zdecydowanie za zimno.
– Och, w Meon Maltravers wszystko robią inaczej, trochę jak Kornwalijczycy – odparła Prudence. – Dzisiaj nie świętuje się śmierci grupy katolickich buntowników, ale ofiarę siedemnastu protestanckich męczenników na miejskim pręgierzu. Właśnie dlatego ludzie palą kardynałów, rozumiesz, te figury. Można by rzec, że to swego rodzaju zemsta, choć opóźniona o kilkaset lat.
– Zemsta – powtórzyła panna Marple jakby do siebie. – Zemsta i wyrównywanie rachunków. Tego też można znaleźć zadziwiająco dużo w prowincjonalnych mieścinach i wioskach.
– Cóż, mimo że do tych wydarzeń doszło kilkaset lat temu, w te obchody angażuje się przede wszystkim tutejsza młodzież. I powiem ci, że nie ma w tym ani krzty religii – dodała Prudence, patrząc niechętnie na uczestników marszu. – Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że koniecznie musimy pójść na próbę chóru. Stworzymy bastion chrześcijańskiej prawości w środku tego festiwalu pogaństwa.
Ruszyły w dół głównej ulicy, oddalając się od tłumów i hałasu, aż wreszcie znalazły się na obrzeżach miasta.
– Tędy – powiedziała Prudence. – Przetniemy las najkrótszą drogą i wyjdziemy na tyły posiadłości. – Wyjęła niewielką latarkę i ją włączyła.
Teraz ulica zmieniła się w ścieżkę prowadzącą wśród czarnych pni drzew. Poblask ulicznych latarni, które zostały z tyłu, prawie zanikł, lecz poświata księżyca w pełni przebijała między powyginanymi gałęziami, a promień światła z latarki podrygiwał na drodze przed kobietami. Była może piąta po południu, zdawało się jednak, że jest o wiele później. Aż trudno było uwierzyć, że sto metrów dalej znajdują się zatłoczone ulice i sklepy, hałas i światła. Dało się słyszeć każdy krok i każdy trzask gałązki. Z runa leśnego u ich stóp dobiegały tajemnicze szelesty wywoływane przez nocne zwierzątka.
– Daleko jeszcze? – zapytała panna Marple, przekraczając ostrożnie korzeń, który wyrastał na środku ścieżki.
– Jeszcze tylko kawałek. Pójdziemy przez tylne wejście, tak będzie szybciej. Jest wprawdzie długi podjazd, ale dochodzi się do niego od drugiego końca głównej ulicy. Zaraz powinnaś dojrzeć światła przy domu. Madame Beautemps zostawia je zapalone przez całą noc, co wywołało kontrowersje wśród lokalnych ptasiarzy. Są przekonani, że przepłoszyła wszystkie puszczyki. Naprawdę wsadziła kij w mrowisko.
– Albo między sowy – mruknęła panna Marple.
– Nie, Jane – zaprzeczyła Prudence. – To powiedzenie w ogóle tak nie brzmi...
Urwała, kiedy straszliwy, nieziemski, zwierzęcy wrzask rozdarł mrok. Jeszcze przez dłuższą chwilę wydawało się, że echo tego dźwięku odbija się od drzew.
– Zdumiewające – zauważyła. – Wygląda na to, że jednak zostało jeszcze kilka puszczyków. Na czym to ja skończyłam? Ach tak. Celia Beautemps narobiła sobie wrogów również wśród większości chórzystów. Wspominałam ci już wcześniej o Palfreyach, prawda? Potem jest śpiewający basem pułkownik Woodage, który nienawidzi wszystkich Francuzów. Jego syn stracił obie nogi podczas wojny, próbując uratować grupę francuskich dezerterów. Zdenerwowała też z wiadomych powodów panią Prufrock, poprzednią dyrygentkę chóru, która pełniła tę funkcję przez ostatnie trzy dekady. Sądzimy, że wielebny Peabody musi być zauroczony Celią Beautemps. Usunął biedną panią Prufrock ze stanowiska, i to bez uprzedzenia.
– Można by przypuszczać, że w takim razie pani Prufrock będzie miała na pieńku raczej z wielebnym, a nie ze swoją następczynią.
– Być może. Ale do tego wszystkiego madame Beautemps się uparła, że pani Prufrock nie powinna występować w sopranach, ponieważ nie potrafi już zaśpiewać wysokich dźwięków. No i jest też Gordon Kipling, psiarz i mistrz łowiecki w lokalnym kole myśliwskim, również bas, który twierdzi, że madame Beautemps zabiła mu trzy psy. Dwa dni po tym, jak narzekała na ich szczekanie, a on mieszka zaraz obok, tuż za tymi drzewami, zjadły trutkę dla szczurów i zdechły. A potem...
Nagle Prudence wydała z siebie zupełnie nieludzki krzyk. To się stało tak szybko – nie zauważyły tej postaci, dopóki nie znalazła się tuż przed nimi, zupełnie jakby wyskoczyła z ciemności. Był to zamaskowany człowiek pędzący z przeciwnego kierunku. Prudence zastygła na środku drogi. Nastąpiło chwilowe spowolnienie, podczas którego nieznajomy jak gdyby się zawahał, nie wiedząc, jak je ominąć. Wtem panna Marple dostrzegła gwałtowny ruch ręki, po czym Prudence padła na ziemię, latarka wyleciała z jej uchwytu, a światło zgasło z cichym „pyk”. Kilka sekund później po postaci nie pozostał ślad. Znowu były same.
– Prudence! – Panna Marple zbliżyła się do przyjaciółki i z pewnym trudem pomogła jej wstać. – Wszystko w porządku? Nic ci się nie stało?
– Nie... nie wiem – odparła Prudence lekko drżącym głosem. – To znaczy... chyba nic mi nie jest, o to mi chodzi. Po prostu... muszę złapać oddech. Popchnął mnie, Jane! Widziałaś?
– Tak, tak, widziałam. To przerażające! Udamy się na policję? Zauważyłam, że mijałyśmy posterunek przy głównej ulicy...
– Nie – zaprotestowała stanowczo Prudence. – Nie chcę żadnego zamieszania. Niczego sobie nie złamałam. A jego już dawno nie ma, zniknął pewnie gdzieś w tłumie. Nigdy go nie znajdą. Po prostu weź mnie pod rękę. To już tylko kawałeczek. – Wydawała się nad podziw nieporuszona całym tym zajściem, ale Prudence zawsze była ze stali.
Gdy panna Marple pochyliła się, by wziąć latarkę, dostrzegła, że coś leży tuż obok, na środku ścieżki – w mdłym świetle wyglądało na malutki blady kamyk. Podniosła go i schowała do kieszeni.
O autorkach
Naomi Alderman to pisarka, która za swą najnowszą książkę Siła otrzymała w 2017 roku nagrodę Baileys’ Women’s Prize for Fiction. W tym samym roku powieść ta znalazła się też na szczycie listy książkowej Baracka Obamy i została przetłumaczona na ponad trzydzieści języków. Pierwszą powieść Alderman, Nieposłuszeństwo, przełożono na dziesięć języków, a w roku 2017 przeniósł ją na ekran reżyser Sebastián Lelio, laureat Oscara, z Rachel Weisz i Rachel McAdams w rolach głównych. Alderman uczyła się pod okiem Margaret Atwood i w kwietniu 2013 roku została uznana za jedną z najlepszych brytyjskich pisarek według rankingu Granta’s Best British Novelists. Jest wykładowczynią kreatywnego pisania na Bath Spa University i członkinią Royal Society of Literature. Pełniła także funkcję producenta wykonawczego telewizyjnej adaptacji Siły przygotowanej przez Amazon.
Leigh Bardugo jest pisarką, której utwory figurują na liście bestsellerów „New York Timesa”, oraz autorką takich powieści jak Dziewiąty dom czy Wrota piekieł, a także twórczynią uniwersum Griszów – cykl ten obejmuje między innymi trylogię Cień i kość (zekranizowaną przez Netflix), dylogię Szóstka wron, dylogię Król z Bliznami, Język cierni, Żywoty świętych. Jej opowiadania można znaleźć w licznych antologiach, na przykład The Best American Science Fiction and Fantasy. Mieszka w Los Angeles.
Alyssa Cole jest autorką romansów, thrillerów i powieści graficznych znajdujących się na listach bestsellerów „New York Timesa” i „USA Today”. Jej umiejscowiony w czasach wojny secesyjnej romans szpiegowski An Extraordinary Union został uznany przez American Library Association’s RUSA za najlepszy romans 2018 roku; jej współczesna komedia romantyczna A Princess in Theory znalazła się na liście stu książek godnych uwagi roku 2018 „New York Timesa”, a debiutancki thriller When No One Is Watching zwyciężył w konkursie imienia Edgara Allana Poego w kategorii „Najlepsza książka w miękkiej oprawie” w 2021 roku. Powieści Cole zyskały uznanie krytyków „Washington Post”, „Library Journal”, „Kirkus”, „BuzzFeed”, „Book Riot”, „Entertainment Weekly” i kilku innych tytułów. Kiedy nie pracuje, zwykle ogląda anime albo zajmuje się swoją menażerią.
Lucy Foley zajmuje pierwsze miejsce na listach „Sunday Timesa” i „New York Timesa” jako autorka, która może się poszczycić ogólnoświatową sprzedażą w liczbie dwóch i pół miliona egzemplarzy. Jej współczesne thrillery kryminalne Morderca jest wśród nas oraz Idealny ślub znalazły się na krótkiej liście Year Award British Book Awards w kategorii „Kryminał i thriller”, zostały także wybrane jako kryminały roku przez magazyny „Times” i „Sunday Times”, a Idealny ślub został doceniony przez Reese’s Book Club. Najnowszy thriller Foley, Paryski apartament, stał się z dnia na dzień bestsellerem „Sunday Timesa” i dotarł do pierwszego miejsca listy „New York Timesa”. Foley mieszka w Brukseli z mężem i małym synkiem.
Elly Griffiths jest autorką bestsellerowej serii o doktor Ruth Galloway. Jej pierwsza powieść spoza tego cyklu, Puste jest piekło, zdobyła w 2020 roku nagrodę imienia Edgara Allana Poego za najlepszy kryminał. Druga, PS. Dzięki za zbrodnie, znalazła się na krótkiej liście kandydatów do nagrody Gold Dagger stowarzyszenia CWA[16]. W 2016 roku Griffiths została nagrodzona Dagger in the Library stowarzyszenia CWA[17] za całokształt twórczości. Jest także autorką historycznej serii Brighton Mysteries oraz cyklu dla dzieci A Girl Called Justice. The Locked Room (piętnasty tom o Ruth) ukazał się w lutym 2022 roku i był numerem jeden na liście bestsellerów „Sunday Timesa”.
Natalie Haynes jest pisarką i prezenterką; jeździ także po świecie, opowiadając o współczesnych odniesieniach do świata starożytnego. Do tej pory odwiedziła trzy kontynenty. Jej retellingi greckich mitów – Tysiąc okrętów i The Children of Jocasta – ukazują kobiecą perspektywę w opowieści, a Tysiąc okrętów znalazło się na krótkiej liście w konkursie Women’s Prize for Fiction w 2020 roku. Jej książka non-fiction Pandora’s Jar, dotycząca kobiet w mitologii greckiej, znalazła się w 2022 roku na liście bestsellerów „New York Timesa”.
Jean Kwok jest znaną na świecie autorką takich bestsellerów jak Girl in Translation, Mambo in Chinatown i Searching for Sylvie Lee – ten ostatni tytuł szybko stał się bestsellerem „New York Timesa”. Jej książki zostały wydane w dwudziestu krajach i znajdują się w programie nauczania w szkołach na całym świecie. Emigrowała z Hongkongu na nowojorski Brooklyn, kiedy miała pięć lat. Przez większość swego dzieciństwa pracowała w tamtejszym Chinatown w fabryce ubrań. Kwok otrzymała tytuł licencjata na Uniwersytecie Harvarda i tytuł magistra sztuki na Uniwersytecie Columbia. Obecnie mieszka w Holandii.
Val McDermid jest szkocką autorką bestsellerów, a jej książki przetłumaczono na ponad czterdzieści języków. Wielokrotnie nagradzane serie i powieści były adaptowane przez stacje telewizyjne i radiowe – przede wszystkim warto wspomnieć o serii Żądza krwi, w której występują psycholog Tony Hill i detektyw Carol Jordan. McDermid otrzymała sześć doktoratów honoris causa, jest też członkinią honorową St Hilda’s College w Oksfordzie. Wśród jej niezliczonych nagród znajdują się Diamond Dagger stowarzyszenia CWA za całokształt twórczości i Theakstons Old Peculier za niezwykły wpływ na pisarstwo kryminalne. Val jest także doświadczoną prezenterką oraz rozchwytywaną felietonistką i komentatorką w czasopismach.
Karen M. McManus jest numerem jeden na listach „New York Timesa” oraz „USA Today”, a także światowej sławy bestsellerową autorką thrillerów young adult. Wśród jej tytułów znajduje się seria Jedno z nas kłamie, zekranizowana jako serial telewizyjny Ktoś z nas kłamie w sieci Peacock i na platformie Netflix; McManus napisała także powieści: Dwoje dochowa tajemnicy, The Cousins, You’ll Be the Death of Me oraz Nothing More to Tell. Pozytywnie oceniane przez krytyków i wielokrotnie nagradzane książki Karen zostały przetłumaczone na ponad czterdzieści języków.
Dreda Say Mitchell jest bestsellerową i nagradzaną autorką, która została odznaczona Orderem Imperium Brytyjskiego przez królową Elżbietę II za wkład w literaturę i pracę edukacyjną w więzieniach. W 2004 roku zdobyła nagrodę John Creasey Memorial Dagger stowarzyszenia CWA i był to pierwszy raz, gdy czarnoskóra brytyjska autorka dostąpiła tego zaszczytu. Dreda Say Mitchell jest komentatorką, prezenterką i dziennikarką wypowiadającą się na tematy związane z kulturą i społeczeństwem; pisała dla „Guardiana”, prezentowała flagowy program artystyczny radia BBC Open Book i pojawiała się w telewizji BBC w programach: Newsnight, Question Time oraz The Late Review. Jest mandatariuszką Royal Literary Fund i ambasadorką Reading Agency. Jej rodzina pochodzi z pięknej karaibskiej wyspy Grenady, a jej imię ma korzenie irlandzkie i wymawia się je z długim „ee” w środku.
Kate Mosse jest bestsellerową autorką dziesięciu powieści i antologii, czterech książek non-fiction i czterech sztuk. Wśród jej dzieł można wymienić cykl Langwedocja (Labirynt, Grobowiec i Citadel), The Burning Chambers, The City of Tears oraz prozę gotycką Zimowe zjawy i The Taxidermist’s Daughter. Jej dzieła non-fiction to między innymi An Extra Pair of Hands oraz Warrior Queens & Quiet Revolutionaries: How Women (Also) Built the World, opublikowane w październiku 2022 roku i oparte na jej globalnej kampanii #womaninhistory. Jest fundatorką nagrody The Women’s Prize for Fiction, członkinią Royal Society of Literature, patronką Chichester Festival of Music, Dance and Speech i profesor wizytującą na wydziale kreatywnego pisania literatury współczesnej na University of Chichester.
Ruth Ware to brytyjska autorka bestsellerów. Jej thrillery: W ciemnym, mrocznym lesie, Dziewczyna z kabiny numer 10, Gra w kłamstwa, Śmierć pani Westaway, Pod kluczem i Jedno po drugim, znalazły się na listach bestsellerów na całym świecie, w tym na listach „Sunday Timesa” i „New York Timesa”. Sprzedano prawa do filmowych i telewizyjnych ekranizacji jej powieści, a książki przetłumaczono na ponad czterdzieści języków. Ruth wraz z rodziną mieszka niedaleko Brighton.
Przypisy