Panna Marple. 12 nowych historii - Haynes Natalie - ebook + audiobook

Panna Marple. 12 nowych historii ebook

Haynes Natalie

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Zbiór opowiadań o legendarnej Jane Marple, napisany przez dwanaście współczesnych bestsellerowych autorek.

Każda z nich na nowo wyobraża sobie pannę Marple – postać stworzoną przez Agathę Christie – zachowując jednakże klasyczne reguły rządzące gatunkiem kryminalnym.

Jane Marple rozwiąże zagadki nie tylko w swoim St Mary Mead, lecz zawita do Włoch, USA, a nawet Hongkongu. Starsza pani wystąpi w różnych rolach i nie zawsze będzie główną bohaterką. Czytelników czeka też podróż w czasie, akcję poszczególnych opowiadań osadzono bowiem w różnych okresach po drugiej wojnie światowej.

Ostatnia książka z panną Marple, "Uśpione morderstwo", została opublikowana w 1976 roku, tuż po śmierci Agathy Christie. Jane Marple wraca więc niemal po półwieczu, aby po raz kolejny udowodnić, że jest najsłynniejszą detektyw amator, jaka kiedykolwiek pojawiła się na kartach powieści.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 440

Oceny
4,0 (92 oceny)
34
33
17
5
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MisiorMarek1959

Nie oderwiesz się od lektury

Extra
10
Dzidudzidu

Z braku laku…

Słabe. Niby jest panna Marple, niby są postacie znane nam z St Mary Mead... ale wszystko płaskie, miałkie, nudne. Z trudem dobrnęłam do połowy. Agatha Christie była tylko jedna.
10
Ewaor

Nie oderwiesz się od lektury

Świetne, jedne lepsze, drugie słabsze ale klimatyczne. Rozwiązania czasem zaskakujące. Szkoda że tylko 12 .
00
Jurek1987

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita książka. Żałuję że tylko 12 opowiadań. Chcę jeszcze! Świetnie się słucha!
00
Koperek2000

Nie oderwiesz się od lektury

Panna Marple wróciła w doskonałym stylu.Polecam
00

Popularność




Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nału:Mar­ple: Twe­lve New Sto­ries
Pro­jekt okładki, wy­klejki i kart ty­tu­ło­wychNA­TA­LIA TWARDY
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuPA­TRYK MŁY­NEK
Re­dak­cjaIWONA GAW­RYŚ
Ko­rektaIWONA HU­CHLA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN
Mar­ple: Twe­lve New Sto­ries © 2022 Aga­tha Chri­stie Li­mi­ted. All ri­ghts re­se­rved. AGA­THA CHRI­STIE, MAR­PLE and the Aga­tha Chri­stie Si­gna­ture are re­gi­ste­red tra­de­marks of Aga­tha Chri­stie Li­mi­ted in the UK and el­se­where. All ri­ghts re­se­rved. Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXIII (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved
ISBN 978-83-271-6546-6
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

Po­stać panny Jane Mar­ple, zna­nej z kart po­wie­ści wy­bit­nej de­tek­tyw ama­tor i jed­nej z naj­wspa­nial­szych kre­acji Aga­thy Chri­stie, pierw­szy raz po­ja­wiła się w druku w grud­niu 1927 roku w opo­wia­da­niu Klub Wtor­ko­wych Spo­tkań. Póź­niej Chri­stie wró­ciła do tej in­try­gu­ją­cej bo­ha­terki – aby, jak sama to okre­śliła, „od­dać głos sta­rym pan­nom” – w 1930 roku w Mor­der­stwie na ple­ba­nii, po któ­rym na­de­szło je­de­na­ście ko­lej­nych po­wie­ści z panną Mar­ple, a także kilka zbio­rów opo­wia­dań uka­zu­ją­cych naj­by­strzej­szy umysł z St Mary Mead. Ostat­nia po­wieść, Uśpione mor­der­stwo, zo­stała wy­dana w roku śmierci au­torki (1976), już po jej odej­ściu.

Aga­tha Chri­stie do­strze­gała, że ko­biety – szcze­gól­nie te w po­de­szłym wieku, które w do­datku po­zo­stały nie­za­mężne – czę­sto trak­to­wano pro­tek­cjo­nal­nie, były one po­mi­jane i nie­do­ce­niane. Ta be­st­sel­le­rowa pi­sarka wie­działa jed­nak do­sko­nale, jak nie­wiele umyka owym wio­sko­wym opo­kom; zda­wała so­bie sprawę, że pod skrom­nymi ko­ron­ko­wymi czep­kami mogą się czaić naj­tęż­sze umy­sły, po­tra­fiące prze­chy­trzyć na­wet gwiazdy Sco­tland Yardu. W końcu na zło można na­tra­fić za­równo w naj­bar­dziej siel­skich za­kąt­kach An­glii, jak i w naj­po­dlej­szych za­uł­kach miast – ludzka na­tura po­zo­staje ludzką na­turą, gdzie­kol­wiek się znaj­du­jemy. Tak wła­śnie po­ja­wiła się na świe­cie jedna z nie­za­po­mnia­nych li­te­rac­kich po­staci.

.

– Za­sta­na­wiam się cza­sami, czy w ma­łych pro­win­cjo­nal­nych miej­sco­wo­ściach nie wy­stę­puje za­gęsz­cze­nie zła.

– Co do­kład­nie masz na my­śli, Jane? – Pru­dence po­pa­trzyła na dawną przy­ja­ciółkę ze szkoły sie­dzącą w fo­telu na­prze­ciwko niej ze szkla­neczką wi­śnio­wej brandy.

W przy­ćmio­nym cie­płym świe­tle pa­da­ją­cym z ko­minka wszel­kie zmarszczki, ja­kie wy­rył czas, ko­rzyst­nie zni­kały. Je­śli wziąć pod uwagę istotne szcze­góły, Jane Mar­ple nie zmie­niła się pra­wie wcale od swych dziew­czę­cych lat. Na­dal po­ru­szała się z pta­sią gra­cją, a jej oczy wy­ra­żały nie­usta­jącą cie­ka­wość, zdra­dza­jąc skry­waną, być może nad­zwy­czajną wręcz in­te­li­gen­cję.

Do­kład­nie w mo­men­cie, gdy panna Mar­ple otwo­rzyła usta, by od­po­wie­dzieć, w ciem­no­ści za oknem wy­bu­chła pe­tarda, po któ­rej roz­le­gła się se­ria wrza­sków i wy­cia po­cho­dzą­cych praw­do­po­dob­nie z pasz­czy sa­mego pie­kła. Ktoś za­czął wa­lić w bę­ben. Żadna z ko­biet nie była w sta­nie do­strzec, co się dzieje na ze­wnątrz, jako że po­ko­jówka Pru­dence za­cią­gnęła za­słony punk­tu­al­nie o czwar­tej po po­łu­dniu. Fa­ir­we­ather Ho­use, oka­zały geo­r­giań­ski bu­dy­nek, znaj­do­wał się przy głów­nej ulicy Meon Mal­tra­vers. A na ze­wnątrz, w go­dzi­nie zmierz­chu, tuż za oknami su­nął po­gań­sko wy­glą­da­jący tłum.

Kiedy ja­zgot na dwo­rze nieco przy­cichł, panna Mar­ple pod­jęła te­mat:

– Każdy zdaje so­bie sprawę z tego, że w mia­stach i więk­szych mia­stecz­kach dzieje się mnó­stwo nie­go­dzi­wo­ści, to oczy­wi­ste. Ga­zety ro­bią, co w ich mocy, że­by­śmy nie prze­ga­pili żad­nego, na­wet naj­bar­dziej prze­ra­ża­ją­cego szcze­gółu. Ale za­sta­na­wiam się, czy w an­giel­skich wio­skach i osa­dach nie dzieje się wię­cej po­twor­no­ści niż w me­tro­po­liach.

Pru­dence mocno za­ci­snęła usta.

– Cóż, to nie do­ty­czy Meon Mal­tra­vers. To bar­dzo po­rządne miej­sce.

Meon Mal­tra­vers było nie­wiel­kim mia­stecz­kiem z ka­mien­nymi do­mami o czer­wo­nej da­chówce, sta­wia­nymi przez wieki bez spe­cjal­nego planu wzdłuż po­chy­łych bru­ko­wa­nych uli­czek, z wi­do­kiem na pa­smo kre­do­wych wzgórz So­uth Do­wns cią­gną­cych się aż do wy­brzeża. Z pew­no­ścią spra­wiało wra­że­nie po­rząd­nego miej­sca wcze­śniej tego dnia, kiedy przy­była panna Mar­ple. Te­raz jed­nak za­padł zmrok. I wła­śnie w tej chwili nad­cią­gnęła ko­lejna fala za­wo­dze­nia i wrza­sków z ulicy.

Panna Mar­ple unio­sła brwi.

– Je­steś pewna?

Pru­dence mach­nęła dło­nią.

– To tylko lo­kalni za­ba­wo­wi­cze. Cał­ko­wi­cie nie­szko­dliwi. Ale twoja wy­obraź­nia, Jane, za­wsze była do­syć mroczna.

– To nie wy­obraź­nia, moja droga. By­łam świad­kiem, i to...

Panna Mar­ple za­mie­rzała do­dać „na­ocz­nym” i opo­wie­dzieć o swo­ich do­świad­cze­niach z ostat­nich kilku lat, lecz zza okna do­biegł ko­lejny wy­buch. Może to nie było nic strasz­nego. Za dużo mó­wie­nia o złu mo­gło po­wo­do­wać dys­kom­fort u zna­jo­mych – na­wet u tych o tak nie­złom­nym cha­rak­te­rze jak Pru­dence.

Za­miast tego pod­czas ko­lej­nej prze­rwy ze względną ci­szą panna Mar­ple po­wie­działa:

– Miesz­kańcy, któ­rzy wie­dzą wszystko o spra­wach in­nych. W tym tkwi sedno. To wła­śnie ro­dzi wiele nie­po­ro­zu­mień i nie­chęci. No i zo­staje jesz­cze nuda. Żad­nych kin, te­atrów czy re­stau­ra­cji, żeby wy­rwać lu­dzi z prozy ży­cia. Okropne czyny po­peł­niane zwy­czaj­nie z braku in­nych rze­czy do zro­bie­nia...

Pru­dence zmarsz­czyła brwi i od­parła swoim naj­bar­dziej sta­now­czym gło­sem prze­wod­ni­czą­cej klasy (rze­czy­wi­ście przed laty była prze­wod­ni­czącą):

– Od­kąd pięt­na­ście lat temu stra­ci­łam mo­jego bied­nego Geo­rge’a, zro­biono wszystko, bym po­czuła się tu jak w domu. Co wcale nie było ta­kie oczy­wi­ste, po­nie­waż miesz­kał tu długo jako ka­wa­ler, za­nim ja i Alice do niego do­łą­czy­ły­śmy.

Wzrok panny Mar­ple po­wę­dro­wał w stronę gzymsu nad ko­min­kiem.

– To z rejsu, nie­praw­daż?

Zdję­cie przed­sta­wiało młod­szą Pru­dence wraz z Alice, jej córką z pierw­szego mał­żeń­stwa, a także zmar­łego Geo­rge’a Fa­ir­we­athera. Wtedy panna Mar­ple i Pru­dence wi­działy się po­przed­nio – na rej­sie po nor­we­skich fior­dach. Geo­rge Fa­ir­we­ather był do­syć wą­tłym męż­czy­zną, sporo star­szym od Pru­dence, o nie­pew­nym cho­dzie i z dość siną cerą przy­po­mi­na­jącą nad­gniłe jabłko. Co do Alice, panna Mar­ple pa­mię­tała ją jako ładną dziew­czynkę ubraną w stroje, które wy­da­wały się odro­binę zbyt szy­kowne dla ko­goś tak mło­dego.

– Gdzie Alice te­raz mieszka? – za­py­tała panna Mar­ple.

– Och, tuż za mia­stem. Za­wsze by­ły­śmy zwią­zane ze sobą sil­niej niż więk­szość ma­tek i có­rek. Wy­szła za miej­sco­wego wła­ści­ciela ziem­skiego, sir Henry’ego Ty­sona. Są na ustach ca­łego Meon Mal­tra­vers.

Panna Mar­ple od­kaszl­nęła ci­chutko.

– A ty na­prawdę na­le­żysz do tu­tej­szej spo­łecz­no­ści? Z mo­jego do­świad­cze­nia wy­nika, że w ta­kich miej­scach czło­wiek uzna­wany jest za przy­by­sza z ze­wnątrz przez całe de­kady, za­nim zo­sta­nie tak na­prawdę przy­jęty do grona. Pięt­na­ście lat to dro­biazg.

Pru­dence aż się wy­pro­sto­wała.

– Jane, je­stem prze­wod­ni­czącą rady pa­ra­fial­nej! – oznaj­miła, jakby to za­my­kało dys­ku­sję. – I z pew­no­ścią za­li­czam się do sta­rej gwar­dii w po­rów­na­niu z na­szą nową dy­ry­gentką chóru. Wy­naj­muje Bad­ger’s Rest, eklek­tyczną po­twor­ność na przed­mie­ściach, a na jej te­mat krąży wiele po­gło­sek.

Panna Mar­ple po­chy­liła się nieco.

– Ja­kiego ro­dzaju?

– Przede wszyst­kim to cu­dzo­ziemka. Fran­cuzka. Młoda, a na pewno po­ni­żej czter­dziestki. Wła­ści­wie jest w wieku zbli­żo­nym do Alice. Od­no­siła nie­ja­kie suk­cesy jako śpie­waczka ope­rowa, ale po­dobno miała ja­kieś pro­blemy ze stru­nami gło­so­wymi i mu­siała po­że­gnać się ze sceną. W każ­dym ra­zie wy­wo­łała tu pewne po­ru­sze­nie. Sa­motna ko­bieta, wiesz, jak to jest. Oczy­wi­ście ja nie zaj­muję się plot­kami.

Panna Mar­ple po­ki­wała głową.

– Oczy­wi­ście.

– Jed­nakże Chri­sto­pher Pal­frey, nasz lo­kalny po­eta i wy­bit­nie uta­len­to­wany te­nor, wła­śnie opu­bli­ko­wał swój naj­now­szy zbio­rek, za­de­dy­ko­wany „Cza­ro­dziejce Pie­śni”. Mo­żesz so­bie tylko wy­obra­zić, jak na to za­re­ago­wała An­na­belle, jego żona, o któ­rej można po­wie­dzieć wiele, ale nie to, że jest „cza­ro­dziejką”. An­na­belle to ra­czej typ so­cja­listki, ro­zu­miesz: za­wsze robi wo­kół sie­bie za­mie­sza­nie, sprze­ci­wia się co roz­sąd­niej­szym su­ge­stiom rady pa­ra­fial­nej. Strasz­nie to mę­czące. W każ­dym ra­zie z pew­no­ścią rzuca gromy z po­wodu tej książki. Nikt nie wi­dział jej uśmiech­nię­tej od do­brych paru ty­go­dni... Choć to aku­rat nie jest aż tak nie­co­dzienne.

– Cie­kawe, dla­czego po­sta­no­wiła tu przy­je­chać i po­zo­stać – po­wie­działa panna Mar­ple wy­raź­nie za­to­piona we wła­snych my­ślach. – Cho­dzi mi o dy­ry­gentkę chóru. Nie­za­mężna cu­dzo­ziemka, która osie­dla się w miej­scu po­ło­żo­nym tak bar­dzo na ubo­czu? To wy­daje się dziwne, nie uwa­żasz?

– Nie miesz­kamy aż tak na ubo­czu – za­pro­te­sto­wała Pru­dence rze­czowo. – Mamy bez­po­średni po­ciąg do Lon­dynu, sta­cja leży na ma­gi­strali. Jak sama zresztą wi­dzia­łaś.

Panna Mar­ple pra­gnęła od­wie­dzić ogrody Hon­ning­ton Ma­nor po tym, jak usły­szała en­tu­zja­styczną opi­nię Bunch Har­mon na te­mat klo­nów ja­poń­skich i ich prze­wspa­nia­łego bo­gac­twa ko­lo­rów o tej po­rze roku. Była to jed­nak zbyt da­leka po­dróż jak na je­den dzień. Wtedy panna Mar­ple przy­po­mniała so­bie, że spo­tkana pod­czas rejsu po fior­dach Pru­dence mieszka nie­da­leko od tego miej­sca. Na­pi­sała więc do niej list z pro­po­zy­cją, by od­no­wiły zna­jo­mość. Obie ko­biety w cza­sach szkol­nych nie utrzy­my­wały bli­skich re­la­cji, ale panna Mar­ple za­wsze była nieco za­in­try­go­wana ko­le­żanką, to­też uznała, że to może być in­te­re­su­jąca wi­zyta.

– W każ­dym ra­zie – kon­ty­nu­owała Pru­dence – po­znasz Ce­lię Be­au­temps, dy­ry­gentkę chóru, dziś wie­czo­rem. Próba od­bywa się w jej domu, po­nie­waż dach ko­ścioła jest obec­nie w re­mon­cie. Mam na­dzieję, że zo­ba­czysz też Alice, śpiewa al­tem. Oczy­wi­ście je­śli tylko uda jej się wy­rwać. Ho­dują z sir Hen­rym zwie­rzęta, tro­chę owiec i świń. – I żeby panna Mar­ple nie pa­trzyła z góry na tę dzia­łal­ność, do­dała: – Na­tu­ral­nie Henry to zie­mia­nin, nie far­mer. Ale zie­mia ja­koś musi na sie­bie pra­co­wać.

– Dziś wie­czo­rem?

– Tak! Oczy­wi­ście mam na my­śli próbę chóru. Wspo­mi­na­łam o tym, prawda? Mu­simy jesz­cze tyle ćwi­czyć, a prze­cież wkrótce przyj­dzie ad­went.

To ani tro­chę nie prze­ma­wiało do panny Mar­ple. Co in­nego spo­kojny re­laks przy ko­minku, ro­bótka na dru­tach – wła­śnie za­czy­nała dzier­gać swe­ter w kratę na pre­zent świą­teczny dla swego sio­strzeńca Ray­monda.

– Poza tym pa­mię­tam, Jane, że masz cu­downy so­pran – cią­gnęła Pru­dence. – Czy­sty jak dzwon. Więc gdy­byś ze­chciała do nas do­łą­czyć...

– Od­kąd śpie­wa­łam w szkol­nym chó­rze, mi­nęło już tro­chę czasu, moja droga. Z przy­jem­no­ścią tylko po­pa­trzę.

W tym mo­men­cie po­wiew wia­tru wpadł przez ko­min i na le­żący przed pa­le­ni­skiem dy­wa­nik po­sy­pał się snop iskier. Panna Mar­ple spoj­rzała z uwagą na pło­mie­nie, tak jakby do­strze­gła coś w ich głębi. Pru­dence po­dą­żyła oczami za jej wzro­kiem.

– Ogień za bar­dzo przy­gasł! Za­raz za­dzwo­nię na po­ko­jówkę!

– Nie, nie. – Panna Mar­ple unio­sła dłoń. – Jest wy­star­cza­jąco cie­pło.

Ale Pru­dence już się od­wró­ciła, by się­gnąć po dzwo­nek. Kilka se­kund póź­niej po­ja­wiła się słu­żąca.

– Do­łóż drewna do ko­minka! Żwawo, dziew­czyno!

Panna Mar­ple ob­ser­wo­wała, jak pło­mie­nie roz­peł­zają się po po­la­nach za­le­ga­ją­cych na szczy­cie pa­le­ni­ska. Te­raz bę­dzie jej zde­cy­do­wa­nie za go­rąco. Wła­śnie taki był główny pro­blem z dłuż­szymi wi­zy­tami w in­nych do­mach. Panna Mar­ple z za­sady tego nie ro­biła, bo nic nie było do­kład­nie ta­kie, ja­kie by się chciało.

– Ta dziew­czyna jest dość głu­piutka – wes­tchnęła Pru­dence, kiedy po­ko­jówka znik­nęła. – Tak trudno te­raz o do­brą służbę.

– Pa­mię­tam, że mó­wi­łaś do­kład­nie to samo, kiedy wi­dzia­ły­śmy się ostat­nio.

– Pew­nie tak. Geo­rge miał zu­peł­nie ab­sur­dalne po­dej­ście do służby. Uczył słu­żą­cego jeź­dzić sa­mo­cho­dem i choć w in­nych spra­wach po­tra­fił być wy­jąt­kowo oszczędny, za­in­we­sto­wał w edu­ka­cję córki na­szej po­przed­niej go­spo­dyni. Trzeba przy­znać, że w isto­cie była zde­cy­do­wa­nie zbyt uzdol­niona, by spę­dzić resztę ży­cia jako po­my­waczka. Opła­cił też wa­ka­cje na­szego lo­kaja w Bri­gh­ton. Je­śli chcesz znać moje zda­nie, ta­kie po­stę­po­wa­nie spra­wia tylko, że po­tem wy­obra­żają so­bie nie wia­domo co.

Panna Mar­ple nie mo­gła nic na to po­ra­dzić, ale tro­chę ją ba­wiły wiel­ko­pań­skie ma­niery Pru­dence, córki sprze­dawcy wa­rzyw, która przez całą szkołę ko­rzy­stała ze sty­pen­dium. Panna Mar­ple wie­działa także, że po skoń­cze­niu na­uki Pru­dence pra­co­wała przez kilka lat na róż­nych, i to ra­czej skrom­nych, sta­no­wi­skach – gu­wer­nantki czy bi­blio­te­karki. Swo­jego pierw­szego męża, pra­wie dwa razy star­szego far­ma­ceutę, po­znała, gdy pra­co­wała jako jego asy­stentka. Z Geo­rge’em na­to­miast ze­tknęła się jako młoda wdowa, gdy zo­stała za­trud­niona na sta­no­wi­sku jego se­kre­tarki.

– Oczy­wi­ście – pe­ro­ro­wała Pru­dence – kiedy za­częły się pro­blemy Geo­rge’a z ser­cem, część z nich zwol­ni­łam. Nie przy­ję­łam ich z po­wro­tem zwy­czaj­nie dla­tego, że nie po­trzeba tu było tyle służby... Wiel­kie nieba! – prze­rwała w po­ło­wie zda­nia, zer­ka­jąc na ze­gar. – Mu­simy iść, bo się spóź­nimy.

Nie­długo po­tem wy­szły na ostre li­sto­pa­dowe po­wie­trze, otu­liw­szy się cia­śniej płasz­czami, i sta­nęły oko w oko z rzeką za­ma­sko­wa­nych po­staci ma­sze­ru­ją­cych tuż przed fron­to­wymi drzwiami. Syl­wetki wy­glą­dały jak wy­jęte ze śre­dnio­wiecz­nych ob­ra­zów: de­mony i dia­bły, które przy­były, aby za­brać grzesz­ni­ków do pie­kła. Ostry za­pach pa­lą­cej się pa­ra­finy gryzł w gar­dło. Nie­któ­rzy z prze­bie­rań­ców wa­lili w bębny. Wszy­scy mieli po­chod­nie, a kilka grup nio­sło wy­soko w gó­rze zde­for­mo­wane fi­gury na­tu­ral­nych roz­mia­rów wy­ko­nane z pa­pier mâché – stra­szyły prze­ro­śnięte głowy i wy­łu­pia­ste oczy­ska po­staci ubra­nych w czer­wone szaty i na­kry­cia głowy ka­to­lic­kich kar­dy­na­łów. Ca­łość prze­peł­niała dziwna ener­gia. Wy­czu­wało się nie­bez­pie­czeń­stwo, at­mos­fera iskrzyła, tak jakby w każ­dej chwili świat wo­kół nich miał za­pło­nąć. Na ten wi­dok panna Mar­ple za­marła, czu­jąc jed­no­cze­śnie fa­scy­na­cję i od­razę.

Pru­dence, która wciąż za­cho­wy­wała się jak prze­wod­ni­cząca klasy, ski­nęła na przy­ja­ciółkę, nie zwra­ca­jąc uwagi na tłum.

– Tędy.

Mu­siały się prze­drzeć przez tę masę ciał. Kil­ka­krot­nie panna Mar­ple czuła, jak zo­staje po­trą­cona, a raz mo­głaby na­wet przy­siąc, że czy­jaś ręka z pre­me­dy­ta­cją ze­pchnęła ją z drogi, tak że z tru­dem od­zy­skała rów­no­wagę. Wy­da­wało się, że dla tych lu­dzi nie miało zna­cze­nia, czy nie utknęły wśród nich dwie star­sze pa­nie. Usły­szała szum pa­ra­fi­no­wych po­chodni fa­lu­ją­cych nad gło­wami, po­czuła cie­pło pło­mieni na po­licz­kach i dreszcz nie­po­koju, że zna­la­zła się wśród tych ano­ni­mo­wych po­staci – ma­sze­ru­ją­cych za­wzię­cie ni­czym od­dział ar­mii ma­ru­de­rów – które po­ru­szały się jak je­den or­ga­nizm.

– Nie ro­zu­miem – po­wie­działa panna Mar­ple do Pru­dence, gdy udało im się wy­do­stać z mo­rza ciał i przy­sta­nęły po dru­giej stro­nie ulicy. – Dzień Guya Faw­kesa[1] ob­cho­dzono dwa ty­go­dnie temu. Lu­dzie pa­lili ogni­ska na po­lach przy St Mary Mead. Dok­tor Hay­dock przy­niósł kilka fa­jer­wer­ków, a Gri­selda Cle­ment, żona pa­stora, przy­go­to­wała coś jakby przy­pra­wiane wino... Jak je na­zy­wała? Ja­koś obco... Glüh­wein, wła­śnie. Prze­pyszne, choć może odro­binę za dużo cy­na­monu. Oczy­wi­ście nie zo­sta­łam tam długo. Było zde­cy­do­wa­nie za zimno.

– Och, w Meon Mal­tra­vers wszystko ro­bią ina­czej, tro­chę jak Korn­wa­lij­czycy – od­parła Pru­dence. – Dzi­siaj nie świę­tuje się śmierci grupy ka­to­lic­kich bun­tow­ni­ków, ale ofiarę sie­dem­na­stu pro­te­stanc­kich mę­czen­ni­ków na miej­skim prę­gie­rzu. Wła­śnie dla­tego lu­dzie palą kar­dy­na­łów, ro­zu­miesz, te fi­gury. Można by rzec, że to swego ro­dzaju ze­msta, choć opóź­niona o kil­ka­set lat.

– Ze­msta – po­wtó­rzyła panna Mar­ple jakby do sie­bie. – Ze­msta i wy­rów­ny­wa­nie ra­chun­ków. Tego też można zna­leźć za­dzi­wia­jąco dużo w pro­win­cjo­nal­nych mie­ści­nach i wio­skach.

– Cóż, mimo że do tych wy­da­rzeń do­szło kil­ka­set lat temu, w te ob­chody an­ga­żuje się przede wszyst­kim tu­tej­sza mło­dzież. I po­wiem ci, że nie ma w tym ani krzty re­li­gii – do­dała Pru­dence, pa­trząc nie­chęt­nie na uczest­ni­ków mar­szu. – Prawdę mó­wiąc, wy­daje mi się, że ko­niecz­nie mu­simy pójść na próbę chóru. Stwo­rzymy ba­stion chrze­ści­jań­skiej pra­wo­ści w środku tego fe­sti­walu po­gań­stwa.

Ru­szyły w dół głów­nej ulicy, od­da­la­jąc się od tłu­mów i ha­łasu, aż wresz­cie zna­la­zły się na obrze­żach mia­sta.

– Tędy – po­wie­działa Pru­dence. – Prze­tniemy las naj­krót­szą drogą i wyj­dziemy na tyły po­sia­dło­ści. – Wy­jęła nie­wielką la­tarkę i ją włą­czyła.

Te­raz ulica zmie­niła się w ścieżkę pro­wa­dzącą wśród czar­nych pni drzew. Po­blask ulicz­nych la­tarni, które zo­stały z tyłu, pra­wie za­nikł, lecz po­świata księ­życa w pełni prze­bi­jała mię­dzy po­wy­gi­na­nymi ga­łę­ziami, a pro­mień świa­tła z la­tarki po­dry­gi­wał na dro­dze przed ko­bie­tami. Była może piąta po po­łu­dniu, zda­wało się jed­nak, że jest o wiele póź­niej. Aż trudno było uwie­rzyć, że sto me­trów da­lej znaj­dują się za­tło­czone ulice i sklepy, ha­łas i świa­tła. Dało się sły­szeć każdy krok i każdy trzask ga­łązki. Z runa le­śnego u ich stóp do­bie­gały ta­jem­ni­cze sze­le­sty wy­wo­ły­wane przez nocne zwie­rzątka.

– Da­leko jesz­cze? – za­py­tała panna Mar­ple, prze­kra­cza­jąc ostroż­nie ko­rzeń, który wy­ra­stał na środku ścieżki.

– Jesz­cze tylko ka­wa­łek. Pój­dziemy przez tylne wej­ście, tak bę­dzie szyb­ciej. Jest wpraw­dzie długi pod­jazd, ale do­cho­dzi się do niego od dru­giego końca głów­nej ulicy. Za­raz po­win­naś doj­rzeć świa­tła przy domu. Ma­dame Be­au­temps zo­sta­wia je za­pa­lone przez całą noc, co wy­wo­łało kon­tro­wer­sje wśród lo­kal­nych pta­sia­rzy. Są prze­ko­nani, że prze­pło­szyła wszyst­kie pusz­czyki. Na­prawdę wsa­dziła kij w mro­wi­sko.

– Albo mię­dzy sowy – mruk­nęła panna Mar­ple.

– Nie, Jane – za­prze­czyła Pru­dence. – To po­wie­dze­nie w ogóle tak nie brzmi...

Urwała, kiedy strasz­liwy, nie­ziem­ski, zwie­rzęcy wrzask roz­darł mrok. Jesz­cze przez dłuż­szą chwilę wy­da­wało się, że echo tego dźwięku od­bija się od drzew.

– Zdu­mie­wa­jące – za­uwa­żyła. – Wy­gląda na to, że jed­nak zo­stało jesz­cze kilka pusz­czy­ków. Na czym to ja skoń­czy­łam? Ach tak. Ce­lia Be­au­temps na­ro­biła so­bie wro­gów rów­nież wśród więk­szo­ści chó­rzy­stów. Wspo­mi­na­łam ci już wcze­śniej o Pal­frey­ach, prawda? Po­tem jest śpie­wa­jący ba­sem puł­kow­nik Wo­odage, który nie­na­wi­dzi wszyst­kich Fran­cu­zów. Jego syn stra­cił obie nogi pod­czas wojny, pró­bu­jąc ura­to­wać grupę fran­cu­skich de­zer­te­rów. Zde­ner­wo­wała też z wia­do­mych po­wo­dów pa­nią Pru­frock, po­przed­nią dy­ry­gentkę chóru, która peł­niła tę funk­cję przez ostat­nie trzy de­kady. Są­dzimy, że wie­lebny Pe­abody musi być za­uro­czony Ce­lią Be­au­temps. Usu­nął biedną pa­nią Pru­frock ze sta­no­wi­ska, i to bez uprze­dze­nia.

– Można by przy­pusz­czać, że w ta­kim ra­zie pani Pru­frock bę­dzie miała na pieńku ra­czej z wie­leb­nym, a nie ze swoją na­stęp­czy­nią.

– Być może. Ale do tego wszyst­kiego ma­dame Be­au­temps się uparła, że pani Pru­frock nie po­winna wy­stę­po­wać w so­pra­nach, po­nie­waż nie po­trafi już za­śpie­wać wy­so­kich dźwię­ków. No i jest też Gor­don Ki­pling, psiarz i mistrz ło­wiecki w lo­kal­nym kole my­śliw­skim, rów­nież bas, który twier­dzi, że ma­dame Be­au­temps za­biła mu trzy psy. Dwa dni po tym, jak na­rze­kała na ich szcze­ka­nie, a on mieszka za­raz obok, tuż za tymi drze­wami, zja­dły trutkę dla szczu­rów i zde­chły. A po­tem...

Na­gle Pru­dence wy­dała z sie­bie zu­peł­nie nie­ludzki krzyk. To się stało tak szybko – nie za­uwa­żyły tej po­staci, do­póki nie zna­la­zła się tuż przed nimi, zu­peł­nie jakby wy­sko­czyła z ciem­no­ści. Był to za­ma­sko­wany czło­wiek pę­dzący z prze­ciw­nego kie­runku. Pru­dence za­sty­gła na środku drogi. Na­stą­piło chwi­lowe spo­wol­nie­nie, pod­czas któ­rego nie­zna­jomy jak gdyby się za­wa­hał, nie wie­dząc, jak je omi­nąć. Wtem panna Mar­ple do­strze­gła gwał­towny ruch ręki, po czym Pru­dence pa­dła na zie­mię, la­tarka wy­le­ciała z jej uchwytu, a świa­tło zga­sło z ci­chym „pyk”. Kilka se­kund póź­niej po po­staci nie po­zo­stał ślad. Znowu były same.

 – Pru­dence! – Panna Mar­ple zbli­żyła się do przy­ja­ciółki i z pew­nym tru­dem po­mo­gła jej wstać. – Wszystko w po­rządku? Nic ci się nie stało?

– Nie... nie wiem – od­parła Pru­dence lekko drżą­cym gło­sem. – To zna­czy... chyba nic mi nie jest, o to mi cho­dzi. Po pro­stu... mu­szę zła­pać od­dech. Po­pchnął mnie, Jane! Wi­dzia­łaś?

– Tak, tak, wi­dzia­łam. To prze­ra­ża­jące! Udamy się na po­li­cję? Za­uwa­ży­łam, że mi­ja­ły­śmy po­ste­ru­nek przy głów­nej ulicy...

– Nie – za­pro­te­sto­wała sta­now­czo Pru­dence. – Nie chcę żad­nego za­mie­sza­nia. Ni­czego so­bie nie zła­ma­łam. A jego już dawno nie ma, znik­nął pew­nie gdzieś w tłu­mie. Ni­gdy go nie znajdą. Po pro­stu weź mnie pod rękę. To już tylko ka­wa­łe­czek. – Wy­da­wała się nad po­dziw nie­po­ru­szona ca­łym tym zaj­ściem, ale Pru­dence za­wsze była ze stali.

Gdy panna Mar­ple po­chy­liła się, by wziąć la­tarkę, do­strze­gła, że coś leży tuż obok, na środku ścieżki – w mdłym świe­tle wy­glą­dało na ma­lutki blady ka­myk. Pod­nio­sła go i scho­wała do kie­szeni.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

O au­tor­kach

Na­omi Al­der­man to pi­sarka, która za swą naj­now­szą książkę Siła otrzy­mała w 2017 roku na­grodę Ba­ileys’ Wo­men’s Prize for Fic­tion. W tym sa­mym roku po­wieść ta zna­la­zła się też na szczy­cie li­sty książ­ko­wej Ba­racka Obamy i zo­stała prze­tłu­ma­czona na po­nad trzy­dzie­ści ję­zy­ków. Pierw­szą po­wieść Al­der­man, Nie­po­słu­szeń­stwo, prze­ło­żono na dzie­sięć ję­zy­ków, a w roku 2017 prze­niósł ją na ekran re­ży­ser Se­ba­stián Le­lio, lau­reat Oscara, z Ra­chel We­isz i Ra­chel McA­dams w ro­lach głów­nych. Al­der­man uczyła się pod okiem Mar­ga­ret Atwood i w kwiet­niu 2013 roku zo­stała uznana za jedną z naj­lep­szych bry­tyj­skich pi­sa­rek we­dług ran­kingu Granta’s Best Bri­tish No­ve­li­sts. Jest wy­kła­dow­czy­nią kre­atyw­nego pi­sa­nia na Bath Spa Uni­ver­sity i człon­ki­nią Royal So­ciety of Li­te­ra­ture. Peł­niła także funk­cję pro­du­centa wy­ko­naw­czego te­le­wi­zyj­nej ad­ap­ta­cji Siły przy­go­to­wa­nej przez Ama­zon.

Le­igh Bar­dugo jest pi­sarką, któ­rej utwory fi­gu­rują na li­ście be­st­sel­le­rów „New York Ti­mesa”, oraz au­torką ta­kich po­wie­ści jak Dzie­wiąty dom czy Wrota pie­kieł, a także twór­czy­nią uni­wer­sum Gri­szów – cykl ten obej­muje mię­dzy in­nymi try­lo­gię Cień i kość (ze­kra­ni­zo­waną przez Net­flix), dy­lo­gię Szóstka wron, dy­lo­gię Król z Bli­znami, Ję­zyk cierni, Ży­woty świę­tych. Jej opo­wia­da­nia można zna­leźć w licz­nych an­to­lo­giach, na przy­kład The Best Ame­ri­can Science Fic­tion and Fan­tasy. Mieszka w Los An­ge­les.

Alyssa Cole jest au­torką ro­man­sów, thril­le­rów i po­wie­ści gra­ficz­nych znaj­du­ją­cych się na li­stach be­st­sel­le­rów „New York Ti­mesa” i „USA To­day”. Jej umiej­sco­wiony w cza­sach wojny se­ce­syj­nej ro­mans szpie­gow­ski An Extra­or­di­nary Union zo­stał uznany przez Ame­ri­can Li­brary As­so­cia­tion’s RUSA za naj­lep­szy ro­mans 2018 roku; jej współ­cze­sna ko­me­dia ro­man­tyczna A Prin­cess in The­ory zna­la­zła się na li­ście stu ksią­żek god­nych uwagi roku 2018 „New York Ti­mesa”, a de­biu­tancki thril­ler When No One Is Wat­ching zwy­cię­żył w kon­kur­sie imie­nia Ed­gara Al­lana Po­ego w ka­te­go­rii „Naj­lep­sza książka w mięk­kiej opra­wie” w 2021 roku. Po­wie­ści Cole zy­skały uzna­nie kry­ty­ków „Wa­shing­ton Post”, „Li­brary Jo­ur­nal”, „Kir­kus”, „Buz­z­Feed”, „Book Riot”, „En­ter­ta­in­ment We­ekly” i kilku in­nych ty­tu­łów. Kiedy nie pra­cuje, zwy­kle ogląda anime albo zaj­muje się swoją me­na­że­rią.

Lucy Fo­ley zaj­muje pierw­sze miej­sce na li­stach „Sun­day Ti­mesa” i „New York Ti­mesa” jako au­torka, która może się po­szczy­cić ogól­no­świa­tową sprze­dażą w licz­bie dwóch i pół mi­liona eg­zem­pla­rzy. Jej współ­cze­sne thril­lery kry­mi­nalne Mor­derca jest wśród nas oraz Ide­alny ślub zna­la­zły się na krót­kiej li­ście Year Award Bri­tish Book Awards w ka­te­go­rii „Kry­mi­nał i thril­ler”, zo­stały także wy­brane jako kry­mi­nały roku przez ma­ga­zyny „Ti­mes” i „Sun­day Ti­mes”, a Ide­alny ślub zo­stał do­ce­niony przez Re­ese’s Book Club. Naj­now­szy thril­ler Fo­ley, Pa­ry­ski apar­ta­ment, stał się z dnia na dzień be­st­sel­le­rem „Sun­day Ti­mesa” i do­tarł do pierw­szego miej­sca li­sty „New York Ti­mesa”. Fo­ley mieszka w Bruk­seli z mę­żem i ma­łym syn­kiem.

Elly Grif­fi­ths jest au­torką be­st­sel­le­ro­wej se­rii o dok­tor Ruth Gal­lo­way. Jej pierw­sza po­wieść spoza tego cy­klu, Pu­ste jest pie­kło, zdo­była w 2020 roku na­grodę imie­nia Ed­gara Al­lana Po­ego za naj­lep­szy kry­mi­nał. Druga, PS. Dzięki za zbrod­nie, zna­la­zła się na krót­kiej li­ście kan­dy­da­tów do na­grody Gold Dag­ger sto­wa­rzy­sze­nia CWA[16]. W 2016 roku Grif­fi­ths zo­stała na­gro­dzona Dag­ger in the Li­brary sto­wa­rzy­sze­nia CWA[17] za ca­ło­kształt twór­czo­ści. Jest także au­torką hi­sto­rycz­nej se­rii Bri­gh­ton My­ste­ries oraz cy­klu dla dzieci A Girl Cal­led Ju­stice. The Loc­ked Room (pięt­na­sty tom o Ruth) uka­zał się w lu­tym 2022 roku i był nu­me­rem je­den na li­ście be­st­sel­le­rów „Sun­day Ti­mesa”.

Na­ta­lie Hay­nes jest pi­sarką i pre­zen­terką; jeź­dzi także po świe­cie, opo­wia­da­jąc o współ­cze­snych od­nie­sie­niach do świata sta­ro­żyt­nego. Do tej pory od­wie­dziła trzy kon­ty­nenty. Jej re­tel­lingi grec­kich mi­tów – Ty­siąc okrę­tów i The Chil­dren of Jo­ca­sta – uka­zują ko­biecą per­spek­tywę w opo­wie­ści, a Ty­siąc okrę­tów zna­la­zło się na krót­kiej li­ście w kon­kur­sie Wo­men’s Prize for Fic­tion w 2020 roku. Jej książka non-fic­tion Pan­dora’s Jar, do­ty­cząca ko­biet w mi­to­lo­gii grec­kiej, zna­la­zła się w 2022 roku na li­ście be­st­sel­le­rów „New York Ti­mesa”.

Jean Kwok jest znaną na świe­cie au­torką ta­kich be­st­sel­le­rów jak Girl in Trans­la­tion, Mambo in Chi­na­town i Se­ar­ching for Sy­lvie Lee – ten ostatni ty­tuł szybko stał się be­st­sel­le­rem „New York Ti­mesa”. Jej książki zo­stały wy­dane w dwu­dzie­stu kra­jach i znaj­dują się w pro­gra­mie na­ucza­nia w szko­łach na ca­łym świe­cie. Emi­gro­wała z Hong­kongu na no­wo­jor­ski Bro­oklyn, kiedy miała pięć lat. Przez więk­szość swego dzie­ciń­stwa pra­co­wała w tam­tej­szym Chi­na­town w fa­bryce ubrań. Kwok otrzy­mała ty­tuł li­cen­cjata na Uni­wer­sy­te­cie Ha­rvarda i ty­tuł ma­gi­stra sztuki na Uni­wer­sy­te­cie Co­lum­bia. Obec­nie mieszka w Ho­lan­dii.

Val McDer­mid jest szkocką au­torką be­st­sel­le­rów, a jej książki prze­tłu­ma­czono na po­nad czter­dzie­ści ję­zy­ków. Wie­lo­krot­nie na­gra­dzane se­rie i po­wie­ści były ad­ap­to­wane przez sta­cje te­le­wi­zyjne i ra­diowe – przede wszyst­kim warto wspo­mnieć o se­rii Żą­dza krwi, w któ­rej wy­stę­pują psy­cho­log Tony Hill i de­tek­tyw Ca­rol Jor­dan. McDer­mid otrzy­mała sześć dok­to­ra­tów ho­no­ris causa, jest też człon­ki­nią ho­no­rową St Hilda’s Col­lege w Oks­for­dzie. Wśród jej nie­zli­czo­nych na­gród znaj­dują się Dia­mond Dag­ger sto­wa­rzy­sze­nia CWA za ca­ło­kształt twór­czo­ści i The­ak­stons Old Pe­cu­lier za nie­zwy­kły wpływ na pi­sar­stwo kry­mi­nalne. Val jest także do­świad­czoną pre­zen­terką oraz roz­chwy­ty­waną fe­lie­to­nistką i ko­men­ta­torką w cza­so­pi­smach.

Ka­ren M. McMa­nus jest nu­me­rem je­den na li­stach „New York Ti­mesa” oraz „USA To­day”, a także świa­to­wej sławy be­st­sel­le­rową au­torką thril­le­rów young adult. Wśród jej ty­tu­łów znaj­duje się se­ria Jedno z nas kła­mie, ze­kra­ni­zo­wana jako se­rial te­le­wi­zyjny Ktoś z nas kła­mie w sieci Pe­acock i na plat­for­mie Net­flix; McMa­nus na­pi­sała także po­wie­ści: Dwoje do­chowa ta­jem­nicy, The Co­usins, You’ll Be the De­ath of Me oraz No­thing More to Tell. Po­zy­tyw­nie oce­niane przez kry­ty­ków i wie­lo­krot­nie na­gra­dzane książki Ka­ren zo­stały prze­tłu­ma­czone na po­nad czter­dzie­ści ję­zy­ków.

Dreda Say Mit­chell jest be­st­sel­le­rową i na­gra­dzaną au­torką, która zo­stała od­zna­czona Or­de­rem Im­pe­rium Bry­tyj­skiego przez kró­lową Elż­bietę II za wkład w li­te­ra­turę i pracę edu­ka­cyjną w wię­zie­niach. W 2004 roku zdo­była na­grodę John Cre­asey Me­mo­rial Dag­ger sto­wa­rzy­sze­nia CWA i był to pierw­szy raz, gdy czar­no­skóra bry­tyj­ska au­torka do­stą­piła tego za­szczytu. Dreda Say Mit­chell jest ko­men­ta­torką, pre­zen­terką i dzien­ni­karką wy­po­wia­da­jącą się na te­maty zwią­zane z kul­turą i spo­łe­czeń­stwem; pi­sała dla „Gu­ar­diana”, pre­zen­to­wała fla­gowy pro­gram ar­ty­styczny ra­dia BBC Open Book i po­ja­wiała się w te­le­wi­zji BBC w pro­gra­mach: New­sni­ght, Qu­estion Time oraz The Late Re­view. Jest man­da­ta­riuszką Royal Li­te­rary Fund i am­ba­sa­dorką Re­ading Agency. Jej ro­dzina po­cho­dzi z pięk­nej ka­ra­ib­skiej wy­spy Gre­nady, a jej imię ma ko­rze­nie ir­landz­kie i wy­ma­wia się je z dłu­gim „ee” w środku.

Kate Mosse jest be­st­sel­le­rową au­torką dzie­się­ciu po­wie­ści i an­to­lo­gii, czte­rech ksią­żek non-fic­tion i czte­rech sztuk. Wśród jej dzieł można wy­mie­nić cykl Lan­gwe­do­cja (La­bi­rynt, Gro­bo­wiec i Ci­ta­del), The Bur­ning Cham­bers, The City of Te­ars oraz prozę go­tycką Zi­mowe zjawy i The Ta­xi­der­mist’s Dau­gh­ter. Jej dzieła non-fic­tion to mię­dzy in­nymi An Extra Pair of Hands oraz War­rior Qu­eens & Qu­iet Re­vo­lu­tio­na­ries: How Wo­men (Also) Bu­ilt the World, opu­bli­ko­wane w paź­dzier­niku 2022 roku i oparte na jej glo­bal­nej kam­pa­nii #wo­ma­nin­hi­story. Jest fun­da­torką na­grody The Wo­men’s Prize for Fic­tion, człon­ki­nią Royal So­ciety of Li­te­ra­ture, pa­tronką Chi­che­ster Fe­sti­val of Mu­sic, Dance and Spe­ech i pro­fe­sor wi­zy­tu­jącą na wy­dziale kre­atyw­nego pi­sa­nia li­te­ra­tury współ­cze­snej na Uni­ver­sity of Chi­che­ster.

Ruth Ware to bry­tyj­ska au­torka be­st­sel­le­rów. Jej thril­lery: W ciem­nym, mrocz­nym le­sie, Dziew­czyna z ka­biny nu­mer 10, Gra w kłam­stwa, Śmierć pani We­sta­way, Pod klu­czem i Jedno po dru­gim, zna­la­zły się na li­stach be­st­sel­le­rów na ca­łym świe­cie, w tym na li­stach „Sun­day Ti­mesa” i „New York Ti­mesa”. Sprze­dano prawa do fil­mo­wych i te­le­wi­zyj­nych ekra­ni­za­cji jej po­wie­ści, a książki prze­tłu­ma­czono na po­nad czter­dzie­ści ję­zy­ków. Ruth wraz z ro­dziną mieszka nie­da­leko Bri­gh­ton.

Przy­pisy

[1] Bry­tyj­skie święto lu­dowe ob­cho­dzone hucz­nie 5 li­sto­pada, w rocz­nicę wy­kry­cia tak zwa­nego spi­sku pro­cho­wego, w któ­rym za­ma­chowcy pla­no­wali wy­sa­dze­nie Izby Lor­dów za po­mocą be­czek wy­peł­nio­nych pro­chem. Guy Faw­kes na­le­żał do spi­skow­ców (wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od tłu­maczki).
[16] Bry­tyj­ska na­groda li­te­racka przy­zna­wana co­rocz­nie przez Sto­wa­rzy­sze­nie Pi­sa­rzy Li­te­ra­tury Kry­mi­nal­nej.
[17] Do­roczna na­groda przy­zna­wana przez bry­tyj­skie Sto­wa­rzy­sze­nie Pi­sa­rzy Li­te­ra­tury Kry­mi­nal­nej „ży­ją­cemu au­to­rowi, który spra­wił naj­wię­cej przy­jem­no­ści czy­tel­ni­kom”.